Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

W zmowie z mordercą - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
10 listopada 2020
Ebook
39,90 zł
Audiobook
37,95 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,90

W zmowie z mordercą - ebook

Nieznany sprawca uprowadził i zabił jedenastoletnią dziewczynkę. Zakopiańska policja szybko wszczęła postępowanie, lecz główny podejrzany popełnił samobójstwo i motywy przestępstwa pozostały niejasne. Sprawę zamknięto, a śledztwo umorzono…

 

Mija właśnie piętnaście lat od tamtych wydarzeń. Paweł Wolski, dziennikarz śledczy z Warszawy, pisze artykuł na temat tej brutalnej zbrodni i odkrywa wiele nieścisłości oraz niezbadane przez policję wątki. Podążając ich tropem, dochodzi do przerażającego wniosku: morderca może wciąż być na wolności, a śmierć dziewczynki to zaledwie część mrożącej krew w żyłach prawdy…

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66297-82-1
Rozmiar pliku: 3,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

JESIEŃ

Nigdy nie lubił wstawać wcześnie rano, a już zwłaszcza wtedy, gdy pogoda raczej wprawiała go w depresyjny nastrój niż motywowała do działania. Czuł się wyjątkowo przygnębiony i zdołowany. Nie miał w sobie krzty energii. Intuicja podpowiadała mu, że będzie bardzo cierpiał, opuszczając swoje małe, ciepłe mieszkanie.

– Muszę... muszę... – mamrotał, zaciskając powieki.

Ponownie usłyszał ten sam dźwięk. To budzik w jego telefonie bezlitośnie informował o przedłużającej się drzemce. Nakrył głowę poduszką, ale na nic się to zdało.

– Dobra już, dobra. Wstaję... – Zdecydowanym ruchem sięgnął po komórkę, by jak najszybciej wyciszyć to „cholerstwo”.

Odetchnął z ulgą, delektując się spokojem panującym wokół. Po chwili przeciągnął się mocno i podniósł się resztkami sił, których rano powinien mieć przecież sporo.

Chłodna podłoga zadziałała na jego bose stopy zupełnie jak kubeł zimnej wody. Czym prędzej założył kapcie. Kapcie, które były dla niego czymś więcej niż zwykłymi domowymi klapkami. Uszyła mu je parę lat temu jego babcia. Dokładnie było to osiem lat temu. Pamiętał to jak dziś. Dostał je na swoje dwudzieste piąte urodziny. Wtedy, gdy przy znajomych odpakowywał prezent, chciał się zapaść pod ziemię. Widok włochatych, futerkowych kapci rozbawił wszystkich, tylko nie jego. Z czasem stały się jednak dla niego symbolem pewności siebie, ale przede wszystkim doceniał ich wygodę. Ponownie się przeciągnął. Odsunął firankę i wyjrzał przez okno.

– Boże...

Na zewnątrz było niemal ciemno. Padał deszcz i wiał mocny, północny wiatr. Drzewa były już pozbawione znacznej części swoich liści, a kałuże na chodnikach przypominały wielkie stawy rzeczne. Spojrzał na termometr, zmarszczył brwi i oparł się czołem o zimną szybę. Ręce zaplótł za głową. Były jedynie cztery stopnie na plusie. Właśnie zdał sobie sprawę, że nadeszła kolejna szara, zimna jesień. Zerknął raz jeszcze na zaciągnięte czarnymi chmurami niebo, z którego ciekły strumienie wody, i z rezygnacją pokręcił głową.

Pomału krzątał się po mieszkaniu, przygotowując się do wyjścia. Aromat, jaki właśnie wydobywał się z ekspresu do kawy, poprawił mu nieco nastrój. On tymczasem odnalazł głęboko schowaną deskę do prasowania. Planował pójść dziś do pracy w świeżo wyprasowanej koszuli, a nie, jak miał w zwyczaju, w pierwszej lepszej, najczęściej wymiętej. Mieszkał sam i sterta ubrań leżąca na podłodze wcale mu nie przeszkadzała. Od czasu do czasu, w ramach porządków, przesuwał ją tylko nogą w inny kąt. Z szafy korzystał rzadko, w zasadzie prawie wcale, zresztą nawet gdyby chciał, to większość jego szuflad zajmowały artykuły, książki oraz różnego rodzaju teksty. Te akurat starannie chował i w większym stopniu był zorientowany, co gdzie leży. To było przecież jego narzędzie pracy.

Tak więc ze sterty ubrań leżących w kącie podniósł jedną z kilku pomiętych koszul. Odczekał chwilę, aż żelazko się nagrzeje, po czym włączył radio i zabrał się za przywracanie odzieży należytego wyglądu. Tego ranka działał sztywno według planu i tuż przed dziewiątą był gotowy do wyjścia.

Redakcja jego gazety mieściła się w zasadzie w centrum stolicy. Dojazd tam zajmował mu około dwudziestu minut. Tym razem jednak stracił na to ponad pięćdziesiąt. Była to bardziej wina porannych korków aniżeli jego guzdrania się. Zazwyczaj jeździł metrem, bo to najszybszy sposób, lecz dziś postawił na wygodę – czas miał dla niego drugorzędne znaczenie.

Zaparkował auto przed wejściem i rozejrzał się. Nieustannie padało, więc sięgnął po aktówkę, którą miał na siedzeniu obok, i wepchnął ją pod płaszcz. Mogło kapać mu na głowę, ale w teczce trzymał laptop oraz wszelkie ważne dokumenty.

Wysiadł i żwawym krokiem udał się w stronę budynku. Skinął głową w kierunku portiera, po czym skierował się prosto do windy. Przejrzał się w znajdującym się tam sporym lustrze, rozpiął płaszcz i wyjął aktówkę. Zaczesał włosy na bok. Wyglądał profesjonalnie. Uśmiechnął się sam do siebie.

Dotarł na drugie piętro i ruszył do swojego gabinetu. Na korytarzu przywitały go uśmiechnięte twarze kilku współpracowników. W głównej mierze była to reakcja na jego elegancki ubiór. Wszyscy kojarzyli go raczej z luźnym swetrem, spranymi jeansami i włosami ułożonymi w każdą możliwą stronę. Dotarł na miejsce, wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. W pierwszej chwili nie zauważył nawet swojej koleżanki.

– Paweł, jak ty ładnie wyglądasz! – rzuciła wesoło.

Popatrzył na jej roześmianą twarz. Z Magdą znali się jeszcze ze studiów. Oboje skończyli dziennikarstwo w Krakowie, a przypadek sprawił, że dostali pracę w tej samej gazecie w Warszawie. Zajmowali się jednak zupełnie czym innym. On specjalizował się w dziennikarstwie śledczym, a ona pisała głównie o polityce.

– Eh – westchnął. – Gdyby nie to spotkanie, przyszedłbym dziś normalnie ubrany. – Rzucił teczkę na biurko. – No, ale musiałem to na siebie włożyć, w końcu wypada... – tłumaczył się jakby sam przed sobą.

– Bardzo dobrze wyglądasz, nie rozumiem, czemu nie chodzisz tak na co dzień. – Wyraźnie spodobała jej się jego nowa stylizacja, nie byłaby jednak sobą, gdyby w jakiś sposób mu nie dogryzła. – Od razu można zawiesić na tobie oko. – Wbiła w niego zalotne spojrzenie.

Popatrzył na nią i roześmiał się. Dobrze wiedział, że żartuje, bo kompletnie do siebie nie pasowali. W przeciwieństwie do niego była skrupulatna, rzeczowa i elegancka. On miał natomiast bardzo luźne podejście do życia, do mało czego przywiązywał wagę, a już na pewno nie do swojego stroju. Nie był jednak ignorantem, na jakiego wyglądał. Miał wielki dar dedukcyjnego myślenia. W niczym nie czuł się tak dobrze jak w różnego rodzaju zagadkach kryminalnych. Był dzięki temu znany w środowisku policyjnym. Niejednokrotnie uczestniczył w śledztwach, skutecznie w nich pomagając. Często prowadził też własne dochodzenia, gdy tylko wymagała tego sytuacja.

Wypakował laptop na biurko, po czym wyjrzał za okno. Stał tak chwilę, nic się nie odzywając.

– A z kim się dziś w ogóle widzisz? – zapytała, próbując jakoś wyrwać go z tego stanu zamyślenia.

Spojrzał na nią.

– Z... – Urwał niespodziewanie.

Podrapał się po głowie, a następnie uniósł laptop oraz stertę papierów i zaczął nerwowo rozglądać się za czymś na swoim biurku, przerzucając rzeczy z boku na bok.

– Przyczepiłam ci to, czego zapewne szukasz, do tablicy korkowej. – Wskazała dodatkowo długopisem.

Odwrócił się w stronę wspomnianej tablicy.

– O, widzisz... – wymamrotał niechętnie, lecz z dużą ulgą.

Wziął do ręki mały żółty świstek. Była to kartka z imieniem i nazwiskiem policjanta, z którym był umówiony dziś po południu.

– Leżała na ziemi... – dodała Magda, marszcząc brwi. Patrzyła na niego jakby z politowaniem.

Spojrzał na nią zakłopotany, ale postanowił nie komentować. Wrócił do tematu swojego spotkania. Próbował udawać, że incydent ze zgubieniem notatki wcale nie miał miejsca.

– Mam spotkanie z panem Michałem Czerskim – wyjaśnił, posiłkując się danymi zapisanymi na kartce. – A co?

Zazwyczaj nie interesowała jej tematyka jego spraw.

– A nic. Tak tylko pytam. – Spuściła wzrok.

Odszedł na chwilę od biurka i zawiesił płaszcz na wieszaku obok drzwi. Gdy wrócił, rozsiadł się wygodnie w fotelu i włączył komputer. Szybko otworzył folder, w którym miał zapisane wszystko, nad czym teraz pracował, i zaczął uważnie przyglądać się swoim notatkom.

– Mogę zapytać, o czym teraz piszesz? – odezwała się po chwili.

– Wiesz co... – zaczął, nie odrywając wzroku od laptopa. Uważnie coś analizował. – Wpadła mi ostatnio taka historia... Czytałem o zbrodniach popełnionych w górach... – W zasadzie nie skupiał się na tym, co mówi.

– Chyba jesteś zajęty – rzuciła z lekką irytacją w głosie.

Podniósł wzrok.

– Przepraszam. Nie obruszaj się. Po prostu skupiłem się na tym, co tu napisałem. – Wskazał ruchem głowy na laptop. – Jak już mówiłem, czytałem z ciekawości o zbrodniach popełnionych w górach i trafiłem na pewien ciekawy artykuł. – Tym razem mówił głośno i wyraźnie, patrząc jej prosto w oczy. – To artykuł... a raczej seria artykułów o dość tajemniczej i naprawdę mrocznej zbrodni. Chcę więc poznać jej szczegóły i napisać własny reportaż, zwłaszcza że mija właśnie piętnaście lat od tamtych wydarzeń. Stąd też ten policjant, z którym się dziś widzę. To on prowadził tę sprawę – wyrecytował niemal jednym tchem.

– A czemu akurat ta historia cię tak zaciekawiła? – Magda zastukała długopisem o blat.

Chwilę się namyślał nad odpowiedzią.

– Bo ja wiem? Szef kazał mi napisać coś mocnego, to piszę – odparł lakonicznie.

– Mocnego? – dopytywała.

Ale on wcale nie zamierzał odpowiadać. Patrzył jedynie w jej kierunku i opierając się łokciami na biurku, podtrzymywał dłońmi podbródek.

Szybko się zorientowała, że jej reakcja mogła brzmieć lekceważąco.

– Wybacz, sama nie wiem, o co chciałam zapytać. Chyba po prostu miałam ochotę pogadać. Nie mam weny do pisania własnego artykułu – przyznała mu się szczerze. – To co dokładnie wydarzyło się w tych górach?

Odsunął laptop na bok.

– Magda, przestań. Znam cię na tyle, że nie chcę ci tego mówić.

– Oj, no nie bądź taki. Przecież doskonale wiem, o czym najczęściej piszesz. Proszę... – Zrobiła do niego maślane oczy. – Zdradź jakiś szczegół.

– Jak sobie chcesz... – odparł z powagą. – Piętnaście lat temu w górach zaginęła jedenastoletnia dziewczynka – zaczął, nie spuszczając z niej wzroku. – Była tam wraz z ojcem na wycieczce. Kiedy schodzili ze szczytu, stracił ją z oczu. Panowała wtedy inwersja. Wiesz, co to? – zapytał, po czym kontynuował swój monolog: – W górach było piękne słońce, ale w dolinie okropna mgła. Nic nie było widać. I to właśnie w tej mgle zniknęła. Odnaleziono ją dopiero po tygodniu.

– Uff – odetchnęła z ulgą.

– No właśnie nie uff... Bo w zasadzie odnaleziono jej ciało... – rzekł z absolutną powagą, robiąc przy tym naprawdę groźną minę.

– Boże Święty!

– Mało tego. Na jej ciele odkryto ślady, które wskazywały na to, że przed śmiercią...

– Paweł, proszę! Przestań! – przerwała mu, posyłając przy tym błagalne spojrzenie.

– Mówiłem, że nie będziesz chciała słuchać.

– Nie przypuszczałam, że... – wymamrotała. – Coś okropnego... Co za zwyrodnialec mógł to zrobić?! – dodała uniesionym głosem. – Złapali sprawcę? Jest w więzieniu? – dopytywała dalej.

– Można tak powiedzieć – odparł swobodnie.

Mówił w taki sposób, bo w jego życiu niemal wszystko dotyczyło morderstw. W zasadzie tylko o tym pisał. Pierwszy raz jednak miał do czynienia z zabójstwem dziecka i na samą myśl o tym ściskało mu się serce, ale nie okazał tego przed Magdą.

Ona była blada jak ściana.

– Co to znaczy, że można tak powiedzieć?

– To znaczy, że mieli wytypowanego sprawcę, ale popełnił samobójstwo, zanim go złapali.

– Zwyrodnialec! – Ponownie uniosła głos. – Coś okropnego... coś okropnego... – powtarzała pod nosem. – Nie chcę nawet myśleć, co musiała czuć rodzina. – Pokręciła głową. – Nie mam pojęcia, co ja bym zrobiła, ale na pewno jako matka poruszyłabym niebo i ziemię, by zabójca już nigdy nie wyszedł na wolność. Niewinna dziewczynka! Straszne! To był potwór, nie człowiek!

– Dobra, Magda, kończymy ten temat – uciął stanowczo.

Więcej się już nie odezwała. Przekładając długopis między palcami, patrzyła tępo w okno.

– Słuchaj... idę po jakąś drożdżówkę do sklepiku na dół. Chcesz coś?

– Nie, dziękuję. Dziś i tak wychodzę wcześniej – odparła posępnie. Najwyraźniej jego opowieść odebrała jej dobry humor.

Chwycił więc portfel i skierował się do drzwi. Wychodząc, natknął się jednak na asystentkę szefa, Patrycję. Popatrzył na nią z niechęcią. Nie przepadał za tą kobietą, a właściwie jej nie znosił. Uważał, że jest wredna, uszczypliwa i zawsze się panoszy.

– Cześć – rzucił szorstko.

Uznał, że przejście obojętnie obok będzie zbyt nietaktowne.

– Cześć, ja właśnie do ciebie – odparła chłodno.

– Do mnie? A po co?

– A jak myślisz?

– Nie każ mi się domyślać, tylko mów, o co chodzi – odpowiedział zirytowany.

– O obowiązki służbowe – rzuciła ogólnikowo.

– Zaraz mam spotkanie. – Spojrzał na zegarek. – Później do ciebie zajrzę.

– To zajmie dosłownie minutę – nalegała.

Powstrzymując się od dalszych komentarzy, ruszył za nią. Weszli do jej gabinetu.

– Usiądź. – Wskazała ręką na krzesło.

– Postoję. Jak już mówiłem, nie mam za wiele czasu.

– A co cię tak absorbuje?

– Naprawdę, o tym będziemy teraz rozmawiać? – obruszył się. – Nie mam czasu na takie pogaduszki. Powiesz mi, o co chodzi, czy nie?

– Pytam tylko, nad czym teraz pracujesz.

– Morderstwo sprzed lat – odparł krótko.

– Morderstwo, mówisz? – Chrząknęła. – To schowaj to sobie do szafki. Tu masz coś, o czym napiszesz. – Wyjęła z biurka teczkę i rzuciła na blat tuż przed nim.

– Co to jest?! – zdenerwował się.

– Zajrzyj do środka.

– Nie będę nigdzie zaglądał. Powiesz mi, co jest grane?!

– Podsuwam ci temat na artykuł.

– Nie, dziękuję. Mówię ci przecież, że mam już własny.

– Ale napiszesz o tym. – Położyła rękę na teczce.

Od razu rzuciły mu się w oczy jej długie różowe paznokcie. Nie znosił u kobiet tego typu ingerencji we własny wygląd. Wziął głęboki oddech, żeby nieco ochłonąć.

– Słuchaj, Patrycjo, przygotowałem się już do mojego artykułu. Za chwilę mam spotkanie z osobą zaangażowaną w tamto śledztwo. Nie mogę teraz wszystkiego odwołać, bo być może stracę wówczas jedyną okazję, by czegokolwiek się dowiedzieć. – Starał się mówić spokojnie.

– Pobawisz się w to kiedy indziej. – Wzruszyła obojętnie ramionami.

Z każdym słowem coraz bardziej działała mu na nerwy, ale gdy przyrównała jego pracę do zabawy, nie wytrzymał. Podszedł bliżej i oparł się dłońmi o blat biurka, lekko nachylając się w jej kierunku.

– Kilka dni temu szef dał mi wolną rękę. Moja ostatnia praca przyniosła spore profity zarówno jemu, jak i całej gazecie. Schowaj więc sobie to z powrotem do szafki i nie zawracaj mi głowy duperelami. – Wyprostował się.

– To polecenie szefa – odparła, nie zważając na jego słowa. – A ja jestem jego asystentką i czuję się upoważniona, by decydować w jego imieniu.

– A ja jestem jego najlepszym i zarazem jedynym pracownikiem w tym dziale. Jeżeli zakwestionujesz jeszcze jedno moje słowo, to pójdę do niego osobiście i powiem mu wprost, że albo ty, albo ja – syknął. – Jak myślisz, kto z nas jest niezastąpiony? – Ponownie wbił w nią wzrok.

Po chwili wahania schowała teczkę do szuflady.

– Tak też myślałem – skwitował.

Odwrócił się i wyszedł. Był na nią wściekły, ale z drugiej strony zadowolony z tego, co się stało. Sprowokowała go i dzięki temu jego zmysły się wyostrzyły, a on sam zaczął działać na pełnych obrotach. Przed ważnym spotkaniem to kluczowa sprawa.

Wrócił do swojego gabinetu. Było już parę minut po jedenastej. Zaczął pomału przygotowywać się do wyjścia. Wygrzebał z szafki dyktafon, który zawsze zabierał ze sobą. Na biurku położył też swoją wizytówkę.

– Paweł? – odezwała się cicho Magda.

– Słucham.

– Powodzenia... – Sprawiała wrażenie znacznie bardziej przejętej niż on.

– Dzięki – odparł, lekko się przy tym uśmiechając.

Założył płaszcz, a przygotowane wcześniej rzeczy wsunął do teczki i wyszedł.

Zbiegł schodami na sam dół i zatrzymał się przed szklanymi, obrotowymi drzwiami. Schował aktówkę w ten sam sposób co poprzednio i znów wzdrygnął się na widok padającego deszczu.3

WIZYTA U DZIADKÓW

Wszedł do domu i zdjął płaszcz. Klucze cisnął na szafkę stojącą obok drzwi. Zrobił to jednak na tyle niedbale, że te przesunęły się po blacie i upadły na ziemię. Podniósł je, ciężko przy tym wzdychając. Rozpiął koszulę i zrzucił ją z siebie prosto na podłogę. Wraz z nią chciał się pozbyć wspomnień z całego dnia. Rozmowa z komisarzem mocno go zirytowała.

Gdy znalazł się w salonie, przystanął i rozejrzał się. Pierwszy raz od dłuższego czasu dostrzegł panujący w nim bałagan. Zastanawiał się, kiedy ostatnio zaprosił do siebie znajomych, nie wspominając już o dziewczynie. Gdyby ktoś przyszedł do niego z niezapowiedzianą wizytą, zapewne spaliłby się ze wstydu.

Nie miał jednak sił teraz się tym zajmować. Wyjął z szuflady czystą kartkę papieru i położył ją na stole, następnie sięgnął po długopis i zaczął notować: bielizna, buty, kurtka, spodnie, ładowarka do laptopa, laptop, dyktafon, dwa swetry, podkoszulki, czapka, rękawiczki, kapcie! (tę pozycję podkreślił), kosmetyczka, plecak. Odłożył długopis i odsunął od siebie kartkę. Zaczął wodzić wzrokiem dookoła, szukając pomysłu, co jeszcze dopisać, ale już nic więcej nie przyszło mu do głowy.

Zgiął kartkę na pół. Teraz wiedział, czego szukać w tym bałaganie. Gdyby po kolei przeglądał to, co leży na podłodze, spędziłby przy tym długie godziny. Wyjął spod łóżka walizkę i przystąpił do działania. W lewej dłoni trzymał listę, prawą ręką podnosił i pakował to, czego potrzebował. Tym sposobem w niecałe dwadzieścia minut był prawie gotowy do wyjazdu. Musiał jednak skompletować również rzeczy przydatne do zebrania informacji dotyczących policyjnego śledztwa. Ponownie usiadł przy stole. Zaczął tworzyć w głowie plan działania. Uruchomił laptop, który i tak zawsze pakował na samym końcu, i wpisał w przeglądarkę: „komisariat policji Zakopane”. Szybko odnalazł to, czego szukał. Adres zanotował na tej samej kartce, na której miał spis rzeczy do zabrania. Numer dodatkowo podkreślił. Poszukał też informacji na temat tamtejszego komendanta.

– Jan Dębski. Inspektor Jan Dębski – odezwał się sam do siebie, patrząc w ekran komputera.

Na wszelki wypadek zapisał również i to. Zamknął laptop i wstał.

– Szlag... – mruknął pod nosem, zdenerwowany.

Zapomniał o jednej z ważniejszych kwestii. Nocleg. Wolał zarezerwować pokój już teraz niż szukać na szybko tam, na miejscu.

Usiadł, ponownie uruchomił komputer i zaczął przeglądać dość obszerną listę pensjonatów oraz hoteli. Nie miał jednak na to ani czasu, ani ochoty. Zależało mu tylko na jednym: znaleźć nocleg w miarę blisko centrum za w miarę rozsądne pieniądze. Zapisał na kartce trzy pierwsze kwatery, które wydały mu się atrakcyjne, po czym wyjął z kieszeni spodni telefon. Zadzwonił pod pierwszy z wypisanych przez siebie numerów. Dwa pozostałe wpisy okazały się zbędne. Poinformował, że zostaje na trzy dni, ale z możliwością ewentualnego przedłużenia pobytu. Starsza kobieta, z którą rozmawiał, przyjęła rezerwację, ale zasugerowała, by dodatkowo zarejestrował się na ich stronie internetowej, dzięki temu nie będzie musiał wpłacać żadnych zaliczek, co też od razu uczynił. Dość szybko uwinął się z uzupełnieniem danych w formularzu rejestracyjnym i spojrzał na zegarek. Było po piętnastej.

Kraków wieczorową porą nie był już tak zakorkowany jak w godzinach szczytu, choć nadal panował tam dość spory ruch. Tak już było jednak w każdy piątek, kiedy znaczna większość mieszkańców pakowała się i uciekała, zostawiając miasto niezliczonym rzeszom turystów. Gdy tylko zbliżał się weekend, ci zjeżdżali się z wszelkich możliwych stron świata, by korzystać z uroków dawnej stolicy Polski.

Paweł ostatni raz był tu osiem miesięcy temu. Rzadko zdarzały mu się aż tak duże przerwy między wizytami w tym mieście, ale tym razem był naprawdę bardzo zapracowany. Pod względem zawodowym to był dla niego owocny rok.

Jechał pomału, uważnie obserwując, jak zmieniło się jego rodzinne miasto na przestrzeni tych kilku miesięcy. Przemieszczał się Alejami w kierunku centrum, aż dotarł do słynnego w Krakowie domu handlowego Jubilat. Budynek powstał pod koniec lat sześćdziesiątych i do dzisiaj nie doczekał się remontu. Starzejącą się elewację próbowano zakrywać wielkoformatowymi reklamami, aby choć w minimalnym stopniu podnieść jego walory estetyczne. Bezskutecznie.

Wjechał na most Dębnicki i jego wzrok przykuł pięknie oświetlony o tej porze Wawel. Ciemnoczerwone cegły, z których go zbudowano, wyjątkowo pięknie rysowały się w oddali. Uwielbiał ten widok. Zwolnił.

Wrzucił kierunkowskaz i zaraz za mostem skręcił w prawo. Był już prawie na miejscu. Teraz pozostało mu tylko znaleźć odrobinę wolnej przestrzeni do zaparkowania. Ściszył radio, by go niepotrzebnie nie rozpraszało, i bacznie przyglądał się stojącym dookoła samochodom. Potrzebował niewiele miejsca, żeby wcisnąć gdzieś swojego citroëna, mimo wszystko miał spory problem z odnalezieniem jakiejś luki. Zaczął się coraz bardziej irytować, a na dodatek zadzwoniła jeszcze babcia.

– Pawełku, gdzie jesteś? Czekamy już na ciebie z kolacją – przywitała go ciepłym głosem.

Już w Warszawie dał jej znać, że przyjeżdża. Oczekiwali go więc z niecierpliwością.

– Zaraz będę. Szukam miejsca do zaparkowania – odparł grzecznie, nie chcąc okazywać zdenerwowania.

– O jejku, to trzeba było dzwonić. Jest przecież miejsce na podwórku – powiedziała babcia. – Dziadek jak tylko się dowiedział, że przyjedziesz, od razu zszedł na dół i zastawił słupkiem twoje ulubione, by nikt nie stanął. Już schodzi i cię wpuści.

– Jesteście kochani! – niemal krzyknął.

Zawrócił, gdy tylko było to możliwe, i pędem ruszył pod bramę wjazdową do kamienicy, która za sprawą dziadka była już otwarta. Wjechał pomału i zaparkował auto na dość ciasnym podwórzu. Jednak w oczach seniora wykonał manewr na tyle nieudolnie, że gdy tylko się zatrzymał, usłyszał:

– Stań, proszę, bliżej tej ściany, potem musimy się z babcią przepychać z zakupami. – Dziadek wskazał ręką miejsce.

Dziennikarz wykonał polecenie bez słowa sprzeciwu. Był zmęczony podróżą i nie chciał wchodzić w dyskusję. Zresztą dobrze wiedział, że to nie miałoby najmniejszego sensu. Dziadek Pawła uwielbiał porządek. Był w końcu emerytowanym wojskowym. To właśnie wojsko tak ukształtowało jego charakter. Obcych i nieprzyzwyczajonych do jego zasad mog­ło to razić lub denerwować, ale wnuk dobrze już znał te jego różne zachowania. Patrzył więc na nie z przymrużeniem oka. Ku jego radości te cechy z wiekiem nawet z wolna zanikały. W młodości, kiedy Paweł był jeszcze w liceum, często dochodziło między nimi do konfliktów. Z jednej strony rygor i zasady osoby starszej, a z drugiej bunt i gniew dorastającego człowieka. To był krytyczny moment w życiu obydwóch. Na szczęście zawsze obok była babcia. W niezrozumiały dla nich sposób potrafiła godzić obie strony sporu bez jakiejkolwiek ujmy na honorze dla któregokolwiek. Dopiero z perspektywy czasu zrozumiał, że dziadek nigdy nie chciał dla niego źle, a jego zachowanie bynajmniej nie było złośliwe. W gruncie rzeczy było przejawem opiekuńczości i troski.

– No. Tak lepiej – odezwał się, gdy tylko Paweł wysiadł z samochodu. Podszedł bliżej, objął wnuka czule i mocno poklepał po plecach.

– Cześć – odparł dziennikarz, ledwo łapiąc oddech.

– Bierzmy rzeczy i chodźmy – rzucił dziadek. Próbował zrobić wrażenie pewnego siebie, o mało jednak nie uronił łzy na widok wnuka. Szybko pochwycił bagaże i ruszył przodem.

Dziennikarz dotarł na górę chwilę po nim. Ledwo stanął w drzwiach, a już znalazł się w kolejnych objęciach. Tym razem babci. Ściskała go chyba przez kolejne pięć minut. W przeciwieństwie do dziadka wylała kilka łez. Była szczęśliwa jak nigdy. To były dla niej piękne chwile, gdy żył razem z nimi pod jednym dachem. Dopiero wówczas uważała, że jej dom jest naprawdę pełnym domem, mimo że tylko trzy osoby stanowiły jego trzon. Jej dzieci, a rodzice Pawła zginęli w wypadku samochodowym. On miał wtedy siedem lat i też uczestniczył w tym zdarzeniu. Wyszedł na szczęście bez uszczerbku na zdrowiu, choć zamknął się w sobie i długo nie mógł dojść do siebie. Z pomocą przyszli właśnie dziadkowie. Stali się dla chłopca prawnymi opiekunami, ale po pewnym czasie zaczął traktować ich jak rodziców. Wychowali go i dali mu wszystko, czego potrzebował, zwłaszcza miłość i wsparcie, za co był im niezmiernie wdzięczny. Zresztą zawsze odpłacał im tym samym: szacunkiem i chęcią pomocy. Obiecał sobie nawet, że kiedyś wróci z Warszawy, gdy tylko któreś podupadnie na zdrowiu i będzie potrzebowało stałej opieki. Nigdy by ich nie opuścił.

Postawił rzeczy w przedpokoju i poszedł prosto do łazienki. Przepłukał twarz zimną wodą, by odświeżyć się po podróży. Po chwili wszyscy usiedli razem przy stole.

– Do kiedy zostajesz? – zapytała babcia podczas kolacji.

– Babciu, do jutra. Rano muszę jechać do Zakopanego. – Wiedział, że te słowa ją zasmucą, ale nie chciał, żeby sobie robiła nadzieje, skoro i tak musiał się z nimi rozstać.

– Nie zostaniesz z nami na weekend? – zapytała niemal błagalnym głosem.

Złapał ją za rękę i uścisnął.

– Jestem tu służbowo. Obiecuję, że szybko się uporam z obowiązkami i wracając, zostanę na dwa lub trzy dni.

– Bardzo by nam zależało – odparła babcia, wyraźnie radując się jego propozycją.

– Zresztą za jakieś dwa miesiące święta. Głowa do góry. – Robił wszystko, by podnieść ją na duchu. – Mam też dwa tygodnie urlopu do wykorzystania w tym roku. Jeszcze będziecie mieli mnie dość. – Roześmiał się.

– Nie wiesz nawet, jak bardzo nas to cieszy. – Babcia wstała i sięg­nęła do szuflady. Wyjęła z niej kalendarz i uważnie mu się przyglądała. – Rzeczywiście to już niedługo – skomentowała. Odłożyła wszystko na miejsce i ponownie usiadła. – A zaglądniesz chociaż do rodziców, jak już tu jesteś? – Miała na myśli, by odwiedził ich grób na cmentarzu Rakowickim. Zawsze jej na tym bardzo zależało. Zależało jej, aby nigdy o nich nie zapomniał. W jej oczach pojawiła się łza.

– Zaglądnę. Oczywiście, że zaglądnę – odparł z powagą. Podniósł się i podszedł do niej, by ją objąć. – Choć mam lepszą propozycję. Wstaniemy rano i pojedziemy wszyscy razem – zaproponował z uśmiechem na twarzy, choć dobrze wiedział, że będzie mu trudno zerwać się skoro świt.

Był zmęczony i potrzebował odpoczynku. Drugi dzień z rzędu będzie musiał zbudzić się wcześnie rano. Tym razem miał jednak motywację: uszczęśliwić babcię. Nie mógł sobie pozwolić, by na jej twarzy gościł smutek. Te słowa rzeczywiście sprawiły, że on zniknął i już tego wieczoru więcej się nie pojawił.

Po kolacji usiedli w salonie i żywo rozmawiali. Opowiadał im o wszystkim, co go spotkało przez te osiem miesięcy, gdy go tu nie było. W szczególności skupił się na swojej pracy. Nie chciał im jednak powiedzieć, w jakim celu jedzie do Zakopanego. Nie zamierzał raczyć ich taką opowieścią, choć długo o to dopytywali. Kiedy na zegarze wybiła jedenasta, postanowili położyć się spać. Zanim jednak skierował się do siebie, poszedł do kuchni i pozmywał naczynia. Lubił czuć się potrzebny.

Wszedł do swojego pokoju, zapalił światło i szeroko się uśmiechnął. Miał przecież tyle wspomnień z nim związanych. Wygrzebał z szuflady jakąś starą piżamę, wziął szybki prysznic, zgasił światło i wskoczył pod kołdrę. W gruncie rzeczy nie chciało mu się jednak spać. Leżał i patrzył w okno. O niczym konkretnym nie myślał, po prostu był szczęśliwy. Był szczęśliwy, że tu przyjechał. Bardzo nie chciał jutro wyjeżdżać. Za każdym razem bolały go te rozstania. Za każdym razem powtarzał sobie, że nie może opuszczać ich na tak długo.

Było chyba nieco po siódmej, kiedy ze snu wyrwało go pukanie do drzwi. Zdezorientowany, otwarł zaspane oczy. W pierwszej chwili nie wiedział nawet, gdzie jest. Dopiero gdy usłyszał głos babci, zorientował się, że jest w Krakowie. Pukała, by poinformować go, że śniadanie czeka już na stole oraz że stawia wodę na kawę.

– Już wstaję! – krzyknął w stronę drzwi, nie podnosząc nawet głowy.

Kilka minut później do pokoju wszedł dziadek, poprzedzając ten fakt jednym małym stuknięciem w drzwi, na które Paweł nie miał nawet czasu zareagować.

– No co z tobą? Z wojska to ty byś po jednym dniu wyleciał – rzucił i zabrał się za odsłanianie żaluzji w oknie.

– Dziadku, ty znowu o tym? Wojna była jakieś siedemdziesiąt lat temu, musisz ciągle do tego wracać? – Delikatnie uniósł głowę, zasłaniając ręką twarz.

Słońce wpadające do pokoju mocno go oślepiło.

– Siedemdziesiąt, nie siedemdziesiąt. To nie ma znaczenia. Chodzi o zasady i o własny wewnętrzny rygor – ciąg­nął.

– Zaczyna się – cicho mruknął pod nosem, tak by dziadek nie usłyszał. Wiedział, że nie wygra z nim tej dyskusji.

Zwlekł się z łóżka.

– Dało się? – Na twarzy dziadka namalował się uśmiech zwycięzcy.

Dziennikarz nawet nie zamierzał komentować tych słów. W milczeniu udał się do łazienki. Na szczęście oprzytomniał tam do tego stopnia, że do śniadania zasiadł już w dobrym humorze.

– Babciu, zjemy tylko śniadanie i pojedziemy na cmentarz. A później się zbiorę, dobrze?

– Myślałam, że... – zaczęła cicho. – Nie mógłbyś...

– Babcia chciała zapytać, czy mógłbyś pojechać dopiero po obiedzie? – wyjaśnił dziadek. – Byłem już rano w sklepie i mamy wszystko, co potrzebne. Będzie nam miło, jeżeli z nami zjesz – wyrecytował niemal jednym tchem.

Paweł uśmiechnął się na samą myśl. Uwielbiał, gdy babcia gotowała.

– No pewnie, że tak, superpomysł! – niemalże krzyknął.

Dziadek spojrzał na niego ze zdumieniem.

– Głodzą cię tam, synu? – zapytał w żartach, ale zabrzmiało to całkiem poważnie.

– Nikt mnie nie głodzi. Sam się głodzę... Gdybym ja tylko umiał gotować... – westchnął.

– Babę sobie znajdź, a nie gotować się będziesz uczył – skomentował dziadek.

Miał dziś wyjątkowo uszczypliwy humor.

– Marian, przestań – zareagowała babcia.

– Przepraszam. Kobietę – poprawił z lekką ironią.

Dziennikarz szeroko się uśmiechnął. Dobrze wiedział, że temat dziewczyny zawsze był przez dziadka poruszany w najmniej odpowiednim momencie, ale nie zamierzał mu któryś raz z rzędu tłumaczyć, że ma zbyt dużo pracy i za mało czasu na randki.

– Marian! – Babcia po raz kolejny przywołała męża do porządku. – A może opowiesz Pawełkowi, co jadłeś, jak byłam przez tydzień w sanatorium?

Dziadek zrobił naburmuszoną minę. Babcia dobrze wiedziała, jak sprowadzić go na ziemię.

– U Dynowej się siedziało? – Tym razem to Paweł postanowił zaatakować.

Miał na myśli sąsiadkę z dołu. Często ich odwiedzała, by zagrać z nimi w karty. Zawsze miała ze sobą własnej roboty ciasto. Pyszne ciasto.

– Radziłem sobie, jak na chłopa przystało – próbował się bronić dziadek.

Na próżno. Zarówno Pawła, jak i babcię szczerze to rozbawiło. Nawet dziadek zaczął śmiać się z samego siebie. Jedli śniadanie w naprawdę dobrych humorach.

Czas jednak ani myślał się zatrzymać. Trzymając się planu, po posiłku w trójkę udali się na cmentarz. Gdy wrócili do domu, babcia zabrała się za przygotowywanie obiadu i krótko po trzynastej byli już po nim. Wizyta dobiegała końca.

Paweł zapakował do plecaka wszystko, co dostał od babci, bo nigdy nie wypuszczała go z pustymi rękami, i wyszedł z mieszkania. Zanim wsiadł do samochodu, podniósł jeszcze głowę i spojrzał w górę. Oboje dziadkowie stali w oknie i mu machali. Uśmiechnął się i poczuł cisnące się do oczu łzy. Nie chciał wyjeżdżać. Czuł się tu wyjątkowo. Zawsze kiedy z nimi był, kiedy był w domu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: