Moskwa nie boi się krwi - Tomasz Turowski - ebook + książka

Moskwa nie boi się krwi ebook

Tomasz Turowski

3,4

Opis

Lata dziewięćdziesiąte XX wieku to czas upadku Związku Radzieckiego, to czas, kiedy prawo przestaje się liczyć, a zaczyna królować korupcja, przemoc i żądza szybkiego wzbogacenia się.

Sytuację tę próbuje wykorzystać Roman Polańczyk, inwestor z Funduszu Polsko-Amerykańskiego w Polsce. Interesuje się przemysłem drzewnym, szczególnie tą jego gałęzią, która obejmuje wyrób celulozy, potrzebnej armii do produkcji materiałów wybuchowych.

Później wchodzi na zakazane rewiry rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego, a konkretnie – lotniczego.

Do swego przedsięwzięcia Polańczyk werbuje Pawła. Nie wie, że ten jest nielegałem, który kiedyś służył wywiadowi PRL, a teraz należy do Urzędu Ochrony Państwa. Paweł domyśla się, że za Polańczykiem stoją siły mocarstwa zza oceanu.

Jednak Moskwa nie boi się krwi i nie zamierza bezczynnie patrzeć na obcych okradających Matkę Rosję.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 285

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,4 (10 ocen)
2
4
2
0
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Podziękowania

Jest wiele osób, którym w związku z powstaniem trylogii – Dżungla we krwi. Roślina świętej śmierci,Krwawiące serce Azji. Korzenie kalifatu i Moskwa nie boi się krwi. Szalone lata dziewięćdziesiąte – należą się słowa wdzięczności. Wymienię tylko kilka ze świadomością, że powinno ich być więcej.

Chciałbym podziękować mojej żonie, która stworzyła takie warunki w domu, aby pracy nad tekstem nie towarzyszyły żadne przeszkody, i która służyła pomocną radą.

Dziękuję córkom, wspierającym proces twórczy, a szczególnie starszej, która zaangażowała się w moje pisanie.

Dziękuję kolegom z „branży” i spoza niej, tym, którzy woleli zachować anonimowość, oraz tym, którzy otwarcie korygowali moje przeoczenia – znawcy problematyki wywiadowczej Janowi Lareckiemu oraz doświadczonemu publicyście Darkowi i pozostałym.

Za żmudny recenzencki trud Leszkowi Bugajskiemu i Pani Barbarze Dybowskiej stokrotnie dziękuję!

W końcu serdeczne wyrazy kieruję do tych, bez których w ogóle ten projekt autorski nie ujrzałby światła dziennego. Dziękuję Pani Bogumile Genczelewskiej i Panu Krzysztofowi, mecenasom z Wydawnictwa Melanż, tudzież redaktorom, korektorom i grafikom.

Dziękuję Panu Jackowi Kretowi z zespołu pop-rockowego Poparzeni Kawą Trzy i licznym nieznanym czytelnikom, których istnienie nadaje sens wszelkiej twórczości literackiej, a więc i mojej – ogromne dzięki.

Autor

Wszelkie podobieństwo osób, zbieżność nazwisk i nazw miejsc oraz wydarzeń jest efektem fabuły literackiej i przez to fikcyjne oraz w pełni przypadkowe.

Główny bohater:

Paweł – były oficer wywiadu PRL, następnie oficer wywiadu RP ze statusem „nielegała”; dyplomata.

Pozostali bohaterowiew porządku alfabetycznym:

Clapper James Junior – szef DIA (Defense Intelligence Agency), Agencji Wywiadowczej Departamentu Obrony w USA, w latach 1992–1995, aktualnie szef NI (National Intelligence), Wywiadu Narodowego USA.

Czernobylski Lew – moskwianin, towarzysz eskapad Polańczyka i Pawła w Rosji i Polsce, w której był kiedyś korespondentem TASS-u.

Dubrowski – prezes rosyjskiego Związku Przemysłowców.

Dubnin – generał w stanie spoczynku, szef moskiewskiej agencji ochrony Ałmaz (z ros. Diament).

Dubynin Wiktor Pietrowicz – jeden z dowódców Północnej Grupy Wojsk ZSRR stacjonujących w Polsce, szef bazy w Legnicy.

Frołow Arsienij – człowiek Siergieja Iwanowicza, pełniący rolę „słupa”, podstawionego, aby nabyć Lesoinwest.

Frołow – sędzia Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej.

Iwan – ochroniarz i powiernik Siergieja Iwanowicza.

Ładygin Fiodor – generał, szef GRU, Głównego Zarządu Wywiadowczego, w Rosji od sierpnia 1992 do 1997 roku.

Jawlinskaja Liubow Artiomowna – szefowa sekretariatu naczelnego dyrektora Zakładów Czernyszewa (gdzie produkowano samoloty bojowe), agentka GRU.

Michajłow Władlen – szef GRU, wywiadu wojskowego ZSRR, a następnie Rosji, w latach 1987–1991.

Morozow Aleksiej – pułkownik, naczelnik Pierwszego Zarządu GRU, wyspecjalizowany w problematyce europejskiej.

Polańczyk Roman – Amerykanin polskiego pochodzenia, dyrektor Funduszu Polsko-Amerykańskiego na rzecz rozwoju biznesu, specjalista do spraw restrukturyzacji, menedżer z USA i również oficer NMIC (National Maritime Intelligence Center), Wywiadu Marynarki Wojennej, a potem DIA.

Popałkow – zastępca dyrektora Lesoinwestu, rosyjskiego holdingu grupującego firmy z branży przemysłu drzewnego.

Sheafer Edward W. – admirał, szef NMIC USA w latach 1991–1994.

Siergiej Iwanowicz – mafijny boss Moskwy związany z GRU.

Soyster Harry – generał-porucznik, szef DIA w latach 1988–1991.

Starszak – major wywiadu w warszawskiej centrali UOP (Urzędu Ochrony Państwa).

Stewart Vincent R. – szef DIA od 23 stycznia 2015 roku.

Timochin Jewgienij – generał, szef GRU w latach 1991–1992.

Istotne miejsca i czas akcji:

[Polska]

Warszawa – połowa lat osiemdziesiątych, początek lat dziewięćdziesiątych XX wieku.

Legnica – baza Północnej Grupy Wojsk ZSRR w Polsce, początek lat dziewięćdziesiątych XX wieku.

[Rosja]

Moskwa – początek lat dziewięćdziesiątych XX wieku.

Twer – okolice, kombinat papierniczo-celulozowy przemysłu drzewnego, produkujący celulozę pirotechniczną, początek lat dziewięćdziesiątych XX wieku.

[USA]

Anacosta Bolling – baza wojskowa w Departamencie Kolumbia.

Waszyngton, DC – siedziba DIA i NMIC, lata dwutysięczne XXI wieku.

Filadelfia – siedziba General Electric, 2016 rok.

Ludziom Intelligence Community różnych państw, często z przeciwnych obozów, których zbiorowy trud pozwolił w dużej mierze zachować równowagę sił i pokój do dziś, zapobiegając globalnemu konfliktowi – książkę poświęca

Autor

Prolog

Nadchodził czas przeobrażeń. Nie tylko dla Pawła, który po latach pracy w terenie wracał do kraju jako nielegał wywiadu polskiego. Pod koniec 1985 roku każdy, kto posiadał wyostrzony słuch polityczny, łowił już odgłosy pierwszych kroków nadchodzących zmian. Konfrontacja między Związkiem Radzieckim i Stanami Zjednoczonymi w skali strategicznej i globalnej zmierzała ku końcowi, wskazując zdecydowanie na zwycięzcę. Był nim Ronald Reagan ze swą futurystyczną koncepcją „wojen gwiezdnych” i z prozaicznym wyścigiem zbrojeń, któremu gospodarka moskiewskiego imperium, zwanego przezeń „Imperium Zła”, nie była już w stanie podołać.

Zresztą i wewnątrz struktur politycznych radzieckiego kolosa dojrzewała świadomość, że bez korekt istniejącego systemu, choćby ewolucyjnych nie da się wyjść z wszechobejmującego stanu stagnacji. Ostatni z gerontokracji dożywali swych dni – Jurij Andropow i Konstatin Czernienko byli już tylko pasywnymi strażnikami masy upadłościowej. Ten pierwszy usiłował wycisnąć większą wydajność z nieefektywnej gospodarki państwa, ale nie mógł tego dokonać bez naruszenia status quo potężnego aparatu partyjnej biurokracji. Zresztą nie zdążył, bo zmarł w 1984 roku.

Wraz z przyjściem do władzy Michaiła Gorbaczowa w marcu 1985 roku i jego polityki jawności – głasnosti – w wymiarze politycznym gmach Związku Radzieckiego zaczął trzeszczeć w posadach. Gorbaczow po objęciu stanowiska sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego chciał wprawdzie doprowadzić do renesansu ZSRR, ale uruchomił proces, którego wkrótce nie był już w stanie kontrolować. Zrozumiał to za czasów swej prezydentury podczas apogeum pierestrojki zmieniającej częściowo struktury administracyjne kraju. Stanowisko objął 15 marca 1990 roku i wtedy było już za późno na zahamowanie biegu wydarzeń.

Wszystko to odbijało się głośnym echem w krajach radzieckiej strefy wpływów będących zarówno członkami Układu Warszawskiego, przeciwstawiającego się NATO, jak i członkami Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej (RWPG), usiłującej naśladować przynajmniej w części działania Wspólnoty Europejskiej. Aparaty władzy tak zwanych Demokracji Ludowych, stanowiących razem ZSRR, czyli „obóz socjalistyczny”, nie mogły pozostać obojętne na symptomy odwilży u suwerena.

U jednych wywoływało to strach i chęć przeciwstawiania się ewolucji systemu, u innych otwierało drogę nadziei i dążenie do pogłębiania tendencji odnowicielskich oraz niezależnościowych. Polska była największym i najswobodniejszym barakiem w obozie, w którym dojrzewała poważna opozycja polityczna, mimo że ciągle obowiązywały tam ograniczenia wynikające ze stanu wojennego. Po przerwanym 13 grudnia 1981 roku festiwalu wolnościowym Solidarności przez wprowadzenie stanu wojennego nastał dla opozycji czas ciężkiej próby, ale i autorefleksji.

Stan wojenny, zdaniem niektórych, był niepotrzebny, bo słabnący olbrzym radziecki nie mógł już interweniować, nawet gdyby opozycja przejęła gwałtownie władzę w Polsce. Zdaniem innych (a do nich należał i Paweł, orientujący się doskonale w nastrojach na szczytach władzy i Armii Radzieckiej) stan wojenny uratował Polskę przed krwawą łaźnią „bratniej pomocy”, do której szykowali się też Czesi, pamiętający udział Polski w interwencji u nich w 1968 roku, i Niemcy z NRD, twarda ostoja realnego socjalizmu. Zresztą ten spór historyczny, który nigdy się nie zakończy, chyba że nagle otworzą się naprawdę tajne archiwa rosyjskie, nie był dla Pawła najważniejszy.

Rozumiał, że dla dobra Polski konieczny jest prowadzący do głębokich przeobrażeń dialog władzy z jej oponentami. Ta świadomość, podzielana przez dużą część obozu rządzącego w Polsce, dojrzewała też w kręgach najbardziej odpowiedzialnych przywódców opozycji. Powoli obie strony zmieniały kurs z kolizyjnego na wymuszone okolicznościami porozumienie, prowadzące później do ustaleń Okrągłego Stołu i pierwszych, w znacznej mierze demokratycznych wyborów z 4 i 18 czerwca 1989 roku. W efekcie nastąpiło przekazanie realnej władzy ówczesnej opozycji. Tak to wyglądało z perspektywy lotu ptaka nad historią.

Ale Paweł musiał teraz podjąć wiele decyzji, radykalnie zmieniających jego sytuację osobistą. To była taka rewolucja w wymiarze jednostkowym. Epokowe przemeblowanie sceny politycznej doprowadziło do tego, że utracił miejsce pracy, które zdobył z trudem pięć lat wcześniej w prasie jednego z tak zwanych stronnictw sojuszniczych ówczesnego hegemona PZPR. Po prostu wraz z faktycznym zanikiem struktur organizacyjnych stronnictwa upadło też jego zaplecze medialne. Nie mógł liczyć na pomoc wywiadu, w którym pozytywnie przeszedł weryfikację. Właśnie ten pozytywny wynik ograniczał jego możliwości wyboru innej profesji, bowiem nadal pozostawał oficerem służb specjalnych. Na dodatek nie zmienił się jego status nielegała. Istniała niepisana zasada, że Centrala nie pomaga nielegałom w ich sprawach bytowych, aby ingerencjami nie spowodować niebezpieczeństwa dekonspiracji.

Na początku próbował szczęścia w sferze gospodarczej, ale operacje import-eksport na kierunku byłych republik ZSRR nie przyniosły spodziewanych wyników. Zaczął się rozglądać za czymś poważniejszym. Wtedy w krajobrazie gospodarczym Polski pojawił się Fundusz Polsko-Amerykański wspierający rozwój biznesu. Analizując tendencje rosnącego spontanicznie rynku polskiego, Paweł doszedł do wniosku, że warto zająć się poligrafią. A że był przyzwyczajony do precyzji działania, zaczął od biznesplanu, firmowanego za solidną opłatą w dewizach przez panią Bochenek z Izby Gospodarczej. Plan dotyczył zakładu poligraficznego o pełnym profilu, w technice druku offsetowego. Sercem projektu była najlepsza wówczas maszyna offsetowa heidelberg do druku kolorowego w sześciu barwach podstawowych. Wstępne przymiarki do ceny całości projektu wyniosły, bagatela, pół miliona dolarów, co dzisiaj jest dużą kwotą, a wtedy była zawrotną.

Nie posiadając takich pieniędzy, Paweł zastanawiał się, jak je pozyskać. Wówczas wpadła mu w oko informacja o amerykańskim funduszu. Pół miliona było maksymalną kwotą przyznawaną kredytobiorcom przez tę instytucję. I tu właśnie zaczyna się nasza historia.

1.

Paweł szedł w stronę Śródmieścia. Na chodnikach centrum stolicy tętnił wielobarwnym życiem ogromny bazar. Przekupnie zachwalali swój towar, często zwyczajny chłam, rozłożony na polowych, składanych łóżkach lub podobnych stolikach. Skręcił z Nowego Świata w Hibnera, kultową ulicę przedwojennej Warszawy, którą, mimo zmiany nazwy, wszyscy i tak nazywali Chmielną.

Po prawej stronie dojrzał tablicę, która informowała, że w tym właśnie budynku mieści się Fundusz Polsko-Amerykański. Wszedł schodami na pierwsze piętro. W sekretariacie wyjaśnił, co go tu sprowadza, i poprosił o spotkanie z kimś z kierownictwa. Po piętnastu minutach siedział już w gabinecie, przy biurku, naprzeciwko szefa Funduszu, który przeglądał z zaciekawieniem biznesplan proponowany przez Pawła. Natomiast on miał okazję przyjrzeć się uważnie swemu vis-à-vis.

Wysoki, szczupły, o inteligentnych oczach, stanowiących zwieńczenie pociągłej twarzy nad długim, ale nie za dużym nosem, podkreślonym cienką linią warg. Całość przykryta niesforną, czarną czupryną, tworzyła obraz budzący sympatię, chociaż wysunięty silnie podbródek sugerował, że za tą sympatyczną fasadą kryje się, pewnie nie zawsze sympatyczne, zdecydowanie. Kiedy szef Funduszu podniósł się ze swego fotela, Paweł mógł nareszcie w pełni docenić jego posturę. Ponad dwumetrowemu wzrostowi towarzyszyły nieskoordynowane ruchy szczudłowatych nóg i długich ramion, co dodatkowo stwarzało mylący obraz zagubionego we mgle, poczciwego drągala.

– Poznajmy się. Jestem Roman Polańczyk – powiedział nadwyraz czystą polszczyzną Amerykanin, wyciągając dłoń do Pawła. – Sądzę, że warto dać panu kredyt. Już na pierwszy rzut oka widać, że dobrze wycenił pan inwestycję, jej ryzyka i szanse rynkowe. Biznesplan jest zrobiony profesjonalnie. Przyznam, że zaciekawiła mnie też notka biograficzna, którą pan załączył. Ale o tym porozmawiamy przy innej okazji i w innym miejscu. Oto moja wizytówka, proszę zadzwonić w przyszłym tygodniu, a na pewno znajdę czas na spotkanie.

– Dziękuję bardzo. Z chęcią będę kontynuował rozmowę i nie tylko na tematy inwestycyjne. Do widzenia niebawem – podsumował rozmowę Paweł, dodając w myśli: „Cóż, zdaje się, że rybka połknęła przynętę, jest szansa na pozytywną decyzję w sprawie finansowania, ale otwierają się też inne perspektywy…”.

Na spotkanie w Funduszu Paweł przyszedł przygotowany. Nie były to jeszcze czasy bezwarunkowego serwilizmu i padania na kolana przed wielkim nowym bratem zza Atlantyku, co skutkowało później znacznym ubezwłasnowolnieniem polskiego wywiadu. Racjonalne podejście do zadań tej instytucji pozwoliło jej pierwszym szefom, działającym z nadania solidarnościowego, na w miarę niezależne działania. Było wśród nich też miejsce na dyskretne obserwowanie poczynań naszych sojuszników na terenie kraju.

Wiedział więc już dzięki informacjom Centrali UOP, że Polańczyk, Amerykanin z polskimi korzeniami, absolwent elitarnego Massachusetts Institute of Technology w dziedzinie elektroniki i ekonomii na Harwardzie, odbywał służbę wojskową w US Navy, Marynarce Wojennej USA. Tam też zapewne zwerbowali go przedstawiciele wywiadu wojskowego, od dawna przypatrujący się jego karierze i umiejętnościom. Co do tego punktu nie było absolutnej pewności, ale wiele ruchów Polańczyka na to wskazywało.

Istotnym symptomem jego przynależności do Intelligence Community były kontakty towarzyskie, które nawiązał w kierownictwie polskiego kontrwywiadu i duże zainteresowanie przekształceniami własnościowymi polskiego przemysłu stoczniowego, który – czego nie należy zapominać – dostarczył ponad czterysta jednostek bojowych i okrętów pomocniczych marynarkom Układu Warszawskiego.

„Ciekawe, na jaki fragment mojej biografii zwrócił uwagę? – zastanawiał się Paweł. Chyba nie na studia filozoficzne. Pewnie zaciekawił go długi passus dotyczący wszechstronnej znajomości spraw rosyjskich. Teraz jest piątek. Zadzwonię do niego za trzy dni, w poniedziałek, i zasugeruję termin spotkania najbliższy z możliwych, na przykład we wtorek. Jeśli zaakceptuje, to znaczy, że naprawdę przebiera nogami, aby dobiec do celu, żeby w jakiś sposób związać mnie ze sobą, a następnie wyciągnąć z tego zawodowe profity. Niebawem zobaczymy…”.

W poniedziałek, koło dziewiątej rano, Paweł wystukał na klawiaturze telefonu numer Polańczyka. Sekretarka w pierwszym profesjonalnym odruchu próbowała wyjaśnić, że szef jest bardzo zajęty i nie może przyjąć telefonu. Po tym jak Paweł zdecydowanie podkreślił, że to właśnie szef prosił go o telefon, pani broniąca – jak to zwykle dobre sekretarki – spokoju swego pracodawcy zmiękła. Aby zachować twarz, powiedziała:

– Sprawdzę, co da się zrobić. Proszę poczekać na linii.

Paweł śmiał się w duchu: „Teraz potrzyma mnie ze dwie minuty na kablu dla zasady. Ale później okaże się, że dzięki jej perswazji przełożony znalazł czas”. Nie pomylił się znacznie, bo po trzech długich minutach zdecydowanie już milszy głos panienki z sekretariatu oświadczył:

– Udało mi się jakoś przekonać pana dyrektora, żeby odebrał telefon. Już przełączam!

– Dziękuję pani serdecznie! – powiedział Paweł ze spontanicznie szczerym odcieniem wdzięczności w głosie, mimo że był pewny, że Polańczyk od razu i bez „protekcji” wyraził zgodę na rozmowę. Ale rozsądek i doświadczenie nakazuje budować dobre relacje, szczególnie z sekretarkami.

– Witam – zabrzmiał głos w słuchawce. – Dobrze, że pan dzwoni. Jutro mam trochę luźniejszy dzień. Jeśli panu to odpowiada, proponuję lunch o wpół do drugiej w orientalnej restauracji w Marriotcie.

„Może się trochę pokryguję, ale oczywiście przyjmę zaproszenie” – pomyślał Paweł i powiedział:

– Dziękuję, spojrzę w agendę, czy nie ma jakiejś kolizji terminów. – Dał poczekać chwilę rozmówcy (oczywiście żadnego kalendarza nie wertował) i ciągnął dalej: – Mam tu wprawdzie spotkanie o czternastej, ale postaram się przenieść je na inny dzień. Jesteśmy więc umówieni!

– Okej. Proszę zarezerwować sobie przynajmniej półtorej do dwóch godzin. Do zobaczenia!

– Do zobaczenia! – Stuknęła odkładana z drugiej strony słuchawka.

„No, no – skwitował w duchu Paweł. Nie musiałem nawet prosić o termin spotkania. W dodatku tyle czasu na prosty lunch! Wygląda to raczej na długą biesiadę. Coś czuję, że kolega wyczuł wiatr ze wschodu. Gotów jestem założyć się ze sobą i w razie wygranej postawić sobie butelkę dobrego wina za to, że będzie mowa o moich kontaktach moskiewskich. No i przy okazji, może klepnął mi projekt i kredyt. W Centrali się ucieszą, bo cały ten pomysł gospodarczy to przecież ich inicjatywa, nadzieja na zdobycie pozabudżetowych funduszy na operacje specjalne. Trzeba się będzie dobrze na ten lunch przygotować…”.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Wydawnictwo Melanż poleca:

BIOGRAFIE

Piotr SzaramaJerzy Kulej. W cieniu podium

Grażyna BiskupskaSkorpion z wydziału terroru

Stanisław MikulskiNiechętnie o sobie

Emil KarewiczMoje trzy po trzy

Lidia GrychtołównaW metropoliach świata. Kartki z pamiętnika

* * *

Dorota KowalskaBarbara Piwnik w rozmowie z Dorotą Kowalską

Iwona SulikByłam rzecznikiem rządu

Krystyna GucewiczJeszcze wczoraj miałam raka

POWIEŚCI

Krzysztof BeśkaRikszą do nieba

Krzysztof BeśkaAutoportret z samowarem

Alina LużyńskaŁza przeszłości

Paweł OksanowiczBiuro Spełniania Marzeń

Halina Teresa GodeckaCelestyna

Halina Teresa GodeckaMichasia

Marta Kijańska(Nie)winna

Tomasz TurowskiMoskwa nie boi się krwi

Tomasz TurowskiKrwawiące serce Azji

Tomasz TurowskiDżungla we krwi

DZIENNIK

Janusz DrzewuckiŻycie w biegu. O ludziach, miejscach, literaturze, piłce nożnej, maratonach i całej reszcie

HISTORIA

Jacek M. Kowalski, Robert J. Kudelski, Robert SulikLista Grundmanna. Tajemnice skarbów Dolnego Śląska

Sławomir Bogacki, Robert J. KudelskiTajemnice wydobyte z jeziora

KRYMINAŁY

Alek RogozińskiMorderstwo na Korfu

Alek RogozińskiUkochany z piekła rodem

Paweł OksanowiczKra Kra krakowski kryminał

OPOWIADANIA

Literacki MELANŻ z Pragi

POEZJA

Stan BorysDaleko donikąd

Krystyna GucewiczWtorek z kremem waniliowym

Marta KijańskaNigdy zawsze

Marta KijańskaOkno życia

DRAMAT

Hamlet (w przekładzie Ryszarda Długołęckiego)

ALBUM FOTOGRAFICZNY

Maciej BillewiczO Czesławie Miłoszu mniej znanym

PORADNIK KULINARNY

Anna Popek, Magdalena M. KrupaSiostry gotują

Zapraszamy na stronę www.melanz.com.pl

Projekt okładkiVavoq (Wojciech Wawoczny)

Zdjęcie wykorzystane na okładce © by Shutterstock/kirillov alexey

Redakcja i korektaPaweł Wielopolski

Skład i łamanieAkant

Tekst © Copyright by Tomasz Turowski, Warszawa 2016 © Copyright for this edition by Melanż, Warszawa 2016

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana jako źródło danych i przekazywana w jakiejkolwiek elektronicznej, mechanicznej, fotograficznej lub innej formie zapisu bez pisemnej zgody posiadacza praw.

ISBN 978-83-64378-42-3 Warszawa 2016 Wydanie I

Melanż ul. Rajskich Ptaków 50, 02-816 Warszawa +48 602 293 [email protected]

www.melanz.com.pl

Skład wersji [email protected]