Stoliczku, nakryj się! - Jakub i Wilhelm Grimm - ebook

Stoliczku, nakryj się! ebook

Jakub i Wilhelm Grimm

0,0

Opis

Stoliczku nakryj się! należy – obok Jasia i Małgosi, Królewny Śnieżki, Śpiącej królewny czy Czterech muzykantów z Bremy – do najpopularniejszych baśni braci Grimm. Utwór powstał na motywach środkowoeuropejskich wątków baśniowych. Grimm nadali tradycyjnej opowieści koloryt pasjonującej literackiej bajki, a równocześnie pogłębili zawarte w niej przesłanie filozoficzne i moralne. Należąca do kanonu literatury dziecięcej baśń została atrakcyjnie opowiedziana polskim dzieciom przez Tamarę Michałowską. Urocze ilustracje Artura Piątka nadają tej pięknej książce magnetyzującego ciepła i czynią ją niezwykle bliską początkującym czytelnikom.

 

Seria Akademia Czytania, poziom drugi została opracowana z myślą o dzieciach stawiających pierwsze kroki w czytaniu – jeszcze z rodzicami lub już samodzielnie. Atutami książek należących do serii są: podstawowe słownictwo, klarownie zbudowane zdania, duża czcionka, prosta i fascynująca fabuła, jasne przesłanie moralne. Książeczki są bogato ilustrowane, co pozwala dziecku kojarzyć opowieść z jej prezentacją graficzną.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 2

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Opracowanie tekstu baśni Tamara Michałowska
Okładka i ilustracje Jarosław Żukowski
Ilustracje Artur Piątek, Sylwia Malon
Korekta Agata Wójcicka-Kołodziej
Skład Barbara Wieczorek
© Copyright by Siedmioróg
Wrocław 2020
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment książki nie może być powielany ani reprodukowany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
ISBN 978-83-66620-18-6
Wydawnictwo Siedmioróg
ul. Krakowska 90, 50-427 Wrocław
Księgarnia wysyłkowa Wydawnictwa Siedmiorógwww.siedmiorog.pl
Konwersja: eLitera s.c.

Przed laty żyła sobie wdowa po gajowym, która miała dwóch synów. Miała też kozę, jedną jedyną. Wszyscy żywili się jej mlekiem, więc dbali, aby koza miała dość paszy, i synowie co dzień po kolei paśli ją na łące.

Pewnego dnia koza oświadczyła:

– Moi drodzy, moi mili, mleka więcej nie dam wiele. Nie dam więcej niż garnuszek, me, me, me!

Wdowa i synowie prosili, błagali, na próżno. Wkrótce stało się oczywiste, że koza nie da więcej mleka niż garnuszek dziennie, a z takiej racji i z małego ogrodu wszyscy nie byli w stanie się wyżywić.

– Jesteś już prawie dorosły, Franku – rzekła starszemu synowi wdowa, ocierając łzy rąbkiem fartucha. – Ruszaj w świat, może tam znajdziesz fortunę i szczęście!

– Bądź spokojna, mamo! Jestem zdrowy jak ryba i silny jak tur, dam sobie w świecie radę. Kiedy znajdę pracę i zarobię trochę grosza, wrócę tu, żeby pomóc tobie i Jankowi.

Franek poszedł przed siebie przez las, nie wiedząc ani dokąd pójść, ani co ze sobą począć. Prowadził go ukochany pies Burek, który na każdym rozdrożu wskazywał mu drogę.

Gdy tak wędrował, zaszedł pewnego dnia pod dom stolarza.

– Dzień dobry, majstrze. Czy nie znajdzie się u was jakaś robota?

– A znasz się na stolarce, chłopcze? – zapytał stolarz.

– Nie znam, ale chętnie się do zawodu przyuczę.

– Hem – zamyślił się stolarz. – Nie poszukujemy akurat ucznia...

– Weź go do pracy, ojcze! – z okna wychyliła się piękna córka stolarza, Zosia. – Dobrze mu z oczu patrzy. Będziesz miał z niego pożytek.

– Dziękuję panienko – Franek uśmiechnął się do dziewczyny. – Zapewniam, że ciężkiej pracy się nie boję!

– Sprawdzimy, czy mówisz prawdę – rzekł stolarz. – Jutro zaczynasz naukę.

Franek uczył się tak pilnie, tak rzetelnie pracował, że gdy skończył się jego termin, majster dał mu w podarunku stolik, który wyglądał jak każdy inny drewniany stolik, ale miał pewną niezwykłą właściwość. Jeśli się zawołało: „Stoliczku nakryj się!” – natychmiast stolik nakrywał się kolorowym obrusem, zjawiały się na nim półmiski z pieczystym i innym najprzedniejszym jadłem, i karafka, w której połyskiwało czerwone wino, i dzbanek z wodą, i desery, i owoce, aż się serce radowało człowiekowi na sam widok.

Chłopak pomyślał sobie: „Tego starczy mi na całe życie!” – i wyruszył w świat, nie troszcząc się o to, czy znajdzie dobrą gospodę. Jeśli pogoda była ładna, wcale nie zachodził do karczmy, lecz rozstawiał swój stolik na łące czy w lesie, zapraszał przygodnych towarzyszy i mówił:

– Stoliczku, nakryj się! – a wnet zjawiało się wszystko, czego zapragnął on i wszyscy wkoło.

Wreszcie postanowił powrócić do matki, myśląc:

„Pozwoli mi chyba wrócić na stałe do domu, kiedy jej przyniosę taki cudowny stoliczek”.

Po drodze do domu zaszedł młody stolarz któregoś wieczora do karczmy pełnej gości.

– Podaj mi karczmarzu coś na kolację, bo głodny jestem jak wilk! – wołał Franek od progu.

– Zapraszamy cię do naszego stołu! – zaproponowali goście. – Przyłącz się do naszej wieczerzy, gdyż nic już więcej u gospodarza nie dostaniesz.

– Nie – odparł Franek – nie chcę wam zabierać tych kilku kąsków, bądźcie raczej wy moimi gośćmi.

A kiedy wszyscy zaczęli się śmiać, sądząc, że to żarty, ustawił na środku izby swój drewniany stolik i zawołał:

– Stoliczku, nakryj się!

W tejże chwili na stoliczku zjawiły się najlepsze potrawy i napoje.

– Co za cuda! – wykrzyknęli chórem goście.

– Jedzcie i pijcie, przyjaciele! – zawołał młody stolarz, a goście nie dali sobie tego dwa razy powtarzać, chwycili za noże i widelce i zabrali się do jedzenia.

A co najdziwniejsze, że gdy się jakiś półmisek opróżniał, natychmiast zjawiał się na jego miejscu nowy, pełny.

Karczmarz przyłączył się do gości i przyglądał temu z bliska. Z zazdrości nie mógł wymówić ani słowa, myślał tylko ciągle:

„O, gdybym to ja miał taki stoliczek!”.

Stolarz i jego goście bawili się i ucztowali do późna w nocy. Wreszcie położyli się spać, a młodzieniec postawił swój cudowny stolik u wezgłowia łóżka. Ale karczmarz nie mógł zasnąć i nagle przyszło mu do głowy, że ma w lamusie stolik bardzo podobny do tego cudownego stoliczka. Przyniósł go więc i cichutko zamienił stolik cudowny na zwykły.

Nazajutrz młodzieniec zapłacił za nocleg, wziął stolik pod rękę i wyruszył w dalszą drogę.

Koło południa przyszedł wreszcie do rodzinnego domu. Matka przyjęła go z wielką radością.

– No, mój synku, czego się nauczyłeś? – zapytała.

– Zostałem stolarzem, mamo.

– Bardzo dobre rzemiosło – odparła matka. – A cóż sobie przyniosłeś z wędrówki?

– Mamo, najcenniejsze, co przyniosłem, to ten stolik.

– Nie widzę w nim nic nadzwyczajnego, ot, zwykły drewniany stolik.

– Nie, mamo, to jest stolik cudowny! – mówi syn. –Wystarczy, abym zawołał: „Stoliczku, nakryj się!”, a wnet zjawiają się na nim tak wspaniałe potrawy i wina, że aż się serce raduje.

Matka popatrzyła na syna ze zdumieniem, więc Franek postawił stolik na środku pokoju i zawołał:

– Stoliczku, nakryj się!

Ale stoliczek ani drgnął, jak każdy zwykły stół, który nie rozumie ludzkiej mowy.

– Ha, ha, ha – matka wybuchła śmiechem. – Biedny synku, czy ty naprawdę wierzysz w cuda, jak małe dziecko?

Wówczas zrozumiał nieszczęsny młodzieniec, że został oszukany.

Matka i młodszy syn Janek wzięli się z powrotem do pracy w gospodarstwie, teraz, kiedy koza dawała zaledwie garnuszek mleka dziennie, musieli wielce się natrudzić, żeby związać koniec z końcem. A Franek wrócił do stolarza i przyjął u niego posadę.

Pracował przez wiele miesięcy, od świtu do nocy. Gdy tylko wstało słońce, zachodził do warsztatu, całymi dniami pomagał majstrowi, bo chciał odłożyć parę groszy dla siebie i dla swojej matki. Zdarzało się jednak, że majster dawał mu wolne. Wtedy Franek zapraszał Zosię na wspólne wyprawy.

– Pójdźmy razem nad rzekę! – powiedział pewnego razu Franek.

– Dobrze! – ucieszyła się Zosia. – Nazbieram tam jagód i malin dla moich rodziców, mama upiecze z nich pyszne ciasto.

– A ja nazbieram leśnych kwiatów, będą dla ciebie.

– Eh, przestań Franek, bo się zaczerwienię.

Tymczasem w rodzinnym domu koza znowu przemówiła:

– Moi drodzy, moi mili, mleka więcej nie dam. Nie dam więcej ani kropli, me, me, me!

– Poczekaj, ty niewdzięczne stworzenie! – zawołała matka. Pobiegła do izby, przyniosła brzytwę, namydliła kozie głowę i ogoliła ją gładko jak dłoń. A że strzyżenie nie wydało jej się jeszcze wystarczającą karą, przyniosła bicz i tak nim schłostała kozę, że ta uciekała co sił i nigdy już więcej nie wróciła.

Skoro mleka więcej nie było, młodszy syn, Janek, także musiał ruszyć w świat. Poszedł na naukę do tokarza, a że jest to trudne rzemiosło, musiał uczyć się go dłużej niż Franek. Janek nigdy nie wątpił w słowa starszego brata, był od początku przekonany, że karczmarz ukradł mu cudowny stolik. Martwił się tym bardzo, a ze swoich trosk zwierzył się pewnego dnia Marysi, starszej córce majstra. Razem z nią zastanawiał się, jak mógłby pomóc bratu.

Kiedy skończyła się nauka, majster, wraz z całą rodziną, żegnał Janka i na odchodne powiedział:

– Bardzo byłem z ciebie zadowolony, a w nagrodę dam ci ten oto worek i te dwa kije.

– Worek przyda mi się w drodze – rzekł młodzieniec – ale na co mi kije? Zawadzają tylko!

– Nie mów tak – rzekł majster. – Nie są to zwykłe kije. Jeśli ci ktoś coś złego zrobi, zawołaj tylko: „Bijcie, kije-samobije!”, a kije wnet wyskoczą z worka i póty bić będą, póki nie zawołasz: „Dość już, kije-samobije!”.

– Dziękuję panu, to nie lada nagroda, rzeczywiście – powiedział Janek. – A teraz, czas mi wyruszyć w drogę.

Janek zarzucił worek na plecy, porozmawiał chwilę z Marysią i ruszył w drogę. Gdy tylko ktoś chciał mu zrobić coś złego, wołał: – Bijcie, kije-samobije! – a wnet kije wyskakiwały z worka w jego obronie.

Tymczasem starszy syn powtórnie wrócił do domu. Tym razem przyjechał na koniu, przywiózł ze sobą krowę, gęś i sakiewkę z kilkoma talarami.

– To dla ciebie, mamo, teraz nie zaznasz już więcej biedy!

– Ach, jaka jestem szczęśliwa, mój drogi Franku – radowała się mama. – Czy wiesz, że twój młodszy brat, Janek, też niedługo tu będzie? Napisał list, że skończył już naukę i że wyruszył tu do nas w drogę!

– Janek wraca do domu? – ucieszył się młodzieniec. – W takim razie wyjadę mu na spotkanie!

Spiął swojego konia i pomknął przez las.

Pod wieczór młody stolarz przybył przed karczmę, gdzie niegdyś nocował. Patrzy, a drogą idzie Janek z workiem na plecach. Zeskoczył z konia, podbiegł do niego i chłopcy rzucili się sobie w ramiona.

– Co za zbieg okoliczności – powiedział wreszcie Franek – że spotykamy się właśnie przed karczmą, w której ukradziono mi cudowny stolik.

– Ach, więc to tutaj mieszka ten nieuczciwy gospodarz! – wykrzyknął Janek. – W takim razie chodź, zajdziemy do niego, aby odzyskać twój cudowny stolik. Mam pewien pomysł.

Nie czekając ani chwili, obaj bracia weszli do karczmy i zamówili jedzenie. Kiedy gospodarz podał im dania, Janek położył worek na stole i począł opowiadać o dziwach, jakie widział na świecie.

– Tak – rzekł – widuje się wprawdzie osiołki złotodajne i inne wspaniałe rzeczy, choćby cudowne stoliki, takie jaki kiedyś miał mój brat, co się nakrywają na rozkaz. Ale wszystko to jest niczym wobec skarbu, który mam w tym worku.

Karczmarz nadstawił ucha.

„Cóż to może być takiego? – pomyślał. – Worek jest pewnie pełen klejnotów! Muszę go koniecznie zdobyć!”.

Nadeszła pora snu, goście poprosili o pokój, wyciągnęli się w łóżkach, Janek położył worek pod głową. Gdy karczmarz sądził, że już śpią, zakradł się do pokoju, wyciągnął ostrożnie worek spod głowy Janka, chcąc podsunąć mu inny, podobny. Ale młodzieniec czuwał i czekał tylko na to. Jak tylko karczmarz zaczął się oddalać, zawołała:

– Bijcie, kije-samobije!

Kije wyskoczyły wnet z worka i poczęły okładać złego karczmarza. Karczmarz krzyczał i błagał o litość, ale kije nie zważały na nic i im głośniej krzyczał, tym mocniej go biły, aż padł wreszcie wyczerpany na ziemię.

Wówczas stolarz rzekł:

– Jeśli nie oddasz mi natychmiast cudownego stolika, kije rozpoczną taniec od nowa.

– Zlitujcie się! – zawołał karczmarz. – Oddam wam wszystko, tylko uwolnijcie mnie od tych kijów.

– Dobrze – powiedział tokarz – okażemy ci łaskę, ale natychmiast dasz nam stolik! – Potem zawołał: – Dość już, kije-samobije! – a kije wróciły do worka.

Nazajutrz obaj bracia wyruszyli ze stolikiem w dalszą drogę, a koło południa przybyli do domu. Matka zaprosiła krewnych. Tymczasem Franek wskoczył na konia i pognał do dwóch majstrów – stolarza i tokarza – i ich także zaprosił na przyjęcie, z całymi rodzinami.

Kiedy wszyscy goście zjawili się u wdowy, wówczas Franek postawił na środku izby stolik i zawołał: „Stoliczku, nakryj się!” – a wówczas zjawiły się na stoliku najlepsze potrawy. Odbyła się więc taka wspaniała uczta, jakiej biedna wdowa nigdy w życiu nie widziała, a goście pozostali w jej domu jeszcze przez trzy dni, tak długo bowiem weselili się i cieszyli. W środku zabawy Franek poprosił o rękę Zosię, a Janek Marysię.

Miesiąc później odbyło się podwójne wesele, jeszcze bardziej wystawne niż ta uczta. A po nim wszyscy żyli w radości i dobrobycie przez długie, długie lata.