(Nie)Sława - Kasia Magiera - ebook + książka

(Nie)Sława ebook

Kasia Magiera

4,0

Opis

W Krakowie właśnie rozpoczyna się coroczny zjazd celebrytów. Zaproszeni na niego zostali wszyscy ludzie z pierwszych stron plotkarskich gazet. Przybyli, aby pysznie się bawić. Jednak te plany już na starcie zostają zachwiane, gdyż we własnym mieszkaniu, w bliskim sąsiedztwie hotelu, gdzie mieszkają zaproszeni na zjazd celebryci, zostaje znalezione ciało jednej z najbardziej opiniotwórczych dziennikarek show-biznesu. To ona, niczym sędzia Sądu Najwyższego, wydawała ostateczne wyroki, kto zostanie gwiazdą, a kto nie ma szans na spektakularną karierę. Nie ma wątpliwości, że została zamordowana w dziwny i nietypowy sposób.

Doświadczona komisarz Gwiazdowska i młody aspirant Winnicki rozpoczynają dochodzenie w zupełnie im obcym i nieprzyjaznym świecie. Kłamstwa i manipulacje są tu na porządku dziennym. Nikt nie mówi prawdy o sobie. Każdy z celebrytów coś ukrywa, a co najważniejsze – każdy miał motyw, aby się pozbyć znanej dziennikarki.

Czy Gwiazdowska i Winnicki będą umieli dostrzec, gdzie zaczyna się, a gdzie kończy gra każdego z podejrzanych? Czy uda im się dojść prawdy i złapać mordercę? Czy znajdzie się ktoś, kto pomoże im zrozumieć, jak funkcjonuje świat show-biznesu?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 509

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (159 ocen)
63
51
32
12
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Tymon1

Nie oderwiesz się od lektury

świetna ksiazka trzyma w napięciu do samego konca
00
bachasd

Całkiem niezła

Niezła, całkiem dobrze się czyta, tylko dlaczego jest tak dużo literówek. Ktoś robił korektę?
00
bozenasup

Z braku laku…

Moje pierwsze spotkanie z autorką i niestety rozczarowanie. Liczyłam na niezły kryminał, który oderwie mnie od rzeczywistości. Niestety "(Nie)sława" to lektura nużąca. Po dobrym początku było już tylko niemrawo i dość nudno. Cała książka to żmudne i niewiele wnoszące do sprawy przesłuchiwania świadków. Brak mi suspensu, tajemnicy, elementów zaskoczenia. Słabe to było. Mam nadzieję, że następne książki autorki są o niebo lepsze.
00

Popularność




Popularność jest karą, która wygląda jak nagroda.

Prolog  Od Autora

Szanowny Czytelniku,

książka, którą właśnie trzymasz w ręce, jest o sławie, popularności i pieniądzach. Jak również o tym, co człowiek jest w stanie zrobić, aby to w życiu osiągnąć.

Zapewne już teraz, po tym pierwszym zdaniu, zastanawiasz się, co Markowska może napisać nowego, przecież głównie mówi o ludziach znanych i bogatych. Jednak tym razem zaskoczę Cię, bo nie będę pisać o cenionych i utalentowanych osobowościach. W tej książce zamierzam pisać o innym typie ludzi znanych z mediów. O tych, którzy cieszą się tanim, brukowym rozgłosem. Bowiem ich rzekoma wyjątkowość, którą mamią siebie i innych, jest tylko iluzją. Planuję zdemaskować zakłamanie i oszustwo wizerunkowe ludzi z pierwszych stron gazet. Zamierzam powiedzieć: stop próżności i gloryfikowaniu ludzi, którzy sprzedadzą siebie za flakonik markowych perfum.

Chciałabym pokazać Ci, Czytelniku, że ludzie, których widzisz na co dzień w telewizji, w gazetach czy na portalach internetowych i społecznościowych, nie są tymi, za których się podają.

Od dwudziestu pięciu lat pracuję w środowisku tak zwanego show-biznesu. Często mówię i piszę o ludziach, których znasz z mediów. Ale są to półprawdy, to jest bańka mydlana, którą na łamach mojej książki postanowiłam przebić. Dłużej już nie mogę przymykać oczu na kłamstwa, rozpustę i niegodziwości, które mają miejsce w świecie celebrytów. W show-biznesie są ludzie, którzy nie zasługują na uwielbienie i blichtr. Postanowiłam napisać tę książkę, ponieważ coraz więcej próżniaczych egocentryków pojawia się w moim zawodowym otoczeniu. Mam już tego dość. Na bycie prawdziwą gwiazdą człowiek powinien sobie zasłużyć pracą i talentem, a nie pokazywaniem coraz bardziej intymnych fragmentów swojego życia.

Na łamach tejże książki, być może mojej ostatniej, poznasz prawdę, która Cię zaskoczy, a i zapewne zmieni życie niektórych jej bohaterów.

Do tej pory ci, o których pisałam i mówiłam, byli z tego zadowoleni, gdyż moja opinia dodawała rozgłosu, a co za tym idzie, nakręcała spiralę intratnych ofert. Tym razem bohaterowie mogą nie być zadowoleni ze sławy, którą otrzymają wraz z wydaniem mojej książki. Każde kłamstwo ma granice, nawet w świecie show-biznesu.

Zacznę od cytatów, które pozwolą zrozumieć, kim są owi celebryci:

„Celebryta: osoba znana z tego, że jest znana (nieważne jest to, z czego – z jakich umiejętności, uzdolnień – lub z jakiego powodu jest znana)”.

Daniel Boorstin

„Zanurzeni po uszy w swojej nieprzeciętnej przeciętności, ludzie w blasku cudzej sławy szukają ujścia dla potrzeby potwierdzenia przed samym sobą swojej własnej indywidualności”.

Wiesław Godzic

Celebryta jest figurantem: nie musi niczego dokonać, aby o nim mówiono, aby nim się interesowano; „wystarczy być”. Wystarczy, że zdoła sam zwrócić na siebie uwagę albo wyciągnie korzyść z sytuacji, gdy został wybrany na obiekt powszechnej uwagi.

Rodzaje celebrytów:

Autopasożyt– odcina kupony od dawnych dokonań – zasług, osiągnięć, wcześniej zyskanej sławy, jednak spowodowanej jakimiś dokonaniami.

Pasożyt– żeruje na związkach z innymi (tu: znajomi i bliscy sławnych ludzi, ale także – ich rywale, krytycy, demaskatorzy, przeciwnicy, zyskujący na znaczeniu przez atak na ważne, wpływowe osoby).

Są też i tacy, którzy nie mają żadnego dorobku, a jednak ich znamy. Prowadzą blogi o modzie, testują na sobie kosmetyki przed kamerką internetową, tworzą własne fanpage’e na Facebooku i określają siebie statusem gwiazd albo, co gorsza, „artystów”.

To, o czym celebryta musi pamiętać i najbardziej go to stresuje, to to, że jego status nie jest dany raz na zawsze. Żeby pozostać celebrytą na świeczniku, nie wystarczy raz zaistnieć, ale trzeba cały czas walczyć o to miejsce. Bohaterowie w mojej książce uciekają się do różnych metod, aby podtrzymać zainteresowanie. Opisuję tu rozmaitych oszustów show-biznesu i na ich przykładzie pokazuję, jak tanim kosztem można osiągnąć popularność oraz prowadzić bogate i ekscytujące życie.

Moja książka uświadomi Ci, że bycie celebrytą oznacza wyzbycie się siebie i bycie ciągle kimś innym. Kimś, kogo ludzie chcą oglądać.

Bycie celebrytą, o którym każdego dnia piszą gazety czy najpopularniejsze plotkarskie portale, oznacza nieustanną grę, również z samym sobą.

Jestem przekonana, że moja książka pozwoli Ci zrozumieć, że wielu z tych, których uważasz za ludzi wyjątkowych, tak naprawdę to beztalencia, banda próżniaków i frustratów, których otacza mrok, samotność i pustka.

Na moich bohaterów wybrałam tych spośród wielu bezproduktywnych celebrytów, którzy wydali mi się najbardziej zakłamani w swoim udawanym życiu.

Na własne życzenie stali się ofiarami mojej książki, gdyż żyją w kłamstwie i mamią nim rzeszę odbiorów. Ludzie chcieliby być jak oni, żyć jak oni, ale tylko dlatego, że nie znają prawdy.

Każdego dnia zwykłych ludzi zarzuca się nadmierną ilością wiadomości o wyjątkowości życia tych egoistycznych narcyzów. Ludzie złorzeczą na swoją dolę i dręczą się, bo ich życie nie jest tak samo ekscytujące jak tych, na których patrzą codziennie w telewizji. Mają siebie za nieudaczników, a niepotrzebnie, bo są bezwiednie manipulowani!

W moim programie „W korcu maku” wiele razy starałam się podkreślać i uwypuklać głupotę, naiwność oraz powierzchowność życia celebrytów, ale jeszcze nigdy nie powiedziałam aż tyle co w tej książce. Pierwszy raz mówię całą prawdę, bez owijania w bawełnę i bez dyplomacji. Zaszkodzić sobie nie mogę, ale mogę ostrzec ludzi przed prymitywną manipulacją, przed ekscytowaniem się próżnymi celebrytami. Przekonasz się, Czytelniku, jak marna egzystencja i wiele kompleksów kryje się pod grubą warstwą makijażu, czerwonym dywanem i sztucznym blaskiem świateł.

Pamiętaj, Czytelniku, i Ty, Celebryto, że światła jupiterów kiedyś zgasną, czerwony dywan zostanie zwinięty, a wtedy pozostanie pustka. Większość jałowych gwiazd nie umie jej przetrwać na trzeźwo, ponieważ przywykli do fikcyjnego gwaru, hałasu i szumu wokół swojej osoby.

Alkoholicy, zdrajcy, kłamcy, seksoholicy, szantażyści – oto kim są ludzie, którzy patrzą na Ciebie z witryny kiosku z gazetami.

Oto ich prawdziwe historie, oto prawda o życiu „wybranych”.

Życzę miłej lektury

Maria Magdalena Markowska

Dzień 1.

– Natalia, pozwól na chwilę. – zawołał przez uchylone drzwi naczelnik Stefan Wróblewski. – Mam dwie pilne sprawy.

– Tak jest. – Bez ociągania wstała zza biurka i weszła do jego gabinetu.

– Zamknij drzwi i usiądź – poprosił.

Kiedy odwróciła się do wejścia, doszły ją odgłosy pogwizdywania kolegów, z którymi jeszcze chwilę temu siedziała we wspólnym pokoju.

Komisarz Natalia Gwiazdowska, atrakcyjna brunetka po czterdziestce, przyzwyczaiła się już do tego dziecinnego zachowania. Była jedną z nielicznych kobiet w wydziale i ciągle walczyła ze stereotypami. Mimo że pracowała w krymie od ponad dziesięciu lat, to nadal musiała starać się o to, aby koledzy z wydziału nie traktowali jej jak ładnego dodatku, który potrafi tylko parzyć kawę.

Ale mimo złośliwych zaczepek szanowali ją, bo była konkretna i precyzyjna. Miała instynkt, którego wielu mogło jej pozazdrościć. Z reguły męski zespół cenił jej rzetelność i dystans do żartów w jej kierunku. Jednak bywały chwile, gdy w kolegach włączał się pierwotny instynkt. Za wszelką cenę chcieli pokazać jej, że znajduje się w ich męskim świecie. Zdarzało się to zwykle wtedy, gdy osiągała lepsze rezultaty dochodzeniowe niż oni.

*

Natalia, wybierając ten wydział, obiecała sobie, że zawsze będzie mówić prosto z mostu. Nie lubiła niedopowiedzeń czy dwuznacznych sytuacji. Od dzieciństwa obcowała z tym światem, więc wiedziała, jakimi regułami się rządzi. Nauczyła się w nim żyć tak, aby słowa innych jej nie irytowały. Lubiła swoją pracę i to było dla niej najważniejsze.

Nie uważała się za wyjątkowo piękną, ponieważ sprawa wyglądu była dla niej drugorzędna. Choć nigdy nie cierpiała na brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej. Niewątpliwie była atrakcyjna – wysoka, szczupła, proporcjonalna w każdym aspekcie sylwetki. Twarz miała naturalnie ładną. Od lat nosiła długie włosy do pasa. Wielu zapewne widziałoby ją na wybiegu, a nie w wydziale kryminalnym, chodzącą między trupami. Dbała o to, aby zawsze wyglądać odpowiednio. Z racji wykonywanego zawodu nauczyła się ubierać klasycznie tak, aby swoim strojem nie odciągać uwagi od ważniejszych spraw. Wtedy czuła się dobrze i na miejscu.

Usiadła na krześle naprzeciwko naczelnika i czekała na informacje. Wróblewski, zanim się odezwał, odchrząknął.

– Po pierwsze: właśnie dostaliśmy informację, że znaleziono ciało kobiety w mieszkaniu w centrum miasta. Została zamordowana. – Spojrzał na nią znad grubych szkieł okularów. – Sprawa jest o tyle wyjątkowa, że podobno była ona znaną dziennikarką. Nazywała się Maria Magdalena Markowska.

Natalia wzruszyła ramionami. Nie miała pojęcia, o kim mówi naczelnik.

– Nie oglądam telewizji – kontynuował – więc to nazwisko też mi nic nie mówi. Ale wyczytałem w internecie, że była popularna. Dlatego możecie spodziewać się dużego zainteresowania mediów. Musicie być przygotowani, że dziennikarze będą wam patrzeć na ręce. Będą nieustannie was pytać i sprawdzać. Będą naciski, aby jak najszybciej rozwiązać tę sprawę – mówił jakby na jednym oddechu, a Gwiazdowska milczała. Nie miała w zwyczaju nikomu przerywać, a tym bardziej przełożonemu. – Przydzieliłem tę sprawę tobie, gdyż wiem, że nie narobisz bałaganu i nie doprowadzisz do tego, że szmatławce każdego dnia będą pisać o naszej nieudolności. Będą od nas oczekiwać, że będziemy działać jak Borewicz, który w godzinę rozwiązuje zagadkę. Ty umiesz wyważyć każde słowo i masz dobry kontakt z ludźmi.

– Dziękuję, panie naczelniku, ale jednego nie rozumiem.

– Mianowicie?

– Dlaczego ciągle używa pan liczby mnogiej? Pracuję sama i dobrze mi z tym.

– No tak i to jest ta druga sprawa… – Na chwilę zawiesił głos. Natalia spojrzała na niego z zaciekawieniem. – Przydzieliłem ci partnera.

– Słucham? – Uniosła brwi.

– To młody człowiek. Gruntownie wykształcony – wyjaśnił Wróblewski. – Jestem pewien, że zarówno ty go czegoś nauczysz, jak i on ciebie.

– Ale… To kara? Daje mi pan obserwatora? – zapytała ze zdenerwowaniem.

– Nie, to wsparcie. Po ostatnich wydarzeniach przyda ci się pomocna dłoń – wyjaśnił.

– Pieprzenie! Od tamtych wydarzeń minęło sporo czasu.

– Szczerze mówiąc – przerwał jej – przydzieliłem go tobie, bo chciałem mieć pewność, że chłopak nie wymięknie po tygodniu. Sama wiesz, jak tu jest, a on jest nam potrzebny.

Natalia odezwała się dopiero po chwili:

– To konieczne? Dobrze pan wie, że umiem pracować sama, mam dużą wykrywalność, skuteczność, bo nikt nie truje mi za uszami. W czasie prowadzenia śledztwa o morderstwo nie ma czasu na to, aby kogoś trzymać za rękę. Mówił pan, że media będą patrzeć nam na ręce, to po co do takiej sprawy dawać świeżaka?

– Właśnie dlatego, że będzie medialna, a przez to będzie trudna zwłaszcza dla ciebie. Potrzebujemy tego chłopaka – powtórzył. – Ma doskonałe referencje i wiedzę. Jesteś świetną policjantką, ale nowinki w kryminalistyce cię mało obchodzą. A twój nowy partner to już inne pokolenie. Wasza współpraca to będzie obopólna korzyść.

Ponownie nastąpiła cisza. Natalia przez chwilę analizowała słowa przełożonego. Była pewna, że dostała partnera, bo naczelnik nie był jej ciągle pewien. Ostatnie dwa lata były dla niej trudne. Próbowała normalnie funkcjonować, ale miewała chwile zwątpienia i on o tym wiedział, choć starał się tego nie komentować. Robił, co mógł, aby ułatwić jej powrót do codzienności, za co była mu wdzięczna, ale i ją to wkurzało. Nie potrzebowała niańki, tylko nowej sprawy, która wrzuciłaby ją w nurt pracy, którą lubiła.

– Jeśli nie będzie pieprzył pracy – odezwała się z rezygnacją – i nie będzie kulą u nogi, to może przeżyję. – Wiedziała, że nie może się postawić naczelnikowi. Mimo świetnych efektów i wyników w pracy była na cenzurowanym. Miała na swoim koncie jedną dużą spapraną sprawę, która się za nią ciągnęła. Naczelnik też chciał chronić swój tyłek, więc w obecnej sytuacji nie mogła stawiać warunków.

– Myślę, że się polubicie – odpowiedział Wróblewski wyraźnie zadowolony. – Chłopak jest kreatywny, inteligentny i zdobył wysokie noty na szkoleniach w Ameryce, więc na sto procent nie jest leszczem.

– Oby się faktycznie przydał. – Machnęła ręką. – Mogę już zabrać się za pracę, skoro mamy trupa ważnej persony? – Wstała z krzesła i ruszyła w stronę drzwi.

– Chwila. – Zatrzymał ją. – Chcę ci jeszcze przedstawić nowego partnera.

– Już teraz? – zapytała zniecierpliwiona.

– Tak, już teraz. Chcę, aby wszedł w tę sprawę razem z tobą – odpowiedział stanowczo i zawołał w stronę drzwi: – Marcin, wejdź, proszę!

W progu gabinetu stanął chłopak o zaskakująco młodej twarzy i błękitnych, przenikliwych oczach. Blond włosy z nieregularnymi kosmykami opadały mu na czoło. Na pierwszy rzut oka wydawał się Natalii za młody do tej roboty. Od razu pomyślała o swoim kilkunastoletnim synu, Tomaszu. Nowy partner wyglądał tak, jakby dopiero skończył szkołę.

– Marcin, poznaj chlubę naszego wydziału – odezwał się z dumą naczelnik. – To jest komisarz Natalia Gwiazdowska, zwaną przez nas Gwiazdą. – Uśmiechnął się do Natalii. Ona w nienaturalny sposób odwzajemniła ten uśmiech. – Natalio, przedstawiam ci aspiranta Marcina Winnickiego. Ma o wiele większe doświadczenie, niż się wydaje. A co najważniejsze, posiada wiedzę, której nikt w naszym wydziale jeszcze nie ma.

– Dziękuję za miłe słowa. – Chłopak skłonił głową i wyciągnął rękę do Natalii. – Czuję się wyróżniony, że będę z panią pracować. Wiele dobrego o pani słyszałem.

– Mów do mnie po imieniu lub Gwiazda. – Mocno uścisnęła jego dłoń. – Mam nadzieję, że to, co mówił pan naczelnik na twój temat, to prawda.

Wróblewski teatralnie klasnął w dłonie i uśmiechnął się szeroko.

– Najlepiej poznaje się w trakcie pracy – powiedział. – Dlatego ruszajcie na oględziny sławnego trupa. Wszystkie szczegóły i adres ma Wiola z dyspozytorni.

– Tak jest – odpowiedzieli równocześnie.

*

Po wyjściu z gabinetu naczelnika Natalia sięgnęła po marynarkę, która wisiała na oparciu krzesła przy biurku, gdzie jeszcze chwilę temu beztrosko pracowała, i ruszyła do drzwi. Winnicki bez słowa podążył za nią.

Wychodząc z biura, usłyszała dogadywanki kolegów. Nie zamierzała się zatrzymywać i tego komentować. Nie odwracając się za siebie, podniosła rękę i wyciągnęła środkowy palec.

Na korytarzu odwróciła się do nowego partnera. Chciała wybadać, czego może się po nim spodziewać.

– Byłeś kiedyś na miejscu zbrodni? – zapytała.

– Tak, wiele razy – odpowiedział pewnie ku jej zaskoczeniu. – Kiedy studiowałem prawo, bywałem z moim profesorem na miejscach zbrodni. Jest prokuratorem. Mówił, że widzi we mnie śledczy potencjał, więc chciał, abym nauczył się jak najwięcej. Zawsze powtarzał: „nigdy nie dowiesz się tyle, ile z autopsji. Nawet kiedy się porzygasz, to w słusznej sprawie”. Uczestniczyłem w wielu oględzinach, więc nie musisz się obawiać, że narobię ci wstydu.

– Świetnie – skomentowała i pomyślała, że może nie będzie tak źle.

*

Po kilku minutach weszli do dyspozytorni.

– Cześć Wiola – odezwała się Natalia do drobnej, młodej blondynki. – Wróbel powiedział, że masz dla nas adres tej zamordowanej dziennikarki.

– Pani jak zawsze konkretna. – Dziewczyna uśmiechnęła się miło. – Mam wszystko. Wydrukowałam też informacje o niej, aby pani komisarz wiedziała, z czym będzie miała do czynienia.

– Jak dobrze, że jesteś domyślna – odpowiedziała ze szczerym zadowoleniem Natalia.

Wiola przechyliła się lekko na bok, aby przyjrzeć się młodemu mężczyźnie stojącemu za plecami Gwiazdowskiej. Ten gest przypomniał Natalii o obecności Marcina.

– Aspirant Marcin Winnicki. Mój nowy partner – wyjaśniła, przeglądając materiały, które właśnie dostała.

– O kurczę! – zdziwiła się Wiola. – Co musiałeś zrobić, żeby dostać możliwość pracy z panią komisarz? Wielu walczyło o ten zaszczyt, ale nikomu się nie udało.

– Nie przesadzaj, Wiolka – powiedziała Natalia i podniosła głowę znad papierów. – To aspirant Wiola Nowakowska. Pracuje głównie tu w dyspozytorni albo w recepcji.

– Miło mi. – Marcin zrobił krok w przód i wyciągnął rękę do nowo poznanej dziewczyny, która kokieteryjnie poprawiła włosy i odwzajemniła gest. Natalia chrząknęła i machnęła jej przed nosem papierami.

– Powinniśmy coś jeszcze wiedzieć? – zapytała, przerywając próbę flirtu.

– Na miejscu jest już prokurator Szramowski razem z patologiem i Bartkiem – odpowiedziała nieco speszona Wiola. – Adres jak zwykle ma pani na żółtej karteczce.

– Z Bartkiem, co? – skomentowała Natalia z przewrotnym uśmiechem.

– Pani komisarz, jak zawsze łapie pani za słówka. – Dziewczyna zaczerwieniła się lekko.

– Słówka mają znaczenie, zwłaszcza tu.

– Ma pani rację – odpowiedziała Wiola i ściszyła głos. – Jak zawsze.

– Dzięki za materiały – rzuciła Natalia, opuszczając dyspozytornię.

Winnicki pomachał na pożegnanie Wioli, która zrewanżowała się tym samym, a na jej twarzy pojawił się wielki, promienny uśmiech.

*

– Uważaj na nią – odezwała się Natalia zaraz po wyjściu z dyżurki. – Kochliwa jest.

– Nie jestem zainteresowany – odpowiedział Marcin. – Mam narzeczoną.

Natalii wydał się przekonujący.

– Przeczytam to w aucie. – Uniosła dokumenty tak, aby zobaczył, ile ich jest. – Chcesz kierować? Znasz Kraków?

– Chcę i znam. Pochodzę z dziada pradziada z Krakowa.

Wyjęła z kieszeni marynarki kluczyki do auta.

– To łap! – Rzuciła je tak, aby Marcin nie miał problemu ze złapaniem. – Jedziemy na Sławkowską.

Przed budynkiem minęło ich kilku policjantów, którzy z zaciekawieniem przyglądali się młodemu chłopakowi stojącemu obok Gwiazdowskiej. Dla każdego, kto ją znał, było zaskoczeniem, że ktoś jej towarzyszył. Natomiast jej nie interesowało to zaciekawienie. Nie czuła potrzeby informowania całej komendy, że od dziś nie pracuje sama. Nie widziałam w tym nic sensacyjnego.

– To nasze. – Wskazała partnerowi białą kię ceed i zajęła miejsce z przodu od strony pasażera.

Marcin wsiadł i odpalił auto.

– Jedziemy na gwizdkach – wydała dyspozycję. – Jeśli jest już tam prokurator Szramowski, to uruchomiła mu się nerwica natręctw. Nasłuchamy się wielu ciekawostek na swój temat.

Marcin wyciągnął spod nóg koguta i umieścił go na dachu, po czym włączył sygnał.

Gdy ruszyli, Natalia zaczęła na głos czytać informacje o denatce.

– Maria Magdalena Markowska, lat pięćdziesiąt. Jedna z najbardziej opiniotwórczych dziennikarek z dziedziny kultury. Zajmowała się tematami dotyczącymi kina i telewizji. Miała program telewizyjny pod tytułem „W korcu Maku”, w którym opowiadała o popularnych ludziach z show-biznesu. Napisała kilkanaście książek, każda z nich była na liście bestsellerów. Prowadziła bloga o dużej poczytności. Każdy, kto chciał zaistnieć w środowisku, liczył się z jej zdaniem. Była bezwzględna i surowa w ocenach. Miała opinię nieugiętej.

– Kpiła z gwiazd, a sama była jedną z nich – wtrącił Marcin.

– Znasz ją?

– Widziałem kilka razy ten jej program. Moja siostra jest blogerką modową i ma aspiracje do zaistnienia w tym świecie – wyjaśnił, patrząc przed siebie z uwagą.

– Kim jest? – Natalia nie zrozumiała. – Zajmuje się czymś, co ma związek z modą?

Nie była na bieżąco z tematami medialnym, ponieważ nigdy jej ten świat nie interesował. Dużo pracowała, a wieczorami z mężem zwykle oglądała kanały sportowe.

Marcin popatrzył na nią z uśmiechem.

– Nie masz nastoletniej córki, prawda?

– Nie, mam syna. Ma piętnaście lat i interesuje się policją.

– Moja siostra prowadzi stronę internetową, na której umieszcza różnie stylizacje. Udziela rad związanych z modą i urodą, reklamuje różne marki odzieżowe. Myśli, że wyznacza nowe trendy w modzie – wyjaśnił pokrótce, a w jego głosie słychać było lekceważący ton.

– Ile ma lat? – Natalia zaciekawiła się.

– Dwadzieścia trzy.

– To jest jej praca?

– Tak.

– Można coś na tym zarobić?

– Czy można zarobić? – Wybuchnął śmiechem, ale widząc, że koleżanka nie zrozumiała, wyjaśnił z irytacją. – Moja siostra miesięcznie jest w stanie wyciągnąć z tej szopki ponad dziesięć tysięcy, a bywa, że i więcej.

– Wow! My narażamy życie, a niektórzy z nas nie dostają za to nawet połowy tej sumy.

– Niestety! Nowy internetowy świat to kopalnia pieniędzy – odpowiedział Marcin. – Przy każdym rodzinnym spotkaniu siostra wytyka mi, że wybrałem zawód, w którym najpierw trzeba długo i dużo się uczyć, a potem zarabia się nieadekwatnie do ryzyka i wysiłku.

Mimo niekłamanego zainteresowania Natalii tym tematem musieli przerwać rozmowę, ponieważ zaparkowali przed bramą kamienicy na ulicy Sławkowskiej cztery. Taśmy policyjne i dwa radiowozy zastawiały wejście do bramy. Na chodniku i na części ulicy zgromadził się tłum dziennikarzy i gapiów. Gdy tylko Natalia i Marcin wysiedli z auta, reporterzy ruszyli w ich stronę z kamerami, dyktafonami i aparatami. Natalii na ich widok zrobiło się gorąco. Za każdym razem, kiedy miała styczność z dziennikarzami, jej życie wywracało się do góry nogami. Wiedziała, że teraz nie dało się ich uniknąć. Co prawda mogła nie przyjąć tej sprawy, Wróblewski zrozumiałby, ale chciała udowodnić, że może normalnie funkcjonować.

Reporterzy zaczęli zadawać pytania chórem. Zrobił się chaos i ścisk.

Natalia zatrzymała się poirytowana.

– Jeśli chcecie jakichś informacji, to musicie wykazać się większą cierpliwością. Co mamy teraz powiedzieć, skoro nie było nas jeszcze w środku? Teraz możemy tylko potwierdzić, że pani Maria Magdalena Markowska nie żyje, ale w jakich okolicznościach umarła i dlaczego, to dopiero ustalimy.

Po tych słowach ruchem głowy dała Marcinowi znać, aby ruszył za nią.

*

Weszli przez masywną, obskubaną bramę na szarobury dziedziniec. Kamienica od lat nie była remontowana i odświeżana, choć były plany na renowację. Tylko jedne drzwi prowadziły z podwórka do mieszkań, więc weszli przez nie, a potem po starych drewnianych schodach na pierwsze piętro.

– Lubię takie trzeszczące schody – odezwał się Winnicki. – Kojarzą mi się z dzieciństwem, kiedy razem z siostrą odwiedzaliśmy dziadka na Floriańskiej.

Natalia uśmiechnęła się do niego, ale nie zdążyła nic powiedzieć, bo już wchodzili do mieszkania dziennikarki.

Na każdym piętrze w kamienicy były dwa mieszkania. Jak to bywa w starych krakowskich budynkach w okolicach Rynku Głównego, drzwi do mieszkań były wysokie i masywne. Teraz tylko jedne były otwarte, więc Natalia i Marcin weszli do środka. Długim przedpokojem ruszyli na wprost do pomieszczenia, skąd dochodziły głosy rozmów.

Gdy tylko znaleźli się w środku wielkiego i wysokiego pokoju, usłyszeli prokuratora Szramowskiego:

– Brawo, Gwiazda! – Był wyraźnie poirytowany. – Dobrze, że nie przyjechałaś jeszcze później, boby ci zostało pozamiatać. Ile można czekać? Zdaje się, że został pani przedstawiony priorytet sprawy.

– Też miło pana ponownie spotkać. Jak zawsze serdeczny i uroczy – odpowiedziała Natalia, szukając wzrokiem ofiary. Jednak wielkość pokoju nie pozwalała na szybką lokalizację zwłok.

– Co za młokos ciągnie się za panią? – zapytał Szramowski, nie zmieniając tonu.

– To mój partner, aspirant Marcin Winnicki – odpowiedziała, nie przestając się rozglądać. Było tam wiele osób.

Marcin ukłonił się grzecznie, a prokurator zmierzył go wzrokiem.

– Młody, wygrałeś los na loterii. Możesz pracować z najlepszą z najlepszych – powiedział cynicznie.

– Wiem i dlatego nie mogę doczekać się rozpoczęcia pracy – odpowiedział uprzejmie, ale dosadnie Marcin.

Natalia spojrzała w jego stronę i uśmiechnęła się lekko, a on to odwzajemnił.

– Winnicki, Winnicki… – zamyślił się prokurator. – Czy ty przypadkiem nie jesteś tym ulubieńcem profesora Zyberta, który ciągle mu towarzyszył na miejscach zbrodni, jak staruszek jeszcze pracował?

– Zgadza się – odpowiedział spokojnie Marcin.

Natalia zaczęła im się przysłuchiwać. Uznała, że nie będzie się wtrącać, bo może dowie się czegoś o nowym partnerze. Poza tym widziała, że Winnicki dobrze sobie radzi w tej konfrontacji.

– Taa! – W głosie prokuratora wyczuwało się złośliwość. – Zybert potrzebował mieć ze sobą młody umysł, bo jego zaczynał już wtedy szwankować.

– Pozwolę sobie nie zgodzić się z tą opinią, gdyż profesor Zybert jest do dziś cenionym biegłym w dziedzinie kryminalistyki, a o panu jeszcze nie słyszałem – odgryzł się Winnicki.

Natalia w myślach biła brawo nowemu partnerowi. Uważała, że prokurator jest zbyt przereklamowany i wiele spraw udało mu się wygrać tylko dlatego, że miał szczęście do ludzi, z którymi pracował.

– Ej, młody, nie pozwalaj sobie – rzucił z wyraźnym zdenerwowaniem Szramowski. Otworzył usta, aby coś jeszcze powiedzieć, ale Natalia mu nie pozwoliła.

– Powie nam pan w końcu, gdzie jest ten ważny trup? – zapytała. – Bo opóźnia pan czynności.

– Tu – usłyszała z głębi pokoju głos Maksymiliana Opalińskiego, patologa. Lubiła współpracować z tym łysawym mężczyzną w średnim wieku. Znali się od piętnastu lat i rozumieli niemal bez słów.

Natalia skinęła głową na Marcina, który ruszył za nią, zostawiając nabuzowanego wściekłością prokuratora.

Patolog pokazał im ciało. Natalia nie była w stanie przez chwilę wydobyć z siebie głosu.

– O cholera! – zareagowała wreszcie.

– Wow! – zawtórował jej Marcin.

– Ciekawe. – Natalia spojrzała na zwłoki.

Maria Magdalena Markowska siedziała w dużym starym, stylowym fotelu. Wyglądała dystyngowanie. Fryzurę miała ułożoną idealnie, niczym Anna Wintour. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby żyła, ale było inaczej. Jedno jej oko było zupełnie niewidoczne, ponieważ w oczodół wbity był elegancki nóż do papieru. Musiał być wetknięty głęboko, gdyż na zewnątrz widoczna była tylko jego rękojeść. Drugie oko denatka miała nadal otwarte, ale było ono już zmatowione. Na policzku, nad którym w oko był wbity nóż, i na białym jedwabnym szlafroku była widoczna zaschnięta cienka strużka krwi. Dziennikarka wyglądała, jakby czekała, aż ktoś za chwilę poda jej filiżankę z herbatą. Zadziwiająco naturalna pozycja. Jak gdyby usiadła i zastygła z nożem w oku.

– Nigdy nie spotkałem się z takim morderstwem – stwierdził patolog. – Nie wiedziałem, że jest to w ogóle możliwe. Niewiele jeszcze mogę powiedzieć, co konkretnie było powodem zgonu. Czy krwawienie wewnątrzczaszkowe, czy uszkodzenie mózgu, czy może nóż dotarł aż do rdzenia. To wszystko po sekcji.

– Nóż przeszedł na wylot? – zapytała Natalia.

– Na wylot to nie. Noże do papieru nie są takie długie, ale jak na miejsce, w które trafił, na pewno narobił sporo szkód w czaszce – wyjaśnił Opaliński.

– A umiesz przynajmniej określić czas zgonu? – Natalia bliżej przyjrzała twarzy denatki.

– Biorąc pod uwagę zmiany pośmiertne, przypuszczam, że zgon nastąpiła między dwudziestą drugą a dwudziestą czwartą – odpowiedział patolog bez wahania. – Wskazują na to plamy opadowe, temperatura ciała i zesztywnienie.

– Są inne obrażenia, poza tym nożem? – pytała dalej Natalia, a Marcin starał się obejrzeć ciało z każdej możliwej strony, niczego nie dotykając.

Patolog bacznie go obserwował.

– Nie – odpowiedział. – Zdecydowanie ten nóż jest narzędziem zbrodni.

– Masz pewność, że to zabójstwo? – zapytała patologa, ale odpowiedział Marcin.

– Bez dwóch zdań. Sama by sobie w taki sposób noża nie wbiła. Spokojnie możemy wykluczyć samobójstwo, tak jak nieszczęśliwy wypadek, bo wpaść na taki nóż przypadkowo i umrzeć w takiej pozycji to mało realna wersja. Siła, z jaką ktoś wbił jej ten nóż w oko, musiała być spora.

Opaliński potakująco kiwał głową.

– Maks, właśnie masz okazję poznać mojego nowego partnera – odezwała się Natalia. – Aspirant Marcin Winnicki.

– Nie wiem, jak to zrobiłeś, kolego, ale dbaj o to partnerstwo, bo w tym wydziale nie dostaniesz nikogo lepszego – powiedział Opaliński, a Marcin pokiwał głową ze zrozumieniem.

– Skoro mamy pewność, że było to zabójstwo, to ruszajmy dalej – stwierdziła Natalia i zwróciła się do dwóch policjantów, którzy stali przy ścianie przed drzwiami do pokoju. – Są jacyś świadkowie? Ktoś coś wie lub widział? Podobno byliście tu jako pierwsi.

– Nas zawiadomiła asystentka denatki, Dagmara Skalska – odpowiedział jeden z policjantów.

– Gdzie ona jest? – zapytała Natalia, rozglądając się ponownie po pokoju.

– W kuchni. Nie mogła tu dłużej być, bo cały czas histeryzowała. Niewiele udało się z niej wydobyć – wyjaśnił drugi wskazując drzwi na korytarz.

Natalia ruszyła w tamtą stronę. Kto jak kto, ale asystentka może sporo wiedzieć, więc to od niej należało rozpocząć śledztwo. W krok za nią ruszył Marcin, ale oboje zostali zatrzymani przez prokuratora Szramowskiego.

– A wy dokąd? Nawet się tu dobrze nie rozejrzeliście. Może to ja mam za was zrobić?

– Pogadał pan z asystentką ofiary, która siedzi sama w kuchni? – zapytała Natalia, ale nie czekała na odpowiedź. – Myślę, że nie, dlatego proszę nam pozwolić wykonywać naszą pracę. Jej wiedza może okazać się kluczowa dla sprawy. A pana bym prosiła, aby pan niczego nie ruszał. Chyba nie muszę przypominać o sprawie Rudego? My wiemy, co robić, a pan? – odgryzła się i wyszła na korytarz w poszukiwaniu kuchni.

Marcin ruszył za nią.

*

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Podziękowania

Chciałabym serdecznie podziękować kilku osobom, bez których pomocy nie mogłabym pisać.

Moim rodzicom za to, że zawsze jako pierwsi czytają i oceniają moje pomysły. Dziękuję za poświęcony na to czas i energię. Jak również za to, że mogę zamykać się na pół dnia w swojej samotni i realizować pisarskie marzenia. Dziękuję za pomoc i znoszenie moich dziwactw.

Szczególnie podziękowania kieruję do moich Wydawców, Bogumiły Genczelewskiej i Krzysztofa Genczelewskiego. Dzięki temu, że mi zaufaliście, mogę ruszyć w moim życiu w nową stronę. Wasza decyzja o wydaniu mojej pierwszej książki wiele w nim zmieniła – nie spodziewałam się tak miłych doznań oraz spotkań. Dziękuje też osobom, które współpracują z Waszym wydawnictwem i przyczyniają się do tego, że moje książki są takie, jakie są – Pani Barbarze Dybowskiej i Wojtkowi Wawocznemu.

Joannie Powązce dziękuję za to, że kolejny raz usiadła do mojej książki i przeczytała ją w mgnieniu oka. Dziękuję za szczerą ocenę i cenne uwagi. Jak zawsze dałaś mi, Joasiu, pewność, że mimo iż ta książka jest inna niż pierwsza, to jednak ma sens.

Ani, Magdzie, Agnieszce, Michałowi, Maćkowi, Adamowi i Lucynie – moim przyjaciołom, dziękuję za każde słowo wsparcia i wiarę we mnie. Po wydaniu Echa milczenia wasze słowa dały mi wiele siły i nową dawkę kreatywności. Dziękuję Wam, że jesteście ze mną na co dzień i mnie motywujecie. Dzięki wielkie, że cierpliwie słuchacie moich makabrycznych pomysłów i że się mnie mimo to nie boicie.

Dziękuję wszystkim, którzy ze mną rozmawiali, dając wiele inspiracji do tworzenia nowych historii i do przelewania ich na papier.

Kasia Magiera

Projekt okładki Vavoq (Wojciech Wawoczny)

Zdjęcie wykorzystane na okładce: © (c) Shutterstock/Mayer George © Shutterstock/Eric Jennings

Redakcja i korektaIwona Grodzka-Górnik, Katarzyna Szajowska

Skład i łamanieAkant

Tekst © Copyright by Kasia Magiera, Warszawa 2019 © Copyright for this edition by Melanż, Warszawa 2019

Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana jako źródło danych i przekazywana w jakiejkolwiek elektronicznej, mechanicznej, fotograficznej lub innej formie zapisu bez pisemnej zgody posiadacza praw.

ISBN 978-83-64378-77-5

Warszawa 2019

Wydanie I

Melanż ul. Rajskich Ptaków 50, 02-816 Warszawa +48 602 293 363 [email protected] www.melanz.com.pl

Skład wersji elektronicznej [email protected]