Oficerowie i dżentelmeni - Piotr Jaźwiński - ebook

Oficerowie i dżentelmeni ebook

Piotr Jaźwiński

0,0
29,89 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Niesamowita pozycja o niesamowitych ludziach i czasach!

 

W barwny i przystępny sposób autor przedstawia życie oficerów kawalerii w okresie II RP. Z książki czytelnik może dowiedzieć się, jaka była tajemnica pistoletów Wieniawy-Długoszewskiego używanych w honorowych pojedynkach, jakie warunki musiała spełniać panna, aby zostać żoną oficera, ile musiała mieć posagu i kiedy dowódca mógł nie wyrazić zgody na ślub swojego podwładnego. Omówiono także realia szkolenia oficerów i kwestie organizacji i uzbrojenia.

A że pojęcie „ułańska fantazja” nie wzięło się znikąd, w pozycji znajdziemy także opisy zabaw i rautów oraz jak „leczy” się kaca na sposób kawaleryjski…

 

***

 

Jaki jest potoczny, stereotypowy obraz oficera Wojska Polskiego (zwłaszcza oficera kawalerii) z czasów II Rzeczpospolitej? Z jednej strony jest to wizerunek dobrego patrioty i człowieka prawego, dla którego przywiązanie do tradycji i honor miały wyjątkowe znaczenie. Zarazem jest to obraz człowieka o stosunkowo szerokich horyzontach, zawsze eleganckiego, szarmanckiego wobec pań, lojalnego wobec przełożonych i odpowiedzialnego za podwładnych. Ale jest też drugi dość szeroko rozpowszechniony stereotyp oficera kawalerii: skłonnego do różnego rodzaju zabaw i pijatyk, hulaki, kobieciarza, kompana praktycznie zawsze skłonnego „do wypitki i wybitki”. Który z tych wizerunków jest prawdziwy? A może w jednym i w drugim jest element prawdy, lecz realne życie kawalerzysty było jeszcze bardziej skomplikowane? O tym wszystkim opowiada nader interesująca książka Piotra Jaźwińskiego „Oficerowie i dżentelmeni. Życie prywatne i służbowe kawalerzystów Drugiej Rzeczpospolitej.”

– prof. Jerzy Eisler

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 393

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Redakcja: TADEUSZ ZAWADZKI
Współpraca redakcyjna i korekta: JOLANTA WIERZCHOWSKA
Projekt graficzny okładki: ANNA DAMASIEWICZ
Projekt graficzny: TERESA OLESZCZUK
DTP, mapy: TADEUSZ ZAWADZKI
Copyright © 2010, 2011 by Piotr Jaźwiński Copyright © 2010, 2011 by Tetragon sp. z o.o.
Fotografie na okładce © NAC Zdjęcie górne: bal 1 Pułku Ułanów Krechowieckich w Hotelu Europejskim w Warszawie; zdjęcia dolne: Święto Kawalerii w Krakowie z okazji 250 rocznicy Odsieczy Wiedeńskiej
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment nie może być publikowany ani reprodukowany bez pisemnej zgody wydawcy.
ISBN 978-83-63374-74-7
Wydawnictwo Tetragon Sp. z [email protected]
Konwersja:eLitera s.c.

Orkiestra 11 Pułku Ułanów przed defiladą na Polu Mokotowskim, VI 1937 (CAW)

Pamięci Pana profesora Pawła Wieczorkiewicza

Zamiast wstępu

Według mego dziadka, Pan Bóg najpierw stworzył Polskę, Napoleona, Pułk Szwoleżerów Gwardii, Virtuti Militari i Marszałka Piłsudskiego[1]. Tak rozpoczyna swoje wspomnienia profesor Janusz Zawodny i trzeba bezstronnie przyznać, że coś w tym jest. Wszak cały ten niezwykle złożony proces stworzenia tak naprawdę dotyczył jednej z najważniejszych rzeczy, czyli Kawalerii Polskiej. Bo to przecież polska kawaleria stała się sławna na całym świecie dzięki wojnom epoki napoleońskiej i samemu Napoleonowi, który wydobył z otchłani niepamięci polską jazdę tworząc pułki szwoleżerów, ułanów i strzelców konnych, które później tak wspaniale spisały się na polach bitew w całej Europie, a także zapisały piękną kartę w powstaniu listopadowym.

Reaktywował Wojsko Polskie, a co za tym idzie i kawalerię, Marszałek Piłsudski i to pod jego komendą szły w bój w latach 1919–1920 odnowione pułki szwoleżerów i ułanów. Miał więc pewno dużo racji dziadek autora wspomnień, zresztą jak było, tak było, ze starszymi sprzeczać się nie należy.

A tak już na poważnie, to któż nie zna, a przynajmniej choć raz nie słyszał tych kilku słów:

Prawda to od wieków znana,

Nie masz pana nad ułana.

Naczelnik Państwa i Naczelny Wódz, Marszałek Józef Piłsudskina zawodach konnych oficerów artylerii konnej. Warszawa, 1921. (CAW)

Tak brzmi jedna z najbardziej znanych żurawiejek kawaleryjskich z okresu II Rzeczpospolitej. Tę i inne (w sumie około czterystu) żurawiejki, niektórzy puryści językowi z uporem godnym lepszej sprawy nazywają przyśpiewkami kawaleryjskimi. W tych kilku zaledwie słowach ulotnego wierszyka zawarty jest stosunek nie tylko kawalerzystów do swej broni, ale stosunek wszystkich Polaków do kawalerii. Pisał o tym zjawisku płk dypl. Aleksander Pragłowski, były dowódca 17 Pułku Ułanów Wielkopolskich im. Króla Bolesława Chrobrego:

Nie chcąc w niczym ujmować innym broniom, stwierdzam, że kawaleria zajmowała w Polsce od wieków stanowisko uprzywilejowane, które przetrwało dłużej niż usprawiedliwiał to rozwój nowoczesnej techniki. [...] Prawdą jest, że nasza jazda była symbolem narodowej mentalności miłującej narodowe tradycje i przejętej duchem romantyzmu[2].

Jak więc widzimy kawalerię my „późni wnukowie i prawnukowie” i co nam zostało z prawdziwej wiedzy naszych przodków o szwoleżerach, ułanach i strzelcach konnych?

Kawaleria polska to w powszechnym mniemaniu przede wszystkim ułani – „malowane dzieci” (zwłaszcza jazłowieccy z racji powszechnej znajomości jednej z żurawiejek pułku – tej o dziewczynie, kiecce i ułanie), nieco rzadziej szwoleżerowie, których kojarzy się najczęściej z epoką napoleońską (szwoleżerowie Gwardii Cesarskiej), a już zupełnie gdzieś daleko, prawie na linii horyzontu, znajdują się strzelcy konni. Warto, moim zdaniem, przyjrzeć się z bliska tej „powszechnej” wiedzy o kawalerii II Rzeczpospolitej.

Kawalerzysta, to oczywiście ułan. Oficerowie zaś to weseli i beztroscy utracjusze, bardzo męscy i przystojni, spędzający czas na rautach i balach, w gronie pięknych kobiet. Każdy z nich miał oczywiście tęgą głowę i żelazną kondycję, potrafił więc pić i hulać całą noc, a nawet dwie i trzy, jak miał taką fantazję. Każdy oficer pochodził z bogatej, szlachecko-ziemiańskiej rodziny, nierzadko nawet utytułowanej, dochody miał wysokie, bo to i pensja niemała, i z innych źródeł płynęły pieniądze, żył więc beztrosko i na wysokiej stopie.

Szwoleżer. Pocztówka z okresu międzywojennego. (CAW)

Cechowała kawalerzystów ułańska fantazja, która przejawiała się na przykład tym, że zdarzało się im wjeżdżać konno na sale balowe i do eleganckich restauracji czy lokali. Koronnym dowodem jest znany wyczyn najsłynniejszego ułana II Rzeczpospolitej, generała Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego, który miał wjechać konno po schodach na piętro do „Adrii”. Powszechnej uwadze umknął fakt, że żaden koń nie zmieściłby się w drzwi owego lokalu – o klatce schodowej nie wspomnę (wąska i kręta) – oraz to, że Wieniawa-Długoszowski był nazywany generałem nie ułanów, lecz szwoleżerów. „Wiadomo” również, że oficerowie, a już oficerowie kawalerii w szczególności, byli najbardziej uprzywilejowaną i nierzadko stojącą ponad prawem grupą zawodową w międzywojennej Polsce. To, co dziś powszechnie uważane jest za przejaw „kawaleryjskiego fasonu”, tak było określane przez prawdziwych kawalerzystów:

Jeżeli chodzi o fason kawaleryjski, to on nie polega na ilości wypitego trunku, ani też na jakiejś awanturze wywołanej przez alkohol. Przeciwnie, stanowić o nim będzie poprawne i eleganckie zachowanie się, te zalety, które cechowały prawdziwego rycerza, umiejętność bycia pierwszym w boju i pierwszym w salonie[3].

Przytaczam ten fragment, by choć w małym stopniu dać komentarz do tych wszystkich stereotypów, o których do tej pory napisałem. Zresztą ową „powszechną wiedzę” przytaczam celowo, aby na jej tle pokazać, że kawalerzyści cieszyli się i nadal cieszą wielką narodową sympatią.

I to pomimo wszystkich prób zniesławiania kawalerii, umniejszania jej roli jako rodzaju broni, czy w końcu przedstawiania jako kompletnego, żałosnego anachronizmu.

Zwłaszcza po II wojnie światowej kawaleria polska przez długi okres miała bardzo złą prasę.

Nie próbowano negować bohaterskiej wręcz heroicznej postawy kawalerii w kampanii wrześniowej 1939 roku, lecz zawężano ją do szeregowych żołnierzy, nieco rzadziej do podoficerów. Szczególną niechęcią darzono korpus oficerski kawalerii przedstawiając go w bardzo złym świetle. To oni mieli być winni klęski, to oni ponosili winę za przegrane potyczki i bitwy, to ich zachowawcza i konserwatywna postawa sprawiła, że oddziały kawalerii nie były w pełni wykorzystane, to im – oficerom – przypisywano winę za niedostateczne przygotowanie szwadronów, pułków czy brygad do działań wojennych. Znane są takie dzieła filmowe poświęcone kawalerii, jak na przykład „Lotna”. Tak o całym zasygnalizowanym wyżej problemie pisał w swych wspomnieniach oficer 3 Pułku Strzelców Konnych, porucznik Zdzisław Janota-Bzowski:

Na temat kawalerii w armii polskiej narosły po wojnie legendy, równie nieprawdziwe jak prawdopodobnie przesadzone były niekiedy legendy o jej działaniach w przeszłości. Taki nieprawdziwy obraz szerzył między innymi film „Lotna”, gdzie pokazano kawalerzystów galopujących z lancami w ataku na czołgi. Twórcy tego filmu i autor powieści Wojciech Żukrowski – sam były artylerzysta konny – wypaczyli obraz rzeczywistości. Nie byli zresztą wyjątkami wśród wielu szerzących także na inne tematy półprawdy i ćwierćprawdy dotyczące międzywojennej Polski[4].

Skąd się wzięła ta „czarna legenda” kawalerii polskiej, skąd wziął się ten mit o konnych szarżach na czołgi? Częściową odpowiedź na to pytanie można znaleźć w krótkiej notatce redakcyjnej w numerze 107 londyńskiego „Podolaka” z roku 1986:

We wspomnieniach generała Guderiana znalazł się ustęp treści następującej: „Nie znając budowy ani działania naszych czołgów, polska Brygada Pomorska Kawalerii zaatakowała je białą bronią, ponosząc straszliwe straty”.

Zgodnie z prawdą pierwszego września dwa szwadrony 18 pułku ułanów dokonały w rejonie Chojnic szarży na 20. dywizję piechoty, ale wycofały się wobec bezsensu walki, gdy w toku jej zjawiły się niemieckie wozy pancerne i otworzyły ogień z broni maszynowej.

Wbrew kłamliwym twierdzeniom generała Guderiana Polacy znali czołgi i umieli z nimi walczyć, świadczą o tym boje Wołyńskiej Brygady Kawalerii, która 1 września pod Mokrą potrafiła zatrzymać 4. niemiecką dywizję pancerną, przy czym proporcja sił była taka:

Niemcy – 16 000 ludzi, 50 dział, 48 dział ppanc., 342 czołgi;

Polacy – 7000 ludzi, 12 dział, 16 dział ppanc., 12 tankietek i pociąg pancerny.

Tu też nie było żadnych szarż kawalerii na czołgi, skoro zgodnie z ogólną instrukcją walki, jednostki kawaleryjskie walczyły spieszone. Generał Guderian nie czytał naszej historii pułkowej, a szkoda![5].

Odbierający defiladę 1 Pułku Ułanów Krechowieckich z okazji dziesięciolecia pułku, 1925 (CAW)

Skąd więc mimo oczywistych faktów tyle niechęci do kawalerzystów, skąd ciągłe próby dyskredytowania ich wartości nie tylko bojowych, ale i moralnych? Dlaczego tak bardzo drażnili i irytowali różnej maści „specjalistów” od prawdy obiektywnej?

Niech odpowiedzą sami kawalerzyści. Cytowany wcześniej Zdzisław Janota-Bzowski tak pisał o służbie w kawalerii:

[...] Nie ulega wątpliwości, że służba w kawalerii nie pozbawiona była blichtru, który wielu irytował i irytuje do dziś. Narzucała także nieco snobistyczny styl zachowania i przestrzegała przesadnej może dbałości o wygląd zewnętrzny. Ale uczyła także postaw, których służba w innych formacjach – poza lotnictwem – nie wpajała w tym stopniu. Wmawiało się kawalerzyście, że nie istnieją dla niego żadne trudności, bo wszystkie jest w stanie pokonać. Nie pokrywało się to oczywiście w pełni z prawdą, ale formowało psychikę żołnierzy i oficerów służących w konnym pułku[6].

I to właśnie „konny pułk” i jego korpus oficerski jest w centrum naszych zainteresowań.

To o panujących w nim zwyczajach, o jego tradycji – tej historycznej i koturnowej, ale i o tej, którą tworzyły potrzeby zwykłego dnia służby – o tym wszystkim chciałbym opowiedzieć. Chciałbym również przynajmniej spróbować odpowiedzieć na pytanie: cóż takiego szczególnego było w kawalerii II Rzeczpospolitej, że do jej zwyczajów i tradycji ciągle powracają kolejne pokolenia Polaków. Czy to tylko kwestia narodowego charakteru, czy może czegoś więcej?

Co spowodowało, że ciągle pamiętamy o kawalerii, o szwoleżerach, ułanach i strzelcach konnych? Spróbuję odpowiedzieć na te pytania dotyczące kawalerii II Rzeczpospolitej, a właściwie jej korpusu oficerskiego, jednak od razu muszę zastrzec, że moim celem nie jest pokazanie go w heroicznej pozie. Wydaje się, że nie w tym tkwiła siła kawalerii, bo choć znana jest jej postawa w czasie działań wojennych, to jednak zanim nadszedł ów czas próby, trzeba się było dobrze przygotować. Pułki kawalerii spełniły swój obowiązek na polu walki. Wykazały się niebywałą spoistością i siłą wytrwania. Rozproszone łączyły się ponownie, by natychmiast stanąć do walki jako zwarte jednostki. Ktoś musiał być głównym animatorem tych zdarzeń, ktoś musiał przygotować szwoleżerów, ułanów, strzelców konnych do radzenia sobie w trudnych sytuacjach bez względu na przeciwności, ktoś musiał nauczyć żołnierzy samodzielności. Śmiało można powiedzieć, że tym „kimś” był korpus oficerski pułków kawalerii, wychowany i kultywujący tradycje wielkich wydarzeń z historii narodowej: epoki napoleońskiej, Księstwa Warszawskiego, a później Królestwa Kongresowego i powstania listopadowego, które legły u podstaw Historycznej Tradycji Kawalerii II Rzeczpospolitej.

Myliłby się jednak ten, kto uważałby, że tylko ta wielka koturnowa tradycja obecna była w każdym pułku. Istniały tradycje i zwyczaje charakterystyczne dla każdego z czterdziestu pułków jazdy. Niektóre były podobne i stosowane wszędzie, inne charakteryzowały ten jeden jedyny pułk. Każdy oficer pułku miał obowiązek być strażnikiem tej odrębności, miał obowiązek nauczyć swych podkomendnych, że oto spotkał ich niebywały zaszczyt służenia w jedynym, niepowtarzalnym i zdecydowanie najlepszym pułku w całej armii. W jaki sposób tego dokonywał i jakim musiał być człowiekiem, jak musiał podchodzić do swych obowiązków każdy, kto zdecydował się na wstąpienie do korpusu oficerów kawalerii, o tym także chcę napisać. Będę się starał również pokazać drogę dochodzenia do stopnia oficerskiego, choć może nieco przewrotnie, bo poprzez obyczaje panujące w Grudziądzkiej Szkole Kawalerii.

Wspomnieć pragnę o literaturze narodowej, która, jak to dobitnie podkreślają wszyscy autorzy wspomnień, poprzez swe wybitne dzieła wywarła na nich wielki wpływ, będąc nierzadko swego rodzaju siłą, która popchnęła przyszłych kandydatów na oficerów kawalerii w tym właśnie kierunku. Przede wszystkim jednak pragnę pokazać zwyczajną trudną służbę, koszarową codzienność, daleką od powszechnie przyjętych wyobrażeń. Oczywiście będą też bale, rauty, będzie szampańska zabawa, ale będą też warunki bytowe i finansowe, które zwłaszcza w przypadku młodych oficerów zupełnie nie przystają do obiegowych opinii. O szarej codzienności, o obowiązkach i obyczajach nie tylko od święta, zamierzam także napisać.

Literatura źródłowa to przede wszystkim wspomnienia byłych oficerów kawalerii. Jedną z fundamentalnych pozycji jest pamiętnik porucznika 13 Pułku Ułanów Wileńskich Grzegorza Cydzika obejmujący lata 1932–1938 pełen opisów życia codziennego młodego oficera, czasu służby, także tego, co działo się poza służbą, a co jej bezpośrednio nie dotyczyło (na przykład bardzo szczegółowy opis sytuacji materialnej młodych podporuczników i poruczników).

Rtm. Franciszek Skibiński (CAW)

Doskonały jest pamiętnik generała Franciszka Skibińskiego zatytułowany Ułańska młodość 1917–1939, o którym sam autor napisał we wstępie, że zamierza naśladować tego pamiętnikarza, którego nazwiska ani nawet narodowości nie udało mi się przypomnieć, a który rozpoczął swoje menuary od zapowiedzi: – Nie chwalę, nie ganię, opowiadam[7]. I to jak wspaniale opowiada. Oprócz wspomnień wojennych z lat 1917–1920 pamiętnik obejmuje całe dwudziestolecie międzywojenne, a jest o tyleż ciekawy, że autor przeszedł drogę od zwykłego ułana w 1 Pułku Ułanów Krechowieckich w korpusie generała Józefa Dowbora-Muśnickiego, aż do stopnia majora i stanowiska szefa sztabu pancerno-motorowej 10 Brygady Kawalerii, z którą rozpoczął we wrześniu 1939 roku odyseję po różnych frontach drugiej wojny światowej. Trzecim niezwykle ważnym pamiętnikiem są Nieśmiertelni. Wspomnienia ze służby ułańskiej pióra Leona Będkowskiego, w części pierwszej opisujące lata nauki w Oficerskiej Szkole Kawalerii w Grudziądzu, a później służbę w 12 Pułku Ułanów Podolskich.

Z dwóch następnych pozycji jedna, wspomnienia oficera 2 Pułku Ułanów Grochowskich porucznika Tadeusza Rószkiewicza pod tytułem Szable w dłoń zbliżona jest charakterem do pamiętników Grzegorza Cydzika, choć autor bardziej się skupia na sprawach służbowych i tym, co działo się w pułku, sprawy bytowe (poza finansami) traktuje dość pobieżnie. Autor następnych wspomnień noszących tytuł Obowiązek uciekać Witold Milewski w pierwszej części opisuje swoją naukę w grudziądzkiej szkole i późniejszą służbę w 3 Pułku Ułanów Śląskich. Ważne są, a to ze względu na zajmowaną pozycję autora, Wspomnienia z lat dowodzenia generała Fryderyka Mallego, dowódcy 27 Pułku Ułanów im. Króla Stefana Batorego, obejmujące lata 1929–1937. Wspomnienia te umieszczone zostały w ukazującym się w Londynie „Przeglądzie Kawalerii i Broni Pancernej”. Tak na marginesie, w piśmie tym ukazało się wiele krótkich relacji i wspomnień kawalerzystów. Wspomnienia te dotyczą nie tylko pułków ułańskich, lecz także strzelców konnych.

Pozycją mówiącą obszerniej o tej ostatniej formacji są wspomnienia Zdzisława Janoty-Bzowskiego z 3 Pułku Strzelców Konnych noszące tytuł Z notatnika konnego strzelca 1932–1945. O obyczajach i codzienności w artylerii konnej traktują wspomnienia oficera z 11 Dywizjonu Artylerii Konnej (11 dak) Ignacego Bukowskiego, a o mieszczącej się w Grudziądzu Szkole Podchorążych Rezerwy Kawalerii, fragmenty wspomnień Jerzego Tymińskiego noszące tytuł Pisane o zmierzchu. Dokładny spis pozycji źródłowych zamieszczam w bibliografii. W ostatnich latach ukazało się w kraju wiele pozycji monograficznych traktujących o poszczególnych pułkach kawalerii II Rzeczpospolitej. Pozycje te również umieszczone zostały w bibliografii.

Lance były przedmiotem sporu wśród kawalerzystów (CAW)

ROZDZIAŁ I
Organizacja i uzbrojenie kawalerii
czyli o tym, po co ułanom lanca – rzecz, którą trzeba koniecznie przeczytać

Po zakończenia wojny polsko-sowieckiej przez niemal całe dwudziestolecie międzywojenne toczyła się dyskusja nad organizacją, uzbrojeniem i użyciem kawalerii, a także jej rolą w przyszłej wojnie. Pierwsza wojna światowa i toczące się w późniejszym okresie lokalne konflikty (np. wojna polsko-sowiecka) nie dostarczyły wystarczająco dużo doświadczenia, aby na jego podstawie stworzyć jedną, niepodważalną doktrynę, która ostatecznie przesądziłaby o kształcie organizacyjnym wielkiej jednostki kawalerii. W armii polskiej wypracowanie jednolitego stanowiska było tym trudniejsze, że korpus oficerski pochodził z trzech różnych armii; rosyjskiej, austriackiej i – co prawda w niewielkim stopniu – także z niemieckiej. Do tego dochodziła mała grupa oficerów przybyłych do kraju z armią generała Hallera. Wszyscy ci, wywodzący się z różnych armii, oficerowie, przedstawiali sobą różne poglądy i szkoły, różne podejście do sztuki wojennej, mieli własne nierzadko bogate doświadczenie wojenne, ale z racji różnic w poglądach było bardzo trudno o wypracowanie jednej spójnej doktryny.

W zasadzie wzorowano się na doktrynie francuskiej, którą wyłożył pułkownik Barbe[8]. Postulował on uzbrojenie kawalerii w lekką broń automatyczną (rkm i lkm), ckm, a także w nowoczesne środki łączności (radiostacje). Kawaleria walczy w szyku pieszym dzięki przyswojeniu sobie metod i technik walk piechoty, nie tracąc nic ze swego rozmachu i szybkości. Według pułkownika Barbe wymaga to tylko lepszego przygotowania i udoskonalenia procesu spieszania się, lepszej organizacji łączności czy też zaopatrzenia. Wielkim jednostkom kawalerii (brygadom bądź dywizjom – a nawet korpusom) należy przydzielać znaczne środki pomocnicze takie jak: artylerię lekką i ciężką, czołgi, środki obrony przeciwpancernej i przeciwlotniczej oraz wspierające oddziały piechoty. Podczas wykonywania manewru kawaleria wykorzystuje swą ruchliwość i szybkość, w walce dąży do posiadania przewagi ogniowej. W każdej zaś sytuacji stara się osiągnąć zaskoczenie przeciwnika. Związane z tymi założeniami zadania kawalerii to:

1.  Rozpoznanie sił przeciwnika;

2.  Przenikanie przez luki w linii frontu, atak z flanki na skrzydła ugrupowania przeciwnika, czy też po przeniknięciu przez jego linię obrony, atak od tyłu;

3.  Pozostawanie w dyspozycji dowódcy armii (frontu) jako jego rezerwa taktyczna bądź strategiczna.

Tyle doktryna francuska. W Polsce w 1924 roku tak pisał o organizacji wielkich jednostek kawalerii generał Juliusz Rómmel: Musi być ona na tyle silna i zaopatrzona w środki pomocnicze, aby nie ulec rozbiciu i móc walczyć samodzielnie aż do nadejścia własnej piechoty. 3-y pułkowa brygada tego zadania nie jest w możności wypełnić. [...] Jedynie 6-cio pułkowa dywizja będzie mogła, znajdując się o dwa dni marszu przed jednostkami piechoty, wypełnić to zadanie[9]. W tej koncepcji wielka jednostka kawalerii, w tym przypadku dywizja, ma za zadanie przeniknięcie przez lukę w obronie nieprzyjaciela i związanie go walką aż do czasu nadejścia własnej piechoty, która dokona trwałego przełamania obrony. Kawaleria przygotowuje więc niejako korytarz, w który wejdą siły zasadnicze złożone z dywizji piechoty. Aby dywizja kawalerii była zdolna do tego typu działań autor postuluje następujące uzbrojenie i wyposażenie:

Co do uzbrojenia – kawaleria, poza dobrymi, wytrzymałymi, wciągniętymi w marsze różnymi tempami koni, musi posiadać potężne środki ognia, a więc: dobry karabin, karabiny maszynowe ręczne i ciężkie, doskonałą i ruchliwą artylerię konną, samochody pancerne i lekkiego typu kawaleryjskie czołgi. Należy postawić jednak tu jeden warunek: wszystkie te środki ogniowe muszą być tak samo ruchliwe jak i kawaleria, bo tylko na szybkości przenoszenia się z miejsca na miejsce i na ruchliwości polega użycie kawalerii[10].

Warto zapamiętać te postulaty, zwłaszcza dotyczące uzbrojenia, ponieważ jak zobaczymy dalej, przez cały czas trwania dyskusji, nie tylko w latach dwudziestych, sprawa siły ogniowej kawalerii, jej znacznego wzmocnienia ilościowego i jakościowego miała pierwszorzędne znaczenie.

Defilada kawalerii. Warszawa, 1937. (MWP)

W połowie lat dwudziestych jednym z najważniejszych środków ogniowych dla kawalerii miał być ciężki karabin maszynowy, bez którego nie ma ona możliwości wypełniania wielu swych zadań. Zaczęto również dostrzegać zagrożenie, jakim dla kawalerii stało się lotnictwo. Sugerowano więc nie tylko zwiększenie ilości ciężkich karabinów maszynowych „w pułkach kawalerii do 16 km”, lecz także:

[...] stworzenie w każdym pułku specjalnego plutonu dla obrony przeciw-lotniczej. Karabiny maszynowe tego plutonu winny być umieszczone na wózkach i stale przygotowane dzięki odpowiednim urządzeniom do ostrzeliwania płatowców.

W związku z tym, szwadron km liczyłby cztery plutony, z których trzy na taczankach (względnie jeden w jukach) przeznaczone do walki na ziemi, czwarty zaś do obrony plot.

Posiadając tą ilość karabinów maszynowych, miałby dowódca pułku tym samym możliwość dodania każdemu ze szwadronów liniowych co najmniej drużyny km, zachowując jeszcze w swym ręku pewną ich ilość, którą może dowolnie dysponować, będąc zarazem zabezpieczonym od ataków lotników[11].

Z przytoczonego fragmentu widać wyraźnie, że już w połowie lat dwudziestych zdawano sobie sprawę z zagrożenie, jakie niosło z sobą lotnictwo, jednak opierając się na znajomości sprzętu lotniczego będącego wówczas na wyposażeniu potencjalnych przeciwników, uważano ciężki karabin maszynowy za broń całkowicie wystarczającą do ochrony przed zagrożeniem z powietrza. Godny odnotowania jest nacisk, jaki kładziono na gotowość do natychmiastowego użycia owych środków obrony przeciwlotniczej, a także to, że nie wspomina się w ogóle o działach (działkach) przeciwlotniczych prawdopodobnie uznając je za zbyt mało mobilne i za ciężkie dla kawalerii.

Rok 1927 przynosi trzy projekty organizacji wielkich jednostek kawalerii. Generał Aureli Serda-Teodorski proponował, by dywizja kawalerii miała następującą strukturę:[12]

• Kwatera Główna z plutonem łączności;

• Kawaleria: 3 brygady kawalerii po 2 pułki (razem 6 pułków);

• Artyleria: 1 brygada – 1 pułk artylerii konnej (3 dywizjony po 3 baterie armat każdy);

–  1 dywizjon haubic konnych po 3 baterie;

–  1 bateria plot. po 3 plutony;

• Piechota: 1 pułk w składzie 3 dywizjonów, każdy dywizjon po 2 szwadrony (razem 6 szwadronów);

–  1 dywizjon ckm (48 ckm);

• Lotnictwo: specjalne, towarzyszące kawalerii 10 samolotów;

–  24 półgąsienicowe samochody pancerne typu Citroën-Kegresse podzielone na 6 plutonów, przy czym w każdym plutonie 1 samochód pancerny uzbrojony w armatkę 37 mm. Do tego dochodziły służby:

–  służba uzbrojenia z parkiem amunicyjnym,

–  służba saperska; 6 plutonów saperów (pionierów) wraz z parkiem saperskim,

–  służba weterynaryjna ze szpitalem dla koni,

–  służba samochodowa z warsztatem technicznym,

–  intendentura i tabory.

Powyższy projekt opatrzony był adnotacją mówiącą, że wymienione w nim wyposażenie DK będzie dla potrzeb frontu zachodniego wzmocnione artylerią dalekonośną, większą ilością piechoty, ciężkimi karabinami maszynowymi na motocyklach, i sprzętem towarzyszącym piechocie[13].

I tu mała dygresja. Otóż w polskich założeniach strategicznych istniało pojęcie dwóch teatrów działań wojennych. Zachodni teatr obejmował obszar działań w przypadku wojny z Niemcami i charakteryzował się dobrze rozbudowaną siecią dróg i linii kolejowych, poważnie ograniczał też zasięg operacyjnego zaskoczenia. Działania na tym obszarze preferowały siłę ognia, w mniejszym stopniu zaś ruchliwość oddziałów. Stąd owa adnotacja w projekcie generała Aurelego Serdy-Teodorskiego.

Na wschodzie słabo rozwinięta sieć komunikacyjna jak również wiele naturalnych przeszkód terenowych (Prypeć z dopływami, bagna poleskie) stanowiły dogodny obszar działań obronnych niejako wymuszając kierunki natarcia przeciwnika. Stąd duże możliwości działań manewrowych, zwłaszcza dużych jednostek kawalerii.

Rozwinięciem pierwszego projektu jest postulat organizacji dywizji kawalerii zgłoszony przez porucznika 8 Pułku Ułanów Zygmunta Powałę-Dzieślewskiego[14]. Według niego na dywizję kawalerii składałyby się: 2 lub 3 brygady każda licząca po 2–3 pułki, 1 pułk artylerii konnej (3 dywizjony, z których dwa to dywizjony bezpośredniego wsparcia, a trzeci przeznaczony do działań ogólnych). Dywizjony pułku albo wszystkie 2-bateryjne, bądź 2 bezpośredniego wsparcia 3-bateryjne, a trzeci 2-bateryjny. W skład pułku artylerii konnej wchodziłby też liczący trzy drużyny pluton obrony przeciw lotniczej.

Dywizja kawalerii posiadałaby również 1 lub 2 szwadrony ckm, szwadron pionierów (z plutonem chemicznym, szwadron łączności, 1–2 szwadrony samochodów pancernych (Citroën-Kegresse). Czasowo – w zależności od zadań i terenu w jakim dywizji przyszłoby działać – przydzielane by były następujące oddziały: dodatkowy szwadron wozów pancernych, kolarze, batalion strzelców lub ckm przewożone na samochodach ciężarowych. Projekt przewidywał również przynajmniej jedną eskadrę lotniczą (rozpoznawczą).

Patrol motocyklistów z 10 BK. Na przyczepce zainstalowany rkm. (NAC)

Brygada kawalerii (według projektu niesamodzielna) składałaby się z 2–3 pułków kawalerii, do których dochodziłyby oddziały przydzielone (np. samochodów pancernych, dywizjony artylerii konnej, plutony pionierów, kompanie kolarzy itp.).

Pułk kawalerii to: drużyna dowódcy pułku, szwadron ckm (2–3 plutony na taczankach) plus jeden 2-drużynowy pluton lekkich moździerzy (4–6 sztuk), jeden pluton przeciwlotniczy (2 km lub działka nadające się także do zwalczania celów naziemnych), plutony łączności i pionierów oraz 2 dywizjony liniowe kawalerii (4 szwadrony).

Wspomniany wyżej dywizjon kawalerii to 2 szwadrony liniowe z plutonem ckm (4 sztuki). W zależności od potrzeb przydzielanoby samochody pancerne, dodatkowe ckm, artyleria towarzysząca, kolarze itp.

Trzeci projekt jest autorstwa majora Aleksandra Pragłowskiego[15]. Autor postuluje utworzenie 4-pułkowych dywizji (brygad) kawalerii w składzie:

•  Dowódca (sztab);

• Kawaleria: dowódca kawalerii (brygadier) – 4 pułki kawalerii;

• Artyleria: dowódca artylerii (dowódca pułku), 2 dywizjony artylerii konnej po 3 baterie, w każdej baterii 3 działa;

• Piechota: batalion strzelców przewożonych na furmankach.

Do tego dochodzą oddziały wprost podległe dywizji kawalerii: szwadron ckm, szwadron samochodów pancernych, szwadron pionierów, kompania łączności.

Projekt ten wydaje się najbardziej zbliżony do rzeczywistych możliwości państwa i sił zbrojnych, choć w zestawieniu z dwoma poprzednimi sprawia wrażenie bardzo okrojonego.

Można odnieść wrażenie, że zarówno projekt generała Aurelego Serdy-Teodorskiego i późniejsze jego rozwinięcie dokonane przez porucznika Zygmunta Powałę-Dzieślewskiego powstały jako odpowiedź na wymogi zachodniego teatru działań. Stąd duży nacisk położony na siłę ognia i liczebność siły żywej samej wielkiej jednostki. Dywizje tego typu bardziej nadają się do działań zaporowych niż do szybkiego manewru, bardziej też są zależne od rozwiniętej infrastruktury komunikacyjnej. Projekt majora Pragłowskiego, dywizji lekkiej, a właściwie brygady, sugeruje użycie tej jednostki na wschodnim teatrze działań. Można domniemywać, że stopień nasycenia technicznymi środkami brygady jest raczej niewielki, skoro nawet piechota jest przewożona na furmankach, a nie samochodami, jak w poprzednim projekcie. Stworzona według tego projektu wielka jednostka kawalerii w mniejszym stopniu jest zależna od sieci komunikacyjnej drogowej i kolejowej.

Dyskusje i polemiki wokół organizacji i wzmocnienia kawalerii toczyły się także w latach trzydziestych, przy czym wzbogacone zostały o nowy element, a mianowicie problem motoryzacji. Tak o tym pisał na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych ppłk Tadeusz Machalski:

Pracę jeźdźca w terenie, w rozpoznaniu i w walce mógłby zastąpić tylko szybkobieżny czołg lub samochód, mogący swobodnie się poruszać po każdej nierówności terenu. [...] Czołg w swej pracy jest głuchy i ślepy. Małe pole widzenia uniemożliwia mu przeprowadzenie rozpoznania, zaś łoskot motoru ogłusza załogę i na daleką odległość zdradza obecność czołgu, uniemożliwiając mu skryte podejście i zaskoczenie. Samochody zaś, nawet najbardziej precyzyjnie zbudowane, nie mogą poruszać się w lasach lub terenach bagnistych. Wystarczy tych kilka uwag, by wykazać, że o zastąpieniu koni pod jeźdźcem przez silnik nie może być mowy. [...] kawalerię jako taką zastąpić zmotoryzowanym wojskiem nie możemy, natomiast powinniśmy zmotoryzować część karabinów maszynowych (samochody pancerne lub szybkobieżne czołgi), część artylerii (artylerię ciężką) i wszystkie tabory[16].

Ciekawy w tym wszystkim jest pogląd autora na sprzęt pancerno-motorowy, a także przeświadczenie, że w związku z jego niedoskonałością silnik nigdy nie zastąpi konia. Z drugiej jednak strony był głęboko przeświadczony o potrzebie wzmocnienia kawalerii poprzez częściową motoryzację i przydział organicznej broni pancernej.

Podobną propozycję zgłasza major dypl. Włodzimierz Dunin-Żuchowski w artykule „Oblicza przyszłej wojny a kawaleria”[17]. Uważał, że aby kawaleria sprostała wymaganiom przyszłego pola walki należy zwiększyć ilość posiadanych przez nią samochodów pancernych (przy czym uzbrojone one powinny być w armatę 47 mm i ckm) oraz że trzeba także częściowo zmotoryzować tabory kawaleryjskie wyposażając je w samochody terenowe. Postulował między innymi obfite wyposażenie jednostek kawalerii w środki łączności (telefony, radiostacje, motocykle), lekki sprzęt przeprawowy (worki i tratwy) i... maski gazowe dla koni, do których należy przyzwyczajać wierzchowce już w czasie pokoju na manewrach. Podkreślał też obowiązek ścisłej i stałej współpracy z jednostkami lotnictwa (przydział samolotów na czas letniego szkolenia).

Z wywodów tych najbardziej znacząca była sprawa łączności, do tej pory znajdująca się na marginesie dyskusji, zaś owe maski gazowe dla koni, to reminiscencja wydarzeń z pierwszej wojny światowej.

W roku 1933 płk dypl. Aleksander Pragłowski ponownie przedstawił swój projekt organizacji wielkiej jednostki kawalerii. Była w nim mowa o 4-pułkowej brygadzie, przy czym przy piechocie brygadowej wprowadził zastrzeżenie mówiące, że przydzielony ma być batalion strzelców dla wschodniego teatru działań albo dywizjon cyklistów (kolarzy) dla zachodniego[18].

Jeszcze w tym samym roku odpowiedział ppłk dypl. Tadeusz Machalski, który uważał, że:

Wielka jednostka kawalerii powinna być:

− silna liczebnie i ogniowo,

− zwarta w sobie i zgrana,

− ruchliwa operacyjnie i taktycznie.

Wielka jednostka kawalerii nie może liczyć 2, 3, 4 pułki, a co najmniej 6 pułków, ale i to jest mało: należy tworzyć korpusy konne, a nawet armie konne. [...] będąc zwolennikiem 6-cio pułkowej dywizji kawalerii wstrzymuję się od szczegółowego omawiania organizacji 4-ro pułkowych dywizji, jak to czyni autor w „Myślach kawalerzysty”. Zgadzam się jednak z autorem, że w naszych warunkach piechota przewożona furmankami (system proponowany przez autora) jeszcze przez długie lata górować będzie nad piechotą przewożoną samochodami ciężarowymi[19].

Na tej wypowiedzi zaważyły doświadczenia wojenne z 1920 roku. Trzeba jednak zauważyć, że postulat tworzenia korpusów, a nawet armii konnych jest odpowiedzią na podobne tendencje istniejące w armii za wschodnią granicą, którą to armię szerokie kręgi wojskowe II Rzeczpospolitej uważały za głównego wroga. Nie oznacza to jednak swoistego „zaślepienia” i niedoceniania roli jednostek zmotoryzowanych i pancernych. Pojawia się problem obrony przeciwpancernej dla kawalerii jako warunku osiągnięcia zadowalających wyników w przypadku boju spotkaniowego z bronią pancerną przeciwnika, przy czym takim uniwersalnym środkiem obrony przeciwpancernej ma być wielkokalibrowy km[20].

Samochód pancerny Ursus wz. 29 (CAW)

Jeśli chodzi o organizację wielkich jednostek kawalerii proponowano tworzenie jednostek mieszanych złożonych z oddziałów konnych, pieszych i pancernych, motywując to koniecznością zachowania siły bojowej w przypadku, gdy warunki atmosferyczne bądź terenowe uniemożliwią działanie broni pancernej czy przewóz piechoty samochodami. Z tego też powodu należało unikać motoryzacji poniżej szczebla dywizji bądź brygady, bo gdy warunki nie będą odpowiednie do użycia posiadanych oddziałów zmechanizowanych i zmotoryzowanych ciężar walki spadnie na kawalerię i piechotę (pozbawioną swych samochodów), siła bojowa jednostki przeto spadnie znacznie – lecz rekompensatą będzie pewność, że i przeciwnik nie będzie mógł użyć swych środków mechanicznych[21].

Częściową motoryzację Wielkich Jednostek Kawalerii zakładał również płk dypl. Aleksander Pragłowski sugerując zmotoryzowanie jedynie tych elementów, które przygotowują lub ułatwiają działalność i walkę gross pozostającego przy koniach[22]. Pułkownik Pragłowski uważał, że kawaleria potrzebuje znacznego wzmocnienia w zakresie siły żywej (zwiększenie liczebności jednostek) oraz środków obrony przeciwpancernej i przeciwlotniczej. Nadto potrzebuje ona dostatecznie silnych związków broni pancerno-motorowej dla celów rozpoznania oraz jako przeciwwagę analogicznym broniom przeciwnika. W tym celu wozy bojowe muszą posiadać uzbrojenie zdolne do zwalczania analogicznej broni nieprzyjaciela (działa)[23].

W podobnym tonie wypowiada się płk dypl. Tadeusz Machalski, który z góry zakłada, że broń pancerna niezdolna jest do większej samodzielnej akcji, nie zastąpi kawalerii. Kawaleria zatem pozostanie nadal bronią główną, najbardziej ruchliwą i szybką w każdym terenie[24]. Dalej wymienia szereg niedomagań osłabiających kawalerię a więc: brak odpowiedniej siły przebojowej, słabą artylerię i brak środków czynnej obrony przeciwlotniczej, a także znaczne trudności w sprawnym zaopatrzeniu w żywność i amunicję szybko posuwających się oddziałów liniowych.

O ile siłę przebojową, według autora, dadzą kawalerii zmotoryzowane oddziały piechoty współdziałające z jednostkami pancernymi, które zostaną jej przydzielone bądź wejdą organicznie w skład wielkich jednostek, o tyle artyleria konna wymaga głębszych zmian, by nie być kulą u nogi szybko maszerującej kawalerii[25]. Stąd postulat częściowej motoryzacji artylerii konnej, a także przydział artylerii ciężkiej o ciągu motorowym. W szczegółach miało to wyglądać następująco[26]:

• Na szczeblu pułku:

–  4 wozy typu TK (tankietki) zamiast taczanek,

–  1 radiostacja zmotoryzowana na samochodzie,

–  4 motocykle w plutonie łączności,

–  1–2 półciężarówki do przewozu amunicji.

Co do reszty taboru, to tak jak dotychczas wozy o ciągu konnym oraz konie juczne do przewozu karabinów maszynowych, sprzętu łączności itp.

• Na szczeblu brygady:

–  wymiana dwóch z trzech baterii dywizjonu artylerii konnej na zmotoryzowane,

–  częściowa motoryzacja szwadronów łączności i pionierów,

–  zastąpienie połowy konnych kolumn amunicyjnych i żywnościowych samochodami półciężarowymi

• Na szczeblu Wielkiej Jednostki kawalerii (dywizji):

–  przydział dużej jednostki pancernej wraz ze zmotoryzowaną piechotą (motocykliści lub lekkie samochody),

–  przydział pułku artylerii ciężkiej o ciągu motorowym,

–  przydział ciężkich kolumn samochodowych.

Według tych założeń dywizja kawalerii byłaby swoistym konglomeratem złożonym z jednostek o nierzadko przeciwstawnym charakterze. Trudno sobie bowiem wyobrazić sprawne dowodzenie mieszanym motorowo-konnym dywizjonem artylerii towarzyszącej (bezpośredniego wsparcia) lub jak zgrać w czasie działania dużej jednostki (brygady) pancerno-motorowej z konnymi oddziałami. Z tych propozycji najbardziej sensowna wydaje się ta, mówiąca o posiadaniu przez dywizję kawalerii zmotoryzowanego pułku artylerii ciężkiej.

Tankietka TKS z nkm 20 mm (CAW)

W odpowiedzi rotmistrz Sławomir de Latour nie negując potrzeby tworzenia dużych jednostek pancernych, samą kawalerię pragnie wzmocnić pewną (niewielką) ilością broni zmotoryzowanej określając ją mianem oddziału broni pomocniczej dla dowódcy Wielkiej Jednostki kawalerii, przy czym proponowany skład to: 1 bateria zmotoryzowana artylerii ciężkiej, 2 kompanie cyklistów (jeszcze lepsi byliby motocykliści) i 1 kompania ckm, której km miałyby być umieszczone na taczankach motorowych[27]. Wzmocnienie na szczeblu pułku widzi w zwiększeniu ilości ckm, poprzez dodanie oprócz już istniejącego szwadronu ckm, drużyny (2 ckm) oraz plutonu artylerii konnej, zaś kwestie większej mobilności taborów poprzez stworzenie ruchliwego taboru bojowego, a to przez zastąpienie wozu amunicyjnego końmi jucznymi, a kuchnie polowe zmotoryzować. [...] Jedynym więc wyjątkiem na wkradnięcie się motoryzacji do kawalerii byłoby miejsce dla niej w kuchni polowej. Kuchnie obecne są za ciężkie i stanowią naprawdę kulę u nogi dowódcy[28].

Można się uśmiechać słuchając tych argumentów, zwłaszcza o wkradaniu się motoru do kawalerii, ale oto argumentacja i pomysły oficera, który zaniedługo stanie się jednym z najlepszych polskich dowódców jednostek pancernych. Mowa o generale Franciszku Skibińskim, który jako major dyplomowany tak pisał o kawalerii:

Ruchliwość jest podstawowym warunkiem racji życia kawalerii. Ruchliwość – to znaczy absolutna możność poruszania się po terenie, to jak największa lekkość taktyczna, to poczucie zupełnej niezależności od sieci dróg.

[...] Im niższy szczebel dowodzenia – tym bardziej powinien być niezależny od sieci dróg[29].

Przy tak sformułowanych założeniach motoryzacja według majora Skibińskiego miałaby objąć[30]:

4.  w pułku kawalerii – tylko środki łączności i broń ppanc.;

5.  w brygadzie (dywizji) – część szwadronu łączności, broń ppanc, część artylerii (zmotoryzowanie artylerii konnej możliwe dopiero po wyposażeniu kawalerii w organiczną pułkową artylerię towarzyszącą);

6.  w służbach: kolumny samochodów półciężarowych, kolumna samochodów sanitarnych;

7.  na szczeblu operacyjnym: większość środków saperskich i łączności oraz odwód dyspozycyjny złożony z większości środków transportowych.

Major dyplomowany Franciszek Skibiński we wrześniu 1939 roku był szefem sztabu pancerno-motorowej 10 Brygady Kawalerii.

Pisząc po raz kolejny o motoryzacji kawalerii pułkownik Machalski powtarza wszystkie swoje poprzednie założenia dotyczące przezbrojenia kawalerii na szczeblu pułku, brygady i dywizji, formułując jednocześnie podstawowe założenia operacyjno-taktyczne tego „mieszanego związku”:

[...] Kawaleria u nas pozostaje nadal „konnicą”, to jest bronią posługującą się koniem dla wykonania swoich zadań. Motoryzujemy tylko „częściowo” wszystko to, co dotychczas przeszkadzało wykorzystaniu w całej pełni jej szybkości, a więc karabiny maszynowe (taczanki), artylerię, bronie techniczne, służby i tabory, przy czym motoryzacja ta im bardziej się będzie odbywać na głębokich tyłach, tym będzie pełniejszą, stopniowo malejąc, im bardziej zbliżać się będzie do linii bojowej[31].

Zmodernizowanej i zmotoryzowanej w ten sposób wielkiej jednostce kawalerii będą przydzielane w celu wsparcia jej siły przebojowej i wzmocnienia siły ognia jednostki pancerne, w ilości zależnej od postawionych przed kawalerią zadań i możliwości technicznych. Jest to według autora rozważań wstępna motoryzacja, po której osiągnięciu stanie się dopiero możliwe rozpoczęcie rozważań nad możliwością całkowitego zastąpienia kawalerii bronią pancerną. Ale jak zaraz konkluduje: Na razie sprawa ta nie jest aktualna. Na ogół więc biorąc, przy obecnym stanie rzeczy, podstawą szybkości wszelkiej, na szerszą skalę zakrojonej akcji, będzie szybkość konia, a motoryzacja pojawiać się będzie raczej nie przed kawalerią, lecz za nią lub obok niej, wysuwając przed nią dopiero w krytycznym momencie oddziały pancerne, względnie pojedynczych szperaczy pancernych[32].

Pułkownik dyplomowany Aleksander Pragłowski w tym samym 1937 roku kreśli wizję przyszłościowego pułku kawalerii zmotoryzowanego w bardzo umiarkowanym stopniu: głównie łączność (częściowo), szwadron ckm (też częściowo), broń przeciwpancerna i elementy taborów. Znacznie ważniejszy jest postulat powiększenia siły żywej w szwadronach konnych i w szwadronie kolarzy do 150 żołnierzy gotowych do walki[33]. I tu również mamy nie tylko techniczne szczegóły motoryzacji, ale próbę szerszego spojrzenia na „rolę silnika w kawalerii”, o czym pułkownik Pragłowski pisał:

Jest on sprzętem pomocniczym, uzupełniającym, zastępującym konia tam, gdzie wykazuje nad koniem wyraźne przewagi. Wprowadzić go należy po to, aby zaoszczędzić konia, który jest najdoskonalszą bronią kawalerii i niezastąpionym wiernym towarzyszem broni.

W obecnej epoce, przy coraz to rosnących możliwościach szybkiego działania na ziemi i z powietrza, silnik powinien nade wszystko zastąpić konia w zakresie środków dowodzenia i łączności. W odniesieniu do potrzeb walki jest jasne, że kawaleria dawniejszego typu zyskuje na tym nadzwyczajnie, jeżeli zostaną jej przydane siły broni pancerno-motorowej jak: zmotoryzowane oddziały rozpoznawcze, czołgi, samochody pancerne, artyleria zmotoryzowana, ewentualnie zmotoryzowany oddział piechoty (baon strzelców).

A więc nie rewolucyjne skreślanie kawalerii konnej. [...] Natomiast ewolucyjne usprawnienie i spotęgowanie wartości bojowych kawalerii poprzez dodanie jej silników, jako broni pomocniczej i czynnika pociągowego[34].

Ułani na samochodzie ciężarowym Berliet. Zdjęcie wykonane podczas Święta Kawalerii w 1933 r. (NAC)

I wreszcie na koniec artykuł pod wielce znamiennym tytułem Przygotowanie nowoczesnej kawalerii do wojny pióra ppłk. dypl. Stefana Mossora z roku 1938. Autor jest za 4-pułkową dywizją kawalerii o względnie „czystym” charakterze konnym oddziałów walczących, natomiast dość silnie zmotoryzowanej w elementach pomocniczych i tyłowych[35]. Jest zwolennikiem łączenia jednostek konnych i zmotoryzowanych dopiero na szczeblu wielkich związków operacyjnych takich jak korpus czy armia.

By jednak taka czteropułkowa dywizja mogła w pełni realizować postawione przed nią zadania, musi zostać silnie wzmocniona przez różne elementy, do których należą:

• dwudywizjonowy pułk artylerii konnej, w którego składzie powinna się znajdować zmotoryzowana bateria haubic,

• zmotoryzowany batalion strzelców,

• szwadron (a jeszcze lepiej dywizjon) przeciwpancerny,

•  oddział pancerny do rozpoznania i pomocy w walce z bronią pancerną,

• pluton lotnictwa towarzyszącego,

• zmotoryzowana bateria przeciwlotnicza,

• szwadron pionierów (zmotoryzowany),

• zmotoryzowany pluton saperów,

•  częściowo zmotoryzowany (jeden pluton) szwadron łączności,

•  całkowicie zmotoryzowana kwatera główna (samochody terenowe),

•  częściowo konne, częściowo zmotoryzowane służby[36].

Sam pułk kawalerii nie wymaga większych zmian: dotychczasowe 4 szwadrony linowe, szwadron ckm, pluton łączności i pionierów oraz tabor bojowy tworzą według Mossora zespół wystarczająco silny i łatwy do dowodzenia. Postulowane jest tylko wzmocnienie siły ognia o 2 km niezależnie od pułkowego szwadronu ckm, a także posiadanie przez dywizję takiej ilości dział, by możliwe było wsparcie każdego pułku przez co najmniej dwie baterie[37].

Generalnie można powiedzieć, że wszystkie projekty zakładały wyższość formacji konnej nad zmotoryzowaną w trudnych warunkach terenowych. Podkreślano konieczność zachowania konnego charakteru kawalerii, lecz jednocześnie zdawano sobie sprawę, że czas tradycyjnych jednostek konnych powoli dobiega końca. Wyraźnie podkreślano konieczność wzmocnienia kawalerii bronią pancerną (początkowo są to samochody pancerne, później czołgi) zdolną nie tylko do rozpoznania, ale i do zwalczania analogicznej broni pancernej przeciwnika, a także znacznego nasycenia oddziałów kawalerii środkami obrony przeciwpancernej.

Wyjątkowo zgodnie wszyscy podkreślali potrzebę znacznego wzmocnienia artylerii konnej (większy kaliber dział i choć częściowa motoryzacja) na szczeblu wielkiej jednostki kawalerii, wielu zabierających głos w dyskusji oficerów postulowało dodanie zmotoryzowanego pułku artylerii ciężkiej. Jednocześnie widoczny jest konserwatyzm dyskutantów i wielkie przywiązanie do tradycji, bo czyż inaczej można odczytać wcześniej cytowane słowa pułkownika Aleksandra Pragłowskiego o koniu jako o wiernym i niezastąpionym towarzyszu broni. Można odnieść takie wrażenie, że na całej dyskusji o organizacji kawalerii zaważyła wojna 1920 roku i warunki panujące na wschodnim teatrze działań wojennych.

Jednak, jak to często bywa, projekty i zamierzenia sobie, a rzeczywistość sobie. W połowie lat dwudziestych przemianowano utworzone zaraz po wojnie Inspektoraty Jazdy na cztery dywizje kawalerii:

1 Dywizja Kawalerii z siedzibą dowództwa w Białymstoku,

2 Dywizja Kawalerii w Warszawie,

3 Dywizja Kawalerii w Poznaniu,

4 Dywizja Kawalerii we Lwowie[38].

Ostatecznie z tych wszystkich koncepcji i roszad organizacyjnych wyłoniły się na początku lat trzydziestych brygady kawalerii (BK) w składzie:

•  dowódca brygady ze sztabem,

• kwatera główna o zaprzęgu konnym,

•  3–4 pułki kawalerii,

• 1 batalion piechoty (strzelcy piesi),

• 1 dywizjon artylerii konnej (dak) złożony z 3–4 baterii po 4 armaty 75 mm każda,

• zmotoryzowany pluton przeciwlotniczy (2 armaty 40 mm plot.),

• dywizjon pancerny (1 szwadron samochodów pancernych 8 sztuk, 1 szwadron czołgów 13 sztuk),

• szwadron kolarzy,

• szwadron pionierów (część z nich miała plutony zmotoryzowane),

• szwadron łączności,

• 6 taborowych kolumn konnych[39].

W skład pułku kawalerii wchodziły:

• 4 szwadrony liniowe po 3 plutony (w każdym plutonie 1 rkm i 1 kb ppanc.),

• 1 szwadron ckm (12 sztuk),

• 1 szwadron kolarzy (1 rkm),

• 1 dwusekcyjny pluton pionierów,

• 1 pluton łączności,

• 1 szwadron gospodarczy,

• tabor konny pułku[40].

Na uzbrojenie w latach dwudziestych składały się: szable: francuskie, austriackie i rosyjskie (tzw. saszki); lance: austriackie (drewniane), francuskie, niemieckie i rosyjskie (metalowe); krótkie (kawaleryjskie) karabinki typu Mauser, Mannlicher, Berthier i Mosin; ręczne karabiny maszynowe typu Hotchkiss i Chauchat; ciężkie karabiny maszynowe: Maxim i Schwarzlose[41].

Kawalerzyści uzbrojeni m.in. w lance (CAW)

Jednak już pod koniec lat dwudziestych rozpoczęło się stopniowe przezbrajanie kawalerii. Wprowadzono zmodernizowany karabinek typu Mauser, nowoczesny rkm Browning wz. 28 i ciężki karabin maszynowy Browning wz. 30[42]. Do indywidualnego wyposażenia kawalerzystów zostały włączone ręczne granaty zaczepne i obronne, bagnety do karabinków i łopatki saperki. Szwoleżerowie, ułani i strzelcy konni otrzymali wprowadzone w latach 1937–1938 nowe szable tzw. polskie. Były to szable produkcji krajowej, doskonale wyważone i nadzwyczaj sieczne. Zewnętrznie szabla ta była naprawdę piękna[43] – tak polską szablę kawaleryjską wspomina porucznik Janusz Wielhorski. Polskiej produkcji była też lanca – lekka, całkowicie metalowa – w którą wyposażone były pułki szwoleżerów i ułanów. No i tu „kończą się żarty, a zaczynają schody”, jak mawiał pewien znany kawalerzysta Drugiej Rzeczpospolitej. Bo oto rozpaliła się dyskusja o tym, czy utrzymać lancę w kawalerii, czy też ją odrzucić. Warto ten spór choć skrótowo przybliżyć, daje bowiem wgląd nie tyle może w sam problem co w charakter dyskutantów. Argumenty jakie obie strony konfliktu używały, są wprost niesamowite, a namiętności i emocje rozpalone do białości.

Rozpoczyna całą sprawę artykuł porucznika 5 Pułku Strzelców Konnych Romana Gilewskiego z roku 1927 pod znamiennym tytułem W obronie lanc. Pan porucznik rozpoczyna od gorącego apelu, w którym głosi, że utrata lancy doprowadzić ma do upadku całą kawalerię polską:

Ratujmy więc kawalerię polską – źródła sławy i wielkości Rzeczpospolitej, przez tyle wieków szczyt marzeń państw obcych, przed ewentualnym odebraniem jej lanc. Bo wszak chodzi o rozbrojenie kawalerii z jej typowego uzbrojenia, tj. broni białej (lanca jest jakby ramieniem, a szabla palcem jeźdźca). [...] Oficerowie starsi, przeważnie z armii austriackiej, jak też nasi nauczyciele rzemiosła rycerskiego Francuzi, lekceważą lancę jako bezużyteczny drąg – przeżytek zawadzający tyko jeźdźcowi. [...] Nie oparła się też tej wydrwiwanej lancy ani znakomita piechota turecka, ani szwedzka. Wojny moskiewskie rozgrywała kawaleria (Kłuszyn). Lanca polska w czasach wojen Napoleona zabłysnęła legendarną sławą. W epoce karabinów maszynowych: Jazłów i Krechowce dużo mówią!

Doskonale wyćwiczona piechota niemiecka czy austriacka jak też i kawaleria bały się nie mniej białej broni – lancy. Nie słyszałem dotąd o grozie kawalerii austriackiej, która właściwie lanc nie miała; kawalerii francuskiej nie można brać pod uwagę, gdyż nie ona właściwie nie zdziałała na froncie zachodnim.

Walki polskiej kawalerii z Budiennym czy też z piechotą rosyjską, pokazały niezaprzeczalną wartość bojową lancy[44].

Dalej autor wymienia potencjalnych przeciwników Polski, czyli Rosję Sowiecką i Niemcy, które to armie przywróciły lance w swoich oddziałach kawalerii i wymienia zalety lancy w szarży i w pościgu, w obronie, w ataku na piechotę (łatwiej lancą sięgnąć leżącego piechura lub ukrytego w zgłębieniu terenu). Jest też mowa o wielkim wrażeniu, jakie czyni na piechocie szarżująca masa kawalerii najeżona lancami. W końcu sam jeździec z lancą w garści dobrze się czuje – lanca jest bronią wybitnie zaczepną, a jednocześnie zabezpieczającą przed ciosem przeciwnika[45].

Lanca ma same zalety i tylko trochę (według porucznika Gilewskiego) zawadza przy spieszaniu, przy marszach w nocy przez lasy, także przy długich przemarszach, gdy jeździec idąc obok konia musi ją nieść, ale przecież jest to jednak tak mały ciężar, a przy tym daleko wygodniejszy i mniej męczący jak karabin.[...] Lanca nie jest tylko niepotrzebnym balastem dla kawalerzysty, ułan polski kocha lancę, jako broń: daje mu ona zwycięstwo w boju, a uciechę na paradzie.

Lanca nigdy nie będzie przeżytkiem, pokąd istnieje kawaleria we właściwym rozumieniu tego rodzaju broni. [...] Źle się kończy to zawsze, kiedy jakiekolwiek bądź wojsko da się zahipnotyzować potęgą jakiegoś wynalazku technicznego lub chemicznego i bezkrytycznie przecenia jego znaczenie na polu bitwy, lekceważąc i zaniedbując stare, wypróbowane, niezawodne w pewnych okolicznościach środki walki. [...] Jakkolwiek olbrzymim będzie rozwój środków technicznych, to jednak kieruje nim zawsze człowiek, który ulega panice, znużeniu, błędom, a na te momenty czeka właśnie lanca kawalerzysty. [...] Lanca jest broną bardzo tanią, dającą się szybko i tanio produkować, a choć czasem miesiącami wozi ją ułan bez pożytku, czekając na sposobność szarży, to jednak lanca chleba nie jada, benzyny i smarów nie zużywa, a często sowicie opłaca się, siejąc w minucie takie spustoszenie, jakiego karabiny maszynowe nie dokonają przez długie miesiące. Czemuż więc mielibyśmy pozbywać się taniej, a tak dobrej broni?[46].

No właśnie, czemu?! Nie do przecenienia jest jeszcze aspekt moralny posiadania tak wspaniałej broni, wszyscy wszak wiedzą, że:

Broń biała, a w szczególności lanca, wyrabia w kawalerzyście ducha ofensywnego, śmiałość i odwagę, dążenie do walki wręcz. Lanca jest bronią wybitnie zaczepną; przez odebranie lanc i w ogóle lekceważenie białej broni kawaleria staje się dragonią – mija się więc z celem, gdyż piechotę teraz można przewieźć na samochodach. [...] Lancy ułan polski z dłoni chętnie nie wypuści! Ogień przygotowuje miesiącami zwycięstwo, lanca w minucie plon zbiera[47].

Jest w tej żarliwej obronie lancy wszystko: i odwołanie do wielkiej tradycji historycznej, i przekonanie o wyższości jazdy nad innymi rodzajami broni, są odwołania do niedawnych bitew i argumenty natury ekonomicznej, niezwykły wywód wyższości broni białej nad palną, no i oczywiście koronny argument odwołujący się do dumy narodowej. I tyko jedna rzecz jest zastanawiająca; otóż tym pełnym ognia obrońcą lancy jest oficer służący w pułku strzelców konnych, którzy jako jedyni w przeciwieństwie do szwoleżerów i ułanów nie mieli na swym wyposażeniu lancy.

Por. Adam Dąbrowski (CAW)

Po tej wypowiedzi na dziesięć bez mała lat zapadły wokół lancy cisza i spokój. W roku 1937 redakcja „Przeglądu Kawaleryjskiego” rozpoczęła na swoich łamach publikowanie artykułów będących głosami za lub przeciw utrzymaniu lancy na wyposażeniu kawalerii. Przez ponad rok przeciwnicy i zwolennicy białej broni kruszyli kopie (lance!) w słownym pojedynku, czy potrzebna jest lanca w kawalerii, czy też można ją odrzucić, oraz jak posiadanie, bądź brak, tej broni wpływa na zdolności operacyjne kawalerii, a przede wszystkim – jaki ma wpływ na stan ducha szwoleżera czy ułana. Rozpoczął ową dyskusję porucznik Adam Dąbrowski artykułem Uwagi o uzbrojeniu kawalerzysty. Wywody jego zaczynają się od charakterystyki wschodniego teatru działań wojennych, bowiem to właśnie tam kawaleria polska ma niewątpliwie duże możliwości walki na wskroś kawaleryjskiej, gdzie biała broń cieszyć się może niejednym powodzeniem[48].

Przeciwnik, z jakim przyjdzie walczyć, jest liczny i nastawiony agresywnie. Ponieważ osiągnięcie przewagi liczebnej jest bardzo trudne (jeśli nie niemożliwe), trzeba próbować w inny sposób znaleźć rozwiązanie. Trzeba uzbroić polskiego kawalerzystę w broń, która zniweluje przewagę liczebną wroga, a jemu samemu da zwycięstwo w boju, krótko mówiąc trzeba mu dać broń zaczepną, która już pokazała swoją niezwykłą skuteczność właśnie na wschodzie.

Bronią tą jest lanca, broń kolna, długa, lekka, łatwa w szkoleniu, dająca pewność siebie, a demoralizująca wroga. [...] Władanie lancą daje wiele brawury i rozmachu kawaleryjskiego, pewności na koniu i opanowania jazdy konnej, a pozbawienie możności pozbawienie tych cech u naszych młodych kawalerzystów nie wyjdzie im na dobre.

Czyli nie tylko broń niezwykle skuteczna w boju, ale też posiadająca korzystny wpływ na morale naszych, a negatywny na wroga. No i jeszcze ten dobroczynny, wręcz nieodzowny, wpływ na naukę jazdy konnej i co za tym idzie, na ogólną sprawność jeździecką „naszych młodych kawalerzystów”. W końcu autor przywołuje argument ostateczny, czyli odwołuje się do uznanych autorytetów: Wreszcie wartość bojowa lancy, jej efekt moralny podkreśla cały szereg wspomnień doświadczonych i poważnych autorów i uczestników wojny 1920 roku[49].

Dowódca 1 dywizji kawalerii z 1920 roku, generał dywizji Juliusz Rómmel dosłownie pisze:

Przechodząc do kwestii uzbrojenia, dziwi mnie wzmianka o tym, że u nas nie lubiano lanc. W rzeczywistości nie lubiano ich tyko w szwadronach marszowych, przybywających z Małopolski i Wielkopolski. Tłumaczę to sobie tym, że państwa centralne wsadziły swoją kawalerię podczas wojny światowej do okopów, gdzie lanca tylko zawadzała i dlatego byli rezerwiści fuss-ulanen i fuss-huzarem (pieszych, spieszonych ułanów i huzarów – przyp. autora) starali się jej pozbyć, natomiast już po pierwszych walkach nawet oni zbierali skrzętnie lance. Cała nasza przewaga nad budiennowcami polegała na tym, że my szukaliśmy walki wręcz, w której lanca jest nieoceniona, oni zaś zawsze jej uciekali. [...] A pułkownik inż. Zygmunt Podhorski pisząc niedawno o szarży 203 pułku ułanów pod Ciechanowem i omawiając przyczyny jej efektu, wyraźnie podkreśla: Lanca w dłoni Polaków, której nie posiadali Kozacy[50].

Niech więc umilkną ci, którzy nie zaznali prawdziwego boju, oto z wyżyn wiedzy praktycznej odezwały się głosy autorytetów, wybitnych znawców wojennego rzemiosła, praktyków, cóż wobec nich znaczą ci, którzy tej wiedzy nie posiadają, a chcą mimo to zmieniać uświęcone tradycją zwyczaje. A tak bardziej poważnie, autor poruszył również inną kwestię, a mianowicie uzbrojenie przynajmniej części szeregowych w pistolety, przy czym powinni je posiadać: obsługujący ckm, rkm i broń towarzyszącą, sekcyjni i dowódcy pocztów, koniowodni, woźnice taczanek i taborów[51].

Teraz dla równowagi dwa głosy krytyczne wobec broni białej, a w szczególności wobec lancy. Pierwszy, którego argumenty tu przytoczono, to rotmistrz Lubomir Packiewicz. Już na samym początku swej wypowiedzi stwierdza: Ograniczenie do rozważań nad użytecznością tylko lancy w uzbrojeniu naszego kawalerzysty uważam za patrzenie przez zbyt ciasne ramki na jego uzbrojenie oraz przypisywanie XX wieku zbyt dużej wartości tak bojowej jak i moralnej lancy z uszczerbkiem dla pozostałego oręża skutecznie używanego przez kawalerię świata[52].

Odżegnując się od jednoznacznego oceniania wartości lancy nie chce też jej zdecydowanie potępiać, odwołując się nie tylko do jej historycznych przewag, ale także do dokonań 1920 roku. Jednocześnie, co brzmiało wręcz obrazoburczo, pisał: [...] Przykłady 1920 roku nie mogą być brane zbyt dosłownie, gdyż nie zapominajmy o tym, że w tym czasie niejednokrotnie nasi ułani szli na front bez żadnego wyszkolenia, czego, mam nadzieję, w przyszłej wojnie nie będzie i to, co mogło podnosić ducha u przebranego w mundur rekruta ochotnika, może być zupełnie niepotrzebne u dobrze wyszkolonego żołnierza lub rezerwisty[53].

Rotmistrz Packiewicz uważał również, że brak lancy nie wpłynie ujemnie na „ofensywnego ducha” kawalerzysty, który będzie miał dobrego dowódcę. Lancy przeciwstawia szablę i to ona jest tą uniwersalną i najporęczniejszą bronią kawalerzysty, ponieważ jest nie tylko lżejsza i wygodniejsza w przewożeniu, ale także nie absorbuje sobą jeźdźca, poza tym nie przeszkadza przy spieszaniu i nie utrudnia ruchliwości koniowodów, ani też posuwania się w terenie pokrytym. Redukcji powinna ulec lanca, pomimo swych dawniejszych zasług i dużej przydatności w sporadycznych wypadkach[54].

Wspomina również o uzbrojeniu w pistolety pewnej części kawalerzystów, powtarzając właściwie argumenty i pomysły porucznika Dąbrowskiego, sprzeciwiając się jednak, by broń tę posiadali wszyscy, uzasadniając to w ten sposób: Uzbrojenie zaś ogółu kawalerzystów w pistolety nie wydaje się celowym, gdyż może to zabić w żołnierzu dążenie do bezpośredniego dopadnięcia wroga, by w walce wręcz na białą broń osiągnąć ostateczne zwycięstwo[55].

Głos drugi przeciw lancy to artykuł podporucznika Jerzego Kubina pod znamiennym tytułem Lanca czy pistolet? Już na samym początku autor kwestionuje zasadność szarży w szyku zwartym, w której to lanca jest niezbędna, a to przez charakterystykę współczesnego pola walki. Silne, zmotoryzowane i pancerne jednostki o dużej sile ognia wykluczają szarżę niemal zupełnie. Niczym swoiste memento brzmią słowa: [...] Kawaleria dziś będzie szarżować przeważnie w szykach luźnych i wtedy odpadnie znaczenie lancy; czasy żelaznej lawiny, która kopiami rozrywała czworoboki jazdy i piechoty, już się nie powtórzą. [...] Proponowałbym więc mimo tego, że przemawiają za nią karty historii wszystkich pułków kawalerii z ubiegłej wojny znieść ją z uzbrojenia naszego kawalerzysty[56].

Na miejsce lancy porucznik Kubin proponuje wprowadzić pistolet, w który należy wyposażyć wszystkich żołnierzy. Powinien być dużego kalibru (ponad 8 mm) i mieć długą lufę, która zapewni odpowiedni poziom celności, broń ta zwiększy siłę uderzenia (szarży), można ją będzie używać tak w szyku konnym, jak i pieszym. W porównaniu z lancą lub szablą, pistolet nie tylko zwiększy pewność siebie w walce wręcz zarówno konno, jak i w szyku pieszym, z przeważającym liczebnie przeciwnikiem, ale da też możliwość skutecznej i dużo efektywniejszej obrony w przypadku bliskiego zaskoczenia[57].

Na koniec, jakby uprzedzając niemal pewne zarzuty, napisał: Pozwoliłem sobie na wypowiedzenie tych paru uwag w dyskusji nad uzbrojeniem naszego kawalerzysty i wiem, że spotkam się z głosami sprzeciwu i zarzutami, że »jako oficer młody, który wojny nie widział«, występuję przeciwko lancy[58].

Prorocze zaiste słowa. Bo oto będziemy za chwilę świadkami obrony lancy, a jej zwolennicy wytaczają naprawdę ciężkie działa, zbijając argumentację przeciwników na historyczno-patriotyczną nutę.

Historia mówi, że lanca w ręku wytrawnego lansjera jest bronią znakomitą – vide Napoleon ze szwoleżerami, który nie obawiał się zastąpić karabinka lancą, której szlachta polska używała, i którą cudów dokonywała[59].

Szarża jest to wielkie święto dla każdego kawalerzysty... (CAW)

Tak rozpoczyna swą obroną lancy podporucznik rezerwy Stanisław Szczawiński kontynuując dalej w tym stylu: [...] Byłoby może zbyt nieroztropnym odsyłać lancę do muzeum dlatego tylko,że w ostatnich wojnach nie dostała się do rąk dość wyszkolonych lansjerów, tak samo jak byłoby nierozsądnym odsyłać do muzeum kawalerię, dlatego, że w wojnie światowej nie dostała się do rąk wodzów w stylu Sobieskiego lub Murata[60]. Mimo wszystkich wad lancy: nieporęczności w marszu, utrudnieniu i hamowaniu ruchów, ciężaru, opóźniania i utrudniania dosiadu, czy sięgania po karabin, powinna być ona, zdaniem autora, utrzymana, bo cóż tak