W obronie lewicowego populizmu - Chantal Mouffe - ebook + książka

W obronie lewicowego populizmu ebook

Mouffe Chantal

4,1

Opis

Żyjemy w czasach powszechnego triumfu populizmu, w którym „lud” zostaje przeciwstawiony jakimś „elitom”. Polityczna oligarchia próbuje z nim walczyć, broniąc społecznego status quo. Chantal Mouffe dowodzi jednak, że jedyną skuteczną odtrutką na nacjonalistyczny populizm prawicy jest populizm lewicy skupiony m.in. na powszechnym poczuciu równości. „Populistyczny moment” to również zdaniem autorki świetna okazja, by zmierzyć się z powrotem polityczności po latach panowania postpolityki.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 99

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (16 ocen)
6
6
4
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Seria Idee [68]

Seria wprowadza w polski obieg idei najważniejsze prace z zakresu filozofii i socjologii politycznej, teorii kultury i sztuki. W serii publikowane są przekłady, a także prace polskich autorów oraz wznowienia. Jej głównym celem jest systematyczna budowa intelektualnej bazy dla ruchów lewicowych oraz aktywne włączanie w polskie debaty publiczne nowych dyskursów krytycznych. Chodzi o radykalną zmianę języka publicznego, a co za tym idzie – sposobów myślenia o najistotniejszych kwestiach współczesności.

Ernestowi

Powtórzę więc tylko, że jest rzeczą jak najbardziej prawdziwą i znajdującą potwierdzenie w historii, iż ludzie mogą pomagać fortunie, ale nie mogą jej się sprzeciwiać; mogą splatać przędzone nią nici, ale nie mogą ich zrywać. Nie wolno im jednak nigdy opuszczać rąk. Nie znają zamysłów fortuny ani jej dróg zawiłych i tajemnych i dlatego nie powinni nigdy tracić nadziei, nie powinni nigdy zaprzestawać swych wysiłków, choćby spotkało ich największe nieszczęście i trapiła najgorsza udręka.

Niccolò Machiavelli, Rozważania nad pierwszym dziesięcioksięgiem historii Rzymu Liwiusza[1]

[1] Przeł. Krzysztof Żaboklicki, Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2009, s. 235.

Wstęp

U źródeł tej książki leży moje przekonanie, że lewica musi pilnie zrozumieć naturę dzisiejszej koniunktury i wyzwanie, jakim jest „moment populistyczny”. Jesteśmy świadkami kryzysu sprawującej hegemonię formacji neoliberalnej, a kryzys ten stwarza możliwość budowy bardziej demokratycznego porządku. Aby wykorzystać tę okazję, musimy koniecznie zrozumieć naturę przemian, które zaszły w ciągu ostatnich trzydziestu lat, i konsekwencje, jakie niosą one dla demokratycznej polityki.

Jestem przekonana, że stan chaosu, w którym jest tak wiele partii socjalistycznych i socjaldemokratycznych, wynika z tego, że trzymają się one kurczowo nieodpowiedniej koncepcji polityki – takiej, której krytyka od wielu lat stoi w centrum moich rozważań. Rozpoczęłam ją w książce Hegemonia i socjalistyczna strategia. Przyczynek do projektu radykalnej polityki demokratycznej, napisanej wspólnie z Ernestem Laclau i wydanej w 1985 roku.

Motywowało nas wówczas, że polityka lewicowa, zarówno w wersji marksistowskiej, jak i socjaldemokratycznej, nie była w stanie zrozumieć całej serii ruchów społecznych, które pojawiły się w następstwie rewolucji 1968 roku. Ruchy te związane były z oporem wobec rozmaitych form dominacji, których nie dało się ująć w kategoriach klasowych. Druga fala feminizmu, ruch gejowski, walka z rasizmem i kwestie związane ze środowiskiem naturalnym dogłębnie odmieniły panoramę polityki, jednak tradycyjne partie lewicowe nie umiały odpowiedzieć na oczekiwania tych ruchów, ponieważ nie były w stanie uznać, że miały one charakter polityczny. Postanowiliśmy zbadać przyczyny takiej sytuacji z zamiarem znalezienia sposobu przezwyciężenia tych słabości.

Prędko zdaliśmy sobie sprawę, że przeszkody, które należało pokonać, wiązały się z esencjalistyczną perspektywą dominującą w lewicowym myśleniu. Zgodnie z tym podejściem, które nazwaliśmy „esencjalizmem klasowym”, tożsamości polityczne podmiotów społecznych wynikają z ich pozycji w relacjach produkcji, a pozycja ta określa zarazem interesy owych podmiotów. Nic dziwnego, że przyjmując taką perspektywę, nie dało się zrozumieć oczekiwań, które nie opierały się na kategorii „klasy”.

Ważną część książki poświęciliśmy wtedy na obalenie podejścia esencjalistycznego, do czego posłużyły nam spostrzeżenia zapożyczone z poststrukturalizmu. Łącząc je z obserwacjami Antonia Gramsciego, sformułowaliśmy alternatywne podejście „antyesencjalistyczne”, w ramach którego można zrozumieć wielość walk przeciwko różnym formom dominacji. Aby wyrazić w sposób polityczny takie sformułowanie dążeń, zaproponowaliśmy przedefiniowanie projektu socjalistycznego w kategoriach „radykalizacji demokracji”.

Nasz projekt polegał na ustanowieniu „łańcucha ekwiwalencji”, wyrażającego żądania klasy pracującej w połączeniu z żądaniami nowych ruchów, tak by skonstruować „wolę zbiorową” w celu utworzenia tego, co Gramsci zwał „hegemonią ekspansywną”. Formułując projekt lewicowy w kategoriach „radykalnej i pluralistycznej demokracji”, wpisaliśmy go w szersze pole demokratycznej rewolucji, wskazując, że wiele walk o emancypację ugruntowanych jest na pluralizmie podmiotów społecznych i ich walk. Pole konfliktu społecznego zostało tym samym poszerzone, zamiast koncentrować się na „podmiocie uprzywilejowanym”, takim jak klasa pracująca. Żeby było jasne: wbrew niektórym nieszczerym interpretacjom tego, co chcieliśmy powiedzieć, nie oznacza to, że nadajemy prymat żądaniom nowych ruchów kosztem oczekiwań klasy pracującej. Podkreślaliśmy jedynie, że lewicowa polityka musi wyrażać walki dotyczące różnych form podporządkowania, nie nadając a priori żadnej z nich centralnego znaczenia.

Wskazywaliśmy również, że poszerzenie i radykalizacja walk demokratycznych nie doprowadzi nigdy do w pełni wolnego społeczeństwa, a projektu emancypacyjnego nie można już rozumieć jako eliminacji państwa. Zawsze bowiem będą występowały antagonizmy, walki i częściowa nieprzejrzystość tego, co społeczne. To dlatego musieliśmy porzucić mit komunizmu jako społeczeństwa transparentnego i żyjącego w harmonii, co w oczywisty sposób miało się wiązać z końcem polityki.

Książka została napisana w koniunkturze naznaczonej kryzysem hegemonicznej formacji socjaldemokratycznej ugruntowanej po II wojnie światowej. Wartości socjaldemokratyczne były wówczas kwestionowane przez neoliberalną ofensywę, wciąż jednak miały jeszcze wpływ na kształtowanie zdroworozsądkowych postaw w Europie Zachodniej. Naszym celem było wyobrażenie sobie, jak można ich bronić i, co więcej, dokonać ich radykalizacji. Niestety, kiedy w 2000 roku ukazało się drugie wydanie Hegemonii i socjalistycznej strategii, w nowym wstępie do książki zauważyliśmy, że w ciągu piętnastu lat, jakie minęły od pierwszego wydania, nastąpił tak naprawdę poważny regres. Pod pretekstem modernizacji coraz więcej partii socjaldemokratycznych porzucało swoją tożsamość „lewicową”, eufemistycznie określając się na nowo jako „centrolewica”.

Tę właśnie nową sytuację analizowałam w Polityczności[2], która ukazała się w roku 2005. Badałam w tej książce wpływ „trzeciej drogi”, ujętej teoretycznie w Wielkiej Brytanii przez Anthony’ego Giddensa, a praktykowanej tam przez Tony’ego Blaira i jego Nową Partię Pracy. Pokazałam, że nowy centrolewicowy rząd, akceptując hegemoniczną przestrzeń ustanowioną przez Margaret Thatcher wokół dogmatu, że nie ma alternatywy dla neoliberalnej globalizacji, czyli jej słynnej „TINA”, wprowadził w efekcie w życie to, co Stuart Hall nazwał „socjaldemokratyczną wersją neoliberalizmu”. Twierdząc, że antagonistyczny model polityki oraz podział na lewicę i prawicę stał się zbędny, a jednocześnie wychwalając „konsensus centrum” między centroprawicą i centrolewicą, tak zwane radykalne centrum upowszechniało technokratyczną formę polityki, w której nie było miejsca na konfrontację między partiami, a jedynie na neutralne zarządzanie sprawami publicznymi.

Jak mawiał Tony Blair: „Nie chodzi o wybór między lewicową a prawicową polityką gospodarczą, lecz o wybór między złą a dobrą polityką”. Neoliberalną globalizację postrzegano jako los, z którym należy się pogodzić, a sprawy polityki ograniczono do zwykłych kwestii technicznych, z którymi mieli sobie radzić eksperci. Obywatelom nie pozostawiono miejsca na realny wybór między różnymi projektami politycznymi, a ich rolę ograniczono do akceptowania „racjonalnej” polityki wypracowanej przez ekspertów.

W odróżnieniu od tych, którzy oceniali to jako postęp dojrzewającej demokracji, ja twierdziłam, że ta „postpolityczna” sytuacja była źródłem narastającej stopniowo niechęci do instytucji demokratycznych, a jej efektem była coraz niższa frekwencja wyborcza. Przestrzegałam również przed coraz częstszymi sukcesami prawicowych partii populistycznych, stwarzającymi pozór, że proponują alternatywę, która oddawałaby ludziom głos odebrany przez elity establishmentu. Przekonywałam, że należy skończyć z postpolitycznym konsensusem i wzmocnić partyjny charakter polityki, tak by stworzyć warunki dla „agonistycznej” debaty o możliwych alternatywach.

W tamtym czasie – teraz zdaję sobie z tego sprawę – wciąż myślałam, że można przekształcić partie socjalistyczne i socjaldemokratyczne tak, by zrealizowały projekt radykalizacji demokracji, który proponowaliśmy w Hegemonii i socjalistycznej strategii.

Rzecz jasna tak się nie stało, a partie socjaldemokratyczne w większości zachodnioeuropejskich demokracji powoli chyliły się ku upadkowi, podczas gdy prawicowe partie populistyczne poczyniły znaczne postępy. Kryzys 2008 roku uwypuklił jednak sprzeczności tkwiące w modelu neoliberalnym i dziś neoliberalną formację hegemoniczną podważają rozmaite ruchy antyestablishmentowe zarówno z prawej, jak i z lewej strony. Tę nową koniunkturę, którą będę nazywać „momentem populistycznym”, zamierzam przeanalizować w tej książce.

Główny argument książki sprowadza się do tego, że aby zabrać głos podczas kryzysu hegemonicznego, trzeba ustanowić podział polityczny, a lewicowy populizm, rozumiany jako dyskursywna strategia konstrukcji politycznego podziału między „ludem” a „oligarchią”, ustanawia w obecnej koniunkturze taki typ polityki, jaki potrzebny jest do odbudowy i pogłębienia demokracji.

Gdy pisałam Polityczność, sugerowałam odnowienie podziału na lewicę i prawicę, ale teraz jestem przekonana, że w tradycyjnej konfiguracji podział ten nie jest już w stanie odpowiednio wyrazić zbiorowej woli, która zawiera w sobie rozmaitość stawianych dziś demokratycznych żądań. Moment populistyczny oznacza zbiór różnorodnych oczekiwań, których nie da się ująć tylko jako interesów powiązanych z określonymi kategoriami społecznymi. Co więcej, w neoliberalnym kapitalizmie pojawiły się nowe formy podporządkowania, poza procesem produkcji. Wynikły z nich żądania, które już nie wiążą się z sektorami społecznymi zdefiniowanymi w kategoriach socjologicznych i ich miejscem w strukturze społecznej. Żądania te – obrona środowiska, walka z seksizmem, rasizmem i innymi formami dominacji – coraz częściej odgrywają główną rolę. To dlatego dziś podział polityczny musi zostać skonstruowany w sposób „populistyczny”, poprzeczny. Niemniej jednak twierdzę zarazem, że sam wymiar „populistyczny” nie wystarczy, by dookreślić rodzaj polityki, jakiego wymaga obecna sytuacja. Musi być on określony jako populizm „lewicowy”, by wskazać wartości, którymi się kieruje.

Uznając za kluczową rolę, jaką odgrywają w myśleniu o polityce w naszych społeczeństwach dyskursy demokratyczne, i ustanawiając wokół demokracji jako znaczącego hegemonicznego łańcuch ekwiwalencji między wieloma walkami przeciw podporządkowaniu, lewicowa strategia populistyczna odpowiada na aspiracje wielu ludzi. Twierdzę, że w ciągu najbliższych kilku lat główna oś konfliktu politycznego przebiegać będzie między populizmem prawicowym a lewicowym. W rezultacie dzięki konstrukcji „ludu”, zbiorowej woli, która wynikać będzie z mobilizacji wspólnych emocji w obronie równości i sprawiedliwości społecznej, będzie można pokonać ksenofobiczną politykę wprowadzaną przez populizm prawicowy.

Stwarzając na nowo podziały polityczne, „moment populistyczny” wskazuje na „powrót polityczności” po latach postpolityki. Powrót ten może otworzyć drzwi rozwiązaniom autorytarnym, przez reżimy, które osłabiają instytucje liberalnej demokracji, może on jednak doprowadzić też do wzmocnienia i rozszerzenia wartości demokratycznych. Wszystko będzie zależeć od tego, którym siłom politycznym uda się ustanowić hegemonię aktualnych żądań demokratycznych i którego rodzaju populizm wyjdzie zwycięsko z walki z postpolityką.

[2] Wyd. polskie: Chantal Mouffe, Polityczność. Przewodnik Krytyki Politycznej, przeł. Joanna Erbel, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2008 [przyp. tłum.].

1. Moment populistyczny

Chciałabym od razu jasno zaznaczyć, że moim celem nie jest dodanie kolejnych argumentów do jakże bogatego pola „badań nad populizmem”, nie mam też zamiaru wdawać się w sterylną akademicką debatę na temat jego „prawdziwej natury”. Książka ta jest głosem w tonie politycznym i otwarcie przyznaję się do zaangażowania. Zdefiniuję, co rozumiem pod pojęciem „lewicowego populizmu”, i będę przekonywać, że w aktualnej koniunkturze to odpowiednia strategia, by odzyskać i pogłębić ideały równości i suwerenności ludu, które są konstytutywnymi składnikami polityki demokratycznej.

Mój sposób myślenia jako teoretyczki polityki wywodzę od Machiavellego, który, jak przypomniał nam Louis Althusser, zawsze sytuował siebie „w koniunkturze” zamiast „poza nią”. Idąc za przykładem Machiavellego, wpiszę swoje przemyślenia w konkretną koniunkturę, szukając tego, co nazywał on verita effetuale de la cosa (prawdą skuteczną) „momentu populistycznego”, a czego jesteśmy teraz świadkami w krajach zachodnioeuropejskich. Ograniczam moją analizę do Europy Zachodniej, ponieważ, choć zagadnienie populizmu bez wątpienia jest również istotne w Europie Wschodniej, to kraje te wymagają osobnej analizy. Cechuje je szczególna historia komunistyczna i mają właściwą sobie kulturę polityczną. To samo dotyczy różnych form populizmu latynoamerykańskiego. Choć da się dostrzec „podobieństwa rodzinne” między różnymi jego odmianami, wiążą się one z poszczególnymi sytuacjami i trzeba podchodzić do nich w nawiązaniu do specyficznych kontekstów. Mam nadzieję, że moje refleksje na temat koniunktury w Europie Zachodniej pozwolą wyciągnąć wnioski, które będzie można zastosować do analizy innych sytuacji populistycznych.

Choć mój cel jest polityczny, znaczna część rozważań będzie teoretyczna, ponieważ lewicowa strategia populistyczna, której będę bronić, opiera się na antyesencjalistycznym podejściu teoretycznym, zgodnie z którym społeczeństwo jest zawsze podzielone i dyskursywnie konstruowane przez praktyki hegemoniczne. Duża część krytyki pod adresem „lewicowego populizmu” wynika z tego, że krytycy nie rozumieją takiego podejścia i dlatego ważne jest, by je dobitnie wyjaśnić. Prezentując moje argumenty, będę odwoływać się niejednokrotnie do głównych założeń podejścia antyesencjalistycznego. Dalsze wyjaśnienia znajdują się w dodatku teoretycznym na końcu książki.

Aby wyjaśnić wszelkie możliwe nieporozumienia, zacznę od wskazania, co rozumiem przez „populizm”. Porzucę obraźliwe znaczenie tego pojęcia, narzucone przez media, by zdyskwalifikować wszystkich, którzy opierają się status quo, i podążę drogą analizy wytyczoną przez Ernesta Laclau, pozwalającą na podejście do kwestii populizmu w szczególnie według mnie owocny sposób..

W książce Rozum populistyczny Laclau definiuje populizm jako dyskursywną strategię tworzenia politycznego podziału społeczeństwa na dwa obozy i wezwania do mobilizacji „słabszych” przeciw „tym u władzy”[3]. Nie