Dziewczyna ze szkła - Laura Anderson Kurk - ebook

Dziewczyna ze szkła ebook

Laura Anderson Kurk

4,4

Opis

Meg Kavanagh zawsze była niezwykle wrażliwa, jednak kochająca rodzina, a zwłaszcza relacja ze starszym bratem były prawdziwą ostoją dla jej „inności”. Kiedy brat dziewczyny ginie, a matka nie radzi sobie z tragedią, ojciec przenosi rodzinę do małego miasteczka w Wyoming. Meg coraz mocniej czuje, że jest zdana tylko na siebie w uporaniu się ze stratą, jednak właśnie wtedy w jej życie wkracza ktoś niespodziewany.

Henry Whitmire ma zbyt dużo pracy w gospodarstwie rodziców, by poza szkołą znajdować jeszcze czas na życie towarzyskie. Gdy w klasie pojawia się nowa dziewczyna, która nikomu nie chce zdradzić swojej historii, chłopak jest przekonany, że Bóg postawił na jego drodze wyjątkową relację.

Dziewczyna ze szkła to poruszająca historia o tym, że przyjęcie najcenniejszych darów wymaga odwagi, a to, co świat uważa za słabość, może okazać się największą siłą.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 361

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (93 oceny)
53
25
13
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
thaurantiel123

Nie oderwiesz się od lektury

Czasem nachodzą mnie smutne myśli, jak brutalny jest rynek książki i jak często naprawdę wartościowe tytuły giną w zalewie nowości, nie otrzymując tyle uwagi, na ile zasługują. Właśnie takie myśli towarzyszyły mi przy lekturze “Dziewczyny ze szkła” Laury Anderson Kurk - chwytającej za serce powieści z gatunku young adult, łączącej trudny temat żałoby ze słodyczą pierwszej miłości i pięknym przesłaniem o łasce. Bohaterką powieści jest 16-letnia Meg Kavanagh, od dziecka nazywana przez swojego brata Wyatta dziewczyną ze szkła, ze względu na jej ogromną wrażliwość. Kiedy Wyatt ginie w tragicznych okolicznościach, rodzina Meg rozpaczliwie próbuje poradzić sobie ze stratą, każdy na swój sposób. Przeprowadzka na drugi koniec Stanów ma być dla nich nowym początkiem, z dala od szeptów i współczujących spojrzeń. Henry Whitmire, jeden z uczniów z nowej szkoły Meg, nie wie, jaką tajemnicę skrywa dziewczyna, ale jest gotów zrobić wszystko co w jego mocy, aby jej pomóc. Czy jednak da się poskładać ...
20
martadryz

Nie oderwiesz się od lektury

Piekna. Duza wartosc ma ta ksiazka
10
Karolinab26
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam :)
10
Stupolid

Nie oderwiesz się od lektury

Absolutnie piękna i godna polecenia
10
kajka68

Nie oderwiesz się od lektury

piękna.
00

Popularność




 

Ty­tuł ory­gi­nału:
Glass Girl
 
Au­tor:
Laura An­der­son Kurk
 
Tłu­ma­cze­nie z ję­zyka an­giel­skiego:
Jo­anna Ole­jar­czyk
 
Re­dak­cja:
Agata To­kar­ska
 
Ko­rekta:
Do­mi­nika Wilk
 
Skład i opra­co­wa­nie gra­ficzne:
Ali­cja Ma­linka
 
 
ISBN 978-83-66297-97-5
 
 
Zdję­cia na okładce:
Elly De Vries / Tre­vil­lion Ima­ges
Ale­xis / Pi­xa­bay.com
 
 
© 2013 by Laura An­der­son Kurk
© 2020 for the Po­lish edi­tion by Dre­ams Wy­daw­nic­two
 
Dre­ams Wy­daw­nic­two Li­dia Miś-No­wak
ul. Unii Lu­bel­skiej 6A, 35-016 Rze­szów
www.dre­am­swy­daw­nic­two.pl
 
Rze­szów 2021, wy­da­nie I
 
Druk: Abe­dik SA
 
Książkę wy­dru­ko­wano na pa­pie­rze Ecco book cream 2.0 70g
do­star­czo­nym przez An­ta­lis Po­land Sp. z o.o.
 
 
Wszel­kie prawa za­strze­żone. Żadna część tej pu­bli­ka­cji nie może być re­pro­du­ko­wana, 
prze­cho­wy­wana jako źró­dło da­nych, prze­ka­zy­wana w ja­kiej­kol­wiek me­cha­nicz­nej,
elek­tro­nicz­nej lub in­nej for­mie za­pisu bez pi­sem­nej zgody wy­dawcy.

Dla Alana, Ame­lii i An­der­sona –

mi­łość ni­gdy nie ustaje

Ła­twiej mi iden­ty­fi­ko­wać się z po­sta­ciami, które ba­lan­sują na gra­nicy hi­ste­rii, które bały się ży­cia, które de­spe­racko usi­ło­wały do­się­gnąć dru­giego czło­wieka. Te de­li­katne osoby są tak na­prawdę sil­nymi ludźmi.

Ten­nes­see Wil­liams

 

 

1

Wy­att po­wie­dział mi kie­dyś, że gdyby wraż­li­wość była scho­rze­niem, to by­ła­bym nie­ule­czal­nie chora.

– Je­steś po pro­stu dziew­czynką ze szkła – mam­ro­tał pod no­sem za każ­dym ra­zem, gdy się za­ru­mie­ni­łam, roz­pła­ka­łam albo zbyt długo na ko­goś za­pa­trzy­łam.

Nie prze­szka­dzało mi to. Ale Wy­att wie­dział, że pew­nego dnia pęknę – cała, nie tylko moje serce. Chyba miał ra­cję. Kiedy wi­dzę obcą osobę, która cierpi, czuję fi­zyczny ból. A je­śli znam tego ko­goś – kom­plet­nie się roz­kle­jam.

Moja te­ra­peutka Ro­bin usi­ło­wała wy­peł­nić pęk­nię­cia, które po­wstały w dniu śmierci Wy­atta. Gdy pró­bo­wała na­kło­nić mnie do mó­wie­nia, jej głos wy­da­wał mi się szu­mem w tle. Ro­bi­łam, co mo­głam, żeby nie do­pusz­czać jej słów do sie­bie, ale na po­czątku se­sji po­wie­działa coś, co przedarło się do mo­jego umy­słu i przy­wo­łało ostre jak brzy­twa wspo­mnie­nie. I na­gle znowu zna­la­złam się w szczę­śliw­szym cza­sie i miej­scu. By­łam mała, a Wy­att sie­dział obok mnie, cie­pły i żywy.

– Meg­gie! Śli­nisz się na mnie! Obudź się już. Meg, je­ste­śmy na miej­scu. – Wy­szep­tane przez niego słowa pach­niały go­frami, które jadł na śnia­da­nie.

W tamte wa­ka­cje mia­łam nie wię­cej niż sie­dem lat, bo do­piero co skoń­czy­łam pierw­szą klasę. Wy­att miał dzie­sięć lat i był wy­soki jak na swój wiek. Lu­dzie trak­to­wali go jak o wiele star­szego, a on zwy­kle umiał spro­stać ich ocze­ki­wa­niom.

Tata zro­bił so­bie sza­łową fry­zurę i uznał, że jego po­cho­dząca ze Wschod­niego Wy­brzeża ro­dzina ko­niecz­nie musi zo­ba­czyć po­łu­dnie Sta­nów. Je­cha­li­śmy więc wy­po­ży­czo­nym czar­nym che­vro­le­tem sub­ur­ba­nem z Pit­ts­bur­gha do Na­shville w sta­nie Ten­nes­see. Mama na­ci­skała, że­by­śmy przy­naj­mniej za­trzy­mali się w ja­kimś przy­zwo­itym miej­scu, skoro tata tak nas tor­tu­ruje. W końcu wy­lą­do­wa­li­śmy w Ho­telu Ten­nes­sean, któ­rego ja­skrawy wy­strój świad­czył, że Na­shville uważa się za Hol­ly­wood Po­łu­dnia.

Wszy­scy pra­cow­nicy ho­telu gła­skali mnie po gło­wie i za­pew­niali, że będę za­chwy­cona po­ka­zem la­se­rów. Uwie­rzy­łam im. Pierw­szej nocy, po ką­pieli, bła­ga­łam mamę i tatę, żeby po­zwo­lili mi po­stać przed drzwiami i po­pa­trzeć na naj­wspa­nial­szy po­kaz wszech cza­sów. Na­wet w wieku sied­miu lat wie­dzia­łam, że tamte słowa były wy­ol­brzy­mione.

Miej­scowi zgro­ma­dzili się w atrium i cze­kali na roz­po­czę­cie. Po­tem zga­sły świa­tła, fon­tanna za­częła tań­czyć, a kilka la­se­rów zmie­niało ko­lor wody w prze­wi­dy­wal­nej ko­lej­no­ści. Ktoś za­grał pa­trio­tyczną pieśń na bia­łym sa­lo­no­wym pia­ni­nie. Nie­uza­sad­niona ob­łuda – to naj­wła­ściw­sze słowa opi­su­jące re­ak­cję tłumu. Do­kład­nie pa­mię­tam, że za­py­ta­łam:

– Mamo, czy oni ni­gdy nie byli nad Nia­garą?

– Taka już ludzka na­tura, że je­żeli inni na­dają cze­muś zbyt wielką wagę, to sami po­tem to wy­ol­brzy­miamy – od­szep­nęła. – Pa­mię­taj, że mu­sisz wy­ra­biać so­bie wła­sne opi­nie.

Ni­gdy nie za­po­mnę, jak na mnie wtedy po­pa­trzyła, do­ty­ka­jąc pal­cem mo­jej skroni.

Po tam­tej nocy nie pro­si­łam już ro­dzi­ców, żeby po­zwo­lili mi obej­rzeć po­kaz. Ale to nie tamto wspo­mnie­nie tak mnie przy­gnę­biało. Dru­giego dnia w Na­shville tata na­le­gał, że­by­śmy po­je­chali do tam­tej­szego we­so­łego mia­steczka. Uzna­li­śmy z Wy­at­tem, że miało po­ten­cjał – on uwiel­biał rol­ler­co­astery, a ja watę cu­krową.

Tam­tego ranka dość wcze­śnie za­ję­li­śmy miej­sce na par­kingu, żeby przejść przez bramę za­raz po otwar­ciu. Był li­piec, a w lipcu wszyst­kie wy­be­to­no­wane po­wierzch­nie w Na­shville pa­rują. Czu­łam za­pach roz­grza­nego as­faltu, gdy Wy­att po­dał mi krem z fil­trem i spray prze­ciw ko­ma­rom. Wtar­łam je w sie­bie, na­śla­du­jąc jego ru­chy.

Ob­ła­do­wani ma­pami, apa­ra­tami fo­to­gra­ficz­nymi i nie­le­gal­nymi bu­tel­kami z wodą, wy­gra­mo­li­li­śmy się z auta i ru­szy­li­śmy w dwu­ipół­ki­lo­me­trową trasę pod bramy we­so­łego mia­steczka. Do­strze­głam przed nami tłum zgro­ma­dzony wo­kół sta­rego czer­wo­nego pick-upa. Zmar­twi­łam się, że ci wszy­scy lu­dzie ze­brali się tam z po­wodu psa, któ­rego ktoś zo­sta­wił w au­cie w ten upał.

Ga­pie drwili z cze­goś, co znaj­do­wało się na pace sa­mo­chodu. Wy­att ka­zał mi za­kryć uszy dłońmi, więc to zro­bi­łam, ale roz­chy­li­łam lekko palce obu dłoni. Nie chcia­łam prze­ga­pić cze­goś waż­nego. Wtedy usły­sza­łam mę­skie głosy ję­czące w upale:

– Hej, wiel­gachna, przy­wieźli cię do mia­sta i o to­bie za­po­mnieli?

– Z czego jest uszyta ta kiecka? Z ba­lonu?

– To auto ma li­mit ob­cią­że­nia, ko­bieto.

Mó­wiło to trzech męż­czyzn, któ­rzy we­dług mnie wy­glą­dali tak samo. Byli chu­dzi, z za­pad­nię­tymi klat­kami pier­sio­wymi, i mieli w so­bie ner­wo­wość za­pchlo­nych psów. Mama i tata szybko prze­pro­wa­dzili nas na drugą stronę rzędu sa­mo­cho­dów, a Wy­att uważ­nie wpa­try­wał się we mnie, by się upew­nić, że ich nie sły­szę. Czy wie­dział, co było na pace pick-upa?

Ja jesz­cze tego nie wi­dzia­łam, bo by­łam za ni­ska. Ale gdy tylko zna­leź­li­śmy się tuż za pick-upem, ro­ze­śmiany tłum się roz­szedł i zo­ba­czy­łam ją. Była ol­brzy­mia. Mu­siała wa­żyć z dwie­ście ki­lo­gra­mów. Jej ciało wy­peł­niało całą pakę auta, a czę­ściowo na­wet wy­le­wało się bo­kami, co mu­siało być bo­le­sne… Jej krót­kie czarne włosy chyba były przy­strzy­żone tę­pymi ku­chen­nymi no­życz­kami, bo tłu­ste ko­smyki ster­czały na wszyst­kie strony. Miała na so­bie coś, co wy­glą­dało jak nie­bie­skie prze­ście­ra­dła zszyte ra­zem, z otwo­rami na ręce. A co naj­tra­gicz­niej­sze – ubra­nie było za krót­kie albo się pod­wi­nęło, gdy ko­bieta wsia­dła na tył auta. Sie­działa na ma­te­riale, więc nikt nie byłby w sta­nie na­cią­gnąć go na jej ko­lana. Owi­jał się tylko nie­zgrab­nie wo­kół gór­nej czę­ści jej ud. Mo­co­wała się z paczką draży – mo­ich ulu­bio­nych cu­kier­ków – a kiedy wresz­cie udało się jej ją otwo­rzyć, ku­leczki cze­ko­la­dowe wy­strze­liły w po­wie­trze na wszyst­kie strony i bez­gło­śnie po­spa­dały na jej mięk­kie ciało i roz­grzany as­falt.

Jej spoj­rze­nie mnie prze­śla­do­wało. Po­pa­trzy­łam jej w oczy tylko przez se­kundę, gdy zwró­ciła wzrok w na­szą stronę, jakby się za­sta­na­wiała, co mamy jej do po­wie­dze­nia.

– Nie gap się, Meg. To nie­grzeczne – wy­ce­dził przez zęby Wy­att, bio­rąc mnie za rękę i cią­gnąc mnie lekko za sobą.

Ale ja nie chcia­łam być nie­grzeczna. Pa­trzy­łam z nie­po­ha­mo­wa­nej cie­ka­wo­ści, jaką wzbu­dziła we mnie pustka w jej oczach. Nie było w nich żad­nego za­in­te­re­so­wa­nia, żad­nego bły­sku emo­cji. Spoj­rza­łam przez ra­mię, by się upew­nić, że ko­bieta od­dy­cha.

Od­wró­ciła się i prze­chy­liła głowę na bok, pa­trząc na mnie, a po­tem, ku mo­jemu zdu­mie­niu, uśmiech­nęła się. Nie był to zło­śliwy uśmie­szek, który miałby mnie od­stra­szyć, że­bym prze­stała się ga­pić. Był słodki. Lu­biła dzieci – na pewno miała dzieci albo wnuki – i po­lu­biła też mnie. Jej oczy zła­god­niały, kiedy od­po­wie­dzia­łam uśmie­chem i do niej po­ma­cha­łam, i sama unio­sła dłoń, by mi po­ma­chać. Po­czuła się szczę­śliwa dla­tego, że tam by­łam.

Opo­wie­dzia­łam tę hi­sto­rię Ro­bin, kiedy po­now­nie za­py­tała mnie, dla­czego czuję się winna śmierci Wy­atta. Nie umia­łam wy­ja­śnić mo­jego po­czu­cia winy. Wie­dzia­łam tylko, że ode­gra­łam wtedy ja­kąś rolę. Do­tknę­łam sceny, za­nim we­szli na nią ak­to­rzy, a mój do­tyk coś schrza­nił. Wy­att zgi­nął, a ja prze­ży­łam.

Bła­ga­łam Ro­bin, by mnie zro­zu­miała.

– Moja mama nor­mal­nie by funk­cjo­no­wała, gdyby za­miast mnie był tu Wy­att – po­wie­dzia­łam.

Ro­bin po­krę­ciła głową i przy­ło­żyła dłu­go­pis do ust.

– To nie­prawda.

– Śmierć Wy­atta jest zwią­zana z całą brzy­dotą tego świata – do­da­łam. – Jak pani może tego nie wi­dzieć?

Wen­ty­la­tor bu­czący w ką­cie prze­krę­cił się w moją stronę i za­czął zdmu­chi­wać mi na twarz dłu­gie ko­smyki wło­sów. Nie od­gar­nę­łam ich jed­nak, bo dzięki temu mo­głam za­mknąć oczy.

– Dla­czego śmierć two­jego brata jest czę­ścią świa­to­wej tra­ge­dii, Meg?

Po­sła­łam jej spod wło­sów spoj­rze­nie wy­ra­ża­jące głę­boką po­gardę.

– Wcale tego nie po­wie­dzia­łam. Prze­kręca pani moje słowa i z po­wro­tem wkłada mi je w usta. – Wszy­scy do­ro­śli w moim ży­ciu tak ro­bili i nie cier­pia­łam tego.

– W ta­kim ra­zie po­wiedz mi, co mia­łaś na my­śli, mó­wiąc… – Prze­rwała, żeby prze­czy­tać coś, co na­pi­sała w opra­wio­nym w skórę no­tat­niku. – „Śmierć Wy­atta jest zwią­zana z całą brzy­dotą tego świata”.

Po­sta­no­wi­łam wy­ka­zać się aniel­ską cier­pli­wo­ścią, żeby przy­spie­szyć tę se­sję.

– Cho­dziło mi o to, że nie­na­wiść tam­tego lip­co­wego po­ranka w Na­shville była na­dal żywa tego kosz­mar­nego dnia w Pit­ts­bur­ghu. Lu­dzie nie­na­wi­dzą się na­wza­jem, więc ką­sają się jak węże. Wszystko jest ze sobą po­wią­zane… Lu­dzie są ze sobą po­wią­zani. Wpa­damy na sie­bie… Nie­któ­rzy z nas są do­brzy, inni źli, a więk­szość jest mie­szanką jed­nego i dru­giego. Każda myśl wpro­wa­dzona w czyn ma swoje kon­se­kwen­cje. Co do jed­nej. – Od­chrząk­nę­łam. W końcu ubra­łam w słowa wnio­sek, do któ­rego do­szłam w dniu śmierci Wy­atta.

Moja twarz na pewno zdra­dzała moje wła­sne zdzi­wie­nie, bo Ro­bin przez chwilę przy­glą­dała mi się ba­daw­czo. Po­tem po­pra­wiła koc, który okry­wał jej skrzy­żo­wane nogi – uży­wała ta­kich re­kwi­zy­tów, żeby po­móc mi się zre­lak­so­wać – i spo­koj­nie na mnie po­pa­trzyła.

– Meg, czu­jesz ból, i to na­ma­calny. Masz po­czu­cie winy i to jest nor­malne. Ale te uczu­cia cię nie de­fi­niują. Są zwią­zane z fał­szy­wymi me­cha­ni­zmami, które wy­two­rzył twój umysł, żeby zro­zu­mieć stratę, ja­kiej do­świad­czy­łaś. – Pstryk­nęła kilka razy dłu­go­pi­sem i przez dłuż­szą chwilę za­pewne za­sta­na­wiała się, co po­wie­dzieć – i co tak na­prawdę zro­zu­miem z jej słów. – To prze­świad­cze­nie, któ­rego na­bra­łaś w dzie­ciń­stwie, że w ja­kiś spo­sób je­steś od­po­wie­dzialna za szczę­ście, a na­wet za bez­pie­czeń­stwo lu­dzi, któ­rych spo­ty­kasz na swo­jej dro­dze, tam­tej ko­biety w pick-upie w Na­shville… Jest błędne i nie­bez­pieczne. Mu­sisz się z tym upo­rać.

Z po­wro­tem spoj­rzała do no­tat­nika, prze­wer­to­wała go i za­trzy­mała się na ja­kiejś stro­nie w środku, którą przez mi­nutę czy­tała w mil­cze­niu. Może cze­kała, aż coś po­wiem. Wy­ła­my­wa­łam so­bie palce, żeby po­wstrzy­mać po­trzebę wy­peł­nie­nia ci­szy więk­szą liczbą słów. Słowa ni­czego nie zmie­niają.

W ką­ciku ust Ro­bin za­tań­czył uśmiech i jej spoj­rze­nie zła­god­niało. Od­gar­nę­łam włosy z twa­rzy, żeby le­piej ją wi­dzieć.

– Pod­czas na­szego pierw­szego spo­tka­nia – za­częła – po­pro­si­łam cię, że­byś opo­wie­działa mi o Meg sprzed śmierci Wy­atta.

– Pa­mię­tam.

– Mó­wi­łaś, że ni­gdy nie umia­łaś ukry­wać uczuć i by­łaś bar­dzo wraż­liwa. Za­cie­ka­wiło mnie, że lu­dzie w twoim oto­cze­niu za­wsze trak­to­wali cię, jak­byś była bar­dzo kru­cha. Jak na­zy­wał cię Wy­att? „Dziew­czyna ze szkła”?

Zna­jomy im­puls obronny szarp­nął wo­dze mo­ich my­śli. Wy­att nie chciał źle. Nie wie­dział, jaka będę ostra, kiedy się stłukę – jak oka­le­czę tych, któ­rzy za bar­dzo się do mnie zbliżą. Po­wstrzy­my­wa­łam łzy, aż oczy pie­kły mnie z wy­siłku.

Ro­bin wstała, co nie zda­rzyło się ni­gdy wcze­śniej, a koc spadł na pod­łogę z ci­chym szep­tem ba­wełny, frędzli i po­wie­trza. Te­ra­peutka uklę­kła przy moim krze­śle i do­tknęła mo­jego ra­mie­nia, jakby chciała po­ka­zać swoją po­wagę.

– Meg… Mu­sisz o tym za­po­mnieć. Je­steś sil­niej­sza, niż ci się wy­daje. Na li­tość bo­ską, nie je­steś od­po­wie­dzialna za śmierć Wy­atta. Twoja mama wcale nie wo­la­łaby, że­byś to była ty. A ko­bieta w pick-upie? To ona chciała spra­wić, że­byś swo­bod­niej się po­czuła, a nie na od­wrót. To ty by­łaś dziec­kiem, Meg… A ona była do­ro­sła.

Od­wró­ci­łam się, by unik­nąć tej in­wa­zji. Nie pro­si­łam o nią, więc wbi­łam wzrok w czarno-białą gra­fikę na ścia­nie, która miała in­spi­ro­wać klien­tów. Dziew­czyna na na­druku do­piero co wspięła się na szczyt góry. Stała spo­koj­nie i pa­trzyła w niebo. Pod spodem wid­niał na­pis: „Wdzięcz­ność”. Ro­bin po­wio­dła wzro­kiem za moim spoj­rze­niem i wró­ciła na swoje krze­sło, jakby cof­nął ją tam mon­ta­ży­sta filmu.

– Wszy­scy czu­jemy pustkę, kiedy ko­goś stra­cimy – po­wie­działa. – Wy­daje się nam, że ta zio­nąca pustka bę­dzie w nas na za­wsze i że wszy­scy wo­kół wi­dzą ją jak na dłoni. Ale to nie­prawda. Tę pustkę wy­pełni ży­cie. Coś zu­peł­nie in­nego, ale przy­naj­mniej nie bę­dziemy już czuć hu­la­ją­cego w niej wia­tru.

– Mówi pani tak, jakby pani uwa­żała, że po­win­nam zo­sta­wić to za sobą. – Po­chy­li­łam się do przodu, żeby się sku­lić. – A więc te­raz też ob­la­łam te­ra­pię?

Ro­bin znowu wstała i za­częła cho­dzić po ga­bi­ne­cie. Naj­wy­raź­niej nie wie­działa, co zro­bić z rę­kami.

– Oto co pró­buję po­wie­dzieć. Twoje ży­cie jest o wiele ob­szer­niej­szą hi­sto­rią niż ta jedna okropna rzecz, która się wy­da­rzyła. – Wy­cią­gnęła ręce w bok, by zi­lu­stro­wać swoje słowa. – Tak, tamta chwila ukształ­tuje twoją hi­sto­rię, ale by­łaś już na do­brej dro­dze, by wieść na­prawdę war­to­ściowe ży­cie. Śmierć Wy­atta dała ci jesz­cze szer­szą per­spek­tywę. Wi­dzisz świat wy­raź­niej niż reszta z nas. – Prze­rwała i wy­mam­ro­tała pod no­sem coś, co mi umknęło.

– Słu­cham? – spy­ta­łam.

Jej na­gły wy­buch eks­pre­sji mnie za­in­try­go­wał. Moje świeże, lecz bo­gate do­świad­cze­nia z te­ra­peu­tami wska­zy­wały, że wo­leli rów­no­wagę od pa­sji.

– Po­wie­dzia­łam, że moim zda­niem za­wsze wi­dzia­łaś świat wy­raź­niej. – Pa­trzyła na mnie przez chwilę za­my­ślona, z rę­kami wspar­tymi na bio­drach.

I na­gle do­tarło do mnie, że Ro­bin wi­dzi dla mnie na­dzieję. Wy­pro­sto­wa­łam się na sie­dze­niu.

– Tak jak przed chwilą, gdy po­sta­no­wi­łaś mi opo­wie­dzieć o wa­ka­cjach w Na­shville – po­wie­działa, ki­wa­jąc głową. – Ta hi­sto­ria nie miała nic wspól­nego ze śmier­cią Wy­atta, ale kiedy zde­cy­do­wa­łaś się nią po­dzie­lić, po­ka­za­łaś, na co cię stać.

– Niby na co? – Wier­ci­łam się pod jej spoj­rze­niem.

– Do­strze­gasz rze­czy, któ­rych inni nie za­uwa­żają. Taka wła­śnie je­steś i to po­chła­nia twój czas i ener­gię. To nic złego, ale jest to na­rzę­dzie, z któ­rym mu­sisz na­uczyć się ob­cho­dzić. Hi­sto­ria two­jego ży­cia to coś wię­cej niż psy­chicz­nie chory dzie­ciak z bro­nią.

– Nic na świe­cie nie jest waż­niej­sze niż to.

– Wiem, że w tej chwili tak się wy­daje. – Wes­tchnęła. Chyba sama mo­co­wała się ze swoim błę­dem. – Spójrz na to w ten spo­sób – pod­jęła w końcu. – Je­steś inna. Masz prze­wagę nad ró­wie­śni­kami, bo wiesz, jak cenne są ży­cie i re­la­cje z in­nymi. Ale, i wy­ra­żam tu swoją eks­percką opi­nię, mia­łaś już tę wie­dzę i tę mą­drość przed śmier­cią Wy­atta.

– Tak – od­rze­kłam. – I stąd okre­śle­nie: „dziew­czyna ze szkła”, o któ­rym wcze­śniej roz­ma­wia­ły­śmy.

Od­chy­li­łam się na krze­śle i skrzy­żo­wa­łam ra­miona. Wie­dzia­łam, co Ro­bin usi­łuje po­wie­dzieć, i naj­bar­dziej prze­ra­żało mnie to, że miało to sens.

Po­krę­ciła głową.

– Nie, nie cho­dzi o ten przy­do­mek. Nie o tym mó­wię. Nie­ba­wem zo­ba­czysz, że ktoś do­strzeże twoją siłę i mą­drość i za­chwyci się pięk­nem two­jej du­szy. Ten ktoś za­pra­gnie być czę­ścią two­jej opo­wie­ści, bo bę­dzie wspa­niała.

 

 

2

 

 

Drogi Wy­at­cie,

wy­jeż­dżamy z Pit­ts­bur­gha. To po­mysł taty. Nie chce dłu­żej miesz­kać wśród wspo­mnień. Jak wiesz, ni­gdy nie ra­dzi­łam so­bie ze zmia­nami, więc nie bar­dzo wiem, co ro­bić – jak opu­ścić Cie­bie i nasz dom.

Oto co chcę Ci po­wie­dzieć: kiedy bę­dziesz nas szu­kał, to nie tu­taj. Ale nie prze­sta­waj szu­kać.

Tak bym chciała, że­byś tu był i spra­wił, żeby wszystko się uło­żyło. Pi­sząc to, zda­łam so­bie sprawę, że tak na­prawdę chcia­ła­bym o wiele wię­cej. Ale prze­cież wiesz…

Ko­cham Cię na za­wsze.

Meg