Do końca razem. Tom 3 - Kamila Wiśniewska - ebook + audiobook

Do końca razem. Tom 3 ebook i audiobook

Wiśniewska Kamila

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

13 osób interesuje się tą książką

Opis

Ochroniła go własnym ciałem... Teraz on będzie musiał ochronić ich wszystkich

Po okresie zawieruchy i niepokojów, kiedy Beatrice musiała wziąć na siebie kierowanie interesami Aleksandra i zapłaciła za to wysoką cenę, razem wyszli na prostą. Siergiejew wyzdrowiał, Beatrice szczęśliwie donosiła ciążę, są małżeństwem. Wracają do nas, świętując niespodziewane podwójne narodziny: czekali na córeczkę, tymczasem na świat przyszły bliźniaki, dziewczynka i chłopiec. Nastia i Max. Na widok własnych dzieci gangster mięknie i z budzącego postrach szefa przeistacza się w szczęśliwego ojca rodziny. Okazuje się jednak, że to nie koniec ich problemów. Nie będą mogli w spokoju cieszyć się rodzinnym szczęściem. Zabity przez Beatrice boss irlandzkiej mafii pozostawił na świecie kogoś, kto pragnie zemsty. A może nawet czegoś więcej...

Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 312

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 9 min

Oceny
4,5 (92 oceny)
69
9
7
4
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kazia1234

Dobrze spędzony czas

polecam
10
Balehola

Nie oderwiesz się od lektury

Mega książka . Bardzo polecam.
00
Tenka

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna historia
00
just_noit

Nie polecam

Nie, nie i jeszcze raz nie.. Cała seria straszna, ale ostatni tom to już zupełna tragedia 🤦 Próbowałam dać jej szansę ale z każdą stroną było coraz gorzej. Nie polecam 😔
00
Marzenka1982

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacyjna seria
00

Popularność




Kamila Wiśniewska

Do końca razem.

Tom 3.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lubfragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.

Opieka redakcyjna: Barbara Lepionka

Projekt okładki: Justyna Sieprawska

Fotografia na okładce została wykorzystana za zgodą Shutterstock.

Helion S.A.

ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice

tel. 32 230 98 63

e-mail: [email protected]

WWW: https://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

Drogi Czytelniku!

Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres

https://editio.pl/user/opinie/dokor3_ebook

Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

ISBN: 978-83-289-0886-4

Copyright © Helion S.A. 2023

Poleć książkęKup w wersji papierowejOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » nasza społeczność

Dla tej jednej, prawdziwej miłości

Prolog

Aleksandr

Pół roku później

Patrzyłem z odrazą na parszywą gębę kolesia, który zaszedł mi mocno za skórę i zwyczajnie odważył się mnie wychujać. Mierzyłem do niego z broni. Gościu trafił pod zły adres, ponieważ nie ze mną takie numery. Odbezpieczyłem swój ukochany rewolwer, który ostatnimi czasy nie strzelał za często.

— Zapytam po raz ostatni, a następnie odstrzelę ci ten parszywy łeb. Gdzie moja forsa? — syknąłem, dociskając mocniej broń do jego głowy.

— Nie mam jej… Błagam jeszcze o miesiąc…

— Miesiąc? Dałem ci pierdolony miesiąc już miesiąc temu, a doskonale powinieneś wiedzieć, że u mnie nie ma czegoś takiego jak druga szansa. — Wskazałem na trupa leżącego w kącie piwnicy. Jego brat pierwszy opuścił ten świat.

— Proszę…

Nie czekałem na to, co miał mi do powiedzenia, nacisnąłem spust, a krew zabryzgała mi białą koszulę, którą niepotrzebnie założyłem. Rodion podał mi chusteczkę. Oczyściłem nią broń, po czym wyrzuciłem chustkę do śmietnika, który później zostanie spalony. Kiwnąłem głową do ludzi, którzy byli od załatwiania brudnych spraw, jak sprzątanie takich śmieci. Gdy wchodziłem po schodach, poczułem wibrację w kieszeni. Wyciągnąłem telefon, a gdy na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Beatrice z ciążowym brzuszkiem, natychmiast odebrałem. Nawet nie zdążyłem się odezwać, bo od razu usłyszałem w słuchawce jej spanikowany głos.

— Ja rodzę!

— Co? Jak to, kurwa, rodzisz? To przecież za wcześnie — krzyczałem, panikując. Beatrice była w ósmym miesiącu. Po całym zajściu w Stanach parę miesięcy wcześniej byłem cholernie ostrożny wobec niej i praktycznie nigdzie nie wychodziliśmy z domu. Ewentualnie do rodziców. Było za wcześnie na poród, dlatego w tej chwili byłem spanikowany. Zabrałem klucze z blatu i krzycząc do chłopaków, że Be rodzi, pognałem do samochodu. Docisnąłem pedał gazu najbardziej, jak się dało.

— Spokojnie, maleńka, już do was jadę. Spokojnie…

— Spierdalaj, Siergiejew, ze swoim spokojnie… Aaa!!!

— Be?

Kurwa mać, pędziłem już na złamanie karku.

— To tylko skurcz, ale pośpiesz się, do kurwy, bo urodzę ci córkę w naszej sypialni!

Język Beatrice stał się bardziej agresywny w ostatnich miesiącach. Czasami nawet bałem się do niej podchodzić. Raz przyrządzała jakieś danie w kuchni i nagle odwróciła się do mnie z nożem w dłoni i morderczym wzrokiem, mówiąc, że jeżeli nie przywiozę jej natychmiast truskawek, gorzko tego pożałuję. Moja żona przez całą ciążę miała jakąś dziwną zachciankę na te owoce. Mogłaby je jeść tonami, a i tak chciałaby więcej.

Kilkanaście minut później zaparkowałem ostro pod naszą posiadłością i biegiem popędziłem do domu. Gdy tylko przekroczyłem próg, usłyszałem krzyk ukochanej. Zastałem ją siedzącą w salonie. Patrzyła na mnie morderczym wzrokiem. Byłem pewny, że w tej chwili miała ochotę posłać mi kulkę w łeb.

— Kochanie, już jestem. Już tata jest — powiedziałem do nich, a gdy się nachyliłem nad Be, dostałem od niej w głowę. Posłałem jej zdezorientowane spojrzenie.

— Nigdy więcej dzieci! Pomóż mi wstać, do cholery, i przestań się tak gapić! — krzyczała, a ja się uśmiechałem pod nosem.

Zarzuciłem sobie jedną jej rękę na kark, a następnie pomogłem jej wstać i powoli poszliśmy do samochodu. Trzeba przyznać, że miała naprawdę spory brzuch. Gdy Beatrice siedziała już w samochodzie, szybko wróciłem jeszcze po torbę. Po chwili jechaliśmy już do szpitala. W międzyczasie wybrałem numer do teściów, ponieważ moi rodzice zostali już pewnie poinformowani przez moich ludzi.

— Aleks? Coś się stało, że dzwonisz? — Odebrała matka Be.

— Jesteśmy w drodze do kliniki, Beatrice rodzi — odparłem, widząc grymas na twarzy żony. Ścisnąłem jej rękę, dodając jej tym otuchy. Chciałem, żeby wiedziała, że jestem przy niej w tej chwili.

— Ale jak to? Nie jest jeszcze za wcześnie? — zapytała.

— Tak, wiemy. Ale Be rodzi i zaraz będziemy w klinice, jeśli chcecie, możecie przyjechać.

— Niedługo będziemy.

Spojrzałem ukradkiem na żonę i jej brzuch odziany w białą sukienkę. Obejrzałem się tylko na chwilkę, a poczułem ból na dłoni i krzyk Beatrice.

— Kurwa, pośpiesz się, Aleks, bo urodzę w twoim ukochanym aucie — warknęła.

Nie zastanawiając się dłużej, wdepnąłem pedał gazu, dzięki czemu po niecałych pięciu minutach i złamaniu wszystkich zasad drogowych wchodziłem do kliniki z żoną na rękach. Lekarze, widząc nas, natychmiast podbiegli i odebrali ode mnie kobietę. Ruszyłem za nimi, a kiedy już miałem zostać przed drzwiami do sali porodowej, Beatrice chwyciła moją rękę, zatrzymując tym samym lekarzy. Spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem, szepcząc:

— Zostań ze mną.

— Jeśli chce pan być przy porodzie, proszę to założyć. — Pielęgniarka podała mi zielony fartuch ochronny.

Spojrzałem na żonę, po czym założyłem okrycie.

— Nie zostawię cię — powiedziałem, a uśmiech kobiety od razu się powiększył, aby po chwili zamienić się w krzyk.

— Na salę, trzeba sprawdzić rozwarcie szyjki macicy — powiedział lekarz, a ja kompletnie nic nie rozumiałem. — USG, natychmiast — wydawał rozkazy, przeglądając kartę ciążową mojej żony.

Lekarze robili, co trzeba, a ja stałem przy Beatrice, trzymając ją cały czas za rękę. Nie wiedziałem, ile minęło czasu, ale miałem wrażenie, że wieczność. Chciałem skrócić męczarnie żony i zobaczyć już swoją córeczkę.

W końcu do sali weszła ginekolożka, która miała wykonać badanie USG. Byłem tak zestresowany, że myślałem, że sam zejdę na zawał.

— Doktorze? Szybko, mamy problem. — Podniosłem wzrok na lekarza, gdy usłyszałam to jedno słowo. Jaki znowu problem?

— Co się dzieje? — zapytałem, trzymając mocno żonę za rękę.

— Cholera, jakie rozwarcie? — zapytał lekarz.

— Dziesięć centymetrów, doktorze.

— Państwo Siergiejewowie, w tej sytuacji nie mamy zbyt dużo czasu. Badanie wykazało obecność dwójki dzieci, a nie jednego, jak zakładano na początku. KTG bliźniaków prawidłowe, pani również. Wszystko w normie, nie ma żadnego zagrożenia dla życia. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Nie ma żadnych przeciwskazań na poród naturalny, więc działamy.

— Słucham?! — wrzasnąłem, a Be zdezorientowana, z bólem w oczach patrzyła na lekarza, jakby zobaczyła ducha.

— Ale… jak to dwójka? — zapytała słabym głosem.

— Istnieje prawdopodobieństwo, że na każdym badaniu jedno chowało się za drugim, przez co nie mogliśmy go dostrzec. Takie przypadki zdarzają się bardzo rzadko. Musimy działać, bo dzieci są bardzo niecierpliwe.

Spojrzałem na lekarzy, którzy biegali wokół kobiety, a po chwili uświadomiłem sobie, że to już. Zaraz powitamy na świecie nasze dzieci…?! Kurde, stresowałem się jak nigdy. I teraz, gdy okazało się, że nie będzie jednego, a dwójka maluchów, strach pomieszał się ze stresem i szczęściem. Wszystko kumulowało się we mnie, tworząc mieszankę wybuchową, a gdy usłyszałem słowa lekarki, która miała przyjąć poród, miałem wrażenie, że z nadmiaru emocji zemdleję.

— Beatrice, rodzimy, kochana!

Spojrzałem na żonę, która kiwnęła tylko głową i mocniej ścisnęła moją dłoń.

— Wdech i wydech, spokojnie. Rozluźnij się. Bierz głębokie wdechy, spójrz na męża i zaraz będzie po wszystkim.

Tak jak kazała doktorka, Beatrice spojrzała na mnie, a ja nachyliłem się nad nią, muskając ustami jej czoło.

— Jak powiem przyj, to mocno, z całych sił przyj, rozumiesz?

Be skinęła głową, głęboko oddychając i wypuszczając powietrze z ust.

— Na trzy. Raz, dwa… trzy, przyj!

— Aaa… aaa.

Skrzywiłem się, gdy żona wbiła mi paznokcie w dłoń, a jej krzyk rozniósł się echem po sali. Z jej oczu popłynęły łzy, ale nie mogła się poddać. Była dzielna, dzielniejsza, niż sobie wyobrażała.

— Jeszcze raz, a zaraz powitamy jednego bliźniaka. Raz, dwa, trzy… przyj, kochana, przyj.

Kurwa, robiłem wszystko razem z Beatrice. Patrzyłem to na nią, to na lekarkę, oddychając głęboko.

— Mamy główkę, brawo, kochana. Jeszcze raz i jedno będzie z nami! Na trzy, kochana…

Kiedy usłyszałem płacz, coś we mnie pękło. Moim oczom po chwili ukazało się płaczące dziecko, całe we krwi w rękach lekarki. Ten widok zapamiętam chyba do końca życia. Otrząsnąłem się, gdy ponownie usłyszałem krzyk żony.

Piętnaście minut później było po wszystkim.

Dwoje dzieci? Ale jak to? Dlaczego żadne badanie tego nie wykazało?

— Świetnie sobie poradziłaś, kochana, jak na dwójkę dzieci. Teraz już wiesz, dlaczego poród zaczął się tak wcześnie. Bliźniaki mają skłonność do wcześniejszego przychodzenia na świat.

Nadal nie mogłem w to uwierzyć, ale kiedy pielęgniarka podała Beatrice dwójkę niemowląt zawiniętych w kocyki, utwierdziłem się w przekonaniu, że naprawdę mam dwójkę dzieci.

— Czy to chłopiec i dziewczynka? — zapytałem, zerkając na różowy i niebieski kocyk. Ja pierdolę.

— Tak, ogromne gratulacje.

Przyglądałem się kobiecie, która jeszcze nie tak dawno chciała rzucać we mnie talerzami, krzycząc, jak bardzo mnie nienawidzi. Dziś wiedziałem, że nie mogłem bez niej żyć i że dała mi coś cudownego. Ta dwójka, którą właśnie trzymała na rękach, była tego dowodem.

Położyłem jedną dłoń na ręce żony, którą podtrzymywała naszego syna, a drugą oparłem za jej głową.

— Kocham cię, naszą córkę i syna też. Dziękuję ci za wszystko. — Musnąłem jej czoło i starłem łzy z jej policzka. Następnie wziąłem powoli i najdelikatniej, jak potrafiłem, syna na ręce. Był tak maleńki, wielkości moich dwóch rąk, jednak wiedziałem, że wyrośnie na twardego mężczyznę, po tacie.

— Maksim, witaj na świecie — przywitałem syna, dotykając jego rączki, którą miał zaciśniętą w drobną pięść. Usiadłem na łóżku przy żonie, po czym nachyliłem się nad naszą córką. Pocałowałem ją delikatnie w główkę i skierowałem do niej te same słowa: — Nastia, witaj na świecie.

***

Wyszedłem z sali, zostawiając żonę i dzieci w dobrych rękach. Pielęgniarki zabrały maluchy na mycie i badania, podobnie jak Beatrice. Przed salą dostrzegłem najbliższych. Gdy tylko znalazłem się w zasięgu ich wzroku, obrzucili mnie pytaniami.

— I jak? Jak się czuje? Wszystko w porządku z Beatrice i dzieckiem? — Pytania zadawały gównie nasze rodzicielki. Uśmiechnąłem się szeroko i zacząłem płakać, nie mogąc się powstrzymać. Chuj mnie obchodziło, że stali przede mną kumple i wspólnicy czy ojciec. Po prostu dałem upust emocjom i zwyczajnie się rozpłakałem. Ja — pieprzony sukinsyn z krwią innych na rękach — płakałem, bo właśnie otrzymałem ósmy cud świata od diabła, który postanowił się nade mną zlitować.

— Synu? — Rodzina zerkała na mnie niepewnie.

— Wszystko w porządku, w jak najlepszym. Zostałem ojcem i to podwójnym.

— Co? — Wszyscy patrzyli na mnie jak na wariata.

— Mam syna i córkę. Rozumiecie to? Jedno za każdym razem na badaniu ukrywało się za drugim. Mam dwójkę, mam syna i córkę…

Upadłem na kolana, płacząc ze szczęścia i strachu. Bałem się, że sobie nie poradzę, ale byłem okropnie szczęśliwy. Nigdy nie byłem tak szczęśliwy jak dzisiejszego dnia. Tego uczucia nie dało się opisać zwykłymi słowami. Każdy musiałby sam to przeżyć, aby zrozumieć moje słowa i uczucia. Nie potrafiłem wyrazić tego, co czułem. Przez lata uczyłem się nie okazywać emocji, a dzisiaj nie mogłem się powstrzymać. Nie byłem w stanie ich ukryć. Strach, stres, szczęście i szok. Gdy usłyszałem płacz, coś we mnie pękło. Od tej chwili wiedziałem, że nie byłem już odpowiedzialny za samego siebie czy chociażby za Beatrice. Od dziś była nas czwórka. A ja miałem zamiar dołożyć wszelkich starań, aby ochronić moją rodzinę przed całym złem.

Rozdział 1

Beatrice

Kiedy dotarły do mnie słowa lekarza, sądziłam, że to żart, a gdy usłyszałam po raz drugi płacz dziecka, byłam przerażona. Nie wiedziałam, czy to wszystko dzieje się naprawdę, ale gdy pielęgniarka położyła na moich ramionach dwójkę niemowląt zawiniętych w kocyki, poczułam ulgę i niewyobrażalne szczęście. Kiedy patrzyłam na bliźniaki, uśmiech sam wkradał mi się na usta i nie potrzebowałam słów, aby wyrazić, co czuję. Obecność męża bardzo mi pomagała i byłam wdzięczna za to, że był ze mną przy porodzie.

Widziałam w jego oczach strach. Strach, że sobie nie poradzi, że nie będzie dobrym ojcem dla swoich dzieci. Zapewne bał się, że coś spieprzy albo zwyczajnie nie wróci do domu, co w naszym świecie niestety było bardzo możliwe. Jednak kiedy wziął bliźniaki na ręce, wiedziałam, że pomimo tego, kim jest, podoła nowemu obowiązkowi.

Wszyscy najbliżsi odwiedzili mnie, gdy doszłam już do siebie. Bliźniaki były zdrowe i dostały maksymalną liczbę punktów w skali Apgar. Lekarze ciągle byli w szoku, a ja nadal nie mogłam uwierzyć, że mamy dwójkę dzieci. Sama na początku byłam bardzo przerażona. Nie byliśmy na to gotowi. Pokój został przygotowany pod naszą córeczkę, jednak synek postanowił zrobić nam psikusa i niespodziankę w jednym.

Aleksandr był przy nas przez cały nasz pobyt w szpitalu. Gdy przyglądał się dzieciom, widziałam w jego oczach szczerą i bezwarunkową miłość, jaką obdarzał bliźniaki. Nastia już stała się jego księżniczką, a Maksim księciem. Oboje byli jego ulubieńcami. Był zaborczy i nie pozwalał długo trzymać żadnego z nich, zwłaszcza chłopakom, którzy oszaleli na punkcie bliźniaków i kłócili się, kto zostanie ojcem chrzestnym. Stwierdzili, że będą najlepszymi wujkami na świecie i będą rozpieszczać dzieci, jak tylko się da. Już sobie wyobrażam, jak trójka potężnych facetów siedzi u nas w salonie i bawi się z bliźniakami. Sprzeczali się, kto kogo pierwszy potrzyma, dopóki nie zainterweniował Sasza i nie zabrał obojga w swoje ramiona, w których maluchy czuły się chyba najlepiej. Pewnie wyczuwały, że są w najbezpieczniejszym miejscu na ziemi. Tak samo jak ja zawsze czułam się przy nim. Ramiona Aleksandra zawsze dawały mi poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Teraz to samo przekazywał naszym dzieciom. Wiedziałam, że cokolwiek by się działo, za wszelką cenę je ochroni. Nawet jeżeli miałby oddać za to swoje życie.

***

Trzy tygodnie później

Już od dwóch tygodni byliśmy w domu. Pokój bliźniaków przeszedł całkowitą metamorfozę. Z pudrowego różu nie zostało już nic. Teraz królowała tu biel i szarość, a jedynie dodatki były różowe i niebieskie. Kołyski stały niedaleko siebie, a jedyne, co je dzieliło, to komoda na ciuszki i przewijaki. Nad łóżeczkami wisiały literki w odpowiednim kolorze, układające się w imiona dzieci.

Właśnie usiadłam na kanapie w salonie po nakarmieniu bliźniaków i uśpieniu ich. Aleksandr załatwiał „służbowe” sprawy. Gdy usłyszałam dzwonek do drzwi, niechętnie wstałam z kanapy, z nadzieją, że przybysze nie obudzą bliźniaków. Ku mojemu zaskoczeniu za drzwiami stali moi przyjaciele.

— Ana? Oleg? Co wy tu robicie? — Przytuliłam przyjaciół, stęskniona za nimi.

— Aleks dał mi znać, że jesteś sama — powiedziała Ana.

— Więc jesteśmy po to, aby dotrzymać ci towarzystwa i zobaczyć słodkie maluchy. — Olgierda nie było przez kilka miesięcy w kraju, dlatego też jeszcze nie widział bliźniaków na żywo. Wyjechał na wymianę studencką, ale ucieszyłam się, że mógł choć na chwilę przyjechać. — Nadal nie wierzę, że jest ich dwójka. Aleks ma niezłego kopa.

Razem z Aną dostałyśmy napadu śmiechu. No, Aleksandr strzelił podwójnego gola. I wyszło mu to całkiem nieźle.

— Wchodźcie, nie będziemy tutaj stali i rozmawiali o czynie Aleksa — powiedziałam ze śmiechem.

Chwilę później usiedliśmy w salonie. Oleg nie mógł doczekać się, aż zobaczy bliźniaki, ale ostrzegłam go, że jeżeli je teraz obudzi, to sam będzie je usypiał. Zauważyłam, że dzieci bardzo szybko zasypiają w ramionach Aleksandra, co z jednej strony może być dziwne, ale z drugiej jest piękne. Czują, że są przy ojcu. Ja niestety muszę troszkę dłużej się z nimi pomęczyć.

— No to opowiadaj, co się działo u ciebie — zwróciłam się do przyjaciela.

— U mnie? Poza spotkaniem takiego jednego przystojniaka, to nic ciekawego. Szkoła, praca i jeszcze raz szkoła. Ty lepiej mów, jak doszło do tego, że masz dwójkę dzieci zamiast jednego.

— Co tu dużo mówić? Sama czasami nadal w to nie wierzę. Jeden z bliźniaków, a dokładniej chłopiec, za każdym razem na badaniu zasłaniał się swoją siostrą. Ponoć zdarzają się takie przypadki. Kiedy usłyszałam po raz pierwszy płacz drugiego dziecka, byłam przerażona, ale gdy tylko je zobaczyłam, od razu pokochałam. Maksim i Nastia są najcenniejsi dla Aleksa. Więc lepiej uważaj, jak wróci do domu, bo nie tak prędko weźmiesz któreś z nich na ręce.

— Kto by pomyślał, że Aleksandr, pogromca zła, pęknie na widok swoich dzieci.

— Tak, ale spokojnie. Właśnie zapewne kogoś zabija.

— Kto kogo zabija? — słysząc głos męża, odwróciłam się i zobaczyłam, że stoi w salonie.

Co on tu robi tak wcześnie?

— Ty. Co tu robisz? — pytam, gdy pochodzi do mnie, żeby się przywitać.

— Mieszkam? — Przewróciłam oczami. Ostatnio zrobił się z niego żartowniś. — A tak naprawdę to wszystko załatwiłem bez żadnych problemów i postanowiłem wcześniej wrócić do domu. Chłopacy też niedługo wpadną, tylko pojechali się przebrać.

— Bo ich wcześniejsze ubrania zapewne pokryła krew — stwierdziłam.

— Jak dobrze nas znasz. — Musnął moje czoło ustami i skierował się na górę. — Dobrze was widzieć.

Odwróciłam się do przyjaciół, którzy z rozdziawioną buzią patrzyli na odchodzącego Aleksa.

— Co wam? — zapytałam ich, bo wyglądali, jakby zobaczyli kosmitę.

— Ktoś go podmienił podczas mojej nieobecności czy zbyt długo mnie nie było? — odezwał się Oleg.

— Zbyt długo cię nie było, ale tak. Na salę porodową wszedł gangster, a wyszedł z niej szczęśliwy i zakochany w swoich dzieciach tatuś — odpowiedziałam szczerze z szerokim uśmiechem.

— Nooo… widać to po nim. Pewnie zanim poszedł do waszej sypialni, to wstąpił do dzieciaków — mówi żartobliwie Ana.

— Nawet się nie zakładam, bo wiem, że tak jest.

Mój mąż zawsze po przyjściu do domu witał się najpierw ze mną i z nimi, a dopiero później szedł pod prysznic.

Rozmawiałam z przyjaciółmi na różne tematy, zaczynając od bliźniaków, a kończąc na wspomnieniach z uczelni, na którą nie miałam zamiaru już wracać, kiedy do domu wpadło trzech samców.

— No witam szanowne grono — odezwał się jako pierwszy Rodion, a następnie rozwalił na kanapie jak król.

— Tak, rozgość się, Rodion — rzuciłam, a wszyscy zaczęli się śmiać.

Anton zrzucił jego rozwalone nogi i usiadł obok. Za to Iwan stał ciągle w tym samym miejscu, wpatrując się w moją przyjaciółkę. Spojrzenie Any również powędrowało do niego.

— Chuje pierdolone! Mówiłem, że macie wchodzić do domu cicho, a nie jak do siebie — krzyknął Aleksandr, który schodził z bliźniakami na rękach na dół.

— Ooo, moje kochane pszczółki.

Wszyscy w pomieszczeniu przewrócili oczami na słowa Rodiona, który zerwał się z kanapy i biegiem znalazł przy Aleksie. Mój mąż zmierzył go lodowatym wzrokiem. Ten facet był niemożliwy i najgorszy z całej trójki.

— No chodźcie do wuja. — Rodion nachylił się nad bliźniakami i zaczął robić do nich głupie miny.

Pokręciłam głową z politowaniem, widząc jego zachowanie.

— Chyba chuja, nie wuja — wymamrotał Anton.

— Bez takich przy dzieciach — ostrzegł Aleks, a następnie usiadł przy mnie i podał mi Maksima. Nasz synek po chwili trafił w ręce Olgierda, na co mój mąż się skrzywił, ale nic nie powiedział.

— Co ty powiedziałeś? — Rodion popatrzył na Antona i wiedziałam, że zaraz zaczną się kłócić, a potem będą się śmiać z całej sytuacji. Tacy już byli. Cała ich czwórka.

— To, co słyszałeś — wymamrotał Anton.

— Ja ci pokażę…

— Chłopaki, dosyć. Naprawdę jestem zmęczona i nie mam zamiaru słuchać waszych kłótni, więc grzecznie proszę, zamknijcie się — odezwałam się w końcu.

— Aleks, twoja żonka przez tę ciążę stała się bardziej agresywna — stwierdził Rodion, przez co miałam ochotę go uderzyć.

— Więc lepiej się bój — odpowiedział Sasza, przerzucając rękę przez moje ramię.

— No, posłuchaj się starego kumpla, bo sam ci przyjebię, wyręczając Beatrice — oznajmił Anton, a Rodion usiadł naburmuszony obok niego. Jak z dziećmi, a nawet gorzej…

Aleksandr

Po dwóch godzinach z tymi wrzodami na dupie grzecznie ich wyprosiłem. Widziałem po twarzy żony, że była już zmęczona i najchętniej wzięłaby gorącą kąpiel, a potem poszła spać. Sam byłem wykończony. Bliźniaki w nocy nie dawały nam za bardzo pospać, a chcąc wyręczyć żonę, tym razem to ja z nimi siedziałem, dopóki nie zasnęły. W dodatku musiałem uporać się z kolesiem, który wszczął bójkę w jednym z moich klubów i chciał zgwałcić kelnerkę. Dlatego wieczorem, kiedy w końcu przyjaciele opuścili nasz dom, poszedłem wykąpać maluchy, a gdy Beatrice usypiała je w ich pokoju, postanowiłem napełnić wannę wodą po same brzegi. Zasłużyła na odpoczynek.

Kiedy kąpiel była już gotowa, poszedłem do pokoju bliźniaków. Nadal czasami nie mogłem uwierzyć, że zamiast jednego dziecka mieliśmy dwójkę, jednak byłem szczęśliwy jak nigdy i za nic bym tego nie zmienił.

Beatrice siedziała z Nastią na fotelu w kącie pokoju i kołysała ją w ramionach. Podszedłem do łóżeczka syna, który już smacznie spał.

— Nie chce zasnąć? — zapytałem, a wtedy żona spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.

— Niestety — odparła.

— Daj mi ją — powiedziałem, a ona podała mi naszą córkę. — Dlaczego nie dajesz mamie odpocząć, co? Chciałaś do taty?

Kołysałem ją w ramionach, mówiąc do niej czule. Czułem na sobie wzrok żony, więc spojrzałem na nią, posyłając jej szeroki uśmiech. Parę minut później Nastia zasnęła i mogłem włożyć ją do łóżeczka. Na dobranoc ucałowałem każde z nich w główkę, a następnie opuściliśmy z Be ich pokój i ruszyliśmy do naszej sypialni.

— Przygotowałem kąpiel — zwróciłem się do żony.

— Nawet nie wiesz, jak mi tego trzeba. — Uśmiechnęła się z ulgą.

Oboje zrzuciliśmy z siebie ubrania. Odkąd Be urodziła, nie uprawialiśmy jeszcze seksu, ale nie przeszkadzało mi to. Wiedziałem, że wkrótce wszystko wróci do normy. Nie mogłem się oprzeć i omiotłem jej ciało wzrokiem, przełykając głośno ślinę. Nabrała krągłości, co niezwykle pobudzało moją wyobraźnię. Nadal miała lekki brzuszek, ale wiedziałem, że niedługo wróci do formy sprzed ciąży. Chociaż nawet gdyby miała taki brzuch już zawsze, kochałbym ją tak samo i nadal byłaby piękna. W zasadzie dzięki ciąży stała się jeszcze piękniejsza, co wcześniej wydawało mi się niemożliwe. Dla mnie zawsze była najpiękniejsza. Stawałem się ciepłą kluchą, ale tylko w jej obecności, no i dzieci. Poza domem nadal byłem bezwzględnym, siejącym postrach szefem mafii.

Wszedłem do wanny pierwszy, a Be dołączyła do mnie chwilę później. Oparła plecy o mój tors i westchnęła z ulgą.

— Jak dobrze… — mruknęła.

— Rozluźnij się — szepnęłam, namydlając jej ciało. — Zapomnij o wszystkim i się odpręż.

— Wiesz, uwielbiam naszą rodzinę, przyjaciół i jak kręci się tu dużo ludzi, ale ostatnie dni strasznie mnie wymęczyły.

— Wiem, mnie też. Dlatego oznajmiłem wszystkim, że przez kilka dni mają nam dać spokój — powiedziałem.

— Ale chyba przekazałeś im to delikatnie, prawda? — Zerknęła na mnie z uśmiechem.

— Nie będę się z nimi bawić. Chcę spędzić czas z rodziną sam na sam. Zastanawiałem się nad wyjazdem, ale maluchy są jeszcze za małe na dłuższe podróże.

— Masz rację. Opowiesz mi, co dzisiaj robiłeś?

— Przecież wiesz.

— Domyślam się, ale chcę znać szczegóły.

— Od kiedy? — zapytałem zszokowany.

— Jestem żoną szefa, chyba mam prawo?

— Ty masz do wszystkiego prawo.

— Do zostawienia ciebie też? — Spojrzała na mnie zadziornie, a ja zacisnąłem pięści na samą myśl, że miałoby zabraknąć jej czy dzieciaków.

— Wybij to sobie z tej ślicznej główki, dobrze? Bo spiorę ci tyłek tak, że przez tydzień na nim nie usiądziesz.

— Mhm — mruknęła.

— Jakiś koleś zaczął awanturować się w jednym z moich klubów. Dobierał się do kelnerki. Gdybym nie zjawił się w porę, to doszłoby do gwałtu. Postrzeliłem gnoja, a chłopaki zabrały go do piwnicy. Nie miałem dla niego litości, wykrwawił się na śmierć, przyjmując ode mnie cios za ciosem, a żeby upewnić się, że nie żyje, sprzedałem mu kulkę w łeb.

— Mój kochany gangster — szepnęła.

— Tylko nie kochany, dobra? Bezwzględny, konsekwentny, jak już.

— Yhym, niech ci będzie, ja wiem swoje. — Uniosła się na rękach, po czym musnęła moje wargi.

— Co tak krótko? — zapytałem naburmuszony, łapiąc ją za podbródek i wpijając się w jej usta, których tak bardzo mi brakowało. Drugą dłonią zjechałem na jej pierś, którą ścisnąłem, na co żona jęknęła.

— Doktor mówił, że musimy wstrzymać się miesiąc — powiedziała, gdy zabrakło nam tchu.

— Za tydzień bliźniaki pojadą do dziadków na kilka godzin, a ja tak cię zerżnę w każdym miejscu tego domu, że będziesz mnie czuła w sobie jeszcze długo po tym.

— Nie mogę się doczekać — mruknęła, prawie zasypiając.

— Chodź, wychodzimy już, bo zaraz mi tu zaśniesz.

Pomogłem żonie wyjść, po czym wytarłem ją puchatym ręcznikiem. Podałem jej swoją koszulkę, którą ochoczo przyjęła i włożyła na siebie. Zajrzałem jeszcze do bliźniaków, upewniając się, że elektryczna niania jest włączona, i wróciłem do sypialni, w której Be już leżała w łóżku. Zgasiłem światło, po czym wsunąłem się pod kołdrę, przyciągając do siebie żonę i zasypiając z nią w szczelnym uścisku.

Rozdział 2

Beatrice

Obudziłam się w nocy przez zimno wpadające do sypialni. Zdezorientowana spojrzałam w stronę balkonu i zobaczyłam, że drzwi były otwarte. Zmarszczyłam brwi. Wydawało mi się, że gdy szliśmy spać, Aleks je zamykał. Teraz spał obok, więc nie podejrzewałam, że je otworzył. Kiedy wstałam z łóżka, ogarnął mnie chłód, dlatego sięgnęłam po bluzę należącą do męża. Wyszłam na balkon i rozejrzałam się po podwórku, ale wszystko znajdowało się na swoim miejscu. Nie dostrzegłam żadnych oznak, że to sprawka osoby trzeciej. Ale chyba byłam zbyt przewrażliwiona, bo koniecznie musiałam to sprawdzić. Ostatni raz zerknęłam na podwórze, zatrzymując wzrok w jednym miejscu. Miałam wrażenie, że widziałam jakiś ruch. Spojrzałam w to samo miejsce ponownie i tym razem nic nie zobaczyłam.

— Spokojnie, to tylko twoja przewrażliwiona wyobraźnia. Spokojnie, tam wcale nikogo nie było. Wcale…

— Kochanie? — Usłyszałam zaspany głos Aleksa, na co natychmiast się odwróciłam. — Co tym tam robisz? Przecież na zewnątrz jest zimno, a ty paradujesz w samej bluzie, i to w dodatku w nocy.

Mężczyzna podszedł do mnie w samych bokserkach, a gdy dostrzegł mój lekko przerażony wyraz twarzy, natychmiast się wybudził.

— Co się dzieje? — zapytał, dotykając mojej twarzy.

— Nic… po prostu…

— Be, jeżeli coś się stało, musisz mi o tym powiedzieć. Nie ukrywaj przede mną niczego, co może w jakikolwiek sposób wam zagrozić.

Miał rację. Absolutną rację. Teraz nie chodziło już tylko o nas, ale też o nasze dzieci.

— Sprawdzę, co u dzieci, i ci powiem — powiedziałam i nie czekając na jego odpowiedź, popędziłam do pokoju obok. Na szczęście Maksim i Nastia smacznie spali w swoich łóżeczkach, elektryczna niania również była włączona. Gdy się odwróciłam z zamiarem wyjścia, w drzwiach spotkałam Aleksa, który patrzył na mnie wyczekująco, z rękami założonymi na piersi.

— Masz mi natychmiast powiedzieć, co się stało — oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Wróciliśmy do sypialni. Drzwi balkonowe były już zamknięte. Wtuliłam się w ciało męża, ponieważ tylko tak czułam się bezpiecznie.

— Obudziłam się, bo było mi strasznie zimno. Zobaczyłam otwarte drzwi na balkon. Zdziwiłam się, bo ty spałeś obok i wydawało mi się, że wieczorem je zamykałeś. Wyszłam na zewnątrz i wzrokiem omiotłam podwórko. Najpierw nie zobaczyłam nic niepokojącego, ale gdy miałam już wchodzić do środka, na końcu podwórka, przy ogrodzeniu dostrzegłam ruch. Pomyślałam, że tylko mi się zdawało, bo kiedy popatrzyłam w to samo miejsce po raz drugi, niczego nie zobaczyłam, ale sama już nie wiem, co mam o tym myśleć.

— Zostań tu i nie ruszaj się stąd — powiedział rozkazująco.

— A ty gdzie idziesz? — zapytałam.

— Sprawdzić, czy ktoś się tu nie kręcił. Wiesz, że nie jesteśmy zwykłą rodziną. Nie zostawię tego tak po prostu. Zostań tutaj, zaraz wracam.

Sięgnął po broń, którą trzymał w szafce nocnej po swojej stronie, i wyszedł z sypialni, zostawiając mnie samą. Objęłam się szczelniej ramionami i znowu skierowałam się w stronę balkonu. Po chwili dostrzegłam Aleksandra. Zmierzał do miejsca, które mu wskazałam. W tej samej chwili do moich nóg przybiegł Diego, mój psiak, który mieszkał z nami. Pogłaskałam go, po czym wróciłam wzrokiem do męża. Znajdował się już tam, gdzie widziałam jakiś ruch. Miałam cichą nadzieję, że to tylko moja głupia wyobraźnia. Po paru minutach Aleks wrócił do domu.

— Nie znalazłem nic, co mogłoby wskazywać na to, że ktoś tam był. Pójdę jeszcze sprawdzić kamery.

— Nie możesz jutro? — zapytałam, łapiąc go za łokieć.

— Skarbie, wiesz, że wasze bezpieczeństwo jest dla mnie priorytetem. Nie zatrzymuj mnie, bo nic to nie da — odparł.

— Więc idę z tobą.

— Ty wracaj do łóżka. Jesteś zmęczona, a nie wiadomo, czy bliźniaki niedługo się nie obudzą. — Zaprowadził mnie do łóżka jak dziecko. Kazał się położyć i poczekał, aż przykryję się kołdrą po samą głowę. — Grzeczna dziewczynka. Zaraz wracam. — Musnął moje czoło, po czym wyszedł z sypialni.

Aleks miał rację. Chwilę po tym, jak opuścił pomieszczenie, cichutki płacz wydobył się z elektrycznej niani. Jak się okazało, Maksim kręcił się w łóżeczku, cicho kwiląc. Wzięłam go na ręce i zaczęłam chodzić po pokoju w tę i z powrotem. W moich ramionach natychmiast się uspokoił, ale gdy próbowałam położyć go z powrotem w kołysce, znów zaczął płakać, budząc tym samym siostrę. Jakby czuł, że coś się dzieje… Ale przecież to dopiero maleństwo. Nie miałam jak wziąć dwójki naraz, a kiedy odłożyłam Maksima do łóżeczka, aby uspokoić Nastię, ten natychmiast zaczął płakać.

— O co chodzi, synu? — zapytałam, siadając z małą na rękach przy jego łóżeczku.

— Co się dzieje? Dlaczego ciągle płacze? — Do pokoju wszedł zdenerwowany Aleks.

— Nie wiem. Gdy wzięłam go na ręce, to się uspokoił, ale jak tylko chciałam położyć go do łóżeczka, to znowu zaczął płakać, aż w końcu obudził Nastię. Nie wiem, co mam robić…

— Spokojnie, Be, spokojnie — powiedział, posyłając mi słaby uśmiech, a następnie wziął syna na ręce. — Młody, co się dzieje, hm? — zapytał, kołysząc go w ramionach.

Pół godziny później prawie z zamkniętymi oczami powoli kierowaliśmy się do wyjścia, aby tylko nie obudzić bliźniaków, które zasnęły. Westchnęłam ciężko, gdy mężczyzna przymknął drzwi do ich pokoju.

— Idź do sypialni, zaraz do ciebie przyjdę.

Spojrzałam podejrzliwie na męża.

— Dlaczego nie pójdziemy razem? Jest środek nocy, Aleks!

— Muszę zadzwonić.

— W środku nocy? — Zmarszczyłam brwi, wiedząc doskonale, że czegoś mi nie mówi. — Co zobaczyłeś na tych kamerach?

— Beatrice, idź spać, zaraz do ciebie przyjdę.

— Nie! Co zobaczyłeś na tych jebanych kamerach? I do kogo musisz zadzwonić w środku nocy? — podniosłam głos, ale mało mnie to obchodziło. Odeszliśmy już od pokoju dzieci, więc nie powinny się obudzić. Odkąd byłam jego żoną, stałam się bardziej odporna na jego rozkazy. Teraz byliśmy na równi i nie bałam się zagrożenia. Jedyne, o co się bałam, to o dzieci.

— Nie myliłaś się. Ktoś faktycznie był na terenie naszej posiadłości. Nie ma żadnych śladów, a przynajmniej nic nie zauważyłem, ale kamery wyłapały ruch; najprawdopodobniej był to mężczyzna, choć nie wykluczam też kobiety.

— Czyli znów się zaczyna? — zapytałam, opuszczając ręce wzdłuż ciała. Aleksandr natychmiast objął mnie swoimi ciepłymi ramionami. Był bez koszulki, więc bardziej odczuwałam ciepło, jakie mi przekazywał, i bezpieczeństwo, jakim mnie otaczał.

— Obiecuję, że stanę na głowie, aby tylko was ochronić, rozumiesz? Pół roku temu to ty mnie obroniłaś, narażając nasze dzieci i samą siebie. Urwę skurwielowi głowę własnymi rękami, jeżeli zbliży się do was. Zapamięta do końca piekielnego życia, że z Aleksandrem Siergiejewem i z jego rodziną się nie zadziera.

Przytaknęłam, zapatrzona głęboko w jego oczy. Stanęłam na palcach, aby dosięgnąć jego twarzy, po czym musnęłam jego usta. Trzymał mnie mocno w objęciach, nie pozwalając upaść ani uciec. Nie pozwalając, aby stała mi się jakakolwiek krzywda. On jeszcze nie wiedział, a może już zdawał sobie sprawę, że ja również nie pozwolę, aby jemu stała się jakakolwiek krzywda. Pójdę za nim do piekła. To już pewne, że szykują tam dla nas specjalnie miejsca i sam Lucyfer obawia się naszego przyjścia. Ale póki trwamy w jedności, wspólnie pokonamy zło i każdego, kto stanie nam na drodze. Wspólnie ochronimy siebie nawzajem i nasze dzieci.

Aleksandr

Zaprowadziłem Beatrice do sypialni, każąc jej tam siedzieć, dopóki nie wrócę. Nie musiała się martwić na zapas. Wystarczająco dużo przeszła w ostatnim czasie i zapewne jeszcze niejedno przejdzie, ale teraz to moim obowiązkiem było zapewnić rodzinie należytą ochronę.

Zszedłem na dół, upewniając się, że wszystkie drzwi i okna są pozamykane. Nie znalazłem żadnego śladu świadczącego o tym, że ktoś mógłby włamać się do domu. Kamery też tego nie uchwyciły, ale wolałem być ostrożny.

Z nagrania jasno wynikało, że ktoś był na podwórzu, w miejscu, które wskazała mi Be. Stał nieruchomo, przyglądając się naszej posiadłości, i nagle zaczął uciekać. Zapewne gdy Beatrice go zobaczyła. Nie wiedziałem, kto to był, ale miałem zamiar się dowiedzieć, a wtedy ta osoba będzie smażyć się w piekle.

Wybrałem numer do Iwana. Wiedziałem, że był środek nocy, ale takie panowały u nas zasady. To ja dyktowałem warunki, a chłopacy wiedzieli, że gdyby coś się działo, też mogą do mnie dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Po drugim sygnale usłyszałem w słuchawce zaspany głos przyjaciela:

— Co jest?

Nie zapytał, dlaczego dzwoniłem o tej godzinie ani dlaczego go obudziłem. Wiedział, że nie dzwoniłbym do niego bez potrzeby o drugiej w nocy.

— Zbierz chłopaków i przyjedźcie. Wyjaśnię wam, jak będziecie.

— Będziemy za pół godziny.

I to mi się podobało. Nie zadawali zbędnych pytań, tylko zawsze byli w pełnej gotowości. Wróciłem na górę, a kiedy wszedłem do sypialni, dostrzegłem śpiącą żonę. Bardzo dobrze, niech śpi i odpocznie. Podszedłem do niej, a następnie nachyliłem się i musnąłem lekko jej czoło, aby się nie obudziła. Gdy podniosłem wzrok, zobaczyłem coś na szafce nocnej. Czarna koperta. Kurwa. Ktoś tu był. Natychmiast się wyprostowałem i zlustrowałem wzrokiem całe pomieszczenie. Wyjście na balkon było zamknięte, co jeszcze raz sprawdziłem, więc ktoś musiał być tu, kiedy jeszcze oboje spaliśmy, przed tym, jak Be się obudziła.

Biorę kopertę do ręki, a w środku coś mnie mrozi przed jej otwarciem. Strach, co mogę w niej zobaczyć.

Wychodzę z sypialni i idę na dół. Będąc już w salonie, rzuciłem kopertę na szklany stolik, po czym nalałem sobie szkockiej, a następnie usiadłem na kanapie. Podparty rękoma o kolana, popijałem trunek i patrzyłem na tę jebaną kopertę, której zawartość stanowiła dla mnie zagadkę. Zerknąłem na zegarek, widząc, że niedługo chłopacy powinni przyjechać. Pokręciłem głową, aby rozprostować kark, po czym odstawiłem szklankę i chwyciłem kopertę. Rozerwałem ją jednym ruchem. To, co w niej znalazłem, zmroziło mnie od środka i wywołało na mojej skórze ciarki. Ja pierdolę. Kurwa!

Dziesięć minut później do domu weszli chłopacy. Zwarci i gotowi, bo wiedzieli, że stało się coś ważnego. Usiedli naprzeciwko mnie, a kiedy dostrzegli mój wyraz twarzy i zdjęcia z koperty, zdali sobie sprawę, że szykuje się piekło. Każdy z nich wziął do ręki po jednym zdjęciu, po czym popatrzyli na mnie przerażeni.

— To… to przecież…

— Tak. Zdjęcia Beatrice z ostatniego pół roku i bliźniaków, od kiedy się urodziły.

— Kurwa. Ktoś was cały czas śledził — stwierdził Rodion, jakbym sam o tym nie wiedział.

— To nic. Ten człowiek albo ktoś inny na jego zlecenie tu był. Wszedł do naszej sypialni, kiedy spaliśmy, zostawił kopertę, po czym obserwował dom spod płotu, dopóki nie zobaczyła go Beatrice. Niestety uciekł, zanim się o tym dowiedziałem, ale kamery uchwyciły jego ruch.

— Ja pierdolę — przeklął Iwan.

— Ten ktoś wpakował się w niezłe bagno, wchodząc na mój teren. Dowiem się, kurwa, kto to, a wy mi w tym pomożecie. Be ma nie wiedzieć, że ktoś nas obserwuje.

— Nie dostrzegłeś w przeciągu roku czegoś niepokojącego? Że ktoś cię obserwuje? — zapytał Anton.

— Nic a nic. Wiecie, że codziennie chodzi za mną kilku ochroniarzy, a na tych zdjęciach jestem może ze dwa, trzy razy. Na wszystkich Be jest sama lub w obecności kogoś innego. Mnie uchwycono dopiero na zdjęciach, kiedy odbierałem ich ze szpitala. Ten ktoś wie, że mamy dzieci. Jestem pewien, że nie zawaha się ich użyć jako swojej broni, dlatego od teraz musimy być bardzo czujni i zwiększyć ochronę. Beatrice nigdzie nie może wychodzić sama. Musi być albo ze mną, albo z którymś z was. Nikomu innemu nie ufam na tyle, aby powierzyć mu żonę i dzieci. Jeśli cokolwiek stanie się Beatrice czy dzieciakom, urwę samemu sobie łeb za to, że ich nie ochroniłem.

— Aleks, nie jesteś w tym sam. Jesteś w końcu szefem i najgroźniejszym gangsterem. Nie takiemu już dałeś radę, a my ci w tym pomożemy — powiedział Anton, na co przytaknąłem.

— Teraz jestem nie tylko najgroźniejszym gangsterem, ale też ojcem i mężem. Za wtargnięcie na mój teren i zbliżenie się do mojej rodziny polecą głowy. W tym momencie jestem o wiele bardziej groźny, niż byłem. Teraz mój priorytet stanowi żona i dzieci, a za nich mogę zabić każdego — dopowiedziałem.

— Więc co robimy? — zapytał Iwan.

— Na początku zwiększam ochronę. Cały dom ma być pilnowany przez najlepszych żołnierzy. Sprawdzimy jeszcze raz kamery, może jest coś, co mi umknęło, oraz przeszukamy najbliższy teren w odległości kilku kilometrów. Może zgubił coś, gdy uciekał, albo zostawił po sobie jakiś ślad. Rano przyjedźcie z Alfą, jeśli jest jakiś trop, on powinien go rozpoznać.

Alfa to nasz pies, którego wzięliśmy kilka miesięcy temu do bazy. Był szkolony dla wojska. Wytropi wszystko, co nie powinno znaleźć się na jego terenie. To owczarek niemiecki i najlepiej wyszkolony pies.

— Jasne, tylko co powiesz Beatrice, gdy zobaczy tylu żołnierzy z bronią? Przecież poczuje się, jakby była jakaś wojna.

— W pewnym sensie ktoś mi ją właśnie wypowiedział.

Nastała cisza, chłopacy pogrążyli się we własnych myślach, a ja zastanawiałem się, jak wytłumaczyć żonie, że po podwórku i wokół domu będzie teraz kręcić się kilkunastu żołnierzy z bronią. Beatrice zmieniła się, była inna niż przed naszym ślubem i tym wszystkim, co nas spotkało. Teraz była bardziej odważna i rozważna. Z dziewczyny, która często robiła szalone rzeczy, stała się roztropną, odpowiedzialną kobietą. Choć niektórzy i tak powiedzą, że jest rozkapryszona i chciała zabić własne dzieci, osłaniając mnie i przyjmując kulkę. Tylko że ona to wszystko zrobiła w obronie miłości. Dlatego Be jest dla mnie idealną partnerką do końca życia. Świetnie spisywała się jako żona szefa mafii i nie tylko. To kobieta, o jakiej marzy wielu facetów. Przyjmując za mnie pół roku temu kulkę, zrobiła coś więcej niż ocalenie mojego życia. Dała mi podwójne życie. I to dosłownie.

— Przecież pół roku temu Beatrice osłoniła cię i zabiła szefa irlandzkiej mafii — odezwał się Iwan po dłuższej chwili ciszy.

— No tak…

— A te zdjęcia pochodzą z okresu po tym wydarzeniu.

— Co masz na myśli? — zapytałem, kładąc ręce na kolanach i podpierając podróbek dłońmi.

— Że Irlandczycy chcą wojny i sprawiedliwości — odpowiedział. To mogła być prawda. Mogli chcieć zemścić się na Beatrice.

— Sądzę, że chłop może mieć rację — odezwał się Rodion, a Anton zgodził się, kiwając głową.

— Myślę, że Irlandczycy nie wiedzą, co robią. Zostali bez szefa i jeżeli faktycznie to oni, już są martwi. Nie poradzą sobie bez przywódcy — stwierdziłem.

— Chyba że miał kogoś na zastępcę. Może syna?

— Nie wiem, nigdy nie miałem żadnego kontaktu z tymi gnidami. Nie chciałem z nimi współpracować. Ale to jest możliwie. Myślicie, że to właśnie oni chcą zemścić się na Beatrice? Zdjęcia wyraźnie dają do zrozumienia, że tu chodzi o nią, nie o mnie. To ona jest na celowniku, nie ja.

— Myślę, że to jest bardzo prawdopodobne. Mają powód, aby się teraz na niej zemścić. Zdjęcia pokazują okres po tym wydarzeniu, zwłaszcza z ostatnich tygodni, gdy dzieci już się urodziły — trafnie zauważył Anton.