Christus vincit. Tryumf Chrystusa nad mrokami czasów - Athanasius Schneider - ebook

Christus vincit. Tryumf Chrystusa nad mrokami czasów ebook

Athanasius Schneider

5,0

Opis

W ramach niniejszego, frapującego wywiadu biskup Athanasius Schneider dokonuje trzeźwej i wnikliwej analizy panoszących się w Kościele kontrowersji oraz najbardziej palących kwestii naszych czasów, niosąc jasność i nadzieję znękanym katolikom. Wśród poruszanych przez księdza biskupa zagadnień znalazły się między innymi: rosnący zamęt doktrynalnygranice władzy papieskiejdokumenty Soboru Watykańskiego II, Bractwo św. Piusa Xideologie antychrześcijańskie i zagrożenia politycznetrzeci sekret fatimskitradycyjna forma rytu rzymskiego Mszy Świętej oraz synod amazoński. Niczym jego patron z IV wieku, św. Atanazy Wielki, biskup Schneider mówi rzeczy, których inni nie powiedzą, nieustraszenie podążając za radą św. Pawła:

„Głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, [w razie potrzeby] wykaż błąd, poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz” (2 Tm 4, 2).

Jego spostrzeżenia dotyczące wyzwań, przed którymi stoi dziś Chrystusowa owczarnia, są zasadniczą lekturą dla tych, którzy są lub pragną być wyczuleni na znaki naszych czasów. Analogicznie do Raportu o stanie wiary Josepha Ratzingera z 1985 r., Christus Vincit stanie się głównym punktem odniesienia na najbliższe lata.

„W tej krytycznej chwili w życiu Kościoła musimy starannie rozważyć wszystko, z czym jesteśmy konfrontowani, i rozeznać, co jest prawdziwe, dobre i piękne, a co złe. Musimy okazać wielką wdzięczność wiernemu apostołowi, księdzu biskupowi Athanasiusowi Schneiderowi, za jego jasną i odważną analizę kondycji Kościoła w naszych czasach. Niech ta książka pomoże wszystkim jej czytelnikom w przeżywaniu ich konkretnego powołania z większą wiernością i gorliwością, dla chwały Boga Wszechmogącego i dla zbawienia dusz”.
— kard. Robert Sarah


„Odkąd sięgam pamięcią, żaden inny biskup nie oddawał się równie niestrudzenie służbie prawdom wiary katolickiej. Biskup Schneider, opisując swoje życie i posługę oraz udzielając odpowiedzi na kluczowe pytania naszych czasów, daje w tym obszernym wywiadzie mocne świadectwo swojej głębokiej miłości do naszego Pana i Jego Mistycznego Ciała, Kościoła. Wierni i wszyscy ludzie dobrej woli otrzymują w tej książce wielką pomoc przy odnajdowaniu swej drogi pośród wielkiego zamętu, podziału i błędu, które panoszą się w naszych czasach. Ukazuje ona serce prawdziwego duszpasterza, na wzór Serca Chrystusa, Dobrego Pasterza”.
— kard. Raymond Leo Burke


„Święta Teresa od Dzieciątka Jezus («Mały Kwiatek») powiedziała, że pokora jest odwagą głoszenia prawdy i odwagą służby. Biskup Schneider jest pokornym, heroicznym świadkiem prawdy i odważnym sługą. Jego miłość do Chrystusa i Kościoła jest silna, głęboka i szczera, na wzór św. Pawła (Gal 2, 11-20). Z duszpasterską wiernością i teologiczną wnikliwością odpowiada on na różne pytania dotyczące doświadczanych przez nas form kryzysu (relatywizmu, sekularyzmu, modernizmu oraz indyferentyzmu). Lektura jego książki stanowiła dla mnie inspirację i wyzwanie”.
— Scott Hahn


„Biskup Athanasius Schneider, owoc wydany przez prześladowany Kościół w Związku Sowieckim, z mocą apeluje w tym wywiadzie o powrót do klasycznej doktryny, kultu i nabożeństwa Kościoła rzymskiego. Nie wszyscy czytelnicy zgodzą się z każdym aspektem jego analizy, lecz z trudem przyjdzie im zaprzeczyć fundamentalnemu spostrzeżeniu księdza biskupa: Kościół potrzebuje radykalnego powrotu do nadprzyrodzoności, która ocali go od wewnętrznej sekularyzacji, uwolni go od dominacji zbytnio ludzkich planów i natchnie go nowym zapałem do wypełniania jego Boskiej misji”.
— o. Aidan Nichols op


„Lektura tego obszernego wywiadu, udzielonego przez jednego z najwybitniejszych biskupów w dzisiejszym Kościele, jest doświadczeniem głębokiej radości i wdzięczności. Biskup Schneider objaśnia i broni prawdy katolickiej z głęboką refleksją i z całkowitym przekonaniem. Przypomina on nam, że wierność Chrystusowi – przyjęcie w pełni Jego prawdy w sposób, w jaki naucza jej Kościół katolicki – jest celem naszego życia i jedynym źródłem naszego zbawienia”.
— ks. Gerald E. Murray

 

Athanasius Schneider urodził się w 1961 r. w Kirgistanie, w niemieckiej rodzinie i został ochrzczony imieniem Antonius. W 1973 r. jego rodzina wyemigrowała do Niemiec. W 1982 r. wstąpił do zakonu kanoników regularnych Świętego Krzyża w Austrii i otrzymał imię zakonne Athanasius; został wyświęcony na kapłana w Brazylii w 1990 r. Obroniwszy doktorat z patrologii na Uniwersytecie Augustinianum w Rzymie, został wykładowcą w seminarium karagandyjskim w Kazachstanie w 1999 r. W 2006 r. otrzymał sakrę biskupią w Bazylice św. Piotra w Rzymie; został mianowany biskupem tytularnym Celeriny oraz biskupem pomocniczym diecezji karagandyjskiej. Od 2011 r. pełni posługę biskupa pomocniczego w Archidiecezji Najświętszej Maryi Panny w Astanie (Nur-Sułtan), przewodniczącego Komisji Liturgicznej oraz sekretarza generalnego Konferencji Biskupów Katolickich Kazachstanu. Biskup Schneider jest autorem dwóch książek o Najświętszej Eucharystii: Dominus est: refleksje biskupa z Azji Środkowej o Komunii świętej oraz Corpus Christi: Komunia święta i odnowa Kościoła.

DIANE MONTAGNA jest amerykańską dziennikarką mieszkającą w Rzymie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 513

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (4 oceny)
4
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AsiaPro

Nie oderwiesz się od lektury

Książka jest zapisem wywiadu z biskupem Schneiderem. Początek to niesamowite świadectwo księdza, opisujące tragiczne i heroiczne dzieje rodzinne. Wiara rodziny, która miała wpływ na powołanie kapłańskie bohatera książki. W dalszej części, opis życia w seminarium oraz miejsc i działania misyjnego księdza aż do święcenia na biskupa. Piękne, pełne wiary i porywające świadectwo zaufania Bogu. Ostatnie rozdziały to refleksje na temat obecnego kryzysu w Kościele, przenikającego go modernizmu. Biskup Schneider trafnie analizuje stan zmian w KK od czasów Soboru Watykańskiego II do teraz. Objaśnia źródła modernizmu, pokazuje również, co należałoby zrobić, żeby katolicy zachowali swoją wiarę. Ratunek upatruje w powrocie do Tradycji, oraz postawieniu na odnowę życia religijnego w rodzinach. Książkę powinien przeczytać każdy katolik. To również lektura obowiązkowa dla każdego kapłana i wszystkich osób duchownych.
00

Popularność




Okładka

Karta tytułowa

Niepokalanemu Sercu Maryi

Matki Boga iMatki Kościoła

Dla wszystkich maluczkich Kościoła Walczącego naszych czasów, którzy – będąc biskupami, kapłanami, zakonnikami, zakonnicami, ojcami i matkami rodzin, młodzieżą i dziećmi – byli w ostatnich dekadach marginalizowani, upokarzani i karani wyłącznie z powodu swojej niezłomnej wierności wobec integralności wiary i liturgii Mszy Świętej.

Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć; i to, co nie jest szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone, i to, co nie jest, wyróżnił Bóg, by to, co jest, unicestwić, tak by się żadne stworzenie nie chełpiło wobec Boga.

1 Kor 1, 27-29

WSTĘP

Interwencje biskupa Athanasiusa Schneidera dotyczące szerzących się w Kościele kontrowersji już od wielu lat niosą jasność i nadzieję udręczonym wiernym przywiązanym do tradycyjnej nauki katolickiej. Jednakże do tej pory ksiądz biskup nie skorzystał ze sposobności, by – zaniechawszy sporadycznych interwencji – dać dłuższe, osobiste świadectwo „wiary raz tylko przekazanej świętym” (por. Jud 1, 3), którą otrzymał od męczenników komunistycznego prześladowania. Niniejsza książka jest swojego rodzajem vademecum, którego adresatami są skonsternowani wierni żyjący w tych trudnych czasach.

Christus Vincit („Chrystus zwycięża”) jest pierwszym wywiadem rzeką z Athanasiusem Schneiderem, biskupem pomocniczym Archidiecezji Najświętszej Maryi Panny w Nur-Sułtan1, w Kazachstanie. Jego Ekscelencja, urodzony 7 kwietnia 1961 r. w Tokmok, w Kirgistanie (w ówczesnym ZSRR) jako Antonius Schneider, spędził swoje wczesne lata w sowieckim Kościele podziemnym, a następnie wyemigrował ze swą rodziną do Niemiec. W 1982 r. wstąpił do Kanoników Regularnych Krzyża Świętego, założonego w Coimbrze, w Portugalii. Został wyświęcony na kapłana 25 marca 1990 r. Wyniesiony do godności biskupiej przez papieża Benedykta XVI, przyjął sakrę biskupią w wieku 45 lat, w czerwcu 2006 r., w Bazylice św. Piotra w Rzymie. Biskup Schneider włada językami niemieckim, rosyjskim, portugalskim, hiszpańskim, angielskim, włoskim oraz francuskim; ponadto czyta w języku łacińskim i greckim.

Przodkami księdza biskupa byli Niemcy, którzy wyemigrowali z Alzacji do położonej nad ukraińskim brzegiem Morza Czarnego Odessy. Pod koniec II wojny światowej zwycięski Stalin deportował rodzinę Schneiderów do łagru Krasnokamsk w górach Ural. Maria Schneider, matka księdza biskupa, odgrywała kluczową rolę w Kościele podziemnym i ukrywała bł. Aleksandra Zaryckiego, greckokatolickiego kapłana, który został zamęczony przez reżim sowiecki w 1963 r.

Biskup Schneider, podobnie jak św. Atanazy Wielki, jego patron z IV wieku, mówi rzeczy, których inni nie powiedzą, nieustraszenie stosując się do rady św. Pawła: „[G]łoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, [w razie potrzeby] wykaż błąd, poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz” (2 Tm 4, 2). Wielu jest pod wrażeniem jego pewności wiary, gorliwości i jasności oraz całkowitego oddania, z jakim ksiądz biskup wypełnia powołanie do bycia następcą apostołów.

Książka ta ma umożliwić czytelnikowi bliższe poznanie biskupa Schneidera i przedstawić sposób, w jaki postrzega on świat, Kościół oraz odwieczne napięcie między nimi.

Niniejszy tekst powstał na podstawie trzech wywiadów. Pierwszego z nich ksiądz biskup udzielił w ciągu kilku dni w lutym 2018 r. w Monachium, podczas wizyty u swojej matki, znajdującej się pod opieką żeńskiej wspólnoty zakonnej2. Druga rozmowa miała miejsce w maju 2018 r. w Rzymie. Trzeci wywiad został przeprowadzony w marcu 2019 r., również w Rzymie, po wizycie ad limina3 biskupów Azji Centralnej. Następnie ksiądz biskup starannie przejrzał manuskrypt, dopracowując i precyzując swoje refleksje.

Trudno nie być pod wrażeniem miłości księdza biskupa do Eucharystycznego Pana, jego pewności, że Chrystus zatryumfuje poprzez tych, których nazywa „maluczkimi”, oraz jego chęci naśladowania Dobrego Pasterza w oddawaniu swego życia za Chrystusową owczarnię – albo przez codzienną, albo poprzez najwyższą ofiarę.

Tytuł Christus Vincit został wybrany osobiście przez księdza biskupa. Ta łacińska fraza poruszyła go szczególnie ze względu na nadzieję i zachętę, jakie niesie ona wiernym. Podczas naszej rozmowy okazało się również, że dla księdza biskupa hasło to zawiera w sobie Chrystusowe posługiwanie się tym, „co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców” (1 Kor 1, 27). Podtytuł Tryumf Chrystusa nad mrokami czasów został zainspirowany wersem z prologu Ewangelii według św. Jana: „[A] światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła” (J 1, 5). Jak pokaże lektura książki, ten wers odzwierciedla bieg myśli i ducha nadziei przepełniającego jej tekst.

Książka została podzielona na cztery części; tytuł każdej z nich został zaczerpnięty z 29 wersu 24 rozdziału Ewangelii według św. Mateusza. Papież Pius X w inauguracyjnej encyklice E Supremi zauważył, że widok zbliżającej się u progu XX wieku burzy błędu był tak groźny, iż nie zdziwiłby się, gdyby antychryst przebywał już na tej ziemi. Ten sam papież opisał modernizm jako syntezę wszystkich herezji i zwiastun końca czasów. Ojcowie Kościoła dali nam duchową interpretację słynnych słów Pana Jezusa: „Zaraz też po ucisku owych dni słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku; gwiazdy zaczną padać z nieba i moce niebios zostaną wstrząśnięte” (Mt 24, 29). Święty Augustyn mówi, że ucisk owych dni poprzedzi wielkie odejście od Kościoła. „Rzeczy te nastąpią «po ucisku owych dni» nie dlatego, że powinny się wydarzyć, gdy całe prześladowanie minie, ale ponieważ ucisk nastąpi jako pierwszy, aby po nim mogło nastąpić odchodzenie [od Kościoła]” (Ep 199, 39).

„Słońce”, Chrystus, zaćmi się w sercach ludzi, a „księżyc” – Kościół – nie będzie już porywał ludzkich serc swoim pięknem. „Pośród tej nieposkromionej furii nikczemnych prześladowców nie będzie widać Kościoła”. „Gwiazdy”, członkowie Kościoła, którzy zdawali się być niezawodnymi kamieniami probierczymi ortodoksji, odejdą od prawdziwej wiary i moralnego życia. „Wielu, którzy zdawali się jaśnieć w łasce Bożej, ustąpi wobec swoich prześladowców i upadnie, a nawet najbardziej niezłomni z wierzących zostaną zachwiani w swej wierze” – mówi św. Augustyn. A mimo to, niczym upadek zbuntowanych aniołów, jest to znak nadchodzącego tryumfu Chrystusa (Łk 10, 18). Niezależnie od tego, czy słowa Pana Jezusa odnoszą się do naszych czasów, czy nie, niezaprzeczalnie obecne są one w doświadczeniu biskupa Athanasiusa Schneidera i wielu innych, a jego doskonałe rozeznanie w apokaliptycznych wyzwaniach stojących przed owczarnią Chrystusową w dzisiejszych czasach powinno stać się główną wskazówką dla tych, którzy pozostają prawdziwie wyczuleni na znaki czasu.

Na zakończenie chciałabym złożyć moje serdeczne podziękowania tym, którzy okazali mi swą pomoc przy powstawaniu tej książki. Bóg wie, kim oni są, i bez wątpienia nagrodzi ich w swojej miłości. Pracując nad tą książką, często przypominałam sobie słowa Boga Ojca skierowane do św. Katarzyny ze Sieny zawarte w klasycznym dziele duchowym: Dialog oBożej Opatrzności: „Córko, z łatwością mogłem stworzyć ludzi posiadających wszystko, czego mogliby potrzebować dla swego ciała i duszy, lecz Moim życzeniem jest, by potrzebowali siebie nawzajem i by byli Moimi szafarzami, rozdzielając łaski i dary, które ode Mnie otrzymali”.

Diane Montagna

3 września 2019 r.

Wspomnienie św. Piusa X

oraz św. Grzegorza Wielkiego I

1 Do 2019 r. Nur-Sułtan, stolica Kazachstanu, nosił nazwę Astana – przyp. tłum.

2 Matka księdza biskupa, Maria Schneider z domu Trautmann, zmarła 3 sierpnia 2020 r. – przyp. tłum.

3 Wizyta ad limina, dokładniej ad limina apostolorum, oznacza obowiązek, jaki spoczywa na biskupach diecezjalnych i innych hierarchach posiadających jurysdykcję terytorialną do odwiedzenia progów (łac. limina), tzn. grobów apostołów, św. św. Piotra i Pawła, do spotkania się z papieżem w celu przedstawienia mu sprawozdania odnośnie do stanu ich diecezji. Jest to formalna podróż, w którą zwykle wybierają się wszyscy biskupi danego regionu albo należący do danej konferencji biskupów katolickich, by omówić z papieżem sprawy dotyczące ich regionu.

IUcisk owych dni

1

DOBRA GLEBA

Ekscelencja jest biskupem pomocniczym wKazachstanie, ajednak nosi niemieckie nazwisko wskazujące na bardzo ciekawą historię rodzinną, obejmującą prześladowanie iucisk, które dotknęły oba te kraje. Również Ksiądz Biskup osobiście doświadczył skutków tego prześladowania. Proszę opowiedzieć ohistorii swojejrodziny.

Jest to historia, która rozpoczyna się wieki temu. Należę do tej grupy Niemców, którzy nazywani są rosyjskimi Niemcami (Russlanddeutsche) i którzy byli rolnikami w Imperium Rosyjskim w dwóch wielkich grupach osadniczych narodu niemieckiego; zostali zaproszeni przez carów. Byli oni rolnikami i uprawiali ziemię. Pierwszą z tych dwu grup byli tak zwani Niemcy nadwołżańscy, którzy przybyli do Rosji już w drugiej połowie XVIII wieku, głównie za czasów carycy Katarzyny Wielkiej, Niemki. Caryca zaprosiła ich, by osiedlili się nad Wołgą. Druga grupa, tak zwani Niemcy czarnomorscy, przybyła później, w latach 1809–1810, i osiedliła się nad brzegiem Morza Czarnego. Należę do tej drugiej grupy. Jej członkowie przybyli z południowo-zachodnich Niemiec, a moi przodkowie – znam imiona i nazwiska wszystkich moich przodków na przestrzeni ostatnich dwustu lat – przybyli z Alzacji-Lotaryngii. Był to obszar niemieckojęzyczny, choć czasami należał do Francji, a czasami do Niemiec. Moi przodkowie z obu stron pochodzili z wiosek północnej Alzacji, położonych na północ od Strasburga.

W jaki sposób Ksiądz Biskup poznał wszystkie imiona i nazwiska swoich przodków?

Około sześćdziesięciu lat temu pewien niemiecki historyk, który również urodził się w Rosji, opublikował książkę. Zawierała ona wszystkie nazwiska tych ludzi oraz informacje o tym, skąd przybyli, gdzie się osiedlili itd. Znałem moje babcie, a one znały swoje babcie. W tym historycznym opracowaniu znalazłem nazwiska osób, które emigrowały, więc byłem w stanie ustalić pokrewieństwo. Wszyscy przodkowie z obu stron mojej rodziny byli Niemcami z Alzacji i zakładali niemieckie wioski o niemieckich nazwach. Na przykład wioska mojej matki, położona nieopodal Odessy, nazywała się Elsaß (Alzacja – przyp. tłum.), inne wioski nosiły nazwy Straßburg, Karlsruhe, Mannheim itd. Została w nich zaszczepiona niemiecka kultura i – Bogu niech będą dzięki – owi niemieccy farmerzy byli głęboko wierzącymi katolikami. Ich wiara była prosta, lecz bardzo głęboka, i taką wiarę nam przekazali. W tych niemieckich miejscowościach budowali piękne kościoły i wyposażali je w niezbędne przedmioty. Mieli również swoich niemieckich kapłanów. W swych wioskach rozmawiali wyłącznie w niemieckich dialektach. W XIX wieku papież ustanowił nawet diecezję dla nich – nosiła nazwę Tyraspol i obejmowała wszystkich Niemców na południowej Ukrainie i nad Wołgą. Biskup rezydował w Saratowie nad Wołgą; aż do czasów komunistycznych znajdowały się tam katedra i seminarium, zatem mieli oni swoich duchownych.

Czy ich biskup również był Niemcem wybranym spośród tego ludu?

Tak, wybierano go spośród tych ludzi. Ostatni biskup, Aloysius Kessler, zmarł na wygnaniu w Niemczech, po tym, jak komuniści wypędzili go w 1922 r. Gdy nastała epoka komunizmu, w tej diecezji było ponad dwustu niemieckich kapłanów. Piękne jest to, że żaden z nich nie dokonał aktu apostazji. Żaden. Prawie wszyscy spośród owych dwustu kapłanów, z wyjątkiem kilku księży, zostali zabici lub uwięzieni. Zatem wiara katolicka w tych niemieckich wioskach była bardzo silna i bardzo głęboka. Znałem moje babcie i jestem wdzięczny Bogu, że one i moi rodzice przekazali mi wiarę katolicką. Moi przodkowie żyli tam aż do II wojny światowej. W latach 20. i 30. XX wieku komuniści uwięzili kapłanów i zamknęli kościoły. Wiele spośród tych pięknych świątyń zostało zniszczonych lub przekształconych w sale taneczne i stajnie lub zaczęto ich używać do innych, podobnych celów. Za rządów Stalina, szczególnie w latach 1936–1938, nazywanych Mrocznymi Latami, nastały okropne czasy, choć Stalin cynicznie nazywał je okresem oczyszczenia. Była to czystka, „oczyszczenie” – jak mówił Stalin. Komuniści zabijali przede wszystkim kapłanów, ludzi zamożnych oraz intelektualistów, gdyż wszyscy oni byli postrzegani jako potencjalni wrogowie. Było to ludobójstwo i jest czymś niewiarygodnym, że historia niemal o tym milczy. W ciągu tych dwóch lat Stalin wymordował wiele milionów niewinnych ludzi – swoich ludzi, nie obcokrajowców. Jest to dowiedziony fakt historyczny.

Czy wojska Stalina dokonały ludobójstwa na jego narodzie?

Tak. Mój dziadek ze strony ojca również padł ofiarą tego ludobójstwa, ponieważ posiadał ziemię; to wystarczyło, by znaleźć się na ich liście.

Został wygnany czy zabity?

Został zabity. Był młodym człowiekiem, miał dwadzieścia siedem lat – nazywał się Sebastian Schneider – a moja babcia w wieku dwudziestu pięciu lat została wdową z dwojgiem małych dzieci. Mój ojciec miał siedem lat, a jego brat – dwa. Komuniści zjawili się w nocy, przyjechali samochodem wypełnionym już mężczyznami przeznaczonymi do rozstrzelania, i zabrali go. Mężczyźni zostali później zapędzeni na centralny plac i zabici. Mój dziadek został zabrany w nocy, a moja babcia biegła za nim, aby go ochronić. Gdy znajdował się już w ciężarówce, powiedział mojej babci, która miała na imię Perpetua, w swoim prostym, niemieckim dialekcie: „Perpetuo, pozostań taką, jaka jesteś” (Perpetua, bleib wie du bist!). Moja babcia zinterpretowała jego słowa jako zalecenie, by nie wychodziła powtórnie za mąż – by pozostała taką, jaka jest. Zrozumiała jego słowa właśnie w ten sposób.

Święty Paweł mówi wdowom: „[D]obrze będzie, jeśli pozostaną jak i ja” (por. 1 Kor 7, 8).

Właśnie tak. To właśnie jej powiedział. Lecz w późniejszych latach babcia wyznała mi, że dziadek chciał jej powiedzieć, by pozostała wierną katoliczką, jaką w istocie była. Została wdową w wieku dwudziestu pięciu lat i przeżyła siedemdziesiąt cztery lata jako wdowa.

Jak prorokini Anna (por. Łk 2, 36)…

Żyła dziewięćdziesiąt dziewięć lat i zmarła w dniu swoich urodzin w Niemczech, gdzie mieszkała z moim stryjkiem, młodszym bratem mojego ojca. A ja ją pochowałem. Wciąż żyła, gdy zostałem biskupem, i wciąż miała bardzo jasny umysł. Rzadko w swoim życiu widywałem kogoś, kto tak dużo się modlił. To było niewiarygodne. Modliła się prawie całymi dniami i nocami.

W jaki sposób się to przejawiało? Czy nieustannie trzymała w swoich dłoniach różaniec?

Tak, trzymała w nich różaniec. Miała gruby modlitewnik, za pomocą którego się modliła, i mówiła nam: „Dziś obudziłam się o czwartej nad ranem i po prostu zaczęłam się modlić”. Wszyscy wiedzieliśmy, że budziła się bardzo wcześnie. Rano modliła się przynajmniej przez trzy godziny. Później wykonywała swą pracę, a następnie przerywała i modliła się przez godzinę. Po południu i wieczorem modliła się przez trzy godziny.

Jak w domowym klasztorze…

Tak! Widzieliśmy to. Modliła się w prosty sposób za pomocą swych książek do nabożeństwa: odmawiała litanie, nowenny, cały różaniec i tak dalej. I w ten sposób zawsze żyła w obecności Boga. Gdy byłem dzieckiem, zawsze błogosławiła mnie tak, jak babcie błogosławią swoje wnuki, czyniąc mały znak krzyża na moim czole. Gdy otrzymałem sakrę biskupią w 2006 r., odwiedziłem ją. Zobaczyła mnie po raz pierwszy jako biskupa i poprosiła mnie o błogosławieństwo biskupie. Pobłogosławiłem ją i powiedziałem: „Teraz, babciu, musisz pobłogosławić mnie”. Siedziała (miała trudności z chodzeniem). Ukląkłem przed nią i wtedy wypowiedziała słowa, jakich nigdy wcześniej nie mówiła – nie był to jej styl, ponieważ była bardzo prostą kobietą i odebrała jedynie dwa lub trzy lata edukacji. Gdy ukląkłem, babcia bardzo spoważniała i uczyniła nade mną znak krzyża – nie taki, jaki kreśliła na moim czole, gdy byłem dzieckiem, lecz naprawdę wielki znak, taki, jaki czyni kapłan, bardzo uroczyście, i powiedziała: „Mit Gott und für Gott sende ich dich in die Welt” („Z Bogiem i dla Boga posyłam cię w świat”). Zapisałem te słowa w moim Brewiarzu. To błogosławieństwo jest dla mnie bardzo cenne – było wielkim i szczególnym darem Bożym otrzymać je od mojej babci, która przeżyła siedemdziesiąt cztery lata jako wdowa.

Wracając do historii dziadka Księdza Biskupa oraz jego pojmania przez komunistów – czy inni mieszkańcy wioski, podobnie jak babcia Ekscelencji, wiedzieli, że ich mężowie, ojcowie i synowie zostali zabrani na egzekucję?

Tak, oczywiście. Kilka tygodni później przyszła milicja, by przeszukać dom mojej babci. Wszędzie na ścianach miała zawieszone święte obrazy, które były zakazane w owym czasie „czystki” – gdy ludzie musieli żyć zgodnie z nowym, komunistycznym stylem życia. Milicja weszła i zapytała: „Dlaczego masz te obrazy? Wiesz, że to niedozwolone. Musisz je zdjąć”. Nie posłuchała rozkazu, więc milicjant podszedł do ściany i chciał sam je zerwać. W tym momencie babcia bardzo głośno krzyknęła do milicjanta: „Nie ty powiesiłeś ten obraz na ścianie i nie masz prawa go zdjąć!”. Milicjant był zszokowany i zaskoczony. Nie dotknął obrazu i w ciszy opuścił dom. W owych czasach terroru wszyscy się bali. Sądzę, że stał się cud, ponieważ Bóg chroni wdowy i dzieci. Ponadto moja babcia nie zwykła krzyczeć, ponieważ z natury była nieśmiałą osobą i nigdy nie mówiła donośnym głosem. Nigdy w swoim życiu nie słyszałem, żeby krzyczała, była bardzo łagodna.

To brzmi jak wypędzanie demona.

Tak. A kilka lat później babcia musiała pracować w kołchozie; to słowo jest komunistycznym skrótem oznaczającym „gospodarkę kolektywną” w wiosce, w której nic do nikogo nie należy i trzeba pracować w polu – i babci kazano pracować w niedzielę. Odmówiła, mimo że jej mąż został zabity, a ona sama znajdowała się na celowniku tyrańskich władz. Kierownik kołchozu rozkazał jej: „W tym kołchozie musisz pracować w niedziele”. Na to babcia odpowiedziała: „Możesz mnie zabić, ponieważ nie będę pracować w niedziele”. A oni zostawili ją w spokoju. Według mnie był to drugi cud. Oto przykład gleby, z której wyrosłem.

Proszę opowiedzieć o drugiej stronie rodziny Księdza Biskupa.

Moja babcia ze strony matki również była bardzo pobożną kobietą. Mój dziadek po kądzieli został podczas II wojny światowej zabity przez bombę w swoim gospodarstwie. Rodzice mojej matki byli rolnikami i mieli siedmioro dzieci. Któregoś razu mój dziadek poszedł do obory, w której znajdowały się krowy. Zawsze chodził tam ze swoim małym synkiem, bratem mojej matki, ale tym razem powiedział: „Pójdę sam, a ty tu zostań”. Coś przeczuwał. Udał się do obory, a wtedy nadleciał niemiecki samolot wojskowy i zrzucił na nią bombę; dziadek zginął na miejscu. Stało się to na oczach mojej babci i wszystkich dzieci; było to dla nich bardzo traumatyczne przeżycie. Babcia została na gospodarstwie sama z siedmiorgiem dzieci. Było to bardzo małe gospodarstwo, gdyż należało do kołchozu, a ludzie mówili, że dzieci umrą, ponieważ w tamtym okresie nie było jedzenia. Lecz z pomocą Bożą wszyscy przeżyli.

Podczas II wojny światowej armia niemiecka okupowała tę część Ukrainy. Gdy się wycofywała, ewakuowała wszystkich tych Niemców do Niemiec Wschodnich, w okolice Berlina – około trzystu tysięcy ludzi.

Jak wyglądał ich powrotny transport?

Najpierw podróżowali wozami ciągniętymi przez konie lub pieszo, do Rumunii, a następnie jechali pociągiem do Berlina. Później nie mieszkali w samym Berlinie, lecz osiedlili się w jego okolicach, i gdy armia sowiecka zajęła Berlin, aresztowała wszystkich Niemców z Rosji, załadowała ich do bydlęcych wagonów i wywiozła z powrotem na przymusowe roboty. Zostali przesiedleni w różne miejsca.

Czy byli transportowani jak ci, których wywożono do obozów koncentracyjnych?

Otóż to. Był to ten sam rodzaj transportu. Część osób pojechała na Syberię, część do Kazachstanu, a jeszcze inna grupa na Ural. Moja matka i mój ojciec trafili na Ural.

A babcie Księdza Biskupa?

Były razem z całą rodziną. Zostały tam zabrane.

Ile lat miała wówczas matka Księdza Biskupa?

Miała prawie czternaście lat, a mój ojciec – szesnaście; byli nastolatkami. Dwadzieścia procent ludzi zmarło w drodze – z głodu, choroby i zimna. Pociąg mojego ojca (nie znajdował się w tym samym pociągu, co moja matka; jeszcze się nie poznali) pojechał bezpośrednio do tajgi. Przez Ural przepływają bardzo szerokie rzeki, więc dotarli do lasu holownikami. Tam musieli własnoręcznie ścinać drzewa, ogromne drzewa. Ludzie umierali przy tej pracy, to był nieludzki wysiłek.

Jakie panowały tam temperatury?

Zimą temperatura często spadała do minus czterdziestu stopni Celsjusza.

Jak udało im się przeżyć?

Wielu ludzi zmarło! To cud, że moja rodzina przeżyła. Byli wywożeni do tajgi i w ciągu dnia zawsze umierało kilka osób, ponieważ miały bardzo mało jedzenia, a musiały pracować przez cały dzień. Ta nadzwyczaj ciężka praca wyczerpywała ich siły. Ludzie upadali w śnieg i zamarzali na śmierć. Nikt nie wiedział, czy wieczorem wróci żywy do domu. Wszyscy wygnańcy byli Niemcami. Niektórzy byli katolikami, inni – luteranami. Gdy rankiem szli w śniegu do pracy, niemieccy katolicy zaczynali głośno odmawiać różaniec, a luteranie łączyli się z nimi w modlitwie. Czynili to, ponieważ w obliczu śmierci nawet luteranie przyzywają pomocy Najświętszej Maryi Panny. Jeśli chodzi o moją matkę, została wywieziona do niemieckiego getta w mieście, w którym musieli się osiedlić i znajdowali się pod stałą kontrolą. Nie można było swobodnie się przemieszczać. Całe rodziny musiały mieszkać w barakach; nie mieli łóżek, więc zmuszeni byli spać na podłodze.

Czy cała rodzina musiała pracować? Czy tylko mężczyźni?

Kobiety także. Moja matka poszła do pracy, gdy skończyła szesnaście lat. W tym wieku wszyscy musieli pracować, nawet dziewczęta.

Musiały ścinać drzewa na Uralu?

Moja matka mieszkała w mieście nad rzeką i jej zadaniem było wyciąganie z wody dużych pni drzew za pomocą liny – co było ciężką pracą nawet dla mężczyzny – i musiała to robić w wieku szesnastu lat. Czasami woda była zamarznięta i moja matka ciągnęła te drzewa przez śnieg; pracowała w temperaturze spadającej czasem do minus trzydziestu, czterdziestu stopni, mając do jedzenia jedynie trzy kawałki chleba na cały dzień. Rano jej matka przygotowywała dla niej te kawałki jedynie z masłem, z niczym więcej. Trzymała je w kieszeni, przez co chleb zamarzał! W ciągu całego dnia mieli tylko pół godziny przerwy i moja matka chuchała na chleb, żeby w ogóle móc go zjeść. Tak mało jedzenia mieli. W domu było siedmioro dzieci, moja matka była czwarta – musiała się opiekować trójką najmłodszych.

Czy na tamtym terenie przebywali jacyś kapłani?

Niestety, przez około dziesięć lat wierni musieli obywać się bez kapłanów. Lecz rodziny przekazywały wiarę i modliły się każdego dnia. Na przykład w Wielkim Poście, w piątkowe wieczory, po całym dniu ciężkiej pracy, sąsiadujące ze sobą rodziny gromadziły się i odprawiały w pokoju nabożeństwo Drogi Krzyżowej. A później zaczęli tam potajemnie przyjeżdżać kapłani. W szczególności jeden ukraiński kapłan, przebywający na wygnaniu w Karagandzie, bł. Ołeksij (Aleksy) Zarycki, który pokonywał dystans dwóch tysięcy kilometrów, by dotrzeć na Ural.

Dlaczego mieszkał w Karagandzie?

Był to łagier w Kazachstanie, jeden z obozów koncentracyjnych cieszących się najgorszą sławą w Związku Sowieckim. Ksiądz Ołeksij przebywał tam w łagrze, a później został uwolniony i umieszczony w swego rodzaju areszcie domowym. Nie wolno mu było wyjeżdżać poza granice miasta, lecz mimo wszystko uciekł i podróżował, by spotykać się z katolikami; wiedział, że jeśli go znajdą, zostanie na powrót umieszczony w łagrze. Przyjechał potajemnie do moich rodziców, na Ural. Był tak świętym człowiekiem. Mój ojciec i moja matka zawsze opowiadali nam o bł. księdzu Ołeksiju Zaryckim. Oboje mówili, że nigdy w życiu nie spotkali tak świętego kapłana. Naprawdę całkowicie się poświęcał. W nocy wysłuchiwał spowiedzi, ponieważ ci ludzie przez dziesięć lat byli pozbawieni księdza. Sprawował Mszę Świętą, udzielał Komunii Świętej i tak dalej. Czasami nie jadł przez dwa dni, ponieważ ludzie nieustannie do niego przychodzili – tysiące Niemców, którzy byli katolikami. Przychodzili po kryjomu, aby się wyspowiadać.

Czy kiedykolwiek został złapany?

Kiedy któregoś dnia ksiądz Ołeksij zaczął sprawować Mszę Świętą, nagle jakiś głos krzyknął: „Milicja idzie!”. Moja matka, która była obecna na tej Mszy, powiedziała do kapłana: „Proszę księdza, mogę księdza ukryć; uciekamy!”. Poprowadziła go do domu znajdującego się poza niemieckim gettem i ukryła go w pokoju, po czym przyniosła mu coś do jedzenia i oznajmiła: „Może ksiądz wreszcie coś zjeść i trochę odpocząć; a gdy zrobi się ciemno, uciekniemy do sąsiedniego miasta”. Ksiądz Ołeksij był smutny, ponieważ choć wszyscy się wyspowiadali, nie mogli przyjąć Komunii Świętej; Msza Święta, która dopiero się rozpoczęła, została przerwana przez nalot milicji. Moja matka powiedziała: „Proszę księdza, wszyscy wierni z wielką wiarą i z dużym nabożeństwem przyjmą komunię duchową i mamy nadzieję, że będzie mógł ksiądz powrócić i udzielić nam Komunii Świętej”.

Gdy nadszedł wieczór, zaczęto czynić przygotowania do jego ucieczki. Moja matka zostawiła z naszą babcią mojego najstarszego brata Józefa, który miał dwa lata, oraz moją starszą siostrę Marię, wówczas zaledwie sześciomiesięczną. Sprowadziły Pulcherię Koch, ciotkę mojego ojca. Te dwie kobiety zabrały księdza Ołeksija i prowadziły go dwanaście kilometrów przez las, w śniegu i mrozie, przy temperaturze wynoszącej minus trzydzieści stopni Celsjusza. Gdy dotarli do małej stacji kolejowej, kupiły bilet dla księdza i usiadły z nim w poczekalni; pociąg miał przyjechać dopiero za godzinę. Nagle otworzyły się drzwi. Wszedł milicjant i zwrócił się bezpośrednio do księdza Ołeksija: „Dokąd jedziesz?”. Ksiądz nie był w stanie wydusić ani słowa – nie ze strachu o swoje własne życie, ale z obawy o życie i los mojej matki. A ona odpowiedziała milicjantowi: „To jest nasz przyjaciel, a my dotrzymujemy mu towarzystwa. Proszę zobaczyć, oto jego bilet” – i wręczyła karteczkę milicjantowi. Ten spojrzał na bilet i zwrócił się do kapłana tymi słowy: „Proszę nie wsiadać do ostatniego wagonu, ponieważ na następnej stacji zostanie on odłączony od reszty składu. Szczęśliwej podróży!”. Po czym opuścił poczekalnię. Ksiądz Ołeksij spojrzał na moją matkę i powiedział: „Bóg zesłał nam anioła! Nigdy nie zapomnę tego, co dla mnie zrobiłaś. Jeśli Bóg pozwoli, wrócę, aby udzielić wam wszystkim Komunii Świętej, a podczas każdej mojej Mszy będę modlił się za ciebie i za twoje dzieci”.

Zatem rodzice Ekscelencji pobrali się, zanim poznali księdza Ołeksija. Jak poznali się rodzice Księdza Biskupa?

Jest to bardzo interesująca historia. Pobrali się w 1954 r. Moja babcia po kądzieli, która miała pięć córek i dwóch synów, zwykła mówić: „Moje córki, nie martwcie się o waszych przyszłych mężów. Bóg już przeznaczył męża każdej z was. Musicie się tylko modlić”. Moja babcia Melania Trautmann mówiła swoim synom i córkom, że nie znajdą przyszłych współmałżonków na potańcówkach. Uważała za niestosowne, by katolicy szukali swych przyszłych mężów i żon na tego typu zabawach, więc dzieci były jej posłuszne. Moi rodzice poznali się w czasie pracy na Uralu. I tak Józef i Maria – mój ojciec to Józef, a moja matka Maria – pobrali się 31 maja, w ostatnim dniu miesiąca poświęconego Najświętszej Maryi Pannie, w 1954 r. Moi rodzice poznali bł. księdza Ołeksija dopiero rok później. Często przyjeżdżał do nich i był ich spowiednikiem.

Kto celebrował uroczystość zaślubin rodziców Księdza Biskupa?

Pobrali się zgodnie z prawem kościelnym. Jeśli ksiądz jest nieobecny przez miesiąc, ludzie sami mogą się pobrać.

Wymaga to ich wzajemnej zgody…

Tak, oraz świadków. Rodzice mówili, że była to bardzo piękna ceremonia. Pewna starsza kobieta wzięła modlitewnik, a oni musieli wypowiedzieć swą przysięgę małżeńską jak w kościele, przed dwojgiem świadków. Rodzice wypowiedzieli słowa przysięgi dokładnie tak, jak zostały one zapisane w modlitewniku, w języku niemieckim. Dlatego nie musieli pobierać się raz jeszcze.

W 1960 r. rodzice przenieśli się do Kirgistanu, gdzie panuje lepsza pogoda i łagodniejszy klimat. Tam przyszedłem na świat – 7 kwietnia 1961 r. Było nas czworo rodzeństwa – najpierw mój starszy brat Joseph, później urodziła się moja siostra Maria, następnie siostra Erica, a na końcu ja, jestem najmłodszy. Potem bł. ksiądz Ołeksij przyjechał po kryjomu do Kirgistanu, odnalazł nasz dom i sprawował w nim Mszę Świętą. Miałem wówczas rok.

Kto ochrzcił Księdza Biskupa?

A to bardzo ładna historia. Byłem już ochrzczony i miałem rok, gdy bł. ksiądz Ołeksij przybył do naszego domu, aby odprawić Mszę Świętą. Sprawował ją potajemnie i moja matka położyła mnie w kołysce obok miejsca celebracji. Zostałem więc ministrantem, gdy miałem zaledwie rok! W Kirgistanie nie było kapłanów i bardzo rzadko przyjeżdżał tam jakiś ksiądz. Moja matka jednak nie pozostawiłaby mnie bez chrztu – było to dla niej nie do pomyślenia. Dlatego sama mnie ochrzciła tydzień po moich narodzinach; znała dobrze swój katechizm i wiedziała, że było to możliwe.

Rodzina Księdza Biskupa była bardzo dobrze ukształtowana w wierze.

Jak wcześniej wspomniałem, moja rodzina czytała katechizm nawet podczas pracy przymusowej. Zawsze powtarzali podstawowe treści swojego dobrego, starego niemieckiego katechizmu i spisywali najważniejsze prawdy katolickie. Aby mnie ochrzcić, moja matka wzięła książeczkę do nabożeństwa, w której podana była formuła chrztu, oraz wodę. Miałem tydzień i był przy tym obecny mój ojciec. Wypowiedziała słowa formuły, polewając mnie wodą, a gdy skończyła, spojrzała na mojego ojca i spytała: „Czy zrobiłam to prawidłowo?”. Mój ojciec odpowiedział: „Nie wiem”. Wówczas matka powiedziała: „Zatem muszę zrobić to raz jeszcze”. I powtórzyła całą ceremonię. Ponownie polała mnie wodą, wypowiadając słowa formuły chrzcielnej, i nabrała pewności, że zostało to zrobione należycie. Otrzymałem na chrzcie imię Antonius, po św. Antonim z Padwy. Sześć miesięcy później przyjechał z Litwy jezuita, ojciec Antonius Šeškevicius, i powiedział wszystkim niemieckim matkom, aby przyniosły dzieci, które nie zostały ochrzczone przez kapłana, ponieważ chciał się upewnić, że otrzymaliśmy sakrament chrztu świętego. Moja matka przyniosła mnie do niego i zostałem „ochrzczony” po raz trzeci. Dlatego nie mam wątpliwości co do ważności mojego chrztu!

2

BÓG WZYWA

Ksiądz Biskup był najmłodszym dzieckiem. Mogę sobie wyobrazić, że Ekscelencja był bardzo kochany…

Tak, tak sądzę. Uważam, że jest to łaska Boża, ponieważ urodziłem się jako ostatni i nigdy w swoim życiu nie miałem problemów psychologicznych. Wierzę, że tak jest, ponieważ otrzymałem tak dużo miłości od obojga rodziców żyjących w bardzo zgodnym małżeństwie – to właśnie zachowuje dziecko z dala od poważnych psychologicznych problemów w późniejszym życiu – i oczywiście wszystkich w mojej rodzinie cechowała silna wiara katolicka. Dorastałem w bardzo zgodnym domu. Mój ojciec nawet nie palił! I był nam bardzo oddany.

I bardzo kochał matkę Księdza Biskupa…

Tak, bardzo ją kochał. Był taki dobry.

Siostra Księdza Biskupa powiedziała, że jako dzieci wszyscy czuliście, iż „serce naszych rodziców było w Eucharystii”4.

Oboje rodzice dali nam, dzieciom, przykład życia zgodnego z wiarą katolicką. Mogę potwierdzić, że serce moich rodziców było w Eucharystii. Nauczyli nas głębokiej miłości i czci dla Najświętszej Eucharystii. Nawet w starszym wieku upierali się, aby przyjmować Komunię Świętą zawsze w pozycji klęczącej. Gdy mój ojciec nie mógł już uklęknąć z powodu problemów z kolanem, żałował, że jest zmuszony przyjmować Komunię Świętą na stojąco.

Ksiądz Biskup został wychowany na dobrej glebie…

Otóż to. Wcześniej wspominałem o moich babciach, które zapewniły nam tę dobrą glebę. W historii moich prapradziadków jest coś bardzo interesującego: moja praprababcia ze strony matki była uważana za najbardziej pobożną kobietę w wiosce; nazywała się Gertrude Volk. Wszyscy dobrze o niej mówili. I naprawdę była niezwykle pobożna.

Co dla Księdza Biskupa oznacza słowo „pobożny”?

Bycie „pobożnym” oznacza dla mnie przeżywanie wiary w sposób bardzo głęboki, świadomy, wierny, a także intensywne praktykowanie wiary. W Biblii taka postawa określana jest słowem „sprawiedliwy”. Moja praprababcia chodziła na Mszę Świętą każdego dnia, żyła zgodnie z przykazaniami Bożymi, była uprzejma, sprawiedliwa. Była najbardziej pobożną i najpilniej przestrzegającą przykazań osobą w wiosce. Jednocześnie – ponieważ moi rodzice pochodzili z różnych wiosek i spotkali się dopiero w obozach na Uralu – najbardziej pobożnym człowiekiem w wiosce mojego ojca był jego dziadek, Joseph Schneider. Naprawdę.

Bóg działał w szczególny sposób przez rodzinę Ekscelencji.

Tak, tak. Inny przykład: mój pradziadek Joseph Schneider i mój dziadek Bernhard Trautmann zawsze służyli księdzu do Mszy Świętej mimo wiążącego się z tym niebezpieczeństwa, ponieważ miało to miejsce już w czasie prześladowania. Była to łacińska Msza Święta.

Jakie najmilsze wspomnienia zachował Ksiądz Biskup z własnego dzieciństwa?

Jedno z moich najmilszych wspomnień z dzieciństwa dotyczy naszych rodzinnych niedzielnych modlitw.

Ile Ksiądz Biskup miał wówczas lat i co zapamiętał?

Było to w Kirgistanie, miałem osiem lat i bardzo dobrze to pamiętam. W niedzielę zamykaliśmy wszystkie drzwi, zasuwaliśmy zasłony, klękaliśmy – moi rodzice wraz z czwórką dzieci – i święciliśmy dzień Pański, a ponieważ nie było kapłana, zatem nie było Mszy Świętej. Musieliśmy uświęcić dzień Pański, dlatego rano odmawialiśmy różaniec, litanię, modlitwy, a później przyjmowaliśmy komunię świętą duchową, aby w sposób duchowy zjednoczyć się z Mszą Świętą sprawowaną w tym momencie w jakimś innym miejscu, w której nie mogliśmy uczestniczyć inaczej niż w sposób duchowy. Zapraszaliśmy Pana, aby nas nawiedził, i czyniliśmy akt pokuty. Takie było nasze świętowanie niedzieli w rodzinie, w domu, w kościele domowym. A czasami potajemnie przyjeżdżał kapłan i zawsze stanowiło to dla nas bardzo głęboką i cichą radość.

Czy kapłan przyjeżdżał do rodzinnego domu Księdza Biskupa?

Kapłani przyjeżdżali do różnych domów – do domu mojego wujka i do innych. Szliśmy do mojego wujka i uczestniczyliśmy w Mszy Świętej; panowała wielka cisza. Pamiętam, że gdy byłem dzieckiem i gdy wśród nas był kapłan, wszyscy musieliśmy mówić ściszonym głosem. Miałem osiem lat, zatem nie mogłem wiedzieć, czym były katakumby, ale teraz zdaję sobie sprawę z tego, że naprawdę panowała tam atmosfera katakumb.

Ośmioletni chłopiec jest w stanie zrozumieć to wszystko…

Mam to wszystko przed oczami, te Msze Święte: w sekrecie sprawowana liturgia, z kapłanem, bardzo cicha uroczystość. Spowiadaliśmy się, uczestniczyliśmy w Mszy Świętej, a później ksiądz musiał uciekać. Żyliśmy owocami tej Mszy aż do następnej wizyty jakiegoś kapłana. I to dawało nam siłę do tego, by zachowywać wierność wierze katolickiej pośród ateistycznej propagandy komunistycznej.

Jak często przyjeżdżał jakiś kapłan?

To zależy. Niekiedy raz na sześć miesięcy, niekiedy raz na rok. Zawsze zależało to od kapłanów. Czasami przebywali w więzieniu, czasem w areszcie domowym, więc był to bardzo trudny okres. Lecz dla mnie było to jedno z najgłębszych doświadczeń w życiu. Świętowanie niedzieli w rodzinie oraz przyjmowanie komunii świętej duchowej. Bywały lata, kiedy musieliśmy się obyć bez sakramentalnej Komunii Świętej. A dziś tak zwani rozwiedzeni i żyjący w ponownych związkach cywilnych, którzy w sposób obiektywny żyją wbrew przykazaniu Boga, wbrew nierozerwalności małżeństwa… kapłani i biskupi proszą, aby ci ludzie mogli przyjmować Komunię Świętą. Byłoby czymś lepszym dla tych par, gdyby żyły bez Komunii Świętej, przyjmując z pokorą swoją sytuację. Lecz jest to tylko uwaga na marginesie, dotycząca innego tematu.

Co jeszcze przychodzi na myśl Ekscelencji w kontekście własnego dzieciństwa?

Bardzo często myślę o Bożym Narodzeniu. Boże Narodzenie było dniem pracy i szkoły, dlatego musieliśmy świętować w nocy, w Wigilię. Ponieważ w naszym mieście, w Kirgistanie, było wielu niemieckich katolików, moi rodzice zawsze organizowali modlitwy i spotkanie, by celebrować wigilię Bożego Narodzenia, choć było to zakazane.

Na czym polegało organizowanie wspólnego świętowania? Czy rodzina Księdza Biskupa kiedykolwiek została złapana?

W Wigilię wszyscy Niemcy przychodzili do naszego domu. Jako dziecko zapamiętałem, że nasz dom był pełen – niektórzy stali nawet na zewnątrz – i śpiewaliśmy piękne kolędy, wszystkie w języku niemieckim. Kolędą, którą jako siedmio- lub ośmioletnie dziecko kochałem najbardziej i którą śpiewałem następnego dnia, było Adeste fideles po niemiecku – Kommt, lasset uns anbeten. Wywierała ona na mnie największe wrażenie.

Jak się nam to udawało? Organizowanie spotkań było formalnie zakazane, lecz nasz najlepszy przyjaciel, Rosjanin o imieniu Anatolij, który był jednym z naczelnych milicjantów w mieście, mieszkał na naszej ulicy, naprzeciwko naszego domu. Nie miał swoich dzieci i my, czwórka maluchów, mieliśmy szczęście, ponieważ bardzo nas kochał. Uważaliśmy go za naszego wujka, gdyż był dobrym przyjacielem mojego ojca. Odwiedzał nas w domu i grali razem w szachy. (Nigdy nie graliśmy w karty w mojej rodzinie. Było to zakazane! Moi rodzice, podobnie jak dziadkowie, uważali grę w karty za niewłaściwą dla katolika. Mieliśmy szachy, warcaby i inne piękne gry).

Pewnego wieczora mój ojciec powiedział do Anatolija: „Wiesz, że jesteśmy katolikami. Dziś wieczór obchodzimy Boże Narodzenie i musimy wspólnie się modlić”. Anatolij odpowiedział mu: „To jest zakazane, ale gwarantuję ci, że żaden milicjant nie przyjdzie. Gwarantuję ci to”. I w ten sposób nas ochraniał. Dzięki temu mogliśmy świętować wigilię Bożego Narodzenia w ciszy i spokoju.

Później, w 1969 r., przeprowadziliśmy się z Kirgistanu do Estonii. Miałem osiem lat.

Dlaczego do Estonii?

Celem, który przyświecał moim rodzicom w kontekście przeprowadzki do Estonii, była łatwiejsza emigracja do Niemiec. Mój ojciec doświadczył reżimu komunistycznego i nie podobał mu się on; nie tylko dlatego, że komuniści zabili jego ojca. Powiedział do nas, dzieci: „Jesteście Niemcami i katolikami. Nie chcę, abyście wyrośli na komunistów”. W domu rozmawialiśmy tylko po niemiecku. Na ulicy i w szkole oczywiście mówiliśmy po rosyjsku. Lecz moi rodzice nigdy nie rozmawiali z nami po rosyjsku, choć znali ten język, ponieważ musieli posługiwać się nim w pracy.

Zatem mój ojciec chciał wrócić do Niemiec, aby zachować w nas niemiecką tożsamość oraz wiarę katolicką, byśmy nie stracili jej jako dorośli. To było głównym przedmiotem jego troski. Dlatego chciał uciec i odciąć nas od komunistów. Estonia była bardziej zachodnia – przynajmniej leżała bliżej zachodniej granicy Związku Sowieckiego. Ojciec dowiedział się, że lokalne władze były bardziej otwarte w kwestii wyrażania zgody na powrót Niemców do domu.

Dlatego przeprowadziliśmy się do Estonii. Pierwszą rzeczą, jaką zrobili moi rodzice po przyjeździe, było rozpoczęcie poszukiwań kościoła katolickiego. Dowiedzieli się, że sto kilometrów dalej, w Tartu, w centralnej Estonii, znajdowała się taka świątynia. Mieszkaliśmy na południu Estonii, na granicy z Łotwą.

Jak nazywało się to miasto?

Nasze miasto nazywało się Valga i położone było na granicy. Były to miasta bliźniacze: Valga i Valka – Valka jest miastem łotewskim, a Valga – estońskim. W czasach sowieckich było to praktycznie jedno miasto, ale ludzie mówili różnymi językami – łotewskim i estońskim. Wspólnym językiem był oczywiście rosyjski.

I tak jak już wspomniałem, rodzice udali się na poszukiwania kościoła katolickiego; szukali go przez cały dzień, ale wreszcie znaleźli. Był to stary kościół w stylu gotyckim, który za zgodą władz pozostał otwarty, i był tam kapłan. Rodzice wrócili do domu i powiedzieli nam: „Ach, dzieci, jesteśmy tacy szczęśliwi! Znaleźliśmy kościół tak blisko naszego domu. Tylko sto kilometrów!”. Pamiętam te słowa: „Tak blisko naszego domu. Tylko sto kilometrów!”. Wszyscy byliśmy bardzo szczęśliwi.

W jaki sposób rodzina Księdza Biskupa dostawała się w niedziele do kościoła?

Zawsze jechaliśmy pociągiem. Ruszaliśmy o poranku, o godzinie szóstej, gdy było ciemno. W tamtym czasie jeszcze nie wszyscy byliśmy dorośli, a osobom niepełnoletnim nie wolno było chodzić do kościoła.

To zaskakujące: niepełnoletnim nie wolno było chodzić na Mszę Świętą?

Nie wolno, chłopcom zaś nie pozwalano służyć do Mszy Świętej. Wyruszaliśmy pociągiem o poranku, gdy wciąż było ciemno, i wracaliśmy w nocy, gdy znowu panował mrok. To również jest jedno z najpiękniejszych wspomnień w moim życiu, owe wyprawy na niedzielną Mszę Świętą. Tak dobrze je pamiętam.

Czy inne rodziny również musiały pokonywać taki dystans?

My mieliśmy najdłuższy dystans do pokonania. Wszyscy inni wierni, którzy przychodzili na Mszę Świętą, mieszkali blisko miasta. Był to przepiękny kościół gotycki. Urządzony w sposób całkowicie tradycyjny, nie wdrożono w nim jeszcze reformy liturgicznej, choć było to w roku 1969 lub 1970 – po Soborze Watykańskim II. I był tam święty kapłan, zakonnik kapucyński z Łotwy, ojciec Janis Pavlovskis. W czasach stalinowskich spędził siedem lat w karagandyjskim łagrze w Kazachstanie. Gdy został zwolniony, pojechał najpierw na Łotwę, a później do Estonii.

Ekscelencjo, zanim będziemy kontynuować naszą rozmowę: Ksiądz Biskup wspomniał o karagandyjskim łagrze zarówno w odniesieniu do bł. księdza Ołeksija Zaryckiego, a teraz w odniesieniu do ojca Janisa Pavlovskisa. W 1973 r. rosyjski pisarz i historyk Aleksander Sołżenicyn opublikował swoje trzytomowe dzieło pt. Archipelag Gułag, w którym opisał okropieństwa, jakich doświadczyli więźniowie w przymusowych obozach pracy w Karagandzie. Mówi się, że Hitler postrzegał stalinowski łagier karagandyjski jako wzór dla swoich własnych obozów koncentracyjnych. Czy Ksiądz Biskup może nam powiedzieć, czego doświadczali więźniowie w karagandyjskim łagrze pod sowieckim reżimem komunistycznym? Ilu ludzi tam zmarło? Ilu kapłanów?

Karagandyjski łagier, znany jako Karłag, był częścią gułagu. Gułag, skrót oznaczający „Gławnoje uprawlenije isprawitielno-trudowych łagieriej i kolonij” (Główny Zarząd Poprawczych Obozów Pracy), był agencją rządową odpowiedzialną za system sowieckich obozów pracy przymusowej, który został założony w czasach Lenina i osiągnął szczyt swojego funkcjonowania za rządów Józefa Stalina, od lat 30. do 50. XX wieku. Nazywany był „państwem niewolników”. Karagandyjski łagier obejmował teren porównywalny z obszarem dzisiejszej Francji. W ciągu dwudziestu ośmiu lat jego istnienia (1931–1959) przez Karłag przewinął się ponad milion ludzi. Pierwszymi, którzy zostali poddani represjom, byli kapłani, duchowni, intelektualiści, arystokracja, oficerowie i chłopi. Byli oni nazywani „wrogami ludu”. Transportowano ich do Kazachstanu w bydlęcych wagonach z całego obszaru Związku Sowieckiego. Na miejscu czekała ich wyczerpująca, ciężka praca, tortury, głód i śmierć.

Kilkuset kapłanów i zakonników zmarło w Karłagu. Dzisiaj w centrum tego dawnego piekła, we wsi Dolinka, nieopodal Karagandy, znajduje się Muzeum Pamięci Ofiar Represji Politycznych. W 1997 r., w celu upamiętnienia ofiar pierwszy prezydent Kazachstanu, Nursułtan Nazarbajew, oficjalnie ustanowił 31 maja Dniem Pamięci Ofiar Represji Politycznych. Każdego roku w Kazachstanie mają miejsce wydarzenia poświęcone tej rocznicy. Tego dnia władze proszą przedstawicieli głównych religii o przewodniczenie modlitwom za dusze ofiar Karłagu. Starsze osoby, które doświadczyły i wciąż pamiętają straszne dni represji, mówią, że ziemia wokół Karagandy przesiąknięta jest łzami i krwią niezliczonych niewinnych ludzi. Gdy zmarły patriarcha Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego w Moskwie, Aleksy II, odwiedził Karagandę, powiedział, że jej obszar może być w sposób symboliczny określany jako „antimension” – rodzaj korporału w rycie bizantyjskim, w który zaszyte są relikwie męczenników.

I już w swoich młodych latach spotkał Ksiądz Biskup dwóch kapłanów, którzy byli uwięzieni w Karagandzie?

Tak, bł. ksiądz Ołeksij Zarycki był pierwszym z nich. Zmarł w tym łagrze w 1963 r. Proboszcz parafii w Estonii, w Tartu, ojciec Janis Pavlovskis, który wcześniej był uwięziony w Karłagu, był świętym człowiekiem. Promieniował świętością. Był cichy, dyskretny, bardzo dobrze wykształcony, niezwykle uprzejmy. I wywierał na mnie ogromne wrażenie swoim obliczem i spokojem. Wysłuchał mojej pierwszej spowiedzi, gdy miałem dziesięć lat, i udzielił mi Pierwszej Komunii Świętej. Moja matka przygotowała mnie do Pierwszej Komunii, była moją katechetką. Dobrze to zrobiła.

Co Ksiądz Biskup zapamiętał ze swojej Pierwszej Komunii Świętej?

Była bardzo piękna. Przygotowanie było wspaniałe. Przed moją pierwszą spowiedzią ów świątobliwy kapłan pokazał mi, jak mam się spowiadać, dokąd mam pójść i gdzie uklęknąć. Powiedział z wielką życzliwością: „To jest konfesjonał. Tutaj usiądę, a ty pójdziesz tu i tam uklękniesz”. Byłem dzieckiem, a dzieciom należy pokazywać te rzeczy w bardzo konkretny i precyzyjny sposób.

Przyjąłem swą Pierwszą Komunię Świętą wraz z grupą dzieci, a ksiądz przygotował wszystko w bardzo piękny sposób. Trzymając w dłoni gromnicę, przeszliśmy przez balaski ku ołtarzowi głównemu, wstąpiliśmy na najwyższy stopień i otrzymaliśmy tam Komunię Świętą prosto od ołtarza, na kolanach, tak jak diakon. Tam przyjąłem moją Pierwszą Komunię Świętą. Było to dla mnie bardzo piękne i niezapomniane doświadczenie. Moja matka i ksiądz dali nam wspaniałą wskazówkę. Powiedzieli: „Przyjmiecie w tej małej Hostii waszego Zbawiciela i Boga. I On żyje w niej”. I zapamiętałem to: „On żyje. Bądźcie ostrożni, On żyje i to jest wasz Pan!”. Od tego czasu zawsze tak to postrzegałem: On żyje w Hostii! I gdy przyjmowałem Pana, myślałem: „On żyje i przychodzi do mojego serca”. Dla mnie Hostia jest tak święta, ponieważ jest w niej mój Bóg, jak powiedzieli mi moja matka i ów kapłan.

Jak rodzina Księdza Biskupa spędzała po Mszy Świętej resztę niedzieli?

Ze względu na to, że musieliśmy czekać na pociąg aż do nocy, ksiądz powiedział moim rodzicom: „Ponieważ mieszkacie najdalej, przyjdźcie do mojego pokoju i pozostańcie tam, abyście nie musieli siedzieć na stacji kolejowej”. Zatem chodziliśmy tam po Mszy Świętej. Z kościoła do domu prowadziła krótka ścieżka, to nie było daleko, a tam kapłan zajmował tylko jeden pokój. Nie było to mieszkanie (w domu żyli również inni ludzie), a jeden mały pokój. W nim spędzaliśmy czas po Mszy Świętej. Mogliśmy przygotować coś do picia, zjeść coś, mogliśmy siedzieć, czytać i rozmawiać. A później powoli szliśmy w kierunku stacji kolejowej.

Podczas gdy my siedzieliśmy w pokoju tego świętego księdza, on przebywał w kościele, rozmawiając z ludźmi, lub odwiedzał kogoś, my zaś mogliśmy spędzać czas w gronie rodzinnym.

Co Ksiądz Biskup zapamiętał z tego małego pokoju?

Gdy jako chłopiec wchodziłem do tego niego, byłem urzeczony tym, że był on wypełniony książkami. Ksiądz proboszcz był bardzo wykształconym, uczonym człowiekiem. Napisał katechizm katolicki w języku rosyjskim, dobry i tradycyjny katechizm, oraz bardzo dobrą książkę na temat historii Kościoła. Posiadał wiele książek. Wzbudzało to mój podziw. I była wśród nich książka, która – jak zapamiętałem – robiła na mnie wielkie wrażenie. Ksiądz powiedział do nas, dzieci: „Możecie ją obejrzeć. To jest książka z Rzymu, z obrazkami”. Był tam obrazek przedstawiający katakumby. Zapytałem księdza: „Co to jest?”. „To są katakumby” – odpowiedział. A ja spytałem: „Czym są katakumby?”. Kapłan odrzekł: „Są to kryjówki, w których musieli ukrywać się pierwsi chrześcijanie w okresie prześladowań, i czasem byli w tych miejscach zabijani”. To zdanie wywarło na mnie ogromne wrażenie i zachowałem je w swojej duszy.

Czy Ksiądz Biskup może powiedzieć więcej na ten temat…

Gdy kapłan powiedział to mnie i mojemu rodzeństwu, jego słowa zapadły mi głęboko w serce i napełniły podziwem dla ludzi, którzy są zabijani z powodu swojej wiary. Było to dla mnie czymś bardzo wzniosłym. Czymś szlachetnym. Poczułem to w swojej chłopięcej duszy.

Czy Ksiądz Biskup znał wtedy jakąś część historii swojej własnej rodziny i wiedział, co przecierpieli jej członkowie?

Nie, ale informacja o katakumbach wywarła na mnie spore wrażenie.

Czy Ekscelencja ma jakieś szczególnie żywe wspomnienia z tamtego czasu?

Opowiem Pani szczególną historię, która żyje w mojej pamięci i wciąż stanowi bardzo świeże wspomnienie. Miałem dziesięć lat. Myślę, że było to po mojej Pierwszej Komunii Świętej w Tartu. Zwyk­le po Mszy Świętej szliśmy wspomnianą krótką ścieżką do domu, w którym mieszkał ksiądz, a ponieważ byłem najmłodszy, szedłem z moją matką. Jak mają w zwyczaju dzieci, zadawaliśmy z ciekawości wiele pytań.

Wpadłem na pomysł, żeby spytać moją matkę, jak można zostać księdzem. W tamtej chwili nie miałem zamiaru ani intencji wyboru kapłaństwa. Zapytałem o to, ponieważ ojciec Pavlovskis budził mój podziw i zwyczajnie zastanawiałem się, jak można zostać księdzem. Wówczas moja matka zatrzymała się i odpowiedziała mi: „Aby zostać księdzem, konieczne jest, aby Bóg wezwał”. Nie powiedziała nic więcej. Te słowa wciąż brzmią tak świeżo w mojej pamięci. Mogę pojechać do Estonii i znaleźć dokładne miejsce na tamtej ścieżce, gdzie zadałem to pytanie. W istocie, w 2016 r. byłem w Tartu i sprawowałem tradycyjną Mszę Świętą w tamtym kościele, przy ołtarzu głównym, przy którym przyjąłem moją Pierwszą Komunię Świętą5. Gdy wyszedłem z kościoła po Mszy, natychmiast skierowałem swe kroki do owego miejsca na tej ścieżce. Zatrzymałem się tam i podziękowałem Bogu za moje powołanie do kapłaństwa. Gdy moja matka powiedziała mi, że „konieczne jest, aby Bóg wezwał”, nie mogłem zrozumieć tych słów, miałem dziesięć lat. „Co to znaczy, że Bóg wzywa?” – zastanawiałem się. Pamiętam, że podczas tamtej rozmowy z matką spojrzałem ku niebu i w moim dziecięcym umyśle sądziłem, że zaraz dotrze do moich uszu wołanie, ponieważ moja matka powiedziała do mnie „konieczne jest, aby Bóg wezwał”. A z nieba nie przyszedł żaden głos. Dlatego było to dla mnie dziwne; nie mogłem pojąć tych słów.

Czy Ksiądz Biskup był smutny?

Nie, po prostu nie mogłem tego zrozumieć. Było dla mnie czymś niezrozumiałym, że z nieba jednak nie przyszedł żaden głos. Nigdy więcej nikogo nie zapytałem, jak zostać kapłanem – ale nim zostałem. I nigdy nie rozmawiałem z matką lub ojcem o kapłaństwie. Lecz ta odpowiedź zawsze była bardzo żywa w mojej pamięci. „Konieczne jest, aby Bóg wezwał”.

Rodzina Ekscelencji emigrowała następnie do Niemiec. Ile Ksiądz Biskup miał wówczas lat?

Gdy osiedliliśmy się w Niemczech, miałem dwanaście i pół roku. Gdy wyjeżdżaliśmy do Niemiec, ojciec Pavlovskis pobłogosławił nas i wypowiedział następujące słowa, których nigdy nie zapomnę: „Gdy pojedziecie do Niemiec, bądźcie ostrożni. Istnieją kościoły, w których Komunia Święta udzielana jest na rękę”. Gdy to usłyszeliśmy, spojrzeliśmy na siebie, a moi rodzice spontanicznie powiedzieli: „Okropne!”. Naprawdę, nie mogliśmy sobie wyobrazić, jak można było wziąć do ręki Najświętszą Świętość, Żywego Boga. Było to dla mnie nie do pomyślenia. Ksiądz dodał: „Proszę, nie chodźcie do tych kościołów”. A my obiecaliśmy, że zrobimy tak, jak nam powiedział.

Co się stało, gdy przyjechaliście do Niemiec?

Gdy przyjechaliśmy do Niemiec, do małego katolickiego miasta w południowo-wschodniej części kraju, były tam trzy kościoły. Poszliśmy do pierwszego kościoła i nie przystąpiliśmy do Komunii Świętej, ponieważ właśnie odbyliśmy długą podróż. Musieliśmy się przygotować do Komunii poprzez spowiedź. W Estonii praktykowaliśmy zwyczaj przystępowania do spowiedzi każdego miesiąca, nawet jeśli nie popadliśmy w grzech śmiertelny, ponieważ czuliśmy, iż comiesięczna spowiedź jest niezbędna, by móc w sposób godny przyjmować Komunię Świętą.

Zatem w pierwszą niedzielę po naszym przyjeździe do Niemiec nie przystąpiliśmy do Komunii Świętej i mogliśmy obserwować scenę jej udzielania. Był to dla nas okropny widok: niemal wszyscy ludzie przyjmowali Komunię Świętą na rękę. I była ona udzielana szybko, a ludzie stali w kolejce jak w barze szybkiej obsługi.

Który to był rok?

Był koniec roku 1973. Gdy wróciliśmy do domu po Mszy, powiedziałem mojej matce: „Och, mamo, dzisiejsza Msza przypominała rozdawanie cukierków w szkole”. Przypomniałem sobie bowiem sytuację, gdy raz w szkole dostaliśmy cukierki. Staliśmy wtedy w kolejce i kładziono nam cukierek na rękę. I dlatego właśnie dokonałem takiego porównania. Moja matka powiedziała: „Już nigdy nie pójdziemy do tego kościoła”.

Następnej niedzieli w kolejnym kościele było tak samo jak w pierwszym. A i w trzecim kościele sytuacja była taka sama. Gdy wróciliśmy do domu, moja matka była bardzo smutna. Spojrzała na nas, rozpłakała się i powiedziała: „Och, moje dzieci, nie rozumiem, nie mogę zrozumieć! Jak ludzie mogą tak traktować naszego Pana? Jak ludzie są zdolni traktować naszego Pana w taki sposób…”. To doświadczenie zmotywowało mnie do napisania książki Dominus est o Komunii Świętej – owa bolesna, niezapomniana sytuacja, gdy przyjechaliśmy do Niemiec, a moja matka płakała nad zjawiskiem rozdawania Komunii Świętej na rękę.

Jako chłopiec zachowywał Ksiądz Biskup wielką cześć dla Mszy Świętej i Najświętszego Sakramentu. Kiedy Ekscelencja otrzymał powołanie do kapłaństwa?

Zacząłem służyć do Mszy Świętej (ponieważ w Związku Sowieckim dzieciom nie wolno było tego robić) i po pierwszej z nich poczułem w duszy, że muszę zostać kapłanem. Nie mogę tego opisać. Poczułem to w mojej duszy, a później zacząłem przypominać sobie słowa mojej matki: „Konieczne jest, aby Bóg wezwał”. Od tamtego czasu nigdy nie miałem wątpliwości co do mojego powołania. Nigdy. To przeświadczenie było bardzo głębokie. Byłem tak przekonany w duszy, że nie odczuwałem potrzeby rozmowy z nikim na temat kapłaństwa. Nie mogłem sobie wyobrazić niczego innego poza byciem kapłanem. Było to dla mnie tak jasne i w pewien sposób również bardzo osobiste.

Jak wyglądała edukacja Księdza Biskupa po tym, jak wasza rodzina osiedliła się w Niemczech?

Spędziłem następne dwa lata w szkole z internatem prowadzonej przez zakonników.

Jaki to był zakon?

Ojcowie pallotyni. Byli dość liberalni.

To dlaczego Ksiądz Biskup znalazł się w tej szkole?

Ponieważ przyjechałem z rosyjskiej szkoły, a niemiecki rząd oferował chłopcom, którzy przybyli ze Związku Sowieckiego, możliwość uczęszczania przez dwa lata do swojego rodzaju szkoły przygotowawczej, aby ułatwić im wstąpienie do szkoły niemieckiej.

Czyli Ksiądz Biskup musiał uczyć się tam przez dwa lata, aby przygotować się do wstąpienia do gimnazjum?

Tak, ponieważ był to inny rodzaj systemu edukacji. Musiałem ponadto podciągnąć się w języku niemieckim, gdyż posługiwałem się nim, ale w dialekcie. Musiałem wyrażać się poprawnie, w literackim języku niemieckim (Hochdeutsch), zatem to przygotowanie mi pomogło.

Czy Ksiądz Biskup musiał tam mieszkać?

Tak, przez prawie dwa lata.

W jakim wieku był wtedy Ksiądz Biskup?

Miałem trzynaście, czternaście lat. Spędziłem tam dwa lata z innymi chłopcami; wszyscy pochodzili z krajów komunistycznych: Polski, Rumunii lub Związku Sowieckiego. Kapłani nie nosili sutanny ani habitu. Było to dla mnie szokiem. Byłem bardzo bezpośredni i zapytałem: „Proszę księdza, dlaczego ksiądz nie nosi sutanny?”. A on odpowiedział: „Nie będziesz mnie, chłopczyku, pouczać”.

W jaki sposób sprawowali Mszę Świętą?

Był to sposób, którego wcześniej nie znałem. „Dlaczego księża sprawują Mszę Świętą w ten sposób? W Związku Sowieckim mieliśmy bardzo uroczyste i pobożne Msze” – pytałem tych kapłanów. A oni opowiadali w reakcji na to jakieś dowcipy. Mówiłem bez żadnego strachu. Dziecko mówi to, co myśli. Byłem przekonany, że muszę zostać księdzem, i dlatego chodziłem na Mszę Świętą każdego dnia – byłem jedynym uczniem, który tak robił, ponieważ szkoła kazała chodzić na Mszę Świętą tylko w niedzielę i raz w ciągu tygodnia. Szedłem każdego dnia, ponieważ były tam zakonnice, które udawały się na Mszę o siódmej rano, przed śniadaniem i przed lekcjami, i ja służyłem do tej Mszy. I w ten sposób księża pallotyni zrozumieli, że zamierzam zostać księdzem.

W tamtym czasie nie tylko czułem, że zostanę księdzem, ale że muszę zostać kapłanem zakonnym. W szkole z internatem zacząłem czytać wiele biografii świętych. Najpierw przeczytałem żywot św. Franciszka z Asyżu. Radykalnie poświęcić się Bogu – wywarło to na mnie tak wielkie wrażenie, że byłem przekonany, iż muszę zostać kapłanem zakonnym.

Co wydarzyło się po owych dwóch latach spędzonych w szkole z internatem?

W innym mieście znajdowało się gimnazjum prowadzone przez księży pallotynów. Była to szkoła z internatem dla chłopców, i chcieli, abym do niej wstąpił. Ale była ona zbyt liberalna. Miałem wówczas czternaście lat i powiedziałem im: „Nie, nie przyjdę tu”. I wróciłem do domu, by zamieszkać z moimi rodzicami. Nawet gdy szedłem do szkoły, każdego dnia przed lekcjami udawałem się na Mszę Świętą. Od momentu, gdy skończyłem trzynaście lat, nie mogłem sobie wyobrazić, że rozpoczynam dzień bez Mszy Świętej. Gdy byłem w gimnazjum, zacząłem nawet chodzić na Mszę Świętą dwa razy dziennie, gdy tylko było to możliwe. Rano i wieczorem. Odczuwałem w tym wieku potrzebę częstego uczestnictwa we Mszy. Odczuwałem ją w swojej duszy. Spędzałem również czas na adoracji eucharystycznej.

Dokąd Ksiądz Biskup chodził na adorację eucharystyczną?

Nieopodal naszej parafii znajdował się kościół, w którym dwa razy w tygodniu sprawowana była wieczorna Msza Święta, a po niej następowała godzina wystawienia Najświętszego Sakramentu – cicha adoracja. Był to dla mnie najpiękniejszy czas. Pozostawałem z tyłu kościoła, w ostatniej ławce, ukryty, z Najświętszym Sakramentem wystawionym przez godzinę, i było to dla mnie coś bardzo pięknego.

Co Ksiądz Biskup zapamiętał na temat tego czasu adoracji praktykowanej w nastoletnim wieku?

Był to dla mnie po prostu pokój w Obecności Pana. Wierzyłem, że Jezus tam jest. To mi wystarczało. Doznawałem wtedy pokoju i ciszy. Tak bardzo kochałem ciszę w czasie adoracji. I odmawiałem różaniec pośród innych modlitw.

Jakie jest najwcześniejsze doświadczenie obecności Matki Najświętszej w życiu Ekscelencji?

Jako dziecko po prostu kochałem Matkę Bożą, obrazki, które dawała mi matka, i było to naturalne. Gdy miałem trzynaście lub czternaście lat, moje życie duchowe stało się głębsze i bardziej intensywne i zacząłem kochać Matkę Bożą głębiej i bardziej świadomie. Nie mogę wskazać na żadne szczególne wydarzenie w moim życiu. Dla mnie miłość do Matki Bożej była tak bardzo normalna. Od dzieciństwa była Ona obecna, ale nie w jakiś nadzwyczajny sposób.

W jaki sposób dojrzewało w Księdzu Biskupie pragnienie zostania kapłanem zakonnym?

Gdy miałem piętnaście lub szesnaście lat, obejrzałem film o kartuzach i o sposobie, w jaki żyli. Pamiętam to bardzo dobrze, byłem przepełniony takim entuzjazmem, że pragnąłem wstąpić do zakonu kartuzów. Moim najgłębszym pragnieniem było całkowite oddanie się Bogu, i pytałem Pana: „Gdzie mogę stać się dobrym kapłanem?”. Oficjalne struktury Kościoła w Niemczech oraz zgromadzenia zakonne w owym czasie były liberalne. Dzięki glebie, z której wyrosłem, dzięki moim rodzicom, dziadkom i temu świętemu spowiednikowi oraz kapłanowi męczennikowi w mojej duszy zrodził się instynkt przeciwko modernizmowi i liberalizmowi w Kościele. Dlatego prosiłem Pana, aby wskazał mi drogę.

I w jaki sposób Bóg odpowiedział Księdzu Biskupowi?

Mieliśmy sąsiadkę, która czasami przynosiła nam czasopisma i dzienniki religijne, a wśród nich była ulotka kanoników regularnych z Austrii, z obrazkami i zdjęciami oraz ich rozkładem dnia. Byli w sutannach, w habitach. Ulotka przedstawiała zdjęcia wystawienia Najświętszego Sakramentu w przepięknej monstrancji; kanonicy mieli tradycyjny rozkład dnia, bardzo ścisły. Ulotka zawierała też opis ich stylu życia, który był tradycyjny i surowy, z adoracją Najświętszego Sakramentu, nabożeństwem do Matki Najświętszej, do świętych aniołów, Świętego Krzyża itd. Na ulotce podany był adres, więc zachowałem ją i powiedziałem do siebie: „Gdy ukończę gimnazjum, wstąpię do tego zakonu”. Decyzja została podjęta. Miałem wtedy piętnaście lat.

Kilka miesięcy później – może upłynęło sześć miesięcy – zgodnie ze swoim zwyczajem dopełniłem już służby jako ministrant przy porannej Mszy Świętej w niedzielę i znalazłem się w kościele należącym do innej parafii, asystując z pobożności przy drugiej Mszy. Była to dla mnie „konieczność”. Podczas drugiej Mszy Świętej znajdowałem się prawie w ostatnim rzędzie i klęczałem przez całą Mszę, oddając się jedynie kontemplacji. Nie odpowiadałem do Mszy, po prostu chciałem w niej uczestniczyć.

Za mną stał pewien mężczyzna. Widok chłopca klęczącego przez całą Mszę Świętą i nieodpowiadającego do niej musiał wydać mu się dziwny; obserwował mnie z tyłu. Gdy Msza się skończyła, pozostałem przez chwilę w kościele, a on czekał na mnie na zewnątrz. Gdy wyszedłem, podszedł do mnie, przedstawił się i zapytał: „Czy chciałbyś odbyć rekolekcje z dobrymi kapłanami?”. A ja odpowiedziałem: „Dobrze. Jeśli są dobrymi kapłanami – tak”. Wówczas dał mi swój numer telefonu, a ja mu powiedziałem, że muszę spytać moich rodziców. Zgodzili się. Mężczyzna ten zorganizował mi wtedy przejazd autobusem. Pojechałem do domu rekolekcyjnego, który był oddalony o sto kilometrów, aby odbyć trzydniowe ciche rekolekcje. Autobus wypełniony był ludźmi, dojechaliśmy do tego domu, a tam sprawowana była Msza Święta ad Deum – w stronę Pana. Było to dokładnie pod koniec października 1976 r., trzy dni przed uroczystością Wszystkich Świętych. Msza Święta sprawowana była ad Deum, ale w języku niemieckim. W kościele były balaski, a Kanon odmawiany był po łacinie, ale reszta była po niemiecku. Byłem obecny na tej Mszy Świętej i wydała mi się ona taka piękna. To było to, czego zawsze pragnąłem.

Kapłan, który głosił rekolekcje, zawsze chodził w sutannie. Zapytałem go: „Skąd ksiądz pochodzi?”. Odpowiedział: „Pochodzę z Austrii, z zakonu kanoników regularnych”. A ja odrzekłem: „Mam ulotkę o waszym zakonie!”. Było to drugie potwierdzenie powołania, drugi znak od Pana. Zatem gdy ukończyłem naukę w gimnazjum, wstąpiłem do kanoników regularnych Świętego Krzyża w Austrii.

Kanonicy… czy Ksiądz Biskup może opowiedzieć coś więcej o tym zakonie?

Pierwotnie byli to kanonicy z Coimbry w Portugalii – zakon, do którego należał św. Antoni, zanim został franciszkaninem. Był on właśnie kanonikiem z Coimbry i został tam wyświęcony na kapłana. Lecz ten zakon Świętego Krzyża został w XIX wieku skasowany przez masoński rząd Portugalii. Później, w latach 70. XX wieku, kilku portugalskich i austriackich księży doprowadziło do odrodzenia zakonu za zgodą Stolicy Apostolskiej i stąd istnieje to powiązanie z Portugalią.

Kiedy Ksiądz Biskup powiadomił rodziców o swojej decyzji wstąpienia do kanoników regularnych?

Po tym, jak wziąłem udział w tych pierwszych rekolekcjach, również moi rodzice zaczęli regularnie, dwa razy do roku, uczestniczyć w rekolekcjach głoszonych przez kanoników regularnych z Austrii. Cała moja rodzina brała w nich udział. Moi rodzice bardzo pokochali tych kapłanów. Latem odwiedzałem ich klasztor w Austrii i spędzałem tam kilka tygodni. Gdy zbliżał się koniec mojej nauki w gimnazjum, powiedziałem moim rodzicom, że jestem zainteresowany wstąpieniem do tego zakonu, lecz jestem pewien, że oni już to przeczuwali. Nigdy przedtem o tym nie rozmawialiśmy. Mój pomysł wstąpienia do kanoników był dla moich rodziców całkiem naturalny.

4 E. Pentin, How Bishop Athanasius Schneider Became a Leading Voice for Catholic Truth, „National Catholic Register”, January 17, 2018.

5 W 1977 r. o. Pavlovskis pojechał do Kazachstanu, zbudował tam kaplicę i opiekował się katolikami w mieście Taras w południowym Kazachstanie. W 1991 r. pojechał na Łotwę, do Rygi, i był proboszczem parafii św. Alberta. Zmarł w Rydze w 2000 r. Gdy Estonia uzyskała niepodległość w 1991 r., przybyli tam katoliccy misjonarze z zagranicy i niestety ustawili w tym kościele stół do celebracji Mszy Świętych versus populum – przyp. AS.

3

ATANAZY

Gdzie Ksiądz Biskup odbył swój nowicjat?

Odbyłem go w Portugalii, w latach 1982–1983. Później, w 1983 r., przyjechał z Brazylii, z diecezji Anápolis, biskup Manuel Pestana. Poprosił nasz zakon o pomoc w formowaniu kapłanów w jego diecezji, w prowadzeniu seminarium. Mieliśmy już klasztor w Brazylii, nieopodal São Paolo, a on znał tam kilku kapłanów i darzył nasz zakon wielkim szacunkiem. Biskup Pestana specjalnie przybył do Rzymu, aby nas odwiedzić i poprosić Radę Generalną zakonu o otwarcie nowego domu w jego diecezji oraz prowadzenie seminarium, a nawet o otwarcie wydziału teologicznego. Później odwiedził nas w Portugalii. Biskup Manuel Pestana był świętym i pokornym człowiekiem. Zmarł w 2011 r.

Przypuszczam, że Ksiądz Biskup rozpoczął swoje studia w 1983 r. Dokąd zakon posłał Ekscelencję?

W 1983 r. byłem w Rzymie. Zakon wysłał nas na studia na Uniwersytet Angelicum. Rozpocząłem naukę w 1983 r. od studiów filozoficznych.

Co Ksiądz Biskup zapamiętał z wizyty biskupa Manuela w Rzymie w 1983 r.?

Biskup Manuel był bardzo niski – zupełnie jak chłopiec – niski i okrąglutki, lecz był świętym człowiekiem. I wybitnym intelektualistą. Nigdy w życiu nie spotkałem człowieka, który byłby tak wykształcony, a zarazem tak skromny. Wyglądał jak wiejski proboszcz. Prostota w jego zachowaniu szła w parze z wielką godnością. Jako Brazylijczyk był ciepły i serdeczny, lecz jednocześnie bardzo światły i wykształcony. Miał prywatną bibliotekę, która zawierała ok. 20 tysięcy książek. Jego sposób myślenia był całkowicie tradycyjny. Mam tu na myśli prawdziwie katolicką mentalność. Zanim objął swoją diecezję, została ona zniszczona przez teologię wyzwolenia. Była ona pogrążona w totalnej ruinie duchowej. Nie było seminarium; spowiedź została zniesiona i istniała tylko absolucja generalna. Nie było też wystawienia Najświętszego Sakramentu. Panowała tam tylko teologia wyzwolenia, socjologia itd. To dlatego biskup Pestana poprosił nas, abyśmy przyjechali i pomogli mu w przywróceniu katolickiej formacji kapłańskiej. I tak postanowiono. Byłem w pierwszej grupie, która została wysłana z Rzymu do Brazylii w marcu 1984 r.

Zatem Ksiądz Biskup był wtedy wciąż alumnem…

Tak! Lecz przełożeni powiedzieli, że – skoro otwierają [w Brazylii] wydział teologiczny – muszą mieć studentów, więc wysłali tam własnych alumnów. Brazylijczycy również przyszli. W ten sposób mieliśmy wydział z profesorami i studentami i już można było od czegoś zacząć. Biskup był bardzo szczęśliwy. Zatem pojechałem do Brazylii, gdzie studiowałem; kontynuowałem studia filozoficzne i teologiczne.

Czy Ksiądz Biskup cieszył się z wyjazdu do Brazylii?

Tak. Młodzi ludzie lubią przygody. Byłem młodym człowiekiem, również lubiłem przygody i było to dla mnie dobre doświadczenie. W mojej grupie było nas dwunastu. Biskup był również naszym wykładowcą. Nauczanie stanowiło jego pasję; bardzo je lubił. Wykładał w seminarium, więc był także moim profesorem. Miał mnóstwo pracy jako biskup w swojej diecezji, lecz znalazł również czas, żeby uczyć. To on wyświęcił mnie na kapłana. To, że biskup Manuel Pestana był moim nauczycielem oraz biskupem, który mnie wyświęcił, zaliczam do największych łask w swoim życiu.

Proszę mi opowiedzieć o dniu, w którym Ksiądz Biskup został wyświęcony na kapłana.

Było to 25 marca – w uroczystość Zwiastowania Pańskiego – 1990 r. Biskup Manuel Pestana wyświęcił mnie w Brazylii, w naszym kościele klasztornym w Anápolis. Był świętym człowiekiem – bardzo łagodnym, ale zarazem wojownikiem. Pewien dziennikarz z gazety z São Paolo nazwał go „brazylijskim Atanazym”. Zawsze nosił sutannę. Nikt nigdy nie widział go bez niej. Nawet gdy podróżował po całym świecie, zawsze nosił sutannę. I to jest przykład dla mnie. Naśladuję go również w tej kwestii.