Idea Katolickiego Państwa Narodu Polskiego. Zarys ideologii ONR "Falanga" - Jan Józef Lipski - ebook

Idea Katolickiego Państwa Narodu Polskiego. Zarys ideologii ONR "Falanga" ebook

Jan Józef Lipski

4,1

Opis

Terror rodzi się z nienawiści i nienawiść rodzi. Ideologia zaś temu towarzysząca zbudowana na nienawiści samookreślała się, moim zdaniem bezprawnie, jako katolicka przy słabym i rzadkim sprzeciwie Kościoła […]. J. J. Lipski

O AUTORZE
Jan Józef Lipski (1926-1991) – krytyk i historyk literatury, publicysta, żołnierz AK, powstaniec warszawski, działacz opozycji demokratycznej w okresie PRL, współzałożyciel Komitetu Obrony Robotników i Komitetu Samoobrony Społecznej "KOR", przewodniczący Polskiej Partii Socjalistycznej, pośmiertnie odznaczony Orderem Orła Białego. Autor licznych książek, m.in. Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy (1981), KOR (1983), Powiedzieć sobie wszystko... Eseje o sąsiedztwie polsko-niemieckim (1996), Słowa i myśli (2009). W 2011 roku nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukazał się wybór jego tekstów pt. Pisma polityczne. Wybór.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 524

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (7 ocen)
3
3
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
pianko94

Z braku laku…

Temat bardzo ważny, jedynie dużo powtórzeń oraz książkę można by skrócić do 1\3 obiętości. Czyta się bardzo ciężko.
00

Popularność




Jan Józef Lipski, Idea Katolickiego Państwa Narodu Polskiego. Zarys ideologii ONR „Falanga”

Warszawa 2015

Copyright © by Maria Lipska, Jan Tomasz Lipski, Agnieszka Lipska-Onyszkiewicz, 2015

Copyright © for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2015

Wydanie pierwsze

ISBN 978-83-63855-87-1

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Wydawnictwo Krytyki Politycznej

Seria Historyczna [20]

Warszawa 2015

SŁOWO WSTĘPNE

Książka Jana Józefa Lipskiego Katolickie Państwo Narodu Polskiego ukazała się po raz pierwszy w 1994 roku nakładem wydawnictwa Aneks. Autor nie żył już od trzech lat. Książkę pisał wiele lat wcześniej, po 1956 roku. Obawiał się wtedy, że ludzie „Falangi” skupieni w Stowarzyszeniu „Pax” Bolesława Piaseckiego mogą znów sięgnąć po władzę i wpływy. Studia nad ONR-„Falangą” wynikały więc z obawy i przerażenia wizją polskości, którą niosło to ugrupowanie. Lipski nie poprzestał jednak na ogólnym potępieniu, ale przeprowadził analityczne badania i opisał ideologię oraz cele polityczne tej grupy na podstawie wydawanej przez nią prasy. Książka nie mogła się ukazać, co więcej – władze nie dopuściły do wygłoszenia referatu o „Falandze” w Klubie Krzywego Koła, a sam Lipski został usunięty z Państwowego Instytutu Wydawniczego. Opracowanie książki o przedwojennym faszyzmie polskim stało się powodem represji w komunistycznej Polsce. Dlaczego? Powód był jeden – rządząca partia nie chciała, by przypominano przedwojenne dokonania jej aktualnego sojusznika.

Książka Lipskiego pozostała w maszynopisie na wiele lat. Powrócił do niej po śmierci Bolesława Piaseckiego w 1979 roku, publikując niewielki fragment w „Krytyce”, a następnie w latach stanu wojennego, gdy w 1983 roku wyszedł z więzienia. Zapewne powrót do sprawy dyktowała mu obawa przed możliwym rozwojem sytuacji. Widział narastającą akceptację dla brutalności po stronie władzy oraz odradzanie się myślenia nacjonalistycznego w niektórych środowiskach opozycji. Opublikował w tym czasie w podziemiu rozdziały o antysemityzmie „Falangi” oraz jej totalizmie, pracował nad uzupełnieniem maszynopisu innych rozdziałów. Pracę nad książką łączył z aktywnością publiczną i polityczną, między innymi tworzeniem od 1987 roku Polskiej Partii Socjalistycznej, następnie udziałem w wyborach czerwcowych 1989 roku i sprawowaniem mandatu senatora. Jednocześnie zmagał się z chorobą, która pokonała go w 1991 roku. Wydawca musiał dokonać koniecznych korekt w układzie książki, starając się jednak nie naruszyć intencji i myśli autora.

Lipski omawia jedynie publicystykę powstałej w 1935 roku ONR-„Falangi”, nie odnosi się do poglądów innych działających wtedy grup nacjonalistycznych wywodzących się z Obozu Wielkiej Polski, rozwiązanego przez władze sanacyjne w 1933 roku. Część wychowanków OWP utworzyła w kwietniu 1934 roku Obóz Narodowo-Radykalny, zdelegalizowany przez władze. Wielu jego działaczy trafiło do utworzonego właśnie wtedy obozu w Berezie Kartuskiej, a gdy z niego wyszli, podzielili się na dwie konkurujące ze sobą organizacje – ONR-„ABC” i ONR-„Falangę”. Mniej radykalni wychowankowie OWP skupili się w Stronnictwie Narodowym, stopniowo przejmując w nim kierownictwo.

Istniały więc trzy nurty ideologiczno-polityczne w tym pokoleniu nacjonalistów, wzajemnie rywalizujące, ale podobnie oceniające liberalną demokrację, socjalizm, masonerię, Żydów i złączone we wspólnej wobec nich wrogości.

Jeden z przywódców Stronnictwa Narodowego Jędrzej Giertych pisał w 1938 roku:

Kto my jesteśmy?

Jesteśmy polskim nacjonalizmem. Jesteśmy jedynym polskim nacjonalizmem. Jesteśmy jednym z tych ruchów, które – jak faszyzm we Włoszech, hitleryzm w Niemczech, obóz Salazara w Portugalii, karlizm i Falanga w Hiszpanii – obalają w poszczególnych krajach Europy stary system masońsko-plutokratyczno-socjalistyczno-żydowski i budują porządek nowy: porządek narodowy. (…) Fala zwycięstw ruchów narodowych, która idzie teraz przez Europę, pochodzi stąd, że w walce z socjalizmem ruchy te zastosowały jego własne metody: na rewolucję „czerwoną” odpowiedziały rewolucjami narodowymi, sile przeciwstawiły siłę, bojówkom – bojówki, strajkom generalnym – czynną akcję antystrajkową.

Giertych deklarował, że celem narodowców jest położenie kresu zarówno rządom sanacyjnym, jak i wpływom „masońskiej demokracji” i Żydów. Przewidywał powstanie ustroju, w którym państwo i naród będą rządzone przez jeden obóz narodowy. Zarazem atakował odstępców z ONR, a o „Falandze” pisał, że jest „pod wielkim urokiem systemów politycznych i ekonomicznych, chcących urządzić świat jak jedną wielką maszynę” oraz za cel nadrzędny uważa zdobycie władzy1.

Jeden z przywódców ONR-„Falangi” Adolf Reutt pisał: „Narodowy Radykalizm stał się jednym z wielkich ruchów społecznych, jak faszyzm czy hitleryzm, które przekształcają oblicze świata” („Falanga” 10 lutego 1937). ONR-„Falanga” była bez wątpienia najbardziej skrajnym wyrazem polskiego nacjonalizmu, antysemityzmu i dążeń totalitarnych. Nie godził się na kompromisy ze „starym światem”, starał się pozyskać zwolenników i zastraszyć przeciwników brutalnością, twardością, jednoznacznością, skrajną wizją ustrojową. Nie poprzestawał na propagandzie, ale chętnie podejmował bojówkarskie akcje na ulicach, przeważnie wymierzone w Żydów, ale też niekiedy w socjalistów.

Kierujący „Falangą” ludzie bywali skrajni i prymitywni w agitacji, ale nie byli prostakami. W większości wywodzili się z Uniwersytetu Warszawskiego, studiowali prawo lub filozofię, byli oczytani i często bardzo inteligentni. Ich wybór ideologiczny i polityczny właściwie trudno zrozumieć – fascynację jednomyślnością, rozkazem, sprzeciwem wobec indywidualizmu, dyskusji, wolności wyboru. Zarzucano im, że chcą naśladować komunistów, którzy rządzili w Rosji, nie oglądając się na żadne względy, albo są zafascynowani sprawnością partii Hitlera, i w zdobyciu władzy, i zaprowadzeniu totalitarnego porządku. Tak chyba było w istocie. Oba te systemy w latach 30. postrzegano jako maksymalnie sprawne w skupieniu dynamiki narodowej i stworzeniu siły jak „jedna pięść”, by ją obrócić w dynamiczny rozwój gospodarczy i zdolność ekspansji. Zastrzeżenia wynikające z praw jednostki czy norm prawa traktowano jako głupstwa wymyślone przez liberałów, ergo masonów. Opór, jak wiemy, łamano bezwzględnie, eliminując przeciwników, także fizycznie. Nie budziło to w skrajnych narodowcach sprzeciwu, wyrzekali się bowiem „sentymentalizmu”.

Pisał Piasecki: „Istota przeto taktyki przełomu polegać musi na tym, żeby zwalczanie żydów [tak w oryg.], masonerii, komunizmu i systemów, czy ludzi im służących, dostarczyło ogółowi Polaków przeżyć jednoczących ich cywilizacyjnie, nadających twórczy charakter ich związkom z Narodem. Procesy psychiczne wywołane zwalczaniem wroga muszą dać w rezultacie nie tylko jego zniszczenie, ale także stworzyć twórczą jednolitość psychiczną Narodu – zwycięzcy. Opinia społeczeństwa polskiego obecnie jest niemiarodajna, gdyż jest sądem społeczeństwa rozbitego, bez pionu ideowo-moralnego”. Należy wychować człowieka, dla którego istnieją trudności techniczne, nie psychologiczne. Człowieka, który ma psychikę członka oddziału, więc wykonuje zadanie albo ginie. Potrzebny jest autorytet „traktujący każdego nie wyznaczonego mu zwierzchnika jako podwładnego, jako środek do realizacji powierzonego mu zadania”2.

Piasecki nie był jednak ideologiem totalitaryzmu, ale praktycznym politykiem – totalistą. Warto zacytować nieznany list Wojciecha Wasiutyńskiego, jednego z przywódców ONR-„Falangi” do Włodzimierza Sznarbachowskiego, innego przywódcy tej grupy. Obaj rozstali się z Piaseckim, pierwszy tuż przed wojną, drugi w czasie wojny. Obaj ewoluowali ku potępieniu totalizmu i uznaniu zachodnich demokracji za najlepszy z możliwych ustrojów. Obaj też pracowali w Radiu Wolna Europa. Wasiutyński pisał do Sznarbachowskiego w czerwcu 1955 roku, że Piasecki „zaczynał konstrukcję od taktyki, z taktyki rozwijał program, a kończył na ogólnej «misji» i niemal teologii. […] Cechy zasadnicze realizatora najlepiej ujmuje hasło: «cel nie uświęca środków, ale je wskazuje». W praktyce oznaczało to, że każdy środek jest dobry. Pamiętam, jak tłumaczył nam, że rewolucjonista może mieć tylko trudności zewnętrzne, ale nie może mieć trudności wewnętrznych. […] Potępiał «moralność burżuazyjną», której przejawy widział w grupie ONR-„ABC” i przeciwstawiał jej «moralność rewolucyjną»”. Wasiutyński wspominał także o początkach konfliktu w grupie przywódczej: „do czasu mniej więcej roku 1937 stał na stanowisku, że «wszyscy jesteśmy na tej samej łodzi». Potem stanowisko to porzucił i zaczął pracować metodą zbliżoną do enkawudystowskiej, tzn. stworzył wewnątrz organizacji tajną przed kierownictwem organizację bojową i przy jej pomocy szpiegował zwierzchników przez podwładnych. To się stało powodem zerwania z nim przez najbardziej oddanego mu osobiście Kwasieborskiego. Wiele o tym mógłby także opowiedzieć Bolek Świderski, który pierwszy bodaj [się] wyłamał”3.

Absolutna dominacja Piaseckiego, narzucenie całej organizacji idei wodza, którym jest on sam, umożliwiało mu zaskakujące manewry taktyczne. Takim manewrem było wejście w 1937 roku „rewolucjonistów narodowych” w negocjacje i alians z przywódcą sanacyjnego Obozu Zjednoczenia Narodowego. Wasiutyński wspominał, że Piasecki poznał szefa OZN płk. Koca przez dr. Michalskiego, u którego się leczył. „Przygotowaniem do rozmów (w czym się później zorientowałem) była seria zamachów terrorystycznych organizacji bojowej i pochwalenie się nią w «Sztafecie», a także utrzymanie dziennika «Jutro», który miał się zamknąć, przez danie pieniędzy [W.J.] Grabskiemu z tym, że nie wolno mu powiedzieć, że to nie jego własne, a w szczególności nie wolno powiedzieć mnie, który byłem jego organizacyjnym bezpośrednim zwierzchnikiem, to były dwa jego atuty do rozmowy: że ma potężną organizację bojową i prasę, w tym dziennik. O układzie z Kocem zawiadomił kierownictwo [ONR-„Falangi”] post factum” (tamże). Sojusz ze znienawidzoną i zwalczaną na łamach prasy „Falangi” sanacją organizacja przełknęła. Piasecki otrzymał dominujący wpływ na pion młodzieżowy OZN, który zaczął przemawiać językiem nacjonalizmu i antysemityzmu. Podłączenie się pod organizację rządową zapewniło dopływ gotówki. Ten zdumiewający alians był kompromitujący dla OZN, oburzający dla większości piłsudczyków, którzy nie byli nacjonalistami i antysemitami. Kompromitująca afera skończyła się po kilku miesiącach odwołaniem Koca ze stanowiska i rozwiązaniem umowy z „Falangą”. Piasecki znalazł się znów na marginesie, ale zachował kontakty z niektórymi generałami, którym imponował jako „silny człowiek”. Warto zauważyć, że dosyć podobny jest epizod rozmów Piaseckiego z generałem NKWD Sierowem, którego w 1945 roku Piasecki zdołał „uwieść”, wyszedł z więzienia i rozpoczął grę polityczną w Polsce rządzonej przez komunistów4.

Nacjonalistyczne wizje ideologiczne, w tym koncepcje ONR-„Falangi”, były wyrazem choroby, jaka toczyła Europę lat trzydziestych. Najprościej można to ująć tak: od wojny światowej i rewolucji bolszewickiej dalszy rozwój świata stanął pod znakiem zapytania. Wojna i rewolucja pokazały taniość życia ludzkiego, nikłą rolę jednostki. Oceniano, że demokracja liberalna nie jest w stanie ani skutecznie przeciwstawić się ruchom masowym, plebejskim, ani dać perspektywy rozwojowej. Wielkie plebejskie ruchy masowe przybierały charakter komunizmu lub faszyzmu, a tam, gdzie wystąpiły w odpowiedniej skali, niszczyły demokrację liberalną opartą na prawie i poszanowaniu jednostki. Ogromny cios zadał kapitalizmowi i liberalnej demokracji wielki kryzys gospodarczy lat 1929–1934. Nierozwiązywalne, jak się zdawało, problemy gospodarcze podkopały wiarę w możliwość dalszego rozwoju kapitalizmu, wskazały na konieczność dużego zaangażowania państwa w gospodarkę, odgórnego jej regulowania. Miliony bezrobotnych i zepchniętych w nędzę przyjmowały z nadzieją radykalne, rewolucyjne recepty, zawierzały skrajnym ideologiom obiecującym przebudowę życia, awans prostego człowieka i wyrażającym pogardę dla elit. Na tym nastroju rosła popularność komunizmu i faszyzmu, słabły partie centrowe, liberalne czy chadeckie, ale demokratyczne. W styczniu 1933 roku do władzy w Niemczech doszedł Hitler, w 1934 roku demokrację w Austrii obalił Dolfuss, w 1936 roku bunt przeciw republice hiszpańskiej podniósł Franco. W tym klimacie w kwietniu 1934 roku powstał ONR.

Wszystkie te ideologie afirmowały „prostego człowieka”, który jest najwartościowszą częścią narodu, ale musi być prowadzony przez zwartą i świadomą celu elitę narodową. Aby to było skuteczne, należy zniszczyć konkurencyjne ośrodki oddziaływania, a więc zbudować państwo totalne. Pokusa ucieczki od wolności ku poddaniu się wodzowi była tym większa, im bardziej rozczarowywała demokracja swą niesprawnością, wielogłosem publicznych debat, brakiem odpowiedzi na dotkliwe problemy kryzysu, niepewnością jutra. Roztopienie się jednostki w wielkiej zbiorowości uwalniało od konieczności wyboru, od bólu wahań i poszukiwania prawdy, dawało poczucie pewności. Masowość ruchu była źródłem dumy nacjonalistycznej, a duma napędzała masowość. Ruch spajała jednolita ideologia i określenie wroga wewnętrznego. Byli nim wszyscy, którzy nie akceptowali nowego porządku. Wiara potrzebowała wroga, który musiał być zmistyfikowany w obraz zła absolutnego. Temu służyła narracja oparta na spiskowej wizji świata rzekomo rządzonego przez Żydów, kierujących zarówno wielkim kapitałem, partiami demokratycznymi, liberalną kulturą, jak i ruchem komunistycznym. Faszyści uważali, że niszcząc demokrację, zrywają maskę pozorów, zasłon, które skrywały prawdziwy stan rzeczy – rządy żydowskiego kapitału. Taka wizja świata inspirowała też umysły polskich faszystów.

Polscy narodowcy także uważali Żydów za najgorszego wroga. Widzieli w nich „wewnętrznego okupanta” w polskich miastach, którego usunięcie umożliwi rozwój polskiego drobnomieszczaństwa. W wykształconych Żydach i Polakach żydowskiego pochodzenia widzieli „obcych”, którzy wnoszą „obce treści”, „obce ideologie” do polskiego życia. Te „obce ideologie” to komunizm, ale też demokratyczny socjalizm, prawa człowieka, wolność jednostki, tolerancja, wolna gra sił politycznych, jak również niechętny nacjonalizmowi nurt w obozie sanacyjnym. To oczywiście związana z Żydami „masoneria”, która zza kulis rządzi całym wachlarzem demokratycznych ugrupowań, nie wyłączając chadeków. Rewolucja narodowa, przełom narodowy musi polegać na sparaliżowaniu tego „obcego oddziaływania”, a główny kierunek uderzenia musi być skierowany przeciw Żydom i ich wpływom, prawdziwym lub urojonym.

Jan Józef Lipski nie mógł podzielać tego obrazu świata i narodu w żadnym stopniu. Wywodził się z tej formacji polskiego patriotyzmu, która miała demokratyczny charakter, która od końca XIX wieku pracowała nad wzmacnianiem polskiej kultury i polskich sił, a w 1918 roku odegrała zasadniczą rolę w odbudowaniu państwa polskiego. Była to formacja patriotyczna i lewicowa zarazem, opowiadająca się za polskością otwartą, przyciągającą innych, a nie odpychającą. Prawa jednostki były w niej afirmowane, potrzeba niesienia oświaty i kultury „w lud” była jedną z zasadniczych powinności. Awans ludu powinien się dokonywać przez poszerzanie poczucia obywatelstwa, samorządność, wolność stowarzyszeń i związków, swobodną wymianę opinii, mechanizm demokratycznych wyborów, praworządność. Była to formacja intelektualna Polskiej Partii Socjalistycznej, przeciwna wszelkim totalizmom, zamkniętym ideologiom, wizjom społeczeństwa rządzonego przez samozwańczą elitę.

Lipski, zdecydowany wróg nacjonalizmu, był polskim patriotą. Dowiódł tego osobiście jako żołnierz Szarych Szeregów i Armii Krajowej, uczestnik powstania warszawskiego, ranny w boju i odznaczony Krzyżem Walecznych. Nie uległ nigdy „czarowi” komunizmu, w którym zawsze widział totalizm. W najgorszych stalinowskich latach uczestniczył w działaniach wąskiego kręgu młodych intelektualistów, przeważnie z AK-owską przeszłością, w który w 1953 roku uderzyło UB. Od 1956 roku był jednym z głównych prowadzących Klub Krzywego Koła, miejsce spotkań i dyskusji różnych kręgów demokratycznej i liberalnej inteligencji. Po rozwiązaniu KKK przez władze w 1962 roku był uczestnikiem i inspiratorem wielu działań w obronie aresztowanych, na rzecz praworządności i obrony praw człowieka. W 1976 roku był jednym z twórców Komitetu Obrony Robotników i jedną z jego najbardziej miarodajnych postaci. Jako działacz opozycji demokratycznej był wielokrotnie szykanowany, zatrzymywany przez SB, dwukrotnie aresztowany.

Pisząc swoją książkę, zapewne zadawał sobie pytanie, czy ta historia na pewno jest definitywnie zamknięta, czy w zmienionych realiach upiory tej przeszłości znów nie staną przed nami.

Andrzej Friszke

1 Jędrzej Giertych, O wyjście z kryzysu, Warszawa 1938.

2 Bolesław Piasecki, Przełom narodowy, Warszawa 1937.

3 Odpis listu z 16 czerwca 1955 roku udostępniony A. Friszkemu przez W. Sznarbachowskiego w 1985 roku.

4 Zob. A. Friszke, Między wojną a więzieniem 1945–1953, Warszawa 2015.

WSTĘP AUTORA

Mniej zorientowanemu czytelnikowi należy się choć minimum informacji o ONR „Falandze”. Zainteresowanych odsyłam przede wszystkim do publikacji Andrzeja Micewskiego Współrządzić czy nie kłamać, gdzie dzieje tej grupy zostały przedstawione ze zwięzłą precyzją na początku książki1.

Obóz Narodowo-Radykalny powstał w wyniku rozłamu w Stronnictwie Narodowym w roku 1934. Wówczas szeregi SN opuściła liczna grupa młodych działaczy, wywodząca się politycznie z rozwiązanego wcześniej przez władze sanacyjne Obozu Wielkiej Polski. Nie odpowiadały im wciąż wpływowe w Stronnictwie Narodowym tradycje demoliberalne, reprezentowane przez „starych”, tracących w Stronnictwie z roku na rok znaczenie, niemniej jednak wciąż jeszcze wpływowych. ONR był już natomiast organizacją typu faszystowskiego.

Po dwóch miesiącach legalnego istnienia ONR został rozwiązany przez władze państwowe, a przywódcy aresztowani. Duża ich grupa znalazła się w więzieniu, a następnie w obozie odosobnienia w Berezie. Miało to związek z niesłusznym podejrzeniem o zabójstwo ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego.

W więzieniu i obozie doszło do rozłamu na „rosmanowców” (od nazwiska wkrótce zmarłego przywódcy Henryka Rossmana), zwanych później ONR „ABC” (nazwa gazety), bliższych ideowo endecji – i „bepistów” (od inicjałów imienia i nazwiska Bolesława Piaseckiego), zwanych później ONR „Falangą” (również nazwa gazety).

Grupa B. Piaseckiego dokonała nieoczekiwanego zwrotu: podczas gdy SN i ONR „ABC” pozostawały w opozycji do sanacji – falangiści poszli na bliską współpracę, po powstaniu w roku 1937 Obozu Zjednoczenia Narodowego (OZN, Ozon) – B. Piasecki zdobył zaufanie szefa OZN, pułkownika Adama Koca, który oddał w ręce falangistów przybudówkę młodzieżową Ozonu – Związek Młodej Polski (na czele stanął J. Rutkowski).

W końcu roku 1937 wiele wskazywało na to, że grupa Koca dąży do zamachu stanu, w którym poważną i kluczową rolę odegraliby falangiści. Do dziś nie jest rozstrzygnięte pytanie, czy informacje na ten temat, które dostały się do kręgów opozycji, były prawdziwe czy nie[1]. Zaniepokojone umiarkowane skrzydło sanacji, skupione wokół prezydenta I. Mościckiego, spowodowało upadek A. Koca. Odtąd zaczął się upadek znaczenia „Falangi”, której odebrano wpływ na ZMP i inne sprawy (wystarczy powiedzieć, że w pewnym momencie potężny Związek Nauczycielstwa Polskiego, w którym dominowały tendencje opozycyjne, został oddany pod komisaryczny zarząd falangisty P. Musioła).

Autor tego studium – bardziej referującego niż koncepcyjnego – wraca do tematu ideologii ONR „Falangi” (bepistów) po latach przerwy. Zacząłem swą pracę w 1957 roku. Napisałem wówczas w ciągu dwóch lat prawie całą książkę, jednak z lukami. Różne perypetie późniejsze zdekompletowały pracę. Podczas którejś kolejnej rewizji służba bezpieczeństwa [sic!] zabrała ją, ale zwróciła, a braki, które wówczas powstały, tłumaczyły się raczej bałaganem niż jakimś konkretnym zamiarem. Natomiast bardzo obszerny, istniejący tylko w rękopisie rozdział o antysemityzmie ONR „Falangi” został mi po prostu ukradziony, przez nierzetelność osoby, której rękopis pożyczyłem – i wywieziony za granicę. Nie zauważyłem jednak, by został gdzieś wykorzystany. Rozdział ten, który tu zostaje przedstawiony czytelnikowi, napisany został zupełnie na nowo. Oparty jest na tych samych materiałach, ale jest bardzo inny od pierwotnego, m.in. dlatego, że nowa wersja ma trochę inne założenia niż wersja stara. W większej mierze ma służyć prezentacji referowanej ideologii jako modelowego przykładu totalizmu, niż to było w wersji pierwotnej.

Autor, omawiając ideologię bepistów, potraktował całość ich publicystyki jako jednolity blok programowy. W rezultacie cytaty z programów i z zasadniczych artykułów sąsiadują z fragmentami felietonów i doraźnie pisanych not publicystycznych. W wypadku referowania ideologii innego typu organizacji, bądź też gdybyśmy mieli do czynienia z wielkim, licznym ruchem, nie wolno by tak postępować. Ale bepiści, chociaż sami lubili się nazywać Ruchem Narodowo-Radykalnym, byli grupką niewielką, zorganizowaną paramilitarnie i kierowaną autorytarnie. Zakładam, i wątpię bym się mylił, że akceptacja nawet drobnych materiałów publicystycznych odbywała się tam na wysokich szczeblach hierarchii. Nie znaczy to, by w takim bloku nie dało się znaleźć pewnych niekonsekwencji, a nawet sprzeczności. Gdy pojawiają się – autor stara się zwrócić na nie uwagę. Trzeba pamiętać jednak, że również w jednolitych programach zdarzają się niekonsekwencje.

Oczywiście w mniejszym stopniu tyczą te uwagi czasopism luźniej z grupą związanych, opanowanych czasowo przez grupę czy jakoś „stowarzyszonych”. Tak więc katowicka „Kuźnica”, należąca do prasy ONR „Falangi” i zasadniczo niewyłamująca się z tej ideologii – ma jednak pewną odrębność, choćby dlatego, że redagowana była daleko od Warszawy. Również ozonowska „Młoda Polska”, „Pro Christo” księży Marianów, „Komunikat SARP” [Stowarzyszenia Architektów Rzeczypospolitej Polskiej] – opanowane czasowo przez falangistów – muszą być traktowane z tego punktu widzenia z pewnymi ostrożnościami. Jeszcze bardziej tyczy to dziennika „Jutro”, który miał charakter koalicyjny różnych grup ONR. Autor ma nadzieję, że nie naruszył tu reguł koniecznej ostrożności.

1 A. Micewski, Współrządzić czy nie kłamać? Pax i Znak w Polsce 1945–1976, Paryż 1978, i późniejsze wydania. [Lipski pisał o „londyńskiej publikacji”, to mimowolny błąd autorski – przyp. ŁG].

ANTYSEMITYZM ONR „FALANGI”

Problem antysemityzmu jest sam w sobie zbyt obszerny, choćby ze względu na swą różnorodność w czasie i przestrzeni, ogromną skalę faktów społecznych, w jakich się wyraził (od dywagacji kulturologicznych, historiozoficznych, poprzez niewinne objawy obyczajowe – na aktach ludobójstwa kończąc). Również nie jest bez znaczenia – ze względu na bogatą literaturę przedmiotu – że poświęcenie mu większej uwagi, niż tego wymaga zarejestrowanie ideologii bepistów, nie było tu możliwe. Nie zostaną więc poddane analizie aspekty socjopsychiczne, socjologiczne, ekonomiczne i inne tyczące antysemityzmu, chociaż autor zdaje sobie z tego sprawę, że zuboża w ten sposób zagadnienie. Ale nawet to skromne zadanie opisowe, które zostało tu postawione, nie jest łatwe, gdyż antysemityzm, zajmując w tej ideologii prawie centralną pozycję, splata się bardzo ściśle z wszystkimi dosłownie pozostałymi wątkami, a jego motywacje oraz konsekwencje teoretyczne i praktyczne nie zawsze są jednoznaczne.

Nacjonalizm, jako podstawowa doktryna, na której oparł się bepizm, zakłada co prawda, że dążenie narodu do dominacji nad innymi, przynajmniej pozostającymi w sferze jego interesów, prowadzi do nieuchronnych konfliktów, oraz że podstawowym kryterium racji w tych konfliktach jest interes własnego narodu – niemniej jednak z tych przesłanek nie wynika bynajmniej, czy naród-antagonista ma być zniszczony (przez eksterminację biologiczną lub wynarodowienie), czy też tylko podporządkowany. Przesłanki te nie dostarczają też kryteriów do jednoznacznego rozstrzygania, kto do narodu-antagonisty należy, a kto nie, itp. Antysemityzm jest od dawna specyficznym typem nacjonalizmu i w charakterystyce postawy nacjonalistycznej powinien być w związku z tym wydzielany. Bywa nacjonalizm bez antysemityzmu (np. frankizm w Hiszpanii) i antysemityzm bez nacjonalizmu (taki charakter miewały niektóre tendencje żywe w chrześcijaństwie od średniowiecza aż po wiek XX).

W systemie ideologicznym bepizmu antysemityzm zajmuje szczególną pozycję. Jest on – świadomie, z premedytacją – zarówno poglądem, programem, jak i socjotechniką, połączoną z programowym stosowaniem obfitego repertuaru brutalnych metod.

Antysemityzm – jako pogląd – polega na przypisywaniu Żydom i ich kulturze zarówno jaskrawej odrębności kulturowej, moralnej i psychicznej – jak i na przeświadczeniu, że odrębności te są groźne dla nie-Żydów. Nie tylko dlatego, że rozkładowo działają na więzi społeczne nie-Żydów, lecz również dlatego, że działanie to jest tylko częściowo spontaniczne, zarazem bowiem jest narzędziem podporządkowanym naczelnemu celowi Żydów: zdobyciu panowania nad światem.

Szczególnie reprezentatywnie wyraził tę myśl publicysta „Ruchu Młodych”, ukrywający się pod kryptonimem J.O. (zapewne Jan Olechowski):

Kwestia żydowska jest przede wszystkim kwestią etyczną. Etyka żydowska, etyka Talmudu, psychika żydowska, jest nie tylko obca duchowi polskiemu, jest przede wszystkim bezwzględnie szkodliwa.1

– co zresztą zdaniem autora, który sam pisywał wiersze, prowadziło do istotnych następstw w dziedzinie kultury:

[…] w poezji Tuwima duch jest żydowski. Wiersze jego podbijające talentem, budzą zawsze w Polaku wstręt psychiczny.2

W tym duchu zredagowany został również niepodpisany, a więc redakcyjny, zasadniczy artykuł programowy w „Młodej Polsce” z okresu, gdy zarówno Związek Młodej Polski, jak i jego naczelny organ prasowy znalazły się w ręku współpracujących z „Ozonem” bepistów:

[…] oddziaływanie zupełnie odmiennej cywilizacji, obcej i niezrozumiałej kultury żydowskiej, wywołuje już przez samo zetknięcie się rozkładający wpływ na duszę polską, niszcząc jej idealizm i zdolność do romantycznych dokonań. Jaskrawym, patologicznym przykładem są tu produkty sztuki żydowskiej, wydawanej po polsku.3

Stosunkowo więcej uwagi poświęcił tej tezie jeden z czołowych i najbardziej autorytatywnych publicystów ONR „Falangi”, Wojciech Wasiutyński, biorąc za punkt wyjścia krytykę kapitalizmu.

Pod jednym względem równość zostaje na prawdę [!] zrealizowana – równość wyznaniowa. W praktyce daje ona duże fory żydom […]. Dopomaga im w tym kult rozumu, który przeradza się w kult zdolności i sprytu, w apoteozę inteligencji. Kult inteligencji, będącej w istocie błyskotliwą namiastką mądrości, stwarza atmosferę umysłową dla rozwoju wpływów żydowskich bardzo przydatną.4

Wpływy żydowskie niosą ze sobą nie tylko racjonalizm, lecz i materializm. Teza ta wyraziła się w publicystyce bepistów zaskakującymi konstatacjami:

Kto interesował się kwestią żydowską, ten wie, że stara kultura Izraela była kulturą nawskroś [!] materialistyczną.5

Jeszcze bardziej rewelacyjna jest teza O. Szpakowskiego przesuwająca początki materializmu dziejowego, a więc marksizmu, o tysiąclecia wstecz:

Jest jeden naród, dla którego materializm dziejowy blisko jest psychice, zrozumiały, stanowi od kilku tysięcy lat fundament jego religii. Narodem tym są żydzi.6

Do tego zbioru właściwości ducha żydowskiego wchodzi przede wszystkim, jako podstawowy komponent, zło właściwe Żydom, o którym wspominał w cytowanej już wypowiedzi J. Olechowski. Jeszcze B. Płachecki formułował to inaczej, nie odbierając Żydom tego, że mają jakieś swoje pojęcie dobra:

[…] żydzi, których pojęcie dobra jest nam zupełnie obce7

– ale już późniejsi publicyści przypisują Żydom po prostu… satanizm:

w judaizmie mieści się duch satanizmu”8;

[…] szatański pierwiastek Zła – zorganizowana i fanatyczna międzynarodowa mafia żydowska.9

Przeniesienie sprawy na płaszczyznę metafizyczną, akcenty grozy temu towarzyszące, manichejski podział świata na to, co żydowskie, a więc szatańskie i w swej istocie złe, i to, co nie-żydowskie, a zagrożone przez szatana i służącego mu Żyda, miało wielorakie korzyści socjotechniczno-propagandowe: uproszczony obraz rzeczywistości, nasycający jej koloryt psychiczny pojęciami-nastrojami znanymi każdemu Polakowi chrześcijaninowi od dziecka, zakorzenionymi w mitach, wyrażanymi w tysiącach dzieł sztuki sakralnej przedstawiającej diabła i sięgających aż w głąb podświadomości – był dobrym punktem wyjścia dla emocjonalnej mobilizacji wokół programu i akcji grupy politycznej, dawał uzasadnienie i usprawiedliwienie aktom nienawiści i przemocy.

Obok zresztą przypisywania Żydom cech szatańskich – przeważają raczej stwierdzenia, że są oni ze swej natury niemoralni, co zresztą publicyści starają się wiązać z zupełnie konkretnymi wnioskami natury społecznej, np.:

[…] nowe pokolenie nie uznaje podziałów żydów na uczciwych i nieuczciwych.10

Cytat ten może zresztą budzić wątpliwości, czy autorowi chodzi o stwierdzenie, że wszyscy Żydzi są jednakowo nieuczciwi, czy też jest manifestacją przekonania, że uczciwość lub nieuczciwość konkretnego Żyda nie interesuje „nowego pokolenia” w sytuacji, gdy w Żydach jako w narodzie widzi się wroga. Ale w kontekście innego późniejszego artykułu tegoż autora sprawa staje się jasna:

[…] żyd nie posiada niezbędnych właściwości etycznych do sprawowania jakiegokolwiek urzędu prawno-publicznego.11

Jeśli Żydzi są ze swej natury źli i służą Szatanowi – należałoby się spodziewać, że wszelkie zło w życiu społecznym od nich pochodzi. I rzeczywiście tego zdania są bepiści, a lista różnych przejawów tego zła jest długa: kapitalizm, demokracja, liberalizm, masoneria, komunizm itd., itd. Toteż nie można zwalczać tych negatywnych zjawisk, nie zwalczając Żydów – i vice versa, co najzwięźlej wyraziła M. Rzętkowska:

Kto się mieni antysemitą, a uznaje liberalny parlamentaryzm i rządy tajnych organizacji, kapitalizm, absolutną wolność gospodarowania, indyferentyzm religijny i obojętność narodową – ten kłamie.12

Że bepizm był kierunkiem politycznym projektującym likwidację kapitalizmu – o tym czytelnik przeczyta w innym rozdziale tej monografii (por. rozdziały Program gospodarczy ONR „Falangi” oraz Gospodarka kapitalistyczna i gospodarka nacjonalistyczna). Tu zostanie wskazany tylko jeden aspekt tej sprawy: że – ponieważ kapitalizm egzystuje w ścisłej symbiozie z Żydami – walka z nim jest nierozłączna od walki z kapitalizmem.

W. Wasiutyński postulował:

[…] zniszczenie wpływów żydowskich w życiu politycznym, kulturalnym i gospodarczym, a więc i walka z dzisiejszym kapitalistycznym ustrojem, muszą być wspólne wszystkim ruchom narodowym.13

Od drugiego końca dochodził do analogicznych wniosków J. Szeruda (notabene i tytuł artykułu, sformułowany programowo, też jest znamienny):

Kto chce zniszczyć ustrój kapitalistyczny musi być antysemitą.14

Związek kapitalizm–Żydzi dobitnie ujął K. Hałaburda:

[…] w ustroju kapitalistycznym żydostwo zawsze sobie da radę. […] Hasłem polskich mas robotniczych jest zniszczyć żydostwo wraz z kapitalizmem! I to nie jest walka klas, ale walka narodowa. To Polacy walczą z żydami.15

Demokracja i liberalizm – niekiedy ujmowane jednym, całkowicie zresztą trafnym słowem „demoliberalizm” – to podstawowy wróg totalizmów. Jasne więc, że i taka orientacja może wywodzić się tylko z ducha żydowskiego.

M. Rzętkowska była zdania, że

pierwszym krokiem do rozwiązania sprawy żydowskiej jest uwolnienie się od żydowskiej struktury pracy politycznej,

przez co rozumiała tajne organizacje (czyli wolnomularstwo) i ich zewnętrzny wyraz: demokrację i liberalizm16.

J. Szeruda pisał zaś:

Demokracja wydała na siebie wyrok śmierci. Jest dziś tylko pokrywką, narzędziem interesów żydowskich i komunistycznych.17

B. Świderski demaskuje stronnictwa polityczne (jak wiadomo Ruch Narodowo-Radykalny, czyli ONR „Falanga”, zwany też Ruchem Młodych, był ruchem, a więc czymś bardzo szlachetnym w odróżnieniu od obrzydliwych partii i stronnictw; tym bardziej przyszła Organizacja Polityczna Narodu nie byłaby czymś tak wstrętnym, jak partia polityczna lub stronnictwo):

Za wszystkimi bez wyjątku istniejącymi stronnictwami politycznymi kryją się z ducha żydowskie, a z metod masońskie organizacje tajne.18

Jest to wystąpienie przeciw pluralizmowi, jako napiętnowanej duchem żydowskim tendencji, lecz słowo „pluralizm” nie było wówczas jeszcze w powszechnym dziennikarskim użyciu.

Artykuł B. Świderskiego, jednego z sygnatariuszy „Zielonego programu” (tak nazywano na ogół ze względu na kolor okładki Zasady programu narodowo-radykalnego19), prezentuje jedną z koncepcji ogólnie przyjętych nie tylko w ONR, lecz przedtem i w Obozie Wielkiej Polski, i w ogóle w endecji: że wpływ żydowski na życie polityczne w strukturach demokratycznych (partiach politycznych, parlamentach, stowarzyszeniach) wywierany jest za pośrednictwem tajnych organizacji, głównie masonerii, znajdującej się w rękach żydowskich, lecz mieszanej w swym składzie narodowościowo-rasowym. O tym samym wspominała wyżej już cytowana Rzętkowska, przede wszystkim jednak należałoby powołać się na wodza grupy, Bolesława Piaseckiego. Ciekawe jednak, że wątek ten, zajmujący niezwykle dużo miejsca w publicystyce wszystkich odłamów ONR oraz w ogóle całego „obozu narodowego”, nie występuje w „Zielonym programie”, a w broszurze Piaseckiego pt. „Przełom narodowy”, zawierającej „zasady programu” opatrzone przedmową czy też preambułą pióra samego Wodza, znajdujemy zaledwie niewiele znaczącą wzmiankę na ten temat:

[…] zwalczanie żydów, masonerii, komunizmu i systemów czy ludzi im służących…20

Również w programowym swym artykule z roku 1937 nie poszedł Piasecki wiele dalej:

Istnieją zorganizowane, ustabilizowane potężne gospodarczo, świadome siły żydowskie, komunistyczne, masońskie, dla których kwestią bytu jest niedopuszczenie do jednolitości psychicznej i cywilizacyjnej Narodu.21

Jest to zastanawiające. Skąd ta powściągliwość programu w zestawieniu z bieżącą publicystyką? Jedynym hipotetycznym wyjaśnieniem, które się nasuwa, jest wzgląd natury taktycznej: Piasecki, decydując się wraz ze swą drużyną wykonać manewr zbliżający do sanacji, wolał być może w dokumencie o szczególnej reprezentatywności uniknąć zaraz na wstępie konfliktu z masonami, którzy w jego wyobrażeniu musieli odgrywać w obozie rządzącym rolę większą, niż to było faktycznie. (W dodatku wcale nie w Koc-grupie i otoczeniu Rydza-Śmigłego byli oni szczególnie wpływowi).

Stanowisko wyraźniejsze, jeśli chodzi o ocenę relacji Żydzi – masoneria przedstawili przede wszystkim dwaj czołowi, obok Piaseckiego, ideologowie grupy: W. Wasiutyński i M. Reutt.

Wasiutyński:

[…] trzy wrogie siły to żydowstwo [!], komunizm i masoneria […]. Żydowstwo [!] […] jest w stosunku do tamtych obu sił w Polsce nadrzędne.22

Reutt: (który wypowiedział się jednak nie w jednym z organów grupy, lecz w czasopiśmie chwilowo przez bepistów opanowanym, niekojarzonym więc jednoznacznie z ONR „Falangą”:

Masoneria […] jest ekspozyturą imperializmu żydowskiego, a więc przeznaczeniem jej jest przybliżanie i ułatwianie realizacji ostatecznych celów judaizmu, celów spaczonego mesjanizmu żydowskiego. Tu należy szukać przede wszystkim tajemniczych sprężyn, które poruszały i poruszają szeregiem wybitnych osobistości, biorących udział na arenie dziejowej. Osobistości te to marionetki, bezwolne narzędzia w rękach masonerii, która z kolei była i jest jeszcze tam wszędzie, gdzie działa, głównym i bodaj najskuteczniejszym orężem wojującego żydowstwa [!]23

Szczególna uwaga należy się stosunkowi bepistów do zagadnienia „komunizm a Żydzi”. O ile swoje poglądy na masonerię dzielili oni nie tylko ze wszystkimi grupami o charakterze ONR-owskim lub zbliżonym, i z całą endecją, lecz w ogóle z większością polskiej prawicy, a abominacji ich do „demoliberalizmu” i parlamentaryzmu nie podzielali być może tylko niektórzy „starzy” w endecji – o tyle w tym punkcie bepiści, przynajmniej niektórzy publicyści tej grupy, zajmują stanowisko oryginalne.

Czytelnik wie już, lub dowie się z następnych rozdziałów, że stosunek bepizmu do komunizmu sowieckiego był ambiwalentny. Oni jedyni w całej Polsce ówczesnej mieli na tyle dostateczną orientację w charakterze nurtujących Europę tendencji ideowo-politycznych, a przy tym dość konsekwencji i odwagi, by wskazać np. zarówno na Hitlerjugend, jak i Komsomoł jako wzorce dla swej przyszłej, po politycznym zwycięstwie – pracy wychowawczej.

Najistotniejsze i najoryginalniejsze koncepcje tyczące zagadnienia „komunizm a Żydzi” przedstawił O. Szpakowski w swej broszurze pt. Polska przeciw marksizmowi (Warszawa 1936). Nakładem „Ruchu Młodych”, a więc publikacja w jakimś sensie oficjalna. A oto podstawowe tezy tej pracy:

Marks stworzył doktrynę, która wyrosła na fundamencie religii i kultury judaizmu (Szpakowski formułuje zresztą to trochę inaczej, por. cytat w tymże rozdziale – przypis 41; nie można tu jednak wykluczyć pewnego przepisania się, gdyż autorskie ujęcie jest jednak zbyt absurdalne nawet jak na publicystę „Falangi”). Doktryna ta pozwoliła stworzyć ruch komunistyczny, który umiejętnie potrafi wykorzystywać ruchy strajkowe i w końcu rewolucję proletariacką, by zdobyć władzę faktycznie dla Żydów, dążących do panowania nad światem. Tak powstał pod wodzą bolszewików ZSRR. W nowym państwie zrodziły się jednak nowe tendencje.

Faktem […] jest dokonanie potężnego dzieła przebudowy rosyjskiego człowieka kosztem […] częściowego wycofania się z komunizmu;24

[…] na tle odstępstwa od doktryny zasadniczej zarysowują się wyraźnie dwie koncepcje i dwa obozy: komunizmu żydowskiego i komunizmu rosyjskiego. Dwa te obozy znajdują się w coraz ostrzejszej walce. Pewnym odbiciem tej walki jest głośny już na całym świecie rozłam wśród komunistów na trockistów i stalinowców;25

Nowy imperializm sowiecki posiada już charakter wyraźnie narodowy. Olbrzymi wstrząs rewolucji obudził śpiące masy rosyjskiego narodu. Gigantyczny wysiłek, do jakiego był i jest zmuszany każdy mieszkaniec ZSRR wychował nowy typ człowieka […], coraz częstszy jest typ fanatyka nowej Rosji;26

Nowy nacjonalizm rosyjski to nacjonalizm wielki;27

Między imperializmem nowego narodu ZSRR a żydowską światową polityką musi prędzej czy później dojść do konfliktu.28

Autor przewiduje trzy etapy: najpierw

radykalne załatwienie kwestii żydowskiej zada komunizmowi w Polsce cios ostateczny29,

Nastąpi dalej światowe rozwiązanie kwestii żydowskiej.30

I w końcu przeznaczeniem narodu polskiego będzie

likwidacja komunizmu w Rosji

i zniszczenie nowego narodu ZSRR (rozumiemy, że już wcześniej uwolnionego od Żydów), jako opanowanego przez komunizm i dlatego dalej niebezpiecznego dla zdrowia innych narodów31.

Dalej streszczać nie będę: dla tematu tego rozdziału dalszy ciąg broszury nie ma istotnego znaczenia. Jak już widać O. Szpakowski zarysował problem oryginalnie. Ale nie był w swych poglądach osamotniony, świadczy o tym nie tylko sam fakt, że wydawcą broszury był „Ruch Młodych”, czasopismo jak najdalsze od liberalnej tolerancji poglądów odbiegających od linii grupy. W recenzji M. Rzętkowskiej, publikowanej na łamach „Ruchu Młodych”, mamy nie tylko pełną aprobatę, lecz właśnie wskazanie na tezy mogące uchodzić za kontrowersyjne na tle endeckiej tradycji bepizmu. Rzętkowska uważa, iż Szpakowski niezwykle celnie postawił problem.

Już w pierwszym numerze „Ruchu Młodych”, a więc w swego rodzaju wizytówce pisma znajdujemy artykuł redakcyjny, który daje również niebanalną w „obozie narodowym” diagnozę sytuacji politycznej w Sowietach:

Stalin, w przeciwieństwie do swoich poprzedników na Kremlu, zarzucił dążenia do wywołania rewolucji światowej, co ma niewątpliwą łączność z odsunięciem żydów od kierowania polityką Rosji.32

By w pełni jednak zrozumieć stosunek bepistów do tego problemu – należy odwołać się do ich poglądów na temat komunizmu i ZSRR w ogóle, a nie tylko w kontekście ich antysemityzmu. Odsyłam więc czytelnika do przyszłych rozdziałów.

Większość jednak wypowiedzi na temat komunizm–Żydzi ma charakter raczej banalny na tle publicystyki endecko-oenerowskiej, chociaż sformułowania zdarzają się różne. Można by je poklasyfikować z punktu widzenia zależności zachodzących między Żydami a komunizmem, z zastrzeżeniem jednak, że teksty te sprawiają wrażenie, jakby najmniej zależało w nich autorom na precyzji, nie można więc być może przywiązywać zbyt dużej wagi do tego, czy związki „Żydostwa” z komunizmem widziane są w kategoriach tożsamości, symbiozy, sojuszu, podporządkowania instrumentalnego (w takim wypadku to nie komunizm posługuje się Żydami, a odwrotnie).

Publicyści „Falangi” nie tylko nie mieli wątpliwości – była już o tym mowa – że marksizm wywodzi się z „ducha żydowskiego” i z tradycji judaizmu, ale nawet zdają się być przeświadczeni, że Marks specjalnie wymyślił swoją doktrynę, by w interesie Żydów rozłożyć aryjskie państwo33.

Powstawał jednak nowy problem: jeśli zarówno kapitalizm, jak i komunizm napiętnowane są „duchem żydostwa”, a nawet są instrumentami w jego ręku – skąd konflikt tych dwóch sił i jaki właściwie między nimi zachodzi stosunek?

Przede wszystkim wykorzystana została koncepcja dość modna w latach trzydziestych, że komunizm w dziedzinie gospodarczej to „kapitalizm państwowy”34. Mniejsza w tej chwili o uzasadnienie i merytoryczną treść tego pomysłu – tu istotne jest, że tą drogą uniknięto ostrego przeciwstawienia tych dwóch formacji – i Żydzi okazują się po prostu zainteresowani kapitalizmem jako takim w jego różnych formach i wariantach czy też etapach. Nie zostaje przy tym dopowiedziane, jaka struktura życia ekonomicznego byłaby przeciwstawna (czy po prostu inna) tak szeroko rozumianemu „kapitalizmowi”, ani dlaczego ustrój gospodarczy proponowany przez bepistów, polegający na upaństwowieniu przemysłu, banków, handlu hurtowego itd. nie byłby kapitalizmem państwowym.

W każdym razie na łamach „Falangi”, a więc czasopisma formułującego prymitywniej, ale i dobitniej niż np. „Ruch Młodych” – można przeczytać:

[…] kapitalizm i komunizm to są w gruncie rzeczy tylko dwa dobre interesy, na których żyd zawsze wygra.35

Inny zaś publicysta „Falangi” pisał:

Wielki kapitał żydowski zasila i wspomaga rewolucję komunistyczną.36

Jeśli Żydzi są tak źli, tak chytrzy i perfidni oraz tak groźni – należy ich traktować oczywiście jako wroga nr 1. Publicystyka bepistów dostarcza wielu przykładów, że tak rzeczywiście było. Jeden z podstawowych dokumentów programowych bepizmu przewiduje trzy etapy załatwienia się z wrogami Polski: Żydzi – Niemcy – Rosja37. Ale pierwszy w kolejce – to nie znaczy koniecznie, że najważniejszy. Lecz publicystyka (przytaczam tu artykuły nieco wcześniejsze) nie zostawia co do tego wątpliwości. Dla W. J. Grabskiego kolejność uszeregowania wrogów jest taka: Żydzi, Rosjanie, Niemcy38, a J. Grabowski deklaruje, zapewne nie tylko we własnym imieniu:

Wiem, że z trzech wrogów naszego Narodu – Niemców, Rosjan i żydów – w tej chwili najgroźniejsi są żydzi.39

Tak pisano trzy lata przed pierwszym września i siedemnastym września 1939 roku. Problemem dla bepistów był wówczas imperializm… żydowski.

Misją dziejową narodu żydowskiego, źródłem jego siły i zwartości jest nakazane religią dążenie do materialnego panowania nad światem.40 […] żydzi dziś czy kiedykolwiek stanowią jedność, kierują się jedną polityką, dążą do jednego celu […]. Tym celem jest panowanie nad światem.41

Zapewne falangiści nie sądzili, że ten cel został już zrealizowany – ale czytając ich prasę, można dojść do wniosku, że przynajmniej jeden kraj już opanowali, tj. Polskę (bo czytelnik tego rozdziału wie już jednak, że dzięki Stalinowi nie można by tego jednak powiedzieć o ZSRR):

[…] walkę z żydostwem musimy, mimo wszystko, porównać do walki z zaborcami42

– i jeszcze kapitalniej:

[…] nic tu nie pomogą wymyślania od pałkowców czy bandytów. Tak samo nazywano bojowców, polskich terrorystów […]. Była okupacja rosyjska? Była. Jest okupacja semicka? Jest.43

Ten chwyt jest doprawdy godzien podziwu jako majstersztyk socjotechniczny! „Zabory”, „okupacja”… To pierwsze słowo miało zresztą wówczas chyba znacznie większą nośność niż drugie. Nie budziło jeszcze tych skojarzeń, jakie mamy dziś, po okupacji hitlerowskiej (sukces manipulacji zarówno językiem, jak i przede wszystkim stanem świadomości: nie mówi się na ogół o „okupacji sowieckiej”, nawet dla lat 1939–41). Okupacja niemiecka podczas pierwszej wojny światowej nie była przerażająca, choć z pewnymi uciążliwościami, nastąpiła zaś po zaborze rosyjskim i łączyła się z budową polskiej administracji, sądownictwa, szkolnictwa, uczelni wyższych itd. „Bojowcy” zaś i terroryści – to albo nawiązanie do walki OB PPS[2] (a więc prehistorii obozu rządzącego), albo POW[3]. Powstańców nigdy w Polsce nie nazywało się bojowcami – a więc jest to zarazem powiedzenie: „a co wy innego robiliście?”, jak i włączenie tradycji PPS z lat 1905–1907 w ciąg powstań narodowych. A wszystko to na łamach dość obskurnego pisemka oenerowskiego! Zdumiewające! Dobrze wiedzieć oczywiście, kim jest A. Łaszowski, człowiek o opinii intelektualisty wysokiej klasy, przyjaciel Irzykowskiego i w dodatku z epizodem socjalistycznym w swej krótkiej wówczas jeszcze biografii.

Pozwoliłem sobie na tę dygresję, by uświadomić naocznie czytelnikowi, że w publicystyce bepistów może się kryć niemało zaskoczeń i zagadek, choćby dlatego, że tworzyło ją, obok prymitywów, spore grono intelektualistów, których poziomu i możliwości nie należy lekceważyć; właśnie zacytowany tu Alfred Łaszowski, Wojciech Wasiutyński, Marian i Adolf Reuttowie, Włodzimierz Sznarbachowski, Wojciech Kwasieborski, a choćby nawet Olgierd Szpakowski. Bolesław Piasecki to trochę inna sprawa i inny typ inteligencji.

Wracajmy jednak do zgubionego wątku.

Naród o globalnych celach imperialnych („międzynaród” – raz tylko bodajże użyto tego zgrabnego neologizmu44) – taka diagnoza aż się prosi o program światowej walki z Żydami, i rzeczywiście, bepiści piszą o tym często, choć bardzo niekonsekwentnie. Właściwie poza samo hasło wyszedł W. Wasiutyński:

[…] przeciw żydom w przymierzu z Włochami i Węgrami, w dobrych stosunkach z Niemcami, jest planem realnym.45

Trochę dziwi, że coś takiego (Włochy, które tu weszły jak Piłat w Credo, świadczą wyłącznie o sympatiach faszystowskich autora) mogło być napisane przez publicystę klasy intelektualnej Wasiutyńskiego i zostać na dodatek nazwane z dużą przesadą „planem”. Ale inni tylko zaznaczali, że przy takich założeniach i diagnozach istnieje problem, okraszając to nieco mitomanią, jak np. St. Kopeć:

O międzynarodowe rozwiązanie kwestii żydowskiej walczy młody nacjonalizm polski od dawna.46 (?)

Z programu międzynarodowego rozwiązania „kwestii żydowskiej” wynikały niektórym publicystom „Falangi” wnioski budzące refleksję, że zmontowanie wspólnego europejskiego frontu dla zwalczania Żydów było dla nich ważniejszą sprawą niż bezpieczeństwo Polski:

[…] ze względu na naszą politykę wewnętrzną, a w szczególności ze względu na możliwości rozwiązania kwestii żydowskiej w skali międzynarodowej, pożądane jest istnienie w Europie jak największej ilości państw nacjonalistycznych.47

Skądinąd nacjonaliści u władzy w Niemczech nie stwarzali dla Polski zbyt jasnej perspektywy, i nie wiadomo dlaczego polski nacjonalizm miałby sobie czegoś takiego życzyć. Można zresztą dodać, że cytowany autor myślał w kategoriach mocno paradoksalnych, czego dowodzą dwa poniżej zestawione cytaty z tego samego artykułu:

Polska w najmniejszym stopniu nie jest zainteresowana w tym, żeby zniszczyć w Niemczech reżim hitlerowski, wprost przeciwnie, istnienie tego reżimu leży całkowicie w interesie Polski – […] wojna z Niemcami leży w tej chwili w najistotniejszym interesie Polski (!).

O. Szpakowski widzi

światowe rozwiązanie kwestii żydowskiej, które w całym świecie staje się coraz bardziej konieczne, zrozumiałe i realne

jako wstęp do likwidacji komunizmu w Rosji48.

Ale globalne czy choćby tylko europejskie rozwiązanie sprawy żydowskiej miało jednak posmak utopii – toteż publicysta podpisujący się „T.S.”, odznaczający się przede wszystkim niewielką sprawnością w jasnym formułowaniu myśli, pocieszał czytelników, że ewentualnie sami Polacy też jakoś dadzą sobie radę z tym problemem:

Prawdą jest, że kwestia żydowska jest kwestią międzynarodową, prawdą jest, że rozwiązać jej w całości nie może jeden naród, ale nie jest prawdą to, że żadne państwo, żaden naród nie są w stanie rozwiązać jej samodzielnie. Rozwiązanie kwestii żydowskiej w tym czy innym państwie jest ciężkie i trudne do realizacji, ale nie niewykonalne.49

Dosyć znamienne są jednak te projekty rozwiązania „kwestii żydowskiej” w skali międzynarodowej, dostrzegające teoretyczną możliwość powstania antysemickiej międzynarodówki nacjonalistów i postulujące ją – w prasie, tej samej prasie, która m.in. potrafiła zaatakować harcerstwo ze względu na jego międzynarodowość!

W związku być może z koncepcjami międzynarodowego rozwiązania kwestii żydowskiej, bardziej jednak w poszukiwaniu wzorów, bepiści żywo interesowali się antysemityzmem hitlerowskim. Nie warto dodawać, że go w zasadzie akceptowali (kwestionując niekiedy jego podstawy jako „materialistyczny rasizm”).

Ustawy norymberskie są ostatnim etapem polityki żydowskiej hitleryzmu, nadającym jej ramy prawne. Na ich mocy żydzi zostali zamknięci do getta i nie będą mogli już rozkładowo działać na naród niemiecki. Takie prawodawstwo jest wzorowane na prawodawstwie epoki, która miała najmądrzejszą politykę w stosunku do żydów, na średniowieczu i nauce Kościoła Katolickiego.50

Trudno co prawda zrozumieć, czemu będąc nacjonalistą i zapowiadając, że w przyszłości Polska rozprawi się też i z Niemcami – tak bardzo zależało „Ruchowi Młodych”, by Żydzi nie działali destrukcyjnie na Niemców, ale, jak widać, zasada „antysemici wszystkich krajów łączcie się” okazała się tym razem silniejsza od nacjonalizmu, który tu akurat byłby może w owych latach bardziej zrozumiały aniżeli w wielu innych okolicznościach.

Na tej samej zasadzie i z tego samego powodu okazywała „Falanga” – jak już wyżej widzieliśmy – pewną sympatię dla Stalina, zwalczającego „żydowski komunizm” Trockiego.

Na przykład Niemiec hitlerowskich wskazywali bepiści nie raz, np. M. Rzętkowska51, dochodząca jednak po pół roku do takiej refleksji: „Niemcy zatrzymały się w pół drogi”52. Oczywiście Endlösung der Judenfrage[4] miało nastąpić dopiero za sześć – siedem lat, ale, jak dalej zobaczymy (wyrażone jednak nie piórem Rzętkowskiej), ale i tego rodzaju pomysły nieobce były bepistom.

„Kuźnica”, organ śląskiej grupy bepistów, a więc Pawła Musioła, Wilhelma Szewczyka, Alojzego Targa i in., wołała niecierpliwie:

Obecnie Niemcy przystąpili do ostatecznej likwidacji żydostwa u siebie […]. Kiedy wreszcie my przystąpimy do męskiego i poważnego rozwiązania tej sprawy?53

By jednak czytelnicy i sympatycy bepizmu nie popadli w kompleksy, że bijąc i dyskryminując Żydów są tylko naśladowcami hitlerowców, zaznaczano:

Antysemityzm w Ruchu Młodych istniał dużo dawniej niż program antyżydowski w NSDAP54;

twierdzi się to w sytuacji, gdy NSDAP istniała od początku lat dwudziestych, a Ruch Młodych (nawet jeśli cofniemy się przed ONR, do Obozu Wielkiej Polski) to w najlepszym razie druga połowa lat dwudziestych. Zdanie to jest wyłącznie ilustracją swobody, z jaką bepiści posługiwali się faktografią.

Odebranie nazistom monopolu na antysemityzm tyczy zresztą nie tylko przeszłości, ale i przyszłości:

Wyobrażają sobie [żydzi], że klęska Hitlera będzie automatyczną likwidacją antysemityzmu. Płonne i głupie nadzieje! […] Ta wojna was nie ocali.55

Artykuł cytowany należy do całej grupy wystąpień publicystycznych bepistów na łamach ich prasy, które miały uświadomić klientelę „Falangi”, że nadciągający konflikt zbrojny z Niemcami hitlerowskimi, w sojuszu z demokracjami zachodnimi – nie zmienia w niczym pryncypiów ideologicznych Ruchu Narodowo-Radykalnego.

Przeciwnie, nie tylko nie rezygnowano z niczego, lecz właśnie w momencie przybliżającej się nieuchronnie wojny rzucono hasło, by ten właśnie moment wykorzystać na generalną rozprawę z Żydami:

Najważniejsza jest jednak sprawa żydowska. […] Dziś właśnie jak nigdy nastręcza się okazja do jej rozwiązania.56

To „dziś” datowane było (dzień ukazania się cytowanego numeru „Falangi”): 30 lipca 1939 roku, a więc miesiąc przed wybuchem wojny.

Niewiele dni wcześniej ukazał się numer „Kuźnicy” w Katowicach zawierający podobną ideę:

Żydzi Polskę opuścić muszą. […]. Twierdzenie […] żydofilów że dzień dzisiejszy jest nieodpowiedni do załatwienia tych rzeczy jest fałszywe.57

Trudno po prostu uwierzyć, że taka propozycja paść mogła. Pomijając jej praktyczną nierealność (szczególnie w sytuacji szybkiego tracenia wpływów i poparcia przez ONR „Falangę”, a nawet rozłamu, który pozbawił grupę kilku działaczy: M. Reutta, M. Malickiego, K. Hałaburdę) – aż przerażenie ogarnia, co by wyniknąć mogło z podjęcia próby realizacji tych postulatów (wykraczających notabene poza wielką akcję antysemicką: w cytowanym już artykule Eisermana mowa jest o uderzeniu nie tylko w Żydów, lecz i „w filosemitów”. Diabli wiedzą, kogo zechciano by do tej grupy zaliczyć!)

Tego rodzaju i w takim czasie zgłaszane projekty stawiają na porządku dziennym problem: o ile chodziło tu o obłęd grupy fanatyków antysemickich, a o ile o umyślną inspirację niemiecką? Lato przed wybuchem wojny – to w historii bepizmu jeszcze jedna sprawa, która w innym miejscu będzie omówiona: likwidacja agentury hitlerowskiej wewnątrz grupy dokonana przez samo kierownictwo ONR „Falangi”. Antoni Cercha został zabity wówczas przez bojówkę, a Stanisław Brochwicz-Kozłowski wydany przez Piaseckiego „dwójce”[5]. Czy kierownictwo grupy dopiero w tym momencie zorientowało się, „co jest grane”, czy też zostało teraz właśnie przyciśnięte do muru przez dotychczasowych partnerów i zastosowało samoobronę? I czy agentura hitlerowska została w ten sposób w grupie zlikwidowana bez reszty? To temat do rozważań w innym rozdziale[6]. W każdym razie cytowany tu artykuł J. Olechowskiego oraz wzmianka na temat sprawy A. Cerchy58 znajdują się w tym samym numerze „Falangi”. Oczywiście, orientując się, kim był J. Olechowski, wykluczam, by mógł świadomie poddać się agenturalnej inspiracji hitlerowskiej – natomiast nie przypisuję mu tego, by był bardzo politycznie rozgarnięty.

Pewne jest jedno, że agentura taka w ONR „Falandze” działała od dawna. Pytanie, o ile zostawiła swój ślad również w inspiracji ideologicznej, szczególnie w zakresie tu omawianym? Jedynym uchwytnym faktem są artykuły St. Kozłowskiego podpisywane „Stanisław Brochwicz” w „Falandze”. Ten oficer wywiadu SS i agent pisał (oczywiście!):

Obecne Niemcy uważamy za naszego przeciwnika, i za przeszkodę na drodze do realizacji wielkości Polski. Również szereg pierwiastków ideologii hitlerowskiej stoi w sprzeczności z światopoglądem, jaki wyznaje Ruch Narodowo-Radykalny

– by dalej już wskazywać na przykłady godne naśladowania:

Narodowy socjalizm dał Europie nową, poglądową lekcję, jak narody i państwa winny uwalniać się od największego szkodnika naszych czasów – od wpływów międzynarodowych mafii zorganizowanego żydostwa.59

O Żydach wiedeńskich wysyłanych do Dachau czytamy:

[…] mają wiele sposobności zakosztowania pracy fizycznej60;

z wielką satysfakcją opisuje też autor przebieg konfiskat mienia i przejawy segregacji rasowej61 – włącznie z obozami za

współżycie Aryjczyka z żydówką

i

deprawowanie [przez Żyda] niemieckiej kobiety.62

Nie można wykluczyć, że oprócz bezpośredniego podsuwania w publicystyce wzorów antysemityzmu hitlerowskiego – istniała i planowa inspiracja antysemicka z tych samych źródeł, w każdym razie konsekwencja i brutalność hitlerowców w tym zakresie niewątpliwie pociągały oenerowców zarówno spod znaku „Falangi”, jak i „ABC”.

Kogo bepiści mieli na myśli, pisząc o Żydach? Jasne, że przede wszystkim ludzi wyznania mojżeszowego czy też narodowości żydowskiej. Po bankructwie ideologii asymilatorskiej[7] – szybko zanikała zawsze bardzo nieliczna formacja „Polaków wyznania mojżeszowego”. Ci byli dla oenerowców i endeków z pewnością Żydami (czy raczej „żydami”), bez względu na niuanse ortograficzne odróżniające konotację wyznaniową i narodowościową. Ale to nie koniec.

Żydami dla bepistów (i w ogóle oenerowców oraz endeków) byli również neofici chrześcijańscy (zwani przeważnie w Polsce „przechrztami” lub „wychrztami”), bez względu na swoją deklarację narodową.

Chrzest nie może w niczym zmienić sytuacji prawnej żydów

– czytamy w jednym z dokumentów programowych grupy63. Radykalniej stawia sprawę artykuł programowy w „Jutrze”:

Wychrzczenie się nie powinno powodować żadnej zmiany w prawach ani dla wychrzty ani dla jego potomków.64

Czy projektowane rozwiązania pociągnięto by bardzo głęboko w przeszłość, włącznie z śledztwem tyczącym „czystości rasowej”? Wiadomo, że prasa bepistów traktowała jako Żyda np. A. Słonimskiego – mimo że przyszedł na świat w rodzinie już chrześcijańskiej. A tysiące rodzin neofitów z XIX wieku? A frankiści? A parę setek rodów szlacheckich, od XVI wieku, a może i dawniej? Nie zostało to sprecyzowane – chociaż jest pewien ślad, jak bepiści to sobie wyobrażali. Otóż znajdujemy w „Falandze”65 informację podaną najwyraźniej aprobatywnie, jako wskazanie na wzór do naśladowania, że węgierski polityk, Imrédy, musiał ustąpić, gdyż jedna z jego pra-pra-babek była Żydówką. Sięgać więc chcieli bepiści dalej niż ustawy norymberskie[8]!

Oenerowcy – i endecy – ani nie wierzyli w proces asymilowania się Żydów, ani go sobie nie życzyli, co wynika już z powyższych przytoczeń. Szerzej – to znaczy nie tylko w stosunku do problemu prozelityzmu – i bardzo dobitnie oraz zwięźle sformułował to jako zalecenie programowe A. Targ:

Asymilację należy zdecydowanie zwalczać.66

Czytelnik jeszcze nie wie, o jakich to „prawach” mówią cytowane teksty falangistów. Będą one dalej omówione. Chodzi w każdym razie o przerażający system dyskryminacyjny, a nawet zagrożenie eksterminacją. Gdy chce się takim „prawom” poddać ludzi należących do innego narodu – można to określić jako zbrodnicze konsekwencje nacjonalizmu. Jeśli jednak rozciąga się to na osoby takie – by poprzestać na postaciach z dziejów międzywojennego i powojennego katolicyzmu, jak np. siostra Landy z Lasek, Rafał Blüth lub Jerzy Zawieyski – termin „nacjonalizm” nie starcza, dołącza się tu bowiem przesłanka pochodzeniowo-rasowa.

Stanowisko to znalazło wyraz nie tylko w publicystyce, ale nawet w oficjalnych aktach programowych tam, gdzie oenerowcom i „młodym endekom” udawało się zdobyć większość, np. w Związku Zawodowym Muzyków Chrześcijańskich RP, gdzie uchwalono:

[…] członkiem Związku nie może być żyd, neofita lub osoba pochodzenia żydowskiego.67

Również ci publicyści, którzy poczynali już zastanawiać się, jaki konkretnie kształt prawny trzeba by nadać wyodrębnieniu Żydów ze społeczeństwa – brali pod uwagę wyłącznie kryteria pochodzeniowe:

Regulacja sprawy żydowskiej drogą prawną stwarza przede wszystkim konieczność ustawowego uznania różnicy między Polakiem i nie-Polakiem […]. W ustawie będzie uwzględniona interpretacja pojęcia „narodowość polska” – oczywiście nie pod kątem widzenia „poczucia narodowości” jednostki… rolę zasadniczą w definicji narodowości grać będzie pochodzenie jednostki.68

Gołym okiem widać, że nie o zarysowanie prawne różnicy między „Polakiem” i „nie-Polakiem” chodziłoby tu, lecz o opozycję „Żyd” – „Aryjczyk”, bo zapewne ani Reuttowie, ani Hagmajer, ani Kunstetterówna, ani inni działacze ONR „Falangi” niemieckiego pochodzenia nie mieli obaw, że będą uznani za Niemców, ani nic wspólnego niemający z ONR ci wszyscy przeróżni de Laveaux, Marconiowie, Whiteheadowie, O’Brien de Lacy, Achmatowicze, Abgarowicze, Żemajtisowie i Staniszkisowie[9] też nie mieli czego się tu obawiać. Chodziło o Żydów i tylko o nich.

Najbardziej „teoretycznie” ujął problem M. Reutt, który po zacytowaniu Brzozowskiego:

Społeczeństwo, które nie istnieje jako na wpół instynktowny, niewyrozumowany, irracjonalny stan dusz swoich członków, niczego już nie dokona, znajduje się w stanie rozkładu.69

– snuł dalsze, już własne rozważania.

Wymaga tu podkreślenia głęboka rola czynnika biologicznego: twórczej siły działających instynktów. Współczesna teoria rasy podkreśliła znaczenie elementów biologicznych, uważając, że one stanowią czynnik decydujący o formowaniu określonego typu społeczności. Teoria ta uważa rasy za gatunkowe odmiany w rodzaju ludzkim, przypisując tym odmianom specyficzne właściwości temperamentalne, uzdolnienia, charakter itd.70

Że nie jest to tylko sprawozdanie o istnieniu takich koncepcji, lecz wyraz poglądów autora, świadczy dalszy ciąg artykułu, zawierającego m.in. następujący fragment, wykładający już własne koncepcje M. Reutta:

Społeczeństwo jest zorganizowanym biopsychicznie współżyciem ludzi, mających rasowo określoną postawę twórczą, będących jednościami kulturalnymi i wspólnotami językowymi. Wynika stąd dalszy wniosek, że społeczeństwa są narodami, których ciałem jest rasa a duszą kultura.71

W. Rościszewski dorzucał zaś do tak rozumianego rasizmu koncepcję walki ras jako ogólnego prawa antropologicznego:

Antysemityzm znajduje uzasadnienie w walce ras, która jest naturalnym wynikiem bytu ludzkiego.72

Analogicznie więc do teorii walki klas (i zresztą konsekwentnie wobec swoistego darwinizmu, jakim zabarwiona jest ideologia „walki ras”) zaczęły się w publicystyce bepizmu zarysowywać konkretne propozycje rozwiązań niektórych problemów społecznych i zorganizowania niektórych dziedzin życia społecznego, a przede wszystkim prawodawstwa; np. autor podpisujący się kryptonimom „R.S.” wskazywał na faszystowskie ustawodawstwo włoskie, uzasadniając swoją wysoką ocenę tego ustawodawstwa troską o interes nie tylko poszczególnych jednostek, lecz całej rasy73.

Również niewątpliwie rasistowską koncepcję narodu przedstawiał W. Kwasieborski:

Węzły, zespalające człowieka z narodem, wybiegają daleko poza sferę jego świadomości i najczęściej nie poddają się jej codziennej kontroli. Jednostka nie zdaje sobie zazwyczaj sprawy z ich siły i ich roli w swej duszy. Korzenie ich tkwią bowiem w rozległej sferze instynktu, w odwiecznym głosie krwi. […] Człowiek rodzi się z narodowymi dyspozycjami w psychice.74

Dygresyjnie tylko zauważę, iż ani autor cytowanej wyżej broszury, ani żaden inny publicysta bepistowski (a jak zaraz zobaczymy – nie sam tylko Kwasieborski myślał w ten sposób) nie próbowali odpowiedzieć sobie ani nam na pytanie, jak w takim razie wyglądają narodowe dyspozycje w psychice tych wszystkich działaczy ONR niemieckiego czy np. litewskiego pochodzenia, których w tej organizacji nie brakowało. Rezultatem takich poglądów winna być myśl, że mamy tyle ras, ile narodów – ale w tej sprawie nie ma najmniejszego śladu konsekwencji: jest rasa aryjska, pojawia się rasa słowiańska i rasy-narody. No i mówi się dużo o narodach, rasach, krwi (to jest bodajże synonim rasy) zdegenerowanych bądź też zdrowych.

Tragizm krwi niemieckiej […], jako zjawisko rasowe zasługuje szczególnie dziś na uwagę. Może to krew wchłonięta podbitych narodów słowiańskich buntuje się i wiedzie Niemcy do szaleństwa. […] Słowiańska krew o całkiem odrębnych właściwościach rasowo-moralnych, napiętnowana nadto przemocą i gwałtem wroga, i germański duch grabieżca nie mógł stanowić jednolitej, normalnej struktury psychicznej, jednolitego, naturalnego systemu moralnego rasy. W tak skonstruowanym mieszańcu rasowym musi nastąpić degeneracja naturalnych gdzie indziej wartości psychiczno-moralnych;

Krew niemiecka, również jak i żydowska, należąca do narodów zdegenerowanych moralnie wymaga gruntownych badań naukowych.75

Pomysł jednak, że za asymilację Słowian połabskich, a częściowo Pomorzan i Ślązaków, zapłaciły ludy germańskie, które dały początek narodowi niemieckiemu jakąś zbiorową schizofrenią powstałą na tle niezgodności pierwiastków germańskich i słowiańskich – jest co prawda fantastyczny, niemniej jednak nie jest to jeszcze bzdura z domu wariatów. Ale i o czymś takim też można w tym miejscu wspomnieć.

W katowickiej „Kuźnicy” ukazał się mianowicie „nadesłany nam artykuł”. Jego autorem miał być ni mniej, ni więcej – co biorąc pod uwagę charakter „Kuźnicy” brzmiało sensacyjnie – prof. dr Samuel Weinbaum z Uniwersytetu Żydowskiego w Jaffie (!)[10]. A oto treść tego artykułu w streszczeniu:

W roku 127 przed Chrystusem 17 tysięcy Żydów wywędrowało z Palestyny przez Azję Mniejszą, Bałkany, Węgry na tereny między Berlinem a Renem, gdzie się osiedlili. Mieli pokojowe kontakty z Obotrytami, Łużyczanami, a nawet Polanami. Ok. 300 roku po Chrystusie pojawili się na tych terenach pierwsi Germanie. „Germanie, jako naród bitny i dobrze uzbrojony – zostali chętnie i serdecznie przyjęci przez żydów, którzy pragnęli z nich utworzyć jakby swe wojsko do obrony przed Słowianami”. W rezultacie nastąpiła asymilacja tych German przez Żydów – ale nowe fale germańskie spowodowały wyrżnięcie męskiej ludności żydowskiej i zasymilowanie części żeńskiej. „Przyjęto wówczas szereg przejawów ducha żydowskiego jak wiarę w siłę przemocy i szereg innych norm etycznych typowych dla Talmudu i ducha żydowskiego”.

By było śmieszniej – zdaniem „prof. dr S. Weinbauma” asymilacja Żydówek przez Germanów spowodowała zmieszanie się żargonu, którym mówili ci Żydzi, z językiem germańskim, z czego powstał język zwany Hochdeutsch (górnoniemiecki)76.

Podczas wielu już lat moich zainteresowań i prac związanych ze zjawiskiem antysemityzmu w Polsce – nieraz podejrzewałem, że nie są to problemy ideologiczne, lecz psychiatryczne. Artykuł „Weinbauma” o tym by świadczył. To niewiarygodne! Ani Musioł, ani Szewczyk, ani Targ, ani paru jeszcze innych redaktorów „Kuźnicy” nie było idiotami. Jak to trafiło na łamy „Kuźnicy”?

Nie bez znaczenia będzie tu data numeru „Kuźnicy”, z którego pochodzi cytat: 1/15 VI 1939. Jesteśmy już po ultimatum Hitlera i mowie Becka – toteż notowania Niemiec hitlerowskich w prasie bepistowskiej poszły bardzo w dół. Do tego stopnia, że w „Fantanie”, piśmie śląskiej grupy literackiej związanej z „Kuźnicą” i ONR „Falangą” J. K. Zaremba pisał:

[…] Niemcy, którzy tak zawzięcie głoszą swą aryjskość, są w gruncie rzeczy najmniej aryjscy spośród Ariów.77

W 1936 roku natomiast nie było jeszcze mowy o szaleństwie Niemiec hitlerowskich.

W hitleryzmie i marksizmie występują wyraźnie dwa światy: aryjski świat pozytywnej, twórczej pracy i żydowski świat negacji i burzenia.78

Ta różnica winna czytelnikowi uświadomić, że jedną z podstawowych właściwości totalitarnych ideologii i ich propagandy jest coś więcej niż tylko pragmatyczny stosunek do głoszonych tez. Na pograniczu polityki i ideologii zawsze można było obserwować daleko idące dowolności, zakłamane podporządkowywanie ideologii polityce, wykrętne interpretacje itd. Ale totalizm to w tej dziedzinie nowa jakość. Toteż cała ta prasa, której tu poświęcam uwagę i czas, mówi wyłącznie o pewnej fikcji stworzonej wyłącznie do walki o władzę. Niemniej w skrajnym przypadku – przynajmniej jedno jest rzeczywiste: to, że taki, a nie inny kompleks schematów myślowych i haseł określona grupa ludzi próbowała wmówić społeczeństwu, narodowi.

Zobaczymy zresztą wkrótce, że nawet samo zjawisko antysemityzmu mogło mieć u bepistów charakter właśnie instrumentalny, niekoniecznie związany z rzeczywistą interioryzacją. Tyczyłoby to oczywiście bardzo wąskiej elity politycznej ruchu, paru najwyżej czołowych działaczy, inteligentniejszych i zarazem bardziej cynicznych niż szeregowi, statystycznie przeciętni i przeważnie naiwni w pewien sposób, fanatyczni członkowie ruchu.

Wróćmy jednak do przerwanego dygresją wątku.

Niemcy więc okazali się zdegenerowaną mieszanką niedających się pogodzić składników rasowych, z Czechami mieli bepiści inne kłopoty:

Ostatnie wypadki powinny spowodować rewizję badań nad pochodzeniem rasowym Czechów. Postępowanie ich bowiem kompromituje narody słowiańskie. Należy przeprowadzić zasadnicze, naukowe rozróżnienie miedzy nimi a Polakami.79

Najczęściej jednak bepiści używają, bez najmniejszej próby sprecyzowania, co to znaczy, słów „aryjski”, „Ariowie”. „Termin” ten już parokrotnie pojawiał się w cytatach, a należał do stosowanych z upodobaniem. Oczywiście mamy do czynienia, przede wszystkim, z „rasą aryjską”80; pochodne od tego pojęcia „państwo aryjskie”81; „społeczeństwo aryjskie”82; „psychologia aryjska”83; „moralność aryjska”84 itd.

„Aryjski” – słowo to ma dla bepistów wyraźny walor wartościujący. Ani razu nie pada w kontekście świadczącym, że w swej konotacji może zawierać ewentualnie jakieś cechy, które można by oceniać negatywnie. To, co aryjskie – jest dobre, bohaterskie, podniosłe, godne.

Być Aryjczykiem więc – to co najmniej posiadać szereg dodatnich dyspozycji. Do ich rejestru należy i to, że tylko Aryjczyk może tworzyć sztukę służącą swemu aryjskiemu narodowi:

[…] prawdziwie lekką, pełną jednocześnie poezji i czaru piosenkę może stworzyć tylko kompozytor Aryjczyk – Polak.85

(Nie sądzę, by autor miał tu na myśli to, że w ogóle tylko Polacy umieją tworzyć dobre piosenki; zdanie to nawiązuje raczej do tytułu: Polska piosenka…).

Tu akurat mamy do czynienia z marginalną może sprawą, związaną z okolicznością, że w okresie międzywojennym wśród twórców lekkiego repertuaru było wielu artystów żydowskiego pochodzenia – ale na takiej mniej więcej konstrukcji bepiści opierali lwią część swego programu w dziedzinie kultury. By dać przykład, jak ujmowano elementy tego rasistowskiego programu, którego głównym narzędziem miała być dyskryminacja – zacytuję inny, znamienny i typowy dla prasy falangistowskiej fragment, w którym nie pada co prawda określenie „aryjski”:

Poezja Tuwima nie jest i nie będzie nigdy klejnotem poezji polskiej. Może być tylko klejnotem poezji żydowskiej – nigdy polskiej, a to dlatego, że przynależność poezji to nie tylko talent, język, ale duch, sposób odczuwania wszelkich zjawisk, a w poezji Tuwima duch jest żydowski. Wiersze jego podbijające talentem, budzą zawsze w Polaku wstręt psychiczny.86

I nic dziwnego, że budzą zawsze wstręt psychiczny, powinny bowiem budzić też „instynktowną nienawiść”, co jest podstawową cechą Aryjczyka, o innych bowiem jego cechach niczego z tej publicystyki się nie dowiadujemy:

[…] instynktowna nienawiść do żyda jest niesłychanie charakterystyczną cechą narodów aryjskich.87

O ile jednak przynależność do „rasy żydowskiej” gwarantuje ostrą repulsję ze strony Aryjczyków – to aryjskość biologiczna, pochodzeniowa, nie daje bynajmniej gwarancji, że taka repulsja i tak nie nastąpi:

Cały szereg polskich rasowo powieściopisarzy i krytyków jest przesiąkniętych żydowszczyzną.88

Nie sądzę, by ten ostatni cytat osłabiał ogólną diagnozę, że nacjonalizm bepistów jest rasistowski, natomiast otwiera on rozległą perspektywę na przyszłe możliwości manipulacyjne.

W publicystyce tej chętnie używano też wyrażenia jeszcze mniej zobowiązującego niż słowo „aryjski” – mianowicie „obcość rasowa”. Posługują się tym zwrotem np. W. J. Grabski89, E. Dowgiałło-Narbutt90 i inni, a znaczy to też prawie nic, jest to sygnał emocjonalny, na który oenerowcy chcieliby wytresować społeczeństwo – by każdy jego członek reagował bezbłędnie wybuchem nienawiści i agresji.

Ciekawe, że mimo pewnych tradycji ideologicznych w Polsce – rasizm bepistów kieruje się niemal wyłącznie ku Żydom. Od Duchińskiego bodajże, przez F. Konecznego[11], ciągnie się w Polsce wątek wyjaśniania, słusznie czy niesłusznie opisywanego specificum kultury polityczno-społecznej Rosji więcej niż wpływami turańskimi, bo w ogóle tezą o powstaniu narodu-mieszańca. Ale bepiści mimo to jakoś nie wymyślają Rosjanom od Mongołów i Tatarów, a zresztą nie próbują też tłumaczyć wyższości rasowej Polaków (czy Słowian) nad Niemcami czy Francuzami. Raz tylko – jak wiemy – zaniepokoili się, jak to jest właściwie z Czechami.

Niemniej jednak – dość nieoczekiwanie jak na polską sytuację geograficzną i etniczną – znaleźć można w prasie falangistowskiej dwie wycieczki… antymurzyńskie. Obydwie tyczą zresztą tego samego: wpływów murzyńskich w muzyce. B. Płachecki i W. Kwasieborski nie lubili widać jazzu, ale formułowali swoją fobię nie w języku estetyki, ani przez czysto emocjonalną ekspresję niezadowolenia. Płachecki dojeżdża Murzynom w pauzie między pogróżkami wobec Żydów91 – a Kwasieborski wylicza jednym tchem „charkot żydowskiej literatury i murzyńskiej muzyki”92, wszystko zapewne po to, byśmy nie wątpili w ich rasizm.

Ale jednak pewne wątpliwości budzi dokładna lektura bepistowskich publikacji.

Do encykliki Piusa XI Mit brennender Sorge[12] można było udawać, że z rasizmem katolik może nie mieć doktrynalnych problemów, tym bardziej że hierarchia Kościoła rzymsko-katolickiego w Polsce jakoś nie dostrzegała, że grupa bardzo ostentacyjnie określająca się jako katolicka głosi nienawiść, zarówno praktykując ją, jak i gloryfikując stosowanie brutalnej przemocy. Ale przynajmniej od encykliki Piusa XI pojawił się problem, który bepiści rozwiązywali przez kamuflaż i udawanie, że nie o rasizm przecież chodzi.

Najsprytniej załatwił to A. Łaszowski. Jego artykuł pisany był właśnie po Encyklice i w związku z nią. Był nie podjęciem problemu – lecz uchyleniem się od niego:

Można być antysemitą nie będąc rasistą. My to właśnie jesteśmy

– po czym następuje wywód właściwy:

Dla nas nie rasa jest przedmiotem kultu metafizycznego, nie jest wyznaniem czy dogmatem wiary. Nie wkracza w dziedzinę pojęć religijnych. Możemy nawet uznać, że często jej wyodrębnienie nasuwa z punktu widzenia naukowego trudności poważne. To wszystko prawda. Ale. Ale. Ale mimo to żydzi istnieją, łatwo ich rozpoznać na pierwszy rzut oka w 99 wypadkach na jeden. Choćby po specyficznym nosie. W obliczu tego nosa deklaracja jasna. Mało nas to obchodzi czy żydzi są rasą, czy nie. To ich prywatne zmartwienie. Niech się uczeni głowią. Nam wystarczy codzienne doświadczenie. Doświadczenie to mówi, że semici są czymś innym, że się różnią od Polaków, a czy ten układ cech wyróżniających pod względem fizycznym i psychicznym nazwiemy rasą lub pierwiastkiem obcym to jest właściwie kwestia umowy

i dalej jeszcze:

Antysemityzm pojęty jako religia pozostaje w jaskrawej sprzeczności z Nauką Kościoła. Ale ten sam antysemityzm w roli programu ekonomicznego przestaje być zjawiskiem karygodnym, nie przekracza bowiem sfery spraw doczesnych.93

Niewątpliwie rozbijanie komuś głowy kastetem ze względu na jego kształt nosa to sfera spraw doczesnych, program, który tu będzie wkrótce zreferowany, można też od biedy nazwać programem ekonomicznym, ale trudniej byłoby opatrzeć notą w duchu księdza Pirożyńskiego[13] „obojętne moralnie”; antysemityzm w Polsce nigdy nie był religią, choć czasami posługiwał się argumentacją religijną, a co do znaczenia słów można rzeczywiście się umówić, trudno więc zrozumieć, dlaczego Łaszowski proponuje, by unikając słowa „rasizm”, pisać „pierwiastek obcy”? Dlaczego bowiem w takim razie słowa „rasizm” nie zastąpić np. zwrotem: „postawa charytatywna”? Nie piszę tej książki w celach polemicznych, bo ani nie ma z czym polemizować, ani po pół wieku nie miałoby to sensu. Chwilami jednak diabli biorą, i to raczej przy czytaniu Łaszowskiego niż bardziej prostolinijnego i prostodusznego Hałaburdy.

Łaszowski wrócił do tego tematu raz jeszcze, w 1939 roku, powtarzając znowu, że

antysemityzm nie ma nic wspólnego z metafizyką,

dodając natomiast:

[…] [antysemityzm] nie opiera się na nienawiści

(a więc jednak jest to taka jakaś odmiana chrześcijańskiej caritas) oraz:

Rasizm jest religią

(w odróżnieniu od antysemityzmu). W artykule tym z furią atakuje on Marię Winowską[14]:

[…] sztandarowa publicystka z obozu filosemitów katolickich, obiektywnie rzecz biorąc lansuje sugestie całkowicie zgodne z sugestią Kominternu.94

Nazwanie kogoś na łamach prasy falangistowskiej „filosemitą” to mogły być nie przelewki, zdarzają się bowiem w tej prasie i tego rodzaju pogróżki pod adresem „żydofilów”:

Należy ich sądzić na równi z żydami95

– przy czym z kontekstu wynika, że „sądzić” to znaczy „rozprawić się”. Doraźnie do tego służyła pałka z żyletką, w perspektywie zaś – wyjęcie spod prawa.

Można tu dodać tylko, że piętnowany tu przez bepistów przypadek może być traktowany jako ilustracja pewnego zjawiska szerszego, którego istnienie stanowi jeszcze jedną winę Żydów:

Żydzi zdemoralizowali warstwy przodownicze Polski – dawniej szlachtę, dziś inteligencję.96

Bardzo odosobnione stanowisko zaprezentował w tym przedmiocie W. Zawadzki na łamach „Kuźnicy” w artykule o tytule wzruszającym czytelnika, który przez parę dziesięcioleci otrzaskał się już z periodycznie ukazującymi się na łamach prasy dywagacjami o „socjalizmie humanistycznym”, Nacjonalizm humanistyczny:

Trzeba pamiętać, że na charakter psychiczny narodu, tak jak i u indywidualnych jednostek wpływają nie tylko czynniki wrodzone naturze, ale i cechy nabyte przez wychowanie. Poglądem, który cały nacisk kładzie na pierwsze z tych wpływów, a lekceważy drugie jest właśnie rasizm. Ci zaś, którzy ważniejszą rolę przypisują wpływom otoczenia i wychowania, z natury rzeczy muszą być przeciwnikami ustrojów totalitarnych;

[…] konsekwentnie i deterministycznie rasizm hitlerowski jest całkowicie sprzeczny z tendencjami humanistycznej kultury i związanego z nią katolicyzmu”; „Nacjonalizmowi rasistowskiemu należy przeciwstawić koncepcje nacjonalizmu humanistycznego, stosunkowo najbardziej zbliżonego do poglądów narodowych w Anglii.97

Tego rodzaju pogląd zaskakuje w roku 1937 w czasopiśmie związanym z bepizmem. Jeszcze z tą pointą „angielską”! Wydaje się, że artykuł W. Zawadzkiego byłby nie do pomyślenia w którymś z centralnych pism ONR „Falangi”, gdzie kontrola ortodoksji była raczej ostra. Nie znaczy to, by „Kuźnica” była liberalna i tolerancyjna, raczej mniej uważnie redagowana.

Artykuł W. Zawadzkiego trudno uznać za reprezentatywny dla bepizmu, a nawet nie jest przejawem jakiejś nurtującej w tym środowisku tendencji, bo nie sposób znaleźć niczego więcej w prasie falangistów, co jakoś by z nim korespondowało.

Natomiast w „Falandze” z roku 1937 ukazał się niepodpisany, a więc redakcyjny artykuł, w którym znajduje się teza najbardziej godząca w koncepcję utożsamiania z sobą rasy i narodu, czy też widzenia w tych pojęciach dwóch aspektów dotyczących tej samej zbiorowości:

Nie ma narodu, który by był jednej, czystej rasy. Każdy naród jest mieszaniną ras.98