O religii - Artur Schopenhauer - ebook + książka

O religii ebook

Artur Schopenhauer

4,0

Opis

Zbiór kilku pomniejszych tekstów Schopenhauera na temat religii. W głównym z nich, dialogu pomiędzy krytykiem a obrońcą religii, autor omawia potrzebę istnienia religii i pożyteczną rolę, jaką spełniają, przekazując w formie alegorycznej, dostosowanej do poziomu większości ludzi, zasady etyczne i ważne, metafizyczne prawdy na temat człowieka i świata. Z drugiej strony zauważa, że historycznie pod sztandarami religii tłumiono niezależność myśli, poszukiwań prawdy i dopuszczano się zbrodni i okrucieństw.

Na uwagę zasługuje druga część szkicu Chrześcijaństwo, w której autor żarliwie potępia przedmiotowe, a wskutek tego okrutne traktowanie zwierząt na Zachodzie, porównując je z odmiennym podejściem do zwierząt i do miejsca człowieka w przyrodzie panującym w religiach Indii, hinduizmie i buddyzmie. Przytacza przykłady szokujących eksperymentów na zwierzętach we współczesnej sobie nauce europejskiej, opowiadając się za ograniczeniem takich badań do niezbędnego minimum oraz za humanitarnym zabijaniem zwierząt hodowlanych. W roku 1851, dekadę przed publikacją pracy Darwina i wybuchem sporu o pochodzenie człowieka, podkreśla, że „zwierzę co do swej istoty jest tym samym, czym człowiek”.

Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.

Artur Schopenhauer
O religii
tłum. Jan Błeszyński
Epoka: Romantyzm Rodzaj: Epika Gatunek: Rozprawa

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 146

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (2 oceny)
0
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Artur Schopenhauer

O religii

tłum. Jan Błeszyński

Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.

Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.

ISBN-978-83-288-5580-9

O religii

Książka, którą czytasz, pochodzi z Wolnych Lektur. Naszą misją jest wspieranie dzieciaków w dostępie do lektur szkolnych oraz zachęcanie ich do czytania. Miło Cię poznać!

Dialog

Demofeles: Między nami mówiąc, kochany przyjacielu, nie podoba mi się, że twoje filozoficzne uzdolnienie objawiasz w sarkazmach, a nawet w jawnych drwinach z religii. Wiara jest dla każdego rzeczą świętą i powinna nią być także dla ciebie.

Filaletes: Nego consequentiam1. Nie pojmuję, czemu miałbym odczuwać respekt dla kłamstwa i obłudy z powodu ograniczoności kogoś drugiego. Prawdę czczę zawsze i wszędzie, lecz z tego właśnie powodu nie szanuję tego, co jej się sprzeciwia. Moją zasadą jest: vigeat veritas, et pereat mundus2, podobnie jak zasadą prawników jest: fiat iustitia, et pereat mundus3. Każda umiejętność powinna mieć analogiczną dewizę.

Demofeles: W takim razie dewiza medycyny brzmiałaby: fiant pilulae, et pereat mundus4 — i ją byłoby najłatwiej urzeczywistnić.

Filaletes: Broń Boże! Wszystko cum grano salis5.

Demofeles: Tak, cum grano salis. Dlatego też pragnąłbym, abyś i religię brał pod rozwagę cum grano salis i abyś przyszedł do przekonania, że wymagania umysłowe tłumu należy zaspokajać według jego zdolności pojmowania. Religia jest jedynym środkiem, aby surowym zmysłom i niezgrabnemu umysłowi pogrążonego w pospolitości i materialnej pracy tłumu oznajmić i dać odczuć głębokie znaczenie bytu. Albowiem człowiek taki, jaki z reguły jest, nie ma pierwotnie zmysłu do niczego innego oprócz potrzeb i żądz fizycznych, następnie dopiero domaga się trochę rozrywki i zabawy. Twórcy religii i filozofowie na to przychodzą na świat, by człowieka z odrętwienia otrząsnąć i wskazać mu na wzniosłe znaczenie bytu: filozofowie czynią to dla niewielu wybranych, twórcy religii dla wszystkich, dla ludzkości w ogóle. Gdyż φιλοσοφών πλήθος αδύνατον είναι6 — mawiał twój Platon7, a ty nie powinieneś o tym zapominać. Religia jest metafizyką ludu; należy mu ją z konieczności zostawić i dlatego na zewnątrz przynajmniej szanować, gdyż odzierać ją z powagi znaczy tyle, co ją odbierać. Jak istnieje poezja ludowa, a w przysłowiach mądrość ludowa, tak samo musi istnieć metafizyka ludowa, albowiem człowiekowi potrzeba koniecznie wytłumaczenia zagadki życia na miarę jego zdolności pojmowania. Przeto8 metafizyka ludowa, która spełnia to zadanie, jest zawsze prawdą ubraną w szatę alegoryczną, a wpływ jej w znaczeniu praktycznym i umysłowym, to znaczy jako wytycznej w postępowaniu oraz jako ukojenia i pociechy w cierpieniach i śmierci, jest tak wielki, jaki byłby wpływ prawdy dla nas, gdybyśmy ją znali istotnie. Niechaj cię nie zraża forma wybujała, barokowa i pozornie sprzeczna z rozsądkiem; twoje wykształcenie i erudycja przeszkadzają ci wyobrazić sobie, jakich potrzeba dróg i okrążeń, aby surowemu umysłowi tłumu uprzystępnić głębokie prawdy. Religie są tylko schematami, w których lud zdoła uchwycić i uprzytomnić sobie prawdę, samą w sobie dlań niedostępną, z którymi jednak w jego umyśle nierozerwalnie się zrasta. Dlatego, mój kochany, drwiny z religii są — nie miej do mnie urazy — oznaką ograniczoności, a zarazem niesprawiedliwości.

Filaletes: A czyż nie jest równie niedorzeczne i niesprawiedliwe żądać, aby nie było innej metafizyki oprócz metafizyki przykrojonej według potrzeb i siły pojmowania ludu? Aby jej nauki stanowiły granicę wszelkich dociekań i wytyczną dla wszelkich ludzkich dociekań, tak żeby i metafizyka owych niewielu wybranych, jak sam się wyraziłeś, redukowała się do potwierdzania, wzmacniania i interpretacji metafizyki ludu? Aby najwyższe władze ludzkiego ducha pozostały bezczynne i nierozwinięte, a nawet stłumione w zarodku, bo ich działalność mogłaby skrzyżować się z metafizyką ludową? A czyż w zasadzie inaczej rzecz się ma z uroszczeniami religii? Czyż godzi się nawoływać do tolerancji i względności komuś, kto sam jest nietolerancją i bezwzględnością? Powołuję się na sądy kacerzy9, inkwizycję, wojny religijne, krucjaty, czarę Sokratesa10, stosy Giordana11 i Vaniniego12 (Savonaroli13)! Chociaż to dziś już minęło, cóż bardziej opiera się prawdziwym filozoficznym dążeniom, szczeremu poszukiwaniu prawdy, temu najszlachetniejszemu powołaniu najszlachetniejszej ludzkości, niż owa konwencjonalna, wzięta przez państwo w monopol metafizyka? Jej prawidła wtłacza się w umysł młodociany z taką powagą, tak głęboko, tak silnie, że o ile nie jest obdarzony przedziwną elastycznością, nie zacierają się one nigdy, co w jego zdrowym rozumie raz na zawsze wypacza jego sposób pojmowania, czyli że z natury już słaba zdolność samoistnego myślenia i niezawisłego sądu osłabia się i psuje na zawsze.

Demofeles: Znaczy to właściwie, że ludzie nabrali przekonania, którego nie mają ochoty pozbyć się i przyjąć natomiast twego.

Filaletes: O, gdyby ono polegało na wniknięciu w istotę rzeczy! Do takiego przekonania można by się zabrać z argumentami i otwarłoby się pole do walki równą bronią. Lecz religie same przyznają, że nie zwracają się do rozumu z dowodami, lecz do wiary z objawieniami. Zdolność do niej jest największa w dziecięctwie i dlatego to dąży się przede wszystkim do opanowania tego wątłego wieku. Dzięki temu zasady wiary zapuszczają swoje korzenie bardziej aniżeli za pomocą gróźb i wiadomości o cudach. Jeżeli się człowiekowi w dziecięctwie przedstawia często pewne zasadnicze poglądy i nauki niezwykle uroczyście i z pozorami najwyższej nieznanej mu dotąd powagi, jeżeli pomija się zupełnie możliwość powątpiewania, albo dotyka się jej tylko na to, żeby na nie wskazać jako na pierwszy krok do zguby i potępienia, wrażenie musi wypaść tak głęboko, że człowiek z reguły, czyli prawie zawsze, staje się tak samo niezdolny do zwątpienia w owe nauki, jak nie wątpi w swoje własne istnienie. Pomiędzy wieloma tysiącami zaledwie jeden będzie miał tyle mocy duchowej, żeby siebie z powagą i szczerze zapytać: czy też to prawda? Toteż słuszniej, niżby się sądziło, nazwano tych, którzy to potrafią: esprits forts14. Dla reszty nie ma nic tak niedorzecznego i oburzającego, w co nie wierzyliby najsilniej, jeżeli w nich to na owej drodze wszczepiono. Gdyby np. szło o to, że zabójstwo kacerza lub niewiernego stanowi istotną część przyszłego zbawienia, każdy niemal uważałby sobie za obowiązek zrobić z tego główną sprawę swego życia, a w chwili zgonu czerpałby we wspomnieniu pociechę, że mu się to udało. Wszak niegdyś prawie każdy Hiszpan uważał auto da fé15 za zbożny i najmilszy Bogu uczynek. Pendant16 do tego stanowi sekta Thugów w Indiach, niedawno stłumiona przez władze angielskie za pomocą licznych wyroków śmierci. Wyznawcy tej sekty objawiali swoją pobożność i cześć dla swej bogini Kali w ten sposób, że przy każdej sposobności zdradziecko mordowali swych przyjaciół i towarzyszy podróży, aby przywłaszczyć sobie ich mienie, i całkiem poważnie żyli w urojeniu, że spełniali coś bardzo chwalebnego i przydatnego dla ich zbawienia17. Tak potężne jest działanie wcześnie wpojonych dogmatów religijnych, że potrafi stłumić głos sumienia, a nawet wszelką litość i ludzkość. Jeżeli na własne oczy i z bliska chcesz widzieć skutki wczesnego wszczepiania wiary, to przypatrz się Anglikom. Spojrzyj na ten ze wszystkich innych najbardziej wyszczególniony przez naturę, ten obdarzony rozumem, sprytem, zdolnością sądu i stałością charakteru naród i popatrz, o ile niżej stoi od innych, jak stał się niemal godny pogardy z powodu swego tępego kościelnego zabobonu, który wśród właściwych Anglikom zdolności zakrawa wprost na stałe zboczenie, na monomanię. Zawdzięczają to wychowaniu znajdującemu się w rękach księży, a ono stara się od najwcześniejszej młodości tak wpoić w nich artykuły wiary, że dochodziło aż do częściowego znieczulenia mózgu. Objawia się ono potem w owej tępej bigoterii18, dzięki której ludzie nawet skądinąd rozsądni i obdarzeni sprytem poniżają się w naszych oczach i przyprawiają nas o przykry zawód co do swojej osoby. Jeżeli zważymy, że do osiągnięcia tych ładnych rezultatów nieodzowną jest rzeczą wszczepianie wiary już w wieku dziecięcym, to istota misji okaże się nam nie tylko szczytem natręctwa, arogancji i impertynencji, lecz wprost absurdem, tam, gdzie nie ograniczają się do ludów znajdujących się w stadium dzieciństwa, jak np. u Hotentotów19, Kafrów20, Polinezyjczyków itd., gdzie też misje rzeczywiście odniosły skutek. Tymczasem w Indiach wyznawcy braminizmu21 kazań misjonarzy słuchali z łaskawie pobłażliwym uśmiechem albo wzruszeniem ramion. W ogóle w Indiach pomimo przyjaznych okoliczności próby nawrócenia nie udały się. Sprawozdanie autentyczne w XXI tomie „Asiatic Journal” z r. 1826 głosi, że po wieloletniej działalności misjonarzy w całych Indiach (część ich stanowiąca kolonie angielskie sama posiada 115 milionów mieszkańców) naliczono 300 nawróconych. Czytamy tam także, że nawróceni wyróżniali się wśród innych przez swe niemoralne życie. Wśród tylu milionów znalazło się tylko 300 dusz sprzedajnych, kupionych. Czy od owego czasu szanse chrześcijaństwa poprawiły się, nie wiem i nigdzie nie znalazłem wzmianki o tym, chociaż misjonarze teraz starają się w szkołach angielskich, poświęconych wyłącznie nauce świeckiej, wbrew umowie oddziaływać na dzieci w duchu religijnym, aby przemycić chrześcijaństwo, nad czym jednak Hindusi zazdrośnie czuwają. Gdyż, jak już powiedziano, tylko wiek dziecięcy, a nie męski, jest porą dla posiewu wiary; najmniej zaś plonu daje ten siew tam, gdzie zakorzeniła się przedtem już inna wiara. Przekonanie natomiast, którym się zasłaniają dorośli nawróceni, jest z reguły tylko maską jakiejś osobistej korzyści. Ponieważ odczuwa się, że nie może być inaczej, większość ludzi pogardza człowiekiem, który w wieku dojrzałym zmienia religię bez względu na to, że okazuje się w ten sposób, iż religii nie uważa się za rzecz rozumnego przekonania, lecz za skutek wczesnego wszczepienia wiary jeszcze przed wszelaką możliwością zbadania. Słuszność ich poglądu pod tym względem wynika stąd, że nie tylko ślepo wierzący tłum, lecz także i duchowieństwo, które zna źródła zasady, dogmaty i kwestie sporne swej religii, trzyma się wiernie i gorliwie wierzeń swego kraju, skąd pochodzi, że zmiana religii lub wyznania u osób duchownych należy do bardzo rzadkich wyjątków. Tak np. widzimy, że kler katolicki głęboko jest przekonany o prawdziwości wszystkich dogmatów religii katolickiej; tak samo rzecz się ma z klerem protestanckim; jedni i drudzy z równą gorliwością bronią przykazań swego wyznania. A jednak to przekonanie zawisło22 tylko od kraju, w którym się urodzili. Duchowni południowoniemieccy są przekonani o prawdziwości dogmatów Kościoła katolickiego, a północnoniemieccy o prawdziwości protestanckiego. Jeżeli to przekonanie opiera się na podstawach rzeczowych, to muszą one zależeć od klimatu, jak rośliny, z których jedne tylko tu, a drugie tylko tam się udają. Lud zaś przyjmuje z wiarą przekonania tych miejscowych przekonanych.

Demofeles: Nic to nie szkodzi i w gruncie rzeczy nie stanowi różnicy; istotnie protestantyzm np. nadaje się lepiej dla północy, katolicyzm zaś dla południa.

Filaletes: Pozornie tak. Lecz ja rozważam to z wyższego punktu widzenia i mam ważniejsze względy na oku, mianowicie postęp rodzaju ludzkiego na drodze do poznania prawdy. Czyż nie jest względem tego postępu czymś strasznym, że każdemu, gdziekolwiek by się urodził, wszczepia się już w najwcześniejszej młodości pewne twierdzenia z zapewnieniem, że najlżejsze powątpiewanie o nich naraża go na utratę wiecznego zbawienia, tym bardziej że te twierdzenia stanowią podstawę wszystkich naszych późniejszych gałęzi poznania, że określają zatem na zawsze punkt naszego widzenia i że jeżeli raz są fałszywe, wypaczają go też na zawsze. Ponieważ bowiem ich wyniki wciskają się w cały system poznania, fałszują tym samym całą ludzką wiedzę. Dowodzą tego wszystkie literatury, szczególnie zaś literatura średnich wieków, a niestety aż nadto także XVI i XVII wieku. Nawet umysły pierwszorzędne były w owych czasach jakby tknięte paraliżem wskutek takich fałszywych pojęć zasadniczych, a szczególnie istota i działanie przyrody były dla nich jakby deskami zabite.

W całej tej epoce chrześcijańskiej teizm jak dusząca zmora przygniata wszystkie, a szczególnie filozoficzne dążenia i tamuje albo skarla23 wszelki postęp. Bóg, diabły, aniołowie, demony zasłaniają uczonym ówczesnym całą przyrodę; żadnego badania nie doprowadza się do końca, nigdzie nie dociera się do dna rzeczy; wszystko, co przekracza najbardziej wpadający w oko związek przyczynowy, usuwa się z drogi za pośrednictwem wyżej wymienionych osobników i powiada się, jak się przy podobnej sposobności wyraża Pomponacjusz24: certe philosophi nihil verisimile habent ad haec, quare necesse est, ad Deum, ad angelos, ad daemones recurrere25 (De incantationibus, c. 7). Wprawdzie Pomponacjusza można w cytowanym ustępie posądzać o ironię, jako iż chytrość jego skądinąd jeszcze jest znana, lecz bądź co bądź wypowiedział tu ogólny pogląd współczesny. Ilekroć jednak posiadał ktoś tyle rzadkiej umysłowej gibkości, że sama zdołała potargać krępujące ją więzy, wtedy jego pisma, a czasami i jego razem z nimi spalono na stosie, jak to przytrafiło się Brunonowi i Savonaroli. Jak dalece przeciętne umysły paraliżuje owa wczesna metafizyczna przyprawa, można najjaskrawiej i ze strony humorystycznej widzieć wówczas, gdy taki paralityk podejmie się krytykowania innych wierzeń. Stara on się z reguły tylko troskliwie o wykazanie, że dogmaty wyznania zaczepionego nie zgadzają się z dogmatami jego własnego, i udowadnia mozolnie, że nie tylko nie wypowiadają tego, co zawierają jego dogmaty, lecz nawet nie ma się w nich tego na myśli. W ten sposób zdaje mu się, że wykazał fałszywość obcego wierzenia. Wcale nie przychodzi mu na myśl postawić sobie pytanie, które z nich może mieć słuszność, lecz uważa artykuły swej własnej wiary już a priori26 za zasadnicze pewniki. Ucieszny przykład tego rodzaju apologetyki dał nam wielebny27 pan Morrison w XX tomie „Asiatic Journal”, gdzie krytykuje religię i filozofię Chińczyków, że się aż wesoło robi.

Demofeles: Taki zatem jest twój wyższy punkt widzenia. Zapewniam cię jednak, że istnieje punkt jeszcze wyższy. Maksyma primum vivere, deinde philosophari28 posiada głębsze znaczenie niż to, które od razu w oczy uderza. Przede wszystkim chodzi o to, aby prymitywne i barbarzyńskie umysły tłumów poskromić i powstrzymywać je od ostatnich bezprawi, od okrucieństw, aktów przemocy i nikczemności. Gdybyśmy czekali aż do czasu, w którym prawda dla tych głów stanie się dostępna, spóźnilibyśmy się niezawodnie. Przypuściwszy bowiem, żebyśmy ją już znaleźli, przekraczałaby ona pojętność tłumów. Dla nich może się przydać jedynie odpowiednia szata alegoryczna, przypowieść, mit. Powinien istnieć, jak powiada Kant29, jedyny dla wszystkich sztandar cnoty i prawa, a powinien zawsze powiewać wysoko. W gruncie rzeczy obojętne jest, jakie heraldyczne figury widnieją na nim, jeśli tylko oznacza on to, co się ma na myśli. Taka alegoria prawdy jest zawsze i wszędzie, dla większości rodzaju ludzkiego przydatnym surogatem30 prawdy, która pozostaje dla niej na zawsze niedostępna, i ogólnie filozofii, której jest dla niej niepojmowalna. Pomijam bowiem to, że filozofia codziennie zmienia swą postać i w żadnej jeszcze nie zdobyła sobie powszechnego uznania. Praktyczne cele, mój kochany Filaletesie, zawsze mają pierwszeństwo przed teoretycznymi.

Filaletes: Zgadza się to z prastarym powiedzeniem pitagorejczyka Timajosa z Lokrów31: τὰς ψυχὰς άπείργομες ψευδέσι λόγοις εἴ κα μὴ ἄγηται άλαθέσι32 (De anima mundi, wyd. Stephanus, s. 10433). Budzisz prawie we mnie podejrzenie, że chcesz przez to powiedzieć:

Doch, guter Freund, die Zeit kommt auch heran,
Wo wir was Gut’s in Ruhe schmausen mögen34

A twoje napomnienie do tego zmierza, abyśmy zawczasu przedsięwzięli środki ostrożności, iżby nam wzburzone fale rozszalałych tłumów nie przeszkadzały przy uczcie. Lecz ten punkt widzenia jest równie fałszywy, jak modny dziś i pochwalany, sprzeciwiam się zatem niemu. Fałszywym jest pogląd, jakoby porządek państwowy i społeczny nie dał się utrzymać bez pomocy religii i artykułów wiary i jakoby sądownictwo i policja potrzebowały dla spełnienia swych zadań religii jako koniecznego uzupełnienia. Jest to fałszem, chociażby to powtarzano sto razy. Rzeczywistą i niezbitą instantia in contrarium35 dostarczają nam ludy starożytne, a szczególnie Grecy. U nich bowiem nie istniało to, co my nazywamy religią. Nie posiadali świętych pism ani dogmatów, których by nauczano, których znajomości żądano by od każdego i co wszczepiano by od najwcześniejszej młodości. Słudzy religii wcale nie wygłaszali morałów, ani dbali o moralność publiczną, a niemniej kapłani nie troszczyli się ani o moralność, ani o uczynki ludzi. Obowiązki ich ograniczały się do odprawiania ceremonii, modłów, śpiewów, ofiar, uroczystych pochodów, lustracji itd., co bynajmniej nie miało na celu doskonalenia moralnego poszczególnych jednostek. Cała tzw. religia polegała na tym, że, szczególnie w miastach, niektórzy z bogów maiorum gentium36 posiadali świątynie, w których oddawano im cześć boską z ramienia państwa, czyli że kult był tam rzeczą policji. Nikogo oprócz funkcjonariuszy przeznaczonych do wykonywania czynności kultu nie zmuszano do uczestniczenia w obchodach albo do wiary. W całej starożytności nie ma śladu, aby kogoś zmuszano do wiary w pewne dogmaty. Jedynie kto publicznie zaprzeczał istnieniu bogów lub też ich w inny sposób bezcześcił, podlegał karze, gdyż obrażał państwo, które służyło bogom; poza tym mógł o tym każdy sądzić, jak mu się podobało. Jeżeli komuś podobało się z własnej inicjatywy za pomocą ofiar lub modłów starać się o przychylność tego lub owego boga, mógł to swobodnie uczynić na własny koszt i odpowiedzialność; gdy tego nie czynił, nikt nie miał nic przeciw temu do powiedzenia, a najmniej państwo. U Rzymian każdy miał u siebie w domu swoje Lary i Penaty37, przedstawiające w gruncie rzeczy tylko wizerunki przodków zmarłych (Apulejusz, De deo Socratis, 15, wyd. Bipont, vol. 2, s. 237). O nieśmiertelności duszy i życiu pośmiertnym nie mieli starożytni wyraźnego i w dogmat ujętego wyobrażenia, lecz tylko luźne, niejasne, problematyczne mniemania, każdy na swój sposób, a równie nieokreślone, niejasne i osobiste były wyobrażenia dotyczące bogów. A zatem religii w naszym znaczeniu starożytni nie mieli. A czy mimo to była u nich anarchia i bezprawie? Czy nie istniał raczej u nich tak wzorowy porządek, że ich prawa i ustrój prawno-państwowy do dziś dnia jest dla nas podstawą? Czyż własność u nich, chociaż składała się w znacznej części z niewolników, nie była bezpieczna? I ten stan rzeczy czyż nie przetrwał tysiącleci?

Z tych względów nie mogę uznać celowości praktycznej i konieczności religii w znaczeniu przez ciebie wyżej podanym i dziś modnym, jako nieodzownej podstawy wszelkiego porządku prawnego, i muszę się temu sprzeciwić. Albowiem z tego punktu widzenia szczere i czyste dążenie do prawdy byłoby co najmniej donkiszoterią38, a w razie, gdyby w poczuciu swego prawa odważyło się wskazać na dogmat jako na uzurpatora, który zajął tron prawdy i zajmuje go przez ciągłe oszustwo, byłoby zbrodnią.

Demofeles: Religia nie sprzeciwia się prawdzie, gdyż sama uczy prawdy. Ponieważ jednak pole jej działalności nie ogranicza się do sali wykładowej, lecz rozciąga się nad całym światem i obejmuje całą ludzkość, nie może ona stawiać prawdy nagiej przed oczy tak różnorodnej publiczności, o potrzebach i zdolnościach tak różnorodnych, lecz potrzebuje pewnej przyprawy. Prawdy nie można dawać w stanie czystym. Możesz ją w tym względzie porównać do pewnych pierwiastków chemicznych, które są lotne i dla celów praktycznych, dla przechowania lub kursowania w handlu bywają łączone z ciałami stałymi, gdyż inaczej ulatniają się, jak np. chlor, którego dla celów praktycznych używa się tylko w postaci chloranu. Jeżeli zaś prawda czysta i oderwana, wolna od wszelkiej przymieszki mitycznej, dla nas wszystkich, nawet dla uczonych jest niedostępna, wtedy można ją przyrównać do fluoru, którego w stanie czystym nie można używać, lecz tylko w połączeniach. Albo — potocznie mówiąc — jeżeli prawdy niepodobna39 przedstawić inaczej jak tylko mistycznie lub alegorycznie, to podobna jest do wody, której bez naczynia nie można przenosić z miejsca na miejsce; filozofowie zaś szukający prawdy i tylko prawdy podobni są do człowieka, który rozbija naczynie, aby mieć wodę samą dla siebie. Być może, że tak jest istotnie. W każdym razie religia jest prawdą wyrażoną symbolicznie i alegorycznie i przez to uprzystępnioną ludzkości, która by jej w stanie czystym znieść nie mogła, tak samo jak nie może oddychać czystym tlenem. Bez przenośni: głębokie znaczenie i szczytne zadanie życia można ludzkości wyjaśnić tylko symbolicznie. Filozofia czysta zaś jest, jak misteria eleuzyńskie40, przywilejem niewielu wybranych.

Filaletes