Podróż egzystencjalna - Micah R.Sadigh - ebook

Podróż egzystencjalna ebook

Micah R.Sadigh

5,0

Opis

Profesor Micah Sadigh – psycholog, filozof, poeta i kompozytor – zaprasza nas, byśmy odbyli własną, osadzoną w codzienności Podróż egzystencjalną. W swojej książce wprowadza nas w teorie innych twórców, zwłaszcza Viktora Frankla i Lwa Tołstoja, którzy stawili czoła Cierpieniu, zmierzyli się ze Śmiercią i zmagając się z losem, nie zaprzestali poszukiwania sensu. Podstawowe założenia ich dzieł skłaniają nas do życia autentycznego, zgodnego z wewnętrznymi wyobrażeniami, życia, które pozwoli odnaleźć cel i odkryć istotę tego, kim jesteśmy.

Książka, którą trzymacie w dłoniach, to poruszające świadectwo zdolności ludzkiego ducha do radzenia sobie z traumą i rozświetlania drogi prowadzącej do odnalezienia sensu. Jeśli więc zastanawiacie się, kim jesteście, z całego serca polecam wam wyruszyć w egzystencjalną podróż.

Dr Ann V. Graber, autorka książek

The Journey Home i Viktor Frankl’s Logotherapy

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 246

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału: Existential Journey: Viktor Frankl & Leo Tolstoy on Suffering, Death, and the Search for Meaning

Copyright © 2014 Micah R. Sadigh

Copyright © for the Polish edition by PURANA 2021

Tłumaczenie: Krzysztof Światły

Projekt okładki: Krystyna Szczepaniak

Zdjęcie na okładce: Pixabay

Kompleksowe opracowanie książki:

Agencja Wydawnicza Synergy Elżbieta Meissner

www.agencja-wydawnicza-synergy.pl

Zespół w składzie:

Redakcja: Bożena Kuzawińska

Korekta: Aleksandra Kosiara i Lingventa

Skład i łamanie: Barbara Kryska

ISBN: 978-83-66200-56-2

Wydawca:

Wydawnictwo PURANA

ul. Agrestowa 11, 55-330 Lutynia

tel.: 71 35 92 701, 603 402 482

e-mail: [email protected]

www.purana.com.pl

Facebook: FB Wydawnictwo Purana

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej książki nie może być powielana bądź przekazywana w jakiejkolwiek formie, żadnymi środkami elektronicznymi lub mechanicznymi, łącznie z fotokopiowaniem, nagrywaniem lub przez dowolny system przechowywania informacji, bez pisemnej zgody wydawcy.

Zapraszamy do naszej księgarni internetowej:

www.purana.com.pl

Dla Boga Najwyższego

Dedykowane Michelle Catherine

Pamięci Romana Palewicza

„Ta książka jest o mnie”

Podziękowania

Nawet gdyby niebiosa były pergaminem,

drzewa w lasach piórami, a każdy człowiek pisarzem,

nadal nie byłoby możliwe spisanie wszystkiego,

czego nauczyłem się od moich nauczycieli.

Jochanan Ben Zakkai

Pragnę wyrazić najgłębszą wdzięczność dwóm wspaniałym ludziom, wyjątkowym nauczycielom, którzy z żarliwym zapałem uczyli nas, że nie jesteśmy prostymi, mechanicznymi istotami, które kierują się wyłącznie instynktem lub prostymi popędami. Niestrudzenie zwracali naszą uwagę na głębszy wymiar tego, co czyni nas ludźmi, i dając przykład, pokazali, jak rozpoznać niezbędny, noetyczny element egzystencji, który ostatecznie składnia nas do samotranscendencji i odkrywania sensu życia. Dziękuję lekarzom duszy Viktorowi Frank-lowi i Lwu Tołstojowi. Jako wasi uczniowie i wielbiciele nigdy nie przestaniemy dzielić się waszą mądrością, miłością i ponadczasowym przesłaniem z ludźmi z różnych środowisk i o różnych przekonaniach.

Pragnę również wyrazić szczere podziękowania mojej mentorce dr Ann V. Graber, która pomogła mi zgłębić nauki Viktora Frankla. Nie ma bardziej kompetentnej, obeznanej i wyrozumiałej nauczycielki, która z taką życzliwością wyjaśniałaby filozoficzne podstawy jego dzieła i uczyła, jak stosować je w życiu i terapii.

Specjalne podziękowania należą się moim kolegom i przyjaciołom z Cedar Crest College, a także studentkom, które zawsze inspirują mnie swoją pasją do nauki. Z wielką przyjemnością wspominam dyskusje na temat prac Frankla i logoterapii, prowadzone przez ostatnie piętnaście lat w ramach kursu „Teorie osobowości i psychologia egzystencjalna”.

Dziękuję również moim przyjaciołom za modlitwę, cierpliwość i wsparcie. Wiem, że Jean i Marie niecierpliwie oczekują publikacji tej książki.

Dziękuję mamie, mojej pierwszej nauczycielce, która pokazała mi, czym jest miłość i współczucie.

Dziękuję kochanej żonie Michelle za jej stałe, pełne uczucia wsparcie i wniesienie wielkiego sensu do mojego życia. Dziękuję też Benjiemu, który był cudownym towarzyszem nocnej pracy nad tekstem. Takiego psiaka jak ty nie znajdę już nigdy.

Micah R. Sadigh, Bethlehem, Pensylwania

Słowo wstępne

Profesor Micah Sadigh – psycholog, filozof, poeta i kompozytor – zaprasza nas, byśmy odbyli własną, osadzoną w codzienności Podróż egzystencjalną. W swojej książce wprowadza nas w teorie innych twórców, zwłaszcza Viktora Frankla i Lwa Tołstoja, którzy stawili czoła Cierpieniu, zmierzyli się ze Śmiercią i zmagając się z losem, nie zaprzestali Poszukiwania sensu. Podstawowe założenia ich dzieł skłaniają nas do życia autentycznego, zgodnego z wewnętrznymi wyobrażeniami, życia, które pozwoli odnaleźć cel i odkryć istotę tego, kim jesteśmy.

Na początku poznajemy jednak prace pierwszego egzystencjalistycznego filozofa i teologa Sørena Kierkegaarda i pochylamy się nad najważniejszym egzystencjalnym pytaniem: „Kim jestem?”. Kierkegaard wyróżnił trzy etapy podróży egzystencjalnej, których zwięzła charakterystyka daje obraz tego, w jaki sposób ludzie wyrażają się w danej fazie rozwoju charakteru i ducha – co ich motywuje, co ogranicza i na czym się opierają.

1. Stadium estetyczne to etap, w którym człowiek skupia się niemal wyłącznie na egoistycznych pragnieniach zewnętrznych: szukaniu przyjemności, ekscytacji i rozrywki. Inni ludzie postrzegani są przede wszystkim jako instrumenty mające służyć do osiągnięcia samozadowolenia. Poświęcanie coraz większej energii na pogoń za tym, co powierzchowne, prowadzi do uzależniających tendencji obsesyjno-kompulsywnych, nudy i poczucia bezsensu związanego z płytkością doświadczeń życiowych. Całkowicie skupiony na wymiarze zewnętrznym i pobłażający sobie esteta unika angażowania się i odpowiedzialności, odcinając się tym samym od wewnętrznego ja i otaczających go ludzi. Taka postawa skutkuje często samotnością, depresją i pojawianiem się myśli samobójczych, a wszystko to podsyca dodatkowo ścisła zależność od czynników zewnętrznych i zdawanie się na łaskę losu. Osoba znajdująca się w tej fazie rozwoju jest pochłonięta sobą, a odczucia, które jej towarzyszą, potęgują uczucie niepokoju. Niska samoocena może prowadzić do wywyższania się i pragnienia władzy nad innymi, a poczucie własnej wartości jest ściśle uzależnione od ich oceny i pochwał, a także od prestiżu i zewnętrznych sukcesów.

2. Stadium etyczne to faza, w której człowiek uznaje włas­ną wartość i staje się świadomy potrzeb innych ludzi. Osoba na tym etapie rozwoju kieruje się etyką, przejawia zaangażowanie i bierze odpowiedzialność za swoje czyny. Ponieważ etykę rozumiemy jako zbiorowo usankcjonowane zasady, taka postawa zmusza jednostkę do przestrzegania określonych norm, które pozwalają jej być dobrym człowiekiem. Wolność wyboru, indywidualizm i autentyczność ulegają więc ograniczeniu, gdyż klub etyczny cechuje się mentalnością stadną i zasadami ślepego posłuszeństwa. Życie na tym etapie jest aktywne i oparte na wartościach. Przestrzeganie zasad okreś­lonych w kodeksie etyki daje poczucie przynależności, jednak nie sprzyja osobniczemu rozwojowi i szczerej ekspresji. Etyczny model egzystencji może z czasem prowadzić do rozpaczy, bowiem potrzeba bycia wiernym samemu sobie rodzi konflikt z ustalonymi przez grupę świętymi normami, które w silny sposób warunkują myślenie, odczuwanie i podejmowane działania.

3. Stadium religijne (wewnętrzne) bądź też mistyczne, osiągane jest zwykle po wielu cierpieniach, które ujawniają niedoskonałości i ograniczenia człowieka, sprawiając, że arogancja ustępuje miejsca pokorze. Pojawienie się tęsknoty za wyższym poziomem świadomości uchyla wrota do Wnętrza i ukazuje wąską ścieżkę stawania się tym, kim mamy się stać. Droga religijna nieodłącznie wiąże się ze śmiercią i przemianą – zabiciem w sobie chęci poszukiwania natychmiastowych źródeł satysfakcji (etap estetyczny) oraz unicestwieniem potrzeby polegania na standardach i opiniach innych w celu określenia własnej wartości (etap etyczny). Takie poświęcenie wymaga ponownych narodzin i transformacji w nową tożsamość, której warunkiem jest podporządkowanie rzeczy doczesnych wartościom wiecznym. Osoba na tym etapie rozwoju czerpie siłę z relacji z Bogiem rozumianym jako źródło istnienia. Oparty na miłości związek ze Stwórcą nie jest jednak wyłącznie bazującą na wierze abstrakcją, ale opiera się na empirycznej wiedzy. Zrozumienie, że istota naszego bytu ma ścisły związek ze swoim Źródłem, pozwala odpowiedzieć na pytanie: „Kim jestem?” i sprawia, że odnajdując własny cel, żyjemy na wskroś szczerze, a znaczenie naszego bytu emanuje na innych.

Micah Sadigh przypomina, że zarówno Viktor Frankl, jak i Lew Tołstoj osiągnęli trzecią fazę rozwoju na drodze cierpienia i spoglądania w głąb siebie. Obaj byli głęboko wierzący, uznawali wieczność jako punkt odniesienia, angażowali się w wydarzenia na świecie i pozostawili po sobie trwałe, inspirujące dziedzictwo. Obaj poznali ból i nauczyli się, jak odnaleźć w nim sens.

Żywym przykładem Kierkegaardowskich trzech stadiów egzystencji jest rozdział Próba Iwana Iljicza: analiza egzystencjalna oparty na arcydziele Lwa Tołstoja Śmierć Iwana Iljicza. Autor omawia w nim przemianę bohatera – z początku uzależnionego od przyjemności egoisty, który z czasem dostosowuje się do oczekiwań wynikających z zawodu i statusu społecznego, by na koniec przeżyć bolesne przebudzenie i na łożu śmierci porzucić egoizm na rzecz współczucia.

W poszukiwaniu autentycznego życia odnosimy się do mądrości gromadzonych od czasów starożytnych aż po dziś dzień. Na odwieczne pytanie: „Kim jestem?” Sadigh odpowiada na samym końcu książki:

Jestem twórcą i stwarzam siebie.

Mogę żyć dla wyższych wartości lub zniżyć się do poziomu bestii.

Jestem tym, co wybieram.

Książka, którą trzymacie w dłoniach, to poruszające świadectwo zdolności ludzkiego ducha do radzenia sobie z traumą i rozświetlania drogi prowadzącej do odnalezienia sensu. Jeśli więc zastanawiacie się, kim jesteście, z całego serca polecam wam wyruszyć w egzystencjalną podróż.

Dr Ann V. Graber, autorka książek

The Journey Home i Viktor Frankl’s Logotherapy

Przedmowa

Dynamika człowieka, którą jako ludzie musimy spełniać, nie istnieje bez zła.

Początkiem człowieka jest wygnanie z raju, a zło i dobro wspólnie tworzą świat.

Jeśli człowiek miałby żyć w dobrostanie, nie byłoby dla niego pracy.

Pracą człowieka jest spajać rozbity świat1.

Martin Buber

Na długo przed wynalezieniem wyrafinowanego sprzętu nawigacyjnego kapitanowie statków i ich załogi żeglowali po morzach i najczęściej mimo niesprzyjającej pogody docierali do celu, wyznaczając kurs późną nocą, kiedy na niebie widoczne były gwiazdy. Mapa nieboskłonu pozostawała bowiem względnie nieruchoma w przeciwieństwie do lustra wody. Aby poprawnie określić kierunek i trasę, należało nauczyć się szukać odpowiednich konstelacji i wykorzystywać ich położenie do orientacji w terenie2. Dziś jako kapitanowie własnego przeznaczenia w wielu przypadkach wyznaczamy kurs na podstawie zmiennych, bieżących wydarzeń, wskutek czego cierpimy z powodu ogromnego niepokoju, a nawet bezsilności, bo to „sytuacje” determinują nasz sposób działania i dyktują nam, kim jesteśmy i w którą stronę powinniśmy zmierzać. „Gwiazdy”, czyli wartości, na podstawie których powinniśmy kierować naszym statkiem, pozostają dla nas nieuchwytne, tymczasem bez ich przewodnictwa stajemy się ofiarami okoliczności, zdanymi na ich łaskę i odczuwającymi w najlepszym wypadku przejściowe poczucie spełnienia. Od czasu do czasu wskutek kryzysu jesteśmy jednak zmuszeni spojrzeć w niebo, a dokładniej do wnętrza siebie i zbadać, co znaczy być autorem własnego losu. Czasy załamania przepaja perspektywa odkrywania własnego ja, odkrywania życia i prawdziwego potencjału uwolnienia się od ślepego konformizmu oddalającego nas od tego, kim naprawdę jesteśmy. Niestety, bardzo często możliwość przemiany zostaje utracona, a my sięgamy po proste i przez to kuszące środki pozbycia się bólu, które skutecznie oddalają nas od tworzenia i odkrywania prawdziwego znaczenia egzystencji.

Ta książka bazuje na życiu i dziełach dwóch niezwykłych osób, których zmagania, porażki i triumfy zainspirowały niezliczone rzesze ludzi na całym świecie do przekucia osobistego cierpienia w zdolność rozwoju i dążenie do życia skupionego na służbie i zaangażowaniu. Ja sam miałem szczęście odkryć Psychotherapy and Existentialism Viktora Frankla już na studiach. Przedstawiona przez niego koncepcja potrzeby sensu i przezwyciężania trudności była prosta, ale jednocześnie głęboka; abstrakcyjna, a zarazem praktyczna. Kiedy zacząłem czytać jego książki, poczułem się, jakbym znalazł mentora, który nie odrzucił tradycyjnych poglądów na psychoterapię (Frankl płynnie posługiwał się językiem psychoanalizy), ale dostrzegł w nich poważne ograniczenia wynikające z zaniedbania głębszego wymiaru ludzkiej egzystencji, poszukującego sensu, a nie pocieszenia w fizycznym i psychicznym zamęcie. Frankl nazwał ten jakże ludzki wymiar człowieczeństwa wymiarem noetycznym3. Podobnie jak ciało i umysł, także noetyczny wymiar osobowości ma swoje potrzeby. Ciało szuka bezpieczeństwa, pożywienia i pocieszenia, umysł stymulacji i wyciszenia, z kolei nasza sfera noetyczna bez ustanku zadaje pytanie: O co w tym wszystkim chodzi? – pytanie dobrze znane dawnym filozofom, którzy nie ograniczali istoty ludzkiej do zestawu instynktownych pragnień czekających na zaspokojenie. Głos duszy spotykamy też w sztuce, literaturze, poezji, teatrze, brakuje go chyba tylko w redukcjonistycznym i mechanistycznym spojrzeniu na człowieka.

Logoterapię, czyli analizę egzystencjalną Frankla, należy postrzegać jako podejście, którego celem jest uwolnienie tego głosu, jednak sam termin pod wieloma względami ogranicza jej postrzeganie. Terapię pojmujemy bowiem dzisiaj jako sposób na naprawę lub uzdrowienie, tymczasem logoterapia ma z rozumianą w ten sposób terapią niewiele wspólnego. Jest to dziedzina, która skupia się na odkrywaniu sensu, i choć bywa traktowana jako narzędzie kliniczne, w rzeczywistości składa się z zestawu instrumentów, koncepcji i idei, które należy stosować na co dzień, a nie w gabinecie lekarskim. To właśnie dlatego logoterapia, która oznacza dosłownie uzdrawianie poprzez znaczenie, powinna być traktowana jako sposób życia polegający na odkrywaniu sensu.

Z własnego doświadczenia wiem, że kiedy pacjenci mierzący się z dotkliwym bólem lub nieuleczalną chorobą odkrywają w swoim cierpieniu choćby pozór sensu, wydają się wznosić niejako ponad ból. Nie tylko lepiej go znoszą, ale ku zdumieniu własnemu i innych znajdują w sobie siłę, aby wspomóc tych, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji. Znam też ludzi, którzy choć zdrowi i opływający w luksusy są nawiedzani przez straszne poczucie pustki wypełniane bądź to serią obsesyjno-kompulsywnych zachowań, bądź uporczywym dążeniem do samozniszczenia. To zupełnie tak, jakby brak sensu stawał się przyczyną obezwładniających objawów choroby ciała i umysłu4, które łagodnieją lub znikają, kiedy pojawia się znaczenie.

Żyjemy w czasach, w których coraz częściej sięga się po szybkie, mechaniczne rozwiązania wszelkich problemów. W takich warunkach łatwo popaść w konformizm, zwłaszcza w dziedzinie leczenia i terapii klinicznej. Rzadko kiedy słyszy się dziś głosy wzywające do zwrócenia uwagi na znaczenie głębszego wglądu w ludzką kondycję i dlatego tak ważne jest nielekceważenie duchowego aspektu egzystencji i unikanie tym samym postępującej mechanizacji. Psychologia Frankla daje nam dostęp do takiego głosu. Głosu, który łączy etykę filozofii z psychologią, a często także z literaturą w celu odkrywania człowieczeństwa, dylematów jednostki i szukania sensu. Aby osiągnąć pożądany efekt, Frankl korzysta z uniwersalnego języka, zrozumiałego dla ludzi z różnych środowisk kulturowych, pozbawionego zbędnego żargonu. Mówi do każdego, niezależnie od wieku, pochodzenia czy wiary, mówi do człowieka, nic więc dziwnego, że jego książki przetłumaczono na tak wiele języków.

Jako lekarz Frankl zajmował się fizycznymi i psychicznymi problemami swoich pacjentów. Przez lata pracował z chorymi o skłonnościach samobójczych i ich leczył; już wtedy sugestywnie dowodził, że akt samobójstwa o wiele silniej wiąże się z utratą sensu życia niż z trudnymi okolicznościami życiowymi. Dzięki swojemu doświadczeniu w sposób dogłębny i wnikliwy pojął wielowymiarowość objawów (somatogennych, psychogennych i noogennych). Jego podejście do pacjenta było podejściem prawdziwego lekarza, który nie postrzegał człowieka wyłącznie przez pryzmat mechaniki jego działania i procesów biologicznych i dla którego biologia stanowiła jedynie jedną trzecią tego, co składa się na istotę ludzką. Frankl nauczył nas, jak zajmować się pozostałymi dwoma wymiarami – psychologicznym, a zwłaszcza noetycznym.

Większość lekarzy jest być może obeznana z klinicznymi nowinkami, ale to pacjenci powinni znajdować się w centrum zainteresowania ze względu na ich wewnętrzny potencjał, który objawia się mimo poważnych dolegliwości. Frankl uchwycił to odczucie, otwarcie zastanawiając się nad włas­nymi doświadczeniami, i zasugerował:

[L]ekarz, któremu zależy na poprawie sytuacji, zawsze będzie czuł swego rodzaju wstyd, opiekując się nieuleczalnie chorym lub umierającym pacjentem. Jest bowiem bezradny i niezdolny do wyrwania ofiary ze szponów śmierci. To pacjent staje się więc bohaterem wychodzącym na spotkanie swego losu i akceptującym go w spokojnym cierpieniu. Na płaszczyźnie metafizycznej jest to prawdziwe osiągnięcie, za to lekarz osadzony w świecie klinicznym ma związane ręce i jest skazany na porażkę (Frankl, 1960, s. 133)5.

Jako filozof6 Frankl miał głęboki wgląd w odwieczne zmagania człowieka. Potrafił czerpać z nauk wielkich filozofów minionych stuleci i z niesamowitym wyczuciem kondensować ich przemyślenia w spójny zestaw życiowych wskazówek. Nie dbał o szkoły i przekonania poszczególnych myślicieli i w niezwykły sposób łączył istotę wielu idei i filozofii w harmonijną całość. Sięgając po myśli Immanuela Kanta, Barucha Spinozy, Arthura Schopenhauera, Johanna Wolfganga von Goethego czy Friedri­cha Nietzschego, Frankl splatał je w inspirujący, prowokujący ideologiczny gobelin. Przemawiał w sposób wyrafinowany, a jednocześnie szczery i cechujący się dużą dozą pokory, a co najważniejsze nigdy nie ustawał w dążeniu do bycia lepszym lekarzem i lepszym człowiekiem. Jako nauczyciel klarownie objaśniał swoje idee i pomysły i dzielił się nimi z uczniami, ale jego największa siła tkwiła w tym, że nigdy nie przestawał się uczyć.

W mojej książce wykorzystuję filozofię i psychologię Frank­­la do dogłębnej analizy arcydzieła, jakim jest Śmierć Iwana Iljicza Lwa Tołstoja, giganta literatury rosyjskiej. Podobnie jak Frankl, Tołstoj spędził wiele lat życia na poszukiwaniu jego znaczenia i uznał, że pozbawiona sensu egzystencja jest nieszczera, pełna rozproszeń i trudna, a może wręcz niemożliwa. Bohaterowie jego opowiadań badają różne strony człowieczeństwa z wielu perspektyw, przez co stają się swego rodzaju studiami psychologicznymi niezwykłych charakterów, których wartość egzystencjalna jest nie do przecenienia. Tak szczegółowe poszukiwania płyną z umysłu i serca człowieka, który większość życia spędził na zmaganiu się z nieustannymi wewnętrznymi konfliktami, rozwiązanymi dopiero wtedy, gdy zrozumiał, jak dawać i spełniać sens. Niczym sprawny nawigator, który przetrwał pełne wyzwań podróże przez burzliwe morze życia, Tołstoj dokładnie opisał, w jaki sposób znalazł i obrał swój kurs i jak przekształcił cierpienie w źródło znaczenia i wiedzy o sobie samym. Wskazówki i „mapy”, które po sobie zostawił, utorowały drogę do lepszego, nasyconego sensem życia wielu czytelnikom zachłannie poszukującym duchowej głębi. Z lekcji Tołstoja należy czerpać, ponieważ spisał je człowiek, który zrobił wszystko, by uczynić swą egzystencję szczerą i autentyczną. Człowiek, który zdobył się na dogłębną samoocenę i konfrontację z włas­nym systemem wiary i wszystkim, co dawało mu złudne poczucie własnej wartości lub podsuwało proste odpowiedzi na podstawowe pytania.

Tołstoj i Frankl często posługują się podobnym, obfitującym w metafory językiem, a z ich prac bije rozpoznanie nagminnie pomijanego duchowego aspektu człowieczeństwa. Obaj autorzy doskonale rozumieli duchowość. Jak ją odkryli? Czy zgłębili ją, medytując nad dziełami sztuki i literatury? Tak, ale jak już wspomniałem, głównym źródłem poznania było dla nich wielkie, obezwładniające wręcz cierpienie. Lwia część filozofii Frankla dojrzewała w mrocznych latach spędzonych w obozach śmierci podczas drugiej wojny światowej, kiedy żył z minuty na minutę, od obozu do obozu. Tołstoj przeżył osobistą zagładę, kiedy zaczął kwestionować sens własnego życia i mierzyć się z mrokiem powstałym wskutek walki z bezsensem, pustką i przekonaniem o nieszczerej, marnej egzystencji. W czasie, kiedy jedyną formą ucieczki wydawało się samobójstwo, po latach zgłębiania tajników własnej duszy i refleksji na temat życia, udało mu się dojść do wniosku, że jego istnienie ma sens, który można odkryć poprzez działanie, a nie abstrakcję. Ta konkluzja wywarła na niego ogromny wpływ, przekształcając niemal każdy aspekt jego egzystencji. Aż do śmierci szukał okazji do dzielenia się tym, co odkrył, i zapłacił za to wysoką cenę, okrzyknięty mianem szaleńca przez ludzi, którzy nie rozumieli jego nowego podejścia do życia. Opowiadanie Zapiski wariata to tak naprawdę próba opisu traktowania, jakiego doświadczył ze strony tych, którzy zaciekle kwestionowali obraną przez niego drogę. Tekst ukazuje przemianę człowieka stawiającego czoła podstawowym pytaniom i perspektywie pustego życia kończącego się śmiercią. Jego bohaterem jest zamożny człowiek dręczony nagłymi napadami depresji lękowej. Próbując odkryć przyczyny swojego niepokoju, zdaje sobie sprawę, że dogoniła go rzeczywistość, której za wszelką cenę starał się unikać. Pyta więc: „Czemu się smucę, czego się boję? – Mnie – odpowiadał głos śmierci niedosłyszalnym szeptem. – Jestem tutaj” (2003, s. 173)7. Kiedy w bohaterze dochodzi w końcu do przemiany, inni uznają go za wariata niechcącego podporządkować się ideałom i zasadom, które z czasem stają się receptą na puste istnienie.

Kolejnym przejawem osobistej przemiany Tołstoja było pisanie znacznie krótszych, przystępniejszych, jednak wnik­liwych i pełnych treści książek8, które w pewnym sensie przypominają prosty i dostępny styl, z jakiego słynie Frankl. Obaj sięgali poza swoje najbliższe otoczenie z przesłaniem nadziei na naprawę zniszczonego świata.

Z właściwą mu przenikliwością Tołstoj uświadomił sobie daremność życia osadzonego w tym, co materialne. Prostota okazała się dla niego kluczem do znalezienia wewnętrznego spokoju i narzędziem pozwalającym docierać do biedniejszych ludzi, którzy w przeciwieństwie do wiodących puste, pretensjonalne życie bogaczy lepiej rozumieli istotę egzystencji. Zwłaszcza w swoich późniejszych dziełach Tołstoj zestawiał życie bogatych i biednych i pokazywał, że często to ubodzy mają większy dostęp do prawdziwych bogactw. Opierając się na tych i innych obserwacjach, wykształcił prawdziwy i uczciwy model etycznego życia, który zakładał dostrzeganie potrzeb ludzi. Konkluzja, że prawdziwe, świadome życie wymaga zaspokajania pragnień innych, pozwoliła mu na głębsze zrozumienie nauk Chrystusa, ignorowanych w owym czasie przez Kościół prawosławny. Tołstoj wziął sobie do serca słowa, przykazania i napomnienia Jezusa i zapragnął wypełniać je jak najlepiej do końca swoich dni. To odkrycie stało się źródłem napięcia między pisarzem a jego żoną, Kościołem i ludźmi, którzy nie mogli pojąć jego „nawrócenia” skutkującego prostym życiem, pozbawionym luksusów, jakimi często cieszyli się znani artyści. Jego życiową misją była teraz służba Bogu i ludzkości.

Śmierć Iwana Iljicza to jedna z krótszych książek Tołstoja, która mówi wiele o życiu i śmierci. Na uczelniach, w tym w szkołach medycznych, wykorzystuje się ją najczęściej, omawiając temat śmierci i umierania. Część wykładowców posługuje się nią, by zwrócić większą uwagę studentów na opiekę nad pacjentem, a także by zwiększyć poziom empatii u osób, których bliscy są nieuleczalnie chorzy. Owe zastosowania są uzasadnione i skuteczne, istnieje jednak inny sposób interpretacji opowiedzianej przez Tołstoja historii, który moim zdaniem odpowiada zamiarom autora. Śmierć Iwana Iljicza to książka, która konfrontuje czytelnika z konformizmem i objawia mu cierpienie będące wynikiem egoizmu i życia pozbawionego znaczenia. Ta genialna praca uznawana jest za jeden z najbardziej sugestywnych opisów doświadczeń ­umierającego ­człowieka, a Martin Luther King, Mahatma Gandhi, Martin Heidegger i inne wybitne osoby uznały jej lekturę za przełomowe wydarzenie w swoim życiu. Jak wynika z napisanej później Spowiedzi, zapadająca w pamięć historia Iwana Iljicza daje czytelnikowi wgląd w cierpienie i chaos, którego doświadczał sam Tołstoj, kiedy kwestionował sens własnego istnienia. To właśnie dlatego tekst jest tak autentyczny, stroniący od fantazji i bliski rzeczywistości. Iwan staje się metaforą każdego człowieka szukającego rozrywek i przyjemności i nieprzywiązującego wagi do dobra innych, w tym własnej rodziny. Książka odsłaniająca najskrytsze myśli umierającego człowieka jest tak bogata w treści i opisy psychologiczne, że należy ją traktować jako formę psychoanalitycznej eksploracji przewyższającej deterministyczne sformułowania Sigmunda Freuda dotyczące ludzkiej natury.

Postrzeganie Śmierci Iwana Iljicza wyłącznie jako zapisu procesu umierania jest ograniczające i nie pozwala dostrzec jej głębszego znaczenia i prawdziwego wpływu, czego będę próbował dowieść w kolejnych rozdziałach. Historia Iljicza mówi o wiele więcej o życiu niż o umieraniu. To wnikliwa analiza ludzkiej egzystencji, zmagań, szaleństw, różnorakiego cierpienia i mierzenia się z uporczywym pytaniem o znaczenie.

Wczytanie się w życiową filozofię Lwa Tołstoja przedstawioną w Śmierci przez pryzmat psychologii Frankla daje możliwość jeszcze głębszego wglądu w rzeczywistość ludzkiego istnienia, nie odbierając jej przy tym odkrywczości i uroku. Obaj autorzy dochodzą do wniosku, że aby żyć, potrzebujemy sensu. Bez znaczenia i poczucia celu jesteśmy skazani na brak spełnienia, przelotne rozrywki, nałogi, obsesję i kompulsywne działania, które nie są w stanie zagłuszyć wewnętrznego głosu pytającego: „Co zrobiłeś ze swoim życiem?”.

Struktura książki

Aby osiągnąć zamierzony cel, podzieliłem swoją książkę na trzy części. W części pierwszej po krótkim wprowadzeniu przedstawiam niektóre z podstawowych założeń egzystencjalizmu, kluczowe dla zrozumienia tekstów Frankla i Tołstoja. W drugiej i trzeciej części omawiam tło historyczne, filozofię i osiągnięcia obu autorów. W części czwartej przyglądam się bliżej Śmierci Iwana Iljicza, zwłaszcza z perspektywy logoterapii Frankla, a całość zamyka rozdział piąty zawierający uwagi końcowe.

We wstępie do Man’s search for meaning (Człowiek w poszukiwaniu sensu) Frankla9 Gordon Allport pisze: „Żyć to cierpieć, a przetrwać to odnaleźć sens w cierpieniu”. Na kolejnych stronach wspólnie przyjrzymy się głosom dwóch twórców, którzy pokazują nam, jak odszukać sens nie tylko w życiu codziennym, ale także w cierpieniu, a nawet na łożu śmierci, kiedy towarzysząca ostatnim oddechom refleksja stwarza okazję, by odnaleźć znaczenie.

1 Za: Friedman (1955, s. 101). Jeśli nie podano inaczej, przekłady cytatów pochodzą od tłumacza tej książki. Wykaz przekładów znajduje się na s. 259.

2 Inspiracją dla tego porównania był dla mnie fragment VI księgi Państwa Platona, w którym miasto przedstawione jest jako statek, a jego włodarze jako kapitan i załoga. Oto fragment dialogu między Sokratesem i Adejmantem: „Więc weź pod uwagę takie oto zdarzenie – na wielu okrętach albo na jednym okręcie. Kapitan statku przewyższa wszystkich na okręcie wielkością i siłą, a tylko przygłuchy jest i ma jakoś krótki wzrok, a na sztuce żeglarskiej też się mało rozumie. A żeglarze kłócą się z sobą o sterowanie. Każdy z nich uważa,

że powinien siedzieć przy sterze, chociaż się nigdy sztuki sterowania nie uczył ani nie potrafi wskazać tego, u kogo by się jej uczył, ani czasu, w którym by tę naukę pobierał. Oprócz tego oni twierdzą nawet, że się tej sztuki nauczyć nie można. A jeśli kto mówi, że można, gotowi go zabić […za to prawdziwy sternik] powinien się interesować porami roku i dnia, i niebem, i gwiazdami, i wiatrami” (Platon, Państwo, przeł. W. Witwicki, Kęty 2003, s. 192).

3 W kolejnym rozdziale omówimy wymiar noetyczny jako wymiar duchowy. Pragnę podkreślić, że zarówno ja, jak i sam Frankl rozumiemy go właśnie poprzez duchowość, nie religijność. Wymiar noetyczny nastawiony jest na szukanie znaczenia i dążenie do jego wypełnienia.

4 W pierwszym rozdziale piszę więcej na temat objawów noogennych, zestawiając je z symptomami somatogennymi i psychogennymi. Dodatkowe informacje można znaleźć w podrozdziale Znaczenie objawów.

5 Odwołania podane w nawiasach pochodzą od autora i odnoszą się do tekstów oryginalnych, których wykaz znajduje się na s. 260. Informacje dotyczące tłumaczenia cytatów z wydań polskich mają postać przypisów dolnych. Brak numeru strony oznacza cytowanie z e-booka.

6 Frankl miał tytuł doktora filozofii oraz dyplom lekarza neurologii i psychiatrii. Doktorat ukończył po powrocie do domu w Austrii po II wojnie światowej.

7 L. Tołstoj, Zapiski wariata w: Opowiadania i nowele: wybór, przeł. J. Dmochowska, Wrocław 1985.

8 Do zwrotu doszło po publikacji wysoko cenionej powieści Anna Karenina, którą sam Tołstoj gardził (za: Christian 1978b).

9 V. Frankl, Man’s search for meaning,New York, 1984[przyp. tłum.].

Wstęp

Byłbym najnieszczęśliwszym z ludzi, gdybym nie znalazł celu

w życiu – celu powszechnego i pożytecznego […]. Teraz zaś całe moje

życie będzie dążeniem aktywnym i stałym do tego jednego celu.

(Tołstoj, 1917, s. 31)1

Co znaczy być człowiekiem? – to pytanie, na które od wieków próbują odpowiedzieć różne dziedziny nauki, takie jak kosmologia, filozofia, psychologia, teologia czy historia. Na przestrzeni dziejów niektórzy myśliciele opowiadali się za deterministycznym poglądem na naturę ludzką, inni podkreślali zaś, że w przeciwieństwie do zwierząt mamy swobodę dokonywania własnych wyborów i kreślenia ścieżki lub ścieżek naszego życia, niezależnie od ich moralnej wartości. Ten pogląd najlepiej oddają słowa renesansowego pisarza Giovanniego Pico della Mirandoli, który w swojej Mowie o godności człowieka kreuje obraz Stwórcy przemawiającego do pierwszego człowieka2:

Ty, niczym nieograniczany, dzięki swej woli, w której mocy cię pozostawiłem, sam ją sobie wyznaczysz. Umieściłem cię pośrodku świata, byś stamtąd dogodnie zgłębiał to, co jest w świecie. Nie uczyniliśmy ciebie ani istotą niebiańską, ani ziemską, ani śmiertelną, ani nieśmiertelną, byś sam siebie, niczym wolny i z nadania rzeźbiarz oraz twórca, wyraził swobodnie w formie, którą nad inne przedłożysz. Możesz wyrodzić się w niższe stworzenia, w zwierzęta, możesz zostać odrodzony dzięki postanowieniom twojego umysłu w istotach wyższych i boskich (1948, s. 119)3.

Słowa spisane w XV wieku trafnie oddają jedną z podstawowych zasad egzystencjalizmu, wedle której człowiek jest w stanie definiować i stwarzać siebie poprzez wybory, czyli poprzez samostanowienie. Związana z tą perspektywą wolność i ciążąca odpowiedzialność skutkują doświadczaniem niepokoju, lęku i udręki. Owa anty­deterministyczna postawa przyczynia się też do poczucia alienacji, ponieważ przyjmując ją, przestajemy być członkami świata zdeterminowanego przez popędy i instynkty, świata, w którym pytania o cel i sens nie mają najmniejszego znaczenia, świata, w którym nie poświęca się czasu na realność i nieuchronność śmierci i w którym liczy się wyłącznie przetrwanie i przedłużenie gatunku. Wolny i samoświadomy człowiek prędzej czy później musi zmierzyć się z pytaniem: czy przestajemy być człowiekiem? Zwłaszcza gdy zda sobie sprawę z niezaprzeczalnego faktu, że śmierć to nieunikniona część życia. W historii cywilizacji znajdziemy wiele o tym, jak stawiano to podstawowe pytanie, a także odpowiedzi pochodzące z różnych wieków i najróżniejszych zakątków świata.

Jeśli daną epokę charakteryzuje mrok i chaos, określona perspektywa nadaje poczucie kierunku i wskazuje na jaźń. Historia pojawiania się różnych filozofii i szkół myślenia nie jest przypadkowa, a określone nurty pojawiają się, aby zaspokajać potrzeby, których nie sposób zignorować, uniknąć lub wyleczyć. Mówiąc ściślej, w kluczowych momentach dziejów ludzkości określone przekonania natury filozoficznej zdają się wypływać na powierzchnię. Tego rodzaju okresy przepełnione są lękiem, dezorientacją i pojawieniem się świadomości, że pewien sposób życia zmienia się bądź umiera. To właśnie dlatego potrzebne jest inne spojrzenie na egzystencję, które pomaga człowiekowi stawić czoła nowym wyzwaniom. Egzystencjalizm, choćby pod inną nazwą, jest taką właśnie perspektywą. Myślą podkreślającą wagę dokonywania wyborów dotyczących sposobu funkcjonowania nie na podstawie zachowania mas, lecz osobistego poczucia celu i sensu oraz kierunku, który wyłania się z naszego wnętrza. Takie wybory są wynikiem wewnętrznego poczucia wolności, która wymaga od nas przede wszystkim odpowiedzialności, szczerości, rzetelności i przekonania. Kiedy wydaje się, że wolność została nam odebrana wskutek działań politycznych lub warunków ekonomicznych, jesteśmy zmuszeni spojrzeć w głąb siebie i dostrzec, że wewnętrzną wolność można odnaleźć w postawie wobec zewnętrznych okoliczności, nawet jeśli początkowo może nam się wydawać, że sama świadomość bycia wolnym nie jest w stanie odwrócić biegu wydarzeń. Niemniej jednak to właśnie wolność definiuje nas jako istniejących ludzi.

Heidegger sugerował, że termin „egzystencja” powinien być używany wyłącznie do opisywania kondycji ludzkiej, a nie obecności pewnych obiektów, a nawet istot transcendentnych lub innych sfer: „Bytem, który jest jako egzystencja – jest człowiek. Jedynie człowiek egzystuje. Skała jest, lecz nie egzystuje. Drzewo jest, lecz nie egzystuje. Koń jest, lecz nie egzystuje. Anioł jest, lecz nie egzystuje. Bóg jest, lecz nie egzystuje” (Kaufmann, 1975, s. 215)-1. Na ludzką egzystencję składają się możliwości, które pozwalają definiować i redefiniować samego siebie, oraz nieunikniony, wywołany przez nie niepokój.

W najprostszym ujęciu egzystencjalizm jest punktem widzenia podkreślającym wewnętrzną wolność przekraczającą ograniczenia narzucone nam wydarzeniami zewnętrznymi i ukazującym nam, w jaki sposób można ją wykorzystać przy podejmowaniu wyborów. Większość ludzi błędnie upatruje początków tego filozoficznego nurtu w XX wieku i pismach francuskiego filozofa Jean-Paula Sartre’a. Przypomnijmy więc, że już w jednej z pierwszych opowiedzianych w dziejach historii wyraźnie widać jego korzenie. Na kolejnych stronach pokusiłem się o omówienie eposu o Gilgameszu, w którym łatwo dostrzeżemy egzystencjalistyczną bazę. Niektóre kluczowe koncepcje egzystencjalizmu są również obecne w pracach filozofów tworzących przed Platonem (Heraklit, Sokrates)-1, a później w pracach Augustyna z Hippony, Blaise’a Pascala, czy w końcu – najbardziej widocznie – w pracach Sørena Kierkegaarda, którego dziś określa się mianem ojca egzystencjalizmu. Na tym oczywiście nie kończy się lista twórców podzielających przekonania leżące u podstaw ruchu. Do egzystencjalistów zaliczymy wszak Friedricha Nietzschego, Martina Bubera, Gabriela Marcela, a także pisarzy takich jak choćby Fiodor Dostojewski, Lew Tołstoj, Franz Kafka czy Albert Camus. Pragnę więc podkreślić, że zanim ­Sartre ukuł termin „egzystencjalizm”, wielu „egzystencjalistów” mierzyło się z kryzysami swoich czasów, jednocześnie żarliwie angażując się w samoocenę, a następnie dzieląc się swoimi refleksjami na kartach traktatów, książek i powieści, a co najważniejsze poprzez praktykowanie stylu życia zgodnego z ich wewnętrznymi filozoficznymi konkluzjami.

Egzystencjalizm stanowi część historii ludzkości i nie ogranicza się do konkretnych dziedzin nauki, takich jak filozofia czy psychologia. Jest to w istocie sposób życia, a przynajmniej poczucie kierunku, które nie opiera się na abstrakcji i które najczęściej pojawia się w krytycznych momentach dziejów charakteryzujących się strachem i niepokojem. Jestem przekonany, że XXI wiek to czas, który rozpoczął się strachem przed tym, co „nieznane”, a co domagało się naszej uwagi. Wskutek rozwoju nowych technologii ogromne niegdyś dystanse skróciły się do sekund, jakie dzielą nas od kliknięcia w link do artykułu mówiącego o tym, co dzieje się na drugim końcu świata. Biorąc pod uwagę to, że lęk stał się zjawiskiem globalnym, można zastanawiać się, czy postęp jest w tym wypadku błogosławieństwem czy przekleństwem. Przekonanie o zbawiennym wpływie technologii opiera się na krótkowzrocznej iluzji, wedle której zyskaliśmy większą kontrolę. Przeklęta strona postępu objawia się lękiem, który niczym zakaźna choroba w każdej sekundzie wdziera się do naszych domów, pochłaniając nas niepostrzeżenie, kawałek po kawałku. Ludzka egzystencja polega jednak na zmaganiu się z nieznanym, z zagubieniem i ze stanem zagrożenia życia, który przepełnia potencjał rozwoju i kreatywności.

Być może zamiast pytać, czym jest egzystencjalizm, powinniśmy spróbować wyróżnić niektóre z typowych zdarzeń definiujących ogólnie ludzkie doświadczenie?-1. We wstępie do The doctor and the soul (Lekarz i dusza)-1Frankl pisze:

Znany psychiatra zauważył kiedyś, że zachodnia cywilizacja odwróciła się od księdza na rzecz lekarza. Inny narzeka, że w dzisiejszych czasach zbyt wielu pacjentów zgłasza się do lekarzy z problemami, które tak naprawdę powinny być kierowane do księdza. Ludzie nieustannie przychodzą do nas z pytaniem o sens ich życia […], a część z nas idzie na łatwiznę, na przykład uciekając się do psychologii i udając, że duchowe cierpienie poszukującego sensu egzystencji pacjenta jest niczym innym jak objawem patologii (Frankl, 1960, s. IX).

Frankl sugeruje również, że to Freud stwierdził, że wyłącznie człowiek neurotyczny kwestionuje sens swojego życia. W rzeczywistości literatura naukowa obfituje w opisy badań wskazujących na coś zupełnie przeciwnego, czyli to, że osoby o silnym poczuciu znaczenia i celu w życiu najlepiej radzą sobie z nieuniknionym cierpieniem, niepewnością i nieuchronnością śmierci.

Dziś, kiedy lekarze, psychologowie i księża próbują unikać rozmów o sensie lub uciekają się do abstrakcyjnego myślenia czy pocieszania, część pacjentów zaczyna szukać odpowiedzi w okultyzmie i innych niekonwencjonalnych praktykach w nadziei na odnalezienie odpowiedzi na spędzające im sen z powiek, niedające spokoju pytania-1. Częściej niż kiedykolwiek popularnonaukowe książki psychologiczne, praktyki ezoteryczne czy telewizyjni „psychologowie” stają się źródłem wiedzy i sensu dla tych, którzy szukają szybkich rozwiązań, tymczasem ich przesłanie jest w najlepszym wypadku powierzchowne. Pójście na skróty może wydawać się kuszące, nie prowadzi jednak do rozwiązania problemu i podobnie jak słaby środek przeciwbólowy jedynie maskuje objawy przewlekłej migreny. Idąc na łatwiznę, nie unikniemy pytania o sens naszego istnienia, które będzie do nas wracać, zwłaszcza gdy najmniej się go spodziewamy. Pytania o sens pojawiają się bowiem głównie wtedy, kiedy zmagamy się z bezpośrednim źródłem cierpienia, takim jak utrata pracy, śmierć bliskiej osoby lub wiadomość o nieuleczalnej chorobie. Gdzie szukać pocieszenia w takich momentach? Leki, okrągłe zdania mędrców, techniki medytacyjne czy zmiana sposobu myślenia mogą opóźnić to, co nieuniknione, jednak w pewnej chwili człowiek musi skonfrontować się z tezą, że jego życie nie ma sensu, od cierpienia nie ma ucieczki, a przeznaczenia i śmierci nie sposób oszukać.

Ze wszystkich konceptualizacji filozoficznych i psychologicznych, które próbowały odnieść się do tego rodzaju dylematów, egzystencjalizm najdokładniej i najszczerzej zgłębia pytanie o sens ludzkiej egzystencji. O ile się nie mylę, jest to jedyny nurt filozoficzny, który w pewnym sensie mimowolnie mierzy się z kwestią śmierci. Być może to właśnie z powodu otwartości na śmierć część osób sugeruje, że jest zbyt poważny, mroczny i przygnębiający. Takie wnioski są jednak chybione. Egzystencjalizm mimo poważnych, czasem spowitych w mroku prób zbadania ludzkiego doświadczenia jest jednocześnie najbardziej ożywczym, kuszącym, inspirującym, pełnym piękna, odkryć i wnikliwych doznań nurtem badającym kondycję człowieka.

We wstępie do swojej książki Mit Syzyfa Camus przestrzega: „Jest tylko jeden problem filozoficzny prawdziwie poważny: samobójstwo. Orzec, czy życie jest, czy nie jest warte trudu, by je przeżyć, to odpowiedzieć na fundamentalne pytanie filozofii” (1983, s. 3–4)-1. Na kolejnych stronach autor podejmuje próbę zmierzenia się z pytaniem, czy warto żyć, i bada beznadziejny przypadek mitycznego Syzyfa skazanego na udrękę i daremne wtaczanie skały na wzgórze przez całą wieczność. Syzyf Camusa triumfuje jednak, stwierdzając, że kamień, który toczy, nie jest karą, ale częścią jego życia. Kamień jest jego i może go toczyć tak, jak chce! Analizując popularny mit, Camus sugeruje, że sens może powstać nawet w przebiegu najbardziej absurdalnych doświadczeń życiowych i stanowczo stwierdza, że to człowiek musi być autorem i stwórcą znaczenia.

Rozważania nad sensem istnienia są nieuniknione i od zawsze pochłaniają myśli wielu osób w każdym zakątku świata. Lecz choć myśliciele udzielili już wielu odpowiedzi na pytanie o sens, pozostaje ono wciąż aktualne, wymaga bowiem zawsze osobistej odpowiedzi. Pytanie o sens życia jest naturalne i człowiecze, a „gdy go nie zadajemy, stajemy się mniej ludzcy” (Ford, 2007). Dziś, w pierwszych dekadach XXI wieku, potrzeba zgłębienia sensu życia jest być może silniejsza i bardziej nieunikniona niż kiedykolwiek w historii. Chociaż codziennie, z każdej strony otaczają nas rozpraszające bodźce, stała potrzeba znaczenia wzrasta i domaga się naszej uwagi.

Dennis Ford sugeruje, że chęć zgłębiania znaczenia jest wynikiem naszej samoświadomości-1:

Pytanie nie pojawia się, dopóki nieświadomi siebie w pełni angażujemy się w życie, to znaczy gdy bierzemy świat za coś oczywistego. Nie pytamy, czy film, kariera czy romans mają znaczenie, kiedy żyjemy chwilą, nic nie zakłóca naszych działań i oczekiwań i gdy kierujmy się wtórnymi instynktami wynikającymi z mitów kulturowych […]. Większość z nas spędza większość czasu, żyjąc wygodnie i nieświadomie podążając za instynktami, których źródłem jest kultura (2007, s. 251).

To właśnie dlatego pojawienie się samoświadomości staje się momentem, który skazuje nas na kwestionowanie sensu istnienia. Pytania o sens nie da się łatwo uniknąć, ponieważ zawsze znajduje sposób docierania do naszej świadomości, zwłaszcza w chwilach, kiedy zupełnie nie oczekujemy wewnętrznego „przesłuchania”. Nagle w naszej głowie kiełkuje myśl: „Dlaczego to robię?” albo „O co w tym wszystkim chodzi?”. Czy samoświadomość jest więc błogosławieństwem czy przekleństwem? To pytanie wymaga gruntownej analizy.

W najstarszej prawdopodobnie historii, jaka kiedykolwiek została opowiedziana, Eposie o Gilgameszu, poznajemy władcę miasta Uruk – ludzkie dziecko bogów, które panuje nad poddanymi, wykazując się niezrównaną mocą, dumą i absolutną arogancją. Z czasem zaczyna traktować ich jak bezsilne istoty, które muszą spełniać jego zachcianki i oddawać mu pokłony. Żadna panna młoda nie może kochać się z mężem, zanim zrobi to król. Nikt nie może mu się oprzeć ani rzucić mu wyzwania, bowiem to Gilgamesz jest niepokonanym władcą Uruk. Kiedy ludzie proszą bogów, by zrobili coś z ich krnąbrnym potomkiem, ci w swojej mądrości tworzą Enkidu, barbarzyńcę, który żyje wśród zwierząt i zachowuje się tak jak one. Enkidu zyskuje samoświadomość, gdy nawiązuje relacje z kobietą imieniem Szamchat i uprawia z nią seks, a kiedy do tego dochodzi, nie może już utożsamiać się z dzikimi zwierzętami, które kiedyś stanowiły jego stado. Co więcej, po przemianie same zwierzęta całkowicie go unikają. W pewnym sensie Enkidu zostaje więc skutecznie wygnany z Edenu, gdzie bezmyślna, oparta na instynkcie prostota determinowała jego zachowania i kierowała jego życiem. Teraz musi się wyprowadzić, znaleźć nowy dom i odnaleźć się wśród innych samoświadomych ludzi. Człowiek przypominający bestię jest prawdopodobnie jedyną osobą, która ma szanse stawić czoła władcy, jednak po ich pojedynku zamiast wrogości rodzi się między nimi braterska więź. Razem świętują, walczą, sprzeciwiają się bogom, a ostatecznie zwyciężają w niemożliwej do wygrania bitwie. Enkidu musi jednak umrzeć, przeklęty przez stworzycieli za nieposłuszeństwo. Krótko przed śmiercią przeklina Szamchat, która przez namiętne doznania uczyniła go człowiekiem, dała świadomość i wprowadziła do cywilizowanego świata. Przeklina ją za odebranie mu niewinności, błogiej ignorancji, życia wśród zwierząt i czasu, w którym ważne były tylko podstawowe zasady przetrwania. Ostatecznie jednak, „wspominając dobre życie, które otrzymał, i czas spędzony z przyjacielem, który ukochał go jak brata, zmienia zdanie i zanim wyzionie ducha, błogosławi Szamchat i życzy jej dobrze” (Sadigh, 2010, s. 82). W pewnym sensie Enkidu zdaje sobie sprawę, że radość, której doświadczył, będąc człowiekiem, była znacznie cenniejsza niż prosty żywot, jaki wiódł na wolności. Samoświadomość może być więc przekleństwem dla kierujących się zwierzęcymi instynktami i prawdziwym błogosławieństwem dla tych, którzy marzą o życiu pełnym możliwości, kreatywności i wyborów.

Samoświadomość zmusza nas również do uzmysłowienia sobie nieuchronności naszego upadku, z czego nie zdają sobie sprawy zwierzęta. Kiedy Gilgamesz widzi śmierć swojego brata i towarzysza, zdaje sobie sprawę, że z czasem spotka go ten sam los. Desperacko szukając sekretu nieśmiertelności, podróżuje daleko i boryka się z trudnymi, niemożliwymi wręcz wyzwaniami. Po drodze spotyka mądrą karczmarkę, która próbując go pocieszyć, daje mu bardzo przyziemne rady dotyczącego tego, jak żyć i jak umierać. Chociaż śmierci nie da się uniknąć, istnieją sposoby celebrowania przemijającego życia, które sprowadzają się do przeżywania każdego dnia w pełni i z radością. Kobieta mówi do Gilgamesza:

Życia, co go szukasz, nigdy nie znajdziesz. Kiedy bogowie stwarzali człowieka, śmierć jemu przeznaczyli, życie zachowali we własnym ręku. Ty, Gilgameszu, napełniaj żołądek, dniem i nocą obyś wciąż był wesół. Codziennie sprawiaj sobie święto. Dnie i noce spędzaj na grach i pląsach (Foster, 2001, s. 100)-1.

Owe mądre słowa nie zaspokajają jednak potrzeby przeciwstawienia się śmierci. Gilgamesz kontynuuje poszukiwanie, aż po wielu rozczarowaniach dochodzi do wniosku, że to nie nieśmiertelność nadaje życiu sens, ale służba swoim ludziom. W końcu wraca do poddanych jako ktoś, kto nie walczy ze śmiercią i nie zaprzecza jej nieuchronności, ale traktuje ją jako część życia. Gilgamesz odkrywa wewnętrzną wolność, której nawet bogowie nie mogą mu odebrać, i odpowiedzialność, która nadaje tej wolności znaczenie. Dokonuje tym samym zupełnie nowego odkrycia na temat tego, co znaczy być człowiekiem, jednostką, która teraz musi podzielić się zrozumieniem sensu istnienia ze swoimi ludźmi (Sadigh, 2010, s. 87).

Pochylając się nad niektórymi zasadami definiującymi egzystencjalizm, Robert C. Solomon sugeruje, że „postawa egzystencjalna to przede wszystkim postawa samoświadomości. Człowiek czuje się oddzielony od świata i innych ludzi. W izolacji czuje strach, małość i brak sensu”(Solomon, 1987, s. 239). Nie możemy uciec od problemów, które czynią nas ludźmi, nawet jeśli dysponujemy wieloma sposobami łagodzenia ich skutków, zagłuszania ich przesłania i lekceważenia wyzwań, które przed nami stawiają. Obsesje, kompulsywne działania, nałogi, a zwłaszcza konformizm stanowią próbę zaprzeczenia temu, że jako istoty samoświadome stajemy się osobami posiadającymi wolny wybór i ponoszącymi za niego odpowiedzialność. Sartre zapewnia: „Tak więc pierwszym krokiem egzystencjalizmu będzie uświadomienie człowiekowi, czym jest on sam, i złożenie na niego całkowitej odpowiedzialności za własne istnienie” (2007, s. 23)-1. Rzeczywiście, odpowiedzialność, umiejętność reagowania na sytuacje życiowe i bezpośrednie zaangażowanie wymagają tego rodzaju świadomości.

Zastanawiając się nad egzystencjalnymi koncepcjami Kierkegaarda dotyczącymi istoty człowieczeństwa, Anderson pisze:

Jako egzystujące jednostki nie rodzimy się już uformowanymi jaźniami, jednak mamy potencjał stania się sobą i to powinno być naszym głównym życiowym zadaniem. Inni nie mogą nam pomóc. Jesteśmy z tym zupełnie sami bez „ponadczasowych prawd”, które pomogłyby zdecydować, co jest dla nas istotne. Tylko zobowiązanie do czegoś pozwala nam istnieć (Anderson, 2000, s. 70).

To stwierdzenie dobrze oddaje sens filozofii Kierkegaarda i jest wyjątkowo zgodne z omówioną już tezą Pico della Mirandoli na temat natury ludzkości. Obu myślicieli łączy wiara, że tworzymy i odtwarzamy to, czym się stajemy, nawet w przypadku braku konkretnego zestawu reguł lub bezpośredniego przewodnictwa. To dlatego z każdym kolejnym wyborem zbliżamy się do stworzenia samego siebie, jaźni, która będzie nas prowadzić i pełnić rolę wehikułu, za pomocą którego będziemy w stanie definiować sens własnego istnienia. Jednocześnie oznacza to jednak, że możemy grać w grę zwaną życiem, nawiązywać kontakty, robić to, czego się od nas oczekuje, i nie uformować tożsamości, czyli tego, co definiuje nas jako jednostkę.

Kierkegaard (1990) przypomina nam, że bez świadomego podejmowania działań i dążenia do osobistych celów raczej nie uda nam się dokonać czegoś wyjątkowego, pełnego pasji lub po prostu szczerego. Jego zdaniem pozbawione wyborów i czynów życie jest wyłącznie złudzeniem. Bez samoświadomości możemy wprawdzie unikać prawdziwych problemów egzystencjalnych, istnieje jednak duże prawdopodobieństwo, że od czasu do czasu będziemy doświadczać okropnego poczucia pustki, zwłaszcza w momentach fizycznego lub emocjonalnego cierpienia lub wyzwań duchowych, których nie sposób zignorować. Ukrywanie się za maską intelektu pozornie wyjaśniającego nasze doświadczenia w logiczny i racjonalny sposób jest ścieżką, która na pierwszy rzut oka wydaje się dobra dla wielu z nas. Po cóż nam sens, kiedy wiemy, że życie zaczyna się i kończy i że ostatecznie etyka i zobowiązania stanowią wyłącznie jeden z jego aspektów? Należy jednak zadać pytanie, jak długo wzniesiona na tym założeniu fasada może pozostać nienaruszona. Podejmując duży wysiłek, możemy kryć się przed samym sobą, a przed innymi udawać, że dobrze nam się wiedzie, jednak to ułuda, której nie da się długo utrzymać. Nawet jeśli uda nam się oszukać innych, to czy jesteśmy w stanie zawsze oszukiwać samego siebie?-1

Po raz kolejny Kierkegaard, psycholog par excellence, ostrzega nas, że nawet unikając kluczowych pytań o egzystencję, prędzej czy później będziemy musieli zmierzyć się z wewnętrznym głosem:

Czy nie wiesz, że przychodzi taka godzina północna, w której każdy musi się zdemaskować, czy uważasz, że z życia zawsze można żartować, czy sądzisz, że krótko przed północą można się jakoś wymknąć? Nie przeraża Cię to? (Kierkegaard, 1987b, s. 160)-1.

Filozof opiera się na rzeczywistych obserwacjach, aby nadać swojemu przesłaniu jeszcze większą wagę i uświadomić nam, że to, co przekazuje, nie jest ćwiczeniem umysłowym, ale stanem, który można zaobserwować zarówno dziś, jak i w minionych stuleciach:

Widziałem w życiu ludzi, którzy tak długo oszukiwali innych, że w końcu ich prawdziwa istota nie potrafiła się już objawić; widziałem ludzi, którzy tak długo bawili się w chowanego, że w końcu obłęd ukazał innym w obrzydliwy sposób ich tajemne myśli, które dotąd tak dumnie skrywali (Kierkegaard, 1987b, s. 160)-1.

Kierkegaard nie tylko przedstawia scenariusz nieuchronności konfrontacji z samym sobą, lecz jednocześnie wskazuje na zgubny potencjał intrapsychicznej obrony, która w końcu załamuje się na oczach innych w najbardziej niszczycielski sposób, czyli poprzez doświadczenie rozładowywania napięcia patologicznie i dekonstruktywnie. Jako ludzie mamy tendencję do rozpraszania się codziennością, ale mimo to na pewno pojawiają się momenty, w których staniemy przed pytaniem o sens własnego życia i ocenę swoich działań.

Cierpienie będące nieuniknionym aspektem egzystencji działa niczym katalizator, który może przyspieszyć odkrywanie własnego ja i silniejsze angażowanie się w życie lub doprowadzić do oderwania się od niego. Według ­Frank­­la „im bardziej człowiek próbuje uniknąć przykrości lub cierpienia, tym głębiej pogrąża się w rozpaczy” (Frankl, 1967, s. 127). Pośród niepewności życia to właśnie cierpienie może stać się potencjalnym źródłem energii do poszukiwania głębszego poczucia sensu i tworzenia nowych wartości nadających pełniejszy wymiar naszym doświadczeniom. Robert G. Olson sugeruje, że 

frustracja, brak poczucia bezpieczeństwa i bolesne starania stanowią nieunikniony los człowieka, a jedyne życie, jakie warto przeżyć, to takie, w którym można stawić czoła temu faktowi; jeśli bowiem egzystencjaliści mają rację, to właśnie życie pełne frustracji, niepewności i bolesnych zmagań samo w sobie generuje wartości, a wartości w ten sposób generowane są jedynymi realnie możliwymi do zrealizowania i prawdziwie godnymi ludzkiego dążenia (Olson, 1962, s. 14).

Przesycona ciągłym zmaganiem się z absurdem kondycja ludzka stwarza więc wyjątkową okazję do narodzin samoświadomej istoty, która nie tylko jest w stanie przetrwać absurdalne sytuacje, alienację i trudności, lecz jednocześnie angażuje się w twórcze działania o dużej duchowej wadze, mające wartość transformacyjną tak na poziomie osobistym, jak i społecznym. Jeśli jednak nie uda nam się odpowiednio docenić tego potencjału, może okazać się, że ujrzymy coś zupełnie przeciwnego: zamiast kreatywności – zniszczenie, a zamiast nowych wartości nihilizm, czyli ich całkowitą utratę. Na każdym rozdrożu ludzkiej egzystencji ujawniają się wybory, a nasza indywidualna reakcja na nie określa to, kim się stajemy.

Pytanie o sens życia to centralne pytanie całego ruchu egzystencjalistycznego, a myśli o egzystencji pojawiają się w naszej głowie, gdy mierzymy się z trudnościami, niepewnością czy ogromnym cierpieniem. Postawę egzystencjalną obserwujemy zarówno w ­najstarszych cywilizacjach, jak i w latach poprzedzających i następujących po wojnach i plagach, a zwłaszcza po drugiej wojnie światowej. Dzisiaj, kiedy wraz z nowym wiekiem pojawiły się w naszym życiu nowe źródła udręki i niepewności, po raz kolejny wracamy do kluczowych pytań o to, kim jesteśmy i w jaki sposób możemy przetrwać.

W swoich rozważaniach na temat znaczenia psychologii egzystencjalnej Dmitry Leontjew pisze:

ludzie muszą na nowo nauczyć się żyć w niestabilnym, nieprzewidywalnym świecie, bez pewników, wskazówek i gwarancji, świecie, który zaprasza nas do podejmowania ryzyka i doświadczania poczucia winy i własnych błędów, ale także triumfów i nagród. W egzystencjalnym światopoglądzie nie ma immanentnego tragicznego pierwiastka, poza świadomością, że świat jest kruchy […]. Psychologia egzystencjalna ma dawać ludziom odwagę do brania odpowiedzialności za działanie bez pewności powodzenia (Leontjew, 2004, s. 105).

Tego rodzaju psychologia ludzkiej egzystencji staje się możliwa dopiero wtedy, gdy mierzymy się z tezą, że życie może być pozbawione sensu. To właśnie kryzys sensu wymaga bowiem autorefleksji i wnikliwego wejrzenia w głąb siebie. Autorefleksja jest i musi być pierwszym krokiem w kierunku zajęcia się kwestią sensu lub bezsensu istnienia. Mimo to coraz częściej jesteśmy świadkami impulsywnych, a wręcz odruchowych metod poznawania, które stoją w opozycji do spoglądania do wewnątrz, które jest tak ważne, zwłaszcza w przebiegu rozważań na temat egzystencji. Osoby, które przeżyły wielkie nieszczęścia, pokazały nam, że najbardziej niszczycielski wróg nie czai się na zewnątrz, ale w nas samych. Prawdziwa bitwa polega na konfrontacji poczucia sensu z bez­sensownością. Jeśli bowiem uda nam się odkryć lub stworzyć poczucie sensu, nasze życie wypełni świadomość obranego kierunku i wewnętrznego spełnienia. Dlatego jednym ze stale przewijających się motywów jest ten mówiący, że „aby życie miało sens, musi łączyć się z innymi rzeczami lub wartościami poza nim samym” (Nozick, 1981, s. 594). Ta idea będzie powracać na stronach tej książki, zarówno przy okazji Kierkegaarda, jak i Frankla czy Tołstoja. Sens istnienia należy odnaleźć w życiu w sposób zaangażowany, najpierw afirmując, a następnie przekraczając siebie.

Badając to, co składa się na wypełnione sensem życie lub działanie, Garrett Thomson przedstawia dwie propozycje. Przede wszystkim sugeruje, że znaczące przedsięwzięcia cechuje wewnętrzna wartość, przez co nie są one ani definiowane, ani mierzone za pomocą kryteriów zewnętrznych. Ponadto, podobnie jak Kierkegaard, uważa, że znaczenie istnienia nie jest abstrakcją, ponieważ wyłania się ze sposobu, w jaki żyjemy. „To ważne wnioski” podkreśla, „mają bowiem zastosowanie nawet wtedy, gdyby okazało się, że Bóg ma dla nas jakiś cel, i nawet jeśli istnieje wieczne życie po życiu. Nawet jeśli istnieje cel, o który warto walczyć, cały sens tkwi w walce” (Thomson, 2003, str. 58).

Skupienie się na odkrywaniu znaczenia przez jednostki i definiowanie go jako zjawiska wywodzącego się z wnętrza jest nie do przecenienia. Żyjemy w świecie, w którym wiedza i informacje są postrzegane jako jedno i to samo. Co gorsza, nawet różnica między informacją a mądrością zdaje się zanikać. Wszystko, czego potrzebujemy, to wystarczająco szybki elektroniczny gadżet, który pozwala nam wyszukiwać w sieci „właściwe” rozwiązanie naszych kłopotów. Niestety, tak zdobyte odpowiedzi powodują raczej zamieszanie i oddalają nas od własnego ja, co z czasem prowadzi do coraz silniejszego poczucia wewnętrznej pustki, której należy unikać lub którą trzeba leczyć. Kolejnym sposobem pogłębiania duchowej pustki jest wmuszanie w człowieka znaczenia słowami: „To jest sens twojego życia, to dlatego jesteś tu i właśnie to musisz zrobić”. Wszelkie tego rodzaju próby zwiększają jedynie dystans dzielący człowieka i wewnętrzną jaźń, burzą nadzieję na odkrycie samego siebie i tworzą kierowany przez czynniki zewnętrzne byt wrażliwy na chaos i zamęt. Chorobę wynikającą z bycia „przymuszanym do sensu” najlepiej obrazują słowa Kierkegaarda:

Z dnia na dzień człowiek marnieje, staje się coraz chudszy. Z jakiego powodu? Ponieważ cierpi niedostatek. „Nie, z pewnością nie – powie lekarz. – To nie to, faktycznie chodzi o jedzenie, ale raczej o to, że pacjent je, kiedy nie musi, kiedy nie jest głodny, stosuje środki pobudzające apetyt i w ten sposób niszczy układ trawienny i zanika, tak jakby faktycznie cierpiał niedostatek”. A więc to religijność. Najbardziej fatalną z rzeczy jest zaspokojenie pragnienia, którego jeszcze nie odczuwamy, ale którego się spodziewamy lub które stymulujemy, aby doprowadzić się do stanu, który ma przypominać pragnienie, które następnie zaspokajamy. To szokujące! A jednak to właśnie czynią ludzie religijni, okradając innych z tego, co stanowi o znaczeniu życia i pomagając im marnieć (Bretall, 1973, s. 444).

Wspomniany przez Kierkegaarda człowiek jest „karmiony” pewną wiedzą, mimo że nie zaczął nawet pytać, czego prag­nie. To dlatego, choć wciąż odżywiany, staje się „coraz chudszy”, ponieważ karmi się nie tym, co trzeba i w niewłaściwym czasie. Religie, teorie i filozofie mogą być źródłem inspiracji, jednak żadna z ich nauk nie odpowie na pytanie o sens istnienia człowieka, który musi sam odnaleźć go lub stworzyć. Człowiek musi żyć znaczeniem na co dzień i stosować je w swoim działaniu. Do równania życia musimy podstawić w pełni osobiste zaangażowanie, bez którego skazujemy się na ślepe wyznawanie reguł, edyktów, filozofii czy teologii i niewłączanie ich do szczerej, ludzkiej egzystencji.

W tym duchu Frankl (1984) sugeruje, że na pytanie o znaczenie może odpowiedzieć wyłącznie jednostka, która je zadaje i która szuka na nie odpowiedzi. Innymi słowy nie istnieje prosta recepta czy mapa, która pozwoli nam odnaleźć sens. Los każdej osoby jest wyjątkowy i dlatego każdy z nas potrzebuje innego atlasu, a nie prostego, dwuwymiarowego zestawu wskazówek. Wynika to z dynamiki życia i dynamiki człowieka i z tego, że w każdej sytuacji może pojawić się nowa potrzeba nadania znaczenia temu, co robimy i w jaki sposób dążymy do osiągnięcia celu. Znaczenie określane w danej chwili zawsze znajduje swoje spełnienie w przyszłości.

Przeżywając życie bez znaczenia, musimy spodziewać się zarówno osobistych, jak i społecznych konsekwencji. Joske pisze, że brak sensu może skutkować czymś, co określa mianem „bezwartościowości, bezcelowości, trywialności i daremności” (Joske, 1982, s. 252). Owe symptomy wyraźnie wskazują na to, że poszukiwanie źródła kierunku może być wymagające. Wszak poczucie bezwartościowości przekłada się zwykle albo na głęboką utratę poczucia własnej wartości, albo przeciwnie – na narcystyczną postawę, u której podstaw leży próba ukrycia egzystencjalnej pustki. Trywialność i daremność także mogą przekładać się na utratę wartości i pogłębiać nihilistyczną postawę skutkującą autodestrukcją lub niszczeniem innych ludzi. Nie mając poczucia sensu, zaczynamy nieroztropnie szukać szybkich rozwiązań dręczących nas problemów, a podejmując impulsywne decyzje, możemy krzywdzić siebie i innych i wpadać w nałogi, których celem jest zatuszowanie wewnętrznej nicości. Po raz kolejny widzimy więc, że samo znaczenie może okazać się przewodnikiem, który wskaże nam drogę pośród niepewności.

Poczucie braku sensu sprawia, że radzenie sobie ze stresującymi, wymagającymi wydarzeniami może okazać się wyjątkowo trudne, zwłaszcza jeśli stresory są nieprzewidywalne, silne i długotrwałe (Maddi, 1998). Znaczenie może więc też pełnić rolę tarczy, którą osłonimy się przed nadmiernym, długofalowym stresem. Obszerna, oparta na wiedzy empirycznej literatura dotycząca zjawiska „twardej osobowości” jasno sugeruje, że osoby o największym poczuciu sensu i celu radzą sobie znacznie lepiej niż pozostali i skuteczniej rozwiązują nawet najbardziej stresujące problemy.

Kiedy uważnie przyjrzymy się biografiom osób, które przeżyły ogromne tragedie, a mimo to były w stanie pozytywnie wpłynąć na życie innych, dostrzeżemy pewne podobieństwa w ich postawie i zachowaniu, z których najczęstszym okazuje się właśnie przekonanie o sensie i celowości. Kolejną charakterystyczną cechą jest żarliwa chęć przekształcenia osobistej tragedii w okazję do pomocy innym, podobnie dotkniętym przez los ludziom lub dążenie do zapobieżenia cierpieniu wynikającemu z tych samych przyczyn. Osoby o twardej osobowości nie myślą o sobie jako o ofiarach tragedii, lecz jako o ocalonych, którzy dzięki swoim przejściom mają przesłanie, którym chcą się podzielić (Baumeister, 1991, Taylor, 1983).

Na tym etapie dociekań możemy już dostrzec krytyczną przemianę zachodzącą u osób, które odnajdują sens swojego istnienia. Tacy ludzie żyją z pasją i służą innym poprzez zobowiązania, jakie podejmują. Odkrycie osobistego sensu zmusza ich zatem do przekroczenia granic narcystycznego ja i dzielenia się swoim doświadczeniem. Ludzie czujący sens zdają sobie sprawę, że to właśnie interakcja z innymi sprawia, że ich życie nabiera kształtu i że to dzięki niej ich wybory zaczynają określać to, kim się stają. Jak mówi Simone de Beauvoir, „ponieważ jednostkę definiuje się poprzez jej stosunek do świata i innych jednostek, istnieje ona wyłącznie poprzez przekraczanie siebie, a jej wolność może być osiągnięta jedynie poprzez wolność innych. Jednostka usprawiedliwia swoje istnienie ruchem, który podobnie jak wolność wypływa z jej serca, ale prowadzi poza nią… Człowiek jest wolny; znajduje swoje prawo we własnej wolności. Najpierw musi ją przyjąć i nie uciec przed nią, a żeby tego dokonać uznaje ruch konstruktywny (człowiek nie istnieje bez robienia czegoś) i negatywny, który odrzuca ucisk, zarówno w stosunku do siebie, jak i innych” (Beauvoir, 1976, s. 156). Kreatywność, poczucie celu i pasja stanowią niejako skutek uboczny zyskania opisanej powyżej świadomości.

Według Rollo Maya w porównaniu z człowiekiem, który po prostu dostosowuje się do sytuacji życiowych, osoba kreatywna nie tylko adaptuje się, ale doskonale radzi sobie pod presją, jest bowiem zorientowana na działania przepełnione sensem obejmujące zarówno ją, jak i innych. Jego zdaniem „twórczy człowiek jest w stanie doceniać istnienie w trzech wymiarach – afirmować siebie, afirmować bliźnich i afirmować przeznaczenie. Życie ma dla niego znaczenie, a to, że jest wartościowy dla swoich bliskich, dodaje mu otuchy […]. Wszystko to oznacza z kolei, że odpowiedź na podstawowe pytanie jest pozytywna: człowiek ma zaufanie do swego przeznaczenia” (May, 1940, s. 19). Idąc za Mayem, można dojść do wniosku, że podobnie jak poszukiwanie sensu również kreatywność jest kwestią wyboru. Zarówno odkrywanie znaczenia, jak i twórcze działanie stanowią sedno człowieczeństwa. Żadna z tych czynności nie dzieje się w sposób nieświadomy lub pośredni, ponieważ każda wymaga woli i intencjonalności. Obie rodzą się z wolności i wymagają od nas autentyczności, indywidualności i samotranscendencji.

1 L. Tołstoj, Dzienniki 1847–1894, przeł. M. Leśniewska, Kraków 1973, e-book 2008.

2 W swoich pismach Pico posługuje się słowem „Adam”, jednak ja obstaję przy „człowieku”, ponieważ jest to dokładniejsza definicja hebrajskiego Adama, często tłumaczonego właśnie jako „człowiek”.

3 G. Pico della Mirandola, Mowa o godności człowieka, przeł. Z. Nerczuk, M. Olszewski, Warszawa 2010, s. 39.

-1 M. Heidegger, Czym jest metafizyka? w: tenże, Znaki drogi, przeł. S. Blandzi, Warszawa 1995, s. 320.

-1 Niektórzy błędnie posługują się tu określeniem filozofii presokratejskiej, tymczasem Nietzsche wyraźnie rozdziela filozofów tworzących przed Platonem i przed Sokratesem. Co znaczące, wielu filozofów przed Platonem kładzie o wiele mniejszy nacisk na metafizykę, a ich pełne życiowej pasji dzieła dotyczące natury egzystencji o wiele bardziej skupiają się na tu i teraz.

-1 Należy tu dokonać rozróżnienia między doświadczeniami wspólnymi dla ludzi, i dajmy na to, zwierząt. W przypadku człowieka nie musimy badać doświadczeń związanych z jedzeniem lub zaspokajaniem innych potrzeb biologicznych. Chodzi nam bowiem o wyjątkowe doświadczenia, które czynią nas ludźmi, takie jak zmaganie się z nieuchronnością śmierci, niepokój towarzyszący podejmowaniu decyzji, borykanie się z utratą sensu czy absurdem.

-1 V. Frankl, The doctor and the soul,New York, 1960.

-1 Nawiasem mówiąc, doskonały przykład znajdziemy w naszym krótkim omówieniu Wojny i pokoju, której bohater Piotr Bezuchow zmienia religie i miota się między różnymi wspomagającymi praktykami w nadziei na odnalezienie choćby śladu sensu w swoim życiu.

-1 A. Camus, Mit Syzyfa w: Eseje, przeł. J. Guze, Warszawa 1975, s. 86.

-1 Według Ronalda Davida Lainga (1990), termin „samoświadomość” może mieć dwa bardzo różne znaczenia. Pierwsze to „świadomość siebie samego i świadomość siebie jako obiektu czyjejś obserwacji” (s. 106). Drugie wiąże się ze skrępowaniem („Patrzyli na mnie w sposób, który sprawił, że sam zacząłem się sobie przyglądać”). W pismach egzystencjalistów mamy do czynienia z pierwszym znaczeniem, czyli z samoświadomością prowadzącą do pytań o tożsamość i cel.

-1Gilgamesz. Epos starożytnego dwurzecza, przeł. R. Stiller, Warszawa 1980, e-book 2011.

-1 J.P. Sartre, Egzystencjalizm jest humanizmem, przeł J. Krajewski, Warszawa 1998, s. 28–29.

-1 To pytanie stanowi centralny motyw w historii Iwana Iljicza, do której niedługo wrócimy.

-1 S. Kierkegaard, Albo-albo, przeł. M. Hammermeister, Gdańsk 2015, t. 2, s. 141.

-1 Tamże, s. 141.