Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Zatańcz ze mną - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 października 2019
Ebook
34,44 zł
Audiobook
34,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zatańcz ze mną - ebook

Artur jak co roku spędza wakacje z grupą przyjaciół prawników na Półwyspie Helskim. Jest oczarowany spotkaną przypadkowo na molo dziewczyną. Przyjechała tam ze swoim chłopcem. Czy Artur przyjmie jej niekonwencjonalne zaproszenie?

Adam, ojciec Artura, jest chirurgiem. Tworzy ciepły dom dorosłemu synowi i córce maturzystce. Tkwi w toksycznym małżeństwie, które istnieje tylko formalnie. Kolega zasiewa w nim ziarno wątpliwości, czy warto budować mosty, które niczego nie łączą. Żona po raz kolejny wystawia Adama do wiatru. Jak zwykle samotny, jedzie na imprezę z okazji sześćdziesiątych urodzin szefa.

Natalia, czterdziestoletnia pianistka, zakończyła właśnie dwudziestoletni związek. Przyjechała zagrać koncert na urodzinach stryja. Tutaj poznaje Adama...

Malina i Bartek zaplątują się w sieć nieporozumień pierwszej miłości. Jaką rolę w tej relacji odegra szalony pies Wiecheć? Czy kwitnąca w jesiennej szarudze konwalia majowa oszukiwała?

Współczesna powieść o niełatwych relacjach w związkach.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-64378-82-9
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WODA I WIATR

Zakochałam się w magii słów,

w tym,

w jaki sposób mnie dotykał i co mówił, kiedy mnie dotykał.

Pociągnął mnie za sobą jak wiatr pociąga nasiona dmuchawca.

Ja – bez woli...

On jak żywioł.

Janusz Leon Wiśniewski, Martyna

Powierzchnia zatoki była gładka. Mieniła się w promieniach popołudniowego słońca jak łuski ryby. Ciągnęła się w dal aż do zamglonej linii brzegowej lądu, która wąskim pasem oddzielała wodę od bezkresu nieba. Kolorowe żagle i latawce tańczyły na zalanej słońcem powierzchni, walcząc z wiatrem lub poddając się jego podmuchom. Artur mógł patrzeć na ten widok godzinami. Nigdy mu się nie nudził. Jak co roku przyjechali do Jastarni stałą grupą – on solo i trzech jego kumpli ze swoimi dziewczynami. Pogoda była fantastyczna. Większość czasu spędzali na kite’ach na zatoce. Teraz też powinien być z nimi na wodzie i jak oni mierzyć się z wiatrem.

Tymczasem stał samotnie na końcu mola, zastanawiając się, czy ona dziś przyjdzie.

Dziewczyna, którą widział tu dwa razy.

Cztery dni temu wyjątkowo musiał wcześniej wyjść z wody. Rozciął stopę szkłem i wolał nie moczyć rany, dopóki się nie zagoi. Siedział na deskach mola. Początkowo obserwował, jak jego kumple uczą pływać Zuzę, nową dziewczynę Zbyszka. Dołączyła do ich grupy dopiero w tym roku. Nigdy wcześniej nie pływała na kite’ach.

Szybko go to znudziło i odwrócił głowę, przenosząc spojrzenie na molo.

Wtedy ujrzał ją po raz pierwszy.

Stała oparta o balustradę.

Wszystko miała długie – nogi, szyję, popielate włosy powiewające na wietrze. Błękitne szorty i taki sam T-shirt opinały szczupłą figurę. Wielkie, ciemne okulary zakrywały pół twarzy. Wówczas tylko ją obserwował, do momentu kiedy sprawdziła godzinę, rozejrzała się jeszcze wokół i wolnym krokiem ruszyła w kierunku ulicy. Śledził ją wzrokiem, dopóki nie zniknęła w tłumie.

Następnego dnia czekał tam o tej samej godzinie.

Nie pojawiła się.

Poczuł zawód, chociaż nie było ani jednego sensownego powodu, dla którego miałaby tam być.

Kolejnego dnia uznał, że noga jeszcze nie zagoiła się wystarczająco, żeby ją moczyć. Znów nieodparty impuls popchnął go na molo.

Zobaczył ją już z daleka. Tym razem miała na sobie czerwoną sukienkę, a włosy zaplecione w luźny warkocz. Minęła grupę młodzieży i szła wprost na niego, jakby byli umówieni. Było to oczywiście wyłącznie jego pobożne życzenie. Przeszła obok niego, omiatając go obojętnym spojrzeniem i skupiła wzrok na zatoce. Usiadła na deskach i machała nogami nad wodą. Wyglądało, że jest w swoim zamkniętym świecie, do którego bodźce z zewnątrz nie mają dostępu. Nie zauważyła, że jej się przyglądał. Oparła ramiona na drewnianej balustradzie i patrzyła w dal. Potem rytuał się powtórzył. Sprawdziła godzinę, sprawnie się podniosła i ruszyła w drogę powrotną. Jakby miała wyznaczony czas. Artur śledził ją wzrokiem, aż wtopiła się w gąszcz wczasowiczów. Długo jeszcze widział oddalającą się czerwoną sukienkę.

To było dwa dni temu.

Wczoraj nie przyszła.

Przy wschodniej balustradzie mola zebrało się sporo osób. Podszedł bliżej zaciekawiony, co ich przyciągnęło. Właśnie weszła do wody grupa dzieciaków, przyszłych windsurfingowców, na razie maluchów z zerowymi umiejętnościami, za to wielkim zapałem. To najważniejsze. Tłumek stanowili dumni rodzice obserwujący naukę pociech. Przemieścili się dalej wraz z oddalającą się od brzegu szkółką. Wtedy ją zobaczył.

Dziewczyna obserwowała zmagania dzieciaków z nieposłusznym i często złośliwym sprzętem. Roześmiała się i przechyliła przez balustradę. Oparta o nią łokciami przesuwała się w stronę Artura. Akcja na dole całkowicie pochłaniała jej uwagę. Dziś znów miała rozpuszczone włosy. Sięgały do pasa. Cieniutką, kwiecistą sukienkę targał wiatr, to dociskając materiał do ciała, to znów nadymając go jak balon. Artur pomyślał, że jeszcze moment i dziewczyna na niego wpadnie. Czekał jak pająk na muchę.

Jeszcze dwa metry, metr…

– Och, przepraszam. – Podniosła głowę i uśmiechnęła się przepraszająco, kiedy na niego wpadła. Szybko się odsunęła. Zniknął uśmiech.

– Najmłodsi uczniowie, wcześnie zaczynają naukę. Kajtki na kite’ach – zażartował Artur, próbując wciągnąć ją do rozmowy.

Pokiwała głową bez słowa. Jej uwaga była całkowicie skupiona na dzieciach. Nie doczekał się odpowiedzi. Ale w zasadzie nie zadał przecież żadnego pytania...

Natychmiast naprawił błąd.

– Pani też pływa na kite’ach?

– Nie. – Podniosła na niego wzrok i przyjrzała mu się uważnie. Nawet bardzo uważnie. Patrząc mu w oczy, przesunęła okulary słoneczne nad czoło. – Nie umiem – dodała bez uśmiechu, który wyraźnie od niej można było dostać tylko na receptę.

Przez chwilę zapatrzył się zachwycony. Do tej pory mógł podziwiać tylko jej zgrabną figurę. Teraz okazało się, że miała delikatną twarz z pięknie wykrojonymi ustami, na co szczególnie zwracał uwagę u kobiet.

Do tego tęczówki jej oczu były w kolorze niezapominajek.

I nieba, które było za jej plecami.

Poczuł, jak wypełnia go błękit. Po chwili odzyskał głos.

– Mogę panią nauczyć. – Wziął z niej przykład i też się nie uśmiechał. Uśmiechają się tylko podrywacze. Nie on! Oj tam, oj tam…

– To niemożliwe. Ale dziękuję – odpowiedziała chłodno.

– Wręcz przeciwnie. To bardzo proste. I przyjemne. Nie masz pojęcia, co to za uczucie, kiedy łapie się wiatr! Latawiec unosi się w górę, ciągnąc cię przed siebie... Tylko woda, niebo, wiatr i ty. Pod tobą żywioł, nad tobą żywioł i ty sama też się w niego zmieniasz!

Wstrzymała oddech i wpatrywała się w niego, jakby ją zahipnotyzował. Po chwili zamrugała powiekami i odwróciła głowę. Wywarł na niej wrażenie. Wyraźnie to widział.

– Więc? – Kuł żelazo, póki gorące. Konsekwentnie powaga na twarzy.

– Jest pan instruktorem?

– Nie. Pływam dla przyjemności. To jaka decyzja?

– Już powiedziałam, że nie mogę. Ale bardzo dziękuję. – Sprawdziła godzinę. – Muszę już iść, miło było poznać. Do widzenia.

– Właściwie się nie poznaliśmy. – Wyciągnął rękę. – Artur.

Patrzyła w milczeniu. Myślał, że go zignoruje i odejdzie, ale w końcu podała mu dłoń.

– Julia.

– Będziesz tu jutro?

– Nie. Przychodzę co drugi dzień.

Tak mu się wydawało. Teraz się upewnił.

– Będę na ciebie czekał.

Nie odpowiedziała. Patrzył, jak się szybko oddala. Ani razu się nie obejrzała. Jakby uciekała. Niewiele się dowiedział, ale już mógł się uśmiechnąć, chociaż tylko do siebie.

Dobre i to.

Śliczna.

– Co to za lasencja? – Zbyszek podszedł z butelką mineralnej w ręce.

– Jesteś zainteresowany? – Artur odbił piłeczkę. Bo co właściwie miałby powiedzieć...

– Chcesz, żeby Zuza usłyszała i kołki na głowie mi ciosała?

Zaśmiali się. Zuza była chorobliwie zazdrosna, chociaż Zbyszek nie dawał jej do tego powodów. Nie był też supermanem, za którym uganiałyby się dziewczyny, jej zazdrość była irracjonalna. Artur zaczął podejrzewać, że może to nie była zazdrość, tylko zwykła zaborczość i despotyzm.

– Koniec na dzisiaj? Już nie pływacie? – szybko zmienił temat na bezpieczniejszy.

– Wystarczy. Jak twoja noga?

– Do wesela się zagoi. Co robimy?

– Idziemy na górny taras. My na piwko, dziewczyny na lody.

– Pomogę wam zabrać się ze sprzętem.

*

Dziewczyny zamówiły kolejne lody, przed chłopakami stały szklanki piwa. Melanżowe, czerwono-złote niebo odbijało się w zatoce. Nad jej wodami fruwały latawce kite’ów, tańczyły podświetlone słońcem kolorowe żagle. Widoczność była idealna, daleko na lądzie rysowały się cieniutką koronką dźwigi i urządzenia portowe Gdyni.

– Żyć nie umierać, co? – Roman objął ramieniem swoją dziewczynę Mariolę. Waldek podjadał Jolce lody.

– Zamów sobie. Te są moje! Sama mam mało. – Trzepnęła go po ręce.

– Nie bądź kutwa. – Udało mu się podkraść jeszcze łyżeczkę różowej pychoty.

– W przyszłym sezonie przejdę z twin tipa na race’a – rozmarzył się Zbyszek – tylko trochę kasiory muszę zebrać.

– Przecież tę dechę dopiero kupiłeś! – Zuza się wkurzyła. Potrzebujemy nowego stołu! Ile można jeść w kuchni!

– A gdzie jeść, jak nie w kuchni, tam się szykuje i je!

– Będziecie się kłócić na wakacjach? – Mariola próbowała załagodzić sytuację. Okazało się, że problem leżał gdzie indziej.

– Na wakacjach? Chyba na podrywie! Widziałaś, jak Zbyszek jedną z zielonym spadochronem rwał na wodzie?! – Zuza wstała i podparła się pod boki.

– Co? – Zbyszek otworzył usta ze zdumienia. – Roman, słyszałeś? Byliśmy razem.

– Zuza, czy ciebie porąbało? – Roman spojrzał z politowaniem. – Faktycznie piłowała jakaś na zielonym, pomogliśmy jej rozplątać linki. To się nazywa pomoc, a nie podryw, kretynko! Tylko pierwsze litery takie same!

– Facetowi obok też się splątały, jemu jakoś nie przyszliście z pomocą!

– Zuzka, idź ty na jakąś terapię, bo ciężko tego słuchać. Monotematyczna jesteś. – Romek bronił kolegi, który siedział obok zbolały.

– Zmienię temat, jak Zbychu zmieni zainteresowania!

Teraz awantura rozpętała się na całego. Wyjątkowo nawet dziewczyny naskoczyły na Zuzę. Artur wyłączył się i przeniósł myśli w bardziej przyjemne obszary. Mówiąc szczerze, Zbyszek powinien się zastanowić nad tą relacją, nie wyglądała przyszłościowo. Ale jego sprawa.

Artur pracował ze Zbychem i Romanem w kancelarii prawniczej ojca Zbyszka. Wszyscy czterej studiowali razem. Potem ich trójka zrobiła aplikacje adwokackie, a Waldek radcowską i zatrudnił się na uczelni. Przyjeżdżali tu od lat, ale od kiedy skończyli trzydziestkę, zamienili namioty na polu kempingowym na pokoje z łazienkami. Standardowo od czterech lat te same. Nie ma to jak nawyki.

Afera przy stoliku rozkręciła się na dobre. Artur miał tego dosyć, nie bawiło go.

– Idę się położyć. – Wstał, chowając telefon do kieszeni.

– O ósmej? – Zbyszek wybałuszył oczy. Pozostali też popatrzyli na niego jak na zjawisko. – Co się z tobą dzieje? Idziemy jeszcze potańczyć.

– Słuchajcie, trzeba mu kobietę znaleźć, bo chłop się zmarnuje. – Roman nie rozumiał, dlaczego Artur, najprzystojniejszy z nich, jest wciąż sam. Baby się koło niego pętały, a on na wszystkie kręcił nosem. – Jak będziesz taki wybredny, to zdziczejesz do reszty, chłopie!

– Zaraz... – Zbyszek wlepił oczy w Artura. – A ty nie zarywałeś dzisiaj panienki na molo?

– Spadaj. Do jutra.

Patrzyli za nim zdumieni, aż zniknął w tłumie ulicy. Tego jeszcze nie było.

*

Dwa dni ciągnęły się jak flaki z olejem. Pierwszego Artur pływał do wieczora, aż poczuł, że jego mięśnie więcej nie wydolą. Padł półżywy na piasek. Drugiego wybrał się na Sychty, a potem nad morze, licząc że może gdzieś ją spotka. Zmarnował całe przedpołudnie. Na obiad poszli po czwartej. Przeglądali kartę z menu przez pół godziny. Jednomyślnie wybrali flądrę z podpiekanymi ziemniaczkami i zupę rybną, czyli to, co jedli we wszystkie kolejne dni od przyjazdu. Do tego dziewczyny herbatę, chłopaki piwo. Klasyka. Artur wyjątkowo też herbatę. Nie chciał dziś śmierdzieć piwem.

– Co robimy?

– Ja idę się przejść. – Artur był nie w sosie.

– Sam? – Jola popatrzyła na Waldka. – Z nim jest coś nie halo.

– Idziemy z tobą. – Zbyszek zaczął się martwić o kumpla.

– A co, beze mnie będziecie się nudzić? – rzucił Artur z przekąsem, po czym bez pardonu ich spławił. – Jak będę miał ochotę na towarzystwo, to sam poproszę. Nara!

Błyskawicznie zniknął z pola widzenia.

– Co jest z nim? Jakaś nieszczęśliwa miłość? Zawód? Rozstanie? – Zuza zwróciła się do Zbyszka. Był jego najlepszym kumplem i znał go na wylot. Od podstawówki.

– Nie. Nic takiego, do tej pory nie przywiązywał specjalnej wagi do związków… Poważniejszych zresztą nie miał… Mnie się wydaje, że on na jakąś księżniczkę czeka. Te, co do tej pory spotykał, mu nie pasowały …

– W dupie mu się poprzewracało! – Roman się wkurzył. – Widziałeś, jakie dziewczyny się koło niego kręciły? A jemu albo za grube, albo za chude. Albo za głupie, albo cholera za mądre. Albo za duże, albo za małe…

– Musi jeszcze poprzebierać. – Mariola nie widziała problemu. – Czepiacie się. Jak mu się nie podobają, to z łapanki nie będzie brał, nie? Idziemy na plażę? Poskaczemy przez fale.

– Chodźmy po ręczniki!

*

Artur sam zaczął wątpić, czy wszystko z nim w porządku. Przebrał się i poszedł na molo, podejrzewając, że może jednak zwariował. Ona nie wykazywała żadnego zainteresowania jego osobą. Z logicznego punktu widzenia powinien sobie dać spokój. I jej też. Po krótkim przemyśleniu zdecydował się logiki do tej sprawy nie włączać.

Snując się, powoli dotarł na koniec mola. Julia siedziała na ławce, oparta o poręcz i obserwowała ruch na wodzie.

Czarne szorty i koszulka na ramiączkach.

Czemu nie nosiła, jak większość wokół, kostiumu kąpielowego, tylko zawsze była ubrana? Kolejne pytanie, na które nie będzie odpowiedzi.

– Cześć. Mogę się przysiąść? – Zatrzymał się przy ławce.

Kiwnęła głową potakująco. Obserwowała go w skupieniu, jakby się nad czymś zastanawiała.

– Nie jesteś bardzo rozmowna. – Pamiętał, żeby się nie uśmiechnąć.

– To zależy.

– Od czego?

– Od okoliczności. – Jeden kącik ust zadrgał jej do góry.

– Jesteś tu sama? W Jastarni?

– Nie.

– A z kim?

– Z… – zawahała się przez moment – chłopcem.

– Czemu go z tobą nie ma? – Ta informacja mu się nie spodobała. Stracił humor.

– Czasem trzeba od siebie odpocząć – odpowiedziała bez emocji.

– Przepraszam. – Pora przestać robić z siebie kretyna. Artur wstał, żeby się pożegnać. – Nie wiedziałem, że jesteś z kimś.

– Jakie to ma znaczenie? – Wprawiła go w zdumienie. W oczach miała jakieś dziwne iskierki. Żartowała sobie z niego?

– Jakie to ma… – Usiadł ponownie. Musiał zebrać myśli. – Słuchaj…

Zanim zdążył wyrazić swoje oburzenie, zaskoczyła go jeszcze bardziej.

– Jedziemy jutro pociągiem na Hel. Może miałbyś ochotę wybrać się razem z nami?

– Proponujesz, żebym pojechał z tobą i twoim facetem na wspólną wycieczkę!? – Artur musiał się upewnić, że dobrze zrozumiał.

– Jeśli masz ochotę. – W jej oczach była otwartość i oczekiwanie.

– A jak mu wytłumaczysz moją obecność?

– Nie będzie potrzeby.

Przypomniał sobie film Fatalne zauroczenie. W środku gotował się z wściekłości. Wariatka! Nie, to on jest idiotą!!! Poczuł, jak mu się zaciskają szczęki.

– Życzę ci udanej wycieczki. Przepraszam, źle oceniłem sytuację. – Wstał, żeby odejść. Nie odezwała się i obserwowała go, jakby był kite’em na wodzie. Sam też tak się czuł.

– Gdybyś się jednak zdecydował, wsiadamy do pociągu o jedenastej trzydzieści. – Podniosła się z ławki. Zanim odeszła, jeszcze go dobiła ostatecznie.

– Hugo bardzo by się ucieszył.

Klapnął bezsilnie z powrotem na ławkę, patrząc, jak Julia się oddala. W końcu zniknęła w tłumie.

– Ja zwariowałem czy ona?! Na mózg mi padło! Idę jutro na kite’y na cały dzień i będę to robił do samego wyjazdu. Różne wariatki widziałem, ale żadna mi nie proponowała randki w towarzystwie swojego faceta, kurwa mać! – Podparł głowę rękami i wbił palce we włosy, ale to nie wpłynęło na wydajniejszą pracę mózgu. – Tylko że ona nie wygląda na wariatkę. Cholera jasna, no, do kurwy nędzy, nie wygląda!

Przesiedział na chromolonej ławce aż go dupa rozbolała, a niebo pokryło się gwiazdami, co go tylko jeszcze bardziej wkurzyło. Nie powinny świecić tej nocy! Wrócił na kwaterę. Przeszedł bez słowa koło stołu, przy którym reszta towarzystwa kończyła kolację i zniknął w swoim pokoju, trzaskając drzwiami, aż poleciały drzazgi.

*

Dzień rozpoczął się lekką mżawką. Po dziesiątej zaczęło się przejaśniać. Chmury odkryły niebo i pokazało się słońce.

Zdecydowali się wybrać na zakupy spożywcze. Dziewczyny zrobiły też rekonesans po straganach, zwłaszcza tych z ciuchami. Romek śmiał się, że licznik cyka, potrafiły trochę tam wydać.

Zbliżała się jedenasta.

Artur pomyślał, że jest zaledwie sto metrów od dworca kolejowego, więc mógłby tam zajrzeć. Tylko zerknie… Obiecał sobie, zaraz po powrocie do Łodzi pójść do dobrego psychologa. Coś w jego łbie zaczynało szwankować.

– Sprawdzę coś na dworcu – rzucił Zbyszkowi. – Spotkamy się za dwadzieścia minut w delikatesach.

Zniknął, nie czekając na pytania.

Zatrzymał się przed wejściem na peron, gdzie pod zadaszeniami czekała na pociąg spora grupa ludzi. Z miejsca, w którym stał, byli niewidoczni. Wśród nich musiała być złotowłosa ze swoim chłopakiem. Może jednak powinien się do nich przyłączyć?

Podejdzie do faceta i powie mu „Cześć, stary. To ja, nowy chłopak twojej dziewczyny. We trójkę będzie nam weselej, bo sami podobno się nudzicie”.

– Kurwa, ależ jestem imbecyl! Co ja tu w ogóle robię!

Zawrócił.

W tym momencie opadły biało-czerwone ramiona szlabanów.

Usłyszał nadjeżdżający od strony Helu pociąg. Uwielbiał ten widok, kiedy był dzieckiem. Ta fascynacja mu nie przeszła do tej pory. Chłopcy tak już mają do późnej starości. Ciężki, stalowy potwór wyskoczył zza zakrętu i z piskiem zaczął hamować, zbliżając się błyskawicznie do stacji.

Nagle…

Spod zadaszenia na peronie wystrzeliła czerwono-niebieska, dmuchana piłka. Poszybowała w kierunku nadjeżdżającego pociągu.

W pogoń za nią rzucił się mały chłopczyk, przebierając ile sił w krótkich nóżkach. Artur zamarł, po czym rzucił się biegiem na peron. Oby dziecko się zatrzymało. Nie miał szans zdążyć.

Za maluchem pojawiła dziewczyna.

Julia!

Była szybka jak wiatr.

Złapała wyrywającego się szkraba i trzymała w objęciach. Pociąg wyhamował i stanął. Wszystko trwało ułamki sekund.

W wagonach otworzyły się drzwi, ale grupa gapiów przyglądała się i komentowała zdarzenie, zamiast wsiadać. Artur podszedł bliżej. Wtedy dopiero go zobaczyła. Przerażenie w jej oczach zmieniło się w zdumienie. Nie odrywając od niego wzroku, wyprostowała się, nie wypuszczając rączki dziecka. Mały ryczał na cały głos.

– Moja piłeczkaaaaaa… aaaa…

Łzy tryskały mu jak z fontanny.

Ludzie wsiedli do wagonów. Peron opustoszał i zostali sami. Pociąg ruszył. Po chwili zniknął za zakrętem. Artur przeskoczył przez tory. Piłka leżała w krzakach po drugiej ich stronie. Przyniósł ją i podał małemu, który natychmiast przestał płakać i przycisnął skarb do siebie.

– Co się mówi? – przypomniała automatycznie Julia synkowi. Jeszcze nie mogła uwierzyć, że Artur tu jest. Czyżby…

– Zapomniałem. – Mały próbował się wymigać. Co szkodzi spróbować!

– Cwaniaczku! No, dalej. – Julia potargała mu czuprynkę.

– Dziękuję – wydukał, po czym nieśmiałość ustąpiła i rozgadał się na całego. – To jest piłka z batmanem. Baba mi ją kupiła, a dziadzia ją za to skrzyczał. Bo ona mi ciągle coś kupuje! A ja mówię o tym dziadzi i on jej robi awanturę, że znów wydała pieniądze! – Tak go to rozbawiło, że zaczął piszczeć ze śmiechu.

Julia patrzyła na małego z rozczuleniem. Potem przeniosła wzrok na Artura i ku jego zdziwieniu uśmiechnęła się, a nawet wydawała się czymś rozbawiona.

– Plotkarzu! – Poprawiła małemu koszulkę.

– Jesteś bardziej rozmowny niż twoja mama. – Artur patrzył na Julię z podobnym rozczuleniem, jak ona na synka.

– Masz na imię Hugo? – Wolał się upewnić, czy na pewno tylko o tym facecie mówiła.

Hugo pokiwał twierdząco głową.

– Twoje zaproszenie na wycieczkę jest aktualne? – skierował pytanie do Julii, ale odpowiedział mały.

– Tak, ktoś musi pilnować mojej piłki. – Podał mu swój skarb. – Trzymaj mocno i uważaj na nią! Nie eksperymentuj!

– Hugo! – oburzyła się Julia. – Zajmuj się własnymi rzeczami, skoro je zabierasz ze sobą!

– Przepraszam, mamo, że to mówię, ale jesteś taka głupia. Przecież widzisz, jakby się to przed chwilą skończyło!

Artur wybuchnął śmiechem. Dziecko umiało o siebie zadbać!

Mały wyjął z kieszeni krówkę. Odwinął z papierka i wpakował całą do buzi po krótkim stwierdzeniu „będę konsumował”.

– Hugo! – Julia zmarszczyła czoło. – Pan uratował twoją piłkę, a ty go nawet nie poczęstowałeś?

– To ja miałbym być głodny? – zapytał, podnosząc brewki, aż mu się zmarszczyło całe czółko. Niepogryziona, na razie, krówka wypychała jeden policzek.

– No ręce opadają! Skup się, nadjeżdża pociąg. Znów będziesz wył, że nie widziałeś. To już jest nasz pociąg, trzymaj mnie mocno za rękę.

Wsiedli i zajęli miejsca. Mały od razu przykleił się do okna.

– Czemu nie powiedziałaś, że to twoje dziecko? Spodziewałaś się, że przyjdę na randkę z twoim chłopakiem? – Artur musiał uporządkować to w głowie.

– Jedziemy z moim chłopakiem. Nie pytałeś o wiek.

– Odpowiedz.

– Nie... Nie spodziewałam się. Prawdopodobieństwo, że się zdecydujesz na trzyosobową randkę, było takie samo, jak możliwość, że wyschnie dziś woda w Bałtyku.

– Więc dlaczego to zrobiłaś? – nie mógł zrozumieć.

– Ja? Raczej powiedz, dlaczego ty jednak się zdecydowałeś? Bo przecież tu jesteś. – Okazało się, że umiała się śmiać. I to jak!

Zamurowało go. Miała cholerną rację! Nie mógł zachować powagi. Nie ona była wariatką, tylko on.

Ale szalona była. To akurat mu się podobało.

– Zaraz, ale dalej nie rozumiem celu. Chyba nie chciałaś mi udowodnić, że jestem debilem? Na to zbyt krótko się znamy.

Miała w oczach światło i… nadzieję?

– Kiedy rzeczy niemożliwe jednak się wydarzają, potrafią odmienić bieg zdarzeń. – Przeniosła wzrok na widok za oknem, nad czymś się zastanawiając. Podjęła decyzję i znów patrząc mu w oczy, dokończyła: – Chciałam, żebyś mnie nauczył zamieniać się w żywioł.

Artura wcisnęło w oparcie i pociemniało mu w oczach. Nie był pewien, czy mówiła o kite’ach.

– Dziewczyno… – pochylił się w jej stronę – powiedz to z uśmiechem.

– Nie uśmiecham się, kiedy mówię o rzeczach ważnych.

Znów musiał przyznać jej rację.

To naprawdę było coś!

*

Szli wolnym krokiem w kierunku cypla, gdzie wody Bałtyku łączyły się z zatoką. Po drodze zaliczyli lody i jeden pistolet na kulki. Hugo strzelał z niego do wszystkiego, co spotkał na drodze, wychylając się zza kolejnych krzaków i konspiracyjnie przeskakując od jednego do drugiego. Musiał być czujny, żeby nie dostać odłamkowym od wszędzie czającego się wroga. Zabawa całkowicie go pochłonęła. Mogli spokojnie rozmawiać.

– Nie mogę zrozumieć… – Artur obawiał się, że Julia potraktuje jego pytanie jako kurtuazyjne.

– Słucham.

– Dlaczego taka dziewczyna jak ty jest sama?

– Taka, to znaczy jaka? Mająca siedmioletnie dziecko?

– Nie. Taka, to znaczy piękna, zgrabna, inteligentna…

– Tylko tyle? – zażartowała.

– Nie. Jeszcze szalona, przyciągająca wzrok, seksowna…

– Dziękuję. Kiedy urodził się Hugo, miałam dwadzieścia dwa lata, jeszcze się uczyłam. Dwa lata na urlopie wychowawczym to był cudowny czas z małym, zupki, spacerki, lekarze. Kolejne dwa lata pracowałam w domu, żeby z nim być i patrzeć, jak się rozwija. To jest nie do odzyskania, jeśli się przegapi. Współczuję kobietom, które są zmuszone oddać dzieci do żłobka. Nie rozumiem tych, które to robią dobrowolnie. Hugo poszedł do przedszkola jako czterolatek, ale zostawał tam tylko do południa. Dopiero jako pięciolatek stał się pełnowymiarowym przedszkolakiem. Nie miałam sił na życie towarzyskie. Bywałam oczywiście tu i ówdzie. Paru krótkoterminowych chłopaków się przewinęło. Hugo zostawał wtedy z moimi rodzicami. Moja przyjaciółka Beata i jej mąż postawili sobie za cel, żeby mnie uszczęśliwić facetem. Nie wyobrażasz sobie, ile włożyli w to wysiłku.

Zaśmiała się na to wspomnienie.

– No i?

– Szkoda gadać. A przez ostatnie dwa lata pracuję w firmie korporacyjnej. Nie byłam zainteresowana propozycjami na krótkie dystanse. To nie dla mnie. Do długich nie ma kandydatów. Fajni są zajęci. Oferta internetowa mnie nie interesuje. Proste?

– Gdzie ojciec Hugo?

– Hugo nie ma ojca.

– Taki cud wydarzył się kiedyś w Betlejem. Myślałem, że to był pojedynczy przypadek.

– Artur… może kiedyś ci opowiem. Teraz twoja kolej.

– To znaczy?

– Czemu taki facet jak ty…?

– Ach, ok. Idźmy tym samym schematem. Taki, to znaczy jaki?

Myślał, że wprawi Julię w zakłopotanie, tymczasem ona zaczęła wyliczać, co zauważyła, odginając kolejne palce.

– Przystojny, z magicznymi oczami w kolorze burzowego nieba, pięknym profilem, wiecznie potargany, poruszający się jak sportowiec na bieżni, potrafiący zmieniać się w żywioł i mówić o tym tak, że powoduje dreszcze… nie chcesz więcej wiedzieć.

– Przeciwnie, bardzo chcę.

– Ale ja nie chcę mówić. Dobrze, jeszcze jedna cecha.

– Tak?

– Cudownie umiejący panować nad wściekłością. – Parsknęła.

– O czym mówisz?

– O twojej reakcji na moje wczorajsze zaproszenie.

– Zauważyłaś?

– Trudno było nie zauważyć, iskry strzelały z twoich oczu. Szczęki ci się zaciskały, jakbyś coś przeżuwał. Może wściekłość?

– A teraz co mam w oczach?

Julia się zmieszała.

– Najpierw odpowiedz na moje pytanie – ucięła prowokację.

– Będzie krótko. Żadnych dramatów, komedii, tragedii, może czasem mała farsa. Jestem wymagający. Nie spotkałem takiej kobiety, która by podbiła moje serce. – Po chwili uściślił: – Do tej pory.

– Więc aktualnie nie masz dziewczyny?

– Już mam. Stoi przede mną.

– Masz tupet.

Zawibrował telefon w jego kieszeni. Zbyszek.

– Kurwa, długo jeszcze mam w pieprzonych delikatesach czekać?

Artur złapał się za głowę. Zupełnie o nim zapomniał.

– Stary, przepraszam. Nie czekaj na mnie.

– Sperma na mózg ci padła? Wcześniej nie mogłeś powiedzieć? Gdzie ty w ogóle jesteś?

– Nie wkurzaj się. – Artur śmiał się prosto do słuchawki, doprowadzając tym Zbyszka do furii. – Jestem na Helu.

– Chyba na haju. Jak ty wreszcie jakiejś kobiety nie znajdziesz, to celibat do wariatkowa cię doprowadzi. Dla faceta to niezdrowe.

– Wariatkowo? – Artur był w świetnym humorze, Zbyszek wręcz przeciwnie.

– Naprawdę jesteś na Helu? – Zbyszek wrócił do konkretów.

– Naprawdę.

– A co tam robisz?

– Poznałem świetną dziewczynę.

– Na Helu? Tak sobie pojechałeś i od razu poznałeś?

– Nie, poznałem na molo.

– Na Helu nie ma mola.

– Ale w Jastarni jest.

– Mówiłeś, że jesteś na Helu. – Zbyszek próbował połapać się w tych zawiłościach, czego przyjaciel mu nie ułatwiał. Julia przysłuchiwała się rozbawiona.

– Zgadza się.

– Dobra, nie wierzę ci. Jak jesteś z dziewczyną, daj ją do telefonu, cwaniaczku. Twój kolega jest profesjonalistą i nie będzie go jakiś dupek w konia robił.

Artur spojrzał na Julię, a ona wyjęła mu aparat z ręki.

– Witaj, Zbyszku. Miło cię poznać.

Artur wyobraził sobie minę Zbyszka.

Po drugiej stronie słuchawki zapadło milczenie. Po długiej przerwie Zbyszek odzyskał głos.

– Jesteś kelnerką, a on coś zamawia, tak?

– Nie.

– A kim jesteś?

– Julia.

– Możesz dać Artura?

– Jasne. – Przekazała aparat.

– Kiedy wracasz?

– Jeszcze nie wiem, ale chyba wieczorem.

– Przyprowadź ją do nas, to uwierzę.

– Jeśli będzie miała ochotę.

– No to cześć. Powiedzą, że zmyślam. Ale gorąco, cały się spociłem. Czekaj jeszcze. Ładna chociaż?

– Widziałeś, jak z nią rozmawiałem na molo.

– Mówisz o tej blond lasencji? Zarwałeś taką babkę? Fiuuu… Najpierw całe lata nic, a potem od razu z górnej półki?

– Zbyszek, mam tryb głośnomówiący, pajacu. Do zobaczenia.

– Ups, cholera. Ale to był komplement. Daj ją do telefonu.

– Tak, Zbyszku? – Zakryła usta, żeby się głośno nie roześmiać, pocieszny był.

– Jak co złego, to nie ja. Pamiętaj, że to najlepszy facet, jaki się może trafić kobiecie. Poza mną, oczywiście. Przyjdziesz na kolację?

– Nie wiem…

– Czekamy. I nie stawaj za blisko mnie, bo moja dziewczyna jest zazdrosna o wszystkie osoby płci żeńskiej.

– Jest wyrozumiała, mogłaby być przecież o wszystko, co się rusza. Prawda?

– Coooo?

Artur wziął od niej słuchawkę.

– Jest nieprzeciętnie inteligentna. Ma takie samo zdanie, jak ja o Zuzie, chociaż jej nigdy nie widziała. Do zoba.

Zbyszek, snując się niemrawo, dołączył do reszty towarzystwa. Nadział się na nich już na ulicy Sychty, siedzieli w wiklinowych koszach plażowych i jedli lody. Mascarpone z malinami. Palce lizać! Romek opowiadał właśnie dowcip z ich podwórka zawodowego.

– W sądzie toczy się sprawa o gwałt. Sędzia zadaje pytanie „Czy świadek widział sam fakt?”. Świadek odpowiada: „Nie, sam fakt był już w środku”.

– Ha, ha… A znacie ten? – Waldek oddał swoje lody Jolce. – Katechetka na lekcji religii: „Teraz dzieci dowiecie się, jak powstał pierwszy człowiek”. Na to Jaś podnosi rękę. „Proszę pani, ja wolałbym dowiedzieć się, jak powstał trzeci człowiek”.

Kiedy przestali się śmiać, zauważyli Zbyszka.

– Gdzie przepadłeś na tak długo? – Zuza nie byłaby sobą bez kontrolowania.

– Czekałem na Artura.

– I gdzie on jest?

– Na Helu. Właściwie w Helu. Mówi się w Helu czy na Helu? – podrapał się po głowie i uzupełnił wiadomość. – Z dziewczyną.

– Czyją?

– Swoją.

– Przecież on nie ma dziewczyny – nieśmiało zaprotestował Roman. – Wczoraj nawet o tym rozmawialiśmy.

– Dziś już ma. Poznał na molo.

– Zaraz – Mariola potarła czoło – na Helu nie ma mola. Jest tylko port.

– Na molo w Jastarni. – Zbyszek cierpliwie przekazywał świeżo zdobyte informacje.

– Mówiłeś, że jest na Helu.

– No tak. Ale poznał ją na molo w Jastarni, a pojechali na Hel razem.

– Aha. A po co? – Jola cały czas nie miała jasności sytuacji.

– O to nie zapytałem.

– To idziemy pływać? – Waldek uznał temat za skończony.

– Zaprosiłem ją na kolację na wieczór.

– Obcą kobietę? – Zuza wzięła się pod boki i przyjęła wojowniczą postawę.

– Dziewczyna mojego najlepszego kumpla nie jest dla nas obcą kobietą. – Zbyszek spojrzał na nią chłodno, licząc że się opamięta. – I wszyscy chcemy ją poznać i przyjąć do naszej paczki, tak?

– Proszę, proszę. Ładna?

– To może z takiej okazji coś ekstra podszykujemy? – zaproponowała Jola. – Ja mogę zrobić jajka faszerowane, ty Mariola robisz pyszną rybę po grecku. Co myślicie?

– Super. – Chłopakom zawsze pasowały takie pomysły. Dobra kolacyjka była zawsze mile widziana.

– To idźcie pływać, ja pójdę po produkty. – Mariola wstała.

– Pójdę z tobą i pomogę ci zabrać. – Romek też się podniósł. – To nara.

Artur wybudował z piasku potężny zamek z fosą. Hugo podkopywał tunele. Dokupili na plaży wiaderko i łopatkę, chociaż i bez tego świetnie by sobie poradzili z budową. Mały zanosił się śmiechem i szalał, a Artur musiał przyznać, że dawno się tak dobrze nie bawił. Spojrzał na Julię. Leżała na brzuchu, podpierając brodę i obserwowała ich z dziwnym rozmarzeniem. Kostium złożony z dwóch wąskich, czarnych pasków materiału połączonych na plecach skrzyżowanymi tasiemkami, był bardziej dekoracją niż okryciem. Jednak czasem go nosiła.

– Spytam o coś twoją mamę. Przebij tunel pod zaporą, ja zaraz wrócę.

– Dobra. – Mały rzucił się na kolanka i zaczął wygrzebywać dziurę, którą natychmiast zalewały fale.

Artur usiadł na piasku obok Julii. Przewróciła się na plecy, żeby go lepiej widzieć.

– Że też jestem nad morzem już drugi tydzień, a to dopiero mój pierwszy zamek. No, ale wcześniej księżniczki nie było...

Położył dłoń na jej ugiętym kolanie, gorącym i zapiaszczonym. Strzepnął piasek, pod spodem była opalona, gładka skóra. Rzucił się na piasek obok Julii.

– O czym myślisz? – Patrzył w jej przymrużone oczy.

– O tobie.

– A co?

– Przysuń się bliżej, to ci powiem.

Podjechał na łokciach, aż zetknęli się ramionami.

– Słucham.

– Budujesz ładne zamki z piasku.

– Tylko tyle? – Był zawiedziony.

– Nie, nie tylko… ale tylko to nadaje się do powtórzenia. – Roześmiała się.

– Zaintrygowałaś mnie…

– Artur, most gotowy, tylko woda mi go zawaliła. – Mały przybiegł usmarowany piaskiem na buzi.

– Wiesz co, Hugo?

– Co?

– Twoja mama jest chyba najładniejszą dziewczyną na całej plaży.

– I w całym przedszkolu też, i na świecie. I w kosmosie! Oj... Wiaderko mi wiatr porwał! – Rzucił się w pogoń.

– Przelicytował cię. – Julia zaśmiała się i usiadła po turecku. Artur objął ją ramieniem.

– Zostaniemy tu do końca świata? – zaproponował.

– Marzyciel. Gorzej, utopista.

Zadzwonił telefon.

– Na kolację jaja faszerowane, ryba po grecku, bułeczki i sałatka. O której będziecie? – Radosny anons Zbyszka przerwał romantyczny nastrój.

– Fiuu… a o której mamy być?

– Na ósmą może?

– Jest z nami nieletni. Przygotujcie na siódmą.

– Nieletni? – Zbyszek musiał przetrawić tę informację. – A jak bardzo nieletni, bo może mleko trzeba dokupić?

– Mają kupić mleko?

– Nie, dziękuję.

– Na wszelki wypadek kupcie – zarządził Artur. – Nara.

– Ile was tam jest? Chyba będę musiała się jakoś przebrać – zaniepokoiła się Julia.

– Trzech facetów z dziewczynami i ja. Ze Zbyszkiem i Romkiem pracujemy razem w kancelarii adwokackiej ojca Zbyszka. Romek jest ze swoją dziewczyną, Mariolą. Jest pielęgniarką. Waldek skończył prawo razem z nami, ale jest radcą prawnym na uczelni. Jego dziewczyna, Jola, jest chemikiem. No a Zuza… to zakała grupy. Jest od roku dziewczyną Zbyszka i rozpieprza nam atmosferę.

– Może lepiej pójdziesz tam sam? Nie wszyscy lubią małe dzieci na kolacji.

– Myślisz, że dla mnie takie frykasy przygotowali? Na co dzień otwieramy puszki albo jemy wędzone ryby.

– Jesteś pewien…

– Na którą jest bilet do fokarium?

Spojrzała na godzinę.

– Zbierajmy się pomału. Jeszcze zostało sporo czasu, ale będziemy się zatrzymywać przy wszystkich bunkrach i stanowiskach przeciwlotniczych, to trochę potrwa.

– Nie mam nic przeciwko temu, też mam na co popatrzeć.

– Obyś się nie znudził.

Znów telefon, tym razem Julii.

– Tak, Marcin. Co się dzieje?

– Rzeczoznawca sanepidu nie chce podpisać. O jeden zlewozmywak za mało. Podobno to wstępnie uzgodniłaś?

– Ile jest w sumie?

– Trzy i umywalka.

– Marcin, wiesz przecież, że rzodkiewek i pieczarek nie można myć w tym samym zlewie. Daj drugi na ciągu z prawej strony.

– Mam tam tylko sto dwadzieścia centymetrów wolnych na końcu blatu, w tym zlew osiemdziesiątkę. To zostało czterdzieści.

– Wyrzuć osiemdziesiątkę i daj dwie sześćdziesiątki. Póki pamiętam, zamień kolejność urządzeń, musi wejść dodatkowa lodówka. W górnej szufladzie szkic, który z panią Okulską uzgodniłam.

– Dobra, widzę…

– Jeszcze coś?

– Nie, baw się dobrze.

Odłożyła telefon z westchnięciem.

– Przepraszam, to z pracy. Dzięki telefonii komórkowej jesteśmy cały czas na smyczy.

*

– Czytałeś list od Julii? – Anna wkładała naczynia do zmywarki. Jan dopijał kawę po obiedzie.

– Nie, kiedy przyszedł?

– Dziś, uśmiałam się. Twój wnuczek ma jak zwykle głęboko filozoficzne refleksje, nie wiem, skąd on je bierze.

Jan wyjął list z koperty.

– Cieszę się, że Jula stosuje jeszcze tak tradycyjną formę korespondencji, dziś listy to relikt.

– Zapisuje powiedzonka Hugo, lubi to robić na bieżąco. Ona chyba w ogóle lubi pisać. Poza tym musi się czymś zająć.

– Nikogo tam nie poznała?

– W sąsiednim pokoju jest małżeństwo z dziewczynką w wieku Hugo. Wymieniają się co drugi dzień opieką nad dziećmi. A i dzieciaki, jak są razem, to się nie nudzą i jest spokój. Co drugi dzień od obiadu do kolacji Jula bierze dwójkę, co drugi oni. Mają wtedy wymiennie trochę czasu dla siebie, zawsze to jakieś rozwiązanie.

– Wolałbym, żeby jakiegoś sensownego faceta spotkała.

– Pewnie i ona by wolała. Poczytaj, ja wrzucę pranie, trochę się zebrało.

Kochana mamo i tato!

Pogoda bez zarzutu.

Hugo miał dziś przemyślenia egzystencjalne. Moją informację, że żółwie żyją bardzo długo, skomentował: „Wiem, więcej niż my. Ale jak będziemy bardzo ostrożni, to będziemy długo żyli”.

Drogę zniósł świetne, dopiero pod koniec narzekał, że go „boli poślad”. Pierwszego dnia zrobiliśmy rekonesans po straganach, wszystkie jego myśli zajmuje pistolet kulkowy i karabin oraz konflikt tragiczny (nie ma dobrego rozwiązania), czy ma się zdecydować na jakąś broń, czy też maskotkę suma. Sum, bagatela, 75 złotych.

Już pierwszego dnia pobytu zażądał, że natychmiast po śniadaniu (skoro uparłam się, że jest konieczne) lecimy na plażę, ale drogą koło sklepu z pistoletami, gdzie jeden miał już upatrzony. Po drodze minęliśmy bliższy sklep z zabawkami, gdzie Hugo zajrzał na wszelki wypadek i sympatyczny sprzedawca namówił go na „najlepszy pistolet dźwiękowy”, jaki wyprodukowano. Akurat szczęśliwym zbiegiem okoliczności, on go miał. Trzydzieści pięć zeta prysnęło z Hugowej portmonetki, ale było warto. Wyszedł szczęśliwy i na najbliższą godzinę miał zaspokojony apetyt na zabawki.

W Jastarni jest wystawa strojów i wyposażenia wojskowego.

– To będziesz mógł kupić coś dla dziadzi.

– Oj! – Zrobił zbolałą minę, brewki mu pod grzywkę podjechały. – Ale to za moje pieniądze bym musiał!

Zaraz się rozpogodził.

– Jednak mu kupię, bo pan mi przecież resztę wyda. (Z tych dwudziestu zeta, co mu zostały – ha, ha).

Pomyłka w prognozie, pistolet na godzinę nie wystarczył. Po ostrzelaniu przechodniów zza parkujących samochodów, odkrył że nie osiągnął pełni szczęścia. Po trzeciej wizycie w sklepie z pistoletami, ten okazał się niewystarczający.

Zjeżdżalnia dmuchana, jako następna atrakcja, miała na celu upuścić mu trochę energii. Nic bardziej mylnego. Piętnaście minut wspinania się na górę w pełnym upale spowodowało jedynie, że pozdzierał skórę na łokciach i kolanach.

Obok szambiarze opróżniali wężem toy-toy. Naszła go refleksja egzystencjalna.

– Śmieciarze to mają przesrane, nigdy nie mają wolnego.

Na obiedzie poprosiłam, żeby zjadł mięsko i buraczki.

– Muszę posłuchać mojego beka, bo mi list przesłał.

Wyobrażacie sobie taki tekst w ustach słodkiej dziewczynki z różowymi kokardami?

W drodze powrotnej dokupił pistolet na kulki za kolejne dziesięć zeta, kulek do niego było dziesięć. Po drodze zgubił większość. Na podwórku zgubił resztę.

Po kolacji poszliśmy dokupić pojemnik z samymi kulkami, siedem zeta.

Wracaliśmy plażą, ale doszliśmy tylko do najbliższego wyjścia, bo zalała go fala do kolan. Był w spodniach, butach i skarpetach, piach był już zimny. Obraził się strasznie.

– Cały czas mi mówiłaś, że fala może mnie niespodziewanie zalać! I przez to mnie zalała. Przez ciebie!

Sprawa suma na razie nierozwiązana.

Obiady pyszne, słońce świeci, całujemy.

Julia i Hugo.

Ich wnuczek był indywidualistą.

– Siedmioletni mężczyzna, który ma poważne refleksje, mały filozof. – Zaczęli się zaśmiewać. – A teksty, które wychodzą z jego ust, sugerują że w poprzednim życiu był wybitnym naukowcem i został mu sposób wysławiania się z tamtego okresu.

*

Do Jastarni wracali przepełnionym pociągiem. Za to piętrowym. Hugo był szczęśliwy, bo od dawna o tym marzył. Zrobiło się późno. Zdecydowali, że pójdą prosto na kolację. Mały był skonany po całodziennej wycieczce i emocjach. Artur wziął go na barana. Przyjaciele już na nich czekali. Artur przedstawił Julię. Uświadomił sobie, że nie zna jej nazwiska.

– Julia Kort – witała się ze wszystkimi.

Artur spojrzał na zdumioną minę Zbyszka i musiał się roześmiać.

– Byłem pewien, że zmyślasz! – Zbyszek klepnął go w plecy. – Niech mnie. Julia, mam nadzieję, że nie gniewasz się za moje niewybredne… hm… komentarze?

– Były bardzo miłe.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: