Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Wyprawa - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Maj 2019
Ebook
39,90 zł
Audiobook
18,78 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wyprawa - ebook

Wyrusz na wyprawę, by odkryć samego siebie!

Dwa bieguny Ziemi w ciągu roku, przejście przez Grenlandię i Pustynię Gibsona, zdobycie Mount Vinson, Kilimandżaro i Huayna Potosi w Andach, wyprawa Solo TransAntarctica, dwukrotne przepłynięcie jachtem Atlantyku, projekt Wisła…  Tego wszystkiego dokonał jeden człowiek. Jak to możliwe?

Mamy w sobie ogromne zasoby energii, która pozwala planować wielkie rzeczy i działać w najtrudniejszych, najbardziej nieoczekiwanych sytuacjach. Ta książka uczy, jak spożytkować tę energię na co dzień. Pokazuje, jak uchwycić sens życia, zwłaszcza w tych momentach, kiedy zaczynamy go tracić.

Marek Kamiński, najwybitniejszy polski podróżnik, w zderzeniu z samotnością i ekstremalnymi warunkami poznał własne ograniczenia i możliwości. Tę praktyczną wiedzę wciela w życie. Skorzystaj z jego wyjątkowego doświadczenia i wyrusz na wyprawę. Nawet jeśli będzie nią ta najtrudniejsza – do własnego wnętrza.

Marek Kamiński – podróżnik i filozof, przedsiębiorca, mówca motywacyjny, autor książek. Jako pierwszy człowiek w historii zdobył oba bieguny Ziemi w jednym roku. Ostatnio opublikował: Idź własną drogą.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-277-2178-5
Rozmiar pliku: 4,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Jak szukać własnych biegunów, nie bać się o nich marzyć i znaleźć do nich drogę? Często się nad tym zastanawiałem. Czy moje doświadczenia ze zdobywania biegunów mogą pomóc innym w osiąganiu ich celów i zmienić czyjeś życie?

Sam próbuję zrozumieć, w jaki sposób przeciętny chłopiec z przeciętnej polskiej rodziny dotarł na krańce świata. Odpowiedzią na to i wiele innych pytań jest moja następna wyprawa, tym razem nie do konkretnego punktu na mapie, ale w głąb własnego doświadczenia, którym chciałbym się podzielić z innymi. Myślę, że życie to nie tylko zdobywanie tych biegunów, które są daleko, ale także osiąganie harmonii ze sobą i światem i bycie w nim sobą, podążanie za swoim przeznaczeniem, nawet jeżeli droga jest trudna i wymaga pokonania własnych ograniczeń i przeszkód, które wciąż napotykamy.

Podróżując przez życie, odkryłem, że bardzo ważne jest docieranie w głąb, pod powierzchnię, i sprawdzanie, co kryje się za oczywistościami i schematami. Często okazywało się, że to zwykłe przesądy. Prawda to zdolność do przeciwstawiania się schematom. Zmiana swojego życia wiąże się często z ryzykiem, problemami z pokonywaniem trudności, ale wydaje mi się, że jeszcze bardziej ryzykowne jest niepodjęcie próby podążania za marzeniami.

Zapraszam do podróży, do odkrywania swoich własnych biegunów. Mam nadzieję, że otrzymacie wskazówki, jak ustalić, gdzie się znajdują, i jak je zdobyć. Nigdy nie jest za późno.

Dobrej podróży!Nikt nie rodzi się po to,
żeby zostać kimś, kim nie jest.

Czy chcę pokazać się w tej książce jako wzór? Nie. Nie proponowałbym nikomu pomysłu na życie polegającego na naśladowaniu innych. To prawda, ludzie, którzy coś osiągnęli, mogą nas inspirować, ale nie miałoby żadnego sensu powtarzanie ich dokonań. W przeszłości traktowałem takie osoby jak Edmund Hillary czy Roald Amundsen jak niedoścignione ideały, byli kimś, kim chciałbym się stać. Dzisiaj już się z nimi nie porównuję. To, czego dokonali, pozostaje jedynie drogowskazem. Warto się od nich uczyć, warto poznawać ich życiowe wybory, ale nie po to, żeby ich naśladować i stawać się takimi jak oni.

Wszyscy, którzy nas inspirują, zarówno ci znani, jak i ci mniej popularni, przeszli już do historii. Nawet jeżeli uważamy, że byli doskonali, to pozostały wyłącznie ich osiągnięcia. Nasza droga na pewno jest inna. Nikt nie rodzi się po to, żeby zostać kimś, kim nie jest. Zawsze chodzi o to, by stawać się sobą, a z doświadczeń innych ludzi jedynie korzystać, szukając własnej drogi. W ludziach, których kiedyś podziwiałem, doszukiwałem się doskonałości. Teraz dostrzegam także ich słabość. Choćby alkohol w życiu Marka Hłaski i Ernesta Hemingwaya. Być może nie umieli oddzielić pisania od stosowania używek, może w tych przypadkach pierwsze wynikało z drugiego, ale przecież nie musi tak być, to nie jest żadna reguła. U wielkich polarników, takich jak Amundsen, Ernest Shackleton, Robert Scott czy Fridtjof Nansen, dostrzegam nie tylko ich wielkie osiągnięcia, lecz także równie wielkie ambicje sięgania po nieosiągalne w fascynującym i niezwykłym świecie polarnym.

To tam dostrzegli wciąż jeszcze puste podia, które można było zająć. Pragnienie bycia pierwszymi prowadziło ich do celu. Innego życia zwyczajnie nie mieli, a jeżeli założyli rodziny, ich żony i dzieci często zostawały wdowami i sierotami.

Scott zginął, zdobywając biegun południowy, Shackleton zmarł podczas wyprawy, której celem było opłynięcie Antarktydy, a Nansen po odbyciu wielu podróży zaangażował się w pomoc ludziom. Niezwykły jest los Amundsena, który zginął, niosąc pomoc swojemu rywalowi. Jego ciała do dzisiaj nie odnaleziono. Byłem w domu Amundsena, wspaniałym, urządzonym bardzo funkcjonalnie. Został wybudowany na początku ubiegłego wieku. Z Amundsenem mieszkały tam dwie adoptowane eskimoskie dziewczynki, ale musiał je odesłać, bo pojawiły się nieuzasadnione podejrzenia o wykorzystywanie seksualne. Żył samotnie, a przecież bliskość z drugą osobą jest częścią człowieczeństwa.

Niemal wszyscy wielcy zdobywcy polarnego świata to samotnicy. Nansen dobudował w swoim domu w Oslo wieżę, w której urządził pracownię. Telefon działał tam tylko w jedną stronę, on dzwonił do innych, ale nikt, nawet domownicy, nie mógł telefonować do niego. To wiele mówiący szczegół. Myślę, że ceną za pobyt w polarnym świecie był brak życia osobistego, byłbym jednak daleki od oceniania takich zachowań. Oceniać jest bardzo łatwo, dużo trudniej zrozumieć.

Zdarzyło mi się kiedyś dyskutować o książce Koniec jest moim początkiem Tiziano Terzaniego, włoskiego dziennikarza i reportażysty. Moja rozmówczyni powiedziała, że zrozumiała po lekturze, o ile słabszym pisarzem był Ryszard Kapuściński, bo Terzani niczego nie przeinaczał. Lubię i nie lubię Kapuścińskiego. Niektóre jego książki wywarły na mnie wrażenie, gdy byłem jeszcze dzieckiem, ale odkąd zacząłem sporo podróżować, wszystko się zmieniło. Nie mogę powiedzieć, że nadal mnie fascynują. Zapamiętałem zdanie o tym, że gdy dotarł na północ, powietrze zamarzało mu w płucach. Rozumiem, że ta przesada to zabieg literacki, niemniej jednak… Może dlatego zamieszanie, jakie wywołał Artur Domosławski kontrowersyjną biografią Kapuścińskiego*, zupełnie mnie nie obeszło. Kiedy usłyszałem opinię tamtej kobiety, pomyślałem, że takie oceny są zbyt łatwe i niesprawiedliwe. Powstała książka o Kapuścińskim, ale nie mamy podobnej biografii Terzaniego. Znamy tylko jego własne książki. Są oczywiście wspaniałe, świetnie się je czyta, niemniej nikt nie podążył jego śladami, nie spotykał się z ludźmi, których opisywał. Może wówczas też dowiedzielibyśmy się, że coś przeinaczył. Ocenianie innych to droga donikąd. Kto wie, może gdyby przeprowadzić dochodzenie w sprawie Artura Domosławskiego, okazałoby się, że nie miał moralnego prawa, by pisać o Kapuścińskim. Życie człowieka jest niezwykle skomplikowane i poza ewidentnymi draństwami czy przestępstwami nie poddaje się ocenie.

Postrzeganie pewnych spraw zależy od wieku. Kiedy miałem dwadzieścia lat, wydawało mi się, że jeżeli ktoś nie założył rodziny, to znaczy, iż poświęcił się wyprawom, odkrywaniu świata czy „zbawianiu” ludzkości. Dzisiaj myślę, że brak rodziny oznacza niepełne życie. Nawet zdobycie wszystkich szczytów na świecie powinno mieć inny, głębszy cel. Pewnie można doświadczyć miłości i na takiej drodze, ale to chyba dużo mniej prawdopodobne niż wtedy, gdy po prostu zakładamy rodzinę. Przyznam się też, że na studiach wydawało mi się, iż alkohol jest czymś, co powoduje, że człowiek prawdziwie dotyka rzeczywistości i intensywniej ją przeżywa. Teraz widzę raczej zagrożenia z tym związane, te same zresztą co ze wszelkimi innymi używkami. Terzani w Wietnamie codziennie palił opium. Udało mu się nie uzależnić, ale stał się nałogowym hazardzistą. To daje do myślenia. Z drugiej strony życie polega też na tym, żeby mierzyć się z zagrożeniami i je pokonywać. Trudno wyobrazić sobie drogę, na której nie stawiamy ani jednego niewłaściwego kroku. Być może idealne życie po prostu nie istnieje.

Dzisiaj wiem już, że nie chciałbym być dokładnie taki jak ludzie, których kiedyś podziwiałem. Na początku drogi mogą być wzorem czy inspiracją, tak jak góry na horyzoncie inspirują do tego, by się wspinać. Ale kiedy się do nich zbliżamy, zaczynamy dostrzegać kolejne szczyty, które chcemy zdobyć.

Czy gdybym mógł stać się podobny do dowolnej osoby z historii świata, nawet najdoskonalszej i najwspanialszej, skorzystałbym z tej możliwości? Chyba nie. Jaki sens miałoby powtarzanie cudzych doświadczeń, nawet gdyby były najwspanialsze i najdoskonalsze, tego, co już zostało przeżyte, zrobione, napisane? Wiedza jest przydatna, ale to, co najistotniejsze, trzeba zrobić samemu. Zapytajmy siebie, czy chcielibyśmy stać się kimś innym, niż jesteśmy. Czy gdyby umożliwiono nam wybór między własnym życiem, którego jeszcze przecież nie znamy i które być może nie będzie zbyt spektakularne, a życiem cudzym, takim na miarę Aleksandra Wielkiego, zdecydowalibyśmy się na zamianę? Ciekawe swoją drogą, co wybraliby wspomniani tu ludzie. Może oni woleliby inne życie?

Czy chcę być sobą? To pytanie, które warto zadać. Bycie sobą oznacza zaakceptowanie wolności, również jej mniej przyjemnych aspektów. Mimo wszystko wolność wydaje się jednak czymś o wiele cenniejszym niż nawet najwspanialsze, ale jednak cudze losy. Dzięki niej możemy urodzić się na nowo. Nie zdajemy sobie do końca sprawy z potęgi wolności. Oczywiście nie jest tak, że wszystko, co pomyślimy, da się spełnić, ale jeżeli mamy wizję, w każdej chwili możemy zacząć ją realizować. Ograniczenia może nie są iluzoryczne, z pewnością jednak można je pokonać. Gdy myślę o ludziach, którzy byli moimi wzorami w dzieciństwie, dostrzegam ich wspólną cechę – ustanawiali nową jakość. Nie kopiowali innych, lecz odkrywali nowe drogi, korzystając z daru wolności. Z tego powodu mogli stać się wzorami, byli niczym góry, które wyrastają ponad horyzont i które widać z daleka.

Które z tych zdań według ciebie jest prawdziwe?

A. Powtarzanie cudzego życia nie ma żadnego sensu.

B. Wystarczy wyznaczyć w swoim życiu nową jakość.

C. Być może idealne życie po prostu nie istnieje.

D. Nie zdajemy sobie do końca sprawy z potęgi wolności, która jest w każdym z nas i w każdej chwili może nas poprowadzić.

------------------------------------------------------------------------

* Artur Domosławski, Kapuściński non-fiction, Warszawa 2010 .Rozpalanie prymusa to nic trudnego,
wystarczy przeczytać instrukcję obsługi.
Czytając książki, można zrozumieć,
czym jest wyprawa.

Polarnicy byli tylko częścią mojego dziecięcego świata. Wiele nauczyły mnie książki, których czytanie było jak przeżywanie przygody. Miałem wrażenie, że to moje własne losy. Gdy przeczyta się w ten sposób sto życiorysów, można się naprawdę rozwinąć. Jeżeli czytamy książki uważnie, żyjemy życiem innych ludzi, co poszerza nasze doświadczenie i pozwala zdobyć wiedzę.

Dzięki książkom zacząłem myśleć o biegunach i planować wyprawy. Nie chciałem powtarzać wyczynów, o których czytałem, marzyła mi się przygoda podobna do nich, ale jednak własna. Gdybym ograniczył się do myślenia o przyszłym zawodzie, życiu, które mnie czeka – do czego namawiali mnie inni – nigdzie bym nie wyruszył. To ważne kwestie, ale jeszcze ważniejsze jest to, co się ma w środku. Żeby jeździć samochodem, trzeba mieć paliwo, ale istotne jest także to, dokąd chcemy dotrzeć. Będziemy kręcić się w kółko czy wyznaczymy sobie jakiś cel? Jeżeli ograniczymy życie do dbania o paliwo, będziemy jedynie jeździć od jednej do drugiej stacji benzynowej. Czy tak to ma wyglądać?

Dzięki temu, że przeczytałem mnóstwo książek z bardzo różnych dziedzin, wcześnie poznałem mechanizmy sukcesów i porażek i schematy, które powielamy w swoim życiu. Przyswojenie dużej dawki wiedzy w młodym wieku, kiedy jeszcze mamy otwarty umysł, sprawia, że staramy się nie powtarzać cudzych błędów. Nie chodzi o konkretną wiedzę. Nie należy szukać tylko tego, co jest potrzebne w pracy lub przyda się, żeby zdobyć dobrą ocenę. W wiedzy zawsze najbardziej podobało mi się samo jej zdobywanie. Uważam, że nie ma zbędnych wiadomości. Jeżeli tylko możemy się czegoś dowiedzieć, warto to zrobić. Na moich studiach jedynym z całą pewnością bezużytecznym przedmiotem były zajęcia wojskowe. Ale i na nie poszedłem z nastawieniem, że się czegoś nauczę. Gdy jednak zacząłem zadawać pytania, natychmiast usłyszałem od oficera prowadzącego ćwiczenia, że już on mnie tego oduczy. Wtedy zrozumiałem, że niczego się tam nie dowiem… Dzisiaj wiedzą niepotrzebną wydaje mi się to, co można przeczytać w gazetach. Zaledwie promil informacji jest przydatny, kłopot polega jedynie na tym, że nigdy nie wiadomo, na której stronie się znajdują. To samo można powiedzieć o newsach we wszystkich mediach. Dużym problemem jest wybór narzędzia selekcji, które sprawi, żeby naszą uwagę przykuwały jedynie potrzebne informacje.

Kiedy pochłaniałem kolejne książki, nie robiłem tego z myślą, że kiedyś mi się to przyda. Nie byłem nastawiony na zdobywanie praktycznej wiedzy. Większości tytułów dzisiaj nie pamiętam, ale mój umysł przeszedł odpowiedni trening, a wiedza pozostała.

Taka wiedza to coś więcej niż tylko proste umiejętności, jak rozpalanie prymusa czy zwijanie namiotu. Książki uczyły mnie, jak zachować się w trudnych sytuacjach, takich, w których wydaje się, że niczego nie można już zrobić. Zawsze trzeba szukać wyjścia i mieć nadzieję. To powtarzało się w niemal każdym życiorysie: beznadziejna sytuacja, walka mimo wszystko, próba znalezienia rozwiązania, czasem cud i w końcu ratunek. Zapadło mi to w pamięć. Właśnie takiego rodzaju opowieści i reakcje osadzają się w naszej podświadomości. Rozpalanie prymusa to nic trudnego, wystarczy przeczytać instrukcję obsługi. Czytając książki, można zrozumieć, czym jest wyprawa, nauczyć się, że trzeba się przygotować na każdą sytuację i przestudiować ­wszystkie instrukcje rozpalania prymusa i zwijania namiotu.

Dzięki lekturom było mi łatwiej przyswajać wszystkie instrukcje i się do nich stosować. Kiedy stajemy przed nowym problemem, próbujemy znaleźć analogiczną sytuację. Może ją nam podsunąć równie dobrze książka z zakresu medycyny czy biografia podróżnika. W czasie wyprawy to, co dzieje się w naszej głowie, jest o wiele istotniejsze niż sprawność fizyczna czy praktyczne umiejętności. Sprawność fizyczną można wytrenować, jest czymś stałym, bo wydolność organizmu, kiedy już się ją nabędzie, tak łatwo się nie obniża. Wydolność psychiczna natomiast może się zmienić w każdej chwili. Załamanie przychodzi łatwo. Pomocne mogą okazać się nawet pojedyncze słowa zapamiętane z książek. Dla mnie takim hasłem stało się zawołanie Nansena – Fram, czyli naprzód. Konstrukcji psychicznej nie możemy zostawić przypadkowi, gdyż to ona tak naprawdę prowadzi nas do celu, a sprawność fizyczna tylko w tym pomaga. Konstrukcja psychiczna jest – można powiedzieć – niekierunkowa, niezwiązana z wyprawami polarnymi, biznesem czy z jakąkolwiek zawodową ­specjalizacją. To ogólna predyspozycja.

Żeby mieć dobre pomysły biznesowe, trzeba najpierw zdobyć ogólną wiedzę o świecie. Nie chodzi tylko o tajniki ekonomii, ale także o człowieka, o zakamarki ludzkiej duszy. Wydawałoby się, że ma to niewiele wspólnego z biznesem, ale pozwala odkryć niszę na rynku i wpaść na dobry pomysł. Pomaga skanować rzeczywistość, obserwować, co dzieje się w świecie biznesu, i odkrywać nowe rozwiązania. Sukces w biznesie często odnoszą ludzie, którzy wcale nie są z wykształcenia ekonomistami i nie studiowali finansów, ale mają ogólną wiedzę o człowieku i świecie.

Nie ma wiedzy niepotrzebnej.

Zdarza ci się wykorzystywać, w tym co robisz, wiadomości zupełnie niezwiązane z tą dziedziną? Jeżeli nic nie przychodzi ci do głowy, może pora to zmienić?O urzeczywistnianiu marzeń decyduje
umiejętność budowania scenariuszy.

Kiedy byłem dzieckiem, starałem się budować mosty między tym, co znane i nieznane, możliwe i niemożliwe. Gdy wysyłano mnie z kanką po mleko albo po obiad do stołówki, to idąc parę kilometrów, wyobrażałem sobie, że wyruszę w samotny rejs dookoła świata jak Leonid Teliga. To było ćwiczenie wyobraźni, które wiele mi dało. Miałem trzynaście lat i wiedziałem, że nie popłynę jutro, ale starałem się znaleźć możliwie najkrótszą drogę do tego rejsu. To nie było bezproduktywne marzycielstwo.

Ustaliłem, że za tydzień zacznę pływać żaglówką po jeziorze Drawsko, potem znajdę jakiś klub i zdobędę patent sternika jachtowego, a gdy będę miał piętnaście lat, popłynę w dłuższy rejs. Dopiero później wybiorę się do kapitana jacht klubu i powiem mu, że zamierzam być najmłodszym człowiekiem, który opłynie świat dookoła. Kapitan nie będzie chciał się zgodzić, ja jednak będę go przekonywał, że to rozsławi Polskę. Znajdzie się odpowiedni jacht i rozpoczniemy treningi. Wypłynę, kiedy skończę szesnaście lat.

Chodzenie ulicami Połczyna-Zdroju było dla mnie podróżą dookoła świata. Wydaje się, że to dwie oddzielne sfery. Chodzimy do szkoły, wyprowadzamy psa, uczymy się, sprzątamy, ale jeżeli naprawdę czegoś chcemy, możemy też w wyobraźni obmyślać odległe cele, szukać mostów i łączników z nimi.

Skoro cel jest odległy, bardzo ważne są nie tylko wyobrażenia, ale też ludzie, których spotykamy. To oni pokazują, że to, do czego dążymy, jest możliwe od osiągnięcia. Możemy się od nich sporo nauczyć, choć trzeba pamiętać, że niektórzy będą także wywierać negatywny wpływ na nasze życie. Mamy wiele możliwości, ale jeżeli zaczynamy słuchać innych zamiast wsłuchiwać się w siebie, często ich nie wykorzystujemy. Jako dzieci czy nastolatkowie spotykamy dorosłych, którzy – niezadowoleni z własnego życia – próbują dostosować nas do własnych wizji bądź przedstawiają nam czarne scenariusze.

Aby nie ulegać takim wpływom, musiałem zamknąć się w swoim świecie. Rzadko spotykałem ludzi, którzy mówili: „Tak, możesz opłynąć glob dookoła, dobrze, że o tym myślisz, planuj tę wyprawę”. Reakcja była na ogół zupełnie inna. Powtarzano mi, żebym nie myślał o takich banialukach, że szkoda na to czasu i powinienem raczej odrabiać lekcje, żeby mieć dobre stopnie na świadectwie i dostać się do szkoły, która da mi przyzwoity zawód. W pewnym momencie przestałem mówić o swoich marzeniach, zarówno rówieśnikom, jak i dorosłym. Uczyłem się za to, żeby nie tylko snuć marzenia, ale też robić to, co mnie przybliży do ich realizacji. Moją siłą było nie tylko niezależne myślenie, lecz także umiejętność budowania scenariuszy. Marząc o czymś, zastanawiałem się jednocześnie, jak to krok po kroku osiągnąć. A potem realizowałem plan.

Natknąłem się na przykład w czasopismach, które czytałem, na listy dzieci z innych krajów, najczęściej ze Związku Radzieckiego. Dzieciaki pisały, z jakiego są miasta, że zbierają znaczki, czytają książki i chcą zawrzeć nowe znajomości. Uznałem, że ja też mogę napisać taki list. Przeważnie ci, którzy się na to odważyli, dostawali dziesiątki odpowiedzi od rówieśników z Polski i tylko na niektóre odpowiadali. Mogłem napisać list do redakcji polskiego czasopisma, to było łatwe, ale przecież chciałem korespondować z dziećmi z innych krajów. Jak miałem to zrobić? Musiałem wysłać wiadomość do czasopisma wychodzącego w obcym państwie. Tyle że nie znałem żadnych zagranicznych tytułów, a wtedy nie było jeszcze internetu i Google’a. Musiałem zadzwonić do ambasady, na przykład kolumbijskiej, zapytać o takie czasopisma i o to, w jakich miastach są wydawane, a może nawet od razu dostać adres. Aby zdobyć pieniądze na rozmowy telefoniczne, zbierałem makulaturę. Potem szedłem na pocztę, zamykałem się w kabinie do rozmów międzymiastowych i dzwoniłem do Ambasady Kolumbii w Polsce. „Dzień dobry, nazywam się Marek Kamiński, chciałbym dowiedzieć się, jakie jest najpopularniejsze czasopismo w Kolumbii” – mówiłem. Miałem wtedy może jedenaście lat, ale urzędnicy z ambasady podali mi ów tytuł. Pamiętam, że mówili łamaną polszczyzną albo szukali tłumacza. Tak budowałem swoje scenariusze.

Scenariusz to podstawa. Najpierw była wizja, pomysł korespondowania z osobami z innych krajów. Wierzyłem, że mogę go zrealizować, jeżeli tylko znajdę sposób i ułożę plan. Gdy rozłożyłem działanie na etapy, okazało się, że pisywanie dla obcokrajowców jest dostępne także dla małego chłopca w małym Połczynie-Zdroju. Jeżeli się tylko naprawdę chciało, nawet tam można było znaleźć nauczyciela języka obcego, który pomógłby przetłumaczyć list. Dobrze, że spotkałem odpowiednią osobę, bo mogłem trafić na kogoś, kto powiedziałby: „Nikt ci takiego listu nie opublikuje, nikt nie odpowie, daj sobie, chłopcze, spokój”.

Co jakiś czas spotykałem ludzi, którzy mnie zachęcali, żeby robić coś nieszablonowego, żeby podążać za marzeniami. W ten sposób poradziłem sobie z językiem angielskim i włoskim, ale do korespondowania z dziećmi z Ameryki Łacińskiej potrzebny był hiszpański. Nauczycieli języka hiszpańskiego w Połczynie-Zdroju nie było. Okazało się jednak, że jest ktoś, kto ma daleką rodzinę w Hiszpanii, i wyśle mój list z prośbą o przetłumaczenie. Udało mi się też dotrzeć do nauczyciela języka francuskiego z miejscowego liceum. Wybrałem się do niego – pamiętam, że mieszkał w bloku – i poprosiłem o pomoc. Chętnie się zgodził.

Ludzie często poprzestają na wyobrażeniach. O urzeczywistnianiu marzeń decyduje tymczasem umiejętność budowania scenariuszy, a także wiara, że to, co wydaje się niemożliwe do zrealizowania, jest jednak możliwe. Jeżeli możemy o czymś pomyśleć, możemy to także zrobić. Potrzebna jest jedynie determinacja. Gdybym teraz postanowił, że polecę na Księżyc, pewnie bym się tam znalazł, tyle że nie zamierzam się o to starać. To tak poważne przedsięwzięcie, że musiałbym poświęcić mu pewnie dwadzieścia najbliższych lat. A o tym, jak jest na Księżycu, mogę się dowiedzieć ze wspomnień ludzi, którzy już tam byli – Neila Armstronga czy Buzza Aldrina. Dlatego wolę szukać innych wyzwań. Wierzę, że gdybym teraz – a mam pięćdziesiąt pięć lat – zechciał się tam znaleźć albo opuścić się w batyskafie na dno Rowu Mariańskiego, to mógłbym to osiągnąć. Przy okazji wspomnę, że na dnie Rowu Mariańskiego było mniej ludzi niż na Księżycu. Dotarło tam tylko trzech śmiałków: Jacques Piccard i Don Walsh (1960) oraz James Cameron (2012), a na naszym satelicie było już kilkunastu astronautów.

Wiem, że te rzeczy są dla mnie osiągalne, ale wiem także, że nie chciałbym powtarzać cudzych doświadczeń – dzisiaj zresztą większą wartością jest dla mnie przebywanie z dziećmi niż opuszczenie się na dno Rowu Mariańskiego czy podróż na Księżyc. Choć może brzmi to tak, jakby zrobienie czegoś, czego nikt dotąd nie zrobił, było dla mnie wartością samą w sobie. Tak nie jest. Nie uważam, że powinniśmy przyjmować w życiu podobne założenie. Niemniej powtarzanie cudzych osiągnięć nie jest wielkim wyczynem, choć lepiej powtarzać dobre wzory niż robić coś złego po swojemu… Bycie pierwszym to jednak coś mniej istotnego od samego działania. A już bycie pierwszym w sytuacji, gdy mamy rodzinę albo gdy osiągamy to, krzywdząc innych, jest oczywistym złem.

Ułóż scenariusz dojścia z punktu A do punktu B.

Punkt A: Twoje marzenie.

Punkt B: Realizacja marzenia.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: