Kaczyński i jego pajęczyna. Tkanie sieci 1949-1995 - Tomasz Piątek - ebook

Kaczyński i jego pajęczyna. Tkanie sieci 1949-1995 ebook

Tomasz Piątek

4,3

14 osób interesuje się tą książką

Opis

Tomasz Piątek nie ustaje w swojej pracy śledczej. W najnowszej książce znajduje odpowiedzi na wiele pytań dotyczących człowieka, który od siedmiu lat rządzi Polską.
Skąd Kaczyński bierze pomysły?

Kim był Anatolij Wasin,?

Co zrobił Kaczyński, gdy przyjechał do Kijowa?

Kogo Kaczyński wziął do spółki Srebrna?
Kto dawał pieniądze ludziom Kaczyńskiego w torbach po cukrze?

Co Bogusław Bagsik ma wspólnego z Kaczyńskim?

Co w tym wszystkim robi Glapiński?

Kim dla Kaczyńskiego był kapitan Marian Śpitalniak?
Co łączyło opiekunów Kaczyńskiego z głośnymi zbrodniami politycznymi?

Poznaj odpowiedzi. Poznaj Jarosława Kaczyńskiego.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 733

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (42 oceny)
22
14
4
0
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
wistan7102

Nie oderwiesz się od lektury

Włosy się jeżą na głowie. Dlaczego media nie drążą tych powiązań i nie upubliczniają tego. Dokąd zmierzamy z tą zgrają??
20
Edelina

Dobrze spędzony czas

To nie jest książka na " nie oderwiesz się". Tu trzeba posiedzieć, zastanowić się, porównać z czymś innym... Ciekawe opracowanie, widać, że autor przeprowadził rzetelną pracę śledczą. Nie do końca się ze wszystkim zgadzam, szczególnie, jeśli chodzi o PRLowskie realia, ale polecam!
00
ICY69

Nie oderwiesz się od lektury

Szkoda że tak książka nie trafia do większej liczny czytelników chcących się dowiedzieć co ta „persona non grata” uczyniła temu krajowi i społeczeństwu. Warto przeczytać
00
Beatussa

Nie oderwiesz się od lektury

Mocne, prawdziwe, polskie. Lektura obowiązkowa dla każdego świadomego Polaka.
00
PawelKoss

Nie polecam

Mieszanka faktów z plotkami i mocno naciąganymi interpretacjami autora oraz historiami zupełnie niezgodnymi z rzeczywistością PRLu. Autor starał się coś udowodnić ale chyba mu nie wyszło.
04

Popularność




Co­py­ri­ght © Wy­daw­nic­two Ar­bi­tror sp. z.o.o. 2022
Pro­jekt okład­ki i stron ty­tu­ło­wychŁu­kasz Stach­niak
Ad­iu­sta­cja, skład, ko­rek­taWi­told Ko­wal­czyk
Wy­da­nie I
ISBN 978-83-66095-37-3
Wy­daw­nic­two Ar­bi­tror spó­łka z o.o.www.ar­bi­tror.pl e-mail:kon­takt@ar­bi­tror.pl
E-book:eLi­te­ra

Gdy pi­szę te sło­wa, Pol­ska po raz ko­lej­ny w swo­jej hi­sto­rii musi pa­trzeć w prze­pa­ść. Za wschod­nią gra­ni­cą trwa woj­na. Bez­względ­ny wróg na­je­chał na­sze­go sąsia­da. A je­śli tyl­ko będzie mógł, przyj­dzie i do nas. Mimo to rząd RP od­ci­na się od za­chod­nich so­jusz­ni­ków. Nie tyl­ko od­rzu­ca ich po­stu­la­ty, lecz ta­kże otwar­cie ich ob­ra­ża. Roz­bi­ja Unię Eu­ro­pej­ską i osła­bia NATO, przez co na­ra­ża bez­pie­cze­ństwo ca­łe­go kon­ty­nen­tu. Przede wszyst­kim zaś na­ra­ża bez­pie­cze­ństwo Pol­ski.

Rów­no­cze­śnie go­spo­dar­ka na­sze­go kra­ju prze­ży­wa za­ła­ma­nie. In­fla­cja eks­plo­du­je, pol­ska wa­lu­ta tra­ci na war­to­ści, wy­so­ko­ść cen i opłat za­pie­ra dech w pier­siach. Za­kup ryby na obiad sta­je się nad­mier­nym wy­dat­kiem dla wi­ęk­szo­ści pol­skich ro­dzin – nie mó­wi­ąc już o bar­dziej wy­my­śl­nych to­wa­rach. Star­si lu­dzie sta­ją przed wy­bo­rem: ku­pić je­dze­nie czy leki? Nie­dłu­go może będą mu­sie­li wy­bie­rać po­mi­ędzy miesz­ka­niem a je­dze­niem.

Na­jazd Krem­la na Ukra­inę to tyl­ko jed­na z przy­czyn obłęd­nej dro­ży­zny. W Pol­sce pro­blem ma jesz­cze jed­no źró­dło: to po­li­ty­ka obo­zu wła­dzy. Zwi­ąza­ny z woj­ną wzrost cen pa­liw ko­pal­nych w mniej­szym stop­niu prze­ło­ży­łby się na kosz­ty ży­cia, gdy­by rząd nie za­ha­mo­wał prze­sta­wia­nia na­sze­go kra­ju na od­na­wial­ne źró­dła ener­gii. Co wi­ęcej, obóz rządzący ze­rwał z dys­cy­pli­ną bu­dże­to­wą i mo­ne­tar­ną. Dys­cy­pli­nę tę nie­raz kry­ty­ko­wa­no jako wy­raz nie­wra­żli­wo­ści spo­łecz­nej. Jed­nak nowy rząd nie za­stąpił sztyw­no­ści prze­my­śla­ną po­li­ty­ką so­cjal­ną. Za­czął hoj­nie roz­da­wać za­si­łki wy­bra­nym gru­pom oby­wa­te­li. Tym, któ­re wy­ka­zy­wa­ły się wi­ęk­szym kon­ser­wa­ty­zmem oby­cza­jo­wym – za­tem ła­twiej mo­żna było je prze­obra­zić w wier­nych i wdzi­ęcz­nych wy­bor­ców par­tii rządzącej. Nie cho­dzi­ło więc o po­moc, tyl­ko o kup­no po­par­cia. Jak rządo­we „pre­zen­ty dla swo­ich” wpły­nęły na go­spo­dar­kę? Przez chwi­lę mo­gły jej słu­żyć, te­raz jed­nak za­częły szko­dzić. Mimo to rząd na­dal chce ku­po­wać wy­bor­ców, dru­ku­jąc bank­no­ty po­zba­wio­ne po­kry­cia. Na­sze­mu kra­jo­wi gro­zi uto­ni­ęcie w zwa­łach bez­war­to­ścio­wych pie­ni­ędzy.

Pol­ska przez ćwie­rć wie­ku roz­wi­ja­ła się w im­po­nu­jącym tem­pie. Obec­nie prze­sta­je być atrak­cyj­nym pa­ństwem dla in­we­sto­rów, i to w szyb­kim tem­pie. Nie tyl­ko ze względu na nie­sta­bil­no­ść fi­nan­so­wą. Rów­nież ze względu na brak nie­za­wi­słej pro­ku­ra­tu­ry i po­stępu­jące ogra­ni­cza­nie nie­za­wi­sło­ści sądów. Przed­si­ębior­cy boją się in­we­sto­wać w kra­ju, w któ­rym rząd może ich okra­ść bez­kar­nie, gdyż kon­tro­lu­je wy­miar spra­wie­dli­wo­ści.

Kto od­po­wia­da za tę ka­ta­stro­fę? Przede wszyst­kim Ja­ro­sław Ka­czy­ński, li­der obo­zu rządzące­go. Skąd się wzi­ął? Co nim kie­ru­je? Kto mu słu­ży? Komu i cze­mu słu­ży on sam?

Na na­stęp­nych stro­nach szu­ka­my od­po­wie­dzi na te py­ta­nia. Szu­ka­my i znaj­du­je­my.

1

Kogo mamy na my­śli, gdy mó­wi­my „Ka­czy­ński”

8 czerw­ca 2022 r., So­cha­czew pod War­sza­wą. Au­to­ry­tar­na par­tia Pra­wo i Spra­wie­dli­wo­ść rządzi Pol­ską od nie­mal 7 lat. Cza­sy są co­raz ci­ęższe. Ga­lo­pu­jąca in­fla­cja zże­ra za­rob­ki Po­lek i Po­la­ków. Wódz par­tii, Ja­ro­sław Ka­czy­ński, po­sta­na­wia do­dać otu­chy swo­im wy­bor­com. Je­dzie do So­cha­cze­wa, gdzie miej­sco­wi dzia­ła­cze PiS-u cze­ka­ją na po­krze­pie­nie od swe­go przy­wód­cy. Nie pło­ną en­tu­zja­zmem. Trze­ba ich roz­grzać, za­nim wódz do­trze na sce­nę. Je­den z ani­ma­to­rów każe pu­blicz­no­ści skan­do­wać „Ja-ro-sław! Ja-ro-sław!”. W od­po­wie­dzi sły­szy nie­mra­wy szme­rek.

Wszyst­ko jed­nak się zmie­nia, gdy Ja­ro­sław Ka­czy­ński wcho­dzi na sce­nę. Pu­blicz­no­ść chło­nie ka­żde sło­wo z jego ust. Dzia­ła­cze chcą za­pew­nie­nia, że wbrew wszel­kim prze­ciw­no­ściom będzie do­brze. Nie tyl­ko o in­fla­cję cho­dzi. Prze­cież za mie­dzą Ro­sja na­je­cha­ła Ukra­inę. In­wa­zja sta­no­wi ciąg po­twor­nych zbrod­ni. Okru­cie­ństwo krem­low­skich so­łda­tów bu­dzi gro­zę. Ar­ty­le­ria ata­ku­je cele cy­wil­ne. Ro­sja­nie zbom­bar­do­wa­li m.in. szpi­tal po­ło­żni­czy w Ma­riu­po­lu, gdzie bom­by wy­bu­cha­ły nad nie­mow­lęta­mi i ro­dzący­mi mat­ka­mi. Na te­re­nach, przez któ­re prze­szła ar­mia Krem­la, leżą tru­py za­mor­do­wa­nych cy­wi­li. Nie­któ­re zwło­ki mają po­zry­wa­ne pa­znok­cie. Ci, co prze­ży­li, mó­wią o gwa­łtach na kil­ku­let­nich dzie­ciach.

Rzeź dzie­je się tak bli­sko. Stoi za nią zna­ny do­brze wróg, któ­ry nie tyl­ko Ukra­inę, lecz ta­kże Pol­skę chce od­zy­skać jako część swo­je­go im­pe­rium. Rzecz­po­spo­li­ta znów sty­ka się z bez­po­śred­nim za­gro­że­niem. Bez­cen­ne sta­je się wspar­cie za­chod­nich so­jusz­ni­ków, wspó­łpra­ca z Unią Eu­ro­pej­ską i NATO. Co o tym wszyst­kim po­wie Ka­czy­ński?

Wy­stąpie­nie Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go jest re­la­cjo­no­wa­ne w ca­łej Pol­sce. Wódz prze­ko­nu­je swo­ich słu­cha­czy, ja­ko­by w Pol­sce kwi­tła de­mo­kra­cja. Po­tem wma­wia im, że pol­ska ar­mia ro­śnie w siłę. Na­stęp­nie ata­ku­je... Niem­cy. I to w spo­sób ca­łkiem nie­spo­dzie­wa­ny. W prze­ci­wie­ństwie do swo­ich pro­pa­gan­dzi­stów nie oska­rża Niem­ców o tchó­rzo­stwo i pa­cy­fizm. Za­rzu­ca im coś zu­pe­łnie in­ne­go:

– Czy Niem­cy się chcą zbro­ić prze­ciw Ro­sji, czy prze­ciw nam, to ja nie wiem. Ale w ka­żdym ra­zie się zbro­ją – oświad­cza[1].

„Niem­cy się chcą zbro­ić... prze­ciw nam”. Wy­po­wia­da­jąc te sło­wa, Ka­czy­ński sze­ro­ko się uśmie­cha do swo­ich zwo­len­ni­ków. Z cze­go się cie­szy? Z tego, że ob­ra­ził wa­żne­go so­jusz­ni­ka, przed­sta­wia­jąc go jako zbroj­ne za­gro­że­nie dla Pol­ski? Z wi­zji no­we­go roz­bio­ru Pol­ski przez Ro­sję i Niem­cy, któ­rą roz­to­czył przed na­szy­mi ocza­mi? Z tego, że pod przy­kryw­ką grom­kich ha­seł przed­sta­wia wi­zję Pol­ski osa­mot­nio­nej, oto­czo­nej przez wro­gów?

Z so­jusz­ni­ka­mi Pu­ti­na

Pół roku wcze­śniej, w grud­niu 2021 r., Ja­ro­sław Ka­czy­ński i pre­mier Ma­te­usz Mo­ra­wiec­ki jaw­nie za­de­kla­ro­wa­li wolę wspó­łpra­cy z po­li­tycz­ny­mi agen­ta­mi Mo­skwy w Eu­ro­pie. Mi­ędzy in­ny­mi za­pro­si­li do War­sza­wy opła­ca­ną przez Kreml fran­cu­ską na­cjo­na­list­kę Ma­ri­ne Le Pen. Przy tej oka­zji pani Le Pen ogło­si­ła, że „Ukra­ina na­le­ży do sfe­ry wpły­wów Ro­sji”. Zro­bi­ła to w roz­mo­wie z pol­skim dzien­ni­kiem „Rzecz­po­spo­li­ta”[2].

Ka­czy­ński i Mo­ra­wiec­ki już wte­dy wie­dzie­li, że Pu­tin szy­ku­je na­jazd na Ukra­inę. Zo­sta­li ostrze­że­ni przez Ame­ry­ka­nów, że doj­dzie do zbroj­nej in­wa­zji ze stro­ny Ro­sji. Mimo to pu­blicz­nie się bra­ta­li z po­li­tycz­ny­mi agen­ta­mi Krem­la dzia­ła­jący­mi w Eu­ro­pie. W tym – z pa­nią Le Pen, z któ­rą nie ze­rwa­li po skan­da­licz­nej wy­po­wie­dzi. Prze­ciw­nie. Rów­nież po tym wy­bry­ku Ma­ri­ne Le Pen pre­mier Mo­ra­wiec­ki ro­bił wszyst­ko, żeby zwi­ęk­szyć jej szan­se we fran­cu­skich wy­bo­rach pre­zy­denc­kich. Pró­bo­wał w nie in­ge­ro­wać, ata­ku­jąc pu­blicz­nie pre­zy­den­ta Fran­cji Em­ma­nu­ela Ma­cro­na.

Za­ska­ku­jące, nie­zro­zu­mia­łe za­cho­wa­nie? Tyl­ko dla tych, któ­rzy wy­biór­czo ob­ser­wu­ją dzia­łal­no­ść Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go i jego lu­dzi. Rzu­ćmy okiem na ca­ło­kszta­łt tej dzia­łal­no­ści.

Wro­go­ść wo­bec Ukra­iny

Obóz wła­dzy Ka­czy­ńskie­go przez lata kar­mił swo­ich zwo­len­ni­ków pro­pa­gan­dą an­ty­ukra­ińską. Mi­ni­ster­stwo Spraw Za­gra­nicz­nych stwo­rzy­ło li­stę nie­po­żąda­nych oby­wa­te­li Ukra­iny[3]. Ja­ro­sław Ka­czy­ński uczy­nił mi­ni­strem edu­ka­cji na­cjo­na­li­stę Prze­my­sła­wa Czarn­ka, któ­ry wsła­wił się jaw­nym oka­zy­wa­niem nie­przy­ja­źni wo­bec tego kra­ju. Ten sam Czar­nek we­zwał pro­ku­ra­to­rów IPN-u, żeby ści­ga­li dzia­ła­cza Grze­go­rza Ku­pria­no­wi­cza za upa­mi­ęt­nia­nie zbrod­ni po­pe­łnio­nych przez Po­la­ków na Ukra­ińcach[4]. A pu­ti­now­ski por­tal pro­pa­gan­do­wy Sput­nik chwa­lił Czarn­ka za inny an­ty­ukra­iński po­my­sł. Cho­dzi­ło o to, żeby do Pol­ski spro­wa­dzać Uz­be­ków z Azji Środ­ko­wej za­miast oby­wa­te­li Ukra­iny[5].

Na tym nie ko­niec. Ka­czy­ński od lat pro­te­gu­je i osła­nia przed we­wnątrz­par­tyj­ny­mi ata­ka­mi pre­mie­ra Ma­te­usza Mo­ra­wiec­kie­go i jego bli­skie­go wspó­łpra­cow­ni­ka Mi­cha­ła Dwor­czy­ka. Nie są to przy­ja­cie­le Ukra­iny. W swo­ich pu­blicz­nych wy­po­wie­dziach Mo­ra­wiec­ki nie­raz przed­sta­wiał ten kraj jako pa­ństwo upa­dłe lub przy­czy­nę hi­sto­rycz­nych nie­szczęść Pol­ski[6]. Dwor­czyk z ko­lei w 2016 r. znie­wa­żył pu­blicz­nie ukra­ińskich przy­wód­ców, uczo­nych i du­chow­nych. Gdy za­ape­lo­wa­li o po­jed­na­nie mi­ędzy na­szy­mi na­ro­da­mi, na­zwał ich „ka­ta­mi” i „spraw­ca­mi lu­do­bój­stwa”[7].

Wszyst­ko to sta­no­wi dzia­ła­nie sprzecz­ne z ukra­ińską ra­cją sta­nu. Przede wszyst­kim jed­nak stoi w sprzecz­no­ści z pol­ską ra­cją sta­nu. Nic tak nie osła­bia za­ku­sów Krem­la na Pol­skę, jak ist­nie­nie wol­nej, nie­pod­le­głej Ukra­iny, któ­ra z wła­snej woli wi­ąże się z Za­cho­dem. Kto szko­dzi wol­nej i nie­pod­le­głej Ukra­inie, szko­dzi Pol­sce i po­ma­ga Mo­skwie. Do­pó­ki Kreml ist­nie­je i za­gra­ża Rzecz­po­spo­li­tej, an­ty­ukra­ińska po­li­ty­ka jest za­ra­zem po­li­ty­ką an­ty­pol­ską.

Jed­nak PiS w la­tach 2016–2021 taką wła­śnie po­li­ty­kę upra­wia ca­łkiem jaw­nie. Wśród jej na­rzędzi wy­ró­żnia się nie­ustan­ne przy­po­mi­na­nie i na­gła­śnia­nie pol­sko-ukra­ińskich kon­flik­tów z prze­szło­ści. Rzeź wo­ły­ńską z lat 1943–1944 ce­le­bru­je się jako jed­no z naj­wi­ęk­szych nie­szczęść w hi­sto­rii Pol­ski.

Rzecz ja­sna, nie­ludz­kie zbrod­nie do­ko­na­ne przez Ukra­ińców na Po­la­kach pod­czas dru­giej woj­ny świa­to­wej za­słu­gu­ją na upa­mi­ęt­nie­nie. Trze­ba jed­nak pa­mi­ętać, że nie wszy­scy Ukra­ińcy w nich uczest­ni­czy­li. Okru­cie­ństwa były dzie­łem gru­pek ubo­giej lud­no­ści wiej­skiej, w prze­szło­ści wy­zy­ski­wa­nej przez pol­ską szlach­tę, a po­tem pod­bu­rza­nej do zbrod­ni przez miej­sco­wych na­cjo­na­li­stów. Nie wol­no też za­po­mi­nać, że pod­czas dru­giej woj­ny świa­to­wej Pol­ska znacz­nie wi­ęcej ucier­pia­ła od Niem­ców i So­wie­tów niż od ukra­ińskich chło­pów. Tym bar­dziej że hi­tle­row­scy i so­wiec­cy pro­wo­ka­to­rzy rów­nież mie­li swój udział w rze­zi wo­ły­ńskiej. Ro­bi­li bo­wiem wszyst­ko, by Po­la­cy i Ukra­ińcy sko­czy­li so­bie do oczu... Naj­wa­żniej­sze jest jed­nak to, że ob­se­syj­ne przy­wo­ły­wa­nie daw­nych ukra­ińskich zbrod­ni ni­jak nie słu­ży Pol­sce. A te­raz, gdy wspól­ny wróg za­da­je cier­pie­nia Ukra­inie, ule­ga­nie ta­kiej ob­se­sji sta­no­wi wspie­ra­nie tego wro­ga.

Jed­nak nie ka­żdy to ro­zu­mie lub chce ro­zu­mieć. Jesz­cze 23 lu­te­go 2022 r. – za­tem dzień przed na­jaz­dem Krem­la na Ukra­inę – naj­bli­żsi wspó­łpra­cow­ni­cy Ka­czy­ńskie­go upra­wia­ją an­ty­ukra­ińską po­li­ty­kę hi­sto­rycz­ną. Uro­czy­ście na­gła­śnia­ją zbrod­nie ukra­ińskich na­cjo­na­li­stów sprzed 78 lat. W tym celu or­ga­ni­zu­ją spe­cjal­ną mszę w war­szaw­skiej Ka­te­drze Po­lo­wej Woj­ska Pol­skie­go. Pol­ska Agen­cja Pra­so­wa – me­dium rządo­we – śle do wszyst­kich me­diów de­pe­sze o ce­le­bra­cji. Pod­czas obrzędów list od pre­mie­ra Mo­ra­wiec­kie­go czy­ta po­seł Jan Dzie­dzi­czak. To były asy­stent pra­so­wy Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go, wspó­łod­po­wie­dzial­ny za pu­blicz­ny wi­ze­ru­nek wo­dza. A w la­tach 2006–2007 – rzecz­nik rządu Ka­czy­ńskie­go[8]. W swo­jej dzia­łal­no­ści po­li­tycz­nej Dzie­dzi­czak nie­raz pre­zen­to­wał po­sta­wę an­ty­ukra­ińską. W 2015 r. pro­wo­ka­cyj­nie ze­rwał wspól­ne po­sie­dze­nie par­la­men­ta­rzy­stów Pol­ski i Ukra­iny[9].

Na mszy się nie ko­ńczy. Rów­nież w lu­tym 2022 r. por­tal Re­set Oby­wa­tel­ski pyta Mi­ni­ster­stwo Obro­ny Na­ro­do­wej i Straż Gra­nicz­ną o przy­go­to­wa­nia na wy­pa­dek wiel­kie­go na­pły­wu ucho­dźców z Ukra­iny. Przede wszyst­kim chce wie­dzieć, czy ist­nie­je plan zbu­do­wa­nia za­sie­ków z dru­tu kol­cza­ste­go na gra­ni­cy pol­sko-ukra­ińskiej, aby po­wstrzy­mać ucho­dźców przed przy­by­wa­niem do Pol­ski. Gdy­by ta­kie za­sie­ki po­sta­wio­no, sta­no­wi­ło­by to akt wro­gi wo­bec ukra­ińskie­go na­ro­du. Co po­czu­li­by wal­czący Ukra­ińcy, gdy­by się do­wie­dzie­li, że Pol­ska od­ma­wia schro­nie­nia ko­bie­tom i dzie­ciom? Co po­czu­li­by, gdy­by się do­wie­dzie­li, że bli­ski sąsiad odże­gnu­je się od so­li­dar­no­ści z Ukra­iną? Po­wie­dzieć, że ucier­pia­ło­by ich mo­ra­le, to nic nie po­wie­dzieć.

MON i Straż Gra­nicz­na od­po­wia­da­ją na py­ta­nia Re­se­tu Oby­wa­tel­skie­go. Od­pi­su­ją, że... nie wy­klu­cza­ją po­sta­wie­nia za­sie­ków[10].

Czy to zna­czy, że obóz wła­dzy Ka­czy­ńskie­go roz­wa­żał od­ci­ęcie się od Ukra­iny, wy­da­nie ukra­ińskich ko­biet i dzie­ci na pa­stwę woj­ny Pu­ti­na? Jak ina­czej mo­żna to ro­zu­mieć?

Am­ba­sa­dor Krem­la i za­ba­wa dzie­ćmi

Jesz­cze 28 lu­te­go 2022 r. (za­tem czte­ry dni po roz­po­częciu in­wa­zji) PiS-owski ty­go­dnik „wSie­ci” pu­bli­ku­je dłu­gi, je­de­na­sto­stro­ni­co­wy wy­wiad z Sier­gie­jem An­drie­je­wem, am­ba­sa­do­rem Krem­la w Pol­sce. Tekst zo­sta­je zi­lu­stro­wa­ny zdjęciem am­ba­sa­do­ra, któ­ry po­zu­je na tle por­tre­tu ro­syj­skie­go dyk­ta­to­ra Wła­di­mi­ra Pu­ti­na. Roz­mo­wę pro­wa­dzą dwie naj­wa­żniej­sze oso­by w re­dak­cji, czy­li bra­cia Mi­chał i Ja­cek Kar­now­scy. Bra­cia po­zwa­la­ją krem­low­skie­mu dy­gni­ta­rzo­wi na wszyst­ko. Am­ba­sa­dor kła­mie w żywe oczy. Za­prze­cza oczy­wi­stym za­ku­som Ro­sji na ukra­ińskie te­ry­to­rium. Na­zy­wa też Ukra­inę „bur­de­lem”. Kar­now­scy pró­bu­ją się ostro­żnie dy­stan­so­wać od roz­mów­cy – jed­nak wy­wiad re­da­gu­ją tak, że am­ba­sa­dor Krem­la ma za­wsze ostat­nie sło­wo.

Bra­cia Kar­now­scy to naj­bar­dziej za­ufa­ni pro­pa­gan­dzi­ści Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go. To Ka­czy­ński utrzy­mu­je ich ty­go­dnik, fi­nan­su­jąc go re­kla­ma­mi za­ma­wia­ny­mi przez spó­łki Skar­bu Pa­ństwa. Dla­te­go Kar­now­scy nie po­dej­mu­ją istot­nych dzia­łań bez kon­sul­ta­cji z li­de­ra­mi PiS-u. Jaki sy­gnał wódz par­tii wy­słał do Mo­skwy, ze­zwa­la­jąc na pu­bli­ka­cję ta­kie­go wy­wia­du?

An­ty­ukra­ińskie pro­wo­ka­cje lu­dzi Ka­czy­ńskie­go trwa­ją rów­nież w na­stęp­nych mie­si­ącach. W pol­skich szko­łach, do któ­rych tra­fia­ją dzie­ci ucho­dźców z Ukra­iny, od­by­wa się kon­kurs „Wo­łyń – pa­mi­ęć po­ko­leń”. Rzecz ja­sna, po­świ­ęco­ny rze­zi wo­ły­ńskiej...[11] Kto pa­tro­nu­je tej ini­cja­ty­wie, któ­ra gro­zi kon­flik­tem mi­ędzy ukra­iński­mi i pol­ski­mi dzie­ćmi oraz ich ro­dzi­ca­mi? Nie­za­wod­ny mi­ni­ster Czar­nek.

Nowa nuta Ka­czy­ńskie­go

Jed­nak opi­nia pu­blicz­na le­d­wo to od­no­to­wu­je. Rów­no­cze­śnie bo­wiem Ka­czy­ński i jego lu­dzie za­czy­na­ją od­ci­ągać uwa­gę oby­wa­te­li od swo­ich an­ty­ukra­ińskich wy­bry­ków. W pro­sty, ale sku­tecz­ny spo­sób: na­gle prze­ści­ga­ją się w pro­ukra­ińskich lub pro­ukra­ińsko brzmi­ących de­kla­ra­cjach.

Skąd ta zmia­na? Ka­czy­ński zo­sta­je do niej zmu­szo­ny. Przez kogo? Przez Po­lki i Po­la­ków, któ­rzy chcą przyj­mo­wać, kar­mić, wspie­rać ukra­ińskich ucho­dźców – mimo że rząd pol­ski nie po­ma­ga. Po­li­tyk na­zy­wa­ny „ge­nial­nym stra­te­giem” nie prze­wi­dział re­ak­cji swo­ich wła­snych wy­bor­ców.

– By­łem na gra­ni­cy z Ukra­iną, gdy tyl­ko się za­częło – mówi Mar­cin Ce­li­ński, pu­bli­cy­sta i pre­zes Wy­daw­nic­twa Ar­bi­tror. – Koła Go­spo­dyń Wiej­skich ze ścia­ny wschod­niej, czy­li na­tu­ral­ny elek­to­rat PiS-u, rzu­ci­ły się le­pić tony pie­ro­gów dla ucho­dźców. Lu­dzie go­to­wi byli dzie­lić się nie tyl­ko ser­cem, je­dze­niem i ciu­cha­mi, lecz ta­kże da­chem nad gło­wą. Lata an­ty­ukra­ińskiej pro­pa­gan­dy rządu spły­nęły po nich jak woda po kacz­ce. Dla­te­go PiS zmie­ni­ło me­lo­dię.

Ta zmia­na bu­dzi na­dzie­ję w wie­lu Po­la­kach i Ukra­ińcach.

– For­ma­cja rządząca w Pol­sce wresz­cie zro­zu­mia­ła, że an­ty­ukra­ińsko­ść słu­ży Krem­lo­wi – mówi Mi­ro­sław Skór­ka, prze­wod­ni­czący Zwi­ąz­ku Ukra­ińców w Pol­sce. Do­da­je, że mi­ni­ster Czar­nek za­czął za­pra­szać go na kawę...

Czy jed­nak mowa o do­głęb­nej zmia­nie? Czy ra­zem z me­lo­dią pro­pa­gan­do­wą zmie­ni­ły się cele i kie­run­ki dzia­ła­nia Ka­czy­ńskie­go? Czy na­praw­dę ze­chciał po­ma­gać Ukra­ińcom?

Ki­jow­ska pro­wo­ka­cja

15 mar­ca 2022 r. Ja­ro­sław Ka­czy­ński wy­ru­sza do Ki­jo­wa, aby od­wie­dzić pre­zy­den­ta Wo­ło­dy­my­ra Ze­łen­skie­go w ostrze­li­wa­nej sto­li­cy Ukra­iny. Kto to­wa­rzy­szy Ka­czy­ńskie­mu? Trzech pre­mie­rów. Ma­te­usz Mo­ra­wiec­ki z Pol­ski, Petr Fia­la z Czech i Ja­nez Ja­nša ze Sło­we­nii. Ten ostat­ni zy­skał przy­do­mek „sło­we­ńskie­go Pu­ti­na”. Spo­ty­kał się bo­wiem z ro­syj­skim dyk­ta­to­rem i pró­bo­wał ma­łpo­wać jego pro­pa­gan­do­we dzia­ła­nia. Te­raz chce to za­tu­szo­wać.

De­le­ga­cja przy­by­wa do ukra­ińskiej sto­li­cy w szcze­gól­nym mo­men­cie. Trwa­ją trud­ne ne­go­cja­cje po­ko­jo­we mi­ędzy Ukra­iną a Ro­sją. Tego sa­me­go dnia, 15 mar­ca, wła­dze ukra­ińskie zdo­by­wa­ją się na ko­lej­ną bo­le­sną ofia­rę. Pre­zy­dent Wo­ło­dy­myr Ze­łen­ski oznaj­mia, że jego kraj jest go­tów zre­zy­gno­wać ze wstąpie­nia do NATO. Dla­cze­go pre­zy­dent Ze­łen­ski to robi? W ten spo­sób wy­sy­ła sy­gnał do ro­syj­skich ne­go­cja­to­rów i do frak­cji umiar­ko­wa­nej na Krem­lu. Prze­ko­naj­cie Pu­ti­na, że już nie musi się z nami bić! Ma­cie ar­gu­ment! – woła do Ro­sjan Ze­łen­ski.

Ktoś jed­nak sku­tecz­nie za­głu­sza ten sy­gnał. Tym kimś jest Ja­ro­sław Ka­czy­ński. Gdy tyl­ko przy­by­wa do Ki­jo­wa, za­dzi­wia świat nie­spo­dzie­wa­nym oświad­cze­niem. Oznaj­mia pu­blicz­nie, że NATO po­win­no dzia­łać w Ukra­inie jako zbroj­na mi­sja po­ko­jo­wa.

Co to zna­czy dla Ro­sjan? To, że ktoś chce ich oszu­kać. „Patrz, ja­kie chy­tre Po­lia­czisz­ki! Ukra­ina nie będzie w NATO, ale NATO będzie w Ukra­inie, i to uzbro­jo­ne!” – my­ślą zwo­len­ni­cy Krem­la. Ro­syj­skie me­dia – ogól­no­kra­jo­we i lo­kal­ne – za­miesz­cza­ją oświad­cze­nie Ka­czy­ńskie­go. Ilu­stru­ją je gro­źny­mi zdjęcia­mi czo­łgów, żo­łnie­rzy, tro­fe­ów wo­jen­nych... Frak­cja wo­jen­na u boku Pu­ti­na do­sta­je pro­pa­gan­do­wą amu­ni­cję. Frak­cja po­ko­jo­wa cho­wa się po kątach, prak­tycz­nie prze­sta­je ist­nieć. In­wa­zja trwa.

Co gor­sza, za­czy­na krążyć po­gło­ska, we­dług któ­rej Ja­ro­sław Ka­czy­ński pod po­zo­ra­mi brat­niej po­mo­cy chcia­łby ro­ze­brać Ukra­inę ra­zem z Ro­sją. Prze­cież mi­sja po­ko­jo­wa NATO, sta­cjo­nu­jąca w za­chod­niej i środ­ko­wej Ukra­inie, skła­da­ła­by się za­pew­ne z pol­skich żo­łnie­rzy. W ten spo­sób pol­ska ar­mia mia­ła­by kon­tro­lę nad tą częścią kra­ju, któ­rej nie kon­tro­lu­je ro­syj­ska ar­mia... Po­gło­skom po­ma­ga szef dy­plo­ma­cji Krem­la, Sier­giej Ław­row. Ogła­sza, że „zbroj­na mi­sja NATO” ozna­cza­ła­by anek­sję Ukra­iny Za­chod­niej przez Pol­skę.

We­dług nie­któ­rych źró­deł przed­sta­wi­cie­le ukra­ińskich władz oba­wia­li się po­dob­nych kon­se­kwen­cji oświad­cze­nia Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go o „mi­sji po­ko­jo­wej”. In­for­ma­to­rzy mó­wią, że Ka­czy­ńskie­go pro­szo­no, żeby od­stąpił od wy­gło­sze­nia swo­jej de­kla­ra­cji. Dla­cze­go nie po­słu­chał? Dla­cze­go do­pu­ścił, żeby Ukra­ińców stra­szo­no wi­zją pol­sko-ro­syj­skie­go roz­bio­ru?

Cóż, trze­ba też spy­tać, dla­cze­go trzy mie­si­ące pó­źniej w So­cha­cze­wie Ka­czy­ński po­dob­ną wi­zją ro­syj­sko-nie­miec­kie­go roz­bio­ru stra­szył Po­la­ków.

Kro­pel­ka jadu i wia­dro tru­ci­zny

Ja­ro­sław Ka­czy­ński sły­nie z szo­ku­jących wy­po­wie­dzi. Pol­skich zwo­len­ni­ków de­mo­kra­cji i pra­wo­rząd­no­ści po­rów­ny­wał do agen­tów Ge­sta­po (zbrod­ni­cza po­li­cja po­li­tycz­na hi­tle­row­skich Nie­miec). Czy mo­żna to jak­kol­wiek uspra­wie­dli­wić? Cy­nik po­wie, że po­li­ty­ka to jar­marcz­ny spek­takl – a w wy­da­niu Ka­czy­ńskie­go i in­nych po­pu­li­stów to osza­la­ły cyrk. Jed­nak po­li­ty­ka nie po­win­na być cyr­kiem. Tym bar­dziej wte­dy, gdy sto­imy przed gro­źbą woj­ny.

Przy­po­mnij­my cy­to­wa­ną na po­cząt­ku tej ksi­ążki wy­po­wie­dź Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go z So­cha­cze­wa: „Czy Niem­cy się chcą zbro­ić prze­ciw Ro­sji, czy prze­ciw nam, to ja nie wiem. Ale w ka­żdym ra­zie się zbro­ją”. Sło­wa te mo­żna uznać za bez­sen­sow­ną, ale drob­ną uszczy­pli­wo­ść. Za kro­pel­kę jadu, tru­jącą i cuch­nącą, któ­ra jed­nak wci­ąż po­zo­sta­je tyl­ko kro­pel­ką. De­kla­ra­cja ki­jow­ska to znacz­nie po­wa­żniej­sza spra­wa. Za­pa­mi­ęta­ła ją Ukra­ina, za­pa­mi­ęta­ły Za­chód i Ro­sja.

Mimo to so­cha­czew­ska kro­pel­ka jadu i wia­dro tru­ci­zny z Ki­jo­wa się uzu­pe­łnia­ją. Po­ka­zu­ją sto­su­nek Ka­czy­ńskie­go do woj­ny za na­szą wschod­nią gra­ni­cą, za­rów­no w ska­li ma­kro, jak i w ska­li mi­kro. Jak wi­dać, dla wo­dza PiS-u wal­ka z Krem­lem nie sta­no­wi prio­ry­te­tu. Prio­ry­te­tem jest wal­ka z Za­cho­dem. A to w oczy­wi­sty spo­sób słu­ży Mo­skwie. Stąd pro­sty wnio­sek: PiS-owskie de­kla­ra­cje wspó­łczu­cia i wspar­cia dla Ukra­iny nie ozna­cza­ją, że Ja­ro­sław Ka­czy­ński na­praw­dę chce jej po­móc.

W wy­po­wie­dzi z So­cha­cze­wa gro­źba roz­bio­ru Pol­ski po­brzmie­wa w spo­sób wy­ra­źny. W de­kla­ra­cji ki­jow­skiej ła­two mo­żna się do­szu­kać gro­źby roz­bio­ru Ukra­iny. Po co Ka­czy­ński roz­ta­cza przed słu­cha­cza­mi ta­kie wi­zje? Skąd bie­rze ta­kie po­my­sły?

War­to przy­po­mnieć, że Kreml w XX wie­ku za­sto­so­wał szcze­gól­ny i prze­wrot­ny „roz­bio­ro­wy prze­kła­da­niec”. W 1921 r. po­dzie­lił się Ukra­iną z Po­la­ka­mi. W 1939 r. po­dzie­lił się Pol­ską z Niem­ca­mi. W 1945 r. po­dzie­lił się Niem­ca­mi z Za­cho­dem. W Ro­sji do tej prak­ty­ki na­wi­ązy­wał ul­tra­na­cjo­na­li­sta Wła­di­mir Ży­ri­now­ski. Twier­dził, że Ro­sja po­win­na stra­szyć Ukra­ińców roz­mo­wa­mi z Pol­ską o Lwo­wie, a Pol­skę – roz­mo­wa­mi z Niem­ca­mi o Wro­cła­wiu. Zdu­mie­wa­jąco wspó­łbrz­mi to z so­cha­czew­ską wy­po­wie­dzią Ka­czy­ńskie­go i z po­kło­siem de­kla­ra­cji ki­jow­skiej.

Stra­teg wie­lu ma­sek

Wszyst­ko to każe do­kład­nie się przyj­rzeć Ja­ro­sła­wo­wi Ka­czy­ńskie­mu i prze­świe­tlić jego ży­cio­rys pod względem re­la­cji z so­wiec­kim oraz post­so­wiec­kim Wscho­dem. To ko­niecz­ne. A za­ra­zem nie­pro­ste – m.in. dla­te­go, że Ka­czy­ński przez lata kre­ował się na wro­ga Krem­la. Ale nie tyl­ko ten wi­ze­ru­nek może za­ciem­niać ob­raz i utrud­niać do­jście do praw­dy. Ja­ro­sław Ka­czy­ński ma wie­le twa­rzy na uży­tek ró­żnych grup od­bior­ców. Przy po­mo­cy do­rad­ców two­rzy so­bie ró­żne wi­ze­run­ki, po­chleb­ne i nie­po­chleb­ne. Uwa­ga: po­słu­gu­je się rów­nież tymi dru­gi­mi! Sam pod­su­wa prze­ciw­ni­kom swo­je ka­ry­ka­tu­ry, spe­cjal­nie spre­pa­ro­wa­ne i w du­żej mie­rze nie­praw­dzi­we. Po co? Po to, by mącić ad­wer­sa­rzom w gło­wach.

Ka­czy­ński praw­do­po­dob­nie cie­szy się z tego, że prze­ciw­ni­cy go zwal­cza­ją jako „nie­udol­ne­go star­sze­go pana bez kon­ta w ban­ku”. Nie chce, by zna­no jego praw­dzi­wą po­stać: sza­rą emi­nen­cję szem­ra­nych firm, któ­re ob­ra­ca­ją wie­lo­mi­lio­no­wy­mi kwo­ta­mi. Za­pew­ne cie­szył się też, gdy na­zy­wa­no go „osza­la­łym ru­so­fo­bem”. Od­wra­ca­ło to uwa­gę od jego po­wi­ązań z Ro­sją.

Aby wie­dzieć, kim jest Ja­ro­sław Ka­czy­ński i co nim kie­ru­je, mu­si­my za­po­mnieć o ma­skach i za­sło­nach dym­nych. „Nie­śmia­ły dyk­ta­tor”. „Ty­po­wo pol­ski za­zdro­śnik i in­try­gant”. „Nie­udacz­ny wódz nie­udacz­ni­ków”. „Zże­ra­ny po­dejrz­li­wo­ścią pa­ra­no­ik”. „Mści­ciel osza­la­ły z bólu po śmier­ci uko­cha­ne­go bra­ta”, „Wiecz­ny ża­łob­nik smo­le­ński”. To fa­łszy­we por­tre­ty Ka­czy­ńskie­go, któ­re me­dia wci­ąż po­wie­la­ją. Te por­tre­ty są ze sobą sprzecz­ne. Jed­nak pe­łnią po­dob­ną funk­cję: na ró­żne spo­so­by po­ma­ga­ją Ja­ro­sła­wo­wi Ka­czy­ńskie­mu. Dez­orien­tu­ją nas bo­wiem i od­ci­ąga­ją uwa­gę od tego, co na­praw­dę robi Ka­czy­ński. A to jest gor­sze od naj­gor­szej ka­ry­ka­tu­ry.

W tej ksi­ążce spró­bu­je­my do­trzeć do praw­dzi­we­go ob­ra­zu. Po­szu­ka­my tego, co skry­wa się za ma­ska­mi Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go. Zba­da­my fak­ty.

Za­nim za­głębi­my się w daw­niej­szą prze­szło­ść Ka­czy­ńskie­go, przyj­rzyj­my się naj­pierw temu, co zro­bił z Pol­ską w ci­ągu ostat­nie­go sied­mio­le­cia. Drze­wo po­zna­je się po owo­cach. Od nich za­cznie­my, za­nim zej­dzie­my do ko­rze­ni.

Wła­dza i wie­dza ab­so­lut­na

Lata 2015–2016. Ja­ro­sław Ka­czy­ński ra­zem ze swo­ją par­tią Pra­wo i Spra­wie­dli­wo­ść przej­mu­je wła­dzę. Wła­dzę, któ­ra ma być ab­so­lut­na. Tym ra­zem wódz PiS-u nie ukry­wa swo­ich ape­ty­tów. Wcze­śniej już raz rządził kra­jem, w la­tach 2005–2007, ale wte­dy się po­wstrzy­my­wał. Te­raz po­wstrzy­my­wać się nie będzie.

Ka­czy­ński za­czy­na od me­diów pu­blicz­nych. Nie chce w nich kry­tycz­nych re­cen­zen­tów. Chce en­tu­zja­stycz­nych i po­kor­nych chwal­ców. Ta­kich jak ci, któ­rzy wy­chwa­la­ją Wła­di­mi­ra Pu­ti­na w Ro­sji, Xi Jin­pin­ga w Chi­nach i Vik­to­ra Or­bána na Węgrzech. Dla­te­go sa­mo­dziel­nie my­ślący dzien­ni­ka­rze idą na bruk, a me­dia pu­blicz­ne prze­obra­ża­ją się w pro­pa­gan­do­wy ściek kłamstw i obelg. Wy­bor­cy i po­ten­cjal­ni wy­bor­cy par­tii rządzącej zo­sta­ją od­ci­ęci od rze­tel­nych in­for­ma­cji.

Lud ma wie­dzieć jak naj­mniej, rząd ma wie­dzieć wi­ęcej, niż mu wol­no. Wła­dza ab­so­lut­na wy­ma­ga wie­dzy ab­so­lut­nej. Rów­nież w la­tach 2015–2016 Ka­czy­ński i jego lu­dzie uzy­sku­ją pe­łny do­stęp do na­szych te­le­fo­nów i kom­pu­te­rów. No­we­li­za­cja pra­wa, na­zy­wa­na po­tocz­nie usta­wą in­wi­gi­la­cyj­ną, do­pusz­cza słu­żby spe­cjal­ne do se­kre­tów oby­wa­te­li. Słu­żby mogą elek­tro­nicz­nie po­bie­rać tre­ści z na­szych urządzeń po­przez łącza za­in­sta­lo­wa­ne u ope­ra­to­rów in­ter­ne­to­wych. Czy cho­dzi tyl­ko o te tre­ści, któ­re prze­sy­ła­my? Czy rów­nież o to, co ro­bi­my na na­szych urządze­niach i nie za­mie­rza­my tego ni­g­dzie prze­sy­łać? Usta­wa in­wi­gi­la­cyj­na za­wie­ra krucz­ki po­zwa­la­jące funk­cjo­na­riu­szom wła­my­wać się na kom­pu­te­ry, ser­we­ry i te­le­fo­ny.

W tym wy­pad­ku, po­dob­nie jak w wie­lu in­nych, Ja­ro­sław Ka­czy­ński na­śla­du­je roz­wi­ąza­nia wschod­nie. W pu­ti­now­skiej Ro­sji dzia­ła tzw. Sys­tem Środ­ków Ope­ra­cyj­no-Śled­czych. Zgod­nie z nim ope­ra­to­rzy te­le­fo­nicz­ni i in­ter­ne­to­wi mu­szą in­sta­lo­wać spe­cjal­ne łącza dla słu­żb. Dzi­ęki temu po­li­cja po­li­tycz­na ma ła­twy i sze­ro­ki wgląd w ży­cie pod­da­nych Pu­ti­na.

W na­stęp­nych la­tach Ka­czy­ński i jego słu­żby za­czy­na­ją ko­rzy­stać m.in. z izra­el­skie­go sys­te­mu Pe­ga­sus. Uży­wa­ją go, żeby bez­praw­nie śle­dzić opo­zy­cję. Kon­tro­lo­wa­ny przez Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go rząd ku­pił Pe­ga­su­sa za po­śred­nic­twem spó­łki Ma­tic. To fir­ma za­ło­żo­na przez oso­by zwi­ąza­ne z Mo­skwą i ko­mu­ni­stycz­ną Słu­żbę Bez­pie­cze­ństwa. W tym – przez Ewę Cha­bros-Chro­mi­ńską, in­for­ma­tycz­kę wy­wia­du PRL-u, któ­ra wy­je­cha­ła do Ro­sji po upad­ku ko­mu­ni­zmu. W 2015 r. spó­łka Ma­tic wspó­łpra­co­wa­ła z wło­ską fir­mą Hac­king Team, ob­słu­gu­jącą słu­żby spe­cjal­ne Krem­la.

Dla­cze­go o tym pi­szę? Nie tyl­ko dla­te­go, że dąże­nie do po­wszech­nej in­wi­gi­la­cji od­zwier­cie­dla cha­rak­ter Wła­di­mi­ra Pu­ti­na i Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go. Przede wszyst­kim dla­te­go, że spra­wa do­ty­czy ka­żde­go z nas. Ka­czy­ński i jego lu­dzie w po­go­ni za wszech­wła­dzą mogą prze­świe­tlić i prze­mie­lić do­wol­ne­go oby­wa­te­la.

Wi­ęk­szo­ść z nas się łu­dzi. Wi­ęk­szo­ść z nas my­śli: „Je­stem zbyt mały, je­stem zbyt nie­wa­żna, aby słu­żby Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go grze­ba­ły mi w kom­pu­te­rze”. To po­czu­cie bez­pie­cze­ństwa już nie­dłu­go może pry­snąć jak ba­ńka my­dla­na, gdy tyl­ko po­kłó­ci­my się z dziel­ni­co­wym ak­ty­wi­stą PiS-u. Gdy po­ska­rży­my się w urzędzie na fir­mę szwa­gra dzia­ła­cza PiS-u. Gdy wej­dzie­my w ja­ki­kol­wiek kon­flikt, cho­ćby mi­kro­sko­pij­ny, z re­żi­mem Ka­czy­ńskie­go. Wo­bec tzw. sza­rych lu­dzi re­żim wci­ąż bywa po­wści­ągli­wy. W tym sen­sie, że nie mści się na nich ma­so­wo. Re­żim Ka­czy­ńskie­go zbie­ra jed­nak na­sze dane na ogrom­ną ska­lę, wła­śnie ma­so­wą. Gdy ca­łkiem roz­bi­je nie­za­le­żne eli­ty, wte­dy za­cznie mia­żdżyć masy. Kto dąży do wła­dzy ab­so­lut­nej, ten się przed ni­czym nie za­trzy­ma.

Wódz zna na­ród jak nikt

Gdy mowa o po­wszech­nej in­wi­gi­la­cji, to mowa o ogrom­nym mo­rzu in­for­ma­cji.

Czy słu­żby Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go ło­wią w nim tyl­ko kom­pro­mi­tu­jące ma­te­ria­ły? Czy szu­ka­ją w nim cze­goś wi­ęcej?

Wie­le się mówi o „taj­nych son­da­żach”, za po­mo­cą któ­rych Pra­wo i Spra­wie­dli­wo­ść bada opi­nię pu­blicz­ną. Po­noć są nie­zwy­kle do­kład­ne. A może par­tia Ka­czy­ńskie­go do ta­kich ba­dań wy­ko­rzy­stu­je dane ści­ągni­ęte z na­szych kom­pu­te­rów i te­le­fo­nów? Prze­cież one wi­ęcej mó­wią o na­szych opi­niach i pre­fe­ren­cjach niż od­po­wie­dzi uzy­ska­ne w an­kie­tach. Na­wet naj­wi­ęk­sza prób­ka re­spon­den­tów to tyl­ko kro­pel­ka w po­rów­na­niu z oce­anem, do któ­re­go PiS ma do­stęp dzi­ęki „usta­wie in­wi­gi­la­cyj­nej”.

Rzecz ja­sna, do ana­li­zy tak gi­gan­tycz­ne­go ma­te­ria­łu po­trzeb­ne by­ły­by gi­gan­tycz­ne urządze­nia. Tak się jed­nak skła­da, że Ka­czy­ński je po­sia­da. Już na prze­ło­mie 2015 i 2016 r. rząd PiS-u spro­wa­dził do Pol­ski „ser­wer wiel­ki jak bu­dy­nek” – mó­wią in­for­ma­to­rzy. Do cze­go słu­ży ma­szy­na? Do po­głębio­ne­go ba­da­nia tre­ści for­mu­ło­wa­nych przez całą lud­no­ść Pol­ski w ko­mu­ni­ka­cji elek­tro­nicz­nej. Do wy­ła­py­wa­nia zdań i wy­ra­żeń, któ­re w ró­żnych kon­tek­stach mogą się oka­zać zna­czące.

War­to rów­nież wie­dzieć, że na­rzędzia śled­cze uzy­ska­ne przez Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go i jego lu­dzi tłu­ma­czą część jego za­ska­ku­jących suk­ce­sów. Pod­słu­chi­wa­nie wa­żnych dzia­ła­czy opo­zy­cji Krzysz­to­fa Brej­zy i Sła­wo­mi­ra No­wa­ka dało Ka­czy­ńskie­mu wgląd w dzia­łal­no­ść opo­zy­cyj­nych szta­bów wy­bor­czych – gdyż Brej­za i No­wak w nich pra­co­wa­li. Dzi­ęki temu Ja­ro­sław Ka­czy­ński wie­dział, co zro­bią jego prze­ciw­ni­cy. Dzi­ęki temu wy­prze­dzał ich ru­chy i za­sta­wiał na nich pu­łap­ki.

W za­chod­nim kra­ju ta­kie zła­ma­nie re­guł cy­wi­li­zo­wa­nej wal­ki po­li­tycz­nej zdys­kwa­li­fi­ko­wa­ło­by przy­wód­cę raz na za­wsze. Jed­nak w Pol­sce przyj­mo­wa­ne bywa ze wzru­sze­niem ra­mion. A na­wet z wes­tchnie­niem ulgi: „Ach, więc to tyl­ko o to cho­dzi w tej ca­łej in­wi­gi­la­cji. Po­li­ty­cy pod­kra­da­ją so­bie na­wza­jem se­kre­ty. Do­pó­ki oni zaj­mu­ją się sobą, sza­ry oby­wa­tel może spać spo­koj­nie”.

Nie­ste­ty, nie może. W Pol­sce in­wi­gi­la­cja jest po­wszech­na. A re­żim stwo­rzo­ny przez Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go chce cze­goś wi­ęcej niż tyl­ko wie­dzy o wszyst­kich. Chce wła­dzy nad wszyst­ki­mi. Wci­ąż jesz­cze sta­ra się nie wy­po­wia­dać woj­ny ogó­ło­wi „zwy­kłych lu­dzi”. Po­dob­nie jak przez pe­wien czas sta­rał się tego nie ro­bić re­żim Pu­ti­na w Ro­sji. Jed­nak w Ro­sji po­wści­ągli­wo­ść się sko­ńczy­ła. W Pol­sce też się sko­ńczy, je­śli re­żim Ka­czy­ńskie­go będzie trwać.

Wzo­rzec z im­por­tu

Czy in­wi­gi­la­cja sta­no­wi głów­ne źró­dło suk­ce­sów „wiel­kie­go stra­te­ga”? Bar­dzo w nich po­ma­ga, ale nie jest naj­wa­żniej­szym czyn­ni­kiem. Naj­wa­żniej­sze jest co in­ne­go. Otóż nie­mal wszyst­kie sku­tecz­ne po­su­ni­ęcia Ka­czy­ńskie­go to na­śla­dow­nic­two dzia­łań Krem­la. Po­dob­nie jak nie­mal wszyst­ko, co czy­ni Ka­czy­ński, jest ko­rzyst­ne dla Mo­skwy. Trud­no więc nie do­jść do wnio­sku, że ro­syj­ski dyk­ta­tor Wła­di­mir Pu­tin to punkt od­nie­sie­nia i wzo­rzec dla Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go. Wzo­rzec, bez któ­re­go Ka­czy­ński nie wie­dzia­łby, co ro­bić. A licz­ne do­wo­dy świad­czą, że Kreml do­star­cza Ka­czy­ńskie­mu nie tyl­ko in­spi­ra­cji, lecz ta­kże bar­dziej wy­mier­nej po­mo­cy.

W jaki spo­sób Ka­czy­ński do­sze­dł do wła­dzy w 2015 r.? Po­dob­nie jak Pu­tin w 2000 r. Obaj przy­wód­cy wy­ko­rzy­sta­li is­lam­ski stra­szak i nie­le­gal­ne na­gra­nia kom­pro­mi­tu­jące prze­ciw­ni­ków.

Jak to wy­gląda­ło? Wła­di­mir Pu­tin po­słał funk­cjo­na­riu­szy krem­low­skich słu­żb spe­cjal­nych FSB, aby pod­kła­da­li bom­by w ro­syj­skich do­mach miesz­kal­nych. Za­ma­chy te przy­pi­sy­wał mu­zu­łma­ńskim Cze­cze­nom. Rów­no­cze­śnie przed­sta­wiał sie­bie jako moc­ne­go czło­wie­ka, któ­ry uchro­ni Ro­sję przed „ter­ro­rem is­la­mu”... Ja­ro­sław Ka­czy­ński ogra­ni­czył się do dzia­łań wer­bal­nych. W 2015 r. stra­szył Po­la­ków, że mu­zu­łma­ńscy ucho­dźcy z Sy­rii nio­są ze sobą gro­źne za­raz­ki. „I ter­ro­ryzm!” – do­da­wa­li kla­kie­rzy Ka­czy­ńskie­go. Wśród nich wy­ró­żnił się PiS-owski ty­go­dnik „wSie­ci”. Re­dak­cja na okład­ce za­mie­ści­ła zdjęcie pro­za­chod­niej pre­mier Ewy Ko­pacz w stro­ju is­lam­skiej ter­ro­ryst­ki sa­mo­bój­czy­ni. Tyl­ko dla­te­go, że Ko­pacz nie była tak wro­ga ucho­dźcom, jak Ka­czy­ński.

Co do nie­le­gal­nych na­grań, to dzi­ęki nim Pu­tin w 1999 r. usu­nął ze swej dro­gi ge­ne­ral­ne­go pro­ku­ra­to­ra Ju­ri­ja Sku­ra­to­wa. Sku­ra­tow tro­pił ko­rup­cję i nie oszczędzał sa­me­go Pu­ti­na. W mar­cu 1999 r. pa­ństwo­wa te­le­wi­zja RTR wy­emi­to­wa­ła film na­gra­ny ukry­tą ka­me­rą. Film przed­sta­wiał ko­goś po­dob­ne­go do Sku­ra­to­wa, kto upra­wiał seks z dwie­ma ko­bie­ta­mi. Pro­ku­ra­tor oświad­czył, że to nie on. Na­zwał film ma­ni­pu­la­cją i fa­łszer­stwem. Mimo to zo­stał za­wie­szo­ny, po­tem zdy­mi­sjo­no­wa­ny. Usu­ni­ęcie Sku­ra­to­wa po­zwo­li­ło Pu­ti­no­wi wy­grać wy­bo­ry bez wi­ęk­szych trud­no­ści. W na­stęp­nych la­tach nie­raz eli­mi­no­wał prze­ciw­ni­ków po­li­tycz­nych przy po­mo­cy po­dob­nych ma­te­ria­łów. W 2016 r. taki los spo­tkał Mi­cha­iła Ka­sja­no­wa – by­łe­go pre­mie­ra, któ­ry zo­stał opo­zy­cjo­ni­stą.

Co do Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go, to ko­rzy­ść, jaką od­nió­sł z nie­le­gal­nych na­grań, jest po­wszech­nie zna­na. W 2014 r. cwa­niac­ko brzmi­ące roz­mo­wy pro­za­chod­nich po­li­ty­ków – na­gra­ne w war­szaw­skich re­stau­ra­cjach i opu­bli­ko­wa­ne przez me­dia – uto­ro­wa­ły Ka­czy­ńskie­mu dro­gę do zwy­ci­ęstwa wy­bor­cze­go.

W tym wy­pad­ku cho­dzi nie tyl­ko o po­do­bie­ństwo do Ro­sji, lecz ta­kże o po­wi­ąza­nie z Ro­sją. Za afe­rą ta­śmo­wą stał bo­wiem Kreml. Pol­scy po­li­ty­cy pro­za­chod­ni byli po­ta­jem­nie na­gry­wa­ni w kil­ku lo­ka­lach, przede wszyst­kim w:

• re­stau­ra­cji Le­mon­grass, za­ło­żo­nej przez An­drze­ja Ki­sie­li­ńskie­go, by­łe­go me­ne­dże­ra ro­syj­skie­go kon­cer­nu pa­li­wo­we­go Łu­ko­il;

• re­stau­ra­cji Sowa & Przy­ja­cie­le, za­ło­żo­nej przez me­ne­dże­rów de­we­lo­per­skiej Gru­py Ra­dius, któ­rej wspó­łza­ło­ży­ciel – mi­liar­der Ro­bert Szust­kow­ski – do­ro­bił się dzi­ęki krem­low­skim oli­gar­chom (a w la­tach 90. kie­ro­wał pol­ską fi­lią ro­syj­skie­go ma­fij­ne­go Mon­ta­żSpec­Ban­ku).

Kto ode­grał zna­czącą rolę w tej ope­ra­cji pod­słu­cho­wej? Im­por­ter ro­syj­skie­go węgla Ma­rek Fa­len­ta, któ­ry prze­ka­zał część na­grań kie­row­nic­twu PiS-u. W 2020 r. prze­słu­chi­wa­łem Fa­len­tę przed sądem cy­wil­nym w War­sza­wie. Wy­stępo­wał jako świa­dek, ja by­łem jed­ną ze stron. Pod­czas roz­pra­wy Ma­rek Fa­len­ta ze­znał, że dzia­ła pod prze­mo­żną pre­sją Ro­sjan, któ­rzy dali mu węgiel na kre­dyt i bez­względ­nie eg­ze­kwu­ją dług.

Za­py­ta­ny o swo­je zwi­ąz­ki z Ja­ro­sła­wem Ka­czy­ńskim, Fa­len­ta uchy­lił się od od­po­wie­dzi. Czym to uza­sad­nił? Tym, że na­ra­zi­łby się na od­po­wie­dzial­no­ść kar­ną, ha­ńbę lub wiel­ką stra­tę fi­nan­so­wą, gdy­by wy­ja­wił praw­dę o swo­ich zwi­ąz­kach z Ka­czy­ńskim.

Z in­for­ma­cji ujaw­nio­nych przez „Ga­ze­tę Wy­bor­czą” wie­my, że Ja­ro­sław Ka­czy­ński mu­siał wie­dzieć, skąd się wzi­ęły na­gra­nia Mar­ka Fa­len­ty. Mu­siał wie­dzieć, że to pre­zent od Ro­sjan. Ka­czy­ński ka­zał bo­wiem spraw­dzić Fa­len­tę swo­im zwo­len­ni­kom, któ­rzy słu­ży­li w Cen­tral­nym Biu­rze An­ty­ko­rup­cyj­nym[12] (nie­ste­ty, pro­za­chod­ni pre­mier Do­nald Tusk to­le­ro­wał w słu­żbach lu­dzi PiS-u). Pod­czas spraw­dza­nia Mar­ka Fa­len­ty PiS-owscy funk­cjo­na­riu­sze CBA mu­sie­li od­no­to­wać jego zwi­ąz­ki z Ro­sją. Na pew­no nie mo­gli prze­ga­pić węgla, któ­ry Fa­len­ta do­stał na kre­dyt od ro­syj­skiej fir­my KTK, po­wi­ąza­nej z krem­low­ski­mi dy­gni­ta­rza­mi i słu­żba­mi[13].

Pil­ny na­śla­dow­ca

Co Ja­ro­sław Ka­czy­ński robi z wła­dzą, któ­rą prze­jął na wzór Pu­ti­na i z po­mo­cą Pu­ti­na? Uży­wa jej, by dzia­łać na ko­rzy­ść Pu­ti­na.

Ka­czy­ński ata­ku­je Za­chód i roz­bi­ja jed­no­ść Unii Eu­ro­pej­skiej. Rów­no­cze­śnie zaś prze­kszta­łca pa­ństwo pol­skie na wzór pu­ti­now­skiej Ro­sji. Jak Wła­di­mir Pu­tin, tak Ja­ro­sław Ka­czy­ński wtar­gnął do kom­pu­te­rów i te­le­fo­nów oby­wa­te­li, gdy wpro­wa­dził po­wszech­ną in­wi­gi­la­cję. Tak jak Pu­tin, Ka­czy­ński ru­szył na pod­bój sądów i me­diów. Po­dob­nie jak Ro­sja­nie Ka­czy­ński za­czął li­kwi­da­cję nie­za­wi­słe­go sądow­nic­twa od Try­bu­na­łu Kon­sty­tu­cyj­ne­go. Iden­tycz­nie jak Pu­tin Ka­czy­ński za­stra­szał sądy przy po­mo­cy hej­te­rów, któ­rzy pu­bli­ko­wa­li bru­dy na te­mat pry­wat­ne­go ży­cia sędziów[14]. Tak samo jak Kreml Ka­czy­ński nie ogra­ni­czył się do wzi­ęcia pod but me­diów pu­blicz­nych. Na spo­sób Pu­ti­na Ka­czy­ński za­ata­ko­wał wiel­ką pry­wat­ną sta­cję te­le­wi­zyj­ną, któ­ra kry­ty­ko­wa­ła wo­dza i jego par­tię.

W tej ostat­niej spra­wie wi­dać dwie ró­żni­ce. Po pierw­sze, w Ro­sji sta­cja na­zy­wa­ła się NTV, w Pol­sce na­zy­wa się TVN. Po dru­gie, Pu­tin prze­jął NTV, a Ka­czy­ński TVN-u prze­jąć nie zdo­łał – przy­naj­mniej na ra­zie.

Poza tym po­do­bie­ństwa są ude­rza­jące. Za­rów­no Pu­tin, jak i Ka­czy­ński wy­ko­rzy­sta­li wiel­ki rządo­wy kon­cern pa­li­wo­wy, aby za­gar­niać nie­za­le­żne me­dia. W Ro­sji był to Gaz­prom, w Pol­sce jest to Or­len, któ­ry po­łk­nął kon­cern Pol­ska Press ra­zem z jego licz­ny­mi ty­tu­ła­mi i re­dak­cja­mi. Ope­ra­cję „pa­li­wo­we­go przej­mo­wa­nia me­diów” w obu kra­jach prze­pro­wa­dził dy­na­micz­ny i cy­nicz­ny me­ne­dżer, któ­ry re­kla­mo­wał się ha­słem „Wszyst­ko mogę!”. W na­szym kra­ju ode­grał tę rolę Da­niel Obaj­tek, a w Ro­sji był to Mi­cha­ił Le­sin, biz­ne­so­wo-pro­pa­gan­do­wy ge­niusz, któ­re­go za­wo­ła­nie bo­jo­we brzmia­ło: „Wsio mogu!”. Ja­ro­sław Ka­czy­ński z nie­zwy­kłym za­pa­łem pro­mo­wał swo­je­go Le­si­na, czy­li Obajt­ka. „Ma ogrom­ne mo­żli­wo­ści, nie­zwy­kłą de­ter­mi­na­cję i coś ta­kie­go, co daje Pan Bóg, a co trud­no zde­fi­nio­wać: aurę, któ­ra po­zwa­la mu lu­dzi mo­bi­li­zo­wać, jed­no­czyć wo­kół ja­kie­goś celu” – tak wódz PiS-u mó­wił o sze­fie Or­le­nu w roz­mo­wie z PiS-owską te­le­wi­zją in­ter­ne­to­wą wPol­sce.pl.

Mó­wi­ąc o po­do­bie­ństwach w dzia­ła­niach Pu­ti­na i Ka­czy­ńskie­go, nie spo­sób po­mi­nąć skraj­nie nie­bez­piecz­nej na­gon­ki na oso­by LGBT. Na­gon­ki roz­pęta­nej w spo­sób iden­tycz­ny naj­pierw przez lu­dzi Pu­ti­na w Ro­sji, po­tem przez lu­dzi Ka­czy­ńskie­go i Pu­ti­na w Pol­sce.

Jak prze­pro­wa­dzo­no tę kam­pa­nię? W la­tach 2006–2013 pu­ti­now­ski dzia­łacz Alek­sandr Czu­jew, de­pu­to­wa­ny do Dumy, za­czął krążyć po Ro­sji. Wzy­wał ko­lej­ne ro­syj­skie mia­sta, gmi­ny, ob­wo­dy: ogła­szaj­cie się stre­fa­mi wol­ny­mi od „pro­pa­gan­dy ho­mo­sek­su­ali­zmu”! Geje mogą znie­pra­wić wa­sze dzie­ci! Z ja­kim od­ze­wem spo­tkał się Czu­jew? Ro­sja­nie po­słu­cha­li de­pu­to­wa­ne­go. Za­częły po­wsta­wać lo­kal­ne „stre­fy wol­ne” – twier­dze ho­mo­fo­bii, an­ty­za­chod­nich prze­sądów, jaw­nej i ofi­cjal­nej nie­na­wi­ści. Jed­ną z tych twierdz stał się Pe­ters­burg, uko­cha­ne mia­sto Pu­ti­na. Wódz tyl­ko cze­kał, by roz­pętać an­ty­ge­jow­ską na­gon­kę w ca­łym kra­ju. Nie chciał bo­wiem wy­stępo­wać jako ini­cja­tor wszech­ro­syj­skie­go po­gro­mu ge­jów. Wo­lał prze­śla­do­wać ho­mo­sek­su­ali­stów jako do­bro­tli­wy wład­ca, któ­ry robi to w od­po­wie­dzi na „pro­śby ludu”. W 2013 r. do­bro­tli­wy wład­ca Pu­tin wpro­wa­dził za­kaz pu­blicz­ne­go oka­zy­wa­nia orien­ta­cji ho­mo­sek­su­al­nej. Krem­low­ska pro­pa­gan­da uza­sad­nia­ła to do­brem naj­młod­szych Ro­sjan. Wma­wia­ła od­bior­com, że wi­dok uści­sku lub po­ca­łun­ku jed­no­płcio­wej pary mó­głby „za­ra­zić” dzie­ci ho­mo­sek­su­ali­zmem... Czym za­owo­co­wa­ła cała ak­cja? Szo­ku­jącym wzro­stem agre­sji prze­ciw oso­bom LGBT. Rów­nież w 2013 r. trzej mężczy­źni z Wo­łgo­gra­du ode­rżnęli ge­ni­ta­lia pew­ne­mu ge­jo­wi, na­stęp­nie roz­łu­pa­li mu gło­wę ka­mie­niem[15]. Krót­ko po­tem zgi­nął Oleg Ser­diuk – wi­ce­szef lot­ni­ska na Kam­czat­ce i ho­mo­sek­su­ali­sta. Sąsie­dzi za­kłu­li go no­żem. Na­stęp­nie wsa­dzi­li zwło­ki do auta, któ­re pod­pa­li­li[16].

U nas ak­cja roz­po­częła się w 2019 r. Je­den z człon­ków sej­mo­wej dru­ży­ny Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go, po­seł PiS-u Ka­zi­mierz Smo­li­ński, za­czął krążyć po Pol­sce. Wzy­wał pol­skie gmi­ny i mia­sta, żeby ogło­si­ły się stre­fa­mi wol­ny­mi od „pro­mo­cji ide­olo­gii LGBT”... Po­dob­ne ak­cje po­dej­mo­wa­li inni pra­wi­co­wi dzia­ła­cze. Wspie­ra­ła ich słyn­na or­ga­ni­za­cja Ordo Iu­ris, wspó­łpra­cu­jąca z fun­da­men­ta­li­stycz­ny­mi mi­ędzy­na­ro­dów­ka­mi fi­nan­so­wa­ny­mi przez Kreml. Awan­tu­ra sku­tecz­nie roz­grza­ła tych wy­bor­ców Ka­czy­ńskie­go, któ­rzy wcze­śniej sta­wa­li się bier­ni lub let­ni w swym po­par­ciu dla wo­dza i jego re­żi­mu. Ko­lej­ne sa­mo­rządy lo­kal­ne przy­łącza­ły się do na­gon­ki. Stre­fy nie­na­wi­ści roz­le­wa­ły się po Pol­sce jak wy­syp­ka. Kam­pa­nię po­wstrzy­mał sprze­ciw unij­nych in­sty­tu­cji i part­ne­rów, któ­rzy ogła­sza­li wstrzy­ma­nie wspar­cia fi­nan­so­we­go dla an­ty­ge­jow­skich sa­mo­rządów. Nie­mniej po­plecz­ni­cy Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go ro­bi­li wszyst­ko, by na­gon­ka ogar­nęła cały kraj. W 2020 r. na­masz­czo­ny przez Ka­czy­ńskie­go pre­zy­dent An­drzej Duda usi­ło­wał ode­brać czło­wie­cze­ństwo oso­bom LGBT: „Pró­bu­je się nam wmó­wić, że to lu­dzie. A to jest po pro­stu ide­olo­gia!” – wo­łał pod­czas prze­mo­wy wy­bor­czej. Rok pó­źniej zo­stał dźgni­ęty no­żem w ple­cy ho­mo­sek­su­ali­sta, któ­ry spa­ce­ro­wał po War­sza­wie z part­ne­rem. Jak no­żow­nik uza­sad­nił swój atak? Po pu­ti­now­sku: „Nie trzy­maj­cie się za ręce, nie przy dzie­ciach!” – krzy­czał.

Rzecz ja­sna, trud­no by­ło­by po­zy­skać masy sa­mym stra­chem i nie­na­wi­ścią. Nie wy­star­czy pod­su­wać wro­gów, trze­ba też pod­su­wać ta­lerz. Masy po­trze­bu­ją jeść, dla­te­go Wła­di­mir Pu­tin obok pro­pa­gan­dy po­słu­żył się go­tów­ką. To samo zro­bił na­śla­dow­ca Pu­ti­na, Ja­ro­sław Ka­czy­ński. Obaj zdo­by­li sze­ro­kie po­par­cie dla swo­jej po­li­ty­ki, da­jąc pie­ni­ądze klu­czo­wym gru­pom wy­bor­ców. Ta kwe­stia jest przed­mio­tem ci­ągłych de­bat, w któ­rych po­li­ty­cy zmie­nia­ją się w mo­ra­li­stów i na od­wrót? Czy to źle, że Ka­czy­ński dał pol­skim ro­dzi­com 500 zł za­si­łku na ka­żde dziec­ko? Czy to źle, że Pu­tin na­kar­mił eme­ry­tów z ro­syj­skich wsi? Od­po­wie­dź jest pro­sta. Wła­di­mir Pu­tin za­słu­gi­wa­łby na po­mnik, gdy­by po na­pra­wie­niu so­cjal­nych za­nie­dbań wpro­wa­dził w Fe­de­ra­cji Ro­syj­skiej stan­dar­dy de­mo­kra­tycz­ne i prze­sze­dł na eme­ry­tu­rę. Jed­nak to, co mo­gło być le­kar­stwem na bie­dę i pa­li­wem dla go­spo­dar­ki, sta­ło się pry­mi­tyw­ną ła­pów­ką. Za­rów­no w Ro­sji, jak i w Pol­sce wład­ca ku­pił od oby­wa­te­li zgo­dę na bez­praw­ne zwi­ęk­sze­nie swej wła­dzy. Ty­ran za­le­pił mio­dem oczy pod­da­nych, aby nie wi­dzie­li, że są okra­da­ni z wol­no­ści. Ten miód spra­wił, że tak wie­lu Po­la­ków na­zy­wa­ło pu­ti­ni­za­cję Pol­ski „do­brą zmia­ną”.

Cóż, miód od ty­ra­na od­bi­ja się te­raz czkaw­ką, a może przy­nie­ść gor­sze do­le­gli­wo­ści. PiS-owska re­dy­stry­bu­cja pie­ni­ędzy, po­zba­wio­na prze­my­śla­nej stra­te­gii go­spo­dar­czo-spo­łecz­nej, w wiel­kim stop­niu przy­czy­ni­ła się do ga­lo­pu­jącej in­fla­cji.

Uwie­rzył, że ma Sy­be­rię?

Na po­mni­czek za­słu­ży­łby może i Ja­ro­sław Ka­czy­ński, gdy­by przy­zna­wał za­si­łki w spo­sób ra­cjo­nal­ny, a rów­no­cze­śnie po­wstrzy­mał się od nisz­cze­nia sądow­nic­twa, me­diów, wol­no­ści i rów­no­ści. Nie­ste­ty, Ka­czy­ński nie po­wstrzy­mał się od tego, gdyż za­czął podążać śla­dem Pu­ti­na.

Ja­ro­sław Ka­czy­ński prze­ga­pił je­den szcze­gół: Pol­ska nie ma ta­kich za­so­bów jak Ro­sja. Fe­de­ra­cja Ro­syj­ska po­sia­da ropę, węgiel, gaz, że­la­zo, zło­to, uran. Na tych zło­żach nie tyl­ko za­ra­bia bi­lio­ny do­la­rów. Może nimi rów­nież sza­cho­wać świat. Dla­te­go po­dej­mu­je za­cho­wa­nia ry­zy­kow­ne w go­spo­dar­czej po­li­ty­ce we­wnętrz­nej – i skraj­nie ry­zy­kow­ne w po­li­ty­ce ze­wnętrz­nej. Tym­cza­sem Pol­ska nie za­ra­bia bi­lio­nów do­la­rów na skar­bach swo­jej zie­mi. Nie może więc sza­stać pie­ni­ędz­mi jak Kreml. Jed­nak ta oko­licz­no­ść naj­wy­ra­źniej umy­ka Ja­ro­sła­wo­wi Ka­czy­ńskie­mu. Ka­czy­ński pro­wa­dzi nasz kraj do ru­iny, bo wie­rzy, że Pol­ska jest Ro­sją. Wie­rzy, że Pol­ską da się rządzić jak pu­ti­now­ską Ro­sją – i wie­rzy, że Pol­ska jak Ro­sja może prze­żyć bez przy­ja­źni z Za­cho­dem. Dla­te­go od­ci­na Pol­skę od na­sze­go je­dy­ne­go za­so­bu, któ­ry mo­żna po­rów­nać z ro­syj­ski­mi bo­gac­twa­mi. Mia­no­wi­cie od ko­rzy­ści go­spo­dar­czych, któ­re wy­ni­ka­ją z na­szej przy­na­le­żno­ści do Unii Eu­ro­pej­skiej. A na­wet od bez­po­śred­niej po­mo­cy fi­nan­so­wej, któ­ra prze­sta­je pły­nąć z Unii Eu­ro­pej­skiej do Pol­ski.

Unia bo­wiem wy­ka­zu­je co­raz mniej­szą go­to­wo­ść, by fi­nan­so­wać pa­ństwo Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go. Co­raz mniej chce za­si­lać swo­imi pie­ni­ędz­mi re­żim, któ­ry gwa­łci pra­wo­rząd­no­ść, prze­śla­du­je mniej­szo­ści i roz­bi­ja samą Unię – z oczy­wi­stą ko­rzy­ścią dla Krem­la, gdyż po­li­ty­ka Ka­czy­ńskie­go rów­nież na are­nie mi­ędzy­na­ro­do­wej słu­ży in­te­re­som Mo­skwy. Przede wszyst­kim rząd PiS-u osten­ta­cyj­nie od­ma­wia sto­so­wa­nia się do re­guł UE. Sta­no­wi to za­chętę dla in­nych wro­gów Unii dzia­ła­jących w jej wnętrzu – jak wspo­mnia­ni Mat­teo Sa­lvi­ni i Ma­ri­ne Le Pen, so­jusz­ni­cy Pu­ti­na i so­jusz­ni­cy Ka­czy­ńskie­go. Do tego sa­bo­ta­żu PiS do­kła­da dzia­ła­nia pro­pa­gan­do­we. PiS-owskie me­dia prze­ści­ga­ją się w kam­pa­niach nie­na­wi­ści wo­bec Bruk­se­li i Ber­li­na. Do­daj­my, że po do­jściu Ka­czy­ńskie­go do wła­dzy pro­pa­gan­dzi­ści PiS-u nie­mal ca­łko­wi­cie zre­zy­gno­wa­li z an­ty­ro­syj­skiej re­to­ry­ki. Za­stąpi­li ją re­to­ry­ką an­ty­ukra­ińską i an­ty­za­chod­nią. Wy­jątek zro­bio­no dla pro­krem­low­skie­go pre­zy­den­ta USA, Do­nal­da Trum­pa. PiS po­pie­ra­ło Trum­pa na­wet po ame­ry­ka­ńskich wy­bo­rach pre­zy­denc­kich z 2020 r., gdy stra­cił wła­dzę w ha­ńbi­ących oko­licz­no­ściach (nie chciał się po­go­dzić z po­ra­żką, gło­sił teo­rie o „sfa­łszo­wa­niu wy­bo­rów” i pchnął tłum fa­na­ty­ków na sie­dzi­bę Kon­gre­su Sta­nów Zjed­no­czo­nych). Lu­dzie Ka­czy­ńskie­go uda­wa­li, że wie­rzą w opo­wie­ść o sfa­łszo­wa­nych wy­bo­rach w Ame­ry­ce. Pre­zy­dent RP An­drzej Duda – zna­ny z że­nu­jących ho­łdów skła­da­nych Trum­po­wi – osten­ta­cyj­nie oci­ągał się z uzna­niem no­we­go zwy­ci­ęz­cy, Joe Bi­de­na. W Bia­łym Domu zo­sta­ło to za­uwa­żo­ne. Bi­den wpraw­dzie spo­tkał się z Dudą, gdy po in­wa­zji Krem­la na Ukra­inę przy­je­chał do Pol­ski. Nie spo­tkał się za to z Ja­ro­sła­wem Ka­czy­ńskim. „Ge­nial­ne­go stra­te­ga” nie było na­wet na dzie­dzi­ńcu Zam­ku Kró­lew­skie­go w War­sza­wie, gdzie pre­zy­dent Bi­den prze­ma­wiał do pol­skich elit. Naj­wy­ra­źniej Ame­ry­ka­nie wie­dzą, kto od­po­wia­da za hołd Dudy przed Trum­pem. Jak rów­nież za prze­ra­bia­nie Pol­ski w ko­pię pu­ti­now­skiej Ro­sji.

Czy Ka­czy­ński osza­lał? Czy dąży do wła­snej klęski? Do­świad­cze­nie uczy, że w sza­le­ństwach Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go zwy­kle jest me­to­da. Wła­dzę po­mó­gł mu zdo­być Kreml. Czy przy­ja­cie­le Krem­la po­mo­gą Ka­czy­ńskie­mu ją utrzy­mać? Od po­nad roku licz­ne źró­dła do­no­szą, że PiS in­ten­syw­nie za­bie­ga o bi­lio­no­wą po­życz­kę w Pe­ki­nie. Z do­nie­sień me­diów wy­ni­ka, że Chi­ny za­częły fi­nan­so­wać re­żim Ka­czy­ńskie­go za po­mo­cą kre­dy­tów, któ­rych udzie­la­ją pol­skim spó­łkom Skar­bu Pa­ństwa[17]. Chi­ny zaś są głów­nym wro­giem USA i naj­wa­żniej­szym so­jusz­ni­kiem Ro­sji.

Uza­le­żnie­nie fi­nan­so­we od Pe­ki­nu de­fi­ni­tyw­nie prze­su­nęło­by Pol­skę na Wschód. War­to do­dać, że Chi­ńczy­cy naj­pew­niej ob­wa­ro­wa­li swo­ją „po­moc” wy­śru­bo­wa­ny­mi, li­chwiar­ski­mi wa­run­ka­mi. Dla nich to in­we­sty­cja ry­zy­kow­na, w tej chwi­li bar­dziej po­li­tycz­na niż go­spo­dar­cza. Pol­ski i eu­ro­pej­ski ry­nek sta­ły się bo­wiem mniej atrak­cyj­ne dla Chin ze względu na an­ty­chi­ńskie re­gu­la­cje UE. Dla­te­go kre­dy­ty od Chi­ńczy­ków mogą nas sło­no kosz­to­wać – za­rów­no pod względem fi­nan­so­wym, jak i po­li­tycz­nym.

Sy­pi­ąc łu­pież w oczy

Kogo więc mamy na my­śli, gdy mó­wi­my o Ja­ro­sła­wie Ka­czy­ńskim? To ktoś, kto chce być jak Wła­di­mir Pu­tin. Ktoś, kto przyj­mu­je po­moc Pu­ti­na i wier­nie re­ali­zu­je jego po­my­sły.

Gdy jed­nak pa­trzy­my na Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go, to wi­dzi­my ko­goś zu­pe­łnie in­ne­go niż Wła­di­mir Pu­tin. Mam na my­śli nie tyl­ko to, że Ka­czy­ński po­słu­gi­wał się an­ty­ro­syj­ską re­to­ry­ką, a na­wet od­gry­wał ofia­rę rze­ko­me­go ro­syj­skie­go za­ma­chu, wcie­la­jąc się nie­mal w zma­rłe­go bra­ta bli­źnia­ka. Mam na my­śli to, że wi­ze­ru­nek Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go kra­ńco­wo się ró­żni od wi­ze­run­ku Wła­di­mi­ra Pu­ti­na.

Ro­syj­ski dyk­ta­tor przez lata che­łpił się swo­ją siłą i spraw­no­ścią fi­zycz­ną w spo­sób wręcz eks­hi­bi­cjo­ni­stycz­ny. Pu­tin to cwa­niak, któ­ry po­zu­je na spor­tow­ca z na­gim tor­sem, ban­dy­tę, sil­ne­go czło­wie­ka. Czy na­praw­dę jest tak sil­ny, mo­żna po­wąt­pie­wać. Na pew­no jest bez­względ­ny. Trud­no wąt­pić, że nie­szczęśli­we dzie­ci­ństwo i mło­do­ść w słu­żbach spe­cjal­nych wzmo­gły w nim ce­chy psy­cho­pa­tycz­ne – ta­kie jak skraj­na nie­czu­ło­ść i brak skru­pu­łów. Na­uczył się wte­dy, że musi prężyć mu­sku­ły i de­mon­stro­wać moc pi­ęści. „Na uli­cy wy­gry­wa ten, kto ude­rzy pierw­szy” – tak brzmi jego ulu­bio­ne ha­sło.

Jak to się sta­ło, że na pu­ti­now­ską ście­żkę wkro­czył ktoś, kto wy­gląda jak prze­ci­wie­ństwo Pu­ti­na? Prze­cież Ka­czy­ński to roz­piesz­czo­ny przez mat­kę sa­lo­no­wy chło­piec, któ­ry za mło­du spędzał całe dnie z no­sem w ksi­ążce. „Noc­ny ma­rek”, któ­ry wo­la­łby umrzeć niż ze­rwać się o szó­stej rano na gim­na­sty­kę. Ka­na­po­wy do­ma­tor i śle­dzien­nik, któ­ry nie­ustan­nie oka­zu­je zbrzy­dze­nie świa­tem. Ni­g­dy nie­prak­ty­ku­jący praw­nik, któ­ry mam­ro­cze trud­ne sło­wa ta­kie jak „im­po­sy­bi­lizm”. Nie­ele­ganc­ko ubra­ny, nie­raz wręcz nie­chluj­ny, ale za­wsze szczel­nie za­pi­ęty pan z brzusz­kiem.

Mu­si­my jed­nak pa­mi­ętać, że Ja­ro­sław Ka­czy­ński, któ­re­go zna­my, to pro­dukt kre­acji i au­to­kre­acji. To on z po­mo­cą so­jusz­ni­ków i wspó­łpra­cow­ni­ków two­rzy swo­je wi­ze­run­ki. Tak samo, jak robi to Pu­tin.

Ro­sja­nie chcą, żeby car był po­tężny, bo­ga­ty i sil­ny. Chcą, żeby za­bi­jał po­two­ry ni­czym le­gen­dar­ny Ilja Mu­ro­miec ze śre­dnio­wiecz­nych po­ema­tów lu­do­wych. Pu­tin na swój spo­sób spe­łnia te ocze­ki­wa­nia. Po­la­cy chcą, żeby król był od­wa­żny i skrom­ny za­ra­zem, a ta­kże za­tro­ska­ny. Chcą, żeby oba­lał pysz­nych ma­gna­tów siłą nie pi­ęści, nie oręża, tyl­ko kró­lew­skie­go sło­wa. Na ile może, Ka­czy­ński za­spo­ka­ja to za­po­trze­bo­wa­nie.

Oczy­wi­ście, do­bra kre­acja musi za­wie­rać w so­bie ele­ment praw­dy. Ja­ro­sław Ka­czy­ński fak­tycz­nie jest sła­bo­wi­tym in­te­li­gen­tem. Nie by­łby w sta­nie uda­wać krzep­kie­go ro­bot­ni­ka lub rol­ni­ka. Gdy raz po­wie­dział, że lubi di­sco polo, to nikt mu nie uwie­rzył (na­wet ci, co lu­bią Ka­czy­ńskie­go i di­sco polo).

Za­tem rola, któ­rą Ja­ro­sław Ka­czy­ński za­zwy­czaj od­gry­wa, ma dla nie­go same za­le­ty.

Po pierw­sze, od­po­wia­da na po­trze­by emo­cjo­nal­ne mi­lio­nów Po­la­ków. Po dru­gie, Ka­czy­ńskie­mu ła­two ją od­gry­wać, gdyż nie musi zbyt dużo uda­wać. Po trze­cie, ta rola bar­dzo sku­tecz­nie przy­kry­wa am­bi­cję, prze­my­śl­no­ść i agre­syw­no­ść Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go. Wy­gląd nie­za­mo­żne­go eme­ry­to­wa­ne­go urzęd­ni­ka po­ma­ga mu grać skrom­ne­go i bez­in­te­re­sow­ne­go słu­gę na­ro­du. Ka­czy­ński nie prze­ma­wia do zwo­len­ni­ków z mar­mu­ro­we­go bal­ko­nu ani z pre­zy­dium wy­ście­ła­ne­go ak­sa­mi­tem. Woli wy­na­jęte sale, przy­wo­dzące na myśl aka­de­mią szkol­ną. Przez lata uży­wał tan­det­nej bla­sza­nej dra­bin­ki, na któ­rą się wdra­py­wał pod­czas tzw. mie­si­ęcz­nic smo­le­ńskich. Przed­sta­wiał się wte­dy tłu­mo­wi jako męczen­nik i sie­ro­ta po śmier­ci bra­ta przy­pi­sy­wa­nej mgła­wi­co­wym spi­skom.

Ta skrom­no­ść na po­kaz często się prze­ra­dza w za­nie­dba­nie, wręcz ab­ne­ga­cję. Prze­ciw­ni­cy śmie­ją się z roz­dep­ta­nych bu­tów i łu­pie­żu na płasz­czu Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go. Nie po­win­ni. Łu­pież to naj­lep­szy ad­wo­kat Ka­czy­ńskie­go. Łu­pież mówi wy­bor­com PiS-u, że Ka­czy­ński to czło­wiek bar­dzo za­pra­co­wa­ny i gor­li­wy w słu­żbie dla Pol­ski. Tak za­pra­co­wa­ny, że nie ma cza­su, by po­my­śleć o wy­bo­rze od­po­wied­nie­go szam­po­nu. To płaszcz po­sy­pa­ny łu­pie­żem i sta­re roz­dep­ta­ne buty obro­ni­ły Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go w jed­nym z naj­trud­niej­szych mo­men­tów. Wte­dy, gdy „Ga­ze­ta Wy­bor­cza” ujaw­ni­ła, że wódz PiS-u to re­kin biz­ne­su, ci­chy szef spó­łki Srebr­na, któ­ra bu­du­je wie­żow­ce w War­sza­wie (tzw. dwie wie­że Ka­czy­ńskie­go)[18].

Pu­bli­ka­cje „Ga­ze­ty Wy­bor­czej” otwo­rzy­ły oczy nie­któ­rym prze­ciw­ni­kom Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go, któ­rzy do­tąd wy­śmie­wa­li go za do­mnie­ma­ną nie­udol­no­ść ży­cio­wą i rze­ko­mą nie­zna­jo­mo­ść biz­ne­su. Nie­któ­rzy z nich zro­zu­mie­li, że Ja­ro­sław Ka­czy­ński, któ­re­go zna­ją, to tyl­ko rola. Rola w znacz­nej mie­rze fa­łszy­wa, choć świet­nie gra­na. Jed­nak zwo­len­ni­cy Ka­czy­ńskie­go oczu nie otwo­rzy­li. A na­wet je­śli je otwo­rzy­li, to i tak zo­ba­czy­li tyl­ko to, co chcie­li zo­ba­czyć. Ob­raz star­sze­go, za­nie­dba­ne­go pana w sta­rych bu­tach i brud­nym płasz­czu zbyt moc­no wrył im się w pa­mi­ęć, żeby praw­da mo­gła go za­trzeć. Zbyt moc­no po­ko­cha­li tego pana, któ­ry dba nie o sie­bie, lecz o Pol­skę. „Co po­wiesz na to, że Ja­ro­sław Ka­czy­ński bu­du­je dwa wie­żow­ce w War­sza­wie?” – ta­kie py­ta­nie Mar­cin Ce­li­ński za­dał pew­ne­mu wy­bor­cy PiS-u z Lu­bli­na. „Ale on dla nas wszyst­kich to bu­du­je, prze­cież nie dla sie­bie” – usły­szał w od­po­wie­dzi.

Nie­ustan­nie od­gry­wa­na rola w ko­ńcu za­czy­na się mścić na tym, kto ją od­gry­wa. In­ten­syw­ne ży­cie, któ­re pro­wa­dził Ka­czy­ński, naj­wy­ra­źniej nad­wy­ręży­ło jego siły. Ma 73 lata. Nie­kie­dy jed­nak za­cho­wu­je się tak, jak­by miał 83 albo 93. Czło­wiek, któ­ry wcie­lał się w za­nie­dba­ne­go star­sze­go pana, stał się za­nie­dba­nym star­szym pa­nem. Zwo­len­ni­cy się roz­czu­la­ją, prze­ciw­ni­cy szy­dzą. Jed­nak ci, co pa­mi­ęta­ją afe­rę spó­łki Srebr­na, py­ta­ją: „Czy tym ra­zem to na­praw­dę? A może to tyl­ko ko­lej­na ma­ska­ra­da? Może nas zwo­dzi, aby­śmy uwie­rzy­li, że już jest nie­gro­źny?”. Po­wtó­rzę: do­bra kre­acja musi za­wie­rać w so­bie ele­ment praw­dy. Do­bry ak­tor umie wy­ko­rzy­stać po­cząt­ki znie­do­łężnie­nia, aby przej­mu­jąco je ode­grać. Ja­ro­sław Ka­czy­ński gra do ko­ńca. Za­pew­ne chcia­łby dla od­mia­ny za­grać ko­goś sil­niej­sze­go fi­zycz­nie – szcze­gól­nie te­raz, gdy osła­bł na­praw­dę. Trzy­ma się jed­nak tej roli, któ­ra naj­bar­dziej mu pa­su­je, naj­le­piej mu wy­cho­dzi i naj­wi­ęcej mu daje.

Skąd się wzi­ął ten nie­zwy­kły ta­lent ak­tor­sko-dyk­ta­tor­ski? Co za­pro­wa­dzi­ło pol­skie­go in­te­li­gen­ta Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go na ście­żkę po­dob­ną do tej, któ­rą od daw­na kro­czy ro­syj­ski zbrod­niarz Wła­di­mir Pu­tin? Kto Ka­czy­ńskie­go na nią wpro­wa­dził? Kto po­ma­ga mu kro­czyć tym szla­kiem?

Od­po­wie­dź – na dal­szych stro­nach tej ksi­ążki.

2

Dzie­ci­ństwo i mło­do­ść wo­dza

Jaro­sław Ka­czy­ński przy­sze­dł na świat pierw­szy. O czter­dzie­ści mi­nut wy­prze­dził swe­go bra­ta bli­źnia­ka, Le­cha.

Gdzie i kie­dy to się sta­ło? 18 czerw­ca 1949 r. na war­szaw­skim Żo­li­bo­rzu, przy uli­cy Su­zi­na. W dwu­po­ko­jo­wym miesz­ka­niu, wpraw­dzie bez ła­zien­ki, ale za to z kuch­nią. Dziś na­zwa­li­by­śmy je klit­ką, ale wte­dy sta­no­wi­ło luk­sus. W ów­cze­snej sto­li­cy, któ­ra sta­no­wi­ła mo­rze ruin, zglisz­czy, oka­le­czo­nych resz­tek do­mów.

Man­ka­men­tem za­pew­ne było to, że miesz­ka­nie na­le­ża­ło do ro­dzi­ców mat­ki Ka­czy­ńskie­go. Czuj­ny wzrok star­szy­zny mógł utrud­niać ży­cie ma­łżon­kom z dwój­ką nie­mow­ląt. Jed­nak rok pó­źniej mło­dy oj­ciec Raj­mund Ka­czy­ński zdo­był dla ro­dzi­ny jesz­cze lep­szy lo­kal przy uli­cy Le­opol­da Lisa-Kuli na war­szaw­skim Żo­li­bo­rzu. Krót­ko po­tem ko­mu­ni­ści prze­mia­no­wa­li uli­cę na Po­chy­łą, ale po upad­ku PRL-u przy­wró­co­no jej pier­wot­ną na­zwę.

Ka­czy­ński se­nior, po­dob­nie jak pierw­szy z jego sy­nów bli­źnia­ków, był za­rad­ny, eks­pan­syw­ny i sku­tecz­ny. Chcia­ło­by się po­wie­dzieć, że w jego oso­bie am­bi­cja po­chy­la­ła się nad ko­ły­ską Ja­ro­sła­wa. Jed­nak oj­ciec nie­wie­le cza­su po­świ­ęcał wy­cho­wy­wa­niu sy­nów. Raj­mund Ka­czy­ński ro­bił ka­rie­rę w ko­mu­ni­stycz­nej Pol­sce jako in­ży­nier, za­ra­biał pie­ni­ądze i spędzał całe dnie w pra­cy. Zna­jo­mi twier­dzą, że flir­to­wał też z ko­bie­ta­mi.

W la­tach 1947–1987 z prze­rwa­mi Ka­czy­ński se­nior pra­co­wał na Po­li­tech­ni­ce War­szaw­skiej. W 1958 r. zdo­był pe­łny etat na Wy­dzia­le In­ży­nie­rii Sa­ni­tar­nej PW.

Co mó­wią akta Raj­mun­da Ka­czy­ńskie­go do­stęp­ne w In­sty­tu­cie Pa­mi­ęci Na­ro­do­wej? Nie na­le­żał do ko­mu­ni­stycz­nej par­tii rządzącej PZPR. Mimo to cie­szył się za­ufa­niem władz Pol­skiej Rzecz­po­spo­li­tej Lu­do­wej – za­rów­no w cza­sach sta­li­now­skich, jak i pó­źniej.

IPN prze­cho­wu­je tecz­kę pasz­por­to­wą Ka­czy­ńskie­go se­nio­ra, za­wie­ra­jącą do­ku­men­ta­cję jego pod­ró­ży[19]. Z niej oraz z in­nych źró­deł wie­my, że Raj­mund Ka­czy­ński był wy­pusz­cza­ny za gra­ni­cę. A na­wet na Za­chód, co prze­wa­żnie sta­no­wi­ło przy­wi­lej udzie­la­ny za­ufa­nym pod­da­nym re­żi­mu. Kto wy­da­wał pasz­por­ty i po­zwo­le­nia na wy­jaz­dy za­gra­nicz­ne? Ko­mu­ni­stycz­na Słu­żba Bez­pie­cze­ństwa (SB), któ­ra pe­łni­ła funk­cję po­li­cji po­li­tycz­nej, wy­wia­du i kontr­wy­wia­du. Wo­bec Ka­czy­ńskie­go se­nio­ra SB po­dej­mo­wa­ła de­cy­zje po­zy­tyw­ne. Raj­mund Ka­czy­ński w 1962 r. od­wie­dził Niem­cy Za­chod­nie, w 1965 i 1966 r. po­je­chał do An­glii, a w la­tach 1965 i 1968–1969 – do Li­bii. W 1977 r. udał się do Zwi­ąz­ku So­wiec­kie­go na kon­fe­ren­cję na­uko­wą w bia­ło­ru­skim Mi­ńsku.

Za­ufa­nie, któ­rym wła­dze da­rzy­ły Ka­czy­ńskie­go se­nio­ra, mu­sia­ło być duże z jesz­cze jed­ne­go po­wo­du. Otóż Raj­mund Ka­czy­ński jako in­ży­nier pro­jek­to­wał in­sta­la­cje sa­ni­tar­ne w bu­dyn­ku war­szaw­skiej am­ba­sa­dy USA. Re­żim PRL-u trak­to­wał am­ba­sa­dę jak głów­ny przy­czó­łek wro­ga na swo­im te­ry­to­rium. Za­pew­ne chciał wie­dzieć wszyst­ko o ka­żdym po­ko­ju, piw­ni­cy, ce­gle i ru­rze. Jesz­cze kil­ka lat temu ob­szer­na tecz­ka do­ty­cząca bu­do­wy am­ba­sa­dy ame­ry­ka­ńskiej była do­stęp­na w In­sty­tu­cie Pa­mi­ęci Na­ro­do­wej. Pó­źniej ta­jem­ni­czo znik­nęła z ar­chi­wum cy­fro­we­go IPN-u. Być może dla­te­go, że wy­mie­nio­no w niej Raj­mun­da Ka­czy­ńskie­go. Będę wdzi­ęcz­ny ka­żde­mu ba­da­czo­wi, któ­ry tra­fi na ślad tecz­ki i da mi znać.

Do­cie­ka­nia Ja­nu­sza Pa­li­ko­ta

To, że Ka­czy­ński se­nior do­brze żył z ko­mu­ni­sta­mi, rów­nież w cza­sach sta­li­now­skich, po upad­ku PRL-u wzbu­dza­ło wąt­pli­wo­ści u nie­jed­ne­go. Prze­cież Raj­mund Ka­czy­ński pod­czas woj­ny słu­żył w pod­ziem­nej nie­ko­mu­ni­stycz­nej Ar­mii Kra­jo­wej. A sta­li­now­cy uwa­ża­li AK za or­ga­ni­za­cję fa­szy­stow­ską. Okrut­nie prze­śla­do­wa­li AK-owców, czy­li jej żo­łnie­rzy.

Kil­ka­na­ście lat temu po­li­tyk skan­da­li­sta Ja­nusz Pa­li­kot po­dzie­lił się z in­ter­nau­ta­mi ta­ki­mi wąt­pli­wo­ścia­mi co do ka­rie­ry Ka­czy­ńskie­go se­nio­ra: „Tuż po woj­nie żo­łnie­rzy AK roz­strze­li­wa­no, osa­dza­no w wi­ęzie­niach, sa­dza­no na no­gach od sto­łka, tor­tu­ro­wa­no, w naj­lep­szym ra­zie wy­klu­cza­no z ży­cia spo­łecz­ne­go. Tym­cza­sem Raj­mund Ka­czy­ński, żo­łnierz AK, tuż po woj­nie, do­sta­je od sta­li­now­skiej wła­dzy wy­pa­sio­ny apar­ta­ment na Żo­li­bo­rzu, jak na tam­te cza­sy rzecz poza za­si­ęgiem zwy­kłe­go oby­wa­te­la, na­wet sza­re­go człon­ka PZPR [...]. Żo­łnierz AK, mąż sa­ni­ta­riusz­ki AK, do­sta­je po­sa­dę wy­kła­dow­cy na Po­li­tech­ni­ce War­szaw­skiej i obo­je żyją so­bie z jed­nej pen­sji jak pącz­ki w ma­śle. W tym cza­sie, gdy w Pol­sce rządzi Bie­rut, a wła­ści­wie Sta­lin rządzi Bie­ru­tem, po­sa­da dla akow­ca na uczel­ni brzmi jak po­nu­ry żart, jed­nak rzecz mia­ła miej­sce”[20].

W 2009 r. Pa­li­kot za­czął też ba­dać do­mnie­ma­ne po­wi­ąza­nia ro­dzin­ne Ka­czy­ńskich. Wy­sto­so­wał wte­dy list do pra­cow­ni­ków In­sty­tu­tu Pa­mi­ęci Na­ro­do­wej, któ­rym też się po­chwa­lił na blo­gu. „Bądźcie od­wa­żni! – ape­lu­ję [...], pro­sząc ich w wy­sła­nym wczo­raj li­ście o zba­da­nie po­kre­wie­ństwa Le­cha i Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskich oraz ich ojca Raj­mun­da z Wil­hel­mem Świ­ąt­kow­skim, pre­ze­sem Naj­wy­ższe­go Sądu Woj­sko­we­go w cza­sach sta­li­ni­zmu, ofi­ce­rem śled­czym Ar­mii Czer­wo­nej”[21]. 

Wia­do­mo­ść o rze­ko­mym po­kre­wie­ństwie Ka­czy­ńskie­go ze sta­li­now­skim sędzią Świ­ąt­kow­skim zo­sta­ła wie­lo­krot­nie zde­men­to­wa­na. Naj­pierw przez ge­ne­alo­ga Mar­ka Mi­na­kow­skie­go, po­tem przez fact-chec­kin­go­wy por­tal De­ma­gog.org[22].

Pa­li­kot się za­ga­lo­po­wał. Nie trze­ba szu­kać ro­dzi­ny na sta­li­now­skich szczy­tach wła­dzy, żeby wy­ja­śnić przy­pa­dek Raj­mun­da Ka­czy­ńskie­go. Spra­wa jest znacz­nie prost­sza.

Otóż sta­li­now­cy dzie­li­li AK-owców na dwie ka­te­go­rie, na lep­szy i gor­szy sort. Gor­szy sort to ci, któ­rych trze­ba za­bić lub uwi­ęzić. Lep­szy sort to ci, któ­rych mo­żna oswo­ić i „udo­mo­wić”. Na­wra­ca­nie „AK-owców lep­sze­go sor­tu” na ko­mu­nizm pa­sjo­no­wa­ło sta­li­now­ców na­wet bar­dziej niż uni­ce­stwia­nie i dręcze­nie „AK-owców gor­sze­go sor­tu”. Rzecz ja­sna, AK-owiec to był stu­pro­cen­to­wy wróg. To przed­wo­jen­ny pra­wi­co­wiec, cen­tro­wiec lub – o zgro­zo – de­mo­kra­tycz­ny so­cja­li­sta (ko­mu­ni­ści naj­za­cie­klej zwal­cza­li le­wi­co­wą kon­ku­ren­cję). Śmie­rć ta­kie­go wro­ga da­wa­ła ogrom­ną ra­do­ść. Jed­nak na­wró­ce­nie przy­no­si­ło jesz­cze wi­ęk­szą sa­tys­fak­cję. Wróg stu­pro­cen­to­wy, gdy zo­stał na­wró­co­ny stu­pro­cen­to­wo, sta­no­wił żywy do­wód słusz­no­ści i po­tęgi ide­olo­gii ko­mu­ni­stycz­nej.

Dla­te­go też nie­któ­rych AK-owców ho­łu­bio­no i na­wró­co­no. Gro­no AK-owskich in­te­li­gen­tów wto­pi­ło się we frak­cję mło­dych i naj­bar­dziej fa­na­tycz­nych in­te­lek­tu­ali­stów sta­li­now­skich, pro­tek­cjo­nal­nie na­zy­wa­nych „prysz­cza­ty­mi” (prysz­cze uwa­ża­no za ozna­kę mło­de­go wie­ku). Jed­nak na­wró­ce­nie nie za­wsze było trwa­łe. Część „prysz­cza­tych” AK-owców w 1956 r. lub krót­ko po­tem od­wró­ci­ła się od ko­mu­ni­zmu. Do tej gru­py na­le­że­li pi­sa­rze Ta­de­usz Kon­wic­ki i Alek­san­der Ści­bor-Ryl­ski (au­tor po­wie­ści Pie­rścio­nek z ko­ńskie­go wło­sia, na któ­rej pod­sta­wie An­drzej Waj­da na­kręcił film Pie­rścio­nek z orłem w ko­ro­nie).

Le­ga­li­za­cja, czy­li do­nos

Co spra­wia­ło, że ko­goś uzna­wa­no za „AK-owca lep­sze­go sor­tu”, któ­re­go mo­żna na­wró­cić?

W nie­mal wszyst­kich przy­pad­kach nie­zbęd­nym wa­run­kiem była tzw. le­ga­li­za­cja. Co to sło­wo ozna­cza­ło wów­czas? Cho­dzi­ło o zgło­sze­nie się do ko­mu­ni­stycz­nych władz po­łączo­ne ze zło­że­niem do­no­su na sie­bie i ko­le­gów. Kto się zgło­sił i do­nió­sł, ten mógł li­czyć na ła­skę sta­li­now­skie­go re­żi­mu. Mógł, choć oczy­wi­ście nie mu­siał.

Kie­dy przed AK-owcem po­ja­wia­ła się szan­sa na za­le­ga­li­zo­wa­nie swe­go ist­nie­nia? Wte­dy, gdy ko­mu­ni­ści ogła­sza­li amne­stię dla człon­ków an­ty­ko­mu­ni­stycz­ne­go i nie­ko­mu­ni­stycz­ne­go pod­zie­mia. Zro­bi­li to w 1945 i 1947 r. Przy czym o praw­dzi­wej szan­sie mo­żna mó­wić w wy­pad­ku tej dru­giej amne­stii. Pierw­sza sta­no­wi­ła przede wszyst­kim pry­mi­tyw­ną pu­łap­kę. A wła­dze nie do ko­ńca umia­ły to ukryć. Dla­te­go też pu­łap­ka nie­zbyt się uda­ła. Wie­lu AK-owców krót­ko po zgło­sze­niu zo­sta­ło aresz­to­wa­nych. Zbyt wie­lu, żeby ich ko­le­dzy tego nie za­uwa­ży­li. AK-owcy wra­ca­li więc do la­sów, by na nowo pod­jąć par­ty­zanc­ką wal­kę z ko­mu­ni­zmem.

Dwa lata pó­źniej ko­mu­ni­ści po­wtó­rzy­li ma­newr. Tym ra­zem po­szło im le­piej: dzie­si­ąt­ki ty­si­ęcy osób zgło­si­ło się do władz, by za­le­ga­li­zo­wać swój byt. Skąd ten suk­ces? Być może stąd, że w 1947 r. rza­dziej aresz­to­wa­no, częściej wer­bo­wa­no. Jak rów­nież dla­te­go, że po dwóch la­tach bez­na­dziej­nej wal­ki z re­żi­mem le­śni bo­jow­ni­cy stra­ci­li wia­rę i mo­ra­le. Bo­ha­te­ro­wie prze­obra­ża­li się w wa­ta­żków, ban­dy­tów i wiecz­nych zbie­gów. Tym­cza­sem ko­mu­ni­ści ku­si­li mo­żli­wo­ścią spo­koj­niej­sze­go ży­cia i bu­do­wy no­we­go ładu...

Jak po­da­je IPN, w wy­ni­ku amne­stii z 1947 r. „z pod­zie­mia wy­szło 53 517 osób. Na­to­miast z 23 257 osób prze­trzy­my­wa­nych w wi­ęzie­niach i aresz­tach część wy­szła na wol­no­ść, a część uzy­ska­ła zmniej­sze­nie wy­mia­ru wy­ro­ku. Łącz­nie amne­stia ob­jęła 76 574 oso­by – człon­ków or­ga­ni­za­cji pod­ziem­nych i od­dzia­łów par­ty­zanc­kich oraz de­zer­te­rów [...], ujaw­ni­ło się [...] ok. 60 proc. człon­ków pod­zie­mia na­ro­do­we­go. Wy­da­ne przed amne­stią in­struk­cje kła­dły na­cisk na skru­pu­lat­ne pro­wa­dze­nie do­ku­men­ta­cji. Sta­jący przed ko­mi­sja­mi kon­spi­ra­to­rzy zo­sta­li zo­bo­wi­ąza­ni do opi­sa­nia swo­jej dzia­łal­no­ści, prze­bie­gu słu­żby, po­da­nia na­zwisk osób, z któ­ry­mi się kon­tak­to­wa­li, ze szcze­gól­nym uwzględ­nie­niem ka­dry do­wód­czej. Dzi­ęki temu apa­rat bez­pie­cze­ństwa dys­po­no­wał ol­brzy­mią ilo­ścią in­for­ma­cji, nie­zwy­kle cen­nych dla pra­cy ope­ra­cyj­nej. Były one pó­źniej wy­ko­rzy­sty­wa­ne za­rów­no do in­fil­tra­cji osób ujaw­nio­nych, jak też do zwal­cza­nia grup po­zo­sta­jących w pod­zie­miu”[23].

Aby sko­rzy­stać z amne­stii, na­le­ża­ło się „wy­spo­wia­dać” przed funk­cjo­na­riu­sza­mi Urzędu Bez­pie­cze­ństwa (UB, bru­tal­na i to­ta­li­tar­na po­li­cja po­li­tycz­na cza­sów sta­li­now­skich, po­przed­nicz­ka Słu­żby Bez­pie­cze­ństwa). To oczy­wi­ście nie za­pew­nia­ło „roz­grze­sze­nia”. Nie­raz AK-owiec mu­siał się bar­dziej „po­sta­rać”. Wie­lu z „za­le­ga­li­zo­wa­nych” AK-owców zo­sta­wa­ło sta­ły­mi kon­fi­den­ta­mi UB. Ci, co tego unik­nęli, żyli w nie­pew­no­ści. Bali się nie tyl­ko UB, ale też sta­rych to­wa­rzy­szy bro­ni. Wia­do­mo było, że część z nich do­no­si.

We­se­la hucz­ne i ci­che

Nic nie wie­my o tym, jak wy­gląda­ła ewen­tu­al­na „le­ga­li­za­cja” Raj­mun­da Ka­czy­ńskie­go. Być może wska­zów­ką jest pe­wien in­cy­dent z 1947 r. In­cy­dent in­try­gu­jący, acz­kol­wiek nie­jed­no­znacz­ny i opi­sy­wa­ny zdaw­ko­wo. Po tym in­cy­den­cie mi­ędzy Ka­czy­ńskim se­nio­rem a ko­le­ga­mi z AK po­ja­wił się dy­stans. Dy­stans, któ­re­go nie prze­ła­ma­ło na­wet we­se­le.

Zo­bacz­my, jak to przed­sta­wia Mi­chał Krzy­mow­ski, któ­ry roz­ma­wiał z AK-owski­mi ko­le­ga­mi Raj­mun­da Ka­czy­ńskie­go: „W ksi­ęgach pa­ra­fial­nych żo­li­bor­skie­go ko­ścio­ła Sta­ni­sła­wa Kost­ki za­pi­sa­no, że Ja­dwi­ga Ja­sie­wicz i Raj­mund Ka­czy­ński przy­jęli sa­kra­ment ma­łże­ństwa 15 sierp­nia 1948 roku, czy­li 17 mie­si­ęcy po balu na Oczki, z któ­re­go w ar­chi­wach nie­ste­ty nie za­cho­wa­ły się żad­ne zdjęcia.

Fo­to­gra­fii ze ślu­bu Ka­czy­ńscy też ni­g­dy nie po­ka­za­li pu­blicz­nie. Udzie­la­jąc wy­wia­du do ksi­ążki O dwóch ta­kich...[24] Ja­ro­sław i Lech po­zwo­li­li dzien­ni­ka­rzom ze­ska­no­wać ro­dzin­ny al­bum, ale zdjęć z ko­ścio­ła Sta­ni­sła­wa Kost­ki w nim nie było. Ślub w ogó­le był ci­chy i tro­chę dziw­ny, bo nie za­pro­szo­no ni­ko­go z po­wsta­ńczych przy­ja­ciół pana mło­de­go. I to po­mi­mo tego, że Raj­mund Ka­czy­ński rok wcze­śniej był jesz­cze na ślu­bie ko­le­gi z «Basz­ty» [jed­nost­ka AK – T.P.] Jana Pio­trow­skie­go pseu­do­nim «Tur». – Po­pły­nęło tam mo­rze wód­ki, wy­wi­ąza­ła się ja­kaś scy­sja i wzy­wa­no mi­li­cję [Mi­li­cja Oby­wa­tel­ska, MO, ko­mu­ni­stycz­ny od­po­wied­nik po­li­cji – T.P.]. O tym, że nie­dłu­go po­tem Raj­mund też się oże­nił, do­wie­dzia­łam się po fak­cie. Ża­den z na­szych ko­le­gów z pu­łku nie był na jego ślu­bie – wspo­mi­na Ha­li­na Wo­łło­wicz. Fie­dler mówi to samo: – Nie znam ni­ko­go, kto by tam był. Nie wiem na­wet, kogo Irka [pseu­do­nim Raj­mun­da w AK – T.P.] wzi­ął na świad­ka”.

Co za­tem się sta­ło w 1947 r.? Spró­buj­my to so­bie wy­obra­zić. AK-owcy to lu­dzie, któ­rym w sta­li­now­skiej Pol­sce wol­no mniej niż in­nym. A jed­nak ba­wią się na we­se­lu tak hucz­nie, że do­cho­dzi do bój­ki i in­ter­we­niu­je mi­li­cja. Czy ktoś zo­stał aresz­to­wa­ny? Co na to Urząd Bez­pie­cze­ństwa? Po im­pre­zie Raj­mund Ka­czy­ński nie chce mieć do czy­nie­nia z ko­le­ga­mi – albo ko­le­dzy nie chcą mieć do czy­nie­nia z nim. Czy­żby po­dej­rze­wa­li, że to on spro­wa­dził mi­li­cję? A może to Raj­mund awan­tu­ro­wał się naj­bar­dziej, więc ko­le­gów zdzi­wi­ła ła­god­no­ść władz wo­bec nie­go? Czy jed­nak było od­wrot­nie: to Ka­czy­ński se­nior zdu­miał się ła­god­nym po­trak­to­wa­niem ko­le­gów przez mi­li­cję i za­czął ich po­dej­rze­wać o wspó­łpra­cę z UB?

Oczy­wi­ście, mo­gło też cho­dzić o skłon­no­ść do nad­uży­wa­nia al­ko­ho­lu. Być może sta­no­wi­ło to przy­pa­dło­ść Ka­czy­ńskie­go se­nio­ra i ko­le­dzy mie­li dość za­baw z jego udzia­łem. Względ­nie to ko­le­dzy nad­uży­wa­li al­ko­ho­lu i Ka­czy­ński se­nior nie chciał ich na swo­im we­se­lu. Trze­ba jed­nak pa­mi­ętać, że w tam­tej epo­ce eks­ce­sy al­ko­ho­lo­we to­le­ro­wa­no znacz­nie bar­dziej niż dziś.

Je­ste­śmy tu zda­ni na do­my­sły. W ar­chi­wum cy­fro­wym IPN-u na­zwi­sko Raj­mun­da Ka­czy­ńskie­go nie fi­gu­ru­je na li­stach kon­fi­den­tów. Czy to od­po­wia­da na wszyst­kie py­ta­nia? Nie, po­nie­waż wiel­ka część akt Urzędu Bez­pie­cze­ństwa zo­sta­ła znisz­czo­na w la­tach 60. Nie zna­my więc od­po­wie­dzi na py­ta­nie, czy Ka­czy­ński se­nior do­no­sił. Brak do­wo­dów każe go uznać za nie­win­ne­go.

Ina­czej brzmi od­po­wie­dź na py­ta­nie, czy Raj­mund Ka­czy­ński do­nió­sł. Al­bo­wiem przy­naj­mniej raz mu­siał do­nie­ść na sie­bie i ko­le­gów. Mia­no­wi­cie wte­dy, gdy się za­le­ga­li­zo­wał. A za­le­ga­li­zo­wać się mu­siał. Przy­pusz­cze­nie, że zdo­ła­łby unik­nął tego upo­ko­rze­nia, jest ca­łko­wi­cie nie­praw­do­po­dob­ne. Ka­czy­ński se­nior mó­głby się nie le­ga­li­zo­wać tyl­ko wte­dy, gdy­by uda­ło mu się ukryć swo­je zwi­ąz­ki z AK. Ale jak mó­głby je ukryć, sko­ro w 1947 r. ba­lo­wał z AK-owca­mi? I to na im­pre­zie od­no­to­wa­nej przez mi­li­cję?

Za­tem Raj­mund Ka­czy­ński naj­pew­niej „wy­spo­wia­dał” się ube­kom, czy­li funk­cjo­na­riu­szom UB. I zro­bił to tak, że ci uzna­li go za „AK-owca lep­sze­go sor­tu”, któ­ry ro­ku­je na­dzie­je na przy­szło­ść. Świad­czy o tym brak aresz­to­wa­nia i atrak­cyj­ne miesz­ka­nie. Jak rów­nież za­trud­nie­nie na Po­li­tech­ni­ce War­szaw­skiej, gdzie Ka­czy­ński se­nior za­czął pra­co­wać w 1947 r. Aku­rat w roku amne­stii, gdy ko­mu­ni­ści dzie­li­li AK-owców na gor­szy i lep­szy sort.

Tak Raj­mund Ka­czy­ński roz­po­czął ka­rie­rę, któ­ra pó­źniej przy­nio­sła mu ko­lej­ne przy­wi­le­je, włącz­nie z pasz­por­to­wy­mi.

Męsko­ść i mi­ęk­ko­ść

Mi­chał Krzy­mow­ski pi­sze, że Ka­czy­ński se­nior w ży­ciu ro­dzin­nym sze­dł na licz­ne, choć nie­chęt­ne ustęp­stwa wo­bec żony Ja­dwi­gi. Ro­bił to rów­nież w spra­wach do­ty­czących dzie­ci. Dru­gie­go z bli­źnia­ków po­zwo­lił na­zwać imie­niem Le­cha, by­łe­go na­rze­czo­ne­go Ja­dwi­gi Ka­czy­ńskiej. Czy ta ule­gło­ść bra­ła się z po­czu­cia winy wo­bec ko­bie­ty, któ­rą tak często zo­sta­wiał samą? Czy ze zwy­kłej po­trze­by spo­ko­ju? Na­wet naj­bar­dziej prze­bo­jo­wy zdo­byw­ca woli w domu od­po­czy­wać za­miast to­czyć ko­lej­ne bi­twy.

Spo­ko­ju jed­nak nie było. Raj­mun­da dra­żni­ło to, że Ja­dwi­ga roz­piesz­cza sy­nów. Dra­żni­ło go to, że chłop­cy zbyt mało cza­su spędza­ją na po­dwór­ku. Uwa­żał, że ro­sną na ma­min­syn­ków, na mi­ęk­kich, znie­wie­ścia­łych mądra­li. Nie sprze­ci­wiał się czyn­nie, ale na­rze­kał. Szcze­gól­nie nie po­do­ba­ło mu się to, na kogo wy­ra­sta Ja­ro­sław. Syn to czuł i wzbie­ra­ła w nim ura­za do ojca.

O co do­kład­nie cho­dzi­ło w tym kon­flik­cie? Okre­śle­nia ta­kie jak „mi­ęk­ki” i „znie­wie­ścia­ły” w la­tach 50. i 60. słu­ży­ły do alu­zyj­ne­go wska­zy­wa­nia ho­mo­sek­su­ali­zmu. Te­mat sta­no­wił tabu, nie­raz więc po­słu­gi­wa­no się alu­zja­mi i po­mó­wie­nia­mi. Wie­rzo­no też, że chło­piec sta­je się ge­jem, gdy jest roz­piesz­czo­ny, gdy zbyt bli­sko zwi­ąże się z mat­ką i zo­ba­czy w niej wzo­rzec, gdy brak mu męskie­go wy­cho­wa­nia i bó­jek z ko­le­ga­mi na po­dwór­ku... Dla­te­go licz­ni prze­ciw­ni­cy Ka­czy­ńskie­go spe­ku­lu­ją na te­mat nie­za­do­wo­le­nia ojca z syna. Po­wra­ca py­ta­nie: czy Raj­mund Ka­czy­ński bał się, że jego star­szy syn bli­źniak jest ho­mo­sek­su­ali­stą?

Ja jed­nak tego py­ta­nia nie po­sta­wię. Nie po­win­ny nas in­te­re­so­wać roz­ter­ki ojca do­ty­czące sek­su­al­no­ści syna. Nie­wie­le wi­ęcej po­win­na nas też zaj­mo­wać sek­su­al­no­ść Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go. Ka­żdy oby­wa­tel, w tym ta­kże ka­żdy po­li­tyk, ma pra­wo cie­szyć się swo­ją orien­ta­cją sek­su­al­ną i prze­ży­wać ją, jak chce. Pu­blicz­nie lub dys­kret­nie, za­le­żnie od tego, co so­bie wy­brał.

Rzecz ja­sna, w przy­pad­ku Ka­czy­ńskie­go po­ja­wia się po­ku­sa, żeby pi­ęt­no­wać go jako do­mnie­ma­ne­go geja hi­po­kry­tę. Prze­cież Ka­czy­ński nie­raz oka­zy­wał po­gar­dę i wro­go­ść wo­bec osób LGBT. A przede wszyst­kim prze­wo­dzi ul­tra­kon­ser­wa­tyw­nej i an­ty­ge­jow­skiej for­ma­cji po­li­tycz­nej, któ­ra spro­wa­dzi­ła do Pol­ski krem­low­ską na­gon­kę na ho­mo­sek­su­ali­stów. Gdy­by więc Ka­czy­ński był ge­jem, mo­żna by­ło­by wy­tknąć mu nie­kon­se­kwen­cję i obłu­dę...

By­ło­by mo­żna – ale czy na­le­ża­ło­by to zro­bić? Pa­mi­ętaj­my, że nie­je­den gej stał się ho­mo­fo­bem, a na­wet siew­cą ho­mo­fo­bii pod pre­sją an­ty­ge­jow­skich prze­sądów he­te­ro­sek­su­al­nej mniej­szo­ści. Gej ho­mo­fob jest nie tyl­ko opraw­cą, lecz ta­kże ofia­rą. Trud­no więc roz­strzy­gać, czy i jak na­le­ży ta­kie przy­pad­ki pi­ęt­no­wać. Rzecz ja­sna, w przy­pad­ku Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go mo­żna po­dej­rze­wać, że pro­pa­gu­je ho­mo­fo­bię w wy­ni­ku zim­nej kal­ku­la­cji. Wie, że jego wy­bor­cy lu­bią na­gon­kę, więc pod­su­wa im wy­god­ny przed­miot nie­na­wi­ści... Je­śli jed­nak Ka­czy­ński sam jest ge­jem, to kal­ku­la­cja może tu się mie­szać z bo­le­sny­mi ura­za­mi. A ta­kże z prze­mo­żną po­trze­bą od­re­ago­wa­nia wła­sne­go cier­pie­nia, cho­ćby po­przez prze­rzu­ca­nie tego cier­pie­nia na in­nych ge­jów.

Dla­te­go zo­sta­wi­łbym w spo­ko­ju do­mnie­ma­ną hi­po­kry­zję sek­su­al­ną Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go. Spra­wa mo­gła­by nas za­in­te­re­so­wać tyl­ko w jed­nym wy­pad­ku. Wte­dy, gdy­by ktoś szan­ta­żo­wał Ka­czy­ńskie­go upu­blicz­nie­niem praw­dzi­wych lub fa­łszy­wych ma­te­ria­łów do­ty­czących jego orien­ta­cji sek­su­al­nej. Wie­my, że po­ja­wia­ły się pu­bli­ka­cje brzmi­ące jak wstęp­ny etap ta­kie­go szan­ta­żu, za­po­wie­dź de­ma­ska­cji. Prze­wa­żnie jed­nak były to pu­bli­ka­cje ano­ni­mo­we, bar­dziej wy­gląda­jące na dez­in­for­ma­cję niż na in­for­ma­cję. Wi­ęcej mó­wią o grach wo­kół Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go niż o sa­mym Ka­czy­ńskim. Dla­te­go zaj­mę się nimi w dal­szej części ksi­ążki.

Dzie­cię czy­ste od na­le­cia­ło­ści

Wró­ćmy do Raj­mun­da Ka­czy­ńskie­go i jego dez­apro­ba­ty dla „mi­ęk­ko­ści” nie­let­nie­go Jar­ka. Naj­praw­do­po­dob­niej Ka­czy­ński se­nior był za­zdro­sny o sy­nów. Ło­żył na ich utrzy­ma­nie, a miał zni­ko­my wpływ na to, jak ro­sną. Tym bo­wiem zaj­mo­wa­ła się żona. Ona ich roz­piesz­cza­ła, on zaś na­rze­kał na to roz­piesz­cza­nie i je wy­ol­brzy­miał, by wzi­ąć od­wet na ma­łżon­ce.

Jak wi­dać, mamy do czy­nie­nia z mo­de­lem ro­dzi­ny dość po­wszech­nym w Pol­sce. Nasi psy­cho­lo­go­wie i psy­cho­te­ra­peu­ci aż za do­brze zna­ją sche­mat „na­do­pie­ku­ńcza mat­ka – nie­obec­ny oj­ciec”. Chcia­ło­by się po­wie­dzieć, że Ja­ro­sław Ka­czy­ński otrzy­mał praw­dzi­wie pol­skie wy­cho­wa­nie. Chcia­ło­by się tak po­wie­dzieć, gdy­by nie to, że zwo­len­ni­cy Ka­czy­ńskie­go „praw­dzi­wie pol­skim wy­cho­wa­niem” na­zy­wa­ją zwy­kle coś in­ne­go. Mia­no­wi­cie pa­triar­chal­ny sys­tem wy­cho­waw­czy, w któ­rym oj­ciec cie­szy się pe­łnią wła­dzy. Mat­ka zaś wy­stępu­je w roli bła­gal­ni­cy, któ­ra pro­si sro­gie­go ojca o ła­skę dla dzie­ci.

Cóż, ta­kie­go „praw­dzi­wie pol­skie­go wy­cho­wa­nia” Ja­ro­sław Ka­czy­ński naj­wy­ra­źniej nie za­znał. Ale to nie­je­dy­ny zgrzyt mi­ędzy rze­czy­wi­sto­ścią a wy­obra­że­nia­mi zwo­len­ni­ków Ka­czy­ńskie­go.

Tym­cza­sem Ja­ro­sław Ka­czy­ński po­zu­je na ko­goś, kto wzró­sł tyl­ko i wy­łącz­nie z pol­skiej zie­mi. Na ko­goś, kto wy­cho­wy­wał się z dala od ob­cych wpły­wów i żywi od­ru­cho­wy wstręt do wszel­kiej cu­dzo­ziemsz­czy­zny... Na ten wi­ze­ru­nek na­bie­ra­ją się nie tyl­ko wy­znaw­cy Ka­czy­ńskie­go. Na­bie­ra­ją się rów­nież jego wro­go­wie, gdy pró­bu­ją z nie­go drwić. Krąży le­gen­da, ja­ko­by Ka­czy­ński raz tyl­ko w ży­ciu po­je­chał za gra­ni­cę, mia­no­wi­cie do Ber­li­na. Jed­nak po wy­jściu na pe­ron miał na­tych­miast cof­nąć się do po­ci­ągu i wró­cić do War­sza­wy. Od­krył bo­wiem, że na dwor­cu wszy­scy mó­wią po nie­miec­ku! Obcy zaś język ra­nił czy­sto pol­skie uszy pa­trio­ty...

To oczy­wi­ście baśń stwo­rzo­na nie­ko­niecz­nie przez wro­gów Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go. Ko­rzyst­na dla nie­go, gdyż w oczach wy­znaw­ców robi z nie­go kwin­te­sen­cję pol­sko­ści. A nas po­py­cha, by lek­ce­wa­żyć nie­bez­piecz­ne­go prze­ciw­ni­ka jako rze­ko­me­go igno­ran­ta.

Baśń nie ma nic wspól­ne­go z rze­czy­wi­sto­ścią. Ja­ro­sław Ka­czy­ński po raz pierw­szy wy­je­chał za gra­ni­cę już w 1967 r. Do­kąd? Do Zwi­ąz­ku So­wiec­kie­go, o czym wi­ęcej po­wiem na na­stęp­nych stro­nach tej ksi­ążki. W pó­źniej­szym ży­ciu od­wie­dzał ró­żne kra­je. Mimo że in­ten­syw­nie dzia­łał w opo­zy­cji, w la­tach 80. ko­mu­ni­ści po­zwo­li­li mu wy­je­chać do Wied­nia. Dziś mówi, że zro­zu­miał wte­dy prze­pa­ść kul­tu­ro­wą dzie­lącą rze­ko­mo cno­tli­wą Pol­skę od roz­pa­sa­nej Eu­ro­py Za­chod­niej. Twier­dzi też, ja­ko­by ten wy­jazd do Wied­nia od­był się do­pie­ro w 1989 r.[25] Za­tem wte­dy, gdy es­be­cy sta­li się mniej nie­życz­li­wi dla opo­zy­cjo­ni­stów i częściej po­zwa­la­li im je­ździć na Za­chód. Jed­nak w 2016 r. Ka­czy­ński po­dał zu­pe­łnie inną datę wie­de­ńskiej pod­ró­ży, mia­no­wi­cie rok 1984. Zro­bił to w spo­sób wy­klu­cza­jący przy­pad­ko­wą po­my­łkę w da­cie. Od­nió­sł się bo­wiem do śmier­ci ksi­ędza Je­rze­go Po­pie­łusz­ki, za­bi­te­go przez es­be­ków w pa­ździer­ni­ku 1984 r. W ksi­ążce Po­ro­zu­mie­nie prze­ciw mo­no­wła­dzy na­pi­sał: „Ksi­ądz Po­pie­łusz­ko [...] zo­stał za­mor­do­wa­ny [...]. Mo­ment zbrod­ni za­stał mnie da­le­ko, bo w Wied­niu [...], z mamą po­je­cha­łem na za­pro­sze­nie bra­ta cio­tecz­ne­go”[26]. Cho­dzi więc o okres, w któ­rym opo­zy­cjo­ni­ście znacz­nie trud­niej było do­stać pasz­port! Jak się prze­ko­na­my w dal­szej części ksi­ążki, akta IPN-u po­twier­dza­ją, że do wy­jaz­du do­szło w 1984 r. 

A już w pierw­szej po­ło­wie lat 90. Ka­czy­ński stał się obie­ży­świa­tem. By­wał w An­glii, od­wie­dził po­now­nie Wie­deń, wpa­dł do Gre­cji. W Niem­czech roz­ma­wiał z kanc­le­rzem Hel­mu­tem Koh­lem, we Wło­szech – z ma­fij­nym pre­mie­rem Giu­lio An­dre­ot­tim. Wy­brał się ta­kże do ogar­ni­ętej woj­ną Bo­śni. Po­tem przy­szły inne pod­ró­że za­gra­nicz­ne, włącz­nie z ci­chy­mi wy­pa­da­mi do Nie­miec w nie­daw­nych la­tach. Ja­ro­sław Ka­czy­ński spo­ty­kał się tam po­ta­jem­nie z kanc­ler­ką An­ge­lą Mer­kel. Acz­kol­wiek nie do ko­ńca wia­do­mo po co. Jed­no z mo­ich źró­deł twier­dzi, że pod­czas tych spo­tkań kanc­ler­ka Mer­kel dużo mó­wi­ła, po­seł Ka­czy­ński prze­wa­żnie mil­czał. Może chciał się do­wie­dzieć jak naj­wi­ęcej, zdra­dza­jąc jak naj­mniej?

Tak samo nie jest praw­dą, że Ja­ro­sła­wa Ka­czy­ńskie­go wy­cho­wa­no w izo­la­cji od wszel­kiej cu­dzo­ziemsz­czy­zny. Wie­lo­języcz­na mat­ka, zna­jąca m.in. nie­miec­ki[27], zro­bi­ła wszyst­ko, by sy­no­wie zdo­by­li na­rzędzia do po­zna­wa­nia sze­ro­kie­go świa­ta. Po­słu­chaj­my, co mówi ko­le­ga Ka­czy­ńskie­go z lat dzie­ci­ństwa i mło­do­ści, Woj­ciech Her­me­li­ński (sędzia Try­bu­na­łu Kon­sty­tu­cyj­ne­go w sta­nie spo­czyn­ku, prze­wod­ni­czący Pa­ństwo­wej Ko­mi­sji Wy­bor­czej w la­tach 2014–2019).

– By­li­śmy przy­ja­ció­łmi, zna­li­śmy się od szó­ste­go roku ży­cia. Na­sze mamy pro­wa­dzi­ły nas na pry­wat­ne lek­cje an­giel­skie­go. Ja­ro­sław Ka­czy­ński, po­dob­nie jak ja, uczył się języ­ka an­giel­skie­go, za­nim jesz­cze po­sze­dł do pod­sta­wów­ki. Ja kon­ty­nu­owa­łem pó­źniej pry­wat­ne lek­cje, moja mama o to za­dba­ła. On chy­ba nie, a w szko­łach do­mi­no­wał wte­dy ro­syj­ski. Ale prze­cież uczo­no się też za­chod­nich języ­ków obok ro­syj­skie­go. Zu­pe­łnie nie jest praw­dą, że Ja­rek ma za­mkni­ęte oczy i uszy na to, co się dzie­je na świe­cie. Pa­mi­ętam, że opo­wia­dał mi o Da­nii, gdzie był jako pre­mier – wspo­mi­na Her­me­li­ński.

Her­me­li­ński od­no­si się do wi­zy­ty z mar­ca 2007 r. Szef pol­skie­go rządu Ja­ro­sław Ka­czy­ński spo­tkał się wte­dy z du­ńskim pre­mie­rem An­der­sem Fo­ghiem Ra­smus­se­nem. Pa­no­wie od­by­li przy­ja­zną roz­mo­wę o eu­ro­pej­skim trak­ta­cie kon­sty­tu­cyj­nym, jak rów­nież o ro­syj­skim ga­zo­ci­ągu Nord Stre­am 1[28]. Nie prze­szko­dzi­ło to Ka­czy­ńskie­mu pu­blicz­nie oczer­niać Da­nii w na­stęp­nych la­tach. Twier­dził, ja­ko­by w Da­nii pe­do­fi­lia nie była ka­ra­na. Rzecz ja­sna, Du­ńczy­cy na­tych­miast mu wy­tknęli, że ja­skra­wo mija się z praw­dą[29].

Gdy Ja­ro­sław Ka­czy­ński szka­lu­je Za­chód, nie robi tego z nie­wie­dzy. Robi to, bo uzna­je Za­chód za swe­go wro­ga.

Ma­min­sy­nek roz­ra­bia­ka i kłam­ca z mi­ło­ści

Czy Raj­mund Ka­czy­ński miał ra­cję, uwa­ża­jąc nie­let­nie­go Ja­ro­sła­wa za ma­min­syn­ka? Oj­co­wie często prze­sa­dza­ją pod tym względem. Sam Ka­czy­ński twier­dzi, że nie do­ra­stał jako ma­min­sy­nek. Wręcz prze­ciw­nie, opo­wia­da o po­dwór­ko­wych bi­twach, któ­re sto­czył. „By­łem wte­dy częstym pa­cjen­tem po­go­to­wia ra­tun­ko­we­go” – po­wie­dział w jed­nym z wy­wia­dów[30]. Jed­nak ko­le­dzy z dzie­ci­ństwa, któ­rzy wy­po­wia­da­ją się w ksi­ążce Mi­cha­ła Krzy­mow­skie­go, wspo­mi­na­ją to ina­czej. Pa­mi­ęta­ją chłop­ca pro­wa­dzo­ne­go za rękę przez mat­kę. Chłop­ca, któ­ry szu­kał ochro­ny przed ło­bu­za­mi u bra­ta i sil­niej­szych ko­le­gów, jak rów­nież u na­uczy­cie­li[31].

Za­tem ma­min­sy­nek? Tak, ale nie­ty­po­wy. Strach przed ró­wie­śni­ka­mi Ka­czy­ński nad­ra­bia bra­wu­rą wo­bec do­ro­słych. W 1962 r. no­cu­je w łódz­kim Grand Ho­te­lu. Roz­pa­la w po­ko­ju świe­cę dym­ną. Pra­cow­ni­cy ho­te­lo­wi mu­szą po­tem czy­ścić me­ble i podło­gi, myć za­kop­co­ne ścia­ny[32].

Skąd je­de­na­sto­la­tek wzi­ął świe­cę dym­ną? Z wy­twór­ni fil­mo­wej. Ja­ro­sław Ka­czy­ński ra­zem z bra­tem gra w fil­mie. Przy tej oka­zji roz­ra­bia. Ulu­bio­ną za­ba­wą mło­de­go ak­to­ra Jar­ka sta­no­wi za­my­ka­nie człon­ków eki­py w ma­ga­zy­nie. Ja­rek cze­ka, aż fil­mo­wiec wej­dzie do środ­ka. A gdy tak się sta­je, za­trza­sku­je drzwi i ucie­ka. To oczy­wi­ście spo­wal­nia pro­duk­cję. Eki­pa, za­miast fil­mo­wać, cho­dzi po ha­lach i szu­ka za­gi­nio­ne­go fa­chow­ca.

Rzecz ja­sna, cho­dzi o słyn­ną pro­duk­cję za­ty­tu­ło­wa­ną O dwóch ta­kich, co ukra­dli ksi­ężyc. Słyn­ną, po­nie­waż za­gra­li w niej bra­cia Ka­czy­ńscy. Ba­śnio­wo-dy­dak­tycz­ny film dla dzie­ci zo­stał opar­ty na przed­wo­jen­nej ksi­ążce Kor­ne­la Ma­ku­szy­ńskie­go – gro­te­sko­wej i prze­sło­dzo­nej za­ra­zem. Bra­cia bli­źnia­cy Ja­cek i Pla­cek, gra­ni przez Ja­ro­sła­wa i Le­cha, to chłop­cy nie­grzecz­ni i nie­wdzi­ęcz­ni. Łap­czy­wo­ść pcha ich w sze­ro­ki świat. Wędru­ją przez pola i lasy, góry i do­li­ny, mo­zol­nie ucząc się do­bra. Edu­ka­cyj­na pod­róż do­pro­wa­dzi do so­cja­li­za­cji dwóch aspo­łecz­nych ło­bu­zia­ków... – za­pew­ne tak ko­mu­ni­stycz­ni me­ne­dże­rzy kul­tu­ry za­chwa­la­li so­bie sce­na­riusz przed przy­stąpie­niem do pro­duk­cji.

Film po­wsta­je m.in. w Ło­dzi (stąd Ja­ro­sław w tam­tej­szym Grand Ho­te­lu). Re­ży­se­rem jest Jan Ba­to­ry, któ­ry za­czy­nał ka­rie­rę jako asy­stent so­cre­ali­stycz­nej re­ży­ser­ki Wan­dy Ja­ku­bow­skiej. Ra­zem z nią w 1953 r. na­kręcił film laur­kę Żo­łnierz zwy­ci­ęstwa o ge­ne­ra­le Ka­ro­lu Świer­czew­skim (ko­mu­ni­stycz­ny wa­ta­żka i al­ko­ho­lik, któ­ry słu­żył w Ar­mii Czer­wo­nej, po­tem w „lu­do­wym” Woj­sku Pol­skim, wresz­cie zgi­nął w nie­wy­ja­śnio­nych oko­licz­no­ściach, a ko­mu­ni­ści uzna­li go za bo­ha­te­ra). W la­tach 60. Ba­to­ry będzie kręcić re­żi­mo­we fil­my roz­ryw­ko­wo-pro­pa­gan­do­we jak Spo­tka­nie ze szpie­giem, Ostat­ni świa­dek i Dan­cing w kwa­te­rze Hi­tle­ra.

Do­świad­cze­nie fil­mo­we przy­no­si Ja­ro­sła­wo­wi Ka­czy­ńskie­mu ko­rzy­ści i przy­kro­ści. Zaj­mij­my się naj­pierw ko­rzy­ścia­mi.

Po pierw­sze, Ka­czy­ński w bar­dzo wcze­snym wie­ku prze­cho­dzi in­ten­syw­ny tre­ning z pro­fe­sjo­nal­ne­go uda­wa­nia. To nie­zwy­kle przy­dat­ne dla ko­goś, kto w do­ro­słym ży­ciu będzie wy­stępo­wać pu­blicz­nie. Jak rów­nież dla ko­goś, kto często będzie mu­siał kła­mać.