Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pokusa Erin - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 kwietnia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pokusa Erin - ebook

Nowa porywająca powieść autorki Przebudzenia Olivii o cienkiej granicy między miłością i nienawiścią

Erin Doyle i Brendan Langstrom od dawna za sobą nie przepadają. Dziewczyna nie znosi kobieciarzy, Brendan nigdy nie ukrywał, że jedyne co go interesuje, to przygody na jedną noc i zero zobowiązań.

Mężczyzna ma jednak kłopoty i szuka miejsca, w którym mógłby na jakiś czas zamieszkać. W tej sytuacji narzeczony Erin, który jest zarazem jego najlepszym przyjacielem, proponuje mu mieszkanie w na terenie ich wspólnej posiadłości. Upokorzona dziewczyna nawet nie próbuje ukryć faktu, że bardzo jej się nie podoba ten pomysł.

Jednak pod nieobecność Roba, Brendan przez przypadek poznaje sekret Erin, którego nie zdradziła nawet swojemu narzeczonemu. Może okazać się, że mężczyzna, o którym Erin miała tak złe zdanie, stanie na wysokości zadania i będzie jedyną osobą, która może jej pomóc.

__

O autorce:

Elizabeth O’Roark po latach pisania publikacji medycznych, postanowiła, że w końcu chce zacząć pisać coś, co jest tylko i wyłącznie wytworem jej wyobraźni. Jej powieść Przebudzenie Olivii zyskała ogromne uznanie fanów w Polsce i za granicą, a także została nagrodzona złotym medalem Independent Publisher Book Awards. Elizabeth mieszka w Waszyngtonie z trójką swoich dzieci.

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66338-13-5
Rozmiar pliku: 949 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Obecnie

Gdy w moim życiu źle się układa, śnią mi się fale przypływu. Takie ściany wody wzbierające ku niebu to podobno oznaka poczucia bezsilności. Budzę się, chciwie łapiąc oddech, zbyt zaniepokojona, żeby ponownie zasnąć.

Nienawidzę tego snu, ale jest jeden, którego nienawidzę jeszcze bardziej. Śni mi się wtedy, gdy wszystko układa się dobrze.

Przenoszę się w nim do dnia, w którym moja najlepsza przyjaciółka wyszła za mąż. Jest ciepło, ale nie gorąco, słońce wisi nisko nad wodami odległej Grace Bay, a wiolonczelistka gra partię kanonu D-dur Pachelbela.

Koordynatorka weselna klepie mnie w ramię. Krótko ściskam Olivię, uważając na welon, po czym kieruję się ku zebranym. Wszystkie głowy obracają się w moją stronę. Nie przepadam za byciem w centrum uwagi, ale nie ma to nic wspólnego z uciskiem, jaki czuję w żołądku.

Nie patrz na niego.

Ileż to razy już się o to prosiłam? Zignoruj go, zapomnij o nim. Nie wiem, po co w ogóle to sobie powtarzam, przecież ani razu nie podziałało. Nie potrafię się powstrzymać nawet teraz, gdy wśród gości siedzi mój chłopak. Nie przeszłam jeszcze dwóch metrów, a moje spojrzenie już wędruje prosto ku tej jednej osobie, ku której nie powinno: ku drużbie.

Stoi po prawej stronie swojego brata i patrzy na mnie w sposób, w jaki robił to przez ostatnie kilka miesięcy – jakby miał zjeść mnie żywcem, gdybym tylko na to pozwoliła. Jego oczy, równie niebieskie jak morze, które ma za plecami, napotykają moje i serce podskakuje mi w piersi. Jeden długi skok trwa tyle, ile pięć czy sześć zwykłych uderzeń serca. W myślach zaczynam go błagać: Jeszcze nie jest za późno. Nadal możesz to naprawić. Proszę, napraw to.

Nienawidzę budzić się z tego snu. Nienawidzę towarzyszącego przebudzeniu uczucia głodu, pragnienia ujrzenia tego mężczyzny, który tak naprawdę nigdy nie zasługiwał ani na jedną minutę mojego życia.

Tego ranka otwieram oczy, nadal starając się usłyszeć wiolonczelistkę, i przez chwilę jestem zaskoczona, że docierają do mnie tylko zwyczajne dźwięki: szum płynącej wody, warkot elektrycznej maszynki do golenia. Kiedy odwracam się ku stolikowi nocnemu i wsuwam na palec pierścionek zaręczynowy, serce nadal wali mi w piersi. Nie mogę uwierzyć, że po tylu latach nadal śni mi się to samo.

Wiem, co powiedziałaby terapeutka, bo już to od niej słyszałam. „To tylko lęk – zapewniła. – Każdy przez to przechodzi”. Boże, mam nadzieję, że się nie myliła.

Z łazienki wyłania się Rob obleczony tylko ręcznikiem.

– Przepraszam – mówi i marszczy brwi. – Starałem się być cicho.

Spotkanie z klientem się przedłużyło, przez co wrócił dopiero po północy, a mimo to teraz, ledwie o piątej rano, już szykuje się do wyjścia. Tak od kilku miesięcy wygląda jego życie, ponieważ nadzoruje fuzję. Wczoraj musiałam wyrzucić kolację do kosza. Nie winię go za to, poza tym fuzja dobiega już końca, ale czasami zastanawiam się, czy Rob kiedykolwiek zwolni to szaleńcze tempo. Chyba trochę za bardzo mu się to podoba.

– Nie ma sensu, żebyśmy dzisiaj obydwoje jechali na ostatkach sił – stwierdza. – Śpij dalej.

Łapie bokserki i zrzuca ręcznik, ukazując idealne ciało będące efektem wielu godzin spędzonych na siłowni i zdrowego odżywiania, którego mu zazdroszczę. Obserwowanie go, gdy się ubiera, to czysta przyjemność, nawet o tak wczesnej godzinie.

– Wiesz – próbuję nadać swojemu głosowi uwodzicielski ton – skoro obydwoje nie śpimy i znajdujemy się w tym samym miejscu o tej samej porze, przychodzi mi do głowy coś ciekawszego od snu.

Nie jestem pewna, czy kieruje mną pożądanie, czy poczucie winy, bo naprawdę wkurza mnie, że znowu miałam ten sen. Bogu niech będą dzięki, że Rob nie potrafi czytać mi w myślach.

Krzywi się.

– W Amsterdamie jest osiem godzin później, skarbie. Naprawdę muszę już iść. Ale wcześnie dziś wrócę.

– Nie przypominaj mi o tym – marudzę.

Po kilku latach spędzonych na innym kontynencie do Kolorado wrócił właśnie Brendan, najlepszy przyjaciel Roba, i przychodzi do nas wieczorem. To radosna nowina, ale tylko dla jednego z nas.

Rob unosi jedną brew.

– Obiecałaś być miła.

– Tak dla jasności, obiecałam przyzwoicie się zachowywać. A to z pewnością więcej, niż dostanę w zamian od niego.

Nie potrafię tego wyjaśnić. Moja nienawiść do Brendana przypomina podziemne źródło: wydaje ci się, że wody nie może być już więcej, ale ta wciąż napływa.

Pomijając sny o nim. Wtedy jakoś go nie nienawidzę…3

Cztery lata wcześniej

Nie czaję, po cholerę ludziom wypiekacz do chleba. Wiecie, ile smacznych bochenków można by kupić za sto pięćdziesiąt dolców? Mnóstwo. Całe mnóstwo naprawdę, ale to naprawdę zajebistego chleba. Bochenków w każdym kolorze, o różnych smakach, różnych rodzajów, a wszystko bez ruszenia palcem.

Wypiekacze do chleba są jak związki. Nie wiem, czemu ktokolwiek miałby rezygnować z całej tej wolności, z różnorodności, żeby być z tylko jedną dziewczyną, i to za cenę o wiele wyższą od najdroższego wypiekacza: pamiętanie o świętach, odwiedzanie jej rodziny, wysłuchiwanie rozwlekłych opowieści o tym, co jedna przyjaciółka powiedziała drugiej. W dodatku po włożeniu całej tej pracy nie można być nawet pewnym bzykanka. Wiele razy widziałem to u kumpli: ekstaza przez kilka pierwszych tygodni, a później całe miesiące obciachowego gówna typu zakupy na targu i gra w Pictionary, a z każdym mijającym tygodniem coraz nudniejszy i coraz rzadszy seks.

Każdy z tych kumpli jest skonsternowany, kiedy do tego dochodzi, jakby to było zaskakujące. Wtedy też wychwalają moją zdolność do pozostawania wolnym, co również nie ma sensu. Unikanie związków jest zaskakująco łatwe, trzeba tylko wiedzieć, co się robi, czyli nie zabiera się na randkę dziewczyny, która się z tobą nie prześpi, i nie śpi się z dziewczynami, które spodziewają się telefonu następnego dnia. To naprawdę proste.

Wszyscy wiedzą, że takie mam zasady, więc wybucham śmiechem, kiedy brat ostrzega mnie, żebym trzymał się z daleka od Erin Doyle, najlepszej przyjaciółki jego narzeczonej. Nawet robi z tego warunek załatwienia mi pracy w swojej starej agencji turystycznej.

– Erin? – kpię. – Naprawdę uważasz, że musisz mnie ostrzegać przed trzymaniem się z daleka od Erin?

To dokładnie ten typ dziewczyny, którego unikam – najpierw przez pół roku chce się trzymać za ręce, a zaraz po pierwszej randce zamawia prenumeratę czasopisma „Brides”. Widziałem ją zaledwie kilka razy, ale wiem, co ma w głowie.

– Wyświadcz nam obu tę przysługę – prosi Will – i przestań udawać, że ona cię nie pociąga.

– Nie umówiłbym się z nią, nawet gdybyś mi zapłacił – odpowiadam. Sama myśl o tym sprawia, że zaczynam się dusić. – Nawet gdyby była ostatnią kobietą na ziemi.4

Obecnie

Olivia nie potrafi opanować śmiechu.

– Słyszałam, że będziesz mieć nowego współlokatora! – oznajmia i znowu zaczyna chichotać.

– Powinnam była się spodziewać, że ta sytuacja rozbawi cię aż za bardzo.

– Chcesz wiedzieć, co ja bym zrobiła, gdyby to Will bez rozmowy ze mną zaprosił kogoś do domu? – pyta.

Nie, niekoniecznie. Chociaż jest już mężatką i matką dwojga dzieci, nadal pozostaje dziewczyną, która złamała nos członkini swojej drużyny, a innego biegacza zdzieliła kijem bejsbolowym. Jej rady zawsze brzmią tak samo: powinnam zagrozić szefowi, że wetknę mu coś dużego w dupę, a za każdym razem, gdy Rob mnie wkurzy, słyszę, że mam „rzucić go w cholerę”.

– Dużo gadasz, ale obie wiemy, że nic byś mu nie zrobiła – odpowiadam. – Nie potrafisz złościć się na niego dłużej niż dwie sekundy.

– Może i masz rację. Ale z całą pewnością bym się nie zgodziła. Wydawało mi się, że nienawidzisz Brendana.

– Nie nienawidzę go – przeczę. No dobra, prawda, nienawidzę go totalnie. Ale jestem wystarczająco dorosła, żeby kłamać na ten temat. – Po prostu nie chcę, żeby palił trawkę albo zabawiał się w trójkącie w moim jakuzzi.

Jej głos łagodnieje.

– On się bardzo zmienił, Erin. Tamta dziewczyna we Włoszech naprawdę nieźle namieszała mu w głowie. Nie sądzę, że musisz się tym martwić.

– Sądziłam, że nigdy nie chciał żadnej poważnej relacji – mruczę pod nosem. Z niewyjaśnionych przyczyn czuję rozgoryczenie, chociaż minęło już tyle czasu, że nie powinnam.

– Najwyraźniej była wyjątkiem – odpowiada Olivia. – Nie mam pojęcia, co poszło nie tak, ale bardzo go to zmieniło. – Po części się cieszę, że ktoś złamał mu serce. Należało mu się po całym tym zniszczeniu, jakie sam siał. Ale głównie zastanawiam się, co miała tamta dziewczyna, czego mnie brakowało.

Następnego dnia po południu Timothy wychodzi na cotygodniowe spotkanie z kanclerzem – kolejną osobą na mojej czarnej liście, ze względu na zgłaszane przez niego nieustannie żądania na ostatnią chwilę – więc dzwonię do brata. Staram się co tydzień sprawdzić, co słychać u Seana, tak jak robiłby to rodzic, bo chcę się upewnić, że jest szczęśliwy, nie bierze i regularnie płaci za mieszkanie, a najwygodniej mi zadzwonić z pracy. Rob ma swoje zdanie na temat mojego brata i krzywi się z pogardą, gdy tylko wspomnę jego imię. Podejrzewam, że na mnie też by tak patrzył, gdyby wszystko o mnie wiedział.

Sean pyta, czy ustaliliśmy już z Robem datę, a kiedy przeczę, oferuje – tak jak wcześniej ojciec – że przyjedzie i pięściami przemówi mu do rozsądku. Każdy zakłada, że to z całą pewnością Rob się ociąga, ponieważ kobiety rzekomo tracą głowę na myśl o ślubie, jakbyśmy wygrały los na loterii. Nic dziwnego, że moja niechęć tak bardzo martwi Roba.

Pytam Seana, czy zapisał się na zajęcia, a kiedy w odpowiedzi słyszę ciężkie westchnienie, ogarniają mnie złe przeczucia. Sean przynosi więcej złych wieści niż jakakolwiek znana mi osoba, a u podstaw większości z nich leży wyłącznie jego wina. Kiedy jednak w zeszłym miesiącu skończył odwyk z silnym postanowieniem, że sam zacznie pomagać uzależnionym, naprawdę uwierzyłam, że zaczyna wychodzić na prostą.

– To chyba nie wypali – odpowiada. – Było za późno, żeby ubiegać się o pomoc finansową. Zresztą pewnie i tak bym się na nią nie załapał. Nikt nie uwierzy, że gość po odsiadce spłaci kredyt.

Przykro mi słyszeć to zrezygnowanie w jego głosie, zwłaszcza że zawsze pojawia się po niej maniakalny ton, gdy brat znowu zaczyna brać.

– Musi być jakiś sposób – naciskam. – Rozmawiałeś z rodzicami? – Tylko desperacja każe mi o to zapytać. Doskonale wiem, że nie mają pieniędzy. W ciągu ostatniego roku sama musiałam dwa razy pomagać im w spłacie hipoteki.

– Jasne – śmieje się. – Oni nie są w stanie pomóc nawet samym sobie. Nic się nie stało. Jestem kelnerem, a szef powiedział, że pod koniec miesiąca będę mógł stanąć za barem.

Czuję, jak narasta we mnie panika.

– Przecież wiesz, że to zły pomysł.

– Nie jestem alkoholikiem, Erin – irytuje się.

Przyciskam dłoń do twarzy i próbuję powstrzymać się od powiedzenia wszystkiego, co przychodzi mi do głowy. Spędzanie czasu w towarzystwie ludzi, którzy piją, nieuchronnie prowadzi do spędzania czasu z ludźmi, którzy biorą kokę, metę i wszystko inne, co wpadnie bratu w ręce. On o tym wie. Ale przypominanie mu o jego porażkach do niczego nie doprowadzi. Pod wieloma względami Sean zachowuje się raczej jakby miał trzynaście lat, a nie dwadzieścia dziewięć.

– Ile potrzebujesz? – pytam i słyszę desperację w swoim głosie. – Na czesne?

– Jakieś dwadzieścia patyków – odpowiada. – To był szalony pomysł. Wiesz, ile zajęłoby mi spłacenie takiej góry forsy?

– Zapłacę – oferuję impulsywnie. Odkładam pieniądze od skończenia studiów. Oszczędności dały mi poczucie bezpieczeństwa, którego nie miałam, dorastając. Ale chyba uda mi się przez jakiś czas żyć bez tego poczucia.

Sean pyta, czy Rob na pewno nie będzie mieć nic przeciwko, a mnie robi się trochę niedobrze. Owszem, Rob będzie mieć coś przeciwko. Gdyby to od niego zależało, już dawno spisałabym Seana na straty. Ale Rob nie ma rodzeństwa i nie będzie mi dyktować, jak mam traktować swoje.

– Będzie dobrze – zapewniam.

Kiedy tylko się rozłączam, nad ścianką działową zawisa Harper.

– Czy ty właśnie oddałaś wszystkie swoje pieniądze bratu?

– Wiem, że słyszymy swoje rozmowy – odpowiadam z wymuszoną grzecznością – ale powinniśmy chociaż udawać, że się w nie nie wsłuchujemy.

– Nie powinnaś była najpierw porozmawiać z Robem?

Kurde. Tak. Prawdopodobnie.

– Skoro on może zaprosić kogoś do naszego domu bez pytania mnie o zdanie, to ja mogę oddać dwadzieścia patyków bez pytania jego.

– Ćpunowi na odwyku – przypomina mi.

– Nie jestem idiotką. Nie dam mu tych pieniędzy do ręki. Po prostu zapłacę czesne. – Po jej spojrzeniu domyślam się, że to mi raczej nie pomoże.

Obie słyszymy fałszujące pogwizdywanie Timothy’ego w korytarzu, co oznacza, że dzisiejsze spotkanie z kanclerzem było albo żałośnie krótkie, albo w ogóle nie doszło do skutku. Chwilę później szef staje przy moim boksie i obrzuca nas typowym dla siebie spojrzeniem: nieprzyjaznym i podejrzliwym, z domieszką pretensji.

– Boks Erin to nie dystrybutor wody, Harper – upomina. – Nie powinnaś być gdzie indziej?

Harper wzrusza ramionami, bo w przeciwieństwie do reszty spośród nas zdanie Timothy’ego wisi jej i powiewa. Czasami mam wrażenie, że tak naprawdę chce zostać zwolniona.

– Już po wpół do piątej, Tim-O. Odbiłam kartę.

– Tu nie ma żadnych kart, nie pracujesz na godziny – upomina. – Jeżeli więc rzeczywiście wszystko już na dzisiaj skończyłaś, choć szczerze w to wątpię, wracaj do siebie i daj reszcie moich pracowników skończyć swoją robotę.

Ona, naturalnie, ani drgnie, tylko wpatruje się w niego, dopóki nie odejdzie.

– Wiesz, o czym czasami marzę? – pyta. – O pracy w fabryce.

Przechylam głowę.

– Co?

– Tylko pomyśl. – Odbija się od ścianki i podchodzi do mojego biurka. – Praca, w której po prostu co trzy minuty naciska się jakiś guzik albo coś takiego. Bez Tima, który przychodzi i sugeruje, w jaki sposób możesz lepiej naciskać guzik, albo rozpływa się na temat tego, co znaczy naciskanie tego guzika. Za to ze związkiem zawodowym, który mówi mu, że nie wolno mu pozwalać ci na naciskanie guzika choćby minutę po skończeniu zmiany.

– Mimo wszystko brzmi to monotonnie.

– No dobra, a jak dorzucę seksownego współpracownika, który przez cały dzień szepcze ci do ucha świństewka? Więc wciskasz ten guzik, kasujesz za to wypłatę, a później idziesz do domu i całymi godzinami robisz nieopisane rzeczy z tym przystojniachą.

Wybucham śmiechem, ale czuję ukłucie zazdrości. Seks jest dla Harper niczym wesołe miasteczko ze snów – przejażdżka, która jest coraz lepsza za każdym razem, kiedy wskakuje się do wagonika.

– Gdybym miała taką pracę w fabryce, prawdopodobnie tylko więcej bym spała.

– To Rob musi coś źle robić – odpiera. – Nie jesteś z nim aż tak długo. Seks nadal powinien być ekscytujący.

Nie oczekuję, że mnie zrozumie, ponieważ całkiem inaczej dorastała. A ja nie szukam ekscytacji. Pragnę jedynie braku bólu. I mam dokładnie to, czego chcę.5

Cztery lata wcześniej

Wchodzę pierwszego dnia pracy do agencji turystycznej i zastaję tam nikogo innego jak Erin. Wygląda całkiem inaczej. Will mógł przynajmniej wspomnieć, jak cholernie ładna się zrobiła. Zapomniałem też o jej ustach – nie wiem, jakim cudem, ale to nie ma znaczenia. Uśmiecha się do mnie, w spojrzeniu widać całe jej serce i od razu wiem, że nadal jest dziewczyną, która pragnie związku rodem z 1955 roku, łącznie z pierścionkami obietnicy, bukiecikami do sukni i dziewictwem do ślubu. Co gorsza, to również taka dziewczyna, która się zakocha i zacznie snuć tysiące fantazji na temat ślubu na wiosnę i wyglądu naszych przyszłych dzieci, mimo że nie wypowiem ani słówka, które miałoby ją do tego zachęcić.

A kiedy nie spełnię wszystkich jej marzeń, zdenerwuje się, a mój brat zrzuci winę za to na mnie.

Uśmiecha się szeroko, wskakuje na blat w recepcji i zaczyna machać nogami, które są znacznie dłuższe i szczuplejsze, niż zapamiętałem.

– Cześć, letni współpracowniku. Oprowadzić cię?

Kręcę głową.

– Już tu bywałem. Gdzie jest Mike?

Jej uśmiech trochę blednie. Wiem, że zachowuję się jak kutas, ale jest w niej coś, co mnie do tego prowokuje.

– W gabinecie na tyłach, układa grafik na przyszły tydzień. Chyba planował, że dzisiaj tylko się tu rozejrzysz. Mam go zawołać?

Wymijam ją.

– Jestem dużym chłopcem. Sam go znajdę.

Przechodzę bokiem między rzędami rowerów, żeby dostać się do gabinetu Mike’a. Znam go dość dobrze dzięki Willowi, który przepracował tu niemal dwa lata, zanim przeniósł się do Seattle.

Mike unosi brew.

– Nie spodziewałem się tu ciebie – stwierdza. – Myślałem, że Erin cię oprowadzi.

– Zaproponowała to – odpowiadam. – Ale byłem tu już wiele razy, nie ma potrzeby. Chcesz, żebym zaczął robić coś konkretnego?

– Właśnie dałem ci szansę, żebyś spędził czas z jedną z najbardziej zabójczych dziewczyn, jakie kiedykolwiek się tu pokazały, a ty chcesz pracować? Myślałem, że załatwiam ci randkę.

Wzruszam ramionami.

– Nie jest w moim typie.

Na twarzy Mike’a pojawia się dziwny wyraz. Zidentyfikowanie go zajmuje mi chwilę.

– Nie, nie jestem gejem.

Wygląda na to, że Mike mi nie wierzy, przez co Erin podoba mi się jeszcze mniej.6

Obecnie

Ojciec bełkocze, ale to nic nowego. Słyszę, że jest zdesperowany i zrozpaczony, ale to też żadna nowość. Dzięki Bogu Rob mocno śpi. Te telefony chyba nigdy go nie obudziły, co musi być darem niebios – lepiej, żeby nie wiedział wielu rzeczy o mnie i moim życiu.

– Cześć, tato – szepczę, wychodząc z sypialni i zwijając się na kanapie w salonie. – Gdzie jesteś?

Mamrocze coś, co brzmi jak Anson Street, a ja pytam, czy wezwał już taksówkę.

– Nie potrzebuję taksówki – bełkocze. – Nic mi nie jest. Ale nie mogę znaleźć samochodu.

– Tato, obiecaj mi, że nie będziesz prowadzić, okej? Podaj mi nazwę baru.

Oczywiście zaczyna się wykłócać, ale dość krótko. Jest na to zbyt wyczerpany i pijany. Przełączam go więc na tryb głośnomówiący, a sama sprawdzam adres i dzwonię po taksówkę. Rozmawiamy, kiedy na nią czeka, i jak zawsze złość ojca na karty, które rozdał mu los, zamienia się w łzy. Powtarza to, co zawsze: że nigdy nie dostał szansy, że poniósł porażkę, że powinien był być lepszym ojcem.

– Byłeś wspaniałym tatą – mówię. – Nadal jesteś.

Obydwoje wiemy, że to mija się z prawdą, ale nie muszę dodatkowo obciążać nieszczęśliwego ojca swoim żalem.

Kiedy w końcu nadjeżdża taksówka, ojciec nadal płacze i przeprasza. Mam dwadzieścia sześć lat, ale w tej chwili czuję się tak, jakbym znowu była w szkole średniej i starała się ochronić naszą rodzinę przed wszystkimi nieszczęściami świata. I tak jak wtedy czekam, aż ojciec bezpiecznie dotrze do łóżka, zanim sama pozwalam sobie na łzy.

Następny dzień jest trudny, bo spałam zaledwie cztery godziny, a będzie tylko gorzej: Rob nalega, żebyśmy zjedli kolację z Brendanem. Teoretycznie ma to być podwójna randka, chociaż nie jestem pewna, czy „randka” to właściwe słowo na opisanie relacji Brendana z jakąkolwiek kobietą.

Przez niego i jego podboje nie wierzę już w bratnie dusze i miłość od pierwszego wejrzenia. Te właśnie pojęcia przemknęły mi przez myśl, kiedy pierwszy raz go zobaczyłam. Wysiadał akurat z samochodu brata, żeby pomóc Olivii w przeprowadzce podczas zimowej przerwy na pierwszym roku na ECU. Był najpiękniejszą istotą, jaką w życiu widziałam, a kiedy nasze spojrzenia się spotkały, każde absurdalne romantyczne wyobrażenie stało się dla mnie realne. Odkrycie, jakim Brendan jest dupkiem – każdego wieczoru zabierał do domu inną dziewczynę, a każda była głupsza od poprzedniej – w końcu mnie z tego wyleczyło.

– Nie wierzę, że to robimy – mówię do Roba, kiedy parkuje przed restauracją. – W ciągu ostatnich kilku tygodni miałeś wolne tylko dwa wieczory i oba spędzamy z Brendanem.

Rob bierze mnie za rękę.

– Nie musimy siedzieć tu cały wieczór – pociesza mnie. – Zjemy tylko szybką kolację. Daj mu szansę.

– A on zabiera kogoś, kogo rzeczywiście zna, czy dziewczynę, z którą przespał się wczoraj i nie zdołał jej spławić?

– Erin… – Rob unosi brew.

– Założę się, że ma na imię Bambi i jest twarzą jakiejś marki. Albo wdzięczy się w bikini na wystawach samochodów.

– Erin.

Mogłabym tak godzinami, ale właśnie wchodzimy do restauracji. Brendan czeka na nas z lalą o pustym spojrzeniu i czerwonych włosach, a ja zmieniam zdanie: Bambi brakuje inteligencji do bycia twarzą marki, chociaż wyobrażam sobie, że doskonale operuje ustami.

Dociera do mnie, że taka nienawiść do niej tylko dlatego, że przyszła z Brendanem, jest niesprawiedliwa. Raczej powinnam jej z tego powodu współczuć. Ale nie cierpię takich kobiet: tych, które wszystko osiągają dzięki swojemu wyglądowi i nigdy nie zajmują się rozwijaniem innych zalet.

Zostajemy sobie przedstawione. Jej imię nie zapada w pamięć, a ja nie staram się go tam zachować. Jakie to ma znaczenie? Jest z Brendanem, a to oznacza, że już jej więcej nie spotkam.

– To na jak długo jedziesz do Amsterdamu? – pyta Roba Brendan.

– Na tydzień – odpowiada Rob. – Ale wyjazd może się przedłużyć.

Nic mi nie wiadomo o tym, że „wyjazd może się przedłużyć”, ale zanim udaje mi się o to zapytać, przy naszym stoliku zjawia się kelner. Bambi, jak można się było spodziewać, zamawia sałatkę bez sosu. Stawiam stówę, że jej nie skończy.

– Jezus Maria – zwraca się do mnie Bambi po odejściu kelnera. – Nie mogę uwierzyć, że zamówiłaś stek z frytkami. Czy ty wiesz, ile to ma toksyn?

– To dzięki nim danie jest wyjątkowo smaczne – odpieram.

– Nie mogłaś zamówić dosłownie nic gorszego – oznajmia i zaczyna punktować, dlaczego dokonałam najgorszego wyboru w całej historii decyzji: gramy tłuszczu, kwasy omega-6, kalorie.

Brendan i Rob nie są świadomi tej wymiany zdań, ponieważ przypominają sobie historie z czasów dorastania, które opowiadają przy każdym spotkaniu. Poznali się pierwszego dnia szkoły średniej: Brendan miał jeszcze przed sobą nadzwyczajny skok wzrostu, ale zwymyślał przechodzącego obok osiemnastolatka, który postanowił sprać go za to na kwaśne jabłko. Prysnęły wszystkie dzieciaki oprócz Roba. Od tamtej pory byli najlepszymi przyjaciółmi.

Nie wiem, czy w innym przypadku w ogóle by się zaprzyjaźnili, tak bardzo się od siebie różnią: Rob jest konserwatywny i pragmatyczny, natomiast Brendan chwyta dzień. Mimo to utrzymali przyjaźń, ale kiedy rozmowa schodzi na nową agencję turystyczną Brendana, zaczynam wątpić, czy tak zostanie.

– Jesteś pewny, że chcesz przepuścić wszystkie oszczędności na firmę, Brendanie? – pyta Rob. – Ogromny odsetek nowych przedsiębiorstw zamyka się w ciągu pierwszego roku.

– Inwestuję w coś, dzięki czemu codziennie będę szczęśliwy. Co innego miałbym zrobić z oszczędnościami?

– Mógłbyś je odłożyć – odparowuje Rob. W jego głosie daje się wyczuć protekcjonalność, która działa mi na nerwy. – Każdy oszczędzony cent wykładniczo zwiększy swoją wartość do czasu emerytury. Najpierw zadbaj o środki na przyszłość, dopiero później zastanawiaj się, co cię uszczęśliwia.

Oczy Brendana lekko ciemnieją. Z tego, co pamiętam, dość podobne kłótnie toczył kiedyś z Willem. Wątpię, żeby było mu łatwiej przyjmować te argumenty od Roba.

– Słuchaj – wyjaśnia – istnieją faceci, którzy każdego dnia chcą robić w pracy to samo nieciekawe gówno. To ci sami faceci, którzy boją się szusować po trudnych szlakach albo surfować na porządnych falach. W czasie czterdziestopięciominutowego dojazdu do pracy słuchają przyjemnych, wpadających w ucho melodyjek, za to nigdy nie przyłączają się do pogo. To nie jest życie. To przyglądanie się życiu z daleka, jakby było programem telewizyjnym. A dla mnie to brzmi jak wyrok śmierci.

– Mój „wyrok śmierci” – odpowiada spokojnie Rob – za trzydzieści lat może ci się wydać całkiem, całkiem.

Brendan uśmiecha się szeroko.

– Wiedziałem, że nie powinienem był wyciągać twojej dupy z tamtego rowu za szkołą. – Kolejne mgliste odniesienie do szkoły średniej. Może nawet chciałabym zobaczyć Roba z tamtych dni, bo z ich opowieści wynika, że kiedyś był wyluzowany, a teraz nikt by go tak nie opisał.

Rob wybucha śmiechem i napięcie znika. Nie jestem pewna, czy odczuwam ulgę, czy rozczarowanie. Przez wzgląd na niego byłoby mi przykro, gdyby stracił tę przyjaźń: tak bardzo skupia się na pracy, że w jego życiu prawie nie ma miejsca na nic innego, a Brendan to jedna z niewielu osób, które zalicza do grona przyjaciół. Z drugiej strony wydaje mi się, że wszystkim nam byłoby łatwiej, gdyby ta przyjaźń po prostu się skończyła. A może byłoby łatwiej tylko mi?

Rob zwraca się do Bambi i pyta ją, czym się zajmuje. Domyślam się, że się nie przemęcza, ale udaje mi się powstrzymać przed przewróceniem oczami. Bambi bierze łyk cosmo, które uważam za wybór dziewczyn legitymujących się podrobionym dowodem tożsamości.

– Jestem lekarką.

– Lekarką? – dopytuję, krztusząc się własnym drinkiem.

Rob kopie mnie w stopę. To pewnie źle, że jestem taka sceptyczna, ale… lekarka? Poważnie? Brendan uśmiecha się z zadowoleniem. Wie, że zakładałam, iż Bambi będzie idiotką, i z rozkoszą udowodni mi, że się myliłam.

– Jakiego rodzaju lekarką? – dopytuję, a Rob ponownie kopie mnie w stopę.

– Medycyny energetycznej.

Dufny, triumfalny wyraz twarzy Brendana, którą przed sekundą miałam ochotę zdzielić pięścią, nieco blednie. Najwidoczniej dla niego to również nowość.

– Fascynujące – stwierdzam, chwytając spojrzenie Brendana. – Chyba nigdy o tym nie słyszałam.

Brendan piorunuje mnie wzrokiem i jestem niemal pewna, że właśnie wyobraża sobie, jak dźga mnie nożem. Zaczyna mnie ogarniać głupawka.

– Choroba to tylko skutek zagubienia części duszy – wyjaśnia. – Łączę się z istotami z innych sfer, a one prowadzą mnie do tych utraconych części.

Stopa Roba ląduje na mojej, ale jest za późno. Nie mogę się powstrzymać.

– Ooooch – szeroko uśmiecham się do Brendana. – Jakie to interesujące. Przez chwilę myślałam, że jesteś prawdziwą lekarką.

– Wyleczyłam choroby, którymi ludzie z wykształceniem medycznym w ogóle nie chcieli się zajmować.

Kiwam głową z przejęciem.

– Niesamowite. Na przykład jakie?

Bambi zaczyna wymieniać wszystkie przypadki raka, które swoim zdaniem wyleczyła, zapewne dzięki pozbieraniu zagubionych części duszy, a ja czuję, jak narasta we mnie odrobinę histeryczny śmiech. Rob nadal trzyma stopę na mojej, a teraz jeszcze zaciska mi dłoń na udzie. Nie wiem, o co mu chodzi. W końcu staram się nie roześmiać.

– Przepraszam – mruczę, wstając od stolika, i niemal biegnę do toalety. Wybucham śmiechem tuż po zamknięciu za sobą drzwi. Wysyłam Olivii krótki SMS z informacją, że jej przyszła bratowa potrafi wyleczyć raka. To z pewnością przydatna umiejętność w rodzinie.

Maluję usta szminką i postanawiam lepiej się zachowywać. To nie jej wina, że jest idiotką, zresztą prawda jest taka, że to nie z nią mam problem. To Brendan z tym swoim nieustającym umiłowaniem wyglądu ponad wnętrze tak mnie drażni. Kiedy w końcu odzyskuję panowanie nad sobą, otwieram drzwi. Czeka na mnie Brendan, ukryty częściowo w cieniu, z twarzą oświetloną neonem. Wygląda niemal posągowo z tymi rzeźbionymi rysami, mocną szczęką i idealnie miękkimi ustami.

Ech, dlaczego nie mogę opisać go inaczej, niż tylko jakbym była narratorką w porno?

– To nie było zbyt miłe, Erin – stwierdza.

– Co prawda nie jestem lekarką – odpowiadam – ale wydaje mi się, że jej odbiło.

– Czy będziesz się tak zachowywać za każdym razem, gdy kogoś zaproszę?

– Nie wiem. Czy wszystkie będą „lekarkami”, czy może uda ci się rozszerzyć wachlarz zainteresowań? Może jakaś astrolożka? Albo medium?

Brendan wychodzi z cienia. Ma w oczach dziwny błysk, którego wcześniej w nich nie było. Jakaś iskra. Nie jestem pewna, czy czuję ekscytację, czy przerażenie.

– Mogę postarać się o taką, która wyciągnie w końcu ten kij z twojej dupy.

– Jeżeli w ten sposób sugerujesz trójkąt, to pasuję.

Iskra rośnie. Jego wzrok pada, tak szybko, że niemal niedostrzegalnie, na moje usta.

I nagle przypominam sobie inną chwilę podobną do tej. Kiedy w jednej sekundzie się sprzeczaliśmy, a w drugiej nasze usta się zwarły, a jego ręce były pod moją bluzką.

Uświadamiam sobie, że wcale się nie boję. Jestem podniecona.

Jak zwykle wkurzam się, że Brendan potrafi wywołać we mnie uczucia. Zwłaszcza to uczucie.

Wieczór wreszcie dobiega końca. Żegnamy się i niemal udaje nam się dotrzeć do samochodu, kiedy Rob wpada na parkingu na Brada, swojego współpracownika. Jestem wyczerpana i mam ciulowy nastrój, ale staram się nie dać tego po sobie poznać, gdy on się zbliża. Dla dobra swojej drugiej połówki odgrywamy pewne role, a to jest moja: rola sympatycznej narzeczonej/żony, która we właściwym momencie się uśmiecha, odpowiednio ubiera, ale poza tym jest nieistotna. Znam większość tych facetów od wielu lat i założę się, że żaden z nich nie ma pojęcia, czym się zajmuję.

Brad ściska mnie, po czym wymierza Robowi kuksańca w ramię.

– To był zwariowany wieczór w zeszłym tygodniu, nie?

Rob się śmieje, ale z pewnym przymusem, i pospiesznie na mnie zerka.

– Tak. Szalony.

– Jak długo jeszcze siedzieliście? – pyta Brad.

– Krótko – odpowiada Rob. W normalnych okolicznościach prawdopodobnie przestałabym już ich słuchać, ale coś w zachowaniu Roba budzi moją czujność. Jego postawa, ton głosu… Stara się, żeby były normalne, ale mu się to nie udaje.

– Poważnie? Bo ja wyszedłem koło dziesiątej i wydawało mi się, że macie jeszcze dużo pary. Ja już o tej porze wymiękam.

Rob się uśmiecha.

– Myk jest taki, żeby przez większość czasu zamawiać wodę gazowaną z limonką i tylko sprawiać wrażenie, że się pije.

Brad wybucha śmiechem.

– Ktoś powinien powiedzieć o tym myku Christinie, bo była zalana.

Że co?

Christina? Był w zeszłym tygodniu z Christiną?

Nie jestem zazdrosna z natury. Ale Christina była przyczyną naszej najpoważniejszej kłótni, a ponieważ nie kłócimy się w zasadzie nigdy, ta sprzeczka była tym bardziej pamiętna. Już wcześniej widziałam, że Christina uderza do Roba, ale w końcu straciłam cierpliwość podczas ostatniego przyjęcia bożonarodzeniowego. Stałam niewidoczna parę metrów od niej, kiedy rozpięła guziki koszuli i zapytała go, czy nie ma ochoty na zmianę scenerii. Nie skorzystał z zaproszenia, ale nie powiedział też ani „nie”, ani „jestem zaręczony” – roześmiał się i stwierdził, że widok jest niewątpliwie wspaniały. W drodze do domu strasznie się o to pokłóciliśmy i podejrzewam, że to samo czeka nas teraz.

Idę do samochodu tak szybko, jak to tylko możliwe w wąskiej spódnicy i na obcasach, a serce wali mi w piersi.

– Erin – woła za mną Rob.

Napadam na niego.

– Kiedy? – chcę wiedzieć. – Kiedy dokładnie spędziłeś tę magiczną noc z Christiną?

Rob stęka.

– Ona jest dyrektorką M&A, kochanie. To nie była randka.

– Kiedy?

– W zeszłym tygodniu – odpowiada. – Tamto spotkanie z klientem.

Kręci mi się w głowie. Powiedział mi tamtego dnia, że wróci wcześniej. Zrobiłam mu żeberka wołowe z tłuczonymi ziemniakami i zrobiło mi się go żal, kiedy poinformował mnie, że utknął z klientem.

– Czyli to przez Christinę – syczę – zmarnowałam dwie godziny na przygotowanie kolacji, na którą tobie nie chciało się wrócić do domu.

– Oczywiście, że to nie przez nią! – Rob nie krzyczy, ale podnosi głos, a to rzadko mu się zdarza. – Było tam z dziesięć osób, połowa to klienci, i nie było mowy, żeby udało mi się stamtąd wyjść.

Śmieję się gorzko.

– Tak jak nie było mowy, żeby udało ci się powiedzieć jej, że jesteś zaręczony, kiedy przystawiała się do ciebie w zimie.

Przeczesuje palcami włosy.

– Ona wie, że jestem zaręczony. Już to przerabialiśmy. Ona wygaduje głupoty, gdy wypije, a najlepiej sobie z tym radzić, śmiejąc się i żyjąc dalej. Muszę z nią pracować. Czy nie rozumiesz, jak niezręcznie byłoby nam wszystkim, gdybym robił aferę za każdym razem, gdy rzuci nieodpowiedni komentarz?

– Nie. Rozumiem za to, że olałeś mnie w zeszłym tygodniu, bo wolałeś spędzić kilka dodatkowych godzin z kobietą, o którą już raz się okropnie pokłóciliśmy.

– Nie zawsze decyduję, kiedy wychodzę albo z kim – spiera się. – I jestem za to bardzo dobrze wynagradzany. Trzeba godzić się z minusami, jeżeli chce się korzystać z plusów.

Jedziemy do domu w ciszy. Wiem, że ma trochę racji, ale nadal jestem na niego zła. Jest to w moim przypadku tak niezwykłe, że żadne z nas nie wie, co dalej z tym począć. Olivia uważa, że to źle, że rzadko się kłócimy. Twierdzi, że to oznaka powierzchowności naszej relacji. Może to prawda, ale nie mam nic przeciwko. Sama skrywam mroczne sprawy, mroczniejsze niż Rob – ze swoim baśniowym dzieciństwem i doskonałymi rodzicami – potrafiłby zrozumieć. Podoba mi się to, że kiedy na mnie patrzy, widzi dziewczynę, którą mogłabym być, a nie tę, którą faktycznie jestem.

– Nie chcę się z tobą kłócić – stwierdza z westchnieniem, kiedy wchodzimy do domu. – Wreszcie mamy trochę czasu dla siebie. Czy możemy o tym zapomnieć?

Obejmuje mnie, a ja wtulam twarz w jego pierś, chociaż jedyny zapach, który czuję, to krochmal. Zjeżdża dłońmi z moich pleców na tyłek.

– Chodźmy do łóżka.

Zgadzam się częściowo dlatego, że nienawidzę się kłócić, ale głównie ze względu na to, że w ciągu ostatniego miesiąca tylko raz uprawialiśmy seks, i równie dobrze to właśnie może być przyczyną mojego podłego nastroju.

Proszę, żeby dał mi dwie minuty, i biorę najszybszy prysznic świata – kończę, zanim woda ma szansę zrobić się naprawdę gorąca. Nie tracę czasu na bieliznę. Rob i tak nie zwróciłby na nią uwagi.

Wchodzę do sypialni i zastaję go leżącego na plecach przy zgaszonym świetle i głośno chrapiącego. Wpełzam do łóżka, a moje rozczarowanie przeradza się w rezygnację. To nie jego wina. Wątpię, żeby poprzedniej nocy spał dłużej niż cztery godziny. Ostatni miesiąc to też nie jego wina.

Ale kiedy się obok niego układam, nadal myślę o seksie, a po zaśnięciu o nim właśnie śnię. W tych okolicznościach to logiczne.

Natomiast nie jest logiczne to, że śni mi się Brendan.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: