Nic prócz O - Krystyna Rodowska - ebook

Nic prócz O ebook

Krystyna Rodowska

0,0

Opis

Nic prócz O” to wybór wierszy znakomitej poetki, eseistki i tłumaczki literatury francuskiej i hiszpańskojęzycznej, Krystyny Rodowskiej. Obejmuje wiersze z lat 1968 – 2018, a więc pięćdziesięcioletni dorobek poetki. Autorka kilkunastu tomów wierszy i laureatka wielu nagród poetyckich, uhonorowana srebrnym medalem Gloria Artis, członkini Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i PEN Clubu oraz Poetas del Mundo [Poeci świata].  Jej wiersze tłumaczone na wiele języków to przykład poezji lingwistycznej, wywodzącej się z poetyckich poszukiwań Paula Valery’ego czy awangardowych wierszy Juliana Przybosia. Sama poetka tak pisze o swojej poezji: "Myślę, że każda indywidualna poezja musi odkryć dla siebie swój język: wydobyć go z języka ojczystego, danego nam wszystkim. To prawdziwe wyzwanie dla poety, ponieważ nie gdzie indziej jak w języku i poprzez język rozstrzyga się jego tożsamość.” Ale poezja Krystyny Rodowskiej to również magia, czary i miłosne zaklęcia. Myślę, że raczej to właśnie ta druga, magiczna, kategoria wierszy Krystyny Rodowskiej sprawia, że poezja ta jawi się jako zjawisko osobne i fascynujące na mapie polskiej poezji współczesnej. Wiersze Rodowskiej są zaklinaniem  i   o s w a j a n i e m  świata w najbardziej etymologicznym sensie tego słowa.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 123

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Redaktor prowadzący: Anna Piwkowska
Opracowanie redakcyjne: Anna Piwkowska
Posłowie: Katarzyna Bieńkowska
Korekta: Aleksandra Nizioł
Projekt graficzny okładki: Piotr Kieżun
Skład i łamanie: Aleksandra Olmińska
Ilustracja na okładce: Litografia Johna Goulda, „Ramphastos dicolorus (Linn.)”, „A Monograph of the Ramphasidae, or family of toucans”, London: 1833. Biodiversity Heritage Library. Domena publiczna
Wydanie pierwsze
Warszawa, 2019
© Copyright for this edition by Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2019 © Copyright by Krystyna Rodowska, Warszawa 2019
ISBN 978-83-66272-45-3
Księgarnia internetowa
www.piw.pl
Polub PIW na Facebooku!
www.fb.com/panstwowyinstytutwydawniczy
Państwowy Instytut Wydawniczy
ul. Foksal 17, 00-372 Warszawa
tel. 22 826 02 01
Konwersja: eLitera s.c.

Z TOMUGESTY NA ŚNIEGU, 1968

.

DOJRZEWANIE WINOGRON

Stanisławowi Grochowiakowi

Gdy kiście brzemienne

jestem przy nadziei:

czekam rozwiązania wezbranej zieleni

już w klinicznej bieli

Miąższ wycieknie sokiem

Słodka po nim plama

Żebra liści szronem

zapiszą się w szybie

Kształt winogron zrywam

już w milczeniu soków

i owoc wyciskam

z obwódek i oków

W którejś winnej uczcie

zapije się oko

1967

.

CZTERY PRZYKAZANIA OGNIA

I

bez twego oddechu

najstarsze dęby

nie wróżą klepki

II

nad krzewem gorejącym

i ptak najszczerszy

nie ćwierknie

III

płomień gdy śni o bąblach

języczy się jasno

IV

gorze tym

którzy w ogniu

kurczą się

o skórę

.

OFELIA

Głos jej tonie w zalewach oddechu

w wodorostach zaplątanych słów

w ustach bulgocą synkopy

zachodzącej kantyleny

Niewinność ma puste ramiona

w teatrze okrucieństwa Hamleta

Gałąź śpiewki chwyta za włosy

gałązka za bardzo czepliwa

pion przechyla w bezsilność poziomu

W drobnej fali ostatniej nuty

są zielone pokarmy podwodne

przeźroczystych słów wypowiedzianych

kępą ciszy – stałym lądem słów

W śpiewnym wianku odchodząc

podwodna

dziurawiona ujadaniem gwiazd

idzie prosto na ostrza ryb

w mrocznym mule zaniemówienia

1967

.

CZYTANIE

wodzę po sękach

zatopionego dębu

i zawieszam łaskę pytania

kruchy kostur palca –

na spękanej skórze

cudzych drzwi

po tamtej stronie

chorał głosów trących się w iskrzeniu

od których zapalam z trudem

zdolność przenikania

.

BALLADYNA

W gładkim czole

uwiązł cień

plama ciemna choć wykol sumienie

Kształty nie śpią

czuwa wiatr

od wspomnień rozdzwoniła się noc

Powtórz cios!

Zakop twarz!

Uśmiech który rozdarłaś!

Ścieżki snu

w malin krwi

Jawną pręgą wschodzą widoki

W gładkim czole

uwiązł cień

Pod

grzywką zasycha krew malin

Siny świt

szczęka w drzwiach

białym zębem

butelki mleka

.

WŁASNA TWARZ

W pierwszą noc wiosny gdy gwiazdy są tak blisko

że siadają w sierści srebrnych psów

a bruzdy rozchylonej ziemi

kołyszą ciała zapachów

i strumienie – gołębie snu

W czas topnienia obcości

na polach widocznych z porażonych okien

(barwa kwiatu rozrywa mi oczy

nie poznaję już że to róża

zamszowa rękawiczka w której

podaje się od wieków zachwyt)

W czas odwagi nadania nazwy

wydobycia z mulistych zapaści

nietkniętego kształtu jednej kropli –

mówię cicho najprościej:

Miłości moja

oddaję ci własną twarz

zaciągniętą innymi twarzami

twarz od spodu

najstarszą – najmłodszą

spod ostrego nowiu łagodności

.

PROŚBA O ŚMIERTELNOŚĆ

I mówią zmysły:

pokój w ciemnościach

niebiosa w ogniach

Jerzy Liebert, „Próby”

Nie wiem

czy odetchnę jeszcze w nowym słowie

jak nie wiem

czy dotrzepoczę myślą

otwarcia powieki

Proszę o śmiertelność

Jeśli chcę czegoś sięgnąć

to stropu twej czaszki której nie powtórzę

sklepieniem katedry srebrnej jak gruźlica

w wielkich płucach nocy

a nawet w palcach gdy w nich tylko miara

twej nieobecności

Anatomia jest dorzecznym nie dosłownym

miejscem z którego wyjąć można

żebro miłości

Proszę

o śmiertelność z tobą

o skorupkę jajka

o włos spadły na talerz

z twej chwilowej głowy

Do czasu bądźmy

na łasce

wieczoru gorzkich herbat w sygnaturce łyżki

1966

.

W POŚCIELI

Rankiem – opłotki palców

skostniałe na śniegu

wścielają sypkie przezieranie śmierci

ścieżki snu obleka gołoledź

Wieczór – jedwabiem wargi

wciąż niescerowanym

ścieli nas

w ciemnym podmuchu miłości

.

GRABARZE

Pragniesz mnie?

Swój bieg ścigasz we mnie

Ruchliwe pstrągi krwi

wibrują w chłodnych żyłach ziemi

Szukasz mnie?

Ileż mitów przepłoszę w tobie

o bieli bezbronnej w okrzykach

pochwyconej w korzenie

zgłodniałego drzewa

Otwórz mnie

wiatrem westchnień

błękitnymi nożami błyskawic

Pęknie wreszcie nasienie twej mocy

i zapadnie w strefy łąk znużonych

Pogrążony

im grób głębszy

dłużej będziesz śnił o zmartwychwstaniu

.

BIAŁE NOCE

dla A.T.

Cóż stąd że tyle wiemy o swej osobności?

Wiedza nas tylko miłośniej spopiela

i liczyć każe głuche młotki serca

w tętniącej kuźni jeszcze ciepłej skóry

Wypływasz w morze własnego wieczoru

ja się gdzie indziej wybieram tajemnie

i wspólna – właśnie śmiertelność tej pory

gestów na śniegu prószących bezsennie

Czuwam więc dzisiaj sklepieniem tej nocy

nad niedogasłą iskrą twego ciała

Cóż stąd że ty gdzieś w obłędnej karocy

mkniesz przez wyboje i splątane prawa?

1967

.

SOSNORYT

Gałąź sosny

spojrzeniem trącona

obsypała mnie śmiechem iglastym

W piasku

– jawie dziobatej o cierpliwych deszczach –

stopy wiersza zasypię

Kołysz teraz sosno

Utajona w swych słojach

wyjaśniasz mi nagość

i sęk z tobą

a drzewa wstyd we mnie

Chcę twój zapach wywołać

znaleźć jego imię

krople żywic

wywyższyć w łzy słońca

Gruboskórna po ludzku

czyś ty w drzeworycie

czy ja? – w piasku dziobatym

(deszcz niedawną ospą)

gdy usypiam korzenie

obudzona sosną?

.

ZNUŻENIE

La chair est triste, hélas!

et j’ai lu tous les livres

Stéphane Mallarmé, „Brise marine”

o drzewo osmucone

niedoniesioną koroną

literami szłam lasem stłumiona

pniem mijana

dotykiem sękata

w piach wpisana korzeniem pokrętnym

szorstko w białych włóknach

korzona

spierzchło sucho zielone listowie

i maliną zapiekła przecinka

w miąższu ciemnym

strudzone podróże

i krzew płonie nim błękit wypowie

aż rudzona zjesienniałym jeżem

wpełzłam w znaczeń butwiejących leże

.

RUCHOME PIASKI

(z inspiracji filmem „Kobieta z wydm”)

Zasypani powracają do tego co najbliższe

Ich słuch jest wynikiem przesypywania się piasku

w przeźroczystych klepsydrach ciał

Miarka piasku, miarka losu

Ich źrenice są otwarte i czarne

jak obojętność wody pozostałej na dnie

W języku silnych tutaj: pij zabij!

Po sznurowej drabince wyobraźni

wspina się z dołu tylko śmiech

W ich słonej skórze są powiększone ziarna

wszystkich tajemnic

ławice snu przejęte koralowym dreszczem

wilgotne pnie dotyku z bolesnym nacięciem

Nad głową ptak się waży jeszcze nienazwany

Zasypani powracają do tego co najdalsze

bo nie wiedzą że piekłem jest właśnie ucieczka

.

PRZECHODZENIE

Ta ulica w nocy płonie przeciągle

A w witrynach

chryzantemy strzępią rude jęzory

Na podwórku wierzba

szlocha w tynki

Twoje okno gwiazdą przechodzi

Spowiadają się stopy ziemi

przez kratę brukowych kamieni

1966

.

PRZEMIANY

Nagle zadrżało coś, jakieś przemycone piękno

I tylko to jest ważne.

Gabriel Celaya, „Tajemnica dziury w całym”

Stare mity grają w teatrze nowych znaczeń

Nietożsamości dowód wystawia nazwisko

Miłość wymienia ciała Jednym tchem przypadku

Pejzaż chwil mnie wymieni na słowa ginące

Dziś w powietrzu karnawał Tak głośno od kwiatów

że na skraju bieli przeczuwam konwalie

W bezkresnym łożu rodzą ciepłe noce

tarłowisko gwiazd Na piasku

szumią muszle Już z pamięci morza

Wyobraźnia sezon koncertów otwiera

Wojny odmieniają rodzaje broni

Nienawiść zmienia tylko maski

Okoliczności podrobią i uczciwą pamięć

A ja kwestę odprawiam na cel niewidoczny

w zapadłej kruchcie piękna I zazdroszczę drzewu

gdy burym pąkiem wróbla zapowiada kwiaty

Beztroska? Może jednak warto

uczyć się patrzeć rozważać obrazy

przystanąć choćby przed kamienną Niobe

o rysach wszystkich matek które pchnięto

cieniem

.

ANTYFONA POWSZEDNIA

Pod twoją obronę uciekam się

święte słowo rodzicielskie

Moim głodem i nadzieją

racz się żywić w potrzebach swoich

Z mojego losu

kładź swój ubity trakt

i na wszelakie przygody

wiedź mnie nierozważnie

Od twojej zemsty uciekam

słowo zdradliwe po którym

moje życie jest sierotą

Słowo złowione lecz nieuchwytne

Ogniowa próbo powietrza

w którym tli się nienasycenie żywiołów

Zapisana w konstelacjach ułudo harmonii

o której nic nie wie oddech ani tumult krwi

Moim przelotem iskry

zapal czyjś aż rzeczywisty las

A zapomnij o wszystkim co potrafisz

gdy spod powiek róża daje ognia

Z TOMUSTAN POSIADANIA, 1981

.

ZNAKI ŻYCIA

wieczne roz-

poczynanie niesłyszalnym

zdaniem

nie wiem skąd jestem

kto się tu pozbiera

majaczenie ramion wynoszących

pod wyślizgane niebo niewyraźną klęskę

człowiek jakiś

zawiany

własnymi skrzydłami

zasypianie z drzazgą

miłości pod powiekami

publiczne czernienie humoru

(byle nie przybrał innej barwy)

docenianie konkretu

kontraktu

ledwie ciało

którym wyglądam

nieostro

z prymitywnej wyrzutni

znaków życia

.

Z CYKLURWAĆ KSIĘŻYC PROSTO Z KRZAKA

.

BRZEMIĘ

jeszcze twej małej złości

nie ubiłam w piąstki

jeszcze dla twego płaczu

nie mam słów kołyski

najruchliwsza z tajemnic

kiedyż dam ci ciało

jeszcze dla twego głodu

nie ma mlecznych deszczów

z kryjówki – płci przebiśnieg

nie wykwitł mi jeszcze

jeszcze mnie kształt twej wargi

nie przedstawia przodkom

tajemnico zaprzeszła

kiedyż dam ci imię

ty jesteś moje brzemię

nim cię wtuli światło

i obca perła losu

tak mocno uwierasz

to z bólu

ciebie wydam

czerwiec 1968

.

RĄCZKI MOJEGO SYNA

dotykają moich oczu

badają

na co zastawiam pół widoczne sidła

z poruszonej twarzy

wybierają

ślepe naboje łez

rączki mojego syna – niemowlęta ręki

nieświadome

formuły stosu i całopalenia

pozdrawiają

zwierzę ognia z pazurkami blasku

rączki mojego syna – zachłanne rozgwiazdy

rączki mojego syna – prowizorka chwytań

szałasy wrażliwości

sklecone

z najdrobniejszych palców

rączki mojego syna – ten zapach palczasty

rączki mojego syna – niewidomy jaśmin

rwą księżyc prosto z krzaka

1970

.

NOWE OCZY

dlaczego – pytasz – mam rozdarte spodnie?

nasze zabawy dostały oczu

akurat na kolanach

a ty chcesz łatać to co lata?

ciągle chcesz ze mnie zrobić

człowieka

z kumplami

zrywaliśmy cudze jabłka

(świeciły jak gwiazdozbiory!)

a niebo nic

gdzieś zapodział mu się ten karzący

(za takie rzeczy?) pradawny

miecz

hi hi hi

zmyśliła go na pewno stara

siostra od religii

której Pan Bóg pomieszał się z zapachem

jabłonek za blokami

a jej kolana niedowidzą

czy Pan Bóg był jeszcze

przed dinozaurami?

przecież kiedyś i on musiał powstać

ja lubię

nieznane zwierzęta – od nich

świat jest jeszcze dziwniejszy

chyba dlatego będę zoologiem

jutro pięć lekcji

dostaniemy

nowe oczy

metody

znaki nieskończoności

całuję cię ∞ razy twój

syn

październik 1978

.

PAŹDZIERNIK MIESIĄCEM OSZCZĘDNOŚCI

(dialog z dzieckiem)

Mam pomysł: zaróbmy jakieś mnóstwo

Trochę wrzucisz mi do glinianej świni

– Lepiej pomnóżmy jesień

Jeszcze jej trochę jest

– Kupisz mi nowy płaszczyk?

Ile będzie kosztował?

– Patrz, parę złotych

przykleiło się do twojej podeszwy

1975

.

Z LĘKÓW I MARZEŃ DZIECIŃSTWA

Chichoczącą

tajemnicę tulisz w twych szczupłych ramionach

Bo ty nie ogarniasz mnie już okiem wnętrza

tam gdzie wezbrałem ciałem

Rosnę

znacznie wolniej niż zwierzę

kłuję cię przeczuciami moich metamorfoz

W mych zabawach w świat

hoduję jelonka z ciepłą mamą Ro

kocicę z puchatymi kłębuszkami małych

Trzymam cię na łańcuchu

słowa które może być tylko tobą:

mama

Wszystko inne jest bezdomnością

rozpędzoną jak potwór

w płaszczu mych przerażeń

Przyciąga mnie Potwór

z nieskończonym ogonem i przepaścią gęby

Żeby się bardziej nie bać nadaję mu kształty

uśpione w ciągu dnia w lufach moich kredek

Bawię się w tę podniecającą wojnę

Wywołuję Go sam z czarnych łbów zapałek

Dlatego ciebie proszę o kolory nieba

I żebyś została

ta sama

długowłosa jak bardzo ciepła noc

gdy kiedyś

ty oprzesz się na mnie

Daj mi tę gwiazdę

z twych wysokich oczu

Obiecaj

że Go pokonasz

1978

.

LISTY DO MOICH SIÓSTR

Marysi i Małgosi – umysłom ścisłym

1

Dlaczego od lat nie piszecie siostry

bliźniacze krople deszczu w ogrodach początku

siostry spłodzone przez ojca