Nikt nie chce kończyć szczególnie tego, co piękne - powieść to życie jednym wielkim wspomnieniem, chwilami, które już nigdy nie powrócą - to retrospekcja utraconej młodości i miłości.
Lato na północy Włoch - codziennie słychać tu grę instrumentów i dźwięk przewracanych stron książek. Do śniadania podaje się tu sok z brzoskwiń, chodzi pływać, jeździ do małego miasteczka położonego nieopodal, a wieczorami pozwala się na muskanie skóry jeszcze ciepły powietrzem i śpiewem cykad. Jak co roku, do domu Perlmanów przyjeżdża gość, który zatrzymuje się u nich na wakacje w zamian za pomoc przy pracy profesora. Tego wieczoru, gdy taksówka zatrzymuje się przed domem, a espadryle spragnione są dojścia do celu po całym dniu podróży aż ze Stanów Zjednoczonych, życie zmienia się diametralnie dla ówcześnie siedemnastoletniego Elio Perlmana i dwudziestoczteroletniego Olivera.
My, czytelnicy żyjemy każdą myślą Elio i próbujemy rozgryźć niejednoznacznego Olivera - od zabawy w zalotne podchody, przez wylew namiętności na plenerze Moneta, ciągłe dystansowanie się i niepewność, wreszcie kilka magicznych i ostatnich zarazem dni w Rzymie. Styl pisania Acimana sprawia, że rozpływamy się niczym kostki lodu w lemoniadzie towarzyszące Elio przy transkrybowaniu muzyki w pełnym słońcu, zostawiając części siebie pomiędzy zdaniami. Nie możemy odwrócić oczu nawet w niekomfortowych momentach, żyjemy chwilami szczęścia a później opłakujemy to, co utracone - zupełnie tak, jak w życiu.
Ta historia coming of age skradła serca wielu czytelnikom nie tylko za sprawą pięknego romansu, ale także dzięki głębokim refleksjom i opisywaniu rzeczywistości tak barwnie, że po prostu jesteśmy tam - we Włoszech w roku 1983. Wydaje mi się, że po powieść tak chętnie sięgamy, ponieważ każdy z nas może się z nią w jakimś stopniu utożsamić. Z powieści można też wynieść cenną lekcję nieodcinania się od emocji nieważne jak trudnych, by później nie zostać emocjonalnym bankrutem. Piękna wizja miłości, w której jesteśmy w pełni sobą tylko z tą drugą osobą, chcemy być bardziej jak ta druga, lecz jednocześnie stajemy się najlepszą wersją siebie - taką, przy której z chęcią nazywamy partnera własnym imieniem (stąd tytuł Call me by your name - miłość naszym lustrem). Powieść zwraca także uwagę na kruchość życia i jego przemijalność - na końcu książki, gdzie jesteśmy już w teraźniejszości i wspominamy to pamiętne lato, wyczuwalny jest ból utraty tych wszystkich dni, które rzecz jasna już nigdy się nie powtórzą, ale to także śmierć wszystkich wizji i wyobrażeń.
Powieść zdecydowanie warta przeczytania - przenoszącą w magiczny, jednak tak rzeczywisty świat, napełniająca miłością, ale i znaczną ilością bólu i ogromem refleksji. Czytanie ?Tamtych dni, tamtych nocy? można porównać do medytacji czy zatapiania się. Nieważne, ile książek już przeczytałam - moje myśli wciąż krążą i wracają do tego samego dzieła - pięknej historii, którą śmiem twierdzić, że każdy przeżył lub przeżyje choć raz.
Opinia bierze udział w konkursie