Piękny żółty Dunaj. Wg rękopisu. Pierwsze polskie tłumaczenie - Juliusz Verne - ebook

Piękny żółty Dunaj. Wg rękopisu. Pierwsze polskie tłumaczenie ebook

Juliusz Verne

0,0

Opis

Pierwszy polski przekład wg rękopisu

Ilia Krusch, emerytowany pilot dunajskich statków, wygrywa doroczny konkurs Towarzystwa Dunajskiej Wędki, skupiającego wędkarzy z wszystkich krajów położonych nad Dunajem. Potem wybiera się łódką na wędkarską wyprawę od źródeł Dunaju do jego ujścia. Tymczasem w Wiedniu powstaje Międzynarodowa Komisja, mająca opracować plan rozbicia świetnie zorganizowanej siatki przemytników działającej na wodach Dunaju, której szefem jest niejaki Latzko. Komisja powołuje szefa policji w Peszcie Karla Dragocha na szefa działań policji i celników wszystkich zainteresowanych krajów. Krusch kontynuuje spływ Dunajem. Podczas jego postoju w Ulm nieznajomy, pan Jaeger, prosi wędkarza, by zabrał go z sobą w dalszy rejs. W zamian oferuje pięćset florenów za ryby złowione po drodze przez Kruscha. Wędkarz przystaje na tę propozycję. Płynąc razem, obaj starają się unikać ludzi. Skromnego wędkarza męczy zainteresowanie jego osobą. Jako człowiek dyskretny nie wnika w powody, dla których stroni od ludzi jego towarzysz. Jaeger zupełnie nie jest zainteresowany wędkowaniem, ciekawi go natomiast wszystko, co dotyczy dunajskiej żeglugi, i chętnie słucha uwag na ten temat dawnego dunajskiego pilota. W Wiedniu pan Jaeger opuszcza Kruscha, zapowiadając listownie, że dołączy do niego ponownie w okolicy Budapesztu albo Belgradu. Oddział policji dowodzony przez Karla Dragocha robi obławę na przemytników w Małych Karpatach, ale złoczyńcom udaje się uciec. W Peszcie Krusch zostaje wzięty za przywódcę przemytników Latzko i aresztowany. Spędza kilka dni w areszcie, po sprawdzeniu jego tożsamości zostaje uwolniony i rusza w dalszą drogę. W Belgradzie, po miesiącu nieobecności, dołącza do niego Jaeger. W miasteczku Orsova zmuszeni są do całodobowego postoju z powodu wzmożonych rewizji zarządzonych przez Międzynarodową Komisję. Uwagę ich obu zwraca dobrze prowadzona barka, która płynie mniej więcej równo z nimi. W okolicach Silistry po nocnej nawałnicy załoga barki uprowadza Kruscha i Jaegera. Krusch zostaje zmuszony do prowadzenia barki, która podczas burzy straciła pilota. Za Gałaczem Jaeger znika z pokładu. Krusch nie wie, czy udało mu się uciec, czy utonął. Z usłyszanej przypadkiem rozmowy dowiaduje się, że barka należy do przemytników, a na jej pokładzie jest Latzko. Domyśla się, że statek ma podwójne dno i dlatego podczas rewizji nie znaleziono przemycanych towarów. Gdy barka dociera do ujścia Dunaju, na Morzu Czarnym czeka na nią statek, który ma odebrać kontrabandę. Aby to uniemożliwić, Krusch osadza barkę na mieliźnie. Rozwścieczony Latzko mocnym ciosem pozbawia go przytomności, ale odważny czyn Krucha pozwala celnikom aresztować załogę statku. Z celnikami przybywa Jaeger, który udziela pomocy wędkarzowi i wyznaje mu, że jest Karlem Dragochem. Towarzyszył Kruschowi w żegludze, by śledzić rzekę i wytropić oszustów. Ilia Krusch otrzymuje nagrodę dwóch tysięcy florenów ustanowioną przez Międzynarodową Komisję. Otoczony powszechnym szacunkiem, pozostaje skromnym człowiekiem i zapalonym wędkarzem. Utrzymuje przyjazne stosunki z Karlem Dragochem.

Seria wydawnicza Wydawnictwa JAMAKASZ „Biblioteka Andrzeja” zawiera obecnie ponad 35 powieści Juliusza Verne’a i każdym miesiącem się rozrasta. Publikowane są w niej tłumaczenia utworów dotąd niewydanych, bądź takich, których przekład pochodzący z XIX lub XX wieku był niekompletny. Powoli wprowadzane są także utwory należące do kanonu twórczości wielkiego Francuza. Wszystkie wydania są nowymi tłumaczeniami i zostały wzbogacone o komplet ilustracji pochodzących z XIX-wiecznych wydań francuskich oraz o mnóstwo przypisów. Patronem serii jest Polskie Towarzystwo Juliusza Verne’a.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 277

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Strona tytułowa

Juliusz Verne

 

 

Piękny żółty Dunaj

 

 

Przełożył i przypisami opatrzył Andrzej Zydorczak

Strona redakcyjna

Czterdziesta czwarta publikacja elektroniczna wydawnictwa JAMAKASZ

Tytuł oryginału francuskiego: Le beau Danube jaune

© Copyright for the Polish translation by Andrzej Zydorczak, 2017

38 ilustracji, w tym 4 karty kolorowe: Damian Christ

Redakcja: Marzena Kwietniewska-Talarczyk

Konwersja do formatów cyfrowych: Mateusz Nizianty

Patron serii „Biblioteka Andrzeja”:

Polskie Towarzystwo Juliusza Verne’a 

Wydanie I 

© Wydawca: JAMAKASZ

Ruda

Wstęp

 

Podróże można odbywać na różny sposób. Można wyruszyć piechotą, polecieć samolotem, pojechać autem lub wsiąść na statek. Można zwiedzać obce krainy lądem albo też przemieszczać się od jednej do drugiej morzami lub oceanami. Można też spłynąć łodzią po rzece, szczególnie gdy ta należy do największych na świecie. Taką właśnie podróż zaproponował czytelnikom Juliusz Verne pod koniec swego życia. Po pełnej przygód wyprawie rzeką Orinoko i nie mniej emocjonującej po wielkiej Amazonce tym razem autor zabrał nas do Europy, której znaczną część poznamy, spływając razem z wędkarzem Ilią Kruschem pięknym żółtym Dunajem. Nie „modrym”, jak się zwykło mówić o tej rzece, lecz właśnie „żółtym”. Wyjaśnienie takiego nazwania wielkiej rzeki Europy znajdziemy w powieści, kiedy już miniemy Żelazne Wrota, malowniczy wąwóz, będący jedną z najwspanialszych atrakcji na jej długim biegu.

Będzie to podróż spokojna, z reguły bez wielkich wydarzeń i nagłych zwrotów akcji, tocząca się w rytmie, w jakim poruszają się wody Dunaju. W ciągu całej wyprawy w powieści będzie się przebijała miłość do wędkarstwa, pochwała tego sposobu rekreacji, wymagającej opanowania, spokoju, sprytu, umiejętności oraz wielkiej wiedzy odnoszącej się zarówno do sprzętu: wędzisk, wędek, haczyków, żyłek, do przynęt i zanęt, jak też do sposobu życia i zachowania poszczególnych gatunków ryb.

Jakże różni się ten utwór od powieści, którą polscy czytelnicy znają pod różnymi tytułami: Pilot dunajskich statków, Tajemniczy rybak czyTajemniczy pilot, wersji dość radykalnie przerobionej przez syna pisarza Michela Verne’a, który zrobił z tekstu dramat kryminalny, zupełnie wbrew intencjom swego ojca.

Teraz polscy miłośnicy mają okazję zapoznać się z trzecią już powieścią, po Latarni na Krańcu Świata i Sekrecie Wilhelma Storitza, której treść oparta jest na rękopisie Juliusza Verne’a, a to dzięki temu, że w 1986 roku miasto Nantes za kwotę sześciu milionów franków odkupiło od spadkobierców pisarza rękopisy, spoczywające dotąd w rodzinnym sejfie.

Utwór powstał w 1901 roku, po raz pierwszy ukazał się drukiem w roku 1987, nakładem francuskiego Towarzystwa Juliusza Verne’a, a później, w roku 1999, opublikowało go wydawnictwo Stanké w Kanadzie. Nigdy wcześniej nie był wydany z ilustracjami, ale w wydaniu „Biblioteki Andrzeja” znalazły się liczne ilustracje czarno-białe i barwne wykonane przez Damiana Christa.

Życzę przyjemnej lektury

Andrzej Zydorczak

Rozdział II

Przy źródłach Dunaju

 

Ilia Krusch miał około pięćdziesięciu lat, średni wzrost i krzepką budowę ciała. Jego niebieskie oczy cechował ten odcień błękitu, który nazwać by można węgierskim. Miał blond włosy, które teraz przechodziły w żółtawe, rzadką brodę – zarówno wąsy jak i bokobrody, silną głowę nieco zwężającą się w górnej części, szerokie bary, mocne ręce i nogi. Chociaż w wolnym czasie oddawał się spokojnemu zajęciu wędkarza, Ilia Krusch pozostawał bardzo żywotnym mężczyzną, u którego wyczuwało się, że ani jego morale, ani dobre zdrowie i dobre serce nie mają prawa się zepsuć. Nie można było się mylić, że był to człowiek odważny, usłużny i uprzejmy, zawsze gotowy wyświadczać przysługi swoim bliźnim i chętnie się do nich przywiązujący. Ze swoim nieco dobrodusznym wyrazem twarzy oraz spokojnym usposobieniem dość dobrze uosabiał ten odłam ludzi nazywanych wędkarzami i nie przyniósłby wstydu swoim kolegom. Jednak przede wszystkim był bardzo skromny, nie poszukiwał ani rozgłosu, ani chwały, co dobrze można było zauważyć po jego zachowaniu, kiedy został ogłoszony podwójnym zwycięzcą zawodów Dunajskiej Wędki.

Było prawdą, że większa cześć jego kolegów wędkarzy prawie albo zupełnie go nie znała. Do tej pory nigdy nie pojawił się na zawodach organizowanych przez towarzystwo. Zapisał się do niego zaledwie przed pięcioma czy sześcioma miesiącami. Zrobił pod nazwiskiem Ilia Krusch, narodowości węgierskiej, zamieszkujący w miasteczku Racz-Becse17, leżącym na prawym brzegu rzeki Theiss18, jednego z głównych dopływów Dunaju. Takie dane podał w chwili opłacania składki członkowskiej pobieranej przez towarzystwo. Nabył takie same prawa jak inni jego kompani po fachu, ale – jeszcze raz to powtarzamy – pierwszy raz brał udział w zawodach wędkarskich, w których odniósł sukces w dwóch kategoriach: liczby złowionych ryb i najcięższej sztuki!

Ilia Krusch, przybywszy poprzedniego dnia do Sigmaringen, już od rana zajął stanowisko, jakie na lewym brzegu rzeki wyznaczył mu los, które było jednym z krańcowych, patrząc w dół rzeki. Kompletny sprzęt wędkarski i dobrze wyposażona podręczna torba wskazywały na poważnego wędkarza, można by powiedzieć: wędkarza niepospolitego, chociaż to wyrażenie mogło prowadzić do niezamierzonej gry słów, krótko mówiąc – prawdziwego profesjonalistę. Jednak nikt z kolegów nie zwracał na niego uwagi i pośród setki zawodników nie został zauważony.

Tak więc Ilia Krusch długo zachował swoje incognito19, aż do czasu, kiedy dwa razy został wywołany przed estradę, by z rąk prezesa Miclesco odebrać dyplomy i nagrody przyznane za pierwsze miejsca. Chociaż zachowywał się bardzo skromnie, to na jego dobrodusznej, okrągłej twarzy malował się wyraz wewnętrznej satysfakcji, chociaż wcale nie chełpił się swymi zwycięstwami. Posuwał się drobnymi kroczkami, jak człowiek przyzwyczajony do liczenia stopni schodów, skłonił się lekko przed jury, uścisnął dłoń podaną mu przez prezesa Miclesco i odszedł ze wzrokiem skierowanym w ziemię. Na pewno nie był człowiekiem przyzwyczajonym do występów na ceremoniach, więc jego policzki lekko poczerwieniały, kiedy nagrodzono go oklaskami. Było to chyba najlepsze, co można było zrobić dla podwójnego laureata.

By dobrze zakończyć to popołudnie, ostatni raz wypito za sukces Dunajskiej Wędki, a zrobiono to z takim zaangażowaniem, że ani w butelkach, ani w szklanicach nie pozostała jedna kropla różnych napitków. A jeśli tamtego dnia piwniczka oberży Miejsce Spotkań Wędkarzy nie została całkowicie opróżniona, to tylko dlatego, że gospodarz wykazał się ostrożnością i zrobił duże zapasy. Lecz nadejdzie czas, kiedy niezaspokojeni pijacy i tego będą w stanie dokonać.

W końcu około szóstej wieczorem prezes Miclesco uścisnął dłonie wszystkim swoim kolegom i zaprosił ich na następne zawody wędkarskie, których data i miejsce zostaną ustalone później. Ponieważ w Towarzystwie Dunajskiej Wędki spotykali się ludzie różnych narodowości, więc zwyczajowo było przyjęte, że każdy kolejny konkurs odbywał w innym państwie, przez które przepływała wielka rzeka. Że zaś wielu członków walczących o dyplomy i nagrody przybyła z bardzo daleka, by tym razem zgromadzić się w Sigmaringen, prawie u źródeł Dunaju, więc podróż powrotna musiała trwać długo dla tych, którzy zamieszkiwali regiony w pobliżu jego ujścia.

Jeśli chodzi o Ilię Kruscha, to miał do pokonania zaledwie połowę tej drogi, skoro twierdził, że zamieszkiwał z jednym z węgierskich miasteczek.

Rozumie się samo przez się, że gazety Europy Środkowej nadały wielki rozgłos zakończonym zawodom, które na trwałe zapisały się w kronikach Dunajskiej Wędki. Było rzadkością, a nawet nigdy się nie zdarzyło, żeby ten sam wędkarz został ogłoszony zwycięzcą w obu kategoriach, czyli wagi jednej ryby i liczby złowionych sztuk. Nie dziwmy się zatem rozgłosowi, jaki zyskało nazwisko Ilii Kruscha. Gazeta […] z Wiednia, […] z Budapesztu, […] z Belgradu poświęciły mu pochwalne artykuły. Węgry mogły być dumne, że posiadały takiego bohatera, który nie tylko był chwalony prozą, ale też wierszami, a ku jego czci powstała niejedna piosenka.

Jak ten skromny człowiek – a bez wątpienia taki był, co mogliśmy zobaczyć – przyjmował owe pochwały? Czy zasłonił oczy na głośne dźwięki stu trąb, które dobiegały ze wszystkich stron horyzontu? Powrócił spokojnie do swego miasteczka i dalej prowadził swoje prawdopodobnie spokojne życie, nadal oddając się nieodpartej namiętności wędkowania…? Nikt nie potrafił tego powiedzieć. Po zakończonej uroczystości ze swoją siatką i podbierakiem w jednej ręce oraz wędziskami w drugiej ruszył w górę rzeki, podczas gdy jego koledzy wędkarze powrócili do Sigmaringen.

Przez dwa dni, które kolejno po sobie nastąpiły, zupełnie nie można było się dowiedzieć, co się działo z Ilią Kruschem. Gdyby wsiadł do pociągu, by powrócić do Raczu, na pewno zrobiłaby się jakaś wrzawa, a dzienniki niewątpliwie poinformowałyby o tym publikę. Zapewne jednak, opuszczając Sigmaringen, nie podążył na Węgry.

Poza tym, co warto odnotować, nigdy nie poddano śledztwu tożsamości Ilii Kruscha. Dla niego, podobnie jak dla innych członków Towarzystwa Dunajskiej Wędki, wszystko było zawarte w jego deklaracji członkowskiej. Twierdził, że jest Węgrem z dolnych Węgier, i nie istniała żadna przyczyna, by podważać jego oświadczenie. Zapłacił składkę, która została przyjęta i od tej pory znajdował się w takiej samej sytuacji jak inni koledzy. Nie żądano niczego innego niż bycia pasjonatem wędkarstwa i uprawiania tego szlachetnego sportu, jako najlepszego ze wszystkich znajdujących się „w wykazie ludzkości”!

Czy po sukcesie, jaki odniósł, nie można było myśleć, że Ilia Krusch nie pominie okazji wzięcia udziału w późniejszych zawodach wędkarskich, które sześć razy w roku gromadziły członków Dunajskiej Wędki? Zapewne pojawi się w pierwszym szeregu. Czy w sumie nie był to najzręczniejszy wędkarz, najlepiej znający się na tym rzemiośle – istniał tego dowód – a kto wie, czy jeszcze raz nie uśmiechnie się do niego szczęście? W każdym razie nie zdarzy się to wcześniej niż za dwa miesiące i prawdopodobnie szczęśliwy zwycięzca powróci do swego kraju, do swego rodzinnego miasta, którego mieszkańcy zgotują mu równie entuzjastyczne co zasłużone przyjęcie.

Jakie zatem zapanowało zdziwienie, kiedy czytelnicy mogli przeczytać w dniu dwudziestego szóstego kwietnia obecnego roku następujące wersy w […], wychodzącej w Wiedniu:

 

Nazwisko Ilii Kruscha jest obecnie na ustach wszystkich i jest wypowiadane z podziwem przy wtórze okrzyków. Wiadomo, że podczas ostatnich zawodów odniósł podwójny sukces i zebrał moc wawrzynów, więc teraz mógłby położyć się na triumfalnym łożu i zakosztować odpoczynku po swoim zwycięstwie.

Dlaczego jednak o tym piszemy? Otóż dlatego, że ten zadziwiający Węgier przygotowuje się do czegoś, co nas jeszcze bardziej zadziwi. Nie zadowolił się dyplomami i nagrodami otrzymanymi z rąk prezesa Miclesco. Szykuje się do zdobycia kolejnego rekordu, którego prawdopodobnie nie da sobie wydrzeć w przyszłości.

Tak! Jeśli jesteśmy dobrze poinformowani – a wiadomo, jaka jest pewność naszych informacji – Ilia Krusch zamierza spłynąć Dunajem z wędką w ręku, przepłynąć całą wielką rzekę od pierwszych źródeł w księstwie Bawarii aż do jej ujścia do Morza Czarnego. Pokonana przez niego droga będzie liczyć siedemset lig20!

Już od jutra Ilia Krusch zarzuci haczyk w górne wody wielkiej międzynarodowej rzeki i należy sobie zadawać pytanie, czy nie wyłowi wszystkich przedstawicieli ichtiologicznej rasy, którzy spływają lub posuwają się pod prąd!

Będziemy na bieżąco informowali naszych Czytelników o tym oryginalnym przedsięwzięciu, które bez wątpienia stanie się unikalne na skalę światową!

 

Takim zdaniem kończył się ten artykuł w […], dobrze napisany, który skierował uwagę ludności Starego i Nowego Świata21 na tego bohatera chwili.

Tak więc Ilia Krusch zdecydował się przemierzyć Dunaj, cały czas wędkując, ale w jaki sposób miał tego dokonać, artykuł z austriackiej gazety nie wyjaśniał. Miałby iść pieszo wzdłuż jednego albo drugiego brzegu…? Miałby przemieszczać się z prądem, siedząc w łodzi…? Co będzie robił z rybami złowionymi podczas tej podróży, która może potrwać wiele miesięcy…? Sam się będzie nimi żywił, czy też sprzedawał je w miastach i miasteczkach leżących nad brzegami rzeki…?

Krótko mówiąc, ciekawość ludzi została bardzo silnie podrażniona. Jedni widzieli w tym jedynie zwykłą gadaninę, nieprowadzącą do żadnych następstw. Drudzy, przeciwnie – i ci byli znacznie liczniejsi – uważali tę propozycję za bardzo poważną. Zaczęto się nawet zakładać w kwestii, czy wyprawa zostanie doprowadzona do szczęśliwego końca, czy ruszywszy nawet od samych źródeł Dunaju, dzielny wędkarz nie zrezygnuje przed dotarciem do jednego z jego licznych ujść.

Kiedy zapytano prezesa Miclesco o Ilię Kruscha, tego oryginała, ów wypowiedział się w bardzo ogólnikowo, tłumacząc się w ten sposób:

– Zupełnie nie znam zwycięzcy ostatnich zawodów, a mogę także zapewnić, że moi koledzy również go nie znają. Dopiero niedawno wstąpił do naszego towarzystwa i żaden z nas nie nawiązał z nim bliższych relacji. Wydaje mi się prostodusznym człowiekiem, bardzo mieszczańskim, bardzo spokojnym, takim, którego chętnie określa się mianem poczciwca. Ale że pod tą dobrodusznością skrywa energiczny charakter, naprawdę nadzwyczajną wytrzymałość, rzadką siłę woli, to należy założyć wobec propozycji, jaką złożył!

A kiedy zapytano prezesa Miclesco, czy Ilia Krusch złożył mu w tej sprawie jakieś bezpośrednie propozycje, odparł:

– Żadnych. Dowiedziałem się o tym z artykułu w […]

– I już nie spotkał się pan z Ilią Kruschem…?

– Już się z nim nie widziałem – odparł prezes – i to jest dość dziwne. Wydawałoby się, że przynajmniej powinien był zapoznać ze swoim pomysłem kolegów z Towarzystwa Dunajskiej Wędki, którego dwukrotnie stał się laureatem!

Prezes Miclesco miał rację: było dość dziwne, że Ilia Krusch trzymał się tak na uboczu. Mimo wszystko, czy nie można było tego oczekiwać ze strony oryginała, który z pewnością musiał mieć w sobie dużą dozę dziwaczności, żeby podjąć się wykonania swego planu.

W takim razie, jeśli Ilia Krusch ani słowem nie wspomniał o swym projekcie zarządowi towarzystwa, czy to znaczyło, że rozmawiał tylko z prasą, jedynie z gazetą […]?