Cesarskie bagnety - George Nafziger - ebook

Cesarskie bagnety ebook

George Nafziger

3,7

Opis

Niniejsza publikacja jest jedną z pierwszych, która przedstawia tak szeroki obraz taktyki czasów napoleońskich. Autor zdecydował się w niej na porównanie wszystkich najważniejszych armii tej epoki w każdym z trzech rodzajów broni. Najwięcej miejsca poświęcił piechocie, w drugiej kolejności opisał kawalerię, a artylerię omówił w tylko jednym, za to niezwykle obszernym rozdziale. Opisał również system musztry poszczególnych wojsk, rozmieszczenie szeregowych, podoficerów i oficerów, szyki, tempa marszu, celność broni i jej zasięg zarówno w warunkach polowych, jak i pokojowych. Obliczenia autora oparte są na regulaminach i poradnikach wojskowych. Ciekawostką pracy jest swoisty ranking szybkości manewrowania poszczególnych armii oraz jakości kawalerii, w którym polska jazda zajmuje wysokie miejsce.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 539

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (3 oceny)
0
2
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




© Copyright

George Nafziger

© Copyright for Polish edition

Wydawnictwo NapoleonV

Oświęcim 2012

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Tłumaczenie:

Grzegorz Smółka

Redakcja:

Mariusz Promis

Redakcja techniczna:

Dariusz Marszałek

Strona internetowa wydawnictwa:

www.napoleonv.pl

Kontakt:[email protected]

Numer ISBN:  978-83-65855-85-5

Skład wersji elektronicznej:

konwersja.virtualo.pl

WSTĘP DO POLSKIEGO WYDANIA

W centrum pozycji francuskich na wzgórzu Belle-Alliance 80 armat 1 i 2 korpusu oraz gwardii rozpoczęło intensywny ogień. Działa stały w odległości 1100-1400 metrów od przeciwnika, a więc trochę za daleko. Pociski dochodziły wprawdzie do stanowisk angielskich, ale nie były celne. Doświadczony artylerzysta już po pierwszych salwach łatwo mógł się zorientować, że należy przesunąć baterie o 300 metrów ku przodowi i wtedy ich ogień byłby o wiele skuteczniejszy. Nie uczyniono jednak tego.

Wiadomo było, że Ney na czele 1 i 2 korpusu ma wykonać decydujący atak na centrum pozycji Wellingtona. Wojska te znajdowały się z tyłu, za wielką baterią. Uformowano je w przedziwny szyk, bardzo rzadko stosowany na polu walki. Cztery dywizje Drouet d’Erlona stanęły w kolumnach, tworząc prostokąty o szerokości 150 metrów i głębokości 60 metrów. Taki szyk powodował, że nie mogły manewrować, a jedynie posuwać się do przodu w raz przyjętym kierunku. Nie były w stanie przeformować się w czworoboki, które dawały najlepszą osłonę przed szarżą wrogiej kawalerii. Żołnierze – z wyjątkiem zewnętrznego szeregu – nie mogli też strzelać, a co gorsza takie zmasowane prostokąty piechoty stanowiły znakomity cel dla angielskiej artylerii. Każdy pocisk musiał obalać kilkunastu ludzi1.

Powyższy cytat obrazujący początek działań na prawym skrzydle wojsk francuskich w bitwie pod Waterloo, jest jednym z setek takich przedstawień spotykanych w pozycjach omawiających zagadnienia taktyczne napoleońskiego pola bitwy. Znany wielu czytelnikom w Polsce Robert Bielecki starał się przedstawić manewry armii Cesarza Francuzów, ale nawet on popełnił kilka błędów2. Nie jest moim celem podważanie jego wiedzy, ale skoro nawet tak wybitny znawca nie ustrzegł się „oszybek” w swojej znakomitej skądinąd pracy, cóż może powiedzieć czytelnik, próbujący zrozumieć zawiłości taktyki przełomu XVIII i XIX wieku? Czym różniła się w rzeczywistości linia od kolumny i jak szeroki był front obu szyków? Dlaczego w powyższym fragmencie Bielecki twierdzi, że dystans 1400 metrów był zbyt daleki dla precyzyjnego ostrzału dla dział Francuzów, skoro mogły miotać kule kilkaset metrów dalej? Czy rzeczywiście nie można było sformować czworoboków z szyku linii czy kolumny?3. Jakie były słabe strony tyraliery, a jakie zalety, skoro poprzedzała kolumny? Na większość z tych pytań odpowiada pozycja Nafzigera.

Zanim powiem co jeszcze można znaleźć na stronach „Cesarskich bagnetów” chciałbym poświecić kilka słów autorowi, gdyż jest to jego pierwsza pozycja, jaka ukazuje się na polskim rynku w naszym języku.

Pochodzący z Ohio George Nafziger urodził się w 1949 roku. W 1971 roku ukończył uniwersytet w Miami. W tym samym roku wstąpił do marynarki, gdzie służył 4 lata, będąc między innymi dwukrotnie w Wietnamie, na pokładzie okrętu USS Hull. Aż do 1995 był w rezerwie marynarki, a 4 lata później obronił doktorat z historii wojskowości. Od 2002 do 2012 przygotowywał afrykańskich oficerów do udziału w misjach pokojowych. Do dziś jest autorem ponad 350 prac z historii wojskowości, obejmujących okres od średniowiecza do II wojny światowej. Jednak jego specjalnością stały się pozycje dotyczące czasów napoleońskich, w tym liczne ordre de bataille. Przetłumaczył na język angielski wiele prac, pozostających dotychczas niedostępnych dla anglojęzycznych autorów, a większość z nich ukazała się nakładem jego wydawnictwa Nafziger Collection. Do najbardziej znanych pozycji, należy trzytomowe dzieło dotyczące kampanii 1813 roku (Lutzen and Bautzen: Napoleon Spring Campaign of 1813, Napoleon at Dresden: The Battles of August 1813 i Napoleon at Lepzig: The Battle of Nations 1813), praca poświęcona kampanii 1812 (Napoleon’s Invasion of Russia) jak również liczne opracowania omawiające armie epoki. Nafziger nie stronił również od zajmowania się tematami mało znanymi szerokiej publiczności, takimi jak kampania marszałka Brune’a przeciwko Szwedom w 1807 roku, czy obrona Królestwa Włoch w latach 1813-1814.

Poniższe opracowanie jest jednym z najwybitniejszych dzieł dr. Nafzigera, zdecydowanie przełomową pracą, która jest jednym z pierwszych opracowań przedstawiającym tak szeroki obraz taktyki czasów napoleońskich. Autor skupił się w niej na porównaniu wszystkich najważniejszych armii epoki w każdym z trzech głównych rodzajów broni. Ze zrozumiałych względów najwięcej miejsca poświęcił piechocie, następnie kawalerii, a artyleria doczekała się jednego, ale za to bardzo obszernego rozdziału. Zaczynając od najniższych szczebli, czyli szkoły żołnierza i plutonu w piechocie, po kolei opisuje system musztry poszczególnych wojsk, rozmieszczenie szeregowych, podoficerów i oficerów, szyki, tempa marszu, celność broni i jej zasięg zarówno w warunkach polowych, jak i pokojowych. Wszystkie obliczenia oparte są na regulaminach i doświadczeniach, jak również poradnikach wojskowych, wykorzystujących osobiste wrażenia wyniesione z marszy, ćwiczeń i walk, przez piszących je oficerów. Na zakończenie części rozdziałów analizuje również przypadki zastosowania danego szyku oraz efekt ich użycia. Niewątpliwą ciekawostką jest porównanie szybkości manewrowania armii oraz jakości kawalerii. Polskiego czytelnika z pewnością w dumę wbije wysoka pozycja naszej jazdy we wspomnianym rankingu.

Rozważania na temat artylerii są mocno techniczne, ale nie jest możliwym zrozumienie zasad działania tej broni bez poznania tych szczegółów. Rozdziały dotyczące pozostałych broni również mogą się czasem wydawać nieco matematyczne, niemniej jest absolutną koniecznością dla zrozumienia działań wojsk napoleońskich poznania różnic między sposobem formowania czworoboku przez Austriaków i Francuzów, tempa marszu tych armii oraz długości kroku. Chociaż pola bitew nie były płaskimi stołami, na których panowały idealne warunki pogodowe, jak w doświadczeniach Nafzigera, autor dość logicznie tłumaczy, dlaczego musiał przyjąć takie założenia. Jak w przypadku każdej pracy zdarzyły się pewne błędy, które o ile tylko można staraliśmy się sprostować. Chciałbym w tym miejscu podziękować wszystkim osobom, z którymi rozmowy oświeciły mnie w kwestiach przedstawionych przez autora, lub sprostowały jego niedociągnięcia. Dziękuję Krzysztofowi Kucharskiemu za tłumaczenie zawiłości związanej z musztrą i organizacją armii pruskiej, Waldkowi Zubkowi za rozmowy o zarotowych i serrez le filles oraz Darkowi Marszałkowi za burzliwe wymiany poglądów na temat penetracji kolejnych szeregów za pomocą kul karabinowych. Największe podziękowanie należy się jednak samemu autorowi, który wyraził zgodę na nasze komentarze i poprawki wychodząc z założenia, że errare humanum est, a jako że jest człowiekiem, więc i jemu może się zdarzyć.

Na koniec chciałbym dodać kilka wyjaśnień na temat redakcji. Znaczna większość miar i wag została przełożona na system metryczny. Tam gdzie było to możliwe przeliczeń dokonano na podstawie porównań, lub danych z innych publikacji tak, żeby uniknąć pomyłek, związanych z zaokrąglaniem. W razie przeliczania z systemu brytyjskiego staraliśmy się zaokrąglić do maksymalnie dwóch liczb po przecinku. Nazwy szyków, kroków i manewrów są najczęściej podawane w oryginale z dodatkiem polskiej nazwy o ile istniała i nie brzmiała zupełnie absurdalnie. Tam gdzie się udało stosowaliśmy nazwy zaczerpnięte z polskich regulaminów (najczęściej dotyczy to terminów francuskich, które zostały ujęte w polskich tłumaczeniach). W przypadku tytułów prac większość z nich została przetłumaczona. Termin masses był czasem tłumaczony jako polskie masy pisany bez użycia kursywy. Rozdział dotyczący piechoty i jazdy rosyjskiej najlepiej połączyć ze zgłębianiem dzieła Żmodikowów, gdyż oparty jest na stosunkowo małej ilości regulaminów, w związku z czym osoby zainteresowane poznaniem mechanizmu funkcjonowania wojsk carskich mogą czuć pewien niedosyt. Z drugiej strony nie chcieliśmy pisać swojego rozdziału w postaci przypisów stąd odsyłacze nie są tak częste jak być powinny. Należy również pamiętać, że opracowanie Nafzigera ma już swoje lata i z pewnością warto by zweryfikować zawarte w niej dane i wnioski. Myślę, że brak dużej ilości przypisów od autora ułatwi lekturę. Tradycyjnie liczymy na uwagi wysyłane na adres wydawnictwa i konstruktywną krytykę.

Mariusz Promis

  1 R. Bielecki, Marszałek Ney, Warszawa 1998, s. 288.

  2 Chodzi głównie o nazwanie szyku dywizji d’Erlona kolumnami, podczas gdy w rzeczywistości składały się one z batalionów rozwiniętych w szyku en bataille, a więc w linię i ustawione jeden za drugim. Dodatkowo maszerowały w nim 2,5 dywizji, podczas gdy skrajne jednostki sformowały się najprawdopodobniej w zwykłe kolumny dywizjonowe bądź plutonowe. Do dziś zresztą nie ma 100% pewności co do szyku tych wojsk. Niezwykle ciekawa dyskusja na ten temat miała niedawno miejsce na anglojęzycznym forum strony napoleon-series.org. Zainteresowanych odsyłam do niej http://www.napoleon-series.org/cgi-bin/forum/archives_config.pl?page=4;md=read;id=134281, data korzystania 25 X 2012.

  3 Patrz poprzedni przypis.

UWAGI O NINIEJSZYM WYDANIU

Wiele razy proszono mnie o ponowne wydanie niniejszej pracy i uznałem, że będzie stosownie spełnić tę prośbę. Bieżące wydanie zawiera pewne bardzo drobne różnice w stosunku do tego, które ukazało się nakładem Wydawnictwa Greenhill. Jedna z ważniejszych zmian zaszła w analizie pruskiej piechoty z 1799 roku, ponieważ po ukończeniu pierwszej wersji niniejszej pracy odkryłem jedną z tych drobnych informacji, które są tak starannie ukryte, że mogą wprawić w zdumienie nawet konesera. Po jej odkryciu sekcja została poprawiona.

PRZEDMOWA I DEDYKACJA

Sposób prowadzenia wojny w latach 1792-1815 był pod wieloma względami unikalny, choć stanowił logiczne rozwinięcie systemów stosowanych w trakcie wojny siedmioletniej i podstawę rozwoju sztuki wojennej w następnych latach. Jeszcze w 1914 roku studenci akademii wojskowych z różnych krajów studiowali kampanie Napoleona. Dwaj napoleońscy generałowie, Clausewitz i Jomini, stali się uczniami i propagatorami napoleońskiej sztuki wojennej, rozprzestrzeniając ją na cały świat. System ów był dla sztuki wojennej równie innowacyjny, co system Fryderyka Wielkiego. Po tym, jak Napoleon odcisnął na niej swe piętno, wojna już nigdy nie była taka jak dawniej. Ze względu na historyczne znaczenie owej epoki poczułem się zobowiązany przedstawić ówczesny sposób prowadzenia wojny.

Właśnie taki jest cel niniejszego studium taktyki – przebić się przez masę błędnych opinii głoszonych przez współczesnych czytelników historii wojskowości i umożliwić im zrozumienie, co tak naprawdę działo się na napoleońskim polu bitwy. Podejmowane przez „kanapowych generałów” próby oceny przeszłości na podstawie swych własnych doświadczeń wojskowych lub wniosków wyciągniętych z lektury ogólnej literatury doprowadziły do opublikowania niedokładnych opisów stosowanych systemów manewrowych. Niestety, niewiele osób ma dziś czas, chęć lub możliwość zapoznania się z oryginalnymi dokumentami. W rezultacie, kiedy przeciętny czytelnik dostanie w swoje ręce jeden z tych nieścisłych opisów, traktuje go jak Ewangelię.

Ponieważ dokładne dane są niedostępne, zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, aby wyraźnie zidentyfikować źródła omawianych manewrów i taktyki, chociaż umieściłem je w tekście, zamiast ukryć je gdzieś na stronie lub w męczących i rzadko kiedy czytanych przypisach. Aby możliwie jak najbardziej zbliżyć się do prawdy, wykorzystałem tak wiele dokumentów źródłowych, jak to tylko możliwe. Korzystanie z opracowań ograniczałem jedynie do tych, które mają szczególne znaczenie i zostały napisane przez wiarygodnych historyków, badaczy ówczesnej wojskowości lub szanowanych filozofów.

Warto zaznaczyć, że w owej epoce było wielu badaczy wojskowości, którzy napisali liczne podręczniki, zwłaszcza Dundas, Rothemberg, Cooper, Barber, Smirke i Dedon. Byli też inni, którzy albo pozostali anonimowi, albo nie zostali odkryci w trakcie moich badań. Niekiedy prace tych ludzi spotykały się z oficjalnym uznaniem, ale niektóre z nich pozostawały w sferze pobożnych życzeń. Część tych książek niewątpliwie stanowiła zapis rzeczywistych wydarzeń, ale ponieważ powstały poza „oficjalnym” środowiskiem, nie można tego ustalić. Pomimo tego, jeżeli tylko istniała taka możliwość, zawarte w nich pomysły zostały przedstawione i porównane z regulaminami lub udokumentowanymi faktami.

Niniejsza praca w dużej mierze składa się z mojej własnej analizy i wniosków, a źródła i logika, które leżą u podstawy każdej tezy, zostały starannie przedstawione, aby wszyscy mogli je prześledzić i zobaczyć, w jaki sposób doszedłem do tych konkluzji. Pomimo tego, niniejsza praca stanowi moją interpretację wydarzeń i nie opiera się na osobistym doświadczeniu, lecz na lekturze.

Jestem niezmiernie wdzięczny za wieloletnią pomoc moim dwóm przyjaciołom, Hansowi Karlowi Weissowi i Peterowi Hofschröerowi, którzy odnaleźli i podzielili się ze mną kopiami wielu mało znanych i rzadkich regulaminów musztry, bez których niniejsza analiza nie mogłaby powstać. Pragnę również podziękować za pomoc w przygotowaniu tego studium Alanowi Croftowi, Johnowi Cookowi, Nigelowi Ashcroftowi i Warrenowi Worleyowi. Dziękuję także Markowi S. Neumanowi za poświęcenie wielu godzin na redagowanie tekstu.

Niniejsza praca jest dedykowana pamięci bratniej duszy i drogiego przyjaciela, którego życie zakończyło się zbyt szybko:

Grovera C. Coxa

UWAGA O NIEMIECKIEJ PISOWNI:

Napotkano pewne trudności spowodowane różnicami w pisowni pomiędzy regulaminami musztry różnych niemieckojęzycznych nacji oraz obecną niemiecką pisownią. Chociaż poprawiono niektóre bardziej „nietypowe” odmiany, aby dostosować je do obecnej pisowni, inne pozostały bez zmian. Przepraszam czytelników, którzy będą się z tego powodu czuli zagubieni lub strapieni.

UWAGA O WYDANIU Z 2009 ROKU:

Po ukazaniu się poprzedniego wydania niniejszej pracy odkryto błąd w opisie manewrów pruskiej piechoty w 1799 roku. Został on poprawiony. Poprawiono również inne drobne błędy, które znalazły się w wersji wydanej przez Greenhill.

WSTĘP

Aby zrozumieć taktykę wojen napoleońskich, należy najpierw zrozumieć taktykę, która ją poprzedziła oraz strukturę i powiązania pomiędzy trzema rodzajami broni – piechotą, kawalerią i artylerią.

Ewolucyjna historia taktyki epoki napoleońskiej zaczyna się tak naprawdę w XV wieku, kiedy to pojawiły się pierwsze piki i muszkiety. W średniowieczu ciężka kawaleria, która była dominującym rodzajem broni, radośnie tratowała chłopskie milicje, rozpraszając je niczym wiatr słomę. Kiedy jednak Szwajcarzy utworzyli zdyscyplinowane oddziały pikinierów, ówczesna kawaleria przekonała się, że ich rozbicie przerasta jej możliwości.

Chociaż wczesna broń palna była nieporęczna, z kilku powodów okazała się lepsza od wcześniejszych łuków i kusz. Opanowanie posługiwania się łukiem wymagało wielu lat ćwiczeń. Co więcej, w wyniku niedostatku, jaki panował podczas długiej kampanii, żołnierze w szybkim czasie tracili siłę fizyczną, która była niezbędna do posługiwania się łukiem. Kusza nie wymagała takiej siły jak łuk, konieczne były długie ćwiczenia. Arkebuzy oraz ich następcy – muszkiety – wymagały jedynie siły niezbędnej do ich noszenia i każdy mógł się nauczyć strzelać (na tyle celnie, na ile pozwalała na to broń) w ciągu jednego dnia.

Kiedy piki i oddziały strzeleckie zaczęły operować razem, doszło do nieuchronnego połączenia. Arkebuzerzy chronili się za ostrzami pik i strzelali do kawalerzystów, którzy byli na tyle zuchwali, aby znaleźć się w ich zasięgu.

Stopniowo stało się jasne, że gęste formacje pikinierów marnują siły, które mogłyby zostać wykorzystane skuteczniej w charakterze arkebuzerów. Poza tym pojawienie się na polu bitwy artylerii, dla której gęste masy pikinierów były idealnym celem, jeszcze bardziej skłaniało do porzucenia głębokich formacji.

Początkowa liczba kilku pikinierów przypadających na jednego arkebuzera, a następnie muszkietera, zmniejszyła się, kiedy zaczęto robić większy użytek z broni palnej. W końcu pika zupełnie zniknęła. Stało się tak po pojawieniu się bagnetu szpuntowego, który przemienił karabin w krótką pikę. Ostatecznie doprowadziło to do całkowitego wyeliminowania piki, ponieważ strzelec mógł się teraz obronić przed kawalerią.

Bagnet szpuntowy miał wadę, która polegała na tym, że był wetknięty w wylot lufy karabinu, przez co nie można go było wykorzystać jako broni palnej. Zastąpił go bagnet tulejowy, który umożliwił strzelanie z karabinu, dzięki temu, że był przymocowywany do lufy za pomocą pierścienia owiniętego wokół wylotu lufy, dzięki czemu w razie konieczności można było prowadzić ostrzał.

Wraz z tym rozwojem uzbrojenia następowało również stopniowe zmniejszanie głębokości szyku piechoty. Początkowo pikinierzy byli ustawieni w bardzo głębokim szyku, który zazwyczaj był głębszy niż szerszy. Teoretycznie tylne szeregi miały zapewniać odpowiednią masę i uzupełniać straty, kiedy pikinierzy zmierzą się w walce na piki. Była to przepychanka, w której liczyła się masa, decydująca o tym, kto wygra zmagania.

Kiedy zrezygnowano z pik, przestano je brać pod uwagę w taktycznych kalkulacjach. Najważniejsza stała się: 1) głębokość szyku niezbędna do odparcia ataku kawalerii; 2) maksymalna głębokość, przy której piechota mogła bezpiecznie wystrzelić oraz 3) sposób prowadzenia ostrzału przez ustawioną w szyku piechotę.

Na początku szyk strzelców składał się z sześciu szeregów. Pierwsze trzy szeregi prowadziły ostrzał, przy czym pierwszy klęczał, a drugi i trzeci stały. Szeregi czwarty, piąty i szósty ładowały broń i przechodziły naprzód, aby przygotować się do oddania strzału, kiedy pierwsze trzy szeregi skończyły strzelać. Szyk sześcioszeregowy był również pozostałością po dawnym przekonaniu, że głęboki szyk idealnie nadaje się do obrony przed kawalerią.

Liczba szeregów spadła z sześciu do trzech, kiedy okazało się, że można zwiększyć szybkostrzelność, jeżeli tylne szeregi nie będą musiały przepychać się do przodu przez pierwsze trzy szeregi. Jednocześnie pierwsze trzy szeregi były ścieśnione tak, aby żołnierze, którzy się w nich znajdowali stali tuż obok siebie, dzięki czemu większa liczba piechurów mogła oddać strzał w przedniej linii.

Ta zmiana gęstości nie wywarła natychmiastowego wpływu na szyk. Jeszcze w trakcie wojen napoleońskich w wielu armiach czworobok – szyk wykorzystywany do odparcia kawalerii – był głęboką formacją złożoną z sześciu szeregów.

Sama kawaleria uległa przeobrażeniu. Zrezygnowała z l’arme blanche czyli broni białej. Uderzanie rapierami o hełmy odeszło do przeszłości. Ciężka kawaleria została wyparta przez rajtarów, których główną bronią były pistolety z zamkami kołowymi lub lontowymi. Ich taktyką był „karakol”, podczas którego pułk kawalerii zbliżał się do oddziału, który był jego celem. Każdy podjeżdżający szereg strzelał z pistoletów do masy piechoty lub kawalerii, zawracał i przeładowywał broń, podczas gdy kolejny szereg podjeżdżał i dawał ognia.

System ten niemal zupełnie zastąpił korzystanie z rapierów, dopóki Gustaw Adolf nie przywrócił broni białej i nie zademonstrował skuteczności szarży ciężkiej kawalerii w walce z nieprzyjacielską jazdą. Jednakże żaden system nie wywarł większego wpływu na masę pikinierów1.

Poza tym w kawalerii nie doszło do większych zmian. Kiedy wybuchła rewolucja francuska, niemal wszyscy europejscy kawalerzyści byli uzbrojeni zarówno w pałasz lub szablę, jak i w różne rodzaje broni palnej. Karakol odszedł do lamusa, ale kawaleria nadal do pewnego stopnia prowadziła ostrzał z karabinów, chociaż jej główna taktyka w czasie bitew ponownie polegała na uderzeniu. Zbroje praktycznie zniknęły. Na przykład w armii francuskiej spośród ponad dwudziestu pułków ciężkiej kawalerii tylko jeden oddział – pułk kirasjerów2 – nadal używał zbroi. Armia brytyjska zupełnie z niej zrezygnowała. W pozostałych europejskich armiach panowała podobna tendencja. Jednakże również i ten trend uległ zmianie i pod koniec wojen napoleońskich niemal we wszystkich armiach największych europejskich mocarstw znajdowali się kirasjerzy.

Rozwój taktycznego zastosowania artylerii był ściśle związany z jej rozwojem technologicznym. Wczesna artyleria była ciężka, stosunkowo niemrawa i bardzo powoli strzelała. Początkowo wykorzystywano ją wyłącznie podczas oblężeń, ale potem sytuacja uległa zmianie. Metalurgia zwiększyła wytrzymałość i zmniejszyła wagę luf, powiększając szybkostrzelność i zasięg. W połączeniu z mniejszą wagą luf, ulepszenie zaprzęgów sprawiło, że działa zyskały na manewrowości.

Kiedy działa zaczęły się przemieszczać z pewną szybkością i strzelać częściej niż parę razy dziennie, przekonano się, że masy pikinierów i kawalerzystów są idealnym celem dla artylerii. Nawet kiedy formacje pikinierów zniknęły, zwiększenie szybkostrzelności i manewrowości artylerii sprawiło, że pozostała na polu bitwy. Od czasu jej zaistnienia zastosowanie taktyczne nie uległo zmianie i nawet dzisiaj jej główne zadanie polega na zniszczeniu każdej jednostki nieprzyjaciela, jaka znajdzie się w jej zasięgu.

  1 Jak wiadomo polska husaria wraz z jazdą pancerną święciła triumfy przez wiele lat. Trudno zresztą nazwać rajtarów Gustawa Adolfa „ciężką jazdą” [M.P.].

  2 Był to pułk Cuirassiers du Roi powstały w 1635 roku [M.P.].

ROZDZIAŁ IPODSTAWY MUSZTRY PIECHOTY W EPOCE NAPOLEOŃSKIEJ

W  1792 roku istniały dwa podstawowe rodzaje piechoty – liniowa i lekka. Termin „ciężka piechota” nie był stosowany w odniesieniu do wojsk w tym okresie i dawno wyszedł z użycia. Oddziały infanterii miały kilka różnych nazw, w zależności od nacji, ale generalnie piechota liniowa składała się z formacji, które były znane jako infanterie de ligne, piechota, muszkieterzy, grenadierzy lub gwardia. W skład lekkiej piechoty wchodziły wszystkie formacje, które nosiły miano chasseurs, jägers, pandurs, schützen, infanterie légère lub lekkiej piechoty. Niestety, termin „fizylier” może się odnosić do obu rodzajów1.

Istniały pewne wyjątki. Brytyjskie pułki fizylierów nie wchodziły w skład lekkiej piechoty, a wiele nacji zaliczało ją do swych oddziałów gwardyjskich. Należy pamiętać, że niemal zawsze będą istnieć wyjątki od wszelkich reguł, które można ustalić dla tego okresu.

Różnica pomiędzy lekką i liniową piechotą polegała na tym, że lekka piechota była przygotowywana do operowania w tyralierze, a piechota liniowa do walki w „linii bojowej”.

Tyraliera była luźną linią piechoty, w której piechurzy byli na ogół wolni od ścisłego nadzoru. Działali w parach, w odległości kilku kroków od siebie. Podczas walki ukrywali się za skałami lub krzewami i byli wykorzystywani do nękania wrogiej piechoty liniowej oraz osłaniania swych własnych piechurów. W razie potrzeby lekka piechota mogła operować tak jak piechota liniowa i – w zależności od nacji – robiła tak w większym lub mniejszym stopniu.

W piechocie liniowej panowała bardzo ścisła dyscyplina. Żołnierze stali tuż obok siebie „łokieć w łokieć”2, maszerowali w rytm bębnów, oddawali salwy na komendę i wykorzystywali wszelkie manewry i szyki, które zostaną omówione później. W przeciwieństwie do tyralierów, piechurzy liniowi byli często utrzymywani w szyku za pomocą bicia przez swych oficerów i podoficerów.

Pomiędzy armiami różnych nacji istniały drobne różnice w wyposażeniu lekkiej i liniowej piechoty. Mundury często się różniły, przy czym elitarna lekka piechota nosiła najczęściej dodatki w kolorze zielonym. W wielu armiach była ona uzbrojona w karabiny gwintowane, ale rzadko zdarzało się, aby posługiwali się nimi wszyscy żołnierze w batalionie.

Brytyjczycy, jako jeden z nielicznych narodów, wyposażyli w karabiny gwintowane 5. batalion 60. pułku oraz 95. pułk Rifles od razu w momencie ich utworzenia, a w miarę trwania wojny także lekkie bataliony Królewskiego Legionu Niemieckiego (King’s German Legion), które stopniowo zwiększały liczbę posiadanych sztucerów3, dopóki nie wyposażyły w nie wszystkich żołnierzy. Jednakże brytyjskie pułki lekkiej piechoty rzadko posiadały karabiny gwintowane. W wielu państwach niemieckich tą broń otrzymywała zaledwie jedna trzecia lekkiej piechoty, a w armii francuskiej posiadali je wyłącznie podoficerowie i oficerowie kompanii voltigeur (woltyżerskich – M.P.), które wchodziły w skład batalionów piechoty. Niektóre niemieckie kraje wydawały sztucery również żołnierzom lekkich kompanii z pułków liniowych. Ci żołnierze, którzy nie otrzymali tej broni, zazwyczaj nosili takie same karabiny, jak piechota liniowa.

Jeżeli broń gwintowana była na wyposażeniu jednostki lekkiej piechoty, dodawano do niej bagnety różniące się od tych w broni gładkolufowej albo nie przydzielano ich w ogóle4. Oprócz tych drobnych różnic pod względem umundurowania, uzbrojenia i bagnetów, lekka piechota była w zasadzie piechotą liniową, którą szkolono do walki w szyku rozproszonym.

PIECHOTA LINIOWA

Aby w pełni zrozumieć piechotę liniową i jej działania, należy zbadać jej podstawowy szyk, techniki manewrowania, sposoby prowadzenia ostrzału oraz pozostałe istotne cechy. Piechota liniowa stanowiła połączenie tych właściwości i jeżeli ich dobrze nie zrozumiemy, nie zdołamy pojąć, dlaczego wydarzenia potoczyły się tak, a nie inaczej.

Na początku należy zbadać podstawowe szyki piechoty. Dzięki temu zrozumiemy, dlaczego piechota operowała w taki, a nie inny sposób.

Kiedy infanteria formowała szyk, zazwyczaj ustawiała się w linii trójszeregowej. Później zajmiemy się dwoma wyjątkami, tzn. brytyjską linią dwuszeregową (oraz wyjątkami u Francuzów), ale należy zauważyć, że aż do 1815 roku regulamin piechoty zalecał ustawienie w trzech szeregach. We wszystkich armiach najwyżsi żołnierze zajmowali pierwszy szereg. W większości armii byli uszeregowani od prawej do lewej, ale Brytyjczycy szeregowali ich od skrzydeł do środka. Drudzy pod względem wzrostu zajmowali trzeci szereg, a najniżsi znajdowali się w środku lub w drugim szeregu.

Może się to wydawać nielogiczne, ponieważ niscy żołnierze musieliby strzelać ponad głowami swoich wyższych kolegów, ale było inaczej. W tamtych czasach noszono bardzo wysokie nakrycia głowy, a ostrzał był prowadzony pomiędzy żołnierzami z pierwszego szeregu, zamiast nad ich głowami. Dzięki umieszczeniu za nimi niższych żołnierzy karabiny drugiego szeregu znajdowały się jak najdalej od uszu wysokich ludzi z pierwszego szeregu. Sama świadomość, iż karabin wystrzeli tuż obok jego ucha, wystarczy, aby żołnierz wzdrygnął się przed spodziewanym bólem, więc logika sugerowała, że jeżeli mają uniknąć uszkodzenia uszu i usłyszeć rozkazy swych oficerów, muszą sprawić, żeby odgłos wystrzału rozlegał się jak najdalej od nich.

Na każdego żołnierza przypadały 56 cm odstępu w armii brytyjskiej i 66 cm w armii francuskiej. Piechurzy zawsze stali blisko siebie, tak że każdy żołnierz dotykał łokciem swojego kolegę, który stał przy nim. Teoretyczna przestrzeń przypadająca na każdego żołnierza oraz odległość pomiędzy szeregami były ściśle określone. Oczywiście, rzeczywista przestrzeń zależała od wzrostu żołnierzy w szeregach pod warunkiem, że każdy żołnierz dotykał łokciami swojego kolegę obok. Tabela I przedstawia krótki przegląd teoretycznego rozstawienia.

TABELA I

PRZESTRZEŃ PRZYPADAJĄCA NA JEDNEGO ŻOŁNIERZA W SZEREGACH I MIĘDZY NIMI

Szerokość przypadająca

na 1 żołnierza

Odstęp

między szeregami

Austriacy

Brytyjczycy

Francuzi

Prusacy

Rosjanie

Nieznana

56 cm

66 cm

Nieznana

68,5 cm

2 kroki (126,5 cm)

1 krok

33 cm

66 cm

35,5 cm

Sposób, w jaki określano odstęp pomiędzy szeregami, nie zawsze jest jasny. Jedynie francuski Règlement de 1791 wyraźnie stwierdza, że mierzy się go od pleców żołnierzy z pierwszego szeregu lub od tylnej części ich plecaków do klatki piersiowej żołnierzy z tylnego szeregu. Nie wiadomo, czy był to stały sposób określania odstępu pomiędzy szeregami. Żaden inny zbadany regulamin nie określa owego aspektu szyku tak dokładnie. Rycina I a., b., c. i d. stanowi graficzną ilustrację sposobu formowania szeregów i pokazuje wymiary przedstawione w Tabeli I.

RYCINA I

ROZMIESZCZENIE SZEREGÓW

a. Widok frontu oddziału;

b. Widok skrzydła;

c. Pozycja w trakcie marszu;

d. Rozstawienie kompanii, w szyku zwartym (serré), bez podoficerów zarotowych.

Kompania była najmniejszą jednostką administracyjną w obrębie batalionu. Głównym składnikiem taktycznym batalionu był dywizjon, który dzielił się na mniejsze elementy manewrowe. Należy pamiętać, że charakter „administracyjnej” kompanii oraz „taktycznego” dywizjonu, w zależności od narodowej definicji owej jednostki, nie jest analogiczny. Różnice w organizacji batalionu sprawiały, że dywizjon był albo taktycznym odpowiednikiem kompanii (w Prusach i Rosji), albo dwóch kompanii (w pozostałej części Europy).

Dzisiaj nie ma już różnicy pomiędzy kompanią a dywizjonem lub plutonem, ale była ona zasadnicza w latach 1792-1815. W rezultacie podczas omawiania taktyki będziemy się posługiwać terminem „pluton” lub „dywizjon”. Chociaż w różnych armiach mogły obowiązywać różne nazwy, powszechnie stosowano praktykę dzielenia dywizjonu na mniejsze elementy. Najmniejszą jednostką była rota, która składała się z trzech żołnierzy – jednego z pierwszego, jednego z drugiego i jednego z trzeciego szeregu. Liczba rot była wykorzystywana do określenia rozmiaru następnego większego elementu manewrowego i kontrolowania frontu każdego szyku, w jakim ustawiała się piechota.

TABELA II

PODZIAŁ DYWIZJONÓW O PEŁNYM STANIE LICZEBNYM

Nie można łatwo określić liczby rot w dywizjonie, ponieważ w latach 1792-1815 ich siła ulegała częstym zmianom. Każda reorganizacja zwiększała lub zmniejszała liczbę rot, a zestawienie tych zmian wykracza poza zakres niniejszej pracy.

Rozmiar subdywizjonów, sekcji, etc. miał kluczowe znaczenie. Musiał być jednakowy, ponieważ w przeciwnym razie szyk byłby nierówny i mógłby nie funkcjonować jak należy.

Wszystkie regulaminy określały maksymalną i minimalną liczbę rot w każdym z tych elementów manewrowych. Kiedy ponoszono straty, ściągano żołnierzy z trzeciego szeregu i umieszczano ich w drugim, aby zachować „nieprzekraczalnie” minimalną szerokość frontu jednostek manewrowych.

Jeśli straty były bardzo duże, następował całkowity zanik trzeciego szeregu. Niektóre regulaminy zezwalały nawet na całkowite ogołocenie drugiego szeregu w celu uzupełnienia pierwszego. Co więcej, jeśli jeden z plutonów poniósł duże straty, można było ściągnąć do niego żołnierzy z pozostałych plutonów, aby uzupełnić stan liczebny i utrzymać regulaminową szerokość frontu.

Jeśli dywizjon ponosił duże straty, mógł rozwiązać jedną ze swych większych jednostek manewrowych i wykorzystać jej żołnierzy do uzupełnienia pozostałych. W tym wypadku po prostu operował ze zmniejszonym frontem, ale liczba rot w poszczególnych sekcjach musiała pozostać bez zmian. British Manual of Platoon Exercises z 1804 roku stwierdza, że: „Kompanie (tzn. plutony – przyp. autora) mogą zostać zrównane pod względem liczebności za każdym razem, kiedy batalion przygotowuje się do manewrów polowych, a jeżeli możliwe jest również zrównanie batalionów w linii, można osiągnąć wielkie korzyści”. Oznaczałoby to, że nawet bataliony mogły przenosić personel, aby uzupełnić swój stan liczebny, chociaż wydaje się to mało prawdopodobne.

Owa praktyka skłania do przeprowadzenia bardzo interesującej analizy przyczyn wprowadzenia ognia dwoma szeregami przez Brytyjczyków, który nie przyjął się w pozostałej części Europy. Powody takiego stanu rzeczy zostaną przedstawione w Rozdziale II.

RYCINA II

FRANCUSKI PLUTON PIECHOTY W 1791 ROKU

RYCINA III

BRYTYJSKA KOMPANIA PIECHOTY PODCZAS PARADY

Ryciny II i III pokazują typowy szyk kompanii piechoty w różnych krajach w latach 1791-1815. Chociaż istniały pewne różnice pomiędzy poszczególnymi narodami, kompania niezmiennie składała się z trzech szeregów piechurów, pośród których stali oficerowie i podoficerowie, oraz znajdującego się za nimi szeregu oficerów i podoficerów zwanych „żołnierzami zamykającymi kolumnę” lub „nadliczbowymi”5. Stali oni za trzecim szeregiem, w różnych odstępach. W armii francuskiej i pruskiej po 1809 roku były to dwa kroki, w armii brytyjskiej trzy, a w armii pruskiej z 1792 roku cztery.

Zarotowi byli częścią systemu dowodzenia. Ich celem było utrzymanie dyscypliny w szyku. Dokonywali tego dbając, aby żaden żołnierz w plutonie nie łamał szyku i nie uciekał na tyły. Osiągali to poprzez okładanie żołnierzy swymi pałkami i szpontonami, a kiedy dwa poprzednie narzędzia zostały odrzucone – płazowaniem szablami i ciosami kolbami karabinów.

W większości armii funkcja ta mogła wymagać takiej bezwzględności, że strzelano do każdego, kto próbował złamać szyk. W armii francuskiej (szczególnie podczas rewolucji, kiedy oficerowie i podoficerowie byli wyłaniani w wyborach) owe działania dyscyplinarne nie były aż tak brutalne. W szeregach fédérés6 – rewolucyjnej formacji, która cieszyła się wyjątkowo złą sławą – istniało duże prawdopodobieństwo, że każdy oficer lub podoficer, który był na tyle zuchwały, aby wykorzystywać swą władzę w zbyt agresywny sposób, zostanie zlinczowany przez własnych żołnierzy.

Kiedy jednak wprowadzono napoleońskie reformy wojskowe, wybory zostały zniesione i zaczęto zapędzać poborowych do szyku przy pomocy płazowania. Zasadniczo było to zadanie podoficerów zarotowych.

Oficerowie i podoficerowie, którzy służyli w plutonie, znajdowali się na końcach różnych jednostek manewrowych, gdzie mogli pełnić rolę przewodnich. Zadaniem podoficera, który pełnił tą funkcję, było ustalenie punktu odniesienia, w oparciu o który linia piechoty mogłaby się sformować. Oznaczało to, że jeżeli przewodni stał w linii, która biegła prostopadle do kierunku, w którym był zwrócony, pozostali żołnierze z danej jednostki manewrowej również ustawiali się tak, aby zająć miejsce w tej linii i zwrócić się w tym samym kierunku. Dzięki temu szyk liniowy był równo ustawiony. Ze względu na duże znaczenie równego ustawienia pierwszego szeregu, zazwyczaj znajdowało się w nim więcej podoficerów niż w drugim i trzecim szeregu.

W czasach Fryderyka Wielkiego zdarzało się, iż inspektorzy dokonywali przeglądów, aby upewnić się, że linie zostały dokładnie ustawione i żaden żołnierz nie łamie szyku.

TECHNIKI MANEWROWANIA

Aby omówić techniki manewrowania, należy zacząć od podstaw marszu – tempa. W Europie istniały trzy podstawowe tempa marszu – wolne, średnie i szybkie. Niektóre nacje wykorzystywały jedynie dwa tempa, ale w ogólnym zarysie najlepiej podzielić je na trzy podstawowe prędkości. Tabela III podaje różne rodzaje marszu poszczególnych narodowości.

TABELA III

PORÓWNANIE TEMP MARSZU

Austriackie tempa marszu

Kroki

na minutę

Metry

na minutę

Ordinairschritt

Geschwindschritt

Doublirschritt

90-95

105

120

57,3-60,35

66,75

76,2

Francuskie tempa marszu

Pas ordinaire

Pas de route

Pas accéléré

Pas de manoeuvre

Pas de charge

Pas de course

76

85-90

100

120

120

250

50,3

56,1-59,4

66,14

79,25

79,25

154,2

Pruskie tempa marszu

Ordinairschritt

Geschwindschritt

75

108

47,55

68,58

Angielskie tempa marszu

Ordinary pace

Quick pace

75

108

57,3

82,3

Rosyjskie tempa marszu

Tichyj szag

Skoryj szag

Udwojennyj szag

60-70

100-110

140-160

45,72-53,34

76,2-83,82

106,68-121,92

Wolne tempa marszu, które wahały się od 75 do 80 kroków na minutę, były początkowo wykorzystywane w polu, ale ostatecznie zostały porzucone. Posiadały „urocze” nazwy w slangu żołnierzy, takie jak „człapanie Salderna” – określenie pruskiego marszu w tempie 75 kroków na minutę. Średnie tempo marszu wahało się od 100 do 120 kroków na minutę i były w powszechnym użyciu w latach 1792-1815. Ich nazwy często świadczą o dawnych korzeniach oraz o przekonaniu, że były wyjątkowo szybkie, np. geschwindschritt czyli „krok szybki”. Właśnie te tempa były zazwyczaj wykorzystywane do manewrowania na polu bitwy.

Szybkie tempa marszu były tym, na co wskazuje ich nazwa. Niektóre z nich były tak szybkie, że piechota niemalże biegła i musiały sprawiać duże trudności doboszom, którzy w trakcie marszu musieli trzymać werbel między nogami. Nie w każdej armii stosowano te rodzaje temp i wykorzystywano je z różną częstotliwością. Chociaż Rosjanie również stosowali „szybki krok marszowy” Francuzów, ich krok defiladowy uniemożliwiał jego częste wykorzystywanie. Generalnie, ten szybki rodzaj marszu był wyłączną domeną Francuzów.

Prawdopodobnie najważniejszym czynnikiem nie było samo tempo, lecz szybkość piechoty poszczególnych narodów. Pomimo wolnych temp marszu i długich kroków, rosyjska piechota była jedną z najszybszych, co zmienia opinię na temat szybkości, jaką można sobie wyrobić podczas badania liczby jej kroków na minutę. Pomimo tej nieoczekiwanej zamiany ról, Francuzi utrzymali swój status najszybszych piechurów.

Istniały pewne problemy związane z różnymi tempami marszu. Dotyczyły one bezpośrednio szyku przemieszczającej się jednostki i były nieodłączną częścią ówczesnej filozofii wojskowej poszczególnych narodów.

Rosjanie wykorzystywali technikę kroku defiladowego i każda próba szybkiego maszerowania w ten sposób w krótkim czasie doprowadziłaby do przemęczenia żołnierzy. Niedoświadczeni ludzie mieliby również dużo kłopotów z utrzymaniem rytmu marszu i wykonywaniem manewrów w szybszym tempie.

Dla porównania, Francuzi i Prusacy maszerowali ze sztywnymi kolanami (patrz Rycina Ic) i wyrzucali stopę do przodu, jak gdyby chcieli kopnąć tylną część nogi żołnierza, który znajdował się w szeregu przed nimi. Wykop był stosunkowo niski i wymagał od wszystkich zaangażowanych absolutnej wiary w to, że zostanie wykonany jednocześnie. Jeżeli bliskość szeregów sprawiała, że było inaczej, dochodziło do chaosu.

Podczas wykonywania manewrów w linii, w stylu armii Fryderyka Wielkiego, należało maszerować bardzo powoli. Każda próba zmuszenia długiej linii piechoty do szybkiego marszu doprowadziłaby do złamania szyku. Według filozofii wojskowej z czasów Fryderyka równa linia była najlepsza. Umożliwiała prowadzenie skuteczniejszego ostrzału i była bardziej sztywna. Gdyby się zachwiała i przybrała kształt serpentyny, załamałaby się pod wpływem uderzenia wrogich wojsk. W rezultacie w tym okresie maszerowano zazwyczaj w tempie 75 kroków na minutę. Wolniejsze tempa marszu były również wykorzystywane do szkolenia nowych żołnierzy i były znane jako pas d’école (krok szkolny, ćwiczebny) w armii francuskiej.

Problem ten nie dotyczy natomiast w tak dużym stopniu kolumny z jej mniejszym frontem. W istocie, zagęszczenie i nacisk ze strony tylnych szeregów sprawia, że dla kolumny o wiele łatwiej jest maszerować bardzo szybko, przy jednoczesnym utrzymywaniu, w zadowalającym stopniu, szyku.

Bezpośrednio przed wybuchem rewolucji francuskiej wykorzystywanie kolumn i linii było przedmiotem żywiołowej debaty filozoficznej we francuskich kręgach wojskowych. Istniały dwa obozy. Mesnil-Durand był zwolennikiem szybkich formacji kolumnowych wzorowanych na macedońskiej falandze, które miały atakować nieprzyjaciela. Będący jego przeciwnikiem Guibert, miał inną koncepcję proponując połączenie kolumn i linii. Popierał prowadzenie ognia w szyku linowym, a kolumny miały być jedynie sposobem na szybkie przybycie na miejsce wymiany ognia. Guibert wygrał spór i napisał słynny regulamin z 1 sierpnia 1791 roku. System stworzony przez Guiberta był prawdziwą rewolucją w filozofii wojskowej na miarę tej, którą przeprowadził w swoich czasach Fryderyk Wielki. Polegała ona na wykorzystaniu szybkich kolumn, które przenosiły się z miejsca na miejsce. Kiedy już tam dotarły, kolumny rozwijały się w linię i prowadziły walkę w starym stylu.

Dzięki swojemu systemowi Francuzi mogli skutecznie wykorzystać szybsze tempo w musztrze. Oprócz tego, na dokładne zbadanie zasługuje również rewolucja personalna w armii francuskiej w latach 1792-1796, chociaż nie stanowiła ona głównej przyczyny sukcesów.

Jeśli powiemy, że Guibert jest nazywany ojcem zastosowania kolumn i linii, nie oznacza to, że stworzył nowy system lub pracował w kompletnej próżni. Wiele manewrów, które zamieścił w swoim regulaminie, nie różni się od pruskich odpowiedników, przedstawionych w La Tactique Prussienne z 1789 roku, szczególnie sposoby przejścia z kolumny w linię i vice versa. Guibert rozwinął już istniejące metody manewrowania i opracował całkowicie odmienną filozofię wykorzystania ich na polu bitwy.

Zanim doszło do masowej emigracji francuskiej szlachty, korpus oficerski armii w tym kraju był niemal wyłącznie pochodzenia szlacheckiego. Istniała niewielka grupa młodszych oficerów, którzy nie wywodzili się z tej warstwy społecznej i awansowali w trakcie służby, ale nie miała ona większego znaczenia. Kiedy szlachta uciekła z Francji, oficerowie, którzy zajęli jej miejsce, nie mieli takiego doświadczenia w manewrowaniu swymi plutonami, jak ich poprzednicy. Poza tym szeregi wypełniały tysiące nowych rekrutów, ochotników i poborowych, i brakowało czasu na należyte przygotowanie ich do walki w sztywnym szyku liniowym. W konsekwencji, preferowano kolumny ze względu na ich zwrotność i łatwość manewrowania.

Pojawiły się również problemy z zaprowadzeniem dyscypliny, której wymagał szyk liniowy. W początkowej fazie rewolucji wszyscy oficerowie i podoficerowie byli wyłaniani za pomocą wyborów. Ich pozycja nie była silna. Denuncjacje nie należały do rzadkości, a oskarżenie o działalność antyrewolucyjną było równoznaczne (chociaż nieco wolniejsze) z kulą w plecy.

W kolumnach oficerowie, którzy stali na końcu, mogli łatwiej utrzymywać swych żołnierzy na pozycjach, ponieważ gdyby chcieli uciec, musieliby przebiec przez kilka szeregów swoich kolegów pod rząd. Poza tym szybszy rytm marszu sprawiał, że mieli mniej czasu na myślenie o tym, co może ich spotkać z rąk nieprzyjaciela.

Inne europejskie armie nie miały takiego problemu i stosowały sprawdzone formuły Fryderyka Wielkiego. Polegały na szykach liniowych nawet po tym, jak Francuzi pokazali im siłę kolumny. Należy jednak przyznać, że ostatecznie inne państwa zmodyfikowały swoje procedury, aby umożliwić stosowanie kolumn na modłę Francuzów.

Drugim podstawowym rodzajem manewru, który należy omówić, jest zwrot. Zwrotów dokonywano poprzez tzw. zachodzenie i obracanie. Istniały dwa rodzaje zachodzenia – w miejscu i w marszu. Rycina IV pokazuje zachodzenie w marszu (conversions en marchant).

RYCINA IV

ZACHODZENIE W MARSZU (CONVERSIONS EN MARCHANT)

Jak widać, kompania maszeruje do miejsca, w którym ma wykonać zwrot. Zakładając, że jest to zwrot w lewo, tak jak na Rycinie IV, lewe skrzydło właściwie staje w miejscu po dotarciu do osi zwrotu, podczas gdy wszyscy, którzy znajdują się na prawo od niego, maszerują nieco dłuższymi krokami, aż w końcu najdalej wysunięty żołnierz praktycznie biegnie, żeby utrzymać szyk plutonu.

RYCINA V

OBRACANIE (TOURNER)

Rycina V pokazuje obracanie (tourner). Jak widać, pluton dzieli się na kilka części, a każda z nich maszeruje w linii prostej do swego ostatecznego celu, zachowując rytm marszu bez większego wysiłku.

Prosta matematyka tych dwóch systemów pokazuje, że obracanie jest prostsze i szybsze. Nie blokuje również plutonów, które posuwają się za jednostką wykonującą zwrot, ponieważ żołnierz na lewym skrzydle mija oś, zanim jeszcze następna kompania zdąży przybyć i rozpocząć obracanie. Podczas wykonywania zachodzenia w marszu tylny pluton musi się zatrzymać i stracić czas (maszerować w miejscu), dopóki pluton, który wykonuje zwrot, nie opuści osi obrotu. Jeśli ruszy naprzód, zderzy się ze swoim poprzednikiem i straci ustalony odstęp pomiędzy dwoma manewrującymi plutonami.

TABELA IV

RODZAJE ZWROTÓW WYKORZYSTYWANYCH PRZEZ POSZCZEGÓLNE ARMIE PO 1791 ROKU

Rodzaj zwrotu

Rok wprowadzenia lub zastosowania

Austriacy

W marszu

Przed 1791

Wykorzystywany przez milicję jeszcze

w 1808 roku

Obracanie

W użyciu w 1807

Francuzi

W marszu

Przed 1791

Obracanie

1791

Brytyjczycy

W marszu

Przed 1791

Obracanie

W użyciu w 1804, przy czym wydaje się, że częściej wykorzystywano zachodzenie w marszu

Rosjanie

W marszu

Przed 1791

Obracanie

Brak danych

Prusacy

W marszu

1788

Obracanie

1812

SPOSOBY PROWADZENIA OGNIA

Broń i jej ograniczenia wywarły bezpośredni wpływ na podstawy taktyki strzeleckiej. Karabiny były ciężkimi i nieporęcznymi urządzeniami, których celność była bardzo ograniczona. Zaliczały się do broni gładkolufowej, co oznacza, że nie miały gwintowanych luf, które mogłyby nadać pociskowi ruch wirowy i zwiększyć celność. W przeciwieństwie do współczesnej broni, która charakteryzuje się wysoką szybkostrzelnością, wykorzystuje naboje scalone, automatyczne ładowanie i repetowanie, dziewiętnastowieczne karabiny były prymitywne i powolne. Ładunek składał się z czarnego prochu, ołowianej kuli i przybitki. Zapalenie prochu, który przesyłał ogień z panewki do głównej komory przez otwór zapałowy, powodował eksplozję wyrzucającą kulę z lufy. Proch na panewce był odpalany przez mechanizm sprężynowy, który sprawiał, że skałka uderzała o krzesiwo7, tworząc iskry i zapalając proch.

Kula nie była dokładnie dopasowana do średnicy karabinu i wykorzystywano przybitkę do utworzenia niezbędnego uszczelnienia lufy tak, żeby gazy nie uchodziły bokami. Kula toczyła się w dół lufy i nie można było przewidzieć, pod jakim kątem wystrzeli. Celowniki były praktycznie nieznane. W większości armii co roku odbywały się ćwiczenia strzeleckie, podczas których oddawano trzy lub cztery strzały, aby żołnierz nie bał się dużego odrzutu swojego karabinu.

Piechurzy nie uczyli się celowania, tylko wymierzali swe karabiny w ogólnym kierunku, z którego nadciągał nieprzyjaciel. Problemy pojawiały się, kiedy piechota strzelała z wysokich murów lub zboczy. Ponieważ nie uczyła się celowania, strzelała prosto przed siebie, ponad głowami nacierających żołnierzy nieprzyjaciela.

Podczas ładowania i strzelania z karabinu piechur musiał pamiętać i przestrzegać siedemnastu poruszeń. Rzeczywista liczba czynności różniła się w zależności od armii. Jeśli owe czynności nie zostały wykonane w należyty sposób, karabin mógł nie wypalić. Jednym z częstych błędów, które popełniali niedoświadczeni żołnierze, było nie włożenie stempla pod lufę. Żołnierze strzelali z karabinu, podczas gdy stempel nadal znajdował się w lufie. Kiedy do tego dochodziło, stempel, który był niezbędny do przeładowania, odlatywał w stronę nieprzyjaciela i żołnierz nie mógł już nabić swej broni.

Próbowano skrócić całą procedurę, ale było to niebezpieczne. Żołnierze przekonali się, że dzięki luźnemu dopasowaniu kuli do lufy mogą po prostu umieścić przybitkę i kulę w wylocie lufy. Następnie kilka razy uderzali kolbą karabinu o ziemię i sprawiali, że przybitka i kula osuwały się w dół lufy. Było to możliwe tylko na suchym i twardym podłożu, ale jeżeli mechanizm spustowy był wrażliwy na takie wstrząsy, karabin mógł się również rozładować8.

Kolejny sposób polegał na tym, aby nie odwracać stempla w celu wepchnięcia kuli tępym i szerszym końcem, lecz wyciągnąć go prosto z kolby i wepchnąć wąski koniec w lufę. W tym przypadku problem polegał na tym, że stempel mógł się zaklinować w lufie9. Celem obydwu sposobów było zwiększenie szybkostrzelności. Wyszkolony żołnierz mógł oddać przeciętnie dwa strzały na minutę. W czasie oddawania regularnego ognia szybkostrzelność spadała, ponieważ proch nie odpowiadał dzisiejszym standardom i szybko zapychał lufę, w związku z czym po oddaniu ok. 50 strzałów należało ją wyczyścić. Poza tym od czasu do czasu trzeba było wymieniać skałkę lub ustawić ją odpowiednio w szczękach kurka, aby zapewnić prawidłowe działanie.

Z powodu tych mechanicznych problemów, które były nierozerwalnie związane z dziewiętnastowiecznymi karabinami, często dochodziło do niewypałów. Powiedzenie „spalić na panewce” wywodzi się z jednego z takich nieszczęśliwych przypadków. Polegał on na tym, że mechanizm spustowy działał poprawnie i zapalał proch na panewce, czemu towarzyszył „błysk”, lecz nie dochodziło do podpalenia głównego ładunku. Żołnierz musiał wówczas na nowo nasypać proch na panewkę i strzelić jeszcze raz10.

Chociaż może się to wydawać niepojęte i pomimo strasznego odrzutu tej broni, jeśli w ogniu bitwy karabin nie wypalił, niektórzy żołnierze nie zauważali tego faktu i ładowali drugą kulę mimo tego, że pierwsza wciąż była w lufie. Kiedy te nałożone na siebie ładunki zostały w końcu odpalone, skutki mogły być śmiertelnie niebezpieczne dla żołnierza i jego sąsiadów. W trakcie wojny secesyjnej pod Vicksburgiem znaleziono podobny karabin gładkolufowy z siedmioma niewystrzelonymi ładunkami w lufie.

Wady tej broni miały duży wpływ na ustawienie piechoty. Ponieważ karabiny były tak bardzo niecelne, najlepszym sposobem na zwiększenie szansy trafienia było skoncentrowanie ognia i skierowanie go w ogólnym kierunku nieprzyjaciela. Rzadko kiedy próbowano wycelować karabin w konkretnego wroga, ponieważ prawdopodobieństwo, że kula trafi w wybrany cel było niewielkie. Powszechnie uważano, że każdy, kto został trafiony mierzonym strzałem z odległości 200 kroków, miał wyjątkowego pecha.

CELNOŚĆ KARABINÓW

Kwestia celności i skuteczności karabinów w okresie pomiędzy wojną siedmioletnią a amerykańską wojną secesyjną od lat jest przedmiotem ożywionej debaty w różnych środowiskach. Jednakże istnieje niewiele danych empirycznych, którymi można by się posłużyć. Opisom ogromnych strat zadawanych przez pojedynczą salwę rzadko towarzyszy precyzyjna liczba zabitych, co na ogół prowadzi do szalonych spekulacji na temat rzeczywistego efektu pojedynczej salwy z karabinów, oddawanej przez ustawiony w szyku oddział piechoty.

Istnieje pewna niewielka ilość danych z epoki, które można wykorzystać, aby przekonać się, jaki mógł być rzeczywisty efekt salwy karabinowej, co może ograniczyć subiektywne spory.

W pierwszej kolejności należy zbadać owiane złą sławą próby strzeleckie Prusaków. Około 1810 roku pruski generał Scharnhorst przeprowadził serię prób za pomocą kompanii grenadierów, która strzelała do dużego płótna z różnych odległości. Pod względem rozmiaru cel odpowiadał kompanii wrogiej piechoty. Podczas tej próby Prusacy wykorzystali sześć różnych rodzajów karabinów.

Prusacy przekonali się, że w przypadku małych celów stosunek trafień z karabinów gwintowanych do celnych strzałów z karabinów gładkolufowych wynosił 2:1 z odległości 146 m oraz 4:1 z odległości 219 m. W przypadku dużych celów stosunek celnych strzałów z broni gwintowanej do trafień z broni gładkolufowej wynosił 4:3 z odległości 146 m i 2:1 z 274 m Lepsza skuteczność karabinów w strzelaniu do większego celu mogła wynikać z mniejszego znaczenia utrudnienia w postaci dużego stożka rozrzutu w trakcie strzelania do dużych celów.

W porównaniu z karabinem gładkolufowym, czas potrzebny na załadowanie i oddanie strzału z karabinu gwintowanego do celu z odległości 146 m wynosił 5:2, a z odległości 219 m 5:1. Scharnhorst stwierdził, że „sztucer gwintowany i karabin osiągają mniej więcej ten sam rezultat w tym samym czasie, ale karabin potrzebuje 3-4 razy więcej amunicji niż sztucer. Co więcej, pod ostrzałem nieprzyjaciela jegr (lekki piechur) jest bardziej skłonny do celowania niż zwykły żołnierz piechoty ze względu na swoje przekonanie, iż bez tego nigdy nie trafi oraz dlatego, że był szkolony i przygotowywany do celowania od najmłodszych lat”.

Podczas walki, kiedy taktyka nie polegała na prowadzeniu zmasowanego ostrzału bez celowania, strzelec był przynajmniej tak samo skuteczny, jak muszkieter11. Kiedy jednak trzeba było użyć broni strzeleckiej do odparcia szarży, znajdował się w gorszej sytuacji.

Poniższe tabele przedstawiają szczegóły prób przeprowadzonych na dużych celach, których rozmiar był zbliżony do kompanii piechoty, oraz mniejszych, które prawdopodobnie przypominały pojedynczego człowieka.

TABELA V

LICZBA TRAFIEŃ NA KAŻDE 200 STRZAŁÓW ODDANYCH DO DUŻEGO CELU

Odległość w metrach/jardach

Karabin

73,15/80

146,3/160

219,45/240

292,6/320

Karabin „staropruski” wz. 1782

„Staropruski” z wygiętą kolbą

Karabin Nothardta wz. 1805

Karabin „nowopruski” wz. 1809

Francuski Charville wz. 1777

Karabin brytyjski

92

150

145

153

151

94

64

100

97

113

99

116

64

68

56

70

53

75

42

42

67

42

55

55

TABELA VI

LICZBA TRAFIEŃ NA KAŻDE 100 STRZAŁÓW ODDANYCH DO MAŁEGO CELU

Odległość w metrach/jardach

Karabin

109,7/120

146,3/160

219,45/240

Pruski sztucer wykorzystujący kule gipsowe

Pruski sztucer wykorzystujący zwykłe kule

Pruski karabin z 1809

68

51

--

49

26

21

21

0

4

Na potrzeby niniejszego badania przeanalizujemy pierwszy zestaw danych. Tabela VII zamienia surowe dane w „przeciętną” celność, dzięki czemu możliwe będzie najlepsze dopasowanie krzywej.

TABELA VII

Odległość w metrach/jardach

0

73,15/

80

146,3/

160

219,45/

240

292,6/

320

411,5/

450

Liczba trafień

200

200

92

150

64

100

64

68

42

42

0

0

200

200

145

143

97

113

56

70

67

42

0

0

200

200

151

94

99

1161

53

75

55

55

0

0

Całkowita liczba trafień

1200

785

589

386

303

0

Procentowa liczba strzałów, które trafiły w cel

100%

65%

49%

32%

25%

0%

1) Różne dokumenty na temat strzelania z karabinów w owych czasach wskazują, że z bliskiej odległości należało wymierzyć karabin w stopy celu, ponieważ odrzut karabinu podrzucał lufę do góry, sprawiając że kula leciała po łuku w górę. Gdyby lufa nie była wycelowana niżej, pocisk przeleciałby nad celem.

Wzrost liczby trafień z większej odległości wyraźnie wskazuje, że karabiny nie były wycelowane, lecz skierowane w stronę celu, a odrzut karabinu podrzucał kule do góry po łuku, którego optymalna skuteczność w trakcie strzelania z karabinu wymierzonego w ziemię do celu o rozmiarach człowieka wahała się od 80 do 160 jardów. W przypadku pozostałych karabinów było to mniej niż 80 jardów.

Dodano dwa istotne punkty odniesienia. Pierwszy z nich opiera się na założeniu, że żaden z 200 strzałów nie chybiłby z przyłożenia (0 metrów). Zgodnie z drugim, 411,5 m (450 jardów) to zbyt duża odległość dla ówczesnych karabinów i żaden strzał (nawet celny) nie byłby w stanie wyrządzić większych szkód. Owe punkty są konieczne z perspektywy matematyki i umożliwiają przeprowadzenie opartej na regresji krzywoliniowej analizy przeciętnych rezultatów ostrzału prowadzonego przez kompanię piechoty w idealnych warunkach. Rezultatem tego testu jest Wykres I, który składa się z najlepiej dopasowanej krzywej i wskazuje oryginalne dane testowe.

Analiza regresyjna, oparta na procedurze NLIN systemu przetwarzania informacji SAS (Statistical Analysis System – System Analizy Statystycznej), wygenerowała następujący wzór na podstawie danych z pruskich testów:

Wątpliwość, która została zawarta we wzorze, to standardowy błąd. Za pomocą tego wzoru, po zaokrągleniu funkcji wykładniczej do 1.5, uzyskano następującą liczbę procentową celnych strzałów:

TABELA VIII

Odległość w metrach/jardach

% trafień

Odległość w metrach/jardach

% trafień

Odległość w metrach/jardach

% trafień

Odległość w metrach/jardach

% trafień

0

22,86/25

45,72/50

68,58/75

91,44/100

100%

92

84

75

69

114,3/125

137,16/150

160,02/175

182,88/200

205,74/225

61

54

48

41

35

228,6/250

251,46/275

274,32/300

297,18/325

320,04/350

30

24

19

15

10

342,9/375

365,76/400

388,62/425

411,5/450

7

4

1

0

WYKRES I

NAJLEPSZE DOPASOWANIE KRZYWEJ NA PODSTAWIE PRÓBNYCH WYLICZEŃ PRUSAKÓW

Należy jednak pamiętać, że dane z tabeli są oparte na salwie oddanej przez równą linię piechoty, która nie była atakowana ani ostrzeliwana i nie musiała znosić związanych z tym wstrząsów. Żołnierze strzelali z wyczyszczonej broni, a ich celem było prześcieradło. Należy również pamiętać, że trafienie w prześcieradło nie musi być równoznaczne z postrzeleniem człowieka.

W następnej kolejności należy nieco zmodyfikować te idealne dane testowe, aby można je było odnieść do warunków na polu bitwy. Chociaż tego rodzaju informacje są rzadko spotykane, dysponujemy danymi na temat jednej salwy oddanej w bitwie pod Göhrde. Bitwa rozegrała się 16 września 1813 roku w północnych Niemczech między korpusem Wallmodena a brygadą generała Pécheux. Batalion Bremen-Verden (batalion hanowerskiej milicji) przyjął pojedynczą salwę z 66 karabinów z odległości 60-80 kroków12 i stracił 27 ludzi13. Raporty podają, że w sumie stracono 30 ludzi, a kiedy batalion poszedł w rozsypkę, podobno oddano drugą salwę. Pozwala to wątpić w autentyczność liczby strat po pierwszej salwie, ale liczba ta jest o wiele niższa niż wskazywałyby na to pruskie próby.

Francuscy żołnierze byli rekrutami, którzy mieli już za sobą kilka miesięcy służby, ale po raz pierwszy wzięli udział w poważnym starciu. Chociaż nie byli zaprawionymi w boju weteranami, z pewnością zostali dobrze wyszkoleni i zaznajomieni z obsługą swych karabinów. Pierwsza salwa została oddana z odległości jakichś 64 m (70 jardów), a druga z bliższego, bliżej nieokreślonego dystansu. Świadczy to o dość dużej dyscyplinie.

Mamy więc źródło historyczne, które sugeruje, że rzeczywista liczba celnych strzałów wynosiła 27 lub 41%. Pruskie testy wskazywałyby na 75-81% – niemal dwukrotnie więcej niż na polu bitwy.

Dobrze byłoby mieć więcej takich przykładów skuteczności siły ognia z prawdziwego pola bitwy, lecz niestety albo nie istnieją, albo nie są dostępne. Próby powtórzenia analizy matematycznej pruskich testów poprzez poprawienie wszystkich danych za pomocą wspomnianej proporcji okazały się niezadowalające, wobec czego postanowiono wykorzystać trzy dane – 100% z odległości   0 metrów, 41% z odległości 64 m (70 jardów) i 0% z odległości 411,5 (450 jardów) – i pozwolić komputerowemu procesowi wyrównania krzywej na wygenerowanie przybliżonej skuteczności karabinów w warunkach bitewnych. Krzywa wygląda następująco:

WYKRES II

KRZYWA CELNOŚCI KARABINÓW NA PODSTAWIE DANYCH Z HISTORYCZNYCH WALK

W następnej kolejności należy zbadać marsz batalionu przeciwko strzelającej linii piechoty, oddającej 2-2,5 salw na minutę (z 30 możliwych, na które pozwalał normalny przydział amunicji) zakładając, że atakująca piechota maszeruje przez strefę ognia „krokiem szturmowym”. Z różnych powodów, m.in. po to, aby uzyskać średnią trafień, od tej pory przyjmiemy założenie, że szybkostrzelność wynosi dwa strzały na minutę.

Najważniejsi uczestnicy ówczesnych wojen stosowali następujące tempa natarcia:

TABELA IX

TEMPA NATARCIA

Nazwa kroku

Kroki na minutę

Prędkość natarcia

(metry na minutę)

Francja

Anglia

Prusy

Rosja

Austria

Pas de charge

Quick pace

Geschwindschritt

Skoryj szag

Geschwindschritt

120

108

108

100-110

90-95

79,25

82,3

68,58

76,2-83,82

57,3-60,35

Po połączeniu procentowej liczby trafień i szybkości natarcia z szybkostrzelnością można wygenerować tabelę, która określi wysokość strat, jakie mogła zadać linia piechoty nacierającej kolumnie atakujących piechurów. Należy zauważyć, że jedynie dwie trzecie (80 ludzi) oddziału mogło prowadzić ostrzał. Pozostaje jeszcze określić odległość, z jakiej atakowana piechota rozpoczynała ostrzał. Valentini stwierdza: „Geschlossen Infanterie muss nie weiter als auf dreihundert Schritt feuern”. „Ustawiona w szyku zwartym piechota nie może strzelać z odległości większej niż 300 kroków”14. Zakładając, że ówczesny generał jest najlepszym źródłem informacji, jakie tylko można znaleźć, rozpoczniemy analizę od oddania pierwszej salwy ze wspomnianej odległości. Zakładamy, że krok jest równy jardowi (0,9144 m), uwzględniając niemożność dokładnego oszacowania odległości 274,3 m (300 jardów) przez oficera i zbliżoną wartość kroku do jarda15.

Dzięki krzywej pokazującej rezultaty salwy spod Göhrde i ręcznemu odczytaniu procentowej ilości celnych strzałów oddanych z danej odległości można przygotować tabelę strat zadawanych nacierającej linii piechoty przez ustawionych w linii piechurów. W trakcie przygotowywania Tabeli X przyjęto następujące założenia:

a) Szybkostrzelność wynosi dwa strzały na minutę.

b) Atakująca piechota maszeruje w swoim regulaminowym tempie.

c) Salwa spod Göhrde ma typowe i uśrednione (przeciętne) efekty.

d) Pierwszą salwę oddano dokładnie wtedy, gdy napastnicy znaleźli się w odległości 274,3 m (300 jardów)16 od obrońców.

e) Teren jest całkowicie płaski i pozbawiony osłony.

TABELA X

CELNOŚĆ KARABINÓW W OPARCIU O KRZYWĄ POKAZUJĄCĄ REZULTATY SALWY SPOD GÖHRDE

Zasięg salwy (w metrach/ jardach)

Przewidywane straty

Angielska kolumna pod ostrzałem

27,43/30

109,73/120

192,02/210

274,32/300

61%

28%

14%

8%

Łącznie

111%

Francuska lub rosyjska kolumna

pod ostrzałem

35,66/39

115,21/126

194,76/213

274,32/300

53%

26%

13%

8%

Łącznie

100%

Pruska kolumna pod ostrzałem

68,58/75

137,16/150

205,74/225

274,32/300

40%

22%

12%

8%

Łącznie

82%

Austriacka kolumna pod ostrzałem

40,32/44

91,44/100

160,02/175

214,88/235

274,32/300

50%

33%

17%

11%

8%

Łącznie

119%

Pierwszą rzeczą, na którą zwraca uwagę tabela, jest to, że w wyniku wolnego tempa marszu Austriacy ponosili większe straty. To, że wolniejsza jednostka była narażona na więcej salw, nie jest żadnym zaskoczeniem. Austriacy musieli wytrzymać cztery salwy, a pozostałe nacje jedynie trzy. Można jednak wątpić, czy Prusacy otrzymaliby czwartą salwę, ponieważ czas, jakiego potrzebowali na pokonanie dystansu od momentu oddania trzeciej salwy, odpowiada czasowi potrzebnemu na załadowanie i wystrzelenie z karabinów po raz czwarty. Można dowodzić, że musieliby ją przyjąć, ponieważ obrońcy działaliby coraz szybciej w miarę zbliżania się kolumny napastników. Jednakże równie dobrze można twierdzić, że napastnicy nacieraliby coraz szybciej, aby zdążyć przed oddaniem ostatniej salwy. Kluczem do rozstrzygnięcia tej kwestii jest ustalenie, czy atakująca jednostka zostałaby „wstrząśnięta” w wyniku otrzymania kilku salw. Wydaje się jednak, że więcej zmiennych przemawia za oddaniem czwartej salwy.

Najważniejszym wnioskiem, jaki można wyciągnąć z tej tabeli, jest to, że teoretycznie za każdym razem atakowana linia piechurów powinna całkowicie unicestwić równe siły nacierającej piechoty. Wiemy jednak, że w rzeczywistości było inaczej. Wydaje się, że piechota często była w stanie się zbliżyć i zmusić nieprzyjacielskich piechurów, którzy stali i oddawali salwę za salwą w stronę (prawdopodobnie nad głowami) nacierającej jednostki, do walki w zwarciu.

A zatem, jaka była skuteczność karabinów na początku XIX wieku? Po pierwsze, należy pamiętać, że różnorodność karabinów była bardzo duża. Najwyraźniej rezultaty nie zawsze były takie same. Pod Göhrde pojedyncza salwa rozbiła pierwszą linię nacierających Hanowerczyków. Wydaje się, że plasowała się na poziomie, który można nazwać „górną granicą” spodziewanych rezultatów dobrej salwy. Z drugiej strony, oddawano podobne salwy, których celność była tak niska, że atakująca piechota ignorowała je i zbliżała się z bagnetami.

W następnej kolejności należy rozważyć połączony wpływ dostępnej ilości amunicji i świadomości niskiej skuteczności karabinów na oficerów, którzy kierowali ostrzałem. Wiadomo, że oficerowie, którzy dowodzili obroną, ograniczali ostrzał, aby zaoszczędzić swoją ograniczoną ilość amunicji i oddawali salwy tylko wtedy, kiedy mogły przynieść najlepsze efekty.

W tej samej bitwie pod Göhrde drugi francuski batalion pozwolił batalionowi Bennigsena zbliżyć się na odległość 10 kroków, zanim rozpoczął ostrzał. Wydaje się jednak, że wielu francuskich żołnierzy z pierwszego szeregu wpadło w panikę, porzuciło karabiny i rzuciło się do ucieczki przez swoją linię. Francuski batalion załamał się i rozpoczął odwrót. Batalion Bennigsena nie załamał się i w trakcie całej bitwy stracił jedynie 16 ludzi. Nie wiadomo, czy stracił ich w wyniku tej pojedynczej, przerwanej salwy, czy też w rezultacie późniejszych walk.

Wszystko to sugeruje, że być może w praktyce oddawano jedną lub najwyżej dwie salwy w stronę atakującego oddziału piechoty. Wydaje się zatem, że pozostała część walki ogniowej była prowadzona pomiędzy liniami piechoty i ograniczała się do oddawania niezbyt celnych strzałów do nieruchomych celów z większej odległości.

Nie rozstrzyga to jednak kwestii celności i skuteczności karabinów w warunkach bojowych. Nie można jej również określić na podstawie prób lub pojedynczego incydentu na polu bitwy. Istnieje po prostu zbyt wiele niewiadomych i zmiennych.

W rezultacie, narażając na szwank swoją reputację, sugeruję, że Wykres III jest rozsądnym odzwierciedleniem skuteczności ówczesnych karabinów.

WYKRES III

PRAWDOPODOBNA SKUTECZNOŚĆ NAPOLEOŃSKICH KARABINÓW

Strefa A to przestrzeń pomiędzy krzywą stworzoną na podstawie pruskich testów a sztuczną linią znajdującą się w samym środku pomiędzy wynikami pruskich testów a rezultatem salwy spod Göhrde. Salwa spod Göhrde została uznana za dolną granicę, ponieważ żołnierze byli poborowymi, którzy mieli za sobą niecałe pół roku służby i ćwiczenia w strzelaniu w idealnych warunkach. Strefa A odpowiada „strefie idealnych warunków” (czyste karabiny, brak strachu, doświadczeni żołnierze i brak nieprzyjacielskiego ostrzału, który mógłby ich wytrącić z równowagi). Prawdopodobieństwo oddania salwy, która zaliczałaby się do strefy A w warunkach bitewnych należy rozpatrywać wyłącznie w kategoriach boskiej interwencji.

Strefa B to obszar, który obejmuje normalne rezultaty pierwszej salwy oddanej przez doświadczonych żołnierzy na polu bitwy. Skuteczność kolejnych salw będzie się z konieczności zmniejszać w wyniku zabrudzenia broni.

Strefa C to sztuczny obszar stworzony na podstawie wzrokowej oceny prawdopodobnej skuteczności w większości wymian ognia karabinowego w trakcie przedłużającej się bitwy.

Strefa D to obszar, w którym karabin (jako część wyposażenia) przestaje być głównym wyznacznikiem skuteczności. W tym przypadku skuteczność salwy zależy w większej mierze od wysokiego morale napastników i obrońców lub jego braku.

Można się zastanawiać, dlaczego karabiny gwintowane nie były w powszechnym użyciu na polu bitwy. Istniało kilka powodów. Po pierwsze, były o wiele droższe. Poza tym, jak pokazują próby Scharnhorsta, charakteryzowały się mniejszą szybkostrzelnością. Nierzadko zdarzało się, że trzeba było wbijać kulę młotkiem. Poza tym broń gwintowana wymagała zazwyczaj lepszych gatunków prochu oraz pocisków, które robiono specjalnie na zamówienie. Na dodatek szybko się zapychała. W wielu armiach tego rodzaju innowacje spotykały się również z oporem ze strony biurokracji. W rezultacie dominowały karabiny gładkolufowe, a w wyniku ich nieodłącznej wady w postaci mniejszej celności trzeba było stosować szyk liniowy.

Warto również zwrócić uwagę na ewolucję w myśleniu o celowaniu i odległości, z jakiej powinno się ono odbywać. Regulamin austriackiej landwery z 1808 roku zaleca celowanie z odległości 365,76 m (400 jardów). Mało prawdopodobne, aby posiadała ona karabiny gwintowane, ponieważ landwera z reguły otrzymywała uzbrojenie jako ostatnia i była najgorzej wyposażona17.

RODZAJE SALW

Prowadzenie ognia w linii doprowadziło do powstania kilku różnych rodzajów ostrzału. Najprostszym sposobem na zapoznanie się z jego rodzajami będzie zbadanie tych, które wykorzystywali Francuzi, Prusacy i Brytyjczycy. Ich sposoby były najczęściej spotykane.

Bataliony armii francuskiej prowadziły ogień plutonami, dywizjonami, demi-rang (półszeregami) i całymi batalionami. Ogień plutonowy był prowadzony najpierw przez nieparzyste dywizjony. Plutony strzelały jeden po drugim w kolejności – 1, 3, 5, 7 lub 2, 4, 6 i 8. Pary plutonów prowadziły ostrzał półdywizjonami, strzelając na przemian. Jedynie grenadierzy (w batalionach łączonych) strzelali całym dywizjonem. Ostrzał dywizjonami odbywał się w następującej kolejności – 1, 3, 2, 4 i grenadierzy. Ostrzał demi-rang (półszeregiem) zaczynał się od prawej strony. Ostrzał batalionami zaczynał się od pierwszego batalionu, a drugi strzelał dopiero, kiedy pierwszy załadował swoją broń.

Règlement de 1764 wprowadził sposób prowadzenia ostrzału, który opierał się na trzech szeregach. Règlement de 1791 zmodyfikował go i wprowadził ogień dowolny dwoma szeregami. Stało się tak dlatego, że ostrzał trzeciego szeregu okazał się nieskuteczny, a czasami nawet niebezpieczny dla żołnierzy z pierwszych dwóch szeregów. W tym systemie trzeci szereg nie strzelał, lecz ładował karabiny żołnierzy z pierwszych dwóch szeregów i przekazywał je do przodu.

Niebezpieczeństwo, na jakie wystawione były pierwsze dwa szeregi, uwidoczniło się w 1813 roku. Zaniepokojenie wieloma przypadkami postrzału przez swoich żołnierzy doprowadziło do przeprowadzenia badań. Okazało się, że nowi rekruci, którzy stali w trzecim szeregu, często dawali się ponosić emocjom i chcieli wziąć udział w prowadzeniu ognia. W rezultacie strzelali swoim kolegom z pierwszych szeregów w głowę. Piechota uczyła się prowadzenia ostrzału plutonami, półbatalionami i batalionami. Szkoliła się w prowadzeniu ognia w czasie ataku, podczas którego pluton wysuwał się do przodu, zatrzymywał się i strzelał, po czym znowu ruszał naprzód en échequer (w szachownicę, naprzemian) z innymi plutonami, które strzelały w trakcie natarcia. Podczas prowadzenia ofensywnego ognia przedni szereg klęczał i wszystkie trzy szeregi strzelały.

Drugim rodzajem ognia, który prowadziły wszystkie trzy szeregi, był ostrzał szeregami. Polegał on na tym, że trzeci szereg przesuwał się 17,8 cm w prawo i strzelał przez lukę pomiędzy dwoma przednimi szeregami. Każdy szereg strzelał prostopadle do frontu jednostki, podczas gdy pozostałe dwa szeregi wstrzymywały ogień. Na początku strzelał trzeci szereg, potem drugi, a na końcu pierwszy. Szeregi nigdy nie mogły strzelać poza kolejnością. Ten rodzaj ostrzału był wyjątkowo skuteczny w walce z kawalerią, ponieważ wraz z każdą salwą cały front plutonu „ział” ogniem.

System ten sprawiał, że pluton dysponował rezerwą ognia, dzięki której mógł odeprzeć niespodziewany atak kawalerii. Nie zawsze się to udawało i różne nacje wymyślały taką taktykę kawaleryjską, która miała sprowokować batalion do wystrzału w taki sposób, aby jeźdźcy zdążyli na niego uderzyć, zanim piechota zdąży przeładować broń.

Brytyjczycy strzelali batalionami, skrzydłami i „wielkimi dywizjonami”18. Ostrzał był prowadzony przez wszystkie trzy szeregi. Pierwszy szereg stał i strzelał w miejscu. Drugi szereg przesuwał się pół kroku w prawo i strzelał między szeregami, a trzeci szereg przesuwał się o cały krok w prawo i strzelał przez szeregi. Natychmiast po zakończeniu ostrzału każdy szereg ładował broń.

W tym systemie przedni szereg mógł strzelać w pozycji stojącej lub klęczącej. W każdym szeregu prowadzenie ognia odbywało się pod ścisłą kontrolą i było wykonywane na rozkaz, w związku z czym miało właściwie taki sam charakter jak francuski „ogień szeregami”.

Brytyjczycy stosowali również system strzelania rotami. Rota składała się z trzech ludzi, po jednym z każdego szeregu. Podczas ostrzału zajmowali oni taką samą pozycję strzelecką, jak ta opisana powyżej. Kiedy skończyli, strzelała rota obok, po czym ogień przenosił się wzdłuż linii. Po oddaniu strzału każda rota ładowała broń i strzelała znowu „nie czekając na jakikolwiek rozkaz”. Poszczególne kompanie prowadziły ostrzał niezależnie od siebie. Generalnie „ogień rozpoczynał się w centrum, a nie na skrzydłach”.

Brytyjczycy uczyli się również wariacji polegającej na strzelaniu dwoma szeregami w pozycji klęczącej. Po otrzymaniu rozkazu „każdy żołnierz powoli i samodzielnie mierzył do celu, na którym spoczął jego wzrok; kiedy tylko namierzył swój cel, strzelał wedle własnego uznania, nie czekając na rozkaz”.

Kiedy skrzydła kompanii prowadziły ostrzał, każde z nich strzelało samodzielnie, nie zważając na drugie skrzydło. Można było prowadzić ostrzał od centrum do skrzydła lub na odwrót, wedle uznania. Jeżeli skrzydło składało się z pięciu kompanii, po oddaniu strzału przez każdą z nich następowały dwie przerwy, a w przypadku czterech kompanii – trzy. Dzięki temu pierwsza kompania miała zyskać czas na przeładowanie.

Podczas ostrzału wielkimi dywizjonami po oddaniu strzału przez każdy dywizjon następowały trzy przerwy, dzięki czemu ten, który oddał strzał, miał zyskać czas na ładowanie i zachować jednolitą szybkostrzelność.

Zasadniczo wszystkie armie stosowały rodzaj ostrzału zwany ogniem skośnym, dzięki któremu strzelająca jednostka nie musiała kierować ostrzału na wprost. Odbywało się to za pomocą opisanych wyżej systemów, ale jeżeli trzeci szereg strzelał, pierwszy musiał prawdopodobnie klęczeć. Niestety, nie ma o tym mowy w regulaminach.

Istniały różne sposoby prowadzenia ostrzału. W 1792 roku armia pruska wykorzystywała kilka różnych technik strzeleckich. Kiedy halb compagnien (półkompanie lub plutony) formowały batalion w linii i prowadziły ogień na przemian, trzy szeregi strzelały jednocześnie. Pierwszy szereg klęczał, podczas gdy drugi i trzeci stały wyprostowane. Ogień rozpoczynał się z prawej strony.

Drugim sposobem prowadzenia ognia, jaki wykorzystywali Prusacy, był ogień półkompaniami, w trakcie którego trzeci szereg wykonywał pół obrotu w prawo. Ostrzał ten odbywał się, kiedy batalion wykonał ów obrót, lecz linia nie zmieniała swej początkowej pozycji. Pozostała część wyglądała tak samo, jak w przypadku prowadzenia ognia półkompaniami.

Trzecim sposobem prowadzenia ostrzału przez Prusaków był ogień w natarciu. W tym przypadku półkompanie maszerowały w stronę nieprzyjaciela. Prawa półkompania zatrzymywała się i strzelała jako pierwsza. Na sygnał dany przez oficera, bez przeładowywania, prawa półkompania kładła broń na ramieniu i ruszała naprzód. Następna półkompania zatrzymywała się i strzelała, kiedy pierwsza doganiała powoli się wycofującą linię, itd. wzdłuż linii batalionu.

Czwartym sposobem prowadzenia ostrzału był ogień w trakcie cofania. W momencie odwrotu przed nieprzyjacielem pierwsza półkompania (poprzednio na lewym, a teraz na prawym skrzydle) zatrzymywała się, odwracała i strzelała. Po oddaniu strzału żołnierze brali broń na ramię, zawracali do tyłu, i wznawiali odwrót, doganiając batalion. Każda kolejna półkompania zachowywała się tak samo jak poprzednia, która doganiała wycofujący się batalion. Nic nie wskazuje na to, aby żołnierze zatrzymywali się w celu ładowania.

Istniały również trzy rodzaje nietypowej metody strzeleckiej zwanej ogniem „asekuracyjnym” (snajperskim). Pierwsza z nich była stosowana w trakcie odwrotu, kiedy pary rot odwracały się i strzelały do huzarów lub tyralierów, którzy prowadzili pościg. Ostrzał ten powinien w zupełności wystarczyć, aby trzymać wroga na dystans. Drugi rodzaj ostrzału asekuracyjnego był stosowany w walce z małymi grupami nieprzyjacielskiej piechoty, które były na tyle niewielkie, że nie było warto dawać salwy całym batalionem, ale wystarczająco dokuczliwe, aby spotkać się z jakąś reakcją. W tym drugim przypadku pary rot wysuwały się przed batalion w dwóch szeregach na odległość ośmiu kroków, strzelały, przegrupowywały się w trzy szeregi i wracały do batalionu. Cel i sposób wykorzystania tego ognia zostanie lepiej wyjaśniony podczas omawiania lekkiej piechoty.

Trzeci rodzaj ostrzału „asekuracyjnego” był dokładnie taki sam, jak drugi, ale pary rot zawracały do tyłu, wychodziły z tylnej części batalionu i strzelały do tyłu. Pozostałe czynności wyglądały tak samo.

BAGNET

Jak wspomniano we wstępie, bagnet był pozostałością po dawnych czasach i dawnym rodzaju broni – pice. Karabin z bagnetem był ewolucyjnym następcą piki i odziedziczył wiele elementów taktyki pikinierów. Jego głównym celem było przemienienie oddziału piechoty w „kolczastego jeża” i zabezpieczenie go przed kawalerią. Drugorzędnym zastosowaniem był atak na bagnety19.

Generalnie, bagnet zastąpił miecz w charakterze broni wykorzystywanej w bezpośrednim starciu i był jedyną powszechnie stosowaną bronią białą, chociaż niektóre oddziały w różnych armiach nadal posługiwały się szablami, tasakami i szpadami20.

Istniało wiele różnych sposobów jego wykorzystania. Rosyjski generał Suworow jest autorem słynnego powiedzenia: „Kula głupia, bagnet zuch”. Wolał atak na bagnety niż prowadzenie ognia karabinowego. Można by sądzić, że bagnet był główną bronią na polu bitwy, ale w rzeczywistości było inaczej. Larrey, generalny chirurg Grande Armée Napoleona, zbadał rany odniesione w bitwach z 1807 roku i odkrył, że w większości były one dziełem artylerii i karabinów. Jedynie 2% ran, które zbadał, powstało w wyniku ciosów bagnetem.