Kobiety, socjalizm i dobry seks. Argumenty na rzecz niezależności ekonomicznej - Kristin Ghodsee - ebook

Kobiety, socjalizm i dobry seks. Argumenty na rzecz niezależności ekonomicznej ebook

Kristin Ghodsee

3,9

Opis

Książka napisana po to, by kobietom żyło się lepiej. Kristin Ghodsee proponuje spojrzeć na socjalizm z nieco innej perspektywy. Przy pomocy licznych, często szokujących historii przekonuje, że nieuregulowany kapitalizm bywa dla kobiet mocno szkodliwy, niektóre idee socjalistyczne zaś wręcz przeciwnie – mogą im bardzo pomóc. W centrum swoich badań autorka stawia prawa kobiet, jako tezę wysuwając spostrzeżenie, że sytuacja zawodowa pań w Stanach Zjednoczonych czy na zachodzie Europy była mniej komfortowa niż w niektórych krajach bloku wschodniego. Tam z kolei znacząco się pogorszyła po zmianie ustroju na kapitalizm. Jak ważnym towarem jest seks? Czy jego wartość rośnie czy spada wraz z wprowadzeniem równowagi między życiem rodzinnym a zawodowym? Czy wolny rynek chce widzieć kobiety w pracy czy raczej w domu, świadczące nieodpłatną i nieoskładkowaną pracę opiekuńczo-porządkową? Na te oraz wiele innych trudnych pytań wyczerpująco odpowiada w swojej książce Kristin Ghodsee.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 256

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (37 ocen)
10
19
5
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
limeryk

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawe spostrzeżenia. Można nie zgadzać się ze wszystkim, ale warto przeczytać.
10

Popularność




Why women have better sex under socialism: And Other Arguments for Economic Independence
Copyright © 2018 by Kristen R. Ghodsee This edition published by Bold Type Books, an imprint of Perseus Books, LLC, a subsidiary of Hachette Book Group, Inc., New York, New York, USA. All rights reserved.
Copyright © 2020 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga Copyright © 2020 for the Polish translation by Anna Dzierzgowska (under exclusive license to Wydawnictwo Sonia Draga)
Projekt graficzny okładki: Anna Slotorsz/ artnovo.pl
Zdjęcie użyte na okładce: © akg-images (AKG899833, DDR, Fünfjahrplan, plakat)
Redakcja: Krystyna Podhajska
Korekta: Izabela Sieranc, Maria Zając, Joanna Rodkiewicz
ISBN: 978-83-66460-93-5
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi.
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórców i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo!Polska Izba Książki
Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl
WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o. ul. Fitelberga 1, 40-588 Katowice tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28 e-mail:[email protected]/WydawnictwoSoniaDraga
E-wydanie 2020
Konwersja:eLitera s.c.

Dla Haydena, Jo i Nany

.

Elena Lagadinowa (na zdjęciu z prawej strony, obok Angeli Davis), urodzona w 1930 roku, zmarła w 2017, była najmłodszą bojowniczką bułgarskiej partyzantki walczącej w czasie drugiej wojny światowej z monarchią sprzymierzoną z nazistami. Obroniwszy doktorat z agrobiologii, pracowała w Akademii Nauk, później stanęła na czele Komitetu Bułgarskiego Ruchu Kobiecego. W 1975 roku podczas I Światowej Konferencji Narodów Zjednoczonych w sprawie Kobiet przewodniczyła bułgarskiej delegacji. Jako że wolny rynek generalnie dyskryminuje osoby, które mają dzieci, Lagadinowa uważała, że tylko państwo może skutecznie wspierać te kobiety, które pełnią podwójną funkcję, matek i robotnic. Zdjęcie dzięki uprzejmości Eleny Lagadinowej.

Uwagi autorki

OD DWUDZIESTU LAT badam, jaki wpływ na społeczeństwa w Europie Wschodniej wywarło polityczne i gospodarcze przejście od socjalizmu państwowego do kapitalizmu. Po raz pierwszy odwiedziłam ten region w 1989 roku, tuż po upadku muru berlińskiego, zawodowo zaś zainteresowałam się nim w 1997 roku, kiedy zaczynałam badać wpływ, jaki załamanie się ideologii komunistycznej wywarło na zwykłych ludzi. Najpierw podczas studiów doktoranckich, później jako profesorka mieszkałam ponad dziesięć lat w Bułgarii i dziewiętnaście miesięcy zarówno we wschodnich, jak i w zachodnich Niemczech. Latem 1990 roku dwa miesiące podróżowałam po Jugosławii, Rumunii, Węgrzech, Czechosłowacji, odwiedziłam również mającą niebawem zniknąć Niemiecką Republikę Demokratyczną. W kolejnych latach często przyjeżdżałam do Europy Wschodniej, zapraszana na wykłady do Belgradu, Bukaresztu, Budapesztu i Warszawy. Ponieważ często podróżuję samochodem, pociągiem lub autobusem, na własne oczy widziałam ślady niszczycielskiego działania neoliberalnego kapitalizmu: przygnębiające krajobrazy poznaczone rozpadającymi się resztkami niegdyś pełnych życia fabryk, nowe przedmieścia, walmartopodobne supermarkety sprzedające czterdzieści dwa rodzaje szamponu. Badałam także to, jak wprowadzenie nieuregulowanego wolnego rynku w Europie Wschodniej ponownie zepchnęło wiele kobiet na pozycję podporządkowaną i uzależniło je ekonomicznie od mężczyzn.

Od 2004 roku opublikowałam sześć książek naukowych oraz ponad trzydzieści artykułów i esejów. Pisząc je, odwoływałam się do danych pochodzących z archiwów, wywiadów i poszerzonych badań etnograficznych. Niniejsza książka, w której wykorzystuję wiedzę zgromadzoną przez ponad dwadzieścia lat badań i prowadzenia zajęć, została pomyślana jako rodzaj wprowadzenia dla czytelniczek i czytelników zainteresowanych europejskim feminizmem socjalistycznym i jego teoriami, doświadczeniem dwudziestowiecznego socjalizmu państwowego, a także tym, czego dziś możemy się z nich nauczyć. Odkąd w 2016 roku Bernie Sanders odniósł nieoczekiwany sukces w prawyborach w Partii Demokratycznej, w społeczeństwie amerykańskim zaczynają się szerzyć idee socjalistyczne. Najwyższy czas zatem przystanąć i spróbować się czegoś nauczyć z przeszłości – wyciągnąć wnioski zarówno z tego, co było złe, jak i z tego, co było dobre. Wierzę w wartość zajmowania się niuansami historycznymi. Wierzę też, że socjalizm państwowy miał pewne zalety, w związku z czym bez wątpienia zostanę oskarżona o to, że bronię stalinizmu. Brutalne ataki ad personam należą do składowych skrajnie spolaryzowanej atmosfery politycznej, w której żyjemy. Jest w tym – skądinąd – pewna ironia, kiedy ci, którzy twierdzą, że brzydzą się totalitaryzmem, bez mrugnięcia okiem uciszają innych lub zezwalają histerycznym tłumom szaleć na Twitterze. Niemiecka filozofka polityki, Róża Luksemburg, napisała niegdyś: „Wolność jest zawsze wolnością dla myślących inaczej”[1]. Moja książka opowiada o tym, jak uczyć się myśleć inaczej o przeszłości socjalizmu państwowego, o naszej neoliberalnej, kapitalistycznej teraźniejszości i o drodze ku naszej wspólnej przyszłości.

Używam w tej książce zwrotów „socjalizm państwowy” oraz „rzecznicy i rzeczniczki socjalizmu państwowego” w odniesieniu do Związku Radzieckiego i do rządzonych przez partie komunistyczne państw w Europie Wschodniej, w których swobody polityczne były ograniczone. Zwroty „demokratyczny socjalizm” i „demokratyczni socjaliści / demokratyczne socjalistki” rezerwuję dla krajów, w których zasady socjalistyczne są głoszone przez partie startujące w wolnych i równych wyborach i w których chroni się prawa polityczne. Nadal istnieje wiele partii, które mają w nazwie przymiotnik „komunistyczne”. Pojęcie „komunizm” odnosi się jednak przede wszystkim do ideału społeczeństwa, w którym wszystkie zasoby gospodarcze stanowią wspólną własność, a państwo i prawo zanikają. Takiego prawdziwego komunizmu nie udało się dotąd zbudować – dlatego pisząc o realnie istniejących państwach, staram się tego pojęcia unikać.

Skoro już mowa o semantyce: starałam się także z uwagą podchodzić do współczesnego słownictwa, uwzględniającego różnorodne wymiary tożsamości. Na przykład kiedy piszę o „kobietach”, mam na myśli przede wszystkim kobiety cispłciowe. W dziewiętnasto- i dwudziestowiecznej socjalistycznej tak zwanej kwestii kobiecej nie uwzględniano szczególnych potrzeb transkobiet, których nie chciałabym jednak w żaden sposób wykluczać ani doprowadzić do wyobcowania ze współczesnej debaty. Podobnie w przypadku dyskusji o macierzyństwie: zdaję sobie sprawę, że omawiam sytuację osób, którym przy urodzeniu przypisano płeć żeńską (female-assigned-at-birth, FAB), ale dla uproszczenia zdecydowałam się używać słowa „kobieta”, mimo że kategoria FAB obejmuje też osoby identyfikujące się jako mężczyźni lub jeszcze inaczej.

Ponieważ tę książkę traktuję jako wprowadzenie, nie wchodzę zazwyczaj w bardzo szczegółowe dyskusje na temat takich zagadnień jak powszechny dochód podstawowy, pozyskiwanie wartości dodatkowej i kwoty płciowe. Nie zagłębiam się nawet w kwestie, które uważam za kluczowe, czyli systemu powszechnej, finansowanej z podatków opieki zdrowotnej i darmowej publicznej wyższej edukacji, ponieważ uważam, że te rozwiązania szeroko omówiono gdzie indziej. Mam nadzieję, że czytelniczki i czytelnicy, zainspirowani, będą szukać informacji na temat zagadnień, które pojawiają się na stronach tej książki, i potraktują ją jako zaproszenie do dalszego zgłębiania tego, w jaki sposób socjalizm i feminizm łączą się ze sobą i gdzie mają punkty przecięcia. Chciałabym też podkreślić, że ta książka nie jest opracowaniem naukowym: osoby zainteresowane kwestią ram teoretycznych i dyskusji metodologicznych mogą sięgnąć do innych moich prac, publikowanych w wydawnictwach uniwersyteckich. I choć odwołuję się też na kartach tej książki do długiej i ważnej tradycji zachodniego feminizmu socjalistycznego, nie omawiam go szczegółowo. Zainteresowane osoby zachęcam do zajrzenia na stronę 237, gdzie znajduje się lista proponowanych lektur.

Wszystkie przytoczone cytaty i dane statystyczne opatrzyłam odpowiednimi odwołaniami; poza tym tekstowi towarzyszy kilka przypisów uzupełniających. Tak więc bez problemu można je pominąć, chyba że kogoś szczególnie zainteresują konkretne źródła. Ogólne opracowania historyczne znajdują się na liście proponowanych lektur. Przywołując historie z własnego życia, zmieniam imiona i inne szczegóły, tak aby osoby, które są ich bohaterami i bohaterkami, pozostały anonimowe.

Dziś, kiedy świat trawi tak wiele chorób społecznych, niektóre i niektórzy uznają zapewne, że w rozdziałach poświęconych relacjom intymnym zbyt wiele jest lubieżności; ktoś mógłby też pomyśleć, że lepszy seks to zbyt błahy powód, by zmieniać system gospodarczy. Wystarczy jednak, że włączysz telewizor, otworzysz czasopismo albo wejdziesz do sieci, a znajdziesz się w świecie przesyconym seksem. Kapitalizm, który nie ma żadnego problemu z utowarowieniem seksualności, żeruje na naszym braku poczucia bezpieczeństwa w związkach, żeby sprzedawać nam produkty i usługi, których nie potrzebujemy ani nie chcemy. Ideologie neoliberalne przekonują nas, że powinnyśmy i powinniśmy patrzeć na swoje ciała, na sposób okazywania sobie nawzajem zainteresowania i na emocje jak na rzeczy, które można kupować i sprzedawać. Chciałabym zaproponować zupełnie odmienne spojrzenie. Jeśli lepiej zrozumiemy, w jaki sposób współczesny system kapitalistyczny zdołał wchłonąć i skomercjalizować podstawowe ludzkie emocje, zrobimy pierwszy krok ku odrzuceniu ocen rynkowych, za pomocą których próbuje się wyliczać naszą wartość jako istot ludzkich. To, co jest polityczne, jest też osobiste.

.

Walentyna Tierieszkowa (urodzona w 1937 roku), pierwsza kobieta, która znalazła się w kosmosie. W lipcu 1963 roku Tierieszkowa w rakiecie Wostok 6 czterdzieści osiem razy obleciała Ziemię. Po zakończeniu kariery kosmonautki została wpływową polityczką, stała między innymi na czele radzieckiej delegacji na ONZ-owską Konferencję w sprawie Kobiet w 1975 roku. Wciąż jest w Rosji powszechnie uważana za bohaterkę narodową. Zdjęcie dzięki uprzejmości Eleny Lagadinowej.

Wstęp: Być możechorujesz na kapitalizm

OTO JAK MOŻNA podsumować główne tezy tej książki: nieuregulowany kapitalizm szkodzi kobietom, jeśli natomiast przyjmiemy niektóre idee socjalistyczne, kobietom będzie się żyło lepiej. Dobrze pomyślany socjalizm oznacza niezależność ekonomiczną, przyzwoite warunki pracy, równowagę między życiem rodzinnym a zawodowym i tak – zapewnia lepszy seks. Znalezienie drogi ku jaśniejszej przyszłości wymaga uczenia się na błędach przeszłości, czyli także zakłada konieczność dokonania starannej oceny historii dwudziestowiecznego socjalizmu państwowego w Europie Wschodniej.

O to właśnie chodzi. Jeśli podobają ci się takie cele, chodźmy zbadać, w jaki sposób można zmienić istniejący stan rzeczy. Jeśli masz wątpliwości, jeśli nie rozumiesz, dlaczego kapitalizm jako system ekonomiczny jest fatalny dla kobiet, i jeśli wątpisz, że cokolwiek dobrego może wyniknąć z socjalizmu, moje rozważania mogą rzucić nieco światła na tego rodzaju zagadnienia. Natomiast jeśli masz gdzieś kobiety i ich życie, jeśli jesteś gynofobicznym, prawicowym internetowym trollem, oszczędź sobie wydatków i wracaj do piwnicy w domu rodziców: ta książka nie jest dla ciebie.

Rzecz jasna, niektórzy mogą twierdzić, że niczym nieuregulowany kapitalizm rozjeżdża niemal wszystkich, ja jednak chcę się skupić na tym, jak dalece krzywdzi właśnie kobiety. Rynki pracy oparte na konkurencji dyskryminują osoby, które biologia reprodukcyjna uczyniła odpowiedzialnymi za rodzenie dzieci. Dziś oznacza to te istoty ludzkie, które w szpitalu dostają różowy kocyk i w których akcie urodzenia wpisuje się literę K (jak „klęska” – jak gdybyśmy już na początku przegrywały przez sam fakt, że nie przyszłyśmy na świat jako chłopcy). Oparte na konkurencji rynki pracy zwykły także obniżać wartość tych osób, które zgodnie ze społecznymi oczekiwaniami mają się dziećmi opiekować. I nawet jeśli pod tym względem postawy społeczne ewoluują, to z powodu idealizowania macierzyństwa większość z nas wciąż wierzy, że maleństwo o wiele bardziej potrzebuje mamusi niż tatusia – w każdym razie dopóty, dopóki jest za małe na uprawianie sportu.

Inni będą twierdzić, że nieuregulowany kapitalizm nie dla wszystkich kobiet jest zły. Tak, z punktu widzenia kobiet, które mają tyle fartu, że znalazły się na szczycie drabiny dochodów, system działa całkiem dobrze. Kobiety na stanowiskach kierowniczych wciąż mają do czynienia z płacową luką płciową i wciąż są niedoreprezentowane, jeśli idzie o funkcje przywódcze. Ale ogólnie rzecz biorąc, różnym Sheryl Sandberg tego świata nie wiedzie się źle. Rzecz jasna, molestowanie seksualne wciąż stanowi barierę, utrudnia nawet tym kobietom, które znalazły się na szczycie, dalszy rozwój, przy czym zbyt wiele kobiet wierzy, że jeśli chce się grać z dużymi chłopcami o wysokie stawki, trzeba mieć twardy tyłek i ignorować macanki oraz niechciane zaczepki. Kolor skóry też ma tutaj znaczenie: białe kobiety generalnie radzą sobie o wiele lepiej niż wszystkie pozostałe. Jeśli jednak spojrzymy na społeczeństwo jako całość i dokonamy uśrednienia, zobaczymy, że kobiety mają się porównywalnie gorzej w krajach, w których rynki są mniej skrępowane regulacjami, podatkami i przedsięwzięciami publicznymi, niż w krajach, w których dochody państwowe w większym stopniu przeznacza się na redystrybucję i wzmacnianie sieci zabezpieczenia socjalnego.

Sięgnij po dowolne źródło danych, a wszędzie znajdziesz tę samą historię. Bezrobocie i ubóstwo są plagą kobiet mających dzieci. Pracodawcy dyskryminują także kobiety, które nie mają dzieci, ponieważ być może jeszcze będą je miały. W Stanach Zjednoczonych w 2013 roku z powodu ubóstwa cierpiał o wiele większy odsetek kobiet niż mężczyzn powyżej sześćdziesiątego piątego roku życia. Kobiety dominowały też w kategorii „skrajne ubóstwo”. W skali globalnej kobiety o wiele częściej mierzą się z deprywacją ekonomiczną. W okresach spowolnienia gospodarki są ostatnie w kolejce do zatrudnienia i pierwsze do zwolnienia, a kiedy już znajdą pracę, szefowie płacą im mniej niż mężczyznom. Kiedy państwa tną wydatki rządowe na edukację, opiekę zdrowotną lub emerytury, to matki, córki, siostry i żony muszą brać sprawy w swoje ręce i kierować swoją energię na opiekę nad młodymi, chorymi i starymi. Kapitalizm kwitnie i rozwija się dzięki nieodpłatnej pracy kobiet wykonywanej w domach, ponieważ opiekuńcza praca kobiet umożliwia utrzymywanie podatków na niższym poziomie. Niższe podatki zaś oznaczają większe zyski dla tych, którzy znajdują się na szczycie drabiny dochodów – przy czym na ogół są to mężczyźni[2].

Kapitalizm jednak nie zawsze był aż tak dziki. Przez znaczną część XX wieku socjalizm państwowy stanowił śmiertelne zagrożenie dla najgorszych ekscesów wolnego rynku. Wyzwanie, jakim były ideologie marksistowskie, zmusiło rządy na Zachodzie do rozbudowywania sieci zabezpieczenia socjalnego, chroniących robotników i robotnice przed nieprzewidywalnymi, lecz nieuchronnymi zmianami koniunktury gospodarki kapitalistycznej. Gdy runął mur berliński, wielu święciło tryumf Zachodu i wysyłało idee socjalistyczne na śmietnik historii. A przecież, niezależnie od wszystkich swoich wad, socjalizm państwowy stanowił dla kapitalizmu ważną opozycję. Właśnie w reakcji na dyskurs praw społecznych i gospodarczych – dyskurs, który okazał się pociągający nie tylko dla postępowych ludów Afryki, Azji, Ameryki Łacińskiej, ale też dla wielu mężczyzn i kobiet w Europie Zachodniej oraz Ameryce Północnej – politycy zgodzili się, że trzeba poprawić warunki pracy pracowników najemnych, a także stworzyć programy socjalne dla dzieci, dla ubogich, starych, chorych, dla osób z niepełnosprawnościami, by złagodzić wyzysk i ograniczyć wzrost nierówności w dochodach. Chociaż pewne ważne sygnały pojawiały się już w latach osiemdziesiątych XX wieku, dopiero kiedy załamał się socjalizm państwowy, kapitalizm ostatecznie odrzucił ograniczenia związane z regulacją rynków i redystrybucją dochodów. Odkąd znikł miecz Damoklesa w postaci konkurencyjnego supermocarstwa, mogłyśmy przez ostatnie trzydzieści lat globalnego neoliberalizmu obserwować radykalne ograniczanie programów socjalnych, chroniących obywateli i obywatelki przed cykliczną niestabilnością i kryzysami finansowymi i zmniejszających nierówności w położeniu ekonomicznym między tymi na szczycie a tymi na dole drabiny dochodów.

Przez znaczną część XX wieku zachodnie państwa kapitalistyczne usiłowały także prześcignąć kraje Europy Wschodniej, jeśli idzie o zakres praw i wolności kobiet, co napędzało postępowe zmiany społeczne. Rzecznicy i rzeczniczki państwowego socjalizmu w ZSRR i Europie Wschodniej odnosili takie sukcesy w dziedzinie, na przykład, zapewniania kobietom możliwości pracy poza domem, że przez pierwsze dwie dekady powojenne pracę najemną kobiet jako taką kojarzono z okropnościami komunizmu. Amerykański sposób życia zakładał, że mężczyzna ma być żywicielem rodziny, a kobieta – gospodynią domową. Powoli jednak socjalistyczna emancypacja kobiet zaczęła podkopywać ideał rodem z Leave It to Beaver. Wystrzelenie przez ZSRR w 1957 roku sputnika zmusiło amerykańskich przywódców do przemyślenia kosztów podtrzymywania tradycyjnego podziału ról płciowych. Zaczęto się obawiać, że kraje socjalizmu państwowego zyskają przewagę w dziedzinie rozwoju technologicznego, ponieważ dysponują podwójnym zasobem ludzkiej inteligencji: Rosjanie kształcili kobiety i kierowali najlepsze i najbardziej inteligentne z nich do zespołów badawczych[3].

Rząd amerykański obawiał się, że blok wschodni uzyska przewagę w wyścigu kosmicznym. Dlatego w 1958 roku wydał National Defense Education Act (NDEA). Mimo że kulturowa fantazja o tym, by kobiety pozostawały w domach jako żony na utrzymaniu mężów, była wciąż żywa, NDEA dała utalentowanym dziewczętom nowe możliwości i otworzyła im drogę do studiowania matematyki i nauk ścisłych. W 1961 roku prezydent John F. Kennedy podpisał rozporządzenie wykonawcze 10980 i stworzył pierwszą prezydencką komisję do spraw statusu kobiet, powoławszy się przy okazji na kwestie bezpieczeństwa narodowego. Ta komisja, na której czele stanęła Eleanor Roosevelt, położyła podwaliny pod przyszły amerykański ruch kobiecy. Amerykanie przeżyli kolejny szok w 1963 roku, kiedy pierwsza kosmonautka, Walentyna Tierieszkowa, spędziła na orbicie więcej czasu niż wszyscy amerykańscy astronauci razem wzięci. Z kolei dominacja Związku Radzieckiego i krajów Europy Wschodniej na olimpiadach przyspieszyła przyjęcie Title IX, dzięki czemu Stany Zjednoczone mogły szkolić więcej sportowczyń i wyrywać złote medale z rąk ideologicznego wroga[4].

W reakcji na sukcesy rzeczników i rzeczniczek socjalizmu państwowego w dziedzinie nauk ścisłych rząd amerykański sfinansował ważne badanie zatytułowane Women in the Soviet Economy. Kierownik projektu odwiedził ZSRR w 1955, 1965 i 1966 roku, żeby zbadać radzieckie rozwiązania służące włączaniu kobiet w szeregi siły roboczej i znaleźć przykłady dla amerykańskich ustawodawców. „Zaniepokojenie marnowaniem talentów i potencjału kobiet, jakie pojawiło się w ostatnich latach, doprowadziło do powołania przez prezydenta komisji do spraw statusu kobiet, która wydała serię raportów dotyczących różnych problemów dotykających kobiety i wpływających na ich uczestnictwo w życiu gospodarczym, politycznym i społecznym” – rozpoczynał się opublikowany w 1966 roku raport. „Dla sformułowania jakiejkolwiek strategii, mającej na celu lepsze wykorzystanie sił naszych kobiet, ważne jest poznanie doświadczeń innych krajów w dziedzinie czynienia użytku z kobiecych zdolności. Z tego i z innych powodów doświadczenie radzieckie jest w tym momencie szczególnie interesujące”[5]. Precedens ustanowiony przez wschodnioeuropejskie państwa socjalistyczne zadziałał jako przykład i wywarł wpływ na amerykańskich polityków – i to dokładnie w tym samym czasie, gdy Betty Friedan opublikowała Mistykę kobiecości, ujawniającą, jak bardzo niesatysfakcjonująca była dla białych kobiet z klasy średniej przypisana im rola pani domu. W dzisiejszej atmosferze politycznej trudno pojąć, że rywalizacja supermocarstw mogła wzbudzić zainteresowanie kwestią pozycji kobiet w społeczeństwie i na rynku pracy.

*

Dziś idee socjalistyczne przeżywają renesans: młodych ludzi w takich krajach jak Stany Zjednoczone, Francja, Wielka Brytania, Grecja i Niemcy inspirują politycy w rodzaju Berniego Sandersa, Jeana-Luca Mélenchona, Jeremy’ego Corbyna, Janisa Warufakisa i Sahry Wagenknecht. Obywatele i obywatelki pragną alternatywnej drogi politycznej, prowadzącej ku bardziej egalitarnej i bardziej zrównoważonej przyszłości. Aby iść naprzód, musimy umieć rozprawiać o przyszłości w sposób wolny od wszelkich ideologicznie motywowanych starań o zaciemnienie lub wybielenie czy to naszej własnej historii, czy osiągnięć socjalizmu państwowego. Z jednej strony każda próba zniuansowanego podejścia do dwudziestowiecznego socjalizmu państwowego nieuchronnie spowoduje, że zawrą i zagotują się wszyscy, którzy twierdzą, że socjalizm to czyste zło, koniec kropka. Jak czeski twórca, Milan Kundera, pisał w swojej słynnej Nieznośnej lekkości bytu: „(...) ci, którzy walczą przeciwko tak zwanym totalnym reżymom, z trudem mogliby walczyć za pomocą pytań i wątpliwości. Oni również potrzebują pewników i prostych prawd, które byłyby zrozumiałe dla jak najszerszych kręgów i wywoływałyby kolektywne łkanie”[6]. Z drugiej strony widzimy, jak młodzi ludzie żartują na temat „pełnego komunizmu od zaraz”. Lewicowi milenialsi wszystkich płci mogą nie znać rzeczywistych koszmarów, jakie potrafi swoim obywatelom i obywatelkom zgotować jednopartyjne państwo (albo wolą te koszmary ignorować). Makabryczne opowieści o tajnych służbach, ograniczanie możliwości podróżowania, niedobory konsumpcyjne i obozy pracy to nie tylko wymysły antykomunistycznej propagandy. Nasza wspólna przyszłość zależy od wyważonego badania przeszłości – takiego, które pozwoli nam odrzucić to, co złe, i iść naprzód z tym, co dobre, szczególnie z punktu widzenia praw kobiet.

Od połowy XIX wieku myślicielki i myśliciele społeczni w Europie twierdzili, że płeć żeńska znajduje się w sytuacji wyjątkowo niekorzystnej w systemie gospodarczym, który zyski i własność prywatną stawia wyżej niż ludzi. W latach siedemdziesiątych XX wieku socjalistyczne feministki w Stanach Zjednoczonych twierdziły także, że zniszczenie patriarchatu to za mało. Wyzysk i nierówności będą istnieć dopóty, dopóki elity finansowe będą budować swoje fortuny na barkach kobiet potulnie i za darmo reprodukujących dla nich siłę roboczą. Najwcześniejsze krytyki opierały się jednak na abstrakcyjnych teoriach i niewiele dowodów empirycznych można było przedstawić na ich poparcie. Powoli – w pierwszej połowie XX wieku – w Europie nowe rządy w krajach socjalizmu, czy to demokratycznego, czy państwowego, zaczęły testować te teorie w praktyce. W Niemczech Wschodnich, Skandynawii, Związku Radzieckim i Europie Wschodniej przywódcy polityczni zaczęli wspierać ideę emancypacji kobiet i dążyć do pełnego włączenia ich w szeregi siły roboczej. Te same idee wkrótce dotarły do Chin, na Kubę i do najróżniejszych zdobywających właśnie niezależność państw na całym świecie. Eksperymenty z ekonomiczną niezależnością kobiet podsyciły z kolei dwudziestowieczny ruch kobiecy i w rezultacie prowadziły do rewolucji w dziedzinie tego, jakie drogi życiowe otwarły się przed kobietami. Zarazem nigdzie na świecie w szeregach siły roboczej nie znalazło się tyle kobiet, ile w krajach socjalizmu państwowego[7].

Emancypacja kobiet stanowiła trwały składnik ideologii niemal wszystkich reżymów socjalizmu państwowego, zgodnie ze słynnym stwierdzeniem francusko-rosyjskiej rewolucjonistki Inessy Armand: „Jeśli wyzwolenie kobiet jest nie do pomyślenia bez komunizmu, to także komunizm jest nie do pomyślenia bez wyzwolenia kobiet”[8]. Chociaż między poszczególnymi państwami istniały znaczące różnice i chociaż żadne z nich nie osiągnęło w praktyce pełnej równości, kraje socjalistyczne sporą część swoich zasobów inwestowały w edukację i szkolenia dla kobiet i w promowanie zatrudniania kobiet w zawodach wcześniej zdominowanych przez mężczyzn. Ponieważ rozumiano wymagania biologii reprodukcyjnej, podejmowano próby uspołecznienia prac domowych i opieki nad dziećmi – tworzono sieci publicznych żłobków, przedszkoli, pralni i stołówek. Rozbudowane, zapewniające ochronę w pracy urlopy macierzyńskie i dodatki na dzieci pozwalały kobietom na zachowanie przynajmniej odrobiny równowagi między życiem zawodowym a rodzinnym. Co więcej, dwudziestowieczny socjalizm państwowy naprawdę poprawił materialne warunki życia milionów kobiet: spadała śmiertelność matek i niemowląt, wzrastała oczekiwana długość życia, analfabetyzm niemal zanikł. Żeby odwołać się do jednego tylko przykładu: przed wprowadzeniem w Albanii w 1945 roku socjalizmu państwowego większość Albanek była niepiśmienna. Dziesięć lat później czytać i pisać umieli wszyscy poniżej czterdziestego roku życia, a już w latach osiemdziesiątych połowę populacji studiujących na albańskich uniwersytetach stanowiły kobiety[9].

Nawet jeśli poszczególne kraje wprowadzały różne rozwiązania, generalnie rządy krajów socjalistycznych zmniejszały ekonomiczną zależność kobiet od mężczyzn w ten sposób, że kobiety i mężczyźni stawali się w jednakowym stopniu odbiorczyniami i odbiorcami usług socjalistycznego państwa. Rozwiązania te pomogły oddzielić miłość i intymność od rachunków ekonomicznych. Kiedy kobiety cieszą się własnym źródłem dochodów, a państwo gwarantuje zabezpieczenia społeczne na starość, w razie choroby lub niepełnosprawności, znikają przyczyny ekonomiczne, dla których kobiety miałyby pozostawać w przemocowych, nieprzynoszących satysfakcji albo w z jakiegokolwiek innego powodu niezdrowych związkach. W Polsce, na Węgrzech, w Czechosłowacji, Bułgarii, Jugosławii i NRD niezależność ekonomiczna kobiet wpływała na powstanie kultury, w której związki osobiste mogły się wyzwolić spod wpływów rynkowych. Kobiety nie musiały wychodzić za mąż dla pieniędzy[10].

Rzecz jasna, jeśli mamy się uczyć z doświadczeń Europy Wschodniej, nie powinnyśmy ignorować złych stron. Kwestia kobieca w bloku wschodnim nigdy nie obejmowała par tej samej płci ani osób niebinarnych. W krajach, w których aborcja była dostępna na życzenie, stanowiła podstawową formę kontroli urodzeń. W większości krajów wschodnioeuropejskich państwo zdecydowanie zachęcało kobiety do macierzyństwa, przy czym w Rumunii, Albanii i w ZSRR w czasach Stalina zmuszano je do rodzenia nawet wtedy, kiedy tego nie chciały. Rządy wyciszały dyskusje o molestowaniu seksualnym, przemocy domowej, gwałtach. I chociaż starano się zaangażować mężczyzn w prace domowe i opiekę nad dziećmi, mężczyźni z reguły opierali się próbom podważenia tradycyjnych ról płciowych. Wiele kobiet uginało się pod podwójnym brzemieniem obowiązkowego formalnego zatrudnienia i prac domowych, co znakomicie uchwyciła Natalia Baranska w powieści Неделя как неделя (Niediela kak niediela, Tydzień jak tydzień). I wreszcie, w żadnym kraju, w którym promowano prawa kobiet, nie chodziło o indywidualizm ani o samorealizację. Państwo wspierało kobiety jako robotnice i jako matki po to, by mogły pełniej uczestniczyć w kolektywnym życiu narodu[11].

Po upadku muru berlińskiego w 1989 roku nowe demokratyczne rządy błyskawicznie prywatyzowały zasoby państwowe i demontowały sieci zabezpieczenia społecznego. W tych rodzących się kapitalistycznych gospodarkach mężczyźni powracali do swoich „naturalnych” ról patriarchów. Od kobiet oczekiwano, że wrócą do domów jako matki i żony utrzymywane przez mężów. W całej Europie Wschodniej po 1989 roku nacjonaliści głosili, że konkurencja kapitalistyczna uwolni kobiety od niesławnego podwójnego obciążenia, przywróci mężczyznom pozycję żywicieli rodziny i na nowo umocni ich autorytet, a tym samym odbuduje harmonię rodzinną i społeczną. Generalnie chodziło o to, że mężczyźni znów mogli zyskać finansową władzę nad kobietami. Znana historyczka seksualności Dagmar Herzog rozmawiała w 2006 roku z kilkoma zbliżającymi się do pięćdziesiątki mężczyznami z Niemiec Wschodnich, którzy opowiadali między innymi, jak: „irytujące było to, że w Niemczech Wschodnich kobiety miały tyle seksualnej pewności siebie i ekonomicznej niezależności. Skarżyli się, że pieniądze były bezużyteczne. Różnica między pensją lekarza a pensją kogoś, kto pracował na przykład w teatrze, była rzędu kilku marek i w zasadzie nic nie znaczyła. Inaczej niż w przypadku lekarza na Zachodzie, tutaj takie pieniądze nie wystarczyły, żeby skusić czy zatrzymać kobietę. «Musiałeś być interesujący». Co za presja. Jeden z nich ujawnił: «Teraz, jako mężczyzna w zjednoczonych Niemczech, mam o wiele więcej władzy, niż miałem kiedykolwiek w czasach komunistycznych»”[12]. Inny przykład: po tym jak opublikowałam w „New York Timesie” felieton Why Women Have Better Sex Under Socialism, Doug Henwood przeprowadził ze mną wywiad w swoim programie radiowym Behind the News. Jedna ze słuchaczek, czterdziestosześciolatka urodzona w Związku Radzieckim, napisała w e-mailu do studia, że „trafiłam w punkt”, omawiając romanse w „starym kraju”, jak to nazwała, „ale też i to, w jaki sposób mężczyźni tutaj [w Stanach Zjednoczonych] używają pieniędzy, żeby tyranizować kobiety”[13].

Upadek socjalizmu państwowego w 1989 roku stworzył doskonałe laboratorium pozwalające badać wpływ kapitalizmu na życie kobiet. Świat mógł się przyglądać, jak wolne rynki niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wyłaniają się z ruin gospodarki planowej, przy czym te nowe rynki na różne sposoby naznaczyły życie różnych kategorii robotników i robotnic. Po dekadach niedoborów mieszkańcy i mieszkanki Europy Wschodniej skwapliwie zamieniali autorytaryzm na obietnicę demokracji i koniunktury gospodarczej, rzucając swoje kraje w ramiona zachodniego kapitału i handlu międzynarodowego. Pojawiły się jednak nieprzewidziane koszty.

Odrzucenie państwa jednopartyjnego i wprowadzenie swobód politycznych przyszło w pakiecie z gospodarczym neoliberalizmem. Nowe demokratyczne rządy prywatyzowały przedsiębiorstwa publiczne, aby otworzyć przestrzeń dla nowych, opartych na konkurencji rynków pracy, na których produktywność miała determinować płace. Przeminęły długie kolejki po papier toaletowy i czarnorynkowe dżinsy. Wkrótce miał nastać wspaniały konsumpcyjny raj, wolność od niedoborów, głodu, tajnej policji i obozów pracy. Jednak po prawie trzech dekadach wielu mieszkańców i wiele mieszkanek Europy Wschodniej wciąż czeka na jasną kapitalistyczną przyszłość. Inni porzucili już wszelką nadzieję[14].

Dowody są nie do podważenia: kobiety w Europie Wschodniej, jak tyle innych kobiet na całym świecie, znów stały się towarem, który można kupować i sprzedawać – a ich cenę determinują fluktuacje podaży i popytu. Wkrótce po załamaniu się socjalizmu państwowego chorwacka dziennikarka Slavenka Drakulić wyjaśniała: „Żyjemy otoczone nowo otwartymi pornoszopami, czasopismami porno, peepshowami, striptizem i galopującym ubóstwem. Budapeszt nazywany jest w prasie «miastem miłości, Bangkokiem Europy Wschodniej», na granicy jugosłowiańsko-rumuńskiej Rumunki prostytuują się za dolara. I w tym wszystkim nasze antyaborcyjne rządy grożą nam odebraniem prawa do aborcji i każą nam się mnożyć: więcej Polaków, więcej Węgrów, Czechów, Chorwatów”[15]. Obecnie Europę Zachodnią zalewają rosyjskie narzeczone zamawiane e-mailem, ukraińskie pracownice seksualne, mołdawskie nianie i polskie pokojówki. Pozbawieni skrupułów pośrednicy skupują jasne włosy białoruskich nastolatek dla producentów peruk w Nowym Jorku. W St. Petersburgu kobiety zapisują się na specjalne akademie dla ambitnych łowczyń posagów. Praga stała się epicentrum europejskiego przemysłu pornograficznego. Handlarze ludźmi grasują na ulicach Sofii, Bukaresztu, Kiszyniowa, polując na nieszczęśliwe dziewczyny marzące o lepszym życiu na Zachodzie[16].

Starsi mieszkańcy i mieszkanki Europy Wschodniej czule wspominają drobne wygody i przewidywalność życia przed 1989 rokiem: darmową edukację i opiekę zdrowotną, brak lęku przed bezrobociem i brakiem pieniędzy na podstawowe potrzeby. Żart, opowiadany w wielu wschodnioeuropejskich językach, dobrze to ilustruje:

W środku nocy kobieta zaczyna krzyczeć, wyskakuje z łóżka z przerażeniem w oczach. Mąż, wyrwany ze snu, ze zdumieniem patrzy, jak żona biegnie do łazienki i otwiera apteczkę, rzuca się do kuchni i zaczyna sprawdzać zawartość lodówki, a następnie biegnie do okna i spogląda na ulicę przed domem. Wreszcie głośno oddycha z ulgą i wraca do łóżka.

– Co z tobą? – pyta mąż. – Co się stało?

– Miałam koszmarny sen – odpowiada żona. – Przyśniło mi się, że mamy w apteczce wszystkie potrzebne lekarstwa, lodówkę pełną jedzenia, a ulica przed naszym domem jest czysta i bezpieczna.

– I to ma być koszmar?

Kobieta potrząsa głową i wzrusza ramionami.

– Przeraziłam się, że komuna wróciła.

Według badań opinii publicznej wiele osób w Europie Wschodniej uważa, że przed 1989 rokiem, w epoce autorytaryzmów, żyło im się lepiej. Nawet jeśli te badania mówią więcej o rozczarowaniu teraźniejszością niż o powabie przeszłości, zaburzają prostą opowieść o totalitaryzmie. Na przykład w 2013 roku przeprowadzono ankietę na przypadkowej próbie tysiąca pięćdziesięciu pięciu dorosłych mieszkańców Rumunii. Jakie uzyskano wyniki? Otóż tylko jedna trzecia ankietowanych zadeklarowała, że jej życie było gorsze przed 1989 rokiem: 44 proc. stwierdziło, że miało lepsze życie, 16 proc., że nie widzi żadnej zmiany. Te wyniki były też interesująco podzielone według płci: podczas gdy 47 proc. kobiet uznało, że socjalizm państwowy był lepszy dla kraju, to samo zdeklarowało tylko 42 proc. mężczyzn. Podobnie 36 proc. mężczyzn twierdziło, że ich życie poprawiło się po 1989 roku, natomiast tylko 31 proc. kobiet twierdziło, że ich życie w czasach Nicolae Ceauşescu było gorsze, niż jest obecnie. A to są dane z Rumunii, jednego z najbardziej skorumpowanych i opresyjnych reżymów w byłym bloku wschodnim, kraju, w którym Ceauşescu kazał pozłocić rączkę spłuczki w swojej prywatnej toalecie. Podobne wyniki przyniosły badania w Polsce w 2011 roku i badania opinii przeprowadzone w ośmiu innych dawnych krajach socjalistycznych w 2009 roku. Liczni obywatele i obywatelki, którzy mieli możliwość doświadczenia dwóch różnych systemów gospodarczych, czują dziś, że kapitalizm okazał się gorszy niż socjalizm państwowy, którego kiedyś tak gorliwie starali się pozbyć[17].

*

W Stanach Zjednoczonych upadek wschodnioeuropejskiego socjalizmu państwowego oznaczał początek ery tryumfalistycznego kapitalizmu na Zachodzie. Pomysły z czasów Wielkiego Społeczeństwa – zakładającego regulowanie gospodarki i redystrybucję programu prezydenta Johnsona, którego celem było zmaksymalizowanie dobrobytu wszystkich obywateli, w tym kobiet – wypadły z łask. Tryumf konsensusu waszyngtońskiego (zrodzonego z reaganomiki) oznaczał urynkowienie, prywatyzację i ograniczanie sieci zabezpieczenia socjalnego, wszystko w imię wydajności. W ostatnim dziesięcioleciu XX wieku i pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku obywatele i obywatelki mieli do czynienia z narastającą deregulacją sektorów finansów, transportu i usług oraz rosnącym utowarowieniem życia codziennego. Wolność pomieszała się nam z wolnym rynkiem. Od czasu globalnego kryzysu finansowego z 2008 roku elity gospodarcze wzięły na cel już i tak skromne budżety państw, ścinają jeszcze bardziej programy socjalne, a jednocześnie wykorzystują pieniądze podatników, by wyciągać z kłopotów bankierów – tych samych, którzy przede wszystkim odpowiadają za zaistniały chaos. Occupy Wall Street zwracało uwagę na nierówności strukturalne, jednak politycy z obu głównych partii wobec narastającego publicznego gniewu powtarzali to, co zawsze: TINA, There is No Alternative. Nie ma alternatywy dla kapitalizmu.

Otóż to jest kłamstwo.

Konserwatywni kombatanci zimnej wojny na każdą próbę niejednoznacznego opowiedzenia historii dwudziestowiecznego socjalizmu państwowego zaczną wykrzykiwać o czystkach i głodzie z czasów Stalina. W ich fantazjach na doświadczenie socjalizmu państwowego składają się wyłącznie ludzie stojący w kolejkach po chleb i donoszący tajnej policji na sąsiadów. Najwyraźniej przez siedemdziesiąt lat w Związku Radzieckim i czterdzieści pięć lat w Europie Wschodniej totalitarni przywódcy wahadłowo przesuwali wszystkich między obozami pracy i więzieniami w bezbożnym orwellowskim koszmarze, w którym snuli się ludzie w szarych, bezpłciowych kombinezonach w stylu Mao i z ogolonymi głowami. Jeśli rodziły się dzieci, to nie dlatego, że ludzie chcieli zakładać rodziny, ale dzięki temu, że Partia organizowała masową inseminację populacji, by zrealizować założone normy dotyczące produkcji ludzi. Antykomuniści nie chcą przyjąć do wiadomości istotnych różnic między społeczeństwami, w których wprowadzono socjalizm, ani uznać ich różnorodnych osiągnięć w dziedzinie nauki, edukacji, zdrowia, kultury i sportu. Zgodnie ze stereotypem upowszechnianym przez zachodnich przywódców socjalizm państwowy był nieefektywnym systemem gospodarczym, skazanym na nieuchronny upadek, a zarazem przerażającym czerwonym niebezpieczeństwem, którego powstrzymanie wymagało wyjęcia z kieszeni podatników miliardów dolarów. Trochę trudno zgadnąć, jak miałby być zarazem jednym i drugim.

Dziś w Europie Wschodniej istnieją liczne instytucje badawcze finansowane przez Zachód, zajmujące się badaniem zbrodni komunizmu. W krajach takich jak Węgry, Bułgaria i Rumunia (które w czasie drugiej wojny światowej należały do sojuszników Niemiec) potomkowie nazistowskich kolaborantów z zapałem gotowi są przedstawiać siebie jako „ofiary komunizmu”. Miejscowi politycy i elity gospodarcze, beneficjenci transformacji i wprowadzenia wolnego rynku (zwłaszcza ci, którzy po 1989 roku odzyskują znacjonalizowaną niegdyś własność przodków), zmawiają się, by tworzyć jedną oficjalną narrację na temat totalitarnej przeszłości. Na przykład po wykładzie, który wygłosiłam w Wiedniu w 2011 roku, dostałam e-mail od pewnej młodej Bułgarki, która dziękowała mi za to, że odważyłam się mówić także o tym, co jest wartościowego w dziedzictwie Todora Żiwkowa, bułgarskiego przywódcy z lat 1956–1989. „Nikt [w Bułgarii] nie może powiedzieć nic o nostalgii ani o cierpieniach związanych z transformacją, bo natychmiast zostanie uznany za komunistę i kogoś, kto zaprzecza zbrodniom reżymu Żiwkowa. Tak więc tych ważnych kwestii, którymi Pani się zajmuje, nie ma ani w dyskursie, ani w mediach”[18]. W Rumunii literaturoznawca Costi Rogozanu skrytykował wschodnioeuropejską praktykę wykorzystywania koszmarów z socjalistycznej przeszłości dla usprawiedliwiania wprowadzanych obecnie neoliberalnych rozwiązań gospodarczych: „Chcesz podwyżki? Jesteś komunistą. Chcesz usług publicznych? Chcesz opodatkować bogatych i zmniejszyć brzemię ciążące na drobnych producentach i pracownikach najemnych? Jesteś komunistą i zabiłeś moich dziadków. Wolisz transport publiczny niż autostrady? Jesteś megakomunistą i [głupim] hipsterem”[19].

Oczywiście, nie należy uromantyczniać socjalistycznej przeszłości, tyle że paskudne realia nie mogą całkowicie przesłonić nam ideałów dawnych socjalistek i socjalistów, różnorodnych prób reformowania systemu od wewnątrz (takich jak Praska Wiosna, głasnost, pierestrojka) czy tego, z jaką mocą ideały socjalistyczne inspirowały ruchy niepodległościowe na Globalnym Południu. Przyjęcie do wiadomości tego, co złe, nie oznacza zanegowania tego, co dobre. Istnieją oczywiście osoby, które chciałyby wybielić historię Ameryki i bagatelizują, na przykład, prawa Jima Crowa, zinstytucjonalizowany rasizm, przemoc z użyciem broni palnej i masowe zamykanie ludzi w więzieniach, które osiągnęło bezprecedensową skalę. Ale istnieją także osoby, które chciałyby zaczernić historię socjalizmu państwowego i twierdzą, że wszystko w nim było złe[20].

Za