Gorzka chwała. Polska i jej los 1918-1939 - Richard M. Watt - ebook

Gorzka chwała. Polska i jej los 1918-1939 ebook

Richard M. Watt

0,0

Opis

Gorzka chwała Richarda Watta, bestseller zagraniczny - 3 wydania w USA, to gruntowne, przekonujące i błyskotliwe dzieło historyczne. Autor po raz kolejny zademonstrował niezrównaną zręczność, z jaką odsłania najbardziej skomplikowane zdarzenia historyczne.

Z zaskakującą wirtuozerią i fascynacją Watt opisuje skomplikowane wydarzenia polityczne, które sprawiły, że Polska zginęła jako państwo, odzyskała niepodległość i znowu została zniszczona.

Polska odrodziła się w wyniku pierwszej wojny światowej po ponad stu latach rozbiorów i przelewu krwi i była najważniejszym spadkiem, jaki pozostał po prezydenturze Woodrowa Wilsona i traktacie wersalskim (o którym marszałek Foch proroczo powiedział "rozejm na dwadzieścia lat").

Rzeczpospolita stała się wschodnią rubieżą Europy. W 1920 roku bohaterscy żołnierze marszałka Józefa Piłsudskiego powstrzymali tryumfalny pochód Armii Czerwonej dowodzonej przez Tuchaczewskiego. Później Hitler postanowił zniszczyć Polskę; jego kampania dyplomatyczna zakończyła się niepowodzeniem, natomiast wojna błyskawiczna wprawdzie zapewniła Niemcom szybkie zwycięstwo i zakończyła dwudziestoletnią historię Polski jako dumnego, demokratycznego kraju, ale też spowodowała wybuch drugiej wojny światowej.

Główne osoby występujące w znakomitej książce Watta to legendarne postacie: Paderewski, słynny pianista, który został premierem Polski, Piłsudski, architekt niepodległości, bohater wojenny i surowy ojciec narodu, oraz liczni politycy z innych krajów - Woodrow Wilson, Clemenceau, Lloyd George, Chamberlain, Hitler i Stalin.

Watt omawia palące problemy Śląska, Gdańska, "korytarza" i "linii Curzona", tworzące skomplikowany węzeł, który Hitler postanowił przeciąć niemieckim mieczem. Ta decyzja spowodowała pożar, który zniszczył całą Europę i samą Trzecią Rzeszę.

Watt z wielką wirtuozerią ukazuje przebieg wielkich bitw decydujących o historii współczesnej Europy - zwycięstwa Piłsudskiego u bram Warszawy i skazanej na klęskę, bohaterskiej walki polskiej armii, usiłującej powstrzymać pancerne kolumny Wehrmachtu. Autor opisuje również wysiłki polskich dyplomatów, którzy przez długie lata zmierzchu państwa usiłowali przeciwstawić się smutnemu losowi utrzymując równowagę między dwoma największymi wrogami.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 712

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Spis treści

Okładka

Karta tytułowa

Karta redakcyjna

Przedmowa Normana Daviesa

Przedmowa autora

Wstęp

Motto

1. Piłsudski

2. Wojna i pokój w Polsce

3. „Nikt nie sprawiał nam większych kłopotów niż Polacy”

4. Organizowanie nowej Polski

5. Historia nienawiści

6. Od Kijowa do Rygi

7. Ostateczne wytyczenie granic

8. Sejmokracja

9. Ziemia i pieniądze

10. Interwencja Piłsudskiego

11. Przyjaciele i wrogowie

12. „Z Piłsudskim czy bez niego?”

13. Złe i dobre czasy

14. „Nowy kurs”

15. Odejście Komendanta

16. Bez Piłsudskiego

17. „Życie brytyjskiego grenadiera”

18. Czwarty rozbiór Polski

Posłowie

Zdjęcia

Źródła

Bibliografia

Podziękowania

WARSZAWA 2007

Tytuł oryginału Bitter Glory. Poland and its Fate 1918–1939

Copyright © 1979, 1982, 1989 by Richard M. Watt All rights reserved. No parts of this book may be used or reproduced in any manner whatsoever without the written permission from the Publisher

Published by arrangement with Richard M. Watt

Copyright © 2005 for the Polish edition by A.M.F. Plus Group Sp. z o.o.

Copyright © 2005 for the Polish translation by Piotr Amsterdamski

Redakcja i indeksMirosław Grabowski

KorektaMaciej Korbasiński Elżbieta Jaroszuk Ewa Sobkow

Konsultacja naukowa – prof. Marian Marek DrozdowskiProjekt okładki – Andrzej Findeisen Na okładce wykorzystano zdjęcia ze zbiorów Instytutu Piłsudskiego, Nowy Jork Zdjęcie górne: Rząd Sławka z lat 1930–1931 Zdjęcie dolne: Defilada przed Prezydentem RP w dniu Święta Pułkowego 2 Pułku Szwoleżerów Rokitniańskich w Starogardzie w 1937 roku

ISBN: 978-83-60532-22-5

WydawcaA.M.F. Plus Group Sp. z o.o. Al. Solidarności 91/28, 00-144 Warszawa Tel. (22)620-7868, faks (22)620-6533 Poczta elektroniczna: [email protected]

Wyłączny dystrybutorFirma Księgarska Jacek Olesiejuk ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Mazowieckiwww.olesiejuk.pl

Wydanie IISkład, łamanie, okładki: Plus 2 Witold Kuśmierczyk, WarszawaDruk i oprawa: Druk-Intro S.A., Inowrocław

PRZEDMOWA NORMANA DAVIESA do wydania polskiego

Przedwojenna Polska miała to nieszczęście, że pisali o niej autorzy wyjątkowo wrogo nastawieni. Istniała zaledwie dwadzieścia jeden lat; została zniszczona wskutek wspólnych działań Hitlera i Stalina, którzy nie mogli się pogodzić z jej narodzinami. Przeciwnicy Polski głosili, że była ona jedynie stałym źródłem kłopotów, państwem słabym i niewydarzonym – Mołotow nazwał ją „poczwarnym bękartem traktatu wersalskiego” – którego upadek stanowił błogosławieństwo dla wszystkich zainteresowanych. Takie opinie można porównać z twierdzeniami bandy morderców, którzy zabili na ulicy młodego człowieka, po czym tłumaczyli się w sądzie, że ofiara była nikomu niepotrzebnym inwalidą.

Nawet w samej Polsce rzadko pisano sprawiedliwie o Drugiej Rzeczpospolitej. Komuniści, którzy przejęli władzę po drugiej wojnie światowej, obsypywali ją oszczerstwami, przesadnie podkreślali jej słabości, a winą za wszystkie nieszczęścia kraju obciążali polskich przywódców (nie zaś agresorów). Uczeni często zaliczali sanację do wyszydzanej kategorii „nieudanych dyktatur” i niesłusznie przedstawiali ją jako system podobny do faszyzmu. (Wszelkie porównania ze stalinizmem były zakazane). Co gorsza, polityczne spory z lat trzydziestych między zwolennikami i przeciwnikami sanacji zostały przeniesione do historiografii, co uniemożliwiło polskim historykom dojście do generalnie akceptowanego konsensusu w sprawie oceny Polski międzywojennej. To jeszcze nie wszystko: żyjące w Polsce przed wojną mniejszości narodowe – Niemcy, Żydzi i Ukraińcy – formułując swoje wersje historii, były zainteresowane przedstawieniem Drugiej Rzeczpospolitej w możliwie najgorszym świetle. Spotyka się niekiedy opinię, że Polska przed 1939 rokiem „stała na skraju przepaści”, z czego miałoby wynikać, że katastrofa wojenna, w tym również zagłada Żydów, była naturalną konsekwencją sytuacji w kraju przed wybuchem wojny.

Odświeżającą odmianą jest zatem możliwość zapoznania się z opinią inteligentnego outsidera. Richard Watt z New Jersey w Stanach Zjednoczonych nie ma polskich korzeni i przed napisaniem tej książki nie miał z Polską żadnych związków. Z zawodu jest biznesmenem, nie zaś historykiem, a swą historyczną pasję realizował równolegle z profesjonalną karierą. Jego pełna oddania praca przyniosła godne uwagi owoce. Początkowa fascynacja osobą marszałka Piłsudskiego – postacią niezbyt wysoko cenioną na Zachodzie – ostatecznie przyniosła monografię o życiu i śmierci Drugiej Rzeczpospolitej.

Gdy w 1979 roku ukazało się pierwsze wydanie Gorzkiej chwały, recenzent dziennika „New York Times” pochwalił autora za „bezstronność”. Profesor Fritz Stern napisał o niej: „dramatycznie opowiedziana dramatyczna historia”. Należy jednak coś dodać. Polscy czytelnicy docenią relację przedstawioną przez Watta nie tylko z racji szerokości horyzontów i przekonujących analiz, ale również ze względu na umiejętność przywołania emocji towarzyszących dawnym wydarzeniom – radości z powodu odzyskania niepodległości oraz cierpienia wywołanego klęską i rozbiorem. Nie brakuje tu goryczy zrodzonej z niesprawiedliwego losu Polski, ale jest również poczucie chwa-ły – chwały Rzeczpospolitej, która ceniła swą wolność i postanowiła walczyć w obronie zasad mimo nikłych szans na sukces.

Książka ta wielce się przysłużyła sprawie reputacji Polski, a dla wszystkich Polaków będzie bardzo potrzebnym lekarstwem na zranioną dumę.

Kołobrzeg

lipiec 2005

PRZEDMOWA AUTORA do wydania polskiego

Książkę tę napisałem w latach 1970–1979. Wprawdzie doczekała się wielu edycji, ale żaden polski wydawca nie chciał jej opublikować. Powiedziano mi, że w Polsce moja książka nie może się ukazać, ponieważ opisuję w niej historię wojny polsko-bolszewickiej 1919–1920, ta zaś za czasów komunistycznego reżymu została wykreślona z oficjalnych dziejów.

Mimo to po ukazaniu się amerykańskiego wydania skontaktowało się ze mną wielu Polaków, którzy mogli przyjechać do Stanów Zjednoczonych. Gdy tylko było to możliwe, chętnie się z nimi spotykałem. Przekonałem się wówczas, że czytali Gorzką chwałę, korzystając z podziemnego wydania na powielaczu – tak ukazywało się wiele zachodnich książek zakazanych przez polskie władze. Z radością uświadomiłem sobie, że nie brakuje osób autentycznie zainteresowanych historią niepodległej Polski w latach 1918–1939.

W 1979 roku, gdy Gorzka chwała ukazała się po raz pierwszy, wydawało się, że komunistyczny rząd Polski jest silny, pewny siebie i mocno trzyma się w siodle. Muszę przyznać, że – podobnie jak moi znajomi z polskiej emigracji w Nowym Jorku i Londynie – z pewnością nie przewidywałem upadku polskiego reżymu w ciągu najbliższych dziesięciu lat. Wówczas jeszcze nie rozpoczął się dramatyczny ciąg zdarzeń w Europie Wschodniej i Środkowej, które ostatecznie doprowadziły do krachu komunizmu w Polsce.

Gdy ponownie czytałem swoją książkę przed ukazaniem się jej polskiego wydania, zastanawiałem się, czy powinienem wprowadzić w niej jakieś zmiany, związane z ustanowieniem w Polsce po drugiej wojnie światowej komunistycznego reżymu i jego upadkiem po czterdziestu latach sprawowania władzy. Szybko doszedłem jednak do wniosku, że przejęcie władzy przez komunistów nie miało nic wspólnego z historią Polski w latach 1918–1939. Polska edycja jest zatem wiernym przekładem amerykańskiego oryginału.

W ciągu wielu lat, jakie poświęciłem na badania historyczne i pisanie Gorzkiej chwały, poznałem licznych Polaków, zarówno wybitnych, jak i mniej znanych. Dzięki temu nabrałem wielkiego szacunku dla polskiego narodu. Odkryłem jego skomplikowaną i bolesną historię, heroizm w walce o niepodległość kraju i wiele rzadkich zalet. Mam nadzieję, że znalazło to właściwe odbicie w książce.

W ostatnim półwieczu opublikowano w Stanach Zjednoczonych niewiele książek o historii Polski. Cieszę się, że choć częściowo zapełniłem tę pustkę.

Jestem bardzo zadowolony, że Gorzka chwała doczekała się polskiego wydania.

Richard M. Watt

Mendham, New Jersey

kwiecień 2005

WSTĘP

Polskie miasteczko Kuty nie mogło pochwalić się niczym, co je w jakiś sposób wyróżniało lub nadawało mu szczególne znaczenie. Było to zupełnie przeciętne miasteczko, mające około czterystu mieszkańców, położone u podnóża Karpat na samym południu kraju, gdzie polskie terytorium stykało się z Rumunią. Kuty liczyły się tylko z jednego powodu: tu znajdowało się przejście graniczne; niecały kilometr na południowy wschód od miasteczka dwupasmowy, żelbetowy most łączył brzegi Czeremoszu, który w 1939 roku stanowił granicę między Polską i Rumunią. Na obu końcach mostu znajdowały się posterunki celników i policji granicznej. Rzeka miała tylko piętnaście metrów szerokości. Wiosną, gdy w Karpatach topniały śniegi, szerokość i głębokość Czeremoszu powiększały się dwukrotnie i wtedy flisacy spławiali zrąbane w górach drzewa, ale w pozostałych porach roku, a zwłaszcza w rozpaczliwie suchym wrześniu 1939 roku, rzeka przypominała raczej powolny potok.

Jednak siedemnastego września 1939 roku Kuty nagle stały się bardzo ważne, gdyż przez kilka godzin były siedzibą rządu Rzeczpospolitej Polskiej. Miasto było wypełnione samochodami, ciężarówkami i wozami konnymi, sunącymi powoli w kierunku mostu łączącego Polskę z Rumunią. Wszystkie pojazdy przesuwały się metr po metrze, gdyż rumuńska policja graniczna sprawdzała paszporty i bagaże tak, jakby nie było wojny.

Polacy czekający na przekroczenie granicy niecierpliwili się powolnym tempem odprawy. Tego dnia o czwartej rano Związek Sowiecki zaatakował Polskę. Kuty leżały zaledwie sto kilometrów od sowieckiej granicy, a nic nie mogło powstrzymać pochodu Armii Czerwonej. Po południu sowieckie czołgi wjechały do Śniatynia, położonego w odległości czterdziestu kilometrów od Kut. Most w Kutach stanowił teraz jedyne przejście, przez które Polacy mogli przedostać się do Rumunii – wszystkie pozostałe zajęły już sowieckie oddziały. Za kilka godzin Rosjanie mieli pojawić się w Kutach. Jedyną siłą wojskową, która mogła się im przeciwstawić, była Kompania Zamkowa prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej Ignacego Mościckiego, licząca około pięćdziesięciu żołnierzy. Wprawdzie piaszczystą drogą w kierunku mostu na Czeremoszu szło tysiące żołnierzy, ale nie stanowili oni zorganizowanej siły zdolnej do podjęcia walki. Żołnierze z oddziałów rozbitych w ciągu niecałych trzech tygodni walki z armią niemiecką otrzymali rozkaz, żeby samodzielnie przedzierali się na południe. Po przekroczeniu granicy rumuńskiej mieli zostać przetransportowani do Francji, gdzie formowano nową polską armię.

Przez cały dzień niedobitki polskiego lotnictwa, z którego pozostało najwyżej sto samolotów, przelatywały nad Kutami w kierunku lotniska wojskowego Cernauti, gdzie internowano polskich pilotów. Samoloty musiały lecieć bardzo nisko, ponieważ Rumuni wymagali, by wkraczały w ich przestrzeń powietrzną na wysokości nieprzekraczającej sześćdziesięciu metrów.

Większość osób czekających na przejście granicy stanowili polscy żołnierze, wysocy urzędnicy oraz bogaci Polacy i obywatele innych krajów podróżujący samochodami. Tego dnia przez most w Kutach przejechało wielu ambasadorów i posłów akredytowanych w Polsce. Kiedy znaleźli się w Rumunii, zadepeszowali do swych rządów, że Polska przegrała walkę. Od samego początku nie było dużych nadziei na to, że polska armia zdoła powstrzymać Niemców – a teraz, po włączeniu się Związku Sowieckiego do wojny, Polacy nie mieli już żadnych szans. Jedyne, co pozostało polskim przywódcom, to ucieczka do Rumunii. Stamtąd mogli przejechać przez wciąż neutralne Bałkany i Włochy do Francji i stworzyć tam nowy rząd pod opieką francuskiego sojusznika. Polski rząd zaakceptował ten plan podczas narady w Kutach o godzinie szesnastej. Uczestnicy spotkania przyjęli tekst orędzia prezydenta do narodu; prezydent wyjaśniał, że rząd musi uciekać, ponieważ „z przejściowego potopu uchronić musimy uosobienie Rzplitej i źródło konstytucyjnej władzy”. Tego wieczoru o różnych porach granicę rumuńską przekroczyli prezydent Mościcki, premier Sławoj-Składkowski i prawie wszyscy ministrowie, w tym również najważniejszy – minister spraw zagranicznych Józef Beck. Na krótko przed północą, ku wielkiemu zdziwieniu ministrów, przyłączył się do nich w Rumunii marszałek Rydz-Śmigły, naczelny wódz polskiej armii.

Rumuńska straż graniczna przestała już sprawdzać paszporty. Wszyscy przechodzili bez kontroli dokumentów, ale w pobliżu mostu po rumuńskiej stronie zrobił się tłok, ponieważ liczni Polacy nie mieli dokąd pójść. Na polach stały zaparkowane samochody, siedzieli ludzie uciekający piechotą. Wciąż nadchodzili następni. Teraz byli to głównie żołnierze. Po polskiej stronie ostrzegano ich, że Rumuni skonfiskują broń, którą – jak nakazywało im poczucie obowiązku – nadal nieśli. Zamiast oddać broń, polscy żołnierze woleli rzucić ją do rzeki. Wkrótce tysiące karabinów wypełniło koryto płytkiego Czeremoszu. Choć ani żołnierze, ani ministrowie nie zdawali sobie z tego sprawy, ta noc stanowiła koniec niezależnej Polski. Niemal nikt z przedstawicieli najwyższych władz państwa, którzy ratowali się przed „przejściowym potopem”, nie wrócił już nigdy do Polski. Tylko nieliczni z uciekających żołnierzy mieli kiedyś postawić stopę na polskiej ziemi.

Po zaledwie dwudziestu jeden latach trudnej niepodległości Polska została ponownie zajęta przez potężnych sąsiadów.

Ja nie pochwalam ani nie potępiam, ja tylko opowiadam

Charles Maurice Talleyrand

ROZDZIAŁ I

PIŁSUDSKI

Józef Klemens Piłsudski, który bardziej niż ktokolwiek inny przyczynił się do odzyskania przez Polskę niepodległości w 1918 roku, urodził się w grudniu 1867 roku w majątku swego ojca w Zułowie na Litwie. Rodzina Piłsudskiego należała do szlachty (gdy w 1831 roku rosyjski Urząd Heraldyczny zażądał, by każda rodzina szlachecka w imperium przedstawiła odpowiednie dowody szlachectwa, Piłsudscy z powodzeniem spełnili wymogi, dowodząc, że posiadają ten sam majątek ziemski od co najmniej trzystu lat). Jego matka odziedziczyła cztery wielkie posiadłości o łącznej powierzchni ośmiu tysięcy hektarów, ale z biegiem czasu Piłsudscy popadli w biedę. Ojcu Józefa zupełnie nie wiodło się w interesach; utracił cały majątek żony. Gdy Józef miał dwanaście lat, dworek i zabudowania gospodarcze w Zułowie strawił ogień. Rodzina nie miała pieniędzy na odbudowę, dlatego przeprowadziła się do Wilna, a dzieci zaczęły naukę w tamtejszym gimnazjum.

W tym okresie rząd rosyjski prowadził szczególnie intensywną kampanię rusyfikacji mniejszości narodowych. Synowie litewskiej szlachty byli uważani za szczególnie trudne przypadki. Litewska szlachta nie tylko odrzucała rusyfikację (wspominając Wielkie Księstwo Litewskie, które kiedyś zajmowało znaczną część Rosji), ale też z uwagi na wielowiekową dynastyczną unię Litwy i Polski uważała się za polską arystokrację. Ogromnie się tym szczyciła i pod wieloma względami była bardziej polska niż sami Polacy. Synowie litewskiej szlachty snuli wspomnienia o pełnej chwały przeszłości, gdy państwo polskie było silne i niepodległe, a ich klasa odgrywała dominującą rolę. Józef Piłsudski z pewnością nie był wyjątkiem.

---------

W przeszłości Polska była ogromnym i potężnym państwem. W 1386 roku trzynastoletnia królowa Polski Jadwiga poślubiła wielkiego księcia Jagiełłę, władcę Litwy. Unia dynastyczna pozwoliła na powstanie koalicji, która w 1410 roku w bitwie pod Grunwaldem zadała druzgoczącą klęskę zakonowi krzyżackiemu. Zwycięstwo nad największą potęgą militarną owych czasów zapoczątkowało trwający dwieście lat okres ekspansji i konsolidacji Polski. W XVI wieku królowie polscy panowali nad federacją rozciągającą się od Bałtyku na północy do Morza Czarnego na południu. Na wschodzie polskie terytorium sięgało niemal do bram Moskwy. Pod względem liczby ludności Polska ustępowała w Europie tylko Francji.

Polskie państwo miało jednak wiele słabości. Pozbawione naturalnych granic, takich jak pasma górskie i duże rzeki, często było atakowane przez Szwedów, Tatarów, Rosjan, Węgrów i Turków. Poważnym obciążeniem Polski okazała się również niesłychanie kłótliwa i krótkowzroczna szlachta. Stan szlachecki był bardzo liczny – szacuje się, że w XVI wieku zaliczano do niego siedemset pięćdziesiąt tysięcy osób, czyli 10 procent całej ludności. Byli wśród nich zarówno niezwykle bogaci Radziwiłłowie (do których w pewnym okresie należała niemal cała Litwa), jak i „szlachta chodaczkowa”, własnymi rękami uprawiająca ziemię. Niezależnie od statusu ekonomicznego polska szlachta zazdrośnie strzegła swych przywilejów, które wymogła na kolejnych królach.

Problemy zaczęły się w XV wieku, gdy polscy królowie zostali zmuszeni do pewnych ustępstw na rzecz szlachty w zamian za jej zgodę na pełnienie służby wojskowej. Przywileje te stopniowo rozszerzano, a od 1573 roku zamiast dziedzicznej monarchii wprowadzono zasadę wolnej elekcji – to szlachta wybierała króla. Wszystkie ważniejsze ustawy musiał zatwierdzić sejm, który zwykle zbierał się co dwa lata na sześć tygodni. Każdy szlachcic miał prawo ubiegać się o miejsce w sejmie. Nawet jeden poseł mógł zawetować dowolną ustawę – wystarczyło, by wstał i oświadczył: „Nie pozwalam”. To osławione liberum veto stopniowo coraz bardziej paraliżowało polskie życie polityczne. W latach 1652–1764 na pięćdziesiąt pięć sesji sejmu czterdzieści osiem zostało zerwanych wskutek weta któregoś z posłów. Państwa ościenne, dążące do pogłębienia anarchii w Polsce, bez trudu przekupywały posłów, by zrywali obrady. Królestwo stale balansowało na krawędzi bankructwa, bo sejm nie godził się na wprowadzenie podatków. W wojsku często dochodziło do buntów, ponieważ żołnierze nie otrzymywali żołdu. W 1648 roku na należącej do Polski Ukrainie wybuchło powstanie Kozaków, którzy niedługo potem przeszli na stronę carów Rosji. To spowodowało nagłą zmianę w układzie sił: wcześniej to Polska była większa, bogatsza i lepiej zorganizowana. Teraz przewagę osiągnęła Rosja.

Połowa XVII wieku stanowiła przełom w historii Polski. Rozpoczął się okres chaosu, nieustannych wojen i szybkiego upadku. Sąsiednie państwa dokonywały kolejnych inwazji. W 1665 roku praktycznie cały kraj okupowali Szwedzi lub Rosjanie. Wojny spowodowały ogromne spustoszenia. Szacuje się, że w pierwszej ćwierci XVIII wieku ludność Polski zmniejszyła się o jedną czwartą.

Nawet po zakończeniu okresu nieustannych wojen w początkach XVIII wieku państwa ościenne – Austria, Prusy, a zwłaszcza Rosja – nadal prowadziły politykę sprzyjającą stopniowemu rozkładowi Polski. Od czasu do czasu dokonywały najazdów, by wpłynąć na wynik elekcji lub „bronić konstytucji Polski”, która – wskutek elekcyjnej monarchii i liberum veto – w znacznej mierze przyczyniała się do destabilizacji kraju.

Przez znaczną część XVIII wieku Polską praktycznie rządził rosyjski ambasador w Warszawie. Polityka rosyjska wahała się od koncepcji aneksji Polski do planów dalszego sprawowania pośredniej kontroli. W 1776 roku ambasador Rosji zażądał, by sejm przyznał wszystkim prawosławnym obywatelom Polski (których większość stanowili biedni chłopi) takie same przywileje, jakie miała szlachta. Jak Rosjanie niewątpliwie przewidywali, sejm się na to nie zgodził. Rosja uznała to za pretekst do rozpoczęcia wojny; po długiej kampanii Polska została całkowicie pokonana.

Niewątpliwie Rosja zagarnęłaby Polskę znacznie wcześniej, gdyby wszystkie państwa ościenne były w stanie uzgodnić politykę rozbiorową. Austrii i Prusom nie zależało tak bardzo jak Rosji na zagarnięciu polskich ziem, ale nie chciały, by Rosja opanowała całą Polskę. W 1772 roku trzej potężni sąsiedzi Polski podpisali w Sankt Petersburgu traktat, zgodnie z którym podzielili między siebie w przybliżeniu 220 tysięcy kilometrów kwadratowych terytorium Polski (30 procent powierzchni kraju). Austria otrzymała ziemie południowo-zachodnie, tak zwaną Galicję. Prusy zagarnęły Pomorze, wskutek czego główna część kraju została połączona z Prusami Wschodnimi. Rosja tymczasowo musiała się zadowolić pasem ziemi wzdłuż wschodniej granicy Polski, ale było oczywiste, że to nie koniec rosyjskich roszczeń terytorialnych. W wyniku masowej korupcji sejm zaakceptował pierwszy rozbiór Polski.

Choć trudno w to uwierzyć, jeszcze przez kilka lat tylko nieliczni Polacy dostrzegali groźbę całkowitej likwidacji państwa. Niewielka grupka patriotów ze środowiska magnatów i drobnej szlachty dążyła do wprowadzenia reform konstytucyjnych, które położyłyby kres anarchii. W 1791 roku reformatorzy z sejmu przygotowali w tajemnicy nową konstytucję i w okresie Wielkanocy, gdy większość posłów rozjechała się do domów, przedstawili ją w sejmie i zażądali głosowania. W ten sposób została przyjęta Konstytucja Trzeciego Maja. Rosja natychmiast zażądała jej unieważnienia, a gdy żądanie to nie zostało spełnione, armia rosyjska wkroczyła do Polski. Po kilku zaciekłych bitwach z nielicznymi siłami polskimi Rosjanie zmusili Polskę do wystąpienia z prośbą o pokój. W wyniku wojny nastąpił w 1793 roku drugi roz-biór – tym razem Rosja zagarnęła rozległe obszary na wschodzie Polski, w tym praktycznie całą Litwę. Prusy otrzymały tereny na zachód od Warszawy, między innymi Gdańsk i Toruń. Polska straciła dostęp do morza i dwie trzecie terytorium sprzed drugiego rozbioru.

Teraz wreszcie najliczniejsza grupa polskiej szlachty, drobni właściciele ziemscy, uświadomiła sobie zagrożenie. Nie ma oczywiście wątpliwości, że na to przebudzenie miało wpływ poczucie własnych interesów. Zaborcy wprowadzali na zajętych terenach swoje prawa i własną administrację. Polska szlachta, przyzwyczajona do sprawowania różnych urzędów, nagle stała się bezrobotna. Tłumnie zatem zaczęła się przenosić do okrojonego państwa polskiego, gdzie szukała stanowisk w wojsku. Do pracy w innych instytucjach szlachcie z reguły brakowało kwalifikacji. Kiedy obsadzono wszystkie stanowiska oficerskie, jej przedstawiciele godzili się służyć nawet jako podoficerowie, ale wkrótce zabrakło i takiej możliwości. Polska nie mogła sobie teraz pozwolić na utrzymywanie dużej armii. Po drugim rozbiorze zaborcy zażądali, by polskie wojsko zostało zredukowane do 15 tysięcy ludzi.

Zubożała, bezrobotna i zdeklasowana drobna szlachta nagle zrozumiała, jak nierozważnie postępowała w przeszłości. Teraz tęskniła za narodową wolnością, którą tak beztrosko zaprzepaściła. W 1794 roku wybuchło powstanie, którym dowodził Tadeusz Kościuszko, późniejszy bohater wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Polskie oddziały odniosły kilka zaskakujących zwycięstw, ale ostatecznie uległy przewadze Rosji, Austrii i Prus. Po heroicznej obronie Warszawy jesienią 1794 roku powstanie upadło.

Nieuchronną konsekwencją klęski był trzeci rozbiór, który nastąpił w latach 1795–1796. Austria, Rosja i Prusy podzieliły między siebie cały obszar Polski. Na drobną szlachtę, która stanowiła większość żołnierzy i oficerów w czasie insurekcji kościuszkowskiej, posypały się surowe represje. Spowodowało to masową emigrację, przede wszystkim do rewolucyjnej Francji, która chętnie przyjęła polskich uchodźców. Wśród polskich émigrés było wielu doskonałych publicystów, którzy opisywali heroiczną walkę swego narodu z siłami despotyzmu i cierpienia rodaków w zniewolonym kraju. Emigranci nie uznawali trwałości rozbiorów i bez końca snuli różne polityczne plany restauracji Polski.

Propaganda polskich émigrés wywołała falę współczucia i sympatii w zachodnich państwach demokratycznych. Dla porewolucyjnej Francji obraz Polski wijącej się pod władzą najbardziej represyjnych monarchii europejskich wydawał się horrorem niemal niemającym historycznego precedensu. Thomas Jefferson określił trzeci rozbiór jak „zbrodnię”. W Anglii liberalni myśliciele układali wiersze na cześć Polski, powstawały stowarzyszenia mające wspierać odrodzenie zjednoczonego i niezależnego państwa.

W 1797 roku polscy żołnierze na emigracji mieli wrażenie, że sama Opatrzność daje im szansę. Młody francuski generał Napoleon Bonaparte pokonał austriacką armię we Włoszech i potrzebował żołnierzy, którzy pełniliby służbę garnizonową w nowych francuskich posiadłościach.

Zwerbowano kilka polskich Legionów, a ponieważ émigrés szybko okazali się znakomitymi żołnierzami, liczebność polskich oddziałów stale rosła. Wśród wszystkich zagranicznych kontyngentów w napoleońskiej armii polskie Legiony wyróżniały się niezwykłą lojalnością. W lecie 1807 roku polscy żołnierze doczekali się nagrody. Podczas spotkania Napoleona z carem Aleksandrem I na tratwie zakotwiczonej na Niemnie w Tylży dwaj władcy zawarli ogólny, choć tymczasowy traktat pokojowy, regulujący sytuację w Europie Środkowej i Wschodniej. Napoleon i Aleksander I na nowo wyrysowali mapę Europy; z ziem należących do zaboru pruskiego, z Warszawą włącznie, powstało Księstwo Warszawskie, którym miał rządzić lojalny sojusznik Napoleona, król Saksonii. Większość Polaków uznała to za pierwszy krok na drodze do odbudowy państwa polskiego. Bardzo się mylili. W 1814 roku Napoleon został pokonany i zmuszony do abdykacji. Zwycięzcy zgromadzili się w Wiedniu, by raz jeszcze narysować mapę Europy.

Uczestnicy kongresu wiedeńskiego, pierwszej wielkiej międzynarodowej konferencji pokojowej, szybko się przekonali, że najtrudniejszym zadaniem jest rozwiązanie kwestii polskiej – ta sytuacja powtarzała się na wszystkich następnych europejskich konferencjach pokojowych przez kolejne sto lat. Wreszcie, po wielu kompromisach, postanowiono utworzyć niewielkie Królestwo Polskie, które stało się znane jako Królestwo Kongresowe. Prusy zrezygnowały ze swych posiadłości w środkowej Polsce, ale zachowały region Poznania i Pomorze. Austriacy zatrzymali Galicję, lecz zwrócili jeden niewielki okręg i ogłosili, że Kraków będzie wolnym miastem. Choć Rosja nie oddała na rzecz Królestwa Polskiego ani kawałka z zagarniętych obszarów, carowie zostali uznani za dziedzicznych królów Polski. Zgodnie z konstytucją przyjętą przez kongres wiedeński Polacy mieli prawo do własnego parlamentu i własnej armii oraz otrzymali dość szerokie gwarancje wolności słowa i prasy. Wszystkie urzędy w Królestwie mieli sprawować Polacy. Krótko mówiąc, Królestwo Polskie miało być w miarę niezależne – tyle że carowie Rosji byli również królami Polski.

W rzeczywistości jednak carowie szybko zaczęli traktować Polskę tak, jakby była prowincją Rosji – na dokładkę niepoprawną i sprawiającą ustawicznie kłopoty. Rozmaite gwarancje indywidualnych swobód ignorowano. Ilekroć Rosjanom było to na rękę, obsadzali polskie urzędy swoimi ludźmi.

Polska miała jeszcze inne trudności. W latach dwudziestych XIX wieku na rynkach europejskich drastycznie spadły ceny zboża, stanowiącego najważniejszy polski artykuł eksportowy. Polskie zboże – żyto, pszenica – nie przynosiło niemal żadnego zysku. Ziemiaństwo, które nigdy nie było szczególnie zamożne, teraz zostało niemal doprowadzone do ruiny, a chłopi popadli w skrajną nędzę. Królestwo kipiało nienawiścią do Rosjan, którym przypisywano winę za wszystkie trudności.

Od czasu do czasu wybuchały desperackie powstania. W listopadzie 1830 roku Polacy zdołali stworzyć znaczną armię, ale rok później zostali pokonani przez przeważające siły cara Mikołaja I. W odwecie Rosjanie zlikwidowali niezależną armię Królestwa Polskiego, zamknęli uniwersytety i rozwiązali polski parlament. W 1846 roku polscy działacze narodowi przygotowali rewolucję, która jednak została stłumiona, nim się rozpoczęła. W styczniu 1863 roku wybuchło kolejne powstanie, które trwało do pierwszych miesięcy 1864 roku. Rosjanie postanowili teraz raz na zawsze skończyć z kłopotami, jakie sprawiał im ten trudny i uparty naród. Car Mikołaj I powiedział kiedyś, że zna tylko dwa rodzaje Polaków – takich, których nienawidzi, i takich, którymi gardzi. Jego następca Aleksander II zajmował w istocie takie samo stanowisko. Car uznał, że jedynym sposobem na rozwiązanie problemu Polski jest wyeliminowanie Polaków jako Polaków. W tym celu w 1864 roku zaczęto realizować program intensywnej rusyfikacji.

Od tej pory Rosjanie określali Królestwo Polskie terminem „Kraj Przywiślański”. Praktycznie obsadzili wszystkie urzędy. Stworzyli skrajnie represyjny system cenzury, sieć policyjnych szpiegów i agents provocateurs. Językiem urzędowym stał się rosyjski. W szkołach zatrudniono rosyjskich nauczycieli, a rosyjski stał się przedmiotem obowiązkowym. Wprowadzono w życie skomplikowaną reformę rolną, której celem było zdobycie lojalności chłopów i ukaranie szlachty. Rosjanie mieli nadzieję, że dzięki nowej polityce po pewnym czasie polski problem sam zniknie.

W tym okresie rząd Prus przyjął nieco podobny plan „depolonizacji” ludności polskiej. W odróżnieniu od Rosji Prusy nie miały poważniejszych problemów z aktywnością powstańczą w swych polskich prowincjach, natomiast poważny niepokój budziła eksplozja demograficzna wśród polskiej ludności.

W pewnym sensie Prusacy mogli sami siebie winić za ten problem. Polacy mieli w zasadzie takie same prawa jak Prusacy mieszkający w polskich prowincjach. W pruskim zaborze chłopi zostali uwolnieni znacznie wcześniej niż w rosyjskim i mieli prawo kupować oraz sprzedawać ziemię. Polscy robotnicy rolni przyjeżdżali do Prus, by pracować w niemieckich i polskich gospodarstwach. Robotnicy ci często, zamiast wracać do zaboru rosyjskiego, zostawali w Prusach. Podobna sytuacja powstała na Śląsku, przemysłowej i górniczej prowincji w południowo-wschodniej części Prus. Szybko rozwijająca się tamtejsza gospodarka potrzebowała siły roboczej, ale płace pozostawały stosunkowo niskie. Dla Polaków proponowane stawki były jednak dostatecznie atrakcyjne, by masowo przekraczali granicę i podejmowali pracę.

Polacy żyjący w Prusach szybko nauczyli się korzystać z nowych możliwości i osiagnęli „wyższy poziom cywilizacyjny” niż rodacy na ziemiach należących do Rosji. Dzięki znacznie efektywniejszemu pruskiemu systemowi szkolnemu ich dzieci były lepiej wykształcone. Bardziej uprzemysłowiona gospodarka pruska zapewniała większe możliwości prowadzenia działalności produkcyjnej i handlowej, dlatego wkrótce powstała silna polska klasa średnia.

W latach osiemdziesiątych XIX wieku rząd Prus (a także rząd cesarski) zaczął sobie zdawać sprawę z powagi sytuacji we wschodnich prowincjach. Z wyjątkiem Gdańska, gdzie niemiecki kapitał, przemysł i handel praktycznie doprowadziły do wyeliminowania Polaków, liczba ludności polskiej szybko rosła, przy czym Polacy nie ulegali germanizacji. Uparcie mówili po polsku, chodzili do katolickich kościołów i tworzyli własne partie polityczne. Krótko mówiąc, w dalszym ciągu uważali się za Polaków i oczekiwali odrodzenia zjednoczonej i niezależnej Polski. Niemcy nie potrafili tego zrozumieć. Zachowanie Polaków wydawało im się straszną niewdzięcznością. „Ich” Polakom wiodło się przecież bez porównania lepiej jako Niemcom, niż Polakom w Austrii i Rosji – dlaczego zatem nie ulegali depolonizacji? Wydawało się niepojęte, że ci Słowianie opierali się niemieckiej „misji cywilizacyjnej”, ale tak było. Z oczywistych powodów militarnych i politycznych Niemcy nie mogli pozwolić, by ich wschodnie prowincje wypełniła niezasymilowana ludność polska. Coś trzeba było zrobić.

W 1886 roku powstała Komisja Kolonizacyjna, która miała wykupywać ziemię od Polaków na Pomorzu i w Wielkopolsce, a następnie sprzedawać ją na korzystnych warunkach niemieckim „osadnikom” z innych regionów kraju. Początkowo na ten cel przeznaczono sto milionów marek; ostatecznie komisja wydała miliard marek. Nie na wiele się to zdało. Cena ziemi szybko wzrosła; Polacy, którzy sprzedali gospodarstwa, przenosili się do pruskich miast i inwestowali otrzymane pieniądze w działalność gospodarczą. Konieczne było stworzenie nowego programu wykupywania niewielkich polskich przedsiębiorstw.

Towarzyszące temu ustawy, które miały na celu stłumienie polskiej kul-tury, stanowiły praktyczne wykorzystanie metod stosowanych przez Rosjan. W szkołach i sądach wolno było posługiwać się tylko językiem niemieckim. Później zakazano używania języka polskiego na wszystkich spotkaniach publicznych. Polskie nazwy ulic, wsi i miast zmieniono na niemieckie. W szkołach pracowali wyłącznie niemieccy nauczyciele. Wszystkie posady państwowe otrzymywali Niemcy, którzy dostawali specjalny dodatek do pensji za pracę we wschodnich prowincjach. Wszystkie te wysiłki okazały się jednak nieskuteczne, a w istocie umocniły świadomość narodową Polaków.

Rząd niemiecki nie wiedział, co zrobić. Wszystkie wypróbowane środki zawiodły. W 1861 roku w regionie poznańskim mieszkało 801 tysięcy Polaków i 666 tysięcy Niemców. W 1911 roku liczba Polaków wzrosła do 1 miliona 463 tysięcy, a Niemców zmalała do 637 tysięcy – choć robiono wszystko, by odwrócić tę tendencję. Polacy nie stanowili bezpośredniego zagrożenia – nie mordowali niepolskich urzędników, nie napadali na banki ani nie wzniecali powstań, jak to się działo w zaborze rosyjskim. Stanowili jednak stale rosnący obcy żywioł w Niemczech. Niewątpliwie rząd niemiecki uważał, że w przyszłości stanie się to poważnym problemem, ale wówczas wydawało się, że nijak nie można temu zaradzić.

Rząd austriacki odnosił się do problemu obecności Polaków w Galicji w znacznie bardziej beztroski, typowy dla Austrii sposób. W celu utrzymania jedności cesarstwa Austria już znacznie wcześniej przyjęła politykę maksymalnej możliwej tolerancji wobec przejawów odrębności różnych narodów wchodzących w jej skład. W porównaniu z Rosjanami i Prusakami Austriacy w stosunkach ze swoimi polskimi obywatelami wybrali łagodną metodę postępowania. Należy oczywiście pamiętać, że w Austrii żyło znacznie mniej Polaków niż w pozostałych zaborach. Na początku XX wieku na terenie Polski sprzed rozbiorów mieszkało około 15 milionów Polaków: 9 milionów stanowili poddani rosyjscy, a 3,5 miliona poddani Prus. Tylko nieco ponad 2 miliony Polaków żyło pod panowaniem cesarza Austrii i wiedeńscy biurokraci uważali, że w stosunku do nich mogą sobie pozwolić na pobłażliwość. Pozwalali zatem używać języka polskiego w szkołach i urzędach. Istniało prowincjonalne zgromadzenie ustawodawcze, które uchwalało niezbędne prawa, a gubernatorem prowincji był niemal zawsze Polak. Nauczycielami w szkołach i profesorami uniwersytetów byli w większości Polacy. Mogli oni również robić karierę w służbie państwowej w Wiedniu. Policja w Galicji (złożona głównie z Polaków) nie ścigała agitatorów i spiskowców, którzy uciekali tam z zaboru rosyjskiego. Niezbyt zresztą interesowała się spiskami organizowanymi w Austrii, szczególnie tymi, które nie wyróżniały się demonstracyjnym charakterem lub były wymierzone w inne państwa.

Można by przypuszczać, że wskutek takiej łagodnej polityki rząd austriacki będzie miał wiele kłopotów z polskimi działaczami narodowymi, ale wcale tak nie było. Wszyscy Polacy rozumieli, że głównymi przeciwnikami niezależności Polski są Rosja i Prusy. Walkę o niepodległość należało stoczyć z tymi dwoma państwami. Gdyby to się udało, Austria nie stanowiłaby już większego problemu. Polscy zwolennicy niepodległości nie robili nic, co naruszyłoby status quo w Austrii. Galicja dotrwała do XX wieku jako politycznie spokojny zaścianek.

Jedną z najważniejszych cech polskiego społeczeństwa pod koniec XIX i w pierwszych latach XX wieku była wielka ruchliwość chłopów. Po uwolnieniu od plagi wojen i chorób populacja polskich chłopów szybko się powiększała. W krótkim czasie doszło do przeludnienia w zaborze rosyjskim i w Galicji, a w mniejszym stopniu również we wschodnich prowincjach niemieckich. Miliony chłopów emigrowały w poszukiwaniu lepszego życia (a życie było lepsze niemal wszędzie na zachód od Polski). Powstały duże skupiska Polaków w Danii, Szwajcarii i Belgii. Jeszcze więcej chłopów wyjechało do Brazylii i Francji, ale zdecydowanie najwięcej emigrantów udawało się do Ameryki. W okresie od 1870 do 1914 roku do Stanów Zjednoczonych przyjechały 2 miliony Polaków (600 tysięcy z Prus, 595 tysięcy z austriackiej Galicji i 750 tysięcy z zaboru rosyjskiego).

Podobnie jak większość imigrantów bez pieniędzy i wykształcenia, polscy chłopi zamieszkiwali razem w dużych amerykańskich miastach, zwłaszcza w Pittsburghu i Chicago, gdzie wykonywali najcięższe i najgorzej płatne prace. Mimo to życie w Stanach Zjednoczonych było lepsze niż w Europie. Choć stopniowo ulegali amerykanizacji, nie zapominali o Polsce i o sprawie niepodległości. Ich dzieci chodziły do szkół parafialnych, gdzie nauczano języka polskiego i historii Polski. Imigranci zakładali stowarzyszenia propagujące walkę o niepodległość ojczyzny, a ponieważ stanowili dużą grupę wyborców, politycy poświęcali ich życzeniom wiele uwagi.

Polska szlachta, wśród której pojawiła się grupa osób z wyższym wykształceniem, określana jako „inteligencja”, również emigrowała. Stało się rzeczą powszechnie przyjętą, że polscy uczeni, inżynierowie, ekonomiści i artyści – a także osoby pragnące zdobyć wykształcenie w takich dziedzinach – wyjeżdżali za granicę. Polacy studiowali i wykładali na uniwersytetach w całej Europie, ale nigdy nie tracili tożsamości narodowej i nie przestawali marzyć o odrodzeniu ojczyzny. Mieszkańcy krajów, w których żyli polscy intelektualiści, uważali ich za romantyków przydających blasku sprawie niepodległości.

Wylęgarnią polskich organizacji, które przewodziły w walce o niepodległość, był europejski ruch socjalistyczny. W Polsce socjalizm pojawił się nieco później niż w Europie Zachodniej. Rozwój ruchu socjalistycznego opóźnił się, ponieważ najpierw musiał powstać dostatecznie liczny proletariat przemysłowy, stanowiący jego naturalną bazę. Ten warunek został spełniony w połowie lat osiemdziesiątych XIX wieku. Należy jednak pamiętać, że większość Polaków mieszkała w zaborze rosyjskim, a w carskiej Rosji, w odróżnieniu od państw Europy Zachodniej, przynależność do partii socjalistycznej była uważana za przestępstwo.

Mimo to ostatecznie powstały polskie organizacje socjalistyczne. Początkowo istniały dwie partie. Pierwsza, nazwana po prostu Proletariat, koncentrowała się wyłącznie na pracy organizacyjnej i przygotowaniach do rewolucji proletariackiej. Druga, Lud Polski, miała podobne cele, ale łączyła je z dążeniami do przywrócenia Polsce niepodległości.

Ostry spór między Proletariatem i Ludem Polskim dotyczył tej właśnie kwestii i z pewnością zahamował rozwój ruchu socjalistycznego w Polsce – który i tak był trudny, ponieważ obie partie, w obliczu stałego zagrożenia ze strony rosyjskiej tajnej policji, musiały działać konspiracyjnie. Po pewnym czasie to Rosjanie rozwiązali konflikt między dwiema partiami. Do obu organizacji przeniknęli agenci, przywódcy zostali aresztowani i powieszeni w warszawskiej Cytadeli, a liczni polscy socjaliści skazani na wiele lat katorgi.

Ta katastrofa zachęciła polskich socjalistów różnych odmian do zwarcia szeregów. W 1892 roku ich przedstawiciele spotkali się w Paryżu i powołali jedną organizację – Polską Partię Socjalistyczną (PPS). Program partii miał stanowić kompromis między celami działania wcześniejszych organizacji niepodległościowych i internacjonalistycznych, ale większość jej przywódców stanowili niewątpliwie działacze narodowi, którzy uważali, że zwycięstwo socjalizmu w Polsce jest niemożliwe przed odzyskaniem niepodległości.

„Jedność” PPS nie przetrwała długo. W tym czasie w Szwajcarii istniała grupa młodych polskich uchodźców, pracujących tam i studiujących. Grupie tej przewodziła Róża Luksemburg, błyskotliwa Żydówka, która uciekła z Polski w 1889 roku. Jej zwolennicy zdecydowanie sprzeciwiali się uznaniu niepodległości Polski za jeden z punktów programu PPS. Uważali niepodległość za pojęcie archaiczne, które musiało doprowadzić do zejścia ze słusznej, marksistowskiej ścieżki. Pod wpływem Luksemburg wkrótce odłączyli się oni od PPS i powołali Socjaldemokrację Królestwa Polskiego (SDKP). W 1899 roku Feliks Dzierżyński*, który kierował ruchem socjalistycznym na Litwie, przyłączył się wraz ze swymi zwolennikami do SDKP, odtąd znanej jako Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy (SDKPiL).

* Dzierżyński później kierował sowiecką Czeka.

Istnienie dwóch polskich organizacji socjalistycznych powodowało ogromne problemy na każdym kongresie Międzynarodówki. Stały punkt sporny stanowiła kwestia, która z nich powinna być uznana. Różę Luksemburg zbyt ceniono jako teoretyka, by ją zignorować lub odmówić jej prawa głosu, ale SDKPiL odgrywała marginalną rolę w Polsce, podczas gdy PPS prowadziła w kraju rozległą i niebezpieczną działalność. Socjaliści musieli przyznać, że PPS potrafiła wykorzystać naturalną atrakcyjność haseł niepodległościowych, by przyciągnąć robotników do sprawy socjalizmu. Liczba członków partii szybko rosła. Gdy zatem PPS twierdziła, że tylko ona ma prawo reprezentować polski ruch socjalistyczny na międzynarodowych kongresach, trudno było odmówić jej racji. Cała ta sprawa wywoływała takie zamieszanie (niekończące się wrzaskliwe spory obfitowały w jadowite ataki osobiste), że wśród europejskich socjalistów tę jałową dyskusję określano mianem Polendebatte („polska debata”). Większość europejskich socjalistów uważała swych polskich kolegów za postacie niemal komiczne.

Jednak przynajmniej jednego polskiego socjalistę, przywódcę niepodległościowego skrzydła PPS, wszyscy traktowali z powagą. Był nim Józef Piłsudski – który później przez wiele lat odgrywał kluczową rolę w Europie Środkowej. Choć w szeregach PPS nie brakowało wielu oryginalnych postaci, wszyscy musieli przyznać, że Piłsudski – potomek drobnej szlachty litewskiej i gorący polski patriota – był niezwykłym socjalistą.

Patriotyzm Piłsudskiego był niewątpliwie wynikiem wychowania. W dzieciństwie Józef wielokrotnie słuchał opowieści o powstaniu styczniowym w 1863 roku, w którym brali udział jego krewni. Na Litwie powstanie zostało stłumione wyjątkowo brutalnie. Matka Piłsudskiego, Maria, była fanatyczną polską patriotką. Opowiadała swym dzieciom o heroicznych czynach Polaków, a w sekretnych szufladach trzymała portrety polskich patriotów. Ciotka, która mieszkała z rodziną, często snuła historie o powstaniu listopadowym z lat 1831–1832. Była tak zaciekłą patriotką, że w rodzinie przezywano ją „Generałem”.

Jeśli jeszcze coś mogło pogłębić patriotyzm Józefa Piłsudskiego, to czynnikiem tym stała się nauka w wileńskim gimnazjum. W okresie szczytowego nasilenia programu rusyfikacji wszyscy nauczyciele byli Rosjanami. Piłsudski wspominał później, że „za system mieli możliwe zgnębienie samodzielności i godności osobistej swych wychowanków... Bezsilna wściekłość dusiła mnie nieraz, a wstyd, że niczym zaszkodzić wrogom nie mogę, że muszę znosić w milczeniu deptanie mej godności i słuchać kłamliwych i pogardliwych słów o Polsce, Polakach i ich historii, palił mi policzki”. Uczniowie nie mogli się temu otwarcie sprzeciwiać. Gdyby któryś się odważył, zostałby wyrzucony ze szkoły z „wilczym biletem”, który uniemożliwiał podjęcie nauki w całej carskiej Rosji. „Lata mojego pobytu w gimnazjum zaliczam zawsze do najprzykrzejszych w moim życiu”[1].

Od najwcześniejszych lat było oczywiste, że Piłsudski jest wyjątkowym chłopcem. Niezwykle przystojny, miał jasne, krótko ostrzyżone włosy i oczy o dziwnej, intensywnie szarej barwie. Wyróżniał się sprawnością fizyczną, był silny i szczupły. Mimo to bracia, siostry i koledzy ze szkoły niezbyt go lubili, ponieważ zawsze chciał odgrywać dominującą rolę, a gdy nie udawało mu się postawić na swoim, wpadał we wściekłość i nic nie mogło go uspokoić. W późniejszych latach zrozumiał, że musi nauczyć się kontrolować swoje namiętności, i jako nastolatek był już niezwykle opanowany. Zmienił się w człowieka milkliwego i nieujawniającego swych sekretów; te cechy ostro kontrastowały z emocjonalnym gadulstwem typowym dla potomków polsko-litewskiej szlachty.

Piłsudski przybrał maskę z jeszcze innego powodu: wstąpił do nielegalnej partii. Wspominał, że w 1884 roku, gdy miał siedemnaście lat, „stał się socjalistą”[2]. Jego zainteresowanie socjalizmem wynikało z pełnych współczucia, choć raczej powierzchownych obserwacji nędzy klasy robotniczej w Wilnie; znaczenie miało również to, że przystąpienie do ruchu socjalistycznego było czymś w rodzaju osobistej deklaracji wojny z carską Rosją. Piłsudski nie znał i nigdy później nie poznał dokładnie teorii socjalizmu. Jego przekonania były wynikiem pobieżnej lektury pewnych rosyjskich utopistów w latach młodzieńczych. Piłsudski czytał również Marksa, ale odrzucał jego teorię ekonomiczną – a zatem całą marksistowską doktrynę.

W tym samym okresie, gdy stał się – jak to później określił – „takim bardzo płytkim socjalistą”[3], musiał wybrać jakiś zawód. Nie wchodziła w rachubę żadna z dwóch profesji, jakie zgodnie z tradycją wykonywali w rosyjskim imperium synowie drobnej szlachty. Jego rodzina nie miała ziemi, a zatem nie mógł zostać ziemianinem. Gdyby natomiast chciał zostać oficerem – na co miał największą ochotę – musiałby służyć w carskiej armii, to zaś wykluczał.

Wreszcie postanowiono, że Józef pojedzie na Uniwersytet Charkowski studiować medycynę. Nie była to trafna decyzja. Piłsudski zupełnie nie nadawał się na lekarza i większość czasu poświęcał na działalność w socjalistycznym kółku studentów, do którego należał również jego brat Bronisław. Stał się znany policji jako sympatyk socjalizmu. Po pierwszym roku studiów wrócił z Charkowa do Wilna. Złożył podanie o przyjęcie na Uniwersytet Dorpacki w Estonii, ale nie został przyjęty z uwagi na związki z socjalistami. Mniej więcej w tym czasie, pierwszego marca 1887 roku, rosyjska policja zatrzymała trzech studentów, którzy w podejrzanie wypchanych płaszczach kręcili się w okolicy Pałacu Zimowego w Sankt Petersburgu. Młodzi mężczyźni tak jawnie wyczekiwali na pojawienie się cara Aleksandra II, że ich aresztowanie było tylko kwestią policyjnej rutyny. Okazało się, że pod płaszczami ukrywali dwa zepsute browningi oraz kilka bomb tak kiepskiej konstrukcji, że nie mogłyby wybuchnąć.

Rosyjska policja natychmiast aresztowała siedemdziesięciu czterech studentów o socjalistycznych przekonaniach, znajomych niedoszłych zamachowców albo znajomych ich znajomych. Wśród aresztowanych i postawionych przed sądem znalazł się również brat Józefa, Bronisław. Jednym z głównych spiskowców oskarżonych w tym procesie był starszy brat Lenina, Aleksander Uljanow, który został skazany na śmierć i stracony. Bronisław Piłsudski pożyczył tylko pieniędzy jednemu z konspiratorów, lecz dostał piętnaście lat ciężkich robót. Józef Piłsudski, który – co wydaje się pewne – nawet nie wiedział o spisku, nie został oskarżony, ale w trybie administracyjnym otrzymał karę pięciu lat zsyłki na Syberię – wyłącznie z powodu socjalistycznych sympatii i związku rodzinnego z Bronisławem.

„Administracyjna zsyłka” na Syberię była karą stosowaną wobec „intelektualnych rewolucjonistów”. Takim wichrzycielom, zsyłanym do odległych osiedli na Syberii, przydzielano tam jakąś pracę, by mogli przeżyć, i kazano regularnie meldować się na policji. Ucieczka z zesłania była niemal niemożliwa, gdyż brakowało środków transportu, a nieliczne drogi nadzorowała policja. Rosyjskie władze miały nadzieję, że żmudne życie w błotnistych syberyjskich osadach znudzi i złamie intelektualistów. Dodatkowo na zesłaniu socjaliści nie mieli okazji do uprawiania swej działalności i tracili kontakt z towarzyszami.

W rzeczywistości często się zdarzało, że zsyłka powodowała skutki dokładnie przeciwne do zamierzonych. Dla wielu rewolucyjnych intelektualistów stanowiła kombinację wakacji i studiów socjalistycznych. Zesłańcy mieli tyle czasu, ile tylko chcieli, by czytać, pisać listy i rozmawiać z innymi socjalistami w swej osadzie. Mogli myśleć, obserwować i wyciągać wnioski. W wolnych chwilach polowali, łowili ryby i spacerowali po okolicy. Wielu zesłańców przyznawało, że było to dla nich wyjątkowo przyjemne doświadczenie. Z reguły wszyscy wracali z pogłębionymi przekonaniami socjalistycznymi i zdrowsi. Lenin na przykład tak utył na zesłaniu, że w pierwszej chwili po powrocie rodzina go nie poznała. Piłsudski nie był wyjątkiem. Jeśli nie wykorzystał tej okazji, by poszerzyć znajomość socjalistycznej teorii, tak jak czynili inni, to z pewnością zsyłka utwierdziła go w przyjętych poglądach. Teraz nie miał wątpliwości, że warunkiem koniecznym wprowadzenia zmian społecznych w Polsce jest odzyskanie niepodległości. Stał się zdeklarowanym wrogiem Rosjan, do czego już wcześniej był przygotowany.

Wrócił do Wilna w 1892 roku, zgolił brodę, by zmienić wygląd, a rok później zszedł do podziemia jako członek niedawno utworzonej PPS. Wśród socjalistów był znany jako „towarzysz Wiktor”. Przekonany, że najważniejszym zadaniem nowej partii jest druk i dystrybucja materiałów propagandowych – socjalistycznych broszur, przekładów prac najważniejszych teoretyków socjalizmu i pisma adresowanego do robotników – zajął się tą dziedziną działalności partii, zorganizował sieć kurierów i w ciągu ośmiu lat przeszmuglował do zaboru rosyjskiego setki ton bibuły. Od 1894 roku pisał, redagował i drukował nielegalne pismo partii, zatytułowane „Robotnik”.

Gdyby został zatrzymany za nielegalną działalność, z pewnością otrzymałby bardzo wysoki wyrok, dlatego musiał działać w wielkiej tajemnicy. Z tego względu zerwał prawie całkowicie kontakty z innymi członkami partii. Nie miał bezpośredniej styczności z polskimi robotnikami, wśród których, jako potomek szlacheckiej rodziny, i tak nie mógł zdobyć większej popularności. Zamiast tego skoncentrował się całkowicie na wydawaniu „Robotnika”. Korzystając wyłącznie z pomocy żony i jednego towarzysza, wypuszczał kolejne numery niemal co miesiąc. Samo drukowanie pisma było niezwykle żmudnym zajęciem. Ze względu na bezpieczeństwo Piłsudski nieustannie zmieniał lokalizację drukarni, a maszyna drukarska musiała być na tyle mała i lekka, by można ją było łatwo przenieść. Ten warunek spełniała jedynie niewielka prasa przeznaczona do druku wizytówek. Działała tak wolno, że wydrukowanie dwóch tysięcy egzemplarzy jednego numeru „Robotnika”, liczącego dwanaście stron, trwało dwa tygodnie. Zasięg pisma był znacznie większy niż jego nakład. Każdy egzemplarz przechodził z rąk do rąk, dopóki się nie rozpadł. Rosyjska tajna policja oceniała, że praktycznie wszyscy robotnicy przemysłowi w Warszawie, którzy umieli czytać, czytali „Robotnika”. Duże wrażenie robił na nich sam fakt, że pismo ukazywało się regularnie. „Towarzysz Wiktor” stał się niemal legendarną postacią, zarówno wśród robotników, jak i carskiej policji. Większość ludzi nie wiedziała, czy ten człowiek rzeczywiście istnieje, a nieliczni, którzy go spotkali, nie znali jego prawdziwego nazwiska.

Nie można było oczekiwać, że ta sytuacja będzie trwać w nieskończoność. Dwudziestego drugiego lutego 1900 roku dwaj agenci policji, śledzący pewnego podejrzanego w Łodzi, aresztowali go, gdy kupował zaskakująco dużo papieru. Wieczorem tego samego dnia policja sprawdziła wszystkie domy i mieszkania, które odwiedzał podejrzany. W jednym z mieszkań zastali mężczyznę posługującego się nazwiskiem Dombrowski oraz jego żonę, a także znaleźli maszynę drukarską. W ten sposób policja złapała wreszcie „towarzysza Wiktora”. Po kilku miesiącach w więzieniu w Łodzi Piłsudski został przeniesiony do osławionego X Pawilonu warszawskiej Cytadeli.

Warszawska Cytadela była siedzibą garnizonu rosyjskiego. Została zbudowana po powstaniu listopadowym w 1831 roku, by zapewnić garnizonowi schronienie w razie kolejnej insurekcji. Wewnątrz stało dziewięć dużych budynków, zwanych pawilonami, stanowiących koszary. Po kilku latach zbudowano dziesiąty pawilon, gdzie więziono przestępców politycznych. Do X Pawilonu trafiali tylko najważniejsi lub najgroźniejsi więźniowie. W ciągu wielu lat podejmowano liczne próby ucieczki z X Pawilonu, ale nikomu się to nie udało.

Przez kilka miesięcy Piłsudski zachowywał się jak typowy więzień. Dla zabicia czasu wyrysował szachownicę na zakładce Biblii, która leżała w każdej celi, i grał sam ze sobą w szachy. Przestawiał meble w celi. Po pewnym czasie znalazł sposób, by szmuglować grypsy, dzięki czemu nawiązał kontakt z przywództwem PPS, dla której aresztowanie jednego z głównych działaczy stanowiło wielki cios. Otrzymał również list od pewnego polskiego lekarza psychiatry, eksperta od paranoi.

Osobowość Piłsudskiego zaczęła się powoli zmieniać. Mówił z ożywieniem do nieobecnych osób, oscylował między melancholią a wzburzeniem. Nie chciał rozmawiać ze strażnikami, a gdy wchodzili, kulił się w kącie celi. Zaczął bredzić, że wszyscy chcą go otruć; jadł tylko jajka gotowane w skorupkach, ponieważ, jak utrzymywał, jajek nie można zatruć.

Po kilku miesiącach władze więzienne sprowadziły słynnego rosyjskiego lekarza, by zbadał więźnia. Ten stwierdził, że jest to podręcznikowy przykład paranoi. Władze poleciły przenieść wariata do więziennego szpitala św. Mikołaja Cudotwórcy w Petersburgu.

Piłsudski, którego wygląd zewnętrzny szokująco się zmienił, został umieszczony na oddziale razem z pięćdziesięcioma szaleńcami. Kulił się w kącie, podczas gdy chorzy wrzeszczeli i bełkotali. Lekarze uznali, że stanowi ciekawy przypadek. Szczególnie zainteresował się nim pewien młody polski doktor, który niedawno rozpoczął pracę i zajmował się naukowo paranoją. Trzynastego maja 1901 roku w Sankt Petersburgu odbywał się wielki jarmark i niemal wszyscy pracownicy szpitala dostali wolne. Tego dnia przybył tam polski doktor z torbą lekarską w ręce, by zbadać chorego Piłsudskiego.

Po dziesięciu minutach lekarz, w towarzystwie znajomego ubranego w normalne ubranie, wyszedł ze szpitala i zatrzymał dorożkę. Chwilę później obaj znikli w ulicznym tłumie. Owym „znajomym” był oczywiście Piłsudski, który niezwykle sprawnie symulował chorobę psychiczną, a ubranie przyniósł mu lekarz w swej torbie.

Po ucieczce ze szpitala Piłsudski, korzystając z kilku zestawów fałszywych dokumentów dostarczonych przez PPS, bez pośpiechu wyjechał z Rosji. Po drodze zatrzymał się na krótko w Kijowie, by raz jeszcze spojrzeć na swą maszynę drukarską, którą PPS odzyskała od Rosjan i znowu wykorzystywała do drukowania socjalistycznej literatury. Sprawdził, czy nadal jest wydawany „Robotnik” (po aresztowaniu nie było żadnej przerwy), a następnie przekroczył granicę. W Krakowie był bezpieczny.

Wkrótce wszyscy dowiedzieli się o jego ucieczce. Żadna cenzura nie mogłaby utrzymać tego w tajemnicy, skoro wśród polskich robotników Piłsudski stał się legendarną postacią o heroicznych wymiarach. Przypisywano mu szereg antyrosyjskich akcji, z którymi nie miał nic wspólnego. Rzecz jasna, carska policja robiła, co mogła, by go ponownie schwytać. Korzystając z tajnych agentów działających za granicą, usiłowała śledzić jego kroki. W każdym posterunku policji na terenie zaboru rosyjskiego wisiał wizerunek Piłsudskiego.

Natomiast w kierownictwie PPS Piłsudski nie cieszył się takim uznaniem jak wśród mas. Partia stopniowo ulegała podziałowi na dwa skrzydła, niepodległościowe i internacjonalistyczne; to ostatnie wybrało program zbliżony do stanowiska SDKPiL Róży Luksemburg. Piłsudski rzadko angażował się w spory z marksistowskimi purystami. Nie miał też powodu tego czynić. Jako działacz rewolucyjny przyćmił niemal wszystkich polskich socjalistów, a teoretyczne dyskusje prowadzone przez ludzi pokroju Róży Luksemburg były mu całkowicie obojętne. W najmniejszej mierze nie przejmował się tym, że uważają go za potencjalnie niebezpiecznego zwolennika skundlonej wersji socjalizmu. Oni wiedli swe spory w bezpiecznej Szwajcarii lub w Londynie, a on działał w terenie.

Mniej więcej w tym czasie Piłsudski zaczął stopniowo wracać do dawnego, szlacheckiego stylu. Znudziła go praca organizacyjna wśród mas. Wygłaszał kiepskie przemówienia, nie starał się poinformować lub przekonać słuchaczy. Autorytarne skłonności, jakie wykazywał w dzieciństwie, teraz przejawiały się w utrwalonym nawyku wydawania rozkazów. Wielu członków Centralnego Komitetu PPS uważało, że dąży do władzy. Zaczęto się od niego dystansować, mówiono, że jest „szlacheckim socjalistą”. Komitet rozumiał jednak, że musi wyznaczyć Piłsudskiemu jakieś odpowiedzialne pole działania, dlatego powierzył mu stworzenie tajnej organizacji wojskowej, która do tej pory praktycznie nie istniała. Centralny Komitet był przekonany, że PPS od czasu do czasu powinna przeprowadzać akcje terrorystyczne, takie jak wysadzenie posterunku policji, a Piłsudski wydawał się właściwym człowiekiem do pokierowania takimi działaniami, dlatego upoważniono go do utworzenia uzbrojonej Organizacji Bojowej, czyli Bojówki.

Tego typu przedsięwzięcie bardzo odpowiadało Piłsudskiemu – miał stworzyć strukturę o charakterze wojskowym, działającą w konspiracji i przeprowadzającą niebezpieczne akcje. Wykorzystał sieć kurierów, którą zorganizował wiele lat wcześniej, do przemycania już nie bibuły, tylko pistoletów i granatów. Zwerbował grupę mężczyzn i kobiet, którzy zostali przećwiczeni w posługiwaniu się bronią. Kierując działaniami Organizacji Bojowej, wielokrotnie przekraczał granicę rosyjsko-austriacką. Wkrótce rzucił wyzwanie Centralnemu Komitetowi PPS, nie zgadzając się na przeprowadzenie akcji terrorystycznych, o jakich myśleli jego członkowie. Piłsudski twierdził, że zastrzelenie jakiegoś rosyjskiego urzędnika nie przyniesie żadnych korzyści, natomiast spowoduje szerokie represje. Jego zdaniem Bojówka powinna po prostu zademonstrować całemu społeczeństwu, że istnieje aktywna, choć niewielka, grupa zbrojna, której członkowie gotowi są zginąć w walce przeciw Rosji. Bojówka przeprowadzała przede wszystkim ekspropriacje, czyli napady na rosyjskie banki i transporty pieniędzy, oraz odbijała złapanych przez policję socjalistów. Mimo że nigdy nie liczyła więcej niż kilkaset osób, w obu tych dziedzinach odniosła spektakularne sukcesy. Tylko w 1904 roku przeprowadziła kilkanaście ekspropriacji. Z coraz większą wprawą bojowcy uwalniali także uwięzionych socjalistów. Pewnego dnia w głównym warszawskim więzieniu pojawił się kapitan policji z oddziałem żołnierzy; miał rozkaz, przewieźć dziesięciu ważnych więźniów skazanych na rozstrzelanie w Cytadeli. Wszystkie dokumenty były w jak najlepszym porządku, zatem władze więzienne wydały więźniów (których żołnierze kapitana nieco poturbowali, a następnie zakuli w kajdanki). Zostali oni załadowani na wóz i wywiezieni. Wkrótce po przekroczeniu bramy woźnicę uśpiono chloroformem, a więźniów rozkuto. Kapitan, żołnierze i skazańcy przebrali się w cywilne ubrania i znikli w robotniczej dzielnicy Warszawy. Tej nocy na dwunastu skrzyżowaniach głównych ulic miasta pojawiły się ogłoszenia: „Na rozkaz swego dowódcy Józefa Piłsudskiego Bojówka uwolniła dziesięciu Polaków skazanych na śmierć”[4].

Jednak mimo sukcesów Bojówki rok 1904 był początkiem okresu politycznych niepowodzeń Piłsudskiego. Po wybuchu wojny rosyjsko-japońskiej Piłsudski, w zasadzie z własnej inicjatywy, pojechał do Tokio, by spróbować nakłonić Japończyków do poparcia dążeń niepodległościowych Polski oraz zapewnienia pieniędzy i broni dla powstania, którym dowodzić miał on sam. Japończycy nie przyjęli jego propozycji. Mieli wątpliwości, jak się okazało w pełni uzasadnione, czy rzeczywiście byłby w stanie wzniecić rewolucję. Rosjanie bez trudu zmobilizowali żołnierzy z Polski, a Piłsudski przekonał się, że nie potrafi zebrać nawet rubla na akcję mającą utrudnić mobilizację. W listopadzie 1904 roku w Warszawie odbyła się antywojenna demonstracja, którą Piłsudski popierał. Kozacy bez trudu rozpędzili demonstrantów, zabijając jedenastu Polaków.

W kręgach polskich socjalistów panowało przekonanie, że metody Piłsudskiego są przestarzałe. Nie chodziło tylko o to, że zyski z ekspropriacji nie pokrywały nawet kosztów działania Organizacji Bojowej. Ważniejsze było to, że operacji Piłsudskiego często nie można było odróżnić od zwykłego bandytyzmu. W odpowiedzi na ekspropriacje Rosjanie niemal przypadkowo wybierali zakładników i za każdego zabitego żołnierza lub policjanta rozstrzeliwali pięciu mężczyzn. Nie ulegało wątpliwości, że ginie zbyt wielu niewinnych Polaków, by operacje te można było uznać za uzasadnione. Centralny Komitet PPS przestał finansować Bojówkę i nakazał jej rozwiązanie. Decyzja ta była w istocie tylko potwierdzeniem tego, co już się stało. Wskutek śmierci lub aresztowania wielu członków Organizacja Bojowa utraciła możliwości działania.

Piłsudski na kilka lat praktycznie wycofał się z aktywności politycznej. Był przystojnym, energicznym mężczyzną, nie miał jeszcze czterdziestu lat. Teraz spędzał całe tygodnie w niewielkim domku w galicyjskich górach, gdzie ciągle palił i czytał podręczniki wojskowe oraz historie słynnych kampanii. W trakcie takich studiów wyobrażał sobie (w romantycznym stylu polskiej szlachty), że jest wojskowym dyktatorem wolnej Polski walczącej z wrogami. Starannie planował swe kampanie obronne i kontrofensywy. Długo dumał nad przyczynami swych frustracji – biernością Polaków w obliczu mobilizacji w 1904 roku i słabością socjalistycznych przywódców (tak ich oceniał). Wreszcie, pod koniec 1907 roku, Piłsudski znów się obudził. Bez zgody PPS, wyłącznie z własnej inicjatywy, zebrał szesnastu najbardziej oddanych weteranów Bojówki i zorganizował jeszcze jedną, ostatnią ekspropriację.

Przewóz złota, srebra i papierów wartościowych z Polski do Sankt Petersburga organizowano zawsze tak samo. Kosztowności zbierano w Wilnie, skąd pod eskortą policji i wojska przewożono je pociągiem, jedyną linią kolejową łączącą Wilno z Sankt Petersburgiem. W styczniu 1908 roku Piłsudski przyjechał na rekonesans. Napad na pociąg w samym Wilnie nie wchodził w grę. Dworzec był silnie strzeżony. Jednak pociąg zatrzymywał się później na niewielkiej stacji Bezdany, o godzinę jazdy od Wilna. Piłsudski zdecydował, że w tym miejscu nastąpi napad, ale przeprowadzenie go zimą było wykluczone, gdyż zbyt głęboki śnieg uniemożliwiał ucieczkę. Piłsudski zostawił jednego ze swych ludzi w Bezdanach, by obserwował pociągi i zachowanie wojskowej eskorty, natomiast samą akcję przełożył na lato.

W ciągu kilku miesięcy Piłsudski wraz z niewielką grupą weteranów Bojówki przenieśli się do Wilna. Byli wśród nich jego najwierniejsi zwolennicy, między innymi Walery Sławek, Aleksander Prystor i Aleksandra Szczerbińska. Wszyscy pod takim lub innym pretekstem odwiedzili Bezdany, by zapoznać się z okolicą. Szczerbińska wynajęła niewielki domek w lesie w pobliżu stacji. Inny członek grupy, udając rybaka, wynajął konia i wóz, rzekomo w celu przewiezienia łodzi do jeziora. Dotkliwym problemem był brak pieniędzy na realizację operacji. PPS nie zgodziła się udzielić wsparcia niedobitkom swej Organizacji Bojowej. Piłsudski i jego ludzie przeznaczyli na akcję wszystkie pieniądze, jakie mieli na życie, a po kilku miesiącach musieli pożyczać od znajomych.

Pod koniec września wszystko było gotowe. Pozostało już tylko czekać na pociąg z dużym transportem gotówki i kosztowności. Agenci Piłsudskiego na dworcu wypatrywali takiej okazji. W tym czasie on sam zajął się układaniem swego nekrologu, który wysłał do przyjaciela; tekst miałby zostać opublikowany, gdyby dowódca zginął w akcji. Była to wyjątkowo jasna (i gniewna) deklaracja jego celów:

Nie idzie mi, naturalnie, o to, bym Ci miał dyktować ocenę mojej pracy i życia – nie! – masz pod tym względem zupełną swobodę, proszę tylko o to, byś nie robił ze mnie „dobrego oficera lub mazgaja i sentymentalistę”... Walczę i umrę jedynie dlatego, że w tym wychodku, jakim jest nasze życie, żyć nie mogę, to ubliża – słyszysz! – ubliża mi, jako człowiekowi z godnością nie niewolniczą. Niech inni się bawią w hodowanie kwiatów czy socjalizmu, czy polskości... Ostatnia moja idea, której nie rozwinąłem jeszcze nigdzie, to konieczność w naszych warunkach wytworzenia w każdej partii, a tym bardziej naszej, funkcji siły fizycznej... funkcji przemocy brutalnej... Zrobiłem już dosyć dużo w tym kierunku, ale za mało, by móc wypocząć na laurach i zająć się serio przygotowaniami bezpośrednimi do walki, i teraz stawiam siebie na kartę... Wiesz, że jedynym wahaniem moim jest, że oto zginę przy tej ekspropriacji, i ten fakt chcę wyjaśnić... Moneta! Niech ją diabli wezmą, jak nią gardzę, ale wolę ją brać tak jak zdobycz w walce, nie żebrać o nią u zdziecinniałego z tchórzostwa społeczeństwa polskiego, bo przecież jej nie mam, a mieć muszę dla celów zakreślonych[5].

Już wkrótce po spisaniu nekrologu Piłsudski miał więcej pieniędzy, niż kiedykolwiek marzył. Dwudziestego szóstego września w Bezdanach zatrzymał się pociąg, w którego składzie był wagon z pieniędzmi, eskortowany przez żołnierzy. Gdy tylko pociąg stanął, kilku pasażerów wyciągnęło broń i wdarło się do przedziału eskorty, zabijając jednego żołnierza i pięciu raniąc. Inni napastnicy przecięli na stacji kable telegrafu i zatrzymali jej pracowników. Piłsudski osobiście rzucił bombę, która wysadziła drzwi wagonu pocztowego, a następnie wszedł do środka i wysadził drzwiczki sejfów. Do wagonu podjechał wóz „wędkarza”. Napastnicy szybko przeładowali gotówkę i papiery wartościowe. Wóz odjechał, a bojowcy rzucili jeszcze kilka granatów, by oszołomić świadków, po czym znikli w lesie.

Zdobycz była tak wielka, że koń ciągnący wóz padł wieczorem z wyczerpania. Łup wart był 200 812 rubli, czyli w przybliżeniu 100 tysięcy dolarów według ówczesnego kursu. W 1908 roku w Europie Wschodniej była to niewyobrażalna fortuna. Poważnym problemem okazał się ciężar ukradzionych srebrnych monet. Napastnicy ukryli je w dole wykopanym w pobliżu wynajętego domu i w późniejszych miesiącach stopniowo przewozili do Galicji. Piłsudski dysponował teraz wielkimi środkami, których dotąd tak bardzo mu brakowało.

Wkrótce po powrocie Piłsudskiego z Bezdan powstała polska organizacja wojskowa nowego rodzaju. Początkowo była całkowicie tajna, nielegalna, a należeć do niej mogli tylko członkowie PPS, którzy wcześniej działali w Organizacji Bojowej. Związek Walki Czynnej – bo tak się nazywała – powstał we Lwowie, a kierował nim jeden z najbliższych uczniów Piłsudskiego, młody Kazimierz Sosnkowski. ZWC miał przygotowywać Polaków do prowadzenia walki partyzanckiej. Gdy PPS odmówiła finansowania tej akcji, Piłsudski przejął kierownictwo nad związkiem i wspierał go, wykorzystując pieniądze z ekspropriacji.

Do 1910 roku charakter tej organizacji uległ kompletnej zmianie. Zamiast przygotowań do wojny partyzanckiej Piłsudski wprowadził bardziej konwencjonalne ćwiczenia wojskowe – strzelanie do tarczy, musztrę, marsze i temu podobne. ZWC zaczął działać bardziej otwarcie i przyjmował kandydatów spoza PPS. Tolerancyjny rząd austriacki nie widział powodu, by zakazywać Polakom prowadzenia niedzielnych ćwiczeń wojskowych. Monarchia austro-węgierska pozwalała działać najrozmaitszym organizacjom narodowym, jeśli tylko nie wzywały do obalenia władzy. Czesi mieli bzika na punkcie kolarstwa, a z punktu widzenia Austriaków nie było większej różnicy między czeskimi klubami kolarskimi a Polakami entuzjastycznie ćwiczącymi strzelanie do celu. Piłsudski zmienił nazwę organizacji na Związek Strzelecki i zalegalizował jego działalność w Galicji. Teraz mógł pracować jawnie. Strzelcy prowadzili ćwiczenia dla rezerwistów, dlatego otrzymali nawet używane austriackie karabiny i mogli korzystać z wojskowych strzelnic.

Rzecz jasna, Piłsudski myślał o znacznie szerszym programie działania nowej organizacji. Strzelcy nie poświęcali się wyłącznie strzelaniu do celu; większość czasu zajmowały ćwiczenia musztry w zwartych formacjach i taktyki walki piechoty. Każdy członek miał kupić niebieskoszary mundur, a gdy go włożył – uważał się za polskiego żołnierza. Wieczorami odbywały się zajęcia teoretyczne dla wszystkich – szeregowców, podoficerów i oficerów. Piłsudski stworzył również szkołę sztabową dla wyższych oficerów, którzy studiowali, korzystając z podręczników wojskowości, przetłumaczonych i skopiowanych przez członków organizacji.

W 1911 roku Związek Strzelecki stanowił już niewielką amatorską armię. W każdy weekend w całej Galicji można było zobaczyć polskie oddziały odbywające forsowne marsze lub ćwiczące musztrę w obozach należących do Strzelców. Powstał Wydział Kobiecy – kobiety przygotowywano do służby kurierskiej i wywiadowczej, kładąc szczególny nacisk na rozpoznawanie stopni wojskowych i sprzętu. Oddziały Związku Strzeleckiego powstały również wśród polskich emigrantów w Szwajcarii, Belgii, Francji i Stanach Zjednoczonych. Amerykańska Polonia dostarczała najwięcej pieniędzy na działalność macierzystej organizacji. W zaborze rosyjskim funkcjonowały tajne sekcje. W samej Galicji Piłsudski dysponował siedmioma tysiącami ludzi w dwustu oddziałach strzeleckich. Akcja ta okazała się tak udana, że przywódcy innych partii politycznych również zaczęli tworzyć podobne organizacje.

Piłsudski i członkowie jego osobistego sztabu poświęcali na pracę w Związku Strzeleckim cały swój czas. (Właśnie wtedy Piłsudski przestał interesować się socjalizmem, lecz pozostawał członkiem PPS do połowy pierwszej wojny światowej. Jeszcze w 1912 roku był delegatem na kongres austriackiej Partii Socjaldemokratycznej, a w 1914 piastował w PPS oficjalne stanowisko). W Związku Strzeleckim na Piłsudskiego zawsze mówiono „Komendant”. Przez cały czas chodził w strzeleckim mundurze bez żadnych oznak stopnia. Jego zwolennicy byli pełni zapału i bardzo zaangażowani. Piłsudski i jego ruch przyciągał zwłaszcza młodzież. Wśród jego „żołnierzy” było wielu najzdolniejszych młodych ludzi z kształtującej się polskiej inteligencji. Władze austriackie nie bardzo wiedziały, co z tym wszystkim robić. Związek Strzelecki niewątpliwie zmienił się w coś, co było znacznie bardziej ambitnym przedsięwzięciem niż bractwo kurkowe. Piłsudski nigdy jednak nie atakował austriackiego reżymu. W dniu urodzin cesarza posłał oddział strzelców do Wiednia, by wzięli udział w paradzie. Ostatecznie władze doszły do wniosku, że Polacy w Galicji są traktowani tak dobrze, iż trudno sobie wyobrazić, by mogli być nielojalni, a poza tym jakie zagrożenie dla państwa mogło stanowić kilka tysięcy częściowo wyćwiczonych polskich „żołnierzy” bez artylerii, karabinów maszynowych i koni dla „kawalerii”?

Wielu Polaków było podobnego zdania. Uważali Piłsudskiego i jego zwolenników za nawiedzonych fanatyków. Opinie na temat wartości jego niewielkiej armii były bardzo podzielone. Wielu mieszczuchów podczas niedzielnych i letnich wyjazdów za miasto kpiło z mozolnie ćwiczących strzelców. W Europie w dniu mobilizacji za broń miało chwycić 10 milionów ludzi. Jakie znaczenie mogło mieć kilka tysięcy ludzi Piłsudskiego? Tylko jeden na dwudziestu miał broń, przy czym z reguły były to przestarzałe, jednostrzałowe karabiny.

Powstanie Związku Strzeleckiego było jednak wynikiem konkretnych kalkulacji politycznych. Od trzech pokoleń Polacy, którzy tęsknili za niepodległością, starali się wyobrazić sobie okoliczności, w jakich mogłoby nastąpić odrodzenie Polski. Wydawało się, że można liczyć tylko na ogólnoeuropejską wojnę, która osłabiłaby wszystkich zaborców, spowodowała zerwanie związków między nimi i zmieniłaby stanowisko rządu Wielkiej Brytanii, odnoszącego się z niechęcią do myśli o odrodzeniu Polski, gdyż naruszyłoby ono równowagę sił w Europie. Sekwencja zdarzeń, które powinny nastąpić, była rzeczywiście niezwykła i pozornie zupełnie niemożliwa. Musiałaby wybuchnąć ogromna wojna, w której Niemcy i Austro-Węgry najpierw pobiłyby Rosję, a później zostały pokonane przez Francję. Wielka Brytania musiałaby się opowiedzieć po stronie Francji lub przynajmniej zachować neutralność.

Piłsudski z zapałem głosił, że taki nieprawdopodobny ciąg zdarzeń rzeczywiście nastąpi. Naprawdę w to wierzył i poświęcił życie na odpowiednie przygotowania. Związek Strzelecki miał stanowić jądro przyszłej polskiej armii, która wsparłaby najpierw jedną stronę, a później drugą, by zapewnić spełnienie tej fantastycznej przepowiedni. Gdyby tak się stało, jego oddziały przekształciłyby się w polską armię narodową.

Józef Piłsudski nie był oczywiście jedynym znanym polskim przywódcą politycznym. Około 1910 roku polskie życie polityczne było silnie spolaryzowane. Działali inni przywódcy, których cele i metody były zupełnie inne niż Piłsudskiego. Najważniejszym z nich był Roman Dmowski, który kierował partią o nazwie Narodowa Demokracja.

Dmowski urodził się w 1864 roku w niewielkim mieście niedaleko Warszawy. Jego ojciec, który zaczynał jako robotnik budowlany, dorobił się niewielkiego przedsiębiorstwa budowy dróg. Dmowski studiował biologię na Uniwersytecie Warszawskim, choć od samego początku było oczywiste, że interesuje się głównie polityką. W wyniku patriotycznej demonstracji, jaką zorganizował, gdy był studentem ostatniego roku, musiał uciekać z zaboru rosyjskiego i przez pewien czas mieszkał w Paryżu i w Galicji.

W 1895 roku Dmowski założył wpływowy „Przegląd Wszechpolski”, poświęcony dyskusji na temat planów odzyskania niepodległości. Pismo było drukowane w Galicji i szmuglowane do zaboru rosyjskiego. W 1897 roku współorganizował Stronnictwo Demokratyczno-Narodowe, którego program przedstawił w szeroko znanej książce Myśli nowoczesnego Polaka.

Do Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego wstępowali głównie Polacy mieszkający w zaborach rosyjskim i pruskim. Typowy narodowy demokrata był konserwatystą, należał do klasy średniej, miał pewien majątek, a choć był gorącym zwolennikiem niepodległości Polski, nie chciał wstąpić do PPS. Narodowi demokraci uważali się za „nowych ludzi” w Polsce – przede wszystkim głosili, że są r e a l i s t a m i mającymi poczucie historii.

Pod przewodem Dmowskiego narodowi demokraci przeprowadzili analizę przeszłości Polski. Jakie błędy zostały popełnione? Jakie czynniki w życiu narodu sprawiły, że Polska straciła niepodległość? Narodowi demokraci twierdzili, że w przeszłości była ona krajem zbyt heterogenicznym. Panowała nadmierna tolerancja religijna i istniało zbyt wiele mniejszości narodowych, które ani wtedy, ani później nie chciały ulec asymilacji. Zdaniem endeków Białorusini, Ukraińcy, a przede wszystkim liczni Żydzi nigdy nie będą wykazywać polskiej świadomości narodowej, bez której Polska nie mogła odzyskać niepodległości. By osiągnąć ten cel, Polacy musieli stać się panami we własnym domu, nie powinni ani szukać, ani oczekiwać pomocy ze strony niepolskich elementów. Jeśli Polska miała się stać nowoczesnym państwem, najpierw musiała zyskać wewnętrzną strukturę nowoczesnego państwa. To oznaczało uprzemysłowienie i odrzucenie odwiecznych nawyków. Potomkowie polskiej szlachty, zamiast dalej zajmować się rolnictwem, powinni kształcić się na inżynierów, uczonych, ekonomistów i przemysłowców. Polacy powinni też wyprzeć Żydów, którzy skupiali w swych rękach handel. Gdy to wszystko zostanie zrobione, Polacy będą gotowi do życia w niepodległym państwie.

Jak jednak miało się odrodzić niepodległe państwo? Polscy narodowi demokraci, podobnie jak przedsiębiorcy, posiadacze i wykwalifikowani robotnicy w innych krajach, uważali się przede wszystkim za ludzi praktycznych – w przeciwieństwie do takich ludzi jak Piłsudski, których uważali za beznadziejnych romantyków przebranych za żołnierzy i bawiących się w wojnę. Ich nastawienie było całkiem zrozumiałe. Większość członków Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego stanowili ludzie mieszkający i pracujący w zaborze rosyjskim. Polacy żyjący bezpiecznie w Galicji lub Szwajcarii mogli propagować ekspropriacje i tworzyć tajne „polskie siły zbrojne”, natomiast zupełnie inaczej wyglądała sytuacja tych, którzy mieli rodziny, pracę i majątek w Rosji. Narodowa Demokracja była próbą – w zasadzie udaną – sformułowania najlepszego programu dostosowanego do takich warunków.

Nikt nie mógłby zarzucić Dmowskiemu i jego zwolennikom braku patriotyzmu. Nie byli oni gorszymi Polakami niż inni, ale chcieli być praktyczni. Przede wszystkim pytali, czy istnieje jakaś r e a l n a szansa na odzyskanie niepodległości? Produkcja polskiego przemysłu była przeznaczona głównie na rynek rosyjski; wydawało się pewne, że wprowadzenie taryf celnych na eksport towarów do Rosji oznaczałoby upadek polskiego przemysłu. Narodowi demokraci przedstawiali imponującą analizę statystyczną, z której wynikało, że jako państwo całkowicie niezależne Polska ponownie stałaby się krajem czysto rolniczym.

Narodowi demokraci byli zatem przekonani, że ich celem powinno być osiągnięcie połowicznej autonomii (ale nie więcej) w ramach imperium rosyjskiego. Polski interes narodowy wymagał zachowania związków gospodarczych z Rosją i zapewnienia sobie jej ochrony przed Niemcami, które – jak uważali zwolennicy Dmowskiego – natychmiast połknęłyby niezależną Polskę. Endecy mieli różne plany na okres po osiągnięciu autonomii. Zamierzali dążyć do ponownego wprowadzenia polskiej kultury i polskiego języka na scenę międzynarodową. Chcieli budzić w społeczeństwie dumę z polskiej historii, którą Rosjanie starali się przekreślić. Chcieli stworzyć demokratyczny rząd i swobodnie wybierać narodowych przywódców oraz urzędników. Obserwowali z zawiścią cywilizacyjne osiągnięcia Polaków mieszkających w zaborze pruskim. Uważali, że zawdzięczają oni materialne powodzenie znacznie lepszemu niemieckiemu systemowi oświaty, dlatego chcieli stworzyć takie same możliwości własnym dzieciom. Zgodnie z programem narodowych demokratów Polska może nie byłaby „wolnym” krajem w ścisłym sensie tego słowa, ale miałaby być demokratyczna, dumna, zamożna i wykształcona.

W celu realizacji tego programu Dmowski i jego partia przyjęli ugodowe nastawienie do Rosji. Chcieli wykazać, że są przyjaciółmi Rosji, braćmi Słowianami, którzy – jeśli pozwoli się im stworzyć częściowo niezależne państwo – będą jej lojalnymi i wdzięcznymi sojusznikami. Narodowi demokraci zdawali sobie sprawę, że przekonanie rosyjskiego rządu, iż Polacy są w istocie przyjaciółmi Rosjan, wymaga dłuższego czasu. Było rzeczą nieuchronną, że nim to nastąpi, Rosjanie będą się posuwać do działań szczególnie obraźliwych lub szkodliwych dla Polaków. W takich sytuacjach endecy zamierzali nadstawiać drugi policzek. Ugodowość mogła być nieprzyjemna – sam Dmowski nie żywił ciepłych uczuć do Rosji – ale była to jedyna polityka mogąca doprowadzić do osiągnięcia założonego celu.

Z tego punktu widzenia działalność Piłsudskiego wyglądała na zbrodnicze szaleństwo. Jak można było ułagodzić Rosjan, skoro inna grupa Polaków kradła pieniądze przeznaczone na żołd dla rosyjskich żołnierzy, napadała na pociągi pocztowe i werbowała niewielką armię, która przygotowywała się do walki z Rosją? Działalność Piłsudskiego nie tylko wydawała się zupełnie bezcelowa, ale, co gorsza, niweczyła żmudne wysiłki narodowych demokratów, dążących do zdobycia życzliwości rosyjskich władz. W 1904 roku Dmowski pojechał do Japonii w tym samym czasie co Piłsudski wyłącznie po to, by przekonywać Japończyków, że nie powinni popierać snutych przezeń planów powstania. Dmowski osiągnął swój cel.

W miarę upływu czasu wydawało się, że jego wpływy rosną tak bardzo, iż może on osiągnąć sukces. Kościół rzymskokatolicki uznał narodową demokrację za najlepszą przeciwwagę dla ateistycznie nastawionej PPS, dlatego popierał Dmowskiego. Wydaje się prawdopodobne, że większość Polaków mieszkających w zaborze rosyjskim popierała program narodowych demokratów, nawet jeśli nie należała do stronnictwa. W obliczu zbliżającej się wojny, której wybuch Dmowski przewidział już w 1912 roku, powszechnie uważano, że Polacy muszą pomóc Rosji, ponieważ jej klęska spowodowałaby niemiecką aneksję polskich ziem. Gdyby natomiast państwa centralne zostały pokonane, zwycięska Rosja zażądałaby polskich prowincji Austrii i Niemiec, co przywróciłoby integralność polskiego terytorium. W takim przypadku po osiągnięciu połowicznej autonomii Polska byłaby już zjednoczona.

Zarówno więc zwolennicy Dmowskiego, jak i zwolennicy Piłsudskiego ze spokojem oczekiwali na wybuch powszechnej wojny w Europie, choć zamierzali walczyć po przeciwnych stronach.