Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Droga stali i nadziei - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
4 marca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Najniższa cena z 30 dni: 10,90 zł

Droga stali i nadziei - ebook

Przed tobą rozciąga się Rubież, cholerne zadupie w pobliżu zniszczonej Samary i wypalonych orenburskich stepów. Nikt nie przejdzie, nikt nie przejedzie. O ile czasami nie nadbiegnie jakaś poczwara, która marzy o tym, żeby wbić w ciebie kły, pazury, kolce czy coś jeszcze gorszego, jesteś sam – we mgle, niepewny. W perspektywie masz zaś długie kilometry błotnistej, tchnącej śmiercią, wyłożonej przerdzewiałym żelastwem i kawałkami sinych ciał drogi, która wiedzie do Otradnego, miasta wbrew swej nazwie zupełnie pozbawionego radości.

Każdy ma swój własny cel, własną ścieżkę. Od tego, jak ją przejdziesz, zależy, kim lub czym się staniesz. A w świecie pełnym krwi i nienawiści nie możesz iść po swojemu i jednocześnie pozostać nieskalanym. Droga przez na wpół martwe światy zmienia każdego, pozostawiając blizny na ciele i duszy. Trudno się nie złamać pod naporem okoliczności, nie ugiąć pod uderzeniami wichrów losu. Dopiero gdy wędrówka będzie zmierzała ku końcowi i zdasz sprawdzian charakteru, zrozumiesz, kim jesteś i po co żyjesz. Jakiekolwiek przeszkody pojawią się na drodze, musisz pokonać je z honorem. I być może wtedy, już na końcu tej drogi stali, zaczniesz dostrzegać drżący miraż nadziei.

Uniwersum Metro 2033 to nie tylko trampolina dla początkujących, ale również wymagający czarny szlak dla doświadczonych. Zanim tu trafił, Dmitry Manasypow zdążył opublikować sześć gatunkowo różnych powieści. Droga stali i nadziei zadowoli każdego miłośnika adrenaliny i nagłych zwrotów akcji. Zapnijcie pasy! – Dmitry Glukhovsky

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66575-90-5
Rozmiar pliku: 2,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Nieco wcześniej

Za oknami, w ciemności, błocie i wietrze, podkradała się śmierć, na razie jeszcze nieśpiesznie i prawie niedosłyszalnie. Ania załkała, mocniej przytulając skuloną Lenoczkę, ścisnęła w wilgotnej dłoni pogrzebacz. Tam, w czerni, ledwie dostrzegalnie snuły się groza i ból.

Deszcz chlustał wodą w okna, bębnił, smagał je ciężkimi, grubymi strugami wody. Szyb do tych okien Miszka szukał wszędzie, niekiedy przepadając na pół dnia. Szyby… Zapragnął ich od razu po tym, jak się urządzili w dobrze zachowanym domku. Musieli tylko trochę go podłatać. „Żeby do środka zaglądało słońce, żeby ozłociło nasze życie… – Miszka z zadowoleniem uśmiechał się pod swoim rzadkim rudym wąsem. – …Niosło radość i nam, i Lenoczce”.

Lenoczka, córeczka, ich śliczna dziewczynka, bardzo lubiła świetliste zajączki wpadające z rzadka do izby, kiedy promykom słońca udało się przebić przez szarą zasłonę nieba. Uganiała się za nimi po miękko skrzypiących, starych deskach podłogi, łapała plamki rączkami. Miszka śmiał się, patrząc na nią, i nawet nieraz się przy tym rozchmurzył. Ania patrzyła na niego, takiego nieoczekiwanie kochanego, bliskiego, i cieszyła się w duchu.

Na co dzień bardzo często siedział zasępiony, nie dało się ukryć. Jednak ostatnio, gdy tylko do Cziszm dotarła pierwsza drezyna z Ufy… od prawej brwi w górę popełzła i wryła się głęboka, krzywa zmarszczka. Przecież na początku trzeba było zorganizować komunikację, potem do osady przybyły służby sanitarne. Miszka jednak nigdy nie ustępował. Nigdy i za nic w świecie.

Było o co się martwić. Długo nie mogli się zdecydować na ucieczkę z może i niezbyt dostatniej, ale przynajmniej bezpiecznej Nowej Ufy, chociaż tamtejszy spokój, wraz ze względnym dostatkiem powoli, ale wyraźnie dobiegały końca. Badanie lekarskie pięciolatka było obowiązkowe dla wszystkich. Ania płakała, głaskała córeczkę po miękkich pleckach, bała się każdego szelestu. Miszka, marszcząc brwi, starał się, jak mógł: nagromadził wszelkiego dobytku na wymianę, do gospodarstwa i rozpoczęcia życia od nowa, i uciekli.

Rodzinę przygarnęli kupcy ciągnący dużą karawaną na zachód, i tak dotarli do tej samej osady, do której kiedyś uciekł wujek Miszki. List od niego, napisany między wierszami na dwóch kartkach wydartych z jakiejś zupełnie pożółkłej książki, przyniósł Marat, zmęczony chłopczyna, kurier stale kursujący między Cziszmami a Demą. Za doręczenie dostał kawał hojnie solonej słoniny, westchnął, wzruszył ramionami i poszedł. Miszka się nawet uśmiechnął, patrząc na niego, i długo wyjaśniał Ani, czego i komu nie wolno spożywać i dlaczego mimo wszystko można, jeżeli pod dachem.

Tydzień wędrówki, nieustanne popychanie grzęznących w wiosennym błocie taczek i wózków z towarem. Wilgotny, cierpki smród niemytego ciała, okutanego w wytarty kombinezon ochronny, kląskająca, lepka ziemia na stareńkich woderach. Znużenie, znużenie i znużenie. Lenoczkę niosła na plecach, zawiniętą w starą pelerynę ochronną, którą Miszka zszył żyłką wędkarską i nadtapiając materiał, posklejał tam, gdzie się rozłaziła podziurawiona kulami, pazurami czy zębem czasu. Zapocone szkiełka masek przeciwgazowych, świszczący oddech sąsiadki, plecy męża, który w charakterze opłaty taszczył starą maszynę do szycia na żeliwnej podstawie. Ale w końcu dotarli.

Tak ich rodzina znalazła się w Cziszmach, dużej, okrzepłej osadzie, która jako jedna z pierwszych stanęła na nogach. Życie toczyło się swoim torem, tym bardziej że przez ostatnie pięć lat tło promieniowania nie było już takie silne. Tu nie noszono masek przeciwgazowych i piwnice już dawno zamieniły się z powrotem po prostu w piwnice. W mieście – owszem, w mieście położonym nad rzeką Biełą było promieniowanie, choć nie bardzo silne. Walili obok, w obwód orenburski, walili też po republice, po jakichś oddziałach Drugiej Armii. Ale o Ufę jedynie zahaczyli, dając ludziom szansę. Mówiono, że dalej w stronę Uralu lasy dawnego rezerwatu oberwały gęsto i żyć się tam zupełnie nie da.
Dla Ani wiele rzeczy nie miało znaczenia. Mało ją interesowało, co się dzieje w Biełoriecku, Sibaju czy Uczałach*. Urodziła się trzy lata po Wojnie, dorastała z ciotką i po prostu chciała żyć. Z mężem, dwa razy od niej starszym, i z córką, której teraz nie zbada żaden lekarz. To, że pod sukienką rośnie Lenoczce jasna, jedwabista sierść, ani Miszce, ani jej samej nie przeszkadzało kochać ją nad życie. Ale po pierwszej drezynie były następne, i znów musieli uciekać, musieli, aż…

Za oknem zaszeleściło, trzasnęła kupka rozpałki pod ścianą. Ania zatrzęsła się, zadzwoniła zębami. Deszcz mocniej uderzył o szyby, a te już całkiem wyraźnie drgnęły pod jego naporem. Szyby przycięte i wstawione przez jej męża z miłością, ale nieosłonięte ciężkimi okiennicami. Szczypce do drewna zaczepiły się o pogrzebacz, hak ledwie słyszalnie zazgrzytał po drewnie, kiedy go przyciągnęła do siebie. Idiotka, przeklęta idiotka, głupia, tępa idiotka! Jak można było zapomnieć zamknąć okiennice?! Misza, Miiiszaa…

Wujek męża się ich nie doczekał: nieoczekiwanie zmarł, zginął na polowaniu, spoczął w ziemi spokojnych i względnie dostatnich Cziszm. Tak im powiedzieli sąsiedzi, nieliczni i ponurzy. Na pytania Miszki nikt i tak nie odpowiedział niczego konkretnego. Domek – stareńką dwuizbową drewnianą chatę – oddano im bez oporów. Mąż się ucieszył, marszczył brwi znacznie mniej niż zwykle i od razu wziął się do gospodarowania. Na Lenoczkę, wesoło uganiającą się po podwórku z pięciołapą Żuczką, sąsiedzi w ogóle nie zwracali uwagi. Ania przyczynę tego poznała nieco później, kiedy już się zapoznała z życiem wsi i z jej mieszkańcami: nie brakowało tu takich, jakich w Nowej Ufie SB wysyłało za kolczasty drut, zmuszając, by ponadludzką pracą odpokutowali za swoje mutacje, ułomności i inne pokraczne cechy odróżniające ich od „normalnych” ludzi.

Ania i Miszka cieszyli się, życie im się układa i nawet trzy króliki, wymienione za kilka dobrych łopat i porządne gumowce, miały wydać na świat pierwsze potomstwo. Cziszmy szczyciły się na nowo wyhodowanymi zwierzętami, na których porażenie promieniowaniem odbiło się tylko w postaci dużej masy i gęściejszego futra. Na mięso królików mieszkańcy okazali się całkowicie obojętni, w odróżnieniu do wielu innych hodowlanych zwierząt. Dlaczego im tak bezproblemowo odstąpili dom, nierozpadający się na kawałki, jedynie z nielicznymi dziurami w pokryciu dachu i przybudówce – nad tym uchodźcy się nie zastanawiali. Do dzisiejszej nocy.

Usłyszawszy przenikliwy króliczy krzyk – nie pisk, tylko krzyk, prawie dziecięcy – Miszka nie poleciał na łeb, na szyję do klatek. Mięso mięsem, futro futrem, ale życie droższe. Tego dnia chodził już w stronę wsi sprawdzić, czy nic się nie dzieje i choć wszystko dokoła wydawało się ciche, nie chciał ryzykować. Ania uścisnęła mokrą córeczkę, zasłoniła jej uszy i wzdrygnęła się, podążając za wzrokiem Miszki.

Wieczorem naniósł wody, nagrzał ją w piecu i zaczął kąpać Lenoczkę w niedawno naprawionym dużym korycie. I zajmując się rozchichotaną, szczęśliwą córeczką, zapomniał zamknąć okiennice. A Ania, zabiegana przez cały dzień przy praniu, zagapiła się i też wyleciało jej to z głowy. Światło kilku płonących szczap** drżało i drżało w przeciągu, rzucając odblask na szyby niezasłoniętych okien. Pierwsze wpadło do wnętrza domu okno wychodzące na podwórko. Miszka zdążył wepchnąć Anię z córką do drugiego pokoju, zatrzasnął drzwi. Przestawić stół i otworzyć klapę w podłodze – już nie zdążył.

Stojący pod ścianą ciężki kufer nie chciał się ruszyć z miejsca. Ania naparła na niego nogą, pchnęła go do przodu. W plecach jej coś strzyknęło, rozlało się gorącym, suchym bólem i zaraz, nieco słabiej, odezwało się w ręce. Zamrugała i w półmroku zupełnie spokojnie powiodła wzrokiem za zerwanym, opadającym na podłogę paznokciem. Kufer, zgrzytając po deskach, przesunął się w przód, bezpiecznie podpierając drzwi. Lenoczka płakała, patrząc błyszczącymi oczyma na mokrą od potu matkę, a ta…

Usłyszała jego krzyk, przeszywający uszy, unoszący się ku górze, dziki, wyrywający się z piersi jej silnego męża – człowieka, który nikogo się nie bał, potrafił wyjść w pojedynkę naprzeciw trzem przeciwnikom. Do krzyku nieco później doszło błogie sapanie i mokre, mlaszczące dźwięki, jakiś niepojęty trzask, od którego zadrżała jeszcze mocniej.

Ktoś miękko trącił drzwi, naparł na nie, parsknął z niezadowoleniem, zabełkotał urywanym, gorączkowym szeptem. Ania przyciągnęła do siebie kwilącą córeczkę, sięgnęła po pogrzebacz, który niezauważenie wrzucił za nią do pokoju Miszka. Teraz już jej dawny Miszka. Cisza nastąpiła odrobinę później. I nie na długo.

Deszcz cały czas siekł strugami niezakryte szyby, bębnił po dachu, dzwonił w metalowy daszek i zardzewiałą rurę pieca. A za oknem – co było słychać pomimo ulewy – chodzili ci, którzy przed chwilą mamrotali i ciamkali za ścianą. Wśród wilgoci i czerni, w tłustym, lepkim błocie, po całkiem zamokniętej rozpałce.

– Mama? – pisnęła Lenoczka, przywierając do Ani.

Za oknem coś się gwałtownie poruszyło, bladym kręgiem przylgnęło do szyby, zajrzało zapadniętymi ślepiami. Ciężki, kuty pogrzebacz łatwo wpasował się w rękę, nieoczekiwanie wygodnie i zwyczajnie. Okno wyleciało zaraz potem, wpuszczając do środka zapach ziemi, wody lejącej się z szarego, ołowianego nieba, i zgnilizny.

Ania krzyknęła dziko, bojąc się, że nie zdąży. Odepchnęła córkę, uderzyła krótkim ruchem, bez zamachu. Wiele trzeba maleńkiej dziewczynce? Jej własna śmierć nadeszła sekundę później, a okazała się znacznie straszniejsza i bardziej bolesna.

* Miasta w Baszkirii (Baszkortostanie).

** Zapalona cienka szczapa (żagiew) umieszczona w żelaznym uchwycie to tańsze i łatwiej dostępne źródło światła niż świeca. Dawniej takie szczapy były w powszechnym użytku, w Rosji jeszcze na początku XX wieku.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: