Ballady i romanse - Adam Mickiewicz - ebook

Ballady i romanse ebook

Adam Mickiewicz

0,0
8,49 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

"Ballady i romanse" to zbiór ballad Adama Mickiewicza, wydany w 1822 w Wilnie jako część pierwszego tomu Poezyj. Uważany jest za początek rozwoju gatunku ballady w literaturze polskiej oraz za manifest polskiego romantyzmu. Jednocześnie Ballady i romanse pozostają w związku z gatunkami literackimi poprzedniego okresu, zwłaszcza z dumą, dumką i sielanką.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 46

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wydawnictwo Avia Artis

2018
ISBN: 978-83-65922-22-9
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (http://write.streetlib.com).

Pierwiosnek

Z niebieskich najrańszą piosnek

 Ledwie zadzwonił skowronek, Najrańszy kwiatek piérwiosnek  Błysnął ze złotych obsłonek.

 Ja.

Zawcześnie kwiatku, zawcześnie,  Jeszcze północ mrozem dmucha, Z gór białe nie zeszły pleśnie,  Dąbrowa jeszcze niesucha.

Przymruż złociste światełka,  Ukryj się pod matki rąbek; Nim cię zgubi śrzonu ząbek,  Lub chłodnéj rosy perełka.

 Kwiatek.

Dni nasze jak dni motylka,  Zyciem wschód, śmiercią południe; Lepsza w kwietniu jedna chwilka,  Niż w jesieni całe grudnie.

Czy dla bogów szukasz datku,  Czy dla druha lub kochanki, Upleć wianek z mego kwiatku,  Wianek to będzie nad wianki.

 Ja.

W podłéj trawce, w dzikim lasku  Urosłeś o kwiatku luby! Mało wzrostu, mało blasku,  Cóż ci daje tyle chluby?

Ni to kolory jutrzenki,  Ni zawoje tulipana, Ni lilijowe sukienki,  Ni róży pierś malowana.

Uplatam ciebie do wianka;  Lecz skądże ufności tyle! Przyjaciele i kochanka  Czy cię powitają mile?

 Kwiatek.

Powitają przyjaciele Mnie wiosny młodej aniołka, Przyjaźń ma blasku nie wiele  I cień lubi jak me ziołka.

Czym kochanki godzien rączek  Powiedz niebieska Marylko! Za pierwszy młodości pączek  Zyskam pierwszą. ... ach! łzę tylko.

Romantyczność

 Methings I see.... where?

 — In my Mind’s Eys.  Shakespear. Zdaje mi się że widzę.... gdzie?Przed oczyma duszy mojej.

ROMANTYCZNOŚĆ

Słuchay dzieweczko! — Ona nie słucha — To dzień biały! to miasteczko! Przy tobie nie ma żywego ducha, Co tam wkoło siebie chwytasz? Kogo wołasz, z kim się witasz? — Ona nie słucha. —

 To jak martwa opoka Nie zwróci w stronę oka:

To strzela wkoło oczyma, To się łzami zaleje; Coś niby chwyta, coś niby trzyma; Rozpłacze się i zaśmieje.

„Tyżeś to w nocy? to ty Jasieńku! „Ach! i po śmierci kocha! „Tutaj, tutaj, pomaleńku, „Czasem usłyszy macocha!

„Niech sobie słyszy, już nie ma ciebie! „Już po twoim pogrzebie! „Ty już umarłeś? Ach! ja się boję! „Czego się boję mego Jasieńka? „Ach to on! lica twoje, oczki twoje! „Twoja biała sukienka!

„I sam ty biały jak chusta, „Zimny, jakie zimne dłonie. „Tutaj połóż, tu na łonie, „Przyciśnij mnie, do ust usta!

„Ach jak tam zimno musi bydź w grobie! „Umarłeś! tak, dwa lata! „Weź mię, ja umrę przy tobie, „Nie lubię świata.

„Zle mnie, w złych ludzi tłumie, „Płaczę, a oni szydzą; „Mówię, nikt nie rozumie; „Widzę, oni nie widzą!

„Sród dnia przyjdź kiedy? To może we śnie? „Nie, nie... trzymam ciebie w ręku. „Gdzie znikasz, gdzie mój Jasieńku? „Jeszcze wcześnie, jeszcze wcześnie!

„Mój Boże! kur się odzywa, „Zorza błyska w okienku. „Gdzie znikłeś? ach! stój Jasieńku! „Ja nieszczęśliwa.

Tak się dziewczyna z kochankiem pieści. Bieży za nim, krzyczy, pada; Na ten upadek, na głos boleści, Skupia się ludzi gromada.

„Mówcie pacierze! krzyczy prostota, „Tu jego dusza bydź musi. „Jasio bydź musi, przy swej Karusi, „On ją kochał za żywota!

I ja to słyszę, i ja tak wierzę, Płaczę, i mówię pacierze. „Słuchaj dzieweczko! krzyknie śród zgiełku Starzec; i na lud zawoła; „Ufajcie memu oku i szkiełku, „Nic tu nie widzę dokoła.

„Duchy karczemnej tworem gawiedzi, „W głupstwa wywarzone kuźni. „Dziewczyna duby smalone bredzi, „A gmin rozumowi bluźni.“

Dziewczyna czuje, odpowiadam skromnie,  A gawiedź wierzy głęboko, Czucie i wiara silniej mówi do mnie  Niż mędrca szkiełko i oko.

Martwe znasz prawdy, nie znane dla ludu, Widzisz świat w proszku, w każdej gwiazd iskierce. Nie znasz prawd żywych, nie obaczysz cudu! Miej serce, i patrzaj w serce!

Switeź

BALLADA.Do Michała WERESZCZAKI.

Ktokolwiek będziesz w Nowogródzkiej stronie,

 Do Płużyn ciemnego boru Wjechawszy, pomnij zatrzymać twe konie,  Byś się przypatrzył jezioru.

Switeź tam jasne rozprzestrzenia łona,  W wielkiego kształcie obwodu, Gęstą po bokach puszczą oczerniona,  A gładka jak szyba lodu.

Jeżeli nocną przybliżysz się dobą  I zwrócisz ku wodom lice, Gwiazdy nad tobą, i gwiazdy pod tobą  I dwa obaczysz xiężyce.

Niepewny czyli szklanna z pod twey stopy  Pod niebo idzie równina, Czyli też niebo swoje szklanne stropy  Aż do nóg twoich ugina:

Gdy oko brzegów przeciwnych nie sięga,  Dna nie odróżnia od szczytu, Zdajesz się wisieć w środku niebokręga,  W jakiejś otchłani błękitu.

Tak w noc pogodna jeśli służy pora,  Wzorek się przyjemnie ułudzi; Lecz żeby w nocy jechać do jeziora,  Trzeba bydź najśmielszym z ludzi.

Bo jakie szatan wyprawia tam harce!  Jakie się larwy szamocą, Drżę cały kiedy bają o tém starce,  I strach wspominać przed nocą.

Nie raz śród wody gwar jakoby w mieście,  Ogień i dym bucha gęsty, I zgiełk walczących i wrzaski niewieście  I dzwonów gwałt i zbrój chrzęsty.

Nagle dym spada, hałas się uśmierza,  Na brzegach tylko szum jodły, W wodach gadanie cichego pacierza,  I dziewic żałośne modły.

Co to ma znaczyć? różni różnie plotą,  Cóż kiedy nie był nikt na dnie; Biegają wieści pomiędzy prostotą,  Lecz któż z nich prawdę odgadnie?

Pan na Płużynach którego pradziady  Były Switezi dziedzice, Zdawna przemyślał i zasięgał rady,  Jak te zbadać tajemnice.

Kazał przybory w bliskim robić mieście,  I wielkie sypał wydatki; Związano niewód głęboki stop dwieście,  Budują czółny i statki.

Ja ostrzegałem: że w tak wielkiém dziele,  Dobrze, kto z Bogiem poczyna, Dano więc na mszą w niejednym kościele,  I xiądz przyjechał z Cyryna.

Stanął na brzegu, ubrał się w ornaty,  Przeżegnał, pracę pokropił. Pan daje hasło: odbijają baty,  Niewód się s szumem zatopił.

Topi się, pławki na dół s sobą spycha,  Tak przepaść wody głęboka, Prężą się liny, niewód idzie s cicha,  Pewnie nie złowią ni oka.

Na brzeg oboje wyjęto już skrzydło,  Ciągną ostatek więcierzy: Powiemże jaki złowiono straszydło?  Choć powiem, nikt nie uwierzy.

Powiem jednakże; nie straszydło wcale,  Zywa kobiéta w niewodzie, Twarz miała jasną, usta jak korale,  Włos biały skąpany w wodzie.

Do brzegu dąży: a gdy jedni s trwogi  Na miejscu stanęli głazem, Drudzy zwracają ku ucieczce nogi,  Łagodnym rzecze wyrazem.

„Młodzieńcy, wiécie że tutaj bezkarnie  Dotąd nikt statku nie spuści,