Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Uprowadzone - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
15 stycznia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
32,90

Uprowadzone - ebook

Natasha Preston, królowa thrillerów YA, powraca z kolejnym hitem!

Nie ma nic gorszego od sytuacji, kiedy ktoś delektuje się twoim cierpieniem… A co, jeśli ta osoba jest kimś bardzo ci bliskim?

W rodzinnym miasteczku Piper od pewnego czasu w tajemniczych okolicznościach znikają nastolatki. Władze miasta uznają zaginionych za uciekinierów i bagatelizują problem. Kiedy jednak znajomy Piper i jej przyjaciółki Hazel przepada bez śladu, dziewczyny zaczynają podejrzewać, że dzieje się coś naprawdę złego i postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce. Nawet nie podejrzewają, że prywatne śledztwo doprowadzi je w sam środek piekła...

W pewnym budynku w lesie trwa walka o przeżycie. Każde pomieszczenie jest tu sprawdzianem dla instynktu przetrwania, a pierwszy fałszywy krok może być tym ostatnim… Czy cena za ocalenie zaginionych nie okaże się zbyt wysoka?...

Przygotuj się na mocny, mroczny thriller pełen szalonych zwrotów akcji!

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66380-45-5
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Dziesięcioro uciekinierów. Tak określiła ich policja.

W tym roku w naszym miasteczku zaginęło dziesięcioro nastolatków, a był dopiero lipiec.

Wyglądałam przez okno starego baru. Odpryskująca, wyblakła farba w magnoliowym odcieniu nadawała mu nieco obskurny wygląd, ale jedzenie było tu smaczne. Było lato, jednak pogoda ewidentnie zapomniała zajrzeć do kalendarza. Ciemne szare chmury kłębiły się na niebie, zwiastując kolejne opady deszczu. Tak było przez cały dzień, jedna mżawka zaczynała siąpić tuż po drugiej. Deszcz raz po raz zamierał niemal tak szybko, jak się pojawiał. My natomiast miałyśmy przed sobą całe długie wakacje, po których czekał nas ostatni rok szkoły. Jeżeli pogoda nie zechce łaskawie stanąć po naszej stronie, nie wyglądało na to, aby szykowała się szczególnie świetna zabawa.

– Piper, patrz, jest kolejna ofiara – powiedziała Hazel, machając do mnie z drugiego końca stołu telefonem, na którym czytała właśnie artykuł z lokalnej prasy. Odgarnęła za ucho swoje długie do ramion, ciemne, kręcone włosy.

– Spójrz tylko. – Pokazała mi ekran.

„Ucieczka jedenastego nastolatka”.

Zniknęło ich już jedenaścioro.

– Kto tym razem?

– Lucie Bean, szesnastolatka. Znów nasz rocznik . Mieszka o pół godziny drogi stąd. Ostatnio widziana dwa dni temu przed Huck’s Café z przyjaciółmi. Podobno wyszła stamtąd sama, ale nigdy nie dotarła do domu.

Mauveton liczy pięć tysięcy ośmiuset trzydziestu dziewięciu mieszkańców. To gęsto zaludniona, ale mała mieścina, w której nie ma nic do roboty, a większe miasto znajduje się o ponad godzinę jazdy samochodem stąd, co sprawia, że żyjemy w jednym z najnudniejszych miejsc na ziemi.

Ale mimo to jedenaścioro uciekinierów na przestrzeni osiemnastu miesięcy wydawało się nieadekwatnie dużą liczbą. Wszyscy zniknęli kompletnie bez śladu.

– Hazel, do której szkoły chodziła ta Lucie?

– Do Świętego Drake’a.

– Wow. Czy to przypadkiem nie jest… czekaj, już trzecia osoba z tej szkoły? – Przygryzając wargę, sięgnęłam po telefon Hazel, żeby przeczytać cały artykuł.

– Co masz na myśli? – zapytała, a jej oczy zwęziły się podejrzliwie.

– Myślę, że to tylko kwestia czasu, nim zniknie ktoś, z kim chodzimy na lekcje. – Z tej dziury na końcu świata zawsze uciekało mnóstwo ludzi, ale w ciągu ostatniego roku trend ten zdecydowanie się nasilił. Niewiarygodnie się nasilił.

Hazel odłożyła telefon, a ręce oparła na stole po obu stronach talerza z frytkami. Tak, zamówiła frytki na śniadanie. Ohyda.

– Naprawdę sądzisz, że oni zaginęli? To znaczy, że, no wiesz, ktoś ich porwał, a nie po prostu dali nogę?

– Jeśli ktoś zamierza się stąd wynieść, na ogół robi to po osiemnastce. A teraz rośnie liczba młodszych uciekinierów. Nie sądzisz, że coś tu nie gra?

Połknęła kolejną przeżuwaną frytkę.

– Być może. Ale gliniarze najwyraźniej nie podzielają twoich obaw.

Zbyłam jej komentarz wzruszeniem ramion.

– No cóż, pewnie wiedzą lepiej.

– Hmm, no nie wiem… A co jeżeli to ty masz rację? Co jeżeli policja nawet nie bierze pod uwagę opcji, że dzieje się coś dziwnego? – Nagle zaczęła grać rolę adwokata diabła.

Ale co niby miałybyśmy zrobić? To, że uwielbiałam oglądać filmy i programy detektywistyczne, nie oznaczało, że miałam kwalifikacje do odnajdywania zaginionych ludzi w prawdziwym świecie!

Cóż, potencjalnie zaginionych.

– Hazel, co zatem mamy twoim zdaniem zrobić?

– Eee… Możemy na przykład spróbować ich odnaleźć.

Och, no tak po prostu. Jasne.

– A w jaki sposób?

– Zachowując się jak normalne nastolatki. – Unosząc brwi, rzuciła mi triumfujące spojrzenie. – Będziemy chodzić na imprezy i włóczyć się z ludźmi… no tam, gdzie włóczą się normalni ludzie w naszym wieku.

– Czekaj, chyba za tobą nie nadążam.

Przewróciła swoimi ciemnobrązowymi oczami.

– Żeby odnaleźć nastolatków, musimy zachowywać się jak nastolatki. Takie stereotypowe, no wiesz. Nie sądzę, żebyśmy się do takich zaliczały.

Hazel miała rację. Żadnej z nas nikt nie nazwałby ekstrawertyczką. Większość czasu spędzałyśmy albo w moim pokoju, albo w jej, oglądając komedie romantyczne, przerażające filmy grozy i thrillery.

– Tak, zdecydowanie się do takich nie zaliczamy – potwierdziłam.

– Musimy to zmienić.

– Dlaczego? To znaczy, dlaczego chcesz spróbować rozwikłać tę zagadkę, Haze?

Przechyliła lekko głowę.

– A co innego mamy do roboty przez całe wakacje? – odpowiedziała.

Cóż. Nic. Może i nic nie znajdziemy, a może akurat uda nam się odkryć, co się stało z tymi nastolatkami.

Ale tak czy inaczej wyglądało na to, że możemy zafundować sobie całkiem ciekawe wakacje, a nie spędzić je, przesiadując przez cały czas w domu.

Zapowiedź choćby tej namiastki życia towarzyskiego była zbyt nęcąca, aby ją zignorować. Może nawet fajnie będzie gdzieś wyjść. Może przez to ciągłe siedzenie w domu tylko we dwie coś nas omijało.

– No dobra, wchodzę w to.

– Jupi! – krzyknęła Hazel entuzjastycznie. – Och, myślisz, że uda nam się zdemaskować kryjówkę jakiegoś patologicznego seryjnego mordercy?

– Nie, myślę, że niczego się nie dowiemy, ale przynajmniej te wakacje zakończymy ze świadomością, że wchłonęłyśmy trochę witaminy D i nie spędziłyśmy ich jak dwa totalne przegrywy. Więc to plus, prawda?

Ramiona Hazel opadły lekko.

– Pipes, czy twoja szklanka jest dzisiaj do połowy pusta?

– Nie. Wierzę, że kryje się za tym coś więcej niż ucieczka kilkorga nastolatków z miasta, jednak nie wydaje mi się, abyśmy miały się znaleźć w epicentrum jakiegoś kryminalnego dramatu. Nie mamy pojęcia, co robimy, a skoro policja nie może niczego znaleźć, nie ma najmniejszego powodu sądzić, że nam się uda.

– Pipes, musisz się w to w pełni zaangażować. Wchodzimy w to tylko i wyłącznie z pozytywnym nastawieniem.

– Niech będzie. Wszystko mi jedno. Polowanie na mordercę czas zacząć! – powiedziałam, żeby ją udobruchać.

– Jupi! – Wzięła do ust kolejną frytkę. Ja zamówiłam dwa ciastka i kawę, Hazel frytki i filiżankę herbaty.

– To gdzie zaczynamy?

– Może nad jeziorem? – podsunęłam.

Jej oczy rozszerzyły się, jakby nagle zdała sobie sprawę, co całe to „życie towarzyskie” za sobą pociągnie.

– Wolno nam tam pójść?

– To nie jest teren prywatny. Dlaczego miałybyśmy nie iść?

– Nigdy tam nie byłyśmy. Nikt nas nigdy nie zapraszał.

– Hazel, jezioro jest dla wszystkich. Nie potrzebujesz specjalnego zaproszenia.

Rozumiałam jednak, co miała na myśli. W szkolnych salach często pobrzmiewały echa rozmów związanych z wyjazdami nad jezioro. Rozmów prowadzonych przez tych, którzy spędzali tam większość weekendów. A w lecie również większość wieczorów w tygodniu.

Lecz nikt nigdy nie wyszedł z propozycją, abyśmy ja i Hazel również się tam wybrały. Same sobie też nigdy tego nie zaproponowałyśmy. Tak, zdecydowanie powinnyśmy trochę pożyć.

– Okej – powiedziałam, wyjmując z kieszeni gumkę. Związałam długie, ciemne włosy na czubku głowy. – Do dzieła! Spotkajmy się nad jeziorem dziś wieczorem. I proszę, zachowuj się normalnie.

Skrzywiła się.

– Nie wiem, co masz na myśli.

– I tego właśnie się obawiam. Wiesz, że nie jesteś w stanie powstrzymać się od mówienia ludziom dokładnie tego, co myślisz, a nie wszyscy to lubią. Nie zawsze będę obok ciebie, żeby stanąć za tobą murem.

– Ale dzisiaj wieczorem będziesz!

– Zachowuj się jak najlepiej. – Ostrzegawczo uniosłam brew.

Ostatnią rzeczą, której potrzebowałyśmy podczas naszego pierwszego towarzyskiego wypadu, był ostracyzm. W sumie i tak nie miałam pojęcia, jakiego przyjęcia mogłyśmy się tam spodziewać.

Dzwoneczek u drzwi zadźwięczał irytująco, oznajmiając coś, co można było określić tylko jako wejście smoka.

Hazel i ja jednocześnie spojrzałyśmy w tamtą stronę. Do kawiarni weszło dwóch przystojnych studentów w ciuchach, które prawdopodobnie kosztowały więcej niż auto moich rodziców.

Nazywali się chyba Caleb i Owen. Kojarzyłam gości, ponieważ ich dziani starzy należeli do organizacji hojnie dotującej lokalne akcje charytatywne.

Mieszkali parę mil za miasteczkiem, w okolicy, w której osiedlali się inni zamożni ludzie. Tutaj przyjeżdżali tylko wtedy, kiedy mieli do załatwienia coś w związku z którąś z licznych akcji dobroczynnych.

Ale bar i dobroczynność? Nie żeby temu lokalowi nie przydał się zastrzyk gotówki, ale jednak organizacja charytatywna to to raczej nie jest.

Hazel wyciągnęła szyję, żeby lepiej im się przyjrzeć. W rzeczy samej, to samo zrobili wszyscy obecni w barze. Obejrzałam się przez ramię, gdy nowo przybyli ruszyli w stronę lady. Nie byłam w stanie zrozumieć, co mówią, choć w pomieszczeniu panowała taka cisza, że można by było usłyszeć piśnięcie myszy.

Po jakiejś minucie wzięli dwie kawy na wynos. Gdy odwrócili się do wyjścia, szybko obróciłam z powrotem głowę, mocno zaciskając wargi.

Cholera. Miałam nadzieję, że nie zauważyli, jak się gapię.

Twarz mi płonęła, a Hazel, spoglądając na mnie, wytrzeszczyła oczy. Czy próbowała w ten sposób dać mi do zrozumienia, że zostałam przyłapana na gorącym uczynku? Czy też zachwycała się ich niemalże posągowym pięknem oraz idealnie dopasowanymi, modnymi, eleganckimi fryzurami?

Czego oni w ogóle używają, że ich włosy są aż tak błyszczące?

Przeszli obok nas i kątem oka dostrzegłam, jak jeden z nich obrócił głowę, by na mnie spojrzeć. Co miałam robić?

Wiedziałam, czego zdecydowanie robić nie powinnam, ale… mimo to również spojrzałam. Krystalicznie przejrzyste niebieskie oczy wpatrywały się we mnie bez cienia zażenowania. Byłam więcej niż pewna, że moje zdradzały coś zgoła innego. Ten, który na mnie patrzył, to chyba Caleb. Obaj mieli krótkie blond włosy, modnie zaczesane na bok. Obaj nosili świeżo wyprasowane granatowe spodnie i koszule na guziki, z rękawami podwiniętymi do łokci. Ubranko bogacza, ech.

Caleb skinął głową w moim kierunku, a jego blond kosmyki tylko nieznacznie drgnęły. I w następnej chwili już go nie było.

Dzwoneczek ponownie zadźwięczał, gdy drzwi otworzyły się i zamknęły za chłopakami.

Głośno wypuściłam powietrze. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że wstrzymywałam oddech, dopiero teraz w głowie zaczęło mi się kręcić z braku tlenu.

– Widziałaś to? Spojrzał na ciebie! – Hazel aż kipiała podekscytowaniem. – No tak totalnie na ciebie patrzył! I wiesz, że cię uwielbiam, słonko, ale twoje włosy w tej chwili są w tragicznym stanie.

– Dzięki – mruknęłam, nie kryjąc sarkazmu. Odsunęłam od siebie resztę ciastka. Po tym, co się stało, jakoś przeszła mi chęć na jedzenie. Caleb nie mógł przecież na serio na mnie patrzeć, prawda? Nie żeby to miało jakiekolwiek znaczenie. Byłam dla niego zbyt młoda. – Chodźmy po nasze rowery. Muszę wracać do domu i pomyśleć o makijażu na wieczór.

Hazel wstała.

– Nie zapomnij zrobić też czegoś z włosami.3

Tylko. Nie. Panikuj.

Jakież byłoby to upokarzające, gdybym zaczęła świrować, a okazałoby się, że Caleb zablokował drzwi dla naszego bezpieczeństwa. Moja mama zawsze tak robiła. Co prawda nie istniało ryzyko, że ktoś nas napadnie i ukradnie auto – starego trupa, w którym w dodatku nie było absolutnie nic cennego – ale mimo to mama za każdym razem na to nalegała.

Ale on nie jest twoją mamą.

Hazel albo niczego nie zauważyła, albo jej to nie zaniepokoiło. Jej oczy biegały od Caleba do Owena, jakby nie była pewna, w którym z nich bardziej chce się zakochać.

Przełknęłam ślinę. Caleb nie zapytał żadnej z nas, gdzie mieszkamy.

– Mój dom znajduje się przy Park Lane – powiedziałam więc, podciągając nieco rękaw koszulki.

Owen obejrzał się przez ramię.

– Najpierw pojedziemy gdzie indziej.

– Tak? A dokąd? – zainteresowała się Hazel. Ton, jakim zadała pytanie, był lekki, pobrzmiewało w nim zaintrygowanie. Dlaczego się nie niepokoiła?

– Nie martw się, spodoba ci się. – Owen wyszczerzył zęby. – Gdzie moje dobre maniery? Mam na imię Owen. Caleb opowiedział mi o spotkaniu z tobą, Piper, ale nie wspomniał o twojej przyjaciółce.

Opowiedział Owenowi o spotkaniu ze mną? To dobrze czy źle?

– Ja jestem Hazel. Miło cię poznać, Owen. – Uśmiechnęła się do niego, posyłając mu długie, powłóczyste spojrzenie. Wyglądało zatem na to, że woli Owena. Powinnam poczuć ulgę, jednak w tej chwili nie byłam pewna, jakie uczucia w zasadzie budzi we mnie Caleb. Nie wiedziałam, dokąd nas zabiera, a on nie palił się do wyjaśnień.

– Wyglądasz na zaniepokojoną – powiedział Caleb. Podniosłam wzrok, a serce mi podskoczyło. Znów obserwował mnie w lusterku. Teraz z jego twarzy zniknął wcześniejszy pochmurny wyraz. Czy przypisywałam temu, co widziałam, zbyt duże znaczenie?

Może naoglądałam się zbyt wiele horrorów. Potrząsnęłam przecząco głową, lecz w środku cała krzyczałam: „Tak!”.

– Nie bój się, Piper. Chciałbym cię lepiej poznać, a trudno o to, jeśli nigdy się nie spotykamy. Chodzi o blokadę? Ten nawyk przejąłem od mamy. – Ponownie nacisnął przycisk, a blokada się zwolniła.

Napięcie zelżało i w końcu normalnie odetchnęłam. Czułam się również trochę głupio.

– Przepraszam – wymamrotałam. – Moja mama robi to samo.

– Nie musisz przepraszać. Nie pomyślałem, jak to może wyglądać z waszej perspektywy.

Owen z ciekawością przysłuchiwał się naszej wymianie zdań. Czyżby Caleb nie rozmawiał zbyt wiele z dziewczynami? To wydawało się totalnie nieprawdopodobne. Biorąc pod uwagę jego urok i charyzmę oraz to, że wyglądał jak gwiazdor filmowy, gotowa byłam iść o zakład, że zawsze kręci się wokół niego wianuszek dziewczyn chętnych spędzać z nim czas.

Ja byłam dla niego za młoda, a mój eks z pewnością zaświadczyłby, że nie jestem szczególnie interesująca.

Caleb mógł mieć każdą, więc dlaczego wybrał mnie, skoro w zasadzie nie powinien się ze mną umawiać? Chyba że nie o to chodziło. Może podobało mu się to, że nic z tego nie będzie. Niektórzy ludzie tylko z tego powodu pragną tego, czego nie mogą mieć.

W porządku, niewykluczone, że trochę zapędzam się z tymi myślami. Uniosłam dłonie w obronnym geście.

– Już więcej nie będę robić z siebie idiotki.

Hazel uniosła brew, a ja miałam ochotę ją rąbnąć. Obie wiedziałyśmy, że ja nigdy nie przestanę robić z siebie idiotki. Zbyt często moje usta zaczynały się poruszać, zanim jeszcze włączył się mózg.

Caleb zachichotał i potrząsnął głową, nie odrywając jednak wzroku od drogi.

– Piper, nie jesteś idiotką.

Hazel prychnęła i tym razem naprawdę rąbnęłam ją w ramię.

– Pipes, no daj już spokój! – Moja przyjaciółka z powrotem przeniosła uwagę na Owena, który wciąż wykręcał szyję do tyłu, by na nas patrzeć. – Dokąd się wybieramy?

Owen jeszcze bardziej wyszczerzył zęby.

– Do miejsca, które nie jest pełne licealistów.

– My jesteśmy licealistkami – powiedziałam, krzyżując ramiona.

– Tak, no cóż, wydaje mi się, że Caleb zrobił dla was wyjątek, więc ja też nie będę miał nic przeciwko.

Niech będzie.

Z głównej ulicy skręciliśmy teraz w polną drogę. Nigdy wcześniej tu nie byłam. To teren prywatny, jak głosiły nieprzyjazne znaki przymocowane do słupka przy wjeździe. Na ile mogłam stwierdzić, rozciągały się za nimi jedynie połacie pól i gęstych lasów.

– Wolno nam tutaj wjechać? – zapytałam, a budząca się we mnie adrenalina zapowiadała, że może okazać się to niezwykle ekscytującą przygodą. W ciągu niespełna dwudziestu czterech godzin przeszłam od, praktycznie rzecz biorąc, niewystawiania nosa z domu – swojego czy Hazel – do wkraczania na prywatne włości obcych ludzi.

Owen się roześmiał.

– To własność rodziny Caleba, więc raczej nie ma problemu.

Szeroko rozwarte oczy Hazel napotkały moje, a wyraz jej twarzy zdawał się wręcz krzyczeć: „Hajtaj się z nim!”. Nie była w stanie ukryć podekscytowania. Wiedziałam, że Caleb jest bogaty. Jeździł drogimi autami, nosił supereleganckie ciuchy, jednak nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, że posiadał znaczne obszary ziemi.

Jasne, był przystojny i fakt, że ja też mogłam się jemu podobać, sprawiał, że moje serce skakało z podekscytowania i nerwów. Ale z całą pewnością nie myślałam o poślubieniu go tylko dlatego, że był bogaty.

Umościłam się wygodnie na siedzeniu i zaczęłam wyglądać przez okno. Jechaliśmy przez całe hektary pola uprawne, usiane fioletowymi kwiatami polnymi, tak znienawidzonymi przez rolników. Rzadkie z początku drzewa tuż za miastem stawały się coraz gęstsze, a w oddali tworzyły już regularny las.

Spojrzałam na zegarek znajdujący się na desce rozdzielczej. Było jeszcze mnóstwo czasu do godziny, o której musiałam zameldować się w domu. Moi rodzice byli szczęśliwi, kiedy w ogóle gdzieś wychodziłam. Nie wiedziałam jednak, jak daleko jedziemy ani jak długo Caleb zamierza tam zostać.

– W takim razie gdzie spędzacie czas? No wiecie, żeby uniknąć towarzystwa licealistów? – zapytałam Owena, na co Caleb roześmiał się szczerze.

– Jest tu takie miejsce, które trochę podrasowaliśmy. – Obrócił się do Caleba: – Czuję się trochę tak, jakbyśmy popełniali świętokradztwo, przywożąc je tutaj.

Przewróciłam oczami.

– Daj spokój, stary, jakoś to przeżyjesz – odpowiedział beznamiętnie Caleb.

Znów się odwrócił.

– Bez urazy. Po prostu mamy pewne zasady.

Okej… w porządku.

– Jakie zasady? – zapytałam.

– Żadnych obcych.

– Hazel i ja jesteśmy obce.

– To Caleb łamie reguły, nie ja.

Caleb utkwił wzrok w wyboistej drodze rozciągającej się przed nami i wzruszył ramionami. Owen zachichotał.

– No proszę. Ona na serio ci się podoba.

– Owen, możesz się w końcu zamknąć?! – warknął Caleb.

Zacisnęłam mocno wargi, bo czułam czający się na nich uśmiech.

Przez kilka minut jechaliśmy w milczeniu, po czym zatrzymaliśmy się obok całkiem sporego parterowego domu zbudowanego z cegły i blachy. Budynek może i nie miał piętra, ale i tak okazał się zdecydowanie większy od mojego domu.

– Ty go zbudowałeś? – zapytałam.

Caleb zgasił silnik.

– Nie, stoi tu już od lat. Jakiś czas temu odnowiliśmy wnętrze, więc mamy gdzie przesiadywać. Gdybyś nie zauważyła, w okolicy nie ma zbyt wiele do roboty.

Cóż, zauważyłam.

Owen wysiadł pierwszy, więc ruszyłam za nim. Caleb, uśmiechając się do mnie, również wygramolił się z auta i je zamknął. Hazel rozglądała się dookoła, ale co chwilę wracała wzrokiem do Owena.

– Przywiozłeś mnie do miejsca, które odnowiłeś, żeby się nie nudzić? – zapytałam.

Caleb zbliżył się do mnie o krok, wciąż jednak zachowując odpowiedni dystans.

– Miałem wybór między tym a wejściem na drogę drobnej przestępczości.

– A zatem dokonałeś dobrego wyboru.

– Chcesz wejść do środka?

Roześmiałam się.

– Nie dałeś mi zbyt wielkiego wyboru co do przyjazdu tutaj, ale pytasz, czy chcę wejść do środka?

Nonszalancko opierając się o auto, wyciągnął ku mnie rękę.

– Piper, w każdej chwili mogłaś powiedzieć, żebym zawiózł cię prosto do domu, i zrobiłbym to.

– Żartowałam. I tak, chcę wejść do środka.

Jego hollywoodzki uśmiech sprawił, że w moim żołądku znów zatańczyły motyle.

– Spodoba ci się tutaj, zobaczysz.4

Spojrzałam na budynek. Z zewnątrz nie wyglądał szczególnie okazale, sprawiał wręcz wrażenie nieco zaniedbanego. Blacha, pełna wgnieceń, wyglądała trochę tak, jakby coś się w nią wbiło.

Siekiera? Trudno było to stwierdzić. Tymczasem słońce schowało się za dachem i niebo wokół nas pociemniało. Powiew chłodu sprawił, że zadrżałam.

Caleb nie puścił mojej ręki, więc ja również jej nie cofnęłam. Owen i Hazel lekko nas wyprzedzili i już wchodzili do środka.

– O której musisz być w domu? – zapytał Caleb, gdy wolno podążyliśmy za nimi.

– O dwudziestej drugiej. – Nagle poczułam się strasznie dziecinnie z godziną powrotu wyznaczoną przez rodziców. Zastanawiałam się, czy dałoby się jakoś porozmawiać z nimi o tym, czy podczas wakacji nie mogłabym wracać w domu później. Ale gdybym to zrobiła, zaczęłyby się pytania. A gdyby dowiedzieli się, że gadam z nieznajomym chłopakiem, wsiadam do jego auta i daję się gdzieś wywieźć, już nigdy w życiu nie pozwoliliby mi wyściubić nosa za drzwi. Caleb zatrzymał się i skinął głową, a w jego niebieskich oczach migotało rozbawienie.

– Będę zatem pilnował, żebyś każdego wieczoru była w domu przed dwudziestą drugą.

Każdego wieczoru?

– Wygląda na to, że zabrakło ci języka w gębie, co? – Obrócił się tak, że staliśmy teraz twarzą w twarz.

– Dobrze powiedziane.

– Dlaczego uważasz, że nie mogę się o ciebie troszczyć?

– Bo mnie nie znasz. Ponieważ jestem dla ciebie za młoda.

Przechylił głowę.

– Piper, uczucia nie da się kontrolować. Na całym świecie ludzie próbują ukryć, kim naprawdę są i czego pragną. Nigdy tego nie zrozumiem. Jasne, nie zamierzam próbować wchodzić z tobą w związek, ale to nie znaczy, że nie chciałbym tego.

Czyli był superszczery. To pokrzepiające.

– Zgadzam się z tym. Tylu ludzi próbuje ukryć to, jak naprawdę się czują, aż w końcu jedyne, co im pozostaje, to ucieczka.

– Dokładnie. – Odetchnął głęboko, z wyraźnym poczuciem ulgi, zadowolony, że nareszcie znalazł kogoś, kto podziela jego poglądy. – Gdyby tylko ludzie zechcieli być w stosunku do siebie odrobinę bardziej otwarci…

– Nie wydaje się, żebyś ty miał z tym problem.

– Kiedyś miałem. A później wszedłem w to i… wow.

Ugryzłam się w język, ledwo powstrzymując się od pytania, w co wszedł i tak się zaangażował, lecz wydawało się to nieco wścibskie. No i jeżeli to coś obrzydliwego, żałowałabym, że zapytałam. Niektóre rzeczy lepiej przemilczeć.

– Dołączymy do nich? – zapytał, pociągając mnie lekko za rękę, dlatego zbliżyłam się o krok.

Pochyliłam lekko głowę.

– Jasne.

Przeszliśmy przez drzwi i szczęka mi opadła. Pomieszczenie było ogromne. Przestronny pokój z sofami, olbrzymim telewizorem, grami zręcznościowymi, stołem bilardowym i barem.

– To… niesamowite. Nic dziwnego, że nie spędzasz czasu nad jeziorem.

– Nie przepadam za tłumami ludzi.

Uśmiechając się do niego kącikiem ust, dodałam:

– Ani za outsiderami.

– Bardzo zabawne. Dobra, telefony na stolik – poinstruował, wyjmując z kieszeni swoją komórkę i odkładając ją na bok, czym dał nam sygnał do zrobienia tego samego.

– Dlaczego? – zapytała Hazel.

Owen również odłożył swój smartfon na wskazane miejsce.

– Wszyscy siedzą ciągle przyklejeni do mediów społecznościowych. Tutaj rozmawiamy ze sobą normalnie, twarzą w twarz. To znacznie fajniejsze. Takie są zasady tego domu.

Hazel wzruszyła ramionami i położyła telefon obok ich. Ja się zawahałam. Moja komórka zawsze była albo w mojej dłoni, albo w kieszeni.

– Piper, to nie szkoła – zachichotał Caleb. – Twój telefon nie został skonfiskowany. Nie musisz go wyłączać i zostawiać tu do końca lekcji. Jeśli ktoś zadzwoni, możesz podejść i odebrać.

Hazel rzuciła mi spojrzenie pod tytułem: „Tylko nie narób mi znowu wstydu”.

– No ruchy, Pipes, to wyzwiemy chłopaków na rundkę bilardu.

Żadna z nas nie potrafiła grać w bilard. Ale znowu zachowywałam się jak idiotka.

– W porządku. – Wysunęłam telefon z kieszeni i położyłam obok pozostałych na stoliku.

Caleb się uśmiechnął.

– To co, chcesz zobaczyć resztę, zanim skopiemy im tyłki w bilardzie?

– Resztę? – zapytałam.

– Nie zauważyłaś, że budynek jest znacznie większy niż ten pokój?

– Cóż, owszem, ale założyłam, że reszty nie wyremontowaliście. – Po drugiej stronie pokoju znajdowało się dwoje drzwi z klawiaturą do wprowadzania kodu odblokowującego zabezpieczenie.

– Co tam jest?

– Przez które drzwi chcesz przejść?

– Dokąd prowadzą te po prawej?

– Do kolejnych pokojów.

– A te po lewej?

Ściskając moją rękę, odpowiedział tajemniczo:

– Gdybym ci to zdradził, musiałbym cię zabić.

Przewróciłam oczami.

– A poważnie?

– Musisz któreś wybrać. Trochę jak w Matrixie. „Piper, wybierasz czerwone drzwi, czy niebieskie?”

– Jedne i drugie są białe.

Roześmiał się i zbliżył niebezpiecznie. Teraz nasze klatki piersiowe niemal się stykały. Zważywszy na to, że mogliśmy być tylko przyjaciółmi, ta pozycja zdecydowanie nie była odpowiednia. Poza tym nie znałam go przecież na tyle dobrze, aby mógł wkraczać w moją przestrzeń osobistą.

Spojrzał mi w oczy i przestał się uśmiechać. Czy ma zamiar mnie pocałować? Nie mogłam odbyć pierwszego prawdziwego pocałunku w życiu z – było nie było – kompletnym nieznajomym.

Wziął głęboki oddech.

– Nie powinienem tego robić.

W tym samym momencie Hazel krzyknęła:

– Pipes, no chodź tu!

Cofnęłam się o krok, a Caleb pozwolił moim palcom wysunąć się z jego dłoni. Powoli pokręcił głową.

– To co, Piper, które drzwi?

– Hmm, niespecjalnie urządza mnie bycie martwą, więc wybieram te po prawej.

– W porządku – przytaknął z zapierającym dech w piersiach uśmiechem.

– Chodź. – Jego postawa była teraz inna; wyprostował się, wydawał się bardziej ożywiony.

– Naprawdę jesteś dumny z tego miejsca, co? – droczyłam się z nim.

Spojrzał na mnie przez ramię.

– Nawet nie masz pojęcia jak bardzo. Owen, wy też wchodzicie?

Owen podniósł wzrok znad pinballa, w którego grał z Hazel.

– Jasne.

Podążyłam za Calebem, zaintrygowana, co kryje się dalej. Chłopak wcisnął kod na klawiaturze i drzwi się otworzyły.

Caleb przepuścił Owena i Hazel przodem, po czym odwrócił się do mnie.

– Wszystko okej?

Skinęłam głową, a on znów wyciągnął do mnie rękę. Prawdopodobnie nawet tego nie powinniśmy robić, lecz i tak chwyciłam jego dłoń, a on poprowadził mnie do środka. Moim oczom ukazał się korytarz. Bardzo długi korytarz. Co u diabła?

Wpatrując się w Caleba, uniosłam pytająco brew.

– Co to jest?

Po obu stronach korytarza znajdowały się drzwi – co najmniej troje po każdej stronie, i kolejne na samym końcu holu. Oświetlenie było przytłumione, przez co na podłodze tworzył się efekt jasnoszarych cieni.

Caleb roześmiał się i puścił moją rękę.

– Ten budynek służył niegdyś jako biuro, tata prowadził stąd sprawy firmowe. Oprócz tego ogromnego pomieszczenia, z którego tu weszliśmy, jest jeszcze drugie takie na końcu korytarza. Do tego mnóstwo mniejszych pokoi.

Odwróciłam się z powrotem w kierunku korytarza, którym już przechadzała się Hazel.

– Zrobiłeś już coś z tymi pokojami? – zapytałam.

Przycisnął klatkę piersiową do moich pleców. Zamarłam, czując na szyi jego oddech.

– Czemu sama się o tym nie przekonasz?

Aha, nie wydaje mi się.

– Wiesz, chyba wrócę teraz tam, skąd przyszliśmy – powiedziałam, gdy odsunął się ode mnie. – Hazel, wracaj. – Zrobiłam krok w kierunku przyjaciółki, która zmierzała już w stronę pierwszych drzwi po lewej.

Poczułam, jak atmosfera za mną w jednej chwili uległa zmianie. Aż mnie zmroziło. Na całym ciele wystąpiła mi gęsia skórka. Hazel spojrzała gdzieś ponad mną i pobladła.

Wciąż stałam plecami do drzwi, lecz głośny szczęk oznajmił, że nasi nowi znajomi wyszli.

– To nie jest zabawne! – krzyknęła Hazel, obracając się na pięcie.

Widząc jej panikę, odwróciłam się i podbiegłam do drzwi.

Po tej stronie też była klamka, ale zamek działał na szyfr, a ja nie spojrzałam na klawiaturę, gdy Caleb wystukiwał na niej kod.

– Caleb! – krzyknęłam. – Wypuść nas!

Hazel rzuciła się na drzwi, waląc w nie z całych sił zaciśniętymi pięściami.

– Otwórzcie natychmiast te drzwi!

– Caleb! – krzyknęłam głośniej. – Już zabawiliście się naszym kosztem, teraz otwieraj! – Przyłożyłam ucho do drzwi, nasłuchując. Musieli tam być, więc dlaczego czułam się tak, jakbym krzyczała do pustego pokoju?

Cofnęłam się o krok i chwyciłam Hazel za nadgarstek.

– Co jest grane? – wymamrotałam.

– Co jest grane? To jest grane, że jak tylko stąd wyjdę, to ich zabiję!

O Boże, nie jest dobrze.

– Caleb, proszę – krzyknęłam ponownie.

Gdy światła na górze zamigotały, Hazel i ja podskoczyłyśmy.

W głośniku odezwał się głos Caleba:

– Piper, Hazel, witajcie w grze.5

Witajcie w grze.

– Caleb! – wrzasnęłam, w tym momencie już całkowicie sparaliżowana strachem.

– Proszę podejść do drzwi na końcu korytarza – poinstruował zimny głos przez głośnik wiszący tuż pod sufitem.

Gwałtownie potrząsnęłam głową.

– Nie ma mowy. W tej chwili otwieraj te drzwi!

– Spotkanie organizacyjne w pokoju na końcu korytarza – powiedział. Jego głos brzmiał teraz jak nagranie. Ale skoro tak, gdzie był on sam?

– Caleb, już się powygłupiałeś, teraz nas wypuść!

– Jak ich to może bawić? – warknęła Hazel.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: