Stary Gmach - Piotr Matywiecki - ebook

Stary Gmach ebook

Piotr Matywiecki

2,5

Opis

Biblioteka to nie tylko wielkie zbiorowisko książek, ale także szczególna atmosfera lektury, stan skupienia, czytelnicy o swoich specyficznych, niekiedy zaskakujących, nawykach i wędrówka myśli, która zaprowadzić nas może w miejsca zupełnie nieoczekiwane. Kiedy za opisanie fenomenu Starego BUW-u zabiera się taki erudyta jak Piotr Matywiecki, który w dodatku przepracował w tym miejscu wiele lat, możemy się spodziewać prawdziwej intelektualnej uczty.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 246

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,5 (2 oceny)
0
0
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Stary gmach

Odkąd przestałem tam pracować, minęło trzydzieści lat. Dni w Bibliotece, kiedy je wspominam, są dla mnie woluminami o porannych i wieczornych okładkach. Rano przychodziłem do czytelni, wieczorem, pracując na drugiej zmianie, czytelnię zamykałem. Te dni, ustawione obok siebie, rzadko już teraz czytane, są jak książki na regałach – ich treść pełna ludzi i znaczeń upewnia mnie w życiu mojej pamięci, chociaż nie muszę zaglądać między okładki. Wystarcza mi nieokreślone, ale intensywne wspomnienie. Pisząc książkę o Bibliotece, będę się starał coś z tych wspomnień wyczytać – skorzystam z biblioteki tylu moich lat.

Zaczynam książkę tak, jak zaczynałem pracę. O siódmej rano biorę klucz w szatni na parterze, sprzątaczka coś do mnie mruczy życzliwie, marmurowymi schodami idę na piętro, otwieram drzwi czytelni, wchodzę. Jest cicho, pusto. Przestrzeń odpoczywa, bo dopiero za dwie godziny pierwsi czytelnicy ożywią litery ustawione na regałach.

Mam kwadrans do rozpoczęcia pracy, z kubkiem herbaty siadam w kantorku dyżurnego bibliotekarza i patrząc przed siebie, wchłaniam powietrze czytelni, zastygłe pod nieruchomym, od miesięcy zepsutym zegarem. Na regałach po lewej stoją encyklopedie, po prawej słowniki językowe i wydawnictwa biograficzne. A na wprost, w dużym balkonowym oknie, budynki okalające dziedziniec uniwersytetu układają się w równej perspektywie, jak na sztychu.

To było chwilowe, niczym nie zakłócone uniwersum, które uspokajało mnie. Ale tylko na moment.

Za plecami otwierały się drzwi magazynu, ogromnej czeluści, i mój kolega magazynier wpychał do czytelni wózki ze stertami książek i czasopism. Teraz przez godzinę na półkach rozkładałem te ciężary.

Następna godzina poświęcona była porządkowaniu podręcznego księgozbioru, wyrównywaniu „pod linijkę” pofalowanych szeregów książek, wyszukiwaniu przestawionych i wkładaniu na właściwe miejsca, wybieraniu tych, które się rozpadają i muszą być oddane introligatorowi. No i rozmawiało się z podobnie zajętymi koleżankami i kolegami – głośno, nawet krzykliwie, „na zapas”, bo już niebawem będzie trzeba mówić szeptem, żeby nie przeszkadzać czytelnikom. Dzisiaj, kiedy już od tylu lat tam nie pracuję, przypominam sobie, że te spontaniczne pogaduszki, zwykle błahe, nawet błazeńskie, a czasami poważne, zawsze były prowadzone z jakimś nieuchwytnym onieśmieleniem, w obliczu tysięcy książek i miliardów porządnie ułożonych zdań; ułożonych wedle pisarskiej sztuki i po bibliotekarsku ułożonych na półkach.

O godzinie dziewiątej wchodzili pierwsi czytelnicy. Wchodzili do przestrzeni rozplanowanej nie tylko architektonicznie, ale także wedle pewnego podziału idei. Otóż książki rozstawione były wedle tematycznych domen mądrze sugerujących taki, a nie inny układ uniwersum myśli ludzkiej. To rozstawienie dziedzin wiedzy było w czytelni dziełem pani kustosz Marii Trzcińskiej. Stali bywalcy mieli swoje wydeptane drogi między regałami, przechodząc od filozofii do psychologii, od socjologii do historii sztuki, od geografii do biologii, rysowali drogę myśli i drogę własnych ciał. Naprawdę wcielali swoje umysły. – Tego rodzaju umysłowe i psychofizyczne nawyki utrwalają się głęboko w podświadomości. Delikatny, ale mocny i niespodziewany był kulturowy wpływ pani Marii Trzcińskiej na całe pokolenia humanistów i przyrodników!

Ale nie zawsze tak zaczynałem, bo to była praca na dwie zmiany. Kiedy przychodziłem do czytelni po południu, czasami także witała mnie cisza, ale inna niż poranna, pełna czegoś nieuchwytnie unoszącego się w przestrzeni wielkich sal. To była cisza zaczytanych. A w inne popołudnia wchodziłem prosto w gęsty tłum studentów zdenerwowanych czekaniem na książki, oblegających kantor bibliotekarza. Tak działo się podczas sesji egzaminacyjnej. Wtedy natychmiast wślizgiwałem się za ladę, zmieniałem udręczonego kolegę, podejmowałem po kilkanaście rewersów naraz, wydawałem naraz po kilkanaście woluminów.

Wieczorem ruch się uspokajał. Mogłem kontemplować przednocną czerń w oknach.

Praca w czytelni bywała ciężka, fizyczna. Codziennie dźwigało się setki kilogramów czasopism, trzeba było, dysponując podzielnością uwagi i refleksem, obsługiwać wiele osób jednocześnie. Manualnej zręczności nabywało się przez wiele miesięcy. Czasami graniczyło to z cyrkową sztuką, kiedy roznosiło się po salach wysokie stosy książek podtrzymywanych podbródkiem. A kiedy jakaś książka upadała – to się musiało zdarzać w takiej ich masie – czuło się rodzaj trwogi, nawet bólu... Jakby upadała jakaś świętość.

Osobnym kunsztem było układanie na wózkach ogromnych stert czasopism i książek zwróconych przez czytelników i zręczne wywożenie tego ciężaru przez próg ciasnych drzwi do magazynu. Niełatwo było w pośpiechu tak te „zwroty” ułożyć, żeby się nie wywaliły.

Nikt z czytelników nie był świadom ciężkości tej pracy. W dniach największego ruchu po dyżurze bibliotekarz słaniał się na nogach.

W mojej pamięci te trzy obecności: książek, ludzi i przestronnych sal stały się jakby trzema stanami duchowego i materialnego życia w Bibliotece.

Poranna, genezyjska cisza. Błogosławiony odpoczynek, chociaż chwilowy, bo zaraz musiałem przystąpić do ciężkiej roboty, do rozładowywania zamówionych książek i czasopism, magazynierzy właśnie wtaczali obładowane wózki.

Cisza zaczytanych. Jakiś rodzaj świętego wejścia w zamknięty w wielu głowach świat myśli, polatywanie spojrzenia nad tymi głowami. Spojrzenie na te głowy wracało do mnie i wzbudzało moje własne myśli. Wtedy, w tych spokojnych dniach, siedząc na bibliotekarskim krześle, pisałem „coś swojego”.

Wieloręki, natarczywy tłum przy kantorze, żądający, nieprzyjemny, odreagowujący stres zbliżających się egzaminów. Studenci wydawali się przemieleni bezduszną maszynerią wiedzy „zadanej”, bez jakiejkolwiek potrzeby lekturowej kontemplacji. Nieludzka pragmatyka uczenia się, zmechanizowana dydaktyka.

Czytelnicy byli najrozmaitsi.

Najwięcej było studentów czytających „co zadane”. Po lekturze oddawali podręczniki – niektóre rozdziały były brudne od tysięcy palców, a inne dziewiczo białe; w ten sposób można było rozpoznać ślady naukowych mód. I miało się naoczny dowód, jak mechanicznie miele młyn dydaktyki: corocznie o tych samych porach ta sama wiedza osadzała się w głowach coraz to innego pokolenia. (Wspominam tutaj czasy PRL-u, kiedy i w tej dziedzinie konserwatyzm był przemożny.)

Na szczęście wielu studentów puszczało się w przygodę lektur wolnych, samodzielnych. Zachłanność niektórych budziła podziw: jakby w ciągu krótkiego czasu chcieli dowiedzieć się wszystkiego o wszystkim. A ponieważ często ich ciekawość prześcigała rozum, to można było się lękać, czy dane im będą późniejsze spokojne i długie lata przetrawiania wiedzy i zamieniania jej w mądrość.

Głównymi klientami czytelni byli historycy. Przewracali wielkie płachty starych gazet, często nie zauważając, jak osypuje się na podłogę kruchy, pożółkły papier i jak zadeptywane są strzępy ważnych informacji... Oszczędzając czas, ci rutynowani badacze starali się zatrzymywać spojrzenie tylko na tych miejscach gazety, gdzie coś znajdywali przydatnego dla ich tematu. Ale spojrzenie – na szczęście! – nie zawsze bywa posłuszne: wędruje tu i tam, wyławia sprawy kuriozalne, śmieszne, charakterystyczne. Sama ta wędrówka zbuntowanego spojrzenia staje się nałogiem, który przywiązuje do starego czasopisma. Stałym klientem był pan profesor Zdzisław Kmiecik – historyk XIX-wiecznej prasy polskiej. On owo irracjonalne zamiłowanie uczynił swoim zawodem naukowym: będąc dokumentalistą pedantycznym w tym, co publikował, tylko przed bibliotekarzami zdradzał się z emocjami poszukiwacza, który dzień po dniu zanurzał się w ogromnych woluminach. Ale pedanterii nie mógł się wyzbyć. Śmieszyło nas, kiedy linijką mierzył powierzchnię artykułów do celów statystycznych – żeby przekonać się, ile procent powierzchni w czasopiśmie było zarezerwowane dla artykułów o określonej problematyce.

Z wielkim sentymentem patrzyłem na pobyty znanej ongiś dziennikarki, pani Karoliny Beylin, która w popularnym czasopiśmie prowadziła rubrykę staroci, swoisty przegląd prasy z zamierzchłych epok. Czuło się jej satysfakcję, gdy upolowała jakąś notatkę sprzed obu wojen światowych, wzruszająco staroświecką, czyniącą dzisiaj komiczne wrażenie. Z dawnej gazety informacje przepisywała długopisem do szkolnych zeszytów. Ta odręczność zamieniała gazetowy druk w intymny zapis nie tyle samej tej informacji, co jej nostalgicznego wspominania.

Czasami odwiedzał czytelnię ktoś, kto nie będąc uczonym historykiem, ani nawet historykiem amatorem, po prostu odczuł pokusę pamięci: nie szukając żadnej konkretnej informacji sprzed lat, chce zobaczyć tamtą epokę; jeśli nie może przywołać pełni swojego dawnego życia osobistego, chce przynajmniej zanurzyć się w atmosferę utrwalonego życia publicznego. Tacy bezinteresowni czytelnicy, wertując stare czasopisma, przeglądali czas. Nigdy nie zapomnę ich uśmiechu, który błąkał się między melancholijnym przytakiwaniem, że tak oto kiedyś było, że taki był ogólny klimat czasu, a nagłym odkryciem jakiegoś faktu, który coś kiedyś dla nich szczególnego znaczył, a o którym już nie pamiętali. Ponieważ na całe godziny nieruchomieli nad gazetami, dziwna mimika ich twarzy utrwaliła mi się jako niezwykła maska czasu.

Przychodzili też ludzie, którzy nigdy w życiu nie widzieli tylu książek w jednym miejscu. Wyczuwalne było ich zszokowanie. To było niezwyczajne w dzisiejszych czasach onieśmielenie mądrością, wiedzą. Onieśmielenie będące przeciwieństwem erudycji, która ma w sobie pewną bezczelność, nie czuje dystansu do książek, bez oporu je penetruje. W reakcjach nienawykłych czytelników był też obronny dystans do masy zblokowanego druku. Musieli jakoś ten dystans pokonać, żeby przystąpić do lektury wybranego woluminu.

Indeks

Andersen Hans Christian

Andrzejewski Jerzy

Antoniewicz Włodzimierz

Apuchtin Aleksandr

Baculewski Jan

Baczko Bronisław

Baczyński Krzysztof Kamil

Bałaban Majer

Barsow Nikołaj

Bauman Zygmunt

Beylin Karolina

Białkowski Grzegorz

Białoszewski Miron

Biały Kazimierz

Bławatska Helena

Błażejewicz Olena

Bohdziewicz Anna B.

Borges Jorge Luis

Borowy Wacław

Boy zob. Żeleński Tadeusz

Braudel Fernand

Brunné Stefan

Bukowiecka Zofia

Céline Louis-Ferdinand

Charmańska Zofia

Chevalier Jean

Chirico Giorgio de

Chlebnikow Wielimir

Chopin Fryderyk

Chudek Józef

Conrad Joseph

Cybulski Radosław

Dávila Nicolás Gómez

Dobosz Andrzej

Doroszewski Witold

Dostojewski Fiodor

Dunin-Wąsowicz Krzysztof zob. Wąsowicz Krzysztof Dunin

Dürer Albrecht

Dyakowski Bohdan

Eliade Mircea

Eliot Thomas Stearns

Finkel Ludwik

Flaubert Gustave

Frechtmann Bernard

Friszke Andrzej

Galetti Johann

Geller Maciej

Gerber Rafał

Gębicz Monika

Gheerbrant Alain

Gieysztor Jakub

Gliński Mateusz

Głowiński Michał

Goethe Johann Wolfgang von

Gołda Władysław

Gołos Jerzy

Góra Bronisław

Grimm Jacob Ludwig Karl

Grimm Wilhelm Karl

Gutenberg Johannes

Handelsman Marceli

Hass Ludwik

Hebbel Fryderyk

Heraklit z Efezu

Herbert Zbigniew

Herbst Stanisław

Hertz K.

Hertz Paweł

Hitler Adolf

Hoffman Kazimierz

Hollender Henryk

Jabłoński Henryk

Jabłoński-Jasieńczyk Antoni

Jan Ewangelista, św.

Jan Paweł II (Karol Wojtyła)

Janion Maria

Jarocki Stanisław

Jarosiński Zbigniew

Jędrusik Kalina

Joyce James

Jung Carl Gustav

Kaczyński Jarosław

Kalinin Michaił I.

Kamieńska Anna

Kerner Justyn

Kieniewicz Stefan

Kijowski Andrzej

Klinger Witold

Kluczycki Stanisław

Kłoskowska Antonina

Kmiecik Zdzisław

Kołakowski Leszek

Komendant Tadeusz

Konopnicka Maria

Korzeniewski Bohdan

Kossak Wojciech

Kossak-Woźniakowska Maria

Kostrzewa Władysława

Koszczor Henryk

Kott Jan

Kowalik Ryszard

Krajewska Jadwiga

Krampera Józef

Kraushar Aleksander

Kristeva Julia

Krokiewicz Adam

Kronman Wanda

Krzywicki Ludwik

Krzyżanowski Julian

Kulerski Witold

Lagerlöf Selma

Langan Thomas

Larkin Philip

Lechoń Jan

Lelewel Joachim

Lenin Włodzimierz

Lewak Adam

Linde Samuel Bogumił

Lipski Jan Józef

Lisicki Roman

Litwiniukowa Barbara

Lorentz Stanisław

Lutosławski Wincenty

Ługowska Ewa

MacLeish Archibald

Malebranche Nicolas

Mann Thomas

Márai Sándor

Matywiecki Piotr

McLuhan Marschall

Miazek Tadeusz

Michalski Marek

Michałowski Kazimierz

Mikucki Stanisław

Milewski Karol

Miłosz Czesław

Moczar Mieczysław

Montaigne Michel de

Moszyński Kazimierz

Motz Wanda

Mrożek Sławomir

Nałkowska Zofia

Nietzsche Friedrich

Norwid Cyprian Kamil

Odrowąż-Kamiński Paweł

Okopień-Sławińska Aleksandra

Parandowski Jan

Pascal Blaise

Pawlikowska-Jasnorzewska Maria

Peiper Tadeusz

Piszczek Zdzisław

Porębski Mieczysław

Potocka Delfina

Potocka Róża

Potocka Zofia

Prokopiuk Jerzy

Pucek Antoni

Radhakrishnan Sarvepalli

Ratoń Kazimierz

Rej Mikołaj

Russell Raymond

Rybicki Zygmunt

Rzepińska Maria

Samsonowicz Henryk

Sandauer Artur

Sartre Jean-Paul

Schorr Mojżesz

Schulz Bruno

Sebald W. G.

Sławiński Janusz

Sławski Franciszek

Słonimski Antoni

Słowacki Juliusz

Sobieszczański Franciszek

Sobociński Władysław

Sobol-Jurczykowski Andrzej

Sokołowska Wanda

Stachura Edward

Stanisław August Poniatowski

Stanisławska Bożena, s. Maria Piotra, FSK

Stańczak Edward

Starzyński Stefan

Stein Christian

Steiner Rudolf

Stradecki Janusz

Sudolski Zbigniew

Sułek Róża

Syski Aleksander

Szyller Stefan

Szymanowski Wojciech

Szymborska Wisława

Śpiewak Jan

Tales z Miletu

Tazbir Janusz

Tischner Józef, ks.

Tokarz Adam

Tołczanow Arkadiusz

Tołstoj Lew

Toporowski Marian

Trzcińska Maria

Tulli Magdalena

Tuwim Julian

Tyszka Andrzej

Tyszkowa Maria

Umiastowski Roman

Virion Tadeusz de

Wąsowicz Krzysztof Dunin

Węgrzynowa Janina

Wiechow Siergiej

Wiśniewski Piotr

Witte Wilhelm,

Wojtyła Karol zob. Jan Paweł II

Wyka Kazimierz

Wyspiański Stanisław

Yates Frances A.

Zagajewski Adam

Zajczyk Szymon

Ziembińska-Kurek Joanna

Zondek Lech

Żeleński Tadeusz ps. Boy

Żeromski Stefan

Żółkiewski Stefan

Spis rzeczy

Stary gmach

Indeks

© Copyright by Piotr Matywiecki, Warszawa 2016

Projekt okładki i stron tytułowych – Janusz GórskiOpracowanie wersji elektronicznej – Marcin KiedioNa okładce wykorzystano fotografię Anny Beaty BohdziewiczRedakcja – Paweł Kądziela

ISSN 0516-9336ISBN 978-83-65424-28-0

Towarzystwo „WIĘŹ”ul. Trębacka 3, 00–074 Warszawa, tel. 22 827 29 17

Zapraszamy do naszej księgarni internetowej – www.wiez.pl

Zamówienia – Dział Handlowy, tel./fax 22 828 18 08, [email protected]