Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Złota dziewczyna. Tajemnice. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
24 lipca 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Złota dziewczyna. Tajemnice. Tom 1 - ebook

Najjaśniejsze uśmiechy skrywają najmroczniejsze tajemnice

Lark Kingsley ma idealną rodzinę, idealną przyszłość, idealne życie. Spadkobierczyni jubilerskiej fortuny, królowa Manhattanu. Jednak nagle wydarza się coś złego. Lark znika bez śladu.

Raven Ferragamo rozpoczyna nowe życie. Bierze roczny urlop po szkole średniej i przeprowadza się do Waszyngtonu. Zerwanie z przeszłością sprawia, że Raven czuje się lepiej, niż się spodziewała. Po raz pierwszy naprawdę czuje, że wszystko jest możliwe.

Gdy poszukiwania dziedziczki fortuny przybierają na sile, w ręce Raven wpada pamiętnik Lark. Dziewczyna zostaje wciągnięta w mroczne tajemnice, znajduje rozpaczliwe prośby o pomoc. Nagle znajduje się w labiryncie pełnym tajemnic.

Obie dziewczyny pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego. Okazuje się, że łączy je więcej, niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić.

Co stało się z Lark? Dlaczego prowadziła ukryte życie? Czy Raven znajdzie odpowiedzi, zanim również stanie się ofiarą?

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66338-95-1
Rozmiar pliku: 935 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Lark. Lark. Lark. Lark. Lark. Lark.

Mam na imię Lark. Tego jestem pewna.

A co do reszty? Nie jestem już przekonana.

To miejsce… Nigdy nie powinnam była się w nim znaleźć. Miałam wszystko, wszystko, co można sobie wymarzyć. Byłam złotą dziewczyną. Takie rzeczy nie zdarzają się ludziom mojego pokroju.

Jestem zawieszona między „wtedy” a „teraz”, między przeszłością a tym, co miało być moją przyszłością. Więżą mnie niewidzialne bariery, odcinające od dnia wczorajszego i zasłaniające jutro. I nie ma stąd ucieczki.

Moje wcześniejsze życie wydaje się snem, z którego obudziłam się w koszmarnej rzeczywistości. Gdyby wspomnienia zniknęły tak samo jak ja, to czy w ogóle bym istniała? Łatwo byłoby zapomnieć wszystko, co się wydarzyło, moje plany… Czy powinnam pozwolić im odejść?

Nie mogę. Nie chcę. Jeśli zapomnę, to kto będzie pamiętał?

To właśnie muszę zrobić: pozwolić wszystkiemu odejść. Ale nie potrafię pożegnać się z tym, co utraciłam.

Nigdy nie powinnam była znaleźć się w tym miejscu, w miejscu przeznaczonym dla innych ludzi. Dopóki nie zrozumiem, jak się tu znalazłam, jestem jedynie pasażerką. Nie mogę go opuścić. Utkwiłam tu, czekając na kogoś, kto mnie zrozumie, przypomni sobie o mnie, odnajdzie mnie.

Ona jest moją jedyną nadzieją. Myślę, że mogłaby zrozumieć – ta dziewczyna, która ma dużo mniej, niż ja kiedyś miałam, a jednak dużo więcej, niż kiedykolwiek będę miała. Tajemniczy los zadecydował, że ja jestem zamkiem, do którego ona ma klucz. Jeśli uda mi się sprawić, by zrozumiała, może nie odejdę w nicość. Może ktoś mnie odnajdzie.

Może ON mnie odnajdzie.

Wiem, że tam jesteś. Błagam, odkryj, co się ze mną stało…Rozdział 1

Wilgoć skręciła ciemną grzywkę na moim czole. Krople potu ściekały mi z karku na kręgosłup niczym płynąca w zwolnionym tempie woda z gorącego źródła. Idąc, przytrzymywałam koronkowy top z dala od skóry, żeby był jak najbardziej suchy.

Dwie minuty później stanęłam przed ceglaną szeregówką wciśniętą między dwa inne bliźniacze domy. Frontowy ganek aż prosił się o pomalowanie, ale był starannie zamieciony. Wcisnęłam dzwonek opatrzony trójką i czekałam. Jedyną oznaką jego działania był odgłos szybkich kroków na drewnianych schodach.

Chwilę później drzwi otworzyła mi niemożliwie wysoka dziewczyna o figurze modelki, na oko moja równolatka. Momentalnie poczułam ukłucie zazdrości; mnie nie byłoby do twarzy z taką fryzurą. Dziewczyna była krótko ostrzyżona, niemal ogolona, co idealnie podkreślało jej ostre rysy twarzy.

– Kim? – rzuciłam, zgadując.

– Raven, jak się domyślam? – odpowiedziała pytaniem, uśmiechając się szeroko i pokazując dołeczki w policzkach.

– Tak jest. – Jej karmelowe oczy zaświeciły się, gdy skinęła głową, otwierając szerzej drzwi.

– Mieszkanie jest na trzeciej kondygnacji! – zawołała, przeskakując już pierwsze stopnie pogrążonych w półmroku schodów o niepewnie wyglądającej drewnianej balustradzie. – Mam nadzieję, że ci się spodoba. Jeśli zgodzisz się zostać moją sublokatorką, wyświadczysz mi ogromną przysługę.

W naszej krótkiej wymianie maili na temat mieszkania Kim wyjaśniła, że początkowo odrzucono jej podanie o dofinansowanie semestru jesiennego w Paryżu. Kiedy w ostatniej chwili zdołała je uzyskać, zdążyła już podpisać umowę najmu na kolejny rok.

Jej kłopot dla mnie był zbawieniem. Zeszła z ceny, a w miejsce referencji i paska wypłaty przyjęła trzymiesięczną zaliczkę. Jeszcze tylko spacer po mieszkaniu i możemy dobić targu.

Kim przeskakiwała po dwa stopnie, a ja szłam tuż za nią, zerkając na spłowiałą kwiecistą tapetę. Jak na razie rzeczywistość była zupełnie inna od moich wyobrażeń o mieszkaniu w mieście. Ze stylowej cyganerii została tylko cyganeria.

„Nie jesteś już w Pensylwanii” – pomyślałam.

– Po paru tygodniach przyzwyczaisz się do schodów – obiecała Kim, gdy byłyśmy już na trzecim półpiętrze. – Ale mają tę niezaprzeczalną zaletę, że są dobrym ćwiczeniem na pośladki.

Moje już zdążyły się zakwasić.

– W mailu pisałaś, że jesteś tu nowa – powiedziała Kim, gdy dotarłyśmy na jej kondygnację. – Jesteś studentką?

– Jeszcze nie. Najpierw przez rok popracuję.

Jako posłuszna córka rodziców poskładałam podania do college’ów, ale bez przekonania. Owszem, planowałam studia, lecz jeszcze nie teraz. Presja, by wybrać kierunek, który ma zadecydować o moim dalszym życiu, była zbyt wielka. Liczyłam, że rok albo dwa lata pracy i kontaktu z ludźmi spoza mojego rodzinnego miasta dadzą mi jakieś wyobrażenie o prawdziwym świecie, a przynajmniej taki był oficjalny powód moich przedłużonych wakacji. Tak naprawdę chciałam po prostu wyrwać się z tej pensylwańskiej dziury. Pragnienie zobaczenia świata sprawiło, że po szkole i w trakcie wakacji pracowałam, zamiast spędzać czas z przyjaciółmi.

Kim pchnęła drzwi mieszkania, a pod maleńkim judaszem zakołysał się numer „3”.

– Witaj w swoim nowym domu! – powiedziała, pokazując zamaszyście wnętrze wolną ręką.

Moja pierwsza myśl była taka, że mieszkanko jest przytulne. Do bólu przytulne. „Kuchnia” była ledwie wnęką na lewo od drzwi, zaopatrzoną w urządzenia o pomniejszonych rozmiarach. Od salonu oddzielały ją blat i dwa stojące przy nim stołki barowe. Nieopodal wnęki okiennej znajdowała się podniszczona drewniana ława, a wokół niej stały spłowiała dwuosobowa sofa w kwiatowe wzory i wytarty zamszowy fotel. Na ścianie w centralnym punkcie salonu wisiał telewizor.

– Pomyślałam, że zostawię meble, jeśli nie masz nic przeciwko temu – rzuciła Kim, zamykając za nami drzwi. – Magazynowanie jest drogie jak diabli.

– Świetny pomysł – odpowiedziałam, choć bez entuzjazmu. Nie miałam mebli, więc bez tych od Kim jadłabym zupki chińskie, za stół mając porysowaną drewnianą podłogę.

– Sypialnia i łazienka są w korytarzu – ciągnęła Kim, wskazując na lewo.

„Korytarz” okazał się szumną nazwą przestrzeni zamkniętej w dokładnie czterech płytkach terakotowych. No cóż, przynajmniej sprzątanie będzie szybkie. Otworzyłam jedne z dwóch drzwi i moim oczom ukazała się najmniejsza łazienka, jaką kiedykolwiek widziałam. Miała kabinę prysznicową bez wanny, choć ceramiczna muszla klozetowa i umywalka na nodze były śnieżnobiałe i czyściutkie. Terakotę pokrywał ładny niebieski dywanik, który jednak nie mógł ukryć tego, że niektóre płytki były pęknięte.

– Wiem, że to żadne luksusy – odezwała się niepewnie Kim, jakby wyczuła u mnie przerażenie.

Moje marzenia o uroczej kawalerce w Georgetown legły w gruzach, kiedy zdałam sobie sprawę, że koszty życia w Waszyngtonie są nieporównywalnie wyższe niż w moim rodzinnym miasteczku na głuchej wsi. To mieszkanie mieściło się w granicach mojego budżetu. Mówiąc szczerze, tylko ono się w nich mieściło, jeśli chciałam, żeby zostało mi jeszcze coś na życie.

– Nie, nie, jest super – zapewniłam ją pospiesznie.

Gdy się odwróciłam i spotkałam ze spojrzeniem karmelowych oczu Kim, zobaczyłam w nich prawdziwą ulgę. Ciekawe, ile osób do tej pory zrezygnowało z wynajmu.

– Sypialnia jest tutaj – dodała, otwierając drugie drzwi.

Pokój był zaskakująco przestronny; z powodzeniem mieściły się w nim królewskie łoże, komoda i zasuwany sekretarzyk, na którym stał otwarty laptop Kim w otoczeniu porozrzucanych papierów i grubych kredek pasteli olejnych. Nie licząc tego i niemal spakowanej walizki, która leżała otwarta na łóżku, w sypialni panowały czystość i porządek.

– Studiuję sztuki plastyczne – rzuciła z zakłopotaniem Kim, zauważywszy, że przyglądam się jej przyborom.

– Fajnie – odpowiedziałam w zamyśleniu, zerkając do szafy. Na wbudowanych półkach zostało kilka ciuchów, ale plastikowe wieszaki były puste. Jako że nowe życie oznacza nowe początki i większość swojej garderoby zostawiłam u rodziców, przy moim nędznym ciuchowym dobytku ta szafa będzie wyglądać na otchłań rozpaczy.

Kręcąc się powoli wokół własnej osi, stopniowo aklimatyzowałam się w swojej nowej sypialni. Stwierdziłam, że mi się podoba. Nic nadzwyczajnego, ale miała osobliwie domową atmosferę. Z łatwością mogłam wyobrazić sobie siebie siedzącą przy zabytkowym sekretarzyku Kim i czytającą wiadomości na laptopie albo leżącą na puszystej kraciastej kołdrze z nogą opartą o kolano i ze swoim wysłużonym egzemplarzem Wielkiego Gatsby’ego.

– To jak ci się tu podoba? – zapytała Kim, przerywając moje rozmyślania.

– Biorę – oznajmiłam, uśmiechając się od ucha do ucha.

– Cudownie. Uff! – Kim odpowiedziała promiennym uśmiechem i głośno odetchnęła z ulgą. – Miałam nadzieję, że to wypali i przed wyjazdem będę miała czas na odwiedziny u rodziców – dodała. – Czy mogę dać ci klucze już teraz? Wprowadź się nawet jutro, bo rano ruszam w drogę.

– W porządku. – Skinęłam głową, czując, jak mój żołądek robi salto z podekscytowania. Właśnie wynajęłam swoje pierwsze w życiu mieszkanie.

Kim wróciła do kuchni i pokazała, żebym usiadła przy blacie.

– Może napijesz się kawy? Albo wody? Przepraszam, tylko to mam. – Zmarszczyła brwi.

– Woda jak najbardziej może być – powiedziałam, myśląc o skwarze na zewnątrz.

Kim wyjęła z lodówki dwie plastikowe butelki i podała mi jedną. Podczas gdy ona przeszukiwała szufladę przy kuchence, ja sączyłam wodę i wiodłam palcem po mokrym śladzie denka butelki na blacie. Z boku leżał egzemplarz „Washington Post”; już od wieków nie widziałam papierowej gazety. Ze zdjęcia na pierwszej stronie patrzyła na mnie nastoletnia dziewczyna, nie starsza ode mnie. Nagłówek brzmiał: „Zaginięcie dziedziczki jubilerskiej fortuny wciąż frapuje policję”.

Kim dalej szukała kluczy, więc dla zabicia czasu sięgnęłam niedbale po gazetę. Zdjęcie dziewczyny przypominało fotografię ze szkolnego albumu. Jej blond włosy miały idealny przedziałek pośrodku i błyszczały nawet na nieostrym zdjęciu w gazecie.

Zza różowych, pomalowanych lekko błyszczykiem warg wyglądały proste białe zęby, a wykrochmalona biała koszula z kołnierzykiem miała rozpięte dwa guziki, ukazując wiszące na smukłej szyi małe złote serduszko na łańcuszku.

Nie musiałam czytać artykułu, żeby wiedzieć, że była jedną z „tych” dziewczyn: uprzywilejowanych córek równie pięknych i obrzydliwie bogatych rodziców. W moim liceum były takie dziewczęta, choć bogactwem nie dorastały do pięt dziedziczce jubilerskiej fortuny. Nigdy nie czułam się dobrze w ich towarzystwie i zawsze miałam się przed nimi na baczności.

Ale w tęsknym spojrzeniu dziewczyny ze zdjęcia dostrzegłam coś, co chwyciło mnie za serce. Jej uśmiech był niemal smutny i nawet nie sięgał jej dużych niebieskich oczu. Te oczy zdawały się skrywać tajemnice, na jakie była za młoda. Znałam to spojrzenie. Miałam krótsze i ciemniejsze włosy niż ona, a do tego ciemnobrązowe oczy, podczas gdy jej były chabrowe, ale moje zdjęcie do szkolnego albumu – to, które stało dumnie nad kominkiem moich rodziców – ukazywało dziewczynę o tym samym spojrzeniu. Spojrzeniu udawanego szczęścia.

– Śledzisz sprawę jej zaginięcia? – zapytała Kim, zauważając leżącą przede mną gazetę i stukając palcem w artykuł. – Nie wygląda mi na zbuntowaną księżniczkę. Wiesz, kto by zrezygnował z takiego życia?

Podniosłam wzrok w samą porę, by zauważyć końcową fazę wymownego przewracania przez nią oczami.

To było pytanie retoryczne, ale i tak czułam, że muszę na nie odpowiedzieć.

– Nie czytałam o tym, ale kiedy coś wygląda zbyt pięknie, żeby było prawdziwe… – odparłam, wzruszając ramionami.

– Jeśli chcesz, możesz wziąć tę gazetę, i tak nie będę miała czasu jej przeczytać. – Kim przeczesała palcami przystrzyżone włosy. – A tu masz klucze. Ten – pokazała na srebrny – jest od głównych drzwi na dole. Ten – wyciągnęła złoty kluczyk – otwiera zasuwę. A trzeci dolny zamek przy drzwiach wejściowych.

– Czyli gotówka może być, tak? – zapytałam, wyjmując z przedniej kieszeni kopertę z kaucją i odliczoną kwotą za wynajem.

– Zdecydowanie. Łatwiej będzie wymienić – odpowiedziała Kim, podając mi klucze w zamian za kopertę.

Wypięłam dumnie pierś.

W dłoni poczułam przyjemny ciężar breloczka. Tak jak z autem, ten mały krok wydał mi się siedmiomilowy. Uciekłam ze swojego miasteczka, miejsca, którego nikt nigdy nie opuszczał. Moje nowe początki nabierały realnych barw.

The Capital Hostel znajdował się tylko trzy kilometry od mieszkania, ale częste przystanki i okrężna trasa sprawiły, że droga powrotna niepotrzebnie się dłużyła. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam jedną ze swoich chilloutowych playlist. Nieświadomie powędrowałam myślami do zaginionej dziewczyny. Niebieskie oczy Lark Kingsley były zbolałe. Jej uśmiech przypominał mi uśmiech celebrytki na czerwonym dywanie, zupełnie jakby ćwiczyła go przed lustrem, aż tylko najwprawniejsze oko będzie w stanie wychwycić, że jest sztuczny. Opierając głowę o szybę, aż do mojego przystanku roztrząsałam wszelkie powody, dla których jedyna dziedziczka jubilerskiej fortuny mogła się „zbuntować”, jak określiła to Kim.

W sklepie spożywczym dwie przecznice od hostelu kupiłam pudełko batoników owsianych i kolejną butelkę wody. Zamiast wrócić do pokoju, postanowiłam wykorzystać ładną pogodę i rozbiłam obóz na ławce na placu McPhersona. Zasadniczo zawsze wolałam świeże powietrze, a już najbardziej wtedy, gdy alternatywą były ściany z pustaków, maleńkie kwadratowe okienka i metalowe prycze hostelu. To miejsce od góry do dołu przypominało jakiś zakład. Na samą myśl o spędzeniu tam popołudnia dostawałam gęsiej skórki.

O tej porze roku w stolicy dało się odczuć niewiarygodną parność, a powietrze było ciężkie od wilgoci. Miasto zostało wybudowane na bagnach, więc nie ma co się dziwić. Ale tego dnia niebo było czystym błękitem i świeciło słońce. Od czasu do czasu włosy mierzwił mi lekki podmuch wiatru, sprawiając, że upał stawał się znośny.

Zamieniwszy muzykę na parkowy gwar, słyszałam urywki rozmów o cięciach budżetowych i możliwych przymusowych urlopach bezpłatnych. Moje szorty, koszulka na ramiączkach i japonki zupełnie nie pasowały do towarzystwa garniturów tłumu urzędników na przerwie obiadowej, ale i tak czułam się wyrafinowana. To był dla mnie całkiem nowy świat. Już nie mogłam się doczekać, żeby naprawdę stać się jego częścią.

Wyjmując z torby gazetę od Kim, usiadłam wygodnie z batonikiem w dłoni i zagłębiłam się w lekturze artykułu o zaginionej dziedziczce. Oprócz pierwszej strony historia zaginięcia Lark Kingsley zajmowała jeszcze kolejne trzy. Według jej rodziców ta młoda dziewczyna ze śmietanki towarzyskiej planowała wyjazd z przyjaciółmi przed rozpoczęciem studiów na Uniwersytecie Columbia – miał to być tygodniowy wypad na Brytyjskie Wyspy Dziewicze. Szofer Kingsleyów odwiózł ją na lotnisko JFK, ale do samolotu już nie wsiadła.

Przyjaciele Lark twierdzą, że zadzwoniła do nich i powiedziała, że coś jej wypadło, że złapie następny lot i spotka się z nimi w St. Barts. Nie pojawiła się. Jedna z jej przyjaciółek – która pragnie pozostać anonimowa – powiedziała dziennikarzom, że ostatnio Lark dziwnie się zachowywała, więc to opóźnienie nikogo nie zaniepokoiło. Zapytana, dlaczego żadne z nich nie zadzwoniło do Kingsleyów z Karaibów z wiadomością, że Lark się nie pojawiła, anonimowa dziewczyna powiedziała: „Nie chcieliśmy, żeby miała kłopoty”. Rodzice Lark dowiedzieli się o jej zniknięciu dopiero po tygodniu.

– Świetni przyjaciele – mruknęłam ironicznie pod nosem.

Rozmawiano z jej przyjaciółmi, rodziną, nauczycielami, a nawet księdzem z jej parafii. Wszyscy opisywali zaginioną dziewczynę jako „bystrą”, „lubianą”, „popularną” i „wesołą”. Przeglądając kolaż zdjęć z jej życia, stwierdziłam, że trzy pierwsze przymiotniki może i są trafne, ale czwarty to tylko maska. Na jednej z fotografii stała pomiędzy dwoma dziewczynami, obejmując je za ramiona, a na jej pięknej twarzy malował się ten wystudiowany uśmiech. Wszystkie trzy miały na sobie białe koszule z kołnierzykiem, spódniczki w kratę i blezery z dużym logo szkoły dumnie wyszytym na lewej piersi.

Kolejne zdjęcie przedstawiało Lark w towarzystwie dwojga dorosłych, a podpis pod nim potwierdził moje domysły, że to jej rodzice. Pan Kingsley był atrakcyjnym panem w średnim wieku ze skroniami przyprószonymi siwizną. Wyglądał stosownie do wieku i miał ogorzałą twarz, jakby spędzał dużo czasu na rodzinnym jachcie. Pani Kingsley okazała się prawdziwą pięknością. Jej lśniące blond włosy były spięte w idealny wysoki koczek. Jej duże niewinne oczy kolorem przypominały oczy jej córki. Kingsleyowie ubrani byli na galowo: głowa rodziny w klasyczny smoking, a matka i córka w długie suknie wieczorowe. Na szyi pani Kingsley wisiał perłowy naszyjnik z największym rubinem, jaki kiedykolwiek widziałam, a uszy zdobiły kolczyki z perłami wielkości dziesięciocentówek. W odróżnieniu od matki Lark nie miała na sobie żadnej biżuterii. Może w przeciwieństwie do niej nie chciała być chodzącą reklamą rodzinnej firmy.

Ostatnia fotografia to na pewno bal maturalny. Przedstawiała Lark i typowego chłopca z wyższych sfer. Zdecydowanie był przystojny, ale nic oryginalnego. Podczas gdy Lark uśmiechała się do aparatu, chłopak wpatrywał się w nią, szczerząc zęby. Na mnie nikt tak nigdy nie patrzył.

Gdy przebiegłam palcem po tekście, na skórze został mi tusz. Podpis pod zdjęciem mówił, że jej partner to Adam Ridell. Jego nazwisko brzmiało trochę znajomo, choć dopiero po chwili oświeciło mnie, skąd je znam – jeden z senatorów reprezentujących stan Nowy Jork nazywa się Ridell. Biorąc pod uwagę kręgi towarzyskie Lark, Adam mógł być jego synem. Lark Kingsley wyglądała na dziewczynę, która spotyka się z synami senatorów.

Im więcej dowiadywałam się o zaginionej, tym bardziej byłam zaintrygowana. Na papierze jej życie przedstawiało się jak wcielenie marzeń: pieniądze, uroda, przyjaciółki, chłopak. Jednakże zbolałe spojrzenie Lark wyzierające z każdej fotografii mówiło mi, że jej życie bardziej przypominało górę lodową. To, co pod powierzchnią, zawsze jest bardziej interesujące.

– Przepraszam, panienko?

Podniosłam wzrok znad gazety i zobaczyłam stojącego przede mną obdartego mężczyznę. Z bólem serca zauważyłam, że ma na sobie starą wytartą górę od munduru.

– Ma może panienka jakieś niepotrzebne drobne? – zapytał sympatycznym głosem. – Na jedzenie?

Wyszczerzył zęby, ale uśmiech nie sięgał jego oczu.

– Jasne. Sekundka.

Ze swojej torby kurierskiej wyjęłam portfel i zaczęłam w nim grzebać. Ze smutkiem odkryłam, że zostało mi tylko pięć dolarów.

– Przepraszam, mam niewiele przy sobie – powiedziałam, podając mu banknot. – A może owsianego batonika?

Wyciągając do bezdomnego mężczyzny pudełko z batonikami, napotkałam spojrzenie jego jasnych oczu i uśmiechnęłam się.

– Bóg zapłać – powiedział i wycofał się z dwoma batonikami w dłoni.

Patrzyłam, jak odchodzi, rozmyślając, dlaczego, na Boga, weteran musi żebrać o jedzenie. Podobnie jak wielu innych pewnie wrócił z wojny do kraju, za który walczył, a w którym przestał czuć się jak w domu. Czy to zespół stresu pourazowego sprawił, że z bazy wojskowej trafił do schroniska dla bezdomnych? Nieważne, i tak było mi przykro, że mogłam dać mu tak niewiele.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: