San Carlos - Juliusz Verne - ebook

San Carlos ebook

Juliusz Verne

0,0

Opis

Banda kapitana San Carlosa przemyca tytoń z Hiszpanii do Francji. Kapitan chce dotrzeć do jezior d’Arastille i Grube. Tam planuje zgubić celników i tropiącego go brygadiera Francois Dubois, przeprawiając się statkiem niejakiego Cornedoux i niknąc w lasach Geret. Skryci w szczelinie między niedostępnymi skałami przemytnicy czekają na wysłanego na zwiady Jacopo. Zwiadowca dotarł do jezior, ale nie zdołał się spotkać z Cornedoux ze względu na obecność celników. Wraz z Jacopo zjawia się miejscowy wieśniak, który chce kupić od San Carlosa część kontrabandy.

Seria wydawnicza Wydawnictwa JAMAKASZ „Biblioteka Andrzeja” zawiera obecnie już 24 powieści Juliusza Verne’a i każdym miesiącem się rozrasta. Publikowane są w niej tłumaczenia utworów dotąd niewydanych, bądź takich, których przekład pochodzący z XIX lub XX wieku był niekompletny. Powoli wprowadzane są także utwory należące do kanonu twórczości wielkiego Francuza. Wszystkie wydania są nowymi tłumaczeniami i zostały wzbogacone o komplet ilustracji pochodzących z XIX-wiecznych wydań francuskich oraz o mnóstwo przypisów. Patronem serii jest Polskie Towarzystwo Juliusza Verne’a.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 321

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Strona tytułowa

Juliusz Verne

 

 

 

San Carlos

i inne opowiadania

 

 

 

Strona redakcyjna

Dwudziesta trzecia publikacja elektroniczna wydawnictwa JAMAKASZ

 

Tytuły oryginałów francuskich: San Carlos, Jédédias Jamet ou l’histoire d’une succession, Le mariage de M. Anselme des Tilleul, Le Siège de Rome, Frritt-Flacc, Comte de Chanteleine

 

© Copyright for the Polish translation by Andrzej Homańczyk, 2015

© Copyright for the Polish translation by Bartłomiej Łopatka, 2015

 

51 ilustracji, w tym 11 kolorowych Damiana Christa

© Copyright for the inside illustrations by Damian Christ, 2015

 

Redakcja i korekta: Marzena Kwietniewska-Talarczyk

 

Przypisy: Bartłomiej Łopatka, Andrzej Homańczyk i Andrzej Zydorczak

 

Konwersja do formatów cyfrowych: Mateusz Nizianty

 

Patron serii „Biblioteka Andrzeja”:

Polskie Towarzystwo Juliusza Verne’a 

 

Wydanie I 

© Wydawca: JAMAKASZ

 

Ruda Śląska 2015

 

ISBN 978-83-64701-51-1

Wstęp

 

 

Przedstawiam naszym Czytelnikom trzeci tom zbioru opowiadań, tym razem napisanych we wczesnych latach życia pisarza, między rokiem 1847 a 1864, powstałych jeszcze – z wyjątkiem Hrabiego de Chantelaine – przed serią „Niezwykłe Podróże”. Utwory te nie są jeszcze doskonałe w formie i sprawiały dużo trudności przy przekładaniu na język polski, ale młodzi tłumacze, Bartłomiej Łopatka i Andrzej Homańczyk, dobrze dali sobie z tym radę. Mam nadzieję, że Czytelnicy docenią ich pracę i z życzliwością zagłębią się w atmosferę kolejnych, dotąd w Polsce nieznanych utworów Juliusza Verne’a.

Moim zamiarem jest wydanie, prawdopodobnie w przyszłym roku, kolejnego zbioru opowiadań, a za dwa lata następnego, także z esejami i być może wierszami, który zamknie rozdział małych form w twórczości naszego Julka.

W prezentowanym zbiorze znajdziemy różne nurty wczesnej twórczości Verne’a: powiastki obyczajowe, przygodowe, nawiązujące do bogatej historii Francji, a także fantastyczne. Wszystkie utwory zilustrowano rysunkami wykonanymi przez Damiana Christa. Informacje dotyczące pierwszych wydań francuskich umieszczone zostały po stronach tytułowych poszczególnych opowiadań.

Mam nadzieję, że utwory zawarte w 49. tomie „Biblioteki Andrzeja” zostaną przyjęte z życzliwością i pozwolą poszerzyć wiedzę o twórczości naszego idola Juliusza Verne’a.

 

 

Andrzej Zydorczak

Jédédias Jamet, czyli historia spadku

 

Jédédias Jamet ou l’histoire d’une succession

 

Przełożył Bartłomiej Łopatka

 

 

Juliusz Verne napisał to opowiadanie, a właściwie niedokończoną powieść prawdopodobnie w 1847 roku, kiedy przebywał na studiach prawniczych w Paryżu.

Po raz pierwszy opowiadanie ukazało się we Francji w trzecim tomie Manuskryptów wydanych przez miasto Nantes w roku 1991, opartych na rękopisach Juliusza Verne’a, zakupionych od spadkobierców za kwotę ponad ośmiu milionów franków francuskich.

Powtórzone zostało w zbiorze opowiadań San Carlos i inne niewydane opowiadania, który ukazał się w roku 1993 nakładem wydawnictwa cherche midi z ilustracjami Jacques’a Tardiego.

 

W Polsce do tej pory nie zostało wydane. Teraz ukazuje się z siedmioma ilustracjami Damiana Christa.

 

 

 

 

Rozdział I

O panu Jédédiasie Jamecie, jego wyglądzie, stanie ducha, surducie, kamizelce i spodniach

 

Do pana Jameta, posiadacza ziemskiego z okolic Tours

Szanowny Panie,

Czcigodny Opime Romuald Tertullien, były kupiec, członek Legii Honorowej i wielu innych dostojnych stowarzyszeń, z przykrością informuje o bólu i stracie, jakich doświadczył wspomniany wyżej Opime Jédédias Tertullien. Zaprasza na żałobne nabożeństwo za spokój jego duszy, które będzie miało miejsce w kościele Sainte Colette – kulejącej.

13 czerwca 1842 roku

 

Pan Jamet był właścicielem ziemskim pochodzącym z okolic Tours. Niczym ślimak nigdy nie opuszczał swojej skorupki. Spryciarze z Chinon, miasta znajdującego się o dziewięć mil francuskich32 od Tours, przysięgali, że widzieli jego rogi! Ale mieszkańcy regionu Vairon znani są z równie ostrych języków jak obywatele Nantes czy Evroit.

Jakkolwiek by było, Jédédias Jamet pozwalał oszczercom mówić i wciąż nie mniej dumnie prowadził pod rękę panią Perpétuę Jamet, wywodząca się z domu Romualda Tertulliena.

Z ich związku pochodzili młody Francis i piękna Joséphine. Jako że pan Jamet przyrzekł, iż będzie się nimi zajmował – pani Per­pétua żyła w ciągłej adoracji Pana i jego przedstawicieli na ziemi.

Pan Jamet nie był zazdrosny. Nie miał w sobie zarozumiałości, rozwiązłości, łakomstwa, lenistwa, gniewu, skąpstwa ani zawiści – nigdy nikogo nie zabił, a w jego prywatnej korespondencji nie pojawił się nawet cień fałszu. Poza tym był dobrym, zawsze czujnym żołnierzem Gwardii Narodowej, uległym i czułym małżonkiem, spokojnym i rozsądnym wyborcą oraz miłym towarzyszem; aż do Loudun33 sięgała sława jego uczciwości, której nie mogła naruszyć nawet korupcja tego stulecia.

 

Będąc z usposobienia optymistą, nie wierzył w okrucieństwa osławionego księcia d’Albreta34, a jego pozbawione zarostu policzki pokrywał dziewiczy rumieniec, gdy wspominano przy nim o płaszczu Józefa35 lub czarach rzucanych na urszulanki36 przez księdza Urbaina Grandiera37.

– Urbain przecież nie pokazał diabła tym córkom Pana – dodawał tonem pełnym tajemniczego zachwytu – a żona faraona38 zerwała szaty z syna Jakuba tylko po to, żeby ukryć nieporządek swej porannej toalety.

Pan Jamet nazywał Moliera łobuzem i regularnie grywał role wujków-sprzedawców słodyczy i rezonerów39 w dziecinnych sztukach Arnauda Berquina40.

Widać więc, że ten dobry mieszkaniec Tours zasługiwał na swoje miano i był wart jeszcze więcej. Miał prosty gust, był dyskretny w działaniu i znajomościach. Gdyby tylko żył w czasach Augusta41, byłby opiewany przez Horacego42, ale zły los nie pozwolił echom z Tibur43 melodyjnie powtarzać imienia czułego Jédédiasa.

Był szczupłym mężczyzną o mało zachęcającym wyglądzie…! Twarz miał dość żółtą, by zdradzała jego pochodzenie; zawsze, tak w zimie, jak i w lecie, był gładko ogolony, a o świcie zanurzał głowę podtrzymywaną przez wątłe ramiona w balii lodowatej wody. Jego pochyła talia nie była zbyt wspaniale wyrzeźbiona i nawet gdyby skromna wyobraźnia wyjawiła mu fakt istnienia męskich gorsetów, a jego wstydliwy tors przyzwoliłby na nałożenie tego damskiego odzienia, nie zyskałby zanadto harmonijnych proporcji. Od jego wąskich bioder nie należało oczekiwać jakiejkolwiek giętkości, nie miał elastyczności w swych odpychających lędźwiach; takim go stworzyła natura – pewnego dnia posiała go w polu, a on wyrósł jak palma z gór Liban44 lub jak świerk północy, brzmiący jeszcze pieśnią szkockiego barda.

W czasach Rzymian mógłby z sukcesem stawać przeciwko murom Kartaginy zamiast balisty45.

Mógłby być z drzewa żelaznego46 i jednocześnie pozostać uczciwym człowiekiem.

Ramiona Jédédiasa należały do gatunku ludzkiego, a jego nogi zdradzały ewidentnie człowieka określonego przez Platona i sparodiowanego przez Diogenesa, Chama47 epoki. Ale nie mógłby pozować w żadnych pracowniach. Nie dane mu było zakosztować specjalności złorzeczących starców, ukrzyżowanego Jezusa czy Holofernesa48 po operacji. Mógłby odnieść sukces jedynie jako mumia, pięć franków za seans plus opłata za światło.

Widzimy więc Jameta takim, jakim jest, na swój sposób śmiesznym, możemy go więc zaczepić bez obawy: Dzień dobry, Jédédias, jak tam zdrówko?

Policja nie ma nic przeciwko brataniu się z takimi ludźmi.

Jednak ten człowiek bez wad miał jeden bardzo drobny defekt, choć w zasadzie była to zaleta: staranność posuniętą do ekstremum. Otóż pan Jamet był schludny do tego stopnia, że nie potrafił zrozumieć, jak ubranie może się zużywać!

Każdego ranka spędzał wiele godzin na czyszczeniu, szczotkowaniu i prasowaniu czarnego surduta, który przejął po ojcu, skromnym komorniku49 z małej wioski Chambéry. To było wszystko, co mógł otrzymać w spadku – swoją rezerwę, jednym słowem całą swoją prawowitość.