Księga ognia - Papież Franciszek, Stefan von Kempis - ebook

Opis

Daj się rozpalić Słowu

Stary i zniszczony egzemplarz Biblii towarzyszy Franciszkowi od kilkudziesięciu lat. To najcenniejszy skarb naszego papieża, świadek jego radości i płaczu, prawdziwe źródło jego Ewangelicznej energii.Dla Franciszka Biblia nie jest pięknym utworem literackim, czy obiektem jałowych akademickich dyskusji. Jest Słowem Bożym. Żywą księgą, która płonie jak ogień.

W Księdze ognia fragmentom Starego i Nowego Testamentu towarzyszą medytacje i komentarze Franciszka. Papież jezuita często czyta Pismo metodą ignacjańską, opracowaną przez założyciela swojego zakonu. Jej istotą jest "wchodzenie" w biblijne sceny, aby przeżywać je głęboko, egzystencjalnie, w odniesieniu do swojego życia.

Miejscem Biblii nie jest uniwersytecka biblioteka, lecz Twój plecak, torebka, kieszeń. Niech moc Słowa rozpala każdy Twój dzień.

Chcę wam powiedzieć, w jaki sposób ja czytam moją starą Biblię. Często biorę ją, trochę czytam, a potem odkładam i pozwalam, aby Pan patrzył na mnie. To nie ja patrzę na Niego, ale to On patrzy na mnie. Czuję w głębi swojego jestestwa to, co mówi do mnie Pan.
Franciszek

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 293

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Przedmowa

Święty Franciszek z Asyżu miał bardzo szczególny stosunek do Biblii. Z jednej strony uznawał za dobre, by „czytać teksty Pisma Świętego” i „doszukiwać się w nich Pana Boga naszego”. Z drugiej strony jednak o sobie mówił, jak podaje jego pierwszy biograf Tomasz z Celano: „Wszakże ja już na tyle zajmowałem się Pismem Świętym, że jak najbardziej starcza mi to do rozmyślania i rozważania. Więcej nie potrzebuję (…)”. Legenda trzech towarzyszy św. Bonawentury poświadcza oryginalny sposób lektury Biblii, jaki miał Poverello (czyli „Biedaczyna”), jak często nazywa się św. Franciszka w dawnej literaturze: Franciszek kultywował jednoczesną medytację różnych miejsc Pisma, na które natrafiał w wyniku trzykrotnego otwarcia świętego tekstu na chybił trafił, co było wyrocznią dla jego pierwszych towarzyszy. Do całościowego obrazu należy jeszcze i to, że niektóre z pism św. Franciszka, na przykład Oficjum o Męce Pańskiej, są naszpikowane cytatami z Biblii. Jak powiedzieliśmy: Biedaczyna miał bardzo szczególny stosunek do tekstu Pisma Świętego.

Papież Franciszek jest pierwszym o tym imieniu na stolicy Piotrowej i pod wieloma względami zdaje się podzielać postawę swego patrona. Kiedyś w obecności młodzieży wymknęło mu się zdanie: „Błogosławieństwa i Mateusz 25. Nie trzeba czytać niczego innego” (Rio de Janeiro, 25 lipca 2013); raz po raz zaleca też, aby najlepiej każdy nosił przy sobie małą Ewangelię w kieszeni kurtki lub w torebce i przy nadarzającej się okazji (w autobusie czy poczekalni u dentysty) przeczytał sobie jej fragment – słowa te bardzo przypominają trzykrotną wyrocznię biblijną św. Franciszka.

Jest jeszcze coś, co łączy San Francesco i Papa Francesco w tej dziedzinie: niedowierzanie naukowemu zajmowaniu się Pismem Świętym. „Kto pragnie wspiąć się na szczyty ubóstwa, musi nie tylko wyrzec się roztropności tego świata, ale także zaufania w swą wiedzę”, cytuje Bonawentura świętego. I całkiem podobnie uważa papież Bergoglio: teologię należy uprawiać „na klęczkach”, a diabeł zna „teologię lepiej od wszystkich teologów razem wziętych” (poranna Msza święta, 26 września 2014). W ogóle nie należy sądzić, że Boga można spotkać poprzez samą tylko lekturę, „w bibliotece” (poranna Msza święta, 26 września 2013).

To jest nasze pierwsze odkrycie: po wrażliwym egzegecie, jakim był Benedykt XVI, który jako pierwszy papież w historii pisał książki na temat Jezusa, nastał papież latynoamerykański, który ma zupełnie inne nastawienie do Biblii. Z dużą nieufnością podchodzi do często praktykowanych w naszych szerokościach geograficznych wiwisekcji miejsc biblijnych, a mimo to (a może właśnie dlatego?) ma nam do powiedzenia wiele zaskakujących rzeczy na temat tych od dawna znanych tekstów. Właśnie dlatego, że Franciszek ma świeże spojrzenie na Biblię, że patrzy z innej perspektywy, może pomóc nam odkryć ją na nowo. To spojrzenie wprowadza nową jakość.

Od razu jednak należy przestrzec przed zbyt pospiesznym wyciąganiem wniosków. To prawda, że ten papież formułuje swe wypowiedzi w sposób bardziej elegijny, bardziej nieostry od swojego poprzednika – jednak nie jest w tym ani naiwny, ani bezrefleksyjny. Zauważyliśmy już, że także św. Franciszek z Asyżu, chociaż okazywał wielką rezerwę wobec nauki, był dobrym znawcą Pisma. To samo odkryjemy, gdy uważniej wsłuchamy się w słowa papieża Franciszka: jego spontaniczne wypowiedzi dowodzą przede wszystkim, że jest dobrym znawcą Biblii. Wydaje się jednak, że mniej ją studiował, a bardziej medytował – „omadlał”, jak zwykła mówić jedna z moich ciotek. I zawsze od razu interesuje go przejście od czytania tekstu (czy też modlenia się nim) do działania.

Wynika to przede wszystkim z faktu, że ten pierwszy jezuita na stolicy Piotrowej przyswoił sobie i uwewnętrznił ignacjańską metodę medytacji biblijnej. Jako jezuita sam przez nią przeszedł, a jako mistrz ćwiczeń duchowych przekazywał ją wielu zakonnym towarzyszom. Ignacy, założyciel zakonu jezuitów, w swoich Ćwiczeniach duchowych zaprasza do intensywnego wczuwania się w opisy zawarte w Ewangeliach. Trzy spośród czterech tygodni rekolekcji ignacjańskich służą rozważaniu życia, męki i zmartwychwstania Jezusa. Charakterystyczne dla metody baskijskiego świętego jest to, że rozważający ma nie tylko uprzytomnić sobie każdy detal rozważanego epizodu biblijnego, lecz ponadto wpisać weń samego siebie. „Przypomnieć sobie historię tego, co mam kontemplować”, jak mówi Ignacy.

Mamy tutaj podstawowy wzór, który określa także podejście papieża jezuity do Pisma Świętego. Takie czytanie Biblii to nie analiza, lecz przyswojenie. Tekst ma nas przeniknąć, ma wpłynąć bezpośrednio na nasz sposób życia. To, jak wiele Franciszek zawdzięcza temu podejściu, raz po raz widać w jego homiliach i przemówieniach. Komentując przypowieść Jezusa o ubogim Łazarzu, wyjaśnia, że bogacz prawdopodobnie jeździł limuzyną z przyciemnianymi szybami – to szczególnie przemawiający do wyobraźni przykład wczucia się w opowiadaną historię. Podobnie rzecz się ma, gdy Franciszek pewnej Niedzieli Palmowej wykorzystuje opowiadanie o Męce Pańskiej, by wszcząć śledztwo przeciw samemu sobie jako bezpośredniemu uczestnikowi wydarzeń rozgrywających się w Jerozolimie: „Kim jestem? (…) Czy jestem jak żołnierze, którzy bili Pana, pluli na Niego, obrażali Go, bawiło ich upokarzanie Pana? Czy jestem jak Cyrenejczyk, który wracał z pracy zmęczony, ale okazał dobrą wolę i pomógł Panu nieść krzyż? Czy jestem jak ci, którzy przechodzili pod krzyżem i szydzili z Jezusa? (…) Czy jestem jak te odważne kobiety i jak Matka Jezusa, które były tam, cierpiały w milczeniu?” (homilia z 13 kwietnia 2014).

W swoim programowym tekście Evangelii gaudium z 2013 papież daje kilka bardzo konkretnych wskazówek na temat tego, jak należy czytać Pismo Święte. Wprawdzie zwraca się szczególnie do kaznodziejów, jednak jego rady bez problemów można odnieść do każdego czytelnika Biblii. Przede wszystkim, proponuje papież, powinno się w krótkiej modlitwie wezwać Ducha Świętego, a więc osadzić lekturę Biblii w ramach modlitwy. Następnie należy poświęcić odpowiednią ilość czasu na wybrany fragment tekstu: „Aby można było interpretować tekst biblijny, potrzeba cierpliwości, uwolnienia się od wszelkiego niepokoju (…). Trzeba odłożyć na bok jakąkolwiek dręczącą nas troskę, aby wejść w inny obszar skupienia, naznaczonego pogodą ducha” (nr 146). Chodzi więc o postawę. Powinniśmy powiedzieć jak młody Samuel: „Mów, Panie, bo sługa Twój słucha” (1 Sm 3,10).

A jeśli tekst biblijny mówi, a ja go nie rozumiem? Także z tym trzeba się liczyć, wie o tym Franciszek. Radzi, by w tym wypadku pochylić się nad „znaczeniem dosłownym” czytanego fragmentu. „Chciałbym podkreślić coś, co jest oczywiste, ale nie zawsze brane pod uwagę: studiowany przez nas tekst ma dwa lub trzy tysiące lat, jego język bardzo się różni od tego, jakim się dziś posługujemy” (nr 147). Papieżowi problemem wydaje się raczej to, że dany fragment biblijny zbyt szybko interpretujemy w pewien określony sposób – i że zbyt szybko uznajemy, iż wszystko zrozumieliśmy. „O ile wydaje nam się, że rozumiemy słowa przetłumaczone na nasz język, nie oznacza to, że rozumiemy poprawnie, co zamierzał wyrazić święty pisarz”.

Franciszek wskazuje kilka „pomocy”, jakie oferuje „analiza literacka”: „zwrócić uwagę na słowa, które się powtarzają lub się wyróżniają, rozpoznać strukturę oraz własny dynamizm tekstu, wziąć pod uwagę miejsce zajmowane przez występujące osoby itp.”. Ale uwaga: w wyniku nadmiernego analizowania powstaje jedynie „suma różnych oderwanych idei” – a wtedy tekst biblijny już nie jest w stanie poruszyć nas jako całość. Nie jest konieczne „zrozumienie wszystkich drobnych szczegółów”, mówi papież, „rzeczą najważniejszą jest odkrycie głównego przesłania i tego, co tworzy strukturę i jedność tekstu”.

Autorzy Biblii w trakcie pisania mieli jednak na względzie także pewien określony „efekt”, który chcieli wywołać w czytelniku. Obok głównego przesłania tekstu powinno się więc mieć na uwadze ten zamierzony rezultat – i w związku z tym nie odczytywać fragmentu wbrew jego pierwotnemu zamysłowi. „Jeśli tekst został napisany, by pocieszyć, nie powinniśmy się nim posługiwać w celu poprawiania błędów (…); jeśli został napisany, by uczyć czegoś o Bogu, nie powinniśmy się nim posługiwać, by wyjaśnić różne idee teologiczne”. Respektujmy charakter tekstu biblijnego, niejako prosi Franciszek.

Czy jednak przy „modlitewnym czytaniu Biblii” można mieć również z tyłu głowy to, czego nauczyliśmy się w szkole i o czym usłyszeliśmy w homilii, czy też jest błędem wnosić to do tekstu? Nie, pisze papież. Jest nawet konieczne, aby każdy tekst biblijny „porównać (…) z nauczaniem całej Biblii, przekazanym przez Kościół”. „Jest to ważna zasada interpretacji biblijnej, biorącej pod uwagę fakt, że Duch Święty nie natchnął tylko jednej części, ale całą Biblię”. Każdy tekst Pisma Świętego ma „własną moc”, którą trzeba mu pozostawić (nr 148).

Jest to moc, która poprzez rachunek sumienia powinna przynieść pożytek dla życia. „W obecności Bożej, w spokojnej lekturze tekstu, dobrze jest zapytać na przykład: Panie, co mnie mówi ten tekst? Co chcesz zmienić w moim życiu przez to przesłanie? (…) [Bóg] zachęca (…), by uczynić jeden krok naprzód (…). Pragnie jedynie, abyśmy szczerze spojrzeli na nasze życie i przedstawili Mu je bez zmyślania, abyśmy byli gotowi nadal wzrastać i abyśmy prosili Go o to, czego jeszcze nie zdołaliśmy osiągnąć” (nr 152n).

Jeśli ktoś raz za razem będzie czytał Pismo Święte i pozwoli mu rzucić sobie wyzwanie, wówczas Słowo Boże, zgodnie z mocnym przekonaniem papieża Franciszka, przeniknie „do głębi jego myśli i uczucia (…) i [zrodzi] w nim nową mentalność” – jest to sformułowanie, które zapożycza on od swego poprzednika, Jana Pawła II (nr 150). Przemyślane, przemodlone, „Słowo Boże, słuchane i celebrowane, zwłaszcza w Eucharystii, karmi i umacnia wewnętrznie chrześcijan oraz czyni ich zdolnymi do prawdziwego świadectwa ewangelicznego w życiu codziennym” (nr 174).

Stefan von Kempis

Rzym, wiosną 2016

Czytać Biblię i żyć Biblią z papieżem FranciszkiemWprowadzenie

Gdybyście zobaczyli moją Biblię, być może nie zrobiłaby na was wielkiego wrażenia: – To ma być Biblia papieża? Taka stara, zniszczona książka! Moglibyście podarować mi nową, na przykład taką za tysiąc dolarów, ale ja bym jej nie chciał. Bardzo kocham moją starą Biblię, która towarzyszyła mi przez połowę życia. Była świadkiem moich największych radości i bywała też mokra od moich łez. Jest moim najdroższym skarbem. Żyję nią i nie oddałbym jej za nic w świecie.

Dzisiaj jest więcej prześladowanych chrześcijan niż w pierwszych wiekach Kościoła. A dlaczego są prześladowani? Są prześladowani dlatego, że noszą krzyż i są świadkami Jezusa. Wytacza się im procesy za posiadanie Biblii. Biblia jest księgą bardzo niebezpieczną. Do tego stopnia niebezpieczną, że w niektórych krajach jej posiadacze traktowani są tak, jakby trzymali w szafie granaty. Mahatma Gandhi, który nie był chrześcijaninem, powiedział pewnego razu: „Wy, chrześcijanie posiadacie księgę, która zawiera w sobie tyle dynamitu, że mogłaby rozsadzić na kawałki całą cywilizację, wywrócić świat do góry nogami i uczynić z tej zniszczonej wojną planety świat pokoju. Wy jednak zachowujecie się tak, jakby była ona jedynie przykładem dobrej literatury, niczym więcej”.

Co zatem trzymacie w dłoniach? Dzieło literackie? Zbiór pięknych starych opowieści? W takim wypadku musielibyście powiedzieć chrześcijanom więzionym z powodu Biblii: „Jesteście głupcami! To nic innego jak tylko dzieło literackie”. Nie, to właśnie przez Słowo Boże Światło przyszło na świat i nigdy nie zgaśnie. W adhortacji apostolskiej Evangelii gaudium (175) napisałem: „Nie szukamy, błądząc po ciemku, ani nie powinniśmy oczekiwać, aby Bóg skierował do nas Słowo, ponieważ rzeczywiście «Bóg przemówił, już nie jest wielkim nieznanym, lecz objawił się». Przyjmijmy wzniosły skarb objawionego Słowa”.

Trzymacie zatem w dłoniach coś Bożego: księgę, która płonie jak ogień! Księgę, przez którą przemawia do nas Bóg. Dlatego pamiętajcie: Biblia nie jest po to, żeby postawić ją na półce, ale po to, by brać ją do ręki, by czytać ją często, codziennie, zarówno samemu, jak i razem z innymi…

Czytajcie uważnie! Nie zatrzymujcie się na powierzchni, jak przy lekturze komiksów! Nigdy nie wolno traktować Słowa Bożego w sposób płytki, powierzchowny. Stawiajcie sobie pytania: „Co mówi to mojemu sercu? Czy przez te słowa przemawia do mnie Bóg? Czy dotykają one istoty moich pragnień? Co mam czynić?”. Tylko w ten sposób Słowo Boże będzie mogło w pełni ukazać swoją moc. Tylko tak nasze życie może się zmienić, może stać się wspaniałe i piękne.

Chcę wam powiedzieć, w jaki sposób ja czytam moją starą Biblię. Często biorę ją, trochę czytam, a potem odkładam i pozwalam, aby Pan patrzył na mnie. To nie ja patrzę na Niego, ale to On patrzy na mnie. Tak, On wtedy naprawdę tam jest. Pozwalam Mu na siebie patrzeć. I czuję, a nie jest to żaden sentymentalizm, czuję w głębi swojego jestestwa to, co mówi do mnie Pan. Czasem Pan nic nie mówi. Nie czuję wtedy nic, tylko pustkę, pustkę, pustkę… Trwam jednak cierpliwie w oczekiwaniu. Czytam i modlę się. Modlę się na siedząco, bo klęczenie sprawia mi ból. Niekiedy modląc się, zasypiam. Ale to nic nie szkodzi. Jestem jak syn przy swoim ojcu. I to się liczy.

Wstęp do Biblii Youcat, 2015

STARY TESTAMENT

Pięcioksiąg Mojżeszowy

Księga Rodzaju

Na początku: opowiadanie o stworzeniu świata

Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Boży unosił się nad wodami. Wtedy Bóg rzekł: „Niechaj się stanie światłość!” I stała się światłość. Bóg, widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności. I nazwał Bóg światłość dniem, a ciemność nazwał nocą.

Rdz 1,1–5

Stworzenie dalej się rozwija, wiek za wiekiem

Kiedy czytamy w Księdze Rodzaju opowiadanie o stworzeniu świata, istnieje ryzyko, że zaczniemy sobie wyobrażać Boga jako magika, który za dotknięciem czarodziejskiej różdżki może uczynić wszystko. Ale tak nie jest. On stworzył istoty żywe i pozwolił im rozwijać się według wewnętrznych praw, które nadał każdej z nich, aby dojrzewały, aby osiągnęły swoją pełnię. Bóg obdarzył istoty żyjące na świecie autonomią, a jednocześnie zapewnił im swoją stałą obecność, powołując do istnienia wszystko, co jest. W ten sposób stworzenie rozwijało się przez wieki, przez tysiąclecia, aż stało się takie, jakie znamy dzisiaj, właśnie dlatego, że Bóg nie jest jakimś demiurgiem czy czarodziejem, lecz Stwórcą, który powołuje do istnienia wszystkie byty. Zaistnienie świata nie jest dziełem chaosu, wywołanego przez kogoś innego, ale skutkiem bezpośredniej interwencji najwyższej Przyczyny, która stwarza z miłości. Wielki Wybuch, który dzisiaj umieszcza się na początku świata, nie stoi w sprzeczności ze stwórczą interwencją Boga, ale wręcz się jej domaga. Ewolucja natury nie kłóci się z pojęciem stworzenia, gdyż zakłada stworzenie bytów, które się rozwijają.

Jeśli zaś chodzi o człowieka, to pojawia się pewna zmiana i nowość. Kiedy szóstego dnia – według Księgi Rodzaju – następuje stworzenie człowieka, Bóg obdarza istotę ludzką szczególną autonomią, różną od tej, którą posiada natura. Jest nią wolność. Bóg nakazuje człowiekowi, by nadał nazwy wszystkiemu, co istnieje, i wzrastał na przestrzeni dziejów. Czyni go odpowiedzialnym za dzieło stworzenia, także po to, aby panował nad stworzonym światem, aby go rozwijał aż do końca czasów.

Do Papieskiej Akademii Nauk, 27 października 2014

Każdy jest chciany

W pierwszym opisie stwórczego dzieła w Księdze Rodzaju Boży plan obejmuje stworzenie ludzkości. Po stworzeniu mężczyzny i kobiety mowa jest, iż „Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre” (Rdz 1,31). Biblia naucza, że każdy człowiek jest stworzony z miłości, uczyniony na Boży obraz i podobieństwo (por. Rdz 1,26). To stwierdzenie ukazuje ogromną godność każdej osoby ludzkiej, która nie jest tylko czymś, ale kimś. Jest zdolna poznawać siebie, panować nad sobą, w sposób dobrowolny dawać siebie oraz tworzyć wspólnotę z innymi osobami… Jakże wspaniała jest pewność, że życie żadnej osoby nie gubi się w beznadziejnym chaosie, w świecie rządzonym przez czysty przypadek lub przez powtarzające się bez sensu cykle! Stwórca może powiedzieć każdemu z nas: „zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię” (Jr 1,5). Zostaliśmy „poczęci” w sercu Boga i dlatego każdy z nas jest owocem myśli Bożej. Każdy z nas jest chciany, każdy jest kochany, każdy jest niezbędny.

Encyklika Laudato si’, 24 maja 2015

Pod lupą

Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę.

Rdz 1,27

Mężczyzna i niewiasta: arcydzieło stworzenia

Gdy ludzie doświadczają niepowodzenia w miłości, nie należy ich potępiać, ale im towarzyszyć. Podkreślił to papież Franciszek podczas porannej Mszy w Domu św. Marty. Ojciec święty nawiązał do tego fragmentu Ewangelii, wyjaśniając, że „Pan odwołuje się do arcydzieła stworzenia”. Bóg bowiem „stworzył światło i widział, że było dobre”. Następnie „stworzył zwierzęta, drzewa, gwiazdy. Wszystko to było dobre”. Gdy jednak „stworzył człowieka” stwierdził, że „był bardzo dobry”. Rzeczywiście, „stworzenie mężczyzny i kobiety jest arcydziełem stworzenia”. Także dlatego, że Bóg „nie chciał, aby mężczyzna był sam: chciał, aby na drodze życia towarzyszyła mu kobieta”.

Chwila ta, jak stwierdził papież, jest również „początkiem miłości”. Spotkanie Adama z Ewą ma w istocie „poetycką wymowę”. Bóg poleca im, by odtąd szli przez życie „jako jedno ciało” (…). Jednakże, jak zauważył Franciszek, „to arcydzieło Pana nie zakończyło się wówczas, w dniach stworzenia”. Pan bowiem posłużył się właśnie „tym obrazem, aby wyjaśnić miłość, jaką żywi do swojego ludu”. Jest to miłość tak wielka, że „nawet kiedy lud nie jest wierny, On przemawia do niego słowami miłości”.

Dlatego „Pan – mówił ojciec święty – wykorzystuje obraz miłości mężczyzny i kobiety, aby wyjaśnić miłość do swojego ludu. I jeszcze więcej: gdy św. Paweł ma wyjaśnić tajemnicę Chrystusa, czyni to także na przykładzie Jego związku z Oblubienicą. Chrystus bowiem jest zaślubiony: poślubił Kościół, swój lud. „Podobnie jak Ojciec poślubił naród Izraela, tak również Chrystus poślubił swój lud”.

„Takie są – stwierdził papież – dzieje miłości. Takie są dzieje arcydzieła stworzenia. A wobec tej drogi miłości, wobec tego obrazu, upada wszelka kazuistyka, a pozostaje cierpienie”. Cierpienie w obliczu niepowodzenia: „Gdy jednak owo opuszczenie ojca i matki, aby połączyć się z żoną, aby stać się z nią jednym ciałem i razem iść przez życie, gdy owa miłość się nie udaje – a często się nie udaje – powinniśmy odczuwać ból z powodu niepowodzenia”. I właśnie w takiej chwili powinniśmy również „towarzyszyć tym osobom, które doświadczyły owego niepowodzenia w miłości”. Nie należy ich „potępiać”, ale „im towarzyszyć”. Przede wszystkim zaś „nie czynić z ich sytuacji kazuistyki”.

Wszystko to – mówił dalej ojciec święty – każe nam zastanowić się nad „zamysłem miłości”, nad „drogą miłości małżeństwa chrześcijańskiego, które Bóg pobłogosławił w arcydziele swojego stworzenia. Błogosławieństwo to nigdy nie zostało cofnięte. Nie zniszczył go nawet grzech pierworodny”. „Gdy więc się nad tym zastanowimy”, wyjaśnił papież, niejako w naturalny sposób dostrzeżemy „piękno miłości, piękno małżeństwa, piękno rodziny, piękno tej drogi”.

Poranna Msza święta, 28 lutego 2014

Drugie opowiadanie o stworzeniu

Wtedy to Pan sprawił, że mężczyzna pogrążył się w głębokim śnie, i gdy spał, wyjął jedno z jego żeber, a miejsce to zapełnił ciałem. Po czym Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę. A gdy przyprowadził ją do mężczyzny, mężczyzna powiedział: „Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta”.

Rdz 2,21–23

Bądźmy opiekunami stworzenia i naszych bliźnich

Powołanie do opieki nie dotyczy jedynie nas, chrześcijan, ale ma szerszy wymiar, który jest po prostu wymiarem ludzkim, a więc dotyczy wszystkich. To troska o całą rzeczywistość stworzoną, o piękno wszelkiego stworzenia. O tym mówi Księga Rodzaju i na to wskazał św. Franciszek z Asyżu: to poszanowanie każdego Bożego stworzenia i środowiska, w którym żyjemy. To opieka nad ludźmi, troszczenie się z miłością o wszystkich, o każdą osobę, zwłaszcza o dzieci, o ludzi starszych, o tych, którzy są najsłabsi i często znajdują się na obrzeżach naszych serc. To troska jednych o drugich w rodzinie: małżonkowie opiekują się sobą nawzajem, potem jako rodzice troszczą się o swoje dzieci, a z czasem również dzieci stają się opiekunami rodziców. To szczere przeżywanie przyjaźni, które jest wzajemną troską o siebie w zaufaniu, w szacunku i w dobru. W gruncie rzeczy wszystko jest oddane w opiekę człowiekowi, a to jest odpowiedzialność, która zobowiązuje nas wszystkich. Bądźcie opiekunami Bożych darów!

Homilia podczas inauguracji pontyfikatu, 19 marca 2013

Upadek

Pan Bóg zawołał na mężczyznę i zapytał go: „Gdzie jesteś?” On odpowiedział: „Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się”. Rzekł Bóg: „Któż ci powiedział, że jesteś nagi? Czy może zjadłeś z drzewa, z którego zakazałem ci jeść?” Mężczyzna odpowiedział: „Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem”.

Rdz 3,9–12

Trzy rozbite relacje

Opisy stworzenia w Księdze Rodzaju zawierają w swoim symbolicznym i narratywnym języku głęboką naukę na temat ludzkiego istnienia i jego rzeczywistości historycznej. Sugerują, że ludzka egzystencja opiera się na trzech podstawowych relacjach, ściśle ze sobą związanych: na relacji z Bogiem, z innymi ludźmi i z ziemią. Według Biblii te trzy istotne relacje uległy zerwaniu nie tylko zewnętrznie, ale również w nas samych. Sprawił to grzech. Harmonia między Stwórcą, ludzkością a całym stworzeniem została zniszczona, ponieważ człowiek usiłował zająć miejsce Boga, odmawiając uznania siebie za ograniczone stworzenie. Fakt ten wypaczył także naturę przykazania, by „panować” nad ziemią (por. Rdz 1,28) oraz „uprawiać ją i doglądać jej” (por. Rdz 2,15). W rezultacie pierwotnie harmonijna relacja między człowiekiem a naturą przerodziła się w konflikt (por. Rdz 3,17–19).

Nikt z nas nie jest Bogiem. Ziemia istniała wcześniej niż my i została nam dana. Pozwala to odpowiedzieć na zarzuty stawiane myśli judeochrześcijańskiej: mówi się, że ponieważ opis Księgi Rodzaju zachęca nas do „panowania” nad ziemią (Rdz 1,28), to tym samym sprzyja bezlitosnej eksploatacji natury, przedstawiając dominujący i destrukcyjny obraz człowieka. Nie jest to poprawna interpretacja Biblii, nie tak rozumie ją Kościół. Choć to prawda, że czasami chrześcijanie błędnie interpretowali Pismo Święte, to musimy dziś stanowczo stwierdzić, iż z faktu bycia stworzonymi na Boży obraz i nakazu czynienia sobie ziemi poddaną nie można wywnioskować przyzwolenia na absolutne panowanie nad innymi stworzeniami. Ważne jest odczytywanie tekstów biblijnych w ich kontekście, we właściwej hermeneutyce, i przypominanie, że zachęcają nas one do „uprawiania i doglądania” ogrodu świata (por. Rdz 2,15). Podczas gdy „uprawianie” oznacza oranie i kultywowanie, to „doglądanie” oznacza chronienie, strzeżenie, zachowanie, bronienie, czuwanie. Pociąga to za sobą relację odpowiedzialnej wzajemności między człowiekiem a naturą. Każda wspólnota może wziąć z dóbr ziemi to, czego potrzebuje dla przeżycia, ale ma również obowiązek chronienia jej i zapewnienia, by nadal była ona płodna dla przyszłych pokoleń. Ostatecznie bowiem „do Pana należy ziemia” (por. Ps 24,1), do Niego należy „ziemia i wszystko, co jest na niej” (Pwt 10,14). Z tego względu Bóg odrzuca wszelkie roszczenia do własności absolutnej: „Nie wolno sprzedawać ziemi na zawsze, bo ziemia należy do Mnie, a wy jesteście u Mnie przybyszami i osadnikami” (Kpł 25,23).

Mogąc odpowiedzialnie korzystać z rzeczy, jesteśmy też wezwani do uznania, że inne istoty żywe mają właściwą sobie wartość wobec Boga oraz „przez samo swoje istnienie błogosławią Go i oddają Mu chwałę”, ponieważ „Pan się raduje z dzieł swoich” (por. Ps 104,31). Właśnie ze względu na swoją wyjątkową godność i to, że został obdarowany inteligencją, człowiek jest wezwany do poszanowania stworzenia wraz z rządzącymi nim prawami: „Pan umocnił ziemię mądrością” (Prz 3,19). Kościół nie mówi dziś, upraszczając, że inne stworzenia są całkowicie podporządkowane dobru człowieka, jak gdyby nie miały one wartości samej w sobie i jakbyśmy mogli nimi dysponować do woli. Zatem biskupi niemieccy wyjaśnili, że „w odniesieniu do innych stworzeń można by mówić o priorytecie być przed być użytecznym”.

Encyklika Laudato si’, 24 maja 2015

Kain i Abel

Kain zwrócił się do swego brata Abla. A gdy byli na polu, Kain rzucił się na swego brata, Abla, i zabił go. Wtedy Bóg zapytał Kaina: „Gdzie jest brat twój, Abel?” On odpowiedział: „Nie wiem. Czyż jestem stróżem brata mego?” Rzekł Bóg: „Cóżeś uczynił? Krew brata twego głośno woła ku mnie z ziemi”.

Rdz 4,8–10

Historia Kaina i Abla a współczesny dramat uchodźców

„Gdzie jest twój brat?”. Krew jego woła ku mnie, mówi Bóg. To pytanie nie jest skierowane do innych, ono jest skierowane do mnie, do ciebie, do każdego z nas. Nasi bracia i siostry starali się wyjść z trudnej sytuacji, aby znaleźć odrobinę bezpieczeństwa i pokoju; szukali lepszego miejsca dla siebie i dla swoich rodzin, a znaleźli śmierć. Jakże często ci, którzy tego szukają, nie znajdują zrozumienia, przyjęcia, solidarności! Ich wołanie wznosi się do Boga!

Jeszcze raz dziękuję wam, mieszkańcy Lampedusy, za waszą solidarność. Niedawno słyszałem opowieść jednego z tych braci. Zanim tutaj przybyli, przeszli przez ręce handlarzy, którzy wykorzystują biedę innych, przez ręce ludzi, dla których ubóstwo innych jest źródłem zarobku. Ileż ci biedacy wycierpieli! A i tak niektórym z nich nie udało się tutaj dostać…

Bóg pyta każdego z nas: „Gdzie jest twój brat, którego krew woła ku mnie?”. Dzisiaj nikt na świecie nie czuje się za tę sytuację odpowiedzialny. Utraciliśmy poczucie braterskiej odpowiedzialności (…)

Kultura dobrobytu prowadzi do tego, że myślimy tylko o sobie, sprawia, że stajemy się nieczuli na wołanie innych. Żyjemy w mydlanych bańkach, które są piękne, ale są niczym, są iluzją banału, tymczasowości. Co więcej, prowadzi to do globalizacji obojętności (…)

„Adamie, gdzie jesteś?”, „Gdzie jest twój brat?” – to dwa pytania, które Bóg stawia na początku dziejów ludzkości i które kieruje również do wszystkich ludzi naszych czasów, także do nas. Chciałbym jednak, abyśmy postawili trzecie pytanie: „Kto z nas płakał z powodu tego wydarzenia i wydarzeń takich jak to?” Kto płakał z powodu śmierci tych braci i sióstr? Kto zapłakał nad tymi ludźmi, którzy byli w łodzi? Nad młodymi matkami i nad ich dziećmi? Nad tymi mężczyznami, którzy pragnęli czegoś więcej, aby móc utrzymać swoje rodziny? Jesteśmy społeczeństwem, które zapomniało, czym jest doświadczenie płaczu, czym jest współcierpienie.

Homilia podczas wizyty na Lampedusie, 8 lipca 2013

Noe i potop

Rzekł [Bóg] do Noego: „Postanowiłem położyć kres istnieniu wszystkich ludzi, bo ziemia przez nich jest pełna gwałtu; zatem zniszczę ich wraz z ziemią. Ty zaś zbuduj sobie arkę z drzewa żywicznego, uczyń w arce przegrody i powlecz ją smołą wewnątrz i zewnątrz. (…) Ja zaś sprowadzę na ziemię potop”.

Rdz 6,13–14.17

Jeden dobry człowiek wystarczy, aby nadzieja nie umarła

Zaniechanie wysiłków na rzecz pielęgnowania i zachowania właściwej relacji z bliźnim, wobec którego mam obowiązek opieki i ochrony, niszczy wewnętrzną relację z samym sobą, z Bogiem, z innymi i z ziemią. Kiedy wszystkie te relacje ulegają zaniedbaniu, kiedy na ziemi nie ma już sprawiedliwości, to, jak mówi Biblia, zagrożone jest całe życie. Tego nas właśnie uczy historia Noego, gdy Bóg grozi ludzkości zniszczeniem z powodu jej ciągłej niezdolności do życia zgodnego z wymogami sprawiedliwości i pokoju: „Postanowiłem położyć kres istnieniu wszystkich ludzi, bo ziemia przez nich jest pełna gwałtu”. W tych starożytnych opowiadaniach, pełnych głębokiej symboliki, zawarte już było przekonanie, odczuwane i dziś, że wszystko jest ze sobą powiązane i że autentyczna troska o nasze życie i naszą więź z naturą jest nierozerwalnie związana z wymiarem sprawiedliwości i braterstwa oraz wierności wobec innych.

Pomimo że „wielka była niegodziwość ludzi na ziemi” (Rdz 6,5), a Bóg „żałował, że stworzył ludzi na ziemi” (Rdz 6,6), to jednak dzięki Noemu, który nadal zachował uczciwość i sprawiedliwość, postanowił otworzyć drogę zbawienia. Dał w ten sposób ludzkości możliwość nowego początku. Wystarczy dobry człowiek, by pojawiła się nadzieja!

Encyklika Laudato si’, 24 maja 2015

Budowa wieży Babel

Rzekli: „Chodźcie, zbudujemy sobie miasto i wieżę, której wierzchołek będzie sięgał nieba, i w ten sposób zdobędziemy sobie imię, abyśmy się nie rozproszyli po całej ziemi”.

Rdz 11,4

Babel z perspektywy zesłania Ducha Świętego

Według opowiadania biblijnego rozproszenie ludów i pomieszanie języków zaczęło się podczas wznoszenia wieży Babel, owocu pychy i dumy człowieka, pragnącego zbudować o własnych siłach, bez pomocy Boga, „miasto i wieżę, której wierzchołek będzie sięgał nieba” (Rdz 11,4). W dniu Pięćdziesiątnicy te podziały zostają przezwyciężone. Nie ma już dumy w stosunku do Boga ani zamknięcia jednych na drugich, ale jest otwarcie się na Boga, jest wychodzenie, by głosić Jego Słowo: nowy język, język miłości, który Duch Święty wlewa w serca (por. Rz 5,5); język, który wszyscy mogą zrozumieć.

Niekiedy odnosi się wrażenie, że dziś powtarza się to, co się wydarzyło w mieście Babel: podziały, niezdolność do wzajemnego zrozumienia, rywalizacja, zazdrość, egoizm. Co robię ze swoim życiem? Czy buduję wokół siebie jedność? Czy też dzielę – gadaniną, krytykowaniem, zazdrością? Co robię? Zastanówmy się nad tym.

Audiencja generalna, 22 maja 2013

Posłuszny Bożemu wezwaniu wyrusza w drogę

Pan rzekł do Abrama: „Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę. Uczynię bowiem z ciebie wielki naród, będę ci błogosławił i twoje imię rozsławię: staniesz się błogosławieństwem”

Rdz 12,1–2

Bóg tworzy sobie lud

Tego powołania Bóg nie kieruje tylko do Abrahama jako jednostki, lecz od początku obejmuje ono jego rodzinę, krewnych i wszystkich, którzy służą w jego domu. Gdy są już w drodze – tak, w ten sposób zaczyna wędrować Kościół – Bóg jeszcze bardziej rozszerza horyzont i napełnia Abrahama swoim błogosławieństwem, obiecując mu potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie i jak piasek na brzegu morza. Pierwszą ważną rzeczą jest właśnie to: począwszy od Abrahama, Bóg tworzy lud, który będzie niósł Jego błogosławieństwo wszystkim rodzinom na ziemi. I wśród tego ludu rodzi się Jezus. Druga sprawa: to nie Abraham gromadzi lud wokół siebie, lecz sam Bóg daje początek ludowi. Na ogół to człowiek zwracał się do bóstwa, usiłując pokonać dystans i prosząc o wsparcie i opiekę. Ludzie modlili się do bożków, do bóstw. W tym wypadku mamy natomiast do czynienia z czymś niesłychanym: z inicjatywą wychodzi sam Bóg. Pomyślmy – sam Bóg puka do drzwi Abrahama i mówi mu: idź przed siebie, wyjdź ze swej ziemi., To jest początek Kościoła (…). Bóg wychodzi z inicjatywą i przemawia do człowieka, nawiązując z nim nową więź i nową relację. „Ojcze, ale jak to jest? Bóg do nas mówi?” „Tak”. „A czy my możemy mówić do Boga?” „Tak”. „A czy możemy rozmawiać z Bogiem?” „Tak”. To się nazywa modlitwa, ale ten dialog zapoczątkował Bóg. W ten sposób Bóg tworzy lud z tych wszystkich, którzy słuchają Jego Słowa i wyruszają w drogę, pokładając w Nim ufność. To jest jedyny warunek: pokładanie ufności w Bogu. Jeśli ufasz Bogu, słuchasz Go i wyruszasz w drogę, uczestniczysz w tworzeniu Kościoła.

Audiencja generalna, 18 czerwca 2014

Abraham dzieli kraj z Lotem i otrzymuje Bożą obietnicę

Rzekł Abram do Lota: „Niechaj nie będzie sporu między nami, między pasterzami moimi a pasterzami twoimi, bo przecież jesteśmy krewnymi. Wszak cały ten kraj stoi przed tobą otworem. Odłącz się ode mnie. Jeśli pójdziesz w lewo, ja pójdę w prawo, a jeżeli ty pójdziesz w prawo, ja – w lewo”.

Rdz 13,8–9

Zostaliśmy wezwani po imieniu

Drogę do pokoju na Bliskim Wschodzie wskazuje mądrość Abrahama, wspólnego ojca w wierze dla żydów, chrześcijan i muzułmanów. Powiedział o tym papież Franciszek, nawiązując do 13. rozdziału Księgi Rodzaju. „Kiedy czytam ten tekst, myślę o Bliskim Wschodzie i gorąco proszę Pana, aby dał nam wszystkim mądrość, tę mądrość: nie kłóćmy się – ty tutaj, a ja tam – o pokój”, powiedział papież na początku homilii. I Abraham, dodał ojciec święty, przypomina nam, że „nikt nie jest chrześcijaninem przez przypadek”, bo Bóg wzywa nas po imieniu i składa nam „obietnicę” (…).

Abraham, podkreślił papież, „wyrusza ze swojej ziemi z obietnicą. Cała jego droga to wędrówka ku tej obietnicy. Ona jest również pierwowzorem naszej drogi. Bóg powołuje Abrahama, jednego człowieka, i z tego człowieka czyni lud. Gdy zajrzymy do Księgi Rodzaju, na jej początku, w opisie stworzenia, możemy przeczytać, że Bóg stwarza gwiazdy, stwarza rośliny, stwarza zwierzęta”. Wszystko w liczbie mnogiej. Ale „stwarza człowieka: pojedynczego. Jednego. Bóg mówi do nas zawsze w liczbie pojedynczej, gdyż stworzył nas na swój obraz i podobieństwo. Bóg mówi do nas w liczbie pojedynczej i tak mówił do Abrahama, złożył mu obietnicę i zachęcił go, by wyszedł ze swojej ziemi”. Również „my, chrześcijanie – powiedział ojciec święty – zostaliśmy wezwani w liczbie pojedynczej. Nikt z nas nie jest chrześcijaninem przez czysty przypadek: nikt. Bóg kieruje wezwanie do ciebie, do ciebie, do ciebie”. Jest to wezwanie „po imieniu, połączone z obietnicą: Idź dalej, Ja jestem z tobą, idę u Twego boku”.

Poranna Msza święta, 25 czerwca 2013

Późne błogosławieństwo Sary

I mówił Bóg do Abrahama: „Żony twej nie będziesz nazywał imieniem Saraj, lecz imię jej będzie Sara. Błogosławiąc jej, dam ci z niej syna, i będę jej nadal błogosławił, tak że stanie się ona matką ludów i królowie będą jej potomkami”. Abraham, upadłszy na twarz, roześmiał się; pomyślał sobie bowiem: „Czyż człowiekowi stuletniemu może się urodzić syn? Albo czy dziewięćdziesięcioletnia Sara może zostać matką?”.

Rdz 17,15–17

Pan nie zawsze przychodzi w ten sam sposób

„Widzimy [w tym tekście] – wyjaśnił papież – jak Pan powoli, krok po kroku wkracza w życie Abrahama. Gdy Abraham miał osiemdziesiąt dziewięć lat”, Bóg obiecał mu narodziny syna. „Dzisiaj czytaliśmy, że dziesięć lat później, gdy ma już dziewięćdziesiąt dziewięć lat, obiecuje mu syna. Minęło dziesięć lat. Mędrcy mówią: jeden dzień dla Pana jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień”, podkreślił ojciec święty.

„Pan – mówił dalej papież – zawsze wybiera sposób, w jaki wchodzi w nasze życie. Często czyni to tak powoli, że możemy tracić cierpliwość: «Kiedyż wreszcie, o Panie!». Modlimy się i modlimy, ale Pan nie wkracza w nasze życie”. Bywa też tak, że „myślimy o tym, co obiecał nam Pan, ale jest to tak wielkie, że jesteśmy trochę niedowiarkami, sceptykami i tak jak Abraham, uśmiechamy się ukradkiem”. Rzeczywiście, fragment z Księgi Rodzaju „mówi, że Abraham, upadłszy na twarz, roześmiał się z powątpiewaniem: «Czyż ja, mając prawie sto lat, mogę mieć syna, a moja dziewięćdziesięcioletnia żona może zostać matką?»”. Ojciec święty zauważył, że „ten sam sceptycyzm dostrzeżemy u Sary pod dębami Mamre, kiedy to trzej aniołowie” powtórzyli zapowiedź „Abrahamowi, a ona ukryła się przy wejściu do namiotu; z pewnością po to, aby podsłuchiwać, o czym rozmawiali mężczyźni. No cóż, takie rzeczy zawsze się zdarzały… I gdy to usłyszała, roześmiała się. Roześmiała się z niedowierzaniem”.

To samo, jak zauważył papież Franciszek, dzieje się również z nami: „Ileż to razy, gdy Pan nie przychodzi, gdy nie czyni cudu i tego, czego byśmy chcieli, stajemy się albo niecierpliwi – «ależ On nic nie robi!» – albo sceptyczni: «On nie może tego zrobić!»”.

„Pan ma swoją rachubę czasu – mówił dalej ojciec święty – ale też jest w stosunku do nas bardzo cierpliwy. Nie tylko my musimy być cierpliwi. On ma dużo cierpliwości, On na nas czeka. Czeka na nas aż do końca, razem z dobrym łotrem, który właśnie na samym końcu życia rozpoznał Boga. Pan idzie razem z nami, ale często nie daje się nam poznać, tak jak w przypadku uczniów idących do Emaus”. „Pan – powiedział później papież – angażuje się w nasze życie – to pewne! Jednak my często tego nie dostrzegamy, bo to wymaga od nas cierpliwości. Tymczasem Pan, który towarzyszy nam w drodze, wykazuje wiele cierpliwości w stosunku do nas: to tajemnica cierpliwości Boga, który idąc, podąża naszym tempem”.

Poranna Msza święta, 28 czerwca 2013

Abraham targuje się z Bogiem

Podszedłszy do Niego, Abraham rzekł: „Czy zamierzasz wygubić sprawiedliwych wespół z bezbożnymi? (…) O, nie dopuść do tego, aby zginęli sprawiedliwi z bezbożnymi, aby stało się sprawiedliwemu to samo, co bezbożnemu! O, nie dopuść do tego! Czyż Ten, który jest sędzią nad całą ziemią, mógłby postąpić niesprawiedliwie?”

Rdz 18,23.25

Jak na fenickim targu

Abraham zwraca się do Boga w taki sposób, jakby zwracał się do zwykłego człowieka i przedstawia problem, natarczywie pytając: „A gdyby w mieście było pięćdziesięciu sprawiedliwych? A czy gdyby znalazło się ich czterdziestu…, trzydziestu…, dwudziestu…, dziesięciu?”. Abraham, jak przypomniał papież, ukończył już sto lat. Od około dwudziestu pięciu rozmawiał z Bogiem, którego przez ten czas zdążył dobrze poznać. Zwraca się więc do Pana, aby Go zapytać, „co uczyni z tym grzesznym miastem. Abraham czuje się na siłach, by rozmawiać z Panem twarzą w twarz, i stara się uratować miasto. Jest przy tym natarczywy”. Ma poczucie – wyjaśnia dalej papież – że ta ziemia należy do niego, a więc stara się ocalić swoją własność. Jednocześnie czuje, że powinien również bronić tego, co należy do Pana. „Abraham – podkreślił papież Franciszek – to człowiek odważny i prosi śmiało”. Zresztą, w Biblii – dodał – pierwszą rzeczą, którą zauważamy, jest właśnie stwierdzenie, że „modlitwa powinna być śmiała”. Kiedy mówimy o odwadze, „zawsze myślimy o odwadze apostolskiej”, myślimy o tym, co skłania nas, „by iść i głosić Ewangelię”.

Istnieje jednak również „odwaga wobec Pana, parezja w obliczu Pana: odważne pójście do Pana, aby prosić Go o różne rzeczy”. I „Abraham rozmawia z Panem w sposób szczególny, z taką właśnie odwagą”. Ojciec święty porównuje modlitwę Abrahama do negocjacji na fenickim targu, gdzie zbija się cenę, a nabywca stara się targować tak długo, jak to możliwe, by cena była jak najniższa. Abraham nalega i „z pięćdziesięciu zdołał obniżyć stawkę do dziesięciu”, mimo iż wiedział, że grzeszne miasta nie mogły uniknąć kary. Musiał jednak prosić o ocalenie „sprawiedliwego, swojego krewnego”. Dlatego odważnie, z uporem, posuwał się coraz dalej.

Ileż to razy, przypomniał papież, zdarzyło się każdemu z nas modlić w czyjejś intencji, mówiąc: „Panie, proszę Cię za tego, za tamtego”. Ale, „kiedy ktoś chce, aby Pan udzielił mu jakiejś łaski – podkreślił biskup Rzymu – powinien śmiało iść i zrobić to, co zrobił Abraham, równie natarczywie. Sam Jezus mówi nam, że powinniśmy modlić się w ten sposób”.

„Mamy być wytrwali, odważni. To prawda, że jest to męczące, ale taka jest modlitwa. W taki sposób wyprasza się u Boga łaskę”. Papież wskazał także na sposób, w jaki Abraham zwraca się do Pana: „Nie mówi «przecież ci biedacy zostaną spaleni…, przebacz im. Czy to chcesz uczynić?» (…) Czerpie argumenty, motywacje z serca samego Boga (…). Podpowiedź zatem brzmi, by zwrócić się do serca Pana”.

Poranna Msza święta, 1 lipca 2013

Józef i jego bracia

Gdy Jakub dowiedział się, że jest zboże w Egipcie, rzekł do swoich synów: „Czemu się oglądacie jeden na drugiego?” I dodał: „Właśnie słyszałem, że w Egipcie jest zboże. Idźcie tam i zakupcie dla nas zboża, abyśmy przetrwali i nie pomarli”. (…) Gdy Józef ujrzał swoich braci, poznał ich.

Rdz 42,1–2.7

Zamiast żywności znaleźli brata

Chrześcijanie pozbawieni nadziei błąkają się w życiu. Nie potrafią iść naprzód. Mamy pewność tylko wtedy, gdy idziemy w obecności Pana Jezusa. On nas oświeca, On daje nam swojego Ducha, abyśmy szli dobrą drogą.

Myślę o wnuku Abrahama, Jakubie. Żył sobie spokojnie ze swoimi synami; ale w pewnym momencie nadeszła klęska głodu, więc powiedział do swoich synów, do jedenastu synów, z których dziesięciu było winnych zdrady, gdyż sprzedali swojego brata: „Idźcie do Egiptu, aby kupić zboże, gdyż mamy pieniądze, ale nie mamy żywności. Weźcie pieniądze i zakupcie ją tam, gdzie – jak mówią – jest jej pod dostatkiem”. Synowie wyruszyli w drogę: i zamiast znaleźć żywność, znaleźli brata! I to jest cudowne!

Gdy chodzimy w obecności Boga, idziemy drogą braterstwa. Gdy zatrzymujemy się, gdy za bardzo oglądamy się jeden na drugiego, wchodzimy na inną drogę… zdecydowanie gorszą, złą! Na drogę plotek i pustej gadaniny!

Spotkanie we wspólnocie zielonoświątkowców, Caserta, 28 lipca 2014

Księga Wyjścia

Bóg ukazuje się Mojżeszowi

Mojżesz powiedział do siebie: „Podejdę, żeby się przyjrzeć temu niezwykłemu zjawisku. Dlaczego krzew się nie spala?” Gdy zaś Pan ujrzał, że podchodzi, by się przyjrzeć, zawołał Bóg do niego ze środka krzewu: „Mojżeszu, Mojżeszu!”. On zaś odpowiedział: „Oto jestem”.

Wj 3,3–4

Bóg nie mówi: jestem Wszechmocnym

Nie jesteśmy odizolowani i nie jesteśmy chrześcijanami na zasadach indywidualnych, każdy na własną rękę, nie, naszą chrześcijańską tożsamością jest przynależność! Jesteśmy chrześcijanami, ponieważ należymy do Kościoła. To jak imię i nazwisko: jeśli imię brzmi „jestem chrześcijaninem”, to nazwisko – „należę do Kościoła”. Rzeczą piękną jest stwierdzenie, że ta przynależność zostaje wyrażona również w imieniu, które Bóg sam sobie nadaje. Odpowiadając Mojżeszowi we wspaniałym epizodzie z „płonącym krzewem” (por. Wj 3,15), mówi o sobie, że jest „Bogiem ojców”. Nie mówi: Ja jestem Wszechmogący, nie: jestem Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka, Bogiem Jakuba. W ten sposób objawia się jako Bóg, który zawarł przymierze z naszymi ojcami i zawsze dochowuje wierności swojej obietnicy, i wzywa nas, byśmy weszli w tę relację, która nas poprzedza. Ta relacja Boga z Jego ludem poprzedza nas wszystkich, sięga tamtych czasów.

W tym sensie myślimy przede wszystkim z wdzięcznością o tych, którzy nas poprzedzili i przyjęli w Kościele. Nikt sam z siebie nie staje się chrześcijaninem! Czy to jest jasne?

Audiencja generalna, 25 czerwca 2014

Przejście przez Morze Czerwone

Mojżesz wyciągnął rękę nad morze, a Pan cofnął wody gwałtownym wiatrem wschodnim, który wiał przez całą noc, i uczynił morze suchą ziemią. Wody się rozstąpiły, a Izraelici szli przez środek morza po suchej ziemi, mając mur z wód po prawej i po lewej stronie.

Wj 14,21–22

Bóg przynosi nowość

Nowość zawsze napełnia nas po trosze lękiem, bo czujemy się bardziej bezpieczni, jeśli mamy wszystko pod kontrolą, jeśli to my budujemy, programujemy, planujemy nasze życie według naszych schematów, naszych pewności, naszych gustów. Dzieje się tak również w odniesieniu do Boga. Często idziemy za Nim, przyjmujemy Go, ale tylko do pewnego stopnia. Trudno nam powierzyć Mu się z pełną ufnością, godząc się, aby Duch Święty ożywiał nasze życie, był w nim przewodnikiem przy wszystkich wyborach; obawiamy się, że Bóg poprowadzi nas na nowe drogi, że każe nam wyjść poza nasz horyzont, często ograniczony, zamknięty, egoistyczny, abyśmy otworzyli się na Jego horyzonty. Ale w całej historii zbawienia, kiedy Pan się objawia, dzieje się coś nowego – Bóg zawsze przynosi nowość – przemienia i prosi, aby Mu całkowicie zaufać: Noe buduje arkę wyśmiewany przez wszystkich i zostaje ocalony; Abraham opuszcza swoją ziemię, mając w ręku jedynie obietnicę; Mojżesz stawia czoła potędze faraona i prowadzi lud do wolności.

Zadajmy sobie pytanie: czy jesteśmy otwarci na „Boże niespodzianki”? Czy może lękliwie zamykamy się na nowość Ducha Świętego? Czy mamy odwagę wyruszyć na nowe drogi, jakie wskazuje nam Boża nowość, czy też może bronimy się, zamknięci w nietrwałych strukturach, które utraciły wrażliwość? Dobrze nam zrobi, jeśli będziemy pamiętać o tych pytaniach w ciągu całego dnia.

Homilia, 19 maja 2013

Walka Izraelitów z Amalekitami

Jak długo Mojżesz trzymał ręce podniesione do góry, Izrael miał przewagę. Gdy zaś ręce opuszczał, miał przewagę Amalekita.

Wj 17,11

Naszą bronią jest modlitwa

„Wołać w dzień i w nocy” do Boga! Ten obraz modlitwy robi wrażenie. Zapytajmy jednak: „Dlaczego Bóg tego chce? Czyż nie wie, czego potrzebujemy? Jaki sens ma „naciskanie” na Boga? To jest dobre pytanie, które skłania nas do pogłębienia ważnego aspektu wiary: Bóg wzywa nas do wytrwałej modlitwy nie dlatego, że nie wie, czego potrzebujemy, albo dlatego, że nas nie słucha. Wręcz odwrotnie, On zawsze nas słucha z miłością i wie o nas wszystko. W naszej codziennej drodze, szczególnie pośród trudności, w walce ze złem poza nami i w nas, Pan nie jest daleko, lecz stoi przy nas. Walczymy, mając Go u boku, a naszą bronią jest właśnie modlitwa, która pozwala nam odczuć Jego obecność, Jego miłosierdzie, a także Jego pomoc. Ale walka ze złem jest długa i ciężka, wymaga cierpliwości i wytrwałości – jak w przypadku Mojżesza, który musiał trzymać ręce podniesione do góry, aby zapewnić zwycięstwo swojemu ludowi (por. Wj 17,8–13). Tak to jest: to jest walka, którą trzeba prowadzić każdego dnia.

Anioł Pański, 20 października 2013

Dziesięcioro przykazań

Wtedy wypowiedział Bóg wszystkie te słowa: „Ja jestem Pan, Bóg twój, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej, z domu niewoli. Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie! (…) A cały lud, postrzegając gromy i błyskawice oraz głos trąby i górę dymiącą, przeląkł się i drżał, i stał z daleka.

Wj 20,1–3.18

„Tak” dla życia

Być może Bóg jawi się nam jako surowy sędzia, jako ktoś, kto ogranicza naszą wolność. Jednak całe Pismo Święte przypomina nam, że Bóg jest Żyjącym, Tym, który daje życie i który wskazuje drogę do pełnego życia.

Myślę również o darze dziesięciorga przykazań – w nich Bóg wskazuje drogę do prawdziwie wolnego życia, do życia pełnego; nie są one hymnem sławiącym „nie” – nie powinieneś robić tego, nie powinieneś robić tamtego, nie powinieneś robić… Nie! Są hymnem sławiącym „tak” wobec Boga, miłości, życia. Drodzy przyjaciele, nasze życie jest pełne tylko w Bogu, ponieważ tylko On jest Żyjącym!

Homilia, 16 czerwca 2013

Traćmy czas z Bogiem

Adorować. W naszym świecie, w którym liczy się wydajność, zatraciliśmy zmysł adoracji, także w modlitwie. Oczywiście, modlimy się, chwalimy Pana, prosimy Go, dziękujemy Mu. Jednakże adoracja to trwanie przed Jedynym Bogiem, przed Tym, który jest Jedyny, bezcenny, którego nie da się kupić, który jest niezmienny. A wszystko to, co jest poza Nim jest tylko papierową imitacją, bożkiem (…). Adorować. Trzeba podjąć wysiłek, aby rozwijać w sobie adorację.

Adorujcie, adorujcie Boga. W tym momencie jest to pewien niedostatek Kościoła, wynikający z braku pedagogii. Ten zmysł adoracji, który odnajdujemy w Biblii w pierwszym przykazaniu: adoruj, czcij Jedynego Boga. To jest „tracenie czasu”, bez próśb podziękowań, nawet bez uwielbienia – tylko adoracja, z duszą uniżoną. Nie wiem, dlaczego wam to mówię, ale czuję, że powinienem wam to powiedzieć. Wypływa to z mojego wnętrza.

Przemówienie do misjonarzy klaretynów, 11 września 2015

Złoty cielec

A gdy lud widział, że Mojżesz opóźniał swój powrót z góry, zebrał się przed Aaronem i powiedział do niego: „Uczyń nam boga, który by szedł przed nami”. (…) I jeszcze powiedział Pan do Mojżesza: „Widzę, że ten lud jest ludem o twardym karku”. (…) Mojżesz jednak zaczął usilnie błagać Pana, Boga swego.

Wj 32,1.9.11

Lud nie wytrzymuje czekania

Historia Izraela ukazuje również pokusę niewiary, której lud izraelski wielokrotnie ulegał. Przeciwieństwo wiary jawi się tutaj jako bałwochwalstwo. Gdy Mojżesz rozmawia z Bogiem na Synaju, lud nie potrafi znieść tajemnicy ukrytego oblicza Bożego, nie potrafi wytrzymać czasu oczekiwania. Wiara ze swej natury wymaga wyrzeczenia się chęci natychmiastowego posiadania, jakie zdaje się ofiarować widzenie; jest zaproszeniem, by otworzyć się na źródło światła, szanując tajemnicę Oblicza, które zamierza objawić się osobiście i w odpowiednim czasie. Martin Buber przytaczał definicję bałwochwalstwa, podaną przez rabina z Kocka. Z bałwochwalstwem mamy do czynienia wówczas, „gdy zwraca się pełne szacunku oblicze do oblicza, które nie jest obliczem”. Zamiast wierzyć w Boga, człowiek woli czcić bożka, którego oblicze można utrwalić i którego pochodzenie jest znane, bo został uczyniony ludzką ręką. W przypadku bożka nie ma niebezpieczeństwa ewentualnego powołania, które wymagałoby wyrzeczenia się własnego poczucia bezpieczeństwa, ponieważ bożki „mają usta, ale nie mówią” (Ps 115,5). Rozumiemy więc, że bożek jest pretekstem, by postawić samych siebie w centrum rzeczywistości, adorując dzieło własnych rąk. Gdy człowiek traci zasadniczą orientację, która spaja jego życie, gubi się w wielorakości swoich pragnień. Wzbraniając się przed oczekiwaniem na czas obietnicy, rozprasza się na tysiące chwil swojej historii.

Encyklika Lumen fidei, 29 czerwca 2013

Mały podręcznik modlitwy

Modlić się to jak rozmawiać z przyjacielem, dlatego „modlitwa musi być wolna, odważna, wytrwała”, posuwająca się nawet do „czynienia wyrzutów” Panu. Ze świadomością, że Duch Święty jest zawsze obecny i poucza nas, jak mamy postępować. Taki jest styl modlitwy Mojżesza.

Inspirację do tego małego „podręcznika” modlitwy zaczerpnął papież z fragmentu Księgi Wyjścia (32,7–14), który opowiada „o modlitwie Mojżesza za swój lud, który dopuścił się ciężkiego grzechu bałwochwalstwa”. Pan – wyjaśnił papież – „napomina właśnie Mojżesza” i mówi mu: „Zstąp na dół, bo sprzeniewierzył się lud twój, który wyprowadziłeś z ziemi egipskiej”.

I właśnie wtedy to Mojżesz zaczyna swoją modlitwę…

W gruncie rzeczy Mojżesz „starał się, za pomocą wielu argumentów «przekonać» Boga, aby zmienił swoje nastawienie. A argumenty formułuje, odwołując się do pamięci”. I tak „mówi do Boga: Ty uczyniłeś dla swojego ludu to, tamto i owo, ale jeśli teraz pozwolisz mu umrzeć na pustyni, to co powiedzą nasi wrogowie?”. Powiedzą – mówi dalej – „że jesteś niedobry, że nie jesteś wierny”. Mojżesz „usiłuje w ten sposób «przekonać» Pana”, rozpoczynając „walkę”, w której centralne miejsce zajmują dwa elementy: „Twój lud i mój lud”.

Modlitwa przynosi skutek, ponieważ „Mojżeszowi udaje się w końcu Pana «przekonać»”. Papież podkreślił, że „piękne jest zakończenie tego fragmentu” Pisma: „Wówczas to Pan zaniechał zła, które zamierzał zesłać na swój lud”. Z pewnością – wyjaśnił Franciszek – „Pan był trochę zmęczony tym niewiernym ludem”. Kiedy jednak czytamy w ostatnich słowach fragmentu, że „Pan zaniechał wymierzenia kary” i „zmienił nastawienie”, trzeba sobie zadać pytanie: Kto tak naprawdę się tutaj zmienił? Czy zmienił się Pan? „Ja myślę, że nie”, powiedział biskup Rzymu – tym, który się zmienił, był Mojżesz. On bowiem – stwierdził papież – myślał, że Pan zniszczy lud. Więc „stara się przypomnieć Panu, jak dobry był dla swojego ludu, jak wyprowadził go z niewoli egipskiej, aby poprowadzić go dalej, z obietnicą”. To właśnie „za pomocą tych argumentów Mojżesz usiłuje «przekonać» Boga. W tym procesie odnajduje pamięć swojego ludu i znajduje miłosierdzie Boga”. Naprawdę, kontynuował papież, „Mojżesz bał się, że Bóg uczyni tę straszną rzecz”. Jednak „ostatecznie schodzi z góry” z wielką pewnością w sercu: „nasz Bóg jest miłosierny, potrafi przebaczać, jest gotów zmieniać swoje decyzje, jest Ojcem!”. O tym wszystkim Mojżesz już „wiedział, ale w sposób mniej lub bardziej nieświadomy. I zrozumiał to właśnie podczas modlitwy”.

Poranna Msza święta, 3 kwietnia 2014

Księga Kapłańska

„Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty!”

Nie będziesz szukał pomsty, nie będziesz żywił urazy do synów twego ludu, ale będziesz miłował bliźniego jak siebie samego. Ja jestem Pan!

Kpł 19,18

Dwa przykazania? Nie, dwa oblicza:

Spojrzenie wybiegające ku Nowemu Testamentowi

Ewangelista Mateusz opowiada, że niektórzy faryzeusze postanawiają wystawić Jezusa na próbę (por. 22,34–35) Jeden z nich, uczony w Prawie, zadaje Mu następujące pytanie: „Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?” (w. 36). Jezus, cytując Księgę Powtórzonego Prawa, odpowiada: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie” (w. 37–38). I mógłby na tym poprzestać. Jezus jednak dodaje coś, o co uczony w Prawie nie pytał. Mówi bowiem: „Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego” (w. 39). Również to drugie przykazanie nie zostaje przez Jezusa wymyślone, ale zaczerpnięte z Księgi Kapłańskiej. Nowość Jego spojrzenia polega na tym, że łączy te dwa przykazania – miłości do Boga i miłości do bliźniego – ukazując, że są one nierozerwalnie ze sobą związane i wzajemnie się uzupełniają, że są dwiema stronami tego samego medalu. Nie można miłować Boga, nie miłując bliźniego, i nie można miłować bliźniego, nie miłując Boga.

Już w Starym Testamencie wymóg bycia świętym na obraz Boga, który jest święty, obejmował również obowiązek troski o osoby najsłabsze, takie jak cudzoziemcy, sieroty i wdowy (por. Wj 22,20–23). Jezus wypełnia to prawo Przymierza – On, który łączy w sobie, w swoim ciele, bóstwo i człowieczeństwo, w jednej tajemnicy miłości.

Tak więc, w świetle tych słów Jezusa, miłość jest miarą wiary, a wiara jest duszą miłości. Nie możemy już oddzielać życia religijnego, pobożności od służby bliźnim, tym konkretnym bliźnim, których spotykamy. Nie możemy już oddzielać modlitwy, spotkania z Bogiem w sakramentach od słuchania drugiego człowieka, od bycia blisko jego życia, a szczególnie jego zranień.

W gąszczu przykazań i przepisów – w legalizmach wczorajszych i dzisiejszych – Jezus dokonuje wyłomu, który pozwala dostrzec dwa oblicza: oblicze Ojca i oblicze bliźniego. Nie przekazuje nam dwóch formuł czy dwóch przykazań: nie są to bowiem przykazania i formuły. Powierza nam dwa oblicza, a raczej tylko jedno oblicze, oblicze Boga, które odbija się w wielu twarzach, gdyż w twarzy każdego bliźniego, a szczególnie tego najmniejszego, najsłabszego, bezbronnego i potrzebującego, obecny jest obraz samego Boga.

Anioł Pański, 26 października 2014

Księga Liczb

Błogosławieństwo Aarona

„Powiedz Aaronowi i jego synom: Tak oto macie błogosławić Izraelitom. Powiecie im: Niech cię Pan błogosławi i strzeże. Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą, niech cię obdarzy swą łaską. Niech zwróci ku tobie oblicze swoje i niech cię obdarzy pokojem”.

Lb 6,23–26

Ta nadzieja ma swój powód

Są to słowa mocy, odwagi i nadziei. Nie jest to nadzieja iluzoryczna, oparta na kruchych ludzkich obietnicach. Nie jest to też nadzieja naiwna, przedstawiająca przyszłość jako lepszą tylko dlatego, że jest przyszłością. Powodem tej nadziei jest właśnie Boże błogosławieństwo, błogosławieństwo zawierające największe życzenie, życzenie Kościoła dla każdego z nas, wyrażające wszelką życzliwą opiekę Pana, Jego opatrznościową pomoc.

Homilia, 1 stycznia 2014

Miedziany wąż

Przybyli więc ludzie do Mojżesza, mówiąc: „Zgrzeszyliśmy, szemrząc przeciw Panu i przeciwko tobie. Wstaw się za nami do Pana, aby oddalił od nas węże”. I wstawił się Mojżesz za ludem. Wtedy rzekł Pan do Mojżesza: „Sporządź węża i umieść go na wysokim palu; wtedy każdy ukąszony, jeśli tylko spojrzy na niego, zostanie przy życiu”.

Lb 21,7–8

Bóg oferuje odtrutkę

Czytamy o wędrówce ludu przez pustynię. Pomyślmy o tych ludziach w drodze, prowadzonych przez Mojżesza. Były to głównie rodziny – ojcowie, matki, dzieci, dziadkowie; mężczyźni i kobiety w każdym wieku; wiele dzieci oraz starcy, którzy szli z trudem.

W pewnym momencie „podczas drogi jednak lud stracił cierpliwość” (Lb 21,4). Są zmęczeni, brakuje wody i jedzą tylko mannę – cudowny pokarm, dany przez Boga, ale w tym momencie kryzysu wydaje się on niewystarczający. A zatem narzekają i buntują się przeciw Bogu i przeciw Mojżeszowi: „Czemu wyprowadziliście nas (…)?” (Lb 21,5). Pojawia się pokusa, by zawrócić, by zaniechać wędrówki.

Przychodzą na myśl pary małżonków, którzy „nie tracą cierpliwości w drodze”, drodze życia małżeńskiego i rodzinnego. Trud podążania staje się wewnętrznym zmęczeniem; tracą smak małżeństwa, przestają czerpać wodę ze źródła sakramentu. Codzienne życie staje się uciążliwe, niekiedy „budząc niechęć”.

W tym momencie zagubienia – mówi Biblia – pojawiają się jadowite węże, które kąsają ludzi, tak że wielu z nich umiera. Wywołuje to skruchę ludu, który prosi Mojżesza o przebaczenie, i chce, by błagał on Pana, żeby węże oddalił. Mojżesz błaga Boga, a On wskazuje ratunek: miedzianego węża umieszczonego na palu. Każdy dotknięty śmiercionośnym jadem, gdy na niego spojrzy, zostaje uzdrowiony.

Co oznacza ten symbol? Bóg nie usuwa węży, ale daje „antidotum”: za pośrednictwem miedzianego węża wykonanego przez Mojżesza, Bóg udziela swojej uzdrawiającej mocy. Jest nią Jego miłosierdzie, mocniejsze niż trucizna kusiciela.

Jezus, jak wiemy z Ewangelii, utożsamił się z tym symbolem: Ojciec w istocie z miłości „dał” Jego, Jednorodzonego Syna, ludziom, aby mieli życie (por. J 3, 13–17). Ta ogromna miłość Ojca pobudziła Syna, aby stał się człowiekiem, aby stał się sługą, aby za nas umarł, i to umarł na krzyżu. Dlatego Ojciec wskrzesił Go z martwych i dał Mu panowanie nad całym wszechświatem. Tak mówi hymn z Listu św. Pawła do Filipian (2, 6–11). Ten, kto powierza się Jezusowi Ukrzyżowanemu, otrzymuje Boże miłosierdzie, uzdrawiające ze śmiertelnej trucizny grzechu.

Homilia, 14 września 2014

Księga Powtórzonego Prawa

„Któryż naród ma bogów tak bliskich?”

Bo któryż wielki naród ma bogów tak bliskich, jak Pan, Bóg nasz, ilekroć Go wzywamy?

Pwt 4,7

Otwarcie granic