Konrad Wallenrod - Adam Mickiewicz - ebook

Konrad Wallenrod ebook

Adam Mickiewicz

1,0

Opis

"Konrad Wallenrod" Adama Mickiewicza to lektura szkolna w liceum i technikum (klasa 1, 2, 3).

Ebook "Konrad Wallenrod" zawiera przypisy opracowane specjalnie dla uczennic i uczniów szkoły ponadpodstawowej.

W powieści poetyckiej "Konrad Wallenrod" Adam Mickiewicz wykorzystał tzw. historyzm maski — dzięki temu mógł wyrażać swoją patriotyczną postawę wobec Polski, nie obawiając się cenzury.

Akcję powieści przeniósł na średniowieczną Litwę, której zagrażał najazd Krzyżaków. W zakonie jednak wychowywał się — pod czujnym okiem litewskiego wajdeloty imieniem Halban — Walter Alf, rycerz, który miał zemścić się na najeźdźcach. Podczas jednej z walk Walter i Halban przedzierają się na stronę litewską. Dla Waltera, który później przyjmie nazwisko Konrad Wallenrod, rozpoczyna się nowe życie, pełne wątpliwości i trudnych decyzji.

Od postawy tytułowego bohatera wywodzi się termin wallenrodyzm, charakteryzujący postawę polskich walk narodowowyzwoleńczych, mających zakorzenienie w myśli Machiavellego — byciem zarówno lisem, jak i lwem. Powieść po raz pierwszy ukazała się w 1828 roku.

Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.

Epoka: Romantyzm Rodzaj: Epika Gatunek: Powieść poetycka

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 81

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
1,0 (1 ocena)
0
0
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Adam Mickiewicz

Konrad Wallenrod

Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.

Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.

ISBN 978-83-288-3534-4

Konrad Wallenrod

Powieść historyczna

Z dziejów litewskich i pruskich

Dovete adunque sapere come sono due generazioni da combattere..... bisogna essere volpe e leone.1

Machiavelli

Bonawenturze i Joannie Zaleskim na pamiątkę lata tysiąc ośmset dwudziestego siódmego poświęca Autor.

Książka, którą czytasz, pochodzi z Wolnych Lektur. Naszą misją jest wspieranie dzieciaków w dostępie do lektur szkolnych oraz zachęcanie ich do czytania. Miło Cię poznać!

Wstęp

Sto lat mijało, jak zakon krzyżowy 
We krwi pogaństwa północnego brodził; 
Już Prusak szyję uchylił w okowy 
Lub ziemię oddał, a z duszą uchodził; 
Niemiec za zbiegiem rozpuścił gonitwy, 
Więził, mordował, aż do granic Litwy. 
Niemen rozdziela Litwinów od wrogów: 
Po jednej stronie błyszczą świątyń szczyty 
I szumią lasy, pomieszkania bogów; 
Po drugiej stronie, na pagórku wbity 
Krzyż, godło Niemców, czoło kryje w niebie, 
Groźne ku Litwie wyciąga ramiona, 
Jak gdyby wszystkie ziemie Palemona2
Chciał z góry objąć i garnąć pod siebie. 
Z tej strony tłumy litewskiej młodzieży, 
W kołpakach rysich3, w niedźwiedziej odzieży, 
Z łukiem na plecach, z dłonią pełną grotów, 
Snują się, śledząc niemieckich obrotów4. 
Po drugiej stronie, w szyszaku i zbroi, 
Niemiec na koniu nieruchomy stoi; 
Oczy utkwiwszy w nieprzyjaciół szaniec, 
Nabija strzelbę i liczy różaniec. 
I ci, i owi pilnują przeprawy. 
Tak Niemen, dawniej sławny z gościnności, 
Łączący bratnich narodów dzierżawy, 
Już teraz dla nich był progiem wieczności; 
I nikt, bez straty życia lub swobody, 
Nie mógł przestąpić zakazanej wody. 
Tylko gałązka litewskiego chmielu, 
Wdziękami pruskiej topoli nęcona, 
Pnąc się po wierzbach i po wodnym zielu, 
Śmiałe, jak dawniej, wyciąga ramiona 
I rzekę kraśnym5 przeskakując wiankiem, 
Na obcym brzegu łączy się z kochankiem. 
Tylko słowiki kowieńskiej dąbrowy6, 
Z bracią swoimi zapuszczańskiej góry, 
Wiodą, jak dawniej, litewskie rozmowy, 
Lub, swobodnymi wymknąwszy się pióry7, 
Latają w gości na spólne8 ostrowy9. 
A ludzie? — ludzi rozdzieliły boje! 
Dawna Prusaków i Litwy zażyłość 
Poszła w niepamięć: tylko czasem miłość 
I ludzi zbliża... Znałem ludzi dwoje. 
O Niemnie! Wkrótce runą do twych brodów 
Śmierć i pożogę niosące szeregi; 
I twoje dotąd szanowane brzegi 
Topor z zielonych ogołoci wianków, 
Huk dział wystraszy słowiki z ogrodów; 
Co przyrodzenia10 związał łańcuch złoty, 
Wszystko rozerwie nienawiść narodów; 
Wszystko rozerwie... Lecz serca kochanków 
Złączą się znowu w pieśniach wajdeloty11. 

I

Obiór12

Z Maryjenburskiej13 wieży zadzwoniono, 
Działa zagrzmiały, w bębny uderzono: 
Dzień uroczysty w Krzyżowym Zakonie. 
Zewsząd komtury14 do stolicy śpieszą. 
Kędy zebrani w kapituły gronie, 
Wezwawszy Ducha Świętego uradzą, 
Na czyich piersiach wielki krzyż zawieszą 
I w czyje ręce wielki miecz15 oddadzą. 
Na radach spłynął dzień jeden i drugi, 
Bo wielu mężów staje do zawodu; 
A wszyscy równie wysokiego rodu, 
I wszystkich równe w Zakonie zasługi; 
Dotąd powszechna między bracią zgoda 
Nad wszystkich wyżej stawi Wallenroda. 
On cudzoziemiec, w Prusach nieznajomy, 
Sławą napełnił zagraniczne domy16: 
Czy Maurów ścigał na kastylskich górach, 
Czy Ottomana przez morskie odmęty, 
W bitwach na czele, pierwszy był na murach, 
Pierwszy zahaczał pohańców okręty; 
I na turniejach, skoro wstąpił w szranki, 
Jeżeli raczył przyłbicę odsłonić, 
Nikt się nie ważył na ostre z nim gonić17, 
Pierwsze mu zgodnie ustępując wianki. 
Nie tylko między krzyżowymi roty18
Wsławił orężem młodociane lata, 
Zdobią go wielkie chrześcijańskie cnoty: 
Ubóstwo, skromność i pogarda świata. 
Konrad nie słynął w przydwornym nacisku 
Gładkością mowy, składnością ukłonów; 
Ani swej broni dla podłego zysku 
Nie przedał w służbę niezgodnych baronów. 
Klasztornym murom wiek poświęcił młody; 
Wzgardził oklaski i górne urzędy19; 
Nawet zacniejsze i słodsze nagrody, 
Minstrelów hymny i piękności względy 
Nie przemawiały do zimnego ducha. 
Wallenrod pochwał obojętnie słucha, 
Na kraśne lica pogląda20 z daleka, 
Od czarującej rozmowy ucieka. 
Czy był nieczułym, dumnym z przyrodzenia,  
Czy stał się z wiekiem — bo choć jeszcze młody, 
Już włos miał siwy i zwiędłe jagody, 
Napiętnowane starością cierpienia — 
Trudno odgadnąć. Zdarzały się chwile, 
W których zabawy młodzieży podzielał, 
Nawet niewieścich gwarów słuchał mile, 
Na żarty dworzan żartami odstrzelał 
I sypał damom grzecznych słówek krocie, 
Z zimnym uśmiechem, jak dzieciom łakocie: 
Były to rzadkie chwile zapomnienia... 
I wkrótce lada słówko obojętne, 
Które dla drugich nie miało znaczenia, 
W nim obudzało wzruszenia namiętne; 
Słowa: ojczyzna, powinność, kochanka, 
O krucyjatach i o Litwie wzmianka, 
Nagle wesołość Wallenroda truły; 
Słysząc je, znowu odwracał oblicze, 
Znowu na wszystko stawał się nieczuły 
I pogrążał się w dumy tajemnicze. 
Może, wspomniawszy świętość powołania, 
Sam sobie ziemskich słodyczy zabrania. 
Jedne znał tylko przyjaźni słodycze, 
Jednego tylko wybrał przyjaciela, 
Świętego cnotą i pobożnym stanem: 
Był to mnich siwy, zwano go Halbanem. 
On Wallenroda samotność podziela; 
On był i duszy jego spowiednikiem, 
On był i serca jego powiernikiem. 
Szczęśliwa przyjaźń! Świętym jest na ziemi, 
Kto umiał przyjaźń zabrać ze świętemi. 
Tak naczelnicy zakonnej obrady 
Rozpamiętują Konrada przymioty. 
Ale miał wadę — bo któż jest bez wady? 
Konrad światowej nie lubił pustoty, 
Konrad pijanej nie dzielił biesiady. 
Wszakże, zamknięty w samotnym pokoju, 
Gdy go dręczyły nudy lub zgryzoty, 
Szukał pociechy w gorącym napoju; 
I wtenczas zdał się wdziewać postać nową, 
Wtenczas twarz jego, bladą i surową, 
Jakiś rumieniec chorowity krasił: 
I wielkie, niegdyś błękitne źrenice, 
Które czas nieco skaził i przygasił, 
Ciskały dawnych ogniów błyskawice. 
Z piersi żałosne westchnienie ucieka 
I łzą perłową nabrzmiewa powieka, 
Dłoń lutni szuka, usta pieśni leją, 
Pieśni nucone cudzoziemską mową, 
Lecz je słuchaczów serca rozumieją: 
Dosyć usłyszeć muzykę grobową, 
Dosyć uważać na śpiewaka postać. 
W licach pamięci widać natężenie, 
Brwi podniesione, pochyłe wejrzenie 
Chcące z głębiny ziemnej coś wydostać: 
Jakiż być może pieśni jego wątek? 
Zapewne myślą w obłędnych pogoniach, 
Ściga swą młodość na przeszłości toniach... 
Gdzież dusza jego? — W krainie pamiątek. 
Lecz nigdy ręka, w muzycznym zapędzie, 
Z lutni weselszych tonów nie dobędzie; 
I lica jego niewinnych uśmiechów 
Zdają się lękać, jak śmiertelnych grzechów. 
Wszystkie uderza struny po kolei, 
Prócz jednej struny — prócz struny wesela. 
Wszystkie uczucia słuchacz z nim podziela, 
Oprócz jednego uczucia — nadziei. 
Nieraz go bracia zeszli21 niespodzianie 
I nadzwyczajnej dziwili się zmianie: 
Konrad, zbudzony, zżymał się22 i gniewał, 
Porzucał lutnię i pieśni nie śpiewał; 
Wymawiał głośno bezbożne wyrazy, 
Coś Halbanowi szeptał po kryjomu, 
Krzyczał na wojska, wydawał rozkazy, 
Straszliwie groził, nie wiadomo komu. 
Trwożą się bracia... Stary Halban siada 
I wzrok zatapia w oblicze Konrada, 
Wzrok przenikliwy, chłodny i surowy, 
Pełen jakowejś tajemnej wymowy. 
Czy coś wspomina, czyli coś doradza, 
Czy trwogę w sercu Wallenroda budzi: 
Zaraz mu chmurne czoło wypogadza, 
Oczy przygaszą i oblicze studzi. 
Tak na igrzysku, kiedy lwów dozorca, 
Sprosiwszy pany, damy, i rycerze, 
Rozłamie kratę żelaznego dworca, 
Da hasło trąbą: wtem królewskie zwierzę 
Grzmi z głębi piersi, strach na widzów pada; 
Jeden dozorca kroku nie poruszy, 
Spokojnie ręce na piersiach zakłada, 
I lwa potężnie uderzy — oczyma; 
Tym nieśmiertelnej talizmanem duszy 
Moc bezrozumną na uwięzi trzyma23. 

II

Z Maryjenburskiej wieży zadzwoniono. 
Z obradnej sali idą do kaplicy: 
Najpierwszy komtur, wielcy urzędnicy, 
Kapłani, bracia i rycerzy grono. 
Nieszpornych modłów24 kapituła słucha 
I śpiewa hymny do Świętego Ducha. 
Podoba Ci się to, co robimy? Jesteśmy organizacją pożytku publicznego. Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/

Hymn

Duchu, Światło Boże! 
Gołąbko Syjonu! 
Dziś chrześcijański świat, ziemne podnoże 
Twojego tronu, 
Widomą25 oświeć postacią 
I roztocz skrzydła nad syjońską bracią. 
Spod twych skrzydeł niech wystrzeli 
Słonecznymi promień blaski, 
I kto najświętszej godniejszy łaski, 
Temu niech złotym wieńcem skronie rozweseli; 
A padniem na twarz syny człowieka, 
Temu, nad kim spoczywa twych skrzydeł opieka. 
Synu Zbawicielu! 
Skinieniem wszechmocnej ręki 
Naznacz, kto z wielu 
Najgodniejszy słynąć 
Świętym znakiem twojej męki, 
Piotra mieczem hetmanić żołnierstwu twej wiary 
I przed oczyma pogaństwa rozwinąć 
Królestwa twego sztandary; 
A syn ziemi niech czoło i serce uniża 
Przed tym, na czyich piersiach błyśnie gwiazda krzyża. 

*

Po modłach wyszli. Arcykomtur26 zlecił, 
Spocząwszy nieco, powracać do choru 
I znowu błagać, aby Bóg oświecił 
Kapłanów, braci i mężów obioru. 
Wyszli nocnymi orzeźwić się chłody: 
Jedni zasiedli zamkowy krużganek, 
Drudzy przechodzą gaje i ogrody. 
Noc była cicha, majowej pogody; 
Z dala niepewny wyglądał poranek; 
Księżyc, obiegłszy błonie szafirowe, 
Z odmiennym licem, z różnym blaskiem w oku, 
Drzemiąc to w ciemnym, to w srebrnym obłoku, 
Zniżał swą cichą i samotną głowę; 
Jak dumający w pustyni kochanek, 
Obiegłszy myślą całe życia koło, 
Wszystkie nadzieje, słodycze, cierpienia, 
To łzy wylewa, to spojrzy wesoło, 
Wreszcie ku piersiom zmordowane czoło 
Skłania — i wpada w letarg zamyślenia. 
Przechadzką inni bawią się rycerze. 
Lecz arcykomtur chwil darmo nie traci: 
Zaraz Halbana i celniejszych braci 
Wzywa do siebie i na stronę bierze, 
Aby z daleka od ciekawej rzeszy 
Zasięgnąć rady, udzielić przestrogi. 
Wychodzi z zamku, na równinę spieszy. 
Tak rozmawiając, nie pilnując drogi, 
Błądzili kilka godzin w okolicy, 
Blisko spokojnych jeziora wybrzeży. 
Już ranek: pora wracać do stolicy; 
Stają... głos jakiś... skąd... z narożnej wieży: 
Słuchają pilnie — to głos pustelnicy. 
W tej wieży dawno, przed laty dziesięciu, 
Jakaś nieznana pobożna niewiasta, 
Z dala przybywszy do Maryi miasta —  
Czy ją natchnęło niebo w przedsięwzięciu, 
Czy skażonego sumienia wyrzuty 
Pragnąc ukoić balsamem pokuty —  
Pustelniczego szukała ukrycia 
I tu znalazła grobowiec za życia27. 
Długo nie chcieli zezwalać kapłani, 
Wreszcie, stałością prośby przełamani, 
Dali jej w wieży samotne schronienie. 
Ledwie stanęła za święconym progiem, 
Na próg zwalono cegły i kamienie: 
Została sama z myślami i Bogiem; 
I bramę, co ją od żyjących dzieli, 
Chyba w dzień sądny odemkną anieli. 
U góry małe okienko i krata,