W 80 dni dookoła świata - Juliusz Verne - ebook + książka

W 80 dni dookoła świata ebook

Juliusz Verne

4,0

Opis

Londyn w 1872 roku. Phileas Fogg jest flegmatycznym dżentelmenem, który swój czas dzieli między dom a klub, poruszając z bezwzględną punktualnością. Passepartout, niedawno zaangażowany służący, jest zaradnym Francuzem, który swego czasu prowadził awanturnicze życie, a teraz marzy, żeby spokojnie spędzać czas na służbie. Pan Fogg, założywszy się z członkami klubu, że w osiemdziesiąt dni dokona podróży dookoła świata, tego samego wieczora opuszcza Anglię, ku wielkiej konsternacji Passepartout, zobowiązanego ruszyć, chcąc nie chcąc, razem z nim na dobre i na złe. Od swego przybycia do Suezu dżentelmen jest śledzony przez inspektora Fixa, ponieważ ten sprytny policyjny ogar uważa, że rozpoznał w nim złodzieja, który okradł Bank Anglii.


Seria wydawnicza „Biblioteka Andrzeja” zawiera ponad 40 powieści Juliusza Verne’a i z każdym miesiącem się rozrasta. Publikowane są w niej tłumaczenia utworów dotąd niewydanych, bądź takich, których przekład pochodzący z XIX lub XX wieku był niekompletny. Powoli wprowadzane są także utwory należące do kanonu twórczości wielkiego Francuza. Wszystkie wydania są nowymi tłumaczeniami i zostały wzbogacone o komplet ilustracji pochodzących z XIX-wiecznych wydań francuskich i przypisy. Patronem serii jest Polskie Towarzystwo Juliusza Verne’a.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 382

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Juliusz Verne

 

 

W 80 dni dookoła świata

 

 

Przełożył i przypisami opatrzył Janusz Pultyn

Pięćdziesiąta piąta publikacja elektroniczna wydawnictwa JAMAKASZ

 

Tytuł oryginału francuskiego: Le Tour du monde en quatre-vingts jours

 

© Copyright for the Polish translation by Janusz Pultyn, 2018

 

60 ilustracji, w tym 3 kolorowe i dwie mapki: Léon Benett i Alphonse de Neuville

(zaczerpnięte z XIX-wiecznego wydania francuskiego)

 

Redakcja: Kinga Ochojska

Korekta: Andrzej Zydorczak

 

Konwersja do formatów cyfrowych: Mateusz Nizianty

 

Patron serii „Biblioteka Andrzeja”:

Polskie Towarzystwo Juliusza Verne’a 

 

Wydanie I 

© Wydawca: JAMAKASZ

 

Ruda Śląska 2018

 

ISBN 978-83-65753-41-0

Wstęp

 

„W 80 dni dookoła świata” to bez wątpienia najsłynniejsza książka Juliusza Verne’a. Nie tylko weszła do kanonu literackiego, ale też stała się toposem kultury. Choć bardzo szybko rekord ustanowiony przez Fileasa Fogga został pobity, i to w świecie rzeczywistym, przez amerykańską dziennikarkę Nellie Bly, która okrążyła glob w nieco ponad 72 dni, a dziś można tę trasę pokonać samolotem w kilkadziesiąt godzin (o półtoragodzinnym locie na pokładzie stacji kosmicznej nie wspominając), to jednak owa podróż literacka ciągle nas inspiruje, o czym świadczą nie tylko liczne wznowienia, ale także oparte mniej lub bardziej luźno na tej powieści filmy, kreskówki, komiksy, gry planszowe i komputerowe oraz przeróżne gadżety. Konotacje bywają zresztą często jedynie powierzchowne, odwołujące się do skojarzeń, jak rozliczne tytuły książkowe i prasowe typu „W 80 dni dookoła czegoś”, lub nawet „W 8 dni dookoła tego lub owego”, co paradoksalnie potwierdza ogromną siłę oddziaływania książki Juliusza Verne’a na nasze skojarzenia i wyobrażenia.

Oszałamiający sukces powieści o podróży dookoła świata to wypadkowa tego, co typowe dla twórczości autora „Niezwykłych Podróży”, czyli wyrazistych bohaterów, wartkiej akcji, licznych przygód, dużej porcji wiedzy naukowej, szczególnie geograficznej, a także, w przypadku tej książki, pewnego konceptu, który nie był nawet oryginalnym pomysłem pisarza. Verne sam przyznawał, że trafił nań przypadkowo. W wywiadzie udzielonym amerykańskiemu dziennikarzowi Robertowi Sherardowi powiedział: „kiedy pewnego dnia, siedząc w pa¬ryskiej kawiarni, przeczytałem w »Siècle«, że można objechać świat w osiemdziesiąt dni, przyszło mi nagle na myśl, że mógłbym wykorzystać zmianę południków i pozwolić memu bohaterowi zyskać lub stracić jeden dzień w podróży. Tak oto znalazłem zakończenie mej powieści”.

Powieść o osiemdziesięciodniowej podróży dookoła świata odniosła ogromny sukces. Drukowana była najpierw w odcinkach w prasie. Francję, a później Anglię i Stany Zjednoczone ogarnęła mania zawierania zakładów, czy jej ekscentrycznemu bohaterowi uda się zdążyć na czas. Wielu ludzi myślało nawet, że jest on prawdziwą postacią i rzeczywiście okrąża kulę ziemską. Różne linie oceaniczne zabiegały u pisarza, by uczestnicy okołoziemskiej podróży płynęli właśnie ich statkiem, co zapewniało wyśmienitą reklamę. Gdy ukazało się wydanie książkowe powieści, stało się prawdziwym bestsellerem, rozchodząc się za życia J. Verne’a w nakładzie ponad 100 tys. egzemplarzy. Po nim przyszła zaś adaptacja sceniczna w Teatrze Porte Saint-Martin, z oszałamiającą scenografią i zapierającymi dech w piersiach rekwizytami. W przedstawieniu brał udział m.in. żywy słoń! Cieszyło się ono ogromnym zainteresowaniem widzów i przyniosło Verne’owi duże zyski (w przeciwieństwie do książki, na której dorobił się przede wszystkim wydawca, Pierre-Jules Hetzel, z którym J. Verne swego czasu podpisał niekorzystny kontrakt).

Do dziś powieść ta jest chętnie wystawiana, zarówno na świecie jak i w Polsce, a także często ekranizowana, choć filmy zazwyczaj mocno odbiegają od literackiego pierwowzoru. Nie świadczy to jednak o potrzebie jego wzbogacania i uatrakcyjniania, bowiem, gdyby nie był sam w sobie ciekawy, filmowcy by po niego nie sięgali. Jest to owej powieści „życie po życiu”, wyraz tego, że stała się powszechnym dobrem kultury. Każdy czerpie z niej jak chce i co chce. To zadziwiające, jak ta niezbyt obszerna, bo jednotomowa, powieść zawładnęła naszą wyobraźnią.

Światło dzienne ujrzała ona w roku 1872, jako jedenasty tom serii „Niezwykłe Podróże”. Początkowo ukazywała się w odcinkach na łamach poważnego czasopisma „Le Temps” (od 6 listopada do 22 grudnia). Następnie, 30 stycznia 1873 r., wyszła w postaci książkowej, w wydaniu popularnym, czyli w małym formacie i bez ilustracji. Na edycję ekskluzywną, w zdobionych okładkach i z 56 ilustracjami Alphonse’a de Neuville’a i Léona Benetta, trzeba było poczekać do 25 września 1873 r.

Polscy czytelnicy, jak w przypadku wielu innych książek Verne’a, otrzymali rodzimy przekład przygód Phileasa Fogga niemal równolegle z francuskim pierwodrukiem, bo już na przełomie 1873 i 1874 r. Powieść wyszła w trzech częściach nakładem warszawskiego Wydawnictwa Józefa Grajnerta, w przekładzie własnym edytora. Oprócz wydawcy i tłumacza był on działaczem oświatowym, folklorystą, etnografem i pisarzem. Żył w latach 1831-1910. Po nim po najsłynniejszą powieść Juliusza Verne’a sięgnął Henryk Gliński (1853-1905), księgarz, wydawca, dziennikarz, literat, publicysta, tłumacz literatury pięknej i krytyk teatralny, który w 1880 r. opublikował jej streszczenie towarzyszące grze planszowej wydanej w Warszawie nakładem Wydawnictwa Zabawek i Gier Pedagogicznych. Wszystkie kolejne edycje książki „W 80 dni dookoła świata” aż do drugiej wojny światowej, a było ich jeszcze dziewięć, były anonimowe. W 1952 r. nakładem Instytutu Wydawniczego „Nasza Księgarnia” ukazało się najpopularniejsze tłumaczenie Zbigniewa Florczaka (1923-2005), eseisty, krytyka sztuki, prozaika i publicysty (m.in. „Polityki” i paryskiej „Kultury”), które do dziś miało kilkadziesiąt wznowień, choć w ostatnich latach pojawiły się też inne przekłady, m.in. Elżbiety Kulickiej i Mieczysławy Wójcik. Najczęściej jednak w minionych trzech dekadach mniej solidni wydawcy sięgali po wolne od praw autorskich wydania przedwojenne i, po uwspółcześnieniu pisowni i gramatyki, publikowali je jako własne anonimowe opracowania, biorąc udział w swoistym wyścigu do portfeli rodziców chcących zakupić dla swych pociech szkolną lekturę. Był to jeden z powodów, obok niewątpliwej atrakcyjności tej powieści, imponującej liczby jej polskich wydań, która sięga stu! Tym samym jest to najczęściej wydawana w Polsce książka Czarodzieja z Nantes.

Niniejszym przekładem, najbardziej wiernym francuskiemu oryginałowi i opatrzonym wnikliwymi przypisami, do grona tłumaczy opisu szalonej wyprawy Phileasa Fogga dołącza Janusz Pultyn.

 

dr Krzysztof Czubaszek

prezes Polskiego Towarzystwa Juliusza Verne’a

Rozdział II

O tym, że Passepartout był przeświadczony o odnalezieniu wreszcie swojego ideału

 

– Daję słowo – rzekł sobie w duchu odrobinę oszołomiony Passepartout – u pani Tussaud41 żem widział jegomościów równie żywych, co mój nowy pan!

Należy rzec, że owymi „jegomościami” u pani Tussaud są postacie z wosku, chętnie odwiedzane w Londynie, którym naprawdę brakuje jedynie głosu.

Przez kilka chwil rozmowy z Phileasem Foggiem Passepartout prędko, lecz mimo to starannie ocenił swego przyszłego pana. Był on człowiekiem mogącym liczyć czterdzieści lat, o szlachetnym i przystojnym obliczu, wysokiego wzrostu, zgrabnym pomimo lekkiej tuszy, mającym jasne włosy i faworyty42, gładkie czoło bez najmniejszych zmarszczek na skroniach, cerę raczej bladą niż rumianą i wspaniałe zęby. Wydawał się być wcieleniem najwyższego stopnia tego, co fizjonomiści nazywają „wypoczywaniem w działaniu”, cechującego wszystkich ludzi, którzy wolą działać bez gadania. Spokojny, flegmatyczny, patrzący przenikliwie i bez mrugania okiem, był skończonym okazem tych zimnokrwistych Anglików, jakich w Zjednoczonym Królestwie spotyka się często, a których lekko sztywny wygląd tak cudownie swoim pędzlem oddawała Angelica Kauffmann43. Widziany w różnych przejawach swego życia, dżentelmen ten sprawiał wrażenie osoby w pełni zrównoważonej w każdej cząstce, równie doskonale wyregulowanej, co chronometr Le Roya44 albo Earnshawa45. Dalibóg, Phileas Fogg to uosobienie dokładności, co było jasno widać po „wyrazie jego stóp i dłoni”, u ludzi bowiem, tak samo jak u zwierząt, członki te potrafią wyrażać uczucia.

Phileas Fogg był jednym z tych ludzi o matematycznej precyzji, którzy nigdy nie wymagają ponaglania i zawsze są gotowi, oszczędzają swe kroki i ruchy. Nigdy ani na jotę nie wykroczył poza najkrótszą drogę. Ani jednego spojrzenia nie zmarnował na wpatrywanie się w sufit. Ani jeden jego gest nie był zbyteczny. Nikt nigdy nie widział go wzruszonego czy zakłopotanego. Cały świat nie znał człowieka tak zupełnie się nieśpieszącego i będącego zawsze na czas. Można zatem pojąć, że mieszkał sam i nie zadzierzgnął żadnych więzi społecznych. Wiedział, że żyjąc, nie można się obyć bez tarcia, a ponieważ wszelkie tarcie opóźnia, unikał go wobec wszystkich.

Natomiast Jean, zwany Passepartout, był w każdym calu paryskim paryżaninem, od pięciu lat przebywającym w Anglii, w Londynie, gdzie wykonując zawód lokaja, na próżno poszukiwał pana, z którym mógłby się związać.

Passepartout nie miał w sobie nic z owych Frontinów czy Mascarille’ów46, którzy ze swoim wyniosłym chodem, zadzieraniem nosa, hardym spojrzeniem i obojętnością na wszystko są tylko bezczelnymi nicponiami. Skądże! Passepartout był zacnym zuchem o przyjemnej dla oka fizjonomii, wydatnych ustach, gotowych zawsze coś smakować albo pieścić, osobą miłą i uczynną, o jednej z owych ładnych, okrągłych głów, zawsze chętnie widzianych na ramionach przyjaciela. Oczy miał niebieskie, zdrową karnację, twarz na tyle pucołowatą, że mógł bez lustra widzieć rumieńce na swoich policzkach, szeroką pierś. Przy wysokim wzroście i potężnych mięśniach posiadał herkulesową siłę47, cudownie rozwiniętą dzięki ćwiczeniom odbywanym w młodości. Ciemne włosy były trochę rozwichrzone. Starożytni rzeźbiarze znali osiemnaście sposobów ułożenia włosów Minerwy48, podczas gdy Passepartout znał tylko jeden: trzy pociągnięcia grzebieniem o rzadkich zębach.

Chcąc zachować choćby ślad przezorności, nie można rzec, ażeby żywiołowy charakter tego chłopca był zgodny z naturą Phileasa Fogga. Czy Passepartout w każdym calu spełniał wymogi swego pana? To się dopiero okaże. Po młodości, w której nie mógł, jak powiedziano, znaleźć sobie miejsca, dążył do spokoju. Nasłuchawszy się pochwał o angielskiej metodyczności i przysłowiowej zimnokrwistości dżentelmenów, w poszukiwaniu szczęścia wybrał się do Anglii. Na razie jednak los był mu nieprzychylny. Nigdzie dotąd nie zdołał zapuścić korzeni. Służył w dziesięciu domach. W każdym z nich trafiał na dziwaka o zmiennych nastrojach, poszukiwacza przygód albo włóczykija, co mu nie odpowiadało. Jego ostatni pan, młody lord Longsferry, członek parlamentu, noce spędzał w oysters rooms49 przy Haymarket50, skąd nazbyt często do domu powracał niesiony przez policemen51. Pragnący nade wszystko darzyć szacunkiem swego pana, Passepartout odważył się na kilka pełnych szacunku uwag, które spotkały się ze złym przyjęciem i poskutkowały zwolnieniem. Wtedy właśnie dowiedział się, że Phileas Fogg, esq., poszukuje lokaja, i zaczął wypytywać o owego dżentelmena. Osobnik prowadzący życie równie uporządkowane, który nigdy nie sypiał poza domem, nigdy z niego nie wyjeżdżał, choćby na jeden dzień, musiał mu się spodobać. Francuz udał się do niego i w znanych już okolicznościach został najęty.

Z wybiciem wpół do dwunastej Passepartout pozostał więc sam w domu przy Saville Row i natychmiast zaczął go oglądać. Dokonał jego inspekcji od piwnicy aż po strych. Ten schludny, uporządkowany, pozbawiony ozdób, purytański52 i doskonale urządzony budynek przypadł mu do gustu. Wydał mu się piękną skorupką ślimaka, lecz taką, która jest oświetlana i ogrzewana gazem drzewnym53, gdyż tak zaspokajano w nim wszystkie potrzeby związane ze światłem i ciepłem. Na drugim piętrze Passepartout bez trudu odnalazł przeznaczony dlań pokój i był z niego zadowolony. Dzwonki elektryczne i przewody akustyczne łączyły go z apartamentami na antresoli54 i na pierwszym piętrze. Stojący na kominku zegar elektryczny chodził zgodnie z zegarem z wahadłem w sypialni Phileasa Fogga, oba urządzenia w tej samej chwili wskazywały tę samą sekundę.

– To coś dla mnie, to coś dla mnie! – powtarzał sobie Passepartout.

W swoim pokoju zauważył również zawieszoną nad zegarem kartkę będącą wyliczeniem codziennych obowiązków. Wymieniała wszystkie szczegóły pracy służącego od ósmej rano, stałej porze, w której wstawał Phileas Fogg, aż do wpół do dwunastej, kiedy to opuszczał dom i szedł na śniadanie do Reform Clubu – w tym podanie herbaty i grzanek o ósmej dwadzieścia trzy, wody do golenia o dziewiątej trzydzieści siedem, uczesanie za dziesięć dziesiąta. Następnie od wpół do dwunastej rano do północy, godziny, w której ów metodyczny dżentelmen kładł się spać, wszystko było zapisane, przewidziane, unormowane. Passepartout z wielką radością wpatrywał się w ten program i karbował w umyśle poszczególne jego punkty.

Garderoba jego pana była bardzo dobrze wyposażona i znakomicie zestawiona. Każda para spodni, surdut55 czy kamizelka nosiły swój numer porządkowy, zanotowany w księdze wejść i wyjść, z podaniem daty noszenia kolejno, zależnie od pory roku, wszystkich tych części ubrania. To samo dotyczyło obuwia.

Tak zatem ów dom przy Saville Row, który w czasach wybitnego, lecz roztargnionego Sheridana musiał być przybytkiem bałaganu, dzięki wygodnemu wyposażeniu zapewniał teraz pełnię porządku i dobrobytu. Nie było w nim regałów i książek niepotrzebnych panu Foggowi, ponieważ w Reform Clubie miał do swej dyspozycji dwie biblioteki, pierwszą z dziełami literatury pięknej, a drugą z tomami o tematyce prawnej i politycznej. Sypialnia zawierała kasę ogniotrwałą o średnich rozmiarach, zapewniającą ochronę przed pożarem i przed kradzieżą. W domu nie było żadnych sprzętów służących polowaniu czy wojnie. Oznaczało to panujące w nim całkowicie pacyfistyczne obyczaje.

Po drobiazgowym obejrzeniu tego domostwa Passepartout zacierał ręce z szeroką twarzą rozjaśnioną radością i nieustannie powtarzał:

– To istny raj! Tegom właśnie szukał! Odpowiadamy sobie w każdym calu, pan Fogg i ja! Jest domatorem i jakby mnichem! Prawdziwym mechanizmem! No cóż, nie mam nic przeciwko temu, żeby służyć mechanizmowi!

 

 

 

 

41Pani Tussaud – potoczna nazwa Muzeum Figur Woskowych, założonego w Londynie w 1835 roku przez Marie Tussaud (właśc. Marie Grosholtz); muzeum istnieje do dnia dzisiejszego i posiada swoje filie w różnych miastach świata.

42Faworyty (bokobrody) – zarost pozostawiony na policzkach.

43Angelica Kauffmann (1741-1807) – szwajcarska malarka, tworząca głównie portrety i obrazy o tematyce mitologicznej, przedstawicielka nurtu neoklasycystycznego; w latach 1765-1781 mieszkała w Londynie.

44Le Roy – francuscy zegarmistrzowie, Julien (1686-1759) lub jego syn Pierre (1717-1785), uważany za twórcę chronometru.

45Thomas Earnshaw (1749-1829) – angielski zegarmistrz, który pod koniec XVIII wieku skonstruował chronometr morski w takim kształcie, jaki istnieje do dziś.

46Frontin – bezczelny i sprytny lokaj, zręcznie doradzający swemu panu, występujący w komediach francuskich z przełomu XVII i XVIII wieku u takich autorów, jak Regnard, Lesage, Gresse; Mascarille – przemyślny i wierny służący z komedii francuskich, najbardziej znany w sztukach Moliera: Pocieszne wykwintnisie, Zwady miłosne, Wartogłów.

47Herkulesowa siła – jak u Herkulesa, rzymskiego odpowiednika Heraklesa, największego herosa w mitologii greckiej, znanego z wielkiej siły, męstwa i umiejętności wojennych; słynął z wykonania dwunastu ciężkich prac.

48Minerwa – w mitologii rzymskiej bogini italska lub etruska patronująca rzemiosłu i sztuce, identyfikowana z grecką Ateną.

49Oysters rooms – także oyster bar, tanie bary, w których podawano alkohol i jako zakąski ostrygi (ang. oyster), w XIX wieku danie pospolite, a nie wykwintne.

50Haymarket – jedna z głównych ulic w Londynie, w XIX wieku siedziba wielu teatrów, restauracji i spelunek.

51Policemen (ang.) – policjanci.

52Purytański – odznaczający się surowością zasad moralnych, obyczajów; surowy, rygorystyczny.

53Gaz drzewny – mieszanina azotu z wodorem, tlenkiem węgla i metanem, uzyskiwana podczas pirolizy drewna według metody Philippe Lebona; od początku XIX wieku używany do oświetlania miast i domów, obecnie niestosowany ze względu na swoją małą wydajność.

54Antresola – półpiętro, poziom pomiędzy parterem i pierwszym piętrem, wysoki parter.

55Surdut – długa, dwurzędowa marynarka wizytowa, noszona przez mężczyzn w XIX wieku.

Rozdział III

W którym toczy się rozmowa mogąca drogo kosztować Phileasa Fogga

 

Ze swojego domu przy Saville Row Phileas Fogg wyszedł o wpół do dwunastej, a po przestawieniu pięćset siedemdziesiąt pięć razy prawej stopy przed lewą oraz pięćset siedemdziesiąt sześć lewej stopy przed prawą56 przybył do Reform Clubu, którego obszerny gmach przy Pall-Mall57 wzniesiono po wydaniu na budowę co najmniej trzech milionów58.

Phileas Fogg udał się natychmiast do jadalni, której dziewięć okien wychodziło na piękny ogród59 z drzewami o liściach wyzłoconych przez jesień. Zajął tam miejsce przy stole, gdzie jak zwykle czekało nań nakrycie. Na śniadanie podano mu przystawkę, gotowaną rybę w pikantnym reading sauce60 najwyższej jakości, krwisty roast beef61z dodatkiem przyprawy mushrooms62, placek faszerowany łodygami rabarbaru i agrestem oraz kawałek chesteru63 – do wszystkiego tego zaś kilka filiżanek doskonałej herbaty z liści zbieranych specjalnie na zamówienie Reform Clubu.

O dwunastej czterdzieści siedem ów dżentelmen wstał i przeszedł do wielkiego salonu64, pełnego przepychu pomieszczenia ozdobionego obrazami w bogatych ramach. Służący przyniósł mu tam nieprzecięty egzemplarz „The Times”65, którego żmudnym rozkładaniem Phileas Fogg zajął się z pewnością ręki wskazującą na ogromną wprawę w tej trudnej czynności. Lektura gazety zajęła mu czas do trzeciej czterdzieści pięć, a następnej, „Standardu”66, aż do obiadu. Posiłek ten spożył w tych samych warunkach, co śniadanie, choć z dodatkiem royal british sauce67.

Za dwadzieścia szósta dżentelmen powrócił do wielkiego salonu i oddał się lekturze „Morning Chronicle”68.

Po upływie połowy godziny przybywali do Reform Clubu różni jego członkowie i zbliżali się do kominka, gdzie węgiel zasilał ogień. Byli to stali partnerzy pana Phileasa Fogga podczas gry, jako równie zapaleni miłośnicy wista: inżynier Andrew Stuart, bankierzy John Sullivan i Samuel Fallentin, piwowar Thomas Flanagan i Gauthier Ralph, jeden z członków zarządu Banku Anglii – osoby wyróżniające się bogactwem i znaczeniem nawet w tym klubie, do którego należeli wybitni przedstawiciele świata przemysłowego i finansowego.

– A zatem, drogi Ralphie – zapytał Thomas Flanagan – jak wygląda sprawa kradzieży?

– A zatem – powiedział Andrew Stuart – bank obejdzie się bez swych pieniędzy.

– Wprost przeciwnie – odparł Gauthier Ralph – mam nadzieję, że sprawca kradzieży wpadnie w nasze ręce. Inspektorzy policji, ludzie bardzo sprawni, zostali porozsyłani do wszystkich najważniejszych portów załadunkowych i wyładunkowych w Ameryce oraz Europie, więc temu dżentelmenowi trudno będzie się im wymknąć.

– Czyżby posiadano rysopis złodzieja? – zapytał Andrew Stuart.

– Po pierwsze, nie jest on złodziejem – odrzekł z powagą Gauthier Ralph.

– Co też, złodziejem musi być przecież osobnik, który zwinął pięćdziesiąt pięć tysięcy funtów szterlingów69 w banknotach (milion trzysta siedemdziesiąt pięć tysięcy franków70)?

– Nie jest – zaprzeczył Gauthier Ralph.

– Czyżby był przemysłowcem? – rzucił John Sullivan.

– „Morning Chronicle” zapewnia, że jest on dżentelmenem.

Owej odpowiedzi udzielił nikt inny, jak Phileas Fogg, którego głowa wyłoniła się wówczas znad zgromadzonych wokół niego zwałów papieru. Jednocześnie pokłonił się kolegom, a ci odwzajemnili mu się powitaniem.

Wydarzenie, o którym rozmawiano, opisywane gorączkowo przez rozmaite dzienniki Zjednoczonego Królestwa, nastąpiło trzy dni wcześniej, dwudziestego dziewiątego września. Plik banknotów, składających się na ogromną sumę pięćdziesięciu pięciu tysięcy funtów, został wzięty z półki głównego kasjera Banku Anglii.

Dziwiącym się, że podobnej kradzieży dokonano tak łatwo, wicedyrektor Gauthier Ralph odpowiedział jedynie, iż w owej chwili kasjer zajęty był rejestrowaniem wpłaty trzech szylingów i sześciu pensów, a nie da się pilnować wszystkiego.

Należy wszakże zwrócić tu również uwagę – co bardziej wyjaśnia owe wydarzenie – że przedsiębiorstwo tak podziwiane jak Bank Anglii dbało niezmiernie, aby nie urazić poczucia godności u kogokolwiek. Nie miało żadnych strażników, żadnych inwalidów, żadnych krat! Złoto, srebro, banknoty były wykładane bez ochrony i – można by rzec – wystawiane na łaskę pierwszego, który przyjdzie. Nie należało podważać uczciwości nikogo z odwiedzających bank. Jeden z najlepszych znawców71 zwyczajów angielskich opowiedział, jak to pewnego dnia znalazł się w jednej z sali banku i z ciekawości zapragnął przyjrzeć się bliżej leżącej na półce kasjera sztabce złota ważącej od siedmiu do ośmiu funtów; wziął tę sztabkę, oglądał ją, przekazał stojącemu obok, ten innemu, tak że złoto, podawane z rąk do rąk, znalazło się w głębi ciemnego korytarza, a kiedy dopiero po pół godzinie powróciło na miejsce, kasjer nawet nie uniósł głowy.

Nie powtórzyło się to jednak dwudziestego dziewiątego września. Plik banknotów nie powrócił i kiedy umieszczony nad drawing-office72 wspaniały zegar wybił o piątej godzinę zamknięcia oddziału, Bank Anglii mógł jedynie kwotę pięćdziesięciu pięciu tysięcy funtów przenieść z rubryki zysków do rubryki strat.

Po potwierdzeniu faktu popełnienia kradzieży agenci policji,detectives73, wybrani spośród najwybitniejszych funkcjonariuszy, zostali wysłani do głównych portów świata: Liverpoolu, Glasgow, Hawru, Suezu, Brindisi i Nowego Jorku74 itd., przy czym obiecano im, że jeśli się im powiedzie, otrzymają nagrodę w wysokości dwóch tysięcy funtów (pięciu tysięcy franków) i pięciu procent odnalezionej sumy. W oczekiwaniu na wskazówki, które mogłyby ułatwić rozpoczęte od razu dochodzenie, inspektorzy ci bacznie obserwowali wszystkich podróżnych – tak przybywających, jak i wyjeżdżających.

Podejrzewano też, jak napisał o tym „Morning Chronicle”, że sprawca kradzieży nie należał do żadnego z bractw złodziejskich Anglii. Owego dnia, dwudziestego dziewiątego września, zauważono dżentelmena zachowującego się nienagannie, o dobrych manierach, dystyngowanym wyglądzie, chadzającego sobie po sali wypłat, będącej później sceną kradzieży. Śledztwo pozwoliło sporządzić dość dokładny rysopis owego dżentelmena, który natychmiast rozesłano do wszystkich detektywów Zjednoczonego Królestwa i kontynentu, tak iż niektórzy ludzie, a wśród nich Gauthier Ralph, byli dobrej myśli i uważali zasadnie, że złodziej nie zdoła umknąć.

Można się domyślić, że wydarzenie to zyskało rozgłos w Londynie i w całej Anglii. Omawiano je, opowiadano się za możliwościami odniesienia sukcesu przez policję stołeczną albo przeciwko nim. Nie mogło zatem dziwić, że członkowie Reform Clubu rozmawiali o tej sprawie, skoro pośród nich znajdował się jeden z wicedyrektorów banku.

Szanowny Gauthier Ralph nie chciał słyszeć o braku wyniku poszukiwań, uważając, że zaoferowana nagroda pobudzi niezmiernie zapał i przemyślność funkcjonariuszy. U Andrew Stuarta daleko było jednak do podzielania tego przekonania. Dżentelmeni rozprawiali nadal, zasiadając przy stole do wista – Stuart naprzeciw Flanagana, a Fallentin Phileasa Fogga. Na czas gry rozmowy milkły, ale pomiędzy robrami przerwane konwersacje toczyły się w najlepsze.

– Podtrzymuję – powiedział Andrew Stuart – że większe szanse ma złodziej będący na pewno człowiekiem przebiegłym.

– Ależ skąd! – odparł Ralph. – Nie znajdzie ani jednego kraju, do którego mógłby umknąć.

– Nic podobnego!

– A dokąd to miałby się udać?

– Tego nie wiem – odparł Andrew Stuart – ale kula ziemska jest bardzo rozległa.

– Była kiedyś – półgłosem rzekł Phileas Fogg. – Zechce pan przełożyć – dodał, podając karty Thomasowi Flanaganowi.

Zawieszoną na czas robra rozmowę podjął zaraz po nim Andrew Stuart, mówiąc:

– Jakże to, kiedyś! Czyżby jakimś przypadkiem ziemia się zmniejszyła?

– Na pewno – odrzekł Gauthier Ralph. – Podzielam zdanie pana Fogga. Ziemia się zmniejszyła, ponieważ można ją teraz przemierzać dziesięć razy szybciej, aniżeli sto lat temu. Z tego też powodu w sprawie, którą się zajmujemy, poszukiwania toczyć się będą szybciej.

– Jak również złodziejowi łatwiej będzie uciekać!

– Pańska pora na grę, panie Stuart! – powiedział Phileas Fogg.

Niedowiarek Stuart nie został jednak przekonany i po zakończeniu rozgrywki wrócił do rozmowy:

– Należy przyznać, panie Ralph, że w sposób ucieszny mówi pan o zmniejszeniu się ziemi! Tylko dlatego, że można ją teraz okrążyć w trzy miesiące…

– W zaledwie osiemdziesiąt dni – powiedział Phileas Fogg.

– Istotnie, panowie – dodał John Sullivan – w osiemdziesiąt dni, odkąd na trasie Great Indian Peninsula Railway75 otwarto odcinek z Rothalu76 do Allahabadu77, a oto wyliczenie dokonane przez „Morning Chronicle”:

Z Londynu do Suezu78 przez Mont-Cenis79 i Brindisi80, railways81 i statki pasażerskie – 7 dni

Z Suezu do Bombaju82, statek pasażerski – 13 dni

Z Bombaju do Kalkuty83, railway – 3 dni

Z Kalkuty do Hongkongu84 (Chiny), statek pasażerski – 13 dni

Z Hongkongu do Jokohamy85 (Japonia), statek pasażerski – 6 dni

Z Jokohamy do San Francisco86, statek pasażerski – 22 dni

Z San Francisco do Nowego Jorku, railroad87 7– dni

Z Nowego Jorku do Londynu, statek pasażerski i railway 9 dni

Razem 80 dni

 

– Tak, w osiemdziesiąt dni! – zawołał Andrew Stuart, przez nieuwagę dokładając kartę atutową. – Jednak bez uwzględniania niepomyślnej pogody, przeciwnych wiatrów, rozbicia się statku, wykolejenia się pociągu i tak dalej…

– Z uwzględnieniem wszystkiego – odparł Phileas Fogg, nie przerywając gry, gdyż tym razem rozmowa nie szanowała już wista.

– Czy nawet tego, że Hindusi albo Indianie usuną szyny?! – zawołał Andrew Stuart. – Czy tego, że zatrzymają pociągi, obrabują wagony, oskalpują podróżnych?!

– Z uwzględnieniem wszystkiego – odrzekł Phileas Fogg i wykładając karty, dodał: – dwa wyższe atu.

Andrew Stuart, na którego przypadła kolej rozdawania, zebrał karty i powiedział:

– W teorii ma pan rację, panie Fogg, lecz w praktyce…

– Także w praktyce, panie Stuart.

– Chciałbym zobaczyć, jak pan to zrobi.

– Wszystko w pańskich rękach. Wyruszmy razem.

– Broń mnie, Panie Boże! – krzyknął Stuart. – Ale założyłbym się o cztery tysiące funtów (sto tysięcy franków), że podróż taka w owych warunkach nie jest możliwa.

– Wprost przeciwnie, całkowicie możliwa – odrzekł pan Fogg.

– Niech więc pan jej dokona!

– Okrążenia świata w osiemdziesiąt dni?

– Tak.

– Bardzo chętnie.

– Kiedy?

– Od razu.

– To szaleństwo! – zawołał Andrew Stuart, coraz bardziej zirytowany naleganiami partnera88. – Wystarczy! Raczej grajmy.

– Proszę zatem rozdać znowu – odpowiedział Phileas Fogg – gdyż uczyniono to niewłaściwie.

Andrew Stuart drżącą ręką zebrał karty, po czym nagle złożył je na stole:

– A więc dobrze, panie Fogg – powiedział – tak, założę się o cztery tysiące funtów…!

 

– Uspokój się, mój drogi panie Stuart – poprosił Fallentin. – To przecież nie jest poważne.

– Kiedy mówię, że się założę – odparł Andrew Stuart – to zawsze jest to poważne.

– Zgoda! – rzucił pan Fogg, a następnie zwrócił się do kolegów:

– Mam dwadzieścia tysięcy funtów (pięćset tysięcy franków) złożonych u braci Baring. Chętnie zaryzykuję je w zakładzie…

– Dwadzieścia tysięcy funtów! – zawołał John Sullivan. – Dwadzieścia tysięcy funtów, które może pan stracić wskutek jakiegoś nieprzewidzianego opóźnienia!

– Nieprzewidziane nie istnieje – odpowiedział po prostu Phileas Fogg.

– Panie Fogg, ten okres osiemdziesięciu dni jest przecież wyliczony jako czas minimalny!

– Dobrze wykorzystany czas minimalny całkowicie wystarcza.

– Ależ nieprzekroczenie go wymaga przeskakiwania z matematyczną precyzją z railways na parowce i z parowców na drogi żelazne!

– Będę przeskakiwał z matematyczną precyzją.

– To jakieś żarty!

– Dobry Anglik nigdy nie żartuje, jeśli chodzi o coś tak poważnego, jak zakład – odrzekł Phileas Fogg. – Zawieram zakład o dwadzieścia tysięcy funtów z każdym, który zechce go przyjąć, że dokonam okrążenia świata w osiemdziesiąt bądź mniej dni, czyli w tysiąc dziewięćset dwadzieścia godzin, co daje sto piętnaście tysięcy dwieście minut. Czy panowie się zgadzają?

– Zgadzamy się – odparli po naradzie panowie Stuart, Fallentin, Sullivan, Flanagan i Ralph.

– Świetnie – powiedział pan Fogg. – Pociąg do Dover89 odchodzi o ósmej czterdzieści pięć. Pojadę nim.

– Dziś wieczorem? – zapytał Stuart.

– Dziś wieczorem – potwierdził Phileas Fogg, a po sprawdzeniu kieszonkowego kalendarzyka, dodał:

– A zatem, skoro dzisiaj mamy środę, drugiego października, powinienem wrócić do Londynu i do tego salonu Reform Clubu w sobotę, dwudziestego pierwszego grudnia, o ósmej czterdzieści pięć wieczorem, jeśli zaś tak się nie stanie, suma dwudziestu tysięcy funtów, złożona obecnie na moim rachunku bankowym u braci Baring, przejdzie na własność panów, faktycznie i prawnie. Oto czek wystawiony na tę kwotę.

Natychmiast zainteresowana zakładem szóstka sporządziła i podpisała protokół. Phileas Fogg cały czas pozostawał chłodny. Na pewno nie założył się po to, aby zyskać, a jeśli postawił dwadzieścia tysięcy funtów – połowę swojego bogactwa – to przy pełnej świadomości, że drugą połowę będzie wydawać na ów zamysł, jakże trudny, a może nawet niewykonalny. Natomiast jego przeciwnicy wyglądali na poruszonych nie z powodu stawki tej gry, ale dlatego że jakby odczuwali wyrzuty sumienia, iż będzie się ona toczyła w podobnych warunkach.

Wybiła wtedy siódma. Pan Fogg usłyszał propozycję zawieszenia partii wista, aby mógł poczynić przygotowania do wyjazdu.

– Zawsze jestem gotowy! – odparł ten niewzruszony jak zawsze dżentelmen i po rozdaniu kart powiedział:

– Przebijam karem. Teraz pan, panie Stuart.

 

 

 

 

56Odległość między rzekomym domem Fogga a siedzibą Reform Clubu wynosi w linii prostej około 600 m, chodnikiem około 1000, co przy średniej długości kroku mężczyzny – 75 cm – wymaga zrobienia 1350 kroków, czyli podana liczba 1150 jest bliska prawdy.

57Pall Mall – ulica w londyńskiej dzielnicy Westminster, mieści się przy niej wiele klubów.

58Trzy miliony – chodzi zapewne o franki, taką kwotę podano w książce F. Weya, Les Anglais chez eux: Esquisses de moeurs et de voyage, Paris 1854, s. 58, głównym źródle J. Verne’a przy opisie Londynu, w tym Reform Clubu.

59Ogród – Waterloo Gardens, park na południe od siedziby Reform Clubu i The Travellers Club, zachował XIX-wieczny charakter, dostępny publicznie tylko kilka razy w roku.

60Reading sauce (ang.) – sos Reading, według przepisu pani Beeton z 1861 roku był to ostry sos przyprawiony cebulą, korzeniami, ziołami i „indyjską soją”.

61Roast beef (ang.) – u J. Verne’a: roastbeef, dosł. pieczona wołowina, rostbef, kotlet wołowy.

62Mushrooms (ang.) – grzyby.

63Chester (cheshire) – twardy żółty ser podpuszczkowy wyrabiany w hrabstwie Cheshire w Anglii, bardzo popularny w krajach anglosaskich od XVI wieku.

64Salon – zwany Saloon, uważany za najwspanialszy we wszystkich klubach Londynu, w stylu włoskim.

65TheTimes – dziennik angielski wychodzący od 1785 roku, w XIX wieku jeden z czołowych magazynów świata, o profilu konserwatywnym, ukazuje się nadal.

66Standard – dziennik angielski założony w roku 1827, wiele miejsca poświęcał wydarzeniom zagranicznym, wychodził do roku 1980.

67Royal british sauce – nie znaleziono nazwy takiego sosu, ale Francuzi „sosem angielskim” nazywają sos Worcestershire lub Worcester, składający się z octu słodowego (wytwarzanego z jęczmienia), octu spirytusowego, melasy, cukru, soli, anchois, wyciągu z owocu tamaryndowca, cebuli, czosnku, przypraw i dodatków.

68The Morning Chronicle – angielska gazeta założona w Londynie w 1769 roku, wychodząca do 1862 roku, wznowiona w latach 1769-1789 pod tytułem „The Morning Chronicle, and London Advertiser”.

69Funtszterling – główna jednostka pieniężna Anglii i Wielkiej Brytanii, emitowana przez Bank Anglii, w latach 1816-1914 wymienialna na złoto; do 1971 roku dzielił się na 20 szylingów i 240 pensów; obecnie dzieli się na 100 pensów; 55000 funtów z roku 1872 odpowiada około 6 milionom funtów dzisiejszych, chodzi więc o ogromną sumę.

70Frank – jednostka pieniężna Francji obowiązująca w latach 1795-2002, dzieliła się na 100 centymów.

71Znawca – Francis Wey (1812-1882), francuski pisarz i historyk, opisał to wydarzenia w Les Anglais chez eux…, s. 90; zamiast mało zrozumiałych inwalidów, u niego są wartownicy (sentinelles).

72Drawing-office (ang.) – kreślarnia, tu słowo drawing zapewne w finansowym znaczeniu „wystawianie czeków, weksli”.

73Detectives (ang.) – detektywi, słowa tego w znaczeniu osób prowadzących śledztwa w sprawach kryminalnych jako pierwszy użył Ch. Dickens w roku 1850, we Francji J. Verne w roku 1871 („Pływające miasto”).

74Największe porty pasażerskie świata w II połowie XIX wieku.

75Great Indian Peninsula Railway – spółka założona w 1845 roku, zbudowała pierwszą linię kolejową w Indiach z Bombaju do Thane, która została zakończona w 1853 roku; 7 marca 1870 roku uruchomiono odcinek do Allahabadu na trasie East Indian Railway, co umożliwiło połączenie z Delhi i Kalkutą.

76Rothal – nie ma takiego miasta ani stacji kolejowej na odcinku Dżabalpur-Allahabad, otwartym w roku 1870; według danych z rozdziału XI może chodzić o miasto Satna w północnej części stanu Madhya Pradesh, ok. 140 km na południowy zachód od Allahabadu, ze stacją kolejową.

77Allahabad – miasto w północnych Indiach, u zbiegu rzek Jamuna i Ganges, bardzo stare, święte dla hinduistów, ważny węzeł komunikacyjny, ośrodek przemysłowy i turystyczny.

78Suez – miasto w północno-wschodnim Egipcie, port nad Zatoką Sueską, znaczenie uzyskało po otwarciu w roku 1869 Kanału Sueskiego, którego południowy wylot znajduje się tuż na wschód od Suezu.

79Mont Cenis – tunel kolejowy przebity w latach 1857-1871 w masywie górskim Mont Cenis, w pobliżu przełęczy Fréjus (Alpy) na granicy francusko-włoskiej.

80Brindisi – miejscowość w południowo-wschodnich Włoszech, w Apulii, port nad Morzem Adriatyckim, ośrodek handlowy i turystyczny.

81Railway (ang.) – kolej, linia kolejowa.

82Bombaj – obecnie Mumbaj, miasto w zachodnich Indiach, najważniejszy port na zachodnim wybrzeżu nad Morzem Arabskim.

83Kalkuta – obecnie Kolkata, miasto we wschodnich Indiach, najważniejszy port na wschodnim wybrzeżu, nad Zatoką Bengalską.

84Hongkong – miasto w południowo-wschodnich Chinach, port na wschodnim wybrzeżu nad Morzem Południowochińskim.

85Jokohama – miasto w środkowej Japonii na wyspie Honsiu, największy port Japonii nad Zatoką Tokijską.

86San Francisco – miasto w zachodniej części Stanów Zjednoczonych w Kalifornii, port nad Oceanem Spokojnym.

87Railroad (ang.) – kolej, linia kolejowa.

88Wcześniej wspomniano, że partnerem Fogga był Fallentin.

89Dover – miasto w południowo-wschodniej Anglii, port nad Kanałem La Manche w najwęższej jego części.

Rozdział IV

W którym Phileas Fogg wprawia w zdumienie swojego służącego Passepartout

 

O siódmej dwadzieścia pięć Phileas Fogg, po wygraniu w wista dwudziestu gwinei90, pożegnał się ze swymi szanownymi kolegami i opuścił Reform Club. O siódmej pięćdziesiąt otworzył drzwi swego domu i wszedł do środka.

Passepartout, sumiennie zapoznający się ze swoimi obowiązkami, zdziwił się ogromnie na widok pana Fogga, który dopuścił się niepunktualności, przychodząc o tej niezwyczajnej porze. Według kartki mieszkający przy Saville Row dżentelmen miał się pojawić dopiero dokładnie o północy.

Phileas Fogg udał się najpierw do swojego pokoju, a potem zawołał:

– Passepartout!

Ten nie odpowiedział. Wezwanie to nie mogło dotyczyć jego. Pora była niewłaściwa.

– Passepartout – powtórzył pan Fogg, nie podniósłszy ani trochę głosu.

Wezwany się pojawił.

– Wołałem cię dwa razy – powiedział pan Fogg.

– Ależ to nie północ – odparł Passepartout, trzymając w ręku zegarek.

– Wiem – stwierdził Phileas Fogg – i niczego ci nie zarzucam. Za dziesięć minut wyjeżdżamy do Dover i Calais91.

Cień grymasu pojawił się na okrągłym obliczu Francuza. Było jasne, że źle coś usłyszał.

– Jaśnie pan wybiera się w podróż? – zapytał.

– Tak – odpowiedział Phileas Fogg. – W podróż dookoła świata.

Nadmiernie rozwartymi oczami, podniesionymi powiekami i brwiami, obwisłymi ramionami, zapadniętym ciałem, Passepartout zdradzał teraz wszelkie oznaki zdumienia, posuniętego aż do osłupienia.

– Dookoła świata?

– W osiemdziesiąt dni – odrzekł pan Fogg. – Nie mamy zatem ani jednej chwili do stracenia.

– A kufry…? – zapytał Passepartout, nie mając świadomości, że przechyla głowę na prawo i na lewo.

– Żadnych kufrów. Tylko jeden sakwojaż92. Do niego dwie wełniane koszule i trzy pary pończoch93. To samo dla was. Będziemy kupowali po drodze. Weźcie mój mackintosh94 i pled podróżny. Zabierzcie dobre buty. Nie będziemy jednak dużo chodzić. Ruszajcie.

Passepartout chciałby coś odpowiedzieć, ale nie był w stanie. Opuścił pokój pana Fogga, następnie wszedł po schodach do swojego, opadł na krzesło i użył dość mocnego wyrażenia w swoim ojczystym języku.

– Och! Masz babo placek! – dodał. – A raczej ja, tak pragnący wieść spokojne życie…!

I zamyślony zabrał się do szykowania rzeczy do wyjazdu. Okrążenie świata w osiemdziesiąt dni! Czy najął się do wariata? Nie… Czy to żart? Pojechać do Dover, niech będzie. Do Calais, no dobrze. Nie mógł mieć zbyt wiele przeciwko temu zacny sługa, który od pięciu lat nie postawił stopy na ziemi ojczystej. Może nawet pojadą aż do Paryża, a tę ogromną stolicę, trzeba przyznać, bardzo chętnie ujrzy znowu. Dżentelmen równie oszczędnie stawiający swe kroki przecież na pewno się tam zatrzyma… Tak, bez wątpienia, lecz było również prawdą, że ten tak dotychczas przywiązany do domu jegomość wyjeżdża, wybiera się w drogę!

O ósmej wieczorem Passepartout miał już spakowany skromny sakwojaż zawierający garderobę swoją i pana; następnie, mając nadal zamęt w myślach, opuścił swój pokój, starannie zamknął drzwi i dołączył do pana Fogga.

Ten był już przygotowany. Pod pachą trzymał Bradshaw’s Continental Railway, Steam Transit and General Guide95, mający dostarczyć mu wszelkich niezbędnych w podróży danych. Wziął sakwojaż z rąk Passepartout, otworzył i wrzucił do niego gruby plik tych pięknych banknotów, które były przyjmowane we wszystkich państwach.

– Niczego nie zapomnieliście? – zapytał.

– Niczego, jaśnie panie.

– Mój mackintosh i pledy?

– Oto one.

– Dobrze, weźcie sakwojaż.

Pan Fogg wręczył go Passepartout.