Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Sto lat temu europejską wojnę nasi przodkowie przyjęli jako szansę. Jej etapy niosły Polsce nieszczęścia, ale finał drogi - od niebytu do samostanowienia - okazał się radosny. Piłsudski wskrzeszał kraj, tworząc jego wojsko, każdy sojusz z czasów wojny mógł skończyć się tragicznie. Rok 1918 przyniósł jednak niepodległość. Przedstawiamy polskie dążenie i determinację w odzyskiwaniu podmiotowości narodowej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 393
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
XX WIEK. ZBLIŻENIA
POLSKI WIR I WOJNY
1914–1918
OPRACOWAŁA
Agnieszka Dębska
WARSZAWA 2014
Copyright by Ośrodek KARTA, 2014
ISBN 978-83-64476-21-1
WYBÓR I OPRACOWANIE, KOORDYNACJA: Agnieszka Dębska
WSPÓŁPRACA REDAKCYJNA: Marta Markowska, Marcin Czajkowski
KONSULTACJA HISTORYCZNA: prof. dr hab. Andrzej Chojnowski
KWERENDY TEKSTOWE: Marcin Czajkowski, Artur Kłus, Dorota Kruk, Małgorzata Kudosz, Patryk Makulski, Emilia Matuszewska, Emilia Wileńska-Skwarzec, Monika Żyła oraz zespół albumu Rok 1918. Odzyskiwanie Niepodległej (2008)
IKONOGRAFIA: Karolina Andrzejewska
PROJEKT OKŁADKI I OPRACOWANIE TYPOGRAFICZNE: to/studio
SKŁAD: Tandem Studio Piotr Suwiński
ZDJĘCIA NA OKŁADCE: s. I – Patrol 1 Pułku Ułanów Legionów Polskich, 1915. Fot. Centralne Archiwum Wojskowe; s. IV – Ułan z 1 Pułku Ułanów, 1915. Fot. Biblioteka Narodowa
OŚRODEK KARTA: ul. Narbutta 29, 02-536 Warszawa, tel.: (+48) 22-848-07-12, fax: (+48) 22-646-65-11, e-mail: ok@karta.org.pl, www.karta.org.pl
DOFINANSOWANO ZE ŚRODKÓW MINISTRA KULTURY I DZIEDZICTWA NARODOWEGO
PARTNER PROJEKTU:
PROJEKT WSPARLI: Zbigniew Janeczko, Arkadiusz Piotr Lenartowicz, Maciej Pilichowski, Janusz Prusiński, Kancelaria Adwokacka Stanisław Gawiński
Skład wersji elektronicznej:
Virtualo Sp. z o.o.
Pierwsza wojna to nie prehistoria. Chociaż nikt z nas jej nie pamięta, wyrastamy wprost z jej dylematów i rozstrzygnięć. Przed stu laty zaczęliśmy zbiorowo określać swój stosunek do potencjalnego państwa; do sąsiadów-zaborców – w sytuacji, gdy fakt, że byli najeźdźcami, zdawał się już nieco blednąć; do własnych wizji lepszej przyszłości. Polacy gotowi byli się wtedy zgodzić, że bez wojny nie będzie Rzeczpospolitej, a zatem – że wojna nie jest tylko złem. Stanęli jednak wobec najcięższego doświadczenia.
Ta wojna to przełom polskiego losu. Wcześniej przemielany na drobne, inaczej przez każdego z zaborców, po jej zakończeniu – ruszył po ponad stuleciu, gwałtownie zbierając swe drobiny w spójną całość. Gdy teraz, od 25 lat, Polska niepodległa może w nieskrępowany sposób dookreślać swą tożsamość, powinna wracać do poprzedniego ćwierćwiecza (1914–39), w którym nasi przodkowie wykuwali ją z zaborczej nierzeczywistości. Wykuli tak, że przetrwała i II wojnę, i Peerel – długie półwiecze osłabiających ją ideologii.
W sensie militarnym I wojna dla Polski była wyłącznie nieszczęściem – niosła kataklizm: śmierć, wypędzenie, ruinę. Polski żołnierz, nowa jakość po poprzednim stuleciu, to – przy nawet wzorcowej waleczności – byt raczej symboliczny. Choć każdy ówczesny sojusz, w imię którego walczył, był dwuznaczny, skuteczność bitewna działała jednak na rzecz postulowanej państwowości. Finalnie rozstrzygał o niej wymiar społeczny i polityczny wojny – determinacja w zbiorowym zdobywaniu podmiotowości narodowej. Z niej narodziło się państwo.
Przedstawiamy kluczowe dla współczesnej Polski lata 1914–18, widziane przez tych, którzy określili nastające potem, nasze wspólne stulecie. Zbiorowy polski dziennik tamtego czasu prowadzi przez kolejne etapy rzeczywistości wojennej; na naszych ziemiach wyznaczała swe pola bitewne, ale też – w następujących po sobie odsłonach – inaczej zapowiadała możliwe odrodzenie kraju. To, jak przeszliśmy przez te etapy i w jakiej kondycji zamknęliśmy tę zwycięską dla nas wojnę, przesądziło i o dwóch dekadach wolności, i o następnych – zniewolenia.
Polska wracająca do niepodległego bytu, jako sojusznik zwycięzców w 1918 roku – to nie była sytuacja oczywista ani nawet prawdopodobna. Decydowały i warunki zewnętrzne, na które umieli wpłynąć polscy przedstawiciele na Zachodzie, i determinacja w kraju, gdzie wymęczenie wojną nie osłabiło woli samostanowienia. Wielkie zawirowanie lat wojennych, w którym mieszały się polskie racje i które stawiało Polaków nie tylko z bronią po przeciwnych stronach frontów, ale też w niejednym konflikcie ideowym czy politycznym – przyniosło w końcu wspólne formowanie Niepodległej.
Dzisiaj I wojna światowa, jak zresztą każda wojna przeszła lub możliwa, jawi się nam, współczesnym, jako skończone zło. Polacy w III Rzeczpospolitej nie mogliby raczej dostrzec w jakiejkolwiek potencjalnej wojnie czegoś dobrego. Żyjemy w pokoju, coraz bardziej doceniając zanikanie (mimo patologicznych epigonów) wściekle-agresywnego oblicza ludzkości. Warto pojąć, dlaczego sto lat temu – przed II Rzeczpospolitą – było inaczej, a w europejskiej wojnie przodkowie widzieli szansę także dla nas, potomnych.
Zbigniew Gluza
Niepodległość Polski nie jest chimerą poetów i nie jest punktem partyjnego programu, lecz jest powietrzem żywotwórczym, bez którego płuca polskie nie mogą oddychać […]. Musimy wszyscy […] odwrócić się od myśli, że sprawę Polski można wyżebrać, wyszachrować, wyczekać.
Stefan Żeromski
LICZNE KRYZYSY, KTÓRE WSTRZĄSAŁY EUROPĄ W PIERWSZYCH LATACH XX WIEKU (W TYM – DWIE WOJNY BAŁKAŃSKIE, W 1912 I 1913 ROKU), ZAPOWIADAŁY NADEJŚCIE POWAŻNIEJSZEGO PRZESILENIA. NA ZIEMIACH POLSKICH – PODZIELONYCH NA ROSYJSKIE KRÓLESTWO POLSKIE, AUSTRIACKĄ GALICJĘ I NALEŻĄCĄ DO PRUS WIELKOPOLSKĘ – OCZEKIWANO GO Z NIEPOKOJEM, ALE I NADZIEJĄ, ŻE KONFLIKT POMIĘDZY DOTYCHCZASOWYMI ZABORCAMI STWORZY WARUNKI DO ODBUDOWY NIEPODLEGŁEGO PAŃSTWA. TO, W OPARCIU O KTÓREGO Z ZABORCÓW TEJ ODBUDOWY BĘDZIE MOŻNA DOKONAĆ, STANOWIŁO PRZEDMIOT POLITYCZNYCH SPORÓW POMIĘDZY PROROSYJSKO NASTAWIONYMI NARODOWYMI DEMOKRATAMI, A PROAUSTRIACKĄ LEWICĄ NIEPODLEGŁOŚCIOWĄ. Z TĄ OSTATNIĄ POWIĄZANE BYŁY DZIAŁAJĄCE W GALICJI ORGANIZACJE PARAMILITARNE (LICZĄCE KILKANAŚCIE TYSIĘCY CZŁONKÓW) – W TYM ZWIĄZEK STRZELECKI POD WODZĄ JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO.
ˆˇˆˇ
Janusz Nowina w artykule Niepodległość i całokształt prac dla niej w miesięczniku „Rzeczpospolita”:
Jest już moment ku temu ostatni, że w międzyakcie tragedii dziejowej, który przeżywamy obecnie, nim zagrzmi znowu huk dział, podjąć winniśmy trudną, ale konieczną pracę myśli, spojrzeć w oczy problemowi, który jest problemem bytu lub niebytu narodu polskiego i starać się go rozwiązać myślowo, zanim przystąpimy do szeroko ujętej i poważnej akcji.
[…]
Idea niepodległości winna być duchem przenikającym i ożywiającym wszystko, co na ziemi polskiej istnieje. Inaczej pojedyncze gałązki przejawów życiowych schnąć muszą lub wykrzywiać się w kierunku zgubnych kompromisów.
Warszawa, styczeń [179]
Płk Juliusz Rómmel (Polak, oficer armii rosyjskiej):
Początek roku 1914 był pod względem politycznym bardzo niespokojny. Na Bałkanach zbierały się chmury, cała Europa przysłuchiwała się i odczuwała zbliżającą się burzę. Dyplomacja austriacka szła na całego, aby móc znaleźć jakieś powody do zagarnięcia całej Serbii, liczyła na to, że Rosja nie odważy się na wojnę, wiedząc, że za Austrią stoją Niemcy, związane z nią sojuszem wojskowym.
Petersburg [178]
Z artykułu w „Kurierze Poznańskim”:
„Ideologia” p. [Władysława] Studnickiego i Komisji Tymczasowej* orzeka, że jedynym naszym odwiecznym wrogiem – Rosja; z Prusami należy zawrzeć przymierze, odwracając ich instynkty zaborcze od ziem polskich, a skierowując ich ekspansję ku zagadnieniom tzw. bliskiego wschodu. Kto tej ideologii nie uznaje, ten moskalofil, ten zdrajca i z tym załatwi się Komisja Tymczasowa, skoro wybije godzina.
Zaprawdę, nie oddawaliśmy i nie oddajemy się złudzeniom co do Rosji, jej rozumu politycznego i jej intencji wobec narodu polskiego. Ale niezależnie od tego musimy orientację Komisji Tymczasowej i jej „historyka” p. Studnickiego nazwać bezmyślnym nieuctwem.
Dziecko, uczące się po raz pierwszy dziejów Polski – Polski przedhistorycznej, państwowej i porozbiorowej, musi odczuć i zrozumieć, że odwiecznym wrogiem polskości jest przede wszystkim świat germański; wrogiem czyhającym od zachodu na naszą zagładę już wówczas od dawna, gdy niebezpieczeństwo wschodnie w ogóle jeszcze nie istniało, wrogiem stokroć mędrszym, systematyczniejszym i, nie wahajmy się powiedzieć, groźniejszym, wrogiem otaczającym nas ze wszech stron mocnym koliskiem intryg i czuwającym bez wytchnienia nad tym, by w kleszcze ujęty był nie tylko żywioł polski w państwie pruskim, lecz cały naród polski, gdziekolwiek oddycha, pracuje, żyje.
Poznań, 10 stycznia [109]
Józef Piłsudski, „Mieczysław” (Komendant Główny Związku Strzeleckiego) w rozkazie do komend miejscowych Związku Strzeleckiego:
Pięćdziesiąt [51] lat temu ojcowie nasi w ciemną noc styczniową zerwali się do tej walki, do której i my, ich synowie, się sposobimy. Rocznica najbliższego w czasie i tym droższego naszemu sercu, że przez tchórzostwo polskie tyle hańbionego i ośmieszonego boju, nie powinna w naszych szeregach minąć bez śladu.
Rozkazuję przeto, co następuje:
1. Wszystkie podwładne mi organizacje strzeleckie mają w ciągu tygodnia, w którym przypada dzień 22 stycznia, odbyć nocne ćwiczenia styczniowe.
2. Zbiórka winna być wszędzie przeprowadzona w sposób mobilizacyjny, czyli że w noc wybraną przez komendę miejscową oddział ma być niespodzianie zmobilizowany dla ćwiczenia.
3. Specjalna uwaga winna być zwrócona na szybkość i sprawność mobilizacyjną. Pamiętać należy, iż od takiej właśnie sprawności zależy najczęściej powodzenie przedsięwzięć powstańczych. Pamiętać należy, iż w noc, której pamięć czcić mamy, nieudały wynik działań zbrojnych spowodowany został w znacznej mierze niesprawnością mobilizacyjną spiskowych, których czwarta część zaledwie stawiła się na punkty zborne!
Lwów, 12 stycznia [165]
Z artykułu w „Kurierze Lwowskim”:
Największym brakiem współczesnej Polski jest brak ludzi czynu, to jest samodzielnych, twórczych organizatorów życia polskiego w różnych dziedzinach. […]
Brak ludzi czynu ściśle się łączy z brakiem własnej organizacji państwowej, bo tylko własne państwo może być kolebką normalnie rozwijającego się społeczeństwa. Naszą niewolę polityczną może każdy wyczytać z twarzy Polaka, która nie jest obliczem wolnego człowieka. Piętno niewoli odbija się na naszej twarzy, w tempie naszego życia, w sposobie myślenia i odczuwania. Niewola zabija, dezorganizuje i podli, niewola wychowuje przeciętny typ człowieka biernego, uległego, skarżącego się, a taki typ jest antytezą człowieka czynu, który musi mieć szeroki oddech i szeroki obszar działania. […]
Jedną z największych wad naszego wychowania, nie tylko szkolnego, ale i obywatelskiego, jest zbyt daleko posunięta kuratela nad człowiekiem. U nas rozwijająca się indywidualność człowieka musi być od samego początku wtłoczona w pewien ściśle określony szablon, poza który wyjść nie wolno, bo inaczej popełnia się grzech śmiertelny przeciw „przepisom” szkolnym, kościelnym, urzędowym… […]
Ta nieszczęsna kuratela, ciążąca nad całym naszym życiem, zabija nam ludzi czynu jeszcze w wieku młodzieńczym. Ulubionym typem w naszych szkołach jest istota pokorna, biernie spełniająca wolę „przełożonych”, miernie zdolna, ale za to idealnie „podkuta” i mająca wszelkie kwalifikacje na przyszłą miernotę życiową, dla której idealną formą bytu będzie „automatyczny awans”.
Lwów, 24 stycznia [96]
Aleksander Skarbek (wiceprezes Koła Polskiego** w parlamencie austriackim) w wywiadzie dla berlińskiego dziennika „Die Zeit”:
Obecnie polityka rządu rosyjskiego żadną miarą nie wskazuje, jakoby miano w jakikolwiek sposób zmienić kurs dotychczasowy, zmierzający do uciskania Polaków. […] Dążność zrusyfikowania wszystkiego odbija się najwyraźniej w szkolnictwie. W Królestwie Polskim nie ma uniwersytetu polskiego. Nie ma gimnazjów państwowych z językiem wykładowym polskim. Szkoły ludowe są rosyjskie. […] Na Litwie i w guberniach małoruskich zakazano udzielania prywatnej nauki polskiej. Każdy, kto przekracza ten zakaz, ulega surowym karom. Także w dziedzinie kościelnej powtarzają się liczne prześladowania. Rząd rosyjski dąży do szkodzenia żywiołowi polskiemu na każdy możliwy sposób pod względem gospodarczym. […]
O jakiejkolwiek autonomii w Królestwie Polskim nie można mówić. Prawda, że istnieje zamiar udzielenia samorządu miastom, ale językiem urzędowym ma być wyłącznie rosyjski. […] Austria posiada sympatie wszystkich Polaków, Rosja natomiast takich sympatii nie posiada. Sympatie dla Austrii były w Królestwie Polskim nawet bardzo wielkie. Niestety polityka pruska przeciwko Polakom w Poznańskiem doprowadziła do tego, że sympatie w Królestwie Polskim odnośnie do sprzymierzonej z Prusami Austrii także nieco ochłodły. Polacy w Galicji umieją doskonale cenić wartość państwa konstytucyjnego, opierającego się na sprawiedliwości i uznaniu praw narodowych. Nie ma żadnego stronnictwa, które mogłoby wzdychać do państwa tak niesprawiedliwie rządzonego, jak Rosja.
Wiedeń, 4 lutego [110]
Z artykułu w „Ilustrowanym Kurierze Codziennym”:
Naprężenie niemiecko-rosyjskie! Tym alarmem rozbrzmiewają dziś niemieckie dzienniki, a alarm ten budzi w świecie politycznym, przede wszystkim w Niemczech, wielki niepokój. Niepokój uzasadniony. Gdy się zważy na nadzwyczaj zażyłe stosunki rosyjsko-niemieckie, wzmocnione nawet pokrewieństwem dynastii; gdy zwróci się uwagę na kierowniczą rolę, jaką w polityce rosyjskiej odgrywał Berlin, to nawet wieść o oziębieniu pomiędzy Niemcami a Rosją mogłaby budzić uzasadnione zdumienie. Obecnie zaś nie ma już mowy o oziębieniu, lecz o – naprężeniu wzajemnych stosunków dwóch przyjaciół serdecznych, cara Mikołaja i cesarza Wilhelma.
[…] Tam zaś, gdzie starcie takie istnieje, można oczekiwać rzeczy najgorszych, najniebezpieczniejszych, nie wyłączając nawet możliwości konfliktu zbrojnego. Taki konflikt pomiędzy Rosją a Niemcami nie mógłby nie podważyć pokoju ogólnoeuropejskiego. […]
Rozumie się, o ile by starcie to nastąpiło, byłoby ono wielkim postrachem, wielkim niebezpieczeństwem dla zbrojącej się od stóp do głów Europy. Byłaby to jedna z tych groźnych hekatomb, które pozostawiają głęboki ślad w historii świata. Dla nas jednak byłaby ona mniej straszna. Przeciwnie – otworzyłaby ona przed nami nowe horyzonty nadziei, gdyż nie uścisk serdeczny dwóch zaborców, ale ich jak najostrzejsze starcie daje nam szanse zabrania głosu w naszej sprawie, podjęcia odbudowy Polski niepodległej.
Kraków, 7 lutego [187]
Józef Piłsudski podczas odczytu O polskim ruchu strzeleckim:
Naród polski widzi w całej rozciągłości swą bezsilność wobec perspektywy wojny, która miała być stoczona na jego ziemi i która wydać go miała na łup Austrii i Rosji. Tragedia jego przeznaczeń, skazująca go na pokaźne zwiększenie szeregów wojskowych trzech zaborców, może także postawić jego synów naprzeciw siebie we wrogich szeregach. Okropność tej wizji, w sposób o wiele drastyczniejszy niż wszelkie argumenty logiczne, rozstrzyga o rozwoju organizacji wojskowych. Liczba ich szybko wzrasta, a znaczenie uwydatnia się coraz bardziej. Jeśli z początku opierały się one przeważnie na młodzieży inteligenckiej, to obecnie znajdują zwolenników we wszystkich odłamach społeczeństwa, zwłaszcza wśród ludności robotniczej i wiejskiej. Zyskując dla swej sprawy te elementy, stanowiące 7/8 członków, zdobyły podstawy mocne i pewne – i stają się siłą, z którą odtąd trzeba się będzie liczyć.
[…] Rozwój przygotowań wojskowych dał już efekty pozytywne, nieulegające wątpliwości: stanowi dla naszego kraju pewną wartość na rynku politycznym Europy, z którego kwestię polską po upadku powstania 1863 roku bezlitośnie wykreślono. […] Jedynie miecz waży dziś coś na szali losu narodów. Naród, który chciałby przymknąć oczy na tę oczywistość, przekreśliłby bezpowrotnie swą przyszłość. Nie wolno nam być takim właśnie narodem. Inicjatorzy ruchu wojskowego wskazali krajowi drogę, którą należy kroczyć. Lecz ostateczny rezultat zależy całkowicie od intensywności zbiorowego wysiłku, od czynnego i uporczywego współdziałania całego narodu.
Paryż, 21 lutego [161]
Z korespondencji z Wiednia w „Dzienniku Poznańskim”:
Wiadomości o próbnej mobilizacji w Rosji wywołują tu głębokie zaniepokojenie. Już onegdaj w „Kölnische Zeitung” ogłoszony artykuł wywarł niezwykłe wrażenie, bo po raz pierwszy – jak zauważono – inspirowany organ niemiecki wyraźnie wypowiedział, że zbrojenia rosyjskie kierują się przeciw Niemcom. Dotąd taktyka prasy niemieckiej bywała konsekwentnie inna. Niemcy stawały zawsze w pozie opiekuna Austro-Węgier, utrzymywały fikcję, że ich własny stosunek do Rosji jest jak najlepszy, a wszystkie rosyjskie zbrojenia godzą tylko w Austrię. […] Dziennik niemiecki przyznał, że Niemcy bronić muszą własnej skóry.
Wiedeń, 4 marca [37]
Michał Sokolnicki (członek władz Związku Strzeleckiego, współpracownik Józefa Piłsudskiego):
Opinia w Austrii pragnęła pokoju i – nastrajana umyślnym tumanieniem prasy – jeszcze bardziej łudziła siebie samą sztucznym pacyfizmem; opinia polska w Galicji szła na ogół za opinią Wiednia. Opinia polska w zaborze rosyjskim chciała za wszelką cenę pokoju i modliła się o pokój, mając sobie wmówione przez deklamatorów rodzimych i przez celowe podszepty obce, że wojna oznacza nowe podziały i ostateczną zgubę Polski. Co gorsza, takież przedwczesne pokojowe zapowiedzi, sztuczne nastroje, oparte na fałszywych danych, szerzone były przez Wiedeń na użytek kół politycznych polskich. W ten sposób większość źródeł, z jakich się czerpało informacje czy wymierzało oznaki nadchodzącego czasu, myliła i nastawiała fałszywie. Nastroje tej zdradliwej nieprawdy udzieliły się kierownictwu organizacji wojskowych. Ani Piłsudski, ani jego najbliżsi doradcy polityczni wiosną 1914 nie oczekiwali prędkiego wybuchu wojny.
Kraków, wiosna [187]
Z artykułu w „Ilustrowanym Kurierze Codziennym”
Lat sto dwadzieścia mija od chwili, kiedy Europa wykreśliła nas z mapy politycznej. Chwilę tę zapisała w swej księdze Nemezis [bogini zemsty] dziejowa jako jedną z najohydniejszych zbrodni, dokonanych w nowoczesnych wiekach.
Wiek upłynął, a konsekwencje tego mordu politycznego […] mszczą się na Europie. Hydra zbrojeń nieustannych, miliony ludzi stojących pod bronią, krwiożercze wyścigi, kto będzie mógł z armat wyrzucać cięższe pociski, ruina ekonomiczna i strach przed nadchodzącym czasem, wstrząsający państwami europejskimi – oto obraz współczesnej kultury europejskiej.
I nie na próżno strach ów łomota w piersiach grabieżców naszego bytu państwowego. Z gardła Nemezis dziejowej biegnie oszałamiający, tragiczny okrzyk: „Czas i na was…”. […]
„Polska zmartwychwstanie” – oto sakramentalne słowa.
Kraków, 12 kwietnia [61]
Z artykułu w „Kurierze Lwowskim”:
Jeżeli nam nasza szkoła i środowisko społeczne nie wychowa twardszych charakterów i konsekwentnych, hartownych, a nieustępliwych twórców i organizatorów życia – to my nigdy nie staniemy się narodem samodzielnym. Nie zbuduje niepodległej Polski ten, kto nie umie silną wolą kierować się w codziennym życiu, bowiem budowanie Polski wymaga bohaterstwa trwałego, a nas często nie stać na drobny choćby, ale konsekwentny wysiłek.
Lwów, 17 kwietnia [97]
Stanisław Grabski (polityk ruchu narodowego):
[Na zjeździe Rady Głównej Ligi Narodowej***] Ustaliliśmy sobie definitywnie, że zrobimy wszystko, co będzie w naszej mocy, by społeczeństwo polskie w znakomitej swej większości stanęło bez zastrzeżeń przeciwko Niemcom po stronie Trójporozumienia****, łącznie z Rosją, wysuwając na front zadań polityki narodowej zespolenie trzech zaborów. Wychodziliśmy przy tym z założenia, że jedynie przekreślenie dzieła rozbiorów i zjednoczenie wszystkich ziem Polski, choćby na razie pod rządami samowładnych carów, da narodowi naszemu dostateczną siłę dla skutecznej walki o odzyskanie z czasem samodzielności państwowej.
[…] Realnie zaś dać nam może zjednoczenie Polski tylko zwycięstwo Rosji nad Niemcami i Austro-Węgrami. Więc w każdym razie trzeba temu zwycięstwu pomagać i na razie głośno się tylko jednego domagać: zespolenia wszystkich ziem polskich. Przedwczesne wysuwanie przez obóz antyniemiecki hasła niepodległości może jedynie odstręczyć Rosję.
Wiedeń, 23 kwietnia [53]
Michał Sokolnicki:
Aż po miesiące wiosenne 1914 roku nie mieli strzelcy w zwyczaju chodzić gromadnie do kościoła. Nie żeby bezbożnicy, ale z pewnej przekory. Wojsko „od święta” pozostawiliśmy Drużynom Bartoszowym czy Sokołom, w ogóle ludziom bogobojnym. Po co się zbytnio naprzykrzać Panu Bogu… Wojsko robiliśmy dla wojska, dla wojny. Ta robota, częściowo zakonspirowana, nie lubowała się jeszcze w świetle dnia i z rzadka tylko, daleko, na dystans od zbytniej ciekawości bliźnich, panoszyła się słoneczna wesołość: uroczystości zachowamy na czas, gdy będziemy bić i zwyciężać.
Pierwszy raz wtedy w kościele wiejskim w okolicach Wadowic byliśmy zbiorowo, tłumnie […]. Staliśmy na czele z Galicą [komendantem okręgowym], śpiewaliśmy potem wszyscy Boże, coś Polskę i rzecz odbyła się pięknie. W majowym słońcu, w rozbłyszczonych dolinach, w powodzi słonecznego wczesnego ciepła odbyły się potem kompanijne ćwiczenia.
Wadowice, 3 maja [187]
Wincenty Witos (działacz ruchu ludowego, poseł do galicyjskiego Sejmu Krajowego*****):
W Galicji rozwijało się prawie bez przeszkody polskie życie narodowe i to nie tylko tej dzielnicy, lecz niemal całej Polski, gdyż kryjąc się przed prześladowaniem w innych dzielnicach, znalazło tu bezpieczne schronienie. W Galicji mogli się schronić różni prześladowani polityczni i narodowi działacze, prowadząc swoją robotę niepodległościową bez przeszkód, a nawet przy pomocy rządu austriackiego. Oczywiście, że rząd tolerował ją, a nawet popierał tylko wtenczas, jeśli mu szła na rękę i była przeciw Rosji skierowana. Do utrwalenia zmiany w tych poglądach, a także rozpalenia nienawiści do Rosji aż do białości posuniętej, przyczynili się też w niektórych okolicach emisariusze z Królestwa, przeważnie socjaliści, którzy w dużej ilości przybywali do Galicji. Wszyscy oni niemal uchodzili za męczenników i ofiary carskich rządów, opowiadali szeroko o swoich strasznych przejściach i męczarniach. Mówili o prześladowaniu wiary i narodowości, więzieniach, kazamatach, biciu, mordowaniu, wysyłce na Sybir.
Przy każdej sposobności usiłowali przekonać słuchaczy, że Rosja obecna to tylko pozorna potęga i kolos na glinianych nogach, który się może rozbić przy pierwszym uderzeniu. Że wojsko tamtejsze zdemoralizowane i rozbite, poza tym nie posiada prawie zupełnie karabinów, mundurów ani też żadnych zapasów, bo to wszystko zostało rozkradzione. Generałowie i większość oficerów pozostaje na żołdzie niemieckim, gotowa każdej chwili do zdrady. Cara i jego rodzinę trzyma w swoim ręku pop Rasputin, także przez Niemców opłacany.
Deklarowali, że cała ludność Królestwa po prostu dyszy nienawiścią przeciw Rosji i caratowi, że mobilizacja się tam rządowi nie uda, a na dany znak wszystko stanie pod bronią, ale w szeregach powstańczych przeciw Rosji. Opowiadali o masach broni przemycanej przez lata z Austrii i Niemiec, a pochowanej w piwnicach domów, w kościołach, lasach lub też zakopanej w ziemi. Wszyscy Polacy czekają tam niecierpliwie, ażeby ją tylko wziąć do rąk. Cała zaś ta olbrzymia akcja została przeprowadzona przez nich tak sprawnie, że Moskale […] nic o niej nie wiedzą. Jeżeli wojska austriackie wkroczą do Królestwa, to się cały naród natychmiast do nich przyłączy. Wojna rozegra się bardzo szybko, bo ludność rosyjska wystąpi także przeciw caratowi.
Wskutek tej agitacji wielu ludzi, szczególnie młodych, zapomniało o tym, co wojna niesie złego, a widziało tylko jej dobre strony.
Wierzchosławice (Galicja), wiosna [204]
Michał Sokolnicki:
Jeżeli, porzucając łatwą polską nieprzyjaźń ludzką, zapominając na chwilę kwasów i swarów, rozejrzeć się było wkoło, stwierdzało się, że ruch wojskowy wzrastał, że stawał się siłą. Kilka tysięcy młodzieńców kształciło się i ćwiczyło z bronią na terenie Galicji. Paruset oficerów i kandydatów na oficerów oddawało się zażartej pracy przygotowawczej. Sztab opracowywał plany i zadania na bliską przyszłość. Poza tą siłą widzialną i obliczalną stała tajemnica Królestwa, znajdowały się rezerwy, siły niezmierzone. Jedynie Piłsudski i jego najbliżsi współpracownicy wiedzieli w przybliżeniu, co faktycznie była warta i ile wynosiła ta pozycja niewiadoma naszego rachunku.
Z zewnątrz można było przypuszczać, że za tysiącami zorganizowanymi w Galicji stoją dziesiątki tysięcy gotowe do boju w zaborze rosyjskim. Te siły, zarówno wiadome, jak niewiadome, szerzyły niepokój we wrogiej, otaczającej nas atmosferze; jak magnes przyciągały niebezpieczeństwo.
Kraków, wiosna [187]
Barbara Kossuthówna (członkini oddziału kobiecego Strzelca):
Na wiosnę 1914, w Zielone Świątki, naznaczono ćwiczenia strzeleckie. Hurra, hurra! I oddziały żeńskie też pójdą. „I niewiasty pójdą z nami – będą walczyć z Moskalami” – śpiewa rozgłośnie jeden z plutonów strzeleckich na wiadomość o kobietach.
[…] Jakaś mała stacyjka… „Wysiąść.” Stoją w szeregu bez plecaków, które jadą na furze. Piękny rześki ranek, dobra droga wiedzie wśród opłotków […]. Kręte drożyny polne schodzą do brzegu Wisły […]. Chwila jeszcze, a cały oddział żeński jest już umieszczony w długiej wąziutkiej łodzi, pierwszego oddziału wojskowego przyszłej polskiej flotylli. […]
Hej, gdzie wojna? Toż o niej nic się nie mówi. Mówią może tylko baby ze wsi, które spotkawszy oddział na drodze już na przeciwnym brzegu i zmiarkowawszy, że to te „kobity-żołnierki”, co to w Krakowie uczą się „masierunku”, wołają do nas radośnie i z mocą: „A wywojujta że nam Polskę!”. – „Niedługo!” – odpowiadamy ochoczo, nie myśląc wtedy w żartach, że istotnie będzie to… niedługo.
Okolice Czernichowa, 31 maja [202]
Z korespondencji z Wiednia w „Ilustrowanym Kurierze Codziennym”:
Wulkan bałkański znów huczy, znów zionie ogniem i dymem. Rozlegają się też jakby grzmoty podziemne, świadcząc, iż jesteśmy dopiero na progu wielkich wypadków, które w dalszym ciągu rozegrać się mają. Atmosfera na Bałkanach, którą zdawały się oczyścić ostatnie wojny bałkańskie, zgęszcza się coraz bardziej.
[…] Wszystko to nie może budzić różowych nadziei co do najbliższej przyszłości, przeciwnie – stanowi groźbę nowych zawikłań międzynarodowych, które przy dzisiejszej gorączce zbrojeniowej łatwo zamienić się mogą w wielkie pobojowisko państw i narodów.
Wiedeń, 17 czerwca [62]
Z korespondencji z Wiednia w „Ilustrowanym Kurierze Codziennym”:
Wbrew oficjalnym uspokajającym zapewnieniom, naprężenie między Wiedniem a Petersburgiem nieustannie postępuje. […] Austria i Rosja […] żyją obecnie jako sąsiedzi na stopie nieprzyjacielskiej. Oba te mocarstwa nienawidzą się serdecznie, nie pomnąc dawniejszych czasów, kiedy to ramię przy ramieniu zwycięskie staczano boje i dyktowano swą wolę Europie na kongresach. Ta dzisiejsza nienawiść jest faktem, niepodlegającym najmniejszej wątpliwości.
[…] Wojna wpływu na Bałkanie rozpoczęła się straszna – na noże! Na wszystkich punktach. Po jednej stronie Austria ze swymi sojusznikami, a po drugiej Rosja z pomocą Francji i Anglii. Pod taką oto perspektywą szykuje się najbliższa wielka wojna w Europie.
Wiedeń, 23 czerwca [63]
Z informacji w „Kurierze Lwowskim”:
Dziś rozpoczynają się w Bośni wielkie ćwiczenia górskie. Liczba skoncentrowanych wojsk wynosi 26 tysięcy. Arcyksiążę Franciszek Ferdynand, który tu przybył, został uroczyście powitany.
Lwów, 26 czerwca [98]
Michał Sokolnicki:
Zjazd strzelecki odbywał się 27 i 28 czerwca. Brałem w nim udział jako kontroler Związków Wojskowych i w tym charakterze składałem sprawozdania z naszych inspekcji. […] Piłsudski, którego witano na baczność, z chwilą rozpoczęcia Rady zdał sprawę ze swej działalności, przedstawił z żołnierską otwartością plusy i minusy, blaski i cienie swej działalności i sytuacji, po czym złożył swój urząd Komendanta Głównego w ręce Rady.
Na zakończenie odbyły się wybory Komendanta Głównego, którym jednomyślnie został ponownie obrany Piłsudski, ale cały przebieg Rady i forma wyboru przekonały mnie, że to wszystko nie było czczym pozorem, że w tym sposobie postępowania kryła się głębsza treść, że właściwie jeszcze nie wyszliśmy z form politycznych, że nie zerwaliśmy z przywilejem głosującej demokracji. Potężne władztwo nad ludźmi i ich duszami, jakie posiadał wśród nas Piłsudski, oparte było na dobrowolnie danym, zbiorowym akcepcie.
Lwów, 28 czerwca [187]
Z informacji w „Ilustrowanym Kurierze Codziennym”:
O godzinie drugiej po południu otrzymaliśmy telefoniczną wiadomość od naszego korespondenta z Wiednia. Potwierdzenie zaś wiadomości o trzeciej po południu. Natychmiast wydaliśmy zawiadomienie o zamachu [na arcyksięcia Ferdynanda] na kartkach. Mimo dnia świątecznego, a zatem braku zecerów, zdołaliśmy już o godzinie ósmej wydać nadzwyczajne wydanie.
[…] Wiadomość o zamachu wywarła na publiczności krakowskiej olbrzymie wrażenie. W kawiarni na plantach „Wielki Kraków” […] muzyka wojskowa przestała grać i udała się do koszar. Wspaniała pogoda zgromadziła tysiączne tłumy na tor wyścigowy, […] zauważyliśmy najwyższą generalicję, jak komendanta korpusu [Eduarda von] Böhm-Ermollego, komendanta twierdzy gen. [Karla] Kuka, hr. [Karla von] Stürgkha oraz licznych przedstawicieli władz rządowych i autonomicznych. Na wiadomość o zamordowaniu arcyksięcia komendant korpusu opuścił wraz z generalicją tor wyścigowy, a oficerowie – którzy mieli wziąć udział w biegach – wycofali się z nich. Przedstawienia w teatrach zostały odwołane. Z gmachów rządowych powiewają na znak żałoby czarne chorągwie.
Kraków, 28 czerwca [64]
Z informacji w „Ilustrowanym Kurierze Codziennym”:
Telegramy o zamachu na arcyksięcia wywołały w Krakowie wrażenie, jakiego dawno nasze miasto nie pamięta. Publiczność tłoczyła się do późnej nocy przed redakcjami pism, komentując z ożywieniem wiadomości, nadeszłe po południu i z wieczora.
We wszystkich kinotekach przerwano przedstawienia, podobnie jak w obu teatrach. W teatrze ludowym, w trakcie aktu pierwszego Królowej przedmieścia, wyszedł na scenę komisarz Tomasik, donosząc o powodach przerwania widowiska. […]
Kawiarnie i restauracje były przepełnione publicznością, omawiającą szczegóły zamachu do późnej nocy.
Kraków, 28 czerwca [65]
Roman Starzyński (członek Związku Strzeleckiego):
W straszliwie upalny dzień wracałem właśnie z sekcją instruktorską z ćwiczeń strzeleckich oddziału miejscowego w Toniach, kiedy na obszernej werandzie „Strzelca” w Parku Krakowskim spostrzegłem grupę oficerów strzeleckich. Oddałem im wraz z całym oddziałem przepisowe honory, ale nikt mi nie odpowiedział. Wszyscy zaabsorbowani byli czytaniem dodatku nadzwyczajnego „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”.
Pobiegłem dowiedzieć się, co się stało. „Jak to? Nic nie wiecie jeszcze? – zawołano. – W Sarajewie zamordowano następcę tronu, arcyksięcia Franciszka Ferdynanda. Będzie wojna! Najpierw z Serbią, a potem z Rosją.”
Dreszcz mnie przeszedł, ale nie był to bynajmniej dreszcz trwogi! Wojna! Ileż grozy, ale zarazem i radości brzmiało dla nas w tym wyrazie! Od tylu lat wyczekiwana, spodziewana, upragniona wojna staje się rzeczywistością. „Wojna, wojna z Moskalami, w Polsce – wielkie święto!”
Kraków, 28 czerwca [189]
* Komisja Tymczasowa Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych (od 1913 KSSN) – porozumienie partii politycznych, działające w Galicji od listopada 1912, którego celem było podjęcie na wypadek wojny działań niepodległościowych w oparciu o Austro-Węgry.
** Koła Polskie grupowały polskich przedstawicieli w parlamentach państw zaborczych, istniały we wszystkich trzech zaborach.
*** Liga Narodowa – tajna organizacja polityczna kierująca ruchem narodowodemokratycznym, jej przywódcą był Roman Dmowski.
**** Trójporozumienie (Ententa) – sojusz Wielkiej Brytanii, Francji i Rosji.
***** Galicja, obszar o statusie autonomicznym, posiadała własny sejm i rząd o ograniczonych kompetencjach, dotyczących spraw wewnętrznych. Dzięki temu zakres swobód dla Polaków był tu znacznie większy niż w pozostałych zaborach.
Nie pytaliśmy nikogo, po czyjej stronie w tym konflikcie stanie Polska. Wystarczyło nam, że zbliża się burza, o którą modliły się pokolenia polskie.
Tadeusz Katelbach
WYBUCH WOJNY, KTÓRA LATEM 1914 Z DNIA NA DZIEŃ STAJE SIĘ KONFLIKTEM OGÓLNOEUROPEJSKIM I POLEM STARCIA DWÓCH BLOKÓW POLITYCZNO-MILITARNYCH: TRÓJPOROZUMIENIA (ENTENTY), ŁĄCZĄCEGO WIELKĄ BRYTANIĘ, FRANCJĘ I ROSJĘ, ORAZ TRÓJPRZYMIERZA, CZYLI ZWIĄZKU PAŃSTW CENTRALNYCH – NIEMIEC, WŁOCH I AUSTRO-WĘGIER, WYWOŁUJE W SPOŁECZEŃSTWACH PAŃSTW ZABORCZYCH WIELE RADOŚCI POŁĄCZONEJ Z NIEPOKOJEM. MOBILIZACJA OBEJMUJE RÓWNIEŻ POLAKÓW – ZNAJDĄ SIĘ ONI W SZEREGACH ARMII WSZYSTKICH TRZECH ZABORCÓW. JÓZEF PIŁSUDSKI, ZA ZGODĄ WŁADZ AUSTRIACKICH, DOKONUJE MOBILIZACJI ORGANIZACJI STRZELECKICH I WKRACZA Z NIMI DO KRÓLESTWA Z ZAMIAREM WYWOŁANIA TAM ANTYROSYJSKIEGO POWSTANIA.
ˆˇˆˇ
Jerzy Bandrowski (dziennikarz):
Wrażenie, jakie we Lwowie wywołała wieść o zabiciu następcy tronu i jego żony, nie należało do głębokich. […] Nikogo to nie wstrzymało od wyjazdu na lato. W dalszym ciągu przesypywano naftaliną futra i zimowe ubrania, chowano do pieców słoiki z konfiturami, obciągano pokrowcami co paradniejsze meble i pakowano się. Łańcuchy dorożek od wczesnego rana jechały na dworzec kolejowy, wioząc kufry, tłumoki, wózki dziecinne, materace i rodziny, nad którymi rozwiewały się zielone siatki na motyle.
Do ostatniej chwili nikt nie wierzył w możliwość wybuchu wojny, zwłaszcza – ogólnoeuropejskiej.
Lwów, lipiec [4]
Z informacji w „Kurierze Lwowskim”:
Nota, która ma być wystosowana do rządu serbskiego, wyznaczy Serbii 48-godzinny termin na odpowiedź […].
Wyłania się więc konieczność zastanowienia się nad pytaniem, co się stanie, jeżeli monarchia nie znajdzie posłuchu w Belgradzie. Cesarz wtedy, mimo swoich 85 lat, nie zawaha się w zaufaniu do słuszności swej sprawy zwrócić się do armii ze słowem, którego nie spodziewał się więcej wypowiedzieć, z poważnym słowem: wojna.
Lwów, 22 lipca [99]
Z informacji w „Kurierze Lwowskim”:
We Lwowie panowało od godziny szóstej [wieczorem] zdenerwowanie i rozgorączkowanie. Do redakcji telefonowano co chwila z zapytaniem, czy Serbia dała już odpowiedź na ultimatum. […] Po godzinie siódmej zaczęła się publiczność lwowska niecierpliwić i niepokoić – wszystkie redakcje były oblegane… Ponieważ nie nadchodziło z Wiednia potwierdzenie o kapitulacji Serbii – zaczęto wątpić, azali wiadomość ta się sprawdzi.
Dopiero około godziny ósmej nadeszła z Belgradu przez Wiedeń urzędowa wiadomość o tym, że minister [Nikola] Pašić [serbski premier] dał na ultimatum odpowiedź niezadowalającą i że [ambasador Austrii] baron [Wladimir] Giesl po zerwaniu stosunków dyplomatycznych wyjechał z Belgradu […].
Wiadomość ta oddziałała piorunująco – prysła nadzieja na utrzymanie pokoju.
Lwów, 25 lipca [100]
Z artykułu w „Gazecie Warszawskiej”:
25 lipca będzie wielką datą historyczną. Dzień ten rozpoczyna nowy okres w dziejach Europy Wschodniej. Konsekwencje wojny serbsko-austriackiej mogą być powstrzymane na razie, pragnienie pokoju, i to jest prawdopodobne, może zwyciężyć, niemniej przeto stwierdzić można z całą stanowczością, że nie tylko w historii wielkich mocarstw, lecz w dziejach narodu polskiego rozpoczyna się okres decydujący o jego dalszych losach.
Mamy to niezłomne przeświadczenie, że zbrojni w doświadczenie polityczne, rozwagę i wiarę staniemy na wysokości zadań, które stoją przed nami.
Warszawa, 26 lipca [43]
Zofia Romanowiczówna (działaczka społeczna) w dzienniku:
Wojna! Czy to prawda, czy sen ciężki? To, co przed półtora rokiem było widmem groźnym, dziś ziszcza się. Na razie wojna Austrii z Serbią, ale są wielkie obawy (czy też nadzieje?), że może być europejska. A my, my? Jaka w niej będzie nasza rola i nasze losy? Strach myśleć, a znowu któż wie, czy to nie zorza wolności?
Lwów, 26 lipca [176]
Alfred Wysocki (dyplomata w służbie austriackiej):
Nie zapomnę nigdy widoku, jaki miałem przed oczyma. Pociągi spóźniały się ogromnie, spędziłem więc na stacji dwie czy trzy godziny. Przez cały ten czas jechały bez przerwy dziesiątki wagonów, zapełnionych powołanymi pod broń rezerwistami, którzy śpiewając na całe gardło – wymachiwali czapkami i byli pełni otuchy i wesela. Nie widziałem ani jednej twarzy smutnej czy zaniepokojonej. Mijały bez końca działa i karabiny maszynowe, wagony strojone w zieleń i oleodruki przedstawiające cesarza, czasem dostrzegało się także jakiś skromny obrazek święty, a artylerzyści częstowali winem, które w dużych butlach wieźli ze sobą. Tego nastroju nie można było stworzyć sztucznie. On był prawdziwym odzwierciedleniem ogólnej opinii. Pobije się Serbów i wróci się za miesiąc czy dwa do domu, aby wykorzystać w pełni odniesione zwycięstwo. Tak myślał przeciętny obywatel austro-węgierskiej monarchii.
Wiedeń, 26 lipca [208]
Stefania Kudelska (członkini Strzelca):
W Krakowie rozpoczęła się gorączkowa, wytężona praca. W szkole letniej odbywały się ćwiczenia, ale obok nich szła praca inna. W Polskim Skarbie Wojskowym zajmowały się stronnictwa niepodległościowe gromadzeniem funduszów i propagandą. My, niewiasty, instynktownie jakoś wyczułyśmy, że nie czas czekać, aż nas zawezwą, nie czas oglądać się za jakąś funkcją w zakresie swej specjalności, ale trzeba szukać pracy i robić to, co jest w danej chwili najpilniejsze. Toteż pracowałyśmy w Skarbie Wojskowym przy sortowaniu i pakowaniu bibuły propagandowej i przewoziłyśmy ją do nadgranicznych miejscowości Królestwa Kongresowego.
Kraków, koniec lipca [202]
Wacław Sieroszewski (działacz Związku Strzeleckiego):
Organizacje strzeleckie zostały zaskoczone […] tak niespodziewanie, że do dalszych miejscowości, szczególniej za granicę, już nie zdążyły dojść powołania mobilizacyjne. Młodzież uniwersytecka i kierownicy byli w rozproszeniu, pieniędzy w Skarbie było mało, broni i amunicji tyle co nic. Przyszła chwila „improwizacji” sił z niczego.
Na szczęście w budynkach powystawowych w Krakowie, w tzw. Oleandrach, zaczęły się gromadzić kadry letniej szkoły wojskowej. Tam też naznaczony został punkt zborny szybko ściągniętych oddziałów strzeleckich. Przyjechał ze Lwowa szef sztabu [Związku Strzeleckiego], Kazimierz Sosnkowski, i zaczęła się gorączkowa robota, konferencje z oficerami strzeleckimi, pertraktacje z austriackimi władzami. Wszystko gmatwało się niezmiernie i szło jak z kamienia. Początkowo nie wolno było strzelcom nawet chodzić grupami po mieście i nosić broni. Mimo to zewsząd napływali powołani i gęsto zabłękitniały mundury strzelców na ulicach Krakowa. W Oleandrach, w strzeleckiej Komendzie Placu (na Kochanowskiego), w Głównej Komendzie (w Parku Krakowskim) roiło się od młodzieży i szła energiczna robota organizacyjna. Szyto mundury, pasy, przysposabiano tornistry i plecaki.
Kraków, koniec lipca [173]
Stefania Kudelska:
Na dworcu w Krakowie niesamowity ruch, rozlepione plakaty mobilizacyjne. […] Pamiętam scenę, która rozegrała się na placu Szczepańskim. Na środek placu pędem wjechał wóz, na którym stał jakiś człowiek w białej sukmanie. Zatrzymał on gwałtownie konie, zeskoczył z wozu, runął na kolana na bruk i przywarł głową do kamieni. Po chwili wyprostował się i, klęcząc tak z rozkrzyżowanymi rękami, ze wzniesioną w górę, zalaną łzami twarzą, zaczął krzyczeć głosem, w którym było zdumienie, radość i uniesienie: „O Jezu Najświętszy, o Matko Boska! Moskali już na granicy nie ma ani jednego! Z granicy precz odeszli!”.
Nie on jeden płakał; płakali wszyscy koło niego, cisnęli się dokoła, dopytując, skąd i co… Był to włościanin z powiatu miechowskiego. Wybrał się, jak zwykle, do Krakowa na targ za przepustką graniczną i – nie miał jej komu okazać, bo straży już nie było.
Kraków, koniec lipca [202]
Zofia Nałkowska (pisarka) w dzienniku:
Wreszcie „wojna”, której pełne są od czasu niejakiego pisma, stała się doskonale wyczuwaną rzeczywistością. Mobilizacja, ograniczenia pociągów i wreszcie zamknięcie banków. Właśnie po staraniach zażartych matka otrzymała dziś z Kasy im. Mianowskiego czek na 300 rubli. I powróciła tu na wieś bez niczego.
Górki k. Warszawy, 31 lipca [143]
Zygmunt Jasiński (naczelnik kolei we Lwowie):
Ogłoszona zostaje ogólna mobilizacja. Zdawałoby się, że zarządzenie to wywoła przygnębienie i konsternację. Stało się jednak całkiem przeciwnie. Wieczorem cała ludność wyległa na miasto. Cukiernie, kawiarnie i restauracje były przepełnione. Oficerów Polaków porywano na ulicach na ręce i obnoszono z okrzykami „Niech żyje Polska!”. Wszystkie muzyki wojskowe i cywilne po lokalach publicznych grały hymn austriacki, a bezpośrednio po nim „Jeszcze Polska nie zginęła”! […] Lwów radował się, że przyjdzie do orężnego starcia z odwiecznym wrogiem Polski, przeczuwając, że wojna ta może nam przynieść zmartwychwstanie naszej Ojczyzny.
Lwów, 31 lipca [76]
Wacław Jędrzejewicz (podoficer Strzelca):
Po drodze, na stacjach, czuć już było atmosferę wojenną. Wszędzie mnóstwo żołnierzy i sprzętu wojskowego, pociągi pasażerskie kursujące nieregularnie i dokuczliwa plaga pierwszego okresu wojny – brak drobnych. To samo w Warszawie. Z trudem udało się nam znaleźć dorożkę na Dworcu Brzeskim […].
Warszawa przeżywała wówczas okres szału wojennego: nienawiść do Niemców związała się w jedną całość z uwielbieniem do Rosji, personifikowanej przez armię rosyjską. Wrogie manifestacje 31 lipca przed konsulatami austriackim i niemieckim łączyły się z akcją wyrażania sympatii dla Rosji i wiary w jej zwycięstwo. Rozróżniano tylko dwie strony konfliktu: Rosja i Niemcy. Sprawę Polski polecano opiece boskiej.
Warszawa, 31 lipca [80]
Stefan Jankowski (działacz społeczny):
Bez mała wszyscy od początku przyjęliśmy za pewnik, że w wojnie obecnej powinniśmy życzyć zwycięstwa Rosji. Nie łudząc się żadnymi resentymentami słowiańskimi, nie łudząc się tym bardziej co do stosunków rosyjsko-polskich w przyszłości, rozumieliśmy, że w razie zwycięstwa Trójprzymierza (a właściwie „dwuprzymierza” lub jeszcze właściwiej: Niemiec i ich wasala – Austrii) los Polski będzie jeszcze bardziej pożałowania godny niż dotąd. Natomiast w razie zwycięstwa Rosji i połączenia większości ziem polskich w tym zaborze, los nasz musiałby się poprawić, już choćby dlatego, że inaczej z nami Rosja liczyć by się musiała, gdyby nas było razem jakieś 15 lub 20 milionów.
Warszawa [75]
Jerzy Bandrowski:
Ulicami zaczęły płynąć rzeki ludzkie – powołani pod sztandary rezerwiści. Na koniach, prosto od pługa czy wozu drabiniastego wyprzęgniętych, bo przecie i konie powoływano, oklep jadąc, spieszyli chłopi. W czwórkach, długimi kolumnami szli rezerwiści z kuferkami w rękach, z tobołkami na plecach, w stroju własnym, więc w butach z cholewami, w białych, płóciennych szarawarach, w czarnych lub ciemnych marynarkach, bez kołnierzyka, ze spinką tylko u koszuli […]. Byli w tych szeregach różni ludzie, drobni mieszczanie z prowincji, rzemieślnicy, robotnicy wszystkich branż, kupcy, inteligenci, ale najwięcej szło ludu rolnego. Wszyscy zgłaszali się na pierwsze zawołanie, nieraz niepotrzebnie, lecz rozumiejąc, że tu żartów nie ma. Szli przez ulice rytmicznym krokiem, w porządku, jak starzy żołnierze. Nikogo nie trzeba było przynaglać, nikogo nie pędzono żandarmami, nikt się nie opierał.
Lwów [4]
Stefania Kudelska:
Entuzjazm ludności był czasami wprost porywający. Składano w ofierze wytarte, stare obrączki, ostatnie klejnoty i oszczędności. Pamiętam jakąś staruszkę służącą, która przyszła do jednego z biur skarbowych i, wysupłując z chusteczki pomiętą dwudziestokoronówkę, prosiła ze łzami, żeby to przyjąć dla wojska polskiego, tłumacząc się przy tym, że nie posiada nic więcej.
Kraków [202]
Michał Sokolnicki:
Już zasypiałem, późno po północy, gdy rozległ się przejmujący głos dzwonka. Wyszedłem otworzyć. […] Przez drzwi padło krótkie, rzeczowe pytanie: „Czy jest obywatel «Leszek»?… Wezwanie do obywatela Komendanta Głównego… Natychmiast się stawić”.
Ubrałem się jak na alarm i w niewiele minut potem szedłem czy biegłem wraz z przybyłym po mnie obywatelem „Andrzejem” [Kazimierzem Sawickim] do „Esplanady”. Tej dziwnej nocy w kawiarni „Esplanada” rozpoczął urzędowanie Sztab Armii Polskiej. Ale „Esplanada” trzęsła się zarazem tej nocy od głośnych wiwatów, gorących toastów w najbardziej przejmującej atmosferze rozpoczętego przedednia. To oficerowie polskich Związków Strzeleckich fetowali braterstwo broni z oficerami polskich Strzeleckich Drużyn. Tego dnia Drużyny poddały się bez warunków pod komendę obywatela Komendanta Głównego.
Ale od hałasu niesfornej młodej gromady jakby murem nieprzeniknionym były oddzielone dwa pokoje, zastawione sposobem biurowym: dwa biurka, maszyna do pisania, parę krzeseł; po obu stronach oficerowie, pełniący dyżury i dopuszczający li tylko wezwanych. Tutaj urzędował obywatel Komendant Główny, Józef Piłsudski, z Szefem Sztabu, Kazimierzem Sosnkowskim, i stąd w nocy 1/2 sierpnia 1914, pierwszej spomiędzy tylu nieprzespanych nocy wojny, wyszły pierwsze rozkazy polskiego wojska.
Kraków, 2 sierpnia [187]
Stefan Bogusławski (lekarz):
Z soboty na niedzielę, w piękną księżycową noc sierpniową, siedziałem na balkonie wiejskiego dworku wraz z całą rodziną mego przyjaciela, u którego w gościnie byłem, kiedy usłyszeliśmy najpierw dość głośny trzask śmigi [wirnika] i ujrzeliśmy w przestworzach, wynurzające się ponad aleją topoli włoskich, olbrzymie cygaro. Był to pierwszy niemiecki zeppelin w granicach Królestwa Polskiego, kierujący się od Poznania w stronę Warszawy i rozrzucający proklamację do narodu polskiego.
Był to pierwszy zwiastun wojny. Nazajutrz włościanie przynieśli do dworu sporo tych proklamacji, na łąkach okolicznych rozrzuconych, prosząc o ich odczytanie. Treść ich, głosząca przyjazne uczucia względem Polaków i oswobodzenie Polski spod jarzma moskiewskiego, jakoś nie bardzo przemówiła do rozumu i serca ludu naszego, skoro na zapytanie, co o tym sądzą, odezwały się głosy: „Boć-ta Niemcom wierzyć można!”.
Okolice Kalisza, 2 sierpnia [10]
Bronisław Szczepankiewicz (mieszkaniec Kalisza):
2 sierpnia o godzinie piątej rano zapanował w Kaliszu niezwykły ruch: ulicą Warszawską przejeżdżał 2. szwadron rosyjskich dragonów, którzy się skierowali na szosę ku Łodzi, za szwadronem jechały liczne podwody z bagażami i rodzinami, uciekającymi oficerami i żołnierzami, którzy nie zdążyli wyjechać koleją. O godzinie 7.00 opuścił Kalisz ostatni szwadron.
[…]
Nastąpiły trzy silne detonacje, było to wysadzenie dwóch mniejszych mostków kolejowych pomiędzy Kaliszem a Szczypiornem oraz mostu na Prośnie w Piwonicach. […] Uciekający podpalili magazyny kolejowe […]. Czarne chmury dymu z palących się magazynów i składu nafty zaległy cały horyzont.
Po ucieczce Moskali okoliczni i miejscowi mieszkańcy, przeważnie chłopi i Żydzi, rzucili się do rabunku, zabierając i unosząc w bezpieczne miejsca całe sztuki materii jedwabnych, sukna, nawet marmury i meble, wszystko, co się dało na rękach unieść, ukrywano w najbliższych domach, gdzie zajeżdżały furmanki i odwoziły w różne strony.
Kalisz, 2 sierpnia [191]
Juliusz Rómmel (oficer w armii rosyjskiej):