Czyste mięso - Paul Shapiro - ebook + książka

Czyste mięso ebook

Paul Shapiro

4,4

Opis

 

Nadchodzi kolejna rewolucja naukowa: odkrycie nowych sposobów na wytwarzanie wystarczającej ilości jedzenia dla wciąż rosnącej i wciąż głodnej ziemskiej populacji.

Paul Shapiro roztacza przed czytelnikami szaloną wizję wyścigu, którego metą jest stworzenie i komercjalizacja czystszego, bezpieczniejszego, bardziej ekologicznego mięsa – prawdziwego mięsa – pozyskiwanego bez udziału zwierząt. Od wizjonerskich przedsiębiorstw po warsztaty naukowe i sale konferencyjne wielkich korporacji, Shapiro ze szczegółami opowiada o poszukiwaniach czystego mięsa i innych produktów zwierzęcych, i śledzi towarzyszącą im debatę.

Od początków istnienia homo sapiens – czyli od około dwustu pięćdziesięciu tysięcy lat – zwierzęta zaspokajały apetyt tego gatunku na mięso. Jednak wraz ze wzrostem globalnej populacji i popytu na mięso, jaja, nabiał, skórę itd., hodowla tak ogromnych ilości zwierząt okazuje się żałośnie nieefektywna i niesłychanie szkodliwa dla planety, zdrowia publicznego i, bez wątpienia, także dla samych zwierząt.

A co by było, gdybyśmy mogli mieć mięso i zjeść mięso? Nadchodzi kolejna rewolucja naukowa: odkrycie nowych sposobów na wytwarzanie wystarczającej ilości jedzenia dla wciąż rosnącej i wciąż głodnej ziemskiej populacji.

Poznajcie Czyste mięso – prawdziwe mięso wyhodowane (lub uwarzone!) z komórek zwierzecych – oraz inne czyste produkty, które w ogóle nie potrzebują komórek zwierzęcych i są wytwarzane bezpośrednio z cząsteczek. Podczas gdy nasi przodkowie oswoili dzikie zwierzęta, zmieniając je w żywy inwentarz, my dzisiaj zaczynamy oswajać komórki, zwierzęta zostawiając w spokoju. Jedna komórka krowy może wyżywić całą wioskę. A historia tego nadchodzącego „drugiego udomowienia” jest niezwykle ciekawa.

________________

Czym jest Czyste mięso?

Od początków istnienia homo sapiens około dwustu pięćdziesięciu tysięcy lat temu, zwierzęta zaspokajały apetyt tego gatunku na mięso. Jednak wraz ze wzrostem globalnej populacji i popytu na mięso, jaja, nabiał, skórę itd., hodowla tak ogromnych ilości zwierząt staje się poważnym wyzwaniem.

A co by było, gdybyśmy mogli mieć mięso i zjeść mięso? Poznajcie Czyste mięso!

Tak jak potrzebujemy czystej energii, konkurującej z paliwami kopalnymi, tak Czyste mięso jest gotowe do rywalizacji z fermami przemysłowym. Czyste mięso nie jest alternatywą dla mięsa: jest po prostu mięsem, wyhodowanym z komórek zwierzęcych, tak jak inne „czyste” produkty, które w ogóle nie potrzebują komórek zwierzęcych i są wytwarzane bezpośrednio z cząsteczek.

W tej przełomowej książce doktor Paul Shapiro opowiada szaloną historię wynalazców i inwestorów dążących ku komercjalizacji pierwszych na świecie produktów zwierzęcych wyhodowanych bez zwierząt.

_________________

Czyste mięso daje wgląd w fascynującą, bliską przyszłość, kiedy wiele spośród najpoważniejszych zagrożeń dotyczących bezpieczeństwa żywności, może zostać wyeliminowanych. Paul Shapiro opowiada w tej ważnej książce historię, która może uratować nam życie” – doktor Michael Greger, (FACLM) autor bestsellera Jak nie umrzeć przedwcześnie

Paul Shapiro napisał aktualną i pouczającą książkę o ekscytujacej transformacji, która czeka sposób produkcji jedzenia” – Peter Singer, autor bestsellera Wyzwolenie zwierząt, profesor etyki na Uniwersytecie Princeton

„Dziękuję ci, Paulu Shapiro, za tę przełomową książkę o zjawisku, które może okazać się jednym z najważniejszych etycznych przełomów w historii. Jak tłumaczy Paul, to nie hiperbola. Jeśli Czyste mięso się przyjmie, będzie miało szansę zakończyć cierpienie miliardów czujących istot. Mam nadzieję, że niedługo będziemy mogli zamówić wolnego od bólu cheeseburgera z bekonem. A tymczasem książka Paula jest świetną, inspirującą lekturą” – AJ Jacobs, autor bestsellera Rok biblijnego życia

Paul Shapiro błyskotliwie opisał niezwykle ważne zjawisko w swojej wartościowej książce Czyste mięso, która z pewnością zajmie ważne miejsce pośród literatury moralnego postępu” – Michael Shermer, wydawca pisma Skeptik i autor książki The Moral Arc

„Inspirujące spojrzenie w przyszłość, kiedy rolnicza rewolucja komórkowa pomoże obniżyć wskaźniki chorób przenoszonych przez żywność, wpłynie pozytywnie na zrównoważony rozwój i pozwoli nam nadal cieszyć się uwielbianym jedzeniem” – Kathleen Sebelius, była sekretarz Departamentu Zdrowia i Opieki Społecznej USA

Paul Shapiro pozwala nam zobaczyć fascynującą przyszłość jedzenia i poznać odkrywców, którzy pracują nad zbudowaniem systemu żywienia na nowo” – Ann Venean, była dyrektorka generalna UNICEF i była Sekretarz Departamentu Rolnictwa USA

„Przeczytajcie Czyste mięso, jeśli chcecie poznać interesującą i kontrowersyjną opowieść o tym, jak rolnictwo komórkowe może uzupełnić to tradycyjne, i o tym, jak innowacje mogą zapewnić różnorodne sposoby na wykarmienie rosnącego, głodnego świata” – Dan Glickman, były Sekretarz Departamentu Rolnictwa USA

Czyste mięso może okazać się wielkim zwycięstwem dobrostanu zwierząt, ludzkiego zdrowia i całej planety. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o naukowcach, przedsiębiorcach i aktywistach, którzy stoją na czele tej rewolucji, przeczytajcie ważną, optymistyczną książkę Paula Shapiro” – Eric Schmidt, były prezes konglomeratu Alphabet, spółki-matki Google’a

Czyste mięso jest gotowe, by zrewolucjonizować biznes spożywczy i rolnictwo, odpowiadając na wiele spośród naszych najpilniejszych problemów. Książka Paula Shapiro błyskotlwiie opowiada o początkach tej rewolucji i o tym, dokąd może nas ona zaprowadzić” – Jack Welch, były dyrektor generalny General Electric i dziennikarka telewizyjna Suzy Welch, autorzy książki Winning znaczy zwyciężać

„Mięso, które dziś sprzedajemy w sieci sklepów Whole Foods oceniane jest pod względem dobrostanu zwierząt w skali 1-5+, jednak kiedy Czyste mięso pojawi się na rynku, z przyjemnością umieszczę je w naszym dziale mięsnym z oceną 10, która oznaczać będzie, że żadne zwierzęta nie zostały w procesie produkcji skrzywdzone ani zabite. Przeczytajcie wciągającą opowieść Paula Shapiro o przedsiębiorcach pracujących nad tym, by niedługo było to możliwe” – John Mackey, dyrektor generalny Whole Foods Market

„Inwestorzy znów zarobią fortunę, tym razem na technologiach spożywczych. Koniecznie trzeba przeczytać Czyste mięso” – Jerey Coller, dyrektor generalny Coller Capital

„Przeczytajcie wspaniałą książkę Paula Shapiro, jeśli chcecie zrozumieć, czemu tylu inwestorów – w tym producenci mięsa – wierzy, że burgery i nuggetsy z kurczaka będą niedługo powstawać w warzelniach, nie rzeźniach” – Lisa Feria, dyrektorka generalna Stray Dog Capital

Kiedy w 2014 roku Paul Shapiro wziął pierwszy kęs czystego mięsa wyhodowanego poza ciałem zwierzęcia, dołączył do klubu bardziej ekskluzywnego, niż gdyby został astronautą. Oprócz bycia jedną z pierwszych osób, które spróbowały czystego mięsa, jest mówcą konferencji TEDx, założycielem organizacji Compassion Over Killing, członkiem Animal Rights Hall of Fame oraz służył przez 13 lat jako rzecznik i wiceprezes Humane Society of the United States. Opublikował wiele artykułów o dobrostanie zwierząt i jedzeniu przyjaznym dla środowiska zarówno w prasie codziennej jak i periodykach naukowych. Mieszka w Kalifornii ze swoją wspaniałą partnerką, Toni Okamoto. Możecie przeczytać więcej o jego pracy, a także innych jego publikacjach, oraz skontaktować się z nim przez stronę www.paul-shapiro.com

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 336

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (29 ocen)
15
11
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
DzikieNieogary

Nie oderwiesz się od lektury

Ważna i dobrze napisana, szalenie interesująca, a jednocześnie jej pierwsze kilka rozdziałów trochę mnie znużyło (dotyczących początków Modern Meadow, problemów z nazewnictwem nowego mięsa, czy opisywaniem kto kogo w jaki sposób poznał i spotkał). Jest jednak warta każdej spędzonej nad nią minuty.
00

Popularność




Tytuł oryginałuCLEAN MEAT. HOW GROWING MEAT WITHOUT ANIMALS WILL REVOLUTIONIZE DINNER AND THE WORLD
Przekład NATALIA MĘTRAK-RUDA
Wydawca i redaktor prowadzący ADAM PLUSZKA
Redakcja MAŁGORZATA KUŚNIERZ
Korekta ALICJA LASKOWSKA, JAN JAROSZUK
Projekt okładki, opracowanie graficzne i typograficzne ANNA POL
Łamanie | manufaktu-ar.com
Clean Meat. How Growing Meat Without Animals Will Revolutionize Dinner and the World Copyright © 2018 by Paul Shapiro. By arrangement with the author. Copyright © for the translation by Natalia Mętrak-Ruda Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2018
Warszawa 2018 Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-65973-67-2
Wydawnictwo Marginesy Sp. z o.o. ul. Mierosławskiego 11a 01-527 Warszawa tel. 48 22 839 91 27 e-mail:[email protected]
Konwersja:eLitera s.c.

Dedykuję wszystkim, którzy napotykając pozornie

nierozwiązywalny problem, zabierają się do pracy,

podążając za maksymą Nelsona Mandeli:

„Zawsze wydaje się, że coś jest niemożliwe,

dopóki nie zostanie to zrobione”.

YUVAL NOAH HARARIPRZEDMOWA

WSPÓŁCZEŚNIE WIĘKSZOŚĆ DUŻYCH ZWIERZĄT NA NASZEJ planecie żyje w gospodarstwach przemysłowych. Wyobrażamy sobie, że ziemię zamieszkują lwy, słonie i pingwiny przemieszczające się swobodnie po wielkich sawannach i pływające w oceanach. Może nam się tak wydawać, kiedy oglądamy kanał National Geographic, filmy Disneya i bajki dla dzieci, ale poza ekranem telewizora niewiele ma to wspólnego z prawdą. Na świecie żyje czterdzieści tysięcy lwów i miliard udomowionych świń, pięćset tysięcy słoni i półtora miliarda krów, pięćdziesiąt milionów pingwinów i pięćdziesiąt miliardów kurcząt. Według statystyk z 2009 roku w Europie żyło ponad półtora miliarda dzikich ptaków wszystkich gatunków. W tym samym roku europejski przemysł mięsny i jajeczny wyhodował około siedmiu miliardów kurcząt. Duża część kręgowców zamieszkujących naszą planetę nie żyje na wolności, lecz jest własnością i podlega kontroli jednego zwierzęcia: Homo sapiens.

Na fermach przemysłowych te miliardy zwierząt nie są traktowane jak żywe istoty, które czują ból i lęk, ale jak maszyny produkujące mięso, mleko i jaja. Są często wytwarzane masowo w miejscach przypominających fabryki, a same ich ciała kształtowane są zgodnie z potrzebami przemysłu. Zwierzęta czasem spędzają całe życie jako trybiki ogromnej taśmy produkcyjnej, a długość i jakość ich egzystencji determinują korzyści i straty agrobiznesowych korporacji. Jeśli wziąć pod uwagę ilość powodowanego przez nią cierpienia, przemysłowa hodowla zwierząt może zostać uznana za jedną z najstraszniejszych zbrodni w historii.

Do tej pory badania naukowe i wynalazki technologiczne zazwyczaj pogarszały warunki życia zwierząt hodowlanych. W społeczeństwach tradycyjnych – w starożytnym Egipcie, Cesarstwie Rzymskim albo średniowiecznych Chinach – ludzie niewiele wiedzieli o biochemii, genetyce, zoologii czy epidemiologii. Ich zdolność manipulacji była więc ograniczona. W dawnych wsiach kury biegały wolno między domami, wybierały spośród śmieci ziarna i robaki i budowały gniazda w stodołach. Gdyby ambitny rolnik próbował zamknąć tysiąc kurczaków w zatłoczonym kurniku, mogłaby wybuchnąć śmiertelnie niebezpieczna epidemia ptasiej grypy, która zabiłaby wszystkie kurczęta i wielu wieśniaków. Żaden ksiądz, szaman ani znachor nie mógłby nic na to poradzić.

Kiedy jednak nowoczesna nauka odkryła sekrety ptaków, wirusów i antybiotyków, ludzie mogli zacząć narażać zwierzęta na ekstremalne warunki życiowe. Dzięki szczepionkom, lekom, hormonom, pestycydom, systemom centralnej klimatyzacji, automatycznym podajnikom jedzenia i mnóstwu innych gadżetów można dziś stłoczyć dziesiątki tysięcy kurczaków czy innych zwierząt w małych klitkach i produkować mięso oraz jaja na niespotykaną dotąd skalę – i w niespotykanej dotąd nędzy.

W XXI wieku nauka i technologia dadzą nam jeszcze większą władzę nad innymi istotami. Przez cztery miliardy lat życiem na Ziemi rządziła selekcja naturalna. Niedługo będzie nim rządzić ludzki inteligentny projekt. Technologia nigdy nie jest jednak deterministyczna. Możemy wykorzystać te same przełomy technologiczne, by stworzyć najróżniejsze rodzaje społeczeństw i sytuacji. W XX wieku, na przykład, ludzie wykorzystywali wynalazki rewolucji przemysłowej – pociągi, elektryczność, radio, telefon – by stworzyć komunistyczne dyktatury, faszystowskie reżimy i liberalne demokracje.

Podobnie jest w XXI wieku: biotechnologię można wykorzystać na wiele różnych sposobów. Z jednej strony użyć jej, aby wyhodować krowy, świnie i kurczaki, które szybciej rosną i dają więcej mięsa, nie zastanawiając się nad cierpieniem, na które je skazujemy. Z drugiej strony możemy wykorzystać biotechnologię, by stworzyć czyste mięso – prawdziwe mięso wyhodowane z komórek zwierzęcych bez konieczności hodowania i zabijania całych istot. Jeśli będziemy podążać tą drogą, biotechnologia zamiast być przekleństwem zwierząt gospodarskich, może stać się ich ratunkiem. Może pomóc stworzyć mięso, którego tak wielu ludzi pożąda, nie szkodząc planecie aż tak bardzo jak do tej pory, ponieważ hodowanie samego mięsa jest znacznie bardziej efektywne niż hodowanie zwierząt, z których powstanie to samo mięso.

Czyste mięso to nie science fiction. Jak przeczytacie w tej książce, pierwszy hamburger z próbówki został wyprodukowany i zjedzony w 2013 roku. Owszem, kosztował trzysta tysięcy dolarów, które zapłacił współzałożyciel Google’a Sergey Brin. Pamiętajmy jednak, że skan pierwszego ludzkiego genomu kosztował miliardy dolarów, dzisiaj zaś kosztuje tylko kilkaset. A w 2017 roku – zaledwie cztery lata po degustacji pierwszego wyhodowanego hamburgera – ludzie, którzy go stworzyli, na tyle udoskonalili proces produkcji, że obecny koszt stanowi tylko ułamek kosztu pierwotnego. Wyłonili się już konkurenci, w tym amerykańska firma, która w 2016 roku wyprodukowała pierwszego klopsika z próbówki za względnie niską cenę tysiąca dwustu dolarów. W 2017 roku ta sama firma wyprodukowała pierwszą czystą kanapkę z kurczakiem i kaczkę w pomarańczach jeszcze taniej, a w niedalekiej przyszłości zamierza wprowadzić swoje produkty na rynek. Przy odpowiednich badaniach i inwestycjach w ciągu jednej czy dwóch dekad moglibyśmy zacząć produkować czyste mięso na skalę przemysłową, co będzie tańsze niż hodowla krów i kurczaków. Jeśli najdzie was ochota na stek, będziecie mogli go wyhodować, zamiast zabijać całą krowę.

Transformacyjna natura tej technologii jest nie do przecenienia. Kiedy cena czystego mięsa stanie się wystarczająco niska, zastąpienie mięsa z rzeźni czystym mięsem będzie miało sens nie tylko etyczny, lecz także ekonomiczny i ekologiczny. Hodowla zwierząt to jedna z głównych przyczyn globalnego ocieplenia: ONZ porównuje powodowaną przez nią emisję gazów cieplarnianych z tą, którą wywołuje cały sektor transportu. Co więcej, przemysł hodowlany to jeden z największych konsumentów antybiotyków i trucizn, zanieczyszczający powietrze, ziemię i morze. Narzekając na problemy planety spowodowane przez Homo sapiens, łatwo wskazać spółki naftowe i węglowe, ale tradycyjny przemysł mięsny jest porównywalnie niebezpieczny. Podobnie jak potrzebujemy czystej energii, by zastąpiła paliwa kopalne, potrzebujemy też czystego mięsa w miejsce ferm przemysłowych. Przestawienie się na czyste mięso będzie kluczowe w uratowaniu planety przed katastrofalnymi zmianami klimatycznymi i degradacją ekosystemów.

W tej fascynującej, pełnej nadziei książce Paul Shapiro podkreśla, jak obiecująca jest ta metoda produkcji jedzenia i tekstyliów. Dzięki niej ludzie będą mogli niedługo przestać hodować i zabijać miliardy zwierząt gospodarskich. Może się okazać, że we wcale nie tak odległej przyszłości będziemy patrzeć na fermy przemysłowe z podobnym przerażeniem, z jakim dziś patrzymy na niewolnictwo: jak na mroczny rozdział w historii ludzkości, który szczęśliwie jest już za nami.

W XXI wieku technologia da nam boską zdolność tworzenia i niszczenia. Technologia nie powie nam jednak, co mamy robić. Gdy nadejdzie pora, by zaprojektować ten nowy wspaniały świat, powinniśmy wziąć pod uwagę dobrostan wszystkich czujących stworzeń, nie tylko Homo sapiens. Możemy użyć cudów bioinżynierii, aby stworzyć albo raj, albo piekło. Wybór należy do nas.

1

DRUGIEUDOMOWIENIE

PEWNEGO PARNEGO SIERPNIOWEGO DNIA W 2014 ROKU znalazłem się w Brooklyn Army Terminal – na dawnej stacji kolejowej z czasów II wojny światowej w najmodniejszej dzielnicy Nowego Jorku – która jest dziś siedzibą kilku tuzinów start-upów. Wagony pociągów sprzed dwóch pokoleń stały na torach, otoczone nowymi, w większości pustymi przestrzeniami biurowymi. Czy to zatrzymane w czasie miejsce naprawdę jest siedzibą firmy biotechnologicznej, która wraz z kilkoma innymi start-upami tworzy obecnie pionierską technologię, niosącą obietnicę całkowitej przemiany naszego systemu żywienia?

Ponieważ poświęciłem swoje życie zawodowe czynieniu rolnictwa bardziej zrównoważonym, zwłaszcza poprzez swoją pracę w Amerykańskim Stowarzyszeniu Humanitarnym [Humane Society of the United States], odwiedziłem wiele start-upów, których założyciele twierdzili, że ich produkty uratują planetę i wybawią nas od wielu chorób, a jednocześnie zapewnią wystarczająco dużo jedzenia, by wykarmić rosnącą populację. Niemal wszystkie firmy mieszczą się w Bay Area, niedaleko bogactwa Doliny Krzemowej, które je stworzyło i wciąż popycha ku lepszej przyszłości. Brooklyn kojarzył mi się raczej z brodatymi hipsterami, nie z przystanią biotechnologii, ale to tu zaprosił mnie Andras Forgacs, bym odwiedził jego nową firmę Modern Meadow – Nowoczesna Łąka.

Otoczenie nie kojarzyło się jednak ani z nowoczesnością, ani z łąką. Dawna baza zaopatrzenia wojskowego została wykupiona przez miasto Nowy Jork we wczesnych latach osiemdziesiątych i przeobrażona w przestrzeń biurową. Dzisiaj gości kilkunastu najemców, głównie start-upy. Jeden z nich, Modern Meadow, pojawia się na pierwszych stronach gazet.

Po kwadransie spędzonym na szukaniu terminala i mijaniu innych biotechnologicznych start-upów znalazłem wreszcie wejście do laboratorium. Forgacs, mężczyzna przed czterdziestką, z ciepłym uśmiechem przywitał mnie w skromnym, lecz nieskazitelnie czystym pomieszczeniu. W tamtym czasie pracowała dla niego garstka ludzi. Zastanawiałem się, czy naprawdę na moich oczach tworzy się historia.

Podczas spotkania rozmawialiśmy o działalności Modern Meadow: hodowaniu krowich komórek, z których – poza ciałem krowy – mogą powstać wołowina i skóra. Innymi słowy, o produkcji prawdziwej krowiej skóry, która nie wymaga zabijania krowy. Firma powstała w 2011 roku jako pierwsza komercyjna próba hodowli mięsa i skóry w laboratorium. Czytałem, że Forgacs mógłby (teoretycznie) wyhodować całą potrzebną światu wołowinę z jednej mikroskopijnej komórki. Gdyby udało się udoskonalić tę technologię i zastosować w odpowiedniej skali, konsekwencje byłyby ogromne: możliwe, że pozwoliłaby nam ona nadal jeść i nosić produkty zwierzęce, nie produkując odpadów, nie powodując cierpienia i nie szkodząc środowisku niszczonemu przez współczesne rolnictwo.

Chociaż Modern Meadow to pierwsza firma, która została stworzona, aby wprowadzić te produkty na rynek, Forgacs nie jest w swoich wysiłkach odosobniony. Od tamtej pory założono kilka innych spółek – napiszę o nich dalej – których celem jest wprowadzenie laboratoryjnych produktów zwierzęcych do głównego obiegu.

Oglądaliśmy brzęczące cicho reaktory, w których odbywa się hodowla, kiedy Forgacs zaskoczył mnie prostym pytaniem:

– Chcesz spróbować?

Przyjechałem tam, żeby obserwować, nie jeść, do tego po ponad dwóch dekadach szczęśliwie spędzonych na diecie wegańskiej nie miałem szczególnej ochoty na wołowinę.

Byłem również świadomy tego, że – przynajmniej w tamtym czasie – znacznie więcej osób zdążyło polecieć w kosmos niż zjeść mięso wyhodowane w laboratorium. Przed powstaniem Modern Meadow tylko kilku naukowców próbowało wyhodować mięso in vitro, a skosztowało go najwyżej dwudziestu ludzi.

– Od bardzo, bardzo dawna nie jadłem mięsa, więc nie jestem pewien, czy moja recenzja na coś się przyda – zdołałem wydukać na wpół żartobliwie, na wpół z nadzieją, że uda mi się wykręcić.

Zastanawiałem się też nad ceną jedzenia, ponieważ wiedziałem z mediów, że nawet najmniejsza ilość tej wołowiny kosztuje fortunę.

– Czy burger, który zaserwowano właśnie w Europie, nie kosztował przypadkiem trzystu trzydziestu tysięcy dolarów? – Miałem na myśli słynnego już pierwszego hamburgera wyhodowanego w laboratorium, sponsorowanego przez współzałożyciela Google’a Sergeya Brina. Mięso zostało usmażone i zjedzone podczas konferencji prasowej w Londynie zaledwie rok wcześniej.

– Nie martw się – uspokoił mnie Forgacs. – Jesteś naszym gościem. Zresztą to tylko mała próbka. Nazwijmy ją czipsem ze steka. Jego produkcja kosztuje najwyżej sto dolarów. A niedługo ta cena znacznie spadnie.

Zjadłem w życiu wiele frytek ze stekiem, ale ten czips ze steka to zupełnie inna historia. Forgacs nie chciał jedynie wyhodować jedzenia, które jedliśmy do tej pory, takiego jak burgery; zamierzał również wynaleźć całkiem nowe doświadczenia kulinarne. Pomysł na czipsa ze steka – wyobraźcie sobie czipsa ziemniaczanego zrobionego z mięsa – wziął się ze świadomości, że o wiele taniej będzie wyhodować cienkie płatki mięsa niż bardziej złożone kawałki. Czy ci, którzy kupują dziś na stacji benzynowej suszoną przekąskę beef jerky, spróbują też stekowych czipsów?

– Dużo białka, mało tłuszczu, szalenie wygodne. Ja bym je kupił – powiedział z uśmiechem Forgacs.

Choć z początku się wahałem, zorientowałem się szybko, że mam szansę stać się jednym z pierwszych ludzi na świecie, którzy spróbują tak sławnego i kontrowersyjnego produktu. Przyjąłem więc hojną propozycję mojego gospodarza.

Forgacs wyciągnął czipsa z pojemnika. Uśmiechnąłem się i wziąłem go do ręki, zastanawiając się, jak moje ciało zareaguje na pierwszy kawałek mięsa od dwudziestu lat. Nie miałem etycznych oporów przed wzięciem do ust tego mięsa, wciąż jednak czułem się dziwnie na myśl o zjedzeniu zwierzęcego ciała – zwłaszcza ciała tak osobliwego.

Nie zrezygnowałem z mięsa na stałe dlatego, że go nie lubiłem: w dzieciństwie zawsze mi smakowało, a do dziś lubię jego roślinne substytuty, które zyskują coraz większą popularność wśród wszystkożerców. Zostałem weganinem w 1993 roku po tym, jak jako nastolatek dowiedziałem się o konsekwencjach diety opartej na mięsie. Ludzie nie potrzebują jeść zwierząt, żeby być zdrowi, a przemysł mięsny powoduje wiele problemów dla dobrostanu zwierząt i całej planety. Pomyślałem więc: dlaczego nie zrobić tego, co w mojej mocy, by ograniczyć te szkody, i nie zrezygnować z jedzenia zwierząt? Jedzenie produktów znajdujących się niżej w łańcuchu pokarmowym pozwala też na produkcję większej ilości żywności, jako że ogromna część zasobów takich jak zboża i woda potrzebna jest, aby wykarmić zwierzęta hodowlane. Efektywność ta staje się coraz ważniejsza wraz z ciągłym wzrostem globalnej populacji.

Wreszcie miłość do zwierząt skłoniła mnie do zajęcia się ich ochroną zawodowo: pomagałem w inicjowaniu legislacji i kampanii korporacyjnych służących zarówno ochronie zwierząt gospodarskich, jak i ograniczeniu ich hodowli i uboju poprzez promowanie diety opartej na produktach roślinnych. Czytałem i rozmawiałem o możliwości hodowania mięsa w laboratorium od lat, i zawsze sądziłem, że to obiecujące rozwiązanie dokuczliwego problemu, nigdy jednak nie myślałem o tym teoretycznym pożywieniu jako o produkcie skierowanym do mnie, lecz raczej do tych poślubionych mięsu.

A jednak miałem właśnie włączyć prawdziwe mięso – choć niewymagające zabicia zwierzęcia – z powrotem do swojej diety, przynajmniej ten jeden raz. Czips wyglądał jak kawałek suszonej wołowiny. Patrząc na niego, zdawałem sobie sprawę, jak bardzo ten mały kawałek jest niezwykły – zarówno pod względem technologicznym, jak i symbolicznym. Być może trzymałem w dłoni rozwiązanie wielu problemów, jakich hodowla zwierząt przysparza ludzkości i goszczącej nas planecie. Podniosłem mięso do ust, wziąłem głęboki wdech i położyłem je na języku.

Czytałem historie wieloletnich wegetarian, którzy po spróbowaniu mięsa po raz pierwszy od długiego czasu doznawali najróżniejszych wrażeń: od euforii i wyrzutu endorfin po mdłości, ból brzucha i wymioty. Nic podobnego mi się jednak nie przydarzyło. Żułem czipsa, który smakował dobrze i przywiódł mi na myśl grilla.

W mojej głowie pojawiały się kolejne pytania: Czy zrobi mi się niedobrze? Czy wciąż jestem wegetarianinem? Czy to w ogóle istotne?

Tak naprawdę nie ma specjalnego znaczenia, czy wegetarianie i weganie będą jedli mięso z hodowli, nie z uboju. Nie oni są grupą docelową. Najważniejsze pytanie – pytanie, które zadawałem sobie w biurze Modern Meadow i na które odpowiedzi szukać będę w tej książce – brzmi: Czy mięsożercy zaakceptują tę nową metodę produkcji wołowiny, kurczaka, wieprzowiny i mnóstwa innych produktów zwierzęcych, które stały się tak ważną częścią naszego jadłospisu? Czy jako społeczeństwo jesteśmy gotowi choćby rozważyć oswojenie się z wyhodowanymi w laboratorium produktami zwierzęcymi, nosząc skórę wyprodukowaną in vitro przez Modern Meadow? (Firma obecnie skupia się wyłącznie na produkcji skóry, inne zajmują się mięsem). A nawet jeśli zaakceptujemy taką żywność i takie stroje, czy Modern Meadow i podobne przedsiębiorstwa zdołają wprowadzić swoje produkty na rynek na tyle wcześnie, by naprawić szkody powodowane przez hodowlę przemysłową? Mówiąc krótko: czy ten skromny, choć drogi czips z wołowiny zapowiadał przyszłość jedzenia?

NASZ GATUNEK STANĄŁ W OBLICZU KRYZYSU: jak mamy wykarmić miliardy ludzi na planecie, której zasoby są już na wyczerpaniu, skoro populacja wciąż rośnie? Od 1960 roku powiększyła się dwukrotnie, jednak konsumpcja produktów zwierzęcych wzrosła aż pięciokrotnie, a ONZ przewiduje, że będzie rosła nadal. Sprawy jeszcze bardziej komplikuje to, że biedniejsze kraje, takie jak Chiny i Indie (które są jednocześnie najludniejsze na świecie), bogacą się, a wielu ich obywateli, których dieta opierała się dotąd na roślinach, zacznie domagać się bardziej amerykańskiego jadłospisu, pełnego mięsa, jajek i nabiału – produktów zarezerwowanych dotąd dla bogaczy. Jak zauważają eksperci od zrównoważonego rozwoju, biorąc pod uwagę, jak nieefektywna jest hodowla zwierząt na pożywienie w porównaniu z uprawą roślin, ziemia po prostu nie jest w stanie sprostać takiemu wzrostowi popytu na produkty zwierzęce. Zmiany klimatyczne będą zbyt duże, wylesianie zbyt dotkliwe, zużycie wody zbyt wielkie, a okrucieństwo wobec zwierząt zbyt nieznośne.

Zgodnie z przewidywaniami w 2050 roku ziemię będzie zamieszkiwać dziewięć do dziesięciu miliardów ludzi. Jeśli większość z nich zdobędzie wystarczające środki, aby jeść równie obficie co mieszkańcy Zachodu – zwłaszcza Amerykanie – trudno sobie wyobrazić, w jaki sposób mielibyśmy zapewnić ogromne połacie terenu i pozostałe zasoby konieczne, by zaspokoić ten popyt. Co roku dla samych Amerykanów hoduje się i zabija ponad dziewięć miliardów zwierząt, nie licząc zwierząt wodnych, takich jak ryby, które liczy się na wagę, nie na sztuki. Oznacza to, że w ciągu roku w celach konsumpcyjnych zabija się w Ameryce więcej zwierząt, niż jest ludzi na świecie. I prawie wszystkie są przez całe życie zamknięte w kombinatach przypominających raczej gułagi niż gospodarstwa.

Zielona rewolucja – podczas której badania nad rolnictwem doprowadziły do ogromnego pomnożenia plonów – pozwoliła ludziom produkować większą ilość jedzenia przy wykorzystaniu mniejszych zasobów, jednak czas, który zyskaliśmy, zwiększając naszą rolniczą produktywność, się kończy, musimy więc znaleźć drogę, która wyprowadzi ludzkość z wywołanego przez nas samych kryzysu.

By spojrzeć na problem z odpowiedniej perspektywy, wyobraźcie sobie, że idziecie w supermarkecie wzdłuż chłodni z drobiem. Obok każdego z kurczaków zwizualizujcie sobie ponad dwa i pół tysiąca półtoralitrowych butelek wody. A potem wyobraźcie sobie, jak jedną po drugiej odkręcacie i wylewacie zawartość do zlewu. Oto, ile wody potrzeba, by doprowadzić kurczaka ze skorupki na sklepową półkę. Innymi słowy, oszczędzicie więcej wody, rezygnując z jednego kurczaka na obiad, niż nie myjąc się przez pół roku.

Kalifornii i innym terenom dotkniętym suszą wystarczy na razie nakładanie restrykcji dotyczących podlewania trawników czy sugerowanie skrócenia czasu potrzebnego na wzięcie prysznica, ale podczas gdy popyt na wodę nieustannie rośnie, żadne indywidualne ograniczenia nie uzupełnią jej ilości, potrzebnej do podtrzymania – a tym bardziej rozwijania – hodowli przemysłowej zwierząt.

A nie chodzi tylko o kury. Coraz trudniej będzie ignorować 190 litrów wody stojących za każdym jajkiem, które wystarczyłyby, żeby wypełnić waszą wannę po brzegi. Albo 3400 litrów potrzebnych do wyprodukowania czterech litrów krowiego mleka (to już parę ładnych gorących kąpieli). Kupując taką samą ilość mleka sojowego, oszczędzasz 3200 litrów wody.

Te ogromne różnice pozostają w mocy, także kiedy mówimy o produktach zwierzęcych oznaczonych modnymi słowami takimi jak „lokalne”, „ekologiczne” i „bez GMO”. W świetle tych faktów to oczywiste, że jeśli zamierzamy nadal konsumować mięso, mleko i jajka w podobnych ilościach, musimy stać się bardziej efektywni. Znacznie bardziej efektywni.

To właśnie stara się dziś osiągnąć grupa naukowców i przedsiębiorców. Ich celem jest hodowla prawdziwego mięsa, tak by wszystkożercy mogli dalej cieszyć się smakiem wołowiny, kurczaka, ryb i wieprzowiny bez konieczności hodowania i zabijania zwierząt. Jeśli te start-upy osiągną sukces, mogą odmienić nasz dysfunkcyjny system żywnościowy bardziej niż jakakolwiek inna innowacja, rozwiązując wiele problemów, z którymi się mierzymy – od niszczenia środowiska i cierpienia zwierząt po choroby przenoszone przez żywność, a może nawet choroby serca. Te młode firmy stanęły do wyścigu o to, aby uczynić rzeczywistym świat, w którym moglibyśmy „mieć mięso i zjeść mięso”; w którym moglibyśmy cieszyć się dużą ilością mięsa i innych produktów zwierzęcych, nie szkodząc środowisku, zwierzętom i zdrowiu publicznemu.

FORGACS I JEGO EKIPA Z MODERN MEADOW nie są oczywiście pierwszymi, którzy wpadli na pomysł hodowania mięsa bez udziału całych zwierząt. Oprócz autorów science fiction (warto wymienić przede wszystkim powieść Margaret Atwood Oryks i Derkacz i wcześniejszego jeszczeStar Treka) wielu myślicieli – niekoniecznie naukowców czy twórców fantastyki naukowej – przewidziało, że taka zmiana jest nieunikniona. Jeden z nich miał nawet stać się jedną z najważniejszych postaci w historii Zachodu.

„Uciekniemy od absurdu hodowania całej kury po to tylko, by zjeść pierś lub skrzydło, poprzez rozwijanie tych części oddzielnie” – pisał Winston Churchill w eseju z 1931 roku zatytułowanym Fifty Years Hence [Za pięćdziesiąt lat]. Co prawda pomylił się o kilka dekad, jednak jego zdolność przewidywania była niezwykła: zasadniczo zwiastował nadejście technologii, dzięki której wyprodukowanie czipsów ze steka firmy Modern Meadow stało się możliwe. „To nowe pożywienie będzie praktycznie nieodróżnialne od produktów naturalnych – ciągnął przyszły premier – a zmiany będą zachodzić na tyle stopniowo, że wymkną się obserwacji”.

Churchill przewidywał ogromny przełom w sposobie, w jaki ludzie przez tysiąclecia pozyskiwali białko. Tak jak samochody wyparły transport konny, który trafił na karty podręczników historii, zdaniem Churchilla nastąpić miała technologiczna zmiana, która całkowicie przeobrazi nasze relacje z całą grupą zwierząt. Nie on pierwszy roztaczał podobne wizje. Już w 1894 roku słynny francuski chemik profesor Pierre-Eugène-Marcellin Berthelot twierdził, że w 2000 roku ludzie będą spożywać mięso wyhodowane w laboratoriach. Kiedy reporter dopytywał go o prawdopodobieństwo produkcji takiego mięsa, Berthelot odpowiedział: „A dlaczego by nie, jeśli produkowanie takich samych materiałów zamiast ich hodowania okaże się lepsze i tańsze?”. Podobnie jak Churchill, Berthelot mylił się co do czasu, być może jednak wcale nie tak bardzo.

Ludzie zawsze szukali sposobów, by polepszyć swoje pożywienie. Przez większość naszej egzystencji Homo sapiens żyli dzięki zbieractwu i polowaniu. Potem – dziesięć tysięcy lat temu – część z nas zamieniła włócznię na nasiono, udomowiając wpierw rośliny, a później zwierzęta podczas najprawdziwszej rolniczej rewolucji. Szybko zaczęliśmy też fermentować, zaczynając od takich produktów jak piwo i jogurt – pierwszej żywności biotechnologicznej. A na przestrzeni ostatniego stulecia industrializacja po raz kolejny zrewolucjonizowała nasze możliwości, pozwalając na znaczne zwiększenie plonów, które są nie tylko wystarczające, ale wręcz zachęcają do coraz większej eksplozji demograficznej.

Niewykluczone, że jesteśmy dziś świadkami początku kolejnej rewolucji żywnościowej: rolnictwa komórkowego. Używając technologii rozwiniętej wpierw przez akademików i w dziedzinie medycyny, a teraz wprowadzanej na rynek przez wiele start-upów, pionierzy pobierają maleńkie próbki mięśni zwierząt i z komórek tych hodują więcej tkanki mięśniowej poza organizmem zwierzęcia. Niektórzy przedsiębiorcy porzucają nawet pierwotne komórki zwierzęce i hodują prawdziwe mleko, jajka, skórę i żelatynę, które są dokładnie takie same jak znane nam produkty zwierzęce, choć nie mają nic wspólnego z żadnym żywym zwierzęciem.

Stosując te nowe technologie, start-upy, które opisuję w tej książce, ciężko pracują nad urzeczywistnieniem wizji Churchilla. Kiedy piszę te słowa, rzeczone firmy wytwarzają z mikroskopijnych komórek zwierzęcych – a nawet z drożdży, bakterii czy alg – rzeczywiste produkty zwierzęce, które mają szansę zrewolucjonizować przemysł spożywczy i odzieżowy. Jednocześnie obiecują sprostać ogromnym środowiskowym i ekonomicznym wyzwaniom, jakie rzuca rosnąca populacja globu – oczywiście pod warunkiem, że uda im się zdobyć fundusze, oficjalne zezwolenia i przychylność konsumentów, które są konieczne, by sprzedawać ich produkty na całym świecie.

W odróżnieniu od zdobyczy równie obiecującej i toczącej się już rewolucji „roślinnego białka” – tej, która przyniosła sukces takich marek jak Tofurky, Silk Soy Milk i Beyond Meat – wyhodowane w laboratoriach produkty nie są alternatywą dla mięsa, mleka i jajek. Są prawdziwymi produktami zwierzęcymi. Technologia ta może wydawać się całkiem nowa, jednak w rzeczywistości prawie każdy kawałek sera, jaki dziś jemy, zawiera podpuszczkę – enzym, który sprawia, że mleko się ścina, tradycyjnie pozyskiwany z żołądków cielęcych – produkowaną syntetycznie metodami niemal identycznymi ze stosowanymi przez opisywane w tej książce firmy. A jeśli jesteś cukrzykiem, z całkowitą niemal pewnością regularnie wstrzykujesz sobie ludzką insulinę, która również wyprodukowana została w tym samym procesie biotechnologicznym.

Laboratoria od wielu lat używają też podobnych metod do tworzenia prawdziwej ludzkiej tkanki w celach eksperymentalnych i transplantologicznych. Na przykład ze skóry pacjenta mogą pobrać komórki i wyhodować z nich nową skórę, identyczną z tą, z którą urodził się pacjent. Ciało nie czuje różnicy, bo różnicy nie ma – poza tym, że skóra ta wyrosła poza ludzkim ciałem.

Poprzez wprowadzanie technologii stosowanych dotąd w medycynie do hodowli produktów zwierzęcych naukowcy rozpoczęli proces, który dr Uma Valeti, dyrektor generalny start-upa zajmującego się rolnictwem komórkowym Memphis Meats, nazywa „drugim udomowieniem”.

Podczas pierwszego udomowienia, tysiące lat temu, ludzie zaczęli selektywnie oswajać zwierzęta gospodarskie i sadzić nasiona, a tym samym byli w stanie lepiej sprawować kontrolę nad tym gdzie, jak i w jakich ilościach produkowane jest jedzenie. Dzisiaj możemy przenieść tę kontrolę na poziom komórkowy. „Proces produkcji czystego mięsa – mówi Valeti – pozwoli nam wytwarzać mięso bezpośrednio z komórek wysokiej jakości, a więc z najlepszych komórek mięśniowych powstanie najlepsze mięso”. Jednemu z inwestorów w Memphis Meats, Sethowi Bannonowi, podoba się ta analogia. Jego fundusz venture capital[1] – który nazwał Fifty Years, na cześć eseju Churchilla – został założony, by pomóc przedsiębiorcom takim jak Valeti. „Kiedyś oswoiliśmy zwierzęta, aby z ich komórek wytwarzać jedzenie i picie – mówi Bannon o działalności Memphis Meats – teraz zaczynamy oswajać same komórki”.

Naukowcy i przedsiębiorcy przedstawieni w tej książce starają się naprawić szkodliwy system hodowlany. Mają różne doświadczenia i wartości, ale ten sam cel: chcą wyeliminować żywe, czujące zwierzęta z procesu powstawania mięsa i innych produktów zwierzęcych.

„Widzę, jak warzy się piwo albo jak fermentuje jogurt; drożdże i Lactobacillus nie narzekają, że są w pojemniku” – zażartował Forgacs w wywiadzie z dziennikarzem rok po naszym spotkaniu w siedzibie Modern Meadow. – „Naszym celem jest zastosowanie tych zasad do produktów zwierzęcych. Nie musimy poddawać uprzemysłowieniu czujących istot”.

Jeśli firmy te osiągną sukces, korzyści dla planety, zwierząt i naszego zdrowia będą oczywiste. Oczywiste dla inwestorów pompujących w owe start-upy dziesiątki milionów dolarów jest również to, że tam, gdzie ma nastąpić wielki zamęt, można dużo zarobić. W wywiadzie dla CNBC z grudnia 2016 roku Bill Gates poruszył temat obiecujących start-upów w rozmowie o nowym funduszu Breakthrough Energy Ventures, który założył wraz z innymi miliarderami: Jeffem Bezosem i Richardem Bransonem. „Interesuje nas kilka tuzinów firm” – skomentował założyciel Microsoftu. – „W dziedzinie takiej jak rolnictwo ludzie pracują już nad sztucznym mięsem. To duże źródło emisji [...] A jeśli da się zrobić mięso w inny sposób, można uniknąć problemów takich jak okrucieństwo i powinno udać się stworzyć produkt, który będzie kosztował mniej”.

Gates od wielu lat sponsorował roślinne alternatywy dla mięsa, natomiast w sierpniu 2017 roku, razem z innymi tytanami biznesu takimi jak Branson i były dyrektor General Electric Jack Welch, zaczął inwestować w czyste mięso. Branson niezmiernie cieszył się z finansowania, jakie zapewnił jednemu ze start-upów wraz ze swoimi kolegami, i przewidywał z entuzjazmem, że „za jakieś trzydzieści lat nie będziemy już musieli zabijać zwierząt, a mięso będzie albo czyste, albo roślinne – i smakując tak samo, będzie dla wszystkich znacznie zdrowsze. Pewnego dnia spojrzymy wstecz i pomyślimy, jak archaiczni byli nasi dziadkowie, którzy zabijali zwierzęta, żeby je zjeść”.

Jeśli chodzi o samo bezpieczeństwo żywności, produkty te mogą okazać się przełomowe. W rzeźniach istnieje duże ryzyko skażenia bakteriami kałowymi, czy to kałem zwierząt – które często defekują, kiedy znajdują się w nowym, przerażającym otoczeniu rzeźni – czy tym w jelitach, który może zanieczyścić mięso podczas uboju i zarzynania. Wiele spośród najbardziej niebezpiecznych, przenoszonych przez pokarm patogenów to bakterie jelitowe takie jak E. coli i salmonella, które powstają w wyniku takiego skażenia. Oczywiście w przypadku mięsa hodowanego poza organizmem nie ma podobnych problemów: środowisko jego powstania jest w pełni sterylne. Jak zobaczymy później, stanowi to główny powód, dla którego Instytut Dobrego Żywienia [Good Food Institute, GFI], promujący produkty rolnictwa komórkowego, spopularyzował termin „czyste mięso”.

To dlatego też przynajmniej niektórzy eksperci zajmujący się bezpieczeństwem żywności cieszą się z nadejścia czystego mięsa. Doktor Michael Jacobson, założyciel Centrum dla Nauki w Interesie Publicznym [Center for Science in the Public Interest], jest jednym z nich. Człowiek, który prowadził krucjatę przeciwko groźnym dodatkom do żywności, takim jak tłuszcze trans i olestra, z optymizmem spogląda w przyszłość rolnictwa komórkowego.

– To dobry sposób na uzyskanie produktów zwierzęcych znacznie bezpieczniejszych w konsumpcji i bardziej ekologicznych w produkcji – mówi mi. – Będę je jeść z przyjemnością.

Oprócz korzyści związanych z bezpieczeństwem żywności hodowanie mięsa zamiast hodowania zwierząt dramatycznie zmniejszyłoby ryzyko wystąpienia globalnej pandemii, której groźba nie daje w nocy spać specjalistom od zdrowia publicznego. Epidemie ptasiej grypy, szczególnie w Azji, zabijają miliony zwierząt rocznie. Największą obawę budzi jednak możliwość przeniesienia się ptasiej grypy na ludzi, co było przyczyną wybuchu epidemii hiszpanki w 1918 roku, którą zaraziła się prawie jedna trzecia ludzkości i na którą zmarło ponad 50 milionów ludzi. Należy pamiętać, że w tamtym czasie globalna populacja liczyła tylko 1,2 miliarda – ułamek 7,5 miliarda ludzi, którzy zamieszkują ziemię dziś, zaledwie sto lat później. Wraz ze wzrostem liczby ludności wzrasta też nasza mobilność; każdego dnia miliony ludzi podróżują po całym świecie. Gdyby doszło do wybuchu epidemii podobnej do tej z 1918 roku, mogłaby ona okazać się jeszcze bardziej niszczycielska.

W 2007 roku w czasopiśmie „American Public Health Association” pisano o zagrożeniu epidemiologicznym ze strony przemysłowych ferm kurcząt:

To zatem ciekawe, że zmiana sposobu, w jaki ludzie traktują zwierzęta – zaprzestanie ich jedzenia czy co najmniej radykalne zmniejszenie liczby jedzonych stworzeń – nie jest brana pod uwagę jako znaczący środek prewencyjny. Gdyby podobna zmiana została przyjęta lub narzucona w odpowiednim wymiarze, mogłaby zmniejszyć ryzyko groźnej epidemii grypy. Tym bardziej mogłaby w przyszłości zapobiec nieznanym jeszcze chorobom, które mogą stać się wynikiem intensywnej hodowli i zabijania zwierząt. A jednak ludzkość nawet nie zastanawia się nad tą możliwością.

Dekadę później ludzie wciąż nie wydają się zastanawiać nad opcją zasugerowaną przez stowarzyszenie zdrowia publicznego – drastycznym ograniczeniem zwierzęcego agrobiznesu, by zmniejszyć ryzyko katastrofy epidemiologicznej. Nawet jeśli jednak w danym momencie jest ono niskie, mamy więcej powodów, aby zacząć myśleć o ograniczeniu hodowli zwierząt na pokarm.

Pandemia mogłaby okazać się katastrofą dla naszej cywilizacji, aczkolwiek ryzyko jej wystąpienia w najbliższym czasie jest minimalne. Istnieją jednak zagrożenia związane z przemysłową hodowlą zwierząt, które dają o sobie znać już dzisiaj. Być może najbardziej widocznym z nich jest kryzys odporności na antybiotyki w medycynie – problem, który wielu specjalistów od zdrowia publicznego przypisuje hodowli zwierząt. Około osiemdziesięciu procent wszystkich antybiotyków w Ameryce podaje się zwierzętom gospodarskim nie po to, by je leczyć, ale w dawkach subterapeutycznych jako sposób na zwiększenie wzrostu i zapobieganie chorobom w przepełnionym środowisku. Zaniepokojeni tym, czy nadal będzie można stosować antybiotyki ratujące ludzkie życie, członkowie Amerykańskiego Stowarzyszenia Medycznego [American Medical Association] domagają się teraz federalnego zakazu używania antybiotyków w celu zwiększania masy zwierząt, jednak ze względu na interesy lobbystów władze federalne pozostały dotąd głuche na apel lekarzy.

Na naszej planecie zwiększa się popyt na mięso, gdyż coraz więcej krajów rozwijających się wychodzi z ubóstwa. Skończone zasoby Ziemi nie pozwolą jednak, aby inne narody mogły cieszyć się obfitą w mięso dietą, do której przyzwyczaili się Amerykanie i Europejczycy. W przeszłości bogatsze kraje mogły sobie pozwolić na spożycie większej ilości mięsa, podczas gdy dieta biedoty opierała się przede wszystkim na zbożach, strączkach i warzywach, mięso zaś traktowane było jak okazjonalny przysmak.

Chociaż w ostatnich latach Amerykanie zaczęli jeść nieco mniej mięsa, w krajach takich jak Indie i Chiny wraz ze wzrostem dochodów rośnie na nie popyt. Na przykład – co alarmujące – spożycie mięsa na osobę w Chinach wzrosło w ciągu ostatnich trzech dekad aż pięciokrotnie. Kiedyś wołowina uznawana była za „mięso milionerów”, dzisiaj natomiast stanowi część codziennej diety milionów obywateli Chin.

Co najmniej od czasu publikacji książki Frances Moore Lappé Diet for a Small Planet [Dieta dla małej planety] w 1971 roku stało się jasne, że ziemia jest zbyt mała, by utrzymać globalną populację podobnych Amerykanom mięsożerców. „Wyobraź sobie, że siedzisz nad stekiem ważącym ćwierć kilograma, a następnie wyobraź sobie, że wokół ciebie siedzi czterdzieści pięć czy pięćdziesiąt osób z pustymi miskami” – pisała Lappé. – „Gdybyś zrezygnował ze steku, każda z ich misek mogłaby zostać wypełniona gotowanymi ziarnami zbóż”.

Choć eksternalizacja kosztów produkcji sprawia, że produkty zwierzęce stały się w amerykańskich sklepach pozornie niedrogie, produkcja mięsa jest niesłychanie kosztowna. Jeszcze przed publikacją przełomowej pracy Lappé prezydent Harry Truman namawiał Amerykanów, aby ograniczyli spożycie mięsa (z drobiem włącznie) i jajek poprzez rezygnację ze zwierzęcego białka we wtorki i czwartki, żeby oszczędzać zasoby dla odbudowującej się po wojnie Europy.

Dzisiaj przesłanie to pozostaje w mocy: „Produkcja mięsa wymaga ogromnych ilości ziemi, wody, nawozu, ropy i innych zasobów” – mówi organizacja humanitarna Oxfam. – „Znacznie więcej, niż potrzeba do produkcji innego pożywnego i smacznego jedzenia”.

Największy koszt związany z hodowlą zwierząt na pokarm to podawana im karma, której potrzebują bardzo dużo. Kiedy myślimy o soi, do głowy przychodzą nam tofu i mleko sojowe, jednak lwia część zajmujących ogromne tereny upraw tej rośliny przeznaczona jest na karmę dla zwierząt, której produkcja stanowi główny powód wycinania lasów deszczowych niszczącego zielone płuca ziemi. World Wildlife Fund (WWF) wskazuje na ten fakt, zauważając, że „ekspansja soi uprawianej, by zaspokoić rosnący popyt na mięso, przyczynia się do wylesiania i niszczenia innych ekosystemów w Ameryce Południowej”. Innymi słowy, hasła takie jak Ratujmy lasy tropikalne mogłyby być bardziej pouczające, gdyby połączyć je ze sloganem Jedzmy mniej mięsa.

Centrum na rzecz Różnorodności Biologicznej [The Center for Biological Diversity] dostrzega ów kluczowy związek między tym, co kładziemy na talerz, a tym, ile gatunków przetrwa na naszej planecie. Dlatego ta organizacja non profit rozpoczęła kampanię pod hasłem Zdejmij zagładęztalerza, która ma nakłonić ekologicznie zorientowanych konsumentów do tego, aby ratowali ginące gatunki z poziomu własnego stołu. Jedyna rekomendacja tej kampanii brzmi: Planetaiżyjące na niej dzikie zwierzęta chcą, byśmy jedli mniej mięsa.

Ciężar, jaki stanowi dla naszej planety produkcja mięsa, staje się jeszcze większy, kiedy bierzemy pod uwagę zmiany klimatyczne. „Zapobiec katastroficznemu ociepleniu można jedynie, ograniczając konsumpcję mięsa i mleka, świat robi jednak bardzo niewiele” – ostrzega brytyjski Królewski Instytut Spraw Międzynarodowych [Royal Institute of International Affairs], prawdopodobnie najbardziej prestiżowy z europejskich think tanków. Instytut ten, zwany również Chatham House, zwraca uwagę, że hodowla zwierząt jest głównym czynnikiem przyczyniającym się do emisji gazów cieplarnianych i że „jest mało prawdopodobne, aby wzrost globalnej temperatury mógł być utrzymywany poniżej dwóch stopni Celsjusza bez zmniejszenia globalnego spożycia mięsa i nabiału”.

Najważniejszy wniosek jest taki: uprawa zbóż na karmę dla zwierząt jest rażąco nieefektywna. A ponieważ prawie wszystkie zwierzęta hodowlane są karmione zbożem, decydując się na konsumpcję mięsa, w zasadzie wyrzucamy na śmietnik ogromne ilości jedzenia.

Nawet kiedy weźmiemy pod uwagę mięso produkowane najbardziej efektywnie, czyli kurczaka, wciąż nie może się ono równać z białkiem roślinnym. Kury jedzą tyle zbóż, że musimy nakarmić je dziewięcioma kaloriami, by otrzymać jedną w zamian. Przypomnijmy: produkcja tego mięsa jest najbardziej efektywna. Wiele z tych kalorii użytych zostaje do procesów biologicznych, które nie są dla nas szczególnie ważne: oddychania, trawienia, tworzenia dzioba i tak dalej.

Chcemy tylko mięsa, ale musimy zmarnować mnóstwo jedzenia, żeby je zdobyć. Dyrektor wykonawczy GFI Bruce Friedrich porównuje hodowlę kurcząt na mięso do wyrzucania do śmieci dziewięciu porcji makaronu za każdym razem, kiedy chcemy przygotować sobie jeden talerz. Niewielu z nas byłoby gotowych to zrobić, a okazuje się, że różnica między tym a kupowaniem mięsa wcale nie jest tak wielka.

Mimo wszelkich dowodów na nieefektywność produkcji mięsa trudno jest wymóc na przyzwyczajonych do mięsnej diety konsumentach przerzucenie się na rośliny. Wielu ludzi po prostu uwielbia jeść mięso. Wiem z doświadczenia, że nawet na spotkaniach wegetarian roślinne alternatywy dla mięsa (warzywne burgery, nuggetsy itd.) są zazwyczaj najpopularniejszą opcją wśród gości, podczas gdy pełne misy humusu i warzywa pozostają niemal nieruszone.

Mimo dekad kampanii na rzecz wegetarianizmu i ochrony zwierząt procent wegetarian wśród Amerykanów waha się na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat od dwóch do pięciu. Owszem, spożycie wołowiny, wieprzowiny i drobiu na osobę spadło w latach 2007–2016 ze stu do dziewięćdziesięciu siedmiu kilogramów na osobę, wciąż jednak Amerykanie należą do najbardziej mięsożernych mieszkańców planety.

Pionierzy roślinnego białka tacy jak Pat Brown, dyrektor generalny Impossible Foods – producenta burgerów roślinnych bardzo podobnych do tych „prawdziwych” – starają się pomóc wszystkożercom jeść mniej mięsa, nie rezygnując z jego smaku. Jeszcze zanim firma wprowadziła na rynek pierwszy produkt, zebrała 182 miliony dolarów od Google Ventures, Billa Gatesa i innych. Brown – profesor biologii z Uniwersytetu Stanforda – twierdzi, że jeśli chcemy znacząco zmniejszyć, a tym bardziej powstrzymać zmiany klimatyczne, nie mamy wyboru: musimy ograniczyć konsumpcję produktów zwierzęcych.

– Wyobraźcie sobie wszystkie istniejące na świecie samochody, autobusy, ciężarówki, pociągi, statki, samoloty i rakiety – mówi Brown. – Wciąż produkują one mniej gazów cieplarnianych niż przemysłowa hodowla zwierząt.

A GDYBYŚMY MOGLI MIEĆ MIĘSO I zjeść mięso? Cieszyć się prawdziwymi produktami zwierzęcymi, nie ponosząc znaczących kosztów środowiskowych i etycznych, które z nimi kojarzymy?

Andras Forgacs i jego koledzy z rodzącej się branży hodowlanych produktów zwierzęcych chcą, by ta możliwość stała się rzeczywistością. Przewidywane korzyści dla środowiska są wyraźne. Na przykład w badaniu opublikowanym w 2011 roku w czasopiśmie „Environmental Science & Technology” badaczka z Uniwersytetu Oksfordzkiego Hanna Tumisto szacowała, że hodowlana wołowina wymaga nawet o 45 procent mniej energii, o 99 procent mniej terenu i o 96 procent mniej wody niż zwykła wołowina. Oczywiście jakakolwiek analiza cyklu życia przeprowadzona tak wcześnie musi mieć swoje ograniczenia, ponieważ nie wiemy, jakie technologie zostaną wynalezione, aby uczynić produkty rolnictwa komórkowego rentownymi. Bardzo prawdopodobne jednak, że hodowanie produktów zwierzęcych zamiast całych zwierząt będzie znacznie oszczędniejsze. Dlatego badanie z 2015 roku opublikowane w „Journal of Integrative Agriculture”, porównujące wpływ różnych sposobów pozyskiwania mięsa na środowisko w Chinach, głosi, że „zastąpienie mięsa z uboju mięsem hodowanym znacząco zmniejszyłoby emisję gazów cieplarnianych i zapotrzebowanie na ziemię uprawną”.

Chiński rząd wydaje się zainteresowany. We wrześniu 2017 roku państwowa gazeta „China Science and Technology Daily” opisała starania amerykańskiej firmy, by wprowadzić czyste mięso do Republiki Ludowej, prowokacyjnie prosząc czytelników, aby wyobrazili sobie świat, w którym: „masz dwa identyczne produkty [...] by otrzymać jeden z nich, musisz ubić krowę. Drugi jest identyczny, tańszy, ogranicza emisję gazów cieplarnianych i nie zakłada uboju. Który wybierzesz?”.

Jest cała lista start-upów, któe chcą postawić ludzi przed takim wyborem. Firmy te – jak Modern Meadow, Hampton Creek, Memphis Meats, Mosa Meat, Finless Foods, SuperMeat, Future Meat Technologies, Perfect Day, Clara Foods, Bolt Threads, VitroLabs, Spiber, Geltor – starają się zdezorganizować, a w konsekwencji zrewolucjonizować przemysł spożywczy i odzieżowy. Liczą na to ich zamożni sponsorzy. Jak powiedział mi były starszy wiceprezes banku Morgan Stanley i współpracownik „Forbesa” Michael Rowland: „Gdy zostanie udoskonalona, technologia hodowania mięsa całkowicie zrewolucjonizuje globalną podaż mięsa. Nasze mięso powstawać będzie nie dzięki zwierzętom, lecz nauce”.

To właśnie dlatego tak wielu aktywistów na rzecz zwierząt i środowiska wspiera te firmy. Widzą w rolnictwie komórkowym pokrewieństwo z ruchem promującym odnawialne źródła energii. „Hodowlę przemysłową porównać można do kopalni węgla” – wyjaśnia Isha Datar, dyrektor generalny organizacji pozarządowej New Harvest, która zajmuje się rozwijaniem technologii związanej z hodowlą produktów zwierzęcych. – „Zanieczyszcza i szkodzi planecie, ale osiąga swój cel. Rolnictwo komórkowe natomiast przypomina odnawialne źródła energii z czasów, kiedy się rodziły. Obiecuje, że przyniesie te same efekty, ale bez tylu okropnych skutków ubocznych”.

Znając ich ogromny potencjał, kobiety i mężczyźni, którzy zajmują się rolnictwem komórkowym, patrzą w przyszłość nowych zastosowań technologii z nieograniczonym niemal optymizmem. Co ciekawe, najczęściej nie uważają się nawzajem za rywali, a raczej za przyjaznych konkurentów dążących do tego samego celu: tworzenia mięsa i innych produktów zwierzęcych w sposób, który pewnego dnia uczyni ludzkość mniej zależną od wykorzystywania kurcząt, indyków, świń, ryb i krów.

Każda z tych firm ma inny pomysł na to, jak wprowadzić na rynek technologię, o której większość konsumentów nawet jeszcze nie słyszała. Jeśli chodzi o mięso, czy powinniśmy zacząć od hodowli wołowiny, biorąc pod uwagę, że jej obecna produkcja powoduje najwięcej szkód środowiskowych? Czy może powinniśmy zacząć od kur, skoro ich zabija się najwięcej (nie licząc może ryb)? Czy lepiej zacząć od mleka, które łatwiej wyprodukować? Czy też w ogóle zostawić jedzenie na boku i skupić się na produkcji skóry w laboratoriach, jako że zapewne będzie ona łatwiejsza do zaakceptowania dla opinii publicznej niż mięso stworzone w ten sam sposób?

Minie jeszcze sporo czasu, nim spełnią się marzenia tych firm. Obecnie prawdopodobne jest, że w niedalekiej przyszłości czyste produkty zwierzęce znajdą się w sklepach w niewielkiej ilości, jednak miną lata, nim staną się one konkurencyjne cenowo. Jak kilka lat temu żartował jeden z pionierów ruchu hodowlanego mięsa Jason Matheny, niezależnie od tego, w którym roku ktoś pyta go, kiedy będzie ono dostępne na sklepowych półkach, zawsze odpowiada to samo: „Za jakieś pięć lat”. Dzięki pracy opisanej w tej książce ten przedział czasowy nie powinien się już wydłużać.

Istnieje kilka znaczących przeszkód, z jakimi mierzą się opisani w tej książce przedsiębiorcy, a każdą z nich muszą pokonać, żeby odnieść jakikolwiek sukces. Pierwsza z nich to po prostu znaczne zmniejszenie kosztów. Wszyscy wierzą, że uda im się to zrobić (w przeciwnym razie już dawno by zrezygnowali), ta wiara oparta jest jednak na przekonaniu, że dokonają nieznanego jeszcze technologicznego przełomu.

Chcą również, by ludzie zrozumieli, z jakimi ograniczeniami się mierzą. Zanim uda im się przekonać konsumentów, aby spróbowali ich burgera, muszą wpierw wymyślić, jak produkować swoje mięso na szeroką skalę. Ponieważ duża część wykorzystywanej przez nich technologii stworzona została do celów medycznych, a nie spożywczych, zarówno wielkość, jak i koszt tego, co mogą zrobić, są dość ograniczone. Muszą, na przykład, znaleźć lepsze „rusztowania” – czyli „kości”, na których rosną mięśnie – gdyż te, na których mięso rośnie teraz, są drogie i pozwalają na tworzenie jedynie mielonego mięsa (można więc tworzyć klopsy i hamburgery, ale nie piersi kurczaka czy steki). Muszą wynaleźć przemysłowe bioreaktory (czyli fermentatory), w których mięśnie mogłyby rosnąć – dzisiaj nie ma jeszcze takich, które można by stosować na masową skalę, używa się ich tylko w medycynie.

Nawet jeśli uda im się zwiększyć produkcję i osiągnąć konkurencyjne ceny, istnieje jeszcze kolejna przeszkoda: możliwe regulacje rządowe i inne biurokratyczne ograniczenia mogące zastawić im drogę na rynek. Od dekad stosujemy nowoczesną biotechnologię w przemyśle spożywczym, jednak instytucje regulujące rynek mogą okazać się sceptyczne wobec tej technologii – biorąc pod uwagę, jak nowa się ona wydaje – a tym samym spowolnić proces jej szerokiej akceptacji.

Wreszcie pozostaje niezwykle istotne pytanie: czy konsumenci będą w ogóle chcieli jeść to mięso? I to niezależnie od jego jakości i ceny. Biorąc pod uwagę, że coraz więcej ludzi domaga się „naturalnych” i jak najmniej przetworzonych produktów, czy nie uznają wyhodowanego mięsa za „frankenżywność”, jak niektórzy nazywają żywność przetworzoną genetycznie (GMO)?

W odróżnieniu jednak od gigantów takich jak Monsanto i Dow AgroSciences, które po cichu wprowadzały produkty GMO na rynek w ostatnich dekadach, relatywnie niewielkie start-upy zajmujące się rolnictwem komórkowym chcą informować opinię publiczną o tym, jak robią swoje mięso. Radykalna transparentność to hasło często przez te firmy przywoływane. Starają się one nieustannie mówić o tym, co i jak robią. Są przekonane, że jeśli konsumenci zrozumieją, że ich projekty nie różnią się od używanych już przez nas rutynowo wynalazków spożywczych i medycznych, przyjmą je z akceptacją, a nawet entuzjazmem.

Z pewnością niektórzy sprzeciwiający się mariażowi biotechnologii z żywnością obawiają się również produktów zwierzęcych hodowanych w laboratoriach. Ich argumenty przedstawione zostaną w dalszych rozdziałach. Co jednak ciekawe, jeden z najsłynniejszych reprezentantów świata jedzeniowej ekologii Michael Pollan, autor książek The Omnivore’s Dilemma [Dylemat wszystkożercy] i W obronie jedzenia, wspiera działania tych przedsiębiorców.

– Generalnie uważam, że wszystkie wysiłki dążące do znalezienia substytutów mięsa są wartościowe, ponieważ będziemy musieli ograniczyć jego konsumpcję w ten czy inny sposób, z powodów środowiskowych, etycznych i moralnych – powiedział mi Pollan w odpowiedzi na pytanie o jego pogląd na hodowane mięso. – Wciąż pozostaje niejasne, jak będzie wyglądał realny zamiennik, jednak badanie wszelkich opcji wydaje mi się warte świeczki, biorąc pod uwagę ogrom problemu.

Niektóre osoby i grupy, które prowadziły kampanię przeciwko GMO, nie podzielają otwartości Pollana. Ich niepokój jest uzasadniony, gdyż w przeszłości technologia wykorzystywana była w mniej ekologicznych rozwiązaniach. Technologia jest jednak jak nóż: można wykorzystać ją, aby z miłością przygotować posiłek dla przyjaciół, ale można nią też zabić – wszystko zależy od tego, jak się jej użyje. Jedno jest jednak pewne: sukces czystego mięsa pomógłby zmniejszyć liczbę genetycznie modyfikowanych organizmów. Obecnie dziewiędziesiąt procent plonów GMO w Ameryce to karma dla zwierząt gospodarskich. Ostry krytyk przemysłowego rolnictwa McKay Jenkins pisze w swojej książce z 2017 roku Food Fight: GMOs and the Future of the American Diet [Walka o jedzenie. GMO i przyszłość amerykańskiej diety]:

Nagroda główna – hodowla mięsa z komórek zamiast żywych zwierząt – mogłaby gruntownie odmienić rolnictwo przemysłowe. Nie potrzebowalibyśmy pełnej pestycydów modyfikowanej genetycznie kukurydzy, przemysłowych rzeźni czy benzyny, ponieważ nie karmilibyśmy, nie zabijalibyśmy ani nie wozilibyśmy zwierząt po kraju. Nie musielibyśmy również przejmować się górami (czy jeziorami) zwierzęcych odpadów, które zanieczyszczają naszą wodę, ani chmurami metanu, które przyczyniają się do zmian klimatycznych. Nie musielibyśmy też zabijać miliardów zwierząt, żeby zaspokoić nasze nienasycone pragnienie białka.

Gdy