Małżonkowie z Werony - Louise Fuller - ebook

Małżonkowie z Werony ebook

Fuller Louise

3,6

Opis

Angielka Juliet Jones i wywodzący się z książęcego rodu Werony Ralph Castellucci zakochali się w sobie i bardzo szybko się pobrali. Niedługo po ślubie Juliet zaczyna podejrzewać, że mąż ją zdradza, i odchodzi od niego. Zamierza wystąpić o rozwód. Zgadza się jeszcze tylko ostatni raz odegrać rolę żony podczas rodzinnej uroczystości w Weronie. Jednak Ralph nie zamierza pozwolić Juliet odejść. Mają sobie nawzajem wiele do wyjaśnienia…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 144

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,6 (8 ocen)
2
2
3
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Louise Fuller

Małżonkowie z Werony

Tłumaczenie: Anna Dobrzańska-Gadowska

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2022

Tytuł oryginału: Italian’s Scandalous Marriage Plan

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2021

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2021 by Louise Fuller

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2022

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-8426-4

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Stojąc na palcach, Juliet spróbowała wepchnąć niewielką walizkę na półkę nad fotelami. Nie było to łatwe, ponieważ za jej plecami pasażerowie przepychali się w obie strony. Walizka zatrzymała się na jakimś przedmiocie, więc popchnęła ją mocniej.

– Pani pozwoli, że pomogę – odezwał się męski głos z wyraźnym włoskim akcentem, podczas gdy silne ręce chwyciły jej walizkę z obu stron. – No, zrobione…

Juliet odwróciła się i spojrzała prosto w oczy koloru świeżo zaparzonej kawy.

– Dziękuję – powiedziała cicho.

Mężczyzna z uśmiechem skinął głową.

– Cała przyjemność po mojej stronie – rzekł. – Życzę przyjemnego lotu. i proszę dać mi znać, gdyby potrzebowała pani pomocy przy zdejmowaniu walizki. Siedzę niedaleko, o tam…

– To bardzo miło z pana strony.

Z mocno bijącym sercem opadła na swój fotel. Idiotka ze mnie, pomyślała, patrząc na rozciągający się za oknem szary pas startowy. Jak mogłam pomyśleć, że to Ralph, skąd biorą się w mojej głowie te romantyczne bzdury, naprawdę…

Jej mąż ją zdradzał, a ich małżeństwo, choć formalnie wciąż istniejące, w rzeczywistości przestało już istnieć. W przeciwieństwie do imienniczki bohaterki z dramatu Szekspira oraz jej ukochanego Romea, związek Juliet i Ralpha unicestwiły nie walczące z sobą rodziny, lecz oni sami.

Nie ulegało jednak najmniejszej wątpliwości, że w ogóle nie powinni byli wstępować w związek małżeński.

Aby się trochę uspokoić, Juliet sięgnęła po tkwiącą w kieszeni z tyłu fotela przed nią kartkę z instrukcjami na wypadek katastrofy. Seria ilustracji przedstawiała młodą kobietę z entuzjazmem skaczącą na nadmuchiwaną zjeżdżalnię podstawioną do wyjścia z samolotu.

Te ilustracje idealnie przedstawiały to, co zrobiła Juliet – wykonała skok w nieznane z głupią nadzieją, że mimo wszystkich przeciwności wszystko jakoś się ułoży. i że tym razem obietnica, w którą ślepo uwierzyła, zostanie dotrzymana.

Nadzieja matką głupich.

Zaczerwieniła się gwałtownie na samą myśl o swoim małżeństwie z Ralphem Castelluccim, małżeństwie, które przetrwało zaledwie sześć miesięcy.

Poznali się w Rzymie, stolicy romantycznej miłości, chociaż Juliet nie szukała uczucia. Nic z tych rzeczy. Szukała wtedy kota.

Wracając z Koloseum, usłyszała żałosne miauczenie. Kiedy w końcu zorientowała się, że dźwięk dobiega z wejścia do burzowego kanału, lunął deszcz, gwałtowny, jak zwykle w styczniu we Włoszech.

Przechodnie rzucili się do ucieczki.

Wszyscy z wyjątkiem Ralpha, który zatrzymał się, by jej pomóc.

i w nagrodę został dotkliwie podrapany.

W drodze do szpitala, gdzie Ralph dostał zastrzyk przeciwtężcowy, Juliet dowiedziała się, że jego matka była Angielką, a ojciec Włochem, na dodatek z Werony. I oczywiście zakochała się bez pamięci.

W ciągu tych kilku godzin Ralph stał się dla niej całym światem. Nagle odkryła, że bez niego nie potrafi oddychać ani poruszać się. Pragnęła go jak narkotyku, całkowicie uzależniona od jego uśmiechu, głosu i dotyku.

Przez następne trzy tygodnie nie rozstawali się ani na chwilę, a potem Ralph poprosił ją o rękę.

Już w szpitalu zwróciła uwagę na pierścionek na jego małym palcu, pierścionek z ozdobną literą „C” i wizerunkiem ufortyfikowanego zamku, lecz dopiero później dowiedziała się, co oznacza to godło i z jakiej rodziny pochodzi jej ukochany.

Ród Castelluccich wywodził się bezpośrednio od książąt Werony. Ralph od urodzenia żył w świecie, gdzie każda jego potrzeba i życzenie były natychmiast zaspokajane. Gdy poznał Juliet, zapragnął ją mieć, i to pożądanie, mimo wszystkich kłamstw oraz oszustw, było niewątpliwie prawdziwe.

Juliet nie zdawała sobie jednak sprawy, że Ralph mógł równocześnie pragnąć i jej, i innych kobiet, ponieważ w jego rozumieniu seksualna ekstaza nie ograniczała się jedynie do przeżyć w małżeńskim łożu. Bogaci, wpływowi mężczyźni zachowywali się tak od wieków, od początku historii, na całym świecie – żenili się, ale mieli także kochanki.

W swojej wielkiej naiwności Juliet uznała, że płonąca między nimi namiętność będzie jak tarcza, że uczucie, które ich połączyło, okaże się wyjątkowe. Teraz przypomniała sobie moment, w którym zobaczyła swojego męża wsiadającego do samochodu z ciemnowłosą pięknością, i z całej siły zacisnęła palce na oparciu fotela.

Cóż, trzeba przyznać, że nie chciała widzieć ostrzegawczych sygnałów.

A przecież wiedziała, że przyjaciele i znajomi Ralpha tak właśnie żyją, docierały do niej rozmaite plotki, a w palazzo ukochanego ze ścian patrzyły na nią portrety nie tylko żon, ale i niezliczonych kochanek jego przodków. Na dodatek jako cudzoziemka i osoba spoza sfery, bez majątku i koneksji, nieraz słyszała słabo zawoalowane uwagi, że powinna być szczęśliwa, że w ogóle dopuszczono ją do towarzystwa, i że z całą pewnością nie powinna liczyć na zmianę reguł gry.

Reguł, których istnienia nikt przed nią nie ukrywał. Wynikało z nich jasno, że członkowie rodziny Castelluccich mieli wszelkie prawo do zdrady, o ile tylko informacje o ich poczynaniach nie docierały do mediów i nie trafiały do rozwodowych akt. Ba, więcej, zdrada była w pełni akceptowana i uważana za zjawisko pozytywne w małżeństwie.

Juliet nie miała najmniejszego zamiaru stosować się do tych zasad.

Może gdyby Ralph wykazał chęć do rozmowy, dałaby mu drugą szansę, lecz on stanowczo odmówił, a kiedy kazała mu wybierać, nadal spodziewał się, że tego samego wieczoru żona będzie mu towarzyszyć na aukcji dzieł sztuki, z której wpływy miały zostać przeznaczone na działalność organizacji charytatywnych. Kiedy oświadczyła, że z nim nie pójdzie, poszedł sam.

Przygryzła wargę, przypominając sobie wyraz jego twarzy, gdy jej powiedział, żeby na niego nie czekała.

Teraz musieli odbyć jeszcze tylko jedną rozmowę. Ostatnią.

Jednak najpierw Juliet czekały chrzciny.

Wstrząsnęła się, bo po plecach przebiegł jej dreszcz. Kiedy Lucia i Luca poprosili ją, by została matką chrzestną Raffaellego, była dumna i szczęśliwa. Niestety, Ralph był najbliższym przyjacielem Luki, więc naturalnie to on miał trzymać dziecko do chrztu razem z Juliet. Oznaczało to, że Ralph będzie i w kościele, i na przyjęciu po ceremonii. Juliet przyjęła to już do wiadomości, jednak jeśli chodzi o bal…

Słynny Bal Castelluccich był jedną z najbardziej wyczekiwanych imprez w towarzyskim kalendarzu Werony, ale nawet stado dzikich koni nie zaciągnęłoby tam Juliet. Postanowiła odegrać rolę dobrej żony na chrzcinach latorośli swoich przyjaciół, i na tym koniec. Jej niewierny mąż mógł robić, co mu się żywnie podobało.

Kąciki jej ust zadrgały w złowróżbnym uśmiechu. Zdawała sobie sprawę, że Ralph nie wybaczy jej, jeśli zlekceważy jego bal, ale miała to w nosie. Nadal, pięć tygodni po ucieczce z pałacu w Weronie, serce ściskało jej się z bólu na myśl, że jej małżeństwo dobiegło końca i że nie może już marzyć o własnym dziecku.

Odchyliła głowę na oparcie fotela i zamknęła oczy. Bardzo chciała mieć dziecko, a Ralph podzielał jej pragnienia. Planowała odstawić pigułkę, lecz los miał dla niej inne plany. Teść Juliet, Carlo, trafił do szpitala i trudna rzeczywistość odsunęła marzenia na bok.

Nie powiedziała Ralphowi, że nadal przyjmuje pigułki, nie dlatego, żeby chciała to przed nim ukryć, ale z braku czasu i okazji, najzwyczajniej pod słońcem. I nic dziwnego, bo przecież nigdy ze sobą nie rozmawiali.

Ralph często wyjeżdżał, Juliet nie pracowała i nagle okazało się, że decyzja o dalszym stosowaniu antykoncepcji jest jedyną sferą życia, nad którą miała jeszcze kontrolę.

A potem zobaczyła go z kochanką i zrozumiała, że jest już za późno. Na wszystko.

Przez moment kusiło ją, by zrobić to, co kiedyś jej matka, czyli zajść w ciążę i machnąć ręką na konsekwencje, nie była jednak w stanie zapomnieć, że to ona była jedną z konsekwencji jednostronnej decyzji matki. I że nieszczęśliwi małżonkowie, niezależnie od tego, jak bogaci, prawie nigdy nie są dobrymi i szczęśliwymi rodzicami.

Samolot punktualnie wylądował na lotnisku w Weronie. Dzień był piękny i mimo wszystkich trosk Juliet uśmiechnęła się do siebie. Chrzciny były wyjątkową, cudowną uroczystością i Juliet postanowiła cieszyć się każdą chwilą.

Podeszła do stanowiska kontroli i podała paszport śmiertelnie znudzonemu urzędnikowi. Wiedziała, że spotkanie z Ralphem nie będzie łatwe, była jednak gotowa ostatni raz wystąpić w roli jego żony, dla dobra Lucii i Luki.

– Grazie.

Schowała paszport do torby, nasunęła na czoło daszek baseballowej czapki, włożyła ciemne okulary i szybkim krokiem ruszyła w stronę wyjścia. Nie miała cienia wątpliwości, że Ralph zachowa się jak przykładny małżonek – był zdradliwym kłamcą, to fakt, ale przede wszystkim członkiem rodu Castelluccich i jako taki nie znosił skandali.

– Scusi, signora Castellucci?

Brązowe oczy Juliet rozszerzyły się na widok dwóch umundurowanych kobiet, które nagle zastąpiły jej drogę. Zdjęła okulary i popatrzyła na ich identyfikatory. Nie, nie były to policjantki, chyba raczej straż lotniskowa…

– Tak, to ja – odparła szybko.

Młodsza z kobiet podeszła bliżej.

– Pozwoli pani z nami, dobrze?

Serce Juliet zabiło szybciej. Pytanie zostało zadane uprzejmym tonem, nie mogła jednak pozbyć się wrażenia, że nie ma wyboru.

– Coś się stało? – zagadnęła, chociaż było dla niej oczywiste, że nie zrobiła przecież nic złego.

Tak czy inaczej, podobnie jak większość ludzi, w obecności przedstawicieli służb mundurowych natychmiast ogarniało ją poczucie winy, zupełnie jakby świadomie popełniła tysiąc wykroczeń.

– Mam pokazać bilet? – Sięgnęła do torby. – Mam go w telefonie…

Druga kobieta także postąpiła krok w jej stronę.

– Proszę pójść z nami, signora Castellucci.

Juliet zawahała się, niepewna, czy nie powinna najpierw poprosić o wyjaśnienia. Tyle tylko, że to pewnie zajęłoby sporo czasu, a ona naprawdę chciała jak najszybciej znaleźć się w hotelowym pokoju i wziąć prysznic.

Mięśnie jej ramion napięły się boleśnie, kiedy młodsza z kobiet odwróciła się i zaczęła rozmawiać przez krótkofalówkę. Nie mogła całkowicie wykluczyć, że ktoś ją rozpozna, a przecież w żadnym razie nie chciała zwracać na siebie uwagi.

Może powinna zadzwonić do Lucii i poprosić ją… No, o co? Żeby potrzymała ją za rękę?

Lucia była jej przyjaciółką i w pierwszym okresie małżeństwa, kiedy nowy świat wydawał się Juliet dziwny i trochę przerażający, wiernie podtrzymywała ją na duchu, czasami naprawdę trzymając ją za rękę. Tyle tylko, że Juliet była już jednak dużą dziewczynką, a Lucia miała teraz maleńkie dziecko, którym musiała się opiekować.

Co więcej, Juliet dobrze znała Lucię i doskonale wiedziała, że gdyby teraz zatelefonowała do przyjaciółki, ta na pewno przyjechałaby na lotnisko, a to i tak nic by nie dało, bo przecież powodem całej tej sytuacji musiało być jakieś nieporozumienie.

– Proszę za mną – odezwała się druga kobieta.

Juliet skinęła głową, starając się ukryć zdenerwowanie. Opuściły salę przylotów i ruszyły dalej pozbawionymi okien korytarzami. Mijający je ludzie zerkali na nie z zaciekawieniem.

– Tędy, proszę.

Przeszklone drzwi rozsunęły się i Juliet wyszła na zewnątrz, mrużąc oczy w blasku słońca. Wtedy zobaczyła samochód, długi i ciemny, jednocześnie anonimowy i niepokojąco dobrze znany, podobnie jak Marco, siedzący za kierownicą szofer.

Jednak to nie widok kierowcy sprawił, że serce nie tyle podeszło, co podskoczyło jej do gardła. Nie, przyczyną tej reakcji był wysoki, ciemnowłosy mężczyzna w idealnie skrojonym garniturze, w tej chwili odwrócony do niej plecami.

Nie, pomyślała. Tylko nie to. Nie tutaj, nie teraz. Jeszcze nie teraz.

Nie była w stanie zrozumieć, skąd się tutaj wziął. Jakim cudem, dlaczego? Nikomu nie mówiła, o której godzinie przyleci, nawet Lucii nie zdradziła szczegółów.

A jednak był tutaj. Ralph, jej mąż, czy też może raczej prawie były mąż.

Chwilę wpatrywała się w niego w milczeniu. Jeszcze stosunkowo niedawno rzuciłaby mu się w ramiona, lecz teraz głos zdrowego rozsądku podpowiadał jej, że powinna odwrócić się i pobiec w odwrotnym kierunku. Pewnie posłuchałaby tego głosu, gdyby nie to, że wszystkie mięśnie w jej ciele nagle obróciły się w kamień, i mogła tylko patrzeć bez słowa, jak młodsza kobieta podchodzi do Ralpha i wykonuje krótki gest w jej stronę.

– Vostro moglie, signor Castellucci.

Pańska żona, panie Castellucci…

Juliet wstrzymała oddech z wrażenia. Wszystko wskazywało na to, że została po prostu dostarczona na miejsce, niczym jakaś przesyłka czy zgubiony bagaż. Jej palce mocno zacisnęły się na pasku torby, gdy Ralph nieśpiesznie odwrócił się twarzą do niej.

– Grazie.

Lekko skinął głową, zupełnie jakby odprawiał pokojówkę, która przyniosła kawę do ogromnego salonu w jego piętnastowiecznym palazzo.

Juliet nadal obserwowała go, ledwie świadoma, że obie strażniczki odeszły. Minęło pięć tygodni, odkąd widziała męża ostatni raz, i w tym czasie jej wyobraźnia uczyniła z niego kogoś w rodzaju czarnego charakteru z pantomimy, lecz teraz jego męska uroda znowu poruszyła ją do głębi.

Ralph miał oczy koloru plastra dojrzałego miodu, wysokie kości policzkowe i piękne, szerokie usta, ale to nie idealna symetria jego rysów przykuła jej uwagę. Wielu aktorów i modeli miało szlachetne twarze, lecz pod nieskazitelnie złocistą skórą Ralpha kryło się coś jeszcze, coś, co sprawiało, że nawet w gęstym tłumie wszystkie spojrzenia skupiały się właśnie na nim.

Emanująca z niego władczość była niewątpliwie dziedzictwem wielu pokoleń Castelluccich i brała się z mocnego przekonania, że świat istnieje po to, by spełniać jego potrzeby i zachcianki. Że jego zadowolenie i szczęście jest ważniejsze od uczuć innych ludzi.

Tak, nawet jego żony.

Gdy podszedł do niej, zrozumiała, że zdążyła już zapomnieć, jak lekko się porusza i jakie wrażenie wywiera na niej jego fizyczna bliskość. Nie miała pojęcia, dlaczego nadal tak gwałtownie reaguje na jego obecność, dlaczego nawet teraz, po tym wszystkim, co zrobił, wciąż wydaje jej się tak bardzo atrakcyjny.

Przystanął tuż przed nią, delikatnie uniósł jej podbródek i zdjął z jej głowy czapkę.

– Sprawiłem ci niespodziankę? – zagadnął cicho.

Gdy uniósł rękę w rozkazującym geście godnym rzymskiego cezara, szofer wyskoczył z samochodu i otworzył drzwi, a Juliet, bardziej z przyzwyczajenia niż uległości, bez słowa wsiadła do środka. Drzwi zatrzasnęły się, te z drugiej strony otworzyły i Ralph zajął miejsce obok niej. Auto gładko ruszyło i mięśnie brzucha Juliet ścisnęły się gwałtownie.

– Miałaś dobrą podróż?

Jego pytanie wreszcie wzbudziło jej gniew, bo zabrzmiało tak, jakby właśnie wróciła z krótkich wakacji. Informacja, którą zostawiła mu przed pięcioma tygodniami, tuż przed wyjazdem z Werony, może i nie była jednoznaczna, ale wiadomość, którą tydzień temu nagrała na jego poczcie głosowej, niewątpliwie rozwiewała wszelkie niedomówienia.

Juliet powiedziała mu wtedy, że zaraz po chrzcinach wraca do Anglii i chce wystąpić o rozwód. Następne dni przeżyła w stanie wielkiego napięcia, pełna obaw co do reakcji męża, teraz zdała sobie jednak sprawę, że niepotrzebnie się zadręczała.

Ralph najwyraźniej jej nie uwierzył.

Dla niego wszystko to razem, jej wyjazd i prośba o rozwód, było jedynie burzą w filiżance z espresso, niegroźnym zawirowaniem, które wymagało zastosowania odrobiny słynnej dyplomacji Castelluccich. Dlatego przyjechał po nią na lotnisko, zakładając, że wycofa się ze swoich „kaprysów”, podobnie jak wszystkie inne żony Castelluccich na przestrzeni wieków.

Cóż, skoro tak to sobie wyobrażał, to trudno. Świadomość, że Juliet mówiła poważnie, dotrze do niego razem z dokumentami rozwodowymi przesłanymi przez jej adwokata. Stłumiła wściekłość i podniosła głowę.

– Tak, dziękuję – odparła chłodno. – Ale niepotrzebnie się fatygowałeś, sama świetnie sobie radzę.

– Chyba jednak nie.

Zmrużyła oczy.

– O co ci chodzi?

– Głównie o to, bella, że nie przestrzegasz zasad, chociaż dobrze znasz ryzyko. Gdyby nie ja, wyszłabyś z lotniska bez ochrony i…

–I złapałabym taksówkę – rzuciła. – Jak każda normalna osoba.

W jego złocisto-brązowych oczach zapłonął jasny ognik.

– Nie jesteś normalną osobą – wycedził. – Należysz do rodziny Castelluccich, a to czyni cię celem dla ludzi o wątpliwych charakterach, czyli naraża na spore ryzyko w wielu sytuacjach, które innym mogą się wydawać najzupełniej niewinne. Potrzebujesz ochrony, moja droga.

Juliet mocno zacisnęła usta. Potrzebowała ochrony, ponieważ siedzący obok niej mężczyzna stanowił o wiele większe zagrożenie dla jej zdrowia i szczęścia niż jakikolwiek hipotetyczny bandzior.

– Jeżeli już skończyłeś mnie pouczać…

– Jeszcze nie – przerwał jej. – Nie przestrzegając reguł, stajesz się nie tylko celem, ale i obciążeniem, ponieważ utrudniasz wykonywanie obowiązków ludziom odpowiedzialnym za twoje bezpieczeństwo.

Gorący rumieniec w jednej chwili oblał policzki Juliet. Ralph miał rację, rzecz jasna. Ten temat poruszył pierwszy raz, kiedy w końcu powiedział jej o swojej rodzinie, o tym, że przynależność do rodu Castelluccich jest ogromnym przywilejem, ale ma też pewne minusy. Wciąż pamiętała, jak wyliczał je na palcach – wyłudzenia, napady rabunkowe, porwania dla okupu, i tak dalej.

Pośpiesznie przywołała się do porządku. Dzisiejsze zagrożenie było minimalne, bo przecież było jasne, że Ralph kazał ją śledzić przez cały czas jej pobytu w Anglii. Inaczej nie wiedziałby przecież, na który lot wykupiła bilet, prawda?

A skoro mowa o łamaniu zasad, to ona mogła wymienić co najmniej kilka złamanych przez niego.

– Ludzie, którzy mieszkają w szklanych domach, nie rzucają kamieniami – odparła sucho.

Ralph ani na moment nie spuścił wzroku.

– Ale ja nie mieszkam ani w szklanym domu, ani w żadnym innym, bella. Mieszkam w pałacu, tak samo jak ty.

Przez parę sekund myślała o pięknym pałacu, w którym razem mieszkali przez sześć miesięcy, o ponadczasowym pięknie wysoko sklepionych pokoi, ozdobionych freskami i wspaniałymi dziełami sztuki, o porośniętych powojem balkonach z widokiem na cudowny ogród, i o innych zaletach całej posiadłości.

A potem nagle oprzytomniała.

Czy Ralph naprawdę wyobrażał sobie, że musi jej tylko przypomnieć, co może stracić, by do niego wróciła? Naprawdę nie rozumiał, że straciła już wszystko, co miało dla niej jakiekolwiek znaczenie?

Usiłując nie okazać, co czuje, powoli ściągnęła włosy w luźny koński ogon na karku.

– Po co przyjechałeś? – spytała cicho.

Kącik ust Ralpha uniósł się w lekkim uśmiechu.

– Dbam o to, co do mnie należy.

Popatrzyła na niego z niedowierzaniem. Jak mógł powiedzieć coś takiego po tym, co zrobił? Przecież złamał jej serce.

Ale oczywiście w szerszej perspektywie przynależność do klanu Castelluccich powinna zrekompensować złamane serce, zranione ego oraz inne podobne drobiazgi, a w każdym razie tak jej mówiono… Tyle tylko, że wszystkie te rekompensaty – bogactwo Ralpha, jego koneksje i status społeczny – nic dla niej nie znaczyły. Kompletnie nic. Właśnie dlatego go zostawiła.

– Zatrudniasz przecież wiele osób – powiedziała. – Trzeba było wysłać kogoś po mnie.

Lekko wzruszył ramionami.

– Chciałem odebrać moją żonę z lotniska. – Zajrzał jej w oczy. – Nadal jesteś moją żoną, Giulietto.

Drgnęła, mimo wszystko poruszona. Wszyscy nazywali ją Letty”, tylko Ralph używał jej pełnego imienia, we włoskiej wersji, i teraz jego łagodny głos był jak pieszczota, której wcale nie chciała. W jego oczach wyczytała gniew i urażoną ambicję, do tej pory starannie maskowane.

Na tym polegał problem – Ralph zawsze ukrywał uczucia, zawsze trzymał emocje na wodzy. Odsłaniał się tylko wtedy, gdy byli sami, całkowicie pochłonięci spalającą ich namiętnością. Tak, wtedy był innym człowiekiem, wtedy niczego nie udawał.

W Anglii Juliet była głęboko przekonana, że między nimi wszystko skończone, lecz teraz, patrząc w oczy męża, powoli traciła tę pewność. Nie mogła jednak wyrzucić z pamięci tego, co widziała na własne oczy.

Ralph miał romans.

Z mocno bijącym sercem wpatrywała się w niego bez słowa, czując, jak w jej brzuchu twardnieje węzeł gniewu. Oszukał ją i zdradził, okłamał ją z całą bezwzględnością, a sądząc po tym, że w ciągu pięciu tygodni jej nieobecności nawet nie próbował się z nią skontaktować, wszystko wskazywało na to, że doskonale się bawił ze swoją ciemnowłosą kochanką.

Na myśl o nich dwojgu nagle zrobiło jej się niedobrze. Uświadomiła sobie, że nie ma sensu odwlekać tego, co nieuniknione.

– Już niedługo – powiedziała.

W jego oczach zabłysnął jasny płomień i po plecach Juliet przebiegł dreszcz.

– Tak sądzisz? – Lekko uniósł jedną brew.

Żałowała, że nie ma przy sobie wypełnionego z pomocą adwokata wniosku o rozwód, który teraz mogłaby rzucić mu prosto w tę arogancką twarz. I że nie potrafi całkowicie otrząsnąć się z wrażenia, jakie zrobiło na niej to tak niedbale rzucone pytanie.

– Nie dostałeś wiadomości ode mnie?

– Ach, tak, ta wiadomość… – Skinął głową z miną godną producenta płyt, któremu dobrze rokująca piosenkarka przysłała nagrania kompletnie beznadziejnych utworów. – Pomyślałem, że to była tylko przesadnie dramatyczna reakcja, efekt bliskiego kontaktu z londyńskimi teatrami…

Juliet nie spuściła wzroku.

– Chcę rozwodu.

Jeżeli spodziewała się jakiejś reakcji, spotkało ją rozczarowanie, bo Ralph tylko pokręcił głową.

– Nie ma mowy, bella – powiedział cicho, ale zdecydowanie.

– To nie zależy od ciebie.

Zmierzył ją chłodnym spojrzeniem spod ściągniętych brwi.

– Teraz naprawdę dramatyzujesz.

Miała tak wielką ochotę go uderzyć, że powstrzymała się z najwyższym trudem.

– Chcę dostać rozwód – powtórzyła. – To wszystko.

Nie były to tylko puste słowa. Nic więcej od niego nie chciała, zależało jej wyłącznie na tym, by jak najszybciej zostawić to małżeństwo za sobą i wyrzucić je z pamięci.

– Nie stosuję teatralnych efektów i nie chcę pieniędzy. Oczekuję tylko jednego: twojej zgody na rozwód.

Przez jego twarz przemknął jakiś cień.

– I co mam na to powiedzieć, Giulietto?

– Masz się zgodzić, nic więcej. – Juliet zacisnęła dłonie. – Posłuchaj, oboje doskonale wiemy, że nie pasujemy do siebie.

Pewnie głównie dlatego, że w tym małżeństwie pojawiła się trzecia osoba, przemknęło jej przez głowę.

– A w tej sytuacji to najlepsze rozwiązanie, co? – zagadnął. – Kiedy coś marnie działa, trzeba się tego pozbyć, i to jak najszybciej.

Popatrzyła na niego z niedowierzaniem. Jak mógł wygadywać takie bzdury po tym, co sam zrobił?

– Nasze małżeństwo od dawna nie ma dla ciebie najmniejszego znaczenia – odparła twardo.

– A jednak to ty chcesz je zakończyć…

Juliet wzięła głęboki oddech, próbując zapanować nad wściekłością.

– Bo masz romans!

Samo wypowiedzenie tych słów na głos było bolesne, lecz Ralphowi nawet nie drgnęła powieka.

– To ty tak twierdzisz – rzekł. – Ja ci powiedziałem, że nie mam romansu.

– Podjęłam już decyzję, więc możesz przestać kłamać.

Ralph zmrużył oczy.

– Nie kłamałem – oświadczył. – To ty postanowiłaś mi nie wierzyć i nadal trzymasz się tej decyzji.

Juliet świetnie pamiętała tamtą kłótnię, swoje gniewne oskarżenia i jego monosylabiczne zaprzeczenia.

– Nie wierzę ci, ponieważ na własne oczy widziałam cię z inną kobietą. – Powoli wypuściła powietrze z płuc. – Czy to wszystko?

– Nic z tych rzeczy. – Ralph zacisnął usta. – Błędnie osądziłaś to, co zobaczyłaś, i nie chcesz nawet dopuścić do siebie myśli, że może nie masz racji.

– Bo to najzwyklejsze bzdury – rzuciła gorzko. – Ale niech będzie, w takim razie wyjaśnij mi, co to było.

Milczał tak długo, że w końcu zwątpiła, czy w ogóle się odezwie.

– Nie miało to żadnego związku z nami – oznajmił wreszcie. – I nie stanowiło żadnego zagrożenia dla naszego małżeństwa.

– Ach, rozumiem. – Juliet z ironicznym uśmiechem pokiwała głową. – Chodzi ci o to, że to nie było nic poważnego, tak? I ten argument ma wszystko usprawiedliwić? A ja powinnam się cieszyć, że to tylko przelotny romansik, i w ogóle nie poruszać tematu, prawda?

– Przekręcasz moje słowa.

Ból głowy pulsował w skroniach Juliet. Była idiotką, naprawdę, bo przez moment wierzyła, że jakimś cudem do niego dotarła.

– Nie zamierzam z tobą dyskutować – wycedziła dobitnie. – A w każdym razie na pewno nie teraz.

Nachyliła się i zastukała w szybę oddzielającą ich od szofera.

– Mógłbyś zawieźć mnie pod ten adres, Marco? – zapytała, pokazując mu ekran komórki. – To niedaleko szpitala.

– Co ty wyprawiasz? – W głosie Ralpha zabrzmiała niebezpieczna nuta.

Juliet wzięła głęboki oddech.

– Jadę do hotelu.

– Do hotelu? – powtórzył.

– Tak, do hotelu – prychnęła. – To takie miejsce, gdzie ludzie zatrzymują się na noc podczas podróży. A mówiąc poważnie, sądzę, że najlepiej będzie, jeżeli teraz będziemy trzymać się z daleka od siebie.

Długo błądził po jej twarzy badawczym wzrokiem.

– Myślę, że niepokoisz się, czy zdołasz mi się oprzeć – powiedział.

Lekceważąco machnęła ręką.

– Nie, nie chcę tylko, żebyś zjawił się na chrzcinach z podbitym okiem. Tak czy inaczej, nie musisz się martwić – podczas uroczystości odegram rolę twojej żony, a pokój w hotelu zarezerwowałam na swoje panieńskie nazwisko.

– Pokaż mi tę rezerwację.

Wzruszyła ramionami i podsunęła mu komórkę.

– Nie znam tego hotelu. – Lekko zmarszczył brwi.

Zero zdziwienia, pomyślała. Zdaniem Ralpha, jego rodziny i przyjaciół, w Weronie istniał tylko jeden hotel, pięciogwiazdkowy Due Torri.

– To tylko na jedną noc – powiedziała. – Zależy mi na czystym i spokojnym miejscu, nie mam większych wymagań.

– Nie wątpię, że jest tam czysto i spokojnie, ale…

Gdy zawiesił głos, po plecach przebiegł jej zimny dreszcz. Nagle zorientowała się, że coś tu jest nie tak, a tym czymś był wyraźny dysonans między rozsądnym tonem głosu jej męża i dziwnym błyskiem w jego oczach.

– Ale co? – ponagliła go.

– Ale to bez znaczenia, bo i tak tam się nie zatrzymasz – dokończył.

– Jak to nie? – Juliet podniosła głowę. – Jasne, że się tam zatrzymam, a ty nic nie możesz na to poradzić.

Ralph z wyraźną satysfakcją pokręcił głową.

– Bardzo się mylisz – oznajmił. – Wydałem już polecenie, by odwołano twoją rezerwację. Czas wracać do domu, bella.

ROZDZIAŁ DRUGI

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY