Rocker Project - Alexa Lavenda - ebook + książka

Rocker Project ebook

Lavenda Alexa

0,0
34,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Nel, żyje w złotej klatce. Jej ojciec wymaga od niej bycia perfekcyjną córką w każdym calu. Uwikłany w niebezpieczne interesy próbuje wciągnąć dziewczynę w aranżowane małżeństwo. Alex jest wokalistą w znanym rockowym zespole, czasami zbyt szybko puszczają mu nerwy, czego konsekwencje poniesie już wkrótce. Mimo że pochodzą z różnych światów, a dzieli ich chyba wszystko, znajdują wspólny język – pasję do muzyki.

Co to była za historia! Uwielbiam książki tej autorki, ale ta zdecydowanie jest moją ulubioną. Rocker Project jest przepełniona emocjami, a bohaterów nie można nie polubić. Już teraz wiem, że z pewnością wrócę do tej powieści, bo dzięki świetnemu stylowi Alexy sprawia, że czytelnik czuje się tak, jakby znalazł się w środku akcji. Gorąco polecam!

Kinga Litkowiec

Cudowna, romantyczna i trudna do odłożenia opowieść o Nel, która pragnie wyrwać się z pozornie idealnego życia, w którym ma wszystko oprócz wolności. Pewnego dnia dziewczyna postanawia postawić się ojcu i zawalczyć o swoje szczęście. To książka dająca nadzieję. Mówiąca o tym, że każdy z nas zasługuje na miłość. Polecam!

Patrycja Strzałkowska

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 322

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Alexa Lavenda

Rocker project

Copyright © by Alexa Lavenda, MMXXII

Wydanie I

Warszawa MMXXII

Niniejszy produkt objęty jest ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że wszelkie udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Rozdział 1

Kornelia

Na chwilę uwolniłam się od tłumu ważniaków w garniturach, którzy patrzyli na mnie jak głodne psy na kawałek mięsa. Nienawidziłam takich imprez i gdybym miała wybór, na tę również bym nie przyszła, jednak mój ojciec jak zwykle postanowił za mnie.

Weszłam do ogromnej, luksusowej łazienki i zamknęłam za sobą drzwi. Odgłosy przyjęcia przycichły, a ja odetchnęłam z ulgą i podeszłam do lustra. Czułam, że zaraz zemdleję, a wszystko przez wieczorową sukienkę, która opinała mnie ciasno, niemal odbierając oddech. Z trudem rozwiązałam jedwabną kokardę z tyłu i czując, jak uścisk słabnie, zaczerpnęłam powietrza pełną piersią.

Mój ojciec był szychą i w jego życiu wszystko musiało być idealne. Ja też, ale on wiecznie dawał mi do zrozumienia, że nie byłam. Pochodziłam ze znanej i bogatej rodziny, która z pokolenia na pokolenie odnosiła sukcesy w niemal każdej dziedzinie biznesu, w jaki zainwestowała. Tata był właścicielem sieci hoteli, które przejął po swoim ojcu, a obecnie także aktywnym filantropem z ambicjami politycznymi. Ja byłam dla niego czymś w rodzaju wizytówki. Miałam świecić przykładem, zachowywać się grzecznie, wypowiadać inteligentnie i skromnie – być chodzącą perfekcją. Przez wiele lat próbowałam wszystkich zadowolić, wczuć się w swoją rolę, żeby choć raz ujrzeć w oczach ojca odrobinę ciepła i uznania, zamiast tego jednak zawsze słyszałam krytykę i widziałam niezadowolenie. To mnie jednocześnie raniło i sprawiało, że zaczynałam się buntować, tym bardziej że ów nieskazitelny wizerunek mojej rodziny od długiego czasu był już tylko mitem, a odnoszący sukcesy biznesman, który miał kiedyś władzę i kontakty, wpadł w tarapaty. Ojciec kochał grać w karty i to tak bardzo, że uzależnił się od hazardu. Zwykła gra już go nie bawiła, a z czasem podejmował coraz większe ryzyko, by w końcu wciągnąć się w gry w podziemnym kasynie. Grał o ogromne stawki z podejrzanym i wpływowym towarzystwem, z ludźmi, którym się nie podskakuje i z którymi się nie przegrywa. A on przegrał. Wszystko. I próbując ratować się od bankructwa, wszedł w układ z kimś, u kogo się zadłużył. Towarem wymiennym miałam być ja.

Borys Petrov potrzebował polskiej żony i polskich papierów. Próbowałam nie wnikać w to, czym się zajmuje, ale wiedziałam, że nie jest porządnym człowiekiem i nie trzeba było geniusza, żeby się domyślić, że rachunki z takim typem trzeba wyrównać bez względu na wszystko. Widziałam go kilka razy i zawsze wywierał na mnie to samo wrażenie – władczy, niebezpieczny i nieobliczalny. Kiedy na mnie patrzył, włoski jeżyły mi się na karku. Oprócz prowadzenia szemranych interesów, zaczynał inwestować w legalny biznes i chciał otworzyć kolejną polską filię swojej firmy. Potrzebował trochę się wybielić i związać z właściwymi ludźmi, dlatego doszedł do porozumienia z moim ojcem. Coś za coś. Kasa za dobre nazwisko i lepszy wizerunek. W zamian za umorzenie długów ojciec zaproponował Petrovovi moją rękę, a właściwie sfingowane małżeństwo, które miało Rosjaninowi zapewnić legalizację jego stałego pobytu w Polsce, nowe kontakty i więcej możliwości. Dla nich ten plan był idealny. Nie wzięli tylko pod uwagę jednego. Mnie. I tego, co ja miałam do powiedzenia na ten temat.

Kiedy ojciec powiedział mi o swoich planach, pomyślałam, że się upił, zwariował, że ogarnęła go panika, a wizja straty majątku rzuciła się mu na mózg. Nie wierzyłam, że poważnie myśli o tym, żeby oddać mnie komuś jak jakiś przedmiot, przehandlować dla własnej korzyści. Byłam pewna, że po kilku dniach zrozumie, jak chory był ten pomysł i da mi spokój, jednak on nie zmienił zdania. Wyrzucał mi, że jestem mu to winna, że zapewniał mi życie na poziomie, takie, o którym inni mogliby marzyć, a teraz nadszedł czas, żebym się mu za to odwdzięczyła. Prawda jednak była taka, że ja wciąż poświęcałam się dla rodziny, zostałam zmuszana do ślepej posłuszności, a jedyne co w zamian otrzymywałam i jedyne na czym tak naprawdę mi zależało, to muzyka. Tylko dzięki mojej pasji potrafiłam sobie poradzić z problemami i samotnością. Muzyka była moim prawdziwym domem, moją ucieczką od zmartwień i samotności i jedyną prawdziwą miłością. Miałam dwadzieścia jeden lat i studiowałam instrumentalistykę, a ojciec zawsze używał mojej pasji jako karty przetargowej. Nie chciałam iść na jakąś sztywną imprezę? Zakaz gry na wiolonczeli. Wyprowadziłam go z równowagi? Groźby, że odbierze mi mój ukochany instrument. Zawsze wiedział, w jaki sposób postawić na swoim. Teraz próbował wywołać we mnie poczucie winy i przekonać, że nie tylko dobrobyt, ale i życie członków naszej rodziny było w moich rękach. Tłamszona i kontrolowana całe życie przyzwyczaiłam się do tego, że każda moja odmowa była traktowana jak zdrada, tym razem jednak wymaganie posłuszeństwa z mojej strony było czystym szaleństwem. Powiedziałam sobie: „dość”.

Idealne maniery, wygląd, zachowanie, obecność na imprezach charytatywnych, niekończące się small talki z obcymi ludźmi i opiewanie wspaniałości mojego ojca to było nic. Zwykła, choć wyczerpująca gra, na którą godziłam się dla świętego spokoju. Ale ślub z obcym człowiekiem, tylko po to, żeby ojciec mógł wykaraskać się z długów i dodatkowo dobić śmierdzących interesów? Nie! Na to nie chciałam i nie mogłam się zgodzić.

Dziś miałam oficjalnie poznać tego mężczyznę, choć nieoficjalnie kilka razy już go widziałam. Nie zrobił na mnie zbyt dobrego wrażenia, a pogłoski, że jego rodzina zajmuje się brudnymi interesami jeszcze bardziej mnie przeraziła. Ojciec jak zwykle wiedział, jak mnie przekonać, na pieniądzach ani na luksusie nigdy mi nie zależało, ale na muzyce tak i to z nią wiązałam plany na przyszłość. Kiedy zagroził mi, że zrobi wszystko, abym została usunięta ze swojego kierunku i odbierze mi wiolonczelę, poczułam, że nie pozostało mi nic innego, jak zgodzić się na tę imprezę i dać sobie czas na obmyślenie planu wyjścia z tej beznadziejnej sytuacji. W ten sposób, mimo sprzeciwów znalazłam się tu, na wytwornym balu w domu mężczyzny, który miał mnie otrzymać w prezencie jak rzecz. Tak, zgodziłam się na to przyjęcie, ale to było ostatnie wariactwo, na które moją zgodę wymusili. Wiedziałam, że nadszedł czas na zmiany.

Spojrzałam przed siebie i wzięłam kilka głębokich oddechów. Z tafli lustra spoglądała na mnie nieco blada i wystraszona twarz, a duże niebieskie oczy kryły w sobie niepewność i smutek. Dziewczyna w lustrze miała perfekcyjny makijaż, wydatne usta, długie blond włosy upięte w stylowy kok odsłaniający smukłą szyję. Można było jej zazdrościć urody i wystawnego życia, ale ona wiele by oddała, żeby móc swoje życie zmienić.

Spuściłam wzrok i wbiłam go w marmurową podłogę, nie chciałam teraz się rozkleić, nie miałam już nikogo, kto mógłby mnie pocieszyć i dać mi wsparcie. Jedyna bliska mi w moim domu osoba opuściła mnie rok temu, a teraz odeszła także moja babcia. Wzięłam się w garść, jeszcze chwilę nacieszyłam się swobodą oddychania, a potem z powrotem zawiązałam błękitną kokardę sukni. Wyszłam z łazienki i ruszyłam długim korytarzem przed siebie, ale już po chwili zorientowałam się, że nie mam pojęcia, gdzie jestem. Przyprowadził mnie tu ktoś z obsługi imprezy, szłam pogrążona w myślach i teraz nie wiedziałam, które drzwi wybrać. Ten dom był tak wielki, że zupełnie się zgubiłam. Impreza odbywała się na dole, słyszałam ją, ale nie mogłam się odnaleźć wśród labiryntu korytarzy i drzwi. W końcu usłyszałam czyjeś przytłumione głosy i śmiech, więc z ulgą skierowałam się w kierunku, z którego dochodziły. Na końcu małego korytarza, do którego skręciłam, moim oczom ukazała zabawiająca się para. Stanęłam jak sparaliżowana. Dziewczyna stała pod ścianą z zadartą sukienką, podtrzymywana przez faceta, który naprawdę ostro, niemal brutalnie ją posuwał. Ona jęczała z zamkniętymi oczami, a on szybko i mocno poruszał biodrami, trzymając ją za pośladki. W końcu jakby wyczuł, że ktoś na niego patrzy, odwrócił się w moją stronę, a ja poczułam się tak, jakby ktoś kopnął mnie w żołądek. To był on. Borys. Mężczyzna, któremu miałam być oddana. Patrząc na mnie zamglonym wzrokiem, uśmiechnął się arogancko i powiedział tylko:

– Ty będziesz następna, słońce.

Zrobiło mi się niedobrze i naprawdę myślałam, że zwymiotuję. Złapałam dół sukni i zaczęłam biec. Pędziłam długim korytarzem, aż wreszcie znalazłam schody. Zbiegłam nimi prosto do drzwi frontowych. Mimo że zaczynało się lato, ta noc była wyjątkowo chłodna. Poczułam, jak moje nagie ramiona owiewa zimny wiatr, a w twarz zacina ostry deszcz. Podbiegłam do taksówki, która właśnie wjechała na podjazd, a kiedy wysiadła z niej elegancko wyglądająca starsza para, weszłam do środka i podałam adres.

Kiedy dotarłam do domu, od razu wbiegłam na górę do swojego pokoju, szybko zrzuciłam z siebie niewygodną, mokrą suknię i się przebrałam. Wyciągnęłam torbę podróżną, wrzuciłam do niej kilka najpotrzebniejszych rzeczy i dokumentów, zabrałam swoje oszczędności i zbiegłam na dół. Po cichu weszłam do pokoju naszej gosposi i obudziłam ją, delikatnie potrząsając jej ramieniem.

– Chryste panie, Kornelio, co się stało? – Usiadła w swoim łóżku i spojrzała na mnie wystraszona. Z moich włosów kapała woda, makijaż spływał mi z twarzy i musiałam wyglądać jak siedem nieszczęść.

– Zosiu, musisz mi pomóc. Dłużej tego nie wytrzymam – powiedziałam, a ona pokiwała głową.

– Wyjeżdżasz? – spytała, zerkając na podłogę, gdzie stała moja torba.

– Tak.

– Najwyższa pora, dziecko, twoja siostra też uciekła i wcale się wam nie dziwię. Ileż można znieść w takiej złotej klatce? – Na wspomnienie siostry aż ścisnęło mi się serce. Była dwa lata starsza ode mnie, a rok temu wyjechała do Anglii. Wtedy poczułam się zdradzona, opuszczona, a teraz tak bardzo ją rozumiałam. – Jak mogę ci pomóc? – zapytała Zofia.

– To, co dla mnie niedawno ukryłaś…

– Zajmę się tym i prześlę tak, żeby nikt nigdy się nie dowiedział. Jedziesz tam, gdzie myślę, że jedziesz? – Skinęłam głową i mocno ją przytuliłam. W tym domu była dla mnie jedynym wsparciem i osobą, na którą mogła liczyć.

– Nie powiesz im? – zapytałam, choć znałam odpowiedź.

– Wiesz, że nie.

Wiedziałam. Przytuliłam ją jeszcze raz i wyciągnęłam w jej stronę kilka banknotów.

– To na przesyłkę, może być droga.

– Zatrzymaj je – powiedziała, odsuwając moją dłoń. – No dalej, nie obrażaj mnie dziecko. Powodzenia i… nie wracaj. Tutaj nigdy nic się nie zmieni. Pora, żebyś znalazła swoją drogę i samą siebie – jeszcze raz szybko ją przytuliłam i wybiegłam na zewnątrz, gdzie czekała taksówka. Z nieba lało jak z cebra, kierowca włożył moją torbę do bagażnika, a ja przemoczona i przemarznięta wsiadłam do samochodu. Na dworcu kupiłam pierwszy wolny bilet do Ustronia i nie oglądając się za siebie, z lękiem, ale także z wielką ulgą opuściłam szarą i duszną Warszawę.

Rozdział 2

Aleks

W ciemnej sali rozbłysły reflektory i ostre światło jednego z nich skierowało się prosto na mnie. Przez chwilę stałem oślepiony, a kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do jasności, zaczęły się włączać kolejne reflektory i publiczność wydała z siebie zbiorowy ryk. Ekscytacja, podniecenie i radość – wszystkie te emocje wybuchły wraz z ich okrzykami i niemal się we mnie wtopiły, pokrywając całe ciało gęsią skórką. Poczułem, jak uderza we mnie fala energii, adrenaliny i czystego szczęścia. Na chwilę zamknąłem oczy, uniosłem głowę i opuściłem ręce, żeby napawać się atmosferą hali koncertowej, która jak zawsze była wypełniona po brzegi. Kochałem występy, kochałem mój zespół, muzykę i wszystko to, co działo się na scenie. Tutaj moje żyły wypełniała czysta ekstaza, na scenie, przed mikrofonem wiedziałem, kim jestem i czego chcę, gorzej było, kiedy haj ulatniał się po występie, a ja czułem się tak, jakbym nigdzie nie pasował i zatracił sens wszystkiego.

Otworzyłem oczy, spojrzałem na publiczność i uśmiechnąłem się. Złapałem gitarę, która do teraz zwisała przewieszona przez moje ramię i pieszczotliwie przesunąłem opuszkami palców po strunach, wydając z instrumentu pierwsze dźwięki. Publiczność ryknęła jeszcze głośniej, słyszałem histeryczne krzyki dziewczyn, tłum zafalował, a ja bez zbędnych słów zacząłem po prostu śpiewać. Elektryczna gitara wydawała zmysłowe dźwięki, które pulsowały w mojej krwi, zespół za mną płynnie włączył się do gry, a ja śpiewałem, czując każde słowo i każdą nutę, którą tworzyłem.

Muzyka była moją pasją, moim narkotykiem i moim życiem, dostarczała mi endorfin i wyzwalała we mnie euforię. Byłem od niej uzależniony. Kochałem patrzeć na tłum ludzi poruszających się w jej takt, na to, jak spijają słowa z moich ust, jak śpiewają teksty, których byłem autorem, jak pozwalają, żeby moja kompozycja nimi zawładnęła… To wszystko dawało mi moc i strasznie mnie kręciło.

Kiedy dotarłem do refrenu, zamilkłem, żeby wysłuchać, jak wypełniona po brzegi hala skanduje słowa mojej piosenki. Otuliła mnie fala elektrycznej energii, tłum dostarczał mi mocy i sprawiał, że czułem się jak młody bóg. Znowu zacząłem śpiewać, docierały do mnie pojedyncze krzyki dziewczyn, wyznania miłości, prośby o pozwolenie, żeby wejść na scenę. Wiedziałem, że mogłem mieć każdą z tych dziewczyn na skinienie palca, wystarczyłoby jedno słowo, jedno spojrzenie… tylko że to już przestało smakować, przestało mnie kręcić.

Graliśmy, dając z siebie wszystko. Ciężko pracowaliśmy na to, żeby dotrzeć na sam szczyt, a teraz, kiedy już na nim byliśmy, nie mieliśmy zamiaru obniżać lotów. Byłem nabuzowany i czułem się po prostu zajebiście, wiedziałem jednak, że kiedy skończy się koncert, energia, którą czerpałem z występu zniknie, a jej miejsce zastąpi dziwne poczucie apatii i niemocy, które od jakiegoś czasu dręczyły mnie i osłabiały.

Po skończonym koncercie urządziliśmy razem z chłopakami z zespołu after party. To było już niemal tradycją: tłum chętnych dziewczyn, które omdlewały na nasz widok, ekipa obsługująca koncert – zawsze znaleźli się ludzie gotowi na dziką imprezę. To był siódmy koncert w tym tygodniu, a ja, mimo że fizycznie czułem się jak wyżęta szmata, psychicznie wciąż byłem naładowany energią, którą musiałem jakoś uwolnić. Menadżerka wciąż powtarzała, że mamy teraz swoją chwilę i musimy ją na maksa wykorzystać. Więc wykorzystywaliśmy. Nagrywaliśmy płyty, graliśmy koncerty i dawaliśmy występy na imprezach dla celebrytów, zgarnialiśmy gruby szmal i wiedliśmy dzikie życie, takie, o którym można by było potem czytać w kolorowych magazynach plotkarskich. Byliśmy na topie i szliśmy za uderzeniem, a ja osiągnąłem wszystko, czego chciałem… Tylko dlaczego czułem, że w tym całym chaosie i tłumie jest pusto i jestem tu sam?

Impreza w hotelowym apartamencie trwała w najlepsze. Morze alkoholu, muzyka, żarcie zamówione przez telefon i panienki, które wyczekiwały nas na tyłach hali koncertowej. Czego więcej trzeba było do szczęścia? Chłopcy z zespołu bawili się świetnie, oblegani przez wianuszek wpatrzonych w nich kobiet, za to ja czułem się rozdrażniony i znudzony. Nie miałem ochoty na puste i powierzchowne gadki, chciałem po prostu napić się zimnego piwa i włączyć reset.

Chwilę pogadałem z Sebkiem – perkusistą zespołu, otworzyłem kolejne piwo i lawirując między bawiącymi się ludźmi, skierowałem się w stronę ogromnej sofy, na której siedziało już kilka osób. Musiałem chwilę odsapnąć. Usiadłem wygodnie, odchyliłem głowę na oparcie i przymknąłem na chwilę oczy. Wtedy poczułem, że ktoś siada obok mnie, a potem usłyszałem kobiecy głos.

– Zmęczony? Robię świetny masaż…

Otworzyłem oczy i spojrzałem na dziewczynę, która od razu zaczęła wodzić dłońmi po tatuażach na moich bicepsach. Była niebrzydka i zdecydowanie chętna na bliższą znajomość, ale jej nachalność mnie zirytowała. Kątem oka zauważyłem, że gość siedzący na drugim końcu kanapy wyciąga kilka małych woreczków i z jednego wysypuje na szklany stolik biały proszek, chwilę formuje go kartą w długą, cienką kreskę, po czym zaczyna go wciągać. Ten widok podziałał nam mnie jak czerwona płachta na byka. Ostatnich kilka miesięcy prasa czepiła się naszego imprezowego stylu życia i za sprawą fałszywych oskarżeń fanek, zdjęć i komentarzy wyjętych z kontekstu, nasz zespół zyskał złą reputację. Media karmiły się plotkami o nas, płacono naszym groupies za wyssane z palca, przesadzone opowiastki o dzikim stylu życia, orgiach seksualnych i koksie na śniadanie, przez co musieliśmy bardziej uważać na to, co się wokół nas dzieje. Wiedziałem, że gdyby Sara, nasza menadżerka, dowiedziała się, że na tej imprezie były narkotyki, wściekłaby się, bo mimo że potrafiliśmy rozkręcać imprezy, które czasem wymykały się spod kontroli, to żaden z nas nie brał tego świństwa.

– Hej, koleś, to nie sex, drugs and rock’n’roll, tylko póki co sam rock’n’roll, a my nie ćpamy, więc zabierz stąd to gówno i wypierdalaj w podskokach – warknąłem na koksa z ogoloną głową, a ten tylko spojrzał na mnie i wstał.

– A ty się odpierdol od mojej dziewczyny – powiedział, stając nade mną, po czym splunął na podłogę. Spojrzałem na laskę obok, która wciąż się do mnie lepiła i odsunąłem ją od siebie.

– Po pierwsze nie wiedziałem, że to czyjaś dziewczyna, a po drugie, to raczej ona przystawia się do mnie, nie na odwrót. – Dziewczyna wciąż siedziała tuż obok i patrzyła to na mnie, to na łysego, jakby nie mogąc się zdecydować, po której stronie stanąć.

– A co? Niewystarczająco piękna dla wielce szanownego pana? – Koks poczerwieniał, a ja zacząłem w myślach liczyć do dziecięciu, bo koleś przeginał i naprawdę działał mi na nerwy.

– Posłuchaj, stary, tak jak ci już powiedziałem, na naszych imprezach nie ma miejsca na narkotyki, więc spakuj swoje woreczki, zabierz swoją dziewczynę i spadajcie.

– Sam spadaj, ja tu mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Nie próbuj mi sadzić kitu, że nikt tutaj nie będzie chciał kupić towaru pierwszej klasy – odpowiedział lekceważąco i wrócił do stolika, schylając się po otwarty woreczek.

– Hej, nie rozumiesz co do ciebie mówię?! Nie będziesz tu handlował tym gównem! To nie melina, wypierdalaj! – Gniew zalał moje ciało i znów poczułem przypływ adrenaliny. Wstałem z sofy i podszedłem do kolesia, nim zdążył złapać woreczek. Chwyciłem go i wysypałem jego zawartość prosto na podłogę.

– Ty pojebie! Wiesz, ile to kosztuje? Teraz wisisz mi kilka stów! – Mięśniak ryknął, jak dzikie zwierzę, zgarnął ze stołu resztę towaru i wcisnął do kieszeni spodni, po czym zamachnął się, próbując mnie uderzyć. Uchyliłem się, cofnąłem o krok i błyskawicznie go oceniłem. Był przypakowany, ale niższy ode mnie o głowę i z tego, co zdążyłem zauważyć, nie należał do najszybszych i najbardziej gibkich. Nie miałem zamiaru się bić, ale kiedy zamierzył się na mnie po raz kolejny i jeszcze raz, zablokowałem jego cios i z pięści walnąłem go prosto w nos. Mój okazał się celny i mocny. Gościa odrzuciło, a z nosa poleciała mu krew. Zaczął przeklinać, a jego dziewczyna piszczeć. Rudowłosa, okazując nagłą lojalność, podskoczyła do niego i złapała go za ramię, a on ze wściekłością odepchnął ją od siebie tak, że upadła na stolik, uderzając skronią w szklany blat.

– Pojebało cię? – krzyknął jakiś facet, którego kojarzyłem z obsługi koncertu, skoczył na równe nogi i odepchnął koksa od dziewczyny, a wtedy łysy rzucił się na niego.

Doskoczyłem do obu, próbując ich rozdzielić. Na pomoc przybiegli chłopcy z zespołu, wokół zebrała się już spora grupka ludzi, którzy robili zdjęcia i nagrania telefonami. Łysy pienił się, krzyczał, kopał i rozdawał ciosy na oślep, a my próbowaliśmy go spacyfikować i unieszkodliwić bez obijania mu mordy. Dziewczyna, widząc, że jej chłopak wpakował się w tarapaty, z zakrwawioną twarzą wybiegła z apartamentu i po kilku minutach wróciła z ochroną hotelu. Rozpętała się prawdziwa gównoburza. Mięśniak z dziewczyną rzucali się i pluli wyzwiskami, kiedy ochrona wyprowadzała tę piekielną parkę na zewnątrz. Ludzie nie przestawali wszystkiego rejestrować, a jeden z ochroniarzy podejrzliwym wzrokiem spojrzał na posypaną białym proszkiem podłogę i pusty woreczek.

Już wiedziałem, że czeka nas sporo tłumaczenia i ban na kolejny hotel. Zdążyłem jeszcze pomyśleć o tym, że nie ominie nas też atak wściekłości naszej menadżerki, kiedy przez otwarte okna usłyszałem syrenę policyjną. Wspaniale, teraz już miałem pewność, że mamy przejebane.

Po przyjeździe policji towarzystwo zaczęło tłumnie napierać na drzwi wyjściowe i rozeszło się w zadziwiająco szybkim tempie. Korzystając z zamieszania, jakie wywołały policyjne syreny i tłum rzucający się do ucieczki, złapałem woreczek leżący na stole i wyrzuciłem przez okno. Resztkę rozsypanego proszku wytarłem kawałkiem leżącej obok pizzy i także wyrzuciłem na ulicę, mając nadzieję, że owe fruwające delicje nie wylądują na głowie któregoś z policjantów. Kiedy dwóch mundurowych dotarło do apartamentu, w środku byliśmy już tylko my – Sebek, Mati i Piotrek. Złożyliśmy zeznania, dziewczynę zabrała karetka, a osiłka policja. Kiedy funkcjonariusze opuścili apartament, pouczając nas i wlepiając niebotycznej sumy mandat za naruszanie ciszy nocnej, wymienił ich menadżer hotelu, który po wejściu do środka spurpurowiał na twarzy. Wiedziałem, że to miejsce wyglądało jak chlew, ale nie miałem siły na potyczki słowne, więc wcisnąłem mu w rękę plik gotówki i wyjaśniłem, że to na pokrycie jakichkolwiek szkód i że jutro jeszcze się dogadamy. Spojrzał na kasę, ale wyraz jego twarzy się nie zmienił. Kiwnął tylko głową i nie powiedział ani jednego słowa, na co odetchnąłem z ulgą. Tego wieczoru naprawdę nie miałem ochoty już z nikim się użerać. W tej chwili nie zazdrościłem jutrzejszego dnia naszej menadżerce… i zdecydowanie nie zazdrościłem go nam.

* * *

Luksusowy apartament wyglądał jak pobojowisko. Podłoga usłana była butelkami po alkoholu, plastikowymi kubkami i opakowaniami żarcia na wynos. Obok, na sofie leżało wielkie cielsko chrapiącego Mateusza, Piotrek spał na podłodze, tuląc do siebie swoją skórzaną kurtkę, a Sebek na siedząco, w fotelu. Nieźle, kurwa, impreza pierwsza klasa. To był genialny pomysł, żeby po koncercie przyprowadzić ze sobą tłumy obcych ludzi. Wczorajsza noc była… interesująca i mogłem śmiało stwierdzić, że mieliśmy masę szczęścia, nie lądując na dołku.

Wstałem z sofy, trzymając się za głowę, i potknąłem się o Piotrka, który leżał na podłodze wyłożonej zamszowymi poduchami z sofy.

– Co jest, kurwa? – wrzasnął, usiadł i spojrzał na mnie nieprzytomnie.

– Ale mnie pogięło! – wymamrotał Sebek, siadając prosto w fotelu i masując sobie szerokie karczycho.

– Na wypadek, gdybyś nie wiedział, ciebie już dawno pogięło – rzucił Mati, przewracając się na mniejszej sofie, która stała obok. Pociągnąłem go za ramię, a on padł na podłogę z głośnym hukiem.

– Kurwa, ciszej… głowa mi pęka – wyjęczał Piotrek.

– Ciesz, że nie spadłem na ciebie. – Mateusz usiadł i zaczął rozcierać obity łokieć, po czym spojrzał na mnie.

– Za co???

– Bo to był twój pomysł, żeby pozwolić tym wszystkim ludziom zwalić się tu na imprezę – powiedziałem i poszedłem w stronę kuchni, próbując nie potknąć się o którąś z butelek. Wyciągnąłem z lodówki zimny sok i napiłem się chciwie, wzdychając z przyjemnością.

– Weź się tam nie onanizuj tym sokiem i kopsnij mi coś do picia – rzucił Mati, próbując przekrzyczeć huczący na cały regulator telewizor.

– Podnieś dupsko i sam sobie weź, ja tutaj robię sobie dobrze – odpowiedziałem i dopiłem sok do końca.

– Czy ktoś może, do chuja, ściszyć ten telewizor? – Piotrek trzymał się za blond łeb, który teraz przypominał fryzurę Einsteina.

– Jak ci przeszkadza, to znajdź sobie pilota i go ścisz – poinstruowałem, choć mnie też wkurzały, a raczej bolały, dźwięki wydostające się z ogromnego ekranu. W tej chwili każda decybela mogłaby mi rozłupać czaszkę na pół. Mateusz, jęcząc, że umiera, dowlókł swoje dupsko do lodówki i wyciągnął z niej trzy butelki wody, po czym rzucił w stronę chłopaków.

– Nie zapomnijcie, że tą oto wodą dziś uratowałem wam życie – powiedział, zanim otworzył i opróżnił swoją butelkę.

– Jezu, dlaczego myśmy tyle wypili? – jęknąłem, szukając w swoich rzeczach tabletek na ból głowy i od razu połykając dwie.

– Bo było – skwitował Sebek.

– Bo jesteś sławnym rockmanem i prowadzisz życie na krawędzi – przypomniał usłużnie Mati, wyrywając mi z ręki opakowanie. – Tym się z nami podzielisz – dodał, po czym też podobnie jak ja połknął dwie tabletki i odrzucił pudełko chłopakom. – No i wczoraj po przeprawie z koksem, policją i ochroną potrzebowaliśmy czegoś na zapomnienie – spuentował, a ja poczułem, jak wspomnienia z wczorajszego wieczora oblewają mnie nieprzyjemną falą chłodu, od której niemal wytrzeźwiałem.

– Musiałeś przypominać? – Walnąłem się ręką w czoło i od razu tego pożałowałem, bo poczułem, jakby naprawdę pękała mi czaszka. – Chłopaki, nie wiem, czy my ostatnio nie schodzimy na psy, coraz gorsze towarzystwo się za nami ciągnie. Przecież ten łysol wczoraj to była czysta porażka. Nie jesteśmy święci, wiem, często i ostro imprezujemy, ale handlarze narkotyków na naszej bibie to już porządna przesada. Mam niemiłe wrażenie, że wczorajsza noc będzie miała poważniejsze skutki.

– Ty, Aleks, ty to chyba jakimś jasnowidzem jesteś – powiedział Mati grzebiąc w telefonie. – Zobaczcie tylko, co nasz przyjaciel koks odwala.

Wszyscy jak jeden podeszliśmy do niego i spojrzeliśmy na ekran jego telefonu. Widok obitej gęby mięśniaka, który wczoraj dostał ode mnie z pięści, i jego dziewczyny, wiszącej na jego ramieniu z przesadnie zatroskaną miną, skutecznie przyciągnął moją uwagę. Na dolnym pasku wyświetlała się informacja: „Rocker Project skandal. Pobicie i narkotyki” Zakląłem pod nosem i sprawdziłem swój telefon, na którym już teraz była masa powiadomień, pytań i linków do filmików na YouTube, w których było widać, jak walę łysego w mordę. Internet wręcz kipiał od nieprawdziwych informacji, pomówień i hejtu skierowanego w naszą stronę.

„Wczoraj zostaliśmy oboje zaatakowani przez członka zespołu. Uważamy, że osoby, które są sławne i bogate, nie powinny być traktowane w specjalny sposób tylko ze względu na swój status”. – Mati czytał na głos wypociny, które na swoim Instagramie udostępnił koks. Jak się okazało, był trenerem personalnym, a jego panienka jakąś instagramową influencerką z całkiem niezłymi zasięgami. Wystarczyło kilka postów i storek, żeby Internet zrobił się gorący od plotek na nasz temat. Teraz byłem już pewien, że Sara nas zabije.

Przeglądałem swoje konta społecznościowe, na których były setki powiadomień. Komentarze pełne hejtu, ale także takie, które zaciekle nas broniły, typowa medialna gównoburza, coś, co ludzie kochali. Mati przeczytał nam jeszcze jeden fragment z postów i wypowiedzi Koksa: „Każdy powinien ponieść konsekwencje za krzywdę wyrządzoną innym. Dlatego będziemy żądali od zespołu odszkodowania za uszczerbek psychiczny i fizyczny na zdrowiu”.

– Ja pierdolę! – zaklął Seba. – Co ta ciota pierzy? Ej, Aleks, może mu uszkodziłeś mózg? Ciekawe kto pisał im scenariusz do tego przemówienia, bo koks używa zbyt mądrych jak dla niego słów. Pewnie podłapał go pierwszy lepszy sęp po szkole prawniczej, czując, że z tego może być jakaś kasa, i podpowiada im co robić.

– Nie uda się im nic od nas wyciągnąć – powiedział Piotrek, który właśnie oglądał coś na swoim telefonie. – Na YouTubie jest pełno filmików z całym wydarzeniem, widać, że Aleks się bronił, a panienka upadła i uderzyła się o stół dzięki swojemu kochasiowi, a nie z winy Aleksa.

– No to po sprawie – ponownie odezwał się Seba, który z nas wszystkich przeważnie najmniej się wszystkim przejmował.

– Niezupełnie… – Piotrek zawiesił głos w taki sposób, że wszyscy spojrzeliśmy na niego w oczekiwaniu. – Niestety na tych filmikach ewidentnie widać, że pod stołem są rozsypane dragi, a woreczek nie wygląda na jednoznacznie pusty. Socjale aż płoną od newsów, że na naszej imprezie były narkotyki. Wszystko zostało poudostępniane, otagowane i rozdmuchane do monstrualnych rozmiarów. Za chwilę prasa zacznie spekulować, który z nas jest uzależniony, czy ktoś został aresztowany i czy nie powinniśmy się trochę ogarnąć, nim nasz zespół się nie rozpadnie przez zbyt ostre jazdy.

– Mat, dzwoń do naszego prawnika – powiedziałem, próbując zachować spokój, choć te fałszywe oskarżenia i zarzuty sprawiły, że miałem ochotę przywalić pięścią w ścianę. Chłopacy patrzyli teraz na mnie w skupieniu. – Siadajcie.

– Obmyślimy plan, jak mu porządnie wpierdolić, żeby tym razem miał prawdziwy powód do skarg? – Seba wyszczerzył do mnie zęby w uśmiechu, ale usiadł na sofie.

– Jestem za – dodał Piotrek, a Mati z uśmiechem pokiwał głową.

– Jego już życie bije, my nie musimy – powiedziałem i także usiadłem. Nigdy nie byłem agresywny i nie używałem przemocy, a wczorajszy wieczór był po prostu pechowy.

– Przez tych zjebów paparazzi już w ogóle nie dadzą nam spokoju. Przecież socjale aż pękają od plotek na nasz temat. – Sebastian się skrzywił.

– A do tego już teraz mamy na pieńku z Sarą, bo obiecaliśmy jej, że niczego głupiego już nie odwalimy, tymczasem znaleźliśmy się w sytuacji, w której zespół znowu obrzucają gównem. – Przeczesałem włosy rękoma i próbowałem się zastanowić, co zrobić. – Mati, masz numer tego prawnika? – zapytałem, a on stuknął kilka razy w telefon i pokiwał głową.

– Myślisz, że będą chcieli zaciągnąć cię do sądu? – zapytał.

– Nie dojdzie do tego, przecież wszystko widać na tych filmikach, koleś mnie atakuje, ja się bronię, on odpycha dziewczynę, ona uderza o stolik… nic na mnie nie mają – powiedziałem, ale i tak czułem się winny, bo nic z tego by się nie wydarzyło, gdybym od razu wezwał ochronę, zamiast osobiście się szarpać z dilerem. Może faktycznie nasze imprezy zaczęły schodzić na psy i nadszedł czas, żeby to wszystko jakoś ogarnąć?

– Mam nadzieję, że już nie śpicie! – Najpierw usłyszeliśmy wołanie, a potem głośne pukanie do drzwi.

Kochaliśmy Sarę i jednocześnie baliśmy się jej. Potrafiła nas pocieszać i zagrzewać do walki, kiedy byliśmy na początku naszej kariery, ale umiała też ścisnąć nas za jaja i sprowadzić na ziemię, kiedy za bardzo nam odbijało. To dzięki niej byliśmy teraz na szczycie, to ona nas odkryła, to ona nami pokierowała i dzięki swoim licznym i wpływowym kontaktom pomogła nam osiągnąć sukces. Wiele jej zawdzięczaliśmy i zawsze trochę przed nią drżeliśmy, choć była z nas wszystkich najmłodsza.

Sebek jako pierwszy zeskoczył ze swojego fotela i podszedł do drzwi, żeby jej otworzyć. Sara, wraz z naszym prawnikiem, do którego właśnie mieliśmy dzwonić, weszła do apartamentu, zamknęła za sobą drzwi i wtedy jeszcze głośniej krzyknęła:

– Czy was już totalnie pogrzało?! Ja pierdolę, chłopaki! – Spuściliśmy tylko głowy. – Ja rozumiem, że mężczyźni będą mężczyznami, rozumiem, że mogła wam trochę odbić palma, rozumiem też, że jesteście rockmanami i dzikie imprezy są wpisane w wasze DNA, ale mordobicie, policja i narkotyki? Serio?! – Drobna, śliczna brunetka stała teraz przed nami, a jej orzechowe oczy ciskały gromy. Obie ręce podparte na biodrach pokazywały, kto w tej sytuacji jest bossem i jakie ma do nas nastawienie. Była wściekła jak nigdy.

– My chcieliśmy to wszystko tylko ogarnąć, poskromić i wywalić z naszej imprezy tego dilera! A że poszło nie tak… – Sebastian stanął w mojej obronie, bo nagle zapomniałem języka w gębie. Nie miałem problemu, by powalić na glebę dilującego byczka, a nie potrafiłem się odezwać przy wrzeszczącej niewieście, która ważyła mniej niż moja torba podróżna.

– Wy w ogóle nie powinniście kogoś takiego wpuszczać na waszą imprezę! – krzyknęła znowu Sara. – Zawsze myślałam, że jesteście niegłupi, pracowici i że zależy wam na tym, co robicie. Teraz zaczynam w to wątpić! To już trzeci skandal w tym miesiącu! Niedługo nie będziecie mieli się już gdzie zatrzymać w trasie koncertowej, bo każdy hotel, w którym spędzacie noc, daje wam bana! Rachunki za zniszczenia po dzikich imprezach napływają jak lawina i nie mówię tylko o hotelach, ale także o barach i klubach, w których balujecie. Do tego media zrozumiały, że historyjki, które stawiają was w złym świetle, sprzedają się najlepiej i teraz jest nagonka na cały zespół. Wszyscy wieszają na was psy, dogrzebują się szkieletów w szafie i mieszają was z błotem!

– Ale przecież zawsze mówiłaś, że nieważne, co mówią o naszym zespole, za to istotne, że nie mylą nazwy – wtrącił się Piotrek, a Sara rzuciła mu takie spojrzenie, że od razu spuścił po sobie uszy.

– Piotrek, nie pierdol! – zaklęła szpetnie, co robiła tylko wtedy, kiedy była wkurwiona do granic możliwości. – Rozgłos jest ważny, ale potrzeba równowagi. Krytyka, pochwała, krytyka, pochwała albo najlepiej kilka pochwał. Na razie jednak wszyscy się skupili na ciemniejszej stronie księżyca, bo ta przynosi więcej kasy. Jeśli media będą huczeć o tym, że wasze imprezy nadziewane są narkotykami, a w przerwach między chlaniem bijecie kobiety i jesteście pacyfikowani przez policję, to to naprawdę nie pomoże waszej karierze. – Podniosła rękę, zatrzymując Piotrka w pół słowa. – Wiem, co chcesz powiedzieć. Wy nie ćpacie i nie bijecie kobiet, macie na to dowód, ale wiecie, ile procent z tych ludzi, którzy widzą niepochlebne wzmianki o zespole, będzie miało ochotę sprawdzić, jak wiarygodne były te informacje? Wiecie?! – krzyknęła i spojrzała po nas, a my tylko pokręciliśmy głowami. – No właśnie, nie wiecie, a sprawdzą to tylko wasi najwierniejsi fani i może jeszcze wasi rodzice.

Zakląłem w duchu. Moi rodzice byli ze mnie dumni i tak cholernie we mnie wpatrzeni, a ja z miesiąca na miesiąc odpierdalałem coraz większe jazdy i zgarniałem coraz gorszy feedback. Dopadły mnie wyrzuty sumienia i dopiero teraz zaczęła do mnie docierać rzeczywistość tego, jakie konsekwencje ta medialna burza może mieć nie tylko dla zespołu, ale i dla naszych rodzin. Wszyscy pochodziliśmy z niewielkiej, górskiej miejscowości, która była niesamowicie piękna, ale zabita deskami i w niektórych kwestiach światopoglądowych jej mieszkańcy wciąż pozostawali w średniowieczu. Wszyscy jednak mieli Internet i na dodatek uwielbiali plotkować. Moi rodzice pewnie teraz byli bombardowani telefonami i wiadomościami, być może nawet ich dom był oblegany przez hordę spragnionych krwi reporterów. Obiecałem sobie, że jak tylko Sara sobie ulży i zwyzywa nas już od bezmózgich patafianów, zadzwonię do mamy i spytam, jak się ma.

Czekaliśmy w ciszy na kolejne wrzaski i przytyki, ale nie doczekaliśmy się. Spojrzałem na naszą menadżerkę i poczułem jeszcze większe wyrzuty sumienia. Dziewczyna westchnęła głośno i z rezygnacją. Widziałem, że jej bojowy duch ją opuścił, ramiona opadły, a ona jakby skurczyła się sama w sobie. Ze wzrokiem wbitym w podłogę, odgarniając na swojej drodze butelki i kartony po pizzy, zrezygnowanym krokiem podeszła do sofy i usiadła, upewniając się najpierw, że nie ma na niej nic, do czego mogłaby się przykleić. Milczący do tej pory prawnik, nadal nie powiedział ani słowa, ale podszedł do sofy i stanął z boku, sprawdzając coś w telefonie i co chwilę krzywiąc twarz w grymasie niezadowolenia. Nie było ciężko odgadnąć, co czytał.

– Wiecie – powiedziała Sara po dłuższej chwili, która zaczęła już dzwonić mi w uszach – ja was wszystkich naprawdę kocham, chłopaki. – Zmierzyła nas wzrokiem, zatrzymując spojrzenie na Sebastianie o kilka sekund dłużej – i naprawdę inwestowałam w was masę czasu i pracy – kontynuowała spokojnym, ale też jakby zrezygnowanym głosem – tylko, że w chwilach takich jak ta… zaczyna brakować mi sił i energii. Zrozumcie! Ja was reprezentuję! Jesteście moją wizytówką, a ja jestem waszą. Jeśli inni zaczną mnie kojarzyć z zespołem, który jest owiany złą sławą, stracę autorytet, ludzie przestaną mnie szanować i pomyślą, że nie mam już siły przebicia i zrobiłam się słaba. A ja w mojej pracy muszę się wykazywać siłą, zaradnością, charyzmą. Tymczasem wasze wybryki udowadniają, że całkowicie straciłam nad wami kontrolę. Kocham was, ale mam też innych klientów. To wy jesteście moim priorytetem… muszę jednak też czasem pomyśleć o sobie. Chyba już nie mam tyle pary co na początku. Nie macie pojęcia, jak wyczerpująca jest moja praca. Ogarniam dla was dosłownie wszystko: zaczynając od organizowania koncertów i wywiadów, poprzez wynajmowania studio na nagrania, a kończąc na zamawianiu wam kanapek, kiedy jesteście w trasie i marudzicie. A co mam w zamian? Złamane obietnice, brak szacunku i kolejną medialną gównoburzę, z którą muszę sobie teraz radzić. Nie jestem pewna, czy wciąż tego chcę.

– Co ty próbujesz nam powiedzieć? Chyba nie masz zamiaru nas opuścić? – Sebek usiadł obok niej i złapał jej dłoń w swoją, a Sara wyprostowała się i próbowała wyrwać rękę z jego uścisku. Znowu milczała, głęboko pogrążona w swoich myślach.

– Potrzebuję przerwy. Od całego tego gówna, od telefonów, od wywiadów i także od was – sapnęła, a ja poczułem się tak, jakby ktoś kopnął mnie w brzuch.

Sara nie mogła opuścić Rocker Project! Była jedną z nas, częścią zespołu i tylko dzięki niej działaliśmy jak dobrze naoliwiona maszyna. Bez niej bylibyśmy zgubieni. Po minach chłopaków poznałem, że musieli myśleć podobnie jak ja, bo byli nie tylko zaskoczeni, ale też spanikowani i wyglądali na zagubionych.

– Sarka, no nie strasz ty nas, my zrozumieliśmy już swój błąd i przysięgamy, że się ogarniemy, prawda, chłopaki? – Sebastian wreszcie ją puścił, położył dłonie na swojej szerokiej klacie i wyglądał teraz jak żywcem wycięty z plakatu z boys bandem. – Przecież my bez ciebie nawet dnia nie przeżyjemy, nie możesz nas zostawić! – Sara znowu była cicho, a my patrzeliśmy na nią z wyczekiwaniem, strachem i nadzieją. Dopiero teraz przyjrzałem się jej dokładnie i zauważyłem, że rzeczywiście wyglądała na zmęczoną, wręcz wyczerpaną. Nienaganny makijaż, starannie ułożone włosy i sukienka z najwyższej półki, sprawiały, że prezentowała się idealnie, jednak nie dało się nie zauważyć, że jej spojrzenie było pozbawione blasku.

– Zrobimy wszystko! Wszystko co zechcesz! Tylko zostań – poprosiłem, a chłopacy entuzjastycznie pokiwali głowami. Spojrzała na mnie w skupieniu, jej twarz była poważna i zmęczona.

– Wszystko? – zapytała, przenosząc wzrok ze mnie na chłopaków.

– Absolutnie wszystko! – zapewniliśmy.

– To będziecie musieli wypić to piwo, którego sobie nawarzyliście – westchnęła tak, jakby się poddawała. – I ogarniecie się! Przestaniecie robić medialny syf! Zadbacie o swój wizerunek, zgrzeczniejecie… będzie trzeba zrobić coś, żeby przedstawić was z lepszej strony, jeszcze nie wiem, co, ale na pewno coś wymyślę. Udzielicie kilku wywiadów, żeby przedstawić wydarzenia zeszłej nocy ze swojej perspektywy. Prawnik wyjaśni wam, co możecie powiedzieć, a czego powinniście unikać. – Milczący mężczyzna, zdaje się, czekał, aż będziemy na niego gotowi. – Powiecie mu wszystko jak na spowiedzi, żebyśmy mogli przygotować się na każdy zarzut i żeby znowu nie dać pożywki tym sępom.

– Zgoda – powiedziałem, a chłopacy mi zawtórowali.

– I… będziecie musieli na chwilę zniknąć. Zaszyjecie się gdzieś, gdzie nie znajdą was żadni reporterzy ani paparazzi… kiedy nie będą mieli świeżych zdjęć i informacji, może chwilę pogrzebią w czymś starym, a potem odpuszczą i znajdą sobie inne ofiary.

– Mamy zniknąć? – spytałem, bo nie do końca zrozumiałem – A co z koncertami, wywiadami i nagraniami?

– Wszystko przełożę, odwołam, przeplanuję… Znikniecie… na jakiś czas. Ci, którzy uwierzą w to, że jesteście zakałą tego rodu, w tym czasie zdążą zapomnieć o waszych wyskokach i znajdą sobie kogoś innego do hejtowania, a wasi fani zatęsknią i zawalczą o wasze dobre imię. Jednym słowem, każdy wygrywa. A ja w tym czasie pomyślę, co dalej. I… tym razem niczego nie spieprzcie. Od teraz będziecie się trzymali moich zasad, zrobicie wszystko to, o co was poproszę. To wasza ostatnia szansa, bo jeszcze raz coś tak permanentnie spierdolicie, a powiemy sobie „do widzenia”

Rozdział 3

Kornelia