Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Opowiadania wszystkie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 października 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
47,99
Najniższa cena z 30 dni: 31,90 zł

Opowiadania wszystkie - ebook

 

Komplet fascynujących opowiadań legendarnej pisarki, zwanej „wielką czarownicą literatury brazylijskiej”, to wydarzenie na polskim rynku wydawniczym!

Urodzona w 1920 r. na Ukrainie w rodzinie żydowskiej Clarice Lispector dorastała i większość życia spędziła w Brazylii. W chwili śmierci w 1977 r. cieszyła się już międzynarodową sławą jednej z największych autorek latynoamerykańskich. Wysoko ceniona jako powieściopisarka, w powszechnej opinii niedościgłe mistrzostwo osiągnęła w krótkich formach prozatorskich.
W swych opowiadaniach
Lispector zagląda pod podszewkę codzienności, opisuje ludzi otoczonych rodziną, a jednak samotnych. Bohaterkami jej prozy są najczęściej kobiety – zmysłowe, inteligentne, zafascynowane mężczyznami
o dużym potencjale intelektualnym, ale także wyobcowane, na granicy załamania nerwowego, duszące się w mieszczańskich konwenansach, próbujące pogodzić rolę gospodyni domowej z potrzebą zachowania indywidualności. W życiu bohaterek
Lispector ważną funkcję pełnią makijaż i ubrania, traktowane jako maska i kostium, rynsztunek kobiecości, ale także ucieczka od siebie, możliwość stania się kimś innym. Autorka w wyjątkowy sposób opisuje również seksualność starszych kobiet. Jej unikatowa pod względem stylu proza jest pełna uczuć i wrażeń – a przez to uniwersalna, skutecznie opiera się upływowi czasu.

Kategoria: Opowiadania
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-7450-7
Rozmiar pliku: 2,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp. Glamour i gramatyka

„Czy odrzucacie glamour zła i odrzucacie władzę grzechu?”, pyta anglojęzyczny ksiądz wiernych na Wielkanoc. Pytanie zawiera fuzję, dzisiaj dość dziwaczną, glamour i czarownictwa: glamour oznaczało coś, co mieszało, zmieniało formę, spowijało rzeczy aurą tajemniczości. Jak napisał sir Walter Scott: „To magiczna moc zwodzenia wzroku widzów, do tego stopnia, że wygląd przedmiotu staje się zupełnie inny niż w rzeczywistości”.

Legendarnie piękna Clarice Lispector, wysoka i jasnowłosa, nosząca ekstrawaganckie ciemne okulary i biżuterię wielkiej damy z Rio de Janeiro z połowy poprzedniego wieku, znakomicie wpisywała się w nowoczesną definicję glamour. Pracowała jako dziennikarka prasy kobiecej i doskonale wiedziała, jak wyglądać dobrze. Ale do glamour Clarice Lispector odnosi się także ta znacznie starsza definicja słowa: jest jak czarownica, dosłownie zwodząca i czarująca, nerwowy duch, który zacienia wszystkie gałęzie sztuki brazylijskiej.

Jej czar wzrósł niepomiernie po śmierci. Kiedy umierała w 1977 roku, twierdzenie, że jest najważniejszą pisarką współczesnej Brazylii, byłoby przesadą. Dzisiaj, kiedy jest to absolutnie bezdyskusyjne, kwestie wyżyn artystycznych, które osiągnęła, są do pewnego stopnia nieistotne. Najważniejsza jest magnetyczna miłość, jaką wzbudza u swoich admiratorów. Dla nich Clarice jest jednym z najważniejszych doświadczeń emocjonalnych życia. Jednak jej glamour jest niebezpieczny. „Uwaga na Clarice – lata temu jeden z przyjaciół przestrzegł czytelniczki. – To nie jest literatura. To czarownictwo”.

Związek pomiędzy literaturą i czarowaniem jest ważną częścią mitologii Clarice Lispector. Mitologii, której internet dał tak potężny impuls, że można ją dzisiaj zakwalifikować jako odnogę literatury brazylijskiej. W sieci nieustannie pojawiają się dzieła fantazmatyczne, pełne fałszywej głębi, wibrujące namiętnością. Clarice także zyskała w sieci fantazmatyczne pośmiertne ciało – zamiast jej portretów wciąż powielane są zdjęcia grających ją aktorek.

Choć technologia się zmienia, mitologizacja nie jest żadną nowością. Clarice Lispector stała się sławna pod koniec roku 1943 po publikacji Perto do coração selvagem. Dopiero co ukończyła dwadzieścia trzy lata, była nieznaną studentką z rodziny biednych imigrantów; jej pierwsza powieść zrobiła tak wielkie wrażenie, że pewien krytyk napisał: „Nigdy nie słyszeliśmy o bardziej sensacyjnym debiucie, który wyniósłby na takie wyżyny nazwisko do niedawna kompletnie nieznane”. Jednak kilka tygodni po tym, jak to nazwisko stało się słynne, jego właścicielka opuściła Rio de Janeiro.

Przez niemal dwadzieścia lat wraz z mężem, dyplomatą Maurym Gurgelem Valente, żyła za granicą. Mimo że regularnie odwiedzała Brazylię, na stałe wróciła do niej dopiero w roku 1959. W tym czasie tworzyły się legendy. Jej obco brzmiące nazwisko stało się przedmiotem spekulacji – jeden z krytyków zasugerował, że to pseudonim, inni, że tak naprawdę jest mężczyzną. Takie legendy odzwierciedlają pewien niepokój, wrażenie, że Clarice nie była dokładnie tym, kim się wydawała: „że wygląd przedmiotu stał się zupełnie inny od rzeczywistości”.

Słowo „wygląd” powinno tu zostać podkreślone. Piękna małżonka dyplomaty, cokolwiek by mówić – solidnej podpory brazylijskiej burżuazji – stworzyła serię tekstów w języku tak egzotycznym, że jak stwierdził poeta Lêdo Ivo, „obcość jej prozy” stała się „jedną z najbardziej bezdyskusyjnych oczywistości w historii naszego języka”. Była w Clarice Lispector dziwaczność, którą dostrzegali wszyscy czytający jej teksty po raz pierwszy. Lecz rzadko kiedy ta dziwaczność wyrażała się aż tak dobrze jak wtedy, gdy pod koniec życia, w samym środku dyktatury wojskowej, Clarice została drobiazgowo przeszukana na lotnisku w Brasilii.

– Czy mam twarz wywrotowca? – zapytała strażniczkę.

Kobieta zaśmiała się, zanim udzieliła jedynej możliwej odpowiedzi:

– W sumie to tak.

Stary szkocki słownik podaje, że glamour odnosi się metaforycznie do „fascynacji kobiecej”. Jest ciekawostką etymologiczną, że słowo to pochodzi od grammar, „gramatyki”, które w średniowieczu opisywało dowolne studia, ale szczególnie wiedzę tajemną: zdolność czarowania, odkrywania przedmiotów i życia jako „całkowicie innych od rzeczywistości” wyglądu zewnętrznego. W przypadku pisarki, zwłaszcza pisarki znanej z tego, że odkrywa ukryte rzeczywistości widzialnego życia poprzez śliską i zmieniającą się składnię, skojarzenie jest nieodparte i pomaga wyjaśnić „kobiecą fascynację”, którą praktykuje Clarice Lispector.

W osiemdziesięciu pięciu zebranych tu opowiadaniach Clarice Lispector wyczarowuje, przede wszystkim, samą siebie jako pisarkę. Od nastoletniej zapowiedzi, poprzez swego rodzaju dojrzałość, po implozję artystki, która zbliża się do śmierci, a nawet ją przywołuje – stopniowo odkrywamy postać większą niż suma poszczególnych jej utworów, ukochaną w Brazylii. Gdy mówimy o Guimarãesu Rosie, mówimy o Wielkim pustkowiu. Gdy mówimy o Machadzie de Assis, mówimy o jego książkach, a dopiero potem o kryjącym się za nimi niezwykłym człowieku. Ale gdy mówimy o Clarice Lispector, to mówimy o Clarice, zwykłym imieniu, pod którym jest powszechnie znana; mówimy o kobiecie jako takiej.

Od pierwszego opowiadania, opublikowanego, gdy miała dziewiętnaście lat, do ostatniego, odnalezionego we fragmentach po jej śmierci, towarzyszymy całemu życiu eksperymentów artystycznych obejmujących szeroką gamę stylów i doświadczeń. To literatura nie dla wszystkich: nawet niektórzy dobrze wykształceni Brazylijczycy okazują zakłopotanie przypominającą kult żarliwością, do jakiej pobudza Clarice. Jednak ci, którzy instynktownie ją rozumieją, natychmiast i niewytłumaczalnie pokochują osobę Clarice Lispector. Jej sztuka jest taka, że pragniemy poznać kobietę; a ona jest kobietą, która sprawia, że chcemy poznać jej sztukę. Ten tom ofiarowuje wizję obu: odmalowany przez sztukę portret niezapomniany wielkiej postaci w całym jej tragicznym majestacie.

Ta książka jest wyjątkowa na wiele sposobów. Po raz pierwszy zebrano tu w jednym tomie wszystkie opowiadania Clarice – zarówno dla wydania w języku portugalskim, jak i angielskim. Zawiera Listy do Hermengarda odkryte przeze mnie w archiwum. Ten niezwykły tekst ukazuje, jak ważny był dla niej Spinoza, którego czytała jako studentka i którego oddziaływanie ujawniało się przez całe jej życie.

Choć dla badacza i biografa takie bibliograficzne odkrycia są fascynujące, to kiedy spojrzeć na te opowiadania jako całość, pojawia się coś znacznie bardziej fascynującego. To spełnienie, którego historycznego znaczenia sama autorka nie mogłaby dostrzec, ponieważ jest ono uchwytne tylko retrospektywnie. A jego siła byłaby zdecydowanie mniejsza, gdyby wynikła z założeń ideologicznych, a nie w konsekwencji naturalnego doświadczenia autorki.

To spełnienie istnieje w drugiej kobiecie, którą wyczarowuje. Clarice Lispector była wielką artystką, ale była też żoną i matką z klasy średniej. Jeśli portret niesamowitej artystki jest fascynujący, to samo można powiedzieć o portrecie zwykłej pani domu, której życie jest tematem tej książki. W miarę dojrzewania artystki pani domu się starzeje. Kiedy Clarice jest nastolatką, wyzywającą i świadomą swoich możliwości – artystycznych, intelektualnych, seksualnych – dziewczyny z jej opowiadań też są takie. Kiedy w jej własnym życiu małżeństwo i macierzyństwo zastępują tę przedwcześnie dojrzałą nastolatkę, jej postaci także dorastają. Kiedy jej małżeństwo się rozpada, kiedy dzieci porzucają dom, te rozłąki znajdują odbicie w jej tekstach. Kiedy Clarice, wcześniej tak wspaniale piękna, widzi swoje ciało splugawione tłuszczem i zmarszczkami, jej postaci obserwują w swoich ciałach ten sam schyłek urody; a kiedy ostatecznie stawia czoło przemijaniu – starości, chorobie i śmierci – jej postaci są obok niej.

To dzieło to zapis całego życia kobiety powstający przez całe życie kobiety. Jako takie jest pierwszym w literaturze tego typu rejestrem. To radykalne stwierdzenie wymaga uszczegółowienia: żony i matki wiodącej życie zamożnej heteroseksualnej kobiety Zachodu. Kobiety, której nie przerwano: która nie zaczęła pisać późno, która nie przestała pisać z powodu małżeństwa czy urodzenia dzieci, która nie uległa pokusie narkotyków ani nie popełniła samobójstwa; kobiety, która jak wielu pisarzy mężczyzn, zaczęła jako nastolatka i pisała do samego końca; kobiety, która w kategoriach demograficznych była dokładnie taka sama jak większość jej czytelniczek.

Ich historia została zapisana jedynie częściowo. Przed Clarice nie było bowiem kobiety, która pisałaby przez całe swoje życie – i o tym życiu. To stwierdzenie może się wydawać przesadne, ale nie zidentyfikowałem żadnych jej poprzedniczek.

To uszczegółowienie jest ważne. Jednak nawet kiedy je pominiemy, wciąż zaskakuje, jak niewiele kobiet zdołało stworzyć tak pełne dzieło. Te, które tego dokonały, były właśnie kobietami wolnymi od przeszkód niepozwalających pisać wielu innym. To bariery, które Tillie Olsen naszkicowała w słynnym eseju z 1962 roku, Silences in Literature – z ich powodu kobiety w XX wieku były, jak obliczyła Olsen, „jedną na dwanaście” osób tworzących literaturę. Zdarzały się wyjątki, ale one tylko potwierdzają regułę: „W naszym wieku, podobnie jak w poprzednim – pisała Olsen – niemal wszystkie wyróżniające się dzieła zostały stworzone przez kobiety bezdzietne”. Edith Wharton była daleko od klasy średniej; Colette na pewno nie wiodła konwencjonalnego mieszczańskiego życia ani nie o nim pisała. Inne – Gabriela Mistral, Gertrude Stein – miały, jak wielu pisarzy, swoje towarzyszki życia.

Clarice Lispector, co jej opowiadania jasno pokazują, osobiście poznała te bariery. Jej postaci walczą z koncepcjami ideologicznymi o własne miejsce kobiety w społeczeństwie. Stawiają czoło praktycznym problemom z mężem i dziećmi. Martwią się o pieniądze. Mierzą się z rozpaczą, która kończy się w alkoholu, szaleństwie lub samobójstwie. Jak tak wiele pisarek na świecie, Clarice nie spotkała się z łatwą akceptacją u wydawców. Tak jak nawet najwspanialsze kobiety, była systematycznie przypisywana do odrębnej (gorszej) kategorii przez krytyków i badaczy. (Aż do lat sześćdziesiątych XX wieku sama Virginia Woolf w krajach języka angielskiego rzadko figurowała w podręcznikach szkolnych). Clarice trwała mimo to, zadeklarowawszy któregoś razu, że nie lubi być porównywana z Virginią Woolf, bo tamta się poddała: „Straszne musi być pójście aż do końca”. Jednak jej współczucie wobec kobiet cichych i uciszonych jest obecne w tych opowiadaniach. Najstarsze, które napisała, nie mając jeszcze dwudziestu lat, często ukazują niespokojną dziewczynę w konflikcie z mężczyzną:

Mama przed ślubem, według ciotki Emilii, była petardą, porywczym rudzielcem z własnymi poglądami na wolność i równość kobiet. Ale pojawił się tata, bardzo poważny i wysoki, także z własnymi poglądami na… wolność i równość kobiet. Zły był ten zbieg okoliczności materii.

Choć jej kobiety są czasem stłamszone przez imponujących i fascynujących mężczyzn, w miarę jak autorka się starzeje, stają się bardziej asertywne. Ale jest to nietypowy rodzaj asertywności. Ostentacyjny feminizm studentki Clarice ustępuje miejsca czemuś znacznie mniej jawnemu, jej postaci też przestają się obnosić z opiniami na temat „wolności i równości kobiet”. Po prostu przeżywają swoje życie z największą możliwą godnością. W sztuce, tak jak w życiu, to nie zawsze zbyt dużo.

Wiele żyje w milczeniu. Babcia we Wszystkiego najlepszego obserwuje z niemym obrzydzeniem, jak małostkową pospolitość spłodziła. Kongijska Pigmejka w Najmniejszej kobiecie świata nie ma słów, żeby wyrazić swoją miłość. Kura w opowiadaniu pod tym samym tytułem nie ma słów, żeby powiedzieć, że zaraz urodzi – i że dlatego nie można jej zabić. Cudzołożnica w Spalonej grzesznicy i harmonijnych aniołach musi wysłuchać różnych ludzi mówiących o niej. „Obawiam się tej kobiety, która jest naszym słowem, które jest jej”, wyznaje kapłan. Mąż przestrzega tłum: „Strzeżcie się kobiety, która marzy”. Ona sama nie wypowiada ani słowa. Sztuka kończy się w chwili, kiedy zostaje spalona jako czarownica.

Odwrotnością milczenia jest słowo. Dzisiaj kobiety pisarki – i kobiety jako temat pisarek – są czymś tak zwyczajnym, iż trudno uwierzyć, że postaci Clarice Lispector i ich życie kiedykolwiek potrzebowały odkrycia. Jednak spoglądanie na jej dzieło z perspektywy tego, co przyszło później, pozbawia je historycznego nowatorstwa.

Clarice była zasadniczo pozbawiona tradycji. Była imigrantką i chociaż miała za sobą starą europejską tradycję żydowską, ten świat, szczególnie małego sztetlu, gdzie się urodziła, nie dawał się łatwo adaptować do życia nowoczesnego miasta. A w literaturze języka, w którym tworzyła, właściwie nie istniały ani temat nowoczesnej kobiety, ani same pisarki.

W tym aspekcie portugalski nie różnił się od żadnego innego języka, a Brazylia nie różniła się od innych krajów. Clarice miała dziewięć lat, kiedy Virginia Woolf zadała cytowane później przez nią pytanie: „Kto potrafi obliczyć ciepło i gwałtowność serca poety, kiedy uwięzić je w ciele kobiety?”. Pytanie, według Woolf, odnosiło się tak samo do kobiet jej czasów jak do kobiet czasów Szekspira.

Nowatorstwo wyjaśnia po części fascynację i zakłopotanie pierwszych czytelników „huraganu Clarice”. Możemy sobie wyobrazić podobne emocje u czytelników Dickensa, Zoli albo Dostojewskiego, kiedy literatura po raz pierwszy rzuciła światło na klasy pracujące; albo kiedy czytelnicy geje po raz pierwszy zobaczyli swoje życie opisane z sympatią; albo kiedy ludy kolonialne zmieniły ustępliwość folkloru na godność literatury. Zdumienie, które wywołały utwory Clarice Lispector, wciąż jest wyczuwalne na pożółkłym papierze recenzji zachowanych w jej archiwum.

Ten fakt nasuwa pytanie, jak mogła zatryumfować tam, gdzie tak wielu poniosło fiasko. Jak Clarice Lispector – właśnie ona – zdołała zatryumfować? Wywodziła się z tradycji klęski, z tradycji braku tradycji: jako pisarka brazylijska, jako pisarka, jako kobieta, ale może przede wszystkim w konsekwencji swojego pochodzenia. Pierwsze lata jej życia były tak katastrofalne, iż cudem wydaje się, że w ogóle je przetrwała.

Urodziła się 10 grudnia 1920 roku na Ukrainie w rodzinie żydowskiej. Był to okres chaosu, głodu, wojen etnicznych. Jej dziadek został zamordowany; matka zgwałcona; ojciec wygnany bez grosza przy duszy na koniec świata. Obszarpane resztki rodziny dotarły do Alagoas w Brazylii w 1922 roku. Tam jej bystry ojciec, zredukowany do poziomu obwoźnego sprzedawcy używanych ubrań, ledwie potrafił wykarmić swoich bliskich. Tam Clarice jako niespełna dziesięciolatka straciła matkę, która nigdy nie odzyskała sił po wojennych przeżyciach.

Jej siostra Elisa napisała, że ojciec – mężczyzna o poglądach liberalnych, który sam z powodu antysemityzmu nie mógł studiować – „był zdecydowany pokazać światu, jakie ma córki”. Dzięki jego wsparciu Clarice mogła kontynuować naukę znacznie powyżej poziomu, jaki osiągały nawet dziewczyny ekonomicznie uprzywilejowane. Zaledwie dwa lata po przeprowadzce do stolicy Clarice, pochodząca z rodziny, która tylko dzięki wyrzeczeniom utrzymywała się na najniższym szczeblu klasy średniej, weszła do jednej z redut elity, na Wydział Prawa Universidade do Brasil. Tam Żydów (zero) było jeszcze mniej niż kobiet (trzy).

Studia prawnicze wywierały niewielki wpływ na Clarice. Ona już kroczyła ścieżką swojego powołania po redakcjach dzienników Rio de Janeiro, gdzie jej uroda i inteligencja robiły olśniewające wrażenie. „Była – napisał jej pierwszy szef – błyskotliwą dziewczyną, doskonałą reporterką i w przeciwieństwie do większości kobiet potrafiła pisać”. Pierwsze opowiadanie, Tryumf, opublikowała 25 maja 1940 roku. Trzy miesiące później w wieku pięćdziesięciu pięciu lat zmarł jej ojciec.

Przed dwudziestymi urodzinami Clarice została sierotą. Na początku 1943 roku wyszła za goja, coś niebywałego dla Żydówki w Brazylii. Pod koniec tego roku wraz z mężem opuściła Rio de Janeiro. W krótkim czasie porzuciła więc rodzinę, społeczność etniczną i kraj. Zostawiła też zawód, dziennikarstwo, w którym była wyróżniającą się postacią.

Nie znosiła życia na obczyźnie, tego wygnania, i przez szesnaście lat pobytu za granicą miała coraz silniejsze skłonności depresyjne. Jednak mimo swoich niedogodności być może wygnanie – cała ta seria wygnań – wyjaśni, jak Clarice mogła pisać.

Imigranckie pochodzenie uczyniło ją mniej podatną na zastałe idee brazylijskiego społeczeństwa. A w kwestiach czysto finansowych jej małżeństwo oznaczało awans. Clarice nigdy nie była bogata, ale po ślubie nie musiała nigdzie pracować i mogła się skupić na pisaniu. Trudno sobie wyobrazić, że mogłaby stworzyć tak złożone utwory z tego okresu – trzy powieści i opowiadania z Więzów rodzinnych – pośród nieubłaganych wyzwań mizernie opłacanej pełnoetatowej pracy dziennikarki. Miała dwoje dzieci, ale przez cały czas mogła liczyć na pomoc domową. To oznaczało codziennie kilka godzin wolnych: jej własny pokój.

Tak samo żyła każda brazylijska kobieta z klasy jej męża. Jak zatem wyjaśnić, że tak niewiele z nich rozwinęło swój talent? Większość tkwiła w pułapce modelu, który blokował kobiety w każdym zakątku świata: brak wykształcenia i przymusowe macierzyństwo znajdowały się na szczycie listy. Ale blokowały je także powszechne lekceważenie tego, co mogłyby mieć do powiedzenia, i milczące przekonanie, że kobiety pewnych rzeczy nie robią. Bycie obcą zwolniło Clarice z obowiązku postępowania w zwyczajowy sposób. Była to produktywna alienacja kulturowa, a drugą stroną alienacji jest wolność. Doświadczenie Clarice z nimi obiema pobrzmiewa echem przez całe jej życie.

Tematy tradycyjnie „kobiece” – małżeństwo i macierzyństwo, dzieci i stroje – były już wcześniej poruszane w literaturze. Wszystkie są obecne w tej książce. Małe dramaty życia kobiet zyskują w niej jednak wyraz w wielu przypadkach po raz pierwszy: znudzenie i ukryte szczęście przeciętnej pani domu; zachwyt młodej kobiety nad własną urodą i jej późniejsze przerażenie tym, co pokazuje lustro: zniekształcona makijażem twarz, rozlane, starzejące się ciało. Czy ktoś wcześniej opisał kobietę, która w wieku siedemdziesięciu siedmiu lat marzy o miłości z gwiazdą pop, albo masturbującą się osiemdziesięcioośmiolatkę? Pół wieku i więcej od powstania wiele z tych opowiadań, czytanych przecież w całkowicie innym kontekście historycznym, nie utraciło nic ze swego nowatorstwa, nic z mocy szokowania.

W tańcu, podobnie jak w muzyce, malarstwie, literaturze, wielkim artystą jest ten, kto używa najmniejszych detali – pociągnięcia pędzla, ozdobnika, wygięcia ciała albo słowa – aby stworzyć całość, która choć składa się z detali, staje się większa niż ich suma. I tak jak dzieło Clarice Lispector jako całość znaczy więcej niż każdy z jej utworów, tak z postaci odmalowanych w tych opowiadaniach – krótkich i długich, o ulotnych chwilach albo wielkich kryzysach – wyłania się mistrzowska narracja o uniwersalnym ludzkim doświadczeniu: wielkich i małych dramatach tworzących życie człowieka. Na krótko przed jej śmiercią pewien krytyk zapytał Clarice, czy dwa i dwa to pięć:

Przez chwilę siedziałam zdumiona. Ale zaraz przyszła mi do głowy podszyta czarnym humorem anegdota. Jest tak: psychotyk mówi, że dwa i dwa to pięć. Neurotyk mówi: dwa i dwa to cztery, ale ja już tego po prostu nie wytrzymuję.

Nowe tematy wymagają nowego języka. Po części dziwną gramatykę Clarice można przypisać silnemu wpływowi żydowskiego mistycyzmu, w który została wprowadzona przez ojca. Ale po części tę wyjątkowość można przypisać jej potrzebie wymyślenia tradycji. Jak stwierdzi każda osoba czytająca tę książkę od początku do końca, opowiadania Clarice są przesiąknięte nieustającym językowym poszukiwaniem, mutacyjnością gramatyczną, która nie pozwala czytać ich nazbyt szybko.

Czytelnik – nie mówiąc już o biednym tłumaczu – nierzadko wpada w pułapkę jej niemal kubistycznych szablonów. W niektórych opowiadaniach z ostatniego okresu trudności są oczywiste. Jednakże wiele nowych uporządkowań Clarice jest tak subtelnych, że czytelnik nawet ich nie zauważy. To czyni je niebywale trudnymi do odtworzenia w innych językach i wyjaśnia, przynajmniej częściowo, ich poetycką atrakcyjność. W Miłości na przykład czytamy: „Rosły, kąpały się, żądały dla siebie – źle wychowane – coraz więcej chwil”. Zdanie, jak wiele u Clarice, ma sens, jeśli przeczytać je w okamgnieniu; jednak gdy szczegółowo je analizujemy, zaczyna się stopniowo rozsypywać. We Wszystkiego najlepszego podczas przytłaczającej uroczystości dziecko werbalizuje trudną pauzę: „Matki, przecinek!”.

W Why This World: A Biography of Clarice Lispector zbadałem korzenie autorki tkwiące w mistycyzmie żydowskim i przede wszystkim duchowy impuls pobudzający jej dzieło. Można powiedzieć o Clarice Lispector, że jak kabaliści poszukiwała boskości poprzez nowe ułożenie liter, powtórzenie słów bez sensu, analizę gramatyczną wersów, poszukiwanie logiki innej niż racjonalna. Z kilkoma wyjątkami (Jajko i kura, Brasília, Krótkie studium koni) ta mistyczna jakość, która może uczynić jej prozę niemal abstrakcyjną, jest mniej widoczna w tym tomie niż w powieściach takich jak A paixão segundo o G.H. czy A maçã no escuro. Jednak spojrzenie na dzieło Clarice jako całość oznacza zrozumienie intymnej relacji pomiędzy jej zainteresowaniem językiem i jej zainteresowaniem tym, co – z braku lepszego słowa – nazywa Bogiem.

W tych opowiadaniach to, co boskie, wdziera się w zwykłe, drobiazgowo obserwowane życie. „Ona tak dobrze spacyfikowała życie – pisze Clarice w jednym z nich – tak bardzo dbała, żeby ono nie wybuchło”. Kiedy przychodzą nieuniknione wybuchy, zmiany w gramatyce zapowiadają je na długo przed ich pojawieniem się w tekście. Laura, znudzona, bezdzietna pani domu z Imitacji róży, ma „drobiazgowe ulubowanie metodyczności” – nawet jej gramatyka zaczyna się sypać.

Carlota byłaby przerażona, gdyby się dowiedziała, że oni też mają życie intymne i rzeczy, o których się nie opowiada, ale ona by nie opowiedziała, szkoda, że nie można opowiedzieć, Carlota na pewno uważała, że ją interesuje tylko porządek i że jest pospolita i trochę upierdliwa, i choć rzeczywiście musiała uważać, żeby nie zamęczać innych detalami, przy Armandzie czasem się odprężała i bywała troszkę upierdliwa, co było bez znaczenia, bo on udawał, że słucha, ale nie słuchał wszystkiego, co opowiadała, co nie sprawiało jej przykrości, bo doskonale rozumiała, że rozmowa z nią męczy trochę człowieka, ale było miło móc mu opowiedzieć, że nie znalazła mięsa, chociaż Armandowi chwiała się głowa i nie słyszał, a służąca i ona dużo rozmawiały, prawdę mówiąc, więcej ona niż służąca, i uważała, żeby nie zanudzać służącej, która czasem hamowała zniecierpliwienie i stawała się trochę opryskliwa, wina była naprawdę po jej stronie, bo ona nie zawsze wymuszała szacunek.

Te sygnały mogą być znacznie bardziej zwięzłe, jak w A paixão segundo G.H., kiedy inna pani domu opowiada o szoku mistycznym, którego doznała dzień wcześniej. Pamiętając, jaka sama wtedy była, G.H. pisze:

W końcu podniosłam się od stolika w kawiarni, ta kobieta.

Przemiana opisana w powieści – od wtedy do teraz, od wczoraj do dzisiaj, od niej do mnie, od pierwszej osoby do trzeciej – streszcza się w śmiałym anakolucie, załamanie gramatyki doskonale symbolizuje załamanie w życiu tej kobiety. Jak tyle z najlepszych zdań Clarice, fraza ta jest elegancka właśnie poprzez niezważanie na tradycyjne normy stanowiące o elegancji belles lettres.

„Zarówno w malarstwie, jak i w muzyce i literaturze – napisała Clarice – to, co nazywają abstrakcyjnym, tak często wydaje mi się figuracją delikatniejszej i trudniejszej rzeczywistości, mniej widocznej gołym okiem”. Wysiłek przezwyciężenia pozornie nieuniknionych struktur pobudzał sztukę nowoczesną. Abstrakcjoniści malowali stany umysłu i emocje, nie potrzebując zwykłego przedstawienia. Współcześni kompozytorzy rozszerzyli prawa tradycyjnej harmonii. Clarice rozbiła wzorce w gramatyce, po które sięga się odruchowo. Nierzadko musiała przypominać czytelnikom, że jej „obcy” język nie wynika z tego, że urodziła się w Europie, ani z nieznajomości portugalskiego. Jedna z najlepiej wykształconych kobiet swojego pokolenia nie ignorowała języka standardowego Brazylijczyków, tak samo jak Schönbergowi nie była obca skala diatoniczna, Picassowi zaś anatomia.

Tak samo – nie trzeba dodawać – Clarice nie ignorowała „właściwego” wyglądu kobiet. Jako dziennikarka zawodowo zajmująca się sprawami kobiecymi napawała się wyglądem swoich postaci. A potem mięła ich ubrania, rozmazywała tusz, burzyła fryzury, wyczarowując dobrze skonstruowane twarze, nieco przerażające glamour opisane przez sir Waltera Scotta. Wywracała słowa na lewą stronę, wyczarowywała świat zupełnie nieznany – wyczarowała też niezapomnianą Clarice Lispector: kobiecego Czechowa na plażach Guanabary.

BENJAMIN MOSERTryumf

Zegar wybił dziewiątą. Jedno uderzenie wysokie, głośne, a po nim słabsze, echo. Potem cisza. Jasna plama słońca rozciąga się stopniowo po trawie ogrodu. Wspina się po czerwonym murze domu, rozświetlając bluszcz skrzeniem się tysiąca światełek rosy. Natrafia na szczelinę, okno. Wciska się. I nagle bierze pokój w posiadanie, omijając straże lekkiej firanki.

Luisa ciągle leży nieruchomo w skotłowanej pościeli, włosy rozsypane na poduszce. Ręka w jedną, ręka w drugą, ukrzyżowana znużeniem. Ciepło słońca i jego jasność zalewają pokój. Luisa mruga. Marszczy brwi. Wykrzywia usta. Wreszcie otwiera oczy i wbija je w sufit. Dzień powoli wkracza w jej ciało. Słyszy szelest deptanych liści. Dalekie kroki, drobne i pośpieszne. To dziecko biegnie po ulicy, myśli. Znowu zalega cisza. Bawi się kilka chwil wsłuchiwaniem się w nią. Jest absolutna, jakby śmiertelna. Oczywiście dlatego, że dom stoi na uboczu, samotny. Ale… gdzie te znajome odgłosy wszystkich poranków? Kroki, śmiech, szczęk naczyń zwiastujące narodziny dnia. Powoli przychodzi jej do głowy, że zna powody tej ciszy. Jednakże uparcie je od siebie odsuwa.

Nagle jej oczy robią się wielkie. Luisa siada na łóżku, dreszcze przebiegają ciało. Patrzy oczyma, głową, wszystkimi nerwami na drugie łóżko w pokoju. Jest puste.

Unosi poduszkę pionowo, opiera się o nią z pochyloną głową, zamkniętymi oczyma.

A więc to prawda. Przypomina sobie wczorajsze popołudnie i wieczór, burzliwy i długi wieczór, który przeciągnął się do późnej nocy. On odszedł wczoraj wieczorem. Zabrał ze sobą walizki, walizki, które zaledwie przed dwoma tygodniami przyjechały radosne z nalepkami z Paryża, Mediolanu. Zabrał ze sobą też służącego, który z nimi przyjechał. Cisza w domu znalazła wyjaśnienie. Od jego wyjścia była sama. Pokłócili się. Ona, milcząca, naprzeciwko niego. On, dystyngowany, dominujący nad nią intelektualista, złorzeczył, oskarżał ją, wskazywał na nią palcem. I to uczucie znane już z poprzednich kłótni: jeśli on odejdzie, ja umrę, umrę. Ciągle słyszała jego słowa:

„Ty mnie więzisz, niszczysz mnie! Schowaj swoją miłość, daj ją, komu ci się będzie podobało, komuś, kto nie ma nic do roboty! Rozumiesz? Tak! Odkąd cię poznałem, nic nie tworzę! Czuję się skuty łańcuchami. Łańcuchami twoich nadskakiwań, twoich pieszczot, twojego przesadnego zaangażowania, ciebie samej! Nienawidzę cię! Pomyśl tylko, nienawidzę cię! Ja…”.

Częste były te wybuchy. Zawsze groził odejściem. Luisa zmieniała się na te słowa. Ona, tak pełna godności, tak ironiczna i pewna siebie, błagała go, żeby został, tak blada i z takim szaleństwem na twarzy, że poprzednio ustępował. I wypełniało ją przemożne i jasne szczęście, rekompensujące to, czego nigdy nie wyobrażała sobie jako upokorzenia, ale co on jej wytykał ironicznymi uwagami, których nawet nie słuchała. Tym razem obruszył się na nią, jak zawsze niemal bez powodu. Luisa mu przerwała – jak powiedział – w chwili, kiedy w jego głowie kiełkował nowy pomysł, świetlisty. Zburzyła inspirację dokładnie w chwili jej urodzin jakimś głupawym zdaniem o pogodzie i kończąc okropnym „nieprawdaż, kochanie?”. Powiedział, że do tworzenia potrzebuje odpowiednich warunków, żeby pchnąć naprzód swoją powieść, ściętą zaraz na samym początku przez całkowitą niemożność skupienia się. Poszedł tam, gdzie może znaleźć „nastrój”.

I dom pogrążył się w ciszy. Ona stała pośrodku pokoju, jakby z jej ciała wyrwano całą duszę. Miała nadzieję znowu go zobaczyć, kiedy będzie wracał, męską postać ujętą we framugę drzwi. Usłyszy jego głos, jak mówi, jego kochane szerokie ramiona wstrząsane śmiechem, że to wszystko to zwyczajny żart, doświadczenie, które ma zamiar umieścić w książce.

Jednakże cisza przeciągała się w nieskończoność, przerywana zaledwie monotonnym cykaniem cykady. Bezksiężycowa noc powoli wciskała się do pokoju. A nią wstrząsał chłodny lipcowy wietrzyk.

„Odszedł”, pomyślała. „On odszedł”. To wyrażenie nigdy nie wydawało jej się tak pełne znaczenia, chociaż czytała je wielokrotnie w romansach. „On odszedł” nie było takie proste. Wlokło za sobą ogromną pustkę w głowie i w piersi. Gdyby w nie zastukać, wyobrażała sobie, rozbrzmiałby metaliczny dźwięk. Jak teraz będzie żyć? Nagle zadała sobie pytanie, ze sztucznym spokojem, jakby chodziło o coś neutralnego. Powtarzała, ciągle powtarzała: i co teraz? Powiodła wzrokiem po ciemnym pokoju. Przekręciła włącznik, poszukała ubrania, książki na nocnym stoliku, jego śladów. Nic nie zostało. Przestraszyła się. „On odszedł”.

Godzinami przewracała się w łóżku z boku na bok, lecz sen nie przychodził. Nad ranem, rozmiękczona czuwaniem i bólem, z piekącymi oczyma, ciężką głową, wpadła w stan półświadomości. Głowa nie przestała pracować, najbardziej szalone obrazy przebiegały przez nią, ledwie zarysowane, i umykały.

Wybiła jedenasta, długo i majestatycznie. Jakiś ptak przeciągle gwizdnął. Od wczoraj wszystko tkwi w bezruchu, pomyślała Luisa. Ciągle siedzi na łóżku, głupio, nie wiedząc, co robić. Utkwiła spojrzenie w morskim pejzażu, w świeżych barwach. Nigdy nie widziała wody robiącej takie wrażenie płynności i ruchu. Nigdy nawet nie zwróciła uwagi na ten obraz. Nagle, niczym oszczep, raniący ostro i głęboko: „On odszedł”. Nie, to nieprawda! Wstaje. Na pewno się obraził i poszedł spać do drugiego pokoju. Biegnie, popycha drzwi. Pusto.

Idzie do stołu, przy którym on pracuje, gorączkowo przetrząsa porzucone gazety. Może zostawił jakiś liścik mówiący na przykład: „Mimo wszystko kocham cię. Wracam jutro”. Nie, jeszcze dzisiaj! Znajduje jedynie kartkę z jego notatnika. Odwraca ją. „Siedzę co najmniej od dwóch godzin i jeszcze nie udało mi się skupić. Jednocześnie nie skupiam wyobraźni na żadnej rzeczy ze swojego otoczenia. Ona ma skrzydła, ale nigdzie nie przysiada. Nie jestem w stanie pisać. Tymi słowami rozdrapuję ranę. Moja przeciętność jest tak…”. Luisa przerywa lekturę. Zawsze to przeczuwała, nie do końca wyraźnie: przeciętność. Zamyśla się. A w takim razie czy on o tym wie? Jakież poczucie słabości, potulności na tej zwykłej kartce… Jorge… ledwie szepcze. Wolałaby nie przeczytać tego wyznania. Opiera się o ścianę. Cichutko płacze. Płacze, aż brakuje jej łez.

Idzie do umywalki i przemywa twarz. Poczucie świeżości, ulgi. Budzi się. Ożywia. Zaplata włosy, upina je na czubku głowy. Szoruje twarz mydłem, aż czuje skórę napiętą, lśniącą. Spogląda na siebie w lustrze i wydaje się sobie uczennicą. Sięga po szminkę, ale po chwili przychodzi jej do głowy, że już jej nie potrzebuje.

Jadalny był pogrążony w ciemności, wilgotny i duszny. Wreszcie otwiera okna. I jasność wpada z impetem. Szybko wpływa świeże powietrze, omiata wszystko, kołysze zwiewną firanką. Chyba nawet zegar bije z większym wigorem. Luisa staje nieco zaskoczona. Tyle czaru w tym radosnym pomieszczeniu. W tych rzeczach nagle pojaśniałych i ponownie ożywionych. Wychyla się przez okno. W cieniu drzew tej alei, kończącej się w oddali na czerwonej błotnistej drodze… Tak naprawdę nigdy wcześniej tego nie zauważyła. Zawsze mieszkała tam z nim. On był wszystkim. Istniał tylko on. On odszedł. A rzeczy nie zostały całkowicie pozbawione radości. Miały własne życie. Luisa przeciągnęła dłonią po czole, chciała odrzucić od siebie myśli. Przy nim nauczyła się tortury (sic) myśli, pogłębiania ich do najmniejszych detali.

Zaparzyła kawę i wypiła ją. A ponieważ nie miała nic do roboty i obawiała się myśleć, wzięła kilka rzeczy przygotowanych do prania i poszła w głąb ogrodu, do wielkiego zlewu. Podwinęła rękawy piżamy, podkasała nogawki i zaczęła trzeć ubrania mydłem. Pochylona gwałtownie poruszała rękami, z zagryzioną z wysiłku dolną wargą, krwią pulsującą w ciele, zaskoczyła samą siebie. Zatrzymała się, rozchmurzyła czoło i wpatrzyła przed siebie. Ona, tak uduchowiona towarzystwem tego mężczyzny… Wydawało jej się, że słyszy jego ironiczny śmiech, gdy cytował Schopenhauera, Platona, którzy myśleli i myśleli… Słodki wietrzyk sprawił, że nastroszyły się jej włoski na karku, wysuszył pianę na jej palcach.

Luisa skończyła pracę. Cała emanowała szorstką, prostą wonią mydła. Była zgrzana. Spojrzała na duży kran wyrzucający przejrzystą wodę. Czuła gorąc… Nagle przyszedł jej do głowy pomysł. Zdjęła piżamę, odkręciła kran do oporu i lodowata woda popłynęła po ciele, wyrywając z niej krzyk zimna. Ta zaimprowizowana kąpiel wzbudzała w niej śmiech przyjemności. Z jej wanny roztaczał się cudowny widok pod palącym już słońcem. Na chwilę spoważniała, znieruchomiała. Niedokończona powieść, znalezione wyznanie. Zamyśliła się, zmarszczka na czole i w kąciku ust. Wyznanie. Lecz lodowata woda spływała po jej ciele i z pluskiem wołała o jej uwagę. Dobre ciepło już krążyło w żyłach. Nagle uśmiechnęła się, pewna myśl przyszła jej do głowy. On na pewno wróci. On na pewno wróci. Spojrzała wokół siebie na doskonały poranek, oddychając głęboko i czując, niemal z dumą, jak bije jej serce, równomiernie i pełne życia. Spowił ją ciepły promień słońca. Zaśmiała się. On na pewno wróci, bo ona jest ta silniejsza.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: