Ze złości - Katarzyna Bonda - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Ze złości ebook i audiobook

Katarzyna Bonda

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Zemsta? Chciwość? Zraniona duma? Nieszczęśliwa miłość? A może po prostu… złość? Co spowodowało, że w kasynie Warszawa Royal ktoś sięgnął po broń? I kto pociągnął za spust? Odpowiedzi szuka detektyw Jakub Sobieski

W życiu Jakuba zaszły spore zmiany. Pożegnał się z myślą o powrocie do służby i zakłada właśnie agencję detektywistyczną. Z pracy w policji zrezygnowała też Ada Kowalczyk, postanowiła poświęcić się karierze prokuratorskiej. Ich drogi krzyżują się już przy pierwszej sprawie, dotyczącej zabójstwa Mariusza Hussakowskiego, zastrzelonego dwadzieścia lat wcześniej w popularnym kasynie.

Za zbrodnię została skazana krupierka, Aneta Bulandra, która przez niemal dwie dekady twierdziła, że jest niewinna. Teraz postanowiła zawalczyć o odszkodowanie za niesłuszne skazanie i spędzenie osiemnastu lat w więzieniu. Chce, by w tej walce pomógł jej Sobieski.

Detektyw wkracza w świat, w którym pieniądze, polityka i zbrodnia tworzą jedną splątaną sieć. Szybko przekona się, że uczestnicy wydarzeń sprzed lat, świadkowie zbrodni i byli właściciele Warszawa Royal nie są zainteresowani ujawnieniem nowych szczegółów. Kręcą, zatajają najistotniejsze fakty i trudno dociec, czy zależy im na odkryciu prawdy, czy też rękoma Sobieskiego chcą załatwić swoje ciemne interesy.

Sobieski zaczyna polowanie na mordercę. Ale czas nie jest jego sprzymierzeńcem, wkrótce padają kolejne ofiary. W czyim interesie jest ich śmierć? Dlaczego zginął Hussakowski? Co naprawdę widziała jego żona i dlaczego oskarżyła Anetę?

Autorka serwuje czytelnikom lepki, brudny kryminał, od którego nie sposób się oderwać! Detektyw Jakub Sobieski w drugim tomie cyklu (po O włos) intryguje nie mniej niż rozwiązywane przez niego zagadki. Katarzyna Bonda w najwyższej formie!

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 425

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 2 min

Lektor: Józef Pawłowski

Oceny
4,2 (1196 ocen)
579
361
190
53
13
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
mba12

Z braku laku…

Czemu ma służyć ta muzyczka? Bardzo przeszkadza.
40
TygrysiaMorfeusz

Nie polecam

Zdecydowanie szkoda czasu. Nie polecam nawet gdy nie ma po ręką innej książki.
30
Joanna55555555

Całkiem niezła

Powiesc troche chaotyczna,nagromadzenie bohaterów i pozornie kryminalnych zdarzeń zaciemnialo obraz calego kryminału
10
AnnaBeh

Z braku laku…

kolejna przegadana książka.
10
jamajkaija

Dobrze spędzony czas

Opinia dotyczy audiobooka: te efekty dźwiękowe w tle strasznie przeszkadzają w słuchaniu książki. Poddałam się w trakcie pierwszego rozdziału.
00

Popularność




Wszystkie postaci i wydarzenia przedstawione w tej opowieści są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do prawdziwych jest przypadkowe, choć wiele z nich mogłoby zaistnieć w rzeczywistości.

Projekt okładki: Tomasz Majewski

Redaktor prowadzący: Mariola Hajnus

Redakcja: Irma Iwaszko

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Beata Kozieł, Justyna Techmańska

Fotografie na okładce:

© Adheessha Paranagama/Unsplash

© Carlos Restrepo/Arcangel

© by Katarzyna Bonda

All rights reserved

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2022

ISBN 978-83-287-2359-7

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

Wydanie I

Warszawa 2022

– fragment –

O, złość to potężna pobudka. Chodziło oczywiście o mężczyznę.

Zawsze chodzi o mężczyznę.

A. CHRISTIE, Morderstwo na plebanii, przeł. W. Komarnicka, Warszawa 2003

Najlepszym sposobem obrony jest nie odpłacać pięknym za nadobne.

MAREK AURELIUSZ, Rozmyślania, przeł. M. Reiter, Gliwice 2016

Dla Pantery

Ta dzika historia i wszystkie sekrety.

PROLOG

NISKI STOS

Pieniądze? Serio? Tylko tyle masz mi do zaoferowania?

Myślisz, że wyczyścisz przeszłość plikiem brudnych banknotów? Teraz widzę, że całe twoje życie, wszystko, co robisz, to rozpaczliwa pogoń za forsą.

Mówiłaś: tak bardzo pragnę ogrzać lód w piersi, że jestem w stanie poświęcić dla uczucia wszystko. Dobre imię, majątek, a nawet życie. Swoje albo cudze – bez znaczenia. Tanie kłamstwa! Nie potrafisz być szczera, nie jesteś w stanie kochać. Jedyne, co się dla ciebie liczy, to splendor, połyskliwe suknie, w których się przechadzasz, by cię podziwiano. I władza. Ona daje ci złudne poczucie, że nie ma się czego bać. A boisz się cholernie. W sumie widziałem to od początku.

Odrzucasz mnie jak zużytą zabawkę, nie dając w zamian nic poza kupką gównianego szmalu, i odchodzisz bez słowa z poczuciem, że rachunki są wyrównane. Żadnego „przepraszam”, „wybacz mi”, „tak mi przykro”. Zero wyjaśnień. Po prostu forsa w dłoń i adieu! Ale nie wszyscy są tacy chciwi jak ty! Mnie nie kupisz.

Nie wiem, na co liczysz: że zapomnę, będę milczał? A może zniknę, jakby to, co się wydarzyło, wcale nie miało miejsca? Wydarzyło się. Ufałaś mi. Zwierzyłaś się z najskrytszych tajemnic, pokazałaś podbrzusze i pozwoliłaś się głaskać. Byłaś miękka, słaba, zagubiona i zła. Kochałem cię tylko bardziej, bo byłaś moja. Moja mała skrzywdzona dziewczynka, która nie chce dorosnąć… Jak mogłem być taki głupi? Pod pokrywą tej lali nie ma już człowieka. Jedynie czarna pustka, monstrualna dziura boleści. Szkoda mi ciebie.

Możesz mnie unikać, nie odpowiadać. Ja wiem, że to było prawdziwe, bo oddałem ci wszystko, co miałem. Nic mi nie zostało.

W dupie mam twoje pieniądze.

Sram na swoje marzenia.

Rzygam na to, co między nami było.

Nie chodzi o kwotę, bo podbijanie stawki mnie obraża (chociaż ty byś mnie szanowała, gdybym żądał więcej i więcej – to przecież twój sposób działania). Nie chodzi nawet o mój honor, bo jestem gotów znieść znacznie więcej upokorzeń. DLA CIEBIE. Po prostu tak się nie postępuje z najbliższymi. Nie wręcza się im koperty jako płatność za zdradę! Bez słowa wyjaśnienia. Bez wstydu. Bez emocji. Tak całkiem na zimno.

Ty kurwo! Mógłbym cię szantażować, opublikować zdjęcia, które sobie przysyłaliśmy. Nie pozbierałabyś się. Skandal rozlałby się po mediach i zniszczył nie tylko twój świat. Ja się nie boję. Niczego nie wstydzę. Jestem dumny, że to się wydarzyło! Byłem szczęśliwy i nie zabierzesz mi wspomnień. Nie wykasujesz ich jednym ruchem jak naszych rozmów z czatu. Zablokowanie mojego numeru też niczego nie zmieni. Nie zdepczesz mnie przy wszystkich, bo mnie nie ma. Nikt o nas nie wie. Nikt nic nie podejrzewa. I to jest moja siła, bo TY WIESZ, ŻE JA WIEM.

Dlatego wziąłem gotówkę, choć wcale nie odejdę, jak obiecywałem. Możesz sobie myśleć, że sprawa jest załatwiona. Naciesz się swoim pyrrusowym zwycięstwem, a ja z oddali będę patrzył, jak spadasz w dół. Ty, lecąc, będziesz mnie widziała cały czas. Jak kiedyś, gdy nie mogąc doczekać się randki, wymienialiśmy spojrzenia, drobne gesty, dotknięcia. A potem dosiadałaś mnie już na korytarzu, w lęku zmieszanym z ekscytacją, niemal na oczach wszystkich. (Tęsknię za twoją cipką, o kurwa, jak bardzo!)

Powiedziałaś, że byłem pomyłką, nic nieznaczącym przerywnikiem nudy. Mylisz się. Jestem rachunkiem do zapłacenia. Srogim, nieodwołalnym i z odsetkami, których nie będziesz w stanie oddać aż do śmierci. Skoro używamy twojej nomenklatury, ta wycena mnie obraża. Chcę znacznie więcej, lecz nie kasy. Wszystkiego!

Spłonęła stuzłotówka, więc biorę z pliku kolejną. Podpalam. Będę tak siedział do rana i jeden banknot za drugim spalę całą twoją zasraną forsę. Patrzę w ogień i modlę się, żeby twoje serce znów biło dla mnie (zauważ, że wciąż daję ci szansę!), albo niech się zatrzyma.

Nie będziesz niczyja, skoro nie chcesz być moja.

DZIEŃ PIERWSZY

BLEF 18 września (sobota)

Weszli niepostrzeżenie. Jakby szepty i stąpanie na palcach leżało w ich naturze. Mężczyzna wyglądał na pijaka, a jego towarzyszka nie była już pięknością, lecz chciała być za taką uważana, bo kiedyś poza sprytem był to jej jedyny atut. Grubo ciosane rysy otoczone były perfekcyjnie ułożonymi falami. Rozkloszowane, nisko osadzone na biodrach dżinsy i futerko z epilowanych norek eksponowały biały jak ser brzuch. Na szyi nosiła kilka złotych łańcuszków oraz sznur sztucznych pereł. Uśmiechała się, pozując na nieśmiałą, lecz oczy zdradzały drapieżnika.

Jakub zastanawiał się, gdzie mógł ją wcześniej widzieć. Ta twarz nie była mu obca.

Wyszedł z kanału. Wytarł o spodnie umazane smarem ręce. Dał znak mechanikowi, który dla niego pracował, że może już iść. Sięgnął po T-shirt, ale widząc żarłoczne spojrzenie kobiety, zdecydował się zostać z gołą klatą. Nie była w stanie oderwać wzroku od jego tatuaży.

– Mały Sobieski czy wolisz Kubuś? – zaśmiał się kompan podstarzałej amantki, poprawiając skórzaną torbę ciążącą mu na ramieniu. Prężył się przed towarzyszką, pozując na samca alfa. Nawet ona ledwie to tolerowała. – Doskonałe miano dla psa. Choć precyzyjniej byłoby powiedzieć: wilczka. Z tego, co wiem, nie posiadasz stada. – Wyciągnął dłoń do powitania. – Feliks Lewandowski.

Detektyw poczuł miękki, spocony uścisk. Jak najszybciej zabrał rękę. W dłoni została mu karta wizytowa. Rzut oka starczył, by poczuł niemiłe mrowienie na karku. Facet był dziennikarzem największej prywatnej stacji telewizyjnej w tym kraju. To wyjaśniało jego nieuzasadnioną pewność siebie i irytującą wprost wesołkowatość.

– Specyficznie dbasz o bramki bezpieczeństwa – mądrzył się. – Przeszliśmy zasieki w kilka minut.

Sobieski wyprostował się, spojrzał na reportera z góry. Nie było to trudne. Feliks sięgał mu do ramienia. Resztkę włosów farbował na kruczą czerń, choć bardzo prawdopodobne, że były to przeszczepy.

Jakub nie znosił takich typków. Odmowę traktowali jak obelgę, a wejście z nimi w sojusz oznaczało lawinę kłopotów. Myślał intensywnie, jak pozbyć się niechcianych gości. Przeszkody formalne, zaporowa stawka, urlop zdrowotny?

– Wciąż czekam na licencję – oświadczył zgodnie z prawdą. – Jesteście w parku moich maszyn. Chcecie wynająć auto i zarobić coś na taksówce czy jestem w ukrytej kamerze? Na tę chwilę mogę zaoferować kilka fiatów i dwie toyoty. Reszta niegotowa.

Feliks zarżał nerwowo. Kobieta się skrzywiła. Spojrzała na Lewandowskiego z pogardą. Zamknął usta natychmiast.

– Polecono nam ciebie – rzekła, przeciągając samogłoski. – Wiemy, że twoja agencja ma szanse ruszyć za tydzień, góra dziesięć dni. Nam to nie przeszkadza. Nie potrzebujemy kwitów. Wręcz przeciwnie.

– Ale ja potrzebuję. Mogę wam kogoś polecić albo wróćcie, jak będę działał na legalu. W tej branży nie ma takiej sprawy, która rozwiązywałaby się w tydzień. Od tego jest główny obieg. Nazywa się policja.

– Hola, hola, Kubusiu! Za dużo masz hajsu?! – zakrzyknął dziennikarz. – Detektywów w tym mieście jak psów. Powinno ci schlebiać, że wybraliśmy ciebie. Nie masz dobrego PR-u. Szczerze? Nie istniejesz!

Sobieski zignorował dziennikarza.

– Sprawa jest nietuzinkowa. – W dyskurs włączyła się znów kobieta. Nie modulowała już głosu, ale nadal mówiła jak kurczak z kreskówki. Nie było to czarujące w jej wieku. – Delikatna.

– Zależy nam na dyskrecji – dorzucił Lewandowski.

Kuba miał dość. Wciągnął koszulkę przez głowę.

– Kto mnie polecił?

– Aplikantka prokuratorska Adrianna Kowalczyk. Uczennica z prokuratury, którą wyznaczono do występowania przeciwko mnie w sądzie.

Potrzebował chwili, by przetworzyć sprzeczne dane.

– Jesteś podejrzana?

– Byłam. Swój wyrok odsiedziałam co do dnia – zapewniła. – Ten warunek to nie jest żadna łaska. Jestem niewinna, a sprawa będzie rewidowana.

Teraz wreszcie ją poznał. Od kilku dni Aneta Bulandra udzielała masowo wywiadów. Żaliła się i płakała na fotelach śniadaniowych telewizji. Reporterzy znudzeni sezonem ogórkowym prześcigali się w obrzucaniu błotem instytucji polskiego sądu i pompowali jej sprawę jako kompromitację sądową rangi Tomasza Komendy. Archiwalne zdjęcia słynnej morderczyni rozgrzewały do czerwoności media społecznościowe. Bulandra nie miała na nich niczego poza siatką rybacką albo papierowym kapeluszem z gazety. Przed laty była playmate „Playboya”. Rozbierała się też dla innych, mniej eleganckich pism.

– Sprawa niesłusznego skazania Anety robi się polityczna. – Głos zabrał znów Lewandowski. – Zawalczymy o odszkodowanie wartości siedemnastu milionów polskich złotych. Odpalimy ci z tego trzy procent. Wchodzisz?

Sobieski odwrócił się do mężczyzny.

– A ty jaki masz w tym interes?

– Po prostu pomagam. Zrobiłem pierwszy wywiad z Anetą, odkąd ją zatrzymano, a po jej wyjściu na wolność zaprzyjaźniliśmy się.

– Chyba widziałem ten materiał – przyznał Jakub. – Nie postarałeś się o przedstawienie argumentów drugiej strony. Waliłeś w sędziów i ofiarę jak w bęben. Choć zabranie dziewczyny w Tatry potrafi zdziałać cuda. To miłość, tak?

Aneta zarumieniła się, pochyliła głowę, ale Kuba widział, że płonie z gniewu. Lewandowski zaś wyglądał jak zanadto napompowany balon. Najwyraźniej był dumny z takiej oblubienicy.

– Źle to odczytujesz – zaoponował. – I nie jeż się tak, bo córka inspektora Kowalczyka w dobrej wierze poleciła nam spotkanie z tobą. Chcesz, zadzwoń, sprawdź nas. I my, i prokuratura ucieszymy się z tej zdobyczy. – Już wyciągał z kieszeni telefon. – Twoja koleżanka uważa, że możesz ją znaleźć. I przekonać.

– Kogo?

– Natalię Hussakowską, Husię. Kobietę, przez którą Aneta przesiedziała osiemnaście lat.

– Przyjaciółkę, do której strzelałaś? – Jakub przyjrzał się byłej więźniarce. – Której omal nie zabiłaś. I masz pretensje, że Natalia do końca nie zmieniła zeznań. Ciebie wskazała jako morderczynię. Nie przewidziałaś, że wybudzi się ze śpiączki, co?

– Jestem niewinna – powtórzyła Bulandra. – A Husia nie pamięta, z jakiej broni padł strzał. Uwikłała mnie ze złości.

– Ze złości? – Podniósł brew. – Sąd też skazał cię ze złości? I wszystkie kolejne instancje? Wszyscy się mylili?

Aneta pacnęła Lewandowskiego po ramieniu.

– Znajdziemy kogoś innego. – Zanim wyszła na parking, odwróciła się do Sobieskiego i dodała z satysfakcją: – Jeśli Husia nie pojawi się na rozprawie, twoja znajoma przegra swój debiut. Zaoramy ją. Gdybyś znalazł Natalię, mogłaby się przygotować i wyjść z tego z twarzą. Husia wie, kto zabił jej męża.

Sobieski był już zmęczony. Auto, które od rana próbowali z mechanikiem uruchomić, było wciąż niesprawne, a na warsztacie miał jeszcze sześć innych wozów. Wymagały remontu niezwłocznie. Prawda była nieco inna, niż przedstawił to gościom. Przeinwestował, utopił oszczędności w rozpadającym się sprzęcie i w tej chwili po mieście jeździły tylko cztery jego pszczółki. Każdego dnia tracił więcej, niż zarabiał. Jeśli tak dalej pójdzie, środków starczy mu na wykupienie licencji i zapłacenie mechanikom. Co z kosztami prowadzenia śledztw, reklamą i budżetem dla informatorów? Zastrzyk gotówki uratowałby go przed plajtą, która groziła mu, nim jeszcze porządnie zaczął. Mimo to rzekł twardo:

– Wróćcie, jak będę mógł wejść do sprawy formalnie.

– Do tego czasu kto inny wykona robotę i z pocałowaniem rączki zgarnie kesz. Popełniasz błąd, bracie – parsknął Lewandowski, uchylając swoją wielką torbę. – Detektyw zobaczył pliki banknotów popakowane w banderole. Same pięćsetki. Nowiutkie. – Będę ci się przyglądał. Raz powinie ci się nóżka i baj, baj twoja agenturka. Zniszczę cię, a twoją klęskę pokażę w telewizorze. Chcesz uderzyć psa, kij się znajdzie.

– Nie jestem twoim bratem – rzucił Jakub. – I nie używam telewizora. A procent od niepewnych odszkodowań średnio mnie interesuje. Tylko żywa gotówka według taksometru i pokrywacie wszystkie koszty. Z góry.

– Więc bierz się do roboty, zamiast szczekać.

Lewandowski rzucił mu pod nogi reklamówkę z gotówką. Z ulgą poprawił torbę. Całą rozmowę musiała mu ciążyć na ramieniu.

– Aneta nie zabiła nikogo, ale jak zacznie mówić, co tak naprawdę działo się w kasynie, Husia może załatwiać kwaterę na Wólce. Akcjonariusze Warszawa Royal będą chcieli uciszyć ją jak najszybciej. Twoja kumpela Adrianna Kowalczyk wie o tym. Dlatego dajemy ci szansę.

– Szansę? Mnie? – Roześmiał się. – A może to ty boisz się o swoją głowę?

Aneta Bulandra znów pojawiła się obok reportera.

– Nie zastanawiałeś się, dlaczego główny świadek oskarżenia po procesie nagle milknie i znika?

– Ludzie rzadko chcą wracać do starych traum.

– Owszem, jeśli bezczelnie kłamali. Za składanie fałszywych zeznań grozi pierdel. I to Natalia powinna była się tam znaleźć!

– Ty zawsze mówiłaś prawdę?

– Dowiesz się, jeśli dobijemy targu. – Uśmiechnęła się zadziornie. Po naiwnej laleczce nie było śladu. – W sumie to ratuję jej życie.

– Jesteś bardzo pewna siebie.

– Wiem, co wydarzyło się w tym kasynie. Wiem dlaczego. – Puściła do niego oko.

– Trzeba było mówić o tym w sądzie. Nie straciłabyś młodości za kratami.

Spojrzała na niego bazyliszkiem.

– I zamierzam. Taki jest plan.

Wyciągnęła cygaretkę. Lewandowski podał jej ogień.

– Tu nie możecie palić. – Jakub wskazał tabliczkę na ścianie. – Czyja to forsa?

– Można powiedzieć, że w połowie należy do Natalii – odparła Aneta. – Schowała nadpaloną cygaretkę do pudełka. – Od początku byłyśmy w tym szwindlu razem. Kiedy wyszłam, odebrałam swoją dolę za milczenie. Natalia nie dostała nic, bo odmówiła współpracy. Zależy mi na oczyszczeniu dobrego imienia. Żeby mama z tatą nie musieli się wstydzić przed rodziną. I w kościele. Husia uratuje dupę, ale musi odszczekać, co nałgała. Tylko o to mi idzie. Przecież nie o te siedemnaście baniek. – Zaśmiała się nerwowo. Wskazała torbę wypełnioną banknotami. – Zapewniam cię, że nie tylko my jej teraz szukamy.

– Dlaczego ja? – Sobieski przeniósł spojrzenie z pieniędzy na kobietę. – Jak słusznie zauważył twój absztyfikant, moje biuro detektywistyczne nie istnieje.

Nie odpowiedziała. Uśmiechała się kpiąco. Minę miała jak kocur, który opił się śmietany.

Jakub zwrócił się więc do Lewandowskiego:

– Zrobisz mi koło pióra, cwelu, lepiej oglądaj się za siebie. I tak, to jest groźba.

Dziennikarz aż zapluł się od ciskanych pod nosem przekleństw. Szedł z pięściami na Sobieskiego, ale Aneta go powstrzymała.

– Nikomu nie powiesz – oświadczyła z powagą. – Działając poza prawem, sam stajesz się wyrzutkiem. Jak powiedziałam, trzeba tę bombę rozbroić z wyczuciem. Odłamki po eksplozji poranią wiele osób. A mogą nawet zabić. To, że ciebie nie ma, wszystkim nam pasuje.

– Nam? – Jakub się skrzywił. – Czyli komu dokładnie?

– Mnie najbardziej – zbyła go. – Tutaj jest czterdzieści patoli. Na zachętę. To jak będzie?

– Czyś ty oszalał?! – krzyknęła Ada Kowalczyk zamiast powitania, kiedy Sobieski podjechał do niej na Rapackiego trzy godziny później.

Była policjantka miała na sobie służbową garsonkę i buty na obcasie. Gdyby nie rozpuściła włosów, wysiadając z auta, wcale by jej nie poznał. Staż w prokuraturze dał się jej we znaki: wychudła, zmizerniała. Szczęście, że biust pozostał na swoim miejscu.

– Nie mogłem się zgodzić – zaoponował zniżonym głosem. – Nie mam jeszcze blachy. Ten kolo jest śliski, a babka niebezpieczna. To pijawki.

– Nie gadajmy na ulicy. – Wcisnęła mu do rąk nowiutką skórzaną teczkę. – Cały dzień spędziłam nad papierami. Muszę się napić.

Weszli do klatki pod obstrzałem spojrzeń nowej sąsiadki z dołu. Kiedy Ada otworzyła drzwi, Sobieski przeżył déjà vu. Trąba powietrzna wciąż nawiedzała mieszkanie Ady. Zamiast kamizelki kuloodpornej i elementów munduru, po podłodze walały się książki prawnicze oraz buty na nieprawdopodobnie wysokich obcasach. Pod kaloryferem stało znacznie mniej pustych butelek, a na drzwiach szafy w folii z logotypem pralni chemicznej wisiała toga z czerwoną lamówką. Sobieski pomyślał, że to jedyna rzecz w tym domu, którą traktowano z respektem.

– Jak rozumiem, mama ostatnio u ciebie nie bywa?

Zrzucił kłąb jedwabnych bluzek z fotela, rozparł się na nim wygodnie i natychmiast zmusił się do przymknięcia oczu, bo Ada zniknęła w sypialni, ale lustro nad kanapą doskonale odbijało jej kształty, kiedy się rozbierała.

– Janina jest na Bali – padło zza drzwi. A po chwili z głośników poleciał Mindless Self Indulgence. Ada podniosła głos, by przekrzyczeć Molly. – Zdecydowała się złożyć wizytę babci na okoliczność nagłej śmierci. Negocjują testament. Trochę im pomagam. Wyjmiesz wódkę z zamrażalnika? Kieliszki są w szafce. Znajdą się jakieś dwa w miarę czyste.

– Prowadzę – burknął.

Pomaszerował jednak do kuchni zawalonej pudełkami po dietetycznym cateringu i opakowaniami wszystkich suplementów dostępnych na rynku. Domyślił się, że Ada wzięła się do odchudzania. Jeśli nadarzy się okazja, przemówi jej do rozumu. Utrata kolejnych kilogramów odbiłaby się znacząco na obwodzie jej klatki piersiowej. Powstrzymał się od komentarza i skupił na zlewie, w którym piętrzyła się cała zastawa Kowalczyków. Z kosza wysypywały się resztki jedzenia. Smród był straszliwy.

– Jasne – przytaknęła ze śmiechem Ada. – Wyszła już w bluzie od dresu w tęczowych kolorach, jakby jakiś malarz pokojowy wrzucił ją do palety farb. – Na szczęście w tym mieście są taksówki. – Poczochrała i tak skłębione włosy. Wyciągnęła z kieszeni iqosa. Zapaliła. – Soki są w lodówce. Dla mnie weź pomidorowy – zarządziła. – Gdybyś chciał herbatę, to nie ma.

– Zauważyłem – odparł, idąc z tacą. – Słuchaj, jak chcesz, zrobię ci zakupy. Zawsze możesz wziąć kogoś do sprzątania. Żonie mojego mechanika zwolniły się piątki.

– Nikt nie będzie plątał mi się po chacie – zareagowała nerwowo. – Starczy mi matka i jej inwigilacja. Moja ostatnia pomoc domowa złamała żebro podczas mycia podłogi. Pracowała na czarno, ale i tak groziła, że zgłosi mnie do PIP-u. Poprzednia domagała się nowej deski do prasowania, specjalnych detergentów, a na koniec mnie okradła. Jeśli przeszkadza ci bajzel, zamknij oczy. Poza tym to nieostrożne wpuszczać do domu obcych, skoro regularnie przynoszę tutaj tajne akta.

– Sądziłem, że jeszcze się uczysz.

– Jedno nie wyklucza drugiego. Nietajne zresztą też przynoszę.

Usiedli. Ada wzniosła toast, wychyliła setkę. Sobieski przepił do niej sokiem. Przez chwilę w milczeniu słuchali I’m Yer Dad GRLwood.

– Po co ich do mnie wysłałaś?

– Sądziłam, że się ucieszysz. – Po pierwszym szocie złagodniała, a na jej twarz wystąpiły rumieńce. – Bulandra zaczyna batalię o niesłuszne aresztowanie. Obrabiam tę sprawę procesowo. Szef świeci oczyma przed sądem i rzecznikami, ale dla mnie to i tak szansa.

Sobieski nie mógł powstrzymać się od kąśliwości.

– Jakiś przystojny chociaż?

– Żonaty grubasek. – Ada zareagowała śmiechem. – Trójka dorosłych dzieci. Zero zagrożenia. A zresztą skończyłam z trójkątami.

– Odetchnąłem.

Oparła dłonie na kolanach, pochyliła się. Poczuł jej kokosowy szampon do włosów.

– Słuchaj, Natalia Hussakowska zniknęła zaraz po kasacji. Powtórzyła swoją wersję przed trzema składami. Bulandrę skazano.

– Dwukrotnie wcześniej uniewinniono.

– Ale ostatecznie skazano. Sąd Najwyższy nie dał jej wiary. Teraz kombinuje, jak podważyć materiał dowodowy, i może jej się to udać. Proces stał na zeznaniach cudownie uratowanej Natalii. No i zapachach. Było kilka innych tropów, których nie udowodniono. Policjant, który prowadził tę sprawę, jest na emeryturze. Oskarżyciel nie żyje. Zawał. Szef kryminalnego z tamtego okresu nie chce mieć z tym nic wspólnego. Prowadzi własne biuro ochrony Wombat.

– Rafał Zieliński. Kojarzę gościa. – Jakub pokiwał głową. – Tę obraźliwą ksywę nadali mu uchole. Nie wierzyłem, że nazwie tak agencję. Musi mieć specyficzne poczucie humoru.

– Na rynku świetnie sobie radzi. Będziesz z nim konkurował.

– Wątpię, by miał w ofercie śledzenie niewiernych żon. Zawsze był z niego dobry cwaniak. Interesują go tylko najlepsze kawałki tortu.

– Tato też tak uważa – potwierdziła. – Wiem, że już teraz osobiście eskortuje szefa największej partii w tym kraju. Nie ma co liczyć na jego współpracę. Na legalnych kontraktach zatrudnia byłych borowców w liczbie dwudziestu trzech chłopa. Nie wiem, ilu pracuje na gębę, ale ponoć obroty Wombata sięgają kilku baniek rocznie. To poważna armia dobrze szkolonych gości. A niedawno Zieliński zaczął skupować parcele. Zamierza budować piętrowe parkingi. To oczywiście nieoficjalna wiadomość.

– Wygląda na to, że trafił ci się gorący kartofel.

– Na dodatek zgniły i zarobaczony – podchwyciła. – Znalezienie Husi, bo tak ją nazywano w kasynie Warszawa Royal, jest ostatnią deską ratunku tej sprawy. Gdyby zgodziła się zeznawać i jeszcze raz wskazała zabójczynię, jesteśmy w domu. Aneta Bulandra może się pierdolić ze swoim reporterem. Za darmo.

– Czemu do mnie nie zadzwoniłaś? – Sobieski się skrzywił. – I jakim cudem na tym rozwiązaniu korzysta skazana?

– Sama to zaproponowała. Twierdzi, że ma środki, by przekonać Husię do mówienia.

– Pieniądze? – Sobieski zmarszczył brwi. – Chce ją kupić?

– Nie wiem. Coś ma – ucięła. – Od zawsze pisano w prasie, że Aneta nie powiedziała prawdy w procesie i trzyma jakiegoś asa w rękawie. Kiedy złożyła propozycję, uznałam, że to niezła okazja. Chce pojedynku z byłą przyjaciółką, niech go zorganizuje.

– Nie wydaje ci się to dziwne? – Jakub był sceptyczny. – Po co siedziała tyle lat, skoro ma mocnego haka?

– No cóż. – Ada wypiła jeszcze jeden kieliszek. Zakręciła wódkę i odstawiła daleko od siebie. Nalała sobie soku. Opróżniła szklankę duszkiem. – Chyba muszę cię wprowadzić.

– Nie zaszkodziłoby.

– Ale odmówiłeś jej? – upewniła się.

Sobieski wzruszył ramionami.

– Nie dałem odpowiedzi. Wpierw chciałem przegadać sprawę z tobą.

– Ile zaoferowali?

– Trzy procent od odszkodowania.

– Chyba nie nabrałeś się na dzielenie skóry na niedźwiedziu?

– Ze sobą mieli pół bańki keszu w pięćsetkach. Mnie rzucili pod nogi czterdzieści tysięcy bezzwrotnej zaliczki. Niby na koszty.

– Łapówka. – Nachmurzyła się. – Wziąłeś?

Sobieski sięgnął do kieszeni. Pokazał zmięty kwit.

– Wypisałem rachunek na dwutygodniowy wynajem całego mojego parku, bo bez promesy nie chcieli wyjść. Rano mają odebrać kwit. Wtedy podrę dupokrytkę albo przytulę forsę i zacznę negocjować właściwą stawkę. Zależy im. Naciskali na kolejne spotkanie jutro, przed siódmą rano. Szczerze? Wolałbym się do tego nie mieszać. Pachnie mi to bagnem.

Ada bez słowa ruszyła do kuchni. Otworzyła lodówkę. Z zamrażalnika wydobyła akta zapakowane w worek próżniowy. Rzuciła je na stół jak kawał chabaniny.

– Trzymasz dokumenty w lodówce?

– Mniej ważne w piekarniku. – Sięgnęła po telefon, wyłączyła muzykę. Rebzyyx ucichł w połowie refrenu All I want is you. – To stara i jedyna sprawa męża Husi. – Ada z pietyzmem rozwijała pakunek. – Umorzona trzy miesiące przed strzelaniną w Warszawa Royal. Pewnie dlatego dziennikarze się do niej nie dokopali.

– Albo ktoś się o to postarał.

– Owszem, i to bardzo – potwierdziła. – Zadbała o to sama Natalia. Nie wiem, czy świadomie. Kiedy kamery zwróciły się na nią, cudownie ocaloną przyjaciółkę zabójczyni, dla mediów nie liczył się żaden inny wątek. – Rozpakowała nareszcie dokumenty. Podawała Sobieskiemu co ważniejsze karty z akt. – Mariusz Hussakowski w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym dziewiątym próbował przejąć ochronę kilku hipermarketów i największych hurtowni w tym kraju. Wtedy oznaczało to górę pieniędzy i możliwość prania mafijnych środków. Mógłby zatrudniać ludzi z miasta, zbierać haki na różne osoby. Zadbał o licencję agencji detektywistycznej. Dostał ją. Jako osoba prywatna posiadał trzy jednostki broni. Tetetkę, berettę dziewięćdziesiąt dwa i karabin maszynowy. Zdaje się, że kałasznikowa. Nie mamy danych, czy kiedykolwiek użył tych sprzętów ani co się z nimi stało po jego śmierci. W sprawie firmy ochroniarskiej smarował, komu się dało. Jeden z dogadanych kolesi, który podejmował decyzję w sprawie, został odstrzelony. Tak samo jak trzy miesiące później mąż Natalii. Z nierejestrowanego kolana. – Postukała w dokumenty. – To są akta zabójstwa Leszka Bachanka. Pracował w ministerstwie na stanowisku szeregowego urzędnika, a prywatnie był ciotecznym bratem Zielińskiego, Wombata.

Sobieski z trudem maskował zaskoczenie.

– Bratem Wombata? – powtórzył. – Ówczesnego szefa stołecznych kryminalnych?

– Zgadza się. Bachanek z Zielińskim nie byli wprawdzie ze sobą blisko, ale ich matki są siostrami. Obie jeszcze żyją.

– Skoro to rodzina, Wombat powinien być wyłączony z dochodzenia. Zachodzi kolizja!

– Zachodziłaby, gdyby te sprawy połączono – ciągnęła Ada. – Kiedy zapytałam o to mojego szefa, odparł, że takie były czasy. Uznano, że Bachanek był skorumpowany, pracował dla mafii, naraził się i odpalili go dla przykładu. – Rozłożyła ręce w geście bezradności. – Ale podejrzewam, że telefon poszedł z góry i wysłano wpierw ekipę do posprzątania bajzlu. Dopiero potem mogli wejść technicy z rejonu. Tym sposobem żadnych śladów nie znaleziono. Sprawa zaległa na półce z niewykrytymi. Zastanawiam się, czy nie miało być podobnie i w sprawie Bulandry.

– Grubo. – Sobieski sięgnął po dokumenty. – I uważasz, że to dlatego Natalia milczy?

Adrianna pokręciła głową.

– To jej nie dotyczy. Hussakowski nie żyje, a wątek jego niedopiętego interesu z Bachankiem nigdy w całości nie przedostał się do mediów. Bardzo szybko wyłączono go z głównego przedstawienia. Nie znajdziesz nawet wzmianki z nazwiskiem skorumpowanego urzędnika.

– Pewnie Wombat zatroszczył się o to osobiście – podsumował Jakub. – To w końcu jego rodzina. Skandal nie był mu na rękę na tym stanowisku.

– Właśnie – podchwyciła. – Śledczy skupili się na Anecie, jej chłopaku Marku Trzasce i jego rodzicach, którzy dali krupierce alibi na czas krytycznej nocy. Kiedy Natalia się ocknęła, została głównym świadkiem oskarżenia, a potem oskarżycielem posiłkowym. Wszystkim to pasowało. Proces w mediach oglądało się jak dobry film. No wiesz, dwie przyjaciółki, kasyno, zazdrość, postery z „Playboya” z rozebraną Anetą, zamordowany małżonek jednej z nich. I wielka forsa, która ponoć zniknęła z sejfu.

– Więc Aneta może mówić prawdę? – Jakub się zamyślił. – Nie strzelała do Natalii i Mariusza Hussakowskich?

– Czy strzelała osobiście? Nie wiem. – Ada wzruszyła ramionami. – Ale że tam była i wpuściła do Warszawa Royal kilera, jestem prawie pewna.

– Skąd?

– Wysypała się na wariografie.

Ada wyjęła gruby plik. Wręczyła Jakubowi.

– Przyjrzyj się temu. Nie czytaj opinii eksperta, jest myląca. Skup się na jej odpowiedziach. Kupiła broń. Rewolwer. W pierwszych zeznaniach pomówił ją jej chłopak, wspomniany Marek Trzaska, a potem konsekwentnie temu zaprzeczał. Dostał wyrok w zawieszeniu. Wiesz, kto zapłacił za jego adwokata? I za prawników jego rodziców?

– Aneta Bulandra?

– Jej matka. Ponoć zebrała stosowną kwotę w swoim kościele. Ksiądz, u którego pomiędzy wyrokami pracowała Aneta, zagorzale bronił jej niewinności. Jak przyjął wyrok skazujący, nie dowiemy się, bo Jarosława Woźniaka nie ma już wśród żywych.

– Znów zawał?

– Ponoć ze starości. Co ciekawe, sam Trzaska i jego rodzice nie wyrazili zgody na badanie wykrywaczem kłamstw. Choć w jego przypadku eksperyment rozpoczęto. Rozmyślił się w trakcie.

– To możliwe?

– W protokole nie podano powodu. Przed sądem facet mówił coś o zmuszaniu i biciu przez śledczych. Stara piosenka. Brednie. – Machnęła lekceważąco ręką. – Znajdziemy go. I przyciśniemy.

– Kiedy zamierzasz rozmówić się ze specjalistą od wariografu? Opinia jest niezgodna z materiałem w aktach.

– To będzie trudne. – Ada westchnęła. – Kapitan Janusz Wakuliński zmarł wkrótce po drugim uniewinnieniu Bulandry.

Sobieski podniósł brew w niedowierzaniu.

– Kolejny zgon naturalny?

– Wypadek drogowy. Przebiegał przez jezdnię w niedozwolonym miejscu. Kierowcę furgonetki uniewinniono. Ponoć Wakuliński wbiegł mu prosto pod koła. Zdarzenie widziało kilku świadków czekających na przystanku na tramwaj. Analiza toksykologiczna wykazała, że Wakuliński w chwili śmierci miał półtora promila alkoholu we krwi oraz sporą zawartość benzodiazepin. Żona zeznawała, że biegły od jakiegoś czasu cierpiał na stany lękowe, bezsenność. Ogólnie miał wszystkie objawy depresji, choć takiej diagnozy ostatecznie nie postawiono. Psychiatra zapisał mu klonazepam i Wakuliński go brał. W połączeniu z piciem lek mógł powodować omamy, psychozy, paranoję oraz inne zaburzenia układu nerwowego. Brano pod uwagę hipotezę, że był to rodzaj samobójstwa, a sprawę zatuszowano dla dobra rodziny. Zaraz potem umarła jego żona.

– Sporo tych umarłych.

– Nie dajmy się zwariować! Minęły dwadzieścia dwa lata. My też nie będziemy żyli wiecznie. Wakuliński ma syna, swojego imiennika, który przejął po nim schedę i również jest biegłym w dziedzinie poligrafu. Mówią, że jest nawet lepszy niż senior. Bierze komercyjne zlecenia, pisze książki, udziela się w mediach. Może ojciec coś mu przekazał? Nie wiemy.

– A więc szykuje się regularne śledztwo?

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz