Dwie drogi. Tom 4 - K.A. Figaro - ebook

Dwie drogi. Tom 4 ebook

K.A.Figaro

0,0
29,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Drogi bohaterów bestsellerowej serii Rozchwiani rozdzieliły się i prowadzą w różnych kierunkach... Łucja odnajduje spokój i bezpieczeństwo w silnych ramionach Alexa. Trudne doświadczenia z przeszłości umacniają ich więź. Niestety, pewnego dnia otrzymują informację, która wywraca ich życie do góry nogami… Czy bohaterka nabierze odwagi i zdecyduje się na diametralną zmianę z własnej woli? A może ktoś uknuł tak sprytny plan, że będzie musiała przekroczyć granicę, którą sama sobie wyznaczyła? Demony targające duszą Dymitra sprawiają, że jego ból staje się nie do wytrzymania. Mężczyzna coraz bardziej zatraca się w autodestrukcji. Czy wreszcie otworzy oczy i zaakceptuje prawdę?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 438

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




K.A. Figaro

Dwie drogi

Copyright © K.A. Figaro, MMXX

Wydanie I

Warszawa, MMXX

Niniejszy produkt objęty jest ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że wszelkie udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Dziadkom, a w szczególności Babci Irenie, za jej miłość, wsparcie i za samo bycie. W pamięci na zawsze.

Część 1. Czy to prawda?

Rozdział 1. Lipiec. Dymitr

Czułem przeszywający ból, który miażdżył każdy skrawek mojego ciała. Próbowałem otworzyć powieki, ale nie miałem szans, były tak ciężkie. Krzyczałem, błagając, żeby ktoś mnie obudził, lecz przebywałem w próżni. Wokół mnie nie było niczego prócz pustki.

Wszystko tak cholernie bolało, że aż rozrywało mi wnętrzności. Nagle pochłonęły mnie ciemność i nicość.

* * *

Widziałem jasną salę, światło okropnie raziło mnie w oczy. W pomieszczeniu biegały pielęgniarki i byli lekarze. Zauważyłem dużo krwi na białych lateksowych rękawiczkach. Próbowałem oddychać, ale ból w klatce piersiowej był nie do zniesienia. Nie mogłem złapać tchu. Czułem, że się duszę. Gdybym miał dłonie, natychmiast rozpiąłbym kołnierzyk koszuli.

Byłem duszą unoszącą się w pomieszczeniu.

Ktoś krzyknął.

Przerażony się odwróciłem.

Łucja.

Jej twarz wyrażała ból, a pot, który spływał z jej czoła, mieszał się ze łzami. Znowu krzyknęła. Boże, co oni jej robią? To musi ją boleć! Przestraszyłem się. Chciałem zbliżyć się do niej, ale wisiałem pod sufitem, nie mogąc ruszyć się z miejsca. Wrzeszczałem, żeby jej pomogli, ale oni byli głusi. Po chwili Łucja opadła na łóżko, a salę wypełnił płacz dziecka. Najpierw poczułem skurcz serca, a potem szybsze jego bicie. Nie widziałem wszystkiego dokładnie, nie wiedziałem, czy to był chłopiec, czy dziewczynka. Jedyne, co spostrzegłem, to ciemne włoski. Łucja uniosła głowę, dzięki czemu ujrzałem najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałem. Odruchowo sam się uśmiechnąłem. Kiedy próbowałem przybliżyć się o krok, obraz się rozmazał i zostałem pochłonięty przez nicość.

* * *

Plaża. Delikatny powiew wiatru i spokój. Słyszałem radosne krzyki i odgłos fal obijających się o brzeg. Te dźwięki napawały mnie spokojem. Obróciłem się w koło i zatrzymałem wzrok na małej dziewczynce, która biegła po piasku. Uniosła główkę i spojrzała na mnie. Była śliczna. Nigdy nie przepadałem za dziećmi, ale ta mała wzbudzała we mnie takie emocje, jakich nigdy wcześniej nie czułem. Jej oczy hipnotyzowały, czułem się, jakbym spoglądał w lustro. Dziewczynka uśmiechnęła się nieśmiało. Serce mocniej mi zabiło, ale znowu poczułem, że coś mnie pochłania. Zerknąłem ostatni raz na małą. Uniosła rączkę, jakby chciała mnie zatrzymać. Jej uśmiech zniknął. Otoczyły mnie ciemność i ból.

Balansowałem między życiem a śmiercią, tak przynajmniej mi się wydawało. Co się ze mną dzieje? Próbowałem sobie przypomnieć ostatnie wydarzenia, ale nie potrafiłem.

Wpadłem w wir, który powodował mdłości. Chwytałem się ciemnych ścian, by nie spadać w dół. Nagle coś mnie zatrzymało, a potem zostałem wrzucony do pomieszczenia, którego wcześniej nigdy nie widziałem.

* * *

– Nikt nie przyjdzie do ciebie na przedstawienie, bo nie masz taty. Moja mama mówiła, że masz tylko mamę.

Zaniepokojony rozejrzałem się wokół siebie i szukałem osoby, która to mówiła. Zauważyłem małego chłopca, który nachylał się nad kimś w kącie.

– Mam tatę – cicho odparło atakowane dziecko.

– A właśnie, że nie. Mówisz do niego po imieniu, więc na pewno nie jest twoim tatusiem. Jesteś kłamczuchą! – krzyknął chłopiec, a dziewczynka skuliła się jeszcze bardziej.

– Nieprawda! – jęknęła.

– Jak przyjdzie do przedszkola, to powiedz do niego „tato” – rzekł dumnie.

Dziewczynka siedziała na podłodze, twarz schowała w dłonie, gorzko płakała. Chciałem do niej podejść, powiedzieć, żeby się nie przejmowała, bo ja też nie miałem taty, ale nie mogłem się ruszyć. Dziewczynka raptownie uniosła głowę i spojrzała mi prosto w oczy. Poczułem mrówki na plecach, rękach i nogach.

– To twoja wina! To ty mnie nie chciałeś i porzuciłeś. Dlaczego mnie nie kochałeś ani mamusi?! Nic ci nie zrobiłyśmy! – krzyczała przez łzy.

Chciałem powiedzieć, że z kimś mnie pomyliła, ale znowu zniknąłem. Ostatnie, co zauważyłem, to jej zapłakaną twarz. Myliła się. Nie mogłem być jej ojcem.

* * *

Tym razem przeniosłem się do czyjegoś salonu i usłyszałem pisk radości. Odwróciłem głowę w kierunku źródła dźwięku. Znów zauważyłem tę samą dziewczynkę. Była starsza, ale na pewno to była ona. Poznałbym ją wszędzie po oczach. Skakała w miejscu i piszczała z radości. Za plecami słyszałem czyjś śmiech. Kolejny raz odwróciłem się i zauważyłem… ją. Łucję. Moją Łucję. Uśmiechała się i odrzucała głowę do tyłu, co mnie zachwyciło. Chciałem podbiec do niej i wziąć w ramiona. Obcałować jej twarz, wyszeptać czułe słowa.

– Kocham cię, tatusiu – usłyszałem znajomy głos dziewczynki.

Od razu odwróciłem się z uśmiechem na ustach, bo odniosłem wrażenie, że te słowa były skierowane do mnie. Miałem rację, dziewczynka biegła w moim kierunku. Otworzyłem szeroko ramiona, żeby ją przytulić, ale ona przebiegła przeze mnie, jakbym był pieprzonym duchem. Zdziwiony odwróciłem się i zauważyłem ją w ramionach jakiegoś mężczyzny. Podniósł ją do góry i okręcił się wokół własnej osi.

– Ja też cię kocham, córeczko – odparł i się zaśmiał.

Nie widziałem jego twarzy, była jakby za mgłą. Podeszła do nich uśmiechnięta Łucja i objęła tego faceta w pasie. Chciałem krzyknąć, żeby jej nie dotykał, ale on nachylił się i ją pocałował. Kiedy w końcu odkleili się od siebie, ten idiota patrzył na mnie, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo w dalszym ciągu nie widziałem jego twarzy.

– Wiesz… – zaczął. – Kiedyś chciałem cię zabić, ale teraz mogę ci tylko podziękować, bo przez to, że okazałeś się największym skurwysynem świata, ja stałem się największym szczęściarzem na świecie.

To był cios prosto w serce. Wrócił ból. Nie mogłem złapać powietrza, a łzy płynęły mi po policzkach. Oczyma wyobraźni widziałem, jak upadam na kolana, dusząc się łzami. Ale to dobrze, bo chciałem umrzeć! Nie mogłem patrzeć, jak tracę wszystko, co było dobre w moim życiu. Nie potrafiłem patrzeć, jak kobieta, która kiedyś kochała mnie, oddawała serce innemu.

I znowu pojawiła się ciemność, a stado pszczół zaatakowało moje wnętrze. Nie zamierzałem walczyć, wręcz przeciwnie, poddałem się. Jedyne, co mi przeszkadzało, to ten irytujący dźwięk – jakieś pikanie. Czułem, że ktoś mnie dotyka.

– Panie doktorze, pacjent się budzi – usłyszałem.

– Tatusiu… walcz! – odezwała się znów ta dziewczynka.

Otworzyłem szeroko oczy. Światło mnie oślepiło, a piknięcia się nasiliły.

– Panie doktorze, pacjent otworzył oczy.

Ktoś nachylił się nade mną, świecąc latarką po oczach.

– Dzień dobry, Marek Dębski, lekarz. Jak się pan czuje?

„Nijak” – pomyślałem, nie mogąc wydobyć z siebie słowa.

– Spokojnie. Proszę się nie denerwować. Czy wie pan, gdzie jest i dlaczego?

Otworzyłem usta, żeby powiedzieć mu, by spieprzał, ale zamiast tego wyszeptałem:

– Łucja.

Potem na nowo zapadłem w ciemność.

Rozdział 2. Lipiec. Sebastian

Od rana siedziałem w gabinecie i próbowałem ogarnąć bałagan w dokumentach. Sprawy firmy od jakiegoś czasu zaczęły wymykać się spod kontroli. Wszystko przez to, że Dymitr wolał pić, niż zająć się pracą! Warknąłem na niego wściekły, lecz w duchu pragnąłem mu pomóc. Chciałem, aby w końcu wyszedł na prostą, ale im bardziej próbowałem ingerować w jego życie, tym było z nim coraz gorzej.

Często odczuwałem ogromne wyrzuty sumienia, że nie mówiłem mu, gdzie przebywała Łucja. Ale co mogłem zrobić? Kontakty z Anią były dla mnie ogromnie ważne. Życie syna także, jednak on był dorosły. Wielokrotnie próbowałem namówić go na wizytę u psychoterapeuty, ale Dymitr jak zawsze się wymykał. Ten chłopak powodował, że włosy coraz bardziej mi siwiały. Niekiedy bałem się odbierać telefony od detektywa, który go od kilku tygodni obserwował. Lisz miał inne zadania. Stachu był konkretny i miałem do niego zaufanie. Przynajmniej tak mi się wydawało.

Oparłem się mocno o oparcie skórzanego fotela i spojrzałem w sufit. Byłem tym wszystkim cholernie zmęczony. Ukrywaniem prawdy, tajemnicami i tą cholerną pustką, którą czułem, gdy zbyt długo nie rozmawiałem z Anią. Była moim lekarstwem. W głębi duszy miałem nadzieję, że ta mała uleczy z czasem mojego syna.

Z rozmyślań wyrwały mnie wibracje smartfona, który jeszcze chwilę temu leżał spokojnie na blacie biurka.

– Halo?! – rzuciłem niechętnie do słuchawki.

– Pan Sebastian? – usłyszałem znajomy męski głos, ale nie mogłem zidentyfikować go z twarzą.

– Tak. W czym mogę pomóc? – Usiadłem wyprostowany, próbując odgadnąć, kto dzwoni.

– Z tej strony Tytus, kolega Dymitra. Pamięta mnie pan?

Ach to ty, skurczybyku!

– Czego chcesz? – warknąłem.

– Dymitr miał mały wypadek.

– Wypadek? – Krew odpłynęła mi z twarzy. Strach, który poczułem w każdej komórce ciała, był paraliżujący.

– Tak. Leży w szpitalu. Od kilku godzin.

„Godzin?!” – krzyknąłem w duchu.

– Który szpital?

– Bielański. Przyjedzie pan?

– Tak – stwierdziłem krótko i zdenerwowany rozłączyłem się natychmiast.

Nie lubiłem tego chłopaka. Miał w sobie coś, co mnie od niego odpychało. Na razie nie znalazłem na niego nic, co mogłoby go pogrążyć. Niemal jakby ktoś wybielił jego życiową kartę. Zero jakichkolwiek wykroczeń. Idealny obywatel. Mimo wszystko czułem, że coś miał za uszami.

Wybiegłem z gabinetu. Poinformowałem sekretarkę, że wychodzę i nie wiem, kiedy wrócę, a wszystkie obowiązki przejmuje Igor. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do syna, informując go o wiadomości, którą otrzymałem od Tytusa.

* * *

Do szpitala wpadłem jak burza. Kiedy wszedłem na oddział, zaczepiłem pielęgniarkę, która krzątała się po korytarzu.

– Dzień dobry. Mój syn miał wypadek, chciałbym go zobaczyć – odparłem zdyszany, czując pot na plecach. W głowie mi szumiało, nogi odmawiały posłuszeństwa, a w żołądku miałem włączony mikser.

– Spokojnie. Proszę o więcej szczegółów – poprosiła kobieta w moim wieku.

– Dymitr. Miał wypadek, nic więcej nie wiem – odpowiedziałem bez ładu i składu.

– Wiem, o kogo chodzi. Młody mężczyzna, który miał wypadek na motorze, prawda?

Zrobiłem wielkie oczy.

– Na motorze?! Nic mu nie jest?

– Zaprowadzę pana do lekarza, który udzieli panu wszelkich informacji. Proszę za mną.

Sunąłem za kobietą, myśląc, w jaki sposób Dymitr się w to wpakował. I już wiedziałem, że moje zaufanie do Stacha spadło do zera. Dlaczego, do jasnej cholery, dowiedziałem się tak późno o wypadku syna?! I to jeszcze na motorze!

Kobieta zatrzymała się przed drzwiami, zapukała, po czym weszła do środka.

– Panie doktorze, przyszedł ojciec tego mężczyzny z wypadku – usłyszałem, stojąc nadal na korytarzu. Serce szybciej mi zabiło, a nogi się pode mną ugięły.

– Niech wejdzie – poprosił lekarz.

Wszedłem zziajany, zdenerwowany i na pewno blady. Za biurkiem siedział lekarz z poważną miną. Palcami lewej ręki poprawił oprawkę okularów, następnie wstał i skinął głową. Ruszyłem więc w jego kierunku. Pokazał mi ręką, żebym usiadł, ja jednak stanąłem za krzesłem, na którym oparłem dłonie.

– Co z moim synem?

– Dzień dobry. Marek Dębski. Jestem lekarzem prowadzącym pana syna, który miał dużo szczęścia, biorąc pod uwagę, że jechał na motorze z dużą prędkością – oświadczył.

– Proszę o konkrety.

– W nocy go operowaliśmy. Miał krwotok wewnętrzny, musieliśmy operować, bo mógłby nie przeżyć. Ma stłuczone nerki, do tego wykręconą nogę, złamany obojczyk i przedziurawiony brzuch, założyliśmy dwadzieścia sześć szwów. Ciężko z nim się porozumieć. Na chwilę się budzi, a potem zapada w letarg.

Matko…

– Muszę go zobaczyć. – Głos mi zadrżał. – Proszę mnie do niego zaprowadzić. – Ruszyłem do drzwi.

Facet ani drgnął.

– Chciałbym pana poinformować jeszcze o innych rzeczach. Pana syn zaraz po przebudzeniu mówił o jakieś kobiecie. Nie wiem, czy to ważne. Może miałby pan do niej kontakt? Jej obecność być może pomogłaby mu… – powiedział, czym wzbudził na nowo moje zainteresowanie.

Odwróciłem się w jego stronę.

– O kim mówił?

– Powiedział tylko jej imię. Łucja. Czy coś to panu mówi? – Lekarz uniósł zaciekawiony brew.

– Łucja? – powtórzyłem, czując ciarki na plecach. – Nie. Niestety, nic mi to nie mówi – sapnąłem, czując jeszcze większy ciężar na barkach. Moje wyrzuty sumienia sięgały zenitu. Chyba powinienem o wszystkim poinformować Łucję, ale czy by się przejęła? Obawiałem się, że wszedłbym na niebezpieczny grunt. Ale może powinienem. Może…

– Musiałem poinformować policję. Powinni tu przyjechać, jak tylko pan Dymitr odzyska siły.

– Policja? – zdziwiłem się.

– Właśnie o tym chciałem z panem porozmawiać…

– Mogę najpierw zobaczyć syna?

– Oczywiście. Pokój numer pięć. Po wizycie proszę do mnie przyjść.

Skinąłem głową i niemal biegiem ruszyłem do sali, w której leżał Dymitr.

Po drodze z powodu emocji zakręciło mi się w głowie. Drżącą dłonią oparłem się o wilgotną ścianę, drugą przyłożyłem do klatki piersiowej, wciągając powietrze. Ostatnio coraz częściej odczuwałem boleści w klatce piersiowej. Teraz musiałem to zignorować. On był ważniejszy.

Kiedy otworzyłem drzwi do sali, uszło ze mnie powietrze. Dymitr leżał na łóżku, jego noga i ręka były na wyciągu. Do żyły łokciowej miał podłączoną kroplówkę, inne urządzenia – podłączone do klatki piersiowej – miały chyba sprawdzać jego funkcje życiowe.

Niepewnie podszedłem do łóżka, bojąc się narobić hałasu. Serce pękało mi na kawałki. Twarz miał całą poobijaną, podrapaną, w siankach, obojczyk w gipsie. Spojrzałem niżej i natknąłem się na zabandażowany brzuch, pod opatrunkiem kryły się szwy, o których wspomniał lekarz. Nie mogąc dłużej znieść widoku, usiadłem na krześle obok łóżka. Złapałem dłoń Dymitra i przycisnąłem do niej czoło.

– Coś ty zrobił? – zapytałem, łkając cicho.

Obwiniałem się za jego porażkę życiową. Dlaczego nie potrafiłem być bardziej stanowczy? Dlaczego nie poświęciłem mu więcej czasu, kiedy był młodszy? To moja wina. Zawiodłem jako ojciec, a teraz moje dziecko leżało w szpitalu i wyglądało, jakby uchodziło z niego życie.

* * *

Kilka minut później do sali szpitalnej weszło dwóch funkcjonariuszy. Ich miny wskazywały na to, że mieli ochotę mnie podręczyć.

– Chcielibyśmy z panem porozmawiać – powiedział jeden z policjantów. Był barczysty i postawny, lecz twarz miał łagodną. – Wyjdźmy na korytarz – zalecił.

Skinąłem głową, ucałowałem wierzch dłoni Dymitra i wyszedłem za nimi na szpitalny korytarz.

– Sebastian Andrzejewski – przedstawiłem się, podając rękę.

– Jerzy Bury. – Wskazał na siebie jeden z policjantów. – Sylwester Król – przedstawił kolegę. – Czy wie pan, co się stało?

– Tylko tyle, że miał wypadek na motorze – rzekłem słabo. Czułem się coraz gorzej. Bóle w klatce piersiowej się nasiliły.

– W dniu wczorajszym pański syn brał udział w nielegalnych wyścigach. W jego rzeczach znaleziono pół kilograma kokainy. Gdy trafił na oddział, był naćpany i pijany.

Zrobiłem wielkie oczy, a w gardle poczułem żółć.

– To żart?!

– Przykro mi, ale to prawda – stwierdził Jerzy Bury, chyba bardziej opanowany od kolegi.

– To jakieś nieporozumienie – bąknąłem. Byłem zły na człowieka, który miał mnie informować o wszystkim, co dotyczyło Dymitra. „Facet straci robotę, jak tylko wyjdę ze szpitala” – pomyślałem.

– Podobnie jak to, że we krwi miał narkotyki i prawie dwa promile alkoholu?

– To kłamstwo! Mój syn nie bierze narkotyków! Panowie, to jakieś żarty.

– Przykro mi, ale wyniki badań nie kłamią. Pana syn był pijany i naćpany. Ktoś wrzucił do sieci filmik z wypadku, dlatego mamy pewność, że brał udział w tych wyścigach. Namierzyliśmy operatora filmu, ale milczy jak zaklęty, udając, że nic nie wie.

Z wrażenia usiadłem na pobliskim krześle i złapałem się za głowę. Pod powiekami poczułem łzy bezradności i wściekłości. Dymitr nigdy nie był aż tak nieodpowiedzialny. Od zawsze miał swoje za uszami, ale narkotyków się brzydził.

– Wiemy, że jest pan w szoku, ale dowody nie kłamią. Pana synowi zostaną postawione zarzuty jazdy pod wpływem alkoholu i narkotyków. Do tego udział w nielegalnych wyścigach, posiadanie narkotyków oraz spowodowanie wypadku i narażenie na niebezpieczeństwo innych użytkowników drogi.

Jęknąłem załamany.

– Co teraz? – zapytałem po chwili ciszy.

– Po przesłuchaniu syna złożymy zawiadomienie do prokuratury.

– Ile mu grozi?

– Trudno powiedzieć. Wszystko zależy, jak zakwalifikuje to prokurator.

– Zostanie aresztowany?

– Na jego szczęście jedyną ofiarą wypadku jest on sam. A teraz przepraszamy, ale musimy porozmawiać z lekarzem prowadzącym. Proszę. – Jerzy Bury podał mi wizytówkę. – W razie pytań bądź jakichś informacji proszę kontaktować się ze mną.

– Dziękuję – wyszeptałem, odbierając od niego mały prostokącik, na którym widniał jego numer telefonu.

Policjanci ruszyli w stronę gabinetu lekarskiego. Gdyby nie krzesło, na którym siedziałem, osunąłbym się na podłogę. Przymknąłem powieki, próbując opanować wściekłość. Ból rozrywał moje wnętrze. Nie mogłem pojąć, jak Dymitr w wieku prawie trzydziestu lat mógł okazał się tak głupi i wmieszać się w jakieś cholerne gówno, z którego nie wiadomo, czy wyjdzie bez szwanku. Boże, czy on naprawdę zbyt mało przeszedł?

Rozdział 3. Lipiec. Łucja

Nie mogłam spać. Wewnętrzny niepokój rozdzierał mi serce. Próbowałam się skupić na wykonywanych czynnościach, ale moja podświadomość mówiła mi, że coś się stało. Z rodzicami, z moimi przyjaciółkami, z Tomkiem, przez chwilę pomyślałam też o Dymitrze.

Spojrzałam na fotografię Ani. Ona i jej tata byli identyczni. Jak to możliwe, że córeczka ze mnie nie miała nic? Nawet zadartego nosa czy blond włosów? Westchnęłam, gładząc palcem zdjęcie. Tak bardzo kochałam Dymitra i pragnęłam, żeby nam się udało. Nie wiem, czy potrafiłabym z nim być teraz, po tych wszystkich rewolucjach. Niby czas leczył rany, a moje naprawdę chciały się zabliźnić, szczególnie przy Alexie, który każdego dnia witał mnie SMS-em, pisząc, że życzy mi miłego dnia. Dymitr i Alex to były dwie całkowicie różne osobowości. Z zupełnie odmiennym temperamentem i podejściem do życia.

Przy Dymitrze nie kontrolowałam buzujących we mnie hormonów. Myślę, że po prostu byłam za młoda na poważny związek. Chciałam zmienić jego, a tak naprawdę on nie chciał się nigdy zmienić. Marzyłam, że się przy nim zestarzeję. Nic bardziej mylnego. Dymitr żył chwilą. Tym, co się w danym momencie działo. Nie analizował. Szedł za ciosem. Dlatego był taki interesujący, niebezpieczny, nieokiełznany. Kobiety takie jak ja zawsze marzą o mężczyźnie, którego zmienią. Prychnęłam, próbując wymazać wspomnienie Dymitra i skupić się na mężczyźnie, który wkroczył do mojego życia i dawał mi siebie. Nikogo nie udawał. Nie miał tajemnic. Był szczery, prostolinijny, czuły, chociaż często go odtrącałam, bo się bałam, a mimo to on ciągle był. Uwielbiałam wpatrywać się w jego błękitne oczy. Te oczy mnie adorowały. Widziałam w nich pożądanie i pragnienie. Na samą myśl o Alexie przyspieszyło mi tętno.

Zdjęłam piżamę i założyłam czarną, mocno opinającą ciało sukienkę. Miałam ochotę zsunąć ją z siebie, ale spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam w niej dobrze. Zrobiłam szybki, delikatny makijaż. Zaszłam do pokoju Ani, ale spała, dlatego tylko łagodnie pocałowałam ją w czoło i wyszłam, kierując się do kuchni.

– Wow, siostra!

– Hm?

– Zastanawiam się, czy twój ubiór ma coś wspólnego z twoim przystojnym szefem?

– Sama nie wiem – bąknęłam wymijająco.

– Próbujesz przekonać mnie czy siebie?

– Siebie. – Spanikowałam. – A jak zrobię z siebie idiotkę?

– Gadasz głupoty. Alex będzie zachwycony. Wyglądasz wystrzałowo!

– Ta. Weźmie mnie za desperatkę. Idę się przebrać – stwierdziłam, ruszając w kierunku schodów.

– Ani mi się waż! – Lily chwyciła mnie lekko za łokieć. – Wyglądasz obłędnie. Naprawdę.

Patrzyła na mnie tymi zielonymi kocimi oczami i niemal jej uwierzyłam, tyle że strach często bywał złym doradcą.

– Nie wyglądam jak zdzira? – zapytałam, poprawiając delikatnie materiał sukienki.

– Dziewczyno, sukienka sięga ci do kolan, a nie do pośladków. Nie masz praktycznie dekoltu, więc o czym ty mówisz?

Westchnęłam, bo miała całkowitą rację. Wyobrażałam sobie głupoty, w które wierzyłam.

– Niby tak, ale jest bardzo ciasna, a jak wiesz, po urodzeniu Ani zostało mi to tu, to tam. – Chwyciłam za fałdkę na brzuchu, potem na talii. – To bez sensu. Idę włożyć dżinsy i jakąś workowatą bluzkę – stwierdziłam cicho.

– Spójrz na mnie – nakazała mi Lily. – Wyglądasz obłędnie. Myślę, że się boisz i przez to szukasz dziury w całym, a naprawdę nie warto. Alex nie jest Dymitrem. A Dymitr nie jest Alexem.

– Po prostu boję się, co o mnie pomyśli. Pewnie, że jestem zdesperowana – jęknęłam.

– Hm… Niech pomyślę. – Lily uderzyła kilkakrotnie palcem wskazującym o brodę, po czym zaczęła przyglądać mi się intensywniej. – Zapewne pomyśli, że ma piękną i seksowną dziewczynę, która ma nieziemsko zgrabny tyłek i jędrne piersi, że trafił mu się ósmy cud świata i że jest cholernym szczęściarzem. I będzie miał rację. Myślę, że on za każdym razem gdy na ciebie patrzy, ma ochotę cię posiąść. Uwierz w siebie! Zakręć tyłeczkiem, kuś go. Widać na odległość, że jest tobą zainteresowany. Nie żyj przeszłością. No ale jeżeli masz wątpliwości i nie chcesz mnie posłuchać, bo może gadam jak babcia, to zmień garderobę. Polecam długie sukienki. Takie wiesz, najlepiej ciążowe. Może zostały ci jakieś?

Machnęłam ręką.

– Już rozumiem. Ania śpi, za chwilę przyjdzie Sofia, ja uciekam i życz mi powodzenia!

– Nie muszę! Powalisz go na kolana!

Nie wiem czemu, ale właśnie tego pragnęłam. Chciałam, żeby Alex był wpatrzony tylko we mnie. Na słowa Lily uśmiechnęłam się od ucha do ucha i wyszłam z mieszkania.

Zastanawiałam się, jak powinnam przywitać się z Alexem? Czy jak ze zwykłym kolegą? Partnerem? Ale przecież chciałam, aby nikt o nas nie wiedział, więc musiałam być zdystansowana, tak jak zawsze. Im dłużej nad tym myślałam, tym czułam się coraz gorzej. Bałam się, że jeśli ludzie w pracy się dowiedzą, że jesteśmy parą, zostanę ponownie wyzwana od karierowiczek i kobiet, które lecą na kasę, choć na mnie pieniądze nigdy nie działały. Nigdy nie patrzyłam na faceta pod tym kątem. Kierowałam się emocjami, uczuciami i pieprzonymi hormonami. Pech chciał, że przez ostatnie półtora roku przyciągałam dobrze sytuowanych mężczyzn.

Wciągnęłam mocno powietrze do płuc i poczułam, jak sukienka mocniej przyległa do ciała. A co, jeśli Alex spojrzy na mnie tak jak Dymitr i stwierdzi, że jestem tylko dziwką chętną na igraszki, nic niewartym śmieciem? Elementem? Marginesem społecznym?

Westchnęłam, kręcąc głową. Znów poczułam niepokój i wstręt do samej siebie. Jak miałam na nowo się polubić, kiedy ciągle widziałam siebie jako cholerne zero? Jak miałam pokochać kogoś nowego, gdy moje serce było rozpieprzone na kawałeczki?

W budynku na dzień dobry spotkałam dziewczyny w recepcji, które nie omieszkały zlustrować mnie wzrokiem od góry do dołu, po czym pokazały mi kciuki skierowane do góry. Speszona ich zachowaniem, kiwnęłam głową na powitanie i ruszyłam do swojego gabinetu, gdzie od razu wzięłam się do roboty.

Nie, skłamałam!

Usiadłam na fotelu i zaczęłam głośno oddychać, ciesząc się w duchu, że nie spotkałam nigdzie Alexa. Kiedy mój oddech się wyrównał, czyli po jakichś trzydziestu minutach, postanowiłam przejrzeć budżety projektów unijnych. Gdy tylko przeczytałam dwa zdania, przypomniały mi się te pieprzone dołeczki Alexa, które ostatnio nawiedzały mnie w snach, doprowadzając do obłędu.

„Łucjo, opanuj się! To tylko facet! Pamiętasz? Może cię skrzywdzić. Do jasnej cholery, bądź ostrożna” – ganiłam się w myślach, próbując ponownie wrócić do pracy. Na marne. Ciągle zastanawiałam się, jak będzie między nami, gdy się w końcu spotkamy. I coraz bardziej żałowałam, że włożyłam dopasowaną sukienkę, która zdecydowanie była zbyt odważna i do mnie nie pasowała. Podkreślała moje kształty. Niech to! Alex pomyśli, że jestem dziwką. Przez tego dupka z Polski właśnie tak o sobie myślałam. Walczyłam z tym, ale moje ego było w bardzo kiepskim stanie.

Po czterdziestu minutach ktoś wpadł do mojego gabinetu. Zdziwiona podniosłam głowę i zobaczyłam postawnego mężczyznę z lekko potarganą blond czupryną. Nie miał ani milimetra zarostu, a jego lazurowe oczy niemal mnie pożerały. Alex oparł się plecami o drzwi, paraliżując mnie podniecającym spojrzeniem. Raptem poczułam ciepło rozlewające się we wnętrzu. Oddech dziwnie mi przyspieszył. Zwilżyłam językiem usta, czując między nami magnetyzm, który usilnie próbowałam zignorować, ale skłamałabym, mówiąc, że mi się owa atmosfera nie podoba. Zamknął drzwi na klucz. Tętno mi przyspieszyło, w głowie pojawiły się niegrzeczne wizje. Szukałam w sobie tej opanowanej Łucji, ale udało mi się tylko wydukać:

– Alex, co ty wyprawiasz?

Oderwał się od drzwi i ruszył w moim kierunku. Ubrany w ciemne dżinsy oraz białą lnianą koszulę, z rękawami podwiniętymi do łokci, wyglądał nieziemsko. Gdy się zbliżał, poczułam jego zapach. Zapach, który pobudzał moje zmysły. Uch! Pieścił mnie od środka. Wpływał na mózg i zachowanie.

– Powiedz mi, do jasnej cholery, jak mam udawać, że nic nas nie łączy? – wychrypiał, nachylając się nade mną.

Nasze usta dzieliły centymetry. Alex oparł dłonie na oparciach mojego fotela. Jego oddech owiał moją twarz. Przeszył mnie dreszcz.

Bum, bum! Serce dudniło mi w piersi.

– Słucham? – Niemal się zakrztusiłam.

– Maleńka, jak tylko zobaczyłem u siebie w gabinecie przez okno, jak wchodzisz do firmy, to miałem ochotę rzucić się z pięściami na każdego faceta, który na ciebie spojrzał! A wierz mi, było ich z pięciu. – Objął moją twarz dłońmi, po czym złączył swoje usta z moimi. Zaświergoliło mi w podbrzuszu. Wydyszał: – Chcę, by wszyscy wiedzieli, że jesteś tylko moja! Słyszysz? Nie zniosę tych tortur.

– Mieliśmy poczekać… – szepnęłam między pocałunkami. Nie chciałam, aby przestawał. Cudownie było czuć jego ręce i usta. Nie sądziłam, że kiedykolwiek znów to poczuję.

– Wiem, na co się zgodziłem, ale już żałuję. Możemy skrócić czas ukrywania związku w pracy na tydzień? – zapytał. Puścił oczko, urzekając mnie elektryzującym spojrzeniem.

– Dwa tygodnie? – negocjowałam, chociaż gdyby mnie przycisnął, zgodziłabym się tylko na najbliższą godzinę.

Moje ciało zdradzało, że go pragnę. Pamiętałam, że miałam być uważna, pilnować się, by nie przekroczyć cienkiej linii, ale on sam pomału ją przekraczał, a ja całując się z nim w biurze, dawałam mu przyzwolenie. Tylko że z nim było inaczej. On naprawdę chciał być ze mną.

– Ty uparta kobieto – rzekł i wpił się w moje usta. – Dwa tygodnie i ani minuty dłużej.

– Yhm.

Oderwałam się od Alexa i spojrzałam na niego zmieszana, przypominając sobie, że Dymitr nigdy nie okazywał uczuć, nawet pocałunki były dla niego problemem, natomiast Alex je uwielbiał. Chciał, żeby wszyscy o nas wiedzieli. Pierwszy raz czułam, że komuś na mnie zależy. I to było niebanalne i nietuzinkowe uczucie. Jedyne w swoim rodzaju.

– Powinnam wziąć się do pracy, bo szef mnie pogoni. – Zaśmiałam się lekko, czując wilgoć wysoko między udami. Kiedy to się stało, do diaska?

– Zjemy razem lunch? – zaproponował Alex, poruszając sugestywnie brwiami.

– I ty myślisz, że nikt się nie zorientuje, że coś jest na rzeczy? – prychnęłam, niby niezadowolona. – Ale… z miłą chęcią zjem z tobą lunch.

– Jak chcesz, możemy powiedzieć dziewczynom, że mamy do zrobienia sprawozdanie finansowe. Co ty na to? Uciekam. Do zobaczenia o dwunastej.

Pocałował mnie i wyszedł, pozostawiając moje ciało sfrustrowane. Westchnęłam, opierając się mocniej o fotel. W życiu miałam dwóch mężczyzn, Artura i Dymitra, i żaden z nich nie okazał mi tyle zainteresowania co Alex. Czy to źle, że chciałam ułożyć sobie życie z dala od Dymitra? Nie wiedziałam, ale pewna część mnie, ta bardziej zdeterminowana, pragnąca zmian, wiedziała, że musi zaryzykować, by od nowa zacząć żyć. Tylko czy moja psychika była gotowa na zmiany?

Rozdział 4. Lipiec. Łucja

Koło jedenastej poszłam do pokoju socjalnego. Tam wstawiłam wodę. Do szklanki wsypywałam herbatę, kiedy usłyszałam:

– Cześć, Łucjo.

Zdziwiona odwróciłam się w stronę kobiecego głosu i zobaczyłam jedną z agentek, która na co dzień pokazywała klientom nieruchomości.

– Cześć, Marino – odpowiedziałam i wróciłam do swojego zajęcia.

Marina miała idealnie wciętą talię, wylewający się biust z miseczki rozmiaru C i seksowne, długie nogi oraz czarne włosy opadające na ramiona. Mocny makijaż oraz bijąca od niej pewność siebie przykuwały uwagę.

– Słuchaj, wiem, że pracujesz z Alexem. Miałabym do ciebie prośbę.

Zaciekawiona spojrzałam na nią. Wewnętrznie czułam, że to, co powie, wcale mi się nie spodoba.

– Jaką?

– Chciałam go zaprosić na lunch, ale odmówił. Powiedział, że bardzo chętnie by się ze mną spotkał, ale musi pomóc ci w jakiejś pracy.

– Niestety, Marino, dalej nie rozumiem.

– Po prostu nie przychodź do jego gabinetu, okej? Ja tam pójdę i powiem, że świetnie sama sobie poradziłaś, wtedy będzie mógł zająć się mną. – Puściła oczko.

Natychmiast skoczyło mi ciśnienie. Zaśmiałam się nerwowo.

– Przykro mi, ale Alex jest już zajęty – stwierdziłam hardo. Co ja wyprawiam! Nie przestrzegałam ustanowionej przez siebie granicy, i to tylko dlatego, że poczułam zagrożenie ze strony obcej kobiety.

– Proszę, to tylko lunch.

– Marino, ty mnie nie rozumiesz, prawda?

Spojrzała niepewnie, marszcząc brwi, mimo to nadal wyglądała świetnie.

– Chcesz mi powiedzieć, że jesteś z Alexem? – Zaśmiała się wrednie.

– Jesteś nad wyraz błyskotliwa.

– Nie wierzę – prychnęła.

Wzruszyłam obojętnie ramionami.

– To go zapytaj – skwitowałam, uśmiechając się zuchwale. Od kiedy byłam taka pewna siebie? Jakiś diabeł we mnie wstąpił? To była jakaś potrzeba walki? Tylko po co, w jakim celu?

– Żartujesz! Mówisz to specjalnie, żeby mnie zdenerwować – pisnęła, przez co zwróciła na siebie uwagę osób, które przechodziły korytarzem.

– Możemy iść do Alexa i sam ci powie, skoro mi nie wierzysz – odparłam, udając znudzoną, w środku jednak dygotałam, nie wierząc, że ot tak odkrywam naszą słodką tajemnicę. Co we mnie wstąpiło?

– Co powiem? – usłyszałam znajomy głos i poczułam przyjemne ciarki na plecach.

Dziewczyna spojrzała na mnie, potem na niego i bez ceregieli wypaliła:

– Czy to prawda, że ty i Łucja jesteście parą?

Alex spojrzał na mnie i się uśmiechnął.

– Cieszę się, że jednak odpuszczamy te dwa tygodnie. – Puścił do mnie oczko i uśmiechnął się łobuzersko. Zrozumiałam, że dobrze się stało, że nie pozwoliłam wejść sobie na głowę i zepchnąć się na drugi plan. – Tak, Marino, jesteśmy razem. Nie rozumiem jednak, czemu cię to tak interesuje? Przecież nigdy nic ci nie obiecywałem. Zawsze ignorowałem twoje końskie zaloty.

Kobieta zagryzła czerwoną pełną wargę, napięła się jak struna, tupnęła kilkakrotnie nogami i krzyknęła głośno:

– A!

– Kto tak krzyczy?

Spojrzałam w stronę drzwi i tuż koło mojego faceta wyrósł Ivan. Ups!

– Marina. Chyba nie może się pozbierać po tym, jak usłyszała nowości – stwierdził Alex, spoglądając na wuja.

– Przepraszam. Wracam do pracy – wycedziła przez zęby agentka. Wściekła opuściła pokój.

– Co to za nowości? – zainteresował się Ivan, spoglądając na Alexa.

Ten podszedł do mnie, złapał za dłonie i uniósł je, by pocałować. Poczułam ciepło, które rozlało się po krzyżu. Alex objął mnie ramieniem i zwrócił się do wuja:

– Wuju, poznaj proszę moją dziewczynę.

– Dziewczynę? – zdziwił się Ivan, poprawiając na nosie okulary.

– Tak – odparł dumnie Alex.

– Cudownie. – Ivan klasnął w dłonie. – Bardzo się cieszę. Niedługo wyprawiam imprezę urodzinową z okazji sześćdziesiątych urodzin. Mam nadzieję, Łucjo, że się na niej pojawisz? – zapytał, uśmiechając się życzliwie.

– Myślę, że tak – odparłam.

Tęgi, siwiejący mężczyzna zbliżył się i otworzył szeroko ramiona. Obejmowaliśmy się przez chwilę.

– Bardzo się cieszę – powiedział Ivan ponownie. Odsunął się i poklepał Alexa po ramieniu. – A teraz wracajcie do pracy. Gdyby pojawiły się jakieś głupie komentarze, dajcie znać.

– Dobrze, wuju, ale myślę, że sobie poradzimy. Prawda, Łucjo?

Skinęłam głową.

Alex nachylił się i wyszeptał mi do ucha:

– Teraz legalnie będę mógł cię całować.

W żołądku poczułam fruwające motyle, a w gardle gulę.

– Tylko proszę, żebyście się nie napastowali w pracy – żartował Ivan i wyszedł, zostawiając nas samych.

Alex mocno mnie do siebie przytulił i znów poczułam jego sprzęt w okolicach tyłka. Jego zapach wsiąkał w moje ubranie i bardzo mi się to podobało. Odwróciłam się do niego twarzą i spojrzałam na niego.

– Przepraszam, że jej powiedziałam. Samo tak wyszło. Poczułam się zazdrosna, gdy poprosiła mnie, żebym nie przychodziła do ciebie, bo ona chce się tobą zająć. Wystarczył impuls, a ja zachowałam się jak nastolatka. Przepraszam.

– Schlebia mi to – stwierdził, zakładając mi kosmyk włosów za ucho. – Cieszę się, że już nie będziemy musieli udawać, że nic nas nie łączy. Te trzy godziny były istną torturą. – Pocałował mnie lekko.

– Boję się. A co będzie, jak się zakocham? – wyszeptałam.

Ujął moją twarz w dłonie. Przy nim byłam taka mała, bezbronna, a jednocześnie czułam się bezpieczna.

– Wówczas będę najszczęśliwszym facetem na świecie. Mam nadzieję, że z czasem mi zaufasz.

– Chciałabym, ale to będzie trudne.

– Wiem, ale będę cierpliwy. Nie mogę obiecać ci krainy jednorożców, ale obiecuję, że zawsze będę z tobą szczery i nigdy cię nie okłamię, nawet jeżeli nie spodoba ci się prawda. Też żyłem w kłamstwie i wiem, jak strasznie boli zdrada, więc obiecuję, że nigdy cię nie okłamię i nigdy nie zdradzę. Będę starał się być dla ciebie i Ani wsparciem. Sprawię, że będziecie ze mną szczęśliwe. Czy będziemy się kłócić? Pewnie tak. Czy będę cię czasami wnerwiał? Na pewno.

Jego oczy nie kłamały. Czułam, że mówi prawdę. Chciałam wierzyć, że jeszcze potrafię żyć inaczej, bez ciągłego podsycania nienawiści. Bez Dymitra. W szczęściu i harmonii, których potrzebowałyśmy: i ja, i moja córka.

– Obiecuję, że nigdy nie usłyszysz ode mnie kłamstwa i nigdy cię nie zdradzę, ale potrzebuję czasu. Nie wiem, kiedy ci zaufam, ale będę próbować.

– Rozumiem. Wierzę, że wspólnie damy sobie ze wszystkim radę. Chcę, byś wiedziała, że sprawiasz, że jestem szczęśliwy. Uwielbiam na ciebie patrzeć. Czuć twój zapach. Jestem szczęściarzem – wychrypiał, a mi wtedy przypomniała mi się rozmowa z Lily. Ona też tak powiedziała.

Wspięłam się na palce i złożyłam na jego wargach pocałunek. Alex położył mi dłoń na krzyżu i przyciągnął do siebie. Zatopiliśmy się w namiętnym pocałunku. Ugięły się pode mną nogi i zrobiłam się wilgotna. W okolicach pasa poczułam wbijający się członek Alexa. Uśmiechnęłam się w duchu, czując ulgę, że działamy na siebie podobnie. Pod zamkniętymi powiekami zobaczyłam zbereźny obraz, którego głównymi bohaterami byliśmy my.

Rozdział 5. Lipiec. Łucja

Szłam wąskim chodnikiem między pasmem równo ściętej zieleni, rosnącej przed moim domem. Czułam się szczęśliwa w ramionach mężczyzny, który mnie tulił. Przywarłam do niego, uśmiechając się do siebie i promieni zachodzącego słońca. Chłonęłam jego zapach, a jego dłonie na moim ciele pobudzały moją niegrzeczną wyobraźnię.

Tuż przy drzwiach Alex przystanął, odkręcił mnie w swoją stronę, po czym złączył swoje usta z moimi. Było mi tak dobrze, dreszcze przeszywały mnie od stóp do głowy. Nagle zamaszyście otworzyły się drzwi i stanęła w nich rozgorączkowana, krzycząca Lily.

– Sofia! Nasza mała dorasta! Przyprowadziła ze sobą chłopaka!

„No i co z tego?” – warczałam w myślach, próbując zignorować podniecenie Lily.

– Cześć – bąknęłam, trzymając rękę Alexa.

Weszliśmy do mieszkania. Na progu kuchni stała starsza kobieta o siwiejących włosach, ciepłym czekoladowym spojrzeniu i życzliwym uśmiechu. Dłonie wycierała w ścierkę. Miała na sobie przybrudzony mąką fartuszek. W powietrzu unosił się zapach pieczonego ciasta. Od razu miałam ochotę go posmakować.

Sofia podeszła do nas, lekko skinęła głową i podała Alexowi rękę.

– Bardzo mi miło pana poznać. – Alex uścisnął jej dłoń. – Jestem opiekunką Ani.

– Wzajemnie. Proszę mi mówić po imieniu. Alex. Co tu tak pięknie pachnie? – Zaciągnął się aromatem, który podrażniał i mój żołądek.

– Myślę, że to słynna karpatka naszej Sofii. Gdzie jest Ania? – zapytałam, wchodząc głębiej do mieszkania. Zdałam sobie sprawę, że nigdzie jej nie widać ani nie słychać.

– Znudziła się nam, więc ją oddałyśmy – wyjaśniła moja siostra.

Prychnęłam.

– Łucjo, pomyśl. – Lily popukała się palcem po głowie. – Ja wiem, chłopak i te sprawy, hormony buzują.

– Lily, proszę cię, co ty mówisz? Jakie znów hormony? – bąknęłam, chociaż miała rację. Alex na mnie działał. Pobudzał moje zmysły i pragnienia. Dwuletni celibat dawał mi się we znaki. Każdy jego dotyk wywoływał przeszywający dreszcz. Nie było to tak intensywne jak z Dymitrem, ale bardzo przyjemne i uzależniające. – Sofia, gdzie jest Ania?

– Śpi u siebie – odparła opiekunka, rozwiązując fartuszek. – Dopilnuję karpatki i wyjdę. – Sofia wróciła do kuchni.

– Napijesz się czegoś? – zwróciłam się do Alexa, który mi się przyglądał.

Uśmiechnął się, ukazując swoje dołeczki, a mnie znów przyspieszył puls.

– Coś zimnego. Mam wyjątkowe pragnienie. – Nachylił się nade mną i pocałował w szyję, tym samym wywołując przyjemne dreszcze.

– Och, Sofia, zobacz, jakie to urocze! – zawołała Lily. – Trochę ci zazdroszczę, siostrzyczko, ale widok takiego ciacha mi to rekompensuje.

„Boże, ty widzisz i nie grzmisz! Zaraz ją zabiję” – pomyślałam.

– Już się nie mogę się doczekać, jak zobaczę cię w bokserkach, przystojniaku – dodała Lily i zachichotała, ale mnie wcale nie było do śmiechu.

Oczyma wyobraźni widziałam Dymitra wykorzystującego pierwszą lepszą okazję, by zaliczyć Lily. Od razu pojawił mi się obraz Alexa z moją siostrą. Na szczęście nikt nie znał moich myśli.

Alex odpowiedział bardzo spokojnie:

– Kiedy tylko będziesz chciała. – I puścił do niej oczko.

Zdawałam sobie sprawę, że to były żarty, ale w środku trzęsłam się ze zdenerwowania.

– Nie krępujcie się. Idę do córki – bąknęłam i wysunęłam się z objęć Alexa.

– Okej, to ja zostanę z Lily – odpowiedział szarmancko, co natychmiast spowodowało, że odechciało mi się wracać do nich na dół.

Zajrzałam do Ani, która smacznie spała, oddychając równomiernie.

Moja mała. Moja. Nigdy nie będę w stanie zapomnieć, skoro jesteś tak bardzo podobna do ojca, ale to nie zmniejsza mojej miłości do ciebie, skarbie. On należy do przeszłości, ty do teraźniejszości. Dzięki niemu mam ciebie i będę mu za to zawsze wdzięczna, chociaż sama mogę go nienawidzić.

Zacisnęłam wargi, zamknęłam powieki.

W łazience weszłam pod prysznic i dałam upust emocjom, nad którymi nie potrafiłam zapanować. Uświadomiłam sobie, że jestem cholernie zazdrosna o Alexa, że to wszystko nabiera coraz szybkiego tempa, że zależy mi na nim, ale nie mogę znów się uzależnić. Nie mogłam dać sobą manipulować. Zaczęłam sobie roić chore sytuacje związane z Lily i Alexem. W wyobraźni widziałam, jak się całują i pieszczą nawzajem, jak się świetnie bawią i czują w swoim towarzystwie, jak Alex zdejmuje podkoszulek, by pokazać wyrzeźbione ciało, bo przecież mu to zaproponowała, a on na to przystał. Wytarłam łzy, próbując zapomnieć. Niewypowiedziane myśli nie chciały mnie opuścić.

Po zimnym prysznicu włożyłam dres i poszłam do Ani. Z salonu dobiegały śmiechy, widocznie dobrze się tam bawili. Może już pokazał się jej w bokserkach? Zagryzłam wargę, aby ponownie się nie rozpłakać. W momencie kiedy zajrzałam do Ani, ona się obudziła.

– Cześć, kochanie – wyszeptałam, zachrypniętym od płaczu głosem.

– Mama! – pisnęła szczęśliwa, wyciągając w moim kierunku rączki. Spokojnie mogłaby sama wyjść z łóżeczka przez wyjęte szczebelki, ale chyba obie potrzebowałyśmy teraz bliskości.

– Jak się masz, kochanie?

– Am, am – powiedziała, mlaskając usteczkami.

Wciągnęłam powietrze do płuc, próbując nie myśleć o tym, co przed chwilą sobie wyobrażałam, ale moja psychika zaszwankowała. Schodząc po schodach, słyszałam coraz głośniejsze śmiechy dobiegające z salonu. Moja pewność siebie skurczyła się, by osiągnąć poziom minus dziesięć. Gdzie podziała się waleczna Łucja?! Wyparowała. Byłam miękka jak ślimak bez skorupki.

Poczułam łzy w oczach, ale zagryzłam zęby i weszłam do salonu. Siedzących tam dwoje było tak sobą pochłoniętych, że nawet nas nie zauważyli, więc ruszyłam prosto do kuchni. Aby wyciągnąć talerze, musiałam postawić dziewczynkę na podłodze. Mała szybko wykorzystała sytuację i pobiegła do salonu.

– Jezu, Ania! Co ty tutaj robisz? Gdzie jest Łucja? – usłyszałam zatroskany głos siostry, która wyciągnęła ręce w kierunku dziecka.

Miałam szczerą ochotę odpowiedzieć, że w dupie, ale ugryzłam się w język i dalej przygotowywałam posiłek.

– O, tu jesteś. Kiedy zeszłaś? Nie zauważyliśmy cię.

„Nie dziwię się” – prychnęłam w myślach.

– Nie da się ukryć – burknęłam pod nosem.

Alex podszedł i chyba chciał mnie dotknąć, ale szybko odskoczyłam, jakby jego dotyk parzył.

– Nie dotykaj mnie – syknęłam przez zęby.

Spojrzał na mnie zdezorientowany.

– Łucjo, o co chodzi?

– Gdzie wam podać obiad? – Zignorowałam jego pytanie.

Alex ciągle bacznie mnie obserwował. Przez ułamek sekundy zauważyłam w jego oczach przerażenie. Trybiki w jego głowie zaczęły pracować.

– Może na tarasie? Co ty na to, przystojniaku? – Lily, dalej nieświadoma tego, co ze mną robi, zwróciła się do Alexa.

– To co, przystojniaku, na tarasie? – zadrwiłam.

Alex momentalnie zrobił się blady. Chyba do niego dotarło, o co mi chodziło.

– Łucjo, nie rób tego – wyszeptał.

W jego oczach zauważyłam ból, ale byłam w jakimś pieprzonym transie, więc brnęłam dalej.

– Spokojnie, podam wam obiad i zabiorę Anię na spacer, żebyście mogli kontynuować – rzekłam z przekąsem.

– Myśleliśmy z Alexem, żeby pojechać na plażę – powiedziała Lily, a mnie momentalnie podskoczyło ciśnienie.

– Cudownie! – krzyknęłam, klaszcząc w dłonie. – Będziesz miała okazję, żeby obejrzeć go całego!

– Taki miałam plan. – Moja siostra zaśmiała się beztrosko i puściła oczko.

Broda zaczęła mi drżeć. Ledwo panowałam nad emocjami. Bałam się, że wybuchnę.

Alex wyciągnął w moją stronę dłoń, ale szybko odskoczyłam, nie pozwalając na jakikolwiek dotyk, który mógłby mnie udobruchać. Doskonale pamiętałam, że w taki sposób manipulował mną Dymitr. Dotykiem. Bliskością, której łaknęłam. Słowami. Spojrzeniami.

– Nie dotykaj mnie! – warknęłam głośniej, niż zamierzałam.

Reszta ruszyła jak lawina. Ania poczęła płakać, Alex klął pod nosem, a Lily stała zdezorientowana. Podbiegłam do Lily i wzięłam w ramiona córkę.

– Co ty wyprawisz? – pisnęła Lily.

Zamknęłam oczy, żeby się uspokoić, ale to był błąd. Przed oczami wyrosła mi Justyna, która robiła Dymitrowi laskę, potem treść wiadomości, która nie była do mnie skierowana, a na koniec usłyszałam wyzwiska, że jestem dziwką. Później zamiast Dymitra widziałam Alexa z moją siostrą. Byłam nikim. Wybrakowaną Łucją. Nic niewartą. Kto normalny chciałby mnie, skoro wkoło było tyle normalnych kobiet? Czułam, że powinnam zniknąć, zapaść się pod ziemię i nigdy nie wychodzić na światło dzienne. Byłam nikim.

– Łucjo, kochanie – przemówił spokojnym głosem Alex.

– Wiecie co?! Sami podajcie sobie obiad. Mam dość. Wychodzę razem z Anią, a wy sobie nie przeszkadzajcie – syknęłam, ruszając w stronę przedpokoju.

– Nie rób tego, porozmawiajmy. W głębi serca wiesz, że to były żarty – próbował mnie przekonać, ale byłam głucha na jego słowa.

– Jakie żarty? O czym wy mówicie? – odezwała się siostra, stojąc nadal w salonie jak słup soli.

– Lily, nie teraz – poprosił Alex, zrównując się ze mną. Położył rękę na moim ramieniu, ale strząsnęłam ją i przytuliłam do siebie jeszcze mocniej Anię. – Nie myślisz tak.

– Możecie mi wytłumaczyć, o co chodzi, bo się gubię? – zapytała Lily. – Było miło, a raptem co się stało?

– No wytłumacz jej – ryknęłam. – Najlepiej w bokserkach i sypialni albo nie ograniczaj się i od razu pokaż jej wszystko!

Patrzył na mnie jak na ducha, a moja siostra szeroko otworzyła buzię.

– Co ty mówisz? – Lily wyglądała na zranioną. – Przecież to były żarty. Naprawdę uważasz, że zrobiłabym ci takie świństwo?

Nie odpowiedziałam, bo wiedziałam, że nigdy by tego nie zrobiła, ale zazdrość oraz brak zaufania wzięły górę nad rozsądkiem.

– Wychodzę, a wy róbcie, co chcecie.

W przedpokoju po omacku próbowałam włożyć buty. Pragnęłam zniknąć im z oczu. Całe szczęście, że Ania przestała płakać.

– Nigdzie nie pójdziesz – usłyszałam stanowczy głos Alexa. – Musimy porozmawiać!

– To sobie gadajcie, mnie do tego nie potrzebujecie. I się nie rządź!

– Jak mogłaś pomyśleć, że chcę ci uwieść faceta? – Tym razem Lily odezwała się głosem przepełnionym bólem. Podeszła do mnie.

– Wcale nie musisz go uwodzić. Jest bardziej niż chętny, prawda? – wypaliłam, od razu żałując każdego wypowiedzianego słowa, ale nie mogłam kolejny raz dać się skrzywdzić. Musiałam chronić siebie i Anię.

– Czy ty siebie słyszysz? To absurd! Kim musiałabym być, żeby robić coś takiego na twoich oczach? – szepnęła Lily, chwyciła buty i wybiegła, trącając mnie ramieniem w przedpokoju. Zatrzasnęła za sobą wejściowe drzwi.

– Wynoś się z mojego domu! – warknęłam na Alexa, trzymając w objęciach Anię, która mocno wtuliła się we mnie.

– Nie mam takiego zamiaru. Najpierw mnie wysłuchasz. Zachowałem się okropnie, ale nie dlatego, że zrobiłem coś złego, bo nie zrobiłem, żartowałem tylko z twoją siostrą. Powinienem jednak pamiętać, przez co przeszłaś i jak bardzo może cię to zranić. – Patrzył na mnie wyczekująco. – Nie chciałem i nie zamierzałem cię celowo skrzywdzić. Teraz widzę, jak mogło to wyglądać. Zależy mi na tobie i się nie poddam. Jeżeli teraz mnie wywalisz z mieszkania, bądź pewna, że codziennie będę do ciebie przychodził i stał pod twoim domem, próbując cię przekonać do swoich uczuć. Nie jestem jakimś cholernym stalkerem, który będzie za tobą chodził krok w krok. Nie. Dam ci przestrzeń, której potrzebujesz, ale nie pozwolę ci z nas zrezygnować – rzekł pewnie, świdrując mnie spojrzeniem.

– Nie możesz mnie do niczego zmusić – zaprotestowałam. Czułam pod powiekami łzy.

– Wiem, ale mogę ci udowodnić, że bycie z tobą to żadne wyrzeczenie.

Znów szybciej zabiło mi serce, tym razem jednak nie z powodu złości.

– Alex, ja się nie zmienię, przynajmniej nie od razu – miękłam, widząc, jak zbliża się do mnie. – Nie zmienię się.

Chwycił moją twarz w dłonie.

– Obiecuję ci, że na nowo będziesz potrafiła kochać. A teraz już zamilcz – wyszeptał, a potem nachylił się i wpił się w moje usta. Pocałunek był delikatny, lecz namiętny, dający nadzieję na lepszy czas. – Może ty potrzebujesz więcej czasu, żeby się zakochać, ale ja nie. Może jestem desperatem, ale zakochałem się w tobie.

Po policzku popłynęła mi łza. Ania chciała, żebym ją puściła. Patrzyłam, jak się oddala, próbując zatamować łzy, ale one postanowiły płynąć.

– Nie płacz, kochanie – szeptał Alex, całując moje mokre policzki.

– Nie zasługuję na ciebie.

– Nieprawda. Ty zasługujesz na mnie, a ja zasługuję na ciebie, bo wiem, że jeżeli w końcu mnie pokochasz, to już na zawsze.

Czułam się jak idiotka… Z jednej strony pragnęłam, aby nam wyszło, a z drugiej bałam się, że znów będę cierpieć.

– Bardzo was skrzywdziłam dzisiaj. Przepraszam.

– To nie twoja wina. Lily i ja wiemy, przez co przyszłaś, więc powinniśmy wiedzieć, że sprawimy ci przykrość – odparł spokojnie, przytulając mnie mocno do siebie.

Objęłam go w pasie i zaciągnęłam się jego zapachem.

– Kiedy was słuchałam, przed oczami miałam wszystkie zdrady Dymitra i to, jak mnie wyśmiał. – Głos mi zadrżał, po chwili się rozpłakałam.

Alex bardzo mocno mnie przytulił.

– Mogę sobie to wyobrazić i czuję się z tym fatalnie, bo to ja sprawiłem ci przykrość. Chociaż miałem tego nie robić.

– Możesz zadzwonić do Lily? – zapytałam. – Chyba nie potrafię jej spojrzeć w oczy po tym, co powiedziałam.

– Ona nie będzie miała pretensji do ciebie. Wie tak samo jak ja, że to mogło cię zaboleć. – Gładził spokojnie moje plecy, co działało na mnie uspokajająco.

Kiedy wysunęłam się z objęć Alexa, zrobiło mi się strasznie zimno i pusto. Ze stolika chwyciłam telefon i napisałam do siostry krótką wiadomość.

Kilka minut później Lily weszła do domu. Ania akurat układała klocki. Zerwałam się z kanapy i ruszyłam w kierunku siostry. Ujęłam jej dłonie i przeprosiłam, czując się okropnie.

– Nie musisz.

– Muszę. Zachowałam się karygodnie. Obraziłam cię, a nie zrobiłaś nic złego. Byłaś po prostu miła.

– Ale nie powinnam wysuwać takich aluzji. Wiem przez co przeszłaś… Widziałam… Pamiętam.

– To mnie nie usprawiedliwia. Jesteś moją siostrą i wiem, że nie zrobiłabyś nic przeciwko mnie.

– Zapomnijmy o tym. Mam nadzieję, że wszystko sobie wyjaśniliście… – powiedziała cicho, spoglądając na mężczyznę, który siedział razem z Anią i układał piramidę z klocków. – Nie chciałabym, żeby przez moje głupie gadanie coś się popsuło między wami.

– Myślę, że się dogadamy – odparłam.

Siostra rozłożyła ręce, a ja wtuliłam się w jej objęcia.

Rozdział 6. Lipiec. Łucja

Wieczorem, kiedy Ania zasnęła, Alex pojechał do siebie, a Lily została w salonie. Wzięłam długą i relaksującą kąpiel, próbując zapomnieć o niemiłym zdarzeniu, które sama spowodowałam. Miałam straszne wyrzuty sumienia, że byłam taka podła dla siostry i faceta, który podobno się we mnie zakochał. Jakoś nie chciało mi się w to wszystko wierzyć, nie potrafiłam ufać na słowo. Chciałam, ale ciągle rodziło się pytanie, czy mówił prawdę, czy raczej powiedział to, co powiedział, pod wpływem chwili. Tak długo rozmyślałam, że nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam. Po pewnym czasie obudziły mnie czyjeś głosy.

Usiadłam na łóżku i nasłuchiwałam. To na pewno nie była Ania. Zerknęłam na zegarek, który znajdował się koło łóżka – dochodziło wpół do jedenastej. Przetarłam oczy i zeszłam z łóżka, mając na sobie jedynie koszulę Alexa, którą kiedyś zostawił.

Zaczęłam schodzić po schodach. Z każdym schodkiem rósł mój niepokój. Kiedy doszłam do salonu, schowałam się za ścianą i jak szpieg nasłuchiwałam rozmowy.

– Musisz być bardzo cierpliwy. Ten skurwiel bardzo ją skrzywdził… – szeptała Lily.

– Zauważyłem. Do dzisiaj nie zdawałem sobie sprawy, jak łatwo ją zranić.

No świetnie, rozmawiali o mnie!

– Ja też nie – odparła smutno siostra. – Ale rozumiem ją. Jakby mnie ktoś tak skrzywdził, pewnie też widziałabym wszędzie zdradę. Alex, lubię cię, wydajesz się uczciwym facetem, ale jeżeli nie myślisz o niej poważnie, to odpuść, bo ona tym razem się nie pozbiera.

– Wiem, co robię. Nie mam szesnastu lat. Chcę, żeby była szczęśliwa. Naprawdę mi zależy na Łucji. A jej zachowanie ani trochę mnie nie zraża. Myślę, że dobrze ją rozumiem.

Poczułam gulę w gardle. Ten facet sprawiał, że pewne elementy w moim wnętrzu na powrót się łączyły, lecz starałam się to ignorować. Dymitr nigdy by nie wrócił. Zresztą on miał inne priorytety. A mnie na tej liście nie było.

Zagryzłam wargę, próbując skupić się na bólu fizycznym, a nie psychicznym.

– Kiedy tu przyjechała, była wrakiem człowieka. Codziennie modliłam się, żeby zaczęła normalnie funkcjonować. To, że chodziła do pracy, dawało jej jakiegoś kopa, ale tylko tam się trzymała. Gdy wracała, zamykała się w czterech ścianach i płakała. Nie odbierała od nikogo telefonów. Nie potrafiła z nikim rozmawiać. Gdy dowiedziałam się, co ten potwór jej zrobił, miałam chęć jechać do Polski i skopać mu dupę.

Nastała chwila ciszy.

– Teraz tym bardziej muszę się zapytać.

– O co?

– Czy mógłbym zostać na noc?

– Jak to „na noc”? – zdziwiła się moja siostra.

– Lily, Łucja to moja kobieta. Chcę być blisko niej, kiedy mnie potrzebuje. Chcę ją tulić do siebie. Co się tak na mnie patrzysz? Myślisz, że ją wykorzystam? – Prychnął. – Nie jestem taki. Łucja mnie pociąga, ale nie mógłbym zrobić jej krzywdy. Wszystko zrobię tylko za jej pozwoleniem.

Uśmiechnęłam się, kiedy mówił o mnie w tak ciepły sposób, i postanowiłam dłużej się nie ukrywać.

– Co tu się dzieje? – zapytałam, wychodząc zza ściany.

Na twarzach Alexa i Lily malowało się zaskoczenie oraz przerażenie. Dosłownie sparaliżowałam ich, pojawiając się w salonie.

– Rozmawiamy – zakomunikowała Lily.

Alex wstał z krzesła, na którym siedział, i podszedł do mnie, otwierając swoje silne i bezpieczne ramiona. Wpadłam w nie, czując, że jestem tam, gdzie powinnam być.

– Musiałem cię zobaczyć, maleńka. Przepraszam za porę. – Złożył na moich ustach delikatny jak jedwab pocałunek, a ja odpowiedziałam na niego bardzo namiętnie.

Spojrzałam na Lily, która uśmiechała się od ucha do ucha. Kiwała przy tym głową. Obie wiedziałyśmy, że Alex zdobył dużo punktów za to, że się pojawił.

– Chodźmy do łóżka. Jest późno, a rano musimy iść do pracy – zaproponowałam.

– Możemy sobie zrobić jutro wolne – stwierdził, sugestywnie poruszając brwiami.

– Nie ma mowy – bąknęłam żartobliwie, ciągle czując jego ciało przy swoim. – Jestem zmęczona. – Uniosłam głowę i spojrzałam w lazurowe oczy. – Idziesz ze mną czy wybierasz kanapę w salonie?

Bez zbędnych słów popchnął mnie lekko w stronę schodów i udaliśmy się na górę.

Serce waliło mi w piersi tak mocno, że myślałam, że zaraz wyskoczy. Na pewno było za wcześnie na seks, ale moje hormony szalały z każdym mijanym schodkiem. W środku czułam dreszcze, a mój żołądek robił fikołki. Od półtora roku z nikim nie spałam. A teraz tak łatwo zaprosiłam Alexa do swojej sypialni. Dziwnie swędziała mnie skóra, oddech przyspieszył, a moja kobiecość domagała się uwagi.

„Czy ja przy nim zasnę?” – zastanawiałam się, przekraczając próg pokoju.

– Chcesz wziąć prysznic? – zapytałam lekko spięta.

– Nie. Brałem w domu.

– Okej, to chodźmy do łóżka. To znaczy, spać – poprawiłam się.

Alex zaśmiał się cicho i mocno mnie przytulił tuż za drzwiami sypialni.

– Spokojnie, kochanie, wiem, co miałaś na myśli.

O mamusiu! Właśnie spaliłam buraka jak nastolatka.

– Wiesz… podoba mi się, że śpisz w mojej koszuli.

– Swoją piżamę oddałam tobie.

– W tej koszuli wyglądasz zdecydowanie lepiej niż ja. Nie będzie ci przeszkadzało, jeśli będę spał tylko w bokserkach? – zapytał niewinnie.

Słodki Jezu! Od razu nasiliły mi się dreszcze i fantazje erotyczne. Lily miała rację, mówiąc o pieprzonych hormonach.

– Oczywiście, że nie. Nie krępuj się – dodałam, oblizując lubieżnie usta. Całe szczęście nie widział tego, bo stał za moimi plecami.

Alex pocałował mnie w szyję i odsunął się, żeby ściągnąć ubranie. Wykorzystałam sytuację i szybko wskoczyłam pod kołdrę, by stamtąd łapczywie się w niego wgapiać. Kiedy został w samych bokserkach, ledwo przełknęłam ślinę. Miałam ochotę na bardzo zimny prysznic, żeby ostudzić myśli. Alex był tak cholernie przystojny i miał pięknie umięśnione ciało. Lekkie owłosienie na klatce piersiowej dodawało mu uroku. Zagryzłam wargę, wyobrażając sobie, jak sunę językiem po jego sterczących sutkach.

– Mogę się już położyć czy chcesz jeszcze chwilę popatrzeć? – zapytał, uśmiechając się od ucha do ucha, na co zakryłam twarz kołdrą.

Raptownie materac się ugiął i po chwili poczułam chłód na policzku. Alex trzymał w dłoniach kołdrę i delikatnie się uśmiechał, leżąc tuż obok mnie.

– Nie chciałem cię zawstydzić, ale bardzo schlebia mi to, jak na mnie przed chwilą patrzyłaś.

– Przestań się ze mnie nabijać. To było żenujące! – odpowiedziałam spłoszona.

– Raczej bardzo podniecające. Sama zobacz – wyszeptał, przysuwając się do mnie.

Nagle poczułam przyjemne ciepło na plecach i jego erekcję na pośladkach. Wulkan we mnie wybuchł.

– A teraz spać. Raz-dwa – zakomenderował.

Jasne! Jak niby miałabym zasnąć?

– To jest dobry pomysł – odparłam bez entuzjazmu. – Dobranoc. – Odwróciłam się na plecy.

Wykorzystał sytuację, nachylił się nade mną i pocałował tak namiętnie, że moje serce zagalopowało i niemal dotarło na szczyt Mount Everestu. Nasze oddechy przyspieszyły, stały się płytkie. Pragnęłam go. Na brzuchu poczułam jego dłoń, która ruszyła do góry. Przytrzymałam ją, ale po chwili puściłam, pozwalając sobie na odrobinę zapomnienia.

Sutki mi sterczały, a koszula niemiłosiernie uwierała. Alex nakrył delikatnie dłonią moją prawą pierś i złączył swoje usta z moimi.

– Jeżeli będziesz chciała przestać, to mi to powiedz. Zgoda?