Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
12 osób interesuje się tą książką
Kolejna część przygód w świecie "Minecrafta" to nowe wyzwania, spotkania z zaskakującymi postaciami i nieoczekiwane sytuacje, które wystawią na próbę przyjaźń bohaterów. Ta, na szczęście, okaże się silniejsza niż jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Sumienna i lubiąca grać zgodnie z zasadami Alison i szalony, spontaniczny Max zawsze w końcu znajdą wspólny język i wyjdą z każdej opresji. A sytuacji trudnych i niebezpiecznych nie zabraknie, bo dwoje bohaterów opuści znane sobie rejony na powierzchni, by poznać mroczną krainę Nether.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 292
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: Minecraft. The Lost Journals
Projekt okładki i ilustracje: Ian Wilding
Redaktor prowadzący: Ewa Orzeszek-Szmytko
Redakcja: Maria Śleszyńska
Redakcja techniczna: Anna Sawicka-Banaszkiewicz
Skład wersji elektronincznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Anna Sawicka-Banaszkiewicz
© 2019 by Mojang AB and Mojang Synergies AB
„Minecraft is a trademark or registered trademark of Mojang Synergies AB”.
This translation published by arrangement with Del Rey, an imprint of Random House, a division of Penguin Random House LLC.
All rights reserved
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2019
© for the Polish translation by Stanisław Bończyk
ISBN 978-83-287-1246-1
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2019
FRAGMENT
Fionie, Blaze, Alexowi i wszystkim żółwiom
W niewielkiej zatoczce miarowo poruszały się pomarańczowe i czerwone łby. Gdy były w górze, rozlegało się beczenie. Gdy opadały, woda wokół bulgotała. Alison pokręciła głową. Owce kolejny raz poszły samopas i natychmiast wlazły do wody.
Z rękami skrzyżowanymi na piersi obserwowała, jak kanciaste łby na przemian unoszą się i opadają. Nie wyglądało na to, żeby owce zamierzały szybko wrócić na brzeg. Co też im odbiło? Nigdy nie zetknęła się z owcami, które tyle czasu co te chciałyby spędzać w wodzie. Jej rodzice hodowali je ze względu na ich barwę, ale o ile jej było wiadomo, nie próbowali skrzyżować owcy z kałamarnicą. Skoro o kałamarnicach mowa – ciemne smugi na wodzie zdradzały, że owce zwabiły towarzystwo.
Słońce wciąż było wysoko na niebie, więc Alison miała mnóstwo czasu, by wejść do wody i sprowadzić zwierzęta na ląd, ale nie cierpiała wodnych pościgów za tymi małymi potworami. Zapach mokrej wełny to najgorszy smród z możliwych.
– Fantastycznie – mruknęła pod nosem, zakasując rękawy.
Wyjęła z worka nieco pszenicy i zeszła na brzeg zatoczki.
– Co tam? – usłyszała nagle za plecami i aż podskoczyła.
Tuż za nią, przekrzywiając nieco głowę, stał jej najlepszy przyjaciel.
– Max, nie rób tak! – krzyknęła. – Już myślałam, że to creeper!
– Przecież nie syczałem. – Max wzruszył ramionami. – Chciałem tylko spytać, co porabiasz. Czyżby kolejna kąpiel z owcami?
Wahała się, czy tłumaczyć mu oczywiste oczywistości, czy tylko kazać mu odsunąć się od wody. Zdecydowała się w końcu zrobić jedno i drugie.
– Jabłuszko i Mały Książę znów wlazły do wody. Wygonię je na brzeg. Sama! – dodała, nim Max zdążył cokolwiek odpowiedzieć. – Twoja mama cię zamorduje, jeśli zbliżysz się do wody. A potem dwa razy zamorduje mnie!
Max rozejrzał się z udawanym skupieniem, ochraniając dłonią oczy od słońca.
– Jakoś nigdzie jej nie widzę, a stoję nad samą wodą. – Przysunął się jeszcze bliżej, po czym zacisnąwszy powieki, zanurzył stopę w wodzie. – I co, zginąłem?
– Jeszcze nie – wycedziła Alison przez zęby. – Daj mi je wygonić z wody. Jeśli chcesz pomóc, przyjrzyj się zagrodzie. Spróbuj wykombinować, dlaczego znów się wydostały.
Max postawił w wodzie kolejny krok, obserwując pluskające się zwierzęta. Alison musiała przyznać, że owce wyglądały na uszczęśliwione jak nigdy. Dołączyła do nich kałamarnica. Widać było teraz, jak jej macki podrygują ponad wodą obok jaskrawo ubarwionych owczych łbów.
– Dobrze wiesz, że lubią mnie bardziej niż ciebie – ciągnął Max. – Potrzebujesz mojej pomocy.
– To nie ma żadnego znaczenia. Przyjdą i tak, bo mam dla nich jedzenie – odparła Alison z rozdrażnieniem. – I wcale nie lubią ciebie bardziej!
Prawda była jednak taka, że Max miał rację. Alison strasznie to denerwowało. Czerwone i pomarańczowe owce z należącego do jej rodziny stada uwielbiały jej najlepszego przyjaciela, a ją miały gdzieś. Nie inaczej było tym razem. Owce musiały uznać, że Max przyszedł się z nimi bawić, bo gdy tylko wszedł po kolana do wody, z radosnym beczeniem zaczęły płynąć w jego stronę. Nie musiał nawet nęcić ich pszenicą.
– Max! – rozległ się nagle donośny krzyk.
Alison aż podskoczyła, ale nie musiała nawet się odwracać. Głos matki Maxa słyszała często i znała aż za dobrze.
– Wyłaź natychmiast z wody! – Mama Maxa przemknęła bez słowa obok Alison i wparowała do zatoczki. Jabłuszko i Mały Książę beczały żałośnie, w popłochu próbując uciec przed prującym wodę potworem zbliżającym się do Maxa. Kałamarnica dała nura i zniknęła.
Mama Maxa nie baczyła na nic. Nim chłopak zdążył się głośniej sprzeciwić, chwyciła go wpół i siłą wywlekła na brzeg.
– Mamo, nic się nie działo! – bronił się Max. – Nie tonąłem! Tam nie było głęboko! Chciałem tylko pomóc Alison!
– Już raz o mało cię nie straciłam, drugi raz do tego nie dopuszczę! – odparła jego mama. W jej oczach malowała się wściekłość, była o krok od łez. Usadziła Maxa na trawie i oparła ręce na biodrach.
– Nie stracisz mn… – zaoponował Max, ale nie dał rady dokończyć. Jego słowa przeszły w stęknięcie, gdy jego mama schyliła się raptownie i znów chwyciła go mocnym uściskiem.
– Zapomniałeś, że już raz prawie się tak stało?! – spytała, nie bacząc na to, że Max się szarpie.
Zawstydzona Alison odwróciła wzrok. W ostatnich miesiącach czuła się niezręcznie, widząc rodzinną zażyłość innych osób. Nawet tak dziwną zażyłość, jak ta pomiędzy Maxem a jego nadopiekuńczymi rodzicami.
– Jeśli chodzi o ciebie, Alison – ciągnęła mama Maxa, puszczając go i ponownie opierając dłonie na biodrach – sądziłam, że jesteś rozsądniejsza.
– Nie krzycz na nią, mamo – wtrącił się Max. – Mówiła, żebym nie wchodził do wody, ale jej nie posłuchałem.
– Powinna lepiej się tobą opiekować, jest starsza.
– O niecały rok! – uściślił Max. – Mam dwanaście lat, a ona nie musi robić za moją niańkę.
– Porozmawiamy o tym we troje przy kolacji – odparła mama Maxa.
Potem, wskazując na niego, dodała:
– Nie wchodź więcej do wody.
Max westchnął.
– Dobra, Ali, pójdę sprawdzić zagrodę. Obiecuję, że po drodze ominę wszystkie kałuże. Nie wiem tylko, co poradzić na ślinę. Ciężka sprawa. – Mówiąc to, splunął na ziemię, po czym biegiem ruszył przed siebie, wymachując rękami w udawanej panice.
– To nie było śmieszne! – zawołała za nim matka, odprowadzając go wzrokiem. Po jej policzkach ciekły łzy. – Ma nie wchodzić do wody – powiedziała jeszcze do Alison, jakby ta zdążyła już o tym zapomnieć.
– Tak, wiem – przytaknęła dziewczyna. – Sama wolałabym do niej nie wchodzić, ale zagroda znów puściła. Musiałam zagonić owce z powrotem.
Mama Maxa otarła policzki i odetchnęła głęboko. Uspokoiwszy się, ze współczuciem spojrzała na Alison zapuchniętymi wciąż oczami.
– Dlaczego? – spytała miękko.
– Dlaczego co? – odparła Alison, mrugając. – Dlaczego musiałam je zagonić? Bo się wydostały. A dlaczego zagroda puściła? Nie mam pojęcia. Wiem tyle, że owce czasem się wydostają, a kiedy tak się dzieje, trzeba po nie pójść. Mój dziadek miał takie głupawe powiedzonko: „Jeśli owce uciekną, skończymy, hodując mooshroomy”.
Mama Maxa zmarszczyła brwi.
– To bez sensu. Pytałam, po co wciąż przejmujesz się tymi owcami. Dadzą sobie radę, jeśli puścisz je wolno. Nie musisz się już nimi opiekować. Wełna nie jest nam potrzebna, a ty niepotrzebnie obarczasz się obowiązkami. Nie ma po co dalej ich rozmnażać, a przez to ciągłe naprawianie zagrody wciąż wracasz do domu. Uwolnienie się od wspomnień dobrze by ci zrobiło. – Mówiąc to, położyła wyraźny nacisk na „ciągłe” i „wciąż”. Chciała, by Alison wyczuła sugestię, iż częste powroty do zniszczonego domu jej nie służą.
– Przemyśl to. – Mama Maxa pogładziła dziewczynę po ramieniu. – Widzimy się na kolacji.
Alison utkwiła wzrok w wodzie, by nie patrzeć, jak kobieta odchodzi. Tak naprawdę zagroda stała spory kawałek od ruiny, którą nazywała swoim domem, a do tego odgradzał ją jeszcze zagajnik. Pójście tam nie oznaczało więc patrzenia na sam dom. Alison zaglądała do zagrody dość często, bo czuła się odpowiedzialna za owce. Miała poczucie, że powinna się nimi opiekować. Z jednej strony mama Maxa miała rację: wełna wcale nie była im już potrzebna. Raz po raz naprawiając zagrodę, Alison marnowała tylko czas i materiały. Kiedy natomiast owce z niej uciekały, uganianie się za nimi zajmowało nieraz całe popołudnie.
Z drugiej strony, owce dawały Alison jeden z nielicznych powodów do radości. Spojrzała teraz w ich stronę i zobaczyła, jak wesoło bawią się w wodzie z kałamarnicą, która znów wychynęła z głębin i figlarnie oplotła mackami Jabłuszko. Gdy któraś z macek wędrowała w stronę Małego Księcia, ten próbował brać ją na rogi.
Za plecami Alison usłyszała tupot. Nim się spostrzegła, pojawił się Max. Minął ją biegiem i z rozpędu wpadł do zatoczki, rozpryskując przy tym wodę tak bardzo, jak tylko mógł. Będąc już w wodzie, zaczął energicznymi krokami brodzić w stronę owiec, które powitały go radosnym beczeniem.
Alison zaśmiała się i ruszyła za nim, machając nad głową snopkiem pszenicy. Nawet gdy groziły im obojgu spore kłopoty, Max zawsze potrafił ją rozbawić. Umiał sprawić, że na jakiś czas zapominała o swoich problemach.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Dział zamówień: +4822 6286360
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz