Tirona. Grzechy krwi - Magdalena Winnicka - ebook
BESTSELLER

Tirona. Grzechy krwi ebook

Winnicka Magdalena

4,6

Opis

Mafijny boss powinien być okrutny i bezwzględny, nawet wtedy, jeśli w głębi serca jest porządnym człowiekiem. Chyba że w jego życiu wydarzy się coś, co doprowadzi do drastycznej przemiany. Takim wydarzeniem z pewnością może być utrata ukochanej kobiety. Jak na taki cios zareaguje Jesper Tirona? Czy mimo wszystko – a może właśnie dlatego - stanie się godnym następcą swojego ojca?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 433

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (667 ocen)
485
111
45
18
8
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kasiaczek0124

Nie oderwiesz się od lektury

Super. Czekam na więcej ❤️❤️❤️
20
Kamila15P

Nie oderwiesz się od lektury

🔥Przedpremierowa recenzja 🔥 "Rodzina to wszystko, co miałem. Chroniłem ją ukrywając przed światem." Po wspaniałej serii Grzechy mafii autorka powraca do nas z serią Grzechy krwi, która zawojuje waszym czytelniczym światem. "Tirona" jest to pierwsza książka z tej serii. Jesper to adoptowanym syn Kosty i Alicji, którego mogliśmy poznać w ostatnim tomie serii "Grzechy mafii". Pochodzenie chłopaka sprawia, że wyróżnia się na tle innych dzieci w szkole, przez co jest wyśmiewany. Mimo to zaprzyjaźnia się z Amą. Dziewczynka z pozoru idealna, ale skrywająca w sobie wiele cierpienia. Ich przyjaźń z każdym rokiem zacieśniała się i doprowadziła ich do momentu, w którym, chcieli być ze sobą na dobre i na złe... Jednak nie przewidzieli jednego, tego, że ktoś stanie na ich drodze. Czy ta historia, mimo że przelana jest bólem, doczeka się szczęśliwego zakończenia? Jak wielką cenę należy zapłacić za miłość? Ta książka wciąga od pierwszej strony. Spodziewałam się, czegoś w klimacie typowej mafii,...
21
Patusia140980

Nie oderwiesz się od lektury

Naprawdę mam nadzieję,że kiedyś powstanie film lub serial na podstawie tych naszych mafijnych cudownych książek. A rodzina Tirona będzie grała jedną z głównych ról 🙈🙈🍀🙈❤️
10
KamilaK84

Nie oderwiesz się od lektury

Pierwszy raz niewiem co napisac🤣Nie moglam sie oderwac od ksiazki,wciagnela na maksa.Wiecej takich ksiazek poprosze.
00
MalaRNR

Dobrze spędzony czas

Książka ok ale główna bohaterka porażka
00

Popularność




Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

Redakcja: Kamila Recław

Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Korekta: Magdalena Zabrocka, Renata Jaśtak

© by Magdalena Winnicka

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2022

ISBN 978-83-287-2016-9

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2022

fragment

Część I

Laila

– To czym dokładnie się zajmujecie? – zapytałam wprost.

Jakiś czas temu na światło dzienne zaczęły wypełzać tajemnice, które moja rodzina rewelacyjnie kryła przede mną przez całe życie. Miałam dwadzieścia dwa lata. To był odpowiedni moment, by poznać całą historię.

Siedziałam przy wielkim stole w sali konferencyjnej, która mieściła się w piwnicach naszej rezydencji. Naprzeciwko miałam mamę. Za nią jak zawsze górował potężny tata. Brat, który był tu największy, oraz Olaf – mój chłopak i ochroniarz zarazem, zajęli miejsca obok mnie po obu stronach.

– Laleczko, nie rozmawiajmy o… – zaczęła mama, ale urwała szybko, gdy tata położył dłonie na jej ramionach. Nachylił się do niej i szepnął coś, przez co jej policzki się zarumieniły. Nigdy nie kryli się z okazywaniem sobie uczuć, dlatego nikt nie poczuł się niekomfortowo, gdy pocałował swoją żonę.

– Laila. – Tata wyprostował się i zmrużył oczy, nawiązując ze mną kontakt wzrokowy. – Powiedz, jaka jest najważniejsza nauka.

– Jesteśmy dla siebie – odparłam bez zastanowienia. Chodziło o rodzinę. – Zawsze i bezwarunkowo. Rodzina to siła i dom – dodałam, gdy upomniał się o całość.

– Dobrze…

– Pamiętaj o tym – wtrącił mój brat.

Zerknęłam w bok i dostrzegłam jego szeroki uśmiech. Zagryzał wargę, próbując powstrzymać wybuch wesołości. Wyraźnie nieźle się bawił. Dźgnęłam go łokciem w ramię, pokazując język. Z całą pewnością kochałam tego durnia bezwarunkowo. Nie miało dla mnie kompletnie znaczenia, że nie byliśmy biologicznym rodzeństwem. Nie mogłam uwierzyć, że nigdy nie przeszło mi to przez myśl, choć wizualnie różniliśmy się jak ogień i woda. Ja – czarnowłosa, o oliwkowej cerze, dokładnie tak jak tata. A Jesper? Miał prawie białe włosy, tak samo jak zarost, rzęsy i brwi. Jego oczy były tak jasne, że dopiero z bliska można było zauważyć błękitny odcień. Chyba myślałam, że przejął geny po dalszej rodzinie od strony mamy. Teraz wiedziałam już, że nie były ani trochę polskie, ale skandynawskie już tak. Tylko że nasza rodzina nie miała żadnych skandynawskich korzeni. Trwałam w tym przekonaniu, dopóki się nie dowiedziałam, że w żyłach Jespera płynie właśnie taka krew. Dla mnie starszy o sześć lat brat zawsze będzie pół Polakiem, pół Albańczykiem, o brytyjskiej narodowości. Dokładnie tak jak ja.

– Laila, cokolwiek zaraz usłyszysz, masz prawo się unieść. Jeśli poczujesz się przytłoczona, idź na górę odpocząć, ale nie możesz ani przez chwilę pomyśleć, że jesteś sama. Rodziny się nie wybiera. Jesteśmy, jacy jesteśmy. Robimy, co robimy. To są fakty i nie chciałbym, żeby wpłynęły na naszą podstawową zasadę.

– Jesteśmy dla siebie. Zawsze i bezwarunkowo – powtórzyłam. – Nic na to nie wpłynie. Wiem, że rodzina jest najważniejsza, tato – zapewniłam, ale gdy zaczął prawie dosłownie walić we mnie konkretami, moja pewność co do wypowiedzianych słów… nabierała nowego znaczenia… Wiedziałam, że to, co mówił, nie było poprawne, a jednak czułam, jakby ta niepoprawna cząstka była zakorzeniona we mnie od dawna i została właśnie odkryta. W końcu należałam do rodziny!

Czułam się, jakbym dopiero teraz, po raz pierwszy w życiu, otworzyła oczy. Miałam dwadzieścia dwa lata, a do tej pory żyłam w kompletnej ułudzie. Nigdy nie dorosłam. Uczyłam się pilnie i mogłam śmiało powiedzieć, że wiedzą przewyższałam swoich rówieśników, ale świadomość miałam na poziomie ośmiolatki. Byłam małą dziewczynką zamożnych rodziców. Uczyli mnie, że wszystkie marzenia są dla mnie realne. Chcieli, żebym próbowała różnych rzeczy i zajęła się na poważnie tym, co pokocham. Tak robiłam. Po omacku błądziłam w świecie, o którym nic nie wiedziałam. A teraz? Teraz już wiedziałam. Że świat, który do tej pory znałam, różnił się jak niebo i ziemia od świata, w którym funkcjonowała moja rodzina. Mój cudowny tatuś to nikt inny jak Kostandin – najgroźniejszy i najbardziej bezwzględny szef w mafijnym światku. Stwierdzenie: „Wszystkie marzenia są realne” nabrało dla mnie nowego znaczenia. Zaśmiałam się nerwowo, gdy tata wspomniał o mojej mamie biegającej z bronią jak komandos. Dlaczego do tej pory myślałam o przyziemnych rzeczach, takich jak zostanie weterynarzem? Mogłam przebierać w znacznie bardziej wysublimowanych opcjach, o istnieniu których moje koleżanki nawet nie miały pojęcia. Tak jak i ja jeszcze chwilę temu. Teraz byłam święcie przekonana, że chciałam uczestniczyć w aktualnym projekcie, którym zajmowała się rodzina. Nie chodziło mi o część z eksportem narkotyków do Indii. O tym wolałam od razu zapomnieć. Zainteresowałam się natomiast skrajnie bezradnymi ludźmi, którym pomagali wydostać się z kraju. Rozumiałam, że dobra część tego przedsięwzięcia nie mogła istnieć bez złej. To jeden organizm – trzeba było mieć potężny budżet, żeby móc robić dobre uczynki. Takich pieniędzy nie da się zarobić w sklepie…

– Jadę z wami – przedstawiłam swoje stanowisko.

– Nie jedziesz – warknął Olaf. Posłałam mu zdziwione spojrzenie pod tytułem: „Kocham cię, ale nie masz nic do gadania”. – Nie patrz tak. Nigdzie nie pojedziesz, mała – powtórzył, ale nie zamierzałam z nim teraz dyskutować. Chciałam pomóc. W Anglii i beze mnie było wielu weterynarzy, poza tym w porównaniu z tym zadaniem moje marzenie o leczeniu zwierząt wydało mi się teraz zupełnie bez sensu. Pragnęłam robić coś ważnego – nieść realną pomoc bardzo potrzebującym ludziom.

– Tato?

– Jestem pewny, że zrozumiałaś słowa Olafa. – Zgasił mnie, ale nie mój zapał.

– Bez urazy, ale Olaf to mój chłopak. Nie ma żadnych praw, by o mnie decydować. Za to ty…

– Ja jestem twoim ojcem. Zawsze będę, ale jesteś już dorosła i też nie zamierzam decydować o tobie.

– Czyli jadę z wami – podsumowałam.

– Nie – odpowiedzieli zgodnie wszyscy panowie.

– Przecież właśnie powiedziałeś, że nie będziesz decydować za mnie.

– Powiedziałem, że nie zamierzam. Jeszcze nie wiem, czy mi to wyjdzie – zażartował, a przynajmniej tak mi się zdawało, mimo że jego mina pozostawała poważna. – W każdym razie jest jeszcze coś, co musisz wiedzieć.

– No? – zachęciłam.

– Zauważyłaś, że nikt nigdy nie sprzeciwia się temu, co mówię?

– To było nazbyt zarozumiałe jak na ciebie – wytknęłam, bo naprawdę nie pasowało mi to do mojego taty.

– Racja. Przepraszam. Zauważyłaś czy nie?

– Nooo… – przyznałam przeciągle, wodząc wzrokiem po milczących osobach wokół mnie.

– To dlatego, że rozmawiamy o pracy, a w pracy mam dość sztywne zasady.

– To znaczy?

– Nie podejrzewam, że kiedykolwiek będziemy razem pracować, ale jeśli doszłoby do tego, ja będę szefem, a ty nie będziesz się sprzeciwiać.

– A niby co byś nam zrobił? – oburzyłam się. Nie byłam pewna, czy to była groźba z jego strony. Tata westchnął głośno, na co mama odwróciła się w jego stronę i przez chwilę patrzyli na siebie. Zauważyłam, jak kiwnął głową, jakby na coś pozwalał. Czy oni czytali sobie w myślach?

– Laila – odezwała się mama i dopiero po chwili spojrzała na mnie. – Nikt w tym domu nie bawi się w mafię. Działania podejmowane przez rodzinę są zazwyczaj skrajnie niebezpieczne. Twój tata jest moim mężem, ale kiedy moja noga wkracza w strefę pracy, staje się przede wszystkim moim szefem. Wiesz, co powiedział mi na ucho na początku?

– Co?

– Że ta rozmowa jest służbowa. To dlatego nie zabierałam głosu. W sprawach służbowych nigdy nie sprzeciwiam się jego zdaniu. Nie dlatego, że się go boję. Nikomu przy tym stole nie grozi nawet podniesiony głos z jego strony. Słuchamy go, bo tak, i już. Gdyby było inaczej, nikt z nas by nie żył. To nie są żarty. Twój tata ma łeb na karku i nie popełnia błędów. Jeśli pozwoliłby ci jechać, nie powinnam nawet się bać o ciebie. Na szczęście wiem, że nigdy na to nie pozwoli, bo to niebezpieczne.

– A Jesper? Nie boisz się o Jespera?

– Całe życie się boję, ale nie mam na to wpływu. Jesper jest następcą, a ja staram się to zaakceptować, chociaż z marnym skutkiem.

Dwadzieścia jeden lat wcześniej

Jesper

Usłyszałem skrzypnięcie drzwi wejściowych. Wyłączyłem telewizor i zerwałem się do holu z nadzieją, że to tata. Strasznie dużo pracował. Więcej go nie było, niż był.

– Hej, kolego! Dokąd tak pędzisz? – Usłyszałem za plecami jego śmiech. Podskoczyłem zaskoczony. Nie spodziewałem się go za sobą, chociaż robił mnie w jajo za każdym razem. Był moim bohaterem. Chciałem umieć pojawiać się znikąd, tak jak on. Szkoda, że równie szybko znikał…

– Tata! – krzyknąłem, odwracając się. Natychmiast podniósł mnie na ręce i podrzucił do góry. Bardzo to lubiłem. – Nudziłem się okropnie. Pobawisz się ze mną? – poprosiłem i zacisnąłem kciuki w oczekiwaniu na odpowiedź. Bardzo się bałem, że nie będzie miał czasu.

– Cześć, skarbie, szybko wróciłeś. – Mama wyszła z sypialni, w której usypiała Lailę. Nie lubiłem swojej siostry, ale jej nie robiło to różnicy. Wszyscy inni się nią zachwycali. Też chciałem, żeby ktoś mnie tak kochał.

– Chciałem was szybko zobaczyć. – Mrugnął do mamy, a mnie poczochrał po głowie. – To co, Jespi? Lecimy do parku linowego?

– Taaak!!! – Ucieszyłem się, rozszerzając powieki. Nie mogłem uwierzyć. Dopiero wrócił z kilkudniowego wyjazdu! Nawet się nie rozpakował! Chciał od razu ze mną iść! Może jednak byłem ważny?

– To daj mi się przywitać z naszymi dziewczynami. – Odstawił mnie na podłogę i wyciągnął rękę do mamy. Wiedziałem, co nastąpi, i lubiłem to. Kiedy podała mu swoją dłoń, przyciągnął ją do siebie i zamknął w swoich ramionach. Tylko na moment, bo zaraz złapał za jej policzki i zaczął całować.

Bleee… ohyda. Na to już nie lubiłem patrzeć. Wycofałem się do sypialni, wiedząc, że tata zaraz do niej ruszy, by przywitać się z Lailą. Podchodząc do łóżeczka, nadepnąłem na jakąś zabawkę, z której poleciała głośna piosenka. Siostra od razu zaczęła płakać.

– Ciii! – Chciałem ją uciszyć, ale to nie wystarczało. Włożyłem do jej kołyski ręce. Jak zawsze złapała mój palec i nie chciała oddać. Przynajmniej się uspokoiła, choć cały czas jeszcze była purpurowa na twarzy. Wyglądała bardzo brzydko. Nie rozumiałem, dlaczego inni tak się nią zachwycali. Nawet teraz, gdy rodzice weszli do sypialni, tkwiąc wciąż w objęciach, patrzyli jakimś rozmarzonym wzrokiem na potworka. Chciałem zapunktować albo chociaż sprawić, żeby i na mnie tak popatrzyli, więc wziąłem Lailę na ręce. – Oj, oj! Ał. – Spanikowałem. To dziecko było jakieś sztywne. Zupełnie nie chciało współpracować. Laila wierzgała tak bardzo, że nie utrzymałem jej. Rodzice nie zdążyli dobiec na czas. – O nie! – pisnąłem w tym samym momencie, gdy wylądowała na dywanie. Zaniosła się tak głośnym płaczem, że sam zacząłem płakać. Byłem kompletnie przerażony. Bałem się, że rodzice mnie oddadzą. Byłem z nimi dopiero kilka miesięcy. Uszkodziłem ich prawdziwe dziecko! Okryłem twarz ramionami, gdy oni wspólnie podnieśli ją i zaczęli uspokajać.

– Przesuń się, Jesper – rozkazał tata, ale nie byłem w stanie się ruszyć. Podglądałem przez palce. Chciałem dojrzeć, czy Laila żyje, bo przestała płakać. Nic nie widziałem, tata zakrywał sobą widok. – Jesper, zawołaj Wandę lub Klarę – rozkazał. Drgnąłem. Zauważyłem, że mama wpychała do ust Laili cycka, a tata wpatrywał się uważnie i gładził jej czoło. Tworzyli prawdziwą rodzinę. Chciałem do niej pasować…

Ruszyłem ile sił w nogach w poszukiwaniu którejkolwiek z cioć. Nie rozglądałem się na parterze. Po­bieg­łem prosto na piętro i wpadłem do pokoju Wandy. Sprzątała u nas, czasem też gotowała. Kiedy powiedziałem, co się wydarzyło, zerwała się. Pobiegłem za nią.

– Jak mogłeś, Jesper? Jesteś nieodpowiedzialny! Powinieneś dbać o siostrę! Jesteś starszym bratem – krzyczała na mnie potwornie i coraz bardziej.

Gdy nazwała mnie osłem, rozpłakałem się tak, że aż nie byłem w stanie iść. Przystanąłem. Było mi tak przykro, jak wtedy, gdy mama numer jeden, ta norweska, uderzyła mnie w brzuch, dlatego że chciałem mieć kotka. O wilku mowa! Zobaczyłem na końcu korytarza Feliksa i podążyłem za nim. Wcześniej myślałem, że ten kot uratował moje życie. To dzięki niemu poznałem nową mamę. Byłem taki szczęśliwy, że mnie chcieli. Dawali jeść. Nigdy nie pozwolili, żebym zmarzł albo nosił za małe buty. Łkałem coraz mocniej. Nie byłem już pewny, czy Feliks uratował moje życie. Nie chciałem, żeby oddali mnie do domu dziec­ka. Całe moje ciało podskakiwało w szlochu. Nie umiałem przestać. Przecież nie zrobiłem tego specjalnie.

– Jesper! – zawołał mnie tata. Przestraszyłem się. Nie chciałem, żeby mnie zbił. Jeszcze nigdy nie podniósł na mnie ręki, ale jeszcze nigdy nie zrzuciłem na podłogę jego dziecka. Za takie coś tata numer jeden, ten z Norwegii, sprałby mnie na kwaśne jabłko. Tego byłem pewny. Choć zniknął już z mojego życia, na samą myśl nogi szukały ucieczki…

Kosta

– Nigdzie go nie ma! – Przerażona Alicja minęła mnie znów, gdy kolejny raz przeczesywaliśmy pomieszczenia. Ten cholerny dom miał ich siedem tylko na parterze. Górę sprawdzały gosposia i niania.

– Idę na dół. Ty zajrzyj jeszcze raz w newralgiczne punkty – poleciłem żonie.

Jesper nawiał nie pierwszy raz. Był z nami od ośmiu miesięcy, a mieliśmy za sobą już sześć takich akcji i za każdym razem bałem się równie mocno. Nigdy nie bagatelizowałem problemu. Nawet jeśli nie chodziło o uprowadzenie, a takiej pewności mieć nie mogłem. Tak czy inaczej psychika mojego syna była poważną sprawą.

– Zadzwoń po chłopaków, niech zaczną przeszukiwać okolicę.

– Zadzwonię – obiecałem i schodząc po schodach, wykonałem połączenie do kierownika mojej ochrony.

– Szefie? – Odebrał szybko jak zawsze.

– Jesper zniknął. Jakie jest prawdopodobieństwo, że niespostrzeżenie wydostał się z posiadłości?

– Zerowe, szefie. Pilnujemy terenu. Nikt nie schodził z warty. Musi być w środku – odparł pewnie. Lepiej, żeby tak było, bo nie chciałbym być w waszej skórze, pomyślałem.

– Czterech pilnuje fasad budynku, reszta się rozdziela – rozkazałem.

W tym samym czasie zapaliłem światła i przeskanowałem wzrokiem sportowe sprzęty. Piwnice domu za­adaptowaliśmy jako miejsce rozrywki i rekreacji. Po lewej stronie znajdowała się siłownia i ring, w środku zaś ekran kinowy, PlayStation i materace. Zamontowano dobre nagłośnienie, dzięki któremu zaliczyliśmy tu niejedną imprezę z Werą i Rudim, a niekiedy tylko z żoną. Zerknąłem w prawo, gdzie stał stół bilardowy. Jak dotąd więcej razy przysłużył się miłosnym uniesieniom niż grze, ale musiałem przyznać, że trafiałem na nim w dziurkę bezbłędnie. Miałem nadzieję, że Alicja niebawem ogłosi drugą ciążę…

Nigdzie nie widziałem Jespera. Podążyłem ku niewielkiemu, wyciszonemu pomieszczeniu. Z pozoru była to zwyczajna sala konferencyjna z podłużnym stołem i ośmioma krzesłami. Jednak po zamknięciu drzwi stawała się klatką Faradaya. To oznaczało, że nie przepuszczała żadnych sygnałów, chroniąc przed działaniem zewnętrznego pola elektromagnetycznego. Miałem zasadę, by nie przynosić pracy do domu, ale bywało z tym różnie, dlatego gdy już naprawdę musiałem coś zrobić na miejscu, kierowałem się właśnie tam. Przysiadłem, bo tu też nie znalazłem mojego chłopca. Wiele w życiu przeszedłem, ale to nie było na moje nerwy.

– Kurwa! – wrzasnąłem, uderzając pięścią w blat. Zacisnąłem zęby. Musiałem się skupić. Odrzucić na bok emocje. Tylko jak? – Gdzie ty się schowałeś, mały? – wymamrotałem, pocierając czoło. – Monitoring! – Zerwałem się na nogi i podszedłem do zamaskowanych drzwi. Przyłożyłem dłoń do czytnika i wszedłem do kolejnego pomieszczenia, w którym ukryto wyjście ewakuacyjne z domu. Szybko odpaliłem komputer i zacząłem przewijać nagrania. Pomieszczenia w domu nie miały kamer. Za to korytarze tak. Krew we mnie zawrzała, gdy usłyszałem słowa Wandy. Gdyby nie to, że odnalezienie Jespiego było teraz moim priorytetem, rozszarpałbym ją natychmiast gołymi rękoma.

– Kostandin! – Usłyszałem wołanie żony.

– Schron! – odkrzyknąłem, próbując znaleźć obraz z kamery, która uchwyciła, dokąd pobiegł Jesper.

– Skarbie, już dobrze. – Odwróciłem się na te słowa i ujrzałem wczepionego w Alicję Jespera. Głośno wypuściłem powietrze i na moment oparłem się, uderzając tyłem głowy w zagłówek obrotowego fotela.

– Już dobrze – powtórzyłem, żeby jeszcze raz poczuć tę cudowną ulgę. – Daj mi go. – Wstałem i wyciągnąłem ręce do syna, ale on tylko mocniej wczepił się w Alę. Nie zamierzałem pytać, czemu to zrobił i gdzie był. To nie było w ogóle istotne. Dziecko potrzebowało poczucia bezpieczeństwa i miłości. Alicja całowała jego zapłakaną twarz, szepcąc zapewnienia, że nic się nie stało, ale on ewidentnie bał się mnie. Objąłem Alę i poprowadziłem w stronę olbrzymiej kanapy wypoczynkowej, na której położyliśmy się we trójkę. Oglądaliśmy tak często filmy i bajki. Nigdy w życiu nie podniosłem głosu na Jespera, nie mówiąc już o fizycznej przemocy, bo do tego tym bardziej nie byłem zdolny.

Wsunąłem dłoń między żonę a syna i delikatnie odciągnąłem go, żeby przytulić. W końcu się poddał i niepewnie przysunął się do mnie, a ja zamknąłem go w niedź­wiedzim uścisku. To dało mi do zrozumienia, że za mało było mnie w domu. Musiałem odpuścić nieco pracę. Tu byłem bardziej potrzebny.

– Jespi, ja i mama kochamy cię tak samo mocno jak Lailę, z tym że ciebie kochamy dłużej, wiesz? – Zaskoczyłem go, bo uniósł na mnie swoje bystre spojrzenie i zdawał się przetwarzać moje słowa. – Jestem twoim jedynym tatą i nic tego nie zmieni – zapewniłem. – Musimy zawrzeć pewną umowę.

– Jaką? – Podpalił się, jakby zapomniał o wszystkich zmartwieniach. To chyba typowe dla chłopców w jego wieku.

– My – wskazałem na siebie i Alicję – żyjemy dla ciebie. Jesteś naszym synem już na zawsze. To oznacza, że stanowimy rodzinę, kolego, a rodzina nie krzywdzi się w żaden sposób. Nigdy nie spotka cię z naszej strony nic złego. Nie chcę, żebyś kiedykolwiek się nas bał.

– Ale rodzice numer jeden też mówili kiedyś, że mnie kochają.

– Jespi, tamci ludzie byli twoimi rodzicami, dopóki nie podnieśli na ciebie ręki. Właśnie wtedy potwornie zachorowali. To nie była twoja wina. Nie zrobiłeś niczego złego. Nie zasłużyłeś na to. Żadne dziecko nie powinno nigdy być uderzone i obrażane. Czasem jednak, kiedy dorośli są nieodpowiedzialni, zaczynają robić złe rzeczy. Robią to bez względu na to, jak zachowuje się dziecko. Rozumiesz?

– Byłem grzeczny, chciałem tylko mieć kota.

– Oni byli chorzy. Nie rozumieli tego. Teraz masz nas. My rozumiemy i nigdy nie zachorujemy. Ufasz nam?

– Tak.

– Dobrze. Nie zawiedziemy cię. Spróbuj wspominać tylko dobre chwile z nimi. Niedługo wszystko będzie łatwiejsze. Musisz poczekać jeszcze tylko troszkę. Stworzymy ci nowe, piękne wspomnienia.

– A umowa?

– Jaka… – Urwałem, a po chwili przypomniałem sobie, że mieliśmy zawrzeć umowę. – Jest całkiem prosta. Chodzi o nas jako rodzinę. Jesteśmy dla siebie. Zawsze i bezwarunkowo. Twoim zadaniem jest nigdy w to nie wątpić. Ale jeśli będziesz mieć jakiekolwiek wątpliwości, to przyjdziesz z tym do mamy albo do mnie.

– Albo do Laili?

– Dokładnie. Ona potrafi nieźle słuchać.

– Dobrze. Umowa stoi. Mogę spać z wami?

– Ale ja jestem w środku – zastrzegłem półżartem. Nie widziałem się z żoną cały tydzień. Potrzebowałem chociaż jej zapachu.

– Eee… – Zrobił niezadowoloną minę i poddałem się.

– Dobra. Dzisiaj ty śpisz w środku. – Przycisnąłem go do siebie i pocałowałem żonę nad jego głową. Wszystko będzie dobrze. Musimy tylko poświęcić Jesperowi więcej czasu. Choćby na takie wspólne leżakowanie.

– Tato?

– Hm?

– Zabiłeś ich? – wyrwało się z ust siedmiolatka.

Chodziło o jego biologicznych rodziców… których faktycznie zabiłem. To znaczy faceta, bo kobieta sama się otruła. Na moment krew odpłynęła mi z ciała. Nie znałem poprawnej odpowiedzi na to pytanie. Spojrzałem na Alicję, która zdawała się nie oddychać. Wpatrywała się we mnie wielkimi oczami, kiwając prawie niezauważalnie głową na boki. Uważała, że nie powinienem zdradzać prawdy. Też tak sądziłem, jednak nie chciałem kłamać. Nie miałem żadnego pomysłu, jak umiejętnie wybrnąć z niewygodnego pytania.

– Dlaczego tak pomyślałeś, kochanie? – Alicja przerwała milczenie.

– Bo to prawda. Wiem, że to zrobiłeś. Słyszałem kiedyś, jak rozmawiałeś z mamą zaraz po tym.

– Zawsze będziemy im wdzięczni za to, że dali nam ciebie. Zrobię absolutnie wszystko, by cię chronić. Wtedy zacząłem…

– Kocham was – wyznał, ziewając.

– A my kochamy ciebie bardzo, bardzo mocno – odparła Alicja.

– To był długi dzień. Przygotujmy się teraz do spania. Może jutro ja zawiozę cię do szkoły, a nie Daniel?

– Może mógłbym nie iść jutro do szkoły?

– O nie, kolego. Szkoła jest ważna. I fajna. Możesz spotykać się z przyjaciółmi.

– Ale nikt mnie nie lubi.

– Och, skarbie…

– Jestem pewny, że się mylisz. Dlaczego tak uważasz?

Jesper

Byłem pewny, że się nie myliłem. Nie lubili mnie. Przezywali. Klara nazwała mnie jakimś albionsem albo albinosem i od tamtej pory wszyscy tak na mnie mówili. Tylko Ama znała moje imię. Oboje byliśmy młodsi o rok od pozostałych z naszej klasy. Mnie rodzice przywieźli z Norwegii, ją z Indii. Chyba byliśmy za głupi, żeby dołączyć do rówieśników, choć tata twierdził, że tylko przedłuża mi dzieciństwo. Nie kumałem tego, ale cieszyłem się, bo poznałem Amę.

– Jestem inny.

– Każdy jest inny, Jesper, a ty jesteś najlepszy.

– Nieprawda. Wszyscy śmieją się z mojej skóry, oczu i włosów. Pytają, czy krew też mam białą. Chciałbym być podobny do ciebie.

– Mnie nazywali brudasem. – Zaskoczył mnie tata. – Wiesz, co im powiedziałem?

– Co?

– Że mam w domu basen. Zaprosiłem ich, żeby przyszli po szkole i pomogli mi się umyć. Po jednym popołudniu zostaliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Twoi koledzy cię nie znają, Jesper, ale kiedy cię poznają, będą cię uwielbiać.

– Jestem pewna, że tata ma rację, kochanie. Zaproś wszystkich do siebie po szkole.

– Ale ja lubię tylko Amę. – Nie rozumiałem, po co miałem zapraszać te okropne dzieciaki, które tylko mnie obrażały. Nie chciałem się z nimi zadawać.

– Amę?

– Tak, Amę. – Uśmiechnąłem się szeroko na wspomnienie koleżanki. Nie widziałem jej cały weekend i bardzo chciałem już się z nią pobawić.

– Musi być wyjątkowa.

– Tak. Jest bardzo wyjątkowa – potwierdziłem. – Ma długie czarne włosy, które są takie lśniące, jakby nie były prawdziwe. Zawsze się do mnie uśmiecha, gdy ją maluję. Jest piękna. I mnie lubi.

– Bardzo chcielibyśmy ją poznać. Zaprosisz ją?

– Ale ona nie może wychodzić po szkole.

– Może mógłbym porozmawiać z jej rodzicami?

– Mógłbyś? – Spojrzałem na tatę wyczekująco. Bardzo chciałem, żeby ich namówił.

– No jasne. Kocham cię, gościu. Myślisz, że istnieje na tym świecie cokolwiek, czego bym dla ciebie nie zrobił?

– Nie myślę tak – odparłem szybko, żeby nie zmienił zdania.

– To prawidłowo. Pokażesz nam swoje rysunki?

– Muszę?

– A nie chcesz?

– Wstydzisz się? – zapytała z troską mama.

– Trochę. Boję się, że wam się nie spodoba.

– Ama czy twoje prace?

– Ama. Na obrazkach nie widać, jaka jest cool.

– Nam ona już się bardzo podoba, skarbie. Tylko dlatego, że cię lubi, a to czyni ją wspaniałą osobą.

– Mama dobrze mówi. Bardzo ją lubimy.

– No dobra. – Podniosłem się, żeby iść do pokoju po mój szkicownik.

– Chodźmy razem – powiedział tata i oboje ruszyli za mną.

Byłem szczęśliwy. Jakby tacie naprawdę udało się namówić rodziców Amy, żebyśmy mogli pobawić się po szkole, byłoby totalnie super!

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Wydawnictwo Akurat

imprint MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz