Cuda świętego Józefa - Część 2 - Opracowanie: Katarzyna Pytlarz - ebook

Cuda świętego Józefa - Część 2 ebook

Opracowanie: Katarzyna Pytlarz

0,0

Opis

Z powstaniem kaliskiego obrazu św. Józefa wiąże się niezwykła historia. Niejaki Stobienia, złożony ciężką chorobą, cierpiał bardzo i nie mając już żadnej nadziei, prosił Boga o zakończenie cierpień. Zwrócił się do św. Józefa, patrona dobrej śmierci. Następnej nocy przyszedł do niego sędziwy starzec, w którym mężczyzna rozpoznał właśnie św. Józefa. Przybysz powiedział do chorego: "Wyzdrowiejesz, gdy każesz namalować́ obraz Świętej Rodziny z napisem «Idźcie do Józefa» i ofiarujesz go kolegiacie kaliskiej". Chory wypełnił ten nakaz. W chwili gdy ujrzał namalowany wizerunek i ucałował go, został całkowicie uzdrowiony. Obraz umieszczono w kolegiacie, a przybywający do niej wierni doznawali od samego początku różnych łask i cudów za wstawiennictwem św. Józefa.

Druga część Cudów Świętego Józefa zawiera ponad siedemdziesiąt świadectw i kilkadziesiąt podziękowań, w których wierni z całego kraju wyrazili wdzięczność za rozmaite cudowne wydarzenia, jakie spotkały ich dzięki wstawiennictwu oblubieńca Matki Bożej. Opisane historie pokazują, że nie ma takich trudności, z których Pan Bóg nie mógłby wyprowadzić człowieka.

Do świadectw i podziękowań dołączono także akty zawierzenia. Pozwalają one jeszcze wyraźniej dostrzec, jak wspaniałego orędownika otrzymali ludzie w osobie św. Józefa.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 182

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Józefie Święty w prastarym Kaliszu,

Czujny patronie rodzin i nadziejo.

Weź mnie za rękę i prowadź do nieba

Z Boskim Jezusem i Świętą Maryją.

(fragment pieśni Józefie Świętybp. Józefa Zawitkowskiego)

© Wydawnictwo WAM, 2016

© Katarzyna Pytlarz

© Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu

62-800 Kalisz, pl. św. Józefa 7

Konsultacja: Jacek Siepsiak SJ

Redakcja i korekta: Klaudia Adamus

Projekt okładki: Andrzej Sochacki

Zdjęcia: Jan Derbiszewski

Skład: Edycja

na podstawie projektu Krzysztofa Błażejczyka

Przygotowanie wydania elektronicznego

Magdalena Wojtas / 88em.eu

Cytaty z Pisma Świętego według Biblii Jerozolimskiej,

Pallottinum, Poznań 2006.

NIHIL OBSTAT

Prowincja Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego

ks. Jakub Kołacz SJ, prowincjał,

Kraków, 1 września 2016 r., l.dz. 59/2016

ISBN 978-83-277-0638-6 (ePub)

ISBN 978-83-277-0639-3 (Mobi)

WYDAWNICTWO WAM

ul. Kopernika 26 • 31-501 Kraków

tel. 12 62 93 200 • faks 12 42 95 003

e-mail: [email protected]

www.wydawnictwowam.pl

DZIAŁ HANDLOWY

tel. 12 62 93 254-256 • faks 12 62 93 496

e-mail: [email protected]

KSIĘGARNIA WYSYŁKOWA

tel. 12 62 93 260

e-mail: [email protected]

e.wydawnictwowam.pl

Wstęp

Książka, która została opracowana i wydana przez Wydawnictwo WAM w Krakowie, zawiera mocne świadectwa różnych osób, które doznały niezwykłych łask i cudów dokonanych za przyczyną i wstawiennictwem św. Józefa Kaliskiego.

W Kaliszu bowiem od prawie czterystu lat znajduje się obraz przedstawiający Świętą Rodzinę w układzie poziomym oraz Osoby Trójcy Przenajświętszej w układzie pionowym. Obraz od samego początku został jednak nazwany „Świętym Józefem Kaliskim”. Ma on różne wymiary teologiczne takie jak małżeństwo, rodzina czy ojcostwo.

Ostatecznie opatrzność Boża chciała, by św. Józef odbierał szczególną cześć w tym obrazie i pozostał potężnym Orędownikiem, wstawiając się za nami u Boga w różnych sprawach doczesnych i duchowych.

Wymowna jest historia powstania obrazu. Otóż sparaliżowany i od dłuższego już czasu ciężko chory człowiek o nazwisku Stobienia ze wsi Szulec modlił się do patrona dobrej śmierci o zakończenie życia. W nocy ukazał mu się św. Józef i zapewnił go: „Wyzdrowiejesz, jeśli zlecisz namalowanie obrazu – tu opisał jak ma obraz wyglądać – i ofiarujesz go do kolegiaty kaliskiej”.

Stobienia był człowiekiem wielkiej wiary, a przy tym zamożnym. Od razu zlecił artyście namalowanie tego obrazu. Powstało dzieło godne, piękne, wspaniałe. Zaraz po ukończeniu prac przyniesiono obraz do łoża chorego, kapłan go poświęcił, a chory ucałował z wielką czcią i wiarą i został całkowicie uzdrowiony. Był to pierwszy cud św. Józefa Kaliskiego. Obraz umieszczono, tak jak chciał św. Józef, w kolegiacie kaliskiej i zaczęły się dziać liczne łaski i cuda dokonane za przyczyną tego Świętego. Ksiądz prałat Stanisław Józef Kłossowski, kustosz sanktuarium w XVIII wieku, spisał je i wydał. Dzieło, które zawiera opis sześciuset cudów i łask, nosi tytuł Cuda y łaski za przyczyną y wzywaniem mniemanego Oyca Jezusowego Józefa Swiętego przy obrazie tegoż Swiętego Patryarchy w Kollegiacie Kaliskiey […] zebrane […] i do druku podane w Kaliszu roku 1780.

Obraz został uznany przez Komisję Prymasowską w XVIII wieku za łaskami słynący, a następnie za cudowny. Był to pierwszy wizerunek św. Józefa na świecie ukoronowany papieskimi koronami – najpierw w Rzymie przez papieża Piusa VI w 1783 roku, a następnie w Kaliszu przez jego legata w 1796 roku.

Jednym z największych cudów, jakie się dokonały za przyczyną św. Józefa Kaliskiego, było cudowne wyzwolenie obozu koncentracyjnego w Dachau koło Monachium. Wyzwolono trzydzieścioro tysięcy więźniów, w tym około tysiąca kapłanów.

To właśnie kapłani-więźniowie, którzy przeczuwali, że mogą wszyscy zginąć, podjęli decyzję, by zawierzyć się św. Józefowi i poprosić go w dziewięciodniowej nowennie o cud ocalenia. Dokonał się on w trzy godziny przed planowanym zniszczeniem obozu, to jest 29 kwietnia 1945 roku o godzinie 18.00, za sprawą niewielkiego oddziału amerykańskiego pod dowództwem gen. George’a Pattona, który zdecydował się przyśpieszyć o jeden dzień wyzwolenie Dachau, podczas gdy znaleziony po wyzwoleniu tajny rozkaz zagłady obozu i wszystkich więźniów przewidywał ją na 29 kwietnia 1945 roku o godzinie 21.00.

Kapłani – byli więźniowie, którzy zostali cudownie ocaleni – okazali się niezwykle wdzięczni św. Józefowi. Co rok przybywali z pielgrzymką wdzięczności i w podziemiach bazyliki ufundowali kaplicę Męczeństwa i Wdzięczności w dwudziestą piątą rocznicę wyzwolenia obozu, czyli 29 kwietnia 1970 roku.

Podobnie w 1950 roku za przyczyną św. Józefa zostali ocaleni polscy jezuici, których domy zakonne miały być zamknięte przez kolejny reżim, tym razem komunistyczny. Podjęli oni modlitwę i szczególnie oddali się pod opiekę św. Józefa – i również zostali ocaleni.

Święty Józef działa w sposób sobie właściwy: cicho, dyskretnie, ale niezwykle skutecznie. Święta Teresa Wielka powiedziała, że „Święty Józef ma takie względy u Boga, że w niebie raczej rozkazuje, aniżeli prosi, że Jezus niczego św. Józefowi nie odmówi”.

Kolejna książka zawiera łaski i cuda spisane w Księdze łask i cudów z kaliskiego sanktuarium św. Józefa od 2000 roku, czyli od początku XXI wieku. Jest to wiek św. Józefa, jak powiedziała słynna mistyczka francuska Marta Robin. Święty Jan Paweł II w adhortacji Redemptoris custos napisał natomiast, że św. Józef jest patronem Kościoła naszych czasów, że „trzeba modlić się o to orędownictwo; jest ono ustawicznie potrzebne Kościołowi nie tylko dla obrony przeciw pojawiającym się zagrożeniom, ale także i przede wszystkim dla umocnienia go w podejmowaniu zadania ewangelizacji świata i nowej ewangelizacji” (nr 29).

Nawiedzając sanktuarium kaliskie 4 czerwca 1997 roku, św. Jan Paweł II stwierdził, że „to sanktuarium jest znane w całej Polsce i nawiedzane przez rzesze pielgrzymów, posiada bowiem szczególne miejsce w dziejach Kościoła i narodu”.

Tu w Kaliszu Ojciec Święty zawierzył św. Józefowi wszystkie rodziny i obronę życia poczętego w Polsce i na świecie. Od 3 czerwca 2004 roku w każdy pierwszy czwartek miesiąca są organizowane modlitwy w intencji rodzin i obrony poczętego życia, transmitowane przez Radio Maryja i Telewizję Trwam.

Dziękuję Pani Katarzynie Pytlarz, że z wielką czcią i pietyzmem pochyliła się nad niezwykłymi świadectwami łask i cudów dokonanych za przyczyną św. Józefa Kaliskiego na progu XXI wieku, przechowywanymi w archiwum sanktuarium. Opiekun Pana Jezusa stał się na nowo popularny w dzisiejszych czasach i jest nadzieja, że świat odda mu się w opiekę.

Niech św. Józef wyprasza wszystkim swoim czcicielom Boże błogosławieństwo i ma ich w swojej opiece.

Ksiądz prałat Jacek Plota

Kustosz i proboszcz sanktuarium św. Józefa w Kaliszu

Cudowny Obraz św. Józefa Kaliskiego przyozdobiony koronami i srebrnymi sukienkami

Cudowny Obraz św. Józefa znajduje się w kaplicy, w prawej nawie bazyliki. Fundatorem obrazu, a także ołtarza ok. 1670 r. był mieszkaniec podkaliskiej wsi Szulec noszący nazwisko Stobienia.

Autor dzieła nie jest znany. Obraz jest namalowany techniką olejną na grubo tkanym płótnie lnianym w kształcie prostokąta o wymiarach 2,46 × 1,74 m, górne naroża ma ścięte. Przedstawia Jezusa jako małego chłopca prowadzonego przez Matkę Najświętszą, która w prawej dłoni dzierży berło, oraz przez św. Józefa trzymającego w lewej dłoni lilię. Postacie Jezusa, Matki Najświętszej i św. Józefa ukazane są w pozycji stojącej, całe ujęte frontalnie. Nad nimi unosi się Duch Święty w postaci gołębicy otoczony promienistą aureolą, zaś w szczycie obrazu, na obłokach widnieje postać Boga Ojca z tiarą na głowie, z kulą ziemską w lewej dłoni i z prawą dłonią uniesioną w geście błogosławieństwa. Tło stanowi rozległy pejzaż z głęboką perspektywą. Bogata jest wymowa teologiczna obrazu. Wyraźnie widoczne są dwie linie. Pionowa, czyli wertykalna, ukazuje Trójcę Świętą – w górze postać Boga Ojca, poniżej Duch Święty i Pan Jezus. Druga linia pozioma, horyzontalna, ukazuje „Trójcę Ziemską” – Rodzinę Nazaretańska. Pośrodku stoi kilkuletni Jezus trzymany za ręce przez rodziców.

Gdy [Jezus] przechodził obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał dwóch braci: Szymona, zwanego Piotrem, i brata jego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do nich: «Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi». Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim.

––––––––*––––––––

Mt 4, 18–20

Pójdź za Mną

ks. Czesław, Poznań 2009 r.

Stając w sanktuarium św. Józefa, człowiek wchodzi w tajemnicę Nazaretu, tajemnicę ciszy i pokoju, tajemnicę miłości, którą Bóg objawił w swoim Synu Jezusie. Ciekawe, że Bóg postanowił, aby Jego obecność wśród ludzi rozpoczęła się w rodzinie, a św. Józefa uczynił „głową” tej Rodziny, oddając w Jego ręce najcenniejszy dar – swojego ukochanego Syna. Kim był św. Józef?

Z pewnością wiernym synem narodu wybranego. Każdego dnia wznosił swoje myśli ku Bogu, w szabat słuchał w synagodze świętych pism, a chwile wytchnienia przeplatał miarowym rytmem codziennej pracy. Jednak pewnego dnia Bóg postawił go wobec tajemnicy, o której wielokrotnie słyszał na świętych zgromadzeniach: „Nie bój się wziąć do siebie Maryi, swej małżonki, bo z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło”. Ma być ojcem Mesjasza. Czy zawalił mu się świat? Pewnie trochę na początku tak myślał, wystraszył się, ale Bóg z miłością zaczął jednoczyć jego życie ze swoim, zaprosił Józefa do jakiegoś mistycznego zjednoczenia, które przejawiło się w tym, że odtąd nie było już strachu, ale całkowite zaufanie, niepotrzebujące słów. A czy było mu łatwo? Najpierw musiał wziąć do domu Maryję. Kochał Ją całym sercem, ale przecież Dziecko, które nosiła pod sercem, nie było jego. Zaufał. Potem długa droga do Betlejem, jego żona zaczęła rodzić, a oni nie mieli gdzie mieszkać i trzeba było iść do groty, w której odpoczywały zwierzęta po długiej drodze, i tam miał się narodzić Syn Boga. Zaufał. Potem patrzył na pasterzy i mędrców, słuchał dziwnych przepowiedni Symeona, że to Dziecko, które pokochał jak swoje, będzie cierpieć, że umrze. Zaufał. Aż wreszcie musiał podjąć trudną decyzję o wyjeździe do Egiptu, kraju, który przecież tak mocno kojarzył mu się z niewolą i cierpieniem narodu… Uciekali przez pustynię wiedzeni jakimś dziwnym przeświadczeniem, że to wszystko, chociaż trudne do zrozumienia, jednak ma sens. Zaufał. A wróciwszy do Nazaretu, wychowywał Jezusa, pokazywał Mu świat, uczył pierwszych słów, kroków, widział pierwszy uśmiech, przytulał, pocieszał… Był blisko, zjednoczony z tymi dwoma Sercami: Jezusa i Maryi, zakochany, milczący – Ewangelie nie zapisały żadnego słowa, które by wypowiedział… A kiedy razem z Maryją zatrwożony szukał zaginionego dwunastolatka w Jerozolimie, usłyszał, że to Dziecko ma być w „tym, co należy do Ojca” – a wiedział, że przecież nie o nim Jezus mówi… Zaufał. Tak, bo jego życie od chwili spotkania z Jezusem zupełnie się zmieniło, nabrało jakiegoś nowego sensu, stało się obcowaniem z Bogiem o wiele przecież głębszym i bliższym niż dotąd.

Tak sobie myślę: przecież Józef nie raz słyszał od Jezusa „kocham cię”. Tak zwyczajnie – ale tego nie mówił tylko mały chłopiec. To mówił Bóg. Ten sam, który ocalił Izaaka; Ten sam, który rozmawiał z Mojżeszem w płonącym krzaku; Ten sam, który uczynił suchą ziemię pośrodku Morza Czerwonego; który przez usta proroków zapewniał o swojej miłości, która nie odstąpi od człowieka nawet, jeśli ustąpią góry. Ten sam Bóg wyznawał mu swoją miłość, tak zwyczajnie; składając życie w ręce Józefa, brał w swoje Boskie dłonie istnienie tego człowieka, jego los, jego miłość. Józef stanął więc w samym centrum zapowiedzi, które wypełniały się na jego oczach, które wypełniały się na jego rękach. I ta bliskość z Bogiem sprawiła, że odtąd nic już nie było ważne, że sens jego życia wypełniał się w obcowaniu z Tym, który jest, i poruszał jego serce do wnikania w niezrozumiałe Boże tajemnice. Pozostaje nam się zapytać: czy św. Józef rozumiał, czy nigdy nie zwątpił, czy nie zadawał pytań? Pewnie tak. Był bowiem zwykłym człowiekiem, skażonym grzechem pierworodnym, dotkniętym jego skutkami. Ale Bóg powołał go do szczególnej misji. Można by rzec, że w ręce św. Józefa powierzył losy świata i swojego zbawczego planu. I uczynił go świętym. Józef całkowicie żył dla Boga, a Ten odcisnął w jego sercu Boskie znamię świętości.

Misja świętego patriarchy nie zakończyła się z chwilą jego śmierci. On dalej jest obecny w tym świecie, a Ojciec Święty Jan Paweł II nazwał go świętym na trzecie tysiąclecie.

Moje pierwsze spotkanie ze św. Józefem miało miejsce w czasie, gdy kopia Cudownego Obrazu z kaliskiego sanktuarium pielgrzymowała po parafiach. Było to wydarzenie ogromnej wagi. Każda parafia przygotowywała się na to spotkanie z ogromnym pietyzmem i zaangażowaniem. Począwszy od tygodniowych rekolekcji i skończywszy na udekorowanych domach i ulicach, po których przejeżdżał samochód kaplica. I stało się, że św. Józef przybył do mojej rodzinnej parafii. Z bijącymi sercami czekaliśmy na Cudowny Obraz, na jego spotkanie mimo zimna (to był listopad) wyszły całe rodziny, licznie zgromadziliśmy się przed kościołem. A potem były msza święta, całonocne czuwanie, pasterka… Tysiące ludzi, całe rodziny, łzy szczęścia… Dobrze złączone imiona – Jezus, Maryja, Józef – śpiewało wówczas niejedno serce. Odnowienie przyrzeczeń małżeńskich, uśmiechnięte twarze, oczy proszące: „Święty Józefie ocal moją rodzinę…”, „daj pracę mojemu mężowi…”, „daj mojej córce szczęśliwie urodzić…”, „ocal syna od alkoholizmu…” Patrzyłem wtedy z dziwnym niepokojem na obraz. I wtedy po raz pierwszy, tak na serio, usłyszałem: „Pójdź za Mną…” Wobec moich planów było to dość niedorzeczne, ale jakoś dziwnie silne i jednoznaczne.

– Święty Józefie – powiedziałem. – Jeśli jest wolą Jezusa, bym za Nim poszedł, to daj mi jakiś znak…

Modliłem się bardzo długo. Nawet nie zauważyłem, jak rozpoczęła się msza święta, którą odprawiał misjonarz. Po nabożeństwie rozmawiałem z nim chwilę, a on, jak gdyby nigdy nic, powiedział nagle: „Ty chyba będziesz księdzem…” I faktycznie wstąpiłem niedługo później do seminarium. Jestem przekonany, że św. Józef jest patronem mojego powołania, wielokrotnie mówiłem o tym w czasie różnych akcji powołaniowych.

Na początku mojej drogi kapłańskiej w mojej rodzinie zdarzyła się tragedia. Brat zawarł sakrament małżeństwa w 1990 r. Byli bardzo szczęśliwą parą i już wkrótce Pan Bóg pobłogosławił im potomstwem. Oczekiwana i wymodlona Ula urodziła się we wrześniu 1991 r. Niestety z niewyjaśnionych przyczyn dziecko zmarło w kilka godzin po narodzinach. Straszna tragedia dla całej rodziny. Dowiedziawszy się o śmierci bratanicy, natychmiast udałem się do Kalisza przed Cudowny Obraz, zawierzając św. Józefowi tę sprawę. Od tego dnia nie miałem wątpliwości, że to właśnie przez św. Józefa Jezus pragnie okazać swoją miłość mojej rodzinie. Po roku niestety okazało się, że bratowa straciła kolejne dziecko. I rozpoczął się szturm modlitewny do św. Józefa. Po pół roku wiadomość: brat i jego żona spodziewają się dziecka. W miesiąc później przychodzi informacja: będą bliźnięta. I znowu wielka modlitwa – tym razem o szczęśliwe rozwiązanie. Agnieszka i Dominik przyszli na świat dość niespodziewanie, w siódmym miesiącu. Byli bardzo mali, właściwie niezdolni do życia, nie mogli sami oddychać, a ich stan zdrowia zmusił lekarzy do zastosowania intensywnej terapii. Lekarze nie dawali wiele nadziei: 10% szans na przeżycie. Pojechałem do szpitala na drugi dzień urodzeniu dzieci. Już sam fakt, ze zostałem wpuszczony na intensywną terapię noworodków, był wielkim cudem. Podszedłem do inkubatorów, do tych dwóch małych istotek, które w nich leżały. Przy każdym z nich położyłem mały obrazek św. Józefa i pomodliłem się za nie. Następnego dnia informacja: szanse przeżycia zwiększyły się do 90%, dzieci podjęły nieoczekiwanie wszystkie funkcje życiowe. Minęło zagrożenie dla życia, dzieci zaczęły same oddychać. Po dwóch tygodniach pojawiło się podejrzenie, że Dominik może nie widzieć. Znowu ufna modlitwa do św. Józefa została wysłuchana. Po kilku dniach okazało się, że diagnoza jest nietrafna, że chłopczyk widzi. Po miesiącu dzieci zostały wypisane do domu. Obecnie są zdrowe, rozwijają się poprawnie, powoli zanikają wszelkie skutki ich wcześniactwa. Jestem wdzięczny św. Józefowi za dar ich życia i powierzam je jego ojcowskiej trosce. Półtora roku później urodził się jeszcze ich braciszek: mały Michaś. Bo św. Józef daje zawsze więcej, aniżeli go prosimy. To wielki święty. Zachęcam wszystkich do nawiedzenia sanktuarium św. Józefa w Kaliszu. Zapewniam was, że nie wyjedziecie niewysłuchani.

Cierpliwy do czasu dozna przykrości, ale później radość dla niego zakwitnie.

––––––––*––––––––

Syr 1, 23

Spółdzielnia mieszkaniowa

Monika i Łukasz, Poznań 2007 r.

Z wdzięczności do Boga chciałam opisać dwa cuda, których doświadczyliśmy w naszej rodzinie za wstawiennictwem św. Józefa. Od kilku lat modlimy się z mężem Nowenną do św. Józefa przed jego świętem 19 marca. Co roku modliliśmy się w intencji naszej sytuacji mieszkaniowej. Sześć lat temu wpłaciliśmy pieniądze do spółdzielni mieszkaniowej. Ta upadła, a my nie mieliśmy ani mieszkania, ani pieniędzy. W myśl tego, że chrześcijanin nie domaga się siłą swoich praw, nie dochodziliśmy w sądzie tych pieniędzy, chociaż takie było zalecenie prawników. Mieliśmy nadzieję, że Bóg jest w tej sytuacji i nas prowadzi. Dawał nam prace i środki, by wynajmować mieszkanie, siły, by znosić ośmieszenie i upokorzenie z powodu niepodejmowania działań, jakie świat dyktuje w takiej sytuacji. Dawał też poznawać nam nasze serca i naszą grzeszność. Taka łaska Boga i Jego miłosierdzie powstrzymywały nas od oskarżania ludzi odpowiedzialnych za spółdzielnię. Bóg błogosławił nam i obdarzał kolejnymi synami. Obecnie mamy ich trzech: Pawła (7 lat), Stasia (4 lata) i Grzesia (2 lata).

W tym roku, przed świętem św. Józefa, po raz kolejny odprawialiśmy z mężem nowennę. Tym razem naszą główną intencją było życie i zdrowie nienarodzonych jeszcze dzieci (bliźniaków) naszej siostry ze wspólnoty neokatechumenalnej. Jeden z chłopców był chory (przepuklina mózgowa). Lekarze nie dawali mu szans na przeżycie, uznano również, że stanowi zagrożenie dla drugiego dziecka. Przez całą ciążę codziennie modliliśmy się z mężem, by wypełniła się wola Boża. Latem 2006 r. odbyliśmy z naszą rodziną i rodziną siostry ze wspólnoty pielgrzymkę do relikwii św. Joanny Beretty Molli w Żninie na święto odnowienia przyrzeczeń małżeńskich. W dniach odprawiania nowenny siostra Ewa znalazła się w szpitalu. 19 marca 2007 r., w święto św. Józefa, urodzili się Józef i Krzysztof. Józef następnego dnia miał operację. Pan Bóg prowadził rękę lekarzy, za co jesteśmy Mu ogromnie wdzięczni. Po kilkunastu dniach zakończyła się hospitalizacja. Podczas świąt Zmartwychwstania Pańskiego dzieci zostały ochrzczone, a my z mężem zostaliśmy rodzicami chrzestnymi Józia. Wbrew rokowaniom Józef i Krzysztof żyją i są dla swych rodziców i dla nas radością i dowodem cudownego działania Boga przez wstawiennictwo Jego świętych. Mamy nadzieję na ich dalszy dobry rozwój, byśmy mogli mieć zawsze przed oczami cuda Pana.

Drugim cudem, którego doświadczyliśmy, był fakt z marca 2007 r., kiedy spółdzielnia mieszkaniowa bez naszej interwencji oddała nam po sześciu latach powierzone pieniądze. Mamy nadzieję, że Bóg dalej będzie prowadził tę historię i doprowadzi naszą rodzinę do miejsca, gdzie będziemy mogli mieszkać i chwalić Pana za Jego niezmierzoną wielkość.

Chcieliśmy podzielić się tym świadectwem działania Boga przez wstawiennictwo św. Józefa.

Gdy patrzę na Twe niebo, dzieło Twych palców, księżyc i gwiazdy, któreś Ty utwierdził: czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, i czym – syn człowieczy, że się nim zajmujesz?

––––––––*––––––––

Ps 8, 4–5

Piękny świat

Ewelina, Warszawa 2004 r.

Pragnę serdecznie podziękować św. Józefowi za łaskę udanej operacji obojga oczu. Mam tylko 21 lat, a z dnia na dzień widziałam coraz słabiej. Mimo noszenia okularów przez dziesięć lat mój wzrok coraz bardziej się osłabiał. Polecałam to św. Józefowi, gorąco prosząc, by zadziałał. On tak pokierował ludźmi i wydarzeniami, że trafiłam do kliniki na operację. Cały czas opiekował się mną i udzielał łask i dzięki niemu operacja się udała, i teraz cieszę się, że mogę oglądać ten piękny świat, dostrzegać to, czego wcześniej nie widziałam!

Całym sercem wyrażam wdzięczność za dar przywrócenia mi wzroku. Obiecałam św. Józefowi, że do końca roku nawiedzę sanktuarium w Kaliszu, by czcić jego imię. Od czasu operacji, która odbyła się w sierpniu, ciągle nie mogłam zebrać pieniędzy na podróż, ale św. Józef w tym też mi dopomógł i 31 grudnia 2004 r. odwiedziłam go w Kaliszu. Sercem przepełnionym wdzięcznością dziękowałam za jego codzienną opiekę nade mną i moimi bliskimi. Cieszę się, że było mi dane powitać Nowy Rok przed jego Cudownym Wizerunkiem i powierzyć mu ten kolejny rok życia, prosząc o dalszą opiekę. Dalej nieustannie mu dziękuję, przepraszam i proszę o potrzebne łaski, a szczególnie o dobrego męża na jego wzór.

Wyciągam ręce do Ciebie; moja dusza pragnie Ciebie jak zeschła ziemia. Prędko wysłuchaj mnie, Panie, albowiem duch mój omdlewa. Nie ukrywaj przede mną swego oblicza, bym się nie stał podobny do tych, co schodzą do grobu.

––––––––*––––––––

Ps 143, 6–7

Pyszny cukierek

Ela, Warszawa 2002 r.

Mój tato Zygmunt, który jesienią 2001 r. miał 81 lat, zachorował na rwę kulszową. Mimo opieki medycznej bóle w żaden sposób nie zmniejszały się. Środki przeciwbólowe nie skutkowały, a tato leżał często omdlały z bólu. Lekarze zaczęli więc szukać, czy nie jest to objaw innej choroby. Nieraz nowotwór prostaty daje przerzuty do kręgosłupa i objawy są podobne. Skierowano tatę do onkologa i po badaniu USG wiadomo było, że w pęcherzu jest rozległy nowotwór. Zdrowie taty zaczęło się raptownie pogarszać, „sypało się” wszystko: serce, skakało ciśnienie, słowem – nowotwór atakował.

W tej sytuacji mogłam tylko zwrócić się o pomoc do Nieba. Zaawansowany wiek taty i prognozy nie dawały żadnych szans na wyjście z choroby. Mimo że tato na mszy świętej bywał jedynie z okazji pogrzebów, udało mi się namówić go, aby odprawił Nowennę do Matki Bożej Częstochowskiej, jednocześnie smarując bolące miejsca oliwą z lampki palącej się przed naszą Królową. Ku mojemu zdziwieniu nowennę odprawił, mówiąc, że po każdym smarowaniu oliwą bóle się zmniejszały. Po odprawieniu drugiej nowenny, tym razem do Dzieciątka Jezus Koletańskiego, i smarowaniu nóg „wodą Dzieciątkową”, bóle minęły.

Mieliśmy jasność, że ulga w cierpieniu jest darem Pani Jasnogórskiej i Jej Dzieciątka, ale że nieuchronnie zbliża się kres życia taty, ponieważ były dni, kiedy nie mógł stać prosto na nogach. Często chwiał się na obie strony jak drzewo miotane wichurą. Był to widok przerażający, bo tato jest wysokim (186 cm), postawnym mężczyzną i to, co się z nim działo, było dla mnie nad wyraz bolesne.

Mimo poprawy stanu zdrowia i ustąpienia bólów tato nadal był poważnie chory. Lekarze skierowali go na specjalistyczne badania, a ja udałam się do kościoła pw. św. Józefa Oblubieńca NMP w Warszawie, gdzie zamówiłam dziewięć mszy świętych. Odprawiłam także Nowennę do św. Józefa, błagając o ratunek. Błagałam sama, ponieważ tato po poprawie zdrowia już nie chciał kontynuować modlitw.

Mój kierownik duchowy od dłuższego czasu nalegał, abym odprawiła rekolekcje ignacjańskie. Uchwyciłam się tej myśli, ponieważ w Kaliszu znajduje się dom rekolekcyjny oo. jezuitów.

27 grudnia przyjechałam do Kalisza, od razu udając się do Kolegiaty św. Józefa. Złożyłam wotum i zamówiłam triduum mszy świętych odprawianych przed Cudownym Obrazem św. Józefa. W czasie rekolekcji „wyrwałam się” na te trzy msze święte do Kaplicy św. Józefa, gorąco błagając o ratunek.

Mój kierownik duchowy, wielki czciciel św. Józefa, niezwykle wspierał mnie w tym zmartwieniu. Przybył do Kalisza w święto św. Józefa i odprawił trzy msze święte przed Cudownym Obrazem. W trzy tygodnie po święcie św. Józefa tato odebrał wyniki badań onkologicznych, które wykazały, że żadnego nowotworu nie ma. A przecież był. Wszystkie przerażające objawy słabości bezpowrotnie minęły. Tato ma dzisiaj 82 lata i czuje się dobrze. Prowadzi nawet samochód i był nim dwukrotnie na pielgrzymce. Jestem nieskończenie wdzięczna św. Józefowi za okazaną łaskę przedłużenia życia mojemu tacie. Jego powrót do całkowitego zdrowia był cudem przechodzącym ludzkie pojęcie. Mój tatuś przecież umierał, naprawdę odchodził, nie do wiary jest taki powrót do zdrowia.

Od lat proszę św. Józefa o pomoc w różnych sprawach i powiem, że jest tak dobry jak ukochany dziadziuś i mimo braku grzeczności ze strony swoich małych wnuków zawsze ma w kieszeni pyszny cukierek.

Dawaj Najwyższemu tak, jak On ci daje, hojny dar według swej możności! ponieważ Pan jest tym, kto odpłaca, i siedemkroć razy więcej odda tobie.

––––––––*––––––––

Syr 35, 9–10

Patron od wszystkiego

Iwona i Henryk, Sandomierz 2002 r.

Już nie pamiętam od kiedy zaczęła się moja szczególna „przyjaźń” ze św. Józefem. Jest on moim „ulubieńcem”, tak często go nazywam.

Często modliłam się do niego i nawet gdy długo na coś czekałam, to św. Józef zawsze wysłuchiwał mnie bardziej, niż tego oczekiwałam. Kiedyś, gdy modliłam się o dobrego męża, nachodziła mnie myśl o jakiejś figurce aż do momentu mojego wyjazdu do Medziugorje. Pojechałam tam w moje urodziny, a dzień przed nimi kupiłam sobie figurkę św. Józefa. Na pielgrzymce usiadłam w autobusie obok pewnego młodego mężczyzny, bo tylko obok niego było wolne miejsce. Nazajutrz, w dniu moich urodzin, gdy złożył mi życzenia i wręczył zebrany przez siebie bukiecik kwiatów, już wiedziałam, „że to jest właśnie ten”.

Szybko potoczyły się nasze wspólne losy. Poznaliśmy się pod koniec lutego, a nasz ślub był w październiku. Henryk również polubił św. Józefa i ten święty jest teraz patronem naszej rodziny. Muszę nawet przyznać, że mój mąż przypomina mi św. Józefa w swojej trosce o rodzinę, w pokorze i cichości.

Przed ślubem byliśmy z Henrykiem w Lednicy, prosząc Ducha Świętego o światło w dziewięciodniowej nowennie i wskazanie, czy mamy być razem. W drodze powrotnej odwiedziliśmy sanktuarium św. Józefa w Kaliszu i Jemu także zawierzyliśmy siebie.

Święty Józef jest niesamowity. Potem prosiliśmy Go o potomstwo i znowu po pewnym czasie oczekiwania nadeszła radosna wiadomość. Niestety nie trwała zbyt długo. Pierwszą ciążę poroniłam, ale teraz mamy Marysię, która za dwa tygodnie będzie miała roczek, i oczekuję też drugiego maleństwa.

Ostatnio zwracaliśmy się do św. Józefa o pomoc w kupnie auta. Prosiliśmy, by było w miarę tanie i ekonomiczne, i takie, by nie kusiło złodziei. I kupiliśmy „golfa” – właśnie takiego, jakiego chcieliśmy.

Naprawdę wierzymy w szczególną pomoc i orędownictwo św. Józefa w różnych sprawach. Bo On jest patronem „od wszystkiego”. Wiele razy nam już pomagał i każdemu mówimy o jego potężnym wstawiennictwie, by również polecali się jego opiece. Właśnie św. Józefowi z Kalisza zawierzamy nasze troski, prosząc i dziękując mu za wszystko, co nam wyprasza.

Ale ja wypatrywać będę Pana, wyczekiwać na Boga zbawienia mojego: Bóg mój mnie wysłucha.

––––––––*––––––––

Mi 7, 7

Wyczekiwane mieszkanie

Janina, Darłowo 2002 r.

Prowadzę pielgrzymki do różnych miejsc. Jeżdżąc do Lichenia, zawsze wstępujemy także do Kalisza, aby modlić się do św. Józefa.

W 2000 r. dałam na mszę świętą w intencji syna i jego rodziny oraz w intencji córki, Magdy, która ma czworo dzieci. Mieszkała ona przez czternaście lat w domu z teściami i rodzeństwem męża. Prosiłam św. Józefa o wstawiennictwo, aby mogła otrzymać jakieś mieszkanie.

Święty Józef wyprosił tę łaskę dla córki. Niedługo dowiedzieliśmy się o mieszkaniu, którego właścicielka była w Stanach, a jej córka miała pełnomocnictwo i mogła to mieszkanie sprzedać. Właścicielka zadzwoniła do mojej córki, że może spłacać w ratach. Jestem szczęśliwa, bo lepiej bym sobie tego nie wymarzyła. Gorąco dziękuję św. Józefowi za wstawiennictwo i otrzymaną łaskę.

Niejeden słaby potrzebuje pomocy, brak mu sił i obfituje w biedę, lecz gdy tylko oczy Pana łaskawie na niego spojrzą, wydźwignie On go z nędzy i podniesie mu głowę, a wielu zdumieje się tym, co go spotkało.

––––––––*––––––––

Syr 11, 12–13

Pożegnanie

Zuzanna, Lublin 2003 r.

Jestem czcicielką św. Józefa i od kilku lat odmawiam Litanię do św. Józefa, którą znam już na pamięć. Jeśli jestem w Kaliszu, to wstępuję do sanktuarium choć na chwilę, aby się pokłonić Świętej Rodzinie.

Jestem mężatką, mam dwoje dzieci, moja dwudziestoletnia córka studiuje medycynę, a syn jest w gimnazjum. Nie byliśmy i nie jesteśmy zamożną rodziną. Mamy małe gospodarstwo rolne i mąż dorabia, a ja choruję. Zawsze pragnęliśmy mieć łazienkę i centralne ogrzewanie. Nie można było urzeczywistnić tych planów, ponieważ wiązało się to z dobudowaniem werandy. Mój mąż pochodzi z miasta i nie zna się na sprawach budowlanych, a funduszy zawsze brakowało.

Moja mama, mimo że jest kobietą religijną i modli się, kiedyś jednak mnie zganiła za modlitwę do św. Józefa i powiedziała: „Już ci tu św. Józef przyjdzie z pomocą”. Poczułam się bardzo dziwnie i było mi przykro, tym bardziej że Święty w sposób ewidentny nam pomaga. Kiedyś sobie myślałam, jak my sobie poradzimy, jeśli nasza córka będzie chciała studiować. Szczęśliwi jesteśmy, że Bóg dopomógł. Myślę, że dostała się na studia w sposób cudowny, bo nie jeździła na żadne kursy przygotowawcze, a udało jej się zdać na studia medyczne za pierwszym razem. Modlę się za nią, bo bardzo pragnie ukończyć studia, a ciężkiej nauki jest bardzo dużo.

Druga sprawa, jaką chcę opisać, w której ewidentnie otrzymałam pomoc św. Józefa, patrona dobrej śmierci, miała miejsce w kwietniu 1997 r. Moja mama poważnie zachorowała i musiała iść do szpitala, w tym czasie również i ja byłam chora. Tak się złożyło, że we wtorek nikt z rodziny nie mógł mamy odwiedzić. Właśnie tego dnia poczułam się dużo lepiej i bardzo chciałam jechać do szpitala, ale z powodu popołudniowych badań w ośrodku zdrowia nie zdążyłabym na autobus do Kalisza. Wracając po południu z ośrodka, wstąpiłam do siostry. W tym czasie szwagier nadjechał samochodem i powiedział, że wracał z dalekiej trasy i miał już nie wstępować do szpitala, ale koło sanktuarium św. Józefa coś go natchnęło, żeby wstąpić. Zawrócił więc i pojechał do szpitala. Dowiedział się, że z mamą jest bardzo źle i musimy jechać, bo jest nieprzytomna. Jak to usłyszałam, to zrozumiałam, że właśnie św. Józef przyszedł mi z pomocą. Całą drogę modliłam się, żebym zastała mamę żyjącą, miałam wyrzuty sumienia, że nie odwiedziłam jej rano. Panie z pokoju mamy opowiadały, że mama bardzo oczekiwała na przyjazd córki. Mówiły, że w południe straciła przytomność, którą całkowicie odzyskała, gdy przyjechaliśmy do szpitala, około 17.30. Mimo że była podłączona do tlenu, rozmawiałyśmy o wszystkim, byliśmy w szpitalu trzy godziny. Po tym czasie mama zmęczyła się, była śpiąca, więc wróciliśmy do domu. A następnego dnia otrzymaliśmy wiadomość, że nie żyje. Chcę więc podziękować św. Józefowi, za łaskę pożegnania mamy i za łaskę jej spokojnej śmierci.

Wcześniej wspominałam o naszym marzeniu, o łazience. Dwa miesiące po śmierci mamy szwagier przyszedł nam z pomocą i mimo wielu wyrzeczeń na sezon zimowy 1998/99 mieliśmy już centralne ogrzewanie i łazienkę.

W styczniu 2000 r. skierowano mnie na operację. Powierzyłam się św. Józefowi. W nim i jego pomocy upatrywałam ratunku dla siebie. Po operacji stwierdzono, że nowotwór jest łagodny. Po powrocie ze szpitala do domu dowiedziałam się, że mąż został zwolniony z pracy. Zarówno my, jak i dzieci bardzo to przeżyliśmy. Mąż usiłował odwołać się do sądu, ale bezskutecznie. Sprawę pracy męża powierzyłam św. Józefowi i nadal powierzam jemu i Opatrzności Bożej sprawy naszego utrzymania. Mąż martwi się, „co będzie jutro”, ale ja ufam w pomoc św. Józefa. Środki do życia znajdują się, dziękujemy Bogu za to, co mamy, a mamy wiele – mamy ciepło, dzieci uczą się dobrze, mamy co jeść i kładziemy się spokojnie spać. Jesteśmy rodziną miłującą się, razem z dziećmi trzyma nas rodzinna więź.

O opiece nad nami świadczy też taki fakt (a było ich bardzo wiele). Kiedyś pomyślałam, że chciałabym sobie, jak będzie to możliwe, kupić rower. Po około dwóch tygodniach znajomy zatrudnił męża przy wywozie śmieci. Przy okazji porządków wyrzucił też rower, który był w dobrym stanie. A ja teraz się cieszę, że mogę na nim jeździć.

W modlitwach polecam moją rodzinę św. Józefowi. Uczęszczam na msze święte codziennie, jeśli tylko mogę, i przyjmuję Eucharystię.

Od dłuższego czasu czułam się zobowiązana, aby napisać o opiece św. Józefa nad moją rodziną. Sprawa ta nie dawała mi spokoju, bo chciałam się podzielić z innymi tym, że św. Józef nie zostawi nikogo, kto ufnie się do niego zwróci.

Oto Ja posyłam anioła przed tobą, aby cię strzegł w czasie twojej drogi i doprowadził cię do miejsca, które ci wyznaczyłem.

––––––––*––––––––

Wj 23, 20

Poseł

Leonia, Kalisz 2004 r.

Opieki św. Józefa zaczęłam namacalnie doświadczać od chwili, gdy w ogrodzie przed domem postawiłam jego figurkę. Święty Józef stał się nieodłącznym towarzyszem mojego życia. Zawierzałam mu najczęściej sprawy natury duchowej. Były to sprawy drobne, ale bardzo ważne w danym momencie życia. Zawsze zostawałam wysłuchana.

W tym roku syn Jurek kończył liceum i matura nie stanowiła dla niego większego problemu. Problemem była decyzja co do kierunku dalszej nauki. Nie widział siebie na żadnej kaliskiej uczelni, zaś na studiowanie poza Kaliszem nie mogliśmy sobie pozwolić ze względów finansowych. Starszy syn już studiuje i wiedzieliśmy, jakie wiążą się z tym koszty. Na dodatek wymarzoną uczelnią Jurka była Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, która jest szkołą niepaństwową, a więc płatną. W tej sytuacji ogromną nadzieję dała wiadomość, że od 19 marca rozpocznie się peregrynacja kopii obrazu św. Józefa po rodzinach naszej parafii. Z dużym wyprzedzeniem ustaliłam datę peregrynacji na 20 marca i od tej pory przestałam już niepokoić się o Jurka. W czasie wizyty św. Józefa w naszym domu zawierzyliśmy mu całą rodzinę, a szczególnie dalsze losy syna.

Niespełna trzy tygodnie po tym wydarzeniu odbyło się spotkanie jednego posła z wyborcami. Po zakończeniu spotkania pan poseł niespodziewanie zainteresował się moją osobą, pragnął dowiedzieć się czegoś o mojej rodzinie. Gdy przedstawiłam mu moją największą troskę, on spontanicznie zadeklarował, że chętnie sfinansuje studia syna w Toruniu. Moje myśli pobiegły od razu do św. Józefa, bo wiedziałam, że jest to jego orędownictwo. Odpowiedzią syna na powyższą wiadomość były słowa: „Bóg wysłuchał moich modlitw”. Poseł dotrzymał obietnicy. Syn jest szczęśliwym studentem Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu.

Pomoc ze strony św. Józefa przeszła wszelkie moje oczekiwania. Z całego serca dziękujemy ci, św. Józefie, za dotychczasowe orędownictwo. Twojej opiece polecamy całą naszą rodzinę.

Kto służy Bogu, z upodobaniem będzie przyjęty, a błaganie jego dosięgnie obłoków. Modlitwa biednego przeniknie obłoki i nie ustanie, aż dojdzie do celu.

––––––––*––––––––

Syr 35, 16–17