Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kierunek zwiedzania - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 kwietnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
37,00
Najniższa cena z 30 dni: 29,90 zł

Kierunek zwiedzania - ebook

Takie twarze miewali słynni oszuści. Dzięki tej twarzy może być każdym: w Witebsku Mesjaszem, w Leningradzie — profesorem. Kiedy przyjeżdża do Warszawy, miejscowym wyznawcom przypomina Mickiewicza. Kiedy umiera w Leningradzie, uczniowie widzą w nim Chrystusa. Przyjaciel robi ostatnią serię portretów. (Na pierwszym rysunku twarz jeszcze żyje. Na drugim jest martwa jak poduszka).

Kim jest bohater tej opowieści? Twórcą, prorokiem czy może wielkim mistyfikatorem? W książce Marcina Wichy spacer po wyimaginowanej wystawie prac Malewicza staje się pretekstem do opowieści o utopijnych projektach i niespełnionych marzeniach, o rosyjskiej rewolucji i naszej współczesności.

Eksponatami są tu obrazy, znaki interpunkcyjne, buraki cukrowe i ludzkie losy. Autor umyka muzealnej narracji, z uśmiechem i nie bez ironii podejmuje grę z konwencją artystycznej biografii, a jednocześnie, już całkiem serio, próbuje znaleźć język zdolny uchwycić istotę malarstwa - i daje przy tym niezwykły popis literackiego kunsztu.

Tego dnia sam chce być farbą. Czuć tę farbę na sobie. Chce się nią posmarować. Owinąć. Chce ją zobaczyć całym ciałem, bez użycia oczu. Nie chce być malarzem. Chce być obrazem. Kolorem. Wszystkimi kolorami. Najlepiej królem kolorów w kolorowej szacie. Chce mieć kolorowe skrzydła, zostawiać za sobą barwną smugę.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66147-79-9
Rozmiar pliku: 631 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Zdję­cie z le­gi­ty­ma­cji

PAŃ­STWO WIE­DZĄ, ŻE TWARZ AR­TY­STY MA KO­LO­SAL­NE ZNA­CZE­NIE

Tu ma­my ob­ra­zek. Le­d­wie skoń­czy­ła się dru­ga woj­na, a fo­to­re­por­ter już pę­dzi, że­by sfo­to­gra­fo­wać wy­zwo­lo­ną twarz Pi­cas­sa i je­go nie­zwy­cię­żo­ny tors.

Fo­to­graf je­dzie na zła­ma­nie kar­ku. Ma le­gi­ty­ma­cję pra­so­wą, prze­pust­kę ze szta­bu i chle­bak pe­łen ame­ry­kań­skich pa­pie­ro­sów. Wy­mi­ja znie­ru­cho­mia­łe ko­lum­ny wojsk. Mi­ja zbu­rzo­ne wsie. I już, za­raz – pra­sa przy­no­si wspa­nia­łą wia­do­mość z Eu­ro­py. Twarz ma się do­brze, tors nie­co po­si­wiał. Naj­waż­niej­sze, że jed­no i dru­gie wy­szło z tej ka­ta­stro­fy bez szwan­ku. Po­dob­nie jak Ko­lo­seum czy ka­te­dra No­tre Da­me (wo­kół któ­rej uwi­ja­ją się ma­lut­kie dżi­py z żoł­nie­rza­mi).

Ry­sy Pi­cas­sa są skar­bem ca­łej ludz­ko­ści. Zwłasz­cza oczy i brwi. A twarz Ma­tis­se’a? Nie ta li­ga, ale jed­nak. Zwłasz­cza te­raz, gdy za­pu­ścił bród­kę, bia­łą ni­czym go­łąb­ki, któ­re kar­mi na zdję­ciach w ma­ga­zy­nie „Li­fe”. Ciem­ne wnę­trze – ja­sne okno – bia­łe pta­ki. Świat wy­ła­nia się z ciem­no­ści.

Tak po­wi­nien wy­glą­dać ar­ty­sta.

NA­TO­MIAST TA TWARZ, PRZY­KRO PO­WIE­DZIEĆ,

ta twarz jest dziu­ra­wa. Wy­glą­da, jak­by ją po­kry­ła wars­twa za­schnię­tej gli­ny al­bo udep­ta­ły ko­py­ta zwie­rząt. Na więk­szo­ści por­tre­tów wi­dać dzio­by po ospie. I jesz­cze dłu­gie czar­ne wło­sy.

Moż­na tę twarz po­rów­nać z twa­rza­mi ró­wie­śni­ków (pstryk, pstryk – roz­bły­ska­ją le­gen­dar­ne cze­re­py Wło­dzi­mie­rza Ma­ja­kow­skie­go, Osi­pa Bri­ka, Alek­san­dra Rod­czen­ki). W epo­ce ku­bi­stycz­nych cza­szek Ma­le­wicz wy­glą­da jak po­dwór­ko­wy śpie­wak. Ma­ło­mia­stecz­ko­wy po­eta.

Po­za tym jest to ty­po­wa twarz z pierw­szej po­ło­wy XX wie­ku. Twarz męż­czy­zny, któ­ry mar­nie się od­ży­wia (i za­pew­ne kiep­sko ubie­ra). Pod­da­na dzia­ła­niu wschod­nio­eu­ro­pej­skie­go kli­ma­tu. Z na­szych stron. W sam raz dla urzęd­ni­ka ko­le­jo­we­go, sprze­daw­cy, ma­ga­zy­nie­ra, za­stęp­cy dy­rek­to­ra, zde­ma­sko­wa­ne­go szpie­ga, któ­ry pro­si dla sie­bie o naj­wyż­szy wy­miar ka­ry. (W tle szum ka­me­ry, re­flek­to­ry pło­ną z obu­rze­nia, ko­szu­la bia­ła ze stra­chu, struż­ka po­tu spły­wa z po­ty­li­cy).

Ar­ty­sta odzie­dzi­czył po­rząd­ną, uczci­wą, cięż­ko pra­cu­ją­cą twarz. Twarz swo­je­go oj­ca, swo­ich stry­jów i dziad­ków, i pra­dziad­ków. Prze­zna­czo­ną do po­dzia­łu mię­dzy bra­ci i bra­tan­ków, od­po­wie­dzial­nych lu­dzi za­trud­nio­nych w rol­nic­twie, prze­my­śle i ad­mi­ni­stra­cji.

Trzy­ma tę twarz w nie­wo­li – za­bie­ra w dziw­ne miej­sca, cza­sem zmu­sza do plą­sów, roz­cią­ga, a te wy­głu­py za­po­wia­da­ją, co sta­nie się ze świa­tem. Jest jak fa­cet, któ­ry trwo­ni ro­dzin­ny ma­ją­tek. W odzie­dzi­czo­nej ka­mie­ni­cy le­pi rzeź­by z wo­sku i ku­rzu.

Ta­kie twa­rze mie­wa­li słyn­ni oszu­ści. Dzię­ki niej mo­że być każ­dym: w Wi­teb­sku Me­sja­szem, w Le­nin­gra­dzie – pro­fe­so­rem. Kie­dy przy­jeż­dża do War­sza­wy, miej­sco­wym wy­znaw­com przy­po­mi­na Mic­kie­wi­cza. Kie­dy umie­ra w Le­nin­gra­dzie, ucznio­wie wi­dzą w nim Chry­stu­sa. Przy­ja­ciel ro­bi ostat­nią se­rię por­tre­tów. (Na pierw­szym ry­sun­ku twarz jesz­cze ży­je. Na dru­gim jest mar­twa jak po­dusz­ka).Pol­skość

A JESZ­CZE NIE PO­WIE­DZIA­ŁEM NAJ­WAŻ­NIEJ­SZEJ RZE­CZY: BYŁ PO­LA­KIEM. BYŁ PO­LA­KIEM

Je­go oj­ciec był Po­la­kiem. Je­go mat­ka by­ła Po­lką. Brat był Po­la­kiem. Sio­stra by­ła Po­lką. Dru­gi brat był Po­la­kiem. I tak sie­dem ra­zy, nie li­cząc sióstr Po­lek i bra­ci Po­la­ków zmar­łych w dzie­ciń­stwie. Te szkra­by też by­ły pol­skie.

JESZ­CZE DO TE­GO WRÓ­CI­MY. W KO­LEJ­NEJ SA­LI ZNAJ­DZIE­MY TRO­SZECZ­KĘ O SZLA­CHEC­KIM PO­CHO­DZE­NIU, DZIE­CIŃ­STWIE I RO­DZI­NIE NA­SZE­GO AR­TY­STY. SZYB­CIUT­KOGe­ne­alo­gia

ZDJĘ­CIE KO­ŚCIO­ŁA, W KTÓ­RYM BY­LI CHRZCZE­NI

Wcze­śniej pocz­tów­ki z ja­kichś pro­win­cjo­nal­nych miej­sco­wo­ści. Wi­dać wy­si­łek, że­by wy­glą­da­ły ma­low­ni­czo. Że­by da­ło się je kie­dyś sprze­dać po kur­sie no­stal­gii. Na­dzie­ja na sen­ty­men­tal­ny pro­cent, pre­mię tę­sk­no­ty. Da­chy mia­stecz­ka, ja­kieś szyl­dy, chłop pro­wa­dzi ko­nia, kro­wa ze śmiesz­nie wy­gię­ty­mi ro­ga­mi, na ho­ry­zon­cie wie­ża ba­ro­ko­we­go ko­ścio­ła. Jed­nak bie­dy trud­no nie za­uwa­żyć. Cha­osu by­le jak zbi­tych bud. Nie­bru­ko­wa­nych na­wierzch­ni.

O jed­nym z tych mia­ste­czek na­pi­sał, że to­nę­ło w bło­cie. Po­noć kie­dy Ka­ta­rzy­na Wiel­ka przy­je­cha­ła obej­rzeć ten no­wy na­by­tek im­pe­rium, car­skie ko­nie uto­nę­ły w czar­nej brei głów­nej uli­cy.

PAŃ­STWO TO SO­BIE WY­OBRA­ŻA­JĄ?

Po­chło­nął je czar­no­ziem. Stąd wzię­ła się na­zwa Ko­no­top.

Po­dob­no ja­kiś ukra­iń­ski prze­wod­nik opo­wia­dał wy­ciecz­ce, że Czar­ny kwa­drat to płat oj­czy­ste­go czar­no­zie­mu. Ro­sja­nie uzna­li to za przy­kład in­fan­tyl­ne­go na­cjo­na­li­zmu, ale kto wie. Tłu­ste bło­to, któ­re po­chła­nia ko­nia, ka­re­tę, lu­dzi, mia­sto. Ro­dzi zbo­że i bu­ra­ki. Gle­ba – świat w niej zni­ka, że­by po­ja­wić się na no­wo. Al­bo i nie po­ja­wić, chy­ba że wio­sną z zie­mi wy­do­by­to źre­bię­ta. Su­ge­styw­ny ob­raz. Ale jesz­cze nie te­raz.

Bo wcze­śniej herb pol­skiej szlach­ty. Z fan­ta­stycz­nym bu­kie­tem piór na czub­ku. Wy­glą­da, jak­by po­rzu­ci­ła go tan­cer­ka z ka­ba­re­tu.

Wcze­śniej jest drze­wo ge­ne­alo­gicz­ne. Nie któ­ryś z tych li­ścia­stych szty­chów. Ra­czej bez­dusz­ny sche­mat wy­kreś­lo­ny w pro­gra­mie kom­pu­te­ro­wym. Pe­łen przy­bli­żo­nych dat i zna­ków za­py­ta­nia.

W tam­tych cza­sach więk­szość lu­dzi nie zo­sta­wia­ła po so­bie śla­du. Świat jesz­cze roz­da­wał przy­wi­lej znik­nię­cia. Sza­fo­wał pra­wem do za­po­mnie­nia. Do­trzy­my­wał sło­wa w kwe­stii ob­ra­ca­nia w proch. Lu­dzie po­ja­wia­li się w ja­kiejś księ­dze pa­ra­fial­nej. Zo­sta­wia­li zna­ki w ak­tach są­do­wych, ga­ze­tach. Jesz­cze ne­kro­log. Za­pis w księ­dze zgo­nów i ka­mień w wo­dę. Cia­ła zni­ka­ły. Zni­ka­ły gro­by.

WY­STAR­CZY PO­WIE­DZIEĆ,

że ar­ty­sta po­cho­dził ze sta­rej ro­dzi­ny szla­chec­kiej – i od te­go miej­sca zda­nia już sa­me się ukła­da­ją.

WY­STAR­CZY PO­WIE­DZIEĆ,

że po­cho­dził z pa­trio­tycz­nej ro­dzi­ny szla­chec­kiej, któ­ra przez dwa stu­le­cia da­wa­ła świa­tu zie­mian, żoł­nie­rzy i księ­ży. Po­cho­dził z pa­trio­tycz­nej ro­dzi­ny szla­chec­kiej, któ­ra z bie­giem lat ubo­ża­ła.Baj­ka

– Daw­no te­mu przy­je­chał ca­ły dwór.

– Tu­taj?

– Tu­taj.

– Ca­ły dwór i wszy­scy dwo­rza­nie?

– Tak.

– I car?

– Nie car, tyl­ko ca­ry­ca dia­bli­ca. I wszy­scy z pie­kła ro­dem ge­ne­ra­ło­wie, i z pie­kła ro­dem mar­szał­ko­wie, i z pie­kła ro­dem mi­ni­stro­wie, i da­my dwo­ru z pie­kła ro­dem.

– I ku­charz?

– I ku­charz z pie­kła ro­dem też, i kuch­ci­ko­wie, i wszy­scy.

– I słu­żą­cy?

– I słu­żą­cy. Mó­wię, że wszy­scy. I je­cha­li głów­ną uli­cą przez mia­sto. A przo­dem he­rold i grał na trą­bie.

– Szedł i grał?

– Je­chał na ko­niu i grał. A za nim je­chał do­bosz i grał. A po­tem jesz­cze dwóch do­bo­szów z bęb­na­mi, a he­rold czy­tał. Mo­że na­wet trzech.

– Mó­wi­łeś, że trą­bił.

– Prze­sta­wał trą­bić i wte­dy czy­tał.

– Miał oku­la­ry?

– Nie po­trze­bo­wał.

– A te ko­nie się nie ba­ły bęb­nów?

– Nie ba­ły się, bo by­ły głu­che. Spe­cjal­ne, że­by się nie ba­ły bęb­nów i ar­mat.

– Ja się nie bo­ję ar­mat.

– A lu­dzie wy­cho­dzi­li z do­mów, sta­li przy głów­nej uli­cy i tyl­ko pa­trzy­li.

– A mun­du­ry ja­kie? Nie­bie­skie ze zło­ty­mi gu­zi­ka­mi?

– Nie­bie­skie, czer­wo­ne i zie­lo­ne. I zło­te też. A ka­re­ta ca­ła ze zło­ta. A w ka­re­cie sie­dzia­ła ca­ry­ca dia­bli­ca.

– To oni nie wi­dzie­li, że tam jest bło­to? Nikt im nie po­wie­dział?

– Wi­dzie­li, ale i tak je­cha­li. Dwór mu­si je­chać środ­kiem. I pro­sto przed sie­bie. A jesz­cze na koń­cu wo­zy i ka­re­ty, a w tych wo­zach pie­rzy­ny i krysz­ta­ło­we kie­lisz­ki, i róż­ne rze­czy, że­by ca­ry­cy by­ło wy­god­nie na noc­le­gu.

Naj­pierw im się na­bie­ra­ło do bu­tów, chla­pa­ło na mun­du­ry i na sztan­da­ry, i her­by, i or­ły, już bło­to by­ło po ko­la­na, po­tem aż po sio­dła, ko­nie pły­wa­ły w bło­cie i bło­to za­czy­na­ło się wle­wać do ka­re­ty, szli co­raz wol­niej, ko­ła nie chcia­ły się krę­cić. Mie­li bło­to po szy­ję. Aż w koń­cu znik­nę­li, tyl­ko wiel­kie bą­ble wo­kół nich uno­si­ły się jak śli­na.

– A ca­ry­ca co?

– Sie­dzia­ła w ka­re­cie bez sło­wa. Pa­trzy­ła przed sie­bie. Aż w koń­cu znik­nę­ła. Wszyst­kich po­chło­nę­ło bło­to. Tyl­ko je­den kuch­cik oca­lał, bo szedł na koń­cu. I oni wszy­scy te­raz tam miesz­ka­ją. Ale są cią­gle głod­ni.

– W pie­kle?

– W zie­mi. I ma­ją tam stół, na­czy­nia i ka­ro­cę, i po­ściel, wszyst­ko, cze­go po­trze­ba. Ale są głod­ni, bo bra­ku­je kuch­ci­ka. Jak cię tu­taj wcią­gnie bło­to, to już nie wy­pu­ści.

– Bę­dę kuch­ci­kiem?

– Dzie­ci mu­szą im go­to­wać.

– I Anecz­ka tam jest?

– Przy­ję­li ją na da­mę dwo­ru. Do­sta­ła pięk­ną suk­nię.

– Ja­ką?

– Czar­ną. Tam wszyst­ko jest czar­ne.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: