W walce o równe prawa. Nasze bojownice - Cecylia Walewska - ebook

W walce o równe prawa. Nasze bojownice ebook

Cecylia Walewska

0,0

Opis

Wydane w 1930 r. przez redakcję tygodnika „Kobieta Współczesna”

Wcześniejsza publikacja „przygotowawcza: Ruch kobiecy w Polsce (cz. 1–2, 1909)

Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.

Cecylia Walewska
W walce o równe prawa. Nasze bojownice
Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne Rodzaj: Epika Gatunek: Publicystyka

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 229

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Cecylia Walewska

W walce o równe prawa. Nasze bojownice

Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.

Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.

ISBN-978-83-288-6109-1

W walce o równe prawa. Nasze bojownice

Pani Matyldzie Grohmanowej — drogiej przyjaciółce lat najmłodszych — koleżance — Jej czujnej myśli i wrażliwej na potrzeby społeczno-intelektualne duszy książkę tę poświęca

C. Walewska

Najgłośniejsze hasła walki o równouprawnienie kobiet przypadły w okresie ciężkiej niewoli, kiedy najsrożej jęczała Polska pod uciskiem władz zaborczych. Żądać wówczas praw dla połowy obywateli, kiedy nie miało ich całe społeczeństwo — czyż nie paradoks? — I gorzej niż paradoks — czy nie trwonienie sił nadaremne? Nie strata czasu i prężności czynu?

Padały wyroki potępienia na „polskie sufrażystki1”.

Karykaturowały je pisma humorystyczne. Żerował na nich dowcip uliczny. A one — niezrażone — szły sobie własną drogą bez odchyleń i zawracań, coraz odrzucając jakiś głaz wyboisty. A za nimi rył się ślad wyraźny, nie tylko walki o równouprawnienie, ale i tej najświętszej, najdroższej sercom naszym — walki o duszę ludu polskiego, na którą czyhały łapy zaborcze.

Dzieje trudu naszych bojownic to rytm, siła, napięcie, żywioł pracy najbardziej uspołecznionej. Pracy jednostek, dla których sprawy ogólne pokrywały wszelkie ich cele i pragnienia osobiste.

Idea wyzwolenia kobiety łączyła się tak ściśle z dążeniem do wyzwolenia narodu, z żarem najgłębszego patriotyzmu, największych ofiar w imię dobra ojczyzny, z ciągłym nieceniem kaganka w podziemiach, że często, może najczęściej, hasła główne służyły jako płaszcz ochronny dla innych, niedozwolonych.

Bo w byłej Kongresówce tzw. „ruch kobiecy” jako „nieszkodliwa chimera2” cieszył się zawsze największą względnością rządu rosyjskiego — właściwie cenzury i władz administracyjnych. Wolno było pisać na temat emancypacji swobodnie i niekiedy nawet zwoływać wiece publiczne w tych sprawach, pod które podszywało się zręcznie różne inne, mniej uprzywilejowane.

Feministki nasze — ten żywioł zawsze czujny, pełen pomysłowości, przeważnie kulturą zachodu wykarmiony, wprowadził do nas niejedną instytucję, stworzył niejedną organizację, stanowiącą zarodek tego, co powstaje dziś w wolnej Polsce z ramienia ministerstw, gmin, samorządów, otoczone ich pieczą.

Nie doczekało wyzwolenia Rzeczypospolitej Polskiej wiele spośród najczynniejszych bojownic ruchu kobiecego. Zmarła przedwcześnie jego hetmanka. Te, które zostały, zajmują dziś przeważnie czołowe stanowiska na placówkach naszych oświatowo-społeczno-kulturalnych. Mamy spośród nich przedstawicielki narodu w Sejmie i Senacie, radne miejskie, urzędniczki wysokich kategorii, kierowniczki zakładów oświatowych i zawodowych. Wszystkie dojrzałe do zadań podjętych i łączące z pracą swoją zawodową głębokie zrozumienie obowiązków obywatelskich.

Sylwetki ich w książce niniejszej objęły grupę działaczek sprzed okresu wojennego i powinny przekonać ludzi dni dzisiejszych, że wołanie o równe prawa nie było nigdy jedynym ich celem.

Jeżeli współcześni uważali za rzecz zbędną dopominanie się kobiet o równe prawa i walkę o nie, to z drugiej strony ludzie dzisiejsi nie wierzą, aby taka walka istniała kiedykolwiek. Przyszła niepodległość Polski. Stanął u steru rząd socjalistyczny. Wydał dekret o pięcioprzymiotnikowym powszechnym głosowaniu bez różnicy płci. No i spadła gwiazdka z nieba. Zostałyśmy pełnoprawnymi obywatelkami wolnego państwa naszego.

Mamy już całe pokolenie kobiet, które bez własnego udziału osiągnęły czynne i bierne prawo wyborcze. Niechże wiedzą, z jakim twardym wysiłkiem przygotowywany był grunt dla uświadamiania społeczeństwa o konieczności przyznania go. Niech wiedzą, jak bardzo życiem i czynem stwierdziły nasze bojownice prawa swoje do mandatu przedstawicielek narodu i z jaką pełną ufnością przelewają je na swe młode następczynie.

Bo czy wolno im spocząć na laurach? Czy skończył się dla nich tzw. „ruch kobiecy”? Czy nie mają już nic do zrobienia poza utrzymaniem zdobyczy, jakie zastały?

Dźwigać się trzeba zawsze i walczyć ciągle i szukać nowych dróg, dążyć do mety w wyścigu, wyzwalać się w samych sobie. Ogrom założeń zmniejszył się dla nowo wstępujących jednak o tor zasadniczy, już wyżłobiony. Energia, baczność, czujność, wytrwanie i myśl twórcza zwrócić się winny ku tym poczynaniom, które stwarza konieczność chwili obecnej.

Równouprawnienie nasze oprzeć się musi na twardej opoce życia praktycznego, aby nie zostało błędnym, teoretycznym ognikiem.

Pracować trzeba długo, wytrwale nad zniesieniem wszystkich ograniczeń praw kobiety w kodeksie cywilnym. Wzmocnić troskę o ochronę pracy kobiet i dzieci. Domagać się powiększenia liczby inspektorek pracy i kadr kobiecych policji państwowej. Żądać równej płacy za równą pracę. Ochrony macierzyństwa, zabezpieczenia wdów i sierot, zapomóg dla położnic, wzmocnionej walki z reglamentacją prostytucji, handlem żywym towarem i alkoholizmem, zdwojonej opieki nad emigrantkami itd., itd. A przede wszystkim — dążyć na przebój do zajmowania stanowisk odpowiadających zdolnościom, wykwalifikowaniu i wiedzy kobiety, wbrew zakorzenionemu przesądowi, że wyższe szczeble hierarchii zawodowej należą się tylko mężczyźnie, choćby mniej przygotowanemu i uzdolnionemu.

*

Jak uszeregować w książce, jaką kolejność wyznaczyć bojownicom naszym w pochodzie ich czynu!

Zaródź ruchu kobiecego wyszła z byłej Kongresówki. Tu hasła swoje rzucił Prądzyński. Tu działała i skupiła dokoła siebie najwybitniejsze siły kobiece Paulina Kuczalska-Reinschmit, pionierka feminizmu, oddziaływając na dzielnice zakordonowe. Z jej osobą łączyła się ściśle praca sztabu, który ją otaczał. Więc czyż można rozdzielić grupę, tak mocno zespoloną?

Odrębne koło już nie bojownic, ale gorących orędowniczek ruchu kobiecego stanowią te nasze uczone, które w pracach naukowych teoretycznie, a życiem własnym praktycznie stwierdzały zawsze konieczność wyzwolenia kobiety z więzów społeczno-prawnej zależności. Im więc należy się miejsce oddzielne.

W byłym zaborze austriackim miał ruch kobiecy odmienny charakter wobec możności względnego realizowania haseł walki o równe prawa. Stąd konieczność zgrupowania go w samym sobie.

Wielkopolska, zajęta obroną tych nielicznych placówek życia narodowego, jakie jej pod pięścią pruską jeszcze zostały, w tym kierunku wyłącznie skupiała wszystkie swe wysiłki. Pionierką ruchu kobiecego była tam Emilia Szczaniecka3, owa „czarna pani”, z którą w czasie powstania listopadowego stykał się przy chorych i rannych w Warszawie dr Karol Marcinkowski, wiekopomny twórca Towarzystwa Naukowego i tylu innych organizacji w Poznaniu. Ta, której oddal swe serce i nieziszczone nigdy marzenia o szczęściu osobistym.

Szczaniecka zrealizowała swoje dążenia emancypacyjne przeważnie w dźwiganiu kobiet ku światłu wiedzy. Założone przez nią w 1871 r. Stowarzyszenie Pomocy Naukowej dla Dziewcząt w 30 lat później liczyło już 2500 członków. Żadne zresztą ze stowarzyszeń kobiecych ówczesnych, nawet kilka tych o charakterze postępowym, jak „Promień”, „Warta” i inne, nie rzucały haseł równouprawnienia.

Życie Szczanieckiej mało jest znane dotychczas. Przyszłość musi przynieść Polsce monografię tej bohaterki i przeczystej, świetlanej postaci.

Stowarzyszenia na Górnym Śląsku, jak Koło Kobiet Polskich w Gliwicach, założone przez p. Omańkowską4, Ognisko w Katowicach (o zabarwieniu socjalistycznym), Czytelnia Kobieca w Kościanie itd. — poza samokształceniem dążyły tylko do do współdziałania w obronie narodowej.

*

Czy należałoby włączyć autorki nasze — Orzeszkową i Konopnicką — w szeregi walczące o równouprawnienie?

Konopnicka parokrotnie chwytała za oręż, Przemawiała na wiecach płomieniście. Rzucała gromkie, bezkompromisowe hasła. W sylwetkach „Naszych bojownic”, zwłaszcza Orki-Rajchmanowej i Dulębianki, widzimy pełny jej „czyn” w dziedzinie ruchu kobiecego, tak ściśle związany z działalnością grupy, że wyodrębnienie go byłoby powtórzeniem całej akcji na stronicach jednej i tej samej książki.

Geniusz Konopnickiej stanął na najwyższych szczeblach poezji, wiedzy, zrozumień obywatelskich i objął najszersze — swoje własne widnokręgi. Że w sprawie kobiecej musiała iść ławą, tego wymagała konieczność. Nazwiskiem swoim opromieniła kilka zbiorowych wystąpień, co dodało nowy liść do wieńca jej chwały. Ale — jak prosty żołnierz — podporządkowywać się musiała rozkazom wodza głównego — hetmanki z Warszawy. Stała przed nią na baczność wielka poetka, więc w ruchu kobiecym pierwszych miejsc zająć nie mogła, w ostatnich ani średnich postawić jej nie przystoi.

Orzeszkowa Martą jak wielkim dzwonem zbudziła ze snu kobiety. Porwały się do pracy. Zrozumiały, czym powinna być i czym jest w życiu samowystarczalność. Marta — po „entuzjastkach”5 — to drugi potężny etap w ruchu kobiecym. Ale Orzeszkowa, jak współczesny jej Prądzyński, bała się bezkompromisowości. Pełne równouprawnienie? Aby to nie zaszkodziło innym najdonioślejszym sprawom, sprawie narodowej przede wszystkim.

„Radykalne zmiany” — pisze w studium swoim Polka — muszą przynajmniej na czas jakiś w stosunkach i opiniach społecznych wprowadzać zaburzenia i słabość. Otóż nie godzi się dokonywać niebezpiecznych eksperymentów na organizmie, zagrożonym śmiercią”.

Obijały się o nią hasła. Grzmiały, huczały nawoływania. Rozumiała je. Chwytała. Byłaby cieszyła się nimi, gdyby nie ten zabobonny lęk...

Więc — o ile Marta stała się objawieniem, dźwignią, olśnieniem, o tyle w szarym oparze lat 70. przycupnęło to inne.

Geniuszem, intuicją, zrozumieniem potrzeb chwili pchnęła Orzeszkowa ruch kobiecy w ciągu doby o pół stulecia naprzód, ale „naszą bojownicą” jeszcze być nie chciała.

*

Rzucam w świat książkę swoją nie tylko, żeby stała się żywym świadectwem potężnego uspołecznienia naszego feminizmu, ale — żeby — w przyszłości — posłużyła jako jedno ze źródeł do historii ruchu kobiecego w Polsce po dni wielkiej wojny. Życiorysy „bojownic” oparte są na ścisłych danych stwierdzone mocą bezpośrednich wywiadów. Mieści się w nich spory szmat społecznego naszego życia sprzed lat pięćdziesieciu na tle sprawy kobiet z tej epoki.

Po dobę entuzjastek włącznie mamy doskonale ujęte dzieje ruchu kobiecego w książce Chmielowskiego Autorki polskie XIX w.. Częściowo również w dziele Prądzyńskiego O prawach kobiety. Tzw. „Nachschlagebuch” — wskaźniki broszur, prac poszczególnych i zbiorowych, pism kobiecych, ludzi, zasłużonych w dźwiganiu sprawy kobiet itp. stanowi broszura w dwóch częściach pt. Ruch kobiecy w Polsce — wydawnictwo im. Orzeszkowej, obejmujące przeciąg czasu od pozytywizmu naszego po rok 1907.

Innych danych przyszły historyk szukać musi — poza przygodnymi, częstokroć bardzo wartościowymi pracami naszych socjologów i publicystów(ek) — w rocznikach pism kobiecych: „Steru”, „Nowego Słowa”, „Bluszczu” z lat ostatnich, „Kobiety Współczesnej”, a także tych organów, które na ścieżaj otwierały sprawie kobiet łamy swoje. W zbiorowych wydawnictwach, jak „Głos kobiet w sprawie kobiet”, Kalendarzach kobiet, pamiętnikach zjazdów kobiecych, wydawnictwach stowarzyszeń i związków równouprawnienia kobiet itp.

(Możliwie szczegółowy spis bibliograficzny prac z dziedziny ruchu kobiecego podany jest na stronie 224–229).

Napisanie monografii zmagań i walki kobiet o równe prawa będzie pracą mozolną i uciążliwą. Może ułatwi ją choć w części książka niniejsza, wydana staraniem Redakcji „Kobiety Współczesnej”, a nakładem Pani Matyldy Grohmanowej, która zrozumiała cel jej i założenie.

C. W.

Książka, którą czytasz, pochodzi z Wolnych Lektur. Naszą misją jest wspieranie dzieciaków w dostępie do lektur szkolnych oraz zachęcanie ich do czytania. Miło Cię poznać!

I. Grupa warszawska

Paulina Kuczalska-Reinschmit

Po dobie entuzjastek i ich przyjaciół, zgrupowanych dokoła „Przeglądu Naukowego” (Hipolit Skimborowicz, Edward Dembowski, Karol Baliński, Teofil Lenartowicz, Julian Bartoszewicz i inni), po słynnym dzwonie na alarm Edwarda Prądzyńskiego (książka O prawach kobiety, 1873 r.) równocześnie z grzmiącymi artykułami młodych naszych pozytywistów (Piotr Chmielowski, Aleksander Świętochowski, Marian Bohusz, Adam Wiślicki, Ludwik Krzywicki, Stanisław Kempner, dr R. Dybowski i inni) staje na czele ruchu kobiecego w Polsce Paulina Kuczalska-Reinschmit, pierwsza niezmordowana rzeczniczka pełnych, bezkompromisowych praw kobiety. Gdy żądania entuzjastek nie wychodziły poza granice swobody kobiet w społeczno-prawnych stosunkach i ekonomicznej ich niezależności; gdy Prądzyński upominał się wprawdzie o bezpośredni udział kobiet przy wyborach, ale — z dodatkiem kompromisowej grzeczności „jeżeli można”... a władzę męża uważał za nietykalną — Paulina Kuczalska-Reinschmit po raz pierwszy rzuciła w tłum hasła zrównania kobiety z mężczyzną we wszystkich bez wyjątku dziedzinach prawno-politycznego i ekonomiczno-zawodowo-społecznego życia. Poszły za nią co dzielniejsze umysły kobiece, a przede wszystkim wybitne autorki współczesne: Orzeszkowa, Konopnicka, Rodziewiczówna, Mellerowa, Marrénowa, Szeliga, Dulębianka, Turzyma i inne.

W każdym z byłych trzech zaborów miał inny charakter ruch kobiecy. Ale każdemu przewodniczyła myśl programowa Pauliny Kuczalskiej. Nikt przed nią i po niej nie zdobył się na ten fanatyzm, który tak bezpośrednio dążył do jednej tylko mety.

*

Pochodziła z Ukrainy. Była córką Leona Kuczalskiego i Eweliny z Porczyńskich, właścicieli majątków Smolne i Bereźniaki w powiecie Czerkaskim, a wnuczką Edwarda Porczyńskiego, legionisty spod Samosierry, oznaczonego Krzyżem Virtuti Militari6.

Wychowana pod okiem światłej matki, ostatniej z entuzjastek, kształciła się pod kierunkiem wybitnych nauczycielek, sprowadzanych do domu, a następnie — profesorów uniwersytetów zagranicznych w czasie kilkoletniego swego pobytu na zachodzie.

Publicystyczną działalność rozpoczęła w 1881 r. Pierwsza praca jej ukazała się w „Echu” za redakcji Z. Sarneckiego. W „Przeglądzie Tygodniowym” prowadziła czas jakiś specjalną rubrykę „E pur si muove7”. Poza tym pisywała w „Tygodniku Ilustrowanym”, „Kurierze Warszawskim”, „Kurierze Codziennym”, „Ogniwie”, „Nowej Gazecie” i innych.

W saloniku na Marszałkowskiej bywały: Eliza Orzeszkowa, Maria Konopnicka, Waleria Marrenowa, dr Tomaszewicz-Dobrska, Maria Dulębianka i wiele, wiele innych. Tutaj zasięgały studentki gromadnie wskazówek co do nauki w wyższych uczelniach i pracy w różnych instytucjach. Tutaj dochodziły echa poczynań najwybitniejszych przodownic ruchu kobiecego za granicą, jak: Marii Deraimes, Anity Augsburg, Liny Morgenstern, Eliski Krasnohorskiej, Swietli i innych członkiń „Unii powszechnej kobiet”.

W 1889 r. brała Paulina Kuczalska czynny udział w pierwszym Kongresie Międzynarodowym „des Oeuvres et Institutions Féminines”8 w Paryżu. Po powrocie do Warszawy zorganizowała polską grupę Unii Kobiet.

Z inicjatywy naszej działaczki urządził Komitet Społeczny III szwalni pierwszy jubileusz 25 lat prac Elizy Orzeszkowej. Na tajny zjazd przybyło blisko 100 kobiet z różnych miast polskich, żeby zgotować autorce Marty gorącą owację i zebrać specjalny fundusz, który umieszczono w Kasie Mianowskiego na rzecz prac naukowych pióra kobiecego uznanych przez Jubilatkę.

Z inicjatywy Pauliny Kuczalskiej i jej staraniem nadesłały Orzeszkowej podczas tego jubileuszu „w hołdzie dla twórczyni Marty” adresy, opatrzone licznymi podpisami, różne stowarzyszenia niemieckie. Między innymi: Allgemeiner Deutscher Frauen Verein, Deutscher Frauen Verein Reform., Vorstand des Allgemeinen Deutschen Frauen Vereins „Frauenwohl”.

Nadeszły również listy od Liny Morgenstern, Marii Albrecht, Józefiny Friderici.

Orzeszkowa — wobec tylu dowodów sympatii napisała wówczas List otwarty do kobiet niemieckich w kwestii równouprawnienia kobiet wobec nauki, pracy i dostojności ludzkiej, o czym zawiadomiła redakcję „Steru”, redagowanego przez Paulinę Kuczalską we Lwowie od 1895 do 1898 r. (notka jej ukazała się w nr 24 w 1906 r.).

List był komentowany i cytowany przez liczne rzesze kobiece w kraju i zagranicą, a „Ster” okazał się niezbędnym organem równouprawnienia, w którym zabierali głos najwybitniejsi rzecznicy ruchu kobiecego: Piotr Chmielowski, Żeromski, Rodoć, Orzeszkowa, Konopnicka, Dulębianka, Męczkowska, dr Budzińska-Tylicka, K. Bujwidowa i legion innych.

Poruszano tam najważniejsze zagadnienia bieżące i tezy zasadnicze. Znalazła się na łamach sprawa gimnazjów żeńskich i żądanie zwiększenia liczby seminariów kobiecych. Sprawa praktykantek-nauczycielek i wstępu do uniwersytetu. Omawiano szczegółowo pierwsze wybory posłanki do Sejmu z kurii9 miejskiej, pierwsze we Lwowie zgromadzenie przedwyborcze kobiet wyborczyń w 1895 r. itp.

Podczas pierwszej Wystawy Krajowej we Lwowie10 (1892 r.) zorganizowała Paulina Kuczalska tam zjazd kobiet ze wszystkich dzielnic Polski, a na Zjazd Pedagogów Polskich przygotowała referaty: O wstęp kobiet do uniwersytetu, O gimnazja żeńskie, O szkoły zawodowe dla dziewcząt itp., wygłoszone przez K. Bujwidową i inne.

W 1894 r. utworzyła Paulina Kuczalska przy Towowarzystwie Popierania Przemysłu i Handlu w Warszawie pierwszą placówkę kobiecą, tzw. „Delegację pracy kobiet”.

Publiczne zebrania niewieście, rozprawy, narady, starcia stanowiły wówczas taką nowość, że prasa zachowawcza uderzyła w dzwon na trwogę. Zaczęto drwić, ośmieszać owe „kurze kongresy” w ulotkach i karykaturach. Nie zraziło to jednak organizatorek. Prowadziły dalej rozpoczęte dzieło. Współpraca kobiet w cechach, spółki gospodyń, kursy dokształcające dla pracownic, pierwszy zjazd w sprawie udziału kobiet w samorządzie miejskim i wiejskim, to były tematy wieczorów dyskusyjnych w zamkniętym kole Delegacji. Na szerszych placówkach poruszano zasadnicze i podstawowe zagadnienia ruchu kobiecego. „O prawach politycznych kobiet” mówiła Paulina Kuczalska publicznie na wiecu Demokracji Postępowej w Warszawie 1906 r., broniąc stanowiska niezależnego ruchu wyzwoleńczego kobiet.

W dziejowej chwili ogólnego porywu wolności podjęła działaczka nasza wydawnictwo „Steru” w Warszawie. Było to w 1906 r. Paulina Kuczalska nawoływała kobiety do pracy nad sobą, do walki o równe prawa, by wspólnie z mężczyzną prowadzić dzieło przebudowy ustroju społecznego, mającego być dla Ojczyzny dźwignią jasnej przyszłości.

W 1907 r. został zalegalizowany Związek Równouprawnienia Kobiet Polskich. Paulina Kuczalska-Reinschmit stanęła na czele jego, przewodnicząc mu do końca życia. Związek rozwijał bardzo żywotną działalność, otwierał oddziały na prowincji, słał petycje, urządzał kursy, odczyty, podjął wydawnictwa. Wyszły wówczas broszury pióra przewodniczącej: Wyborcze prawa kobiet, Młodzież żeńska a sprawa kobieca, Z historii ruchu kobiecego. Wyszły też prace jej w języku niemieckim, drukowane w Handbuch der Frauenbewegung. Szczególną doniosłość miał referat: Der Stand der Frauenbildung in Polen („Stan wykształcenia kobiet w Polsce”), zamieszczony wcześniej, bo jeszcze w 1902 r., ale już związany ściśle z następnymi studiami i przemyśleniami autorki.

Przy niezliczonej ilości zajęć swoich, przy urządzaniu częstych zjazdów (na pierwszy przybyły delegatki z Radomia, Sieradza, Łodzi, Piotrkowa, Sierpca, Turka, Siedlec, Wilna, Petersburga i Ukrainy) znalazła Kuczalska-Reinschmit czas jeszcze na napisanie sztuki psychologicznej Siostry, która wymierzyła policzek prawu podwójnej moralności i szablonom towarzyskiej obłudy.

Wytrwała, znojna praca znalazła po latach uznanie. W maju 1911 r. urządzono bardzo uroczysty jubileusz Paulinie Kuczalskiej w Resursie Obywatelskiej. Z tłumu zebranych kobiet, spieszących wyrazić hołd i cześć najwybitniejszej w Polsce przywódczyni ruchu kobiecego, spłynął niezwykle podniosły nastrój.

Brało udział w uczczeniu jubilatki 16 stowarzyszeń kobiecych, obejmujących wszystkie stany, zawody, obozy — od włościanek w barwnych strojach dzielnicowych i robotnic do inteligentek i najwybitniejszych uczonych. Nadesłano kilkadziesiąt telegramów z różnych stron Polski od redakcji pism, od literatów, działaczy i działaczek społecznych, od zwolenników ruchu kobiecego począwszy, kończąc na oświatowo-społecznych zrzeszeniach różnego typu, a także z zagranicy, od licznych stowarzyszeń i wybitnych działaczek feministycznych, od dwu grup Litwinek — z Szawel i Wilna.

Podczas wielkiej wojny11 Paulina Kuczalska była już obłożnie chora na serce, ale umysł jej, wciąż żywy, pracował nieustannie, nastrajał i pobudzał innych do pracy dla dobra wskrzeszonej Ojczyzny.

W 1915 i 1916 r. Związek Równouprawnienia Kobiet Polskich słał memoriały, opracowane przez swoją przewodniczącą, do:

1) Komendanta Straży Obywatelskiej, aby w okresie podejmowanych reform przyczynił się do sprawy zniesienia w Polsce reglamentacji prostytucji — zamknięcia domów nierządu.

2) Do Komitetu Obywatelskiego o zamianowanie inspektorek fabrycznych na równych prawach z inspektorami.

3) Do Komisji Szkół Wyższych o przyjmowanie do Uniwersytetu i Politechniki Warszawskiej młodzieży obojga płci.

4) Do Rady Miejskiej m. Warszawy o przyznanie kobietom praw wyboru i wybieralności na równi z mężczyznami.

Gruntowna wiedza, umysł obejmujący najrozleglejsze zadania ruchu kobiecego, otwierały przed Pauliną Kuczalską szerokie i nigdy niezamykające się pola działania.

W dobie twórczych wysiłków narodu, w dobie wzruszeń najwyższych, kiedy wstawała wolna Polska, wydobyła z siebie ten wysoki ton zamierzeń i dążeń polityczno-społecznych, który był bodźcem i wskaźnikiem dla zastępów kobiet, jakie gromadziła dokoła siebie, upominając się o powołanie ich do głosu.

Wielką zasługą Pauliny Kuczalskiej było to, że jedna z pierwszych podjęła oddziaływanie na młodzież żeńską w kierunku uświadamiania jej co do przyszłych obywatelskich zadań. Że w licznych artykułach, broszurach i pełnych mądrej treści przemówieniach wyjaśniała dziewczętom ich stosunek do sprawy kobiecej, nawoływała je do współpracy ze starszymi. Że wskazywała, jaką potężną dźwignię duchowej tężyzny i rozwoju stanowi dążenie do równouprawnienia.

Los pozwolił jej doczekać plonu z posiewu ziarn rzuconych. Konstytucja odrodzonego Państwa Polskiego w § 12 przyznała kobiecie obywatelce równouprawnienie społeczne i polityczne.

Skon Pauliny Kuczalskiej-Reinschmit w 1921 r. wywołał wśród rzeczniczek i rzeczników ruchu kobiecego ból i żal głęboki, płynący nie tylko z uznania jej wytrwałej, niezmordowanej pracy i szlachetnej ideologii, ale także z niezłomnego przekonania, iż zwycięstwo musi być po stronie szermierzy dobrej sprawy.

Nazwisko tej pierwszej bezkompromisowej bojownicy o prawa kobiet zaryło się w historii ruchu kobiecego na zawsze.

Józefa Bojanowska

Jedna z weteranek ruchu kobiecego. Żywy, bujny temperament. Niewyczerpana pomysłowość. Zaciekły upór w przeprowadzaniu haseł rzucanych.

Była Bojanowska adiutantem przy głównodowodzącej armią feministek polskich z końca XIX w. Była żywiołem konkretnego czynu, pędzącym na przełaj ku celom zamierzonym. Mózg dowódcy wypracowywał programy, kreślił drogi, sięgał po wskazania innych narodów. Pełen refleksji, tworzył teorię. Ona, jak płomień, nie doczekawszy, zdawało się, ostatnich słów mistrza, wpadała w tłum na trybuny wiecowe z niesfornym, wiecznie rozwichrzonym kosmyczkiem jasnoblond włosów nad czołem i bystrymi, błękitnymi oczami.

Mówiła jak trybun ludowy, którego byłoby zdusiło słowo niewypowiedziane. Nawoływała, groziła, gromiła, rzucała obrazy krzywdy kobiet w domu, w świecie, we własnym społeczeństwie. Namiętna, nieposkromiona, trzęsła salą słuchaczy. Tymi nawet, co z krytycznym uśmiechem szli na wiec. A spoza niej spokojny, refleksyjny, niekiedy trochę skłopotany wzrok wodza-hetmanki sunął od fali do fali zbitych głów, śledząc wrażenia.

Wręcz odmienne przemówienia Kuczalskiej-Reinschmit nie miały w sobie nigdy elektryzujących niespodzianek. Zawsze pełne rozwagi, umiarkowania, taktu, ożywiały się tylko wówczas, gdy wracając z szerokiego świata, z wielkich międzynarodowych kongresów kobiecych, opowiadała o zdobyczach ruchu kobiecego zagranicą, o potężnych zmaganiach się, poprzez które łyskały już świty nowego jutra.

W jednej z chwil takiego podniecenia usłyszała Bojanowska po raz pierwszy późniejszą przyjaciółkę — jenerała swego, któremu służyła wiernie, aż do ostatnich godzin jej życia.

„Z Pauliną Kuczalską-Reinschmit — pisze we wspomnieniach swoich — poznałam się w latach dziewięćdziesiątych na zebraniu Unii, organizacji kobiet, zawiązanej przez Nią pod wpływem kongresów paryskich, w jakich brała żywy udział.

Pamiętam. Mówiła wówczas żywo, entuzjastycznie. Toż w umiłowanej sobie sprawie. Roztaczała przed słuchaczkami zadziwiający rozmach poczynań społecznych na szerokim świecie. Zapoznawała z bogatym intelektem uczestników Congres International des Oeuvres et Institutions Feminines, ludzi różnych narodowości: Francuzów, Anglików, Amerykanów, Szwedów, Niemców, Finlandczyków12 itp. Był jakby pierwiosnkiem braterstwa narodów ten kongres 1890 r.

To niezapomniane zebranie sprawozdawcze zadecydowało, żem stanęła u Jej boku do dalszej z Nią pracy społecznej”.

Dwie te kobiety odtąd nie rozłączały się nigdy, przedziwnie uzupełniając intelekty, usposobienia, temperamenty swoje.

Zawsze ciężko chora, może od lat najmłodszych dotknięta nieuleczalną astmą i jakimiś niepokojącymi szmerami w sercu, Paulina Kuczalska-Reinsehmit żyła skupionym życiem wewnętrznym i — tą swoją fanatyczną ideą wyzwolenia kobiety.

Wracając z dalszych podróży podniecona jak w gorączce, po kilku dniach wpadała w silną niemoc i gorzkie wyczerpanie. Odwoływano wówczas zebrania, na których miała przemawiać. Odkładano posiedzenia zarządów, którym przewodniczyła. Mijały tygodnie, czasami miesiące, zanim wyjść mogła.

Ale nawet w chorobie pracowała dużo, intensywnie. Pisała broszury, artykuły, redagowała „Ster”. Czytała najwybitniejsze dzieła w sprawie kobiecej. Była prawdziwą encyklopedią wszystkiego, co dotyczyło tej kwestii. Przygotowywała teoretyczne podstawy ruchu kobiecego, obejmując przejawy jego nie tylko tam, gdzie płynął już falą szeroką, ale nawet gdzie zakiełkował słabym ledwie poczynaniem. Zostawiła w rękopisie obszerną jego monografię, do wydania której winny przystąpić wszystkie zrzeszenia i organizacje kobiece, bo takiego dzieła nie ma w Polsce.

Żywy, niecierpliwy umysł młodego adiutanta, nie mógł obstawać przy teorii. „Czynu, czynu!”... — wołał trzeźwy, zdrowy duch i zdrowe ciało.

Czy Bojanowska chorowała kiedy? Czy ją bolał jakiś staw zartretyzowany lub przemęczona głowa, utrudzone ręce? — Tego nikt nie wiedział, bo... nie mówiło się o tych rzeczach nigdy.

Była pierwszą, która rzuciła hasło zawodowej pracy inteligentek.

Nie nauczycielstwo, nie biuro, ale warsztat.

Mając za sobą szkołę średnią i kursy tzw. „Uniwersytetu Latającego” — jedynej w swoim rodzaju tajnej organizacji oświatowej w Polsce, gromadzącej najwybitniejszych pedagogów i uczonych, którzy w coraz to innych punktach Warszawy prowadzili wykłady z dziedziny przyrody, ekonomii, humanistyki — Bojanowska dla przykładu otworzyła pierwszą introligatornię kobiecą w Warszawie (a zapewne i w całej Polsce), dając pracę i przygotowanie fachowe licznym grupom dziewcząt.

Poszły za nią, choć w innym kierunku, zastępy inteligentek. Powstały pracownie sukien, kapeluszy, gorsetów, pończoch, kołder, bielizny, prowadzone przez „panie z towarzystwa”, obce do niedawna takiej „podrzędnej”, przemysłowej robocie. Zapisywały się te pierwsze demokratki licznie do Koła Pracy Kobiet, które było właściwie zalegalizowaną Unią, aby przejść następnie do założonego przez Paulinę Kuczalską w 1907 r. Związku Równouprawnienia Kobiet Polskich.

Prowadziła Bojanowska łącznie z mistrzynią swoją „Czytelnię dla kobiet”, którą przejęły po nich M. i J. Zaborowskie, a która skupiała w sobie najdzielniejsze, najsamorzutniejsze umysły kobiece.

Pracując w warsztacie, w czytelni, w Kole Pracy Kobiet, nie przestała jednak myśleć o zaradzaniu różnym potrzebom społecznym. Z jej inicjatywy powstały „Kursy niedzielne rysunkowe” i ogólnokształcąca „Szkoła niedzielna dla pracownic”. Ona zaprojektowała „Wakacje szwaczek” (pół dnia pracy w domach obywatelskich za pełne utrzymanie i zwrot kosztów podróży), co przyjęło się bardzo i przetrwało aż do wybuchu wojny.

W 1905 r., w czasie strajku politycznego zostaje powołana do Komitetu Obywatelskiego, który powstał w ciągu jednej nocy pod przewodem Bolesława Prusa. Z całą energią i zaprzedaniem podjęła się wraz z Delegacją Pracy Kobiet prowadzenia biura i kasy Komitetu, do której wpływało po kilkanaście tysięcy rubli dziennie. Organizowała podział żywności, a także zbiórkę składek z udziałem wybitnych kobiet i młodzieży uniwersyteckiej.

Znamienne i niezapomniane było wystąpienie jej w listopadzie tegoż 1905 r. na wielkim wiecu politycznym wobec tłumów zgromadzonych w Filharmonii Warszawskiej.

„W tej dziejowej chwili — wołała — zbiorowa dusza kobiet polskich staje przed wami i domaga się uchwały wiecu, aby powszechne, równe prawa obywatelskie pojmował wolny naród polski bez różnicy płci”.

Jednomyślnie włączył to żądanie pierwszy wiec publiczny polski do założeń swoich. Za nim poszły inne. I nie było już stowarzyszeń, związków, partii postępowych, które by nie zaczęły wpisywać do ustaw swoich i programów formuły wyborczej „bez różnicy płci”.

W 1907 r., łącznie z Pauliną Kuczalską organizuje Bojanowska oddziały Związku Równouprawnienia Kobiet Polskich na prowincji. Wygłasza odczyty, przeprowadza dyskusje i ankiety, a poza tym pisze dużo — do „Kuriera Warszawskiego” i „Codziennego”, „Nowej Gazety”, „Ogniwa”. Redaguje i wydaje „Ster” w zastępstwie obłożnie chorej przyjaciółki.

Po wybuchu wielkiej wojny, w okresie zmagania się narodu, pełni służbę ochotniczą, prowadząc szwalnię dla żołnierzy, która zatrudniała do stu kobiet z inteligencji, ofiarowujących kilka godzin dziennie dla potrzeb wojennych.

W 1915 r., po wyjściu Moskali, gdy swobodnie zaczęło rozwijać się szkolnictwo, organizuje przy Związku Równouprawnienia Kobiet Polskich pierwsze w Warszawie kursy maturalne dla kobiet, aby ułatwić im wstęp do Uniwersytetu i składa na ręce Komitetu Obywatelskiego memoriał, opracowany wespół z Pauliną Kuczalską, o przyjmowanie maturzystek do wyższych uczelni.

W 1917 r. żąda Związek Równouprawnienia Kobiet Polskich przyznania kobietom wyborczych praw biernych i czynnych do Rady Miejskiej.

Po wojnie, w 1919 r., zostaje Bojanowska dyrektorką pierwszej Państwowej Szkoły Przemysłowej Żeńskiej Średniej w Warszawie i trwa na tym stanowisku aż do chwili obecnej.

Zdawałoby się, że praca w szkole i tysiące obowiązków złączonych z kierownictwem jej powinny wypełnić życie i zaspokoić ten poryw energii, który dzielnej bojownicy nie dawał nigdy chwili wypoczynku. Ale głód pracy społecznej nie zadowala się robotą dla chleba, choćby tak ściśle związaną z wewnętrznym zamiłowaniem i upodobaniami.

„Jak słońce i powietrze niezbędne są do życia, tak koniecznym pokarmem dla ducha ludzi niektórych staje się działalność społeczna” — mówi Bojanowska, uważając, że nie jest zasługą czyn, bez którego istnieć nie można.

Gnana tą niezbędną potrzebą, tym instynktem społecznym, który od lat najmłodszych pędził ją na drogi żywiołowych poczynań, mimo nawału pracy zawodowej przystąpiła w czasach ostatnich do zorganizowania nowej placówki działalności, tzw. „Służby Obywatelskiej”.

Powstała ona z inicjatywy dyrektorek państwowych i komunalnych szkół żeńskich zawodowych. Legalizację otrzymano w sierpniu 1926 r. Statut podpisały: Maria Zaborowska, naczelniczka Wydziału Żeńskich Szkół Zawodowych w Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, Józefa Bojanowska, dyrektorka Państwowej Szkoły Przemysłowej Żeńskiej, Maria Gozimirska, dyrektorka Seminarium dla Nauczycielek Rzemiosł, Maria Henochowa, nauczycielka, Janina Ścięgoszowa, kierowniczka Miejskiej Szkoły Rękodzielniczej i Maria Bratkowska, kierowniczka I Miejskiej Szkoły Rękodzielniczej Żeńskiej.

Celem Stowarzyszenia jest: rozwijanie zmysłu społecznego i poczucia solidarności narodowej wśród kobiet, przygotowywanie fachowo wyszkolonych kadr kobiecych do służby obywatelskiej w pracach gospodarczych dla Państwa. A cel ten ma urzeczywistniać Stowarzyszenie przez: otwieranie i utrzymywanie kursów pracy społecznej; urządzanie odczytów z ideologii społecznej, wydawanie i popieranie wydawnictw propagujących idee Stowarzyszenia, prowadzenie i popieranie kursów fachowych, prowadzenie wykazu kobiet przygotowanych zawodowo do służby obywatelskiej w pracach gospodarczych dla Państwa.

Przewodniczącą Koła Warszawskiego została Józefa Bojanowska. Przewodniczącą Zarządu Głównego Maria Zaborowska. Sekretarką Janina Ścięgoszowa. Pierwszy Walny Zjazd delegowanych Kół z całej Polski odbył się 23 i 24 kwietnia 1927 r.

*

Wraz z prowadzeniem pierwszej Szkoły Przemysłowej Żeńskiej i z czynnym udziałem w Służbie Obywatelskiej rozpoczął się nowy okres w życiu Bojanowskiej.

Ten rodzaj przemiany przeszły wszystkie „skrajne13” feministki z obozu Kuczalskiej-Reinschmit i założonego przez nią Związku Równouprawnienia Kobiet Polskich. Każda z nich, zaprawiona w robocie społecznej, znajduje zrzeszenia i placówki, w których może zadość uczynić tym nowym potrzebom, jakie rodzą się wobec przeobrażenia dawnych haseł ruchu kobiecego.

Czy starczy mocy fizycznej tym przepracowanym siłaczkom, które w innym, bogatszym i normalnie zorganizowanym społeczeństwie powinny by już zdobyć zasłużony, dobrze zabezpieczony wypoczynek?

Bujny temperament, żywiołowy poryw, niewyczerpana energia dziś, jak wczoraj, każą Bojanowskiej „Z żywymi naprzód iść!”...

Takie jest jej hasło.