Kometa zawraca - Justyna Radczyńska-Misiurewicz - ebook

Kometa zawraca ebook

Justyna Radczyńska-Misiurewicz

0,0

Opis

Trzeci ze zbiorów poetyckich autorki, wydany przez Staromiejski Dom Kultury w Warszawie w roku 2009. Zawiera wiersze, z których każdy jest osobną historią, zapisem uczuć, refleksji, nieprzeciążone hermetycznością, niekiedy wręcz mające charakter zabawy formą (Pantumy). W części z nich, ilustrując zalewające nas wielosłowie konsumpcjonizmu, autorka nie waha się obficie wykorzystywać fraz zaczerpniętych z rozmaitych stron internetowych.

Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.

Justyna Radczyńska-Misiurewicz
Kometa zawraca
Epoka: Współczesność Rodzaj: Liryka Gatunek: Wiersz

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 68

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Justyna Radczyńska-Misiurewicz

Kometa zawraca

Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.

Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.

ISBN-978-83-288-5833-6

Kometa zawraca

Legenda kolorów1 — wszystkie teksty autorskie zostały zapisane atramentem koloru marengo; pozostałe, do których bibliografia znajduje się na końcu książki — kolorem pruskiego błękitu, zaś sama bibliografia zielenią Paola Veronese’a, zwaną także emerald green.

Legumina magia

Książka, którą czytasz, pochodzi z Wolnych Lektur. Naszą misją jest wspieranie dzieciaków w dostępie do lektur szkolnych oraz zachęcanie ich do czytania. Miło Cię poznać!

Kometa zawraca

Kim jest ta, która wydaje się chmurą

Rzeczywiście magia oponuje wywołując wrażenia  
i okazuje się ze zdumieniem, że kieszonkowa kuleczka 
imituje wejście do naszego snu. Och, to, że się można  
tam znaleźć wymaga w istocie tylko prześwietlenia. 
Dlatego JA poznaje kulę i ją wydrąża, ale który cykl 
jest akurat grany, ma szczególne znaczenie. 
Duch moralny przesuwa demony po liniach prostych. 
Okrążają wszystko, co zaokrąglone i połączone  
z portem schronienia. Sam diabeł zaś przesiaduje  
w kątach, dlatego nie może sobie znaleźć miejsca  
w okrągłych pomieszczeniach. 
Tak więc widok jest pozytywnym zjawiskiem  
gdyż lustra rozważają postać. I kostka naraz zwija się 
w kulę, przypominając sobie o przyjemnościach gry. 
Zwija się w doskonałość cyfr, z całych sił w symbol  
kolistego miejsca i zgodnie z filozofią kształtów  
pozostaje tylko dusza w związku kulistym. 
Na drodze indywiduacji i samourzeczywistnienia  
wiele z jej wymiarów przenika. 
A co zostaje na wybrzeżu trudności: tajny środek  
albo mały list, czasem motyw braku lustra  
i niemożność odzwierciedlenia emocjonalnej litery 
albo drobny liść z drzewa wiadomości dobrego  
i zdrewniały pęd drzewa złego. 
Tak długo oblicza się, żeby pisać, bo pobudza, co wreszcie miało wystarczać.  
I budzi się następny wieczór w późną noc, zanim się sen zamarzy. 
Ale zupełnie inne kule śniły się Hildegardzie z Bingen2. 

Zapewne

nie jest strategią pozostania przy życiu,  
ani sposobem na hałas. Wytrwałość jest śmieszna,  
kiedy wspomina się oczarowane jeziora, 
głuche kampanie i brzęczące bory, w których głos  
podąża za echem przez całe stulecia. Ząb  
czarownicy? Ważne są kwiatki i jeszcze rym 
„czas — las”, bo gdy lasy płoną, czas  
poświęca też kwiaty na zmarnowanie. 
Spróbuj je chronić! Tylko spróbuj je ukryć,  
nim gumowe podeszwy przyprą je do ziemi, 
możesz latać jak płaski księgowy do kierownictwa  
wiele razy. Pięć, a nawet dwanaście. Tren wierszy  
i odmian (wyksięgować tren z kwiatów),  
jedwab wzniosły jak szron i biały kamień  
niech występują w niepamiętnym porządku,  
obliczają kolor figur i cyfrę Saturna  
w samodzielnym pokoju. Ale ta miotełka!? 
Widzisz, jak zdmuchuje płatki w niebo jak ranne confetti, 
to wiatr, gdy otwierasz drzwi na niepogodę, 
posyła swe najlepsze kwiaty na świat w podskokach. 
Nie zbieraj ich potem z ziemi smutnymi rękami. 
Patronka wilków i rosomak obrońca 
wywróżą ci jeszcze słowny zapał. Nie odpisuj listom, 
może maj zaśpiewa. Maj bez uprzedzenia? 
Powie nagle, jaka jest rada na pokój i wojnę,  
na uciążliwość lotu, na stałość stajennej drabiny,  
i jak rozdanie kart, a jak handel rzeczy? 

Wyśmienita, śpiewana gra do rana

Wieczory z keksem i mandoliną przy dźwiękach  
ballady spadającej wody. Czy pamiętasz,  
towarzyszyła nam wtedy poezja śpiewana? 
(Liryki dużych fiatów, o małych nie mówi się tak) 
Zbiera się dziś na pączki, kwiatowy poranku,  
zasypiałeś z tajemnicą zmian pogodowych  
i napadło nas nagle masowe zmęczenie i docisnęło  
powietrze, jak nie lubimy. Takie życie na orbicie. 
(A atmosfera na orbicie nie do wytrzymania od pięciu lat!) 
Już późna dziesięciolatka w kraterze. Jak kosmonauci  
nie stronią od dobrej pobudki, tak my od przepalenia.  
Słoneczko odgrzewa drugą stronę mapy. Miło. 
Lecz naigrawa się krzepkie życie z piękna materiału,  
(którego kosmici używają od lat) 
Więc zbieraczku, wycieczko, podążaj cieniem! 
W papę kretynkom, niech mają dość na siedem lat. 
Ho, ho, kręcą się tutaj lody, bije pianka w uszach. 
Trzeba to uczcić i wiać. Bo inaczej znów uczczą tu nas. 
Podoba Ci się to, co robimy? Jesteśmy organizacją pożytku publicznego. Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/

Nieopanowany

Spróbujmy sporządzić rysunek wiersza  
jak na robótkach odręcznych w psychiatryku. 
Czytało się układem krążenia i płakało zawsze  
na tej stronie, która była niezmienna. 
Wtedy świetlica zmieniała się w czeluść. 
Po jednej stronie gwiezdny odwyk, po drugiej  
apokalipsa i winylowe kwiatuszki na tapecie. 
Nic nie było na dnie — żadnej pieśni pod pieśniami,  
szukało się wszędzie, lecz nie znalazło. A wyobrażenie  
koturnów płomienia niezmiennie przerażało. I te rzeki iskier,  
które płynęły za nami, wypalając ślad jak grawerunek na śniegu. 
Nie podpływały zbyt blisko, wystarczyło tupnąć,  
a ich języki ustępowały jak liście spłoszonej mimozy. 
Pełzały korzystając z faktu, że oczy nie otwierają się  
z tyłu głowy. Pseudomim kręcił na świat te różne, smukłe ognie,  
biegające po śladach wczorajszej komety — w poziomie, by uniknąć kolizji  
z taflą jeziora albo nawet z hosanną przeszklonego nieba. 
I żeby nie skonać w zenicie, bo kto by tak chciał? 
Więc spadały gładko za serdeczny horyzont. 
Wyszłam na ten boski pokaz w cienkiej sukience bez rękawów. 
Drżałam trochę z zimnego strachu. Więc wymówiłam: dobranoc. 
A pomyślałam: 
to już koniuszek rewii, nie związanej z życiopisaniem. 
Teraz czas na megahistorię i jej wysokie standardy. 
Kupiłam czteropak tiktaków z różowym goździkiem diody. 
Kasuje się telefony, których nie chce się zastosować, 
ale ktoś zawsze podaje ci je do wiadomości w szkicu,  
eseju albo szczerym dzienniku. Bo wiadomość to coś,  
co ktoś wie i z czasem rozpowszechni. 
Jakaś głupia ryba gapiła się na mnie, więc to z pewnością  
nie był tuńczyk. One tak się nie zachowują. Ziewała przy mnie.  
Tuńczyk jest nieopanowany. 
Ja postępuję tak dalej — do wiosny, do jej pierwszego ceremoniału.  
Potem będę budować śnieżne podstępy w ogrodzie różanym.  
Różnie się mówi, że jest nieopanowany. 

To regain strength, energy or vitality.3

Duże krasnale z lampą to marzenie niejednego ogrodnika, ale niebezpieczeństwo  
czyha na każdym kroku. Bowiem źli ludzie obmawiają ogródki wielbicieli  
krasnali, natrząsają się z nich. Tacy ludzie zdarzają się w każdej narodowości.  
Nie wolno oczywiście generalizować i oceniać po małym procencie ludności  
kraju, ale wiadomo, że źli ludzie nigdy nie śpiewają. 
A kaczątko i dewiza firmy? Nie występuje w praktyce inne niż brzydkie, 
zaś dewizą firmy jest wieloletnia współpraca z usatysfakcjonowaną klientką, 
realizowana poprzez indywidualne traktowanie jej problemów oraz zasada, 
że klientka zasługuje tylko na to, co najlepsze. 
Żyjemy w czasach trudnych miłości i ciężkich, stężonych uczuć. Żyjemy 
w czasach niewyrażonych uczuć i ciężkich, stężonych nerwic. Gdzieś pomiędzy 
nami rozciąga się oko kamery, pryzmat, przez który patrzymy. Na książki przez  
pryzmat recenzji, na filmy przez pryzmat nagród, na ludzi przez pryzmat mediów. 
Na rzeczywistość przez pryzmat fotografii. 
Mówi się: spełnij oczekiwania klientów, a staną się lojalni i mniej podatni  
na działanie konkurencji, ale uznanie zdobyte poprzez spełnienie oczekiwań ludzi  
nie jest prawdziwą miłością, a jedynie relacją służącą do zaspokojenia własnych 
pragnień kosztem drugiej osoby. 
Spełnienie oczekiwań klienta osiągamy poprzez podstawową zasadę — kompromis 
z klientem, ale dopiero spełnienie oczekiwań, z których klient w danej chwili  
nie zdaje sobie sprawy, może wywołać jego zachwyt. 
Bezgraniczny zachwyt? Częste sięganie po książkę dostarcza rusztowania  
chroniącego przed wpadaniem właśnie w bezgraniczny zachwyt nad każdym  
świeżym odkryciem rusztowania umożliwiającego jego trzeźwą ocenę. 
Proust pisał o młodych mężczyznach, którzy pozbawieni wpływu kochanki,