Bezprawne długi. Jak banki sterują demokracją - Francois Chesnais - ebook

Bezprawne długi. Jak banki sterują demokracją ebook

Francois Chesnais

2,0

Opis

Autor, wybitny ekonomista francuski, opowiada się za anulowaniem długów państwowych uznanych za bezprawne i pociągnięcie do odpowiedzialności banków i korporacji finansowych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 177

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,0 (1 ocena)
0
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału:

Les dettes illégitimes. Quand les banques font main

basse sur les politiques publiques

Przełożyła:

Lucyna Mazur, Jerzy Szygiel

Redaktor serii:

Przemysław Wielgosz

Redakcja:

Grzegorz Konat

Projekt okładki:

Krzysztof Ignasiak

Opracowanie graficzne:

Ireneusz Frączek

© Éditions Albin Michel, 2011

© Instytut Wydawniczy Książka i Prasa 2012

ISBN 978-83-62744-88-6

Instytut Wydawniczy Książka i Prasa

ul. Twarda 60, 00-818 Warszawa

tel. 22-624-17-27

[email protected]

www.iwkip.org

www.monde-diplomatique.pl

Skład wersji elektronicznej:

Kamil Raczyński

konwersja.virtualo.pl

Czas powinien być punktem wyjścia refleksji nad każdym

ludzkim problemem. Ideałem byłoby, gdyby teraźniejszość

służyła budowie przyszłości. Nie chodzi o przyszłość

kosmosu, ale mego stulecia, mego kraju, mojej egzystencji. […]

Bezspornie należę do swojej epoki. To dla niej powinienem żyć.

Przyszłość musi być trwałą budową istniejącego człowieka.

Franz Fanon, Peau noire, masques blancs

PRZEDMOWA/Katastrofalne skutki dyktatu finansjery Elżbieta Mączyńska

Potężne, zagrażające harmonijnemu rozwojowi zawirowania, krachy i kryzysy finansowe, jakich obecnie doświadcza gospodarka globalna są przejawem i następstwem głęboko „naruszonej równowagi”, czego przyczyny wiązane są metaforycznie z równoczesnymi, „tektonicznymi ruchami płyt – podskórnych sił przemian”1. Za jedno z najgroźniejszych źródeł wstrząsów z pewnością można obecnie uznać wynaturzenia sektora finansowego (określane jako nadmierna finansyzacja, czy finansjeryzacja gospodarki)2. Przerostom sektora finansowego towarzyszy drastyczne skracanie czasowego horyzontu decyzji gospodarczych i zanik kultury myślenia strategicznego. Następstwem tego jest, obecny w wielu krajach, nieład finansowy, co wyraża się m.in. w niebezpiecznie rosnącym deficycie budżetowym, przekładającym się na rosnący w wymiarach absolutnych i w relacji do PKB dług publiczny. Rozmiary tego długu w skali globalnej wzrosły tak dalece, że stają się one same – ale także ilość wykreowanego na ich podstawie para-pieniądza – coraz mniej transparentne. Stawia to pod znakiem zapytania zarówno możliwość ich dokładnego skalkulowania jak i spłacenia w wyobrażalnym, przewidywalnym horyzoncie czasowym. Taka sytuacja przekłada się na nietransparentność obciążeń finansowych przyszłych generacji. Zarazem pojawia się tu fundamentalne i wciąż nieczęsto stawiane pytanie, co sektor finansowy ze swej strony czyni, aby zapobiec kolejnym krachom i czy ma własne plany ratunkowe, finansowane z własnych wewnętrznych, a publicznych źródeł? 3

I właśnie problemy narastania zadłużenia i dysfunkcji sektora finansowego są przedmiotem książki Bezprawne długi. Jak banki sterują demokracją. Zarazem jednak autor, François Chesnais pośrednio odnosi się do wszystkich wspomnianych „płyt tektonicznych”, co zwiększa atrakcyjność wywodów. Są one przez to wielce inspirujące i pobudzające do krytycznej refleksji.

Choć kwestie zadłużenia publicznego doczekały się już licznych analiz, raportów i publikacji, to książkę Chesnais’a wyróżnia przede wszystkim głęboki radykalizm ocen i proponowanych rozwiązań. Jest on tak daleko posunięty, że wręcz przywodzi na myśl wielkie rewolucje społeczne, z francuską włącznie. Odzwierciedleniem tego jest już sam tytuł książki: Bezprawne długi. Z tak sformułowanego tytułu wypływa wprost, eksponowana w książce konkluzja, że „takie długi można i należy unieważnić”.

Francuski ekonomista na stawiane w książce pytanie: „Czy banki w ich aktualnej formie są potrzebne?” – udziela odpowiedzi negatywnej, wspierając argumentację porównawczymi analizami statystycznymi, ukazującymi rozmiary kapitału spekulacyjnego w przeszłości i obecnie. Chesnais wskazuje przy tym na pułapki i ograniczenia wzrostu gospodarczego napędzanego zadłużeniem z jednej strony i eksportem chińskim z drugiej. Dowodzi, że „banki odwróciły się od swych niezbędnych zadań udzielania kredytów dla klientów indywidualnych i przedsiębiorstw na rzecz spekulacyjnej działalności finansowej, pozbawionej jakiejkolwiek użyteczności publicznej”. I konkluduje: „Najwyższy czas zająć (a nie niszczyć) banki, by mogły wypełniać swoje właściwe im, istotne funkcje”.

Zawarte w książce Chesnais’a radykalne konkluzje to z pewnością swego rodzaju kij w mrowisko toczących się obecnie debat na temat ustrojowych modeli gospodarki, w tym na temat modelu sektora finansowego. Można się z proponowanymi przez autora rozwiązaniami zgadzać lub nie, ale nie sposób zbagatelizować argumentów, popartych badaniami statystycznymi, prowadzanymi na bogatym podłożu teoretycznym, z uwzględnieniem dzieł takich m.in. teoretyków jak Smith, Schumpeter, Keynes, a nawet Marks.

Przedstawione w książce Chesnais’a dane liczbowe potwierdzają, że cechą współczesnego świata jest postępująca finansjeryzacja gospodarki, wyrażająca się przerostem sektora finansowego w stosunku do realnego sektora wytwórczego, czyli sektora produkcji dóbr i usług. Tworzy to swego rodzaju hubę, rozrastający się polip na organizmie gospodarki realnej4. Koszt funkcjonowania sektora finansowego w ostatecznym rachunku ponoszą bowiem prawdziwi „żywiciele ostatniej instancji”, sektor realny, czyli wytwarzający materialną produkcję i usługi oraz gospodarstwa domowe. Choć to realna, materialna gospodarka jest kreatorem wartości i pieniądza, a nie odwrotnie, to zarazem nieprawidłowości rozwoju sektora finansowego doprowadziły do – zagrażającego racjonalności gospodarczej, ale i wolnej konkurencji, a także demokracji – niekontrolowanego kreowania przez ten sektor para-pieniądza i rozwoju para-banków (shadow banking system). Paradoksalnie, mimo że finanse to oczywisty i niezbędny krwiobieg gospodarki, w praktyce dochodzi do głębokiej dychotomii interesów sektora finansowego i realnego. Sektor finansowy zarabia, zyskuje na wahaniach cen, kursów, stóp procentowych. Nie jest zainteresowany ich stabilnością, w przeciwieństwie do sektora realnego. Nie da się zatem wykluczyć, że „finansjera” (definiowana w książce) jest zainteresowana wywoływaniem wahań, czemu sprzyjają postępujące deregulacje rynków finansowych i zaawansowane technologie informacyjne.

François Chesnais analizuje w jakim zakresie i z jakim natężeniem sektor finansowy spekuluje. Wnioski wypływające z tych analiz są zbieżne z tezami innych autorów, m.in. Josepha E. Stiglitza (w słowie wstępnym do książki Karla Polanyi’ego Wielka transformacja, Stiglitz podkreśla, że istnieje „dostatecznie wiele dowodów na to, że rynki walutowe [...] wykazują nadmierną niestabilność – większą, niż można wytłumaczyć zmianami zachodzącymi w ich podstawach. Istnieje też dostatecznie dużo dowodów, że nadmierne oczekiwania inwestorów mogą dewastować gospodarkę”5). Konstatacje Chesnais’a korespondują także z analizami, prezentowanymi w publikacjach – zaliczanego przez Fortune Magazine do najbardziej wpływowych osób w świecie biznesu – Johna C. Bogle’a, założyciela funduszu inwestycyjnego The Vanguard Group. Autor ten, odnosząc się do pomiaru działalności sektora finansowego, parafrazując sentencję Winstona Churchilla, krytycznie konstatuje, że „nigdy tak wiele nie było płacone za tak mało”, wskazując tym samym na wynaturzenia i w systemie finansowym, i w rachunku ekonomicznym6. Także Nouriel Roubini i Robert Mihm, wykazują, że „wkład – by użyć szumnego określenia –sektora finansowego w PKB USA wzrósł z 2,5% w 1947 r. do 4,4% 1977, i wreszcie do 7,7% w 2005 r. Jednocześnie firmy finansowe wypracowały (dla siebie – przyp. E.M.) 40% dochodów spośród największych przedsiębiorstw z indeksu S&P 500, a udział tych firm w całkowitej kapitalizacji rynku podwoił się do ok. 25%. Co jeszcze bardziej zaskakujące, łączne wynagrodzenie 25 najlepiej zarabiających menedżerów funduszy hedgingowych było wyższe niż łączne pensje prezesów zarządu wszystkich przedsiębiorstw wymienionych w indeksie S&P 500. W 2008 r. co najmniej co 13 dolar wypłacany w USA jako wynagrodzenie był przeznaczony dla pracowników sektora finansowego, podczas gdy po II wojnie światowej do tej branży trafiał zaledwie co 40 dolar łącznego wynagrodzenia wszystkich pracowników”7. Symptomatyczne przy tym jest, że ostatni raz w USA podobny rozwój sektora finansowego przypadł na okres przed 1929 r.

W praktyce nie brakuje dowodów, że sektor finansowy i jego wkład w kształtowanie dobrobytu społecznego jest przewartościowany, co znajduje odzwierciedlenie zarówno w niebotycznych wynagrodzeniach menedżerów, jak i wysokich stopach zwrotu w tym sektorze, nie mających głębszych podstaw ekonomicznych. Jeśli bowiem uznać, że wycena wartości powinna pozostawać w ścisłym związku z wkładem w pomnażanie dobrobytu społecznego, to w świecie „finansjery” zasada ta nie ma przełożenia na rzeczywistość – czego dowodzą dane przedstawiane przez Chesnais’a.

Sektor finansowy to z pewnością krwiobieg gospodarki i jako taki jest niezbędny. Ale w obecnej formie ten krwiobieg można metaforycznie porównać do bajpasów, których rurki, końcówki skierowane są w niewłaściwą stronę. François Chesnais wykazuje to wielce obrazowo, odwołując się m.in. do Johna M. Keynesa, ostrzegającego – już w latach 30. minionego wieku – przed nadmiernym rozrostem spekulacji. Keynes niemalże proroczo oceniał, że „w miarę ulepszania organizacji rynków pojawia się istotne niebezpieczeństwo, że spekulacja weźmie górę nad przedsiębiorczością. Spekulanci mogą być nieszkodliwi, gdy są niczym piana na spokojnych wodach przedsiębiorczości. Ale sytuacja staje się poważna, gdy przedsiębiorczość poczyna być pianą na wirze spekulacji”8. Taki kierunek przemian sprawia, że sługa staje się panem9. A rosnąca siła sektora finansowego skutkuje tym, że z coraz większą siłą właśnie pieniądz, a nie idee, w tym demokratyczne, rządzą światem.

François Chesnais eksponuje, że finansjera ma skłonność do promowania zachowań, które zagrażają stabilności globalnego systemu gospodarczego, a zatem i finansowego. Stąd też notowany w ostatnich dziesięcioleciach niebywały, wręcz wynaturzony rozrost finansów nie przekładał się pozytywnie na realną efektywność gospodarczą. Przeciwnie, rozrost ten generuje ogromne koszty społeczne, angażuje przy tym potencjał inwencji i kreatywności, przejmowany z branży wytwórczej, z sektora realnego. Rzesze doskonale wykształconych młodych ludzi trafiających do firm na Wall Street zajmują się głównie wymyślaniem coraz bardziej skomplikowanych instrumentów finansowych i inwestowaniem w nie pieniędzy swojej firmy. Do najbardziej dotkliwych dysfunkcji, których źródłem jest rozrost spekulacji finansowych należy rosnąca turbulentność w gospodarce i rosnąca częstotliwość występowania kryzysów gospodarczych, deformacje w wycenie i ocenie pracy oraz majątku, a tym samym rynkowej wartości przedsiębiorstw, bezrobocie i coraz bardziej skontrastowane bieguny bogactwa i nędzy. Wszystko to sprawia, że komfort, jakość życia i funkcjonowania społeczeństwa się zmniejsza, także w warunkach wzrostu PKB.

Z zawartymi w książce François’a Chesnais’a opiniami współgrają poglądy Roberta Skidelsky’ego, członka brytyjskiej Izby Lordów, który stwierdza wprost, że kryzys globalny był rezultatem ogromnej skali nieprawidłowości, błędów w wycenach aktywów przez banki prywatne i agencje ratingowe10.

Lektura książki François’a Chesnais’a przywodzi na myśl proroczą – jak się obecnie okazuje tezę Thorsteina Veblena z opublikowanej w 1899 r. Teorii klasy próżniaczej: „Ulepszenia nowoczesnych instytucji, faworyzujące finansową stronę interesów, powodują zastępowanie kapitanów przemysłu, przez bezduszne spółki akcyjne, przez co podstawowa funkcja klasy próżniaczej – posiadanie własności – staje się zbędna”11. Niestety – jak wykazują kryzysy, zwłaszcza ostatni – nie służy to dobrze dobrostanowi społeczno-gospodarczemu. Wskazuje to zarazem na znaczenie – ukierunkowanych na transparentność – regulacji gospodarki, w tym zwłaszcza sektora finansowego, co przekonująco wykazuje Chesnais.

W tym kontekście specjalnej wymowy nabiera inna teza Veblena, że „w przypadku przestępstw przynoszących wielką fortunę przestępcy kara nie jest tak wysoka, ani potępienie tak znaczne, jakich należałoby oczekiwać w świetle naiwnie pojmowanego kodeksu moralnego. Złodziej lub oszust, któremu przestępstwo to umożliwiło zyskanie wielkiego bogactwa, łatwiej niż drobny złodziej uniknie rygorystycznego wymiaru sprawiedliwości, a na dodatek, dzięki zdobytemu bogactwu i ostentacyjnemu wydawaniu swych nielegalnych dochodów, zyska pewne quantum dobrej reputacji”12.

AutorBezprawnych długów na podstawie bogatych statystyk wykazuje, że kryzys globalny „ujawnił granice modelu, czy też sposobu wzrostu, w którym produkcję oraz sprzedaż dóbr i usług podtrzymywało wysokie zadłużenie przedsiębiorstw i przede wszystkim gospodarstw domowych. Zostało ono pomyślane przez finansjerę jako lekarstwo na słabość popytu, wywołaną spadkiem udziału płac w dochodzie narodowym, do czego zresztą ona sama mocno się przyczyniła. Załamanie się tego modelu, którego detonatorem był kryzys niewiarygodnych produktów finansowych wokół kredytów hipotecznych, pozostawiło po sobie niewykorzystaną nadwyżkę mocy produkcyjnych, puste mieszkania i górę prywatnych długów”.

Zjawiska te obrazują zarazem, że rozwiązywanie problemów dysfunkcji w gospodarce globalnej, w tym dysfunkcji sektora finansowego napotyka i napotykać będzie bariery mające podłoże przede wszystkim w niedostosowaniu polityki ustrojowej państw i polityki społeczno-gospodarczej, z uwzględnieniem wymiaru ponadnarodowego, do wyzwań wynikających z dokonującego się obecnie w skali globalnej przełomu cywilizacyjnego.

Dysfunkcje gospodarki globalnej prowadzą do stopniowego ożywienia debaty ukierunkowanej na poszukiwanie optymalnego modelu ustroju gospodarczego. Kontestowane są bowiem obecnie, bazujące na doktrynie neoliberalnej, idee Konsensu Waszyngtońskiego, z jego wymogiem unifikacji systemów gospodarczych. Coraz częściej wskazuje się na to, że ustrój gospodarczy powinien być „garniturem szytym na miarę”, a nie jednym fasonem dla każdego13.

Analiza kwestii ustrojowych prowadzi Immanuela Wallersteina, amerykańskiego socjologa, do dość kategorycznego wniosku, że kapitalizm jest „starcem”. Autor ten wskazuje na nieuchronność końca kapitalizmu i bezzasadności prób jego obrony, w sytuacji, gdy stopień naruszenia równowagi systemowej jest tak głęboki14.

Nieład w globalnej gospodarce sprawia, że świat z coraz większą przychylnością odnosi się do idei orodoliberalnych jako przeciwwagi dla neoliberalizmu. Ordo znaczy bowiem ład, porządek. Wzorcem takiego ordoliberalnego modelu jest model społecznej gospodarki rynkowej. Jest to model równowagi, ukierunkowany na godzenie interesów ekonomicznych i społecznych. Ale w dzisiejszej rzeczywistości także ten model wymaga dostosowań do nowych warunków gospodarki. globalnej. Ordoliberalizm wywodzi się bowiem sprzed II wojny światowej. A wówczas globalizacja nie była tak rozwinięta jak dziś i panował model gospodarek narodowych, nie naznaczonych przerostem sektora finansowego.

W analizach globalnych turbulencji wskazuje się na błędy w polityce ustroju gospodarczego. Dla przykładu, Nouriel Roubini podkreśla, że kryzys zadecyduje o przyszłych rozwiązaniach, wykreuje przyszłość i ramy ustroju gospodarczego („Crises will figure in our future”)15. Stąd aktualność pytania o optymalny kształt ustroju gospodarczego i przyszłość, dominującego do czasu globalnego kryzysu, neoliberalnego, leseferystycznego – anglosaksońskiego modelu kapitalizmu („What is the future of the Anglo-Saxon model of unfettered laissez-faire capitalism?”). Zarazem autor ten dosadnie stwierdza, że sektor finansowy trzeba „trzymać na krótkiej smyczy”, tym bardziej zważywszy na zawodność agencji ratingowych jako jego strażników. Porównuje je do lisa postawionego na straży kurnika16.

W czasach, gdy przeszłość rychło staje się archeologią, a refleksje dotyczące przyszłości przegrywają z presją bieżących, nierzadko krótkowzrocznych celów, zasadnicze znaczenie mają rozwiązania umożliwiające racjonalne łączenie tych trzech wymiarów czasowych. Symptomatyczne w związku z tym jest, że Chesnais opatrzył swą książkę sentencją filozofa i pisarza Franza Fanona: „Ideałem byłoby, gdyby teraźniejszość służyła budowie przyszłości. […] Przyszłość musi być trwałą budową istniejącego człowieka.”

Wymaga to głębokich zmian kulturowych, systemowych i ustrojowych, uwzględniających nie tylko sektor finansowy, ale całokształt warunków społeczno-gospodarczych. Inspirujące znaczenie mają tu krytyczne, pogłębione analizy i publikacje sprzyjające poszukiwaniom i identyfikowaniu rozwiązań ukierunkowanych na racjonalizm społeczno-ekonomiczny. I do takich publikacji należy książka François’a Chesnais’a. Z pewnością zasługuje ona na uważną lekturę.

WSTĘP/

22 marca 2011 r. greccy pracownicy po raz kolejny przystąpili do strajku, manifestując w Atenach przeciw polityce rządu Papandreu. W przeddzień szczytu europejskiego, który miał zatwierdzić „pakt na rzecz konkurencyjności i konwergencji”, nazwany „paktem dla euro”, rząd ogłosił wprowadzanie kolejnych etapów zaciskania pasa i liberalizacji gospodarki. Greccy pracownicy manifestowali już bodaj dziesiąty raz od początku 2010 r., ale pierwszy raz na jednym z głównych transparentów domagali się „anulowania długów”. „Nie jesteśmy odpowiedzialni za to, co zrobiły poprzednie rządy 17” – mówił jeden z manifestantów korespondentowi Le Monde. Nie dotyczy to wyłącznie Grecji, ale wszystkich narodów zmuszanych do spłacania długów publicznych zaciągniętych na warunkach ustalonych poza ich kontrolą, czy nawet wiedzą. W wielu krajach długi stały się jednym z najważniejszych problemów politycznych. Interesuje on wszystkich, którzy walczą z regresją społeczną i niesprawiedliwością, o demokrację, która nie będzie zwykłym parawanem maskującym dominację oligarchii finansowej.

Od lat 80. ub. wieku wiele napisano o długach krajów Trzeciego Świata, dziś określanych jako „kraje Południa”. W przypadku krajów Ameryki Łacińskiej liczne prace wyjaśniły genezę zadłużenia i zanalizowały jego regresywne konsekwencje gospodarcze i społeczne. Dziś przedmiotem takich studiów stają się europejskie długi publiczne. Książka ta mieści się właśnie w tym nurcie badawczym. Podobnie jak inne publikacje18 koncentruje się przede wszystkim na krajach strefy euro, dzielących tę samą walutę i podlegających wspólnym instancjom decyzyjnym: Komisji Europejskiej, Europejskiemu Bankowi Centralnemu (EBC) i Eurogrupie. Długi Ameryki Łacińskiej były skutkiem klasycznych kredytów bankowych i stały się źródłem bezpośrednich konfliktów między rządami a konsorcjami banków. W przypadku obecnych długów publicznych mamy do czynienia z emisjami i aukcjami obligacji skarbowych[1] oraz innych papierów dłużnych na wyspecjalizowanych rynkach finansowych, zwanych „rynkami obligacji”. Papiery te były kupowane przez grupy instytucji finansowych – banki i spekulacyjne fundusze inwestycyjne, zwane dziś funduszami hedgingowymi[1]. Długi latynoamerykańskie i europejskie zostały zaciągnięte na różnych etapach liberalizacji i globalizacji finansjery, ale mają punkty wspólne – są instrumentem przyśpieszenia liberalizacji i deregulacji. Jeden z dokumentów Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) z listopada 2010 r. wyjaśnia, że zadłużenie rządów może im pomóc w narzucaniu „reform” właściwych neoliberalnemu, zglobalizowanemu kapitalizmowi: „Nacisk rynków może wygrać tam, gdzie zawiodły inne sposoby. Gdy władze państwowe znajdą się w ciężkiej sytuacji, jak np. w Grecji bądź w Hiszpanii19, wykorzystują ją często jako okazję do trudnych reform.” Trzeba to ostrzeżenie traktować poważnie. Grecy i Portugalczycy przeżywają od roku poważny regres socjalny. Ubożejących Hiszpanów i Irlandczyków wzywa się do spłacania wierzycieli banków. Kalendarz reformy systemu emerytalnego we Francji został brutalnie zmieniony, by kraj mógł utrzymać ocenę AAA przyznawaną przez agencje ratingowe[1].

KRYZYS W FORMIE „PODWÓJNEJ KARY”?

Książka ta nie przedstawia Europy jako fortecy, której należy bronić, czy odwrotnie, z której powinny wyruszać „krucjaty”, ale jako kolebkę idei i ruchów politycznych, których celem jest indywidualna i zbiorowa emancypacja. Europejskie gospodarki stoją dziś wobec perspektywy długiej recesji, której towarzyszy masowe, strukturalne bezrobocie, uderzające w pracowników powyżej 50 roku życia i przede wszystkim w młodych. Od jesieni 2008 r. w przytłaczającej większości krajów europejskich, jak w wielu częściach świata, pracownicy i młodzież są narażeni na bezrobocie (którego rozmiar20 przypomniało niedawno Międzynarodowe Biuro Pracy), na rosnący przymus pracy poniżej kwalifikacji i ciągłą niepewność jutra. Od jesieni 2009 r. europejskie grupy przemysłowe realizują większość swoich inwestycji w Azji lub w największych krajach Ameryki Łacińskiej. W licznych regionach przemysłowych Europy panuje bezrobocie na poziomie nieznanym od lat 30. ub. wieku. Pracownicy mają do czynienia z bezprecedensowymi warunkami bardzo daleko posuniętej internacjonalizacji produkcji przemysłowej. Od końca pierwszego dziesięciolecia naszego wieku, wszędzie w Europie, od Fiata po Mirafiori, przedsiębiorstwa żądają od załóg obniżek płac, podniesienia intensywności pracy i rezygnacji ze swobód związkowych21. W kilka tygodni po tym, jak pracowników zmuszono aby za tym zagłosowali, dowiadują się oni, że i tak produkcję przeniesie się gdzie indziej. Tak było m.in. w przypadku robotników Continentalu.

Ta sytuacja ma dwie przyczyny. Pierwsza to oczywiście światowy kryzys gospodarczy i finansowy. W Stanach Zjednoczonych i Europie chodzi o kryzys nadinwestycji i nadprodukcji (widać to szczególnie w budownictwie i przemyśle samochodowym). W obu tych częściach systemu kapitalizmu światowego kryzys ujawnił granice „modelu”, czy też „sposobu wzrostu”, w którym produkcję oraz sprzedaż dóbr i usług podtrzymywało wysokie zadłużenie przedsiębiorstw i przede wszystkim gospodarstw domowych. Zostało ono pomyślane przez finansjerę jako lekarstwo na słabość popytu, wywołaną spadkiem udziału płac w dochodzie narodowym, do czego zresztą ona sama mocno się przyczyniła. Załamanie się tego modelu, którego detonatorem był kryzys niewiarygodnych produktów finansowych wokół kredytów hipotecznych, pozostawiło po sobie niewykorzystaną nadwyżkę mocy produkcyjnych, puste mieszkania i górę prywatnych długów.

Drugiej przyczyny należy szukać w polityce rygoru budżetowego i obniżek płac w strefie euro i w przytłaczającej większości krajów Unii Europejskiej22. W 2008 r. przyjęte niedawno do Unii kraje bałkańskie i bałtyckie musiały wprowadzić reformy zaaplikowane grupie państw, którą traderzy[1] nazywają skrótem PIIGS (z angielskiego Portugalia, Irlandia, Włochy, Grecja i Hiszpania). Tę politykę prowadzi się w imię redukcji wydatków publicznych, traktowanej jako konieczny warunek wstępny redukcji zadłużenia. Ma ona, mówiąc językiem ekonomicznym, charakter „procykliczny”23. Tam, gdzie nie pogrąża tych krajów w recesji, narzuca bardzo słaby wzrost gospodarczy, synonim stagnacji. Silnie ograniczyła opodatkowanie dochodów z kapitału i zysków i praktycznie umożliwiła im ucieczkę do „rajów podatkowych”, więc wiele krajów bardzo się zadłużyło. W niektórych przypadkach (Grecji, ale również Włoch i Francji) zadłużenie zaczynało wzrastać na długo przed kryzysem. Kryzys poważnie je pogłębił. W innych krajach, szczególnie w Hiszpanii i Irlandii, dług zrodził się z pęknięcia bańki nieruchomości, co spowodowało zadłużenie banków oraz promotorów nieruchomości. Rządy postanowiły zapewnić im pomoc państw. Wielkie banki europejskie posiadające znaczną część papierów dłużnych najbardziej zagrożonych państw otrzymały takie wsparcie jesienią 2008 r., w chwili, gdy upadek nowojorskiego banku Lehman Brothers doprowadził kryzys do szczytu. Mimo to, europejskie banki nie wyczyściły swoich kont ze wszystkich aktywów toksycznych[1] i kontynuowały inwestycje finansowe wysokiego ryzyka. Wiosną 2010 r. przekonały niektóre rządy, w tym niemiecki i francuski, jak też EBC, że ryzyko niespłacenia długu przez Grecję zagrozi ich bilansom. Zażądały ochrony przed konsekwencjami własnego zarządzania.

W maju 2010 r., po długich i napiętych negocjacjach, zawarto w Brukseli umowę w sprawie „planu walki z zarazą zagrażającą długom narodowym”, na który przeznaczono 750 mld euro. To mniej więcej tyle, ile wynosił plan ratunkowy dla banków uruchomiony w Stanach Zjednoczonych we wrześniu 2008 r. po bankructwie Lehman Brothers. W marcu 2011 r. ów układ został przedłużony i wzmocniony drakońskimi przepisami (patrz rozdział 3). Pewien brytyjski bankier tak mówił o umowie z 2010 r.: „Łatwiej było uzyskać taki plan przekonując, że będzie służył ratowaniu Grecji, Hiszpanii czy Portugalii, niż przyznać, że przede wszystkim będzie służyć ratowaniu banków”24. Ten punkt widzenia dzielił Financial Times: „W gruncie rzeczy nie mamy do czynienia z kryzysem długów narodowych, lecz kryzysem bankowym, któremu towarzyszy kryzys koordynacji polityki Unii Europejskiej”25. Coraz więcej ekonomistów zgadza się, że korzenie kryzysu bankowego tkwią w niezwykłej ekspansji niektórych form kredytów, szczególnie hipotecznych, jak też w inwestycjach finansowych wysokiego ryzyka wielkich niemieckich i francuskich banków. Bez wątpienia brakuje koordynacji polityki walutowej. I to nie od roku 2010, gdyż ów brak wywodzi się z samej natury strefy euro, rozbieżności interesów krajów, które ją tworzą. Natomiast jeśli chodzi o politykę budżetową i płacową koordynacja nie zawodzi. Wszędzie przybiera ona formę obniżek wydatków socjalnych, redukcji wynagrodzeń i liczby pracowników sfery budżetowej, zamachów na systemy emerytalne. Pierwsze kraje, które ją zastosowały, Grecja i Portugalia, zostały wciągnięte w szalony wir, którego pierwszymi ofiarami są klasy ludowe i młodzież. Spadek produkcji i wzrost bezrobocia spowodowane przez cięcia budżetowe i wzmocniony rygor płacowy skutkowały spadkiem przychodów z podatków. Wysokość długu publicznego w stosunku do produktu krajowego brutto (PKB), tak ściśle obserwowana przez agencje ratingowe wzrosła, zamiast spaść. Z każdą nową emisją państwowych obligacji zwiększał się więc poziom stóp procentowych wymaganych przez banki i fundusze hedgingowe. W ten sposób najbardziej zadłużone kraje zostały wciągnięte w wir. Co 2 lub 3 miesiące agencje ratingowe i inwestorzy finansowi, ale też instytucje europejskie, domagają się od rządów nowego budżetowego i płacowego przykręcenia śruby. Bezrobocie wzrasta, VAT, który w wielu krajach należy do najważniejszych źródeł przychodów fiskalnych, spada, pogłębiając deficyt budżetowy, mimo redukcji wydatków. Następne emisje obligacji są coraz droższe, więc obsługa zadłużenia staje się coraz cięższa. Fundusze hedgingowe (Hedge funds) wykorzystały słabość najbardziej eksponowanych państw, by podwyższyć stopy procentowe.

NAGŁA KONIECZNOŚĆ „ZREFORMOWANIA” FRANCUSKIEGO SYSTEMU EMERYTALNEGO LATEM 2010 R.

Nicolas Sarkozy został wybrany w 2007 r. na podstawie programu, w którym obiecywał nie zmieniać systemu emerytalnego w czasie swojej kadencji. Trzy lata później reforma emerytalna stała się koniecznością, nazwaną przez niego „matką wszystkich reform”. Depesza Reutersa z 16 czerwca 2010 r. wyjaśnia dlaczego (taką argumentację można było znaleźć niemal wszędzie): „Celem pakietu reform przedstawionego w środę przez ministra pracy Erica Woertha jest zrównoważenie do 2018 r. systemu emerytalnego, który bez podjętych środków wykazywałby wówczas deficyt w wysokości ponad 40 mld euro […]. Rząd wierzy, że przyśpieszony kalendarz reformy emerytur usatysfakcjonuje agencje ratingowe. Źródła w ministerstwie finansów podkreślają, że do tej pory mówiono o roku 2020, jako dacie pozbycia się deficytu systemu emerytalnego. Prezydent Sarkozy żywo nalegał na przyśpieszenie uregulowania tej sprawy, w sposób społecznie sprawiedliwy i znośny dla wszystkich. Minister finansów ma nadzieję, że wzmocni to ocenę AAA długu publicznego Francji na rynkach finansowych.”

Ten