Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Czerwona Apokalipsa - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
20 października 2010
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
34,90

Czerwona Apokalipsa - ebook

Kadencję prezydenta Ukrainy Janukowycza szybko przerywa katastrofa lotnicza. Rządy jego następcy, Juszczenki, jeszcze szybciej kończy kula snajpera.

Ukraina pogrąża się w okrutnej wojnie domowej. Gdy do Kijowa przybywa sekretarz stanu USA Hillary Clinton, by udzielić poparcia premier Julii Tymoszenko, zamachowcy znów atakują...

Ameryka musi zareagować. Okręty VI Floty wpływają na Morze Czarne. Do baz w Turcji przybywają kolejne dywizjony F-15. Bitwa o Krym rozpoczęta.

A nad Wisłą znów brzmią ułańskie trąbki: „Lwów zdobędziemy, Wilno odbijemy!”. Rosomaki przekraczają granicę. Ukraina nie jest sama.

Lecz Rosja nie zamierza biernie czekać na rozwój wypadków. Zrobi wszystko, by jednak osiągnąć cel. To właśnie na taką chwilę przygotowała „Czerwoną apokalipsę”.


Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-62730-25-4
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

POLACY

Jan Jastrzębski – minister obrony narodowej Rzeczypospolitej Polskiej

gen. Jerzy Holzer – szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego

płk Jan Koźmiński – szef Agencji Wywiadu Wojskowego

mjr Jan Rusinek – dowódca 16 Batalionu Powietrzno-Desantowego

por. Piotr Wierzbicki – oficer Jednostki Wojskowej „GROM”

chor. Paweł Bogdański – oficer Agencji Wywiadu Wojskowego

bsm. Leszek Nowakowski – płetwonurek Morskiej Jednostki Działań Specjalnych „Formoza”

sierż. Arkadiusz Pawłowski – żołnierz 21 Brygady Strzelców Podhalańskich

sierż. Andrzej Wirski – żołnierz 1 Pułku Specjalnego

st. szer. Łukasz Matysek – żołnierz 16 Batalionu Powietrzno-Desantowego

kpr. SG Jerzy Kłyś – uczestnik patrolu Straży Granicznej

ROSJANIE

Dymitr Miedwiediew – prezydent Federacji Rosyjskiej

Władimir Putin – premier Federacji Rosyjskiej

Anatolij Sierdiukow – minister obrony

Siergiej Iwanow – minister spraw zagranicznych

Oleg Obaturow – przewodniczący Rosyjskiego Komitetu Narodowego na Krymie, prezydent Republiki Krymu

adm. Nikołaj Bazin – dowódca Marynarki Wojennej

gen. Aleksander Bortnikow – szef Federalnej Służby Bezpieczeństwa

gen. Klimient Jegorow – jeden z zastępców szefa GRU

gen. Aleksandr Szliachturow – szef GRU

płk Japiszew – głównodowodzący sił zbrojnych Republiki Krymu

płk Taras Jermołow, pseudonim „Ataman” – oficer GRU

płk Igor Pietrow – zastępca gen. Jegorowa z GRU

mjr Zinowij Kołobanow – oficer GRU

mjr Iwan Skrabin – oficer specnazu GRU

kpt. Anatol Załygin – dowódca grupy okrętów krążownika rakietowego „Moskwa”

por. Jurij Daniłowicz – pilot śmigłowca Ka-32 Marynarki Wojennej

sierż. Leonow – podwładny majora Skrabina, dowódca drużyny specnazu GRU

Oleg Gromow – oficer GRU, łącznik Jermołowa

Wiktor Tymofiejewicz – operator systemów przeciwpodwodnych śmigłowca Ka-32 Marynarki Wojennej

AMERYKANIE

Barack Obama – prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki

Hillary Clinton – sekretarz stanu

Gary Craig – doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego

Cyril Lomax – asystent Gary’ego Craiga

Robert Mueller III – dyrektor Federalnego Biura Śledczego

Dan Daniels – zastępca dyrektora Federalnego Biura Śledczego

gen. James D. Wilson – przewodniczący Kolegium Szefów Połączonych Sztabów

kmdr Arthur Nivell – dowódca Grupy Bojowej 6.1 USS „Mobil Bay”

kmdr Charles Frazer – pilot, dowódca grupy samolotów w czasie operacji „Krogulec”

kpt. Evan Roberts – dowódca kompanii zwiadu 62 Marine Expeditionary Unit – Marine Corps

Ted Mankowski – agent Secret Service, przełożony Mantucciego

Marc Mantucci – agent Secret Service

UKRAIŃCY

Wiktor Juszczenko – prezydent Republiki Ukrainy

Julia Tymoszenko – premier

gen. Osip Kusznin – doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa

gen. Jemielian Pugaczow – dowódca 1 Brygady Pancernej i 40 Brygady Powietrzno-Szturmowej

gen. Maksym Wowczuk – szef sztabu armii

sierż. Dmytro Potywiec – agent Służby Bezpieczeństwa Ukrainy

Mykoła Andruchow – przywódca grupy nacjonalistycznych partyzantów

Ilja Czumak – przyjaciel i podwładny Andruchowa

Stiepan Okuniew – przywódca Mobilnego Oddziału Narodowej Ukraińskiej Samoobrony

INNI

Araki Sadao – podoficer piechoty morskiej z Japonii, uczestnik kursu rangerów

FORT BENNING – USA

22 marca

Dookoła panowała cisza. Las, zwykle pełen odgłosów, wydawał się martwy. Panująca w powietrzu duchota stłamsiła śpiew ptaków i szum liści. Nic dziwnego, skoro już teraz, lekko po dziewiątej rano, temperatura powietrza przekroczyła trzydzieści stopni.

Sierżant Andrzej Wirski przykucnął za pniem rozłożystej sosny i sięgnął po manierkę. Struga ciepłej cieczy o posmaku plastiku spłynęła mu do gardła.

Pociągnął jeszcze jeden łyk i schował pojemnik do plamiastego pokrowca. Po zwilżeniu ust powinien poczuć ulgę, ale to nie nastąpiło, co spotęgowało frustrację.

Od jakichś pięciu godzin szedł jako drugi za prowadzącym marsz krępym Azjatą, Arakim Sadao, podoficerem piechoty morskiej z Japonii, który został przyjęty na Ranger Course w tym samym czasie co Wirski. W liczącej ponad trzydzieści osób grupie żołnierzy, odbywających przeszkolenie w tej elitarnej formacji, zawsze znajdowano miejsce dla kilku cudzoziemców. Wirski, przechodząc w kraju badania lekarskie i wypełniając odpowiednie formularze i wnioski, tylko z grubsza mógł sobie wyobrazić, co go czeka.

Zaprawa w macierzystej jednostce była tylko preludium do tego, co wyprawiano z nim obecnie. Od kilku tygodni spał nie więcej niż po trzy godziny na dobę, jadł nie więcej niż raz dziennie, i to tylko wtedy, kiedy kadra miała dobry humor albo nie trzeba było wykonywać kolejnych uciążliwych zadań. Wielu spośród zaczynających razem z nim żołnierzy odpadło, innych w formie utrzymywała rzadko spotykana determinacja, bo wszyscy zgłosili się na ochotnika.

Araki wskazał dłonią kierunek marszu i drużyna ruszyła naprzód. Dzisiejsze zadanie taktyczne nie odbiegało od tego, co ćwiczyli wcześniej. Rozpoznania, zasadzki, dalekie patrole – chleb powszedni komandosów i zwiadowców. Dzisiaj do przejścia mieli tylko trzydzieści kilometrów, za to po drodze trzeba było zaliczyć kilka punktów kontrolnych i uniknąć spotkania z „wrogiem”. Za Wirskim, rozciągnięta w dwudziestometrowego węża, skradała się reszta oddziału, rodowici Jankesi. Nie wszyscy wyglądali na zadowolonych, kiedy znaleźli się w jednej drużynie z Azjatą i Polakiem. Początkowa nieufność szybko przerodziła się jednak w zaufanie i coś na kształt szacunku, kiedy cudzoziemcy udowodnili, że potrafią poradzić sobie o wiele lepiej niż niejeden z nich.

Słona strużka potu spłynęła Wirskiemu do oka. Zamrugał i skrajem bluzy wytarł powiekę. Trochę pomogło. O wiele bardziej dokuczał kręgosłup i ramiona przygniecione czterdziestokilogramowym plecakiem z wyposażeniem. Jednak potrafił zepchnąć ból fizyczny na skraj świadomości, ledwie go zauważał. Nie mógł równać się z tym, co Andrzej przeżył w ostatnich paru latach. Udział w wojnie i śmierć najbliższych mu osób sprawiły, że przestał dostrzegać uroki życia, prawie stając się cynikiem. I choć podobno czas leczy rany, Wirski wciąż je czuł. Miało to jednak swoje dobre strony. Niewrażliwość uczyniła z niego żołnierza prawie doskonałego i gdyby chciał, mógłby zrobić w armii błyskotliwą karierę. Na razie stopień sierżanta w zupełności mu wystarczał, zaś awans po skończonym kursie na rangera w zasadzie i tak był przesądzony.

Pięć minut później Sadao przyklęknął i przywołał do siebie Wirskiego.

– Nie masz wrażenia, że kręcimy się w kółko? – jego angielski przywodził na myśl zgrzyt piły na metalowej rurze. – Albo popieprzyłem instrukcje, albo ta mapa jest do kitu.

Reszty zdania Andrzej nie zrozumiał, pewnie Araki wzywał na pomoc swoich japońskich bogów. Wirski sięgnął po mapę bardziej przypominającą szkic i uważnie się jej przyjrzał. Z pozoru wyglądała na dobrą. Dopiero po chwili dostrzegł pewne nieścisłości, spreparowane, żeby wprowadzić kursantów w błąd. Niektórych punktów terenu w ogóle nie zaznaczono, zdając się na spryt i doświadczenie ćwiczących.

– Jeżeli cofniemy się jakąś milę do tego strumyka – Wirski wskazał palcem niebieską nitkę na planie – nie nadłożymy za dużo drogi.

Polak zorientował się już, w czym rzecz. Mijając godzinę temu błotniste koryto rzeczki, skręcili w złą stronę. Teraz wystarczyło dojść do jednego z jej dopływów i dalej ruszyć w odpowiednim kierunku. O ile tylko strumyk na szkicu nie został zręcznie spreparowany przez któregoś z instruktorów-szefów.

Sadao zrozumiał swój wcześniejszy błąd. Przekleństwa, które wyrwało mu się z ust, nie można było porównać z niczym już znanym Wirskiemu.

– Dałem się podejść jak początkujący rekrut.

– Tylko nie popełnij seppuku, samuraju, bo szef tego całego cyrku pourywa nam głowy.

Araki błysnął zębami w pogardliwym uśmiechu.

– Gdybyś uważnie czytał mapę, a nie starał się chodzić na pamięć, sam byś do tego doszedł.

Faktycznie, jednym z błędów kandydatów na rangera było to, że zbyt ufali swoim instynktom, ignorując poligonową rzeczywistość.

– Ruszajmy, niedługo zrobi się gorąco.

Araki skinął głową i schował szkic do kieszeni na udzie. Idąc z powrotem szlakiem, widzieli w oczach reszty drużyny niemy wyrzut. Czerwone, spocone z wysiłku twarze i mundury z wielkimi wilgotnymi plamami potu pod pachami świadczyły, że niektórzy członkowie drużyny dochodzą do kresu wytrzymałości.

– Pić! – gardłowy rozkaz Japończyka usłyszeli wszyscy.

To, że zmylili drogę, mogło przytrafić się niejednej grupie, ale powrót z zajęć z odwodnionymi ochotnikami albo takimi, których dosięgnął udar słoneczny, uważano za przestępstwo. Winni zaniedbania wylatywali z kursu szybciej niż kula ze zmodernizowanego M-16 dosięgała celu. Araki dla przykładu wypił całą manierkę i odwrócił ją dnem do góry, pokazując, że jest pusta. Reszta drużyny poszła jego śladem.

Wirski zerknął na zegarek. Dochodziło wpół do dziesiątej, a oni mieli do końca patrolu jeszcze dobrych piętnaście kilometrów, i to w najgorętszej porze dnia. W Polsce takie parne powietrze zwiastowałoby burzę, tutaj nie był tego pewny. Czuł rozdrażnienie z powodu nadłożenia drogi, a może z gorąca – sam już nie wiedział. Niektóre dni mijały mu szybko, inne wlokły się niemiłosiernie długo. Na szczęście nie miał huśtawki nastrojów jak kobieta w czasie klimakterium. Na samą myśl o tym coś na kształt uśmiechu wypłynęło mu na usta.

– Idziemy! A ty przestań szczerzyć zęby – warknął Araki.

– Tak jest, wasza cesarska wysokość! – odkrzyknął Wirski po polsku.

Mimo że Japończyk nie zrozumiał ani słowa, nie spodobała mu się zadziorność Polaka.

– Pójdziesz ostatni, przypilnujesz, żeby nikt nie odstawał.

Co najmniej połowa oddziału wyglądała tak, jakby wkrótce miała dostać zawału. Prawdopodobieństwo, że któryś z nich nie dojdzie do celu, było całkiem spore. Jednak samurajska godność Sadao nie pozwalała mu przyjąć do wiadomości, że pod jego dowództwem coś może pójść nie tak. Jedno potknięcie już zaliczył, kolejnego nie brał pod uwagę. Zresztą i tak w każdej chwili mógł zostać zdjęty z dowodzenia przez nadzorujących szkolenie instruktorów i zastąpiony przez kogokolwiek z oddziału, nie wyłączając chudego jak patyk i powtarzającego już po raz trzeci szkolenie, pochodzącego z Luizjany Jeana de la Valette, potomka francuskich osadników.

Ruszyli na północ. Trzeba nadrobić stracony czas. Kolejne godziny upływały w milczeniu. Gorące, pozbawione wilgoci powietrze sprawiało, że każdy kolejny oddech wysuszał spieczone gardła. Niektórzy z maszerujących zapadali w senny letarg, czekając jedynie na koniec zajęć. Prawdopodobieństwo, że odpadną z kursu, wynosiło ponad dziewięćdziesiąt procent i przypatrujący się kilku z nich Wirski miał wrażenie, że byłby to dla nich prawdziwy coup de grâce.

Japończyk, chcąc jak najszybciej dojść do celu, jeszcze podkręcił tempo marszu. Coraz częstsze przerwy, w trakcie których musiał czekać na wciąż wlokącą się z tyłu trójkę najsłabszych, tylko wzmagały jego niezadowolenie.

– Nie pędź tak. Widzisz, że ci mają już dosyć – Andrzej brodą wskazał najbardziej zmęczonych żołnierzy, kiedy cały oddział zatrzymał się na kolejną wymuszoną przerwę.

– Są słabi.

– Owszem, ale lepiej, jak dotrzemy wszyscy razem. I tak odpadną na następnych testach.

Araki niechętnie kiwnął głową, przyznając Polakowi rację. Kończyli dopiero pierwszą fazę szkolenia, obejmującą działania w terenie leśnym. Kolejne: postępowanie w warunkach bojowych na pustyni, w górach i dżungli, były dopiero przed nimi. Wszystko rozciągnięte na ponad dwa miesiące, a oni w piętnastym dniu mieli przed sobą jeszcze perspektywę paru tygodni wysiłku na granicy ludzkiej wytrzymałości. Warunkiem dopuszczenia do kolejnego etapu ćwiczeń było ukończenie jednej z operacji na stanowisku dowódcy lub zastępcy. Oceny wystawiali wszędobylscy instruktorzy, przyglądający się kursantom i zmuszający ich do działania w tych skrajnych warunkach.

Chociaż dzisiejszego dnia żaden z nich nie maszerował z drużyną Wirskiego, Andrzej i tak miał wrażenie, że jest uważnie obserwowany. Nie zdziwił się więc wcale, kiedy zza pnia jednego z gęsto rosnących w tym miejscu drzew wyszedł instruktor. Ciemne, latynoskie oblicze, zmrużone oczy, ogolone do skóry włosy pod czapką polową rangersów, orli nos i cienka kreska zaciśniętych warg – Ramon Sendler nie bez powodu cieszył się opinią jednego z największych skurwysynów w kadrze. Podobno któryś z jego przodków walczył w hiszpańskiej wojnie domowej. Nie mogąc wrócić do domu w Argentynie, osiadł w Stanach Zjednoczonych i zajął się literaturą. Jeżeli tak nawet było, Ramon przejął od niego wyłącznie zainteresowanie przemocą, słowo pisane porzucił dla rewolweru. Na dobrą sprawę mogli podać sobie z Wirskim rękę. Podobna klasa społeczna, charakter i skłonności w porę ukierunkowane przez armię.

Sendler dłuższą chwilę w milczeniu patrzył na siedzących. Przedłużająca się cisza działała deprymująco. Oczywiście tylko na tych, którzy byli w stanie dostrzec Ramona. Jeden z kursantów, korzystając z chwili przerwy, zapadł w sen. Ciche z początku posapywanie z czasem przeszło w chrapanie. Nie przeszkadzały mu nawet roje owadów kłębiące się tuż przy jego twarzy.

Spojrzenie Sendlera zawisło na Wirskim.

– Obejmujesz dowodzenie.

– Tak jest, sir.

– Wasze zadanie uległo zmianie.

Polak był zbyt doświadczonym żołnierzem, żeby taki obrót sprawy zrobił na nim wrażenie.

– Oddaj mapę – ranger podszedł do Arakiego i odebrał szkic.

– Tu masz lepszą – podał nową Wirskiemu.

Na pozór nie różniły się niczym. Ta sama wybiórcza lakoniczność rysunku.

– W punkcie B spotkacie się z inną grupą i przeprowadzicie atak na posterunek. Dowódca tamtych wie, w którym miejscu. Macie go tylko wesprzeć ogniem.

– Tak jest – powtórzył Wirski i ruszył w kierunku śpiącego.

– Jego zostaw, wylatuje z kursu.

– Zaczęliśmy razem i razem powinniśmy skończyć.

– Doceniam twoją troskę, ale to zbyteczne. Rangera z niego nie zrobimy.

Ramona mile zaskoczyło wahanie w oczach Polaka. To, że dbał o wszystkich, działało na jego korzyść. Coż z tego, skoro wyższa konieczność nakazywała czasem kogoś zostawić. Niepisany kodeks honorowy żołnierzy sił specjalnych mówił, że nie porzucą nikogo w warunkach bojowych, choć wszyscy zdawali sobie sprawę, że grozi to wybiciem całego oddziału na tyłach wroga. Obrazki w telewizji, pokazujące okaleczone zwłoki amerykańskich komandosów w Somalii, Iraku czy Afganistanie, nad którymi pastwi się miejski motłoch, stawiały pod znakiem zapytania hasło „nikogo nie zostawiamy”. Może należałoby je zmodyfikować i powiedzieć, że „nikogo nie zostawiamy tylko wtedy, kiedy nie grozi to śmiercią reszty oddziału lub nie zagraża powodzeniu misji”.

– Odmaszerować – ponaglił ich instruktor.

– Zbieramy się. Wstawaj, Jean – Wirski podszedł do żołnierza z Luizjany i pomógł mu wstać. – Sadao, pomóż mi.

Spodziewał się, że zdjęty z dowodzenia Japończyk będzie teraz biernym uczestnikiem zajęć, ale mocno się pomylił. Araki, jakby nic nie zaszło, pomógł mu poderwać drużynę do działania i czekał na dalsze rozkazy. Pokazał prawdziwą klasę cesarskiego wojownika.

Polak stanął na czele grupy i wszyscy ruszyli dalej. Nie tak szybko, jak poprzednio, bo Wirski postanowił bardziej racjonalnie rozłożyć siły. Nie miał pojęcia, ile czasu i wysiłku będzie musiał poświęcić na wykonanie postawionego im zadania. Nie bał się, że nie zdążą na czas, był pewien, że potrafi zmotywować najsłabszych, a jeżeli nie, to cóż... Jak powiedział Sendler, nie wszyscy muszą zostać rangerami. Do końca kursu potrafili dotrzeć tylko najtwardsi, czyli nie więcej niż trzydzieści procent rozpoczynających szkolenie. Niektórzy odpadali w ostatnich godzinach zajęć, co było wyjątkowo irytujące. Mogli wtedy powtórzyć turę szkolenia, ale już z inną grupą. Wydłużało to cykl kursu, stanowiąc jeszcze większe obciążenie dla organizmu.

Minęło południe i upał lekko zelżał, a może tylko tak mu się wydawało. Według mapy powinni dochodzić do punktu spotkania z drugą drużyną. Takie miejsca zawsze stanowiły zagrożenie. Równie dobrze zamiast przyjaciół mogli napotkać oddział specnazu. Wirski zawsze tak myślał o swoich przeciwnikach. Nie afgańscy mudżahedini i nie widziana w młodości w telewizji niemiecka piechota, tylko właśnie specnaz.

Zatrzymał drużynę i przystanął na skraju polany. Idący za nim żołnierze ukryli się po obu stronach ścieżki. Zadowolony z maskowania odwrócił wzrok i zlustrował przeciwległy koniec przesieki. Przestrzeń pomiędzy linią drzew wyznaczały powyrywane, prawdopodobnie przez huragan, pnie, korzenie i obrastające wszystko z dziką zajadłością krzewy. Teren idealnie wpasowywał się w charakter poligonu. Miejsce aż prosiło się o zasadzkę.

Cień po drugiej stronie, który Andrzej brał wcześniej za grę światła, poruszył się nagle. Zostali zauważeni. Kwadrans po czternastej nawiązali kontakt. Pora na drugą część zadania.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: