Gwiezdne Wojny a filozofia polityki - Mateusz Machaj - ebook + książka

Gwiezdne Wojny a filozofia polityki ebook

Mateusz Machaj

4,5

Opis

Dr hab. Mateusz Machaj uważnie śledzi zarówno dyskusje o teorii ekonomii, jaki te poświęcone kulturze popularnej. Dlatego też po kilku książkach o ekonomii napisał dzieło o sadze "Gwiezdnych wojen". Analizuje w nim społeczno-polityczne zmiany, które doprowadziły do zwycięstwa rebeliantów w starciu z imperatorem i jego poplecznikami.

Autor przykłada szczególna wagę do idei stojących za działaniami bohaterów sagi. Dlatego też czytelnik znajdzie w książce szeroką panoramę myśli politycznej od Platona przez Hobbesa do Schmitta. Tym samym książka jest nie tylko świetnym prezentem dla fanów "Gwiezdnych wojen", ale też wciągającą lekturą dla wszystkich zainteresowanych przemianami politycznymi.

 

Arkady Saulski, młody pisarz fantasy i autor m.in. „Serca lodu”, po lekturze książki Mateusza Machaja napisał:

Bajka o walce rycerzy Jedi przeciwko rosnącemu w dawnej Republice zagrożeniu stała się dla autora pretekstem do porywających rozważań nad tym, czym jest system totalitarny, w jakich warunkach się rodzi i jakie może przynosić ze sobą konsekwencje. To nie jest analiza baśni, lecz realnych problemów stojących także przed współczesnymi społeczeństwami. Ale nie tylko, bo Machaj ukazuje też owego totalitaryzmu upadek. Prowadzi nas przez meandry filozofii Imperatora ku konkluzjom dotyczącym nie tylko fikcyjnego świata, ale i naszej rzeczywistości. Tym samym świat „Gwiezdnych wojen” staje się bardziej realny i namacalny niż kiedykolwiek.

Zazdroszczę Państwu tego, co teraz nastąpi – obcowania po raz pierwszy z tą pasjonującą lekturą, poznawania wszystkich jej meandrów, odwołań, smaczków i wniosków. Ja tę podróż mam już ze sobą i muszę przyznać, że Machaj udowodnił, iż odległa galaktyka jest bliżej nas, niż może się komukolwiek wydawać.

 

Thomas E. Woods Jr. – amerykański historyk, autor bestsellerów z listy „New Yor Timesa” i prowadzący program „The Tom Woods Show” – scharakteryzował książkę w następujący sposób:

Machaj zabiera nas w porywającą podróż po sadze „Gwiezdnych wojen”, wskazując motywy i lekcje, które łatwo przeoczyć, a które są kluczem do dobrobytu i pokoju również w naszej galaktyce.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 188

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (6 ocen)
4
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Generosus

Nie oderwiesz się od lektury

Przemyślenia na temat filozofii władzy, etyki, ekonomii i ludzkich zachowań, które autor omawia na podstawie wydarzeń ze świata Gwiezdnych Wojen, ale nie tylko. Dużo jest odwołań do tyranów, ekonomistów i przywódców z naszego świata. Warto przeczytać, jeżeli interesujesz się polityką i znasz fabułę piereszych 6 części filmów.
00
wt9193

Nie oderwiesz się od lektury

O polityce z perspektywy Gwiezdnych. Warto przeczytać, bo opisuje perspektywę której mogłeś w filmie nie dotrzeć i pozwala lepiej zrozumieć dlaczego polityka jest jaka jest.
00

Popularność



Podobne


WOJNA, POLITYKA I GWIAZDY

Był grudzień 2015 roku, kiedy zasiadłem w sali kinowej zdeterminowany by obejrzeć Przebudzenie Mocy. Odrodzone Gwiezdne wojny porywały, obiecując szansę na poznanie dalszych losów bohaterów znanych z pierwotnej trylogii. Jednak to nie kosmiczne bitwy i pojedynki na miecze świetlne zaprzątały mój umysł podczas seansu.

Nie – tym co angażowało mnie najbardziej w trakcie oglądania nowych przygód Hana Solo, księżniczki Lei czy sympatycznego i groźnego zarazem Chewbacci był inny problem. Mianowicie – drożność systemu.

Oto bowiem w kinie prócz starych postaci pojawiali się też bohaterowie młodzi. Rey, Finn czy Kylo Ren byli następnym gwiezdnowojennym pokoleniem i jako tacy mieli swój świeży głos w uniwersum. Jednak, obserwując ich zmagania, nie mogłem oprzeć się rozmyślaniom nad inną, bardzo palącą kwestią.

Oto bowiem po wielu latach od triumfu Rebelii nad złowrogim Imperium nie sposób było oprzeć się wrażeniu, że dawny system upadł jedynie formalnie, w sferze realnych warunków życia w galaktyce, w polityce i gospodarce zmieniło się niewiele. Wrażenie to było tylko spotęgowane w momencie, gdy ujrzałem dwie strony konfliktu. Dawna Rebelia a obecnie nowa Republika były tworami jako organizmy państwowe niewydolnymi – nie dość, że wciąż rządzili tam starzy (dosłownie i w przenośni) kombatanci a młodzi ludzie zepchnięci zostali na społeczne niziny (Rey poznajemy gdy dziewczyna ta, dosłownie, nurkuje w technologicznym wysypisku śmieci, zbierając złom i sprzedając go za grosze, by pozwolić sobie na jeden posiłek dziennie). Dla odmiany nowy wróg, Nowy Porządek czy też Najwyższy Porządek, to organizacja w której oficerskie stanowiska piastują ludzie niezwykle młodzi, co więcej prawa ręka przywódcy tej tajemniczej, militarnej organizacji (sekty?), Kylo Ren, jest synem bohaterów pierwotnej trylogii.

Ciężko mi było otrząsnąć się z wrażenia, iż sympatie twórców filmu kompletnie nie pokrywają się z moimi. Oto w Republice rządzi stara gwardia, czy wręcz sitwa, niedająca młodym ludziom szans na awans i godne życie. Z kolei w Nowym Porządku awans młodych ludzi jest szybki i sprawny - organizacja ufa im i powierza odpowiedzialne zadania, nie opierając się jedynie na zastałych układach. System Nowego Porządku był więc o wiele bardziej drożny od tego w odrodzonej Republice (która przecież miała być tym nowym otwarciem dla galaktyki po mrocznych latach władzy Imperium).

Co gorsza samo istnienie Nowego Porządku ukazywało, jak bezradnym i słabym organizmem państwowym jest nowa Republika, skoro pozwoliła ona na swych rubieżach na powstanie tak silnej militarnie organizacji. Nie wspominając już nawet o tym, iż przeprowadzony w połowie filmu atak na stolice Republiki obrazuje kompletną słabość i bezradność jej wojsk i służb.

Oto dostrzegliśmy realny efekt walki z pierwszej trylogii – Luke, Leia i Han Solo (także zresztą wypchnięty poza nawias władzy, pełniący w uniwersum Gwiezdnych wojen rolę raczej Andrzeja Gwiazdy niż Lecha Wałęsy) może i potrafili obalić duży organizm państwowy, lecz w zamian stworzyli strukturę słabą, karłowatą, niesprawną, strukturę z której uciekają jej najmłodsi synowie, by szukać szczęścia w bardziej sprzyjających ich rozwojowi organizacjach.

Oto siła Gwiezdnych Wojen, epopeja pod pozorem ukazywania kosmicznych bitew i starć realnie opowiedziała (trudno orzec, na ile było to świadome ze strony twórców), że o ile młodzieńczy bunt jest dobry i niekiedy nawet słuszny, to jednak przychodzi taki moment, gdy trzeba odpowiedzieć na wezwanie i przejąć ster rządów. A wtedy okazuje się, że młodzieńcze rebelie może i są porywające, ale o wiele łatwiej jest niszczyć niż potem budować. Bunt? Ok, ale potem ktoś jednak musi położyć kanalizację.

Książka Mateusza Machaja, do której mam zaszczyt pisać tę przedmowę jest kolejnym dowodem na geniusz tego uniwersum. Autor, podobnie jak niżej podpisany, spojrzał na tę galaktykę z innej perspektywy. Bajka o walce rycerzy Jedi przeciwko rosnącemu w dawnej Republice zagrożeniu stała się dla autora pretekstem do porywających rozważań nad tym, czym jest system totalitarny, w jakich warunkach się rodzi i jakie może przynosić ze sobą konsekwencje. To nie jest analiza baśni, lecz realnych problemów stojących także nad współczesnymi społeczeństwami. Ale nie tylko, bo Machaj ukazuje też owego totalitaryzmu upadek. Prowadzi nas przez meandry filozofii Imperatora ku konkluzjom dotyczącym nie tylko fikcyjnego świata, ale i naszej rzeczywistości. Tym samym świat Gwiezdnych wojen staje się bardziej realny i namacalny niż kiedykolwiek.

Rozważania autora, gdyby zmienić pewne nazwy, nie ograniczałyby się przecież tylko do fikcyjnego Imperium. Wręcz przeciwnie – jak udowadnia Machaj – owo Imperium, ten totalitarny (czy na pewno?) system jest jedynie odzwierciedleniem procesów, które miały już miejsce w historii ludzkości, jednakże sama opowieść, fikcyjna przecież, może wzbogacić i te prawdziwe doświadczenia o nowe idee, pomysły i wnioski.

Przyznam, że trudno mi obecnie pomyśleć o innej pozycji dotyczącej fikcyjnego świata, w której autor w tak drobiazgowy, konkretny i przystępny sposób mówiłby o rzeczach tak bardzo prawdziwych i dotyczących także i nas. Zazdroszczę Państwu tego, co teraz nastąpi – obcowania po raz pierwszy z tą pasjonującą lekturą, poznawania wszystkich jej meandrów, odwołań, smaczków i wniosków. Ja tę podróż mam już ze sobą i muszę przyznać, że Machaj udowodnił, iż odległa galaktyka jest bliżej nas, niż może się komukolwiek wydawać.

 

Arkady Saulski, kwiecień 2019 r.

PODZIĘKOWANIA

Dziękuję Arkadiuszowi Sieroniowi, Matthew McCaffreyowi oraz Janowi Lewińskiemu za ich przydatne komentarze (powinni jednak wiedzieć, że mimo miejsca w tej radzie, nie przyznaję im jeszcze tytułu „mistrza”).Dziękuję rodzicom oraz kochanej żonie za tolerowanie moich dziwacznych zainteresowań. Dziękuję również Łukaszowi, mojemu bratu (jest tak wielkim fanem Hana Solo, że odmawia obejrzenia epizodu VII), jako że to on odpowiada za zainteresowanie mnie naukami społecznymi i „Gwiezdnymi wojnami”. Jedna z tych rzeczy zrujnowała mi życie. Ciągle nie wiem, która, ale dzięki, bracie!

Książka została sfinansowana przez niezależne neutralne systemy nie powiązane w żaden sposób z Najwyższym Porządkiem. Mimo usilnych starań w trakcie produkcji nie skrzywdzono żadnych Ewoków.

WSTĘP.DZIWNY JEST TEN GWIEZDNYCH WOJEN ŚWIAT

Są jak poezja. Rymują się.

George Lucas

 

 

Oto historia powstania i upadku Pierwszego Galaktycznego Imperium, którego ojcem założycielem był Palpatine. Opowiadam ją, aby pokazać przyszłym pokoleniom, że nawet coś, co zdarzyło się dawno, dawno temu, w odległej galaktyce, może być bardzo istotne dla naszych ziemskich systemów społeczno-politycznych. Im wnikliwiej przyglądamy się światu Gwiezdnych wojen, tym wyraźniej widzimy, że rymuje się on z naszym światem. Tak jakby w poezji.

O uniwersum Gwiezdnych wojen powstają nie tylko książki przygodowe, lecz także głębsze, poważniejsze pozycje, które na wielu poziomach przekazują nam cenną wiedzę na temat jednostek i społeczeństw. Niektóre z tych książek dotyczą religii w Gwiezdnych wojnach, inne filozofii w Gwiezdnych wojnach i tak dalej. Tym, czego uniwersum ciągle brakuje, jest satysfakcjonująca analiza polityczna schyłku Starej Republiki i narodzin Imperium. Celem, jaki postawiłem sobie, pisząc tę książkę, jest wypełnienie owej luki. Każda z siedmiu magicznych części proponuje wgląd w to, jak powstaje totalitaryzm i jak można go pokonać.

Ponieważ każdy przywódca polityczny jest więźniem takich czy innych ram ideologicznych, zacznę od analizy poglądów filozoficznych Palpatine’a. Bez zrozumienia światopoglądu, który wyznawał, nie sposób zrozumieć jego decyzji, celów i działań – poza szablonowym uznaniem ich za złe. Tego rodzaju szufladkowanie bywa wręcz wygodne: Palpatine był zły. Co więcej, Palpatine był zły. To on za tym wszystkim stał. Wiesz, dlaczego? Bo był zły.

Próbując zrozumieć źródła złych systemów politycznych, nie powinniśmy się ograniczać do tak płytkich interpretacji. Poglądy każdego dyktatora zostały ukształtowane przez pisarzy, myślicieli, ekonomistów, ideologów i filozofów. Aby w pełni pojąć motywy działania danego dyktatora i stworzonej przez niego machiny politycznej, dobrze jest przyjrzeć się jego konkretnym ideowym inspiracjom. Zrozumienie ich pozwala również dostrzec, jak różne współzależne idee mogą prowadzić do narodzin niebezpiecznych ruchów dyktatorskich. W ostatecznym rozrachunku dzieje ludzkości, tak jak dzieje innych gatunków zamieszkujących galaktykę, są wynikiem starć na arenie idei. Jeśli chcemy wygrać w tej walce i nie dopuścić do powstania dyktatury Palpatine’a, zwycięstwa należy szukać w sferze intelektualnej: to jedyny sposób na uniknięcie destruktywnego konfliktu zbrojnego. Dlatego też punktem wyjścia moich rozważań są źródła systemu wartości Palpatine’a oraz jego podłoże filozoficzne. Bazując na własnych sądach normatywnych, Palpatine wprowadził w życie gruntownie przemyślany plan wrogiego przejęcia galaktycznego systemu politycznego.

Film często bywa traktowany jako forma sztuki i rozrywki niższa od form bardziej tradycyjnych, takich jak choćby powieść. Taka klasyfikacja ma swoje uzasadnienie – oglądanie i słuchanie to czynności bardziej pasywne niż czytanie. To ostatnie wymaga od nas większej kreatywności: każdy fragment tekstu musimy rozszyfrować we własnej wyobraźni. Tym samym aktywnie uczestniczymy w budowaniu świata, o którym czytamy. Z tego prostego powodu podczas lektury książki różne obszary naszego mózgu muszą się bardziej wysilić. Nie powinno zatem dziwić, że książki sprawiają, iż stajemy się mądrzejsi – w stopniu zdecydowanie większym niż filmy. Czytanie jest dla mózgu jak wyjście na siłownię dla mięśni, a wykonywane w trakcie czytania ćwiczenia są znacznie bardziej intensywne niż te, jakich wymaga przyglądanie się wyświetlanym obrazom.

Podczas oglądania filmów nasza uwaga przykuta jest do przekazu już zdefiniowanego przez obraz i dźwięk. Niewiele pozostaje do dodania. Niektóre elementy fabuły mogą być dorozumiane, jednak całość po prostu toczy się samoistnie wraz z kolejnymi sekwencjami pojawiającymi się na ekranie (tymczasem czytając książkę, jesteśmy współbudowniczymi wyobrażonego świata). Niemniej taka forma rozrywki ma swoje miejsce w życiu człowieka. Pomimo skądinąd słusznej łatki „niższej” formy popkultury oraz słabszego „stymulanta” naszego mózgu, filmów i seriali nie należy pochopnie wyrzucać do kosza. Nadal mogą służyć za ambitny sposób przedstawiania dających do myślenia sytuacji.

Uważam, że Gwiezdne wojny są tego znakomitym przykładem. Sagę tę uznaje się za rozrywkową historyjkę o młodzieńcu, który na skutek serii przypadków decyduje się uratować galaktykę – nie bez komplikacji po drodze. Mam nadzieję, Drogi Czytelniku, że po lekturze tej książki dostrzeżesz w tych kultowych filmach coś więcej. A jeśli nawet tak się nie stanie, Gwiezdne wojny z pewnością mogą posłużyć za pretekst, by porozmawiać o poważnych kwestiach politycznych i społecznych – ja takich okazji nie przepuszczam. Parafrazując pewnego laureata Nagrody Nobla z ekonomii, wszystko, co widzę i słyszę, kojarzy mi się z systemami społecznymi. (Po czym dodał, w przeciwieństwie do mnie, „…ale nie przelewam tego na papier”).

Dlaczego Gwiezdne wojny? Ponieważ jest to bajka stworzona przez dorosłych dla dorosłych (w pewnym stopniu również dla dzieci, ale one nie wszystko w tej bajce chwytają). Jedną z głównych składowych sukcesu słynnej sagi było stworzenie wspaniałego i wizualnie fascynującego świata, w którym osadzono fabułę (spróbuj obejrzeć większość innych filmów science fiction nakręconych w latach siedemdziesiątych, a zobaczysz, jak Gwiezdne wojny wyprzedziły swoje czasy pod względem efektów specjalnych). Jednak za spójnością i wyjątkowością sagi stoi przede wszystkim snuta w kolejnych filmach opowieść. Bajki to coś więcej niż wyssane z palca historyjki. Zawierają one jakże wartościowe lekcje o właściwym porządku rzeczy. Bajki, jakie opowiadamy dzieciom do snu, powinny przekazywać nauki o dobrych motywach i właściwych wyborach. Dlaczego miałoby być inaczej w wypadku bajek dla dorosłych takich jak Gwiezdne wojny? Choć filmy te skupiają się przede wszystkim na fabule, a nie na systemach politycznych, w których się ona rozgrywa, to niosą pewien przekaz na temat filozofii politycznej.

Czuję się zobowiązany przeprosić wszystkich fanów rozszerzonego uniwersum Gwiezdnych wojen, wyłączonego z analizy dokonanej na kartach tej książki (mimo że sam zdecydowanie wolę książki od filmów).

Czuję się także w obowiązku przestrzec, że książka ta, co oczywiste, zawiera spoilery z części I–VI. Zakładam, że czytelnicy, którzy poszukują głębszej mądrości zawartej w tych filmach, już je widzieli. Jeśli w Twoim przypadku jest inaczej, najpierw obejrzyj wszystkie części, i dopiero później wróć do książki – dzięki czemu oszczędzisz sobie zażenowania własną niewiedzą o tym, że koleś w hełmie to ojciec dzieciaka.

CZĘŚĆ PIERWSZAFILOZOFIA PALPATINE’A

„UCZYNIĘ TO LEGALNYM” LUB „NAZYWAM SIĘ PALPATINE I JESTEM GRECKIM SOFISTĄ”

Jawnie i świadomie czy nie, przywódcy polityczni reprezentują idee myślicieli i filozofów z przeszłości. Słynny ekonomista John Maynard Keynes tak wyraził się o poglądach ekonomicznych: „idee głoszone przez ekonomistów oraz myślicieli politycznych, bez względu na to, czy słuszne, czy błędne, mają większą siłę, niż się powszechnie przypuszcza. W rzeczywistości to one właśnie rządzą światem. Praktycy, przekonani, że nie podlegają żadnym wypływom intelektualnym, są zazwyczaj niewolnikami idei jakiegoś dawno zmarłego ekonomisty”1. Twierdzenie to jest równie prawdziwe po ekonomicznej, jak i po filozoficznej stronie polityki. Mówiąc bardziej ogólnie, wszyscy jesteśmy spadkobiercami idei z minionych stuleci spisanych na kartach wielkich dzieł. Podobnie jak bohater komedii Moliéra, który nie zdawał sobie sprawy, że przez całe życie mówił prozą, my również, wypowiadając się na temat rozmaitych kwestii społecznych, bezwiednie odwołujemy się do konkretnej filozofii bądź powtarzamy przekonania tego czy innego ekonomisty.

Jaki nurt etyczny reprezentuje Palpatine? Na spektrum filozoficznym niewątpliwie należy go umieścić obok greckich sofistów. Pozwalając sobie na lekkie uproszczenie, zasadniczą dychotomię w greckiej filozofii moralnej można wyjaśnić, opisując spór między obozem Sokratesa a sofistami. Sokrates uważał dobro za coś obiektywnego i za uniwersalny standard w ludzkim życiu. Warto tu przypomnieć, że był to człowiek, który sławę i uznanie zyskał za swoją sokratejską metodę kwestionowania wszystkiego i zachęcania wszystkich do rozmyślań. Jak zatem pogodzić tego mędrca-kontestatora z ideą obiektywnego dobra i prawdy? Ano tak, że jego podejście nie zakładało jedynie obalania i burzenia. Sokrates wierzył, że wątpliwości prowadzą do mądrości, mądrość zaś umożliwia pełne odkrycie, czym są dobro i sprawiedliwość. Dziś sokratejska metoda kwestionowania założeń kojarzona jest często z krytycznym racjonalizmem Karla Poppera, austriackiego filozofa, który przekonywał, że w nauce nie powinno być miejsca na dogmaty. Pogląd ten (o konieczności stawiania pytań w trakcie dyskusji) obowiązuje na większości zaawansowanych zajęć poświęconych filozofii. Czy uważasz, że powinniśmy wyznawać taki czy inny pogląd tylko dlatego, że wygłosił go jakiś autorytet? Nie na tym polega nauka.

Samo właściwe sformułowanie pytania jest krokiem koniecznym w poszukiwaniu odpowiedzi. Sokrates poszedł dalej tym tokiem rozumowania: w miarę jak zadawanie pytań owocuje przyrostem wiedzy, wyposażony w nią człowiek jest zdolny odkrywać i rozpoznawać, czym jest dobro. Oprócz tego Sokrates nie do końca słusznie uważał, że wiedza automatycznie przekłada się na dokonywanie właściwych wyborów i że człowiek nie może być jednocześnie mądry i nikczemny. Co istotne, w konsekwencji wyznawał obiektywny pogląd na filozofię moralną i wierzył w ludzki potencjał rozpoznawania prawdy poprzez krytyczne dociekania, co jest słuszne, a co nie.

Sofiści, z drugiej strony, odrzucali tę sokratejską ścieżkę. Ich sprzeciw dało się wyraźnie zauważyć w sposobie, w jaki opisywali prawo w odniesieniu do idei dobra i sprawiedliwości. Według sofistów rozpoznanie dobra nie musi prowadzić do lepszych wyborów, i co ważniejsze, sama koncepcja dobra jest bardzo mglista.

Czy prawo – zestaw zasad, wokół których zorganizowane jest społeczeństwo – może być dobre, słuszne i sprawiedliwe? Dwoma najbardziej prominentnymi sofistami byli Trazymach i Kritias. Obaj podważali główne założenia filozofii moralnej Sokratesa, nie byli też fanami jego moralizmu – jednak z różnych powodów. Dla Trazymacha sprawiedliwość ustala silniejszy. „Słuchaj – Ja twierdzę, że to, co sprawiedliwe, to nic innego, jak tylko to, co leży w interesie mocniejszego”2. Gdy jednostka dysponuje dostateczną siłą, by egzekwować swoją władzę i narzucać ją innym, zaciera się różnica między potęgą a sprawiedliwością. A zatem powiedzenie, że zwycięzca w rywalizacji przybiera rangę najwyższego pana sprawiedliwości – niczym sędzia Dredd, deklarujący „Ja jestem prawem” – zahacza o tautologię.

Dla Kritiasa z kolei siła to nie do końca to samo co sprawiedliwość, natomiast ta druga jest jedynie maskaradą urządzaną przez potężnych, celem nadania ich rządom pozornego filozoficznego mandatu. Kritias i Trazymach różnymi tokami rozumowania, wywiedzionymi z zupełnie różnych założeń, dotarli do zbliżonych, nihilistycznych konkluzji co do praktyki. Zdaniem Kritiasa koncepcja sprawiedliwości jako taka to wymysł rządzących. Nic takiego obiektywnie nie istnieje. Skuteczne sprawowanie władzy wymaga kontroli i efektywnego zarządzania. Jednak cała idea filozofii prawa oznacza nie tylko rządzenie ludem poprzez przymus, lecz także wykorzystywanie retoryki do przekonania tegoż ludu, że system jest sprawiedliwy. A zatem kodeks moralny powstaje jako propaganda mająca na celu utwierdzenie opinii publicznej w przekonaniu, że uprawnień narzuconych im władców nie powinno się kwestionować, gdyż stoi za nimi swoista słuszność. Innymi słowy, nauczanie ludzi o tym, co dobre, pełni rolę społecznego zaklęcia czyniącego ich uległymi: Nie podważaj istniejącego porządku. Pogódź się z nim i go przestrzegaj.

Poglądy Kritiasa i Trazymacha dotyczą co prawda odrębnych koncepcji dobra i prawa, prowadzą jednak do podobnych ataków na moralizm. Wydaje ci się, że przedstawiasz argumenty o tym, jak prawo reprezentuje dobro i sprawiedliwość? Trazymach odpowiedziałby: Nie bądź śmieszny – to, co nazywasz dobrem, nie daje się odróżnić od treści zasad ustanowionych przy użyciu brutalnej siły. Słuszność tych zasad rozumie się sama przez się, bez względu na to, jak niesłuszne mogą się wydawać. Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie. Odpowiedź Kritiasa można uznać za nieco bardziej wyrafinowaną: Nie bądź śmieszny – to, co nazywasz dobrem, jest zwyczajną propagandą, społecznym zaklęciem rzuconym, aby rozładować niezadowolenie zbiorowości i uspokoić jej członków.

Tak czy inaczej – zarówno gdy uznamy, że „dobro równa się sile”, jak i że „dobro jest oszustwem” – kończymy jako nihiliści, odrzucający moralistyczne podejście do kwestii prawa. W rezultacie rzeczywistość prawna i polityczna staje się odrażająca, co dobrze ilustrują okrutne rozgrywki na szczytach władzy w popularnych serialach House of Cards i Gra o Tron. Moralizm w porządku politycznym? Jak powiedział Michael Corleone: „I kto tu jest naiwny, Kay?”.

Czy nihilizm to nasza jedyna opcja? Czy sprawy naprawdę mają się tak fatalnie? Czy należy porzucić wszelką nadzieję? Mów co chcesz o sokratejskiej doktrynie niewinności, stanowi ona przynajmniej jakiś etos. No dobrze, ale zatrważający obraz rzeczywistości politycznej, czy to w realnym świecie, czy też w świecie serialowej fikcji, nie jest jedynie wytworem naszej wyobraźni. Poszukując dobra w istniejących systemach prawnych, trudno zachować optymizm. To, co mamy przed oczami, to często nic innego niż wspomniana brutalna siła.

Jaki ma to związek z Gwiezdnymi wojnami i Palpatinem? Co oczywiste, nie stoi on po stronie Sokratesa. Palpatine nie widzi miejsca na moralizm w kwestiach polityki i prawa. Nie jest też zainteresowany rozważaniami nad naturą sprawowania władzy i drogami jej legitymizacji. W gruncie rzeczy Palpatine należy do najbardziej nihilistycznych z sofistów. Jak zareagowałby na dyskusję na temat słuszności danego systemu politycznego? Obojętnym wzruszeniem ramion.

Dla przykładu, w rozmowie o inwazji na planetę Naboo, jeden z reprezentantów Federacji Handlowej zauważa, że proponowana opcja – atak – może być niezgodna z prawem:

„Och, mój Panie, ale czy to… legalne?”.

„Uczynię to legalnym”.

Proszę zwrócić uwagę na słowa: Palpatine uczyni to legalnym. Sokrates powiedziałby: „Spróbuję ustalić, czy to jest legalne”. Według tego drugiego trzeba usiłować zrozumieć świat, trzeba go obserwować celem odkrywania i rozpoznawania elementów naszej rzeczywistości, w tym moralności naszych działań. Ogólne zasady wydają się mieć zastosowanie do wszelkich aspektów ludzkiego życia. Dlaczego w przypadku systemu prawnego miałoby być inaczej?

Zdaniem Palpatine’a z kolei prawa nie należy odkrywać, gdyż wtedy stanowiłoby ono przeszkodę w realizacji naszych planów i ambicji. Co więcej, potencjalnie ograniczającego charakteru prawa nie należy traktować jako stróża i reprezentanta moralności. Nie jest ono niczym więcej jak konwencją, którą można naginać do obranych celów. Prawo nie odzwierciedla niczego poza sztucznymi zasadami opartymi na słowach, jest jedynie barierą utrudniającą urzeczywistnianie naszych projektów. Z pewnością nie jest natomiast efektem żadnego sokratejskiego namysłu nad tym, jak naprawdę działa świat.

Martwisz się, że coś może naruszać prawo? Nie ma problemu. Uczynimy to legalnym. To nie pora na myślenie – czas na czyny. Co zasmucające, współczesnym politykom wcale do Palpatine’a niedaleko. Ilekroć pojawia się potrzeba podjęcia jakichś działań, nie traktują oni prawa jako spisu uniwersalnych idei sprzyjających pokojowi, lecz jako narzędzie, którym można się posłużyć dla własnych korzyści.

Podążając śladami sofistów i odrzucając moralizm, Palpatine reprezentuje odrębną tradycję: pozytywizmu prawnego.

„SENAT TO JA… A ZATEM DOPUSZCZACIE SIĘ ZDRADY STANU” LUB „NAZYWAM SIĘ PALPATINE I NIE UZNAJĘ PRAWA NATURALNEGO”

Idea, według której prawo jest narzędziem koniecznym do funkcjonowania zbiorowości, to potężny, genialny krok w dziejowym procesie tworzenia ogólnych ram dla codziennego życia. Choć fakt ten nie rzuca się w oczy, wywiera nieustanny wpływ na kształtowanie relacji międzyludzkich. Pozbawiona takiego zestawu zasad (przynajmniej niepisanych) cywilizacja nie mogłaby istnieć. Mimo to większość z nas nie zgodzi się z twierdzeniem, że każde prawo jest sprawiedliwe. Za Sokratesem uważamy, że prawo musi być czymś więcej niż tylko zbiorem zasad, na przykład obowiązujących w grze planszowej. Ten tok rozumowania doprowadził do narodzin tradycji prawa naturalnego, która mówi, że właściwe rozumienie prawa wymaga wykroczenia poza kwestie techniczne. Tradycja ta kojarzona jest z uczonymi epoki średniowiecza i wczesnej nowożytności, w szczególności z Hugonem Grocjuszem. Wskazując na coś stojącego ponad prawem stanowionym, zwolennicy prawa naturalnego inspirowali się religią i koncepcją Boga jako czegoś uniwersalnego, wiecznego oraz całkowicie słusznego i sprawiedliwego – ideałem być może nieosiągalnym dla człowieka, niemniej dającym się uchwycić i zrozumieć na poziomie metafizycznym. Rzeczywistość bywa okrutna, ale mamy przynajmniej ideał, do którego możemy się odnosić, mówi argumentacja.