Sekret Wilhelma Storitza (wg rękopisu) - Juliusz Verne - ebook

Sekret Wilhelma Storitza (wg rękopisu) ebook

Juliusz Verne

0,0

Opis

Koniec XIX wieku:  inżynier Henri Vidal opuszcza Paryż, by udać się do miejscowości Ragz, położonej na kresach Węgier. Cieszy się na myśl, że będzie obecny przy małżeństwie swego brata młodszego Marca z Myrą Roderich, córką węgierskiego  lekarza. Podczas podróży po Dunaju, Henri słyszy tajemniczy głos wymawiający groźby przeciw  narzeczonym, i wierzy, że stał się ofiarą  halucynacji słuchowej. W Ragz jest bardzo przyjaźnie przyjmowany przez rodzinę Roderichów. Szczególnie sympatyzuje z kapitanem Haralanem, bratem Myry. Doktor Roderich powiadamia go, że niejaki Wilhelm Storitz, syn  sławnego niemieckiego alchemika, także oświadczył się dziewczynie i dodaje, że ubiegający się o rękę córki nie  krył swego niezadowolenia. Podczas bankietu zaręczynowego wydanego przez rodzinę Roderichów dochodzi do nadprzyrodzonego wypadku: w czasie, gdy rozbrzmiewa nienawistny śpiew, niewidzialna istota rozdziera kontrakt ślubny i kradnie koronę zaręczonej panny.

Seria wydawnicza Wydawnictwa JAMAKASZ „Biblioteka Andrzeja” zawiera obecnie ponad 25 powieści Juliusza Verne’a i każdym miesiącem się rozrasta. Publikowane są w niej tłumaczenia utworów dotąd niewydanych, bądź takich, których przekład pochodzący z XIX lub XX wieku był niekompletny. Powoli wprowadzane są także utwory należące do kanonu twórczości wielkiego Francuza. Wszystkie wydania są nowymi tłumaczeniami i zostały wzbogacone o komplet ilustracji pochodzących z XIX-wiecznych wydań francuskich oraz o mnóstwo przypisów. Patronem serii jest Polskie Towarzystwo Juliusza Verne’a.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 257

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Strona tytułowa

Juliusz Verne

 

 

Sekret Wilhelma Storitza

 

 

Przełożył i przypisami opatrzył Andrzej Zydorczak

Strona redakcyjna

Trzydziesta szósta publikacja elektroniczna wydawnictwa JAMAKASZ

 

Tytuł oryginału francuskiego: Le secret de Wilhelm Storitz

 

© Copyright for the Polish translation

by Andrzej Zydorczak, 2017

 

20 ilustracji, w tym 4 kolorowe: Damian Christ

© Copyright for the inside illustrations by Damian Christ, 2017

 

Redakcja: Marzena Kwietniewska-Talarczyk

 

Konwersja do formatów cyfrowych: Mateusz Nizianty

 

Patron serii „Biblioteka Andrzeja”:

Polskie Towarzystwo Juliusza Verne’a 

 

Wydanie I 

© Wydawca: JAMAKASZ

 

Ruda Śląska 2017

 

ISBN 978-83-64701-74-0

Wstęp

 

Powieść Sekret Wilhelma Storitza jest drugą pozycją z minicyklu utworów Juliusza Verne’a przetłumaczonych na podstawie jego rękopisów. Została już wydana Latarnia na Krańcu Świata, a będą do niego należeć także: W Magellanii, Bolid, Piękny żółty Dunaj orazWulkan złota. Polscy czytelnicy zna­ją wszystkie te powieści, ale w wersji przerobionej przez Mi­chela Verne’a, syna pisarza, który wydał je już po śmierci ojca (pod jego nazwiskiem). W naszym kraju ukazały się pod następującymi tytułami: Tajemnica Wilhelma Storitza (Sekret Wilhelma Storitza); Ojczyzna Rozbitków (Rozbitki), choć poprawny tytuł brzmi: Rozbitkowie z „Jonathana”; Łowcy meteorów (W pogoni za meteorem, Pogoń), choć poprawny tytuł brzmi: Polowanie na meteor; Pilot dunajskich szlaków (Tajemniczy rybak, Tajemniczy pilot), poprawny tytuł: Dunajski pilot; Wulkan złota (Skarby wulkanu, Złoty wulkan). Jeśli chodzi o ten ostatni utwór, to w roku 1996 ukazała się jego ory­ginalna wersja (z rękopisu), zatytułowana Złoty wulkan, wydana przez Wydawnictwo Da Capo.

Michel Verne w różnym stopniu przetwarzał treść rękopisów, ale na ogół są to ingerencje dość poważne, zupełnie lub mocno zmieniające wymowę utworu, jak w Wulkanie złota, czyRozbitkach z „Jonathana”. Zmiany były wielorakiego ro­dzaju i polegały na przykład na: usuwaniu całych akapitów czy pojedynczych zdań, dodawaniu fragmentów napisanych przez siebie, wprowadzaniu lub usuwaniu bohaterów powieści, zmianie nazw geograficznych, nazwisk i imion, różnego rodzaju miar, miejsca i czasu akcji, dni, miesięcy i lat.

Czytelnicy będą mogli teraz zapoznać się z oryginalnymi tekstami, takimi, jakie stworzył je nasz ulubiony pisarz, dzię­ki temu, że w 1986 roku miasto Nantes za kwotę sześciu mi­lionów franków odkupiło od spadkobierców Julka rękopisy, spoczywające do tamtego czasu w rodzinnym sejfie.

Najważniejszą zmianą, jaką wSekrecie Wilhelma Storitza wprowadził Michel Verne (pod wpływem wydawcy Hetzela – syna), było przeniesienie akcji z XIX do XVIII wieku. Wydawca uważał, że wydarzenia z pogranicza bajki i fantazji zupełnie nie pasują do realiów XIX wieku, wieku pary i elektryczności, jak określa się często tamtą epokę. Takie działanie oczywiście pociągnęło za sobą wiele zmian dotyczących prze­mieszczania się bohaterów, realiów życia publicznego i rodzinnego, zachowań bohaterów, odniesień do sytuacji politycznej (np. u Juliusza Verne’a wyraźnie jest zaznaczony akcent antyniemiecki). Zupełnej zmianie uległo także zakończenie powieści, jakie w swojej wersji przedstawił Michel Verne.

Ze względu na swój charakter i opisane wydarzenia można ten utwór zaliczyć, podobnie jak Zamek w Karpatach, do szeroko pojętej literatury fantasy.

Utwór został napisany w 1898 roku, po raz pierwszy wy­dany w roku 1985 przez francuskie Towarzystwo Juliusza Verne’a, a później, w roku 1999, przez wydawnictwo Stanké w Kanadzie. Nigdy nie był wydany z ilustracjami, jednak w wydaniu „Biblioteki Andrzeja” znalazły się ilustracje czarno-białe i w kolorze wykonane przez Damiana Christa.

 

Życzę przyjemnej lektury

Andrzej Zydorczak

Rozdział I

…I przybądź tutaj możliwie jak najszybciej, mój drogi Henry. Oczekuję Cię z wielką niecierpliwością. Poza tym kraina ta jest wspaniała, a inżynier znajdzie dużo rzeczy do oglądania w przemysłowym regionie Dolnych Węgier. Nie pożałujesz swojej podróży.

Twój z całego serca

Marc Vidal

Na pewno nie żałuję mojej wizyty, ale czy naprawdę powinienem o niej opowiadać? Czy nie jest to jedna z tych rzeczy, o których lepiej wcale nie mówić, a poza tym – kto da wiarę tej niewiarygodnej historii…?

Przyszło mi na myśl, że Prusak z Königsbergu1, Wilhelm Hoffmann2, autor Obmurowanych drzwi, Króla Trabacchio, Łańcucha przeznaczenia, Zagubionego refleksu nie śmiałby opublikować tej opowieści, a nawet sam Edgar Poe3 nie ośmieliłby się jej załączyć do zbioru swoich Opowieści nadzwyczajnych!

Mój brat Marc, mający w owym czasie dwadzieścia osiem lat, już odnosił wielkie sukcesy na salonach jako malarz portrecista. Sprawiedliwie przyznano mu złoty medal i rozetę Oficera Legii Honorowej4. Należał do najlepszych portrecistów swoich czasów i Bonnat5 mógł być dumny z tego, że zaliczał się do jego uczniów.

Łączyły nas najczulsze, najgłębsze uczucia. Ja darzyłem go miłością trochę ojcowską, gdyż byłem od niego starszy o pięć lat. Kiedy byliśmy jeszcze mali, straciliśmy ojca oraz matkę i to ja, starszy brat, musiałem się zająć edukacją Marca. Ponieważ wykazywał zadziwiający talent malarski, skierowałem go ku tej karierze, w której czekały go tak znaczne i tak zasłużone sukcesy.

Lecz oto Marc był w przededniu pojawienia się na tej jedynej drodze, na której człowiek czasami ryzykuje „ugrzęźnięciem”, by użyć wyrażenia wziętego z nowoczesnej technologii. W końcu dlaczego ktoś miałby się temu dziwić, skoro taka metafora wyszła spod pióra inżyniera pracującego dla Kompanii Północnej6?

Rzeczywiście, chodziło o małżeństwo. Już od jakiegoś czasu Marc przebywał w Ragz7, znaczącym mieście południowych Węgier. Wiele tygodni spędzonych w Budapeszcie, stolicy, gdzie wykonał pewną liczbę bardzo udanych portretów, szczodrze opłaconych, pozwoliło mu docenić przyjęcie, z jakim spotykają się na Węgrzech artyści, zwłaszcza francuscy, których Węgrzy traktują jak braci. Po zakończeniu swego pobytu, zamiast pojechać linią kolejową z Pesztu8 do Segedynu9, która ma odgałęzienie łączące ją z Ragz, spłynął Dunajem do tego ważnego miasta komitatu10.

Wśród najważniejszych i najznamienitszych rodzin miasta wymieniano rodzinę doktora Rodericha, jednego z najbardziej renomowanych lekarzy w całych Węgrzech. Dziedzic znacznej fortuny, powiększył ją niebagatelnie dzięki uprawianiu swej profesji. Każdego roku poświęcał miesiąc na podróże do Francji, Włoch i Niemiec. Bogaci pacjenci z niecierpliwością oczekiwali na jego powrót, podobnie jak biedni, ponieważ nigdy nie odmawiał im pomocy, a jego miłosierdzie nie gardziło najuboższymi, co przysparzało mu u wszystkich szacunku.

Rodzina Roderichów składała się z doktora, jego żony, syna, kapitana Haralana, i córki Myry. Marc, odwiedzając ten gościnny dom, nie mógł pozostawać obojętny na wdzięk, uprzejmość oraz urok tej młodej panienki i to prawdopodobnie było przyczyną, dla której przedłużał swój pobyt w Ragz. Krótko mówiąc, jeżeli jemu spodobała się Myra Roderich, to nie będzie zbytnią przesadą powiedzieć, że i on podobał się Myrze Roderich. Należy zgodzić się ze mną, że na to zasługiwał! Tak! Był takim dzielnym młodzieńcem, wzrostu nieco powyżej przeciętnego, z jasnoniebieskimi, bystrymi oczyma, kasztanowatymi włosami, czołem poety, szczęśliwą fizjonomią człowieka, któremu życie ukazuje swe najweselsze strony, z łagodnym charakterem i temperamentem artysty, fanatycznego wielbiciela pięknych rzeczy. Ani na chwilę nie wątpiłem, że kierował nim pewny instynkt, kiedy wybrał tę śliczną, młodą, węgierską dziewczynę.

Znałem Myrę Roderich jedynie z odmalowania jej w namiętnych listach otrzymywanych od Marca, ale płonąłem pragnieniem poznania jej. Prosił mnie, bym jako głowa rodziny przyjechał do Ragz, i miał nadzieją, że mój pobyt potrwa co najmniej sześć tygodni. Jego narzeczona – nieustannie mi to powtarzał – życzyła sobie mnie poznać… Dopiero po moim przybyciu miała zostać ustalona data ślubu. Przedtem jednak Myra chciała na własne oczy zobaczyć przyszłego szwagra o którym, jak się wydawało, słyszała tyle dobrych rzeczy pod każdym względem… Wydaje się, że było to minimum, jakiego można się spodziewać po członkach rodziny, do której ma się zamiar wejść… Absolutnie nie wypowie owego sakramentalnego „tak”, zanim Marc nie przedstawi jej Henry’ego… oraz tysiące życzeń podobnego rodzaju…!

Wszystko to z wielkimi emocjami przekazywał mi brat w swoich licznych listach, a już czułem się szalenie zakochany w pannie Myrze Roderich.

Powiedziałem, że znałem ją z pełnych entuzjazmu słów Marca. Jednak czy nie byłoby łatwiej, nieprawdaż, usadowić ją, ubraną w elegancki strój, jedynie na kilka chwil we wdzięcznej pozie przed obiektywem aparatu? Mógłbym podziwiać ją, że tak powiem, naocznie, gdyby Marc posłał mi jej fotografię… Ale nie! Myra tego nie chciała… Chciała po raz pierwszy ukazać się osobiście moim olśnionym oczom – tak twierdził Marc. Ponadto, tak sobie myślę, nie chciał nalegać, by udała się do fotografa…! Nie! To, czego się oboje domagali, to żeby inżynier Henry Vidal odłożył na bok swoje zajęcia i pojawił w salonach pałacu Roderichów, gdzie będzie najważniejszym z zaproszonych gości.

Czy naprawdę potrzebowałem tylu powodów, by się zdecydować? Oczywiście, że nie, i nie pozwoliłbym, żeby mój brat ożenił się bez mojej obecności na jego ślubie. W raczej krótkim czasie posłusznie pojawiłbym się przed Myrą Roderich, zanim, w imieniu prawa, stałaby się moją szwagierką.

Ponadto, jak to zasugerowano w liście, moja podróż do tamtego regionu Węgier, który już przyciąga tylu turystów, sprawiłaby mi wielką przyjemność i przyniosła duże korzyści. Była to w całym tego słowa znaczeniu madziarska kraina, z przeszłością bogatą w tyle bohaterskich czynów, i która, buntując się przeciw jakiemukolwiek mieszaniu się z rasami germańskimi, zajmuje ważną pozycję w historii Europy Środkowej.

Co do samej podróży, podaję tutaj, w jaki sposób postanowiłem ją odbyć: popłynąć w tamtą stronę Dunajem, a drogę powrotną pokonać koleją. Żeglugę po tej wspaniałej rzece podjąć zamierzałem w Wiedniu. Nawet jeśli nie miałem przepłynąć całych dwóch tysięcy siedmiuset dziewięćdziesięciu kilometrów jej biegu, przynajmniej zobaczyłbym jej najbardziej interesującą część, przemierzając Austrię i Węgry, poprzez Wiedeń, Preszburg11, Graz12, Budapeszt, do Ragz, położonego blisko serbskiej granicy. Tam będzie moja stacja końcowa, więc zabraknie mi czasu, by udać się do Semlinu13 i Belgradu. A przecież ile jeszcze wspaniałych miast oblewa Dunaj swymi potężnymi wodami, oddzielając Wołoszczyznę14, Mołdawię15 i Besarabię16 od królestwa Bułgarii, po przekroczeniu sławnych Żelaznych Wrót17: Widyń18, Nikopol19, Ruszczuk20, Silistrę21, Braiłę22, Gałacz23, Izmaił24 – aż do potrójnego ujścia do Morza Czarnego!

Wydawało mi się, że na zrealizowanie podróży, jaką sobie zaplanowałem, powinien wystarczyć sześciotygodniowy urlop. Na drogę z Paryża do Ragz zużyję dwa tygodnie. Myra Roderich zapewne nie będzie się zbytnio niecierpliwić i zechce przyznać ów czas podróżnikowi. Spędziwszy tyle samo czasu u boku mego brata, resztę urlopu poświęcę na drogę powrotną do Francji.

Złożyłem zatem podanie o urlop w biurze Kompanii Północnej i moja prośba została przyjęta. Po uporządkowaniu kilku pilnych spraw i dostarczeniu mi kilku papierów, których żądał Marc, zająłem się wyjazdem.

Nie wymagało to zbyt dużo czasu, gdyż nie obciążałem się bagażami. Wziąłem tylko podręczną walizkę, a na ramieniu zawiesiłem worek podróżny.

Nie musiałem się wcale niepokoić o języki mijanych krajów, przynajmniej o język niemiecki, który dość dobrze znałem od czasu podróży po północnych prowincjach. Co do języka węgierskiego, być może nie byłoby mi zbyt trudno go zrozumieć. Poza tym na Węgrzech mówi się biegle po francusku, przynajmniej w wyższych sferach, więc z tego powodu mój brat nigdy nie miał problemów poza granicami Austrii.

„Jest pan Francuzem, więc ma prawa obywatela Węgier” – powiedział pewien poseł z sejmu jednemu z moich rodaków, i w tym serdecznym zdaniu przejawiło się całe uczucie narodu madziarskiego wobec Francji.

Napisałem więc do Marca odpowiedź na jego list, prosząc, by oznajmił Myrze Roderich, że moja niecierpliwość dorównuje jej niecierpliwości i że przyszły szwagier pała pragnieniem poznania swojej przyszłej szwagierki, i tak dalej… Miałem wyruszyć niebawem, ale nie potrafiłem dokładnie określić dnia przybycia do Ragz, będąc na Dampschiffie25 uzależnionym od kaprysów pięknego modrego Dunaju, jak brzmi również nazwa słynnego walca26. W końcu obiecałem nie marnować czasu w drodze. Mój brat mógł na mnie liczyć, a jeżeli rodzina Roderichów tak tego pragnęła, mogła natychmiast wyznaczyć datę ślubu na pierwsze dni maja. Dodałem: „Proszę nie rzucać na mnie przekleństw, jeżeli podczas podróży każdy z etapów nie będzie oznaczony wysłaniem jednego listu, wskazującego na moją obecność w tym lub innym mieście. Napiszę od czasu do czasu, w sam raz by pozwolić pannie Myrze ocenić liczbę kilometrów, jakie mnie dzielą od jej rodzimego miasta… W każdym razie wyślę w odpowiednim czasie telegram, którego jasność będzie się równać zwięzłości. Jeżeli Dampfschiff nie będzie opóźniony, będę mógł określić, w którym dniu, o jakiej godzinie i minucie przybędę do Ragz”.

Ponieważ dopiero w Wiedniu miałem wsiąść na statek pływający po Dunaju, poprosiłem sekretarza generalnego Kompanii Wschodniej27, by mi dostarczył regularny rozkład jazdy z przystankami na różnych stacjach pomiędzy Paryżem a austriacką stolicą. Takie usługi oddają różne spółki i moja prośba nie sprawiła żadnych trudności.

Czwartego kwietnia, w przeddzień mego wyjazdu, poszedłem do biura sekretarza generalnego pożegnać się z nim i odebrać mój rozkład jazdy. Kiedy go wręczył, pogratulował mi, mówiąc, iż wie, dlaczego udaję się na Węgry: że jadę na ślub mego brata, którego znał nie tylko jako malarza, ale też człowieka światowego.

– Ponadto wiem – dodał – że rodzina doktora Rodericha, do której wejdzie pański brat, jest jedną z najbardziej szanowanych familii w Ragzie.

– Mówiono panu o niej? – zapytałem.

– Tak, dokładnie wczoraj, na wieczorku w ambasadzie austriackiej, gdzie miałem okazję się znajdować.

– A od kogo się pan dowiedział…?

– Od oficera garnizonu w Budapeszcie, który poznał się z pańskim bratem podczas jego pobytu w węgierskiej stolicy i bardzo go wychwalał. Jego sukces był błyskotliwy, a przyjęcie, jakie mu zgotowano w Budapeszcie, powtórzyło się w Ragzie, co nie powinno ciebie zaskoczyć, mój kochany Vidal…

– Czy ten oficer był niemniej hojny w pochwały odnośnie do rodziny Roderichów…? – zapytałem.

– Oczywiście. Doktor jest uczonym w pełnym tego słowa znaczeniu. Cieszy się powszechnym uznaniem w całym cesarstwie austro-węgierskim. Otrzymał wszystkie możliwe godności, i w ogóle to dobrą partię robi pański brat, gdyż jak się wydaje, mademoiselle28 Myra Roderich jest bardzo piękną osobą…

– Mój drogi przyjacielu – odpowiedziałem – nie zaskoczę ciebie, jeżeli powiem, że Marc znajduje ją taką samą. Wydaje mi się, że jest w niej mocno zakochany!

– Tym lepiej, mój drogi Vidal, i zechciej przekazać bratu moje gratulacje. Ale… jest coś innego… nie jestem pewny, czy powinienem ci o tym mówić…

– Powiedzieć mi…? co…?

– Czy Marc nigdy ci nie napisał, że kilka miesięcy przed jego przybyciem do Ragz…

– Przed jego przybyciem…? – powtórzyłem.

– Tak… panna Myra Roderich… Przede wszystkim, mój drogi Vidal, możliwe, że twój brat o niczym nie wie…

– Proszę mówić jaśniej, drogi przyjacielu, gdyż nie jestem na bieżąco, a Marc nigdy w listach nie czynił do tego żadnej aluzji…

– Zatem wydaje się, co nie powinno zaskakiwać, że panna Roderich cieszyła się wielkim powodzeniem, szczególnie u pewnego osobnika, który przecież nie był pierwszym lepszym. Przynajmniej tak mi opowiadał urzędnik ambasady, który jeszcze przed trzema tygodniami znajdował się w Budapeszcie…

– A ów rywal…?

– Został wyproszony przez doktora Rodericha. Myślę więc, że w tym przypadku nie ma się czego obawiać…

– Istotnie, nie ma się czego obawiać, gdyż Marc napisałby mi o tym rywalu w swoich listach. Skoro jednak nie pisnął ani słowa, więc myślę, że nie należy przykładać żadnej wagi do tej rywalizacji…

– Nie, mój drogi Vidal, ponieważ pretensje tego osobnika do ręki panny Roderich spowodowały pewien szum w Ragzie, i lepiej by było, żebyś był o tym poinformowany…

– Oczywiście, i dobrze zrobiłeś, uprzedzając mnie, skoro nie chodzi tylko o czczą gadaninę…

– Nie, informacja jest bardzo poważna…

– Ale nie ma już sprawy – odpowiedziałem – i to najważniejsze!

Już chciałem wyjść, lecz jeszcze zapytałem:

– Przy okazji, mój drogi przyjacielu, czy urzędnik wymienił nazwisko tego rywala…?

– Tak.

– I on nazywa się…?

– Wilhelm Storitz.

– Wilhelm Storitz…? Syn chemika o tym samym nazwisku?

– Ten sam.

– Bardzo znanego uczonego dzięki jego fizjologicznym odkryciom…!

– Z którego Niemcy słusznie są bardzo dumni, mój drogi.

– Czy on nie żyje…?

– Tak, umarł kilka lat temu, ale żyje jego syn, a co więcej, według mojego informatora ten Wilhelm Storitz jest człowiekiem, któremu nie można ufać…

– I będziemy się go wystrzegać, mój drogi przyjacielu, aż mademoiselle Roderich zostanie madame29 Vidal.

Skończywszy na tym i nie przejmując się zbytnio informacją, sekretarz i ja wymieniliśmy serdeczny uścisk dłoni, a potem wróciłem do domu dokończyć przygotowania do wyjazdu.

1Königsberg (obecnie Kaliningrad, polska nazwa Królewiec) – miasto w Federacji Rosyjskiej, położone u ujścia Pregoły do Bałtyku, w historycznej krainie Sambii.

2WilhelmHoffmann, znany bardziej jako Ernst Theodor Amadeus Hoffmann (1776-1822) – niemiecki pisarz i kompozytor, jeden z prekursorów fantastyki grozy; autor m.in. baśni Dziadek do orzechów i Mysi król; ożenił się z Polką Michaliną Trzcińską i przez kilka lat mieszkał w Płocku.

3Edgar AllanPoe (1809-1849) – amerykański poeta, nowelista i krytyk literacki; romantyk, prekursor symbolizmu; autor pesymistycznej liryki (Kruk), fantastyczno-sensacyjnych opowiadań przesyconych atmosferą grozy (Opowieści nadzwyczajne, Arabeski, Groteski), prac krytycznych i teoretycznych.

4Legia Honorowa (Order Narodowy Legii Honorowej) – najwyższe odznaczenie nadawane przez państwo francuskie zarówno cywilom, jak i wojskowym, kobietom i mężczyznom, także cudzoziemcom, za szczególne osiągnięcia w działalności wojskowej i cywilnej; motto orderu: Honneur et Patrie (Honor i Ojczyzna); posiada pięć klas: Krzyż Wielki, Wielki Oficer, Komandor, Oficer, Kawaler.

5Léon Bonnat (1833-1922) – francuski malarz, profesor École des Beaux-Arts w Paryżu, znany portrecista, nauczyciel wielu wybitnych artystów, takich jak: Thomas Eakins, Gustave Caillotte, Henri de Toulouse-Lautrec; do jego głównych prac należą portrety wybitnych postaci: Wiktora Hugo, Louisa Pasteura, Alexandre’a Dumasa i innych współczesnych Verne’owi.

6Kompania Północna (pełna nazwa: Kompania Kolei Północnej) – francuska spółka kolejowa założona w 1845 roku przez bankiera Jamesa Rotschilda i jego współpracowników, obsługująca sieć kolejową w północnej Francji; działała do 1936 roku.

7Ragz – węgierskie miasto wymyślone przez J. Verne’a, który użył tej nazwy także w powieści Piękny żółty Dunaj (przerobionej później przez Michela Verne’a i wydanej pośmiertnie w 1908 roku pt. Dunajski pilot); J. Verne pierwotnie zamierzał umieścić akcję w węgierskim mieście zwanym Wieg Varda (według listu, jaki napisał do Louisa Julesa Hetzela w marcu 1905).

8Peszt (węg. Pest) – wschodnia, głównie mieszkalna, część Budapesztu, stanowiąca około 2/3 terytorium całego miasta; znajduje się na lewym brzegu rzeki Dunaj, która wyznacza granicę między nim a Budą.

9Segedyn (węg. Szeged) – trzecie pod względem liczby ludności miasto Węgier, położone nad Cisą na południu kraju, na wschód od Dunaju, stolica komitatu Csongrád.

10Komitat – jednostka administracyjna pierwszego rzędu w podziale administracyjnym Węgier oraz Chorwacji, odpowiadająca polskiemu województwu.

11Preszburg – obecnie Bratysława.

12Graz – u J. Verne’a: Gratz; miasto w południowo-wschodniej Austrii, stolica kraju związkowego Styria oraz powiatu Graz-Umgebung; nie leży nad Dunajem, lecz nad rzeką Mura.

13Semlin – niemiecka nazwa Zemunu, obecnie dzielnicy Belgradu, portu położonego przy ujściu Sawy do Dunaju.

14Wołoszczyzna – kraina historyczna w południowej Rumunii, pomiędzy Karpatami i Dunajem, dzieli się na część zachodnią – Oltenię i część wschodnią – Muntenię.

15Mołdawia (hist. także Multany) – kraina historyczna w środkowo-wschodniej Europie, obecnie podzielona pomiędzy Rumunię, Mołdawię i Ukrainę.

16Besarabia – kraina historyczna na pograniczu Mołdawii i Ukrainy, między rzekami Dniestr i Prut oraz wybrzeżem Morza Czarnego.

17Żelazne Wrota (Żelazna Brama) – przełomowy odcinek doliny Dunaju, oddzielający Karpaty i Góry Wschodnioserbskie, stanowi granicę między Rumunią i Serbią; dawniej żeglugę poprzez Żelazne Wrota utrudniały progi skalne, wysadzone w latach 1890-1896; obecnie w tym rejonie znajduje się zapora wodna ze śluzą i hydroelektrownią.

18Widyń (rum. i bułg. Vidin) – u J. Verne’a: Viding; miasto w północno-zachodniej Bułgarii, stolica obwodu Widyń i gminy Widyń, nad Dunajem, położone przy granicy z Rumunią i Serbią.

19Nikopol – u J. Verne’a: Nicopoli; miasto w północnej Bułgarii, w obwodzie Plewen, położone na prawym brzegu Dunaju, liczące około 5 tys. mieszkańców; było świadkiem kilku historycznych bitew.

20Ruszczuk (z tur., obecnie, od 1878 roku, Ruse) – miasto w północno-wschodniej Bułgarii, nad rzeką Dunaj, piąte pod względem liczby mieszkańców w kraju; największy port rzeczny Bułgarii.

21Silistra – miasto w północno-wschodniej Bułgarii (Dobrudża), stolica obwodu Silistra, port nad Dunajem.

22Braiła – miasto w południowo-wschodniej Rumunii, na Nizinie Rumuńskiej, nad Dunajem; 236 tys. mieszkańców (1991); duży port handlowy i rybacki.

23Gałacz – u J. Verne’a: Galitz; miasto we wschodniej Rumunii, położone na lewym brzegu Dunaju, pomiędzy ujściami do niego Prutu i Seretu, stolica okręgu Gałacz.

24Izmaił – miasto w południowo-zachodniej części Ukrainy, w obwodzie odeskim, na brzegu Kilii, głównego ramienia delty Dunaju, na granicy Ukrainy i Rumunii.

25Dampschiff (niem.) – statek parowy.

26Chodzi o utwór Nad pięknym modrym Dunajem (An der schönen blauen Donau, op. 314), walc Johanna Straussa II, skomponowany w 1867 roku; popularność zyskał dopiero w wersji instrumentalnej, a pierwsze takie wykonanie miało miejsce 18 lutego 1867 roku, pod dyrekcją samego kompozytora.

27Kompania Wschodnia – skrócona nazwa Kompanii Kolei Wschodniej, powstałej w 1845 roku jako Kompania Kolei Paryż-Strasburg.

28Mademoiselle (fr.) – panna.

29Madame (fr.) – pani, dama.

Rozdział II

 

Opuściłem Paryż piątego kwietnia o siódmej czterdzieści pięć rano pociągiem numer 173 z Dworca Wschodniego. Za jakieś trzydzieści godzin miałem się pojawić w stolicy Austrii.

Na francuskim terytorium głównymi stacjami były Châlons-sur-Marne i Nancy. Przemierzając godną pożałowania Alzację-Lotaryngię30, pociąg zatrzymał się na krótko w Strasburgu, gdzie nawet nie wyszedłem z wagonu. Zbyt trudna była dla mnie niemożność poczucia się jak wśród rodaków31. Kiedy znalazłem się za miastem, wychyliłem się przez okno i zobaczyłem wysoką iglicę katedry32 całkowicie skąpaną w ostatnich promieniach słońca, które, w chwili gdy jego tarcza opadała na horyzont, nadpływały od strony Francji.

Noc przeminęła na toczeniu się wagonów, ich kołysaniu się na szynach, pośród tej monotonii, która kończy się uśnięciem nawet podczas zatrzymania się na stacji. Czasami, w nieregularnych odstępach, dochodziły do moich uszu nazwy miast: Oos33, Baden34, Karlsruhe35 i kilku innych, rzucane ostrym głosem przez konduktorów. Potem, w dniu szóstego kwietnia, zostawiliśmy za sobą niewyraźne sylwetki kilku miast, których nazwy zapisały się tak chlubnie w okresie napoleońskim: Stuttgart36 i Ulm37 w Wirtembergii, a w Bawarii Augsburg38 i Monachium. Następnie, w pobliżu austriackiej granicy, pociąg zatrzymał się na dłuższy postój w Salzburgu39. W końcu po południu zatrzymywaliśmy się w różnych punktach, między innymi w Wels40, a o piątej trzydzieści lokomotywa wydała ostatnie rżenie, które zmieszało się z gwizdkami na dworcu w Wiedniu.

W stolicy spędziłem zaledwie trzydzieści sześć godzin, w tym dwie noce, biorąc tylko przypadek za przewodnika. Zamierzałem zwiedzić ją dokładniej w drodze powrotnej. Etapy podróży powinno się układać według ich ważności, podobnie jak należy ustawiać pytania, o czym wiedzą członkowie rządu.

Dunaj ani nie przepływa przez Wiedeń, ani go nie opływa. Musiałem przejechać około czterech kilometrów samochodem, by dostać się na przystań statków parowych i jednym z nich popłynąć aż do Ragz. To już nie był rok 1830, czas początków żeglugi rzecznej, więc teraz usługi towarzystw żeglugowych nie pozostawiały nic do życzenia.

Na pokładzie „Macieja Korwina”41 było wszystkiego po trosze i słyszało się przedstawicieli narodowości z całego świata: Niemców, Austriaków, Węgrów, Rosjan, Anglików. Pasażerowie zajmowali tył statku, gdyż przód wypełniały towary i nikt tam już by się nie zmieścił. Dobrze szukając, pomiędzy tymi pasażerami niewątpliwie napotkałoby się też Polaków ubranych w stroje węgierskie, rozumiejących tylko język włoski, o których wspomina pan Duruy42 w swej relacji z podróży między Paryżem a Bukaresztem, jaką odbył w 1860 roku.

Dampfschiff szybko płynął z prądem, bijąc wielkimi kołami żółtawe wody pięknej rzeki, gdyż wydawały się one raczej zabarwione ochrą niż lazurytem43, o czym wspomina legenda. Mijaliśmy liczne statki wystawiające swe wydęte żagle na wiatr, wiozące towary, które pochodziły z okolicznych pól i wsi, ciągnących się aż po horyzont na obu brzegach. Przepływaliśmy również obok ogromnych tratew, drewnianych pociągów utworzonych chyba z całego lasu, na których postawiono pływające wioski, budowane na początku spławu, a rozbierane na końcu, które przypominały olbrzymie brazylijskie jangady44 na Amazonce45. Potem pojawiały się wyspy po wyspach, kapryśnie rozsiane, duże lub małe, w większości ledwie wynurzone i czasami tak niskie, że przybór wody zatapiał je na kilka cali46. Cieszyły wzrok swoją zielonością, swoją świeżością, liniami wierzb, osik i topoli, wilgotną trawą pikowaną kwiatami o żywych kolorach.

Mijaliśmy także nawodne wioski, zbudowane na samej krawędzi brzegów. Gdy płynęliśmy pełną prędkością, wydawało się, że parostatek powoduje ich kołysanie na podtrzymujących je palach. Następnie przepłynęliśmy pod liną zawieszoną między jednym a drugim brzegiem, ryzykując zaczepieniem o nią kominem. Była to lina promu, którą podtrzymywały dwie żerdzie z powiewającymi nad nimi austriackimi flagami z czarnym orłem.

Poniżej Wiednia wspomniałem o ważnym fakcie historycznym, o tej słynnej dacie szóstego lipca 1809 roku. Stało się to, kiedy zobaczyłem okrągłą wyspę mającą ponad ligę47 średnicy, zalesioną po brzegach, ale wewnątrz pokrytą równinnymi łąkami zrytymi przez odnogi, które czasem napełniają się podczas wezbrań rzeki. Była to wyspa Lobau, ów oszańcowany obóz, skąd sto pięćdziesiąt tysięcy Francuzów starało się przejść przez Dunaj, zanim Napoleon poprowadził ich do zwycięstw pod Essling48 i Wagram49.

W ciągu tego dnia straciliśmy z oczu Fischamend50 i Regelsbrunn51, a wieczorem „Maciej Korwin” stanął na postój przy ujściu Marchu52, lewego dopływu Dunaju, płynącego z Moraw, mniej więcej spod granicy królestwa węgierskiego. Tu spędziliśmy noc z ósmego na dziewiątego kwietnia i ponownie wyruszyliśmy o świcie, pociągani prądem przez tereny, gdzie w XVI wieku Francuzi i Turcy bili się z taką zaciekłością53. Następnie, po zawinięciu i wysadzeniu pasażerów w Petronellu54, Altenburgu55, Hainburgu56, po przebyciu przełomu Węgierskich Wrót57, po tym, jak otworzył się przed nim zwodzony most, Dampfschiff przybił do nabrzeża Preszburga.

Całodobowa przerwa po pokonaniu trzystu kilometrów od Wiednia, wymuszona przeładunkiem towarów, pozwoliła mi zwiedzić miasto, zasługujące na uwagę turystów. Naprawdę sprawia ono wrażenie, jak gdyby zostało zbudowane na cyplu. Nikt nie byłby bardzo zaskoczony, gdyby u jego stóp rozciągało się morze, albo gdyby jego fundamenty obmywały toczące się słone fale, zamiast spokojnych wód rzeki. Powyżej linii wspaniałych nabrzeży zarysowywały się sylwetki domów, zbudowanych z nadzwyczajną regularnością i w pięknym stylu. W górę rzeki, na samym krańcu tego cypla, którym wydaje się kończyć lewy brzeg, wznosiła się strzelista wieżyczka kościoła, a dalej w górę rzeki – druga iglica. Pomiędzy nimi zaokrąglało się ogromne wzgórze z przyczepionym do niego zamkiem.

Po zwiedzaniu katedry, która jest wspaniale zwieńczona złotą kopułą, podziwiałem liczne miejskie domy (czasami przypominające pałace), należące do węgierskiej arystokracji. Następnie wspiąłem się na wzgórze i zwiedziłem ogromny zamek zbudowany na planie czworoboku, z wieżami w każdym narożniku, jednak teraz prawie całkowicie będący w ruinie. Być może pożałowałbym tej wspinaczki, gdyby nie roztaczała się stąd szeroka panorama na wspaniałe okoliczne winnice i nieskończoną równinę, po której toczy swe wody Dunaj.

Preszburg, w którym niegdyś rezydowali królowie Węgier, jest oficjalną madziarską stolicą i siedzibą sejmu, Saupchtina, która znajdowała się w Budapeszcie aż do okupacji otomańskiej, trwającej ponad półtora wieku, między 1530 a 1686 rokiem58. Ale chociaż miasto liczy czterdzieści pięć tysięcy mieszkańców, wydaje się słabo zaludnione, nie licząc zapewne czasu obrad sejmu, kiedy napływają doń delegaci z całego królestwa.

Muszę jednak dodać, że dla Francuza nazwa „Preszburg” jest ściśle związana ze sławnym traktatem, podpisanym w 1805 roku, po bitwie pod Austerlitz59.

Przez całe przedpołudnie jedenastego kwietnia „Maciej Korwin” płynął z Preszburga w dół rzeki i około południa pojawił się w puszcie. Owa puszta, której ogromne połacie rozciągają się w całych środkowych Węgrzech, podobna jest zarazem do rosyjskiego stepu i amerykańskiej prerii. Jest to nadzwyczaj ciekawy teren z niekończącymi się pastwiskami, na których czasami można dostrzec niezliczone tabuny koni w dzikim galopie, a które żywią również stada wołów i bawołów liczące tysiące sztuk.

Stąd zaczyna się swymi licznymi zygzakami prawdziwy Dunaj węgierski. Zasilony już potężnymi dopływami zdążającymi z Małych Karpat60 i Alp Styryjskich61, nabiera odtąd wyglądu wielkiej rzeki i nie sprawia już wrażenia zwykłego dopływu, jak to było na terenie Austrii.

Nie mogłem zapomnieć, że rzeka bierze swój początek w Wielkim Księstwie Badenii62, prawie na francuskiej granicy, która odgraniczała naszą Alzację i Lotaryngię! W owym czasie opady nad Francją jeszcze dostarczały Dunajowi wody w początkowym jego biegu!

Wieczorem Dampfschiff przybył do Raabu63 i zacumował przy nabrzeżu na noc, następny dzień i kolejną noc. Wystarczyło mi dwanaście godzin, by zwiedzić tę miejscowość, którą Madziarzy zwą Győr, bardziej fortecę niż miasto, z dwudziestoma tysiącami mieszkańców, usadowioną sześćdziesiąt kilometrów od Preszburga, i tak doświadczoną podczas powstania węgierskiego w 1849 roku64.

Następnego dnia, jakieś dziesięć kilometrów poniżej Raabu, mogłem, nie zatrzymując się, obejrzeć sławną cytadelę Kromorn65, wybudowaną całkowicie w XV wieku przez Macieja Korwina, gdzie rozegrał się ostatni akt insurekcji.

W tej części węgierskiego terytorium nie mogłem uczynić nic lepszego, jak tylko poddać się prądowi Dunaju, jego kapryśnym meandrom, nagłym zakolom, które urozmaicają krajobraz, niskim, na pół zatopionym wyspom, powyżej których fruwały żurawie i bociany. To była puszta w całej swej okazałości, czasami z bujnymi łąkami, czasami z falującymi na horyzoncie pagórkami. Tutaj prosperowały winnice, dostarczając najlepszych produktów Węgier, kraju, który jest drugim po Francji producentem win, wyprzedzając w tym Włochy i Hiszpanię. Dwadzieścia milionów hektolitrów66, w których znaczny udział ma tokaj, ten trunek, jak się twierdzi, prawie w całości spożywany na miejscu. Nie zaprzeczę, że wypiłem kilka butelek w hotelach i na pokładzie Dampfschiffu. O tyle mniej pozostało dla madziarskich gardeł…

Należy powiedzieć, że w puszcie uprawy zwiększają się z roku na rok. Wykopano tutaj kanały nawadniające, które na przyszłość zapewnią niezwykłą urodzajność ziem. Zasadzono tu miliony akacji, a drzewa te – ułożone w długie i gęste pasy – ochraniają ziemię niczym zasłony przed złymi wiatrami. Niedaleki jest już czas, kiedy plony zbóż i tytoniu podwoją się, a nawet potroją.

Niestety, na Węgrzech własność nie jest jeszcze zbyt dobrze podzielona. Dobra leżące odłogiem są bardzo znaczne. Istnieje wiele posiadłości o powierzchni stu kilometrów kwadratowych, których właściciele nie zawsze są je zdolni eksploatować w całej rozciągłości, podczas gdy drobni rolnicy nie są posiadaczami nawet jednej trzeciej tego rozległego obszaru.

Ten stan rzeczy, tak szkodliwy do kraju, stopniowo się zmieni, jestem o tym przekonany, dzięki owej nieuniknionej logice, jaką posiada przyszłość. Ponadto węgierscy chłopi wcale nie są oporni na postęp, gdyż cechuje ich wiele dobrej woli, odwagi i inteligencji. Być może pozostają nazbyt z siebie zadowoleni, jednak nie aż do tego stopnia, jak chłopi niemieccy. Istnieje między nimi taka zasadnicza różnica, że o ile ci pierwsi uważają, że wszystkiego mogą się nauczyć, o tyle drudzy sądzą, iż już wszystko wiedzą.

Byliśmy na wysokości Granu67, miasta leżącego na prawym brzegu, kiedy zauważyłem zasadniczą zmianę krajobrazu. Równinna puszta zaczęła sukcesywnie ustępować kapryśnie zbudowanym wzgórzom, końcowym odgałęzieniom Karpat i Alp Noryckich68, które ściskały rzekę i zmuszały ją do przeciskania się wąskimi przełomami, jednocześnie powodując zwiększanie się głębokości koryta.

Gran jest siedzibą prymasa Węgier, a zarazem zapewne najbardziej pożądanym biskupstwem tego świata, o ile jego dobra mają jakiekolwiek znaczenie dla katolickich prałatów. Rzeczywiście, właściciel tej siedziby, którym niegdyś był kardynał, prymas, legat69, książę Cesarstwa70 i kanclerz królestwa, uzyskuje dochody, które mogą przekraczać milion franków.

Za Granem znów rozciąga się puszta. Trzeba przyznać, że natura jest wielką artystką. Stosuje prawo kontrastów, zresztą z rozmachem, jak wszystko, co ona czyni. Tutaj zechciała, kiedy rzeka płynie jeszcze na wschód, nim skieruje się pod niemal prostym kątem na południe – w głównym kierunku, od którego mimo krętego biegu się nie odchyla – otóż zechciała ona, by krajobraz, po tak zmiennych widokach między Preszburgiem i Granem, stał się smutny, przygnębiający, monotonny.

W tym miejscu „Maciej Korwin” musiał wybrać jedno z dwóch ramion okalających wyspę Świętego Andrzeja, obu zdatnych do żeglugi. Statek obrał ramię z lewej strony, co pozwoliło mi zobaczyć miasto Waitzen71, nad którym górowało z pół tuzina dzwonnic, a kościół, stojący wśród masy zieleni nad samym brzegiem, przeglądał się w wodzie.

Jeszcze dalej pejzaż znowu zaczął się zmieniać. Na równinie ukazały się pola uprawne w swej pierwszej świeżości; po rzece sunęły liczne łodzie. Spokój ustąpił miejsca ożywieniu. Było widoczne, że zbliżamy się do stolicy, i to jakiej stolicy! Podwójnej, jak niektóre gwiazdy, a jeśli te gwiazdy nie są nawet pierwszej wielkości, to przynajmniej w konstelacji węgierskiej błyszczą pełnym blaskiem.

Parostatek okrążył ostatnią zadrzewioną wyspę. Najpierw ukazała się Buda, następnie Peszt. Właśnie w tym podwójnym mieście od czternastego kwietnia aż do rana siedemnastego kwietnia spożyję kilka posiłków i zmęczę się ponad wszelką miarę, zwiedzając je niczym sumienny turysta.