W Szwajcaryi - Juliusz Słowacki - ebook

W Szwajcaryi ebook

Juliusz Słowacki

0,0
12,49 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

W Szwajcaryi” to poemat autorstwa Juliusza Słowackiego, obok Adama Mickiewicza uznawanego powszechnie za największego przedstawiciela polskiego romantyzmu.

Jest to jeden z mniej znanych poematów Juliusza Słowackiego.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 14

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wydawnictwo Avia Artis

2020

ISBN: 978-83-66362-82-6
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (http://write.streetlib.com).

W SZWAJCARYI

 I.

Odkąd zniknęła jak sen jaki złoty, Usycham z żalu, omdlewam z tęsknoty. I nie wiem, czemu ta dusza z popiołów Nie wylatuje za nią do Aniołów? Czemu nie leci za niebieskie szranki Do tej zbawionej, i do tej kochanki.  II W szwajcarskich górach jest jedna kaskada, Gdzie Aar wody błękitnymi spada. Pozwól tam spojrzeć zawróconej głowie. Widzisz tę tęczę na burzy w parowie? Na mgłach srebrzystych cała się rozwiesza, Nic ją nie zburzy, i nic ją nie zmięsza;

A czasem tylko jakie białe jagnię Przez tęczę idzie na skraju doliny Szczypać kwitnące róże i leszczyny; Lub jaki gołąb, co wody zapragnie, Jakby się blaskiem pochwalić umyślnie, Przez tęczę szybko przeleci i błyśnie. Tam ją ujrzałem! i wnet rozkochany, Że z tęczy wyszła i z potoku piany, Wierzyć zacząłem i wierzę do końca: Tak jasną była od promieni słońca! Tak pełna w sobie anielskiego świtu! Tak rozwidniona źrenicą z błękitu! Gdy oczy przeszły od stóp do warkoczy, To zakochały się w niej moje oczy; A za tym zmysłem, co kochać przymusza, Poszło i serce, a za sercem dusza. I tak się zaczął prędko romans klecić, Że chciałem do niej przez kaskadę leciéć; Bo się lękałem, że jak widmo blade, Nim dusza ze snu obudzona krzyknie, Upadnie w przepaść, w tęczę i w kaskadę, I roztopi się — i zgaśnie — i zniknie. I byłem jak ci, co się we śnie boją, Bo jużem kochał, bo już była moją. I tak, raz pierwszy spotkałem ją samą Pod jasną tęczy różnofarbnej bramą; Powiew miłości owiał mię uroczy. Stanąłem przed nią i spuściłem oczy.  III. Poszedłem za nią przez góry, doliny: I szliśmy razem u stóp tej lawiny, Gdzie śnieg przybiega aż do stóp człowieka Spłaszczoną płetwą, jak delfin olbrzymi; Para mu z nozdrza srebrzystego dymi, A