Nowe ziarna kontemplacji - Thomas Merton - ebook + książka

Nowe ziarna kontemplacji ebook

Thomas Merton

4,7

Opis

Dlaczego Bóg odgrywa tak ważną rolę w życiu człowieka? Jak pojąć Jego istotę i zrozumieć miłość do nas? W jaki sposób pogłębiać swoją duchowość i nawiązać relację z Bogiem? Czy prawdziwe zjednoczenie ze Stwórcą jest możliwe?

Thomas Merton, najsłynniejszy dwudziestowieczny pustelnik i trapista, zainspirowany dziełami świętych Kościoła – św. Benedykta, Jana od Krzyża czy Tomasza à Kempis – uczy nas sztuki kontemplacji, czyli – jak sam pisze – duchowego cudu, zachwytu nad świętością, bezgranicznej wdzięczności za życie. Jego teksty powstawały w obecności Boga, mówią o Nim i do Niego prowadzą. Pozwalają nie tylko lepiej wyrazić i zrozumieć Bożą miłość, ale także głęboko jej doświadczyć.

Ta wyjątkowa książka, teraz dostępna w nowym przekładzie, ciągle jest doskonałą receptą na duchowe poszukiwania współczesnego człowieka.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 317

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (12 ocen)
8
4
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
elmape

Nie oderwiesz się od lektury

Merton jest genialny. Książka może być częściowo niezrozumiała, ale tylko taka może być pomocną. Warto¡
00

Popularność




Wprowadzenie

Po Nowe ziarna kontemplacji sięgnęłam po raz pierwszy zimą 1988 roku, w czasie wizyty w pustelni Thomasa Mertona, położonej w lasach Kentucky, w odległości około mili od opactwa Gethsemani. Sam klasztor odwiedzałam już wcześniej kilkakrotnie, lecz to właśnie dopiero wtedy trafiłam do niewielkiego domku z pustaków, w którym Merton spędził ostatnie lata życia. Trudno sobie wyobrazić lepsze miejsce na lekturę tego arcydzieła poświęconego życiu kontemplacyjnemu, choć jestem pewna, że gdybym przeczytała je na ławce w galerii handlowej, zrobiłoby na mnie podobne wrażenie – wywołując zachwyt i przebudzenie i stając się bodźcem do głębokiej przemiany wewnętrznej.

Czuję nieodpartą pokusę, by opisać swoje doświadczenie. Mam świadomość, że pisanie o sobie we wprowadzeniu do cudzej książki jest, zdaniem wielu osób, czymś niestosownym. Panuje też opinia, że we wstępie należy unikać form narracyjnych. Jestem jednak pisarką, autorką pamiętników i powieści. Odwoływanie się do osobistych doświadczeń i opowiadanie historii jest dla mnie czymś naturalnym.

Gdy miałam trzydzieści dziewięć lat, odbyłam „pielgrzymkę” do pustelni Mertona. Miotałam się wówczas, przytłoczona nadmiarem obowiązków, usiłując pogodzić role matki, żony i pisarki, i spełnić wszystkie niedorzeczne i liczne wymagania. Znajomi często się dziwili, że ciągnie mnie do klasztorów. Żartowałam wówczas, że moje panieńskie nazwisko tłumaczy to chyba wystarczająco*, oni zaś kpili sobie, że jestem po prostu przemęczona, więc chciałabym zrobić sobie wolne i poleżeć gdzieś do góry brzuchem.

Do pustelni zaprowadził mnie drobny, sympatyczny mnich w okularach w rogowej oprawie. Gdy opuściliśmy klasztor i spacerowaliśmy pośród drzew, o tej porze roku ogołoconych z liści, mój przewodnik zapytał mnie, skąd wzięło się moje zainteresowanie Mertonem.

„Przeczytałam Siedmiopiętrową górę” – odparłam, a kiedy się uśmiechnął, dodałam – „Stereotypowe do bólu, co?”.

Autobiografię, w której Merton opisywał swoją drogę do zakonu trapistów, poznałam dekadę wcześniej, gdy miałam dwadzieścia dziewięć lat. Zrobiła na mnie wtedy ogromne wrażenie. Dorastałam w rodzinie baptystów, w małym miasteczku na Południu. Nie miałam pojęcia, czym może być życie kontemplacyjne, o co chodzi w monastycyzmie i jaka to kusząca tajemnica mogłaby skłonić kogoś do wstąpienia do zakonu.

Sam Merton wiele pisał o literaturze, która „inicjuje” czytelnika do „ostatecznej przyczyny” – literaturze zwanej przez niego „mądrościową”. Określał tym mianem na przykład dzieła Williama Faulknera. Ja mogłabym bez trudu odnieść to określenie do Siedmiopiętrowej góry. Lektura tej książki miała dla mnie właśnie charakter inicjacyjny: dzięki niej uświadomiłam sobie istnienie życia wewnętrznego. Dziesięć lat później wciąż kierował mną wywołany przez nią impuls.

Czytałam potem wiele innych książek Mertona, głównie jego dzienniki, lecz z nieznanych powodów nigdy wcześniej nie sięgnęłam po Nowe ziarna kontemplacji. Teraz miałam je przy sobie w torebce, obok notesu z osobistymi zapiskami.

„A więc Merton to dla ciebie głównie kontemplatyk?” – zapytał mnich.

Przytaknęłam, nieco zdumiona pomysłem, że autora Siedmiopiętrowej góry można w ogóle jakoś inaczej określić. (Później zastanawiałam się, czy mój przewodnik to właśnie miał na myśli). Widziałam w Mertonie niemal wyłącznie człowieka modlitwy, samotności i milczenia. Stanowiły one wszak samą istotę mnisiej egzystencji, a jego dzieła wydawały mi się nierozerwalnie połączone z cechującą go predylekcją do tej właśnie drogi życia.

Miałam jednak dopiero odkryć, że światło Mertona może być zarówno falą, jak i cząsteczką, a to, w jaki sposób go rozumiemy, w dużej mierze zależy od naszych doświadczeń, potrzeb i inicjacji. Merton był osobowością wieloraką, złożoną, a nawet wewnętrznie sprzeczną: potrafił utrzymać w obrębie swej silnej osobowości całe spektrum dwuznaczności, paradoksów i rozmaitych jaźni. Wielka płodność i bogactwo wyobraźni jego duszy były glebą, z której wyrastał kontemplatyk, mnich, pisarz, poeta, artysta, intelektualista, krytyk kultury, dysydent, działacz na rzecz pokoju, ekumeniczny poszukiwacz, wielbiciel przyrody i zwykły człowiek. Dzięki tej wszechstronności Merton posiadał szczególną zdolność nawiązywania kontaktu z tym, co głębokie i uniwersalne w ludzkich wnętrzach. W jego życiu, niczym w niezwykle przejrzystej soczewce, inni mogli dostrzec przebłysk własnej jaźni, zwłaszcza tej, której najbardziej domagała się ich dusza. Tak więc, zanim dotarłam do pustelni, już zaczęłam się zastanawiać, czy moje wyobrażenia o Mertonie nie mają przypadkiem więcej wspólnego z moimi osobistymi tęsknotami niż z nim samym.

Pustelnię otaczały kopczyki brunatnych liści. Na cementowej posadzce ganku piętrzył się stos drewna na opał. Obeszłam powoli wszystkie pomieszczenia: ciasną kuchnię, sypialnię z przykrytym kołdrą łóżkiem przy ścianie, maleńki pokoik pełniący funkcję kaplicy, z ołtarzem ozdobionym łupinami nasion, których kształt skojarzył mi się z origami, wreszcie pokój dzienny, z kominkiem, półką na książki, fotelem na biegunach (czy to ten sam fotel, na którym siedział Jacques** podczas swojej wizyty?). W rogu pokoju o ścianę opierało się kilka lasek, a na biurku przy oknie stała lampa naftowa. W powietrzu unosił się zapach dymu drzewnego.

Mając chwilę dla siebie, usiadłam przy biurku i wyciągnęłam z torebki Nowe ziarna kontemplacji. Na stronach tej książki odkryłam głębokie refleksje Mertona dotyczące prawdziwej jaźni.

Naszym powołaniem nie jest po prostu bycie, lecz praca – wspólnie z Bogiem – nad tworzeniem naszego życia, naszej tożsamości, naszego przeznaczenia. [...] Wypracowanie własnej tożsamości w Bogu. (32)

Nigdy dotąd nie próbowałam opisać swoich odczuć po przeczytaniu tego fragmentu. Nawet teraz, po wielu latach, nie wiem, co o tym powiedzieć, oprócz tego, że coś, co wcześniej było gdzieś głęboko we mnie ukryte, ujawniło się i uwidoczniło. Lektura Siedmiopiętrowej góry otworzyła mnie niegdyś na tajemnice życia wewnętrznego i obudziła we mnie potrzebę bycia; Nowe ziarna kontemplacji były inicjacją w sekrety mojej prawdziwej tożsamości i zrodziły pragnienie autentyczności.

Siedząc przy biurku Mertona, przepisałam do swojego notatnika kilka zdań z książki. Po latach zapomnienia, całkiem niedawno, wydobyłam te zapiski z dna szafy, aby przeczytać je ponownie. Wybrane przeze mnie fragmenty ujawniają moje subiektywne doświadczenie związane z lekturą Nowych ziaren kontemplacji. Są one dla mnie niczym małe okienka, przez które mogę spojrzeć na intymne tęsknoty mojego dawnego „ja”.

Przepisałam na przykład ten wymowny fragment:

Na każdego z nas pada cień iluzorycznej osoby: fałszywej jaźni. [...] Źle radzimy sobie z rozpoznawaniem iluzji, szczególnie tych, które dotyczą nas samych. (34)

I ten:

Kontemplacja nie jest i nie może być funkcją tej zewnętrznej jaźni. Istnieje nieredukowalna opozycja pomiędzy głęboką transcendentną jaźnią, która budzi się tylko podczas kontemplacji, a powierzchowną, zewnętrzną jaźnią, którą często identyfikujemy z pierwszą osobą liczby pojedynczej. (7)

Albo ten, który musiał wydać mi się szczególnie istotny, bo na kartce poza nim nie zapisałam nic więcej:

Nasza rzeczywistość, nasza prawdziwa jaźń, jest ukryta w czymś, co wydaje się nam nicością i próżnią. [...] Możemy wznieść się ponad tę nierzeczywistość i odzyskać naszą ukrytą tożsamość. (281) [...] Sam Bóg [...] zaczyna żyć we mnie nie tylko jako mój Stwórca, lecz jako moja inna i prawdziwa jaźń. (41)

Ostatni zanotowany przeze mnie fragment trafnie wyraża rozdarcie, które wówczas odczuwałam.

Musimy dokonać wyboru pomiędzy dwiema tożsamościami: zewnętrzną maską, która wydaje się rzeczywista, [...] i ukrytą, wewnętrzną osobą, która wydaje się nam niczym, lecz potrafi na wieczność oddać się prawdzie, w której trwa. (295)

W miarę jak czytałam Nowe ziarna..., zmieniało się moje podejście do Mertona i życia duchowego. Kim jestem? Kim jest moja prawdziwa jaźń? Jak mam stać się tą jaźnią? Okazało się, że te pytania to sama esencja tego, kim był Merton, a w zasadzie – sama esencja tego, kim ja jestem. Zmiana, która dokonała się we mnie, wiązała się z odkryciem intencji kontemplacji dotychczas mi nieznanej – procesu konfrontowania się z fałszywą jaźnią, złudzeniami i nieustępliwością ego, oraz odkryciem prawdziwej jaźni i poddaniem się jej. Merton określał to poetycko jak ruch od nieprzejrzystości do przejrzystości.

I tym razem „mądrościowa” literatura Mertona doprowadziła mnie do ostatecznej przyczyny. Spotkanie to wciąż znacząco wpływa na moją duchowość i moje pisarstwo.

Gdy całkiem niedawno odnalazłam wspomniany notatnik z cytatami, spomiędzy jego kartek wypadła fotografia pustelni Mertona. Jestem na tym zdjęciu; stoję na ganku. Ubrana w biały płaszcz wyglądam jak zakonna nowicjuszka. Patrząc na tę fotografię sprzed blisko dwudziestu lat, uświadomiłam sobie nagle, że od tego czasu czytałam Nowe ziarna... kilkakrotnie, za każdym razem odbierając tę książkę w inny sposób: raz jako klasyczne dzieło teologiczne traktujące o naturze kontemplacji, kiedy indziej jako zbiór osobistych medytacji, pomocnych duszy, to znów jako mistyczną wizję tego, co Merton nazwał „kosmicznym tańcem”. Jednak najważniejsze pozostaje spotkanie z tą książką w 1988 roku, gdy w bramie zimowego poranka stanęła po raz pierwszy moja świadomość prawdziwej jaźni.

Sue Monk Kidd

* „Monk” w języku angielskim znaczy „mnich” [przyp. tłum.].

** Przez dwanaście lat, jakie upłynęły od napisania i publikacji tej książki, wielu cystersów gwałtownie zaprzeczało, jakoby takie myśli były dla nich charakterystyczne czy też godne normalnego cystersa – i zapewne mają słuszność.

Wstęp

Nie jest to jedynie nowe wydanie starej książki. Jest to, pod wieloma względami, książka zupełnie nowa. Zasadnicza treść poprzedniego dzieła została zachowana, usunięto tylko parę zdań. W tekście oryginalnym dokonano kilku drobnych korekt, lecz również wprowadzono sporo dodatków. Prawie każdy rozdział znacznie poszerzono; dodano też kilka zupełnie nowych. Celem tych zmian nie było jedynie zwiększenie objętości książki, lecz również dopowiedzenie wielu nowych rzeczy, które mogą korzystnie wpłynąć na już opublikowane. Zaistniał bardzo dobry powód, aby powiedzieć te nowe rzeczy w inny niż dotychczas sposób.

Pomiędzy pierwszą a drugą redakcją tego tekstu upłynęło bez mała dwanaście lat. Kiedy powstała ta książka, autor nie miał doświadczenia w konfrontowaniu się z potrzebami i problemami innych ludzi. Została ona napisana w swoistej izolacji, w której autor pozostawał sam ze swoim doświadczeniem życia kontemplacyjnego. Taką książkę najlepiej pisze się w samotności – a być może wyłącznie w samotności mogłaby ona się zrodzić. Okoliczności towarzyszące powstaniu drugiej wersji były podobne, lecz samotność autora zmieniła charakter, jako że twórca poznał samotność innego rodzaju: osamotnienie, prostotę i rozdarcie nowicjuszy i kleryków z jego wspólnoty zakonnej; samotność ludzi spoza zakonu; samotność ludzi nienależących do Kościoła...

W rezultacie poszerzenia perspektywy pojawiło się wiele pytań, które skłoniły autora do wznowienia pracy. Jedno z istotniejszych odnosiło się do samego użycia słowa kontemplacja. Jest to pod wieloma względami zwodnicze pojęcie. Budzi ono wielkie nadzieje, z dużym prawdopodobieństwem złudne, bowiem błędnie się je rozumie. Słowo to może nabrać niemal magicznego lub natchnionego charakteru, co jest równie złe.

Jednak jednym z największych defektów tego słowa jest to, że kontemplacja wydaje się „czymś” – obiektywną wartością, duchowym dobrem, o które można się wystarać, czymś, co dobrze jest mieć; czymś, co – jeśli się to posiądzie – uwalnia od problemów i od nieszczęścia. Jak gdyby pośród milionów innych projektów, jakie proponuje się nam w ciągu naszego życia, pojawił się nowy: zostać kontemplatykiem.

Zwodniczość wcześniejszej wersji tej książki zasadza się w tym, że można odnieść wrażenie, iż uczy ona czytelnika, „jak zostać kontemplatykiem”. Nie było to intencją autora, bowiem jest niemożliwe, aby jeden człowiek nauczył drugiego „bycia kontemplatykiem”. Równie dobrze można by napisać książkę: „jak zostać aniołem”.

Odrzucenie słowa kontemplacja uniemożliwiłoby poprawienie książki. Zatem korekty dokonano bez zmieniania oryginalnej terminologii. Dodano wyjaśnienia, a pierwsze dwa rozdziały nowej wersji poświęcono opisom doświadczenia kontemplacyjnego, które czytelnik czyta na własną odpowiedzialność.

Choć autorowi podczas pisania pierwotnej wersji książki nie towarzyszył zamiar zdobycia popularności, to zjednała sobie ona wielu czytelników. Również w przypadku drugiej wersji nie ma znaczenia, czy tych, którzy ją przeczytają, będzie wielu, czy też dotrze ona jedynie do tych nielicznych, z myślą o których powstała. Nie jest to książka dla każdego. Nie jest przeznaczona dla wszystkich osób stanu zakonnego. Nie jest adresowana wyłącznie do katolików, choć trzeba powiedzieć jasno, że autor starał się w każdym przypadku wyjaśniać trudne kwestie językiem zgodnym z katolicką wykładnią.

Jest wielu religijnych ludzi, którym tego rodzaju książka nie jest potrzebna, ponieważ ich duchowość ma inny charakter. Jeśli nie odnajdą w tej książce sensu, nie powinni się tym niepokoić. Z drugiej strony istnieją zapewne osoby oficjalnie niezwiązane z żadną religią, które znajdą na tych stronicach coś, co do nich przemówi. Ucieszy mnie, jeśli tak się stanie, bowiem czuję się ich dłużnikiem bardziej niż dłużnikiem innych.

Słowo od autora

W klasztorze książka tego rodzaju pisze się sama, niemal automatycznie. Zapewne jest to jeden z powodów, dla których takich dzieł powstaje stosunkowo niewiele. Wśród ludzi za dużo jest namiętności i przemocy fizycznej, by chcieli snuć refleksje na temat życia wewnętrznego i jego znaczenia. Ponieważ jednak życie wewnętrzne i kontemplacja są tym, czego potrzebujemy najbardziej – mówię jedynie o kontemplacji, która wypływa z miłości Boga – rozważań tego rodzaju powinni łaknąć w naszych czasach wszyscy, nie tylko mnisi. Dlatego sądzę, że tom złożony z mniej lub bardziej powiązanych ze sobą myśli, idei i aforyzmów na temat życia wewnętrznego nie potrzebuje żadnej szczególnej apologii czy usprawiedliwienia, nawet jeśli zbiór o takim charakterze może wydawać się czymś osobliwym.

Gdyby jednak czytelnik potrzebował jakiegoś potwierdzenia istnienia długiej tradycji takiego pisarstwa, może odwołać się do Myśli Blaise’a Pascala, Przestróg i Sentencji św. Jana od Krzyża, Medytacji kartuskich Guigona II Kartuza czy chociażby O naśladowaniu Chrystusa Tomasza à Kempis. Przywoływanie takich nazwisk mogłoby sugerować, że autor – który nigdy nawet nie śmiałby porównywać się z tymi wielkimi ludźmi – zestawia swoją książkę z ich dziełami. Trzeba zatem powiedzieć, że wspomina się tu o nich jedynie po to, aby usprawiedliwić publikację czegoś, co stanowi zaledwie zbiór notatek i osobistych refleksji.

Przemyślenia tego rodzaju mogłyby przytrafić się każdemu cystersowi*; przychodziły do głowy autora w dziwnych chwilach i były przelewane na papier, gdy był po temu czas, bez zachowywania jakiegoś szczególnego porządku czy kolejności. Nie obejmują one całości życia wewnętrznego. Wręcz przeciwnie, w dużej mierze są to przypuszczenia i domysły. Wszystko, czego naucza Ewangelia głoszona przez Chrystusa oraz Reguła św. Benedykta, co obejmuje tradycja katolicka w odniesieniu do samodyscypliny chrześcijańskiego ascetyzmu, autor przyjmuje tu za rzecz oczywistą i nie stara się z tego tłumaczyć. Źródło i uzasadnienie wielu wypowiedzianych tu myśli odnaleźć można w pismach dwunastowiecznych cystersów, szczególnie św. Bernarda z Clairvaux. To on w największym stopniu uformował duchowość tego kontemplacyjnego zakonu, do którego należy i autor. Jednak ci, którym nieobcy jest św. Jan od Krzyża, odkryją, że większość z tego, co mówi się tu o modlitwie kontemplacyjnej, zgodna jest z duchem przesłania tego hiszpańskiego karmelity. A zatem książka ta nie rości sobie pretensji do rewolucyjności czy choćby szczególnej oryginalności. Mamy szczerą nadzieję, że nie zawiera ani jednego wersu, który byłby nowy w stosunku do chrześcijańskiej tradycji.

To dlatego właśnie książkę tę mógłby napisać każdy mnich. Wyraża ona myśli, które w mniejszym lub większym stopniu absorbują umysły wszystkich kontemplatyków – z uwzględnieniem różnic w temperamencie i osobowości. Nie ma na względzie żadnego innego celu czy ideału poza zwyczajną realizacją chrześcijańskiego życia wypełnionego łaską. Z tego powodu wszystko, co zostało zawarte w tej książce, może dotyczyć każdego człowieka, nie tylko żyjącego w klasztorze, lecz również w świecie.

Niniejszy tom nie rości sobie także pretensji do bycia dziełem sztuki. Właściwie każda osoba o tych samych zainteresowaniach mogłaby zapewne napisać go dużo lepiej. Fakt, że napisał ją akurat ten autor, niewiele zmienia – ani na lepsze, ani też (miejmy nadzieję) na gorsze. Bowiem książka tego rodzaju osiąga rezultat, którego żaden autor – żaden człowiek – nie kontroluje ani kontrolować nie może. Jeśli w jakiś sposób uda ci się przeczytać ją w jedności z Bogiem, w którego obecności została napisana, wzbudzi twoje zainteresowanie, a jej lektura być może przyniesie ci jakąś korzyść – bardziej za sprawą Jego łaski niż wskutek wysiłków autora. Jeśli jednak nie zdołasz jej przeczytać, spełniwszy te warunki, zapewne wskaże jakąś nową drogę.

* Chodzi o francuskiego filozofa Jacques’a Maritaine’a, który odwiedził Mertona w jego pustelni w 1966 roku [przyp. tłum.].

1 Czym jest kontemplacja?

Kontemplacja to najwyższy przejaw intelektualnego i duchowego życia człowieka. To właśnie owo życie, w pełni przebudzone, w pełni czynne, w pełni świadome tego, że żyje. To duchowy cud. To nagłe zatrwożenie świętością życia i zachwyt nad nią. To wdzięczność za życie, za świadomość i za istnienie. To wyraźne uświadomienie sobie faktu, że nasze życie, a wręcz istnienie ma swój początek w niewidzialnym, transcendentnym i nieskończenie obfitym Źródle. Kontemplacja to, nade wszystko, świadomość realności tego Źródła. Kontemplacja zna to Źródło – niejasno, niewytłumaczalnie, lecz z pewnością wykraczającą poza rozum i prostą wiarę. Kontemplacja to rodzaj duchowej wizji, do której i rozum, i wiara aspirują już przez samą swoją naturę, bowiem bez niej zawsze będą niepełne. Lecz kontemplacja nie jest wizją dlatego, że widzi „bez widzenia” i zna „bez poznawania”. Stanowi niezmierzoną głębię wiary, wiedzę niemożliwą do uchwycenia w obrazach, w słowach, czy nawet w klarownych pojęciach. Słowami czy symbolami można ją zasugerować, lecz próbując jej dowieść, kontemplacyjny umysł odwołuje to, co powiedział i zaprzecza temu, co potwierdził. Bowiem w kontemplacji wiemy przez „niewiedzę”. Lub raczej wiemy poza wszelką wiedzą czy „niewiedzą”.

Poezja, muzyka i sztuka w jakiś sposób wiążą się z doświadczeniem kontemplacyjnym. Lecz kontemplacja wykracza poza estetyczną intuicję, poza sztukę, poza poezję, jak też poza filozofię i poza spekulatywną teologię. Streszcza, przekracza i wypełnia je wszystkie, a mimo to jednocześnie zdaje się w pewnym sensie wypierać je wszystkie i zaprzeczać im. Kontemplacja zawsze znajduje się poza zasięgiem naszej wiedzy, poza naszym światłem, poza systemami, poza wyjaśnieniami, poza dyskursem, poza dialogiem, poza naszą jaźnią. Aby wejść do królestwa kontemplacji, trzeba, w pewnym sensie, umrzeć: lecz ta śmierć jest w istocie wejściem do życia wyższego. To śmierć na rzecz życia – śmierć, która pozostawia za sobą to wszystko, co jest nam znane lub dla nas cenne jako życie, myśl, doświadczenie, radość, istnienie.

Tak więc kontemplacja niejako wypiera i odrzuca każdą inną formę intuicji i doświadczenia – czy to związaną ze sztuką, filozofią, teologią, liturgią, czy po prostu z miłością i wiarą. Jednak to tylko oczywiście pozorne odrzucenie. Kontemplacja jest i musi być zgodna z tymi wszystkimi dziedzinami, bowiem pozwala je całkowicie wypełnić. Lecz w faktycznym doświadczeniu kontemplacyjnym wszystkie inne doświadczenia zostają w jednej chwili utracone. „Umierają”, żeby odrodzić się na wyższym poziomie życia.

A zatem kontemplacja odwołuje się do poznania, a nawet doświadczenia transcendentnego i niewyrażalnego Boga. Zna Boga dzięki temu, że poniekąd Go dotyka. A raczej zna Go, jak gdyby On jej niewidzialnie dotknął... Dotknął jej Ten, Który nie ma dłoni, lecz Który jest czystą Rzeczywistością i źródłem wszystkiego, co rzeczywiste! Tak więc kontemplacja to nagły dar świadomości, otwarcie oczu na to, co Rzeczywiste w obrębie tego wszystkiego, co rzeczywiste. To żywa świadomość nieskończonego Istnienia u korzeni naszego ograniczonego istnienia. To świadomość naszej przypadkowej rzeczywistości jako prezentu otrzymanego od Boga, jako daru miłości, za który niczym nie musimy się odpłacać. To egzystencjalny kontakt, o którym mówimy metaforycznie jako o „dotknięciu przez Boga”.

Kontemplacja jest także odpowiedzią na wołanie: wołanie Tego, Który nie ma głosu, a jednak Jego głos wydobywa się ze wszystkiego, co istnieje, a przede wszystkim jest obecny w głębinach naszego własnego istnienia: bowiem to my sami jesteśmy Jego słowami – słowami, których przeznaczeniem jest reagować na Niego, odpowiadać Mu, być Jego echem, a nawet, do pewnego stopnia, zawierać Go i oznaczać. Kontemplacja jest tym echem, rezonansem w intymnym centrum naszego ducha, w którym nasze życie traci swój odrębny głos i rozbrzmiewa majestatem i miłosierdziem Ukrytego i Żyjącego. W nas odpowiada On sobie samemu i ta odpowiedź jest Bożym życiem, Bożą twórczością, która wszystko odnawia. My sami stajemy się Jego echem i Jego odpowiedzią. To tak, jak gdyby podczas aktu stwarzania nas Bóg zadał pytanie, a zachęcając nas do kontemplacji, odpowiedział na nie – to dlatego kontemplatyk jest jednocześnie pytaniem i odpowiedzią.

Życie kontemplacyjne implikuje dwa poziomy świadomości: pierwszy to świadomość pytania, drugi – świadomość odpowiedzi. Chociaż są to dwa odrębne i niezmiernie różne poziomy, to w istocie są one świadomością tej samej rzeczy. Pytanie samo przez się jest odpowiedzią. My zaś jesteśmy jednym i drugim. Dowiadujemy się tego jednak dopiero wtedy, gdy poznamy ten drugi rodzaj świadomości. Budzimy się nie po to, aby znaleźć odpowiedź zupełnie oderwaną od pytania, lecz po to, aby uświadomić sobie, że pytanie jest już swoją własną odpowiedzią. Wszystko sumuje się w jednej świadomości – nie w twierdzeniu, lecz w doświadczeniu: „jestem”.

Taka kontemplacja nie ma charakteru filozoficznego. Nie jest statyczną świadomością metafizycznych esencji traktowanych jako niezmienne i wieczne obiekty duchowe. Nie jest też kontemplacją abstrakcyjnych idei. To rozumienie Boga w ujęciu religijnym, poprzez moje życie w Bogu lub „synostwo”, powtarzając za Nowym Testamentem: „Albowiem wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi. [...] Sam Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy [synami] Bożymi” (Rz 8, 14–16). „Wszystkim tym, którzy Je [Słowo] przyjęli, dało moc, aby się stali [synami] Bożymi” (J 1, 12). Tak więc mówię o kontemplacji, która jest religijnym i transcendentnym darem. Nie możemy dotrzeć do niej sami, wykorzystując swoje naturalne siły intelektualne, które udoskonalamy. Nie jest ona formą autohipnozy, będącej rezultatem skupienia się na swoim wewnętrznym, duchowym bycie. Nie jest rezultatem naszych wysiłków. Jest darem Boga, który, w swej łaskawości, dokańcza w nas ukryte i tajemnicze dzieło stworzenia, oświecając nasze umysły i serca, budząc w nas świadomość, że jesteśmy słowami wypowiadanymi w Jego Jedynym Słowie i że mieszka w nas Stwórczy Duch (Creator Spiritus) – my zaś mieszkamy w Nim. Że jesteśmy „w Chrystusie”, a On w nas. Że dzięki Duchowi Świętemu nasze naturalne życie zostało ukończone, wyniesione, przekształcone i wypełnione w Chrystusie. Kontemplacja to świadomość i urzeczywistnienie, a w pewnym sensie nawet doświadczenie tego, w co każdy niejasno wierzy: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (2 Ga 2, 20).

Zatem kontemplacja wykracza poza zwykłe rozważanie abstrakcyjnych prawd o Bogu, a nawet poza afektywne medytowanie nad tym, w co wierzymy. To przebudzenie, oświecenie i zdumiewające, intuicyjne uchwycenie, poprzez które miłość zyskuje pewność, że Bóg naprawdę jest obecny w naszym codziennym życiu – za sprawą stwórczej i dynamicznej interwencji. Tak więc kontemplacja nie oznacza „odnalezienia” klarownej idei Boga, wtłoczenia Go w ramy tej idei i przetrzymywania Go tam niczym więźnia w areszcie, do którego zawsze może znowu trafić. Przeciwnie, to On wprowadza kontemplację do swojego królestwa, swojej tajemnicy i swojej wolności. To czysta i dziewicza wiedza, uboga nie tylko w pojęcia, ale i w rozumowanie, lecz właśnie dzięki ubóstwu i czystości zdolna do podążania za Słowem, „tam, gdzie wejdzie” (Mk 14, 14).

2 Czym kontemplacja nie jest

Dostępne w wersji pełnej

3 Ziarna kontemplacji

Dostępne w wersji pełnej

4 Wszystko, co jest, jest święte

Dostępne w wersji pełnej

5 Tożsamość rzeczy

Dostępne w wersji pełnej

6 Módl się o odkrycie samego siebie

Dostępne w wersji pełnej

7 Zjednoczenie i podział

Dostępne w wersji pełnej

8 Samotność nie jest oddzieleniem

Dostępne w wersji pełnej

9 Jesteśmy jednym człowiekiem

Dostępne w wersji pełnej

10 Ciało o połamanych kościach

Dostępne w wersji pełnej

11 Naucz się być sam

Dostępne w wersji pełnej

12 Czyste serce

Dostępne w wersji pełnej

13 Diabelska teologia moralna

Dostępne w wersji pełnej

14 Spójność

Dostępne w wersji pełnej

15 Sentencje

Dostępne w wersji pełnej

16 Korzeniem wojny jest strach

Dostępne w wersji pełnej

17 Piekło jako nienawiść

Dostępne w wersji pełnej

18 Wiara

Dostępne w wersji pełnej

19 Od wiary do mądrości

Dostępne w wersji pełnej

20 Tradycja i rewolucja

Dostępne w wersji pełnej

21 Tajemnica Chrystusa

Dostępne w wersji pełnej

22 Życie w Chrystusie

Dostępne w wersji pełnej

23 Niewiasta obleczona w słońce

Dostępne w wersji pełnej

24 Kto nie jest ze mną, jest przeciwko mnie

Dostępne w wersji pełnej

25 Pokora przeciw rozpaczy

Dostępne w wersji pełnej

26 Wolność w posłuszeństwie

Dostępne w wersji pełnej

27 Czym jest wolność?

Dostępne w wersji pełnej

28 Oddzielenie

Dostępne w wersji pełnej

29 Modlitwa wewnętrzna

Dostępne w wersji pełnej

30 Rozpraszające przeszkody

Dostępne w wersji pełnej

31 Dar zrozumienia

Dostępne w wersji pełnej

32 Noc zmysłów

Dostępne w wersji pełnej

33 Podróż przez pustkowie

Dostępne w wersji pełnej

34 Mylny płomień

Dostępne w wersji pełnej

35 Wyrzeczenie

Dostępne w wersji pełnej

36 Wewnętrzne ogołocenie

Dostępne w wersji pełnej

37 Dzielenie się owocami kontemplacji

Dostępne w wersji pełnej

38 Czysta miłość

Dostępne w wersji pełnej

39 Powszechny taniec

Dostępne w wersji pełnej

Originally published under the title

New Seeds of Contemplation by Thomas Merton

Copyright © 1961 by The Abbey of Gethsemani

Polish edition © 2017 Wydawnictwo Esprit

Copyright © for the Polish translation

by Wydawnictwo Esprit 2017

All rights reserved

Na okładce:

Photograph of Thomas Merton by Sibylle Akers.

Used with permission of the Merton Legacy Trust and the Thomas

Merton Center at Bellarmine University

Nihil obstat:

James F. Rigney, S.T.D

Censor Librorum

Imprimatur:

Francis Cardinal Spellman

Archbishop of New York

EX PARTE ORDINIS

Nihil obstat:

Fr. M. Paul Bourne, O.C.S.O.

Fr. M. Thomas Aquinas Porter,

O.C.S.O.

Imprimi potest:

Fr. M. Gabriel Sortais

Abbot General

April 10, 1961

Redakcja: Paulina Bieniek, Marzena Lipińska,

Gabriela Rogowska

ISBN 978-83-65706-69-0

Wydawnictwo Esprit sp. z o.o.

ul. Przewóz 34/100, 30-716 Kraków

tel./fax 12 267 05 69, 12 264 37 09, 12 264 37 19

e-mail: [email protected]

[email protected]

[email protected]

Księgarnia internetowa: www.esprit.com.pl

Plik opracował i przygotował Woblink

woblink.com